Skockie wieprzańskie rozmyślania
Po pełni. Księżyc gruby i opasły, widoczny już poniżej 90%. Zaranek. Wieprz. Mój ukochany. Ten poranny, ten jakże prawdziwy. Surowy. Taki niedostępny dla innych. Tu przecież nikt się nie kręci. Tylko księżyc podąża na swoją zgubę, na swoje miejsce na tym widnokręgu. Wie ,że już tak niedługo zostanie przyćmiony pierwszym błyskiem wielkiej Gwiazdy. Naszego słońca. Jakże dla nas cennego i ciepłego w barwie i dotyku. Zero stopni. Czuć przy wodzie chyba nawet ciut mniej. Cisza. Jakże wymowna ta cisza. Jakby się to miejsce Skockie moje eldorado obraziło się na mnie. Jakby miało mi za złe ,że 3 tygodnie mnie tu nie było. Jakby było rozczarowane ,że łyka szampana z nim nie wypiłem, że nie pożyczyliśmy sobie najlepszego w ten Nowy Rok. Cisza dość chłodna i dość dobitna. Trawy nadwieprzańskie w lekkiej podrywce, drogi mocno wyjeżdżone… co tu się działo. ….
Majaczy tylko ON nieśmiertelnie toczący setki kilometrów swoje brzemię. Wieprz. Gaszę auto. Wysiadam. Dochodzę do skarpy, grani koryta. Płynie jak zawsze leniwie, choć widoczne nowe jego obrywy ziemi, gdzieś znów się wgryza, znów coś kombinuje. Chmury prześwietlenie Księżycowym blaskiem. Łagodne niczym baranki przyglądają się na ziemski padów. Gdzieś na wschodzie już różowo, pomarańczowo, błękitem nachodzi niebo bezlitośnie przeganiając atrament nocy. Ale to pomału. Jeszcze jest czas ten zimnobarwnej łaciatej kulki zawieszonej na materii kosmosu.
Oddycham całym sobą, oddycham i przepraszam się z tym miejscem. Zamykam oczy. Jak dobrze znów Tu być. Jak dobrze poczuć atrament nieba, jak dobrze zaciągnąć się tym rześkim zarankiem. Jak dobrze usłyszeć już tak mi tu znane ujadanie psów. Budzące się lotnisko, w oddali słyszę pobudkę na twierdzy i te charakterystyczne trąbki. Nagle znak, przelatujące blisko kaczki które siadły na taflę wody Wieprza tuż przy mnie. Poczułem się znów częścią tego miejsca. Zaczął się ptasi warkot w pobliskich krzakach. Gdzieś odgłosy , tam pod lasem zwierząt. Za ciemno nie widzę dobrze. Jeszcze noc trzyma się ostatnimi siłami na tym ziemskim padole. Jeszcze zaciska mocno wbite palce w tą nadwieprzańską piękność zaranka. Jeszcze pobudza zmysły, jeszcze daje do myślenia….. Jeszcze …choć to już tylko chwila….chwilka w sumie.I odpuści , podda się , odejdzie. Niech i nasze smutki , trapienia i złe myśli jak ta noc przez 7 rano odejdą ,usuną się , by zwolnić miejsca dobroci i życzliwości. Prostego i przaśnego uśmiechu rzuconego mimochodem do znajomych ,do przechodniów, w pracy, w szkole, w sklepie, w człowieczeństwie. Myślę, jak dobrze być tu znów. I jak dobrze tu bywać. Posiedzieć , podumać ,popatrzeć na ten świat tak dziki, rzeczny, przemijający. Świat harmonii natury, świat od którego możemy się bardzo wiele nauczyć… myśl ostatnia w głowie . Dziś Bolesław Prus ożenił się ze swoją kuzynką……ale to już inny temat inny świat dywagacji i przemyśleń ……
Wracam jak zawsze naładowany. Jadę do pracy pełen nadziei ,że dziś choć wśród moich znajomych bliższych i dalszych wydarzy się coś dobrego i wzniosłego,wspaniałego czy miłego……zawsze trzymam za to kciuki…..
Dodaj komentarz