Historia lokalna - Mogiła zroszona łzami...
Kleszczówka.
Dziś pada deszcz, dość chłodno. Pochmurno i ponuro. Las szumi złowrogo. Liście brzozy szeleszczą wymownie. Staw już mi znany, dziś jakiś inny , stalowy, szary, posępny. W oddali żółci się wraz ze wstążkami krzyż przydrożny. Ten stalowy. On już wie i ja wiem. Idę do niego , droga podmokła , kałuże zewsząd. W rowie przy stawie pełno wody, wierzba siwa po prawo a dalej za nią widać dachy drewnianych domów. Gdzieś szczekają psy, ściana lasu przede mną. Dochodzę do krzyża , kłaniam się i wkraczam w dzisiejszą podróż. Smutną i pełną historycznego cierpienia.
Droga na Krasnogliny leśna. Stare sosny pewnie ponad 200 letnie wymieszane z młodnikiem, podmokły teren po prawo. Ptactwo słychać , choć nadaje ton kukułka. Jej kukanie miarowo rysuje mi każdy krok na ten piaszczystej drodze. Zalanej łzami , łzami z nieba. Świat przyrody wokół , cudownie zielone liście, trawy złamane żółcią jaskrów i glistnika. Żywo zielone jagodziany wraz z trawami i mchem stanowią bardzo wymowny gradient leśnego poszycia. Orzechówka ( chyba) spłoszona odfrunęła w głębię lasu. Mijam co chwilę te stare sosny. Strasznie mnie interesują i frapują.
Są tu już od dawna. Swoje widziały. Deszcz się nasila. To nic i tak mam już buty mokre. Czuję wewnętrzne napięcie i niepokój. Droga się dłuży a las coraz bardziej mnie otacza i okala. Normalnie byłbym szczęśliwy z tego powodu. Nie dziś. Wiem gdzie idę wiem po czym stąpam. Już niedaleko. Deszcz coraz wyraźniejszy, policzki napływają kroplami z nieba ale czy na pewno tylko z nieba?
Czuję znów ten wewnętrzny niepokój. Rozwidnia się w lesie. Przecinka? Nie. Krzyżówka leśnych dróg. Znaczek niebieskiego szlaku rowerowego. Widzę ją. Dzisiaj postanowiłem odwiedzić miejsce zapomniane ciut przez historię tą okrutną lat wojennych. Tej drugiej wojny i hekatomby w pobliskim Dęblinie jeńców. Lekka górka a na nią padające wyjrzałe zza chmur na chwilę słońce. Dziwny snop światła , blask akurat na tą mogiłę. Zdejmuję czapkę. Czuję i wiem gdzie jestem. Klękam na przy niej i odmawiam modlitwę w skupieniu za tych tu pochowanych w masowym grobie- mogile. Trzy krzyże.
Drewniany nowy wbity na czole mogiły , ogrodzenie w nim usypany kopczyk , sztuczne kwiaty i stalowy krzyż. Oparty pierwotny duży zmurszały krzyż. W Sumie obalony przy ogrodzeniu mogiły. Kiedyś leżał wymownie przy drzewie. Zbutwiały. Wywołuje u mnie duże emocje i wielki smutek i żal. Wyrysowane na połamanej figurce Jezusa cierpienie. Jego niekompletność tak wymowna , tak mocno wymowna….Ból , żałość, przelana krew, bestialski mord oprawców niemieckich na jeńcach radzieckich w 1941 roku.
Staniemy na chwilę by opowiedzieć szerzej o tych terenach w czasie II Wojny Światowej w świetle jeńców radzieckich ( i nie tylko ).
Pan Paweł Kosiński z fundacji - Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży w sposób esencjonalny napisał o miejscu martyrologii i hekatomby dziesiątków tysięcy więźniów radzieckich ( i nie tylko) w Dębinie i okolicach. Pozwolę, że zacytuję tylko fragmenty:
„
Pierwsi jeńcy wojenni pojawili się w obozie utworzonym na terenie twierdzy dęblińskiej już w październiku 1939 r. Byli to żołnierze rozbitej pod Kockiem Grupy Operacyjnej Polesie (Kock). W latach 1940-1941 w twierdzy przebywała grupa Francuzów, Holendrów, Luksemburczyków i Belgów wziętych do niewoli na froncie zachodnim.
W lipcu 1941 r. powstał Stalag 307, mieszczący się w Cytadeli, Forcie VII i na stokach Reduty Balonna. Przez pierwsze dwa lata istnienia przebywało w nim rotacyjnie ok. 200 tys. radzieckich jeńców wojennych. Przez cały czas istnienia obozu działała tajna organizacja jeniecka, dysponująca nawet radiostacją. Poza tym w okolicach lasów parczewskich, kockich i okrzejskich działał oddział partyzancki „Serafina”, którego podstawowym zadaniem była pomoc jeńcom uciekającym z obozu.
Stalag 307 - zdjęcie ze strony zajezierze.fora.pl
Była jednakże i druga strona medalu: celem funkcjonującej w obozie komórki Abwehry o kryptonimie „Zeppelin” było wyławianie osób skłonnych do kolaboracji.
Na przełomie września i października 1943 r. stalag opróżniono z jeńców radzieckich (nieliczni pozostali pełnili służbę pomocniczą). Ich miejsce zajęło ok. 16 tys. internowanych oficerów włoskich tzw. Armata Italiana in Russia (przeważnie z piechoty, w tym jednostek alpejskich oraz lotnictwa, poza tym ponad 100 kapelanów. W lutym 1944 r. przemianowano na Oflag 77 który został wyzwolony 26 lipca 1944 r.
Poza wspomnianymi obozami na terenie twierdzy funkcjonował od października 1941 r. do kwietnia 1942 r. Stalag 237 (XVII D). Szacuje się, że na terenie dęblińskich obozów jenieckich zginęło około 80 tysięcy ludzi (w tym ok. 5000 Włochów) – większość została zamordowana albo umarła z głodu lub chorób .”
Tu mamy zarysowany obraz masowej eksterminacji przez Niemców , gdzie choroby i straszny głód zabijał równie skutecznie jak strzał z broni. Podobno wycie jeńców z głodu i bólu było słychać na kilka km. Nie mogę pojąć jak bestialstwo sięgnęło upodlenia i zezwierzęcenia przez Niemców. Nie jestem w stanie nawet spróbować tego sobie wyjaśnić. Nie tylko w tych wyżej opisanych miejscach w Dęblinie prowadzono masowe ludobójstwa. Także w okolicznych lasach i miejscowościach. Jedną z nich jest właśnie Kleczczówka ( kiedyś opisana przeze mnie). W lesie na rozstaju dróg jest mogiła do której dziś się udałem. Zadbana.
Ale są tuż obok kolejne świadectwa bestialstwa na jeńcach i nie tylko niemieckiego okupanta. Blisko , góra kilka km dalej w lesie przy Krasnoglinach , na skraju tegoż lasu kolejna mogiła. Na kraju lasu z Zalesiu, czy w końcu przywołany Dęblin.
To miejsce winno być na równi z Bełżcem , Majdankiem wpisany na miejsce wielkiej kaźni i umęczenia ludzi w czasie II Wojny Światowej. Pisałem nie raz o tym, Getto żydowskie, obóz katorżniczej pracy na Lipowej, obóz pracy w Stawach czy w końcu miejsce umęczenia ponad 80 000 ludzi –kompleks - Twierdza Dęblińska.
To tu w Kleszczówce w 1942 roku Niemieccy oprawcy zamordowali dziewięć osób bez mrugnięcia okiem w tym Polkę Aleksandrę Piątek, dwóch jeńców radzieckich i sześciu wyznania Mojżeszowego .
I mam to wszystko w sobie i nie daję rady patrząc na tą mogiłę. Na ten krzyż, na tego Chrystusa. Tylko las taki tu przyjazny i ciepły. Tak czule tą zadbaną przez Zespół placówek oświatowych w Bobrownikach mogiłę otacza. W oddali słychać leśne ptactwo, pewnie tym duszom zamęczonym zakatowanych śpiewają by choć ciut ulżyć cierpieniom. Czuję żałość tych duszy tu jak i całym lesie. I te konwalie....
Wracam, modlę się jeszcze raz , kłaniam lekko. Deszcz się nasila, obmywając emocje – choć tylko tochę. I czy to deszcz czy łza pozostała na policzku tego już nie wiem…..
Zdjęcia własne.Treść na podstawie tablicy upamiętniającej, cytowanych źródeł oraz Koło Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Rykach.