• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Skoki

Gdzieś był człecze.....

 

Uderza znów…uderzeniem powala i  uspokaja wszelkie niewyspane jeszcze zmysły. Gasnę a ze mną gaśnie i moje auto. Witaj rzeko !moich westchnień i utęsknień. Na wale ten sam od wielu lat Pan z psem. To ostatnie gospodarstwo przy placu skockim. Tuż za kapliczką na wał. Spogląda w moją stronę , stronę auta…On już mnie zna. Mijamy się nie raz i dwa w swoich wieprzańskich reminiscencjach. Kłębi się para, chłodne powietrze toczy te bałwany po już pogasłych przyrzecznych łąkach. Toczy w pustkę, brakuje tu czegoś…Dziś już ich nie ma Tu…prychających porannym zdumieniem koni uderzających w poranek mglisty na pastwisko wieprzańskie. Każdy koń obowiązkowo troczek czerwony na uprzęży ma, kiwającym i wolnym krokiem, nie zawsze pełnym bo spętanym krokiem. Mimo wszystko z tą swobodą i gracją jak na kobyłę pociągową możliwą, co świt rozlewały się w tym miejscu. Same mądre szły dalej, dalej pod las, pod Masów za bród , na skraj widzialnego z wału świata. Daleko od ludzi, blisko do natury. Stawały się jej tu integralną częścią. Częścią skockiego poligonowego świata i świtu. Pamiętam jak ich parskania doczekały się ryczeń łosi ze skraju lasu, czy chrumkań dzików watahą przepływających Wieprz. Dalej tam szły na Masów, czy dalej na Pekin…nie wiem. Dziś pachnie tak listopadowo, tak już czuć chłodem. Skąpany w oparach rzeki i łąk, czuję się otoczony chłodem, pierzyną chłodu przejmującego, ale takim mistycznym, uczuciowym. Jakby marnotrawny syn tych ziem – nie jego przecież- był wyczekiwany i witany. Gdzieś obok wzbiły się mewy krzyczące coś na siebie, gdzieś w górze dwa kormorany lecą niczym myśliwce z pobliskiego lotniska. Ale po łąk bezkresie niesie się listopadowa cisza …cisza chłodem przeszyta. Osadza się na każdym już mniej zielonym źdźbłem trawy, przekwitłej krwawnicy, opadającej w puszek nawłoci. Dotykającej mięty tak tu mocno obecnej, gasnącego w swej żółci omana łąkowego. Otulającej swoim łonem pięciorników wszelakich naręczem, kładąc się na drogi błotem podszyte wzdłuż rzeki. W tym kłębie dymów matuszki natury – ja. Dawno nie zatapiałem się w ten tu świat…dawno. Każdy wdech staje się wdechem ulgi, każdy wydech – upustem tego złego w sobie. Oczyszczam się , duszę, myśli, sprzątam w sobie sobą, układam nieułożone w sobie. Czuję ten świat…czuję go na wszystkich wymiarach, zatapiam się w nim o On we mnie. Przenikamy się wspólnie, cieszymy ze spotkania. Nad Wieprzem bałwany pary kłębią się radośnie i szczęśliwie a On sam leniwie się toczy. Cichutko przebiera te ostatnie metry do swego końca wędrowca drogi. Iska brzeg niemrawo, na grzbiecie unosi kilka kaczek krzyżówek, w sobie rybia wszelakiego roje. W służbie cały czas, cały czas czuje się potrzebny i niezbędny, cały czas rejestruje codzienność co kiedyś będzie historią. Pamięta historii różne oblicza…tej ostatniej wojny szczególnie krwawo. I ja czuję tą historię tu trudną. Na tej skockiej ziemi ,tak lubianym miejscem odwiedzin króla Władysława II. Tak…tu historia tej ziemi długa i często wystawiana na ludzką próbę. Czy to przez niesforne rzeki ,czy ludzki znój. Ja dalej zatopiony w tych już wielu wymiarach ułożony na kilka dni, wyprostowany myślą i duszą w tych niełatwych czasach….mogę ruszać dalej…życie czeka tuż za wałem… 

05 listopada 2020   Komentarze (1)
skoki   Wieprz Ranek Wisła Listopad  

I Wieprz znów....

 

Brama spowita złotem rzepakowych główek lekko kołyszących się na porannym wietrze, pochylona wierzba swoimi unoszonymi podmuchem gałązkami z szelestem liści. Stoję przy remizie , oddaję cześć tym małym bohaterem codzienności , wielkimi z tych skromnych chłopaków często takich zwyczajnych, normalnych. Mają jednak w głowie cel i misję, często wpajaną przez ojca , czy dziadka, stryja czy matkę. Poświęcić się dla innych , niekiedy przecież i życie a na pewno zdrowie. Czy ci już starsi weterani , co w pamięci mają setki trudnych wyjazdów, gdzie ich wspomnienia mogłyby wypełnić nie jedną książkę i to opasłą. Widzieli tyle zła, tyle żałości, tyle bezsilności , tyle traumatycznych przeżyć…być może i śmierci . Bo przecież nie do pożarów tylko wyjeżdżają, jadą często jako pierwsi do wypadków czy to samochodowych czy tych na polach, łąkach. Jadą do zgłoszeń o utonięciach, jadą nieść pomoc osobom starszym przecież. Boże gdzie te zuchy nie jadą , gdzie nie pomagają. I tu przy remizie , przy fladze łopoczącej na bezchmurnym niebie tu w Skokach mówię przaśne ale z serca płynące DZIĘKUJĘ.

 

Wieprz na wysokości Skoków

 

I dalej do bramy. Bramy , gdzie odcina się zieleń łąk wszelakich , zieleń zbóż ozimych do tych złotych rzepaków i wijącej się drogi na tak przecież niedawno usypany wał przeciwpowodziowy. Tak. Dolina , starorzecze Wieprza , tu jeszcze w latach 40-tych XX wieku płynął. Teraz rzepak, zboże, łąki, ugory i ule. Tak ule już przy ścianie złota majowego ustawione, tam na lotnisku Borowina także – chatka Puchatka ulowa postawiona. Oby pszczoły dopisały, bo jakoś w gajach mało furczą. Chłodno dziś ale oczko słońce puszcza. Koncert skowronków , kruków i brzydko skrzeczących sójek dodaje i smaku i głębię przeżyć. I dalej za bramę na mój świat, moje ciche, ale niekończące się westchnienia. Każdy krok wybiera 30 cm drogi, skracając ją co krok, co dwa, trzy. Nade mną krucza poświata, 4 dorosłe szybują w swoim majestacie. Niski basowy głos rozchodzi się po chłodnym jeszcze powietrzu szybko i precyzyjnie. Nawijam kolejne metry na kołowrót swojej porannej egzystencji. Już blisko, skarpa ,wał ,zieleń bucha to i ówdzie ze zwojoną siłą. Przeszywa ją złoto mniszków , jaskrów wszelakich, rzeżucha polna i rzeżusznik nakrapiają białym i lekko różowym kwieciem stromiznę wału. Gdzieś zagonek brzezin, już sączy się stodoła i domostwa przychacie. Ścieżka tak mocno wydeptana , ba! Wyjeżdżona przez auta, rowery, motory i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze prowadzi do mego miejsca wieprzańskiej mekki, wieprzańskiej ostoi. Dobiłem i zmysłami i krokiem szybkim w ten miraż cudowności poranka. Jestem i jest i ON. Wieprz. Taki bliski już ujścia do niej…matuchny rzek wszystkich. Tu Rwie się jeszcze, podnosi , kręci , zawraca, wybiera zakręty życia z energią i majestatem. Obserwuje go z góry i mew kilka i czarny baron tego odcinka. Kormoran niechciany tak bardzo. Staję na skarpie, tarnina za mną już kończy się bielić , wiśnie dzikie zrzuciły już płatki i zawiązki zielonych wisienek dyndają na wietrze. A on chłodny i wcale nie mały. Zrzuca z liści traw, turzyc nocne deszczowe krople. Suszy skołatane zimnem nocy liście wierzb , topól . Co chwilę przekrzykują się ptaki , to z jednego to z drugiego brzegu. Jakby chciały powiedzieć coś , jakby chciały zwrócić na siebie uwagę. I butelki po spotkaniu towarzyskich nie wadzą dziś….. A nią przykuł mały koziołek stojący na grani wału. Patrzył się na mnie długo…przyglądał , głową kiwał. Zbiegł w stronę wsi wywołując u mnie dodatkowe pozytywne emocje i przeżywanie ich w tych emocjach. Kilka zdjęć, by móc zapaść w toń tego zaranka. Zapadam….gasnę na 10 minut….chyba dziesięć….tak TU moich….

 

07 maja 2020   Komentarze (1)
filozofia   skoki   przyroda   Skoki Wiperz  

Skockie wieprzańskie rozmyślania

 

 

Po pełni. Księżyc gruby i opasły, widoczny już poniżej 90%. Zaranek. Wieprz. Mój ukochany. Ten poranny, ten jakże prawdziwy. Surowy. Taki niedostępny dla innych. Tu przecież nikt się nie kręci. Tylko księżyc podąża na swoją zgubę, na swoje miejsce na tym widnokręgu. Wie ,że już tak niedługo zostanie przyćmiony pierwszym błyskiem wielkiej Gwiazdy. Naszego słońca. Jakże dla nas cennego i ciepłego w barwie i dotyku. Zero stopni. Czuć przy wodzie chyba nawet ciut mniej. Cisza. Jakże wymowna ta cisza. Jakby się to miejsce Skockie moje eldorado obraziło się na mnie. Jakby miało mi za złe ,że 3 tygodnie mnie tu nie było. Jakby było rozczarowane ,że łyka szampana z nim nie wypiłem, że nie pożyczyliśmy sobie najlepszego w ten Nowy Rok. Cisza dość chłodna i dość dobitna. Trawy nadwieprzańskie w lekkiej podrywce, drogi mocno wyjeżdżone… co tu się działo. ….

Majaczy tylko ON nieśmiertelnie toczący setki kilometrów swoje brzemię. Wieprz. Gaszę auto. Wysiadam. Dochodzę do skarpy, grani koryta. Płynie jak zawsze leniwie, choć widoczne nowe jego obrywy ziemi, gdzieś znów się wgryza, znów coś kombinuje. Chmury prześwietlenie Księżycowym blaskiem. Łagodne niczym baranki przyglądają się na ziemski padów. Gdzieś na wschodzie już różowo, pomarańczowo, błękitem nachodzi niebo bezlitośnie przeganiając atrament nocy. Ale to pomału. Jeszcze jest czas ten zimnobarwnej łaciatej kulki zawieszonej na materii kosmosu.

Oddycham całym sobą, oddycham i przepraszam się z tym miejscem. Zamykam oczy. Jak dobrze znów Tu być. Jak dobrze poczuć atrament nieba, jak dobrze zaciągnąć się tym rześkim zarankiem. Jak dobrze usłyszeć już tak mi tu znane ujadanie psów. Budzące się lotnisko, w oddali słyszę pobudkę na twierdzy i te charakterystyczne trąbki. Nagle znak, przelatujące blisko kaczki które siadły na taflę wody Wieprza tuż przy mnie. Poczułem się znów częścią tego miejsca. Zaczął się ptasi warkot w pobliskich krzakach. Gdzieś odgłosy , tam pod lasem zwierząt. Za ciemno nie widzę dobrze. Jeszcze noc trzyma się ostatnimi siłami na tym ziemskim padole. Jeszcze zaciska mocno wbite palce w tą nadwieprzańską piękność zaranka. Jeszcze pobudza zmysły, jeszcze daje do myślenia….. Jeszcze …choć to już tylko chwila….chwilka w sumie.I odpuści , podda się , odejdzie. Niech i nasze smutki , trapienia i złe myśli jak ta noc przez 7 rano odejdą ,usuną się , by zwolnić miejsca dobroci i życzliwości. Prostego i przaśnego uśmiechu rzuconego mimochodem do znajomych ,do przechodniów, w pracy, w szkole, w sklepie, w człowieczeństwie. Myślę, jak dobrze być tu znów. I jak dobrze tu bywać. Posiedzieć , podumać ,popatrzeć na ten świat tak dziki, rzeczny, przemijający. Świat harmonii natury, świat od którego możemy się bardzo wiele nauczyć… myśl ostatnia w głowie . Dziś Bolesław Prus ożenił się ze swoją kuzynką……ale to już inny temat inny świat dywagacji i przemyśleń ……

Wracam jak zawsze naładowany. Jadę do pracy pełen nadziei ,że dziś choć wśród moich znajomych bliższych i dalszych wydarzy się coś dobrego i wzniosłego,wspaniałego czy miłego……zawsze trzymam za to kciuki…..

 

14 stycznia 2020   Dodaj komentarz
skoki   skoki wieprz  

Skoki i znów Wieprz...

Skoki.

I znów wzrok zatopiony w Wieprz.Trochę mnie u niego nie było w tym miejscu. Moim miejscu. Miejscu moich dywagacji nad życiem , nad człowiekiem, nad człowieczeństwem. Nad dobrym ja i złym ja. Już po pełni. Już księżyc znów zaczyna zasłaniać diabelski ogon. Już go coś podgryza , już nie pełni nie w pełni. Świeci ile może , odbija co mu słońce na tors wrzuci\,ale to już nie to. Już jego majestat lekko skruszony. Już zaczyna się chować za całunem ziemskiego cienia. Króluje do 6:30 -6:40. Do tego czasu pręży muskuły swojego Ego, rozpościera swoją magię na ziemię ,rozlewa swoje wyobrażenie niewyobrażonego. Rozświetla nieoświetlone. Wskazuję kierunek, jest drogowskazem nocy i jej życia. Walczy z marami , z czeluścią cienia, z wielkim cieniem i strachem. Czasem sam się chowa,od milionów lat...i on potrzebuje czasem posiedzieć w cieniu.Wydają się te ścierające światy gasnącego nocnego mroku i wstające w glorii i chwale palone bursztynem prowadzić niezakończoną i nierozstrzygnięta batalię. Batalię o Terrę.o dominację. Ktoś kiedyś podzielił , dał czasy, minuty, dał dni i miesiące, dał lata, wieki ,stulecia,tysiąclecia. A mimo tego mając sztywną matematykę , hiper komputery to co się dzieje z zaranka przy budzącym się w naszych głowach ranku , wspomaganym wstającym słońcem policzyć nie mogą. Każda liczba podana istnienia świata, księżyca jest niemożliwa do wyobrażenia sobie., znaczy totalnie nieobliczalna. Dlatego tego świata ranka i dnia i nocy majestat nie jesteśmy w stanie objąć, dlatego czujemy się mali i miałcy. Dlatego próbujemy sami jakoś dorównać niedorównanemu , piszemy, składamy wiersze, nuty na pięciolinii, pędzlem stawiamy niebanalne kreski, czy naciskamy spust migawki aparatu. Gdzieś trapi nas ta oczywista niedoskonałość, marny substytut jego co mamy siedząc na mokrej październikowej trawie skąpanej w rosie nocy niedawnej. Czując jej ziemistość ,zielność trawy sączy się i przenika. Zapach wody wieprzańskie jej bochot . Szumiące w jeszcze liściastych drzewach po drugiej stronie rzeki ptactwo, ujadające psy w głębi wsi. Niebo pokryte atramentem nocy rozganiana i rozpraszana łokciami pchającym się dniem. Jego powstałą ze złota i bursztynów zorzą , jutrzenką.dającym tchnienie , ciepło i barwę ziemi. A ja w tym siedzę i to czuję i jestem w tym cały.

A dziś przecież czwarty już dzień tygodnia,już siedemnasty dzień października, już 2019 rok. Już na stacji paliw w tesco w Puławach nie sprzedają snickersów, już tir co zakorkował całą Borową na dobre kilkanaście minut ,stał za wałem przy Wieprzu w swojej i głupocie i bezradności. Kierowca szukał pomocy u mnie i wśród mieszkańców Skoków. W tym świcie właśnie. W tym ..widziałem zmęczone oczy tego pana, głos wołający o pomoc, swoją bezradność i głupotę.

Chwilę z nim porozmawiałem, chwilę zaprosiłem do swojego świata. Chwilę w nim był, chwilę poczuł to miejsce i ten świat.Zaciągnął się jak ja nadwieprzańskim powietrzem i poszliśmy razem szukać pomocy za wał, po ciągnik, po linę,po człowieczeństwo...

 

17 października 2019   Dodaj komentarz
skoki   wieprz skoki  

Nadwieprzański wolny ...cud...

Skockie łąki nad Wieprzem i koń

 

Słyszę tak dawno nie słyszany chrobot i pomlaskiwanie. Od razu widzę dziadkowy sad. Pełno w nich śliw, jabłoni i grusz. Pełno nieskoszonego siana, pełno życia. Tam aż do płotu, do stawku a w sumie bagna już gdzie chodziłem w woderach i zbierałem rzęsę dla kaczek ,kur. Pachniało tym bagnem tak soczyście, czuć było wilgoć szuwar, piękno sitowia i pałek wodnych. Tatarak tak bardzo się zielenił. Pamiętam. Kiedyś ktoś powiedział, że tu czołg niemiecki zatopiony….ot takie legendy. I ja w tym jako 10 letni chłopak stoję w tym sadzie przy bagnie, przy płocie i widzę ją – dziadkową kobyłę. Tak to ona była oczkiem w głowie dziadka. A w tym jego sadzie uwielbiała jedno drzewo. Jabłoń już leciwą , rozłożystą. Dawała co roku niezliczoną ilość zielonych bardzo smacznych jabłek. Soczystych po pierwszym zatopieniu w nich ust. Pamiętam dobrze, czuję ich smak. I ta kobyła też je lubiła. Ba lubiła i podgryzać korę jej zostawiając ślady trwałe na niej.

 

Wieprz

 

Często jak łaziła wolno to przy tej jabłoni lubiła zlec pod nią. Blisko była grusza o bordowych podłużnych owocach. Nie wiem co to za odmiana. Mówił dziadek poniemiecka. Fakt była już stara, zniedołężniała ale zawsze dawała obfitość owoców. Tak tak, ta dziadkowa kobyła była dziś przed oczyma moimi tu na Skokach. Gospodarz trzymając jedną ręką uprząż w drugiej kierownicę roweru. I tu koło 6 rano tak sobie razem truchtali w stronę wału by w końcu dobyć łąk nadwieprzańskich. A ja za nimi w swoim stalowym rumakiem jechałem i napatrzeć się nie mogłem, i na wał po kamieniach i z wału na łąki wylewowe. Gaszę auto. Wychodzę i widzę w oddali już grupkę koni. Pewnie tych pociągowych, tych tak potrzebnych na roli.

 

 

Tych bez których ziemia marnieje, bez których życie na wsi by nie istniało. Nie każdy go miał, nie każdego było stać na niego. Ale tu się dzielono , pomagano wzajemnie. Tak ten koń wiele robił , ciężko robił często w kieracie. Był zaprzęgany do niejednych wozów, do niejednego pługa nigdy nie odmawiał , ciągnął ile mógł, często w spiekocie lipcowego dnia, często z zimnym zacinającym deszczem października.

 

On...

Niekiedy parsknął , niekiedy głową pokiwał, wzdrygnął się i pracował dalej. W swoim końskim znoju, końskim padole. I tu na tych łąkach wieprzańskich w tym słonecznym ranku widzę te konie. Nieskrępowane , wolne niczym tarpany. Co za widok. Zaparł mi dech w piersiach. Przecież tak długo wyczekiwałem na nie tu. I w lutym mroźnym poranku wypatrywałem i w kwietniowym ciepłym wiosennym słońcu. Są. W końcu są. Parskają słyszę, daleko są , tylko ten teraz przyprowadzony zachłannie podgryzał trawę nad Wieprzem. Tym moim najukochańszym Wieprzem. Tu w Skokach jedynym , wielkim, unikalnym.

 

Niezapominajka

 

Gdzie już ziela są inne niż na wiosnę. Już czuć czymś innym, czuć latem. Przy leniwie dziś płynącym Wieprzu już kwitnie krwawnica tak pięknie mieniąca się czerwonością fioletu niczym grot a poniżej już wcześniej zauważony łączeń baldaszkowy. Niczym kwitnący koper ,ale różowy lekko. Ciekawa roślina. Nie wiele można ich spotkać gdzie indziej, ale tu mają się świetnie. Pod stopami ścielę się pięciornik , każdy pozna mocno zielone postrzępione listki. A jest i gęsi i kurze ziele. Jeszcze nieśmiertelna cudownie błękitna jak dziś niebo z rana niezapominajka. Tu skromna – ot kilka kwiatów. Zaciągam się powietrzem. W nozdrza wchodzi mi cały majestat tych łąk, cała wilgoć rzeki, cały trel ptasi, cały całun historii tej trudnej tej miejscowości. Taka mieszanka smakuje tu wybornie. Miętą czuć już jak stąpam po niej. Obok macierzanka , całe jej poletka. Co za zapach.

 

Tarczyca

 

Unosi się w parującym ranku Wieprza. A tuż obok przy wierzbie wszędobylskiej ale i tej czerwonej , która bardziej lubi Wisłę wyrasta piękna fioletowa tarczyca. Tak to już lato….a na łące tej przywieprzańskiej żółcią tak pięknie omany łąkowe. Jak małe słońca rozświetlają zieloność tego miejsca. Szczawie całymi kępami obsiadły te łąki ,powiewają ich już dojrzałe rdzawe w nasiona łodygi na porannym wietrze. Co chwilę słyszę pffpfpffpfp.Są tu – jak dobrze, że są.

 

 

Oman łąkowy

 

Teraz to miejsce jest pełne, i On Wieprz i One konie i Ona Matuszka Przyroda. Wszyscy razem, wszyscy w symbiozie, wszyscy pochłonięci w sobie. Pan już odchodzi , trzyma w ręku bacik nie użyty ani razu . Cały czas się na mnie patrzy, wsiada na rower i co chwilę zerka w moją stronę. Dziwnie się czuję a przecież bywam Tu tak często…. Podchodzę i ja do auta. Opieram się o drzwi. Ostatni raz spoglądam na łąki, na Wieprz, na niebo, i na Nie – na konie…. Ich majestat i ta wolność tak już jego mało i jej mało na tym świecie. Dobrze. że Tu przyjechałem. Musiałem, chciałem.

 

 

 

 

A zapomniał bym o bocianie na Żuławach Gołębskich co żerował. Tak dostojnie kroczył. Wiedział gdzie jest ,że kocha tą Gołębską ziemię. Ten Tu świat. Tak Lubelski , taki ten tutejszy. Trwał i dzielnie znosił znój poranka i całego tu bycia. Mimo wszystko. Być może miał przed sobą dzień długi i trudny? Może przed nim nowe wyzwania? Może … Ale dostojnie kroczył ..wiedział ,że da radę, że dał.. Dał mi nadzieję, że mój mimo zapowiadająco się ciężki - przetrwam.

 

Bocian Gołębski

04 lipca 2019   Komentarze (1)
przyroda   skoki   Konie wolny wypas wieprz  

Wieprz raz kolejny...

Wieprz ten Skocki - najpiękniejszy!.

 

Dla mnie cudowne miejsce. Dziś sam przy poranku, lekko pochmurnym i chłodnym - znaczy rześkim. To tu ładuję akumulatory przed pracą dziś. A ładują się szybko. Potęgują to ptaki, które wiedząc i chyba wiedząc mnie zaczynają ze zdwojoną mocą ćwierkać i podnosić larum. Słyszę sygnałówkę - Pobudka na Twierdzy. Ach jak ja lubię tą trąbkę. Na wprost czubek wieży wodnej na "Lotnisku".

 

 

Lotniskowa wieża ciśnień w Dęblinie to jeden z zabytków techniki, który jest ściśle związany z historią Szkoły Orląt. Usytuowana na terenie 41. Bazy Lotnictwa Szkolnego, wieża jest od lat wyłączona z użytkowania.Wieża została zaprojektowana i zbudowana specjalnie na potrzeby powstającej tu od początku lat 20 tych XX wieku szkoły lotniczej. Najprawdopodobniej powstała w 1922 r. umożliwiając zaopatrzenie całego terenu w wodę. Obiekt ten pojawia się często we wspomnieniach pilotów jako punkt orientacyjny. Na jej szczycie była zamontowana dużej mocy lampa szlakowa, pomocna podczas nawigacji nocą.

 

 

Po prawo droga na łąkach wieprzańskich na Masów i starorzecze Wiperza. Zobaczcie na mapę z 1944 roku jak przy samej miejscowości Skoki było wybrzuszenie Wieprza w stronę miejscowości. Teraz to już tereny susze i zagospodarowane choćby rolniczo. Ślad jest widoczny jak odpalimy google maps i przejdziemy na tryb satelitarny. Tak ten Wieprz mocno kręcił i często z Wisłą zmieniał koryto w przeszłości. Czyniąc miejscowości przy nich albo byłymi i zatopionymi albo tymi co miały szanse na swój rozwój poprzez dostęp do rzeki. Stężyca pierwotna , Kudłów i wiele innych zostało pochłoniętych przez te rzeki albo nagminnie podmywane i zalewane jak choćby Jaroszyn, Puławy, Bochotnica czy właśnie Skoki. Teraz są wały i to niekiedy podwójne jak choćby na Wiśle , gdzie sama droga stanowi drugi wał -801- Dęblin- Puławy.

 

 

Na Wieprzu także pobudowano wały by nie zalewały miejscowości. W sposób trwały zmieniły krajobraz przywieprzański. Kępa wierzbowa Stocka stała się przeszłością, a było to miejsce spotkań , wypoczynku, zabaw mieszkańców. Kępa także została wycięta w Niebrzegowie na rzecz boiska przy remizie.

 

A Wieprz przecież służył nie tylko rybakom, mieszkańcom do ich codziennej bytności lecz służył i zwierzętom - koniom i bydłu. Tu przy Skokach jest zrobione łagodne zejście do lustra wody - wodopój dla wypasanych na łąkach przywieprzańskich . Wypatrywałem czy po drogiej stronie nie ma śladów przejścia - bród. Czy te betonowo - kamienne resztki były kiedyś główką na Wieprzu ? coś umacniały?

 

 

Tli się w dole jeszcze przy Wieprzu. Dym swobodnie i leniwie cięgnie się smugą po łąkach. Coś wypalano chyba a może to wędkarze po nocy pozostawili po sobie tą pamiątkę? I tak dopełnił się świt nad nim - nad Wiperzem. Dla mnie najpiękniejszej rzeki na świecie. A ten przy Skokach to już wręcz mistyczny. Pozostawiam Państwa z nim i mapami jak kiedyś wił się po okolicy i jak często zmieniał swoje oblicze.

 

 

 

 

 

 

 

 

Zdjęcia wieży ciśnień w 41. Bazie - internet , pozostałe - własne.

Narracja związana z wieżą w 41 Bazie wraz z recytacją z biuletynu POD DOBRYMI SKRZYDŁAMI - 4/2018.

12 kwietnia 2019   Komentarze (2)
przyroda   skoki   wieprz skoki  
Izkpaw | Blogi