• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Historia

< 1 2 3 ... 13 14 >

"Katyński werk" w Moszczance

Zamiar budowy bunkrów w tym rejonie (na odcinku Dęblin - Puławy powstały 4 bunkry) zrodził się już w początkach drugiej wojny światowej i stanowił element znacznie większego przedsięwzięcia. W wyniku wygranej wojny z Polską we wrześniu 1939 roku granice III Rzeszy uległy przesunięciu, co spowodowało, że większość niemieckich fortyfikacji pozostało na głębokich tyłach w wyniku czego utraciły one swoje znaczenie. W efekcie tego już w październiku 1939 roku powstała koncepcja utworzenia linii obronnej w oparciu o Prusy Wschodnie oraz linię rzek Narew- Wisła- San. Linia ta miała stanowić zabezpieczenie nowych zdobyczy terytorialnych III Rzeszy przed niepewnym sojusznikiem jakim był wówczas Związek Radziecki, w czasie gdy Niemcy szykowali się do uderzenia na Francję i Wielką Brytanię. Dokładny przebieg linii ustalono na początku 1940 roku. Miała ona prowadzić zachodnimi brzegami rzek, a miejscu ważniejszych przepraw tworzyć tzw. przedmościa lub przyczółki. Przedmościa miały przede wszystkim za zadanie bronić przepraw ze stałymi mostami drogowymi i kolejowymi oraz stanowić bazę do ewentualnego kontrataku na przeciwnika próbującego forsować bariery wodne. Na linii Narwi, Wisły i Sanu przewidziano przedmościa pod Różanem, Pułtuskiem, Warszawą, między Dęblinem a Puławami, Annopolem oraz Krzeszowem.
Ten bunkier wchodził w skład przedmościa Dęblin-Puławy. Strategiczne znaczenie przedmościa dęblińsko-puławskiego wynikało z faktu, że oprócz mostów na Wiśle i Wieprzu w jego rejonie mieściły się lotnisko, szpital, węzeł kolejowy, a także składnice amunicji w Stawach i Stężycy. Schrony na przyczółku Dęblin-Puławy powstały według wytycznych Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (Oberkommando des Heeres) z początku lutego 1940 roku. Zgodnie z tymi zaleceniami na przyczółku Dęblin-Puławy planowano budowę 50 schronów. Pod koniec lutego 1941 roku Inspektor Fortyfikacji Wschód zarządził rozpoczęcie budowy schronów, która ruszyła wczesną wiosną tegoż roku. Prace fortyfikacyjne nie trwały jednak długo, ponieważ sukcesy pierwszych miesięcy walk na froncie wschodnim oraz wiara w szybkie zwycięstwo spowodowały decyzję o rezygnacji z dalszej budowy umocnień. Dokończone zostały jedynie najbardziej zaawansowane prace. W ramach przedmościa Dęblin-Puławy wzniesiono cztery schrony Regelbau 514 w miejscowościach Moszczanka, Skrudki, Końskowola oraz Pożóg Stary. Do końca 1942 roku wszystkie materiały zgromadzone do budowy umocnień zostały wysłane na budowę Wału Atlantyckiego.
Prace przy bunkrze w Moszczance ruszyły w drugiej połowie 1941 roku. Niemcy do wykonania robót zwieźli Żydów z getta w Rykach i Dęblinie oraz polskich jeńców z obozu stalag 307. Przy budowie schronu pracowali też miejscowi cywile. Schron przy samej trasie lubelskiej był doskonale zamaskowany. Nie było go widać z góry. Jego strop oraz ściany miały po 1,5 metra grubości. Strop przykrywała dodatkowo dwumetrowa warstwa ziemi, na której posadzono drzewa. Za schronem powstała linia okopów ze ścianami wyłożonymi drewnianymi stemplami, które miały zapobiegać obsuwaniu się ziemi. Okopy ciągnęły się od bunkra aż do dawnej stacji PKP Ryki, potem skręcały w kierunku Staw i dalej do Dęblina. Linia posiadała stanowiska dla CKM-ów oraz moździerzy. Sam schron posiadał stanowisko dla jednego CKM-u oraz broni osobistej. Wejście blokowała stalowa krata oraz grube, pancerne drzwi. W bunkrze były pomieszczenia dla załogi oraz skład amunicji. Był to bunkier poziomowy. Dolny poziom zajmował skład amunicji oraz żywności i mieszkania załogi. Górny poziom był przedziałem bojowym. Bunkier posiadał także wyjście ewakuacyjne - drzwi pancerne z tyłu. Prowadziły do linii okopów. Schron miał służyć obronie skrzyżowania dróg prowadzących do Dęblina. W skład załogi linii oraz bunkra wchodziły oddziały z Dęblina złożone w większości z żołnierzy formacji kolaboranckich i niemieckich. Umocnienia te nie odegrały większej roli militarnej. Były jedynie kilkukrotnie atakowane przez partyzantów.
Do roku 1944 załoga bunkra i obsada okopów prowadziły monotonną służbę wartowniczą. Do czasu, aż padł rozkaz natychmiastowej ewakuacji. Nadchodziła Armia Czerwona. Rosjanie szybko zajęli obiekt. Nie zabawili tu jednak długo. Główne oddziały ruszyły na zachód. Pewnego dnia pod bunkier podjechała ciężarówka z radzieckimi żołnierzami. Do środka schronu wnieśli skrzynie. Były w nich materiały wybuchowe. Wkrótce nastąpiła potężna eksplozja. Strop zawalił się skutecznie uniemożliwiając dostęp do dolnej części schronu.
A dlaczego BUNKIER KATYŃSKI???
W czasach słusznie minionych bunkier znajdował się tuż przy głównej drodze Warszawa - Lublin. Nie był zarośnięty, z daleka dobrze widoczny miał być pewnie "dowodem" na klęskę Niemców. Mijało go codziennie setki i samochodów, których pasażerowie z daleka widzieli wielkie napisy na ścianach zniszczonego bunkra "NIGDY WIĘCEJ WOJNY". I nagle w nocy w czasie trwania w Polsce stanu wojennego ktoś poniżej dopisał do hasła słowa "I KATYNIA"
Pewnie wywołało to niezły alarm w lokalnej milicji i wojsku, nie zdziwiłbym się, jakby się okazało, że ktoś "poleciał" ze stanowiska. Dopisek natychmiast zamalowano. Dzisiaj taka akcja może się wydawać niewiele znaczącą sprawą, ale w czasach stanu wojennego sprawcy mogło grozić pewnie co najmniej kilka lat odsiadki, a może nawet coś gorszego...

https://opencaching.pl

03 października 2023   Dodaj komentarz
historia   Moszczanka bunkier Katyń  

Straceni...Przywróceni Pamięci...

 

7 września 1939 roku gauleiter Albert Forster wypowiedział znamienne słowa: „Musimy ten naród [Polaków] wytępić, od kołyski począwszy”. Wpisywało się to w zbrodniczą strategię przywódcy III Rzeszy, który nakazał swoim dowódcom bezlitosne traktowanie podbitych ziem, a uzasadniając znaczenie akcji wymierzonej w polską inteligencję stwierdził dobitnie: „Tylko naród, którego warstwy kierownicze zostaną zniszczone, da się zepchnąć do roli niewolników”.
Ta strategia przyświecała zbrodniarzowi Stalinowi …
Z.Kiełb …”5 marca 1940 r. J. Stalin podpisał wyrok śmierci na 21 857 Polaków, zamordowanych w 1940 r. w tzw. Zbrodni Katyńskiej. Wśród wielu z nich było 146 osób związanych z Puławami i ziemia puławską. Jednym z nich był Zbigniew Antonowicz”.
Tydzień przed wielkim wydarzeniem mającym dziś swoją postać otrzymałem od „profesora” Saperów i historii tej Ziemi, Ziemi Puławskiej zaproszenie . Dla mnie Zbyszek już dawno zaliczony został przeze mnie do rangi profesora Samsonowicza. Dziś był stremowany podwójnie. Samym niezwykle trudnym tematem jak i recenzją jego dotychczasowej pracy badawczo-historycznej byłego wykładowcę ,profesora Alma Mater z Lublina. Laudacja profesora nt. prelegenta była jednoznaczna i pokrywała się z moim poglądem . Sala wypełniona po brzegi, kilka osób mi znanych ,reszta to Ci co cenią i doceniają pracę Zbyszka. Przywitanie krótkie i po zapadłej ciemności na Sali w Mediatece Puławskiej ,ponad godzinna prelekcja. BA! Genialne opowiadanie o temacie niezwykle trudnym i nie wyjaśnionym do końca. Katyń Miednoje Charków…lata 39/40. Wielkie dla Puław nazwiska Saperów i policjanta. Tyc co powiedzieli NIE dla kolaboracji z ruskimi, Ci co przelali krew w lasach katyńskich i dołach Charkowa za Wolną Polskę.
Dziś wydarzył się przełom we mnie. Tyle osób pracowało na tą książkę, niczym pomnik straconym. Tych co my Polacy ,Puławiacy zapomnieli, lub nie wiedzieli. Załamujący się głos Zbyszka miejscami, wielcy ludzie wpierający projekt i kolokator zupełnie bezinteresownie finansujący ten projekt. Były brawa i uściski dłoni. Były laudacje, było podpisywanie bezpłatnej książki. Ale czy to książka?
To żywe świadectwo tych co zostali uwiecznieni na wieki tu …w „STRACENI,PRZYWRÓCENI PAMIĘCI”.
Chylę czoła dla mistrza Zbyszka.Cieszę się ,że udało się Saperów Kaniowskich także przypomnieć w trzech spacerach historyczno-przyrodniczych ,których byłem współtwórcą, Nasi Saperzy są niezwykle niedocenieni w Puławach ,należy im się cześć i chwała.
„Bo My nie błagamy o WOLNOŚĆ, My o NIĄ WALCZYMY”
Generał Witold Urbanowicz.

24 września 2023   Dodaj komentarz
puławy   historia  

Masz tato...powąchaj...

 

Jest ciepławy jak na listopad piątek. Taki mniej zwyczajny. Bo Święto 11 Listopada. Narodowe. Odrodzeniowe. Strzepany pył lekkiego zapominania dziś odżywa narodowość w nas. Ogrom ludzi na fejsie domalowuje flagę Polski, flagę na balkon wystawia. Dziś na ustach Piłsudski , wielkie wieńce w barwach narodowych zatykają miejsca pamięci .Kościoły trzeszczą od uroczystych mszy, ze sztandarami ,na galowo. Tak dziś nie wypada nie pamiętać. Choć pewnie nie każdy kojarzy co jak i gdzie, pewnie nie każdy wie jak II RP powstała,to dziś każdy Polak staje się patriotą do kwadratu. Tu marszem, tu biegiem tu rajdem rowerowym..każda forma dobra by upamiętnić odrodzenie się z zaborów Polski. Bez zadawania pytań, bez znajomości choć fragmentarycznej historii, tak po prostu Dziś to Polska a Dziś dzień taki Polski przecież. Ciekawością zawsze darzyłem fakt świętowania zakończenia najkrwawszej w naszej historii wojny, tej od 39. 1939… Bo było co świętować przecież…ale jakoś w miastach cisza, w TV cisza, biegów nie ma , marszów brak. Wstawiania na fejsie flagi Polski Mateczki. Tej walczącej w samotności z dwoma tyranami…. Cisza wymowna…Tak to bywa ,że w szkołach tablicę się robi na 11 listopada ,ale na zakończenie II W Światowej już nic…Od lat tak samo i to samo.

Dziś moje serce ciągnęło do Skowieszyna, dziś miałem z kim. Mój syn, kamrat już od rana po biegu mnie męczy ,jedziemy do lasu na powietrze. Tak mu mówiłem,że ta sośnina na Skowieskich polach i piaskach nasadzona leczy, ta sośnina tej puławskiej ziemi. I dziś zatopiliśmy się w niej ponownie. Najpierw zajrzeliśmy na pociągi. Te tu na stacji Nowa Aleksandria pod koniec XIX wieku utworzonej. Budynek słusznie blachą ocynkowaną zadekowany, farba odłazi, ale napis na nim Puławy – widoczny mocno. To przecież tu nakręcano sceny do filmu Doktor Judym. Mój syn kocha pociągi. Furkoczące wagony jakby dla niego pojawiły się nagle na stacji. Po cyrlicy napisane – benzyna. Rosyjski miałem jak każdy w latach 80 do szkoły chodzący obowiązkowy. Coś pamiętam, choć głowa moja już prawie 44 lata po tym świecie chodzi. A puławski świat poznaje od dekady. Syn zadowolony, szczęścliwy..nie zna trudnej historii tego miejsca i okolic… Ale czy wiadomo każdemu, że tu na terenie dworca Puławy Drewniane a dokładnie za wieżą wodną zasilaną z Kurówki był obóz a w sumie baraki jeńców radzieckich , którzy poszli na współpracę z Niemcami. To Ostlegion. A tych co tam byli nazywano „Kałmukami” , gdyż większość z nich pochodziła z głębokiej wschodniej Rosji. 27 czerwca 44 roku przeprowadzona akcja przez oddział AK „Turnusa” obóz został zlikwidowany. Mało też pewnie kto wie , że dalej przy kiedyś wiadukcie betonowym na Starą wieś a teraz przepuście betonowym istniał obóz pracy?

Nazwany zwyczajowo obozem  „Junaków” . Był to obóz pracy służby budowlanej – Baudienstu. Pracowali tam głównie młodzi mężczyźni przy drugiej nitce toru kolejowego trasy Lublin – Warszawa.

A przecież ten las od Piasecznicy do Puław został nasadzony w czynie społecznym w latach 1964 -65 przez m.in. młodzież szkolną. Tu przed I Wojną Światową stacjonujące w koszarach puławskich wojska rosyjskie czy austriackie wykorzystały ten teren jako poligon. Bo lasu nie było, były piachy , wydmy z nielicznym jałowcem. Tak to dziwne , bo teraz las zakrył i wydmy i poligon tworząc zupełnie nową przestrzeń. Lasy , właśnie las. Bór bardziej ale i po części mieszany las. 

Lasy , które otulają swoją czułością to miasto- Puławy, szumią i zapraszają na przechadzki po nich. To w końcu mimo Zakładów Azotowych i górujących kominów – parowników nad krajobrazem wyciszenie na Płużkach zaczynając, przy ujęciach wody dla Pałacu Czartoryskich  przy byłej cegielni i też nieistniejącym wiatraku. I dalej dalej  szlakami niegdyś czarnym dziś żółtym, Greenways lub leśnymi duktami przez bory sosnowe do Piasecznicy swoistej linii od której Kazimierski Park Krajobrazowy się zaczyna i dojrzałe wąwozy – te co zapierają dech w piersiach i wiosną ,latem a jesienią i zimą są cudowne. Ta droga to od setek lat łączyła w sobie dwie średniowieczne wsie – Włostowice i Skowieszyn. Nad polami Skowieszyńskimi górował „Holeder” jeden z nielicznych wiatraków tego typu na Ziemi Puławskiej. Znajdował się na teraźniejszej ulicy Puławskiej w bliskiej odległości od Szkoły i OSP Skowieszyn. Z tej małej wysoczyzny można było obserwować cały obszar do samych Puław Drewnianych. Tu tylko pola i łąki gdzieniegdzie drzewami owocowymi. W czasie wojny prace w wiatraku się nie odbywały ponieważ Niemcy rozkazali zdemontować skrzydła. Okupanci wykorzystywali go jako punkt obserwacyjny. Fakt teren jest w stronę Puław płaski poprzecinany uprawami i ugorami. Są także źródła które wybijają blisko linii kolejowej. Wypatrywano z niego partyzantów i ludności im pomagającej. To tu w 1944 roku na tych polach i ugorach robił się radziecki Jak , który wykonywał misje bojową. Był ścigany przez dwa samoloty niemieckie. Dwóch lotników wyskoczyło i się katapultowało – jeden zginął lądując na tyczce od grochu ( co za śmierć) drugi przeżył. 

Ile osób wie o tych wydarzeniach ? o tej lokalnej historii Puławsko – Skowieszyńskiej.To tu znajdziemy miejsca uświęcone krwią powstańców, miejsca egzekucji wykonanych przez Niemców na ludności choćby Skowieszyna , czy walk z „potopem szwedzkim”. Tu przy zbieganiu z „małego wąwozu” z Puław na Piasecznicę zaczyna się dramat. Dramat o którym nic nie wiedziałem do czasu …. Aleksander Lewtak poprowadził mnie do samego serca tematu. Długo mierzyłem się z tym czy wstawić post o tym wymownym krzyżu , kamieniach i tej tragedii ,tak niepotrzebnej i tych młodych ludzi przypadkiem …. Lewtak„Szlakiem Waki i Męczeństwa na terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego opisał w szczegółach ….

Zostawiam tą trudną historię.Jedziemy autem z synem w swoje miejsce. Drogą co już rysowana była na mapach z wieku XVIII. Dziś asfalt z Górnej na Skowieszyn ,na jego koleją ulicę – Puławską. Tam już dobrze rozgościły się domy ,wille i asfalt. Tam już połączenie bezpośrednie z Puławami. Uczęszczane mocno. Odbijamy przy bilbordzie w prawo i w ścianę lasu. Tu gaszę motor. Dziś piłka i kopiemy razem w lesie. Pamiętam jak ostatnio podeszliśmy do niewielkiej sośniny i pokazałem mu młody pęd. Zerwałem ,dałem powąchać ,posmakować. Dziś już sam Antek podszedł do samosiejki i zerwał sam pęd mały. Posmakował i krzyczał w głos …tato tatooo..chcesz powąchać?  Wezbrała we nie cała moja ojcowska radość i duma ,że ten 4 latek coś zaskoczył. Stał przy sośninie długo i mówił ,że ludzie śmiecą, że butelki wyrzucają do lasu. Rosa spora ,ale on stał i tą sośninę męczył. Igliwie przekładał przez palce i pytał co to i co rośnie obok. Dziś byłem dumny z siebie, że młody 4 latek jak ja zaczął na swój czas i wiek poznawać matuszkę naturę. Tą tutejszą. Nabrzmiałą sosną i dębem , tą napuszoną nawłocią i jasnotą . Te pola skowieszyńskie orane jeszcze tak niedawno zaprzęgiem konnym. Tej ziemi nieurodzajnej ,piaszczystej ,ale wdzięcznej w gryki i zboża pszenżyta. Tych źródeł bijących pod torami i tego świata zatopionego w brzeziny urok. Patrzyliśmy na pociągi mknące na żelaznych torach…wpatrzeni w świat przemijania. Machający z kilometra do siedzących w wygodnych fotelach pasażerów. Z nami cały świat tych skowieszyńskich wymiarów. Tych nawłoci, gryk, przymiotna i gasnącego klonu. I to słowo syna…tato co to jest….pokazujący na bylicę… ja gotowy z odpowiedzią cały aż pękałem by tłumaczyć….

 

Tu na Skowieszyńskim zagonku…sośniny…razem…

 

14 listopada 2022   Komentarze (2)
historia   skowieszyn   puławy   Życie  

Władcy odwiedzający Puławy...

 

Władcy, królowie , cesarzowie i carowie , którzy na przestrzeni wieków odwiedzili Puławy. Odwiedzili z różnych powodów. Niekiedy łupieżczych, niszczących , politycznych , czy w biznesach. Oczywiście nie są to wszyscy , ale na smukłą wiedzę mą amatorską i sukursie pomocowym poniżej lista :

 

Królestwo Szwecji 

Karol X Gustaw - 1656r

 

Królestwo Prus 

Luiza żona króla Fryderyka Wilhelma III  -1805 - 1809 r

 

Rzeczpospolita Obojga Narodów :

Stanisław II August ( Stanisław August Poniatowski) – 1777 r

 

Imperium Rosyjskie 

Aleksander I  - 1805 r, 1814 r, 1817 r)

Mikołaj I – 1845 r

Aleksander II – 1857 r

 

Cesarstwo Austo-Węgier

Arcyksiążę Fryderyk Habsburg – 1916r

 

Oczywiście ze znanych wybitnych osobistości był także , ks. , Marszałek Francji  J. Poniatowski. Generał , Najwyższy Naczelnik Siły Zbrojnej Narodowej T. Kościuszko. Naczelny Wódz-Marszałek Polski  J. Piłsudski i choćby prezydent , profesor I.Mościcki.  Był także ostatni Marszałek Polski w PRL Marian Spychalski. 

 

Na zdjęciu : Aleksander I (portret pędzla Franza Krügera.

 

01 listopada 2022   Komentarze (3)
puławy   historia  

I Wojna Światowa - okolice Twierdzy Dęblin...

I Wojna Światowa. Dęblin i okolice.Armia Rosji.

Wspólna mogiła w lesie kozienickim. Nabożeństwo upamiętniające bohaterów poległych w dniach 1-2 października 1914 r. Kroniki wojny 1914 roku. № 13.

Wojsko płaci cenę za błędy operacyjne i taktyczne w postaci nadmiernych strat. Łączne straty 4 Armii wyniosły około 500 oficerów i do 50 000 żołnierzy (Korpus Grenadierów - 104 oficerów i 13 412 żołnierzy, 16 Korpus - 65 oficerów i 7079 żołnierzy, 17 Korpus - 197 oficerów i 16202 żołnierzy, 3 Korpus Kaukaski - około 100 oficerów i 12000 żołnierzy, garnizon Twierdzy Iwangorod - 19 oficerów i 1193 żołnierzy) - czyli do jednej trzeciej jednostki operacyjnej.

Źródło : topwar.ru

15 listopada 2021   Komentarze (1)
historia  

Rudzki pejzaż lasem malowany

 

Tak szybko droga z nędznym asfaltem stała się ładna i gładka. Nie tylko do przetaczania prądu ,ale i dalej. Do Rud. Niedawno tak ubita i dołami piaszczysta doga snuła się na starą i zacną miejscowość, której należy się szacunek i estyma. Droga na Pompy to tak bardzo mocno wryta w świadomość mieszkańców tej wsi historia i tradycja a tak mało znana mieszkańcom Puław. Prosta jak strzała, wypada na Lubelskiej w sumie to już nie. Gdzieś za krzyżem na Końskowolę. Tylko pachołki na zielono malowane zdradzają jej istnienie. Z Puław na Końskowolę pawie nie do zauważenia. Na lewo kto by skręcał na wiaduktem…po co. A to ona była geniuszem w zaborczym rosyjskim znoju techniki. Kolej żelazna na nowo pisała być lub nie być wsi, miast, tych przyszłych co się nimi stały. Tak upadł Kazimierz Dolny, tak wyrosły Puławy. Żelazne koła zaczęły toczyć się w oddaleniu 2 wiorst od centrum osady dając i budując jej nowe oblicze. Tak pięknie Prus to opisał ..warto poczytać. Tam na Rudy w XVIII wieku pole było, uprawiane przy ścianie lasu. A las nie młody…oj nie. Jeden na moje amatorskie oko starodrzew w okolicy. Nie mówię bez faktów z historii. Cytuję zapiski z książki Leszka Zugaja „ Historia Nadleśnictwa Puławy”.:

„Straż Końskowolska obecnie w dożywotnim posiadaniu Księżnej Czartoryskiej matki zastawionym położona składa się z czterech obrębów: Młyński, Rudzki, Kozibród i Góra. We wszystkich tych obrębach pozakładane są cięcia podług zasad przez księcia Czartoryskiego przyjętych stosowane do reskryptu Komisji Rządowej z 26 lutego roku bieżącego, przy którym są dołączone decyzje co do rodzajów urządzenia….W obrębie rudzkim, dawniej jako zapaśny uważanym, naznaczono wycięcie jedynie drzewa przestarzałego i murszowego, gdyż do potrzeb gruntowych inne obręby należnej ilości drzewa dostarczyć nie są w stanie. Wycięcia to w tem samym miejscu gdzie były cięcia na rok 1833 wyznaczone i już wycięcia naznaczone zostały tak dla pokrycia cięcia przyszłorocznego jako też z powodu iż w tem miejscu jest najstarszy drzewostan.”

Już wtenczas był dawno las. Karol Perthees malował mapy genialne. Starał się oddać ich wzór właściwy, wychodziło różnie. Wiek XVIII i mapa dla ostatniego króla Antoniego Augusta Poniatowskiego herbu Ciołek rzeczon. Tam las się rozciągał o otaczał Puławy, Młynki, Rudy….Piękny.

 

I dalsze mapy z XIX wieku i dalej pisały jedną nutą ,że las tu jest i był i już w nim coś gmerali. Uszlachetniali . W przytoczonej książce czytamy :Po 1867 roku

„Z pewnością pewien wpływ na gospodarkę w tutejszych lasach posiadał Instytut Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa, działający w Puławach. Liczne poletka doświadczalne były w okolicznych lasach. W początku XX wieku w Lesie Ruda dwie powierzchnie doświadczalne sosny pospolitej założył profesor Kurdiani.”

 

I koła drewniane co kołodziej z kunsztem wykonywał, obręcze gorące żelazne nakładał zamieniono na koła z opony wulkanizowanej. Nawijane kilometry na obręczy znój ,dziś na bieżnik opony. Piachowa droga z dołami wyrobionymi przez deszcze, wozów drabiniastych metry, czy stóp ludzkich miary zastąpiona masą nową, trwalszą, bitumicznym światem. Od pomp co z Kurówki z Rud zasysały wodę i pod ziemią w drewnianych rurach, no może żeliwnych nawet pompowały nieustannie wodę do wieży wodnej przy stacji Puławy. Teraz zwanej Puławy Drewniane, niegdyś jedynej, dziś towarowej oby , gdzie orzech Zabytek Przyrody rośnie… Rozłożysty w swoim świecie. I ta droga z spalonej przez gówniarzy wieży wodnej , tej jednej z trzech w Puławach na przestrzeni dziejów ,przecięta drogą krajową jest. Lecz im bliżej Rud tym jej smak jest normalniejszy, wyrazisty, swojski, tutejszy, nasz. Tu na niej działy się wydarzenia trudne lat okupacji niemieckiej. Tu obok niej niegdyś był krzyż, tak w połowie drogi do Puław. Przeniesiony…Uwielbiam tam bywać, jechać z synem mijając zagony kukurydzy, słoneczników, smaków pól ,widząc w oddali kopuły kościoła w Końskowoli ,smakując coraz bardziej ciszę rudzkich ostoi. Gaszę zawszę motor przy krzyżu stalowym, przy sośnie na 3 konary dzielonej. Krzyż spawany ,z rury grubościennej. Mały parkan ze żelaznego ogrodzenia. Zadbany, srebrzanką pociągnięte. Kwiat sztuczny ale nie szpetny. Sągi drewna przy gajówce są. Pies zaszeczekuje się na swoje siły. Ujada delikatnie, nie nachalnie. Drga na Młynki, na młyn książęcy niegdyś. Obok droga pożarowa nr 29… Dom Ludowy, OSP Ruda, kamienie na Kurówce poukładane kiedyś, dziś szumią pięknie. Lekko się pod mirabelkami rozlewa, miętą pachnie, mydelnica obok, stacja byłych pomp w czerwieni cegły ukwiecona jest, zejście nad rzekę strome ale warte. Zamykamy oczy z młodym, wsłuchujemy się w szum…niczym Siklawa, niczym Szumy na Roztoczu. Ta niepozorna rzeczka potrafi pchać tą wodę mocno niczym Bystra pod Rzeczycą. Strzałki wodnej kwiecie, mięty wodnej zapach, mirabelek smak….nie da się zapomnieć….Bujamy się długo przy Domu Ludowym , gdzieś na nim balonik był…znak że w sobotę coś się działo. Uderzamy w las, w maliny w jeżyny dzikie. Dęby i sośniny witają. Pachnie lasem mocno, gdzieś przycięta robina  czy czeremcha. Gdzieś olszówki się pojawiają. Las genialny , czuć jego majestat. Pachnie swoją dojrzałością , swoją wiekowością. Czuć tu tak bardzo szacunek do przyrody. Człowiek w nim wsadził i strzelnicę nie jedną , i magazyny amunicji. Gdzieś blisko miejsca przy krzyżu na rozdrożu była Boćkowa Góra. Tam gniazdowały bociany…słychać szum lasu, spadające żołędzie z dębiny, tupot saren chyba, słychać i strzały z puławskiej strzelnicy. Słychać komarów mrowie, kąsają delikatnie. Ręką co rusz w jeżyny leśnej zagłębiam się , raz sobie,raz synowi owocem rozsmakować się pozwalam. Grzyba zjadliwego brak, tych niejadalnych mrowie. Ciepło bije z nieba, ale las chłodzi. Idziemy leśnymi duktami do krzyża reliktów blisko młyna i wracamy. Na barana siada młody. Jarząb już mocno czerwony, liście ma podpalone. Bez czary się czarni już, czeremcha też. Kalina już czerwieni się sobą. Liśce zrzuca po mały robina i akacja. Ludzi malutko na tej drodze na młyn. Już południe. Wracamy do auta …Antoś spać musi …tez trzylatek co przeszedł ze mną wszystkie wąwozy i wierzchowiny , ugory i lasy, pola i pastwiska, rzeki nasze…Żegnamy czerwień pompowni na Rudach i uderzamy w Górną Niwę…niegdyś sady…dziś ulicę Spacerową…

23 sierpnia 2021   Dodaj komentarz
przyroda   Życie   historia   rudy   puławy  

Tam , gdzie i wiatraczny znój i palonej...

"Góra Puławska, 1937 r. Wiatrak wybudowany w 1900 r. przez Władysława Kolaka." Udostępnione dzięki - Pracownia Dokumentacji Dziejów Miasta dział Muzeum Czartoryskich w Puławach

 

 

„Ale chłopcu wiatrak spokojności nie dawał. Antek widywał go przecie co dzień. Widywał go i w nocy przez sen. Więc taka straszna urosła w chłopcu ciekawość, że jednego dnia zakradł się do promu, co ludzi na drugą stronę rzeki przewoził, i popłynął za Wisłę.Popłynął, wdrapał się na wapienną górę, akurat w tym miejscu, gdzie stało ogłoszenie, aby tędy nie chodzić, i zobaczył wiatrak. Wydał mu się budynek ten jakby dzwonnica, tylko w sobie był grubszy, a tam gdzie na dzwonnicy jest okno, miał cztery tęgie skrzydła ustawione na krzyż. Z początku nie rozumiał nic — co to i na co to? Ale wnet objaśnili mu rzecz pastuchowie, więc dowiedział się o wszystkim. Naprzód o tym, że na skrzydła dmucha wiater i kręci nimi jak liśćmi. Dalej o tym, że w wiatraku miele się zboże na mąkę, i nareszcie o tym, że przy wiatraku siedzi młynarz, co żonę bije, a taki jest mądry, że wie, jakim sposobem ze śpichrzów wyprowadza się szczury.

Marzenie Po takiej poglądowej lekcji Antek wrócił do domu tą samą drogą co pierwej. Dali mu tam przewoźnicy parę razy w łeb za swoją krwawą pracę, dała mu i matka coś na sukienną kamizelkę, ale to nic: Antek był kontent, bo zaspokoił ciekawość. Więc choć położył się spać o głodzie, marzył całą noc to o wiatraku, co mieli zboże, to o młynarzu, co bije żonę i szczury wyprowadza ze śpichrzów. Drobny ten wypadek stanowczo wpłynął na całe życie chłopca. Od tej pory — od wschodu do zachodu słońca — strugał on patyki i układał je na krzyż. Potem wystrugał sobie kolumnę; próbował, obciosywał, ustawiał, aż nareszcie wybudował mały wiatraczek, który na wietrze obracał mu się jak tamten za Wisłą.

Cóż to była za radość! Teraz brakowało Antkowi tylko żony, żeby mógł ją bić, i już byłby z niego prawdziwy młynarz!”

 

 

Prus w całej swej cudowności nowel nie mógł nie kochać młynów wiatracznych. Zapewne kochał je jak ja. Nie zamykał w sercu przeżyć i doznań z nimi związanymi tylko malował na całunie polskości biednej wsi geniusz tych maszyn i ich genialności. Jak Głowacki tak i ja pokochałem młyny i te wiatraczne ,co na Podkarpaciu się sporo w sile ostały, gdzie w Sobiennich Kiełczewskich pod Otwockiem bez łopat dzierży w niebie swój majestat. I w Czołnie czy Walentynowie pod Zwoleniem dogorywają ,czy już zgasły do końca..nie wiem.  I ta reprodukcja ku uciesze gawiedzi na skarpie Mięćmierskiej ulepiony z kilku dumnie pręży się do słońca blasku.

 

Miejsce u zbiegu ulic w stronę Tomaszowa gdzie stał wiatrak.

 

Od koniec XIX wieku na Lubelszczyźnie funkcjonowało 1069 młynów. Głównie wiatraki ,ale także młyny wodne.Już w 1870 roku powstało 7 młynów parowych a już w 1907 roku było 24. W powiecie puławskim w owym czasie funkcjonowało 105 młynów wodnym i wiatraków. I fakty mówią o potędze Lubelszczyzny. Nie było lipy. Poczytałem o tym z książki “Minęło już 145 lat… Powiat Puławski dawniej i dziś 1867-2012” Gdzie stosowny historyczny wstęp poczynił historyk ,dla mnie ekspert najwyższej rangi -historyk  Zbigniew Kiełb.

 

 

Głos Lubelski 2.5.1936 roku….

 

“Szajka podpalaczy żydowskich.Zamordowała chłopa z Kaniowoli, który znał Ich sprawki.Donosiliśmy parę dni temu o nieby­wale zbrodniczej aferze dwóch żydów, Hersza Hochmana i Froima Fejna z Siedliszcz, którzy wynajęli sobie Zachara Szypiłowa do palenia wszystkich młynów okolicznych, aby zlikwidować konkurencję, jaką robiły młynowi Hoch­mana. Podczas jednego z tych pożarów spłonęło żywcem dwóch żydów, dzierżawców młyna. Obecnie śledztwo wyjaśniło, że ży­dowska szajka miała jeszcze gorsze rzeczy na sumieniu i nie cofała się przed pospolitem mordem. W dniu 12 kwietnia zamordowany został skrytobójczo niejaki Józef Drozd, we wsi Kaniowpla pow. Lubartowskiego. Okazało się obecnie, że Drozd zabity został przez Szypiłowa na polecenie Hochmana i Fajna, którzy Szypiłowi obiecali zapłatę w artykułach spożywczych. Drozd wiedział, że młyn w Swierszcznwie podpalił Szypiłow i mógł w każdej chwili wydać całą szajkę. Wobec tego obaj żydzi postanowili go zgładzić, a dokonanie mordu polecili Szypiłowowi. Cała szajka siedzi obecnie za kratą. Oba żydy powinny pójść na stryczek.”

 

Kapliczka z 1864 roku. Przy miejscu , gdzie stał wiatrak.

 

Ach jaką miałem przerwę w moich poszukiwaniach wiatraków ,och młynów wiatracznych czy wodnych . Tak mi bardzo bliskich, tych zaczętych rodzić się na naszych ziemiach, gdzie Cystersi dali mądrość koła młyńskiego, wiatracznej myśli inżynierskiej czy trójpolówki podwaliny. Z Tej strony Wisły jak ja to mówię „Radomskiej” na Górze stały wiatraki. Pierwej jeden, później na drodze do dziedzica Tomaszowa drugi. Cegielnię pobudowano. A co to była za cegielnia ? Na mapach istniała. Czy podobna do tej z Witowic ? Czy może tej z Końskowoli na Brzezinach ? Może to tej z Saren czy z Krasnoglin? Na pewno  była, na pewno dawała w dobie XIX i XX wieku cegły na potrzeby spóźnionej na tych ziemiach Rewolucji Przemysłowej. 

Dziś w niedzielę, mam chwilę , między snem syna w popołudnie a zatopionej w drugim świecie mojej pasji świata wiatraków. Wymieniam kilka zdań ze znajomymi co pomóc mogą z wiatrakami, Wiem ,że śladu nie ma nich ...no może tlące się wspomnienie po zagrodach  Góry. Wieś już niepodobna do tej kiedyś. Droga krajowa i most prezydencki budują jej nową jakość. Choć dróżki w niej wąskie ,kapliczki wymowne, umie kryć w swoich wąwozach i wierzchowinach historię trudną. A to cmentarz z I wojny zadbany przez okupanta z 39 roku bardzo, kryje i kościół podziurawiony trudem  czasów wojen wielu Czartoryskiego nadania, szkołę barak drewniany ..pełen tajnych nauczań wielu. Kryje i pod ziemią dawną świetność Orłowskich co podobno z okien w okna magnackich Czartoryskich spojrzeć mogli. Po wojnie śladu nie było po nim. I ta plaża Góry z lat 60-70 przyciągająca letników ze stolicy i nie tylko.  Ileż to zdjęć mostu prezydenckiego z jej strony Wisły robione było. Sławetne krowy na popasie przy Wiśle...i ten nitowany gigant. Dziś tego giganta pokonałem i pnę się pod Górę ,gdzie niedawno fotoradar kazał jechać wolno i rozważnie. Dziś nie straszy , odbijam na prawo na Krzaczka. Stawiam auto przy cmentarzu. Wiem z map ,że kiedyś przy początku ulicy św Wojciecha był parów ,a w nim cmentarz mały , może epidejmijny ? Parów zasypano ..drogę ustanowiono....Kościół za wielkimi rozkrokami prądu niosącymi widać. Śmieci i tony plastikowych zużytych zniczy i kwiecia wyblakniętego w kontenerach się nie mieści...smutny widok .Gaszę motor , dziś idę w miejsca ,gdzie mełł wiatrak wiatrem wiślanym napędzany. Wysoko był posadowiony. Obok kapliczka co podobno carat kazał stawiać na chwałę zniesienia pańszczyzny. Takich wiele ...ot kamieniem rzucić w Bronowicach choćby. Stoję przed mniej zaniedbaną kapliczką zwieńczoną krzyżem, mocno niewyraźne cyfry rysują rok 1864... Droga na Tomaszów...Blacha Góra Puławska i Klikawa. Takie miejsce u zbiegu dróg.... Czytam....w głowie ,że 70 lat temu uszkodzony koźlak zakręcił ostatnie tchnienia i zgasł na zawsze. Pole czyste, puste, zaorane , ozime chyba nie siane było. Słyszę tylko warkot aut i tirów ….walczę z tym, chcę choć na chwilę jak Antek ...stanąć i poczuć ten dźwięk łopat, ten szum tych wiatracznych wymiarów... Zdobywam  się na to! Ludzie patrzą na mnie jak na wariata...stoję w polu i lapię garść ziemi ...tej z Gór i czuję....

 

Domniemane miejsce po drugim ( starszym) wiatraku i cegielni w Górze Puławskiej

 

 

Czuję jej historię ...  Góry (aktualnie Górze Puławskiej) i Góra Jaroszyńska-XVII w (aktualnie m.w. Jaroszyn). Historia i tradycje tych miejscowości były takie silne ,że w różnych okresach historycznych i Jaroszyn stał się Górą Jaroszyńską, tereny Górami plebańskimi, a Góra stać się w końcu miała Puławską.Bo cytując przywołane poniżej opracowanie „Dekanatu Kozienickiego” dla ukazania zależności miedzy tymi miejscowościami przytaczam fragment :„ Wieś w której obecnie stoi kościół naprzeciw miasta Puław nazywa się Góra Puławska. Jednak dla tradycji, że pierwotna świątynia znajdowała się w Jaroszynie, pod nad samą Wisłą, obecnie miejsce, na którym wznosi się kościół, zowią Górą Jaroszyńską.” To tu w 1246 roku stoczona została wygrana przez Bolesława Wstydliwego bitwa z Konradem Mazowieckim. Tak tym samym Konradem co w 1233 roku tegoż Bolesława i swoją bratową Grzymisławą umieścił w sieciechowskim więzieniu. A więcej o tym jest we wpisie o Zamkach w Sieciechowie.- Druga ważna data to w 1809 roku ( wojna polsko- austriacka)   stacjonował  tu książę Józef Zajączek ( przez chwilę nawet Naczelny Wódz) po bitwie pod Jedlińskiem ( 11 czerwiec 1809). Pamiętajmy, że w tych czasach z Napoleonem był jedyny Polak, który dostał tytuł wojskowy Marszałka Francji – oddany cesarzowi a przede wszystkim sprawie polskiej Józef Poniatowski. Niestety była to znacząca porażka wojsk gen. Zajączka i mimo hartu ducha naszych żołnierzy nie byliśmy w stanie przełamać oporu wroga liczniejszego.

 

Mapa z 1795 roku dla króla Augusta Poniatowskiego z zaznaczoną Górą i Klikawą

 

Historycy i biografowie jak choćby Jadwiga Nadzieja przychyla się do tego ,że nie tylko nie posłuchał rozkazu Józefa Poniatowskiego ale i słabo zorganizował wojsko do bitwy. Trzecia to w 1812 roku ,gdy stacjonowały wojska napoleońskie w kampanii moskiewskiej z kościoła zabrano nieco bielizny kościelnej na bandaże i pasy materiałów. Czwarta a w chronologii powinna być pierwsza to ta związana ze św. Wojciechem , źródłem i krzyżem nad szczątkami chowanych w kościołach. Zanim legenda poniżej przedstawiona zostanie przeczytana warto także wspomnieć, że z innych przekazów ( „Dekanat Kozienicki” 1913 r) o tym ,że jak wygasł ród Jarockich ( bardzo wychwalanych i dobrych dla swoich poddanych założycieli Jaroszyna) to przekaz mówi o tym ,że kościół opustoszał i lada dzień sam się miał obalić. Poza tym w tym czasie kolejna powódź wiślana podmyła rzeczowy kościół zabrała z wodami browar, karczmę dworską, łąki ,pola, ogrody kościelne i poddanych plebańskich. Zebrała się komisja przewodnictwem bp Krakowskiego zlecona ks. Radomskiemu by przenieść kościół na nowe miejsce. W sprawę zostali zaangażowany ród Firlejów, który znacząco jako fundator i mecenas pomógł. Uzupełnię tylko ,że właścicielem i dziedzicem wsi Klikawa w owym czasie był Jan Firej, podstoli ( w dawnej Polsce- urzędnik dworski usługujący przy stole królewskim lub książęcym; zastępca stolnika) Czerniechowski. Pamiętajmy, że później właścicielami dóbr m.in. Klikawy był ród – Lipscy.

 

Mapa z 1850  roku  z zaznaczoną Górą i jej wiatrakiem i cegielnią  i Klikawą z jej cegielnią wraz z krzyżem sw. Wojciecha na szczycie

 

Ów dziedzic blisko roku 1932 sprowadził do Klikawy z Lwowa zakonnice Zgromadzenia Sióstr Józefitek  dając im dom murowany , gdzie w kaplicy odbywały się nabożeństwa. Zatem prócz kościoła z donacji Augusta w pobliskiej Klikawie istniało także miejsce do  modlitw. Druga wojna światowa zmieniła ten stan i już nigdy do teraz zakonnice nie powróciły do tej miejscowości. Dziś sama Klikawa kojarzy się z producentem kotłów, chłodnią, czy piekarnią, stolarnią. Po dawnej świetności Lipskich śladu nie ma. A cegielnia  „Bożydar” Konstantego Lipskiego jest dalej obecna w budynkach choćby Starej Wsi , gdzie mogłem na własne i dłonie dotknąć tych genialnych cegieł z Klikawy. Czas drugiej wojny światowej i tą cegielnię zabrał w meandry historii w jej pierwotnej Lipskiej wersji. Mapy z lat powojennych ukazują cegielnię na nich, choć już właściwie jej nie było.

 

Mapa z 1914  roku  z zaznaczoną Górą i jej wiatrakiem i Klikawą z jej cegielnią 

 

 

Wracając do legend Góry  nie można pominąć jej wykładnię i etymologię jej istnienia. Zamocowanej w całunie mgły średniowiecza X i XI wieku. Wiemy z badań ,że Wisła snuła się innym niż teraz korytem,ale legenda to taka prawda przekazu ludowego . Zatem warto i słowo o nim...Dorzucę garść legend [ Cytat wraz z moimi wtrąceniami są nawiasach kwadratowych ] w cudzysłowu tekst pochodzi z opracowania Towarzystwo Przyjaciół Góry Puławskiej :

" Historia krzyża przy ul. Kozienickiej Według miejscowej legendy krzyż usytuowany w lesie przy ul. Kozienickiej upamiętnia miejsce obozowania biskupa Wojciecha, który płynął Wisłą z Krakowa do Gdańska, aby między Prusakami szerzyć wiarę chrześcijańską, zatrzymał się tu na noc, a na leżącym przy brzegu, płaskim granitowym głazie odprawił mszę. W XI wieku wzniesiono tu kościół pod wezwaniem świętego Wojciecha. Nazwa Górki Plebańskie dziś nie istnieje, lecz wskazuje, że musiały to być jakieś wzniesienia. Opis ten pasuje do wzniesień na trasie Góra Puławska - Bronowice. Tym bardziej, że u ich podnóża biegnie stary gościniec - droga pamiętająca czasy piastowskie. Na tych wzniesieniach, w połowie drogi z Góry do Bronowic istniał stary cmentarz, na którym był drewniany krzyż. U jego podnóża leżał głaz, spod którego kiedyś wypływało źródełko związane z legendą i kultem świętego Wojciecha, który rozwinął się wieku XVIII i XIX. Według legendy na tym kamieniu św. Wojciech miał odprawiać Mszę św. Wypływająca spod niego woda posiadała ponoć właściwości lecznicze leczyła dolegliwości oczu i kołtuna. Kołtun powstawał ze zmierzwionych i zlepionych z brudu i potu włosów. Według istniejącego zabobonu, wierzono, że obcięcie go nożycami może sparaliżować człowieka lub oślepić. Wierzono, że jeżeli chory na oczy lub posiadacz kołtuna w dniu św. Wojciecha przed wschodem słońca obmyje w owym źródełku oczy i kołtun, to nie zachoruje i może bezpiecznie go usunąć. Następnie należało go łożyć u stóp tego krzyża przy głazie i źródełku. Po każdym święcie św. Wojciecha pod krzyżem leżały stosy kołtunów. W okresie międzywojennym odnotowano jeszcze pojedyncze przypadki owego kultu. Z czasem pierwotny krzyż uległ on zniszczeniu i w roku 1987 mieszkańcy parafii Góra Puławska postawili nowy, dbają o niego, sprzątają, przynoszą kwiaty, modlą się. Od kilku lat co roku w pierwszą niedzielę po 15 września w święto Podwyższenia Krzyża odprawiana jest tu Msza św."[ idąc zgodnie z opisem za Janem Wiśniewskim :„  W Klikowskim lesie należącym do p. Lipskiego stoi drewniany krzyż, do którego na św. Wojciech …...” 

 

 

Mapa z 1938  roku  z zaznaczoną Górą i jej wiatrakami  i Klikawą z jej cegielnią 

 

 

Stop ! Jak mocno te miejscowości się  przenikały.....To ta Wisła i ten wiślany świat budował te wymiary. Te trudy życia w ciężkich czasach , te trudy walki nieowocnej z żywiołem Wisły...

 

 

A jak rzucimy to na obszar bliski (koniec XVIII, XIX i XX wiek ) Puław to mamy istne zatrzęsienie wiatraków i młynów wodnych. Świadczy to o żyzności ziemi i wielkoobszarowych uprawach zbóż. Bo w samym Pożogu było 5 wiatraków Chrząchów -2 ,Końskowola -2, Stara Wieś -1 , Skowieszyn -1 ...by dalej wymieniać . Same Puławy ( XIX i XX wiek) -2 wiatraki....a młyny wodne ? Na Kurówce – Wola Nowodworska -1 bardzo nowoczesny, Chrząchówek, Końskowola,podobno Opoka, Rudy, Wólka Profecka -2 …...w promieniu ..góra 40 km. 

Dziś przy kapliczce stoję i czuję wymiar tych czasów XIX wieku i XX , gdzie młyny wiatraczne były tak potrzebne. Góra Puławska obok cegielni w połowie XIX w. stał wiatrak w pobliżu tego miejsca w 1900 roku  Władysław Kołak wybudował wiatrak "Koźlak" W czasie działań wojennych w lipcu i sierpniu 1944 r. Wiatrak został uszkodzony przez artylerię radziecką która z Puław ostrzeliwała pozycje niemieckie po drugiej stronie Wisły. Na wiatraku znajdował się niemiecki Punkt konserwacyjny. Po wojnie wiatrak został rozebrany przez Piotra Potapskiego. Już nie ma ani jednego. Już się stały zbędne , tak zależne od wiatru , tak mało wydajne. Niegdyś górujące nad Wisłą jak ten Antkowy w Nasiłowie wygasły do cna. Stojąc na polu ,gdzie był czuję jego pracę, czuję jego znój. Jadę autem ciut dalej , do byłej cegielni i wiatraka...pole dziś pod pierzyną śniegu nie zdradza XIX wiecznej hegemonii....Zdaje się cudem nawet , że zdjęcie z 1937 roku zostało poczynione i to wyraźne, piękne. Ukazujące cały majestat tej maszynerii.

 

Mapa z 1944 roku  z zaznaczoną Górą i jej wiatrakami

 

bo przecież....

“Wiatraka się nie buduje, nie wznosi się. Wiatrak zostaje powołany, bierze początek, albo przychodzi. Budować można dom, stodołę, oborę, to co stoi nieruchomo. Wiatrak porusza się, chodzi, pracuje, wydaje dźwięki, mówi, gra muzykuje, zawodzi, niedomaga, choruje, gniewa się, odpoczywa, śpi. Wiatrak żyje, czuje. Jest jak człowiek i tak jak nie ma takiego samego człowieka, tak nie ma takiego samego wiatraka. Każdy wiatrak ma swój charakter jedyny i niepowtarzalny. Ojcem wiatraka jest cieśla i on zawsze potwierdza to znakiem. Wiatrak odchodzi lub ginie, a tam gdzie pracował, pozostaje jego mogiła”.

 

Mapa z 1941 roku  z zaznaczoną Górą i jej wiatrakami   i Klikawą z jej cegielnią 

 

Uruchamiam motor i jadę do domu....czując ,że to miejsce żyje, to miejsce daje znać o sobie , to miejsce domaga się atencji....kiedyś i ja skłonię się nisko i Górę przeproszę....dziś wracam …..zostawiając dla Was esencję jej historii  , którą możemy wyczytać na stronie szkoły podstawowej w Górze :

Góra Puławska jest miejscowością położoną nad Wisłą, naprzeciw Puław. Należy do najstarszych wsi w gminie Puławy. Początkowo nazwa osady brzmiała "Góra". Prawdopodobnie pochodziła od nazwiska właścicieli Górskich albo od wzniesienia - góry wokół której powstała wieś. Pierwsze ślady obecności człowieka na tych terenach pochodzą sprzed 50.000 lat - są to kości upolowanych zwierząt ( mamuta, nosorożca włochatego), narzędzia krzemienne i ślady palenisk. Osada istniała tu już prawdopodobnie w okresie wytwarzania się państwowości polskiej w X i XI wiekach. Jej właścicielami od XIII w. była rodzina Górskich, w XIV - XV w. - Odrowążów, następnie Góra weszła w skład dóbr dziedziców Jaroszyna - Jarockich. W XVII wieku dziedzic Jan Witowski - kasztelan sandomierski i starosta wileński, uczestnik wojen szwedzkich przekazał wspólne dobra Jaroszyna i Góry Michałowi Polanowskiemu, dziedzicowi Bronowic. Kolejnymi właścicielami Góry byli: Stefan Chomętowski, Rozalia Pruszyńska książę Hieronim Lubomirski, rodzina Sieniawskich, Czartoryskich i Reinthalów. Od 1731 roku właścicielem Góry był książę August Aleksander Czartoryski i rodzina Czartoryskich. W tym czasie Góra przeżywa swój okres "świetności" - w 1781 roku zostaje wybudowany murowany kościół, który istnieje po dziś dzień i obecnie stanowi zabytek kultury sakralnej w Polsce. Na uwagę zasługuje fakt, że w latach 1797 - 1800 proboszczem parafii Góra (Puławska) był ksiądz Franciszek Zabłocki znany komediopisarz z czasów "stanisławowskich".Kościół po zniszczeniach II wojny światowej w 1811 roku dzierżawca Orłowski na życzenie książąt Czartoryskich wybudował piękny pałac w parku w Górze. Pałac ten przetrwał do 1939 roku. Do końca XIX wieku w Górze istniały: zajazd i karczma, browar i destylarnia.Za udział księcia Jerzego Czartoryskiego w Powstaniu Listopadowym rząd carskiej Rosji skonfiskował majątki Czartoryskich, tworząc majątek rządowy tzw. majorat (1863). W związku z tym, nowym właścicielem wsi Góra (Puławska) została rodzina Reinthalów. W ich posiadaniu Góra (Puławska) znajdowała się do I wojny światowej. Po wojnie dobra uległy parcelacji. Dwór Góra Puławska jako resztówka przetrwał do 1960 roku, a następnie został rozsprzedany na działki budowlane (powstało osiedle Krzywe Koło)

 

Mapa z 1986 roku  z zaznaczoną Górą  Klikawą z jej cegielnią

 

 

.Druga wojna światowa - od pierwszych dni września 1939 roku tereny Góry Puławskiej były objęte niszczycielską działalnością wroga. Już w październiku tegoż roku na terenie gminy powstały pierwsze grupy ruchu oporu, Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej. W październiku 1942 roku za likwidację konfidentki Michalskiej - Gestapowcy powiesili 20 osób, członków Armii Krajowej. Dla upamiętnienia ich męczeńskiej śmierci społeczeństwo wybudowało pomnik stojący w centrum Góry Puławskiej. Żadna z wojen nie zniszczyła tak tej miejscowości, jak ostatnia. Nie było żadnego budynku całego. Część ludzi na stałe wyjechała na Ziemie Zachodnie, pozostali rozpoczynali odbudowę zniszczonych domostw. Była to długa i żmudna praca zważywszy na to, że leżące dookoła tereny Niemcy dokładnie zaminowali. Odbudowa gospodarstw ze zniszczeń wojennych trwała do około 1956 roku. Od stycznia 1955 roku Góra Puławska zostaje włączona do powiatu puławskiego, w województwie lubelskim. Historia szkoły w Górze Puławskiej rozpoczyna się w roku 1915. Do tego czasu dzieci uczęszczały do szkoły w Bronowicach. Za czasów carskich na terenie gminy istniały szkoły w Bronowicach i w Zarzeczu. Dopiero po wkroczeniu wojsk austriackich na tereny Królestwa Kongresowego, została otwarta szkoła również w Górze Puławskiej. Początkowo mieściła się ona w czworakach dworskich, a potem przeniesiono ją do drewnianego domu, który był własnością Wydziału Powiatowego w Kozienicach.     W roku 1930 szkołę przeniesiono do pałacu myśliwskiego po dawnych książętach, który stał na górze w parku. Nauka trwała tam do rozpoczęcia II wojny światowej. W trakcie działań wojennych pałac został zbombardowany. Dalsza nauka odbywała się w domu parafialnym, którego wojna również nie oszczędziła. …..amen ….

Zdjęcia własne , zdjęcie wiatraka za zgodą Pracownia Dokumentacji Dziejów Miasta dział Muzeum Czartoryskich w Puławach . Treść cytowana z publikacji pana  A.Lewtaka, SP w Górze Puławskiej, Towarzystwa Przyjaciół Góry Puławskiej, rozmów wielu choćby z historykiem panem Z. Kiełbem , z Panią Ewą Samiec, zaczerpnięte z przekazów ludowych oraz blogów o Górze i własnym i Prusa Nowelą poszyte..

 

 

24 lutego 2021   Komentarze (5)
góra puławska   historia   młyny i wiatraki  

Wąwolnica oczami podróżnika lat 10 tych...

 

Wiele już opowiedziano o Wąwolnicy ,ale tak przygnębiającego jak opisał to w swoim dzienniku wycieczek pan Janowski. Poniżej wycinek z jego książki.

„…Teraz już droga jest bardziej monotonna, ciągnie się po lekko falistych wzgórzach, dopiero koło Wąwolnicy przybiera postać ciekawszą, Na szczycie wzgórza stoi kościół i dzwonnica, dalej zaś ciągną się ubogie domy miasteczka. Znów z pod góry wytryskają nader obfite zdroje wybornej wody, którą każdy rad pije, choć nawet nie czuje pragnienia. 

Wąwolnica to bardzo starożytne miasto. Kazimierz Wielki opasał je murami, a Elżbieta Łokietkówna uwolniła obywateli Wąwolnickich, wiozących towary, od wszelkich ceł i opłat na mostach  i przewozach, W połowie XVI ¬ miasto do szczętu zgorzało i nigdy się już z ruiny nie podniosło. Był tu na wzgórzu obronny zamek i klasztor Benedyktynów, filia opactwa z Łysej Góry. Dziś z zamku  niema żadnego śladu; kościół utrzymany schludnie i starannie, Posiada w wielkim ołtarzu rzeźbę, przedstawiającą N. M. P., uznaną za cudowną, stąd też na święta Matki Boskiej ściągają tu liczne rzesze odpustowe.  Rzadko można spotkać u nas podobnie ubogie miasteczko. Nędza wygląda z połamanych dachów i wytłuczonych szyb. Biedni, obdarci mieszkańcy sennie wałęsają się po rozległym rynku, parę mizernych sklepików znaczy się jaskrawymi reklamami  czekolady  lub papierosów. 

¬Te błyszczące łaty na nędznych ścianach domów wyglądają wprost rozpaczliwie, to też z uczuciem ulgi odetchnąć można, minąwszy już ostatnie domy miasteczka, i wyjechawszy koło młyna na wolną drogę….” 

Cytowane wraz z zdjęciem z Al. Janowski „Wycieczki po kraju”. Warszawa 1908.

Zdjęcie - źródło w Wąwolnicy.

07 lutego 2021   Komentarze (1)
historia   wąwolnica   Wąwolnica opis XX wiek  

Epidemiczna strażnica gołębskich lasów...

 Niebywale trudne emocjanalne miejsce ... 

 

Przeszyty przez rok Gołębskiej legendy pokłosiem......

 

 Przekazy ludowe – przysłowiowe „jedna baba drugiej babie” często w meandrach czasu i minionych lat zamieniały się w mity a częściej legendy. Nie ma skrawka ziemi ,którego by jakaś legenda nie dotknęła bezpośrednio czy pośrednio. Ich swoista wrosłość w ziemię, w ludzi i ich zawodną pamięć, w domostwa ,zapłocia jest nierozerwalna i często stanowi jedyne źródło regionalnej historii. Często taki przekaz zastępuje lub często zastępuje lub wypełnia lukę wiedzy,historii czy wierzeń ludzkich. To one goszczą często w przekazach ludzi starszych ,którzy często przekazują posłyszane czy usłyszane od swoich rodziców czy dziadków. Mają często po 100 czy 200 lat i budują społeczność danego obszaru, często przez nich kultywowaną i często hołubioną. Ba! Często to tylko te legendy są w świadomości ludzi „jedyną objawioną prawdą” wyjaśniającą co zaszło ,co się zadziało, co powstało czy co upadło. Często były łatwym narzędziem wśród wykształconych lub obeznanych światłych by przesunąć ciężar odpowiedzialności czy załatwić swoje interesy ...a ludowi przaśnemu wcisnąć jakąś historyjkę....A przecież kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. Ileż to razy zmyślone na miejscu dyrdymały przekazem ludzkim stałym się trwałym fundamentem często konfabulowanych czy wcale nie zaszłych wydarzeń czy rzeczy. Bo my jesteśmy zwyczajnie ciekawi, chcemy wiedzieć , choć tak po łebkach ot tak ,ale wiedzieć. Zaspokoić nasz głód wiedzy lub ciekawości choć. Jak nie ma faktów, dowodów pisanych zostaje przekaz ludowy...i on daje nam niesamowite wielowymiarowe , plastyczne możliwość opowiedzenia smacznej historii . Miłej dla ucha z elementami Diabła i Boga często w różnych ich wydaniach kultów słowiańskich czy innych religii. Z dreszczem emocji, z naciskiem na  nasze wrażliwe postrzeganie , walki dobra ze złem. Scenariusz zawsze podobny ...bo legendarny...nawet niekiedy epicki. Dla mnie mity,legendy i przekazy ludowe stanowią genialną bazę dobudowania i opowiadania historii miejsc, wydarzeń nasączoną lekkim człowieczą ułomnością. Uzupełnieniem , dopowiedzeniem, narracją naszych dziadów i ich postrzeganiem świata i zjawisk w nim zachodzącym. Dorzuceniem czegoś mistycznego ,niewytłumaczalnego, lokalnego , takiej kropelki smaczku ludowego grajdołu. 

O tych legendach wokół Puław można zaczytać się godzinami. Ich mnogość i dotykanie wielu wymiarów egzystencji czy historii jest niesamowita. Postanowiłem podzielić się kilkoma choć to tylko kropelka tego co jest. O legendach w Kazimierzu Dolnym nawet nie wspominam ,bo całe miasto jest nimi usiane ...miasto co „pożyczyło” sobie od rakowskiego Kazimierza prawo miejskie ….

Kilka smaczków lokalnych ( mocno wybranych).

 

Z młodnika kolejny strach...

 

Legenda o Zajezierzu pod Dęblinem [1]:

"Na skraju puszczy Kozienickiej w pobliżu Wisły istniało w zamierzchłych czasach potężne jezioro. Obok wsi Bąkowiec do dziś istnieje olbrzymi kompleks stawów rybnych. Możliwe że jest to pozostałość po tym jeziorze, jakie istniało w tych okolicach. Jezioro miało połączenie z Wisłą i było zasilane strumieniami z puszczy Kozienickiej. Podania mówią o olbrzymiej ilości ryb, jakie żyły w tym jeziorze. Nic dziwnego, że na jego brzegu powstała osada rybacka. Rybacy łowili ryby, a puszcza dawała im dziką zwierzynę i miód. Szczęśliwe życie rybaków trwało do dnia, w którym do osady przyszły dwie wróżki. Szybko się okazało, że jedna z wróżek jest dobra, a druga zła. Rybacy polubili dobrą wróżkę a bali się tej złej. Pewnego dnia w trakcie połowu nad jeziorem rozpętała się burza. Rybacy znaleźli się w niebezpieczeństwie. Dobra wróżka z trudem uspokoiła rozszalały żywioł. Rybacy po wyciągnięciu sieci na brzeg po raz pierwszy zobaczyli je puste i poniszczone. Nie mając co podarować wróżkom, rybacy zmęczeni poszli do domów. Dobra wróżka nie miała im tego za złe, ale zła wiedźma, nie dostając darów, wpadła w gniew. Jej zemsta była straszna. Wiedźma zebrała zatrute zioła i nocą je zaczęła gotować. Jej przyjaciele kruk i puchacz asystowali przy warzeniu. Gotowy wywar wiedźma zaniosła nad jezioro i wlała go do wody. Rybacy przez kilka kolejnych dni w jeziorze nie złowili. Jak zawsze w kłopocie poszli po radę do dobrej wróżki. Ta się domyśliła, co jest przyczyną zniknięcia ryb w jeziorze, i obiecała pomóc rybakom. Przy pomocy zaklęć i czarów odgoniła złe moce znad jeziora i zawróciła uciekające z niego ryby. Następnego dnia rybacy wypłynęli na połów i po raz pierwszy od wielu dni zapełnili rybami sieci. Wiedźma, widząc nieskuteczność swojej zemsty wpadła w straszny gniew. W nocy, gdy cała osada spała, swymi zaklęciami wezwała nad jezioro moce piekielne. Zaczął wiać straszny wiatr, który niszczył domy rybaków, łamał najgrubsze drzewa i przetaczał potężne kamienie w kierunku jeziora. Potęga natury niszczyła jezioro, zasypując je złamanymi drzewami, głazami i zwałami ziemi. Bezradni rybacy patrzyli na straszną zemstę wiedźmy. Rano okazało się, że dobra wróżka i zła wiedźma znikły. Jezioro zostało zniszczone, ale rybacy łowiąc na Wiśle i na mniejszych jeziorkach, przeżyli kataklizm. Te okrutne wydarzenia nie zostały do końca przez ludzi zapomniane. Osada rybaków, zwana dawniej „Za jeziorem” została z czasem nazwana „Zajezierzem”. Obecnie jest to następna stacja kolejowa po Garbatce i Bąkowcu."

 

Mapa z 1785 roku - brak cmentarza

 

Czy Gadające Głowy co w pałacu Czartoryskich straszyły.Pech trafił ,że z 194 głów z 1540 roku udało się Izabeli zachować u siebie 30. I one spoczęły w pokoju służby, pokoju zabaw owej Sali. A legendy są straszne….. Podobno jak Zygmunt August syn tej co warzywniak do Korony sprowadziła werdykt zły wydał to głowy gadały. I służba bała się tu bywać... 

 

Przeskakujemy do cudownej bardzo starej miejscowości -Witoszyn. I tu legend nie brakuje..Źródło Potoku bije z wapiennej góry. Legenda i przekaz ustny mieszkających tu ludzi każe przyjąć za pewnik , że w środku skały czasami grzmi. Grzmoty się niekiedy nakładają i strach być blisko tego miejsca. Kuźnia niczym. Kuźnia podobno świetnej w smaku wody. I tu kolejna legenda z nim związana. W skrócie powiem, że jak chłop się napije jego wody to nigdy nie zdradzi żony. A Panie jak np. obmyją twarz tą wodą staną się ładniejsze. Czy choćby ta o witającym się królu Kazimierzu III z synem ...stąd nazwa Witoj Syn. ( Witoszyn). Syn wiadomo z „nieprawego” łoża.

 

To z drugiej strony Wisły – Góra Jaroszyńska dziś Puławska

Według legendy na tym kamieniu św. Wojciech miał odprawiać Mszę św. Wypływająca spod niego woda posiadała ponoć właściwości lecznicze leczyła dolegliwości oczu i kołtuna. Kołtun powstawał ze zmierzwionych i zlepionych z brudu i potu włosów. Według istniejącego zabobonu, wierzono, że obcięcie go nożycami może sparaliżować człowieka lub oślepić. Wierzono, że jeżeli chory na oczy lub posiadacz kołtuna w dniu św. Wojciecha przed wschodem słońca obmyje w owym źródełku oczy i kołtun, to nie zachoruje i może bezpiecznie go usunąć.....

 

I smaku Wieprza i jego geniuszu na lubelskiej ziemi ...

Dawno, dawno temu, gdy na terenie Polski jeszcze były plemiona, był las sosnowy o pniach, które i dwóch mężczyzn nie mogło objąć, a na środku lasu, była piękna, rozłożysta polana. Niedaleko od polany znajdowała się chata drewniana o dachu pokrytym mchem.

W chacie tej mieszkał pewien kmieć ze swoją rodziną. Nie był to człek bogaty, ale o dobrym sercu. Nie miał ani koni, ani bydła, ale miał za to świnie. Pewnego dnia jak co dzień rano wstał ów kmieć, a zaraz za nim cała jego rodzina. Miał ten kmieć syna, który miał dar, gdyż słyszał więcej niźli inni. Ptaki pieśni mu śpiewały, las arie wygrywał a woda przypominała swym szumem chóry anielskie - wszystko mu grało. Mógł on usiąść i przez cały dzień wsłuchiwać się w tą cudowną muzykę przyrody. Ojciec jego nie był z tego zadowolony i często złościł się za to na swego syna. Tego ranka kmieć od samego rana nie wiadomo dlaczego miał zły humor. Cała jego rodzina widząc to starała się nie wchodzić mu w drogę. Postąpił tak też i jego syn, który zaraz po posiłku zabrał się do pracy. Poszedł do zagrody, wypędził z niej świnie i popędził je do lasu na wypas. Chłopiec nie chcąc niepokoić swego ojca postanowił wypasać świnie nieco dalej od swej zagrody, więc popędził je w głąb lasu na polanę. Przybywszy na miejsce chłopiec usiadł na pniu starego powalonego drzewa i pilnował swojego stadka. Siedząc tak do jego uszu dobiegły dźwięki, tak cudne jakich jeszcze nigdy w życiu nie słyszał. Oczarowało to chłopca do tego stopnia, że zapomniał o całym świecie i nie zauważył jak jeden z wieprzy oddalił się od stada, wyszedł na środek polany i zaczął ryć. Nagle chłopca z zasłuchania wyrwał przeraźliwy kwik. Zerwał się więc i z ogromnym zdziwieniem zobaczył uciekającego wieprza a za nim malutką stróżkę wody. Nie namyślając się wiele chłopiec pobiegł ku miejscu wypływania tej stróżki. Gdy już był na miejscu jego oczom ukazał się piękny widok, zobaczył malutkie źródełko, z którego wypływała pulsując woda o pięknym, błękitnym kolorze przypominającym niebo, wydając przy tym przecudne dźwięki, że chłopiec aż oniemiał z wrażenia, przykucnął i zamknął oczy. Jego oczom pod wpływem tych dźwięków ukazała się rzeka piękna, rozłożysta wijąca się po pięknej równinie o niezliczonej liczbie ryb i ptactwa gnieżdżącego się nad jej brzegami. Nagle chłopca z letargu wyrwał przeraźliwy głos. Chłopiec otrząsnął się, wstał i ku swemu zdziwieniu zauważył, że stoi po kolana w wodzie, natomiast na brzegu wody wpatrzone w niego stały świnie wydając przeraźliwy kwik. Zrozumiał, że gdyby nie świnie pewnie utonął by w wodach powstałego rozlewiska. Powróciwszy do domu opowiedział o tym zdarzeniu swemu ojcu. Kmieć na pamiątkę tego, że źródło z którego wytrysła woda wyrył wieprz oraz, że świnie uratowały jego syna, powstałe jezioro nazwał Wieprzowym..

 

 

A smak Bochotnicy i jej wielu legend ?

Choćby o złym duchu w postaci światełka zrzucającym na tych co chcieli przebudować zamek kamieniami , opoką. Czy wielkim skarbie tam zakopanym ? Może i o herszcie bandy zbójników – Kasi słyszeliście ? Czy najbardziej osławioną legendarną wręcz epicką historią Esterki i króla Kazimierza III. Ach znów ten król w roli głównej. Jakoś o Łokietku tu mało było słychać , choć to on te ziemie bliskie Puławom czy ziemi lubelskiej przez atakami o wzmacniać warowniami,basztami,zamkami czy fortyfikacjami. 

 Często to jedna miejscowość ma kilka legend,tych co wyjaśniają to i owo, tamto i owo...Celowo przytoczyłem dosłownie kilka by rozbudzić Waszą chęć poznania , chęć obejrzenia się obok  siebie i wsłuchania się w głos ludu, głos przekazów ,gdzieś obok książek ,aktów, źródeł..... 

 

 

 

A każda legenda ma ziarno prawdy, tej właściwej, tym fundamencie tak pieczołowicie obudowanym słowem chłopskim, mieszczanina , słowem wierzeń , religii, strachu i codzienności.  Gdy spotyka się legenda z historią nierozliczoną czy wyjącą z czeluści lasu Gołębskiego robi taką miksturą ,że dopiero po ponad roku jestem w stanie się z wami podzielić....Strach, głębokie emocje ,ucieczka …. ale od początku.

Smaku w tej materii dodaje legenda o światełku przemierzającym bezkres lasów Gołębskich.Poczytać można na stronie FB – Gołąb o dziwnym światełku w lasach Gołębskich pojawiła się informacja w lipcu 2020 roku. Zaintrygowała mnie bardzo. Cytuję poniżej (Wyjątki z pamiętników współczesnych, Gołąb, „Gazeta Warszawska” 1852, nr 199, s. 4.)

„Gołąb, jak jak i każda część przez ludzi zamieszkałej ziemi, miał swoje gminne podania, swoje nadludzkie widziadło, w rodzicielsko-nauczycielskiemu go widmie uosobione. Nikt nie wątpił, a wielu zapewniało i przysiąc na to gotowemi byli, że się tu jakiś słup płomienisty nie tylko na polach i zaroślach, ale wśród wsi, po moście, wzdłuż stawu, słowem wszędzie prócz dziedzińca i ogrodu ukazuje. Zjawienie to nie mało nas dzieci, a nawet i poważniejsze osoby, gołębski dworzec zamieszkujące, ciekawością i trwogą napełniało; był to zapewne rodzony braciszek owego bernardyna bez głowy, co podobno dotąd jeszcze w Kozienickich lasach gości, a który nieraz całą naszą drużynę do Gołębia tamtędy jadącą, okropnie niepokoił. Wspominam o tem w przelocie, bo jakże nie wspomnieć o wszelkich zjawiskach w młodocianym wieku na żywem tle młodej wyobraźni, żywiej jak ona jeszcze odbijających się. O jak że mi wtedy było dobrze na świecie, kiedym się światełkiem gołębskiem (tak albowiem owe widmo nazywano) wyłącznie zajmować mogła i kiedy ukazanie się jego termu lub owemu ze służących lub kmieci, epokę w mojem dziesięcioletniem życiu stanowiło (…)”.

 

 

Mapa z 1926 roku z zaznaczonym miejsce już byłego cmentarza.

 

Prawda ,że już pachnie przerażeniem ? Czy nadal jest to światełko w lasach ? Mara, w całym bezkresie czasu uwieziona dusza szukająca ulgi i rozgrzeszenia? Z przekazań moich znajomych – TAK! Szczególnie jak już się ściemnia , pojawia się znienacka ,łamie gałęzie i krąży blisko obserwatora....  Poczuć oddech tej historii i cmentarza epidemicznego naraz ? Możliwe? ….Tak.. mnie spotkała pełna kumulacja tych emocji, tych dusz cierpiących . Zabranych tak szybko przez chorobę. Wyrzuconych za Gołąb ,za miejscowość , przy jeziorze Nury. Przy dukcie polnym do Matyg, Borowej. Przy linii wysokiego napięcia ,przy piachach...przecince. pisane odczucia i zdarzenia są moje i tylko moje ich postrzeganie będzie tu opisane.

 

 

Lecz, do początku się pochylmy. Na mapach z początki XIX wieku (mapire.eu) przeglądałem okolicę w celu odnalezienia reliktów i zapomnianych miejscowości, miejsc jak choćby cmentarzy trafiłem na ten – epidemiczny. Był wyraźnie wskazany poza wsią Gołąb i zapewne już istniał w XVIII wieku. Dziesiątki lat później w miejscu tego cmentarza cholerycznego chyba stał już krzyż. W tamtych czasach to miejsce nie było zalesione. Zwyczajny ugór , łąka ,gdzieś samosiejki. Dziś las ,gęsty zwarty,szeregiem ludzkich zasadzeń obdarzony. Po konsultacji z panią Małgorzatą – ekspertem od tych ziem Gołębskich postanowiłem odwiedzić to miejsce..... Długo nanosiłem na współczesne mapy namiary i pewnego popołudnia ziściłem swój plan. Plan letniego po pracy czasu , który na trwale wrył się w moją osobę. Gdybym wiedział co zastanę tam, to był się nie odważył....

 

Zaznaczony cmentarz na mapie z końca XVIII i początku XIX wieku.

 

Tak podobnie miałem jak 17 latek w 2015 roku ,gdzie na straszne.historie.pl opisał:

„Gdy zeszliśmy z tego drzewa okazało się że się zgubiliśmy więc zaczęliśmy iść po prostu przed siebie dalej się śmiejąc i paląc elektryki. W pewnym momencie ogarnęło nas jakieś dziwne uczucie obawy przed czymś, zauważyliśmy ze jesteśmy w martwym, mokrym lesie... Drzewa były martwe a wszystkie liście leżały na ziemi i gniły, było tam chłodno i cicho, było było śpiewu ptaków a niebo wydawało się jakby zachmurzone, nie było tam promieni słońca. Postanowiliśmy iść i to był największy błąd w moim życiu, szliśmy tak kilka set metrów ale to co zobaczyliśmy potem było już definicją szaleństwa, to miejsce było po prostu straszne, żaden z nas nic nie mówił, wydałoby się że ktoś nas śledzi, że ktoś chodzi wokół nas a do uszu docierają dźwięki niby głosy ale nie słyszeliśmy ich, to było złudzenie... a może jednak to były głosy, tego nigdy się nie dowiem chociaż ta zagadka do dzisiaj mnie męczy. Byłem całkowicie rozkojarzony, nie mogłem skupić na niczym wzroku tylko chaotycznie rozglądałem się po lesie tak samo moje myśli rozważały historie tego miejsca, czemu ono takie jest, takie tajemnicze i martwe. Szliśmy tak dalej i wtedy to zobaczyliśmy, trzy głowy lalek nabite na grube, martwe gałęzie jakiegoś wielkiego krzaka, ustaliśmy w miejscu, poczułem ciężar na płucach który utrudniał oddech, patrzyłem na te głowy, były idealnie symetrycznie nabite, jedna za drugą w idealnej linii, w ich oczodołach jakby była krew bo oczu tam nie było, to coś w tych oczodołach było widocznie wymyte przez deszcz, stare głowy lalek krążyły za nami wzrokiem. W tym momencie jakby nas coś popchnęło, jakby coś wydało z Siebie demoniczny ryk który przeszył nasze aorty niczym harpuny. Zaczęliśmy biec ile sił w nogach, biegliśmy przed Siebie nie patrząc czy ktoś zostaje z tyłu, nie myślałem wtedy o niczym tylko biegłem a wszystko wkoło nadal wydawało się martwe. Po jakiś 300 metrach dotarliśmy do życia, to normalnych terenów. Po tej akcji nie rozmawialiśmy aż do momentu gdy weszliśmy do Marcina. Czasami się jeszcze to śni, nie życzę tego nikomu. Ktoś mi opowiadał że takie miejsca mają swoją historię....”

 

 

Schowane w brzezinach malutkie strachy...

 

Szlaban się podnosi w Dęblinie po 15 . Ruszam moją skodą do Gołębia , na cmentarz były epidemiczny. Szukać będę krzyża choć , poczuć lament dusz niepokornych....Ciepło , lato, słońce suszy pola i rzeki. Błękit smakuje jego wybornie. Kłaniam się Borowej, Matygom, Browinie i lotnisku.... Na Niebrzegów ,za mostek  i w lewo w jubmy ,płyty betonowe na Piaskach. Stawiam się przy byłej wadze . Kiedyś to miejsce tętniło życiem. Budynek otoczony lasem ,zniszczony...masa szkła ,sprejem wysmarowane niskich lotów słowa. Słońce mocne,ale ten las jakiś dziwny. Niby jasno niby ptaki gadają ...ale coś we mnie drży... Idę na GPS. Wiem  gdzie idę. Te miejsca są moocno związane z bólem i żalem ….bylem już w kilku. Jak w Bobrownikach , czy na Włostowicach. Czułem tam się nie na miejscu , czułem żałość dusz przedwcześnie zabranych z tego świata. Czułem się przygotowany choć trochę. Piach i droga w piachu na lewo do jeziora Nury . Do jego lustra i jedynej kładki i strażnicy ptasiej. Idę dalej a nade mną mruczy co chwilę trzaskający prąd wysokiego napięcia. Przechodzę przez przecinkę i wkraczam w kolejną część lasu. Tu szlak dla kijkarzy. Droga piachowa, ale można śmiało jechać. Szeroko tam i szumiące sosny zachęcają. Coś jednak dla mnie nie gra. Najpierw informacja pojawiająca się na drzewie ,że to teren monitorowany i prywatny. Kurde. W głębi lasu nagle takie coś ? No dobrze ...zdarza się . Idę dalej i tyle moich przewidywań ..zaczyna się strach i bliżej nie zrozumiałe przeświadczenie ,że Tu nie powinieniem być....Brnę dalej w miejsce wskazane przez GPS – szukam reliktów cmentarza epidemicznego, choć krzyża. Wiem czego szukam ...i nagle szok. Głowa o blond włosach lalki wbita na pal.

 

Mapa z 1850 roku ukazująca lokalizację cmentarza.

 

Stanąłem ,serce też. To jest znak ,strażników tego miejsca bym tu nie szedł. Rozglądam się  na boki,słyszę łamane gałęzie w oddali. Przepełnia mnie strach i poczucie,że wszedłem w miejsce które nie powinienem wchodzić. Oddech szybki ,płytki, oczy moje latają we wszystkich wymiarach ,serce tłucze do głowy mojej – Paweł uciekaj, idź stąd.....to nie dla ciebie.... Kolejny krok, las odpuszcza ...młodziutka brzezina ...sośniny brak lub rzadka. Serce pełne niepokoju, drżę! Co jest kolego ! Weź się w garść do cholery ...nie mogę jakoś. Czuję coś ,czuję ,że coś mnie obserwuje, jest blisko,czuję obecność czegoś. Oczy szeroko otwarte, oddech szybki, spocony już mocno,wchodzę w młodnik brzezin. Tam uderza mnie znów , jak obuchem . Małe strachy ubrane w ubranka dzieci i głowy lalek. Do tego przepasane jakby karabinem ..jest ich dużo. Mnie brakuje i oddechu i pewności . Las zamilkł ...Boże jak cicho  tylko szum prądu i łamanych gałęzi gdzieś. Czuję obecność za szybko zabranych dusz z tego świata....to miejsce jest graniczne złe dla mnie , nie umiem powstrzymać emocji ,plącze, krzyczę,wyję ...uciekam. Uciekam i wiem ,że coś mnie odprowadza przez ten kilometr ,czuję tego czegoś ciężar i obecność. Rzucam się na kolejne metry leśnej drogi. Drzewa idealnie posadzone ,geometryczna precyzja. Gonię i czuję ,czuję coś i gonię. Po kilometrze jest lepiej, Boże dobrze ,że biegaczem jestem. Po kilometrze odczuwam już spokój , nie czuję by mnie ktoś gonił , podskubywał , obserwował.....jestem już sam. Wpadam do auta i gaz!!! oby nigdy tu !!! nigdy. Za dużo tu jeszcze żałości ,smutku i żalu. Za dużo dusz snujących się po lesie tuż przy jeziorze Nury... Miejscowi mają wytłuczenie ,że to tak przez sarnami te malutkie strachy, że cmentarz gdzie indziej ,że to pewnie po jednym z dwóch kościołów ten cmentarz...może....Ja znam swoje odczucia.....Tam są jak w Bobrownikach na cholerycznym cmentarzu, czy na Czerwonaku dusze nie mające spokoju …. 

 

Umiejscowienie na mapie aktualnej....

 

Nie znalazłem ani krzyża ani tym bardziej reliktów cmentarza. Znalazłem miejsce trudne do opisania w emocjach. Miejsce ,gdzie kiedyś toczące się epidemie budziły uzasadniony strach, chowano z dala od domostw. Pamiętając o nich , paląc świeczkę, czy w modlitwie wspomiając, przechodząc przy krzyżu później ich wspominano. Drogi polne coraz mniej były uczeszczane w XX wieku. Dukty zaczęły być orane i sadzone przez NPuławy lasem sosnowym. Zacierały się granice historii i strachu. Po mału las przykrywał pod swoją puchem trudne czasy epidemii, czasy wojen. choć jeszcze są miejsca ,gdzie w lesie wbija się brzezinowe krzyże na mogiłach, jak w Borowinie. Tam już nie postawię nogi, tam czuję mocno obecność niewytłumaczalnego wewnętrznego niepokoju. Lasy gołębskie kryją nie jedną tajemnice i są pasjonaci regionu , którzy je odkrywają...ale czy te przysypane opiołem i igliwiem tajemnice chcą być ukazane??? tego nie wiem...

 

Mapa z 1937 roku z miejscem po byłem cmentarzu.

 

Pisząc to drżę z emocji i tych emocji starałem się Wam nie dać.....

 

1- na podstawie : Okolice Radomia piesze wycieczki turystyczne.2011. 

25 grudnia 2020   Komentarze (1)
historia   gołąb   cmentarze   epidemie   epidemia alki strach gołąb  

Herezja Galileusza i foch kościoła

 

Zdarza się, że nie potrafimy przyznać komuś racji z różnych powodów - przekonań własnego subiektywnego postrzegania np zjawiska, zdarzeń. własnej wiedzy, czy przez nieznajomość i niewiedzę. Ta niewiedza jest przypadkiem częstym, a jak jeszcze dodamy do niej sferę sacrum i mamy focha olbrzyma. 

Taki foch olbrzym z mało ciekawymi konsekwencjami dla Galileusza strzelił Kościół . A co on zrobił takiego, że inkwizycja prawie skazała go na śmierć?O tym moża poczytać pod koniec posta.

Dodam tyle, że dopiero papież Jan Paweł II blisko 400 latach zrehabilitował Galileusza. Takiego focha giganta chyba nikt na przełomie historii nie miał 

 Cytując wywiad z dr Bajtlikiem  z polskieradio.pl  :

"...Galileusz, wł. Galileo Galilei (1564–1642), odkrył prawo ruchu wahadła i swobodnego spadania ciał. Zbudował lunetę i zastosował ją do obserwacji astronomicznych. Włoch stwierdził obrót Słońca dookoła własnej osi, fakt określony i przewidziany w teorii Mikołaja Kopernika. 

Trudno powiedzieć, które osiągnięcie Galileusza było najważniejsze. Jak twierdzi astrofizyk dr Stanisław Bajtlik, z punktu widzenia astronoma z pewnością było to skonstruowanie teleskopu. Galileusz potrafił stworzyć prosty układ soczewek zainstalowanych na końcach rury, który skierował w niebo i dzięki temu zobaczył kratery na księżycu oraz księżyce Jowisza. Zobaczył, że krążą one wokół tej planety niczym planety krążące wokół słońca.

- Okazało się, że to, co było przedstawiane jako doskonałe, a więc sferycznie gładkie, jest chropowate - mówił dr Stanisław Bajtlik - To, co było przedstawiane jako niezmienne, jest zmienne, gwiazdy i planety się poruszają, inne planety mają księżyce jak ziemia, a te krążą wokół nich na podobieństwo obrotu planet wokół słońca. Wszystko to było prawdziwą rewolucją - dodawał.

Nic dziwnego, że kiedy Galileusz zaprezentował swój teleskop ówczesnym władzom, ich reakcja polegała na całkowitym odrzuceniu. Oskarżono Galileusza o to, że to, co widać, jest pochodną konstrukcji samego urządzenia. W 1615 roku trybunał inkwizycyjny zabronił astronomowi głoszenia teorii heliocentrycznej.

w 1632 roku Galileusz wydał swoją główną książkę "Dialog o dwu najważniejszych układach świata: ptolemeuszowym i kopernikowym". Po jej opublikowaniu astronom został oskarżony przez inkwizycję o złamanie zakazu z 1615 roku. 

W 1633 roku trybunał inkwizycyjny wpisał to dzieło na listę ksiąg zakazanych i zmusił Galileusza do odwołania swoich poglądów. Wydano wyrok, co do którego sędziowie mieli podzielone zdania. Spośród dziesięciu trzech kardynałów odmówiło jego podpisania. 

Nauka Galileusza została potępiona przez Kościół i astronom do końca życia pozostał w uwięzieniu, które miało postać aresztu domowego. Przez cały ten czas mógł kontynuować pracę naukową i zdążył jeszcze przed śmiercią napisać dwie książki. Galileusz zmarł w wieku 77 lat.."

Fotografia - Internet -Galileusz przed rzymską inkwizycją", Cristiano Banti.

18 grudnia 2020   Dodaj komentarz
historia   ciekawostki  
< 1 2 3 ... 13 14 >
Izkpaw | Blogi