• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Epidemie

Epidemiczna strażnica gołębskich lasów...

 Niebywale trudne emocjanalne miejsce ... 

 

Przeszyty przez rok Gołębskiej legendy pokłosiem......

 

 Przekazy ludowe – przysłowiowe „jedna baba drugiej babie” często w meandrach czasu i minionych lat zamieniały się w mity a częściej legendy. Nie ma skrawka ziemi ,którego by jakaś legenda nie dotknęła bezpośrednio czy pośrednio. Ich swoista wrosłość w ziemię, w ludzi i ich zawodną pamięć, w domostwa ,zapłocia jest nierozerwalna i często stanowi jedyne źródło regionalnej historii. Często taki przekaz zastępuje lub często zastępuje lub wypełnia lukę wiedzy,historii czy wierzeń ludzkich. To one goszczą często w przekazach ludzi starszych ,którzy często przekazują posłyszane czy usłyszane od swoich rodziców czy dziadków. Mają często po 100 czy 200 lat i budują społeczność danego obszaru, często przez nich kultywowaną i często hołubioną. Ba! Często to tylko te legendy są w świadomości ludzi „jedyną objawioną prawdą” wyjaśniającą co zaszło ,co się zadziało, co powstało czy co upadło. Często były łatwym narzędziem wśród wykształconych lub obeznanych światłych by przesunąć ciężar odpowiedzialności czy załatwić swoje interesy ...a ludowi przaśnemu wcisnąć jakąś historyjkę....A przecież kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. Ileż to razy zmyślone na miejscu dyrdymały przekazem ludzkim stałym się trwałym fundamentem często konfabulowanych czy wcale nie zaszłych wydarzeń czy rzeczy. Bo my jesteśmy zwyczajnie ciekawi, chcemy wiedzieć , choć tak po łebkach ot tak ,ale wiedzieć. Zaspokoić nasz głód wiedzy lub ciekawości choć. Jak nie ma faktów, dowodów pisanych zostaje przekaz ludowy...i on daje nam niesamowite wielowymiarowe , plastyczne możliwość opowiedzenia smacznej historii . Miłej dla ucha z elementami Diabła i Boga często w różnych ich wydaniach kultów słowiańskich czy innych religii. Z dreszczem emocji, z naciskiem na  nasze wrażliwe postrzeganie , walki dobra ze złem. Scenariusz zawsze podobny ...bo legendarny...nawet niekiedy epicki. Dla mnie mity,legendy i przekazy ludowe stanowią genialną bazę dobudowania i opowiadania historii miejsc, wydarzeń nasączoną lekkim człowieczą ułomnością. Uzupełnieniem , dopowiedzeniem, narracją naszych dziadów i ich postrzeganiem świata i zjawisk w nim zachodzącym. Dorzuceniem czegoś mistycznego ,niewytłumaczalnego, lokalnego , takiej kropelki smaczku ludowego grajdołu. 

O tych legendach wokół Puław można zaczytać się godzinami. Ich mnogość i dotykanie wielu wymiarów egzystencji czy historii jest niesamowita. Postanowiłem podzielić się kilkoma choć to tylko kropelka tego co jest. O legendach w Kazimierzu Dolnym nawet nie wspominam ,bo całe miasto jest nimi usiane ...miasto co „pożyczyło” sobie od rakowskiego Kazimierza prawo miejskie ….

Kilka smaczków lokalnych ( mocno wybranych).

 

Z młodnika kolejny strach...

 

Legenda o Zajezierzu pod Dęblinem [1]:

"Na skraju puszczy Kozienickiej w pobliżu Wisły istniało w zamierzchłych czasach potężne jezioro. Obok wsi Bąkowiec do dziś istnieje olbrzymi kompleks stawów rybnych. Możliwe że jest to pozostałość po tym jeziorze, jakie istniało w tych okolicach. Jezioro miało połączenie z Wisłą i było zasilane strumieniami z puszczy Kozienickiej. Podania mówią o olbrzymiej ilości ryb, jakie żyły w tym jeziorze. Nic dziwnego, że na jego brzegu powstała osada rybacka. Rybacy łowili ryby, a puszcza dawała im dziką zwierzynę i miód. Szczęśliwe życie rybaków trwało do dnia, w którym do osady przyszły dwie wróżki. Szybko się okazało, że jedna z wróżek jest dobra, a druga zła. Rybacy polubili dobrą wróżkę a bali się tej złej. Pewnego dnia w trakcie połowu nad jeziorem rozpętała się burza. Rybacy znaleźli się w niebezpieczeństwie. Dobra wróżka z trudem uspokoiła rozszalały żywioł. Rybacy po wyciągnięciu sieci na brzeg po raz pierwszy zobaczyli je puste i poniszczone. Nie mając co podarować wróżkom, rybacy zmęczeni poszli do domów. Dobra wróżka nie miała im tego za złe, ale zła wiedźma, nie dostając darów, wpadła w gniew. Jej zemsta była straszna. Wiedźma zebrała zatrute zioła i nocą je zaczęła gotować. Jej przyjaciele kruk i puchacz asystowali przy warzeniu. Gotowy wywar wiedźma zaniosła nad jezioro i wlała go do wody. Rybacy przez kilka kolejnych dni w jeziorze nie złowili. Jak zawsze w kłopocie poszli po radę do dobrej wróżki. Ta się domyśliła, co jest przyczyną zniknięcia ryb w jeziorze, i obiecała pomóc rybakom. Przy pomocy zaklęć i czarów odgoniła złe moce znad jeziora i zawróciła uciekające z niego ryby. Następnego dnia rybacy wypłynęli na połów i po raz pierwszy od wielu dni zapełnili rybami sieci. Wiedźma, widząc nieskuteczność swojej zemsty wpadła w straszny gniew. W nocy, gdy cała osada spała, swymi zaklęciami wezwała nad jezioro moce piekielne. Zaczął wiać straszny wiatr, który niszczył domy rybaków, łamał najgrubsze drzewa i przetaczał potężne kamienie w kierunku jeziora. Potęga natury niszczyła jezioro, zasypując je złamanymi drzewami, głazami i zwałami ziemi. Bezradni rybacy patrzyli na straszną zemstę wiedźmy. Rano okazało się, że dobra wróżka i zła wiedźma znikły. Jezioro zostało zniszczone, ale rybacy łowiąc na Wiśle i na mniejszych jeziorkach, przeżyli kataklizm. Te okrutne wydarzenia nie zostały do końca przez ludzi zapomniane. Osada rybaków, zwana dawniej „Za jeziorem” została z czasem nazwana „Zajezierzem”. Obecnie jest to następna stacja kolejowa po Garbatce i Bąkowcu."

 

Mapa z 1785 roku - brak cmentarza

 

Czy Gadające Głowy co w pałacu Czartoryskich straszyły.Pech trafił ,że z 194 głów z 1540 roku udało się Izabeli zachować u siebie 30. I one spoczęły w pokoju służby, pokoju zabaw owej Sali. A legendy są straszne….. Podobno jak Zygmunt August syn tej co warzywniak do Korony sprowadziła werdykt zły wydał to głowy gadały. I służba bała się tu bywać... 

 

Przeskakujemy do cudownej bardzo starej miejscowości -Witoszyn. I tu legend nie brakuje..Źródło Potoku bije z wapiennej góry. Legenda i przekaz ustny mieszkających tu ludzi każe przyjąć za pewnik , że w środku skały czasami grzmi. Grzmoty się niekiedy nakładają i strach być blisko tego miejsca. Kuźnia niczym. Kuźnia podobno świetnej w smaku wody. I tu kolejna legenda z nim związana. W skrócie powiem, że jak chłop się napije jego wody to nigdy nie zdradzi żony. A Panie jak np. obmyją twarz tą wodą staną się ładniejsze. Czy choćby ta o witającym się królu Kazimierzu III z synem ...stąd nazwa Witoj Syn. ( Witoszyn). Syn wiadomo z „nieprawego” łoża.

 

To z drugiej strony Wisły – Góra Jaroszyńska dziś Puławska

Według legendy na tym kamieniu św. Wojciech miał odprawiać Mszę św. Wypływająca spod niego woda posiadała ponoć właściwości lecznicze leczyła dolegliwości oczu i kołtuna. Kołtun powstawał ze zmierzwionych i zlepionych z brudu i potu włosów. Według istniejącego zabobonu, wierzono, że obcięcie go nożycami może sparaliżować człowieka lub oślepić. Wierzono, że jeżeli chory na oczy lub posiadacz kołtuna w dniu św. Wojciecha przed wschodem słońca obmyje w owym źródełku oczy i kołtun, to nie zachoruje i może bezpiecznie go usunąć.....

 

I smaku Wieprza i jego geniuszu na lubelskiej ziemi ...

Dawno, dawno temu, gdy na terenie Polski jeszcze były plemiona, był las sosnowy o pniach, które i dwóch mężczyzn nie mogło objąć, a na środku lasu, była piękna, rozłożysta polana. Niedaleko od polany znajdowała się chata drewniana o dachu pokrytym mchem.

W chacie tej mieszkał pewien kmieć ze swoją rodziną. Nie był to człek bogaty, ale o dobrym sercu. Nie miał ani koni, ani bydła, ale miał za to świnie. Pewnego dnia jak co dzień rano wstał ów kmieć, a zaraz za nim cała jego rodzina. Miał ten kmieć syna, który miał dar, gdyż słyszał więcej niźli inni. Ptaki pieśni mu śpiewały, las arie wygrywał a woda przypominała swym szumem chóry anielskie - wszystko mu grało. Mógł on usiąść i przez cały dzień wsłuchiwać się w tą cudowną muzykę przyrody. Ojciec jego nie był z tego zadowolony i często złościł się za to na swego syna. Tego ranka kmieć od samego rana nie wiadomo dlaczego miał zły humor. Cała jego rodzina widząc to starała się nie wchodzić mu w drogę. Postąpił tak też i jego syn, który zaraz po posiłku zabrał się do pracy. Poszedł do zagrody, wypędził z niej świnie i popędził je do lasu na wypas. Chłopiec nie chcąc niepokoić swego ojca postanowił wypasać świnie nieco dalej od swej zagrody, więc popędził je w głąb lasu na polanę. Przybywszy na miejsce chłopiec usiadł na pniu starego powalonego drzewa i pilnował swojego stadka. Siedząc tak do jego uszu dobiegły dźwięki, tak cudne jakich jeszcze nigdy w życiu nie słyszał. Oczarowało to chłopca do tego stopnia, że zapomniał o całym świecie i nie zauważył jak jeden z wieprzy oddalił się od stada, wyszedł na środek polany i zaczął ryć. Nagle chłopca z zasłuchania wyrwał przeraźliwy kwik. Zerwał się więc i z ogromnym zdziwieniem zobaczył uciekającego wieprza a za nim malutką stróżkę wody. Nie namyślając się wiele chłopiec pobiegł ku miejscu wypływania tej stróżki. Gdy już był na miejscu jego oczom ukazał się piękny widok, zobaczył malutkie źródełko, z którego wypływała pulsując woda o pięknym, błękitnym kolorze przypominającym niebo, wydając przy tym przecudne dźwięki, że chłopiec aż oniemiał z wrażenia, przykucnął i zamknął oczy. Jego oczom pod wpływem tych dźwięków ukazała się rzeka piękna, rozłożysta wijąca się po pięknej równinie o niezliczonej liczbie ryb i ptactwa gnieżdżącego się nad jej brzegami. Nagle chłopca z letargu wyrwał przeraźliwy głos. Chłopiec otrząsnął się, wstał i ku swemu zdziwieniu zauważył, że stoi po kolana w wodzie, natomiast na brzegu wody wpatrzone w niego stały świnie wydając przeraźliwy kwik. Zrozumiał, że gdyby nie świnie pewnie utonął by w wodach powstałego rozlewiska. Powróciwszy do domu opowiedział o tym zdarzeniu swemu ojcu. Kmieć na pamiątkę tego, że źródło z którego wytrysła woda wyrył wieprz oraz, że świnie uratowały jego syna, powstałe jezioro nazwał Wieprzowym..

 

 

A smak Bochotnicy i jej wielu legend ?

Choćby o złym duchu w postaci światełka zrzucającym na tych co chcieli przebudować zamek kamieniami , opoką. Czy wielkim skarbie tam zakopanym ? Może i o herszcie bandy zbójników – Kasi słyszeliście ? Czy najbardziej osławioną legendarną wręcz epicką historią Esterki i króla Kazimierza III. Ach znów ten król w roli głównej. Jakoś o Łokietku tu mało było słychać , choć to on te ziemie bliskie Puławom czy ziemi lubelskiej przez atakami o wzmacniać warowniami,basztami,zamkami czy fortyfikacjami. 

 Często to jedna miejscowość ma kilka legend,tych co wyjaśniają to i owo, tamto i owo...Celowo przytoczyłem dosłownie kilka by rozbudzić Waszą chęć poznania , chęć obejrzenia się obok  siebie i wsłuchania się w głos ludu, głos przekazów ,gdzieś obok książek ,aktów, źródeł..... 

 

 

 

A każda legenda ma ziarno prawdy, tej właściwej, tym fundamencie tak pieczołowicie obudowanym słowem chłopskim, mieszczanina , słowem wierzeń , religii, strachu i codzienności.  Gdy spotyka się legenda z historią nierozliczoną czy wyjącą z czeluści lasu Gołębskiego robi taką miksturą ,że dopiero po ponad roku jestem w stanie się z wami podzielić....Strach, głębokie emocje ,ucieczka …. ale od początku.

Smaku w tej materii dodaje legenda o światełku przemierzającym bezkres lasów Gołębskich.Poczytać można na stronie FB – Gołąb o dziwnym światełku w lasach Gołębskich pojawiła się informacja w lipcu 2020 roku. Zaintrygowała mnie bardzo. Cytuję poniżej (Wyjątki z pamiętników współczesnych, Gołąb, „Gazeta Warszawska” 1852, nr 199, s. 4.)

„Gołąb, jak jak i każda część przez ludzi zamieszkałej ziemi, miał swoje gminne podania, swoje nadludzkie widziadło, w rodzicielsko-nauczycielskiemu go widmie uosobione. Nikt nie wątpił, a wielu zapewniało i przysiąc na to gotowemi byli, że się tu jakiś słup płomienisty nie tylko na polach i zaroślach, ale wśród wsi, po moście, wzdłuż stawu, słowem wszędzie prócz dziedzińca i ogrodu ukazuje. Zjawienie to nie mało nas dzieci, a nawet i poważniejsze osoby, gołębski dworzec zamieszkujące, ciekawością i trwogą napełniało; był to zapewne rodzony braciszek owego bernardyna bez głowy, co podobno dotąd jeszcze w Kozienickich lasach gości, a który nieraz całą naszą drużynę do Gołębia tamtędy jadącą, okropnie niepokoił. Wspominam o tem w przelocie, bo jakże nie wspomnieć o wszelkich zjawiskach w młodocianym wieku na żywem tle młodej wyobraźni, żywiej jak ona jeszcze odbijających się. O jak że mi wtedy było dobrze na świecie, kiedym się światełkiem gołębskiem (tak albowiem owe widmo nazywano) wyłącznie zajmować mogła i kiedy ukazanie się jego termu lub owemu ze służących lub kmieci, epokę w mojem dziesięcioletniem życiu stanowiło (…)”.

 

 

Mapa z 1926 roku z zaznaczonym miejsce już byłego cmentarza.

 

Prawda ,że już pachnie przerażeniem ? Czy nadal jest to światełko w lasach ? Mara, w całym bezkresie czasu uwieziona dusza szukająca ulgi i rozgrzeszenia? Z przekazań moich znajomych – TAK! Szczególnie jak już się ściemnia , pojawia się znienacka ,łamie gałęzie i krąży blisko obserwatora....  Poczuć oddech tej historii i cmentarza epidemicznego naraz ? Możliwe? ….Tak.. mnie spotkała pełna kumulacja tych emocji, tych dusz cierpiących . Zabranych tak szybko przez chorobę. Wyrzuconych za Gołąb ,za miejscowość , przy jeziorze Nury. Przy dukcie polnym do Matyg, Borowej. Przy linii wysokiego napięcia ,przy piachach...przecince. pisane odczucia i zdarzenia są moje i tylko moje ich postrzeganie będzie tu opisane.

 

 

Lecz, do początku się pochylmy. Na mapach z początki XIX wieku (mapire.eu) przeglądałem okolicę w celu odnalezienia reliktów i zapomnianych miejscowości, miejsc jak choćby cmentarzy trafiłem na ten – epidemiczny. Był wyraźnie wskazany poza wsią Gołąb i zapewne już istniał w XVIII wieku. Dziesiątki lat później w miejscu tego cmentarza cholerycznego chyba stał już krzyż. W tamtych czasach to miejsce nie było zalesione. Zwyczajny ugór , łąka ,gdzieś samosiejki. Dziś las ,gęsty zwarty,szeregiem ludzkich zasadzeń obdarzony. Po konsultacji z panią Małgorzatą – ekspertem od tych ziem Gołębskich postanowiłem odwiedzić to miejsce..... Długo nanosiłem na współczesne mapy namiary i pewnego popołudnia ziściłem swój plan. Plan letniego po pracy czasu , który na trwale wrył się w moją osobę. Gdybym wiedział co zastanę tam, to był się nie odważył....

 

Zaznaczony cmentarz na mapie z końca XVIII i początku XIX wieku.

 

Tak podobnie miałem jak 17 latek w 2015 roku ,gdzie na straszne.historie.pl opisał:

„Gdy zeszliśmy z tego drzewa okazało się że się zgubiliśmy więc zaczęliśmy iść po prostu przed siebie dalej się śmiejąc i paląc elektryki. W pewnym momencie ogarnęło nas jakieś dziwne uczucie obawy przed czymś, zauważyliśmy ze jesteśmy w martwym, mokrym lesie... Drzewa były martwe a wszystkie liście leżały na ziemi i gniły, było tam chłodno i cicho, było było śpiewu ptaków a niebo wydawało się jakby zachmurzone, nie było tam promieni słońca. Postanowiliśmy iść i to był największy błąd w moim życiu, szliśmy tak kilka set metrów ale to co zobaczyliśmy potem było już definicją szaleństwa, to miejsce było po prostu straszne, żaden z nas nic nie mówił, wydałoby się że ktoś nas śledzi, że ktoś chodzi wokół nas a do uszu docierają dźwięki niby głosy ale nie słyszeliśmy ich, to było złudzenie... a może jednak to były głosy, tego nigdy się nie dowiem chociaż ta zagadka do dzisiaj mnie męczy. Byłem całkowicie rozkojarzony, nie mogłem skupić na niczym wzroku tylko chaotycznie rozglądałem się po lesie tak samo moje myśli rozważały historie tego miejsca, czemu ono takie jest, takie tajemnicze i martwe. Szliśmy tak dalej i wtedy to zobaczyliśmy, trzy głowy lalek nabite na grube, martwe gałęzie jakiegoś wielkiego krzaka, ustaliśmy w miejscu, poczułem ciężar na płucach który utrudniał oddech, patrzyłem na te głowy, były idealnie symetrycznie nabite, jedna za drugą w idealnej linii, w ich oczodołach jakby była krew bo oczu tam nie było, to coś w tych oczodołach było widocznie wymyte przez deszcz, stare głowy lalek krążyły za nami wzrokiem. W tym momencie jakby nas coś popchnęło, jakby coś wydało z Siebie demoniczny ryk który przeszył nasze aorty niczym harpuny. Zaczęliśmy biec ile sił w nogach, biegliśmy przed Siebie nie patrząc czy ktoś zostaje z tyłu, nie myślałem wtedy o niczym tylko biegłem a wszystko wkoło nadal wydawało się martwe. Po jakiś 300 metrach dotarliśmy do życia, to normalnych terenów. Po tej akcji nie rozmawialiśmy aż do momentu gdy weszliśmy do Marcina. Czasami się jeszcze to śni, nie życzę tego nikomu. Ktoś mi opowiadał że takie miejsca mają swoją historię....”

 

 

Schowane w brzezinach malutkie strachy...

 

Szlaban się podnosi w Dęblinie po 15 . Ruszam moją skodą do Gołębia , na cmentarz były epidemiczny. Szukać będę krzyża choć , poczuć lament dusz niepokornych....Ciepło , lato, słońce suszy pola i rzeki. Błękit smakuje jego wybornie. Kłaniam się Borowej, Matygom, Browinie i lotnisku.... Na Niebrzegów ,za mostek  i w lewo w jubmy ,płyty betonowe na Piaskach. Stawiam się przy byłej wadze . Kiedyś to miejsce tętniło życiem. Budynek otoczony lasem ,zniszczony...masa szkła ,sprejem wysmarowane niskich lotów słowa. Słońce mocne,ale ten las jakiś dziwny. Niby jasno niby ptaki gadają ...ale coś we mnie drży... Idę na GPS. Wiem  gdzie idę. Te miejsca są moocno związane z bólem i żalem ….bylem już w kilku. Jak w Bobrownikach , czy na Włostowicach. Czułem tam się nie na miejscu , czułem żałość dusz przedwcześnie zabranych z tego świata. Czułem się przygotowany choć trochę. Piach i droga w piachu na lewo do jeziora Nury . Do jego lustra i jedynej kładki i strażnicy ptasiej. Idę dalej a nade mną mruczy co chwilę trzaskający prąd wysokiego napięcia. Przechodzę przez przecinkę i wkraczam w kolejną część lasu. Tu szlak dla kijkarzy. Droga piachowa, ale można śmiało jechać. Szeroko tam i szumiące sosny zachęcają. Coś jednak dla mnie nie gra. Najpierw informacja pojawiająca się na drzewie ,że to teren monitorowany i prywatny. Kurde. W głębi lasu nagle takie coś ? No dobrze ...zdarza się . Idę dalej i tyle moich przewidywań ..zaczyna się strach i bliżej nie zrozumiałe przeświadczenie ,że Tu nie powinieniem być....Brnę dalej w miejsce wskazane przez GPS – szukam reliktów cmentarza epidemicznego, choć krzyża. Wiem czego szukam ...i nagle szok. Głowa o blond włosach lalki wbita na pal.

 

Mapa z 1850 roku ukazująca lokalizację cmentarza.

 

Stanąłem ,serce też. To jest znak ,strażników tego miejsca bym tu nie szedł. Rozglądam się  na boki,słyszę łamane gałęzie w oddali. Przepełnia mnie strach i poczucie,że wszedłem w miejsce które nie powinienem wchodzić. Oddech szybki ,płytki, oczy moje latają we wszystkich wymiarach ,serce tłucze do głowy mojej – Paweł uciekaj, idź stąd.....to nie dla ciebie.... Kolejny krok, las odpuszcza ...młodziutka brzezina ...sośniny brak lub rzadka. Serce pełne niepokoju, drżę! Co jest kolego ! Weź się w garść do cholery ...nie mogę jakoś. Czuję coś ,czuję ,że coś mnie obserwuje, jest blisko,czuję obecność czegoś. Oczy szeroko otwarte, oddech szybki, spocony już mocno,wchodzę w młodnik brzezin. Tam uderza mnie znów , jak obuchem . Małe strachy ubrane w ubranka dzieci i głowy lalek. Do tego przepasane jakby karabinem ..jest ich dużo. Mnie brakuje i oddechu i pewności . Las zamilkł ...Boże jak cicho  tylko szum prądu i łamanych gałęzi gdzieś. Czuję obecność za szybko zabranych dusz z tego świata....to miejsce jest graniczne złe dla mnie , nie umiem powstrzymać emocji ,plącze, krzyczę,wyję ...uciekam. Uciekam i wiem ,że coś mnie odprowadza przez ten kilometr ,czuję tego czegoś ciężar i obecność. Rzucam się na kolejne metry leśnej drogi. Drzewa idealnie posadzone ,geometryczna precyzja. Gonię i czuję ,czuję coś i gonię. Po kilometrze jest lepiej, Boże dobrze ,że biegaczem jestem. Po kilometrze odczuwam już spokój , nie czuję by mnie ktoś gonił , podskubywał , obserwował.....jestem już sam. Wpadam do auta i gaz!!! oby nigdy tu !!! nigdy. Za dużo tu jeszcze żałości ,smutku i żalu. Za dużo dusz snujących się po lesie tuż przy jeziorze Nury... Miejscowi mają wytłuczenie ,że to tak przez sarnami te malutkie strachy, że cmentarz gdzie indziej ,że to pewnie po jednym z dwóch kościołów ten cmentarz...może....Ja znam swoje odczucia.....Tam są jak w Bobrownikach na cholerycznym cmentarzu, czy na Czerwonaku dusze nie mające spokoju …. 

 

Umiejscowienie na mapie aktualnej....

 

Nie znalazłem ani krzyża ani tym bardziej reliktów cmentarza. Znalazłem miejsce trudne do opisania w emocjach. Miejsce ,gdzie kiedyś toczące się epidemie budziły uzasadniony strach, chowano z dala od domostw. Pamiętając o nich , paląc świeczkę, czy w modlitwie wspomiając, przechodząc przy krzyżu później ich wspominano. Drogi polne coraz mniej były uczeszczane w XX wieku. Dukty zaczęły być orane i sadzone przez NPuławy lasem sosnowym. Zacierały się granice historii i strachu. Po mału las przykrywał pod swoją puchem trudne czasy epidemii, czasy wojen. choć jeszcze są miejsca ,gdzie w lesie wbija się brzezinowe krzyże na mogiłach, jak w Borowinie. Tam już nie postawię nogi, tam czuję mocno obecność niewytłumaczalnego wewnętrznego niepokoju. Lasy gołębskie kryją nie jedną tajemnice i są pasjonaci regionu , którzy je odkrywają...ale czy te przysypane opiołem i igliwiem tajemnice chcą być ukazane??? tego nie wiem...

 

Mapa z 1937 roku z miejscem po byłem cmentarzu.

 

Pisząc to drżę z emocji i tych emocji starałem się Wam nie dać.....

 

1- na podstawie : Okolice Radomia piesze wycieczki turystyczne.2011. 

25 grudnia 2020   Komentarze (1)
historia   gołąb   cmentarze   epidemie   epidemia alki strach gołąb  

Bolesny powrót kapitana w choleryczne Puławy...cześć...

Karawaka Klementowice

Karawaka Klementowice

 

40 lat później…….

 

Szklanka  dawno nie myta wypadła z dłoni kapitana statku. Cumują już od wielu dni gdzieś między Maciejowicami a Górą Kalwarią. Niespokojna woda Wisły uniemożliwia dalszy spływ w dół do Galicji. Na pokładzie coraz mniej beczek śledzi...Kapitan już prawie 79 letni zarośnięty , zapuszczony na tym swoim już leciwym statku, o świecie zakończył ostatnią szklankę rumu. Butelki kołyszą się jak cała łajba - od burty do burty. To już 2 tydzień przymusowego postoju. Siwy zarost kapitana nie tylko pisze doświadczenie, ale i sygnalizuje jego człowieczeństwo uchodzące po miału. Coraz częściej zamyka się w swoim okrętowym pokoju, zamawia jedzenie w kantynie, ale nie jada. Ostatnio i chorował, kaszel i suchoty go brały. Dał radę. W Gdańsku spotkał się z córką na chwilę. Jak to marynarz ,tylko na chwilę. Choć kocha i kocha mocno. Dał jej kilka groszy na czarną godzinę. Jadwiga zawsze ma najświeższe informacje co się dzieje w kraju ,który na mapie nie istnieje przecież. Opowiada ojcu zmęczonego ciągłymi kursami przez niespokojną Wisłę, że w Łodzi wybuchł strajk robotniczy, nastał tam stan wojenny i 200 osób zabito a ponad 1000 aresztowano i osadzono w więzieniach. Co gorsza aresztowano Dmowskiego. Długo drapał się po już wypłowiałej brodzie siwiutkiej bardzo , kto to Dmowski ten… Tym bardziej nie wiedział ,że narodził się tego roku roku 1892 Bierut…..kto to ten Bierut…. 

Chrapie , buzia otwarta, koleja butelczyna rumu wyparowała. Śpi głęboko, odpoczywa… już tyle...Drzwi trzaskają do kajuty. Staje nawigator , też wczorajszy ,ale bardziej świeży. Melduje :

Panie Kapitanie mam informację od nadzorcy przystani , że możemy płynąć w dół !!!

Kapitan otworzył leniwie oko , drugim drzemiąc i zapadając się w oparach alkoholu i taniego tytoniu. Zapadał w myśl zejścia z trapu na Puławską ziemię. Odnaleźć nawigatora zostawionego 40 lat temu, tam w tej cholernej epidemii. Znaleźć żywego lub jego grób. Gryzie go od wypłynięcia z portu z Puław w 1852 roku… Ale rum uśmierza ból, rozgania myśli….

Wstał ,podszedł do zniszczonego i zaniedbanego lustra. Widzi sędziwą pociągłą twarz starca. Przewiózł Wisłą tysiące ton zboża ,śledzi i innych towarów. Przewiózł setki ludzi szukających lepszego jutra. Znają go w każdym porcie, każdej zatoczce, każdej przystani. Znają tą zmarnowaną twarz. Znają jego już niepewny krok, mniej sprawną lewą nogę. Zabór rosyjski tak blisko. Nie lubi tego zaboru, tego języka. Tej kultury, tych ich obyczajów. Patrzy jak wycierana jest polskość…. 

Gasi kolejnego papierosa. Czyta raporty … epidemia znów szaleje…. Boże, każesz mi wracać znów w to piekło. Pamięta jak kolej Iwanogrodzko-Dąbrowską budowano. Przywleczono cholerę, z drugiej strony Wisły, znaczy Sieciechowskiej. A wcześniej w 1867 roku w Guberni Lubelskiej cholera zaatakowała 4823 ludzi – zmarła połowa. Czy w 1872 roku na cholerę zachorowało 1286 osób zmarło 506…. Pamięta jak w 1873 roku po radomskiej stronie Wisły szalał mór cholery, a w Warszawie dżuma…. Dopija paskudną kawę i czyta ostatnie akapity raportu. W królestwie Danii wykonano ostatnią karę śmierci. Uśmiechnął się pod wąsem… życzliwie. Czyta dalej . Jego tam carskie coś tam coś tam, wargami przewraca , nie lubi tych carskich …. Car Rosji Wszech Rosji był z wizytacją wojsk w Twierdzy Iwanogrod wraz z młodym synem -  przyszłym Carem ostatnim z Romanowów Mikołajem II, który odwiedził mury Dęblińskiej Twierdzy w 1914 roku.

 

Karawaka Klementowice

 

Po paskudnej kawie przyszedł czas na paskudne późne śniadanie. Zjada z niechęcią, wie , że młody nie jest i musi się pilnować z jedzeniem. Połowę zębów stracił na ciężkich czasach. Nieurodzaj był straszny,susza… warzywa, zboża nie obrodziły. Brukiew do znudzenia a i jej zabrakło…. Wzruszył do siebie ramionami. Przynieśli mu znów to samo – kawałek rzepy pieczonej, ziemniaki ze wczoraj i jakąś breję. Chleb czarny i czerstwy nie dał się urwać dłonią. Nóż raz za razem wcina się w bochen. Odkrawa pajdę chleba. Choć chleb dobry- mruczy pod nosem. Zamyka się nad talerzem w sobie, w swoim świecie i celu. Do Puław nie daleko może 20 mil może 23 mile. Zarządza odprawę. Na pokładzie w końcu pojawiają się ostatni wioślarze, mocno zbudowani, żylaści, ale pełni wigoru mężczyźni. Mają wiosłować pod prąd, na Wiśle, w ten bardzo wysoki jej stan …

Płyniemy panowie do Galicji po sól. Śledzie zrzucamy w Puławach i Kazimierzu. W Puławach w porcie mam osobistą sprawę. Zacumujemy na jedną lub dwie noce. Tawerna jest ! Strawa ujdzie. Gorzałka jest. Tam mówią okowita…. Pamiętajcie w Modrzycach nie tylko żupa solna jest, ale i  mosty. Kolejowy nowiutki i ten do fortu na drugim brzegu Wisły. Forty budują, jest i port na Wiśle. Ale nic tam po nas. Bacznie oko wytężać macie i o wszystkim meldować. 

Tak jest panie Kapitanie! - okrzyk z pokładu go dobiegł jak lata temu...

Cumy i  odbijamy. 

 

 

Karawaka w Kurowie

 

 

Znów czuje cudowny kołys łajby, bochot Wisły. Słyszy najróżniejsze ptactwo w ten dzień skrzeczące nad pokładem. Słyszy jak wiosła wbijają się w mętnie czarną wodę Wisły, słyszy miarowe okrzyki wioślarzy. Widzi zewsząd pasące się na łąkach przywiślanych krowy, konie, gdzieś i kozy są. Wierzby nieprzycinane  chylą swe konary na wietrze wrześniowym. Widzi znajomy spichlerz ...widzi kościół w Górze Jaroszyńskiej ,widzi rotundę- kaplicę Czartoryskich. Przeszywa go niepokój…

Trap opada na piach wiślany. Od razu przy nich staje nadzorca portu. Coś po rosyjsku mówi ... zna ten język. Musi znać , tyle lat tu pływa. To już jego jeden z ostatnich rejsów. Kolej żelazna zabiera mu jak i innym zlecenia. Szybciej , pewniej , więcej zabierze i nie ma wpływu pogoda, stan rzeki czy kaprysy marynarzy. Sprawy zostawił swojemu bosmanowi ...niech rozmawia z dozorcą.

Od razu ruszył do szpitala św Boromeusza, gdzie jego nawigator leżał.  Ten bez mała 50 letni szpital jest bardzo nowoczesny. Musi zasięgnąć informacji co się stało z jego kolegą.Schodzi na puławski ląd, czuje się tu niepewnie. W 1852 roku uciekał stąd przecież… Robi kilka kroków do przodu. Jego prawa ręka bosman opłaca miejsce na redzie i załatwia sprawę rozładunku beczek śledzi. Gwar w porcie, ktoś krzyczy, rybacy narzekają na słabe łowy, dużo żołnierzy rosyjskich… Port tak port strategiczny w końcu. Z armady Czartoryskich zostało tylko wspomnienie. Statki zostały zarekwirowane i namiestnik rosyjski nimi zarządza. Herb Pogoni Litewskiej już nie powiewa,zamieniony na dwa czarne orły z głowami na wschód i zachód, trzymające insygnia królewskie, Romanowów….

 

Karawaka w Końskowoli

 

Widzi dawno nie widzianą wierzbę ...Boże jak ona rozrosła się … Przy niej murowana kapliczka. Murarze się kręcą koło niej. Coś tam robią. Dorabiają, dokuwają? Kamieniarz przy nich i ksiądz. Idzie znów jak ponad 40 lat temu zaciekawiony. Gapiów dużo. Słońce przypieka. Dochodzi do kapliczki. Widzi nowe napisy OD.R.1892. Dedukuje, że odnowiona tegoż roku, Anno Domini 1892. Gawiedź klęczy, modli się. Karawaka nabrała nowego światła i świeżości. Krzyż choleryczny widoczny. Modły znów snują się po Puławach i nie tylko. W niedalekiej Końskowoli siedziby wielkich tych ziem Konińskich , Tęczyńskich, Sieniawskich czy Czartoryskich przy kościółku św. Anny konsekrowanym bodajże w 1613 roku postawiono murowaną kolumnową karawakę z płytą, z modlitwą…. Gdzieś dalej w bardzo starym mieście Kurów , przy starym bo sięgającym na pewno połowy XVIII wieku cmentarzu postawiano parę dni wcześniej - krzyż Karawakę. W niedalekich Klementowicach , bardzo starej, bo sięgającej ponad 600 lat parafii za wzgórzem kościelnym stała już w XVIII wieku Karawaka – Krzyż – przebłagalny…. Nie mówiąc o Kazimierzu , Włostowicach….

 

Odnowiona karawaka - bohaterka opowiadania - Puławy

 

 

Znów – cholera ! Zaklnął pod nosem kapitan… Ktoś w ludu, mówi już zachorowało ponad 6000 ludzi na Lubelszczyźnie,a Panie w Puławach znaczy w  powiecie naszym już ponad 900 zachorowało.  Przeraził się kapitan i odszedł na trzy koki od zgromadzenia. Znów – cholera ! Wymamrotał. To za dużo dla niego. Poszedł do tawerny nie tylko złagodzić nerwy ale i „odkazić” się. Zapadł w sen po lekkiej kolacji a mocnym trunku. Obudził go skowyt psów ujadających od świtu. Otworzył już nie młode oko. Naciągnął spodnie niemrawie. Głowa boli , wzrok lata po izbie. Miał wrócić na pokład ,dać dyspozycje. Miał udać się do szpitala…. Ech .. informacja o kolejnej fali epidemii go załamała. Ciekawość wzięła górę i wyskoczył przed tawernę. Słońce już dobrze grzało i jego blask oślepił kapitana na krótką chwilę. Widzi zaprzęg koni – pewnie kobyły pociągowe i wóz drabiniasty a na nim zwłoki cholerycznych ofiar. Za nim kondukt morowy….Zły omen…. 

Dziś musi się dowiedzieć co z jego nawigatorem pozostawionym 40 lat temu… 

Wierzba pochyla się nad kapliczką. Ludzi od rana wielu, wielu się modli, wielu ma przy sobie małe medaliki- karawaki. By dom, by domowników chronić mimo wszystko. Dziś wyrusza po sól do Bochni. Żupy czekają. Portowy zaduch, mieszanka zapachu ryb, palonego drewna w wędzarniach,i czegoś nieokreślonego. Ta nieokreśloność to całe życie marynarzy, cały świat ich życia, wybranej drogi, daleko od rodziny, tam dziewczyna, gdzie port. Ile to dziewczyn w Puławach stała na redzie i wyczekiwała swoich ukochanych, widziała ,że nie są ich na całe życie, ale na ten port, na tą chwilę tak. Być choć przez chwilę kochanym, być zatopionym w jego bezpiecznych i męskich ramionach. Poczuć jego zapach, poczuć jego świat, być kawałkiem świata jego i swego razem ,choć na kilka dni…

 

Karawaka - bohaterka opowiadania - Puławy

 

 

Dziś śniadanie mu nie smakowało , kapitan zły ,kapitan głodny. Czas płynie, czas zabiera masę ludzi. Tyle tu już było epidemii, ta z 1708 roku, ta w Instytucie Panien, czy ta zła, smutna ,osobista z 1852 roku.  Otwiera furtę bramy, kilku pacjentów przechadza się dziedzińcem szpitala św Karola. Przemykają kitle lekarskie , pielęgniarki , wycie pacjentów. Kapitan szuka szefa tego szpitala. On ma księgi….Nie przedstawił się dyrektor szpitala, tylko stwierdził , że kontynuuje misję wspaniałego Karola Khittla,doktora nauk medycznych na dworze Czartoryskich. Podrzucił tylko imię – Alfons.

Nawigator – Ignacy Kotecki ,syn Bolesława i Marii ….leczony na cholerę , czas leczenia 10 dni. Anno Domini 1852 -zgon. Zwłoki poświęcono i zakopano na Piaskach. Blisko Wólki Profeckiej. W odległości 2 worst od młyna na Kurówce. Tam chowano, na końcu Puław chorych na cholerę. Wpisano do akt. Grób masowy. W grobie 13 osób. Nazwisk 3 nie ustalono.  Za cmentarzem wyznania Mojrzeszowego. Tam w tych piachach i jałowcach zaczęto chować tych epidemijnych, cholerycznych. Już jedna mogiła na Norblina na Włostowicach jest….

Kapitan zapala papierosa, miał jednego na okazję, jedynego, jednokrotnego . Wychodzi na dwór. Idzie w stronę Wisły… tam czuję się dobrze, pewnie, tam jest u siebie… Drapie się bez ładu po siwej brodzie… jakaś łza rosi policzek...Gaśnie, idzie bez celu… nie przeżył…...cholera!!!

Wraca pospiesznie do portu. Zarządza natychmiastowe odcumowanie i płynięcie do Galicji . Już tu nie wróci, już nie chce….. zamyka się w kajucie. Zapada w sobie. Zostawia Puławy z jej epidemią, z jej żarliwie modlącymi się ludźmi, z jej co rusz powstającymi kapliczkami – latarniami…..

 

 

 

W 2000 roku kapliczkę poddano gruntownej renowacji za wstawiennictwem Pana Zdzisława Kraszewskiego. Odsłonięto zatynkowaną karawakę, dostawiono tabliczkę informującą...nowy krzyż ...Oko miał na to historyk sztuki Kazimierz Parfianowicz.

 

A przecież 6 Sierpnia nie tylko skrywa tą historię….także tą o nawiedzonym miejscu….pustym placu...

 

 

Fabularyzowane moją narracją.

 

Źródło : 

 

Naruszewicz-Lesiuk D. „Cholera , Choroby zakaźne i ich zwalczanie na ziemiach polskich XX wieku”

„Cholera , jej dawniejsze epidemije u  nas, przyczyny , objawy, zapobieganie, leczenie”- dr B.Dzieżawski, O.Hewelke, W.Janowski  1892

W.N. Skadiczewskij, 1893 r. "Cholernaja epidemija 1892 goda w Ljubinskoj Gubernii"

K.Kurzyp - "Stężyca nad Wisłą"

Kazimierz Parfianowicz "KAPLICZKA Z KRZYŻEM KARAWAKĄ.PUŁAWSKA PAMIĄTKA WOTYWNA CZASU EPIDEMII CHOLERY (1852, 1892)"

Henryk Czech - "Miejsca upamiętnione"

o. Paweł Sczaniecki w książce Święty Benedykt (Kraków 2000, wyd. 3, s. 179–182)

 

eksperci :G. Bartnik , H. Mielniczenko, H. Czech, Z. Kiełb, M. Głos śp. M. Spróz 

Wikipedia

 Kwartalnik Gminy Kurów, nr 10 , lipiec 2018.

Zdjęcia własne,Trap – Internet.

31 października 2019   Dodaj komentarz
puławy   cmentarze   epidemie   epidemia puławy mór kapitan  

Zamglony morowy sierpniowy świt w porcie...

 

 

Żniwa w pełni. Palący słońcem sierpień smaga plecy  włościan i parobków. Gdzieś w oddali jest ukojenie , bryza Wisły będącej o kilka set łokci od pól zalanych pszenicą i żytem. Jeszcze nie ucichły echa welkości Panów Czartoryskich , którzy jako spadkobiercy rodów i Lubomirskich i wielkich fortun Sieniawskich wryli się w  świadomość i codzienność tego miejsca. W zaborze Pruskim zniesiono już pańszczyznę, tu trwa dalej choć już wiadome, że i w tym - rosyskim jej nie będzie. Echo powstania listopadowego cały czas wyryty w te ziemie, w ludzi . Gdzie rodzina z rodziną walczyła po dwóch stronach....

 

Karawaka parafia Klementowice

 

Jest sierpień 1852 roku....z Galicji przypłynęli marynarze do portu Pulawy. Gorąc sierpnia daje im we znaki. W Kazimierzu nie było mejsca na redzie. Cały czas aktualizują mapy. Przecież prawie 100 lat temu Wisła ich żywicielka wyryła nowe koryto , stracając Stężycę.Prawie 30 lat wcześniej odsunęła się od swojego koryta w Parchatce i Włostowicach na kilka set metrów. Muszą nanosić co chwlę zmiany żeglugowe. Są zmęczeni. Dziś ich statek wiezie przez Wislę zboże z Galicji  i sól z Bochni.  Pamiętają opowiadania swoich dziadów jak to król Batory stracił do reszty nerwy na sprzedawczyków co sól jak złoto traktowali ceną. Kazał Wieliczce i Bochni zasuwać takby starczyło dla całej Korony. I te żupy solne jak grzyby po deszczu powstawały....

Trap udeżyl w piaszczysty brzeg portu. Rwetes portowego życia w już jakże znanych Puławach mieszał się z goryczą zaboczego jarzma. Rosyjski królował i marynarze z Galicji pewni nie byli czy w komorze celnej w Puławach się dogadają. Czuć było jednak w ten sierpniowy dzień mieszankę portowego rybackiego zapachu z wyczuwalną wonią czegoś złego, chorego , niemożliwego do zidentyfikowania. Po odnalezieniu zawiadowcy portu i uiszczeniu kilku monet za miejsce w porcie udali się do tawerny by tam zatopić swe zmeczenie i długie dni w palącym słońcu na statkubez świeżej wody i jedzienia. Tylko ten kaszel im przeszkadzał i wątłość jak na tą porę roku dziwną....

 

Przyportowa kapliczka - 6 Sierpnia Puławy

 

We Lwowie nastała już noc. Pomocnik Ignacego poszedł się zdrzemnąć na kozetce. Jeszcze niedopity kieliszek wina za obronę magstra farmacji stoi na komodzie. Już zapomina jak 30 lipca na Uniwerystecie w Wiedniu odbierał swój pierwszy tytuł magistra. Nad dymiącą lampą oliwną nocą w aptece młody Łukasiewicz pochyla się nad menzurką wypelnioną czarną gęstą substancją. Już jest gotowy , już ma opracowany cały plan ekstracji z tej - ropy naftowej- nafty. Magicznej substancji odartej z tej czarności  . Nie mającej na daną chwilę żadnych zastosowań i celów.Uparty Ignacy czuje ,że jest bliski wielkiego wyalazku....czuł dobrze. Rok poźnej skontruował lampę naftową.....

 

Ale dziś nawet nie spodziewał się ,że Królestwo zaleje fala epidemii ...epidemii cholery. 

 

Na niedawno pobudowanej Cytadeli Twierdzy Dęblin nikt nie spodziewa się wybuchu epidemii. Pamiętają z pzekazów ustnych jak w niedalekich Bobrownikach 1780 roku panowała epidemia ospy, wyniszczając prawie cały odsetek mieszkańców miasta ....Czasy carskie - tarde i okrutne . Mikołaj I Romanow pewny , dynastia Romanowów święci tryumfy. Wojsko, ludzie , wszyscy wpatrzeni w niego CARA. Prócz Polaków sprzedanych przez podstolego Antoniego ,Targowicę i rozszarpaną ojczyznę przez rozbiory. Wypatrywana jutrzenka nadziei w księciu Poniatowskim jedynym marszałku Francji - Polaku na początku XIX wieku została wygaszona wpierw przez wyprawę Napoleona na Moskwę by  później pod Lipskiem  zostać pogrzebana na kolejne lata...długie lata... A i te lata niosły żniwa cholery , dżumy i moru...

 

 

spichlerz Puławy 

 

Port w Puławach przy portach w Kazimierzu czy Stężycy a nawet Janowca był dość skromny by nie powiedzieć marginalny. Więcej w XVI wieku przyjmował port we Włostowicach niżby w Puławach. Do tej pory zachowały się nadbrzeżne budynki a także spichlerz puławski. Te miary nie mają żadnej z Kazimierzem , gdzie ich ilość wieksza i świetność przykrywa całunem milczenia. Nie zawsze też Kazimierz był aż tak handlowo kluczowy. Po wytyczeniu w XIV wieku przez króla Kazimierza Wielkiego szlaku kupieckiego, który przechodził także przez Kazimierz i miasto Wąwolnicę i zauważalnej przewagi na Wiślanym transporcie choćby nad Stężycą w 1573 czy 1574 roku. Nie mówiąc o jego bezsprzecznej dominacji w XVII wieku przy sięgającym 44% całego eksportu zboża i importu śledzi .

Port Puławy w XVII wieku może się poszczycić się około 0,1 % całego eksportu zboża , czyli 204 łaszty . Łaszt około 3 Tony, ca 3200 litrów materiałów sypkich. Koniec XVIII wieku ( lata 1776/1777 ) ośrodek kazimierski stał się niekwestionowanym liderem nad wiślanej wodzie nie tylko w eksporcie zboża ,czy imporcie beczek śledzi ,ale przede wszystkim w spływie tratw oraz towarów na nich. Przegonił coraz prężniejszy ośrodek portowy w Puławach i Józefowie.

 Lecz dziś ten port jakoś złowrogo patrzy, jakoś obco w nim. Tu zaczyna się znów wędrowka śmierci , znó zeszła na ląd. ...... Cholera.....

 

Karawaka Puławy - 6 Sieprnia,.

 

Mrynarze wstali o świcie. Nie czuli się wcale lepiej niżby dzień wcześniej. Ot zwyczajnie, poprosili o śniadanie bo dziś dalej w drogę dalszą. Łaszty zboża z tegorocznego żniwa zasypane w statku już sprzedane. Czas na nich, Rzucili kilka wymiennych niedawno pieniędzy.Jeden z nich – nawigator -dziś wyjątkowo źle się czuł. Coś mowił – zaszkodziło na tych puławskich karczmach. Zaciekawili się grupą mieszkańców Puław. Stara wierzba niepodcinana od lat falowała na sierpniowym wietrze już wczesnego popołudnia. Podeszli bliżej bo ciekawość była wieksza niż bariery czy obyczajowe czy jęzkowe. Po rozmowie w miarę miłej dowiedzieli się , że  stawiana jest kapliczka z karawaką. Bo w mieście wybuchła epidemia cholery. Talizan dobrych i ochronnych sił, Boskiej opaczności  Ludzie znów zaczęli umierać... Przecież tak niedługo bo w 1856 roku gorączka tyfloidalna występowała   w Instytucie Panien w Puławach zbierając żniwo. Ale o tym cicho było , bo nie wypada , nie można było o tym głośno mówić…. Bo jak. Przybita na spichlerzu była lista atakujących miasto epidemii nie budziła zainteresowania lecz trwogę….

 

Gubernia

Data epidemii/czas

Zachorowało

Zmarło

Lubelska

3.8-11.12.1848

15039

6547

Radomska

3.8-11.12.1848

4275

2280

Lubelska

1852

11034

4143

Radomska

1852

9094

4241

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kapitan statku podchodzi pod kapilczkę . Słońce chyli się już za południe . Dziwi się co to za znaki są na tym dziwnym krzyżu. Dwie belki. Pochodzi bliżej , literuje. Brat z klasztoru przybyły z grupką ludzi  tłumaczy kapitanowi …

 

+ Z + D I A + B I Z S A B + Z + H G F + B F R S

+ – Crux-Krzyżu Chrystusów, zbaw mię.

Z – Zelus- Żarliwość domu Twego niech mię uwolni.

+ – Crux-Krzyż zwycięża, krzyż panuje, krzyż rozkazuje. Przez znak krzyża świętego, niech mię uwolni Pan od powietrza tego.

D – Deus - Dajże to, Boże – Boże mój, żebym ja i to miejsce było uwolnione od powietrza tego.

I – In manus-Jezu, najsłodszy Panie, w ręce Twoje polecam ducha mego, serce i ciało moje.

A – Ante-[Wcześniej] aniżeli stworzył Bóg niebo i ziemię, był Bogiem. On mocny Jest wybawić mię od powietrza tego.

+ – Crux-Krzyż Chrystusów mocny jest odpędzić zarazy, powietrza z miejsca tego i od ciała mego.

B – Bonum-Barzo jest rzecz dobra, oczekiwać w milczeniu ratunku Boskiego, aby odpędził zarazę ode mnie nędznego.

I – Inclinabo-Ja nakłonię serce moje do usprawiedliwienia Twojego, abym się nie zawstydził, żem Cię wzywał.

Z – Zelavi-Z wielką żarliwością zapaliłem się na niezbożne, widząc pokój głoszących i w Tobie samym ufność miałem. Krzyż Chrystusów odpędza czartów i powietrze zepsowane niech wyżenie.

S – Salus-Słusznie, zbawieniem Twoim sam jestem, mówi Pan. Wołaj do mnie, wzywaj mię, ja wysłucham cię i wybawię od powietrza tego.

A – Abyssus-Azaś przepaść przepaści nie wzywa i w szumie głosu Twego odpędziłeś czarty i od zarazy powietrza uwolniłeś mię.

B – Beatus-Błogosławiony mąż, który ufa w Panu i nie obrócił oczu swoich na próżność i rozpustę zdradliwą.

 + – Crux-Krzyż Chrystusów, który był przed tym na hańbę i zelżywość, teraz jest na sławę i uwielbienie. Niech mi będzie na zdrowie i niech odpędzi z miejsca tego czarta i zepsowane powietrze i zarazę od ciała mego.

Z – Zelus- Żarliwość czci Boskiej strawiła mię pierwej, niż umrę i przez imię Twoje, wybaw mię od tej zarazy powietrza złego.

+ – Crucis-Krzyża świętego znak uwolni lub Boży i od powietrza tych, którzy Mu ufają.

H – Haeccine- Hej! Także to Panu oddajecie ludzie głupi i bezrozumni? – Oddajcie Najwyższemu śluby wasze i ofiarujcie Bogu ofiarę chwały, i miejście w nim nadzieję, albowiem, którzy w Nim ufają, nie będą zawstydzeni.

G – Gutturi-Gardłu memu i do ust moich przyschnie język, jeżeli Cię wielbić nie będę i sławić Imienia Twojego świętego, które święte jest i wybawia w Tobie ufających. W Tobie nadzieję pokładam. Zbaw mię, Boże mój, z zarazy tej powietrza i miejsce to, na którym wzywają Imienia Twojego.

 

 

......

 

Nie daje ojcu dokończyć tłumaczyć modlitwy. Widział już jednak ją , nie raz krzyż z dwiema belkami. Słyszał , że w porcie gdzie go nie przyjęli w Kazimierzu takowe karawaki były, słyszał jak i na Włostowicach taka była. Nie pojmuje kapitan czy to ma pomóc czy wystraszyć morowe powietrze .Niepokoi się swoim druhem z załogi. Coraz gorzej z nim. A terminy gonią… dylemat … zostawić i nająć nowego członka załogi czy zostać jeszcze dzień dwa….

Podjął decyzję, cholera i tu już zagościła od wielu lat, on ma zlecenie i musi je zrealizować. Na szybko w porcie najmuje nawigatora i ruszają dalej. Do Gdańska. Oby dalej od tego miejsca. Miejsca jak się okaże  za 40 lat odwiedzi znów Puławy i pozna całą historię tego przeklętego portu i epidemii co od 1848 roku pustoszyła i nawiedzała te tereny zbierając ogromne żniwo. O tym wszystkim kapitan się dowie..opowie. Odszuka kapliczkę i siądzie koło niej słuchając jej historii….

 

 

 

Koniec części I.

 

 

 

Fabularyzowane moją narracją. 

Źródło : 

Naruszewicz-Lesiuk D. „Cholera , Choroby zakaźne i ich zwalczanie na ziemiach polskich XX wieku”

 „Cholera , jej dawniejsze epidemije u  nas, przyczyny , objawy, zapobieganie, leczenie”- dr B.Dzieżawski, O.Hewelke, W.Janowski  1892

K.Kurzyp - Stężyca 

o. Paweł Sczaniecki w książce Święty Benedykt (Kraków 2000, wyd. 3, s. 179–182)

eksperci : , G. Bartnik , H. Mielniczenko, H. Czech, Z. Kiełb, śp. M. Spróz 

Zdjęcia własne, prócz spichlerza – autorem zdjęć Robert Sołtan. Trap – Internet. Krzyż - http://parafiaklementowice.pl/

08 października 2019   Dodaj komentarz
puławy   cmentarze   epidemie  

Historia lokalna - Epidemiczny Sieciechów....cz...

Część Druga ( II)

 

 

 

W Woli Klasztornej z piaskowca postawiono pomnik w upamiętnieniu tego wydarzenia, znaczy tragedii epidemicznej. Las, bujna roślinność skutecznie zaciera ślady, ślady pamięci też. Ten w Bąkowcu (Garbatka Letnisko) też się ma nie najlepiej, ten cmentarz choleryczny oczywiście.  Dobrze, że pan Stefan dba, promuje, przypomina, nie daje zapomnieć, walczy z chyba coraz większą obojętnością tych czasów. A my pasjonaci historii lokalnej razem z nim. By nic nie umknęło, by nic nie przemilczeć a co gorsza nie zmienić biegu historii. Nie zniekształcić, pozostawić prawdziwą, być może trudną. Te miejsca epidemiczne tu w Sieciechowie, Woli Klasztornej, Bąkowcu, Włostowicach, Końskowoli, Bobrownikach  przeze mnie odwiedzone niosą ogromny bagaż emocji. Wielkich żałości i niesprawiedliwości świata. Każda wojna niesie żniwo nie tylko od kul, ale i do właśnie epidemii. Wybuchały i dziesiątkowały. Ba! Wymierały całe wsie i miasta. W wielkim cierpieniu i bólu, bez pomocy medycznej.

 

Choć idąc za już przywołaną książką możemy wyczytać, że leczono sosem z kwaszonych ogórków: 

„Tu musimy zaznaczyć, że w r. 1866 dr. Krassowski w Płocku

wpadł na myśl leczenia cholery sosem kwaszonych ogórków. Wyniki

otrzymywał bardzo dobre; ten sposób leczenia tak się rozpowszechnił,

że ogórki kwaszone w Płocku jako lekarstwo w aptekach przyrządzano.

Działanie objaśnia dr. K. zawartością w sosie kwasu mlecznego. Naj­

nowsze badania bakteryjologiczne racjonalność tego leczenia potwierdzają. (Istota chol. Azjat.. i pospolite jej leczenie. Warszawa 1880.— Gaz.Lek. T. V).”

 

Warto w końcu coś o niej wiedzieć.  Moja koleżanka, dr nauk weterynaryjnych Ewa Bilska – Zając postara przybliżyć Państwu tą straszliwą chorobę :

„Cholera to choroba wywoływana przez bakterię Vibrio cholerae. Są to pałeczki gram ujemne, zwane przecinkowcami, które świetnie czują się w środowisku zasadowym, chłodnym i wilgotnym.  Gatunków Vibrio w całej rodzinie przecinkowców jest ponad 100, pałeczka cholery spośród nich jest jedną z najbardziej zaraźliwych. 

Do zarażenia ludzi pałeczką cholery dochodzi na drodze pokarmowej, głównym źródłem jest woda oraz żywność skażona Vibrio cholerae. Infekcje tą bakterią charakteryzują się szybkim i ostrym przebiegiem z dominującymi objawami ze strony przewodu pokarmowego. Choroba może objawić się już po kilkunastu godzinach, zazwyczaj w 2-3 dniu od spożycia bakterii z zakażoną woda czy żywnością. Pojawiające się biegunki i wymioty mają bardzo gwałtowny charakter i nie są poprzedzone żadnymi alarmującymi bólami brzucha.  Objawy, ich natężenie i tempo pojawiania się zależne są od ilości bakterii i uwalnianej przez nie enterotoksyny. Enterotoksyna wywołuje szereg zmian biochemicznych, które są przyczyną powstawania biegunek. Ze względu na bardzo szybko zachodzące zmiany w jelitach, biegunki te są bardzo gwałtowne i doprowadzają do szybkiego odwodnienia, kolejno, zaburzona gospodarka elektrolitowa prowadzi do wymiotów. Tempo odwodnienia jest galopujące, w ciągu doby chory może wydalić do 30 litrów biegunkowego płynu o mdławym zapachu. Charakterystycznymi objawami wynikającymi z nagłego odwodnienia są zaostrzone rysy twarzy (‘twarz Hipokratesa”), choleryczny głos (chrypka), zmarszczona skóra. W konsekwencji zaistniałych zmian biochemicznych oraz zaburzeń elektrolitowych dochodzi do niewydolności nerek, drgawek a nawet śpiączki. Następstwem wszystkich symptomów jest pojawienie się kwasicy metabolicznej, szybkie pogorszenie stanu chorego i śmierć. 

Brak podjęcia leczenia w przypadku zakażenia cholerą charakteryzuje się 50% śmiertelnością. Diagnostyka choroby jest dość prosta, opiera się głównie na charakterystycznych symptomach oraz badaniu bakteriologicznym biegunkowego kału, w którym znajduje się obfita ilość pałeczek cholery. Bakterie, które przedostają się wraz z biegunkowym płynem są zakaźne dla innych osób, spożycie skażonej wody czy żywności jest przyczyną dalszego szerzenia się choroby. Leczenie polega na antybiotykoterapii powodującej zabicie bakterii oraz dostarczeniu utraconych elektrolitów oraz płynów. 

Historia świata wskazuje na wiele epidemii cholery, a niektóre w konsekwencji okazały się wielkimi pandemiami. Choroba znana była już w starożytności, opisana przez Hipokratesa. Endemicznie występowała w Indiach i w Azji Południowo-Wschodniej. W Europie pojawiła się, kiedy to w okresie od 1817 r. do 1896 r. wystąpiło pięć pandemii cholery (5), a szósta trwała od 1899 r.do 1923 r. Epidemie cholery kilkakrotnie występujące w latach 1831-1923 w Europie Wschodniej, w tymi w Polsce zawlekane były przez wojska rosyjskie i tureckie w okresach klęsk i niepokojów społecznych. Choroba ta pomimo tego, że kojarzymy ją w Polsce z XIX wiekiem, ciągle jest notowana, a w niektórych krajach świata wciąż śmiertelnie niebezpieczna. W ostatniej dekadzie największe żniwa pałeczka cholery zebrała w Jemenie, pomiędzy kwietniem 2017 r. a listopadem 2018 r. raportowano ponad 1 mln 309 tysięcy zachorowań, w tym 2613 zgonów. W Afryce Wschodniej w 2018 r. wykryto 5782 przypadków choroby w Kenii oraz 4688 w Tanzanii. Zachorowania na cholerę raportowane są także na Dominikanie (zawlekanie zakażeń z sąsiedniego Haiti). Stałe zagrożenie epidemią cholery występuje również na Subkontynencie Indyjskim.

Ogniska epidemiczne cholery występują obecnie w wielu krajach będących kierunkiem wyjazdów turystycznych. Podróżnicy, zatem powinni szczególnie zwracać uwagę na higienę podczas wyjazdów, ponieważ odpowiedna profilaktyka pozwala uniknąć zachorowania. Przebywając w kraju o niskich standardach sanitarnych należy szczególnie dbać o higienę osobistą, każdorazowo myć ręce po skorzystaniu z toalety. W odniesieniu żywności i żywienia należy kierować się zasadą umyj, wyparz, ugotuj, obierz (możesz zjeść) albo zapomnij!!!  Jeśli woda niebutelkowana to tylko przegotowana! Skuteczną formą profilaktyki jest także doustna szczepionka inaktywowana.

Wspomniane leczenie kwasem z ogórków kiszonych ma naukowe uzasadnienie, ponieważ pałeczka cholery nie lubi kwaśnego środowiska. Spożywanie, zatem pokarmów zmieniających pH na bardziej kwaśne powoduje zmniejszenie ilości namnażających się bakterii a tym samym ilości produkowanej przez nie enterotoksyny, przez co objawy są mniej nasilone .”

 

 

 

 

Na postawie :

1 Naruszewicz-Lesiuk D. „Cholera , Choroby zakaźne i ich zwalczanie na ziemiach polskich XX wieku”

2 „Cholera , jej dawniejsze epidemije u  nas, przyczyny , objawy, zapobieganie, leczenie”- dr B.Dzieżawski, O.Hewelke, W.Janowski  1892

3. Wiedza nabyta pani dr nauk weterynaryjnych Ewy

4. Własne przemyślenia

5. Relacja Pana Stefana Sieka

6. Klemens Kurzyp „ Dęblin - szkice dziejów miejscowości i okolice.”

 

06 sierpnia 2019   Komentarze (1)
cmentarze   sieciechów   epidemie   koleje 1873   epidemia   cholera   Sieciechów  

Historia lokalna - cmentarz epidemiczny (?)...

Znów przyszło zmierzyć się z czymś zapomnianym....

 

 

 

Człowiekowi się wydaję ,że już wszystko widział i wie. Patrzy na mapę Końskowoli i wie wszystko ( z grubsza). Okazuje się , że wie bardzo mało albo wręcz nic. Wsiadam w Mkę i udaję się do miejsca , gdzie nawet miejscowi nie bardzo wiedzą i kojarzą. Moja wizyta w Bibliotece w byłym mieście Końskowoli kończy się nie tylko zakupionymi cudownymi książkami w tym Pana Aleksandra Lewtaka wybitnego regionalisty i pasjonata historii tej lokalnej przede wszystkim . Od cudownych Pań z Biblioteki dowiedziałem się sporo i o tym miejscu też i też ile mogłem t dałem od siebie.....

 

 

Uzbrojony w ortalion bo i padać zaczęło jadę d tego cudownego miejsca na świecie nazwaną Witowską Wolą czy Konińską Wolą czy po prostu aktualnie Końskowolą. Ale cel wizyty tajemniczy i bardzo emocjonalny. Trafiam bez pudła. Gaszę silnik i już czuję dreszcz ,emocję. Widzę odbicie Kurówki do stawów na Pożóg . Sucho , rów suchy a dalej już zmeliorowany. Czuję już jak wzbierają we mnie emocje. Wchodzę w lasek , zagajnik na końcu Końskowoli a początku Witowic – miejscowości podstawowej – fundamencie. A tu taka przekorność losu historii , że Wola stała się ważniejsza niż jej żywiciel, fundament pierwowzór i ojciec czyli Witowice. Starsze, ale chichot historii odsunął go n bok dając przez setki lat dzierżyć prym jego Woli – Konińskiej Woli. Potem zrobił to samo z tą cudowną miejscowością – byłym miastem Końskowolą na rzecz Puław.

 

 

Ja już czuję że to miejsce jest uświęcone. Choć drzewek młodych sporo , krzaków też i starych drew kilka czuję już miejsce pochówku. Czuję te cierpiące dusze choć nie tak mocno jak w Bobownikach czy Gołębiu na tamtych epidemicznych cmentarzach Tam był niewymowny żal i smutek rozgoryczenie i brak zrozumienia tych dusz ,że zostały tak nagle zabrane. Wybaczcie , ale wyczuwam ciut tą mistykę. Tu lasek rośnie , żadnego grobu,żadnego małego krzyża – nic. Ptactwo ćwierka , szum byłego miasta słychać , samochody , kosiarki burczą , psy ujadają w oddali. Południe. Słońce na chwilę zagląda i oświetla ten teren. To na moje oko kwadrat , myślę sprawdzę na Lidar. Stąpam powoli , każdy krok to przecież stąpanie po czyimś grobie pewnie. Staję przy wysokim drzewie. Pochylam głowę i zaczynam modlitwę , za te dusze tu umęczone i pogrzebane. Za ich niedoszłe życie. Czuję obecność jakieś siły w tym miejscu. Czosnaczek na krawędzi zagajnika pięknie kwitnie. Zarywam kilka liści – lubię to ziele. Daje taki cudowny posmak czosnku. Suszę w domu i mam. Najlepiej zbierać teraz właśnie. Myśli pogrążone w tym miejscu. Nic o niem nie wiedziałem , a teraz tu jestem. Coś niebywałego jakoś bardzo dziwnego. Słyszałem ,że tu Żydów umęczyli Niemcy nie szczędząc historii cierpienia. Tu przecież w Końskowoli jak i Puławach czy Dęblinie to wyznanie Mojżeszowe doznało cierpień i śmierci w zesłaniach do obozów zagłady. Nie wiem , być może tu były, ale młode drzewka wówczas były krzakami. Przechodzę w stronę Kurowskiej. Czuję coraz większe napięcie otoczkę emocji które wzbierają – nie bez powodu.

 

Pojawia się krzyż na horyzoncie. Drewniany , zmruszały , belka poprzeczna mocowana na drut kolczasty już zardzewiały. Od razu widać , że to krzyż cmentarny sama inskrypcja na nim to potwierdza. „W Pokoju Wiecznym Zmarli Nasi” nie tylko świadczy o miejscu pochówku ale mówi wprost ,że to cmentarz były cmentarz katolicki. Potwierdzają to mapy z 1937 roku. Pokazują i innowiercze miejsca pochówku. W takiej Końskowoli tyle miejsc pochówku i tylu wyznań... Przecież dalej przy latarni – kapliczce cegłami otoczonej w Witowicach też jest mały cmentarz i to epidemiczny raczej. Witowice i Końskowola i Opoka mają kilka kapliczek latarni dla dusz i dla ochrony przed nadchodzącą epidemią. One niestety były bezlitosne.

 

 

 

Cytując Teatr NN z Lublina :

 

„Choć uznaje się, że szalejąca w XIV wieku w Europie czarna śmierć, czyli dżuma, ominęła nasz kraj, wydaje się, że informacja o wybudowaniu w mieście w tym okresie pierwszego szpitala może wskazywać na to, że jednak i tu zagrożenie było realne. Jedna z największych lubelskich zaraz miała miejsce dopiero w 1572 roku. Nie tylko zdziesiątkowała ludność, ale także zahamowała na pewien czas rozwój handlu. Zagadką pozostaje odpowiedź na pytanie, czy zaistniało w mieście jakieś wydarzenie, które ją wywołało, czy została przyniesiona z zewnątrz. Do kolejnej epidemii morowego powietrza doszło w 1592 roku. Następne miały związek z nawrotami tzw. dżumy mediolańskiej. Do Lublina dotarła ona w latach 1620, 1622, 1623–1625, 1627–1630, 1635, 1641,1645, 1650, 1652, 1657–1658 i 1677–1678. Do epidemii dżumy dochodziło także w latach 1695, 1707–1712, 1715, 1720 oraz 1736–1737. W XIX wieku ludność Lublina dziesiątkowała cholera zbierająca swe żniwo w latach 1827–1831, a także 1855 i 1892. Wojny światowe przyniosły kolejny nawrót cholery oraz tyfus, które pojawiły się w latach 1915 i 1942. Te pomory nie były już tak tragiczne w skutkach. Lepsze warunki sanitarne, rozwój nauk medycznych i upowszechnienie lekarstw sprzyjały walce z chorobami..”

 

 

A same pobliskie Puławy nawiedziły fale cholery i morowego powietrza choćby w 1708r , 1852, 1856 ( gorączka tyfusoidana) czy 1892r. Ta ostatnia dotknęła na pewno Końskowolę dając wotum w postaci budowy kapliczki przy kościele św Anny z karawaką. Pierwsza z 1708 roku postawiła trzy krzyże na wzniesieniu XIV wiecznego miasta Kazimierza Dolnego. A te powstańcze choćby z listopadowego Powstania co dotknęły Gołąb ? Czy mór co na tyfus plamisty pokotem położył mieszkańców Bobrownik. Tu też była epidemia. Ksiądz wspominał w kościele. Pochowano nie gotowych na śmierć ludzi.

 

Tu już tylko przypuszczenia moje ,skoro nie był obecny cmentarz w wielu XVIII , XIX wieku wiec miarkuję , że powstał albo na końcu XIX wieku lub o pierwszej wojnie światowej , która obróciła w pył Końskowolę. Idąc za książką Sto Osobliwości na Stulecie Niepodległości – Jacka Śnieżeka :

 

„W Końskowoli na 333 zaewidencjonowane budynki spalono aż 326! Całkowicie wypalona została północna i wschodnia zabudowa pierzei rynku oraz kwartały zabudowy na tyłach tych pierzei. Kompletnemu zniszczeniu uległa dzwonnica. Rosjanie zabrali z niej trzy XVIII-wieczne dzwony odlane przez gdańskiego ludwisarza Witwercka. Kościół parafialny nie uległ zniszczeniu. W kościółku św. Anny, na pow. 48 m 2 została zniszczona dachówka i trzy okna oprawne w ołów i cynę. Ponadto spalone zostały: wikariat, organistówka, przytułek, dwa „domy muzyki kościelnej”, ogrodzenie cmentarza oraz zabudowania gospodarcze. Dziekan dekanatu puławskiego ocenił w sierpniu 1919 r., że parafia w Końskowoli potrzebowała na likwidację szkód wojennych 50 000 koron. Spalona została również synagoga."

 

Krzyż z lat 50 -tych skromny – mówi wszystko. Odmawiam modlitwę,czuję że te dusze są tak mocno nie skrępowane. Ptaki dają koncert. Zagłusza to człowiek ten stan, rozglądam się leżą puszki po piwie kalosze , flaszki i gruz blisko. Ot śmietnik dla tych okolicznych albo nie okolicznych mieszkańców. Jak na młodszym na Górnej Niwie cmentarzu żydowskim. Odchodzę z tego miejsca ,chyląc czoła i dając westchnienie duszom tu pochowanym. Bo przecież to cmentarz epidemiczny....

 

 

Postanawiam iść do końca do ubojni w Witowicach by spotkać się z kolejną kapliczką – latarnią. Już w lesie....Odjeżdżam zmieszany.... To co napisałem to tylko moje przypuszczenia i mapy które są wiarygodne. Liczę na Was drodzy czytelnicy o rozwianie wątpliwości bądź opowiedzenie od nowa tej historii – tego miejsca. Znajduje się w lasku między ulicą Wschodnią a Polną.

 

 

mapa z 1937 roku

 

 

Zdjęcie Lidar - ukazuje zarys cmentarza

 

Zdjęcia i przemyślenia moje. Opis z – cytowane w treści i ze strony  Złe miejsce dla ślimaków.

02 maja 2019   Komentarze (1)
cmentarze   filozofia   historia   wyznania religijne   końskowola   epidemie   cmentarz epidemiczny Końskowola  

Historia lokalna - tajemnicze miejsce - cmentarz...

 

 

Tajemnicze miejsce, emanujące jakąś energią. Idę z dzieckiem na spacer. Mijamy już Murarską w Puławach. Już blisko. Słońce pięknie przygrzewa już o 9 rano. Synek spokojny zajada chrupka. Siedzi w wózeczku. Ja już prawie 1,5 km pcham ten wózek by zaspokoić głód wiedzy i historii. Jesteśmy. Przed świętami. Dużo osób kręci się przy posesjach. Kapliczka maryjna w tle , oddalona od drogi. Prowadzi chodniczek do niej a w sumie do posesji. Barwinki po prawo ubarwiają drogę do niej a iglaki pięknie zielenią się przy płocie. Furta na posesję znajduje się tuż przy kapliczce. 

 

A ona sama jest wpisana do Gminnego Rejestru Zabytków w Puławach – zapis w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego nr XX/178/2004 – ulica Norblina działka nr 835/2. Figuruje jako Kapliczka Matki Boskiej z karty wynika ,że powstała w XIX/XX wieku. Odnowiona , obielona. odmalowana. W niszy duża figura Matki Boskiej z rozłożonymi jak na powitanie dłońmi. Jeszcze oglądając zdjęcia z 2012 roku a teraz to kapliczka przeszła gruntowną zmianę – odnowienia. 

 

 

 

Wiadome, że historia Włostowic to od pierwszych źródeł pisanych czyli 1368 roku posiada olbrzymią przy Puławach historię wstecz. Stając się w latach 30 -tych ubiegłego wieku dzielnicą rozrastających się Puław. Zmieniała swoje oblicza przez ciągłą rozbudowę, ale i klęski jak pożary, najazdy okupantów.

O tych czasach niemo świadczą postawione kapliczki i to nie tylko w Puławach i okolicach lecz i całej Polsce. Położenie wśród domostw aktualnie, w dość bliskim sąsiedztwie już Parchatki jest trochę „na uboczu”. I gwarantuje, że wiele osób zapuszczających się w te tereny  ( a teraz coraz więcej bo kawałek „małej obwodnicy „ Puław puszczony jest przez bliską temu miejscu ulicę  Zabłockiego nie ma pojęcia o niej.

 

 

 

A czy miejscowi mają? Podpytałem się kilku „starszych” napotkanych blisko to stwierdzili ,że nie bardzo wiedzą co tu było albo ,że chyba coś kiedyś było tu.

Nie jestem w posiadaniu danych z badań archeologicznych prowadzonych w tym miejscu lub bliskim  - Stanowisko Archeologiczne AZP 74-76/78-13 ,gdzie badano pradzieje ,wczesne średniowiecze, oraz okres XVII- XVIII w. Wielka szkoda. Być może potwierdziły by umiejscowienie w tym terenie cmentarza epidemicznego. Idąc  jednak za informacją  zawartą w trobal.pulawy.pl , gdzie możemy wyczytać , że podczas prac ziemnych odkryto w okolicy kapliczki mogiłę zbiorową. Śp wybitny historyk, regionalista  Mikołaj Spóz wiąże tą mogiłę z epidemią cholery  z roku 1708 r, która zabiła niemal połowę mieszkańców Włostowic. Tu się zatrzymajmy.

 

 

Studiując mapę Europy z XVIII wieku interaktywną ( mapire.eu) , dokładną widnieje w okolicach młodszej kapliczki tuż przy teraźniejszym skrzyżowaniu ulic Norblina i Zabłockiego cmentarz. 

Miejsce zanaczono na czerwono to kapliczka, widzimy po lewo cmentarz zamknięty. Na południowy zachód na czerwono kościół na Włostowicach.

 

 

Wykluczone byłby to cmentarz żydowski bo zgodnie z podaniem informacji ze strony Wirtualny Sztetl w Puławach były dwa cmentarze żydowskie , oba już nieistniejące ( jeden z nich był dość blisko przy ulicy Kilińskiego ( miedzy Racławicką i Murarską) powstał w I połowie XVIII wieku, drugi w I połowie XIX po likwidacji wcześniej wymienionego powstał na ulicy Piaskowej . Cmentarz na Włostowicach za donacji Czartoryskich został poświęcony  przez ks. Ostrowskiego  i oddany do użytku w 1801 roku. Choć najstarszy nagrobek mówi od 1797 roku jako dacie śmierci  (Ferdynandowi Goguelowi, najlepszemu Mężowi, Walecznemu Żołnierzowi, Wiernemu Przyjacielowi – Adam Książę Czartoryski opłakujący w roku 1797) . Sugeruje to , że zanim założono cmentarz parafialny, było tu wyznaczone miejsce na grzebanie innowierców.

 

Na mapie owy tajemniczy cmentarz jest ogrodzony co może sugerować ,że był to cmentarz epidemiczny lub co raczej nie miało miejsca cmentarz parafialny. Na mapach z XIX i pocvz XX wieku nie było już po nim śladu, jedynie cmentarz żydowski przy Kilińskiego jest zaznaczony.  Epidemie pustoszyły całą Europę. Ta z 1708 roku – cholera - wywarła ogromny wpływ na te tereny. Choćby w Kazimierzu Dolnym na wzniesieniu nad miasteczkiem ustawiono trzy krzyże w celu upamiętnienia tej tragicznej chwili dziejów. Dziś mówi się o Górze Trzech Krzyży. A takich  gór o tej nazwie jest kilka blisko Puław – choćby w Parchatce, Janowcu czy Witoszynie.  W Puławach na ulicy 6 Sierpnia jest kapliczka epidemiczna upamiętniająca kolejną falę cholery w latach 1852 i  1892 r. W niszy jest figurka Maryjna natomiast na płycie jest karawaka. Takich miejsc jest więcej, choćby Końskowola przy kościele św. Anny , czy przy farze Kazimierskiej.  A tu mamy kapliczkę Maryjną bez żadnej informacji o morowym powietrzu. Fakt ,że powstała później na przełomie XIX/XX wieku może świadczyć o tym ,że nie tyle ,że była świadkiem epidemii cholery lecz raczej stała na straży by uchować i ochronić mieszkańców przez następnymi falami epidemii. Pamiętajmy, idąc za Tygodnikiem Lekarskim z 1856 roku na stronie 35 można wyczytać, że gorączka tyfloidalna występowała w 1856 roku w Instytucie Panien w Puławach, a nękanie tyfusem szczególnie w okresie wojny i powojennych, było częste i zbierało żniwo okrutne.  

 

Zatem zostaje mapa i zaznaczony ogrodzony teren przy kapliczce na mapie z XVIII wieku, zostają także przywołane wyżej przypuszczenia śp. Mikołaja Spóza. To dużo żeby być pewnym i stwierdzić jednoznacznie ,że tak było ? Nie wiem. Minimum dwa źródła różne mówiące o tym samym i tak samo sugerowały by ,że tak zaiste było. Ja mam tylko ,albo aż takie źródła. 

 

 

Być może to miejsce pochówków żołnierzy walczących w czasie wojny polsko – szwedzkiej ? tzw „potopu szwedzkiego” ?  Może i to też właściwy trop. W pobliskiej Parchatce postawiono kapliczkę upamiętniającą  trzechsetną rocznicę czasu potopu.

 

Kolega, pasjonat historii i regionu Michał Deputat opisuje dość bliskim położeniu kapliczkę w Parchatce na grupie FB mówiącej o wsiach Lubelszczyzny  :

„Murowana kapliczka z zadaszeniem z krzyżem w Parchatce, powiat Puławski. W gablocie figura Matki Boskiej. Ciekawostką jest data na tablicy: "1656-1956". 

Data wskazuje na wydarzenia związane z pobliskim terenami, a głównie z obozowiskiem szwedzkim wojsk Karola X Gustawa i z potyczką z polską jazdą przed bitwą pod Gołębiem. Potyczką miała miejsce niedaleko Włostowic. Podejrzewany że w tym miejscu pochowano Polaków którzy ranni przewiezieni zostali do obozu a następnie dobici z rozkazu szwedzkiego króla. Wg moich danych archeolodzy nie stwierdzili w tym miejscu żadnego pochówku, choć nie wykluczone że mogła powstać w miejscu krzyża lub innej kapliczki ufundowanej przez rodziny poległych żołnierzy lub też nawiązuje do wydarzenia które zatarło się w pamięci potomnych .” 

 

Ciekawym uzupełnieniem jego opisu jest komentarz kolegi także pasjonata historii i regionu Mariusza Głosa :

 

„Pan Lewtak w swej publikacji ,,Szlakiem Walki i Męczeństwa na terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego'' napisał : ,,(...)kapliczka wystawiona została w trzechsetną rocznicę potopu szwedzkiego. Poprzednio w tym miejscu stał drewniany krzyż, Parchatka podobnie jak wiele sąsiednich miejscowości (Janowiec, Kazimierz Dln.,Włostowice) została doszczętnie spalona podczas przemarszu wojsk szwedzkich Karola Gustawa w roku 1656. Swe wyczyny Szwedzi powtórzyli w czasie wojny północnej (11 sierpnia 1705 r.) pod dowództwem Karola XII (...)''.

 

I teraz trudno rozstrzygnąć jednoznacznie czy te wydarzenia z okolic Włostowic miały swój tragiczny finał w masowym grobie przy kapliczce? Chyba tylko badania lub wynik badań wcześniej wpisanych przeze mnie dało by odpowiedź jednoznaczną. Być może ktoś z Państwa ma na to miejsce jednoznaczną odpowiedź lub choćby podpowiedź. Bo to miejsce emanuje tajemniczością  i smutkiem mimo tego porannego słońca….

 

Zdjęcia własne. Opis powstał na podstawie  podanych przy tekstach osób lub stron www.

 

23 kwietnia 2019   Komentarze (3)
cmentarze   historia   włostowice   epidemie   epidemia holery   cmentarz Włostowice  
Izkpaw | Blogi