• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Bochotnica

< 1 2 >

Bochotnica i jej ulice

Do 1974 Bochotnica nie posiadała urzędowych nazw ulic , a ludność posługiwała się zwyczajowo od co najmniej stulecia . Aktualna ulica Kazimierska zwano Końcem , ul. Naleczowską - Kasztanami , Podzamcze - Wygonem , środek wsi -Gorzelnikiem . Ul Puławska i Zamłynie nie uległa zmianie . Były i tereny bezpośrednie na pastwiska jak  Koło Gawędy , Na Górze , Pod Lochem . Ten ostatni ma ciekawą historię ... Badam ją teraz .

Na podstawie E.Piwowarek - Rody Bochotnicki

08 listopada 2021   Dodaj komentarz
bochotnica   bochotnica   Ulice  

Burgundowe połoniny Parchackie i Bochotnickie...

 

Spalone burgundem i bursztynem Beskidzkie Połoniny, gdzieś w głowie od razu SDM, czy KSU. Jedne z wielu połonin w kraju, lecz chyba najbardziej pokochane tu na Lubelszczyźnie. Pachą smagany wiatrem chłodem, ciskają często śniegami pierwszymi...lecz kochają je obieżyświaty mocno.. Ja połonin nie potrzebuję i tych bieszczadzkich i innych. Mam świat burgundów i bursztynów, palących złotem i miedzią ...Uciekamy daleko od miejsca bycia, zostawiając w nich nasze problemy i troski. Każdy km dalej daje jakąś nieopisaną lekkość w duszy i umyśle. Majaczące miraże naszych siedlisk ledwo dostrzegalnych zza lusterka  gasi w nas poczucie obowiązku, takiej tyrady sprostania wszelkiemu co nas tyczyło. Szarady życiowych normalności, od zawiezienia dzieciaka do przedszkola, wjazdu na godin wiele do pracy, czy uprania skarpet na rano. Torby zapakowane niezbędnym asortymentem, kawa w termosie i byle dalej. Mamy te kilka dni resetu ,gdzieś daleko , byle dalej. Może znana Białka ? Czy Cieplice? Może Sopot? Czy Kołobrzeg? A być może Czaplinek?, czy może Drawsko?  … nie ważne byle dalej. Odetchnąć innym wstającym dniem z dala od tego ponurego badziewnego często bytu. A ja też bym chciał, też bym się zatopił znów w Hucie Nowej wierzchowinach Cisowsko-Orłowskich ,Zamczysku przy Widełkach, gdzieś w Ocisękach pizzę pyszną zjadł. W Daleszycach na szlaku partyzantom i generałowi Hauke pochylił czoła. W Rakowie na ryku zakupił szczypkę i na klasztor spojrzał znów.Czy pod Łagowem w barze Leśnym na pięknej ceracie zjadł wyśmienitego śledzia z cebulką, czy placka po węgiersku. Na Łyścu posmakował klasztornej kwaśnicy, czy na Bodzentynie postawił kamyk na mecewie....Lecz nie dane mi jest i może za wa lata znów zacznę peregrynację po moich kochanych do końca Świętokrzyskich szlakach. 

Lecz tu pod nosem ,palone zbocza wierzchowin się prężą już od końcówki Puław. Już ulica Niezapominajki na swoim zwięczeniu gaśnie w palonych klonowych liściach. Już się pręży świat lasu na wąwozach, już im bliżej Parchatki wstające i coraz wyższe te wierzchowiny. Prężą się niebywale na jej lewym od drogi majestacie. Już smak czuć ziemistość jesieni. Gdzieś na wysokości   początku Parchatki pali się niebywale berberys i na swych strąkach ma genialne jagody, wyżej niczym damy w koronie graby i wiązy się dogaszają. Swoją już bladą zielonością i szkarłatnym odcieniem przyzywają zimę, tą srogą,tą nieuniknioną. Jesion już pobladł mocno i jak orzech włosi oddaje ostatni oddech swej zieloności. Gdzieś obwisły liść zżółkły i beżowy zwiewa niedzielny wiaterek. Przy nim brzoza i to nie jedna swojej biało,czarnej postaci fason trzyma dobrze, gdzieś tracąc liść mały, dąb czerwony napełnia świat blisko niego swym szkarłatem i karmazynem. Widok zapiera dech na długo, zrywam oko z wierzchowin i obok drogi chodnik ...jest po tragedii kolejnej...w bólach wywalczony w sołectwie...dalej ławka pusta....szkoda ...może jak na powrocie może Ania będzie siedziała na niej. Gdzieś majaczą już dobrze widoczne parchackie 3 krzyże...dziś jadę dalej...mój pasażer lat 3 zna tą trasę. Przemierzaną nie raz, setki razy. Te szlaki na Pietrową Górę,na Losek, na Tarasy...tyle razy przemierzane....dziś chcę mu pokazać  piękno kamieniołomu. Lecimy wśród zakrętów wiślanego bytu. Bochotnica  znak mijamy. Łapię mocny oddech i czuję radość, taką w sobie znaną. Wiem, znam to miejsce. Boże jak Tu dawno nie byłem. Koło Groty śmigam,szkołę z 1938 zostawiam, Zamłynie i jego piękny asfalt i chodnik.Tartak ,droga na Zbędowice...upadający w oczach młyn. Tu kotków kilka się afiszuje, miałczy przy młynie. My z młodym oddychamy Bystrą całym sobą. Boże jak nam  tego brakowało, czemu nas znów Tu nie było ! No czemu...moja wina,ojca już łysawego z brzuchem. Bucha Bystra na nas , prycha koń obok. Gdzieś na ulicy młode dziewczyny sobie opowiadają swój świat idąc do Biedronki. Ja młodego na barana biorę i idziemy w jeden z kilku wyłomów poboru kamienia. Ścieżka wydeptana mocno mijam wyżpin , głóg, i co ciekawe oset kwitnący. I tak się ugiąłem nad tym geniuszem tego miejsca  poraz kolejny. Za kanałem młyńskim bilony dom byłych młynarzy , droga na Wierzchoniów przy Szelągowej Górze,a na lewo do kur ,kaczek, na tartak, na drogę do Zbędowic, na szlak niebieski. Dym z każdej chałupy się zacząć ścielić. Czuć było paloną sośninę czy grabinę, gdzieś zaszczekał azor... my przy wejściu do jaskini, gdzie kwitnie jeszcze, miałczący kot...Czas na nas ,znów w tym świcie geniuszu jesieni zamkniętej....Młody zapięty w pasy patrzał się nad oddalającym się światem śp E.Piwowarka...czująć z nim wieź i pomost Bochtnicki...te nasze pogawędki we troje pod balkonem....

18 października 2021   Dodaj komentarz
bochotnica   parchatka   Życie   przyroda   filozofia  

Październikowe wspomnienie łętowego dymu.......

Zamłynie w Bochotnicy  i sprzątanie ogrodu.

 

Motyka mocniej niż zawsze wcisnąłem w tą moją Gorawińską ziemię. Lata 80 no może wczesne 90. Przeciąłem ziemniaka. Na bruzdę wysypuje się kilka małych jeszcze. Kończymy zbierać ziemniaki. Już dogasa październik. Już zimny, lekko deszczowy. Ciągnę za łęcinę już suchawą i beż życia. Tak pięknie w czerwcu kwitła ,soplami kwiatu białego. Pielona często na kolanach ,grackami czy haczkami – jak zwał tak zwał. Potem walka ze stonką. Tych kilkanaście radeł , ze 10 kop pięści ziemi. Ten nie najgorszej, tak mocno zadbaną przez mamę i tatę mojego. Tak znienawidzoną przeze mnie , brata siostrę. Tych kilkadziesiąt arów pełnych życiodajnych warzyw, sadu małego, foliaka. Gdzieś dalej obórki a w nich i kury i kaczki i króliki. I ta kosa , wyklepana przez dziadka, pouczona prowadzenia przez tatę, naręcza koniczyny, mniszka i trawy koszonej co dwa dni . Kosiłem ja i brat starszy. Ileż razy wbijałem bez pomysłu ostrzem w ziemię, ileż to razy osełka przesuwała się po białym ostrzu kosy. To był tak naturalny widok, każdy kosił. No niekiedy sierpem, na kolanach, jak koniczyna wysoka i w pełni kwiecia. Albo szło się w woderach nad staw przy „18” po rzęsę dla kaczek. Szło się i na bagno przy obórkach choć tam wciągało mocno to rzęsa tak zielona i soczysta ,że często się tam ją łowiło. Dogasająca komuna nie groziła nam w biedzie jedzenia. Na wszystko pracowaliśmy wszyscy, czy chcieliśmy czy nie. A jeszcze wspólne z tatą wędzenie , szlachtowanie przez fachowca pana Wojewódzkiego, potem na badania na włośnia. Opalanie, drapanie, parzenie, opalanie , drapanie... tu u nas lut – lampą. Szybciej, lepiej. Teraz to karczerem robią. Czyszczenie na drzwiach obory...w domu rozbiór , świeżona i obowiązkowy pity przez starszych kieliszek wódki! Takie moje dzieciństwo. Przemknęło mi to przez głowę wyciągając kolejne małe ziemniaki – sadzeniaki z redły. Już ostatnia uschnięta łęcina. Tam obok już marchew wyrwana, buraki czerwone też na ziemi. Tylko pora sterczy w polu. Jej mrozy nie szkodzą. Zabieramy ostatni koszyk ziemniaków, marchwi, selera, pietruszki...okopowe znaczy. Kapusta już zszatkowana i ubita lipowym drągiem w beczce się kisi. Pole staje się płaskie, smutne i do tego ten deszczyk. Kwiecia co moja mama kocha na ogródkach już pogasły , badyla zbieramy , w jedno miejsce. Łęciny wszelakie, wyrwane suche łodygi pomidorów, kabaczków, fasoli tyczki składane i groszku na przyszły rok. Jezu , przecież w czynie społecznym w PGR zbierało się ziemniaki, kamienie z pól, wyrywało się buraki cukrowe...taki szarwark tych XX wiecznych czasów.

 

Zaciągnąłem się tak mi znajomym zapachem. Dym gęsty, biały, kopa się tli, łęciny i łodygi zbiorów warzyw wszelakich palona jest. Nie można pomylić z niczym innym. Ten kto choć ciut na wsi był, miał szpadel w ręku, miał kosę, miał grackę czy motykę to zna go wybitnie dobrze. Wie ,że gdzieś blisko domostwa jest ziemianka, jest kopiec , nawet oceglowana i w niej są składowane zapasy okopowych warzyw i owoców. Ziemniaki osobno , gdzieś obok marchew,seler ,pietruszka, rzepa czarna, burak czerwony. Gdzieś dalej jabłka . Ogórki kiszą się w beczkach w studni , na strychu suszy się cebula, czosnek, zboże, zioła i fasola z grochem. Dziś uderzyło mnie te wspomnienie dzieciństwa nie łatwego jak dziś. Widzę pana na Międzyrzeczu w Bochotnicy...dwie kule dają mu solidne oparcie. Widzi Antka mego, uśmiecha się serdecznie jak do swego wnuka...no może już prawnuka. Zatrzymuje się On i cała Bochotnica wraz z nim. W dole szumi woda Bystrej. Taki świadek tych miejsc, sędzia i wyrocznia, dawca życia i zabierająca je. Bo po wojnie, tej drugiej 6 mężczyzn utonęło w jej nurcie. 3 młyny zasilała jak mogła...

Opowiada,że jest tu od 65 roku. Panie tu była straszna bieda. Tu ludzie bez butów chodzili, tu o się drogą nie szło, całe Zamłynie to bagno było a nie droga, szło się granią przy Bystrej. Błota po pas tu było...bieda... ludzie sobie Panie pomagali jak mogli. Ucięli dąbczaka czy sośninę i rzucili pod chałupę i tak siedzieli . Głównie starsi . Teraz to 150 % lepiej jest. Kiedyś to bieda, ale ja już i sil nie mam. Pytam o Edwarda Piwowarka. Znam , stąd chłop, dobry chłop . Mieszkał na rogatce . Mówię,mu,że był moim sąsiadem w bloku...i tak się poznaliśmy z Bochotnicą i Nim. Wielkim NIM. Opowiadał o potupajkach przy Bystrej koło mostku, a ja stałem pod jego balkonem i chłonąłem każde słowo tego mego Mistrza. Dziś Pan o dwóch kulach dobrze Go wspomina. Zmarł , ale pożył mówi... Szczęść Boże i się żegnamy. On idzie w stronę Kasztanów a ja Szelągowej Góry... Krzyczą na nas psy, pachnie dzieciństwem , przejeżdża konik z wozem.... Do Szelągowej mamy a daleko..znaczy już za ciemno. Pochylam się nad wierzbą , tak pracowicie obcinaną na tyczki fasolowe, widzę sieczkarnię z wielkim kołem , którego u dziadka kręciłem. Widzę przyjaznych ludzi na Zamłyniu w stronę Wierzchoniowa i mostu wojskowego. Kończy się asfalt,zaczyna polna droga. Wracamy, Antoś kocha jak i ja Bochotnicę pokrzykując swoje zadowolenie co chwilę. Dogasa dzień, zewsząd już nikczemności są i ten dym i zapach...tak mi bliski...Młyn mijamy,Bystrą żegnamy. Wsiadamy i żegnamy ze smutkiem Ogrody,, Kasztany ...drogę na były most teraz prom. W ciemności wieczoru wpadamy w Parchatkę...jej też pokłon dajemy..kochamy...

 

Odchodzący świadek na Zamłyniu w Bochotnicy

 

Pamięci pana Edwarda i Bochotnicy..Cytat z jego Twórczości :

 

"bądź błogosławiona ziemio młodych marzeń! pełna radości uroku i chwały. Obyś przez wieki nie doznała zdarzeń, co by ucierpiał twój majestat cały bądź pozdrowiona od wieków ta sama ludzką dobrocią i miodem płynąca. Pyszniąca pięknem jak Kazimierza dama, kochliwa Esterka i jak Bystra rwąca. Rozwarłaś wzgórza jak matka ramiona tuląc swe dzieci w bólu i radości. Wciąż piękniejąca mlodzieńczo szalona, wierna tradycji dobru wolności . Pisze te słowa z gardłem zaciśniętym, bo los mnie rzucił miedzy blokowiska,lecz nie zapomnę, Ręcze słowem świętym, że serce moje i duszę żal ściska .Tam moja młodość lud prosty a szczery, gdzie błękit nieba dobroć nieprzebrana , gdzie każdy trzyma losu swego stery. Tam me wspomienia-wnioska ukochana...."

11 października 2020   Komentarze (3)
rodzinne strony   przyroda   filozofia   bochotnica  

Międzywojnie i po na Lubelszczyźnie ...zarys...

Bochotnica - ulica Zamłynie.

 

Międzywojnie. Lubelskie. Powiat Puławski.

Przeludniona i biedna wieś, często nie mogąca sama siebie wyżywić. Czasy kryzysu gospodarczego na wsi były bardzo odczuwalne. Najwięcej w międzywojniu na wsi było grup gospodarstw karłowatych od 2 do 5 ha – stanowiły 42,5 % ogółu. Przytaczając choćby cenę kilku niezbędników na wsi i nie tylko można uzmysłowić sobie eskalację kryzysu jaka w latach 30-tych dotknęła polską wieś:

 

Wartość wyrobów przemysłowych w kg żyta

 

              Co 1928/1929 r               1933/34 r

Pług              130                           276

Cukier 10 kg   47                            111

Nafta 10 kg     18                            42

 

„Chłop małorolny z powiatu puławskiego tak oto opisał wyżywienie w swej rodzinie: ,,Mięso i masło to tylko na święta wielkanocne bywa gościem w moim domu, jako że to tradycja taka. Kur, kogutów i jaj nie jadamy nigdy , gdyż trzeba sprzedawać na sól naftę, zapałki itp. Jeżeli czasy się nie poprawia to i spożycie produktów własnych będę musiał ograniczyć, by je można było sprzedać i uzyska gotówkę. Ach jeszcze o cukrze zapomniałem to tez gość świąteczny w naszym domu dwa razy w roku.: w Boże Narodzenie i Wielkanoc. I ten oto zbawienny cukier stał się niedostępny dla mnie, moje dzieci nędzne, blade, już podskakują do góry z radości ze święta się zbliżają ze będzie herbata i kawa z cukrem. Z bólem serca i zaciśniętymi zębami patrzę na te obłudne reklamy--- >>cukier krzepi<<.

Biedę w życiu ówczesnej wsi widać było nie tylko po wychudłych sylwetkach spracowanych mężczyzn kobiet i dzieci lecz także po ubraniach dzieci. Wspomniany już chłop małorolny z powiatu puławskiego , ojciec trojga dzieci, był o tyle w lepszej sytuacji od przeciętnego małorolnego ze uprawiał kowalstwo miał wiec możliwości do dodatkowego zarobku ,, ubranie dla całej rodziny----pisał--- „nie wliczając bielizny , wszystko musze kupić, gdyż za mało mam ziemi abym mógł siać len i konopie. Obuwie tez kupuje. Zarówno ubranie jak i obuwie wykorzystuje się do ostatnich granic, stosując jak największą oszczędność a to przez latanie wytartych dziur do ostatnich możliwości, nie raz te sama . latem jak tylko ziemie nieco ogrzeje, żona i dzieci chodzą boso do późnej jesieni”

 

 

Kobieta z chrustem. Zdjęcie Internet.

 

Tuż po wojnie drugiej światowej wcalne nie było łatwiej na wsi. Przykładem niech będą kobiety w Bochotnicy.

 

 

Kobiety w Bochotnicy ( u ujścia Bystrej do Wisły) w czasach powojennych czy nawet lat 60 -tych ciężko pracowały nie tylko w gospodarstwie ,domu. Naginały krzyża przy pracach żniwnych czy wykopkach często na polach oddalonych nawet kilka km od domostwa. Dodatkową, ciężką pracą kobiet, które udawały się na południowy odpoczynek, bądź wracały po południowych pracach w polu było dźwiganie zojdy [*] wypiekanych na polach chwastów dla dojnej krowy – tzw. „zakład”. Wierząc przekazom ludowym krowy nie chciały dawać mleka póki nie dostały owego smakołyku. Zanim trafił na bydlęcy talerz owy smakołyk został on płukany w Bystrej.

Cytując pana Piwowarka „ Widok kobiet dźwigających w porze wiosenno-letniej ciężkie toboły na zgarbionych siłą rzeczy plecach było pejzażem nie tyle barwnym, co okrutnym , stanowiący o miejscu, roli i zadaniach kobiety do końca lat sześćdziesiątych XX wieku.”

Pamiętajmy ,że kobiety wychowywały dzieci swoją bezgraniczną miłością zabierając je na pola , dźwigając je na ramionach nawet 3 i więcej kilometrów. Wykonywały z konopnej płachty umocowanej między drzewami czy wbitymi palikami kołyskę i szły do żęcia sierpem czy kopania ziemniaków.

Czasy się zmieniły przez te bez mała 60 lat, ale czy aż tak mocno ? i wszędzie ?

Wielki szacunek pokłon dla Pań!

 

* - idąc za „Kieleckie- Słowniczek Gwarowy” - Stanisława Cygana - zajda - brzemię, tobół, tłumok, zawiniątko, ciężar, noszony na plecach’

 

 

na podstawie : Jan Jachymek „ Oblicze Sołeczno-Polityczne Wsi Lubelskiej 1930-1939”; " E.Piwowarek " Rody Bochotnickie Obrzędy-obyczaje-tradycje XX wieku"

Zdjęcie poglądowe - E.Piwowarek " Bochotnica w obiektywie - przyczynek do refleksji"

23 września 2020   Dodaj komentarz
historia   bochotnica   Życie  

Bochotnicka obwodnica co uwolniła Kazimierz...

 

Tak wyglądał trakt łączący Bochotnicę ze Skowieszynkiem. Chwilę wcześniej , przed pracami drogowymi w 1976 roku był tu najpiękniejszy lub przynajmniej cudowny wąwóz o nazwie „Dół”. Po jego zniszczeniu ,zrównaniu w drugiej połowie lat 70 -tych XX wieku zostały jedynie genialnie w pięknie odnogi. Wąwóz „ Maćkowy”, „Pułankowy” i „Ćwirtniowy”. Obwodnicy Kazimierza podjęło się Lubartowskie Predsiębiorstwo Robót Drogowo-Mostowych zmieniając na zawsze unikalny krajobraz lecz zarazem odciążając drogowo Kazimierz w kierunku Opola Lubelskiego. W czasie tych prac zginęły 4 osoby. Jedna spłonęła w „chatce puchatce”. 3 kolejne wg miejscowego stróża tej inwestycji ( osobiście się dowiedziałem od niego) została zasypana tonami ziemi lessowej z wąwozu Wg stróża chcieli dorobić , bądź wykonać 150% normy i na nienadzorowanej ( zapewne w niedzielę lub w nocy) zostali pochłonięci przez wąwozową ziemię. Droga okazała się niezbędna i w XXI wieku jawi się jako bardzo trafna decyzja . Patrząc na zatłoczony Kazimierz wiosną, latem, jesienią....

Droga obkupiona śmiercią robotników już wymaga remontu. Nie dość ,że jest już „połatana” to mam wrażenie ,że te wiraże i zakręty jak i spad od strony Opola nie są do końca właściwe.

Chętnych do eskapadę zachęcam do przemierzenia w bliskości drogi odwodnień .Potężne żelbetonowe przepusty o średnicy 2 m , betonowe rowy robią niesamowite wrażenie i to w sercu wąwozów.......

 

Co ciekawe , z FB przytaczam wypowiedzi osób ,które chętnie podzieliły się informacjami 

Hanna M. pisze  "Na początku obwodnicy w Bochotnicy moi dziadkowie mieli pole . Sasiadowalo z zabudowaniami rodzin Skoczów i Araucz. To miejsce nosi nazwę Czarne Staja. Może dlatego, że zbiegalo się tam kilka dróg, w tym ta, z której powstała obwodnica"

Grzegorz S.  pisze "W swoim czasie trafiłem na wersję, że miały tam być budowane jakieś wiadukty czy estakady i właśnie przy ich budowie zginęli robotnicy.Droga miała pełnić funkcję głównej drogi Warszawa-Kraków (która prowadziła 801-ką). Ale po wypadku prace przerwano a gdy do nich wrócono już nie miały takiego znaczenia, bo rolę głównej trasy do Krakowa pełniła już droga przez Radom.Z tamtego czasu pochodziła też makieta Puław z węzłem drogowym przy starym moście.Niestety, wiele lat szukałem ponownie źródła tej informacji. Bezskutecznie. Został tylko strzęp w mojej pamięci."

 

Na podstawie : „Bochotnica w obiektywie” Edward Piwowarek.

14 września 2020   Komentarze (3)
bochotnica  

Młyn co tartakiem stał się w Bochotnicy...

Rzeka Bystra w domniemamym miejscu uposadowienia młyna w Bochotnicy

 

 

 

Znów Ona. Setki razy nawiedzana, przejeżdżana, objeżdżana. Omawiana, wychwalana , przeklinana, wysławiana, wymawiana..Bochotnica.... I już mam emocję mówiąc same to Słowo! Jest dla mnie wyrazem niezmierzonej miłości do tego miejsca, Do każdego jej tchnienia, ten przy rondzie kuźni, oddechu wolności przy ruinach zamku. Czy spełnieniem geniuszu matuszki natury skąpanym w grabach bez liku i wiązów opadających w Sirkowy Dół....Deszcz emocji nie do zatrzymania podlewa moją duszę, dając jej nową wegetację i wzrost. Uderzające nozdrza kwitnące czeremchy, zapadająca żółć jaskrów wszelakich ,czy ziel jaskółczych przełamana bielą dogasających czereśni i jabłoni dzikich. Jak schylisz się gwiazdnica swym bielem kwiecia łamie szarość i burość liści jesiennych, jak już odchodzące jaskry i fiolet dąbrówek tych rozłogowych czy piramidalnych. Giną wszelkie konwenanse, tu w tym moim najukochańszym miejscu na tej Ziemi gaśnie wszystko co małe, co małostkowe, co ludzkie. Tu oddech mój pełny i spokojny...tu jestem u siebie. Nie mogę się oprzeć wrażeniu że miłość pana Edwarda do Niej jest zatopiona w moją egzystencję i świat. Kocham jak On, kocham przez Niego, kocham Sobą jak Ci z Niej. Choć ja z Kołobrzegu , tylko 13 lat na Lubelszczyźnie. Nie godnym być , stąpać po Niej...mimo wszystko stąpałem ...płakałem razy wielu przy pomniku 42, przy Szelągowej Górze, przy Zamku. Tu tak czasy są żywe...i te młyny....ten tu ich świat. Dziś ostatni po takiej przerwie opisuję młyn...tartak...

W miejscu tartaku w Bochotnicy stał kiedyś młyn wodny. Był już wzmiankowany w Królestwie Polskim w 1839 roku. Przed II Wojną Światową młyn należał do Żyda o nazwisku Fryd.
Młyn był napędzany kołem śródsiębiernym. Sam Żyd- młynarz był bogatym człekiem na wsi. Zapamiętany był jako sponsor i współzałożyciel Ochotniczej Straży Pożarnej w Bochotnicy. Prawdopodobnie w czasie okupacji został wywieziony z rodziną do obozu zagłady...

Opowieść Zofii Sarzyńskiej ze zbiorów programu Historia Mówiona, Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN" :
„W Bochotnicy był olbrzymi młyn Żydów - Frydów. To był rodzinny ich. Tych Frydów było trzech braci. Jeden się zajmował kupnem zboża. No właśnie taki Szlama przywoził zboże. Drugi pilnował młyna, a trzeci rozprowadzał te mąki i to wszystko. Po szabasie w sobotę się zamawiało i on rozwoził każdemu to, co kto zamówił: czy mąkę, czy pszenną, czy żytnią. On wszystkie miał te gatunki mąk. I po targu, we wtorek czy w piątek, przychodził „Dzień dobry. Po pieniążki." „Och, panie Fryd! Nie mam dzisiaj pieniędzy." „Do widzenia." Nie był nachalny: Panie oddaj mi, bo wziąłeś! To przyszedł w piątek następny. To był duży młyn, bardzo, w Bochotnicy. Teraz tartak tam zrobili.”

 

Rzeka Bystra w domniemamym miejscu uposadowienia młyna w Bochotnicy

 

 

Wracając do młyna to wniosek z tego prosty ,że musiały być przed nim spiętrzające tamy czy jazy. Moc samego koła śródsiębiernego określano na około 10 koni mechanicznych. Zatrzymajmy się i policzmy tak by przybliżyć na te czasy współczesne. Najbardziej kojarzą nam się konie mechaniczne w motoryzacji. Zatem w Polsce koń mechaniczny to około 735,5 Wata. .
Czyli nasz młyn miał moc 7,35 kW. Czy to dużo ? Gdzie zasilacz w komputerze stacjonarnym ma 0,7 kW ? Wydaje się mało i mało wydajnie. Tak i było i tu. Bystra opływała młyn od strony wschodniej . Tam był drewniany mostek na niej .Lata wojny i jej początki omijały ten młyn. Nie ucierpiał do roku 1944. Wtenczas uległ zniszczeniu w wyniku działania Czerwonej Armii..Uległ spaleniu. Po wojnie jego a dokładnie nieruchomości , gdzie był właścicielem stał się Bolesław Zieliński ( Cytryn, Żyda polskiego pochodzenia). Był zapamiętany jako dobry i zacny człek. Mąż córki organisty z Włostowic, ojciec dwóch córek. Był niesamowitym człowiekiem i miłosiernym. Pogorzelcom co stracili majątek dawał 50 % ulgi na przcieraniu drewna. Ci co byli ubodzy i biedni mieli tą usługę za darmo. W czasie okupacji był chroniony i chowany u Polaków. W 1968 roku podczas partyjnej -moczarowskiej czystki opóścił kraj. Jego ślady zacierają się w Ausrii, Szwecji i w końcu Izraelu. To on w 1958 roku uruchomił tartak napędzany turbiną wodną.

 

Rzeczony młyn na Bystrej w Bochotnicy.

 

 

Ale ze Sztetla możemy wyczytać trochę inną historię tego Żyda :

"
W Święto Pesach 01.04.1942 r. o godzinie 4 nad ranem, z nałęczowskiej stacji kolejowej wyruszył transport Żydów z Kazimierza i Wąwolnicy do Bełżca[1.18]. Kwietniowego wysiedlenia uniknęły jedynie osoby będące więźniami obozu pracy przy ul. Puławskiej w Kazimierzu, zatrudnione przy rozbiórce drewnianej zabudowy dzielnicy zamkniętej. Po zakończeniu prac obóz został zlikwidowany, zaś więźniów wywieziono w nieznanym kierunku. Wszystkich członków ostatniego komanda rzemieślników Niemcy rozstrzelali jesienią 1943 r. na terenie cmentarza żydowskiego na Czerniawach[1.19].
Z kazimierskiego getta ocalał prawdopodobnie tylko jeden człowiek – Berek Cytryn. Pod nazwiskiem Bronisław Zieliński ukrywał się najpierw w Bochotnicy, a następnie w Warszawie. Po wojnie ożenił się w Puławach i wyemigrował do Szwajcarii.”

Co ciekawe i niepojęte ,że sama rzeka Bystra została zasypana na odcinku przed młynem i popłynęła kanałem młynówką . W wyniku prac nad spiętrzaniem wody w tym korycie szerokim i głębokim na 2,5 metra powyżej tartaku powstała cofka na długości około 800 metrów. Niebywałe! Ale zabiegi nie były po nic. Spiętrzały jazy wodne wodę na pracę tartaku około 4 godzin. Kapryśność rzeki orz coraz większe potrzeby sprawiły ,że niepewne źródło wody zastąpiono silnikami elektrycznymi. Zatrzymajmy się chwilę i poparzmy na przepływ , parametr kluczowy dla młynów. I weźmy rzeki Kurówkę i Bystrą. Nie ma ich równać z Wieprzem czy Wisłą czy Radomką, Pilicą. Zatem w 1946 roku przepływ uśredniony był na Bystrej około 0,8 metra sześciennego na sekundę. A Kurówka jak ? Już podaję 0,76 m[3]/s. Bliźniacze dane. I jedna i druga w uśrednionych wartościach rocznych miała ten sam przepływ! Dla zobrazowania Wieprz – 17,2 m[3]/s Wisła ok 120 [m3]/s.
Na początku lat 70 tych tartak przeszedł na własność Brewińskiego ( Zieliński sprzedał ) . Zaś sam Brewiński sprzedał dalej Edwardowi Łyszczowi. Co ciekawe nie zlikwidowano turbiny Francisa i w razie niedomagań w prąd to ona brała na siebie ciężar napędu. Już w latach 80-tych była zdemontowana zostawiając rozwiązania niezawodne -prąd. Wodę jak była turbina aktywna piętrzono do uwaga – 2,5 metra bez mała. Tartak był wielce potrzebny i miał bardzo dużo zleceń nie tylko z samej wsi. Wisła wezbrana często cofała wody rzek ją zasilających. Nie inaczej było z Bystrą i tartak ulegał zalaniu.. Większego śladu nie zostało po tartaku, ot kilka drewnianych elementów w nurcie. Właścicielką na rok 2005 została Alicja Łyszcz. Tu już ponad 15 lat temu....Nie wiem kto jest teraz. Czuć na Zamłyniu deskę żywiczną ciętą. Stosy jej górują nad pięknym brukowanym chodnikiem i wylanym asfaltem.

 

 

Ulica Zamłynie, lata powojenne .

 

 


A piękna historia tej w zapiskach już wzmiankowana z 1316 roku pisze w XX wieku nowe jej epizody. To można z całą stanowczością powiedzieć, że na ulicy Kazimierskiej mieszkali szpece od spraw powiązanych z Wisłą. Przeszło 60 ludzi parało się zawodami jak : barkarze, krypiarze, rybacy, faszyniarze, ci co wytyczali nurt w rzece stawiając bakeny, przewoźnicy łódkowi, tych co robili przy wiklinie, wozacy co pracowali nad regulacją Wisły, czy dowożący kamień i faszynowe „kiszki” . Zwani byli „orylami” czy „marynarzami słodkich wód”. I dalej już teraz rondem na Nałęczów a tu właśnie i owy młyn – tartak później i piękny na początku wsi od Wierzchoniowa zbiornik. Wybudowany dla napędzania turbiny w młynie teraz by rzec koło Bieronki. Tu miejscowi oddawali się rozkoszom odpoczynku, kąpieli czy ognisk wszelakich. Na samej ulicy mieszkali muzycy zacni i szanowani . Dlatego nazwano ulicę – ulicą „Skrzypków” . Eksperci z najwyższej półki byli Bronisław Araucz, Antoni Trębacz, Antoni Ścibior, Władysław Rabiński czy Piotr Samik.
Zbiornika nie ma .. w 1995 nie dał rady i złemu zarządzaniu i powozi i celejowskim stawom co wybrały. Śluza nie dała rady.... Dziś tylko za biedrą są relikty tego tworu. I wszędzie tam masę lepiężnika białego, co moje oczy amatora botanika cieszy....

Ostatni młyn i tartak w Bochotnicy .Po długiej przerwie opisałem jak mogłem. Sięgnąłem do kilku źródeł. Przytoczyłem kilka wypowiedzi. A mimo wszystko stoję nad Bystrą , gdzie przetacznik ożankowy i barwinek się mieni swoim kolorem. Gdzie dalej na pomoście pani płucze w rzece mopa, gdzie słychać miarowe uderzenie kije w wodę ...to mój syn … Zawsze czy to Kurówka czy Bytra ,czy Wisła czy Wieprz ..tłucze kijem niczym kijankom w toń wody... Sprawia i mu i mi radość... Tylko tak już zatarta historia tego miejsca.Bystra tocząca na swym garbie dziesiątki młynów , tu niosła aż 3. Potęga tej wsi.Ludzi. Niebywałe ! I tą niebywałość czuję stojąc na tym pomoście..całą i cały...z synem....

 

 

 

 

Na postawie cytowanych źródeł, rozmów z śp. Edwardem Piwowarkiem i jego małożnką pod balkonem w Puławach, Książki - „Bochotnica w obiektywie- przyczynek do refleksji”, „Rody Bochotnickie”, „Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana”, „Bunt Magnolii” autorstwa śp. Geniusza Edwarda Piwowarka. A.Lewtak " Młyny wodne na rzece Bystrej".

11 maja 2020   Dodaj komentarz
bochotnica   młyny i wiatraki   historia   Bochotnica Młyn Tartak Cytryn  

W Bochotnicy zakochani...epitafium dla Pana...

Jeden z licznych wąwozów " na rozstaju dróg" 

 

 

Ileż to razy można zakochiwać się w Bochotnicy ?

Mnie nie pytajcie... ja zakochuję się co chwilę. Jak tam jestem to już kocham swoją miłością pełną, na każdym wymiarze . W każdym sobie znanym calu. W Każdym oddechu i każdej odsłonie powieki. Jak już mijam nową Grotę a za mną już pierwsze jaskinie i droga na prom dr Strateg to wiem ,że przybiłem do matecznika. Te niezliczone zielenie grabów, lip, wiązów czy dębów aż porażają swoim majestatem. Pokrywają niczym dywan wzgórza lessowe. Tak niedawno jeszcze łysawe Gdzieniegdzie kępa drzew a tak garby i garby. Uwierzyć trudno ,że w ciągu 80 lat tak się zmieniła tu flora. Wybuchły berberysy, bzy pokryły metrów kilka od poszycia, graby te co mają najtwardsze drewno z wiązami oplatają każdą wierzchowinę i w dół zasypane dębami i wiązami. Brzozy tak nasze szeleszczą drobnymi liśćmi cały czas. Umyka czas , umyka ludzki pęd . Gasną człowiecze materialne istnienia. Rondo mijam , kiedyś skrzyżowanie . Tam na ten Kazimierz i na Nałęczów rozwidlenie i przy nim austriacka wojenna studnia. Tak pięknie przyodziana na Podzamczu ulicy. Kiedyś miała pompę tak do lat 50 -tych jak w Kazimierzu co plasowało ją – Bochotnicę na równi w tej materii. Druga studnia wykopana i ocembrowana przez wojska austriackie jest już w dużo gorszym stanie na ulicy Kazimierskiej. Mijam w oddali kaplicę nowo postawioną . Tu nigdy od setek lat nie było kaplicy czy kościoła. Donatorzy Zanusii wprowadzili na tą ziemię w XXI wieku budynek z lokalnego wapienia , skromny w swojej osobie , mnie do gustu przypadł. I dalej na Wierzchoniów. Przez wszystkie możliwe deklinacje, przypadki mijam ruiny zameczku Firlejów tych z Bejsc , z XIV wieku.

Zabytkowy nieczynny młyn wodny z XIX wieku.

 

Mijam dzielnice tej zacnej wsi „Za miedzą”, „ Kasztany” i „Ogrody”. Gaszę motor na „między-rzekach” Biedronka , chyba pobudowana w 2010 roku. Zabieram syna i w drogę ,na przygodę. Znam te przygody , znam te drogi,te szlaki . Czuję jednak dreszcz emocji ,TU w Bochotnicy. Jak ja ją kocham. Zatem młyn zostawiam tak pięknie góruje nad Młynówką suchą i Bystrą bliską. Zawsze rwę tu miętę przy moście. Jest jej jak i żywokostu pełno. Ach co a zapach i smak. Mięta przy pięknym białkowanym węgłowym domostwie z zadbanym przychaciem. Dalej chodniczkiem na Zamłynie. Chodniczek i asfalt . Przystrzyżone trawniki w domostwach ,studnie ocembrowane kołowrotem przyodziane. Z wielkim pietyzmem każdy włościan dba. Tu i tam uderza kwiecie wszelakie , wiosenne. Ach co za spacer ten po burzy... Dziś plan by małe kółko zrobić. Zamłynie – Rozstaje dróg – Zalesie – Sirkowy Dół do kamieniołomów tych co Pożarscy przez lata badali. Zatem uśmiecham się do państwa siedzącego na ławce przy stodole – tam gdzie można skrótem na niebieski szlak trafić. Pani poznaje ..bywam tu często .Odmachuje. Dalej i dalej do tartaku i w gorę iumbami . Ciężko na ręku z młodym bo chęci stracił na podróż, cisnę do góry. Co chwila wydobywa się nowa odsłona tej miejscowości. Co krok pokazuje swoje pejzaże. Widać ruiny zameczku , widać przełom ten małopolski Wisły. Zatrzymuję się . Podziwiam. Zatapiam się w tą tu historię. Przecież tak musiała ta wieś przez setki lat dawać sobie radę.

 

Młyński strażnik.....

 

Musiała mieć i Kołłątajów i Kowali i Płucienników, szewców czy oliwę ktoś tłoczyć musiał. Prąd w połowie XX wieku popłynął i wały pobudowano na Wiśle jednoznacznie zmieniając jej i wygląd znaczenie i przeznaczenie. Wypasano bydło czy kaczki gęsi na przywiślanych łąkach ...teraz zabrano to bezpowrotnie. Młynów aż trzy, pod Czarnym Lasem, Zamłyniu ( koło Biedronki) ,żydowski co na tartak się zamienił. Można było spotkać tam Ciupę, Olka Krasowicza,Olka i Staszka Nowakowskiego , Henryka Kochanowskiego . A przecież płótna były w cenie , moczono w łasze len miesiąc choćby i dalej nie pomnę . Tu na tej ziemi Jadwiga Witkowska z mężem Wojciechem działali. Jak potrzeba było młynka choćby do odseparowania plew czy dla obróbki lnu, konopi pan Wawrzyniec Kubala idealnie się nadawał. Była też przecież w takiej starej wsi olejarnia . Znajdowała się w domu Romanowskich . Trzeba było coś uszyć i to z jakością to zlecano pani Witkowskiej ,Walasowa,Rzeźnikowa ,Skoczowa czy Rybakowska . A grubszy krawiecki kaliber to pan Edward Samcik i Henryk Rzeźnik.

 

Piękno Bochtotnicy  i górujące ruiny zameczku

 

Przecież odzienek ważny ale w butach trzeba chodzić. Byli i tu w tym fachu po wojnie specjaliści. Spod warsztatu Seroki ,Skocza,Rodzika czy Nowakowskiego jedne z najlepszych i na targ były buty. A ja stoję z młodym skąpany w czarnych porzeczkach, zieleni traw i ziół wszelakich .Ambona patrzy na mnie ,ja na nią. Z boku fiołki polne ,szczawie wszelakie jasnoty , gajowce żółcią przeniknione. Zapach po deszczu nasącza moje zmysły i zmysły modnego. Idziemy dalej na Rozstaje dróg. Tam i na Zbędowice i na Parchatkę wiedzie szlak. Kto im te domy wstawiał myślę.. byli murarze genialni na wsi . Wizińscy, Skoczkowie choćby stawiali domy przednie. Zduni? Proszę bardzo : Stefan Pałka , Józef Piłat . Wykończeniówka najcieplej było zlecić Stefanowi Rodzikowi, Tadeuszowi Skoczowi, czy Ciupom. A sprzęty do orki , roli ? Kowale ? Są i zacni eksperci jak Stanisław Nowakowski, Zębko, Kowal, Szeląg.

 

Pobudowana niedawno kaplica 

 

Jak ja myślę tymi czasami przeszłymi. Tuż po wojnie . Wyobrażam sobie całym życiem Pana Edwarda już świętej pamięci Piwowarka. Tyle co pod balkonem rozmów i Bochotnicy spędziłem. Godziny ,dni całe a On tak opowiadał. Tak kochał ,że tym kochaniem mnie zaraził. I ja Jego wspomnieniami teraz żyję.Idziemy Zalesiem w dół do kamieniołomów. Do Pożaryskich ścianki.

A przecież nie samą robotą człowiek żyje. Była i orkiestra tu na wsi. Sprzypkowie : Antoni Trębacz, Antoni Ścibor...czy Władysław Czarnota. A na trąbce grał Edward Cenzura. Klarnet ? Mieczysław Rodzik i akordeon Marian Górecki choćby.

 

Schodzę niżej i niżej. Pachnie niesamowicie tym wąwozem. Tą niedawną historią , tym miejscem. Nad wypasem zwierząt przy Wiśle zajmowali się Wojciech Witkowski, Franciszek Pietrus, Mieciu Rzeźnik, czy Marian Grzybowski. Nie zapomniano o bartnikach . Panowie Józef i Antoni Królowie parali się także tym rzemiosłem. Naliczyłem aż trzy kamieniołomy . Kto parał się po wojnie górnictwem ?

Władysław Szymański, Franciszek Wnuk, Łucjan Karpiński , Tadeusz Pluta.

Jak poród na wsi odebrać to akuszerki także były : Karolina Witkowska ,Marianna Przewłoka.

 

Kapliczka na Zamłyniu

 

Przewaliło mi się przez głowę i myśli – myśli mojego niedościgniętego mistrza Edwarda. Taka wieś , tacy włościanie. Genialnie , do zakochania po tysiąckroć. Widzę i dąbrówkę rozłogową i jaskry i kokoryczkę. Widzę ściankę . Za siatką , za kratami wejść nie można. Czytać też słabo bo daleko. Tu było morze kiedyś.... Wracamy Zamłyniem , psy już tak nie szczekają... traktują może jak swoich. Za nami buchająca zieleń wąwozów ,kawał historii i wspomnień moich złączonych z tymi Pana Edwarda Piwowarka. On tak pokochał do ostatniego ją....wydał tyle książek ...o niej, Ale moje słuchanie od balkonem w Puławach było najpiękniejszym przeżyciem ….jego przeżyciem a moim pragnieniem...Bochotnico...

 

Nazwiska się pojawiające występują we wspomnieniach Pana Edwarda w ksiązce :”Rody Bochotnickie” z 2007 roku. Im wszystkim i niewymienionym składam wielki szacunek i ukłon.

 

03 maja 2020   Komentarze (2)
bochotnica   filozofia   przyroda  

Bochotnickie brzemię kobiet...

 

Kobiety w Bochotnicy ( u ujścia Bystrej do Wisły) w czasach powojennych czy nawet lat 60 -tych ciężko pracowały nie tylko w gospodarstwie ,domu. Naginały krzyża przy pracach żniwnych czy wykopkach często na polach oddalonych nawet kilka km od domostwa. Dodatkową, ciężką pracą kobiet, które udawały się na południowy odpoczynek, bądź wracały po południowych pracach w polu było dźwiganie zojdy [*] wypiekanych na polach chwastów dla dojnej krowy – tzw. „zakład”. Wierząc przekazom ludowym krowy nie chciały dawać mleka póki nie dostały owego smakołyku. Zanim trafił na bydlęcy talerz owy smakołyk został on płukany w Bystrej.

 

Cytując pana Piwowarka „ Widok kobiet dźwigających w porze wiosenno-letniej ciężkie toboły na zgarbionych siłą rzeczy plecach było pejzażem nie tyle barwnym, co okrutnym , stanowiący o miejscu, roli i zadaniach kobiety do końca lat sześćdziesiątych XX wieku.”

 

Pamiętajmy ,że kobiety wychowywały dzieci swoją bezgraniczną miłością zabierając je na pola , dźwigając je na ramionach nawet 3 i więcej kilometrów. Wykonywały z konopnej płachty umocowanej między drzewami czy wbitymi palikami kołyskę i szły do żęcia sierpem czy kopania ziemniaków.

Czasy się zmieniły przez te bez mała 60 lat, ale czy aż tak mocno ? i wszędzie ? 

Wielki szacunek pokłon dla Pań!

 

* - idąc za „Kieleckie- Słowniczek Gwarowy” - Stanisława Cygana - zajda - brzemię, tobół, tłumok, zawiniątko, ciężar, noszony na plecach’

 

Opis na podstawie książki " E.Piwowarek " Rody Bochotnickie Obrzędy-obyczaje-tradycje XX wieku"

Zdjęcie Internet - kobieta z chrustem

26 marca 2020   Dodaj komentarz
bochotnica   kobiety brzemię  

Historia lokalna- Młyn Pod Czarnym Lasem...

 

 

 

"....Cóż to była za radość !

Teraz brakowało Antkowi tylko żony, żeby mógł ją bić, i już byłby z niego prawdziwy młynarz!..."

Bolesław Prus "Antek"

 

Cóż za tragiczny opis .... u Pana Prusa...

 

Dziś odwiedziłem drugi młyn wodny w Bochotnicy. „Pod Czarnym Lasem”. Dokładnie do miejsca gdzie był , bo dziś to już zabudowania z pięknie przystrzyżoną trawą tuż przy drodze na Nałęczów. Mostek ledwo widać z drogi, lecz byłem czujny i czujnie jechałem. Skręcam i przez mostek do ściany góry wąwozów. Dość nowy płotek drewniany pięknie ciągnie się od ściany lasu do Bystrej.

 

Napęd wodny w Polsce wprowadzili cystersi. Już w XII wieku zaczęły być nieodzownym elementem krajobrazu ojczyzny. Napędy młynów się rozwijały i unowocześniały. Od koła napędowego podsiębiernego o małej sprawności ( góra 30 procent) przez koło nasiębierne. Na końcu turbiny choćby ta wynaleziona w 1848 roku przez amerykańskiego konstruktora Jamesa Bichono – turbina Francisa. Czy jeszcze bardziej wydajna turbina Kaplana wynaleziona w 1912 roku przez inżyniera Wiktora Kaplana.

 

Mostek solidny „ Strategiczny”. Nośność 30 Ton. Akurat pod czołg. Tak ta droga i ten most był „strategiczny” za czasów wiadomych. Mostek pozostał. Młyn nie. A o nim dziś piszę.

 

Młyn został wybudowany przez Klemensowskiego jak i ten na Zamłyniu. Rok budowy to około 1880 roku. Klemensowski to ówczesny właściciel dóbr Celejowsko-Bochotnickich. Czasy zaborów , czasy trudne. Ród nie posiadał stanu szlacheckiego a dążył do tego. Zbudować swój prestiż mieli także poprzez odbudowanie zameczku Firlejów w Bochotnicy zwanym „Esterki”. Ich „lojalność” do władz rosyjskich jest tematem wielu niewyjaśnionych do tej pory spekulacji. Czy rzeczywiście pomagali zdusić powstańczy ruch na ich ziemiach… zostawmy duży znak zapytania.??

 

 

Idąc za myślą pana Aleksandra Lewtaka można wyczytać ,że

 

„Długi czas napędzany był kołem wodnym, które dopiero w 1938 r. zastąpiono turbiną Francisa wynalezioną przez jak wyżej opisałem Bichono .Główna konstrukcja budynku wykonana została z potężnych drewnianych bali, które starannie oszalowano z zewnątrz deskami. Tuż przy śluzie znajdował się drewniany most, przez który wiodła do Zbędowic. Wodę w rzece piętrzono do wysokości 1.01m. młyn stanowiący własność Józefa Klemensowskiego został około 1933r. przejęty prawdopodobnie za długi przez Szmula Joska Fryda. Przed wojną młyn wydzierżawił m.in. Juliusz Zawadzki oraz Zygmunt Gałkowski i jego brat Lucjan. Ci ostatni jeszcze parę lat po wojnie zajmowali mieszkanie przy młynie. Młyn posiadał prądnice produkującą prąd na potrzeby młyna i domu mieszkalnego. Był to jeden z najlepiej urządzonych i wyposażonych młynów. ( 3 stoły walców, jeden kamień i szmergłówka( przyp. autora ścierna skała)). W czasie okupacji młyn zajęty przez volksdeutcha z Końskowoli- Ulfika pracował na potrzeby okupanta. Partyzanci kilkakrotnie dokonywali tu akcji rekwizycyjnych. W roku 1953 wody ze spływów wiosennych uszkodziły urządzenie piętrzące i unieruchomiona została turbina. W wyniku postępowania spadkowego młyn i przyległa do niego ziemia stała się własnością spadkobierców, którzy odziedziczony majątek sprzedali w 1958 roku Marii Szabelskiej i Henrykowi Kozłowskiemu. Na skutek nieporozumień między nabywcami a lokatorem (Gałkowskim) młyn przez kolejne lata stał bezczynnie, dewastowany przez okolicznych mieszkańców. Około 1980 roku szkielet budynku konstrukcji ryglowej pozbawiony maszyn i urządzeń został rozebrany przez aktualnych właścicieli ( Kowalczyk , Szabelski).”

 

Dziś zostały płyty betonowe po całym tym ustrojstwie reszta to krzewy , drzewa, i kładka na Bystrej.Ta skąpana w zieleni traw, drzew przełamana ośmiałem - żółtym tym jakże letnim kwieciem, fioletem żywokostu i błękitem przetacznika przyroda wybrzmiewa w sposób wspaniały. Gdzieś na kładce dzieci nogi moczyły w mętnej lessowej Bystrej , górskiej Pani. Już nie korpulentna, już smukła sama w sobie , płynie swoim korytem. Swoim rytmem. Napędzałam kiedyś 23 młyny , dziś tylko jestem niemym świadkiem tej przaśnej codzienności, ludzkiego żywota. Już nikt do mnie nie przychodzi i kijanką nie łupie, nie stawia kaszorków, nie napędza kamieni młyńskich. Uwolniono mnie z ciężkiej pracy i płynę taka bez celu. Jeszcze mnie na kilometrze zmienili , obłożyli kamieniami betonami jak Kurówkę w Puławach….

 

 

Pan Edward Piwowarek – genialny regionalista kochający Bochotnicę miłością nieograniczoną i jedyną zaznacza i słusznie , że :

 

„Trzeba pamiętać, że młyny w przedwojennej Polsce były nie tylko fabrykami mąk i kasz, ale jaskółkami industrializacji środowiska wiejskiego. Były one miejscem wymiany informacji poprzez sam fakt kilkugodzinnego w nim przebywania i obcowania sporej grupy osób korzystających z młyńskich usług. Właściciele młynów stanowili wiejską elitę. Cieszyli się niekwestionowanym autorytetem w środowisku, niejednokrotnie odgrywali rolę arbitrów w sporach międzysąsiedzkich. Będąc ludźmi zamożnymi, wyróżniali się wysokim poziomem kultury osobistej, inspirowali, inicjowali i pełnili ważne funkcje w społecznych organizacjach, na przykład w zarządach ochotniczych stażach pożarnych, nie szczędząc grosza na zakup sprzętu gaśniczego. Właściciele młynów prawie wszędzie prowadzili wzorowe gospodarstwa rolne, zakładali nowoczesne sady, szczycili się pięknymi końmi i rzędami, a ich dzieci uzyskiwały gruntowe wykształcenie. Stopień oddziaływania na środowisko był znaczący pod wieloma względami. Zaryzykuję twierdzenie, że znaczna część mieszkańców zazdrościła rodzinom młyńskim ich poziomu i standardu życia, ale była to zazdrość zdrowa i inspirująca, skłaniająca do dorównywania w sposobie bycia i zachowania. Wiele osób znalazło zatrudnienie w samym młynie lub w gospodarstwie rolnym i domowym ich właścicieli bądź dzierżawców.”

 

Drugi młyn Bochotnicki opisany. Zwiedzony. Pozostał jeszcze jeden. I młyn a później tartak. Gdzie? W ukochanej Bochotnicy….

 

„Wyjdę ja za młynarzyka ,

On mąkę miele gorzałkę łyka.

Bo młynarzyk sobie mąkę pytluje,

A młynarka dobre kluski gotuje”

 

Przyśpiewka weselna

 

 

 

Zdjęcia własne. Opisy na podstawie :

Młyny wodne rzeka Bystra i jej dopływy - A. Lewtak

Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana - E. Piwowarek.

02 czerwca 2019   Komentarze (4)
bochotnica   historia   młyny i wiatraki   młyn czarny las klemensowski  

Refleksja o miłości do Staruszki - Pana...

 

Kochać swoją małą ojczyznę tak bezgranicznie tak pięknie i tak oddanie może ten tylko co jej zawierzył, w niej żył w doli i niedoli. Kocha bezgranicznie nie oczekując nic w zamian. Ja często mam odczucia wielkiej empatii i miłości to Matuszki natury lecz to za mało. To przywiązanie , tradycja , Bóg, wiara, miłość oddanie kształtuje postawy w człowieku. Buduje w nim wielką więź do ziemi , bo ciężkiej roli, do codziennych często bardzo ciężkich obowiązków. To ta modlitwa wieczorna przy lampie naftowej czy świecy, to dotyk spracowanych dłoni matki i jej cichy szept na dobranoc, to ta wyprasowana koszula w niedzielę do kościoła. Nic tego nie jest w stanie wymazać ani zamazać w ludziach , którzy bezgranicznie pokochali swoją wieś, swoje miejsce na świecie. Najpiękniejsze , choć trudne, cudowne , choć wymagające....

 

 

Znam tak mało ludzi którzy kochają bezsprzecznie , bezinteresownie czystą miłością do swojej małej ojczyzny. Wsi. Bochotnicy. Wybitny i zasłużony regionalista, pasjonat historii regionu i nie tylko. Z zamiłowania także interesuje się żywo życiem codziennym i dawnym na wsiach, poeta , człowiek tak bogaty w słowo i wiedzę a przede wszystkim miłość d Bochotnicy jak mało kto ! Ba powiem więcej jak nikt kogo znam tak się jak Pan Edward Piwowarek nie wypowiada na łamach swoich książek o swojej ojczyźnie. Dziś oddaję i chylę czoło mistrzowi, którego los pozwolił mi poznać osobiście. Proszę przeczytajcie jak w pierwszych zdaniach nowej książki „Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana” opisuje swoją ukochaną....

 

 

 

 

„....Na dźwięk słowa Bochotnica ogarnia mnie podniecenie widzę przestrzeń moich marzeń doznaje olśnienia i przyspieszenia tętno .Oczy zachodzą mgłą , by po pewnym czasie poczuć spływające po policzkach niewymuszone przecież krople. Ożywają we mnie coraz to nowe widoki, widzę znajome wróble i dzikie Gołębie ,Sikorki ,Dzięcioły przylatujące zimą do okien i tłustych przysmaków . Wyobraźnia wraca do czasów dzieciństwa , jestem na łące cudownie kwitnącej pełnią kolorów tęczy , barwą która pachnie. Przeważa biel Rumianków z maleńkimi słoneczkami w środku ,pełno wiciokrzewów i dzikich Fiołków ,babki ,napastnicy , złotokapów, zakwitającej już białej i różowej koniczyny . Pełno też

 

 

 

 

Cieciorki i dzikiego groszku , wiechliny łupkowej .Wzbudziłaś we mnie głęboko ukryte obrazy ziemio mojego dzieciństwa , czasów pastuszkowych odbitów na piętrach i gry w „dwa ognie”. Ziemio, która i piasek złocisty ukryłaś pod powierzchnią swoją ,i pokłady gliny schowałaś Wąwozowych , a grube warstwy kamienia okryłaś różnoraką Drzewiną ,kamienia Bieluńskiego który zdobi fasady domów i kominki nowobogackich . Oj !!Ziemio ty, ziemio nasza pachnąca konwaliami poziomkami i malinami i grzybami . Ziemio radująca oczy wczesnym kwieciem kłujących tarnin ,błyszczących jeżyn i rubinowych Berberysów ,ziemio upalnych lipców i sierpniów ,śpiewanych Maryjnych Majów i tragicznych listopadów! Ziemio szkarłatnych Piwonii , odurzająca zapachem Czeremchy i Akacji ,ziemio pyszniących się Kalin, śmietankowych jaśminów i fioletowych bzów zanoszonych w każdym maju matce chrzestnej Zofii z okazji jej imienin ....

 

 

 

Wsiąkło w tę ziemię wiele gorzkich łez , nie mniej niewinnej krwi …. „

 

 

 

Zdjęcia. uchwycone przez mistrza złapania danej chwili w kadr. Genialny i wrażliwy fotograf - Robert Sołtan!!! Bochotnica i jej wąwozy!

 

11 maja 2019   Komentarze (1)
bochotnica   filozofia   Bochotnica Piwowarek Edward  
< 1 2 >
Izkpaw | Blogi