• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Borowa

< 1 2 >

Pajęczy świat....świt...

 

 

Pajęczy wydźwięk pokrył całą łąkę. Jego dzieła falują lekko na porannym wiaterku. Babie lato wcisnęło się w zamknięte coraz bardziej koszyczki marchwi, oplotły coraz bardziej dojrzałe łodygi szczawi wszelakich, rozpostarły się między żółtymi łebkami kocanek. Parujące zioła na tej łące wprawiają mnie w egzaltację wręcz. Parujące nocą i zroszonym rankiem zagonek łąki przy jeziorze Matygi kłębi się w moich zmysłach,smakach i zapachach wymiarów. Uderza mocno wrotyczowa nuta. Już wybrzmiały, już gotowy do zbiorów, już pręży się do tego iskającego ziemię słońca. Pachnie swoim mocnym i silnym ja! Ambrozyja żółtymi kuleczkami kwiecia swego faluje…i…faluje…widać dobrze mu tu… . Wtóruje mu skromniejszy tysiąclist – krwawnik pospolity. Mniejszy , biały w kwiecie równie pachnące , równie silnie przyciąga zmysły. Choć liść już ma zmęczony słońcem gorejącym to koszyczek tysięcy listków białych dumnie zadziera ku niebu. Rozcieram Go trochę w dłoniach …zaciągam…buch…bach…ach…Uzależniony jestem od jego swoistej swoistości. Achillea po łacinie – tak tak legendy mówią ,że właśnie Achilles leczył rany nim. Jeszcze niżej na łące kocanki piaskowa tak poszukiwane przez osoby z niewydolnością wątroby. Łodyżka skromna a na niej żółty bukiet kwiecia. Tu jej mnóstwo, tu jej wszystko pasuje. I te relikty Fortu IV i ta baza pojazdów szynowych i te pola już orane dzisiaj i ta obecność Wsi , starej wsi Borowej. W tym kłębiącym się oparami łąki kwietnej, zielnej zatapiam się w stan nirwany. Doznań zapachowych , doznań wzrokowych w każdym wymiarze pełen dzban. Uderza mnie , choć może delikatnie dotyka jakby zwracał na siebie uwagę wiesiołek.

 

 

 

Już zamknięty w swoich łupinkach mających w sobie mnóstwo dojrzewających czarnych nasionek. To z nich sławetny olej z wiesiołka się tłoczy. Sam on – przyjaciel kobiety pod każdym względem. Łodygi już ma suche, sztywne. Kończy swój żywot na ten rok. Cykl jego celebrowania życia dobiega końca. Tak, zamknął się w sobie , by pęknąć i rozsypać nasiona niedługo. Zostawić siebie dla siebie za rok. Punktualnie latem uderzyć swym pięknym rozłożystym kielichem żółtego kwiecia. Rdzewią się i szczawie niesamowicie, falują w tymi pajęczynami jak małe łódeczki z żaglem na bezkresie oceanów. Oceanu świtu Borowińskiego , tego niesamowitego, tak wyczekiwanego od dawna przeze mnie. Wstaję, przelatują mi przez palce nasiona wiesiołka. Przy mnie strażnik tych łąk. Generał , najwyższy, pręży się nad kwieciem wszelakim. W promieniach słońca góruje nad buchającymi kłębami geniuszu natury. Dziewanna. Już tylko nieliczne kwiatki w sumie już przekwitłe piszą jej niedawną majestatyczną piękność jej kwitnienia. Dziś już się zamyka na ten świat. Dziś już stoi na warcie, Przemijanie tu tak mocno już akcentowane. Burgundy, brązy, złoto niesie się na tym ziemskim padole. Tu oddając ostatni pokłon dojrzałemu latu , pochylając głowę nad nadchodzącą jesienią. Tą wczesną , ciepłą, tą buchającą kłębami parującej ziemi z rana, tej coraz to później wstałej i coraz szybciej się kładzącej. Mrowią mnie nogi od traw i turzyc tulących się do mnie….a może to ja się tulę do nich? Nie wiem….W oddali sejmiki bocianie i nie tylko bocianie….po rzepaku i zbożach nie ma śladu….tylko ściernisko i to już zaorane w większości …

Mój świat, moje królestwo , moja oaza….ładowanie akumulatorów o 6:30….moje 15 minut……

21 sierpnia 2020   Komentarze (1)
przyroda   borowa   filozofia   przemyslenia jesien Borowa świt  

Kłębiący się zaranek...

 

 

"Czy to możliwe Matko Święta

Żeby to jeszcze ktoś pamiętał?!"

 

W głowie mi od kilku dni szumi ta cudownie wyśpiewana przez m.in. Rybotycką i tak mocno z Krakowem i jego najbardziej znaną Piwnicą piosenka " O Groblach, na Groblach"

 

I dziś na moich groblach stoję. Wpatrzony w świtu wielkiego misterium. Kurz zarannej mgły spowił byłe koryto Wieprza. W dolinie, w stronę Borowej , tuż przy drodze na fort Skocki ściele się wstający dzień otulony rannym płaszczem mglistej poświaty. Kłębią się bażanty na nasypie kolejowym. Koguty w tej mgle ranka mroźnego wykonują swe tańce przy kurkach bażancich. Słońca złoty a nie bursztynowy blask przebija się przez ten spektakl , iska swymi promieniami na wskroś otuloną drobinkami lodu trawę. Widok tak mistyczny, ponadwymiarowy. Zaciągam się tym zmrożonym mirażem geniuszu matuszki natury. I ten most kolejowy taki nowoczesny i brzydki w tej postaci nie trąca i szum samochodów goniących w swoich celów nie wadzi...tu myśl nad tymi co oddali ostatni oddech na tych brzegach Wieprza ...nakazuje i błaga o krótką modlitwę. Ten młody chłopak co tuż przy moście tak niedawno postanowił zakończyć swoją wędrówkę po tym świecie, dla niego też Zdrowaś Mario.... Kłębiący się w promieniach słońca i świergocie ptactwa wszelakiego zaranek...pełen i nadziei i pełen trudnej pamięci o tych co tu zostali pomordowani. Mosty dwa a między nimi kiedyś i trzeci tymczasowy, i kładka ...gdzieś ich ślady można jeszcze dostrzec w tej kłębiącej się kipieli pary,mgły i smutnej historii tego miejsca unoszą się nad Wieprzem. Zostało mu już niewiele ,może pół kilometra by zakończyć swoją wędrówkę. By na stałe połączyć się z Wisłą i na jej wiślanych wodach ujść do morza...polskiego morza....

 

Torowisko przy Borowej

05 marca 2020   Dodaj komentarz
borowa   zaranek ranek wał wieprz  

Nie zapomnijmy o swoim Ja....

 

Dziś mój ostatni wpis. Czas na grudniowy odpoczynek. Taki świąteczny, czy przedświąteczny. Czas na zadumę , czas na przemyślenia. Czas na podsumowania, bo to nie tylko tak modnie ale tak prawdziwie. Dziś miałem swój mały czas przy Borowej , przy sławetnym wskaźniku , bloku piaskowca czy betonu carskiej armii. Tych czasów tak niedawnych, czasów zaborów, czasów wojen, biedy, okupacji. Czasy najazdów, rokoszy, czasów niespokojnych. Dziś oddycham wolną Polską , tu przy Borowej, przy lesie, przy jeziorze Matygi. Przy carskiej Nadwiślance. Przy królewskich Skokach. To powietrze smakuje wybornie, smakuje spokojem, bezpieczeństwem, pokojem. Pachnie wolnością we wszystkim i każdej materii naszego bycia. Daliśmy się w tych czasach pokoju omotać pędem do niewiadomo czego. Daliśmy się zmanierować , przekręcić na wartości konsumpcyjne niż wartości człowieczeństwa. Świat nowy , zachodni nas przerósł, nie pytał się czy może wejść , czy pomału pokazywać się nam. Nie - otworzył drzwi naszej egzystencji z buta i kazał w nim być i żyć. Może stąd tyle w nas agresji , tak mało empatii czy człowieka w człowieku. Może dlatego jesteśmy roszczeniowi? może dlatego łatwiej nam krytykować? może zbyt dużym odciążeniem dla nas jest dobre słowo? Zwykły ludzki gest, uśmiech? Może dlatego się alienujemy od siebie? Może dlatego mamy coraz mniej do powiedzenia? ...może....

 

Życzę z tego miejsca, z pól Borowej - Zarzeki - z tego świtu wstającego na te nadchodzące święta :

 

Nie zapomnijmy o uratowaniu nie tylko pierogów, ale i swojego JA. Tak bardzo zszarganego przez pracę, przez życie, przez ludzi. Pamiętajmy o relacjach rodzinnych , pokoleniowych. Tej chwili bycia razem. Podziękowania za ten rok , często w skrajnych sytuacjach, często w nerwach, nieprzespanych nocach, często zatopionego w tragediach rodzinnych ,ale i pewnie w cudownych i radosnych chwilach, w awansach nie tylko życiowych.

 

Bądzmy dla siebie w tych dniach, często już tylko to na tym świecie nam zostało. !!

 

Widzimy się za rok! Paweł

20 grudnia 2019   Dodaj komentarz
filozofia   borowa  

Chwila nad myślami kaplica Borowa

Rekolekcje za nami. Misjonarze powrócili do swoich macierzy. Zrobili co mogli, na miarę siebie , na miarę możliwości, na miarę tych czasów. A gdzie misjonarzy nie było to parafie "pożyczały" sobie duchownych. Często zapraszano braci zakonnych , którzy ochoczo opowiadają i prawią o duchowych przeżyciach tych dni przed narodzeniem. Napominają , uczulają, proszą i niekiedy nakazują. Ile z tych słów jest szczerych? ile tych słów jesteśmy w stanie przyjąć i zrozumieć? Ile jesteśmy w stanie zmienić ? zmienić siebie? Zajrzeć w sobie sobą?

Mnie marzy się krótki czas z zakonnikiem - kamedułem. Tego z Bielan ( w końcu nazwa od ich białego habitu się wzięła). Ich Mała Reguła św. Romualda jest wyjątkowo surowa. Porozmawiać, posłuchać ba! popatrzyć na taką uduchowioną osobę tego chyba nam brakuje. Prawdziwych szczerych autorytetów w sferze duchowej także.

 

A może warto jak ja stanąć rano przed kościołem w Borowej , spojrzeć na niego, spojrzeć na dzwonnicę wybijającą miarowo na każdej uroczystości. Zastanowić się w tym wstającym dniu nad naszym życiem, naszą egzystencją, naszym Ja w Świecie i Świata w naszym Ja. Ranki choć nienaturalnie ciepłe na grudniowy grudzień, to już czarno-atramentowe z oddali wstającym słońcem ...najlepszy czas na wielkie przemyślenia, na wszelkie przemyślenia......Warto....z rana ...warto...

 

16 grudnia 2019   Dodaj komentarz
borowa   kaplicsa  

Bezimienny krzyż tragedii nad Wieprzem

 

 

Ranek poniedziałkowy, taki ot po kolejnym weekendzie. Topniejące tygodnie już przeszły na tą drugą stronę trwania roku. Kurczę już 38 tydzień o 52 ich dyktuje nasz byt i naszą świadomość i pełność roku – roku 2019. Już smak nowalijek jeszcze nie tak dawno sprzedawanych z nacią marchewki czy boćwinka górowały i królowały w kuchni, by nabrzmieć swoim dojrzalszym smakiem. Smakiem bliskich wykopków, smakiem kopcowania, przesiąknięcia tą ziemistością Ziemi, smaganych słońcem , deszczem i wiatrem łęcin. Jesienią w nozdrzach już wdzierających się w poranek i ranek, w wieczorny zachód słońca czy w noc w końcu ciemną i białym jej górującym strażnikiem. Teraz świeci wybitnie mocno, pręży muskuły , napina klatę ten nocny mocarz. Spać swoim blaskiem nie daje, jego wpływy na wpływy nasze ma ogromne, nie pozwala cicho zasnąć, dręczy coś nas od środka. Toczy po umyśle jakieś niepotrzebne poddenerwowanie, niepokój – marnieje ten sen ,stając się miałki i płytki. Być może to nie tylko wina jego przyciągania, tych astronomiczno-kosmicznych sił niewidzialnych ba! nadprzyrodzonych. Może w te dni każe nam się zastanowić w tej bezsenności  i tułaczce  świadomości w stan błogości o tych co już dawno są ponad rzeczywisty stan bycia, tych którzy odeszli, tych którzy oddali życie za Coś, za Kogoś, umarli z naturalnej potrzeby istnienia świata – starości… Taka naszła mnie w tym wszystkim myśl, że każda śmierć ma swoją historię. Tą często cichą, spokojną, codzienną, niekiedy przaśną, niekiedy brawurową, niekiedy smutną czy wesołą. Oblaną aurą niekiedy wielkiego poświęcenia, niekiedy zbiorowej odpowiedzialności za innych i siebie. 

 

Tu przy Borowej nad Wieprzem zaczyna samoistnie głowa chylić się w geście pokłonu i oddania czci tysiącom zamordowanym na tym terenie przez Niemców w czasie II Wojny Światowej choćby. Obozie śmierci , Twierdzy Dęblińskiej z której cały czas sączy się krew dziesiątków tysięcy zamordowanych jeńców. Wał drugi między Gołębiem a Dęblinem dłońmi Żydów ale i zgodnie z przekazem ustnym gospodarzy okolicznych miejscowości. To w końcu sam Wieprz co w 1943 roku nabrał nienaturalnego koloru , szkarłatnego od rozstrzeliwanych Żydów widział tak wiele, tak wiele śmierci. A przecież tyle o tej rzece już pisałem, tyle cudowności i piękności jest w niej. Dziś  czując już tą pełnię księżyca za sobą, byłem nad Wieprzem tuż przy Borowej , tuż przy ujściu do Wisły i ukląkłem i się pomodliłem. Też za tych co grób masowy mieli pod mostem żelaznym, ale za ten wymowny pojedynczy stalowy krzyż z krucyfiksem. Wbity tuż przy lustrze wody. Bez niczego, żadnych zniczy. Kwiaty polce i trawy go ukwiecają. Będąc tu tyle razy nie zwróciłem na niego uwagi??! A może go nie było ? Krzyż nie młody przecież… Stałem długo mając w głowie ogrom myśli kłębiących się. Skąd , jak, czemu ? Na pewno ktoś lub być może kilka osób tu zmarło …w odmętach Wieprza. 

Czy to może nieszczęśliwy wypadek? Czy może głupota i brawura? Czy może samobójstwo? Czy może to miejsce – mogiła  upamiętniająca  straszne czasy wojny czy może jakieś epidemii?

Nie wiem. Jest bezimienny. Symboliczny. Teraz , dziś , gdzie przywołana jesienna melancholia i niepokój księżycowy we wspólnym zaistnieniu z krzyżem nad Wieprzem dały mi ogrom do myślenia, uderzyły żałością , smutkiem i niemocą. Zostawiałem przy krzyżu więcej pytań niż wydawało się mogłem ich powiedzieć…..

16 września 2019   Dodaj komentarz
borowa   cmentarze   krzyż borowa  

Zapach parującej słomy Borowskich żniwnych...

 

Już ścięte przez kombajn , leżące łodygi jeszcze tak niedawno żywiące ziarna w kłosie. Już nie potrzebne, suche i martwe rozrzucone , rżysko. Tu przy Borowej słoma nie zabrana jeszcze , suszy się na dzisiejszym wstającym dniu. Dziś słoneczko tak pięknie od rana iska swymi blaskami, tak przytula ciepłem tego poniedziałkowego ranka. Prawie połowa sierpnia, a na polach już tylko ścierniska , rzadziej rżyska, już orka zakrywa trud gospodarza w uprawie tej pszenicy, żyta, owsa , prosa i innych życiodajnych zbóż.

 

 

W okolicach Gołębia i prosa sporo nasianego było. Bardzo różniło się od tych tradycyjnych uprawianych zbóż ,ale zarazem  dobrze komponowało się z nimi. Dziś już tylko zapach po żniwach , parującej słomy, parującego trudu i znoju rąk pracy ludzkiej, parującego i znikającego pytania o plony , o deszcz, o słońce, o lepszy czas. Czy ten pierwszy chleb wypieczony z tego zboża będzie tak samo smaczny , chrupiący i pachnący jak z wcześniejszych lat? Czy zatapiając się w kromkę jeszcze ciepłego chleba posmarowanego masłem można powiedzieć , że się opłacało ? ,  że rola choć trudna to nasza powinność? To co my dla ziemi , ziemia oddaje nam?  Czy dziesiątki dni doglądania , pielęgnacji tego swojego zagonka , tego swojego małego świata, tego miejsca trudu gospodarskiego, tego rannego wstawania, ciągłej niepewności , tych pytań czy warto…

 

 

Warto , tu na Borowej niczym jak na niebie , poprzecinane pola żywiące niedawno zboża z już zaoranymi poletkami  , tymi co czekają aż wysuszy się  na nich słoma z ugorami zielonymi z pięknym kwieciem.  Droga do tych pól urokliwa. Drewniany i cały piękny w swoim majestacie płot, a w sumie ogrodzenie wyznacza miejsce dla sadu małego i wije się w stronę Matyg. 

 

 

 

A swój początek bierze przy Nadwiślance , gdzie zaprasza i rozprasza się w dwie drogi. Swoiste rozdroże , te na Zarzekę, na pola, i te na Matygi. Drogą tam , gdzie ten krzyż w polu. Polu już skoszonych zbóż, płaskim, czekającym na orkę co wykonało już zadanie , swoją misję. Młoda jesień na polu, czuć wilgoć , czuć chłodne noce, już i słońce tak nie piecze,  łagodniej już spogląda, dobarwia maliny, fioleci jeżyny. Doprawia słodkości śliwkom, gruszom, jabłkom, wybrzmiałym już brzoskwiniom coraz częściej sadzonych w sadach. Opaliło grykę , ot malutkie poletko. Mocno się zabrązowiło, tracąc piękność białości kwiecia jeszcze tak niedawno widzianego. Jeszcze wilgotne, ale już ziarna tatarki można dobyć, moją najulubieńszą kaszę.

 

 

Tatarka 

 

 

 

 

 

 

 

 Sarna co w swoim tylko spokoju zna tą ziemię, wie , kocha. Pasie się w blasku tej Borowskiej ziemi, wstałego już słońca. Tego kawałka jej świata, codzienności w oparach ranka, dotykającego ciepła. Nie spłoszyła się na mój widok , widocznie uznała za tutejszego….oby tak było. Bo ta Ziemia, ta Tu , puławsko-gołebsko-dębińska , końskowolsko-pożogowkso- celejowska , nałęczowsko-witoszyńsko-bochotnicka , niebrzegowsko-bobrownicko-bonowska  i inne tu bliskie chciałbym by mnie przyjęła jak swojego…

 

 

 

I idę wzdłuż tego ogrodzenia, tych malutkich sadów , tej tatarki, tego porannego świata, tej warczącej Nadwiślanki tak blisko. Nie przeszkadza mi ona, każdy krok , każdy wdech tego porannego świata , pachnącego mokrą słomą powoduje u mnie lepszy dzień, ładuje moje wypalone przez delegacje baterie. Słońce wstaje , gradient beżów , pszenicznych , słomianych barw  na matuszcze Ziemi , mokre kikuty niedawnej świetności kłosów zboża i ja w tym cały , pełny. Zamykam oczy , czuję bijące serce tej ziemi, bijące od setek lat dla tych co Tu są , Tych co tą ziemię kochają , co żyją z nią razem, uprawiają z należytym szacunkiem ,z wiarą ,że jeszcze będzie rodziła następnym pokoleniom i następnym. Tej ziemi przy Borowej, tej za Nadwiślanką….. 

12 sierpnia 2019   Komentarze (2)
borowa   słoma   żniwa   Borowa   rżysko  

jezioro Matyckie - poranny oddech naturą......

Jezioro od strony lasu

 

 

Poranny świt. Chmurzasty mocno. Ciężkie deszczowe chmury ledwo co podwieszone pod nieboskłonem. Lekko zawiewa chłodem. Czyżby już tak zostanie , że ten polski lipiec będzie niczym październik ? Zimny, deszczowy i bury? Może to i po części dla przyrody lepiej. Już tak bardzo rozpalona po majowych dniach, i prawie popadająca w samozapłon po czerwcowych skwarach ma prawo odpocząć w chłodzie lipcowego poranka. My też.

 

Urlop ? Żniwa? Tak… nie wszystkim matuszka natura dogodzi. Nie wszędzie będzie po równo, nie zawsze sprawiedliwie. Na pewno się stara, czuję to. Dziś droga polna wśród łąk wije się niczym Wieprz po odstępach Lubelszczyzny. Widać ścianę lasu. Tego młodego co reszki fortu przykrył swoim płaszczem, otulił , każe zapomnieć. W oddali złocą się pszeniczne kłosy , a dalej droga już mocno mrucząca i burcząca samochodowym porankiem. Ja tulę się autem do ściany lasu mijając słup – wskaźnik carski jeszcze.

 

 

Droga dojazdowa od strony Borowej

 

Niebieski szlak prowadzi nad jedno z dawno nie odwiedzanych miejsc przeze mnie. Jezioro Matyckie przy miejscowości Matygi. Droga utwardzona, ba! Nawet jakieś kawałki asfaltu. Im bliżej jeziora , tym więcej pokruszonej cegły na niej, coraz bardziej staje się nienaturalna. Nie stąd. Wjeżdżam w młodą sośninę. Równo , geometrycznie posadzone sosny, na cieniutkich wychudzonych nogach kołyszą się miarowo przy lekkim wiaterku. Ale to przecież las, a ja las każdy kocham. Choćby zagajnik, choćby kępa, choćby 2 siewki czeremchy to już las dla mnie. Tu jest wszystko, mech gruby się ściele, zapach żywiczny wokół, ptactwo przygrywające swoje melodie i droga leśna nad jezioro. Już na mapach z 1785 roku było wykazane i to z nazwy, gdzie jeziora dwa pozostałe leżące na tym samym zasilaniu czyli Nury i Borowiec nie miały nazwy. Otaczało miejscowość Kudłów, która zawierucha i historii i Wisły pozbawiła istnienia.

 

 

 

Dziś Matygi , ale i one zmieniały się jak się zmienia Wisła. Jezioro niepodobne do pozostałych. Głębokie. Podobno nawet dołki do 8 metrów. Ryby pełne bądź choć nadziei na nią. Skręcam po raz ostatni w lesie i widzę w oddali zabudowania wsi Matygi. Już blisko. To nie jest mój pierwszy raz na tym jeziorze. Jak mieszkałem kilka lat w Dęblinie to często z Marcinem tu bywaliśmy. Pamiętam te łany roślinności wodnej, grążeli , rozpadające się kładki po stronie wsi. Wielkie nadzieje na lina czy ładnego karpia, które dla mie zawsze kończyły się nadziejami. Pamiętam jak pewnie już nieżyjący sąsiad z Dęblina opowiadał o tym jeziorze , że ma podwójne dno, że w dołkach siedzą ogromne sumy. Nurkiem był. Zna to niepozorne jezioro, które ukryło się w lesie od strony Borowej, czy w szuwarach , pałkach wodnych i tataraku od strony Matyg. Zaciągam się Matyckim powietrzem przesiąkniętym wilgocią zbiornika, żywicą sośniny porankiem tego dnia.

 

 

Lubię ten zapach. Dawno go nie czułem. Rozglądam się na boki, na wprost. Po prawej wędkarz wychylił się ze stanowiska zobaczyć kto tu przyjechał, po chwili wrócił do swojego zajęcia. Wita mnie uszkodzona kładka otoczona ogromem ziela. Pręży się przy niej czyściec błotny, wygląda w swym fiolecie majestatycznie, tuż przy nim pręży się krwawnica. Tojeść żółci się niepozornie stłumiona szuwarami jeziornymi. Na wodzie grążel , rdesty i wierzby ogromne, podcinane widać tak dumnie tu sobie stoją, rosną , piszą historię…. Akwen PZW. Kładki świeżo zbite, kilka rozsianych na tym akwenie od lasu. Po drugiej stronie także są nowe i stare stanowiska , pięknie je widać na lekko falującej wodzie. Pusto na nich. Aż niepodobne….jedna osoba wędkuje i ja chodzę z aparatem i myślami przy nim. Gdzieś zaszyty piękny biały kielich kielisznika zaroślowego, dzięgiel kwieci się.

 

 

Pamiętam ognisko, kiełbaski tam wyżej , tam gdzie się kończy. Pamiętam ich smak tych kiełbasek pieczonych na patyku. Śmiech znajomych przeplatany emocjami. Radość z połowu i smutek ze śmiecenia tego miejsca. Pamiętam godziny wytrwałej obserwacji spławika, godziny zerkania na szczytówkę feddera. Pamiętam mewy, pamiętam przelatujące ćwiczące samoloty z pobliskiego lotniska, pamiętam i te piranie tu wyłowione. Ale czuję, że to jezioro miało i tą trudną historię, zaborów, wojen. Nieszczęścia i wielkiej tragedii ludzkiej, Pewnie i żywiło , dawało nadzieję na lepsze jutro. Pewnie ma swoją historię.

 

Liczę, że uda się usłyszeć ją od Państwa. Tych kilka przekazów dziadków, czy historii z nim związanych.

 

 

Dużo tarniny , czeremchy dużo Matyckiego piękna. Piękna jeziora mającego duszę. Jeziora zadbanego, jeziora mającego gospodarza. Dziś dużo wspomnień wróciło, dołożyłem nowe. Będę tu wracał na pewno. Czas goni. Żegnam się z tym światem. Zamykam oczy. Słyszę szum wiatru przelatujący przez cienkie nóżki sośnin. Słyszę jak smaga taflę jeziora , jak pisze historię tego miejsca. Jeszcze po drodze łąki trawiaste , tak już żółtych, kocanki dopełniają żółtości tego miejsca. Spoglądam na ścianę lasu ona na mnie….

 

Kielisznik zaroślowy

 

Łąki Borowskie

 

 

 

 

Kocanki 

11 lipca 2019   Dodaj komentarz
przyroda   borowa   filozofia   Matygi Kudłów jezioro  

I znów ten Wieprz

Już późno. Później niż zawsze. Budzik budził dziś. Nocne mary dnia wczorajszego długo były we mnie. Budzik je wygonił. Kawa odświeża umysł. Staje się jednolity, nastawiony, właściwy. Dziś chwilę pobyć nad Wieprzem. Na Skoki , Masów za późno. Za późno. Borowia. Tak tu pasuje. Zabieram ze sobą całą moją przyjaźń, miłość do niej, do matuszki natury pod ramię i schodzę w dół. Do niego. Płynie już wychudzony, wąski w pasie. Wie ,że już za kilkadziesiąt metrów zakończy swój bieg. Krzyż i swój po 300 km pielgrzymce zrzuci i brzemię swoje do Wisły. I tak od zawsze i tak do końca.

 

 

A ja dziś tu stoję. Patrzę. Nadwieprzańska łąka pełna szczawiu, łopianu , traw , turzyc , ziela wszelakiego. Tu nad brzegiem często spotykany przy tej rzece łączeń baldaszkowy. I skowronki, i mewy i most drogowy nad nim. W oddali słychać pociąg sunący po moście żelaznym na Wiśle.

 

Niby harmider, stukoty, warkoty silników ale jest tu cudowne wyciszenie. I Wieprz wolny, bez zobowiązań, bez narzucanych norm, bez słowa musi - płynie i wije się jednostajnie, miarowo – po swojemu. Wolno tu płynie i czas i myśli……

 

 

Borowa, Wieprz przy moście drogowym. Zdjęcia własne.

28 czerwca 2019   Komentarze (1)
przyroda   borowa   Wieprz Borowa  

Las Skocki - tam gdzie natura i człowiek

Las Skocki.....

Wisła nabrzmiała. Tama wojskowa na Wolce Gołębskiej  zalana. Pola z drugiej strony Nadwiślanki parują i są nasiąknięte już mocno. Tam na Gołąb , uchylam okna samochodu i czuję tą wodę , wilgoć zewsząd. Wisła nie ładna, ta powodziowa, tak niechciana. Budzi trwogę i strach tak samo jak w latach poprzednich, stuleciach temu. Cofka na Wieprzu. Taki spuchnięty jeszcze nie był od dawna. Rozlały się i zatarły przywiślane łąki i nadwieprzańskie ugory. Czas wielkiego strachu i wielkich strat. Wielkich modlitw i wielkich oczekiwań. Dziś mając ten trudny czas na przyrzecznych miejscowości oddalam się świadomie w teren mi nie znany jeszcze. 

Tak są i jest ich masę miejsc gdzie na mojej trasie do pracy Puławy – Dęblin nie byłem. Przejazd kolejowy, w tle stacja Zarzeka. Jadę dalej w głąb Skoków.Poranek słoneczny, ciepły. Blask słońca które już wstało ogrzewa coraz bardziej padół ziemski. Widzę kapliczkę znak że muszę skręcić w prawo. Wąski asfalt wije się i rozchodzi na dwa. Wybieram drogę na wał. Jakże tu uroczo, nie byłem tu. 

Ostatnie domostwa skąpane w słońcu i błękicie nieba. Stawiam auto tuż przy wale. Słupki betonowe i ułożona droga kamienna na wale wywołują uczucie ,że gdzieś już to widziałem . Tak podobny przejazd przez wał jest przy drodze zjazdowej z niego pod Wieprz tu w Skokach. Od razu poczułem zapach sośniny tej tu młodej. Chude jak tyczki sośniny tworzą zwarty ekosystem. Las wysoki już nasadzenia z geometryczną precyzją. Gęste. Mech ciut wilgotny, paruje z dzisiejszego ranka. Świergot ptactwa wita mnie w tym lesie. Pochylam głowę na znak powitania z matuszką naturą. W końcu Dzień Mamy był wczoraj. 

 

 

Słyszę kukułkę, słyszę i rzadko spotykane przeze mnie kruki. Droga leśna piaszczysta , dobrze  zjeżdżona. Las wydaję się pusty. Trochę mchu , trochę przy drodze starców,wilczomelczy,traw , rumianów, pokrzyw. Po lewej widać zieleń w lesie – pewnie ciut teren bardziej podmokły tam jest. W stronę linii energetycznej idę zauroczony tym leśnym światem. W oddali koziołek przebiega i staje – długo się przyglądamy sobie. Powietrze takie przesiąknięte sośniną , tą żywicą , tą poranną rosą na mchu. Wycinka pod linię średniego napięcia która wije się dalej i dalej. W tym bezkresie lasów wygląda jak rzeka. Taka nieuregulowana. I te kruki. 4 kruki. Majestatyczne ptaki. Głęboki ich tembr głosu tak rano dopełnia chwili mistycznej. Wbiły się w powietrze. Krążyły nade mną. Rozpostarte skrzydła budziły mój zachwyt i respekt dla tych ptaków. I dalej dalej do byłej strzelnicy. Tam już coraz bardziej zasłania natura ten kompleks. Pomyśleć ,że ten kompleks służył i do terenowego ćwiczenia strzelania dla broni choćby CKM czy na krótszym dystansie niż 300 metrów. 

 

 

Usypany wał , zarośnięty , betonowe relikty, przy nich oczywiście pozostawione opony bo przecież tu i tak nikt nie znajdzie. Wydeptane ścieżki, las na tyle transparenty , że widać trakcje kolejowe. Na murach ślady po strzelaniach. Robi wrażenie,nie pozwala zapomnieć ,że broń niesie śmierć. W zdjęciach lotniczych z 44 roku ten kompleks był bardzo dobrze widoczny. Tak blisko reliktów Fortu nr 4. Las coraz bardziej zakrywa całunem te miejsca. Już ich tak dobrze nie widać z zdjęć goo… maps. Ostatnie strzelania były tu podobno ze 30 lat temu. To z tego najwyższego sztucznego nasypu niczym wydmy widać było ZA Puławy. Nie sprawdzałem. Poszedłem w las , tej Skocki las. Piękny. Wracam. Widziałem , dopełniło się co chciałem zobaczyć. Na pewno tu powrócę. Wolno zbliżałem się do wału i do pierwszych domostw. Tak trudno było opuszczać to miejsce. Nie dziwię się ,że tak mocno kochacie te lasy, Wasze lasy i chyba i moje już.

 

29 maja 2019   Komentarze (1)
przyroda   borowa   skoki las  

Borowa ...znów Borowa...

 

 

Borowa - znów Borowa...dziś ta nadwiślańska.

Mało która przy wiślańska miejscowość wzbudza we mnie tyle pozytywnych emocji i uczuć ukojenia i takiego być ia jak w domu jak Borowa. Od wielu lat zawsze się tu zatrzymuje by pokontemplować na moście pontonowym przy niej czy idąc choć trochę wzdłuż Wiślanego brzegu.

 

 

 

Siadam na masce samochodu, ale zaraz wstaję i idę w stronę Borowej tej wiślanej tej od sadów. zaciągam powietrze wiślane ile się daje. Głęboko do ostatniej najdalszej części płuc. Pomału wypuszczam …wiem już ,że warto było przyjechać. Czuję jak otaczająca mnie przyroda , Wisła, wierzby, plusk fal o kamienie i ja to jedność. Staję się im równy a za chwilę maluczki. Ona we mnie ja w niej. Synergia idealna. Nie przeszkadzamy sobie… czerpiemy z siebie. Jestem jej trybikiem , trybikiem natury matuszki naszej. Zamykam oczy i czuje jej puls , jej bicie serca. W oddali słyszę mewy, gdzieś jakiś trel ptasi, rześki zefirek wdziera się pod już lekko znoszoną kurtkę. Nikogo tylko ja i matuchna przyroda. Mijam malutki wodospad - szum łamiących się fal przyprawia mnie o stan melancholii. W końcu w odnodze Wisły zagościła woda.I płynie i wije się i zachęca do spaceru wzdłuż niej.

 

 

 

Taka poranna , taka jeszcze lekko zaspana , ale już gotowa na codzienność dnia. Nie wiem kto jeszcze jak ja tak ładuje baterię przed dniem pracy …chyba niewielu. Może niewielu ma taką możliwość? Ten świt zawsze we mnie wzbudza różne emocje – od egzaltacji po smutek i melancholię.

 

 

Kładka , betonowe stopnie i decha gruba rzucona na palikach przez strumyk i już jestem w sadach borowych i to już jest inny świat. Napawam się tym widokiem budzącej się wiosny,ziarnopłon już się żółci , fiołki się fiolecą, wierzby liście ochoczo wypuszczają. A płotki i ogrodzenia drewniane, nie mocne , zgodne z naturą i z nią koegzystują. Tu nikt chyba nie podkrada się i nie szabruje jabłek czy innych owoców gospodarzom. Dalej już drugi wypatrzony w borowej słupek - wskaźnik artyleryjski - carski.

 

 

Zawsze wracam w tych chwilach tego porannego kontemplowania tragiczna historia pobliskiego Dęblina czy Zajezierza. Wjeżdżając do tego miasta ( młodego miasta bo od lat 50 ubiegłego wieku dopiero) tuż za przejazdem mijam w ogromnej powadze i smutku Bramę Lubelską ( dla mnie bramę do piekła) do Twierdzy Dęblin , mijam pomnik poświęcony dzielnym „Wilkom” by w końcu minąć i uśmiechnąć się choć trochę i puścić oko do okazałego dębu Jagiełły - Grot.

 

 

 

A przed wjazdem do miasta Dęblin Wieprz dopływający resztką sił do Wisły. I nowy most kolejowy na nim, i stary uroczy most kolejowy na niej. Najważniejsze ,że słońce wstało dla wszystkich i dla każdego z osobna. Niesie dla nas nadzieję , wiarę, radość i pozytywne nastawienie i co ważne ładuje nasze akumulatory. Dajmy się naładować….tą pozytywnością….

 

05 kwietnia 2019   Dodaj komentarz
filozofia   borowa   Borowa  
< 1 2 >
Izkpaw | Blogi