Karawaka Klementowice
40 lat później…….
Szklanka dawno nie myta wypadła z dłoni kapitana statku. Cumują już od wielu dni gdzieś między Maciejowicami a Górą Kalwarią. Niespokojna woda Wisły uniemożliwia dalszy spływ w dół do Galicji. Na pokładzie coraz mniej beczek śledzi...Kapitan już prawie 79 letni zarośnięty , zapuszczony na tym swoim już leciwym statku, o świecie zakończył ostatnią szklankę rumu. Butelki kołyszą się jak cała łajba - od burty do burty. To już 2 tydzień przymusowego postoju. Siwy zarost kapitana nie tylko pisze doświadczenie, ale i sygnalizuje jego człowieczeństwo uchodzące po miału. Coraz częściej zamyka się w swoim okrętowym pokoju, zamawia jedzenie w kantynie, ale nie jada. Ostatnio i chorował, kaszel i suchoty go brały. Dał radę. W Gdańsku spotkał się z córką na chwilę. Jak to marynarz ,tylko na chwilę. Choć kocha i kocha mocno. Dał jej kilka groszy na czarną godzinę. Jadwiga zawsze ma najświeższe informacje co się dzieje w kraju ,który na mapie nie istnieje przecież. Opowiada ojcu zmęczonego ciągłymi kursami przez niespokojną Wisłę, że w Łodzi wybuchł strajk robotniczy, nastał tam stan wojenny i 200 osób zabito a ponad 1000 aresztowano i osadzono w więzieniach. Co gorsza aresztowano Dmowskiego. Długo drapał się po już wypłowiałej brodzie siwiutkiej bardzo , kto to Dmowski ten… Tym bardziej nie wiedział ,że narodził się tego roku roku 1892 Bierut…..kto to ten Bierut….
Chrapie , buzia otwarta, koleja butelczyna rumu wyparowała. Śpi głęboko, odpoczywa… już tyle...Drzwi trzaskają do kajuty. Staje nawigator , też wczorajszy ,ale bardziej świeży. Melduje :
Panie Kapitanie mam informację od nadzorcy przystani , że możemy płynąć w dół !!!
Kapitan otworzył leniwie oko , drugim drzemiąc i zapadając się w oparach alkoholu i taniego tytoniu. Zapadał w myśl zejścia z trapu na Puławską ziemię. Odnaleźć nawigatora zostawionego 40 lat temu, tam w tej cholernej epidemii. Znaleźć żywego lub jego grób. Gryzie go od wypłynięcia z portu z Puław w 1852 roku… Ale rum uśmierza ból, rozgania myśli….
Wstał ,podszedł do zniszczonego i zaniedbanego lustra. Widzi sędziwą pociągłą twarz starca. Przewiózł Wisłą tysiące ton zboża ,śledzi i innych towarów. Przewiózł setki ludzi szukających lepszego jutra. Znają go w każdym porcie, każdej zatoczce, każdej przystani. Znają tą zmarnowaną twarz. Znają jego już niepewny krok, mniej sprawną lewą nogę. Zabór rosyjski tak blisko. Nie lubi tego zaboru, tego języka. Tej kultury, tych ich obyczajów. Patrzy jak wycierana jest polskość….
Gasi kolejnego papierosa. Czyta raporty … epidemia znów szaleje…. Boże, każesz mi wracać znów w to piekło. Pamięta jak kolej Iwanogrodzko-Dąbrowską budowano. Przywleczono cholerę, z drugiej strony Wisły, znaczy Sieciechowskiej. A wcześniej w 1867 roku w Guberni Lubelskiej cholera zaatakowała 4823 ludzi – zmarła połowa. Czy w 1872 roku na cholerę zachorowało 1286 osób zmarło 506…. Pamięta jak w 1873 roku po radomskiej stronie Wisły szalał mór cholery, a w Warszawie dżuma…. Dopija paskudną kawę i czyta ostatnie akapity raportu. W królestwie Danii wykonano ostatnią karę śmierci. Uśmiechnął się pod wąsem… życzliwie. Czyta dalej . Jego tam carskie coś tam coś tam, wargami przewraca , nie lubi tych carskich …. Car Rosji Wszech Rosji był z wizytacją wojsk w Twierdzy Iwanogrod wraz z młodym synem - przyszłym Carem ostatnim z Romanowów Mikołajem II, który odwiedził mury Dęblińskiej Twierdzy w 1914 roku.
Karawaka Klementowice
Po paskudnej kawie przyszedł czas na paskudne późne śniadanie. Zjada z niechęcią, wie , że młody nie jest i musi się pilnować z jedzeniem. Połowę zębów stracił na ciężkich czasach. Nieurodzaj był straszny,susza… warzywa, zboża nie obrodziły. Brukiew do znudzenia a i jej zabrakło…. Wzruszył do siebie ramionami. Przynieśli mu znów to samo – kawałek rzepy pieczonej, ziemniaki ze wczoraj i jakąś breję. Chleb czarny i czerstwy nie dał się urwać dłonią. Nóż raz za razem wcina się w bochen. Odkrawa pajdę chleba. Choć chleb dobry- mruczy pod nosem. Zamyka się nad talerzem w sobie, w swoim świecie i celu. Do Puław nie daleko może 20 mil może 23 mile. Zarządza odprawę. Na pokładzie w końcu pojawiają się ostatni wioślarze, mocno zbudowani, żylaści, ale pełni wigoru mężczyźni. Mają wiosłować pod prąd, na Wiśle, w ten bardzo wysoki jej stan …
Płyniemy panowie do Galicji po sól. Śledzie zrzucamy w Puławach i Kazimierzu. W Puławach w porcie mam osobistą sprawę. Zacumujemy na jedną lub dwie noce. Tawerna jest ! Strawa ujdzie. Gorzałka jest. Tam mówią okowita…. Pamiętajcie w Modrzycach nie tylko żupa solna jest, ale i mosty. Kolejowy nowiutki i ten do fortu na drugim brzegu Wisły. Forty budują, jest i port na Wiśle. Ale nic tam po nas. Bacznie oko wytężać macie i o wszystkim meldować.
Tak jest panie Kapitanie! - okrzyk z pokładu go dobiegł jak lata temu...
Cumy i odbijamy.
Karawaka w Kurowie
Znów czuje cudowny kołys łajby, bochot Wisły. Słyszy najróżniejsze ptactwo w ten dzień skrzeczące nad pokładem. Słyszy jak wiosła wbijają się w mętnie czarną wodę Wisły, słyszy miarowe okrzyki wioślarzy. Widzi zewsząd pasące się na łąkach przywiślanych krowy, konie, gdzieś i kozy są. Wierzby nieprzycinane chylą swe konary na wietrze wrześniowym. Widzi znajomy spichlerz ...widzi kościół w Górze Jaroszyńskiej ,widzi rotundę- kaplicę Czartoryskich. Przeszywa go niepokój…
Trap opada na piach wiślany. Od razu przy nich staje nadzorca portu. Coś po rosyjsku mówi ... zna ten język. Musi znać , tyle lat tu pływa. To już jego jeden z ostatnich rejsów. Kolej żelazna zabiera mu jak i innym zlecenia. Szybciej , pewniej , więcej zabierze i nie ma wpływu pogoda, stan rzeki czy kaprysy marynarzy. Sprawy zostawił swojemu bosmanowi ...niech rozmawia z dozorcą.
Od razu ruszył do szpitala św Boromeusza, gdzie jego nawigator leżał. Ten bez mała 50 letni szpital jest bardzo nowoczesny. Musi zasięgnąć informacji co się stało z jego kolegą.Schodzi na puławski ląd, czuje się tu niepewnie. W 1852 roku uciekał stąd przecież… Robi kilka kroków do przodu. Jego prawa ręka bosman opłaca miejsce na redzie i załatwia sprawę rozładunku beczek śledzi. Gwar w porcie, ktoś krzyczy, rybacy narzekają na słabe łowy, dużo żołnierzy rosyjskich… Port tak port strategiczny w końcu. Z armady Czartoryskich zostało tylko wspomnienie. Statki zostały zarekwirowane i namiestnik rosyjski nimi zarządza. Herb Pogoni Litewskiej już nie powiewa,zamieniony na dwa czarne orły z głowami na wschód i zachód, trzymające insygnia królewskie, Romanowów….
Karawaka w Końskowoli
Widzi dawno nie widzianą wierzbę ...Boże jak ona rozrosła się … Przy niej murowana kapliczka. Murarze się kręcą koło niej. Coś tam robią. Dorabiają, dokuwają? Kamieniarz przy nich i ksiądz. Idzie znów jak ponad 40 lat temu zaciekawiony. Gapiów dużo. Słońce przypieka. Dochodzi do kapliczki. Widzi nowe napisy OD.R.1892. Dedukuje, że odnowiona tegoż roku, Anno Domini 1892. Gawiedź klęczy, modli się. Karawaka nabrała nowego światła i świeżości. Krzyż choleryczny widoczny. Modły znów snują się po Puławach i nie tylko. W niedalekiej Końskowoli siedziby wielkich tych ziem Konińskich , Tęczyńskich, Sieniawskich czy Czartoryskich przy kościółku św. Anny konsekrowanym bodajże w 1613 roku postawiono murowaną kolumnową karawakę z płytą, z modlitwą…. Gdzieś dalej w bardzo starym mieście Kurów , przy starym bo sięgającym na pewno połowy XVIII wieku cmentarzu postawiano parę dni wcześniej - krzyż Karawakę. W niedalekich Klementowicach , bardzo starej, bo sięgającej ponad 600 lat parafii za wzgórzem kościelnym stała już w XVIII wieku Karawaka – Krzyż – przebłagalny…. Nie mówiąc o Kazimierzu , Włostowicach….
Odnowiona karawaka - bohaterka opowiadania - Puławy
Znów – cholera ! Zaklnął pod nosem kapitan… Ktoś w ludu, mówi już zachorowało ponad 6000 ludzi na Lubelszczyźnie,a Panie w Puławach znaczy w powiecie naszym już ponad 900 zachorowało. Przeraził się kapitan i odszedł na trzy koki od zgromadzenia. Znów – cholera ! Wymamrotał. To za dużo dla niego. Poszedł do tawerny nie tylko złagodzić nerwy ale i „odkazić” się. Zapadł w sen po lekkiej kolacji a mocnym trunku. Obudził go skowyt psów ujadających od świtu. Otworzył już nie młode oko. Naciągnął spodnie niemrawie. Głowa boli , wzrok lata po izbie. Miał wrócić na pokład ,dać dyspozycje. Miał udać się do szpitala…. Ech .. informacja o kolejnej fali epidemii go załamała. Ciekawość wzięła górę i wyskoczył przed tawernę. Słońce już dobrze grzało i jego blask oślepił kapitana na krótką chwilę. Widzi zaprzęg koni – pewnie kobyły pociągowe i wóz drabiniasty a na nim zwłoki cholerycznych ofiar. Za nim kondukt morowy….Zły omen….
Dziś musi się dowiedzieć co z jego nawigatorem pozostawionym 40 lat temu…
Wierzba pochyla się nad kapliczką. Ludzi od rana wielu, wielu się modli, wielu ma przy sobie małe medaliki- karawaki. By dom, by domowników chronić mimo wszystko. Dziś wyrusza po sól do Bochni. Żupy czekają. Portowy zaduch, mieszanka zapachu ryb, palonego drewna w wędzarniach,i czegoś nieokreślonego. Ta nieokreśloność to całe życie marynarzy, cały świat ich życia, wybranej drogi, daleko od rodziny, tam dziewczyna, gdzie port. Ile to dziewczyn w Puławach stała na redzie i wyczekiwała swoich ukochanych, widziała ,że nie są ich na całe życie, ale na ten port, na tą chwilę tak. Być choć przez chwilę kochanym, być zatopionym w jego bezpiecznych i męskich ramionach. Poczuć jego zapach, poczuć jego świat, być kawałkiem świata jego i swego razem ,choć na kilka dni…
Karawaka - bohaterka opowiadania - Puławy
Dziś śniadanie mu nie smakowało , kapitan zły ,kapitan głodny. Czas płynie, czas zabiera masę ludzi. Tyle tu już było epidemii, ta z 1708 roku, ta w Instytucie Panien, czy ta zła, smutna ,osobista z 1852 roku. Otwiera furtę bramy, kilku pacjentów przechadza się dziedzińcem szpitala św Karola. Przemykają kitle lekarskie , pielęgniarki , wycie pacjentów. Kapitan szuka szefa tego szpitala. On ma księgi….Nie przedstawił się dyrektor szpitala, tylko stwierdził , że kontynuuje misję wspaniałego Karola Khittla,doktora nauk medycznych na dworze Czartoryskich. Podrzucił tylko imię – Alfons.
Nawigator – Ignacy Kotecki ,syn Bolesława i Marii ….leczony na cholerę , czas leczenia 10 dni. Anno Domini 1852 -zgon. Zwłoki poświęcono i zakopano na Piaskach. Blisko Wólki Profeckiej. W odległości 2 worst od młyna na Kurówce. Tam chowano, na końcu Puław chorych na cholerę. Wpisano do akt. Grób masowy. W grobie 13 osób. Nazwisk 3 nie ustalono. Za cmentarzem wyznania Mojrzeszowego. Tam w tych piachach i jałowcach zaczęto chować tych epidemijnych, cholerycznych. Już jedna mogiła na Norblina na Włostowicach jest….
Kapitan zapala papierosa, miał jednego na okazję, jedynego, jednokrotnego . Wychodzi na dwór. Idzie w stronę Wisły… tam czuję się dobrze, pewnie, tam jest u siebie… Drapie się bez ładu po siwej brodzie… jakaś łza rosi policzek...Gaśnie, idzie bez celu… nie przeżył…...cholera!!!
Wraca pospiesznie do portu. Zarządza natychmiastowe odcumowanie i płynięcie do Galicji . Już tu nie wróci, już nie chce….. zamyka się w kajucie. Zapada w sobie. Zostawia Puławy z jej epidemią, z jej żarliwie modlącymi się ludźmi, z jej co rusz powstającymi kapliczkami – latarniami…..
W 2000 roku kapliczkę poddano gruntownej renowacji za wstawiennictwem Pana Zdzisława Kraszewskiego. Odsłonięto zatynkowaną karawakę, dostawiono tabliczkę informującą...nowy krzyż ...Oko miał na to historyk sztuki Kazimierz Parfianowicz.
A przecież 6 Sierpnia nie tylko skrywa tą historię….także tą o nawiedzonym miejscu….pustym placu...
Fabularyzowane moją narracją.
Źródło :
Naruszewicz-Lesiuk D. „Cholera , Choroby zakaźne i ich zwalczanie na ziemiach polskich XX wieku”
„Cholera , jej dawniejsze epidemije u nas, przyczyny , objawy, zapobieganie, leczenie”- dr B.Dzieżawski, O.Hewelke, W.Janowski 1892
W.N. Skadiczewskij, 1893 r. "Cholernaja epidemija 1892 goda w Ljubinskoj Gubernii"
K.Kurzyp - "Stężyca nad Wisłą"
Kazimierz Parfianowicz "KAPLICZKA Z KRZYŻEM KARAWAKĄ.PUŁAWSKA PAMIĄTKA WOTYWNA CZASU EPIDEMII CHOLERY (1852, 1892)"
Henryk Czech - "Miejsca upamiętnione"
o. Paweł Sczaniecki w książce Święty Benedykt (Kraków 2000, wyd. 3, s. 179–182)
eksperci :G. Bartnik , H. Mielniczenko, H. Czech, Z. Kiełb, M. Głos śp. M. Spróz
Wikipedia
Kwartalnik Gminy Kurów, nr 10 , lipiec 2018.
Zdjęcia własne,Trap – Internet.