• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Historia, strona 1

< 1 2 3 4 ... 13 14 >

Międzywojnie i po na Lubelszczyźnie ...zarys...

Bochotnica - ulica Zamłynie.

 

Międzywojnie. Lubelskie. Powiat Puławski.

Przeludniona i biedna wieś, często nie mogąca sama siebie wyżywić. Czasy kryzysu gospodarczego na wsi były bardzo odczuwalne. Najwięcej w międzywojniu na wsi było grup gospodarstw karłowatych od 2 do 5 ha – stanowiły 42,5 % ogółu. Przytaczając choćby cenę kilku niezbędników na wsi i nie tylko można uzmysłowić sobie eskalację kryzysu jaka w latach 30-tych dotknęła polską wieś:

 

Wartość wyrobów przemysłowych w kg żyta

 

              Co 1928/1929 r               1933/34 r

Pług              130                           276

Cukier 10 kg   47                            111

Nafta 10 kg     18                            42

 

„Chłop małorolny z powiatu puławskiego tak oto opisał wyżywienie w swej rodzinie: ,,Mięso i masło to tylko na święta wielkanocne bywa gościem w moim domu, jako że to tradycja taka. Kur, kogutów i jaj nie jadamy nigdy , gdyż trzeba sprzedawać na sól naftę, zapałki itp. Jeżeli czasy się nie poprawia to i spożycie produktów własnych będę musiał ograniczyć, by je można było sprzedać i uzyska gotówkę. Ach jeszcze o cukrze zapomniałem to tez gość świąteczny w naszym domu dwa razy w roku.: w Boże Narodzenie i Wielkanoc. I ten oto zbawienny cukier stał się niedostępny dla mnie, moje dzieci nędzne, blade, już podskakują do góry z radości ze święta się zbliżają ze będzie herbata i kawa z cukrem. Z bólem serca i zaciśniętymi zębami patrzę na te obłudne reklamy--- >>cukier krzepi<<.

Biedę w życiu ówczesnej wsi widać było nie tylko po wychudłych sylwetkach spracowanych mężczyzn kobiet i dzieci lecz także po ubraniach dzieci. Wspomniany już chłop małorolny z powiatu puławskiego , ojciec trojga dzieci, był o tyle w lepszej sytuacji od przeciętnego małorolnego ze uprawiał kowalstwo miał wiec możliwości do dodatkowego zarobku ,, ubranie dla całej rodziny----pisał--- „nie wliczając bielizny , wszystko musze kupić, gdyż za mało mam ziemi abym mógł siać len i konopie. Obuwie tez kupuje. Zarówno ubranie jak i obuwie wykorzystuje się do ostatnich granic, stosując jak największą oszczędność a to przez latanie wytartych dziur do ostatnich możliwości, nie raz te sama . latem jak tylko ziemie nieco ogrzeje, żona i dzieci chodzą boso do późnej jesieni”

 

 

Kobieta z chrustem. Zdjęcie Internet.

 

Tuż po wojnie drugiej światowej wcalne nie było łatwiej na wsi. Przykładem niech będą kobiety w Bochotnicy.

 

 

Kobiety w Bochotnicy ( u ujścia Bystrej do Wisły) w czasach powojennych czy nawet lat 60 -tych ciężko pracowały nie tylko w gospodarstwie ,domu. Naginały krzyża przy pracach żniwnych czy wykopkach często na polach oddalonych nawet kilka km od domostwa. Dodatkową, ciężką pracą kobiet, które udawały się na południowy odpoczynek, bądź wracały po południowych pracach w polu było dźwiganie zojdy [*] wypiekanych na polach chwastów dla dojnej krowy – tzw. „zakład”. Wierząc przekazom ludowym krowy nie chciały dawać mleka póki nie dostały owego smakołyku. Zanim trafił na bydlęcy talerz owy smakołyk został on płukany w Bystrej.

Cytując pana Piwowarka „ Widok kobiet dźwigających w porze wiosenno-letniej ciężkie toboły na zgarbionych siłą rzeczy plecach było pejzażem nie tyle barwnym, co okrutnym , stanowiący o miejscu, roli i zadaniach kobiety do końca lat sześćdziesiątych XX wieku.”

Pamiętajmy ,że kobiety wychowywały dzieci swoją bezgraniczną miłością zabierając je na pola , dźwigając je na ramionach nawet 3 i więcej kilometrów. Wykonywały z konopnej płachty umocowanej między drzewami czy wbitymi palikami kołyskę i szły do żęcia sierpem czy kopania ziemniaków.

Czasy się zmieniły przez te bez mała 60 lat, ale czy aż tak mocno ? i wszędzie ?

Wielki szacunek pokłon dla Pań!

 

* - idąc za „Kieleckie- Słowniczek Gwarowy” - Stanisława Cygana - zajda - brzemię, tobół, tłumok, zawiniątko, ciężar, noszony na plecach’

 

 

na podstawie : Jan Jachymek „ Oblicze Sołeczno-Polityczne Wsi Lubelskiej 1930-1939”; " E.Piwowarek " Rody Bochotnickie Obrzędy-obyczaje-tradycje XX wieku"

Zdjęcie poglądowe - E.Piwowarek " Bochotnica w obiektywie - przyczynek do refleksji"

23 września 2020   Dodaj komentarz
historia   bochotnica   Życie  

Magazyny co schronami przez lata były zwane...

Jeden z magazynów - Kaniowskich Saperów w Puławach

 

 

Magazyny a nie schrony...te Kaniowskich Saperów...Puławskie

 

W całym kraju 15192 budowle ochronne wciąż drzemią pod fabrycznymi halami, urzędami i zwyczajnymi blokami. Tak zwane ukrycia, w których w razie wojennej pożogi mogłoby szukać schronienia 1,6 miliona ludzi, nie mają dziś prawdziwego gospodarza. Te dane podaje rp.pl. Szokujące nieprawdaż. Czas pokoju to najdoskonalszy czas życia na tym świecie. Ale to właśnie za jego czasu państwa i armie przygotowują się do ewentualnej wojny. Wiele miejsc jak te, nasze puławskie przy drodze na Żyrzyn magazyny„Kaniowczyków” każdy zna. Z pieskiem na dłuższy spacer, czy ze strony Puław, czy Rudy w krótki czas znajdzie i odwiedzi. Tam wiadomo, jak nikt nie pilnuje to marnieje. A tu kawał historii. Prawdopodobnie pozostały po 2 Pułku Saperów Kaniowskich. Same Puławy też mają swoją tajemnice. Choćby pod szkołą na Jaworowej, czy na Piaskowej – schrony piwniczne. Tak słyszałem. Cześć ich już nie ma a cześć dalej funkcjonuje. Przekonamy się o tym jak np. znajdzie się konkretny niewybuch, to policja czy wojsko kieruje albo na punkt zboru albo do schronów w mieście. O tych niemieckich co są w Końskowoli , Pożogu, Moszczance i Janowcu plus dalej, ale tej samej linii Annopol, Gościeradów pisałem we wpisie o bunkrze w Pożogu. Dziś zatrzymujemy się przy tych magazynach puławskich. Kompleks powstał na terenie teraźniejszego Nadleśnictwa Puławy pod koniec lat 30-tych XX wieku. Stanowił on magazyn amunicji Kaniowczyków. Tak bardzo ważnej dla Puław formacji wojskowej. O niej możemy przeczytać w kilku świetnych książkach historyka z Puław – pana Zbigniewa Kiełba. Tylko wzmiankuję, że został on sformowany 21 lipca 1921 roku w Dęblinie i na stałe przybył do Puław we wrześniu 1921 r. Las, gdzie wybudowano magazyny nosi lokalną nazwę „Las wojskowy”. Na terenie ogrodzonym znajdował się ceglany budynek Prochownią zwany. W latach 1921-1922 z powodu braku magazynu na amunicję przechowywano ją w fortach dęblińskich  Cały czas kompleks był pilnowany przez warty wojskowe. Pan Kiełb wspomina, mając za sobą dobre kilkanaście lat dogłębnego studiowania „Kaniowczyków”, że do końca sierpnia 1939 r. wykonali (saperzy kaniowscy) we własnym zakresie, przez wyrąb wspomnianego lasu i wybudowanie - 14 magazynów żelbetowych – magazynów na materiały wybuchowe i środki zapalające oraz wykonanie solidnego ogrodzenia.

 

Jeden z magazynów - Kaniowskich Saperów w Puławach

 

Po II wojnie światowej budynek (prochownię)  rozebrano a budulec przydał się okolicznym mieszkańcom. Przydały się także żelazne drzwi, które zapewne trafiły na złom lub zostały przysposobione do potrzeb mieszkańców. Zastanawiająca jest ilość tych magazynów , miejscowi mówią ,że jest ich około 20, Pan Mariusz Karolak przywołuje liczbę 15 , W internecie można spotkać liczbę 13.Duża rozbieżność. Są identyczne lub bardzo podobne do siebie. Na tą chwile puste, zawilgocone i zdewastowane przez ludzi w jakimś stopniu. Wejścia i wyjścia zarazem nie są dla wszystkich magazynów jedną stronę. Są różnie skierowane. Występują już coraz to bardziej zarastające i przejmowane przez las zagłębienia. Być może stanowiły miejsce pod nowe budowle tego typu. Wchodzi się wejściem wykonanym z żelbetonu lub betonu. Wąska klatka schodowa kręta, ciągnie się w dół. Ściany ich są ceglane. Na dnie różnie. Byłem w dwóch. Sporo gałęzi błota, puszek, jakieś szmaty. Obszar był ogrodzony ,możemy jeszcze spotkać relikty tych ogrodzeń w różnych częściach kumpelsku. Centralnym lub najbardziej okazałym miejscem była prochownia, co widać na skanie z Lidar. Stojąc teraz przy niej to nic innego jak pokryty ziemią i runem leśnym wały – relikty obrysowane w kwadrat. Cały teren jest zatopiony w las o bardzo ubogiej ściółce leśnej. Okopy, czy stanowiska ogniowe już coraz bardziej zatarte .Chyba przewaga grabów i wiązów jest tam. Natomiast coraz więcej samosiejek i młodych drzew skutecznie zaciera ogrom tego miejsca. Nie ma szans objąć jednym spojrzeniem. Ja biegałem od bunkra do bunkra , czy właściwiej od magazynu do magazynu. Większość schowana po części w nasypie ziemnym. Teren po wojnie został rozgrodzony i to co się mogło przydać okolicznym mieszkańcom – to się przydało.

 

Lidar i wycinek terenu - niebieski punkt to Ja ;)

 

 

Miejscowi nie znali przeznaczenia tych budowli, mówili i mówią na nie bunkry. Mocno zarośnięte dwie strzelnice już praktycznie zostały wchłonięte przez przyrodę, przez las. Czy coś wiem więcej? Chyba nie. Praktycznie od mieszkańców Puław wiem niewiele. Chyba militarnie też nie były jakimś ważnym miejscem bo mapa dla NDA z 1944 r ich nie nanosi. Były to składy dla potrzeb jednej jednostki w sile batalionu/ względnie pułku. Ktoś mógłby zwrócić uwagę na Główną Składnicę Uzbrojenia nr 2 w Stawach ,oddalonych o około 30 km od Puław. Przywołana składnica miała zaopatrywać więcej jednostek niż batalion czy pułk. Co ciekawe była dużo większa niż Główna Składnica Uzbrojenia nr 1, która była zlokalizowana w Warszawie.Te magazyny puławskie ze składnicą w Stawach nie porównuję -  nie te proporcje. Ze względów na fakt magazynowania jest przywołana przeze mnie tylko.Ileż tu było polowych składów amunicji, gdzie i ślady i historii już o nich nie ma.

Ta w Stawach i o niech słów kilka :

Tu wiemy co w sobie posiadała . Przytaczam poniżej z grubsza : 100 000 karabinów polskich , 17 000 karabinów niemieckich , 80 000 karabinów francuskich, 500 pistoletów „Vis”, 1 500 CKM polskich, 3 000 RKM polskich, 2 000 LKM niemieckich, 150 armat kaliber 75 mm, 80 haubic 100 mm, 45 haubic 155 mm, 6 moździerzy 220 mm i dodatkowo 2 000 000 litrów benzyny lotniczej.” Prawda, że robi wrażenie?Co do wysadzenia składu w Stawach to zrobiła to 39 dywizja i ekipy saperskie kwatermistrzostwa OK II 14 września 1939 roku. Dokonały niszczenia głównego arsenału.

 

 

Zdjęcie zniszczonego arsenału w Stawach : tygodnikprzeglad.pl

 

 

 

Zaznaczony omawiany kompleks z ciekawymi miejscami do ekploracji. LIDAR

 

 

Zaznaczona strzelnica oraz magazyny. Widoczna wyśmienicie droga na Żyrzyn.

 

 A jakie mogły te "schrony", te puławskie - magazyny i prochownia pomieścić amunicję? Magazyny raczej niewielką ( ich kubatura) – prochownia pewnie już więcej. Niestety brak danych, przynajmniej ja ich nie mam. 

Co do ciekawostek tego terenu i magazynów to stały się się od 2014 roku miejscem chowania znajdziek - Geocaching i trwa do dziś. Idąc za Wikipedią to „ gra terenowa użytkowników odbiorników GPS, polegająca na poszukiwaniu tzw. skrytek uprzednio ukrytych przez innych uczestników zabawy. Ukrywane przeważnie w interesujących miejscach skrytki zawierają dziennik odwiedzin, do którego wpisują się kolejni znalazcy, a także drobne upominki na wymianę.” 

Lasy Państwowe widząc jakieś zainteresowanie tym miejscem co chwile wtyka tablice Zakaz wchodzenia do lasu – nie podając przyczyny. Przeważnie blisko i w tym terenie magazynów z międzywojnia. Dlatego szanujmy spokój i las . Ja strasznie zabłądziłem ,szukając na GPS i biegając już nieistniejącymi ścieżkami. Niby blisko , kilka km od Niwy. Dużo łatwiej dostać się od drogi relacji Puławy – Żyrzyn.

„Opis dojazdu Jadąc z Puław w kierunku Żyrzyna należy minąć skrzyżowanie z reklamą Biowet (po lewej stronie) a następnie skręcić w pierwszą drogę leśną po prawej stronie. Następnie jedziemy drogą w las około 1km (może trochę więcej). Zespół schronów znajduje się po prawej stronie drogi (około 200m)” - taki czytelny opis jak trafić i właściwy odszukałem na stronie forum.odkrywca.pl. 

Słyszałem także , że w tym lesie były gestapowskie bunkry. Blisko aktualnej strzelnicy, na przedłużeniu Kochanowskiego za torami wyprowadzano psy na łączkę ...i tam je trenowano. Miejsce także egzekucji młodych Żydów i nie tylko ( we wspomnieniach nieżyjących a zapisanych w teatrnn.pl). Trudny ten las...trudną ma historię i tą niedawną i odleglejszą. W którymś z magazynów znaleziono zwłoki ludzkie....

Altana obserwacyjna w Lesie Rudzkim.

 

Dane GPS magazynów (magazynów) : 51°25'58.2"N 22°00'35.9"E

 

 

Ja - totalna dezorientacja....

 

 

Źródło :

Opinie, uwagi merytoryczne - pan Zbigniew Kiełb (historyk).

"Ocalmy od zapomnienia Rudy... nasze miejsce na ziemi" -Halina Kopron, Izydor Wiejak

„ Ziemia Puławska we wrześniu 1939” - Miejskie Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej w Puławach. 1989r.Źródła Internetowe : gmina Gościeradów, forum.tradytor.pl, fortyfikacje.net, odkrywca.pl, eksploatorzy.com.pl Zdjęcie zniszczonego arsenału w Stawach : tygodnikprzeglad.pl, pozostałe autora.

 

18 sierpnia 2020   Komentarze (4)
przyroda   historia   rudy   puławy  

Wiszące Ogrody księżnej...wycieczki warte...

Wycieczka tematyczna - prowadzą wycieczkę Panie z Muzeum ( świetnie przygotowane pod każdym względem)

 

Wiszące ogrody....Czartoryskich w Puławach....

 

Słów już tysiące powiedzianych. Książek bez liku napisanych. Lepszych ,gorszych, łatwych czy trudnych. Opasłych czy cieniutkich ,piszących prawdę czy fabularyzowanych. Tyleż tu i wystaw ,tyleż tu i spektakli,tyleż tu tej polskiej Polski,tej i niepolskiej Polaków przepełnionych serca. Bijących miarowo dla ojczyzny naszej już tak utraconej wówczas! O Lubomirski rodzie ! O Sieniawskich geniuszu ! O Czartoryskich ideale! Krzycz śmiało i śmialej ! Puławy!!!! Te w tysiącach maczków i chabrów zapisane, te w drzew ogrodów wszelakich pobliskich historii warownych murem. Kępą usianą ogrodem pięknym, regularnym w swej postaci. Chatek parę stylizowanych zachodnio, holendernia na niej, Tam i krzyże i dąb co figurę w konarach krył. Tam Kickiej żal wylany prze księżną niejeden. Pełno w piaskowcu czy skale wapiennej sentencji wielkich ,serc podnoszących czule, gdzieś do czasów naszych ostało, jest za murem. By gawiedź wszelaka zniszczyć ich nie zdoła. Godzina jedna a jakby jej wiele. Dwie muzealne damy ,opowiadań wiele. Drukiem kolorem i bez niego litografii pokazując dbale,cudownie opowiadały. Park co kryje tajemnic tak wiele, zniszczonych przez zaborców ,zagrabionych bez liku. Te nasze Gołe Miecze co krzyżackie plemię, do nóg nam w lipcu padło, wywieziono ...zagrabiono..na Ruś pojechały i tam zostały. A to głowa hetmana co języków 5 pojmował, gdzie Tarły księgi o biciu za Koronę szybko pojmował, Żółkiewski ! Nie do przecenienia Hetman ,a było ich wielu...

 

Pani Grażyna opowiada smaczki historyczne na wycieczce tematycznej 

 

Wiele dziś nowych dla mnie słów padło, wielu rzeczy nie wiedziałem. A to mały ogród od łachy strony a to teatr na Kępie, a to teatr pod Sybillą. I ten z trzema fontannami ogród zaczynający się przy późniejszej z przełomu wieków tych złych zaborczych wieży wodnej . I tej oranżerii? Stop! Tych kilku oranżerii! Czterech czy pięciu...już nie pamiętam. Tej przy pałacu zamienionej na „ ciche” wejście do pałacu...Łacha miejsce uciech i zabawa za nią ogród. I w Pożogu też ogród...Wszystko wysmakowane i idealnie wkomponowane w dwie panie wielkiego formatu wiedzy wszelakiej! Uzupełniające się i nie ubiegające o ważniejszy głos dla siebie. Ponad dwa kilometry...gdzieś w tle omówiona dzika promenada,pałac, gdzie Maria nie bywała, o Mokradkach niegdysiejszej wsi słów kilka. O tym świecie tak już zmienionym przez zabory,przez nową odrodzoną Polskę. I dziś znów te serce matuszki Polski zaczęło bić mocniej i bardziej. Wyraźniej i wrażliwiej...Sam biłem najmocniej brawo i chyliłem czoła przewodniczkom przez Ogród Historii Pełen...

Komary nie przeszkadzały....a spotkać choć na chwilę cudowna grupę fotografów ...bezcenne Dziękuję... Grażynko i Dominiko...wiele dziś nowego ...wiele...

 

Wszystkim muzealnikom i Pani Dyrektor za tak cudowne dwa dni w lipcowe wakacje dziękuję. Ilość zwiedzających i oddychających florystyką i historią tego miejsca świadczy ,że spektakl szykowany tygodniami pełnymi wyrzeczeń się udał....

Wycieczka tematyczna w Parku

 

Dziękuję Hanna za zdjęcia.

20 lipca 2020   Komentarze (1)
puławy   historia  

Niezwykły most...Jagiełły

3 lipca 1410: Techniczny majstersztyk. Wojska Jagiełły przeprawiają się przez niezwykły most

 

„W poniedziałek, nazajutrz po święcie Ś.Ś. Piotra i Pawła, wyruszywszy król Władysław obozem we wsi Kozłowa, zdążył nad Wisłę powyżej klasztoru Czerwińska, do wybrzeża, gdzie już most sporządzony pod Kozienicami na łyżwach ustawiono, i w tym dniu przeprawił się król przez rzeką po tym moście, prowadząc za sobą wojsko w ścieśnionych szykach, wraz z taborami, żywnością i innymi pociągi” - zdawkowo opisywał Jan Długosz przeprawę Jagiełły i wojsk polskich przez Wisłę. Kronikarz dodał jeszcze, że był to most „nigdzie nie widziany”. Inny pisał, że był „zadziwiającej konstrukcji”. I rzeczywiście można mówić o niezwykłym dziele architektonicznym. Most miał 500 metrów długości, przeprawę stworzono w zaledwie pół dnia! Składał się ze specjalnie skonstruowany łodzi, które połączono ze sobą. Decyzja o budowie zapadła w grudniu poprzedniego roku podczas narady Jagiełły, wielkiego księcia Witolda i najbliższych doradców. Wtedy ustalono, że to Czerwińsk będzie miejscem koncentracji sił polsko-litewskich. Wszystkie części mostu zostały zbudowane pod Kozienicami, blisko Puszczy Radomskiej, czyli prawie 150 km od Czerwińska! A było to wg współczesnych obliczeń 500 belek o dł. 9 m, 2500 desek oraz być może nawet 200 łodzi-łyżew. 30 czerwca przeprawiło się przez nie wg różnych szacunków od 18 do 25 tys. jazdy, 2 do 4 tys. piechoty, 8 000 wozów oraz nieokreślona liczba czeladzi. Mimo długiej pracy i trudnej logistyki udało się zachować tajemnicę, Krzyżacy niemal do końca uważali, że Jagiełło uderzy na Ziemię Dobrzyńską, gdy tymczasem wojska polsko-litewskie skierowały się na Malbork. Mostu użyto jeszcze raz we wrześniu, gdy polskie siły przeprawiły się w drodze powrotnej z Prus".

 

Zdjęcie repliki mostu Jagiełły - Internet.

03 lipca 2020   Komentarze (1)
historia   ciekawostki   most jagiełły kozienice  

Dewizy herbowe i heraldyczne

Zdjęcie - Wikipedia. "Pałac w Kozłówce, dewiza Zamoyskich "To mniey boli" 

 

 

Dewizy herbowe i heraldyczne nie stanowiły zasadniczej części herbu. Pojawiły się w XV wieku, a początek brały nieraz z bojowych haseł rycerskich. Powszechne stały się w heraldyce nowożytnej. W polskiej heraldyce stosunkowo rzadkie, liczniej zaczęły występować dopiero w XVIII i XIX wieku i to częściej u polskich rodów utytułowanych oraz przy herbach pochodzących z indygenatu. Dewizy umieszczano na wstęgach pod tarczami herbowymi. Treść wielu dewiz była pompatyczna i zawierała wzniosłe sentencje.

 

• Czartoryskich – „Bądź co bądź” oraz "Le jour viendra" /Przyjdzie dzień/

• Lubomirskich "Nil conscire sibi"/ Niczego nie poznawać dla siebie/ oraz "Patriam versus" /W stronę ojczyzny/

• Sapiechów – „ Crux mihi certa salus” / Krzyż moim pewnym ocaleniem/

• Krasińskich – „ Vaillance ad honorem” / Wszystko z honorem/

• Ostrowskich – „ Dei servus sim” / Sługą Boga jestem /

• Zamoyskich – „To mniey boli”

• Wielopolskich – „ Nunguam retrorsum” / Nigdy nie cofnę się wstecz?

• Radziwiłłów – „ Bóg nami rządzi”

• Tarnowskich „ Tendit ad ardua viritus” / Cnota zmierza ku pokonaniu trudności/

• Potockich - „ Scutum opponebat acuto” / Tarczy przeciwstawię tarczę/ oraz „Ad pietatem proni” / Gotowi do pobożności/

• Sanguszków – „Z przekonania”

 

Zacytowane z artykułu : Jerzy Hall – „ Herb znamię czasu cz.3”

 

 

01 czerwca 2020   Komentarze (1)
historia   ciekawostki  

W cieniu kazimierskich lodów ...Parchatka...

Autor z synem na szlaku Zółtym w stronę Puław

 

Parchatka ….sporo już miałem kłębionych się myśli o tej wsi. Tak wiele już próbowałem napisać i opisać. Cały czas jednak jedna myśl mnie powstrzymywała , jeden wymiar zasłaniał pozostałe. Dziś to muszę powiedzieć. Ta szlachetna nie mała miejscowość została zabita przez nadwiślankę ,przed drogę niegdyś w topolach zatopioną do Kazimierza. Zabita Kazimierzem ,mniej Nałęczowem a jeszcze mniej Bochotnicą. Muszę to powiedzieć. Siedziałem z synem na barierce stalowej przy sklepie ogrodniczym dziś i patrzyłem jak odchodzi i ulatuje trud lokalnych pasjonatów historii , regionalistów czy miłośników geniuszu przyrody. Na przeciw mnie kapliczka bardzo skromna , choć i wstążki ma – Maryjna ta upamiętniająca ból potopu szwedzkiego. A dogasał parchacki znój każdy samochód, motor ,kład, czy autokar ogarek jej piękna zostaje zduszany. Bo jeszcze Włostowice ( potęga niegdyś ,teraz wyasfaltowany i wybrukowany po kokardę ) mają zwolnienia na drodze dla pojazdów , to choć ktoś się obejrzy i zainteresuje. Może kościołem, może cmentarzem leciwym bardzo, może muzeum oświatowym, może architekturą drewnianą. A Parchatka? Niby 40 ustawiona ale kto by przestrzegał. Tyczki chmielu prowokują, zachęcają , cudowne górki pokryte grabem i wiązem przeplatane brzeziną i dębem mijają szybko. A pomnik co odnowy się doczekał ,tej rzezi Powiśla 42 roku ? Biały a na nim 18 nazwisk? Skąd , mijane dalej. Piękne tablice informacyjne przy Górze Pietrowej ? Też mijane. A może pomnik powstańców? Co i włodarze wsi doszli do wniosku,że pogodzić trzeba i tych listopadowych w mogile zakopanych i tych ze stycznia ponad 30 lat później... Nowa tablica, krzyż...też mijane... A o mordzie Żydów przy wyspie ? Przy śluzie? Skąd ..aby szybciej przez Parchatkę... A Góra Trzech Krzyży? Tak samo ważna i tak samo stawiana po 1708 roku co Kazimierska ? Ech ,nie ma co ...może rowerzysta , może kładem, może ktoś zbłąka się z Puław teraz żółtym szlakiem do nich. Może jednak Czartoryscy zatrzymają swoją herbaciarnią , kaplicę i wiszącymi wówczas nad głębocznicami mostki ? Kicka ? Eee trzeba do Kazimierza na lody pojechać... Dziś to zrozumiałem...choć broniłem się tak bardzo od tej mysli. Ale dla mnie Parchatka straciła w XIX wieku jak Wisła oddaliła się od niej. Zostawiła dla rolników, włościan miejsce na uprawy. A jest tu ich bez liku. Chmiel tak lubelski, zboże wszelakie, warzyw plejada i sadów kilka. Tam dalej wał i ścieżka rowerowa...byle dalej od niej ...byle na lody do Kazimierza. Posmyrać ze spiżu psa na rynku, zapłacić kilka złotych na Górę Trzech Krzyży... Nie mam nawet sumienia równać tych miejscowości. Bo każda pracowała na swoją historię po swojemu. Lecz tej Parchatce trzeba i pokłon dać i podumać w jej wnętrzu.

Piękno Parchatki 

 

Zostawiam na boku te animozje i uderzam z synkiem w swój świat i jego też. Świat przeszyty niespotykaną genialnością wąwozów ubranych w niezliczone wiązy, graby , dęby czy brzeziny. Gdzie w chłodnej głębocznicy korzenie sosen set letnich, spływają do dna głębocznicy, gdzie karbowane grabów i wiązów liście przesycone zielonością przykrywają firmament słońca tworząc zieloność nieba. Gdzie zewsząd ptasi trel przeszywa zmysły nasze, a żółć ziem z norami wszelakimi jest tak mi bliska. Tylko pod górę trzeba … zostawiam za sobą byłą suszarnię chmielu , drogę trylinką ubitą , wpadam w doły,wąwozy tak wyjątkowe – na skalę Europy. Coraz mniej słychać cywilizację , coraz więcej natury i naturalności. Znam tą drogę w głębocznicy , biegam tędy niekiedy. Bieg Szlak Trafi...też tędy leci. Żółty szlak obok, ale blisko...U mnie już dawno krople potu na czole. Młody woli moje nogi niż swoje. Mamy razem 4 km dziś przebyć. Rano w Bochotnicy 7 km...Widzimy poświatę , ciemność i chłód wilgotny wąwozu ustępuje kłębionym się owadom w słonecznym blasku. Uderza ciepło i zapach traw i ziół wszelakich. Na skarpie lessowej masa już lebiodki i szałwii.Zrywam , daję powąchać młodemu. On już wie ..zaciąga się mocno i bierze do rączki lebiodkę. Smakuje. Zna te zioła ..tata mu pokazuje i daje. Już 17:50 trzeba się spieszyć. Wierzowiną ,gdzie i łąki i ziemia orna pięknie się garbią . Gdzieś lasek przebija , co chwilę dół zarośnięty drzewem wszelakim zaprasza. Dziś nie czas na jego odwiedziny. Jest ! Doszliśmy sybko do Lasku. Tu Krzyż stalowy zagrodzony płotkiem stalowym.

 

Żółty szlak , krzyż stalowy przy Lasku.

 

Droga polna poprzecinana kałużami . Skinienie głowy , Ojcze Nasz i w lewo uderzamy ..uderzamy w swoją przygodę. Ptactwo jest z nami. Błękit nieba,zapach turzyc i traw porannego deszczu uderza w nozdrza i ta droga....Polna tak cudownie się wije wśród pól i dołów. Gra na moich zmysłach. Bo przecież takie drogi zniszczyli ohydnym tłuczniem w Pożogu i Skowieszynie. Tam na ich górkach.Tu są ...ale puste. Nie minęliśmy przez 4 km nikogo....Mijamy Pod Borkiem i jesteśmy na Zagórzu. Krzyż stalowy ,przystrojony wstążkami, zadbany. Antoś lubi wstążki ,więc wdrapujemy się na górę i on się bawi,ja kontempluję. Przerywa mi ten stan widok parujących kominów z Azotów...tak nie dają o sobie zapomnieć. Zabieramy się dalej. Płytami betonowymi wyłożone wąwozy ,a na skarpach masę czarnych owadów i ich norek w lessowej ziemi. Wpadamy w dół, ciemno już w wąwozie , chłodno ale pięknie! Zaczynam , bo przecież maj śpiewać na cały głos ..i tak nie ma nikogo z chóru nauczoną pieśń „ Sancta Maria”. Idealnie tu się śpiewa ,niesie się na wąwóz , niesie się dla Maryi. Widok genialny !! To jest ta moc Parchatki !! Ta jej energia i siła płynie z wąwozów. Z tej mistycznej wręcz piękności ich i takiej bogatkowaci. Tu każdy znajdzie coś dla siebie. Wracamy do samochodu z młodym .4 km za sobą niezapomnianych. I jak wiele do zwiedzenia jeszcze ,jak wiele jeszcze dołów do przejścia.... Tylko ludzi tu brak......

 

Krzyż na Zagórzu.

 

 

Zachęcam do zatrzymania się w Parchatce i wsłuchanie się w jej bogatą historię . Zachęcam do przeczytania tablic pięknie wydanych w tej wsi. Tych dziesiątków wąwozów do przemierzenia. Na pewno peregrynacja po tym genialnie pięknym terenie przysporzy Wam doznań nie mniejszych niż w Kazimierzu czy Nałęczowie , Puławach . A jak chcecie się dowiedzieć coś więcej o ścisłej korelacji za czasów Czartoryskich Parchatki i Puław zapraszam do Muzeum w Puławach . Tam na piętrze jest kawałek oryginalnej zastawy stołowej i ogrom wiedzy od muzealników.

A jak posmakujesz ciut Parchatki to i Góra Trzech Krzyży będzie Wam bliska i historia powstańców i krwawego Listopada 1942 roku będzie ważniejsza i z chęcią staniesz i zwiedzisz... westchniesz i poczujesz tez świat XV wiecznej wsi....a może jeszcze młodszej......

 

Droga na wierzchowinie w stronę Puław.

25 maja 2020   Dodaj komentarz
parchatka   historia   przyroda  

Młyn co tartakiem stał się w Bochotnicy...

Rzeka Bystra w domniemamym miejscu uposadowienia młyna w Bochotnicy

 

 

 

Znów Ona. Setki razy nawiedzana, przejeżdżana, objeżdżana. Omawiana, wychwalana , przeklinana, wysławiana, wymawiana..Bochotnica.... I już mam emocję mówiąc same to Słowo! Jest dla mnie wyrazem niezmierzonej miłości do tego miejsca, Do każdego jej tchnienia, ten przy rondzie kuźni, oddechu wolności przy ruinach zamku. Czy spełnieniem geniuszu matuszki natury skąpanym w grabach bez liku i wiązów opadających w Sirkowy Dół....Deszcz emocji nie do zatrzymania podlewa moją duszę, dając jej nową wegetację i wzrost. Uderzające nozdrza kwitnące czeremchy, zapadająca żółć jaskrów wszelakich ,czy ziel jaskółczych przełamana bielą dogasających czereśni i jabłoni dzikich. Jak schylisz się gwiazdnica swym bielem kwiecia łamie szarość i burość liści jesiennych, jak już odchodzące jaskry i fiolet dąbrówek tych rozłogowych czy piramidalnych. Giną wszelkie konwenanse, tu w tym moim najukochańszym miejscu na tej Ziemi gaśnie wszystko co małe, co małostkowe, co ludzkie. Tu oddech mój pełny i spokojny...tu jestem u siebie. Nie mogę się oprzeć wrażeniu że miłość pana Edwarda do Niej jest zatopiona w moją egzystencję i świat. Kocham jak On, kocham przez Niego, kocham Sobą jak Ci z Niej. Choć ja z Kołobrzegu , tylko 13 lat na Lubelszczyźnie. Nie godnym być , stąpać po Niej...mimo wszystko stąpałem ...płakałem razy wielu przy pomniku 42, przy Szelągowej Górze, przy Zamku. Tu tak czasy są żywe...i te młyny....ten tu ich świat. Dziś ostatni po takiej przerwie opisuję młyn...tartak...

W miejscu tartaku w Bochotnicy stał kiedyś młyn wodny. Był już wzmiankowany w Królestwie Polskim w 1839 roku. Przed II Wojną Światową młyn należał do Żyda o nazwisku Fryd.
Młyn był napędzany kołem śródsiębiernym. Sam Żyd- młynarz był bogatym człekiem na wsi. Zapamiętany był jako sponsor i współzałożyciel Ochotniczej Straży Pożarnej w Bochotnicy. Prawdopodobnie w czasie okupacji został wywieziony z rodziną do obozu zagłady...

Opowieść Zofii Sarzyńskiej ze zbiorów programu Historia Mówiona, Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN" :
„W Bochotnicy był olbrzymi młyn Żydów - Frydów. To był rodzinny ich. Tych Frydów było trzech braci. Jeden się zajmował kupnem zboża. No właśnie taki Szlama przywoził zboże. Drugi pilnował młyna, a trzeci rozprowadzał te mąki i to wszystko. Po szabasie w sobotę się zamawiało i on rozwoził każdemu to, co kto zamówił: czy mąkę, czy pszenną, czy żytnią. On wszystkie miał te gatunki mąk. I po targu, we wtorek czy w piątek, przychodził „Dzień dobry. Po pieniążki." „Och, panie Fryd! Nie mam dzisiaj pieniędzy." „Do widzenia." Nie był nachalny: Panie oddaj mi, bo wziąłeś! To przyszedł w piątek następny. To był duży młyn, bardzo, w Bochotnicy. Teraz tartak tam zrobili.”

 

Rzeka Bystra w domniemamym miejscu uposadowienia młyna w Bochotnicy

 

 

Wracając do młyna to wniosek z tego prosty ,że musiały być przed nim spiętrzające tamy czy jazy. Moc samego koła śródsiębiernego określano na około 10 koni mechanicznych. Zatrzymajmy się i policzmy tak by przybliżyć na te czasy współczesne. Najbardziej kojarzą nam się konie mechaniczne w motoryzacji. Zatem w Polsce koń mechaniczny to około 735,5 Wata. .
Czyli nasz młyn miał moc 7,35 kW. Czy to dużo ? Gdzie zasilacz w komputerze stacjonarnym ma 0,7 kW ? Wydaje się mało i mało wydajnie. Tak i było i tu. Bystra opływała młyn od strony wschodniej . Tam był drewniany mostek na niej .Lata wojny i jej początki omijały ten młyn. Nie ucierpiał do roku 1944. Wtenczas uległ zniszczeniu w wyniku działania Czerwonej Armii..Uległ spaleniu. Po wojnie jego a dokładnie nieruchomości , gdzie był właścicielem stał się Bolesław Zieliński ( Cytryn, Żyda polskiego pochodzenia). Był zapamiętany jako dobry i zacny człek. Mąż córki organisty z Włostowic, ojciec dwóch córek. Był niesamowitym człowiekiem i miłosiernym. Pogorzelcom co stracili majątek dawał 50 % ulgi na przcieraniu drewna. Ci co byli ubodzy i biedni mieli tą usługę za darmo. W czasie okupacji był chroniony i chowany u Polaków. W 1968 roku podczas partyjnej -moczarowskiej czystki opóścił kraj. Jego ślady zacierają się w Ausrii, Szwecji i w końcu Izraelu. To on w 1958 roku uruchomił tartak napędzany turbiną wodną.

 

Rzeczony młyn na Bystrej w Bochotnicy.

 

 

Ale ze Sztetla możemy wyczytać trochę inną historię tego Żyda :

"
W Święto Pesach 01.04.1942 r. o godzinie 4 nad ranem, z nałęczowskiej stacji kolejowej wyruszył transport Żydów z Kazimierza i Wąwolnicy do Bełżca[1.18]. Kwietniowego wysiedlenia uniknęły jedynie osoby będące więźniami obozu pracy przy ul. Puławskiej w Kazimierzu, zatrudnione przy rozbiórce drewnianej zabudowy dzielnicy zamkniętej. Po zakończeniu prac obóz został zlikwidowany, zaś więźniów wywieziono w nieznanym kierunku. Wszystkich członków ostatniego komanda rzemieślników Niemcy rozstrzelali jesienią 1943 r. na terenie cmentarza żydowskiego na Czerniawach[1.19].
Z kazimierskiego getta ocalał prawdopodobnie tylko jeden człowiek – Berek Cytryn. Pod nazwiskiem Bronisław Zieliński ukrywał się najpierw w Bochotnicy, a następnie w Warszawie. Po wojnie ożenił się w Puławach i wyemigrował do Szwajcarii.”

Co ciekawe i niepojęte ,że sama rzeka Bystra została zasypana na odcinku przed młynem i popłynęła kanałem młynówką . W wyniku prac nad spiętrzaniem wody w tym korycie szerokim i głębokim na 2,5 metra powyżej tartaku powstała cofka na długości około 800 metrów. Niebywałe! Ale zabiegi nie były po nic. Spiętrzały jazy wodne wodę na pracę tartaku około 4 godzin. Kapryśność rzeki orz coraz większe potrzeby sprawiły ,że niepewne źródło wody zastąpiono silnikami elektrycznymi. Zatrzymajmy się chwilę i poparzmy na przepływ , parametr kluczowy dla młynów. I weźmy rzeki Kurówkę i Bystrą. Nie ma ich równać z Wieprzem czy Wisłą czy Radomką, Pilicą. Zatem w 1946 roku przepływ uśredniony był na Bystrej około 0,8 metra sześciennego na sekundę. A Kurówka jak ? Już podaję 0,76 m[3]/s. Bliźniacze dane. I jedna i druga w uśrednionych wartościach rocznych miała ten sam przepływ! Dla zobrazowania Wieprz – 17,2 m[3]/s Wisła ok 120 [m3]/s.
Na początku lat 70 tych tartak przeszedł na własność Brewińskiego ( Zieliński sprzedał ) . Zaś sam Brewiński sprzedał dalej Edwardowi Łyszczowi. Co ciekawe nie zlikwidowano turbiny Francisa i w razie niedomagań w prąd to ona brała na siebie ciężar napędu. Już w latach 80-tych była zdemontowana zostawiając rozwiązania niezawodne -prąd. Wodę jak była turbina aktywna piętrzono do uwaga – 2,5 metra bez mała. Tartak był wielce potrzebny i miał bardzo dużo zleceń nie tylko z samej wsi. Wisła wezbrana często cofała wody rzek ją zasilających. Nie inaczej było z Bystrą i tartak ulegał zalaniu.. Większego śladu nie zostało po tartaku, ot kilka drewnianych elementów w nurcie. Właścicielką na rok 2005 została Alicja Łyszcz. Tu już ponad 15 lat temu....Nie wiem kto jest teraz. Czuć na Zamłyniu deskę żywiczną ciętą. Stosy jej górują nad pięknym brukowanym chodnikiem i wylanym asfaltem.

 

 

Ulica Zamłynie, lata powojenne .

 

 


A piękna historia tej w zapiskach już wzmiankowana z 1316 roku pisze w XX wieku nowe jej epizody. To można z całą stanowczością powiedzieć, że na ulicy Kazimierskiej mieszkali szpece od spraw powiązanych z Wisłą. Przeszło 60 ludzi parało się zawodami jak : barkarze, krypiarze, rybacy, faszyniarze, ci co wytyczali nurt w rzece stawiając bakeny, przewoźnicy łódkowi, tych co robili przy wiklinie, wozacy co pracowali nad regulacją Wisły, czy dowożący kamień i faszynowe „kiszki” . Zwani byli „orylami” czy „marynarzami słodkich wód”. I dalej już teraz rondem na Nałęczów a tu właśnie i owy młyn – tartak później i piękny na początku wsi od Wierzchoniowa zbiornik. Wybudowany dla napędzania turbiny w młynie teraz by rzec koło Bieronki. Tu miejscowi oddawali się rozkoszom odpoczynku, kąpieli czy ognisk wszelakich. Na samej ulicy mieszkali muzycy zacni i szanowani . Dlatego nazwano ulicę – ulicą „Skrzypków” . Eksperci z najwyższej półki byli Bronisław Araucz, Antoni Trębacz, Antoni Ścibior, Władysław Rabiński czy Piotr Samik.
Zbiornika nie ma .. w 1995 nie dał rady i złemu zarządzaniu i powozi i celejowskim stawom co wybrały. Śluza nie dała rady.... Dziś tylko za biedrą są relikty tego tworu. I wszędzie tam masę lepiężnika białego, co moje oczy amatora botanika cieszy....

Ostatni młyn i tartak w Bochotnicy .Po długiej przerwie opisałem jak mogłem. Sięgnąłem do kilku źródeł. Przytoczyłem kilka wypowiedzi. A mimo wszystko stoję nad Bystrą , gdzie przetacznik ożankowy i barwinek się mieni swoim kolorem. Gdzie dalej na pomoście pani płucze w rzece mopa, gdzie słychać miarowe uderzenie kije w wodę ...to mój syn … Zawsze czy to Kurówka czy Bytra ,czy Wisła czy Wieprz ..tłucze kijem niczym kijankom w toń wody... Sprawia i mu i mi radość... Tylko tak już zatarta historia tego miejsca.Bystra tocząca na swym garbie dziesiątki młynów , tu niosła aż 3. Potęga tej wsi.Ludzi. Niebywałe ! I tą niebywałość czuję stojąc na tym pomoście..całą i cały...z synem....

 

 

 

 

Na postawie cytowanych źródeł, rozmów z śp. Edwardem Piwowarkiem i jego małożnką pod balkonem w Puławach, Książki - „Bochotnica w obiektywie- przyczynek do refleksji”, „Rody Bochotnickie”, „Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana”, „Bunt Magnolii” autorstwa śp. Geniusza Edwarda Piwowarka. A.Lewtak " Młyny wodne na rzece Bystrej".

11 maja 2020   Dodaj komentarz
bochotnica   młyny i wiatraki   historia   Bochotnica Młyn Tartak Cytryn  

Miasto Józefów nad Wisłą i cicha historia...

Relikty holendra - wiatraka w Józefowie nad Wisłą.Na prywatnej posesji.

 

“Wiatraka się nie buduje, nie wznosi się. Wiatrak zostaje powołany, bierze początek, albo przychodzi. Budować można dom, stodołę, oborę, to co stoi nieruchomo. Wiatrak porusza się, chodzi, pracuje, wydaje dźwięki, mówi, gra muzykuje, zawodzi, niedomaga, choruje, gniewa się, odpoczywa, śpi. Wiatrak żyje, czuje. Jest jak człowiek i tak jak nie ma takiego samego człowieka, tak nie ma takiego samego wiatraka. Każdy wiatrak ma swój charakter jedyny i niepowtarzalny. Ojcem wiatraka jest cieśla i on zawsze potwierdza to znakiem. Wiatrak odchodzi lub ginie, a tam gdzie pracował, pozostaje jego mogiła”.

Jeden wiatrak na takie miasto? Choć murowy holender to i tak a mało zapewne. Jednak myślę, że nie. Bo i przeca na Wyżnicy dawniej  Wyżnianka ,Stróża  było młynów wodnych wiela. Jednym tchem naliczyć od Rybitw do Prawna można pięć . Mała , krótka ta rzeka a pracowała niestudzenie . Podobnie jak Bystra . Kręciła te młyny , te koła młyńskie non stop. Może i dlatego ten jedyny wiatrak . Za bramą Urzędowską. Być może ta 45 km rzeka pracowała na cały majątek na lud cały. Być może. Idąc za historią tego miejsca to w 1882 r. Józefów posiadał pięć młynów wodnych, dwa tartaki, dwie gorzelnie, browar i cegielnię oraz 55 kramów żydowskich.

Tyle razy jeżdżę tędy. Tyle razy. W delegację do Stalowej. Uwielbiam tą trasę. Puławy, Opole, Józefów,Annopol, Radomyśl. I wszytko co po drodze. To tak mocno historyczna trasa , aż krzyczy nią, krzyczy tradycją tych ziem, krzyczy etnografią tego regionu. Co chwila zaskakuje sakralność miejscowości ale i ich patriotyzm. I to Lubelskie i Podkarpackie tak z sobą złączone a tak różne. Ale nie o tym . Józefów , od kilkunastu lat Józefów nad Wisłą. Od razu kojarzy się mnie inna miejscowość jak Radomyśl nad Sanem , czy Kostrzyn nad Odrą. Tak bardzo w synergii z rzekami. Tak mocno ich historia pisana rzeką.

Sam Józefów jako nie nazbyt wybitne miasto, znaczyło na mapie nowe. XVII wiek.

 

 

W tle po pożodze wojennej widać relikty wiatraka

 

 

„Johannes III Dei  Patria Rex Poloniae […]

Potocki Kasztelan Krakowski Hetman Polny Koronny[…]Wiadomo czynie iż za pomocą Bożą założywszy na groncie moim dziedzicznym Kolczynskim misto pod Tytułem Józefa s. Patrona nazwiskiem Józefowa pozwoliłem Ludziom rożnym napromienionym miejscu budować i wszystkim tym którzy tam schodzić się i osiadać będą nadawam wolność na lat piętnaście[…]Aże początek każdych spraw od pomnożenia chwały Bożey człowiek chrześcijański brać powinien, a po tym od prawa które wszystkie rzeczy stanowi i Państwa całe stoja i utwierdzone są Tedy na pomnożenie Wiary  S. Chrześcijańskiej Kościół w pomienionym Mieście moim Józefowie zbuduje[…]

 Działo się w Leżajsku, dnia 5 Kwietnia Anno 1688

 Podpisano: Andrzej Potocki Kasztelan Krakowski Hetm. Pol. Koronny”

Na stronie parafii w mieście można poczytać o tym co wyżej zamieściłem. 

 

Bardzo często przejeżdżam w skali roku przez to miasteczko.  Jest skromne ale czuć w nim lata przeszłe. Ludzie uśmiechnięci,układ rynek, kościół i dalej na Puławy pałac. Choć krwistość stacji paliw znanej z orłem troszkę szpeci , to nie ujmuje temu miejscu. A dalej Rybaki czy teraz Rybitwy, tylko zahaczane i to z nazwy i ujściem tej ciężko kiedyś pracującej rzeki. Dalej nieczynna zapadająca się w sobie cegielnia. Widok smutny i dający do myślenia. Zapewne wypalano w piecach polowych lub nawet w stosach. A gdzie cegielnia tam i glina... widać glina blisko była ..no i woda Zawsze zastanawiałem się nad historią tego miejsca. . Natrafiłem na zwięzłe i merytoryczne opracowanie .Profesor Marian Surdacki -”Józefów nad Wisłą. Śladem Urzędowa” :

 

Miasto Józefów, na prawie magdeburskim, utworzył mocą przywileju z 25 marca 1687 r. kasztelan krakowski i hetman polny koronny Andrzej Potocki na gruntach wsi Kolczyn. Przywilej lokacyjny, zatwierdzony 31 maja 1690 r. przez króla Jana III Sobieskiego pozwalał osiedlać się w miasteczku ludności wszelkiej religii, gwarantował prawo  swobody  wyznaniowej.  Powierzchnia  nowego ośrodka miejskiego, wynosząca 12 włók, w porównaniu z innymi miastami była bardzo mała. Nazwę miasteczku nadał sam fundator na cześć swego syna Józefa. Miasto otrzymało  prawo  organizowania  dwóch  targów  i  pięciu  jarmarków,  a  mieszczanie  wolność  propinowania i szynkowania trunków, palenia wódki, sycenia miodu, warzenia piwa. Józefów utworzony na „surowym korzeniu”, od początku uzyskał bardzo regularny plan miejski, na czele z rynkiem o wymiarach 60 × 70 m, wokół którego wydzielono place pod budowę kościoła i klasztoru, bożnicy, łaźni, browarów, słodowni, woskobojni i domów mieszczańskich. Na środku rynku wybudowano dwukondygnacyjny murowany ratusz na rzucie kwadratu z czworokątną wieżą od frontu, otoczony dookoła kramami. Nieopodal znajdowała się łaźnia dla chrześcijan i woskobojnia. Przy drogach wylotowych były też trzy murowane bramy: Chruślińska, Lubelska i Zamojska, przy których w 1735 r. „odbywano stałe warty” Do dziś nie przetrwała żadna z nich..."Później jak się osiedlili  bernardyni , mogli wypasać swoje bydło na pastwiskach folwarcznych, mieli zapewniony wolny wyrąb drzewa na opał i konieczne remonty w lasach józefowskich, a w jeziorze Potockich mogli łowić ryby i w ich młynach mleć bezpłatnie swe zboże. Czytamy dalej ,że w  drugiej  połowie  XVIII  w. "W Józefowie znajdowała się przeprawa mostowa przez Wisłę (w 1767 r. były dwa mosty), istniała komora celna, przez miasto przebiegał trakt wrocławski, a w związku z tym były tam też domy zajezdne. Niebawem po lokacji z inicjatywy Andrzeja Potockiego powstała w 1691 r. świątynia katolicka z zabudowaniami klasztornymi. Obiekty te usytuowane były na południowy zachód od rynku, nad Wisłą, na skraju terenów miejskich. Kompleks budowli religijnych, w całości drewnianych, fundator oddał pod opiekę bernardynów. Po śmierci ojca w 1692 r., jego syn – Józef Potocki odziedziczył miasto, które  w  pierwszej  połowie  XVIII  w.  przeżywało  różne trudności. Związane one były przede wszystkim z III wojną północną, w czasie której mieszkańców zmuszano do opłacania stacjonujących tu wojsk koronnych. W grudniu 1729 r. wybuchł pożar, który zniszczył kościół, klasztor i większość zabudowań miejskich. Odbudowa obiektów sakralnych, tym razem murowanych z cegły, z fundacji Józefa Potockiego trwała 13 lat. Nową świątynię konsekrował w 1743 r. biskup krakowski Jan Aleksander Lipski. Nadano jej tytuł Bożego Ciała, który zachowała po dzień dzisiejszy. W  strukturze  topograficzno-przestrzennej  Józefowa bardzo  ważne  miejsce  zajmowały  tereny  należące  do dziedzica, usytuowane na północny zachód od zabudowy  miejskiej.  Centralnym  ich  punktem  był  położony w parku pałac – siedziba właścicieli miasta. W źródłach często  określano  go  mianem  zamku.  Prawdopodobnie powstał jednocześnie z miastem, dlatego można mówić o nim jako o rezydencji Potockich. Nieopodal znajdowały się budynki folwarczne otoczone ogrodami warzywnymi i  owocowymi.  Pałac  nie  był  sprzężony  osią  widokową z pozostałymi najważniejszymi obiektami miasta, tzn. ratuszem i świątyniami chrześcijańską oraz żydowską. Taką osią była Wisła, gdyż zarówno pałac, jak i kościół znajdowały się nad jej brzegiem.Pomimo statusu miasta i postępującego rozwoju Józefów przez ponad dwa wieki nie był siedzibą parafii. Od początku należał do ośrodka duszpasterskiego w pobliskich Rybitwach, gdzie od założenia tam w 1326 r. parafii istniał kościół parafialny – od 1613  r. pod wezwaniem Wszystkich Świętych. Od lat osiemdziesiątych XVI w. do dwudziestych  XVII  w.  kościół  ten  właściciele  Rybitw, Ossolińscy, przemianowali na zbór kalwiński. W obliczu braku w mieście kościoła parafialnego świątynia bernardyńska  stała  się  dla  wiernych  Józefowa  ważnym  centrum życia religijnego. Budowle bernardyńskie: kościół, konwent,  dzwonnica  wraz  z  wewnętrznymi  ogrodami otoczone murem klasztornym stanowiły swego rodzaju autonomiczną enklawę w topografii miejskiej. Pod  koniec  XIX  w.  nastąpiła  zmiana  siedziby  parafii,  w  latach  1897–1917  znajdowała  się  ona  przy  kościele pobernardyńskim w Józefowie. Po utracie statusu miejskiego ratusz został zaadaptowany na cele mieszkalne, a w 1879 r. został sprzedany Żydom. W roku 1902 Konstanty Przewłocki założył w Józefowie pierwszy i największy w Polsce sad o powierzchni 360 mórg. Sad ten powiększał i unowocześniał Roman Rostworowski, kolejny właściciel Józefowa. Oprócz tego w Józefowie funkcjonowała nowoczesna suszarnia owoców i warzyw, której wyroby sprzedawano za granicę. Produkcja i sprzedaż owoców i warzyw jest do dzisiaj jednym z najważniejszych źródeł dochodu tutejszej ludności.Wielkie zniszczenia w Józefowie spowodowała I wojna światowa. Dwukrotnie przechodził tędy front. Podczas walk w 1914 i 1915 r. spłonęła większość miasta. Wypaleniu uległo wnętrze kościoła, w tym słynący łaskami obraz  św.  Antoniego  –  głównego  patrona.  Po  I  wojnie światowej ocalało 15 domów kamiennych i 10 drewnianych, pozostało tylko 215 mieszkańców, gdyż większość z  nich  się  ewakuowała.  Oprócz  domów  mieszkalnych i  kościoła  zniszczeniu  uległy  żydowski  dom  modlitwy oraz przebudowany po 1881 r. pałac, który przed II wojną światową poddany został odbudowie na potrzeby administracji. W roku 1915 Rosjanie stacjonujący w Józefowie wybudowali drewniany most przez Wisłę'”. 

 

Ciekawostkę jest, że budowali go trzy miesiące od listopada do stycznia. Niestety działania I wojny nie oszczędziły go. Rosjanie wycofując się most spalili.

 

 Pan profesor idealnie i trafnie opisuje trudną i nie łatwą historię tego miasta. I na koniec piękne epitafium w 1966 r. przez Pracownię Konserwacji Zabytków w Lublinie: „Fakt, że mały organizm miejski, jakim był Józefów, był aż tak nasycony monumentalnymi budowlami barokowym, jakie stanowiły kościół i klasztor, ratusz, bożnica i pałac, sugeruje wpływ szaty architektonicznej tych budowli na zabudowę mieszkalną. Sądzić należy, że domy przyrynkowe, najbardziej okazałe, parterowe i piętrowe,  zapewne,  jak  wskazują  dane  statystyczne, w większości murowane, z podcieniami – nawiązywały do mieszczańskiej architektury baroku. Niestety zniszczenia spowodowane pożarami i wojnami spustoszyły zupełnie Józefów. Obecna bezstylowa zabudowa mieszkalna w niczym nie przypomina zabudowy historycznej”.

 

 

Mapa z zaznaczonym wiatrakiem z 1944 roku.

 

 Po wielkim skrócie można zapoznać się z historią tego miejsca i to wybraną przeze mnie w skrócie. Nie przytaczam czasów II wojny światowej,czy współczesnych czasów, gdzie i sady i uprawy znane na całą Polskę... Tak samo historię tego miasta potraktował pan M. Nowak w biuletynie nr1 Styczeń 2018 „ Nasza Gmina” - dwumiesięcznik opisując jego historię. I u pana profesora jak i u pana Nowaka brak śladowej ilości informacji o wiatraku – holendrze. To co najważniejsze zawsze jest uwypuklane a młyny ,wiatraki czy cegielnie to już ciut na boku. Strategiczne nie są dla historii miasta. Na pewno tak , tylko ja taki jestem ,że te wiatraki i młyny kocham i szukam choć wzmianek o nich. Często bywa też tak, mówię o czasach teraźniejszych , że wiatrak stał do lat 60 przeważnie ,rzadziej do 70-tych jako przeważnie straszydło i wrak a pamięć o jego i jego świetności szybko uchodziła z świadomości ludzi tu mieszkających. Dlatego te młyny wiatraczne głównie zostawały wyparte przez motor ,zdejmowano im skrzydła pozostawiając często budynek o ni jakiej architekturze dla krajobrazu. Bo to te skrzydła czy w koźaku czy holendrze budowały w tradycji i tożsamości ludu tak ważne miejsce jak młyn. Miejsce ,gdzie przywożono zboże by zemleć je na mąkę czy kaszkę. Miejsce często jedno z ważniejszych w okolicy, często taki młynarz był oczytanym i piśmiennym człekiem. Często także sponsorował czy prowadził nawet szkółki przy młynarskie.  Zrobiłem rekonesans po cenach w tych czasach postawienia koźlaka – nie znalazłem ,ale wpadły mi wyceny remontów kapitalnych  tych wiatracznych młynów. Wahały się od 400 do 700 tysięcy złotych . Zatem nowy mógł kosztować nie mniej niż 800 000zł. Dlatego tak ważne było właściwe oszacowanie możliwości mielenia w wiatraku. Postawiono tu na bardziej wydajny, o nowoczesnej konstrukcji wiatrak - holendra. Pamiętajmy ,że jak piszą zapiski faktów historycznych ów młyn wiatrowy był wybudowany w 2 połowie XVIII wieku. Koło stulecia po nadaniu praw miejskich. Czy była to decyzja jeszcze rodu Potockich czy już Lubomirskich ? Tego nie mogę się w źródłach doczytać. Mamy na uwadze, że w promieniu kilkunastu kilometrów od Józefowa funkcjonowały przecież młyny wodne. I to co najmniej 5. Gdzie wiatr i jego chimeryczność mogła im dawać przewagę nad tym holendrem. Być może właśnie ten wiatrak został wyposażony w walce a nie w kamienie młyńskie. Gdzie z walców otrzymywano lepszą mąkę a sam proces mielenia był dużo bardziej wydajny. Nie mam także informacji kto był właścicielem młyna wiatracznego . Czy należał do rodu właścicieli dóbr? Zapewne tak ,ale pewności brak.  Ilość dobrze plonujących ziem w zboża był wyznacznikiem ilości usługowych młynów. Jak sięgniemy wstecz to pod koniec XIX wieku na Lubelszczyźnie funkcjonowało 1069 młynów. Głównie wiatraki ,ale także młyny wodne. Już w 1870 roku powstało 7 młynów parowych a już w 1907 roku było 24. W powiecie puławskim w owym czasie funkcjonowało 105 młynów wodnym i wiatraków.

 

Mapa z 1915 roku z zaznaczonym wiatrakiem.

 

 

A jak rzucimy to na obszar bliski (koniec XVIII, XIX i XX wiek ) Puław to mamy istne zatrzęsienie wiatraków i młynów wodnych. Świadczy to o żyzności ziemi i wielkoobszarowych uprawach zbóż. Bo w samym Pożogu było 5 wiatraków Chrząchów -2 ,Końskowola -2, Stara Wieś -1 , Skowieszyn -1 ...by dalej wymieniać . Same Puławy ( XIX i XX wiek) -2 wiatraki....a młyny wodne ? Na Kurówce – Wola Nowodworska -1 bardzo nowoczesny, Chrząchówek, Końskowola,podobno Opoka, Rudy, Wólka Profecka -2 …...w  promieniu ..góra 40 km...a jeszcze motorowe młyny czy w Kurowie i okolicach. Teren wybitnie rolniczy. I wracamy do Józefowa. Tu tylko jeden- holender. Albo miał „misje specjalne”, albo postawiono na młyny wodne na rzece Wyżnicy ( była także i wieś  tej samej nazwie). Wiać młode miasto stosunkowo ma za sobą nie małe doświadczenia. Tak blisko Wisły. Skromne, ale dobrze prowadzone przez Potockich choćby. Ale moje myśli w gąszczu tych danych skierować jest na tego holendra. Wiatraka w swojej budowie z wapienia , gdzie na Puławskiej Ziemi tak mało. Ni słowem. A szkoda .Szukam dalej i dalej. Nie łatwe to.. A o młynie mało w sumie nic. 

 

 

Młyny wodne na Wyżnicy blisko Józefowa nad Wisłą.

 

 

Dotarłem to UCHWAŁY NR XXXI/209/2018 RADY MIEJSKIEJ W JÓZEFOWIE NAD WISŁĄ

z dnia 26 stycznia 2018 r. w sprawie wyznaczenia obszaru zdegradowanego i obszaru rewitalizacji na terenie Gminy Józefów nad Wisłą. Można poczytać o cudowności regionu....

 

„Najliczniej reprezentowane są zabytki architektury sakralnej i ludowej. Poza w/w zespołami kościelnymi wpisanymi do rejestru zabytków, w ewidencji zabytków figuruje zespół kościoła parafialnego w Boiskach Starych i w Prawnie. Na terenie gminy znajduje się kilkadziesiąt kapliczek przydrożnych i krzyży, nie tylko wiekowych, ale również współczesnych zasługujących na uwagę. Upamiętniają one min. tragiczne wydarzenia (np. epidemie, miejsca zabójstw, wypadków) lub były wznoszone przez fundatorów zgodnie z miejscową tradycją. Stanowią one nie tylko przejaw kultu religijnego, ale również służą podtrzymaniu miejscowych tradycji i są elementem tożsamości wsi. Na terenie Gminy Józefów nad Wisłą zachowało się niewiele zabytków techniki godnych uwagi konserwatorskiej. Z kilku młynów wodnych, które funkcjonowały na Potoku Podlipie i na rzece Wyżnicy, praktycznie – jeden w Prawnie zachował się w pierwotnej formie z k.XIX w., obecnie przerobiony na elektryczny.  Prawno – wieś w Polsce położona w województwie lubelskim, w powiecie opolskim, w gminie Józefów nad Wisłą. We wsi znajduje się też zabytkowy młyn wybudowany w latach 20. ubiegłego wieku. Właścicielem był Warstatko. Pierwotnie młyn był napędzany turbiną wodną . Za czasów PRL przerobiony na napęd elektryczny. Przy młynie zachowały się resztki przekładni kątowej jakie pozostały po mechanizmie przenoszącym napęd z turbiny wodnej (koła młyńskiego) na urządzenia młyna.

Ponadto z obiektów zabytkowych warto wymienić:

 

wiatrak holenderski w Józefowie z II poł. XVIII w. (w formie ruiny), kuźnię w zespole folwarcznym w Józefowie, kuźnię we wsi Basonia, cegielnię w Rybitwach a także szkutnictwo. We wsi Basonia i Wałowice były małe promy – krypy budowane w celu przewożenia płodów rolnych, bydła i sprzętu rolniczego przez Wisłę na grunty, które w wyniku zmiany koryta Wisły znalazły się na lewym brzegu rzeki”.

 

Dość lapidarna karta zabytku - wiatraka ..nie wiele można z niej wyczytać....

 

 

I można by już zakończyć przytaczanie piękna historii regionu ,ale pozwolę sobie na dalsze jego cytowanie :

 

 „Obecnie, na skutek zbycia zawiślańskich gruntów, oryginalne promy stały się zbędne. Niestety nie zachował się żaden warsztat szkutniczy. Dogodne położenie obszaru gminy sprzyjało rozwijaniu się wczesnego osadnictwa, obecnie ruralistyka także należy do najwyższych wartości krajobrazu zabytkowego gminy. Starym szlakiem handlowym (aktywnym już w okresie wpływów rzymskich, jak potwierdzają znaleziska archeologiczne), funkcjonującym w okresie wczesnego średniowiecza był szlak wodny – rzeka Wisła. Wzdłuż rzeki, od południa powstawały wsie: Wałowice, Basonia,  Nieszawa, Kolczyn, Łopoczno, Kaliszany. Starą wsią są Rybitwy położone u ujścia Wyżnicy do Wisły. Szczególnie interesujące są przekazy dotyczące lokacji szlacheckiej wsi Chruślina i próba lokacji prywatnego miasta Prawno. Dawny układ drożny Mazanowa połączony aleją z zespołem folwarcznym, który znajduje się w ewidencji zabytków.

Obecnie nie można już mówić o wsiach z dużym nasyceniem zabytków budownictwa drewnianego, wyjątek stanowi wieś Bór w dolinie Wyżnicy, gdzie obok dużej ilości obiektów drewnianych: domów, stodół, spichlerzyków zachowały się w zagrodach drewniane żurawie. Stanowi to dobry przykład podtrzymania tradycji. Stosunkowo dużo drewnianych obiektów (domów z okiennicami i zdobionymi narożami) o ładnej bryle i dobrze utrzymanych występuje w Idalinie i Chruślankach Józefowskich, a także w Chruślanach Mazanowskich czy Wólce Kolczyńskiej. W Rybitwach, dzięki dostępności skał węglanowych, znaczna ilość budynków gospodarczych budowana była z kamienia, jednak ich stan techniczny jest zły i sukcesywnie obiekty te są rozbierane i wyburzane. Świadectwem historii najnowszej są cmentarze i mogiły, wyjątkowo liczne w obszarze gminy. Znajdują się czynne 3 cmentarze parafialne rzymsko-katolickie – w Rybitwach, w Prawnie i w Boiskach. Pozostałe to cmentarze zamknięte i miejsca pamięci: kirkut w Józefowie, 2 cmentarze kolonistów niemieckich (w Miłoszówce i Stasinie), 4 cmentarze wojenne z okresu I wojny światowej (w Mazanowie w Chruślankach Józefowskich,Rybitwach (w południowo-wschodnim narożu cmentarza parafialnego) i w Prawnie (północna część cmentarza parafialnego) oraz mogiła i pomnik powstańców z 1863 r. w Chruślinie.Wszystkie cmentarze są objęte pośrednią ochroną konserwatorską. Interesujące i liczne są pomniki upamiętniające zrywy narodowowyzwoleńcze w XIX w. (kapliczka w Józefowie nadWisłą i pomnik w Boiskach) oraz tragiczne wydarzenia z okresu II wojny światowej..” 

 

Kapliczka w ścisłej bliskości wiatraka ....

 

 

Tu urywam . Tak się zastanawiam . W mieście Józefów mowa tu o kuźni jednej jak dobrze rozumiem.  Jedna  kuźnia wydaje się zbyt mało. Przecież przy nadwiślańskiej wsi Bochotnica były aż trzy. Zostawmy to, fokusujmy na wiatrak.Tylko kilka słów o tym wiatraku. Przeglądając zdjęcia okupanta Austrii w czasie I Wojny Światowej natrafiam na panoramę miasta z wiatrakiem. Dokładnie z jego fundamentem z kamienia opoki, wapienia, bez głowicy ze śmigłami. Zapewne do tego czasy, lub w tych czasach wony uległ spaleniu. Zdjęcie załączam.  Czy spłonął w pożodze wojennej? Czy może uległ spaleniu w wyniku nieszczęśliwego wypadku ? Czy może celowemu działaniu jak choćby w Pożogu ? Nie wiem. Kamień do budowy raczej lokalny. Blisko przeca kserotermy. Wałowice czy Basonia w nich zatopiona. Jak i w pierwiosnkach.....  Dużo o nim nie wiem. W sumie nic. Wielkie domysły amatora tych skrzydlatych i nie tylko młynów.  Może spłonął w czasie pożarów nękających miasto nie wiem też.  Ruiny już zatopione w drzewach i krzakach są przy ulicy Urzędowskiej. Tak blisko drogi a tak w kamuflażu. Musiałem  zawrócić by je spotkać. Były na prywatnej posesji. Piękny wapień i ślady jego drewnianego bytu są tu żywe. Wielka konstrukcja   podstawy ściętego stożka zrobiła na mnie ogromne wrażenie ...Zamarłem i zawiesiłem się w tym kwietniowym dniu .. Taki wiatrak i tak mało w nim o nim.... Może Wy drodzy czytelnicy macie jakieś wspomnienia ? Historię z nim związaną? I chcecie się podzielić? … proszę i dziękuje z góry.... teraz to tylko fundamenty bez duszy....a obok kapliczka ponad 100 letnia...

 

01 maja 2020   Komentarze (2)
młyny i wiatraki   historia   józefów   Józefów młyn holeder wiatrak  

Steinforth i jego cmentarz...wysiedlona...

Dzwonnica przykościelna , w tle domostwa wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku.

 

Steinforth i jego cmentarz...

 

Okres XIV a szczególnie XV czy dalej XVI wieku nie tylko na ziemiach Lubelszczyzny wykazał się ogromnym wybuchem powstających nowych miejscowości czy miast. Głównie należących do magnatów, bogatej szlachcie czy zacnych rycerzy. Nie inaczej było na Pomorzu Zachodnim. Mowa dokładnie w bliskich okolicach największego miasta Pojezierza Drawskiego czyli Szczecinka. Założenie Szczecinka przez księcia Warcisława IV ( książę wołogoski, słupsko-sławieński i rugijski, syn Bogusława IV i Małgorzaty) . Rok 1310 to tradycyjnie przyjęta data lokowania miasta. Badania wskazały, że miasto mogło być założone już w 1306 roku. W wieku XVI na tych ziemiach prowadzona była kolonizacja niemiecka. I tak blisko opisywanej miejscowości powstały Kniewo,Płytnica i Barkniewo. W niewielkich połaciach leśnych, na słabo żyznych ziemiach zaczęli się osadzać kolonizatorzy niemieccy. I tak do II WŚ XX wieku zostało niezmienne. Miejscowość jak jedna z wielu powstała na mało urodzajnych ziemiach, przeważnie ostatniej klasy lub poza klasowej. Piachy były z kolei idealnym nośnikiem dla wielu roślin czy drzew. Czy sośnina czy jałowiec , modrzew dobrze się czują w takich ubogich glebach. Powstała opisywana wieś na początku XVI wieku lub być może już pod koniec XV. Wniosek nie bierze się znikąd skoro już w 1528 roku pojawia się na mapach.

 

 

Kosciół i mur kamienny wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku.

 

 

A jak wiemy na mapach z zasady są ukazane miejscowości już mające swoje łoże i funkcjonujące jakiś czas. Dostęp do ryb, do wody pitnej i dla bydła był zapewne kluczowym motywem osadniczym. Jezioro Przełęg kanałem połączone z jeziorem Kniewo dawało pewność nie tylko związaną z wyżywieniem mieszkańców ale i z rozwojem rzemiosła. Zarówno wyplatano więcierze i komolce jak i kosze na płody rolne czy leśne. Wyplatano zapewne i sieci co było dużo bardziej misterną sztuką i wymagało sporej wiedzy i precyzji. Zapewne gdzieś była przystań jeziorna , gdzie był zakład szkutniczy . I mogło by się kłócić z tym co teraz napisze ale w owym czasie XVI wielu czy dalej te tereny były mało zalesione. Lasy ze starodrzewiem były w okolicach Krągów czy Kniewa. Potężne leśne połacie lasów znajdowały się blisko Lotynia czy Czaplinka. Na tym terenie były lasy nieduże , później przechodziły w leśne uprawy bo zapotrzebowanie na drewno rosło wraz ze wzrostem choćby liczby osad i ludności. Samo jezioro , gdzie nieistniejąca wieś Steinforth się przytuliła do niego jest w połączeniu z 3 jeziorami. Zaczynając od jeziora Dziki ,przez j. Remierzewo i z drugiej strony j. Kniewo. Z tego ostatniego wychodziła rzeczka o nazwie Plietnitz czyli idąc tropem zmiany na polską miejscowości to struga zwie się Płytnica. Jak pisałem wcześniej w XVII wieku na jego początku teren nie wiele zmienił się pod względem zasobów leśnych.

 

 

Kosciół i dzwonnica  wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku. Widok od strony cmentarza.

 

Dalej przy Crangen ( Krągach) był staro las i wcześniej wspomnianej Płytnicy. Wielkie piachy i wydmy były już obecne na niedawnym jeszcze poligonie. Bardzo ciekawa informacja z tego okresu jest taka, że w 1612 roku na zamku w Szczecinku mieszkał sam Eilhardus Lubinus. Wielki niemiecki matematyk i teolog protestancki, filozof, kartograf, filolog klasycznej greki i łaciny, jak również poeta. To właśnie z tego okresu XVI/XVII wiek mamy na owe czasy dokładne z wrodzoną sztuką naukowca ale i swoistym artyzmem okraszone. W niedalekim Kniewie około roku 1610- 1618 działał już prężnie młyn. Na kanale łączącym jezioro Przyłęg i jezioro Kniewo Młyn funkcjonował ze zmiennym szczęściem do XX wieku. Powstało zaplecze i specjalne place młyńskie przy nim. Zapewne wszyscy włościanie wozili tam zboże na przemiał. Pewnie później w XVII/ XIX wieku czy późniejszym wiatraki przejęły rolę młynów umiejscowionych w różnych lokalizacjach . Na ten przykład w Krągi ( Osiedle) na wzniesieniu zalesionym ( blisko drogi na leśniczówkę ) był wiatrak (widziałem i opisałem go ciut). W Krągach tuż przy jeziorze Pile był młyn wodny , gdzie jego już niewielkie relikty można spotkać ( tzw wodospad – też opisałem ciut). Był wiatrak w Dzikach choćby także. Społeczność włościan , rolników miała gdzie mielić swoje zboża. W latach 20 tych XVII wieku w miejscowości Steinforth był kościół. Był on jednym z niewielu kościołów w okolicy. Wymienię kilka :

 

Dziki, Płytnica, Piława,Dąbrowica, Starowice.

 

XVII wiek nastaje jak i dla ziem polskich tak i tu bardzo trudnych czasów wojen i epidemii, głodu i cierpienia.

W 1618 roku rozpoczyna się wojna trzydziestoletnia ( w największym skrócie i uproszczeniu -rywalizacja Habsburgów i państw katolickich z protestantami o przywództwo w Cesarstwie). Szwedzi zajmują tereny należące do Szczecinka już w 1627 roku , rok później wojska czeskiego z pochodzenia Albrechta von Wallensteina ( stojącego za katolickim cesarzem). W międzyczasie wybuchają zarazy i epitemie dziesiątkujące ludność. Protestancka Szwecja ponownie w 1631 zajęła miasto. Wynaszająca wojna zapewne wywarła na okoliczne miejscowości ogromny wpływ. Pokój westfalski w 1648 roku poczynił względny spokój. Zapewne wypalone wsie, ogołacane ze wszystkich jej dóbr, wielka bieda i niemoc wówczas panowały. Mieszkańcy wsi i miast cieszyli się spokojem i zaczęli układać swój cykl pracy w zgodzie z naturą i Bogiem. Po 100 latach znów huragan wojny siedmioletniej dotknął ich , wpisując się krwawo w dzieje. Rosjanie splądrowali te ziemie doszczętnie. Co ciekawe jeszcze dopowiem ,że najważniejsze miasto powiatu szczecineckiego ( utworzonego w 1724 roku) w 1711 roku ulegało częstym pożarom. Były one tak rozległe i duże , że w 1711 roku zakazano budować w Szczecinku domów z drewna.

 

 Domostwa wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku.

 

 

Mijały kolejne lata, stulecia. Najwięcej informacji zdobywamy w XX wieku. Ale jeszcze pod samym końcu XIX wieku miejscowość lub blisko Rehmerow powstaje kuźnia , hamernia . Na mapie z 1893 roku jest ujęta jako Hammer ( w wolnym tłumaczeniu kuźnia). I właśnie na tej drodze łączącej Wałcz z Czaplinkiem. Jakość drogi można się domyśleć jaka jest . Ostatnie łaty z asfaltu nie tylko nie są dobrą nawierzchnią ale i stanowią nie lada przeszkodę w jeździe. I gdzie cmentarz na rozdrożu stała świątynia. Szachulcowa konstrukcja . Skromna jak wiele w okolicach. Choćby jak na zdjęciu w Jeleniu czy Krągach

 

Istniejący kościół pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Jeleniu

 

 

Belki czarne , może smołowane na owe czasy jakim impregnatem znanym na tych ziemiach. Tak dobrze ,że zostały jeszcze kościoły i są zdjęcia ...

1 kwietnia 1941 r. Gminy Groß Born, Kniewo, Linde, Płytnica i Steinforth zostały zniesione w ramach utworzenia okręgu wojskowego Groß Born. Wcześniej był spis ludności i kronikarze zapisali kilka informacji.Gmina Steinforth była gminą wiejską w dawnym powiecie Szczecinek w województwie Pomorskim na początku lat 30. ubiegłego wieku. Na czele społeczności Steinfortha stał wójt. Miejscowość Steinforth była jednostką terytorialną o powierzchni 17,7 km². W granicach gminy znajdowały się 2 miejscowości, z których główna siedziba to Steinforth. W gminie Steinforth były 2 miejscowości :

-przysiółek Rehmerow ( był tam dwór pana) – nieistniejąca także . Nazwane jezioro od nazwy Remierzewo.

-Steinforth

 

Otto i Margarete Noeske przed ich domem. Lata około 30 ste.

 

W 1925 r. wieś Steinforth liczyła 337 mieszkańców, w tym 189 mężczyzn (56,1%) i 148 kobiet (43,9%). I tak, średnio 6,2 mieszkańca na dom lub 19 mieszkańców mieszkało na jednym km². Populacja w gminie Steinforth mieszkała w 74 gospodarstwach domowych (4,6 mieszkańca na gospodarstwo domowe lub 1,4 gospodarstwa na dom).Z 324 protestantami (96,1%), zdecydowana większość mieszkańców parafii Steinforth w 1925 r. była wyznania protestanckiego. Ponadto, w Steinforth było 13 katolików (3,9%), ale nie było Żydów. Gmina wiejska była samorządem lokalnym na najniższym szczeblu administracyjnym. Na czele administracji miejskiej stał wybrany na 6 lat burmistrz . W latach trzydziestych XX wieku przywódcy społeczności nazywali się wtedy burmistrzami. Istniała też rada miejska. Naczelnik Wilcze Laski (Wulfflatzke) był odpowiedzialny za lokalną policję w Steinforth. Urząd stanu cywilnego odpowiedzialny za sprawy majątkowe dla gminy Steinforth był w Szczecinku. Urząd Skarbowy w Szczecinku był odpowiedzialny za administrowanie podatkami w Steinforth.Gmina Steinforth należała do okręgu lokalnego sądu w Szczecinek. Właściwy sąd pracy był w Szczecinek. Odpowiedzialna Izba Rolnicza była w Szczecinie. Właściwa izba handlowa znajdowała się w Szczecinie. Właściwy Inspektorat Handlowy był w Szczecinku.Protestanccy mieszkańcy gminy Steinforth należeli do parafii Wilcze Laski (Wulfflatzke). Katolicka parafia była w Szczecinku.Urząd stanu cywilnego był w Wilcze Laski (Wilcze Laski (Wulfflatzke)).

 

 

Szkoła i poczta we wsi Steinforth.

 

W 1935 roku w szkole w tej miejscowości uczyło się 71 uczniów. Rok 1939, początek II Wojny Światowej dla tej ziemi ważny. Zaczyna się pierwszy okres przesiedlenia mieszkańców. Już wieś wtenczas liczyła 200 mieszkańców. Rok 45 był ostatnim rokiem bytności niemieckiej ludności na tej ziemi .Front - radziecki walec z armiami polskimi w marcu 45 zaczął triumfalny marz na Berlin. Z tym frontem marszałek Żukow a na dole Europy centralnej Koniew. Swoisty wyścig kto pierwszy zdobędzie dla Stalina Berlin... Wynik wiadomy z góry. Dla mieszkających tu Niemców była to agresja , dla Polków i Rosjan wyzwolenie . Ziemie odzyskane.... Wysiedlono i wymazano z map nie tylko Steinforth, ale i Płytnicę,Kniewo i Barkniewo ( tu pod koniec lat 40tych XX wieku). Kościół został zniszczony, zostały do dnia dzisiejszego fundamenty . Groby zapadłe i otworzone ...ktoś w nich szukał czegoś. Armia Sowiecka rozgościła się na dobre na tych ziemiach , miała ogromny poligon, mieszkała kształtowała ten ogromny obszar. Rozgościli się do października 1992 roku. Żyjąc tu , umierając,zakładając rodziny , budując domy. Zajmując domy poniemieckie. Polacy byli odcięci , tu było Państwo w Państwie.

 

Autor podczas wybiegania. We wsi nieistniejącej dużo takich reliktów wojny.

 

A po tym czasie dalej od Krągów jadąc marną asfaltówką przy bagnie, przy wyrzutni , przy dużym lesie a teraz płytami ażurowymi po 5 km wpada się w tą byłą miejscowość. Widać zarysowania nieistniejących budynków, stare sady w już wysłużonymi drzewami owocowymi. Widać i linię napięcia , widać że tu tak niedawno tętniło życie.

 

 

Pobliskie jezioro Kniewo.

 

Wita mnie płyta informacyjna o wsi. Dość niedawno postawiona. Witają nie łuski amunicji, fundamenty w krzakach głogu, rubiny akacjowej, tarniny dalej. Leśniczówka nowa połyskuje na tle tej szarości historii. Nowe auta terenowe, dym z komina .. Jest życie. Nie wiem ok kiedy , może lata 80 te? Nie wiem.

 

 

Tablica informacyjna widoczna już z daleka od strony drogi Krągi - Steinforth.

 

Bywam tu od 2000 roku. Pada rzęsisty nie miły styczniowy deszcz. Śniegu brak. A ja rowerową eskapadę po byłych cmentarzach ewangelickich po okolicy uskuteczniam. Odpalam mapę szczegółową , widzę na niej relikty cemenciarza . Żegnam się z jeziorem i zawracam, mijam leśniczówkę i ruszam traktem marnym , drogą zniszczoną. Jadę kilkaset metrów. Widzę lekkie wzniesienie i rozwidlenie polnych dróg. To Tu. Zsiadam z roweru. Wdrapuję się na wzniesienie małe. Cmentarz i fundamenty byłego kościoła. Modlitwa za tych co tu leżą. Niech im ziemia lekką będzie. Kościół nie przetrwał. Pożoga wojenna go odebrała jak i pozostałym budynkom. Taka wieś , duża i dobrze zorganizowana teraz brzmi tak miałko.

 

Relikty fundametów kościoła we wsi.

 

 

Relikty byłego ewangelickiego cmentarza we wsi.

 

 

Droga , krzaczory, fragmenty fundamentów schowane w świat lasu i krzewin. Widok przygnębiający , otwarte groby przez kogo ? Nie wiem ...może Rosjanie , może Polacy? Czego szukali w śmierci innych ? Nie wiem... Deszcz się nasila .. czas na mnie. Jadę do Kniewa i jego pięknym jeziorem i stawem ,gdzie był dwór . Jadę do Płytnicy ,gdzie jak się okazało znicze się palą ….

 

Mapa z roku 1610.

 

 

Mapa z roku 1893.

 

Mapa z roku 1952.

 

 

 

Na podstawie :

Gemeindelexikon für den Freistaat Preußen. Provinz Pommern. Nach dem endgültigen Ergebnis der Volkszählung vom 16. Juni 1925 und anderen amtlichen Quellen unter Zugrundelegung des Gebietsstandes vom 1. Oktober 1932. Berlin: Preußisches Statistisches Landesamt, 1932.

Tablic informacyjnych przy byłych miejscowościach

Map dostępnych, rozmów z rodziną.

http://wolneforumgdansk.pl

Zdjęcia większości z fotopolska.pl i aukcji internetowych

04 kwietnia 2020   Komentarze (6)
rodzinne strony   cmentarze   historia  

Niedoszłe miasteczko butów pełne ...Bata...

Wizualizacja osiedla pracownicznego - wykonal Pan Jacek Gładysz !

 

 

Centralny Okręg Przemysłowy. Wicepremier Kwiatkowski zainicjował ogrom zmian gospodarczych w już walczących z kryzysem młodym wolnym państwem Polskim.Przyszłość wiązali i Puławianie z nim, z tym COP . Lat 30 te.

Idąc za Janem Krzysztofem Wasilewskim o samym Centralnym :

“

Okres ożywienia gospodarczego lat 1926-1928 zaowocował koncepcją rozbudowy polskiego przemysłu wojskowego w tzw. trójkącie "bezpieczeństwa", zlokalizowanym między Sanem a Wisłą. Na przeszkodzie rozwinięcia tej koncepcji stanął wielki kryzys gospodarczy, który w Polsce rozpoczął się w roku 1929 i trwał do roku 1934.

W 1936 roku w kołach rządowych podjęto próbę opracowania programu inwestycyjnego. Program ten, którego twórcą był ówczesny wicepremier i minister skarbu, Eugeniusz Kwiatkowski, nazwany został czteroletnim planem inwestycyjnym i obejmował okres od l lipca 1936 roku do 30 czerwca 1940 roku. Zakładano w nim podjęcie realizacji inwestycji państwowych na sumę około miliarda [i] 450 - 800 mln zł. Celami planu były: rozbudowa przemysłu przetwórczego, rozszerzenie rynku wewnętrznego oraz wzmocnienie przemysłu zbrojeniowego.

    Jednocześnie, licząc się ze szczupłością własnych środków na finansowanie nowych inwestycji wojskowych, usilnie starano się uzyskać pożyczkę zagraniczną. We wrześniu 1936 roku zawarto umowę z Francją, na mocy której Polska otrzymała pożyczkę zbrojeniową na łączną kwotę 2.250 mln franków, tj. około 480 mln zł. Była to pożyczka zarówno gotówkowa, jak i materiałowa, której jednak nie zdołano niestety w pełni wykorzystać. W 1939 roku uzyskano jeszcze jedną pożyczkę francuską w wysokości 430 mln franków.

 

O lokalizacji COP przesądziły przesłanki ekonomiczne, militarne i demograficzno-społeczne. Dotychczas przemysł w Polsce grupował się w kilku tradycyjnych ośrodkach na zachodzie i centrum kraju. COP miał niejako wypełnić lukę na terenach słabo uprzemysłowionych i stanowić rodzaj pomostu między terenami rozwiniętymi gospodarczo, a zacofanymi kresami wschodnimi. Administracyjnie COP wchodził w obszar czterech województw: kieleckiego, krakowskiego, lubelskiego i lwowskiego, obejmując 46 powiatów o łącznej powierzchni 59.951 km kw., to jest blisko 15,4 proc. powierzchni Polski. Obszar ten w 1938 roku zamieszkiwało 5 milionów 764 tysięcy osób [około 18 proc. ludności kraju - przyp. red.], przy średniej gęstości zaludnienia 104 osoby na kilometr kwadratowy.

 

 

Fundamenty Baty

 

  Tereny COP zostały podzielone na trzy regiony. W skład regionu A - 'Kieleckiego' (tworzyw i surowców), wchodziło 9 powiatów z województwa kieleckiego: iłżecki, jędrzejowski, kielecki, konecki, kozienicki, opoczyński, radomski, opatowski i miasto Radom. Region B - 'Lubelski' (aprowizacyjny), obejmował 10 powiatów z województwa lubelskiego: chełmski, hrubieszowski, krasnostawski, lubartowski, lubelski, puławski, tomaszowski, włodawski, zamojski i miasto Lublin. Region C - 'Sandomierski' (przetwórczy), tworzyło aż 27 powiatów. Z województwa kieleckiego: pińczowski, sandomierski i stopnicki; z woj. lubelskiego: biłgorajski i janowski; z woj. krakowskiego: brzeski, dąbrowski, dębicki, gorlicki, jasielski, mielecki, nowosądecki i tarnowski; z woj. lwowskiego: brzozowski, dobromilski, jarosławski, kolbuszowski, krośnieński, leski, lubaczowski, łańcucki, przemyski, przeworski, rzeszowski, niżański, tarnobrzeski, sanocki. W przyszłości planowano utworzenie jednego województwa, którego stolicą, ze względu na centralne położenie, miał zostać Sandomierz. Przyszłe województwo sandomierskie miało obejmować 20 powiatów, o łącznej powierzchni 24.500 km kw. Inny projekt przewidywał włączenie do tego województwa wszystkich powiatów COP.

Okręg 'Lubelski', ze względu na obfitość dobrych gleb, miał stanowić zaplecze aprowizacyjne dla dwóch pozostałych okręgów. [Jednak i tutaj miały powstać ważne zakłady przemysłowe. Jeszcze we wrześniu 1938 roku rozpoczęto na przedmieściu Tatary w Lublinie budowę hali produkcyjnej warszawskiej firmy Lilpop, Rau i Loewenstein, która zamierzała tu produkować podzespoły do samochodów osobowych i ciężarowych - na amerykańskiej licencji Chevroleta (General Motors). Planowano rozpoczęcie produkcji silników, mostów napędowych przednich i tylnych, układów kierowniczych, a także sprzęgieł i skrzyni przekładniowych. Silniki miały być wytwarzane w ilości dziesięciu tysięcy sztuk rocznie, a ich produkcja przeznaczona na potrzeby krajowe - przyp. red., źródło: Wikipedia.pl]. [Ogólny koszt budowy Fabryki Samochodów w Lublinie miał wynieść około 9 milionów złotych. W momencie wybuchu II wojny światowej z zaprojektowanego kompleksu hal fabrycznych gotowa była hala montażowa oraz kotłownia - przyp. red., źródło: daewoo.lublin.pl/historia - od 2008 r. niedostępne. Przygotowano również bocznicę kolejową. Ponieważ zręby sporej inwestycji nie uległy podczas wojny i okupacji zniszczeniu, po wojnie nowe władze tę bazę skwapliwie rozbudowały i uruchomiły Fabrykę Samochodów Ciężarowych (FSC) - przyp. red.]

  Tuż przed wojną sam Lublin i jego 11 powiatów znalazły się w zasięgu obszaru intensywnego zagospodarowania. COP okręgu lubelskiego rozwijał się, a budowę nowych zakładów przemysłowych miały wyprzedzić inwestycje elektryfikacyjne i komunikacyjne. Okres przedwojenny to czas, w którym zaczęła się rozwijać produkcja lotnicza na Lubelszczyźnie - dokładniej w Podlaskiej Wytwórni Samolotów w Białej Podlaskiej. Inną, mniejszą manufakturą przemysłu lotniczego była Fabryka Wyrzutników do bomb inż. Władysława Świąteckiego przy ulicy Lubartowskiej w Lublinie oraz Lubelska Wytwórnia Części Lotniczych - od red.]. [W Lublinie powstała Fabryka Masek Przeciwgazowych, rozbudowano i zmodernizowano Lubelską Wytwórnię Samolotów, na Firlejowszczyźnie uruchomiono fabrykę drutu i walcownię Spółki Górniczo-Hutniczej Karwina-Trzciniec. [...] Przy ulicy Łęczyńskiej zaczęła produkcję Wytwórnia Części Lotniczych Tadeusza Stelmaszczyka. Jednocześnie nastąpiło ożywienie produkcji zakładów przetwórstwa mięsa, cukrowni, drożdżowni, browarów, młynów i zakładów rektyfikacji. Udział Lubelszczyzny w planach COP przyczynił się więc do rozbudowy przemysłu elektromaszynowego i rozwoju przemysłu rolno-spożywczego w Regionie oraz umocnił powiązania gospodarcze województwa z całym krajem - przyp. red., cytat za: Jarosław Woźniak

 Pierwszym zakładem przemysłowym w ramach inwestycji COP była budowana w 1937 roku Fabryka Amunicji nr 2 w Budzyniu pod Kraśnikiem. Kolejny zakład zbrojeniowy wzniesiono tuż przed wybuchem wojny w Jawidzu koło Lubartowa. Była to Fabryka Amunicji nr 5. Poważną inwestycją była Fabryka Urządzeń Telekomunikacyjnych w Poniatowej. Wstępną produkcję podjęła 15 sierpnia 1939 roku. W czasie wojny pracowała na potrzeby armii, następnie na terenie fabryki Niemcy założyli obóz jeniecki. Inne przedsięwzięcia przedwojenne w ramach lubelskiego COP-u to: Fabryka Masek Przeciwgazowych w Lublinie, Fabryka Prochu i Materiałów Wybuchowych w Krasnymstawie, nowoczesne garbarnie i fabryki obuwia w okolicach Puław. Kolejną większą inwestycją tego okresu - i nowatorską było założenie - przez Spółkę Górniczo-Hutniczą Karwina-Trzyniec - Fabryki Drutu i Walcowni w Lublinie, latem 1939 roku. W Puławach rozpoczęto budowę Fabryki Żelatyny, która pracowała z zastosowaniem polskiej technologii. Znaczne ożywienie nastąpiło w przemyśle przetwórczym, co wynikało z poprawy sytuacji w rolnictwie, wzmożonego zapotrzebowania na towary oraz poprawy rentowności zakładów. (...) W związku z realizacją planów inwestycyjnych COP korzystne warunki rozwoju powstały w przemyśle mineralnym Lubelszczyzny, w nowej gałęzi przemysłu, która w tak dużym stopniu funkcjonuje do dziś. W 1937 roku czynnych było 239 cegielni, 6 betoniarni, cementownia, zakład dachówek, 10 kaflarni, trzy klinkiernie i inne zakłady wytwórcze. Przemysł ten w skali kraju produkował 9,3 proc. cementu, 3,5 proc. cegły, 30,5 proc. klinkieru drogowego, 21 proc. wytworów z cementu i betonu. Przemysł drzewny reprezentowały głównie cztery duże fabryki mebli. Przemysł maszynowy realizował przede wszystkim produkcję w fabrykach maszyn i narzędzi rolniczych M. Moritza i M. Wolskiego oraz Lubelskie Fabryki Wag.

  Mimo ewidentnego rozwoju przemysłu województwa lubelskiego przez cały okres międzywojenny nie odgrywał on istotniejszej roli w potencjale ekonomicznym kraju. Jego udział w produkcji krajowej w roku 1937 roku pod względem liczby zakładów wynosił zaledwie 1,9 proc. liczby maszyn i 2,0 proc. ogólnej produkcji. Jedynie przemysł spożywczy (głównie cukrownictwo) miało pewne znaczenie w produkcji kraju (5,3 proc.) w 1937 roku. Przejawem niedorozwoju gospodarczego - w tym także rolnictwa - była znaczna liczba emigracji z tego terenu. W latach 1918-1939 wyemigrowało z Lubelszczyzny około 30 tysięcy osób, czyli prawie 3,6 proc. wychodźstwa z całej Polski.

  Przedwojenny przemysł lubelski miał charakter zdecydowanie drobnotowarowy, a jego struktura gałęziowa wynikała przede wszystkim z możliwości surowcowych. Najważniejszą gałęzią pozostał przemysł rolno-spożywczy. Rozmieszczenie terytorialne przemysłu na terenie lubelskim było raczej nierównomierne, zjawisko koncentracji prawie całkowicie nie istniało. Rozmieszczenie większych zakładów nie wykazywało tendencji do koncentracji, z wyjątkiem centrum województwa, jakim był sam Lublin. Z 17.611 zakładów przemysłowych miasta skupiały 49,9 proc. ogólnej ich liczby, pozostałe 50,1 proc. działało na wsi. W samym Lublinie pracowało w 1937 roku 1.213 zakładów. Podsumowując te dane, w strukturze gałęziowej przemysłu lubelskiego wyraźne było wyraźne wzmocnienie przemysłu elektromaszynowego oraz dalszy i intensywny rozwój przemysłu spożywczego, który dominował na tym terenie. Trwałą jednak cechą przemysłu na Lubelszczyźnie pozostała jego naturalna, dość bogata wielobranżowość, ukształtowana raczej przez sposób produkcji - rzemieślniczy i manufakturowy. Wojna niestety skutecznie zahamowała rozwój przemysłu na terenie Lubelszczyzny...."

 

Przecinka leśna 

 

 

A Tu na puławskiej Ziemi ...

 

 Wyczytać można w Pamiętnikach Puławskich : "Zasięg jego ( COP) miał być od Puław aż do Przemyśla, no i zaczęto budować. U nas w obrębie Wólki miały stanąć 4 fabryki: Bacutil, Bata, bawełniana a czwarta miał budować Namysłowski, który wykupił ziemię we wsi za cenę 45 groszy za metr, czyli za hektar 4500 zł.[........] Na przedmieściu Wólka Profecka rozpoczęto budowę fabrykę żelatyny. Tu przystąpiono do  przygotowania budowy dużych zakładów przemysłu chemicznego , których inwestorem były Zjednoczone Zakłady Materiałów Wybuchowych i Azotu- Spółka Akcyjna w Łaziskach . Również w rejonie Puław , a dokładniej rzecz biorąc Wólki Gołębskiej rozpoczęły swojego bardzo dużego oddziału wraz z garbarnią Zakłady Przemysłu Obuwniczego „BATA” z Zlina..To ni koniec wielkich inwestycji. Druga wielka inwestycja miała miejsce na drugiej stronie Puław w stronę Bochotnicy. We Włostowicach na tak zwanych „piaskach” rozpoczęto proces wykupu gruntów pod tą inwestycję. Dla okolicznych miejscowości także zaistniała możliwość wielkiego skoku . Industrializacja  Leżąca w granicach powiatu Puławskiego Poniatowa skrwawiona przez niemieckich oprawców później w czasie wojny ...krwawymi żniwami...wybudowano zakłady będące filią  Państwowych Zakładów Tele i Radiotechnicznych . 

 

Widczne na mapie Lidar zarys fundamentów kompleksu 

 

 

Cytując stronę przeciwlotnicza.pl możemy się ciut więcej dowiedzieć :

"Filię PZTiR w Poniatowej utworzono [1937 rozpoczęcie budowy, 1939 zak.] ze względu na rosnące potrzeby wojska polskiego względem sprzętu łączności. Dotychczasowe możliwości produkcyjne zakładów nie spełniały oczekiwać wytwórczych stawianych przez  wojsko, nawet przy wsparciu kooperantów prywatnych – realne moce produkcyjne szacowano bowiem na 40-50% wojennego zapotrzebowania. Budowę nowych zakładów w Poniatowej miało współfinansować rokrocznie MSWojsk (700 tyś. złotych rocznie), a ogólne koszty szacowano na 10 mln złotych. Do wybuchu wojny wydatkowano na cele budowlane aż 6,6 mln złotych. Stosunkowo wysoki koszt budowy tłumaczy kompleksowe podejście planistów, zakładających równoczesne powstanie 10 budynków fabrycznych, 10 domów mieszkalnych (osiedle fabryczne) oraz 2 hoteli  dla pracowników. Start budowy poniatowskiej filii PZTiR planowano na rok budżetowy 1940/1941. W przyszłości fabryka miała wytwarzać szeroką gamę towarów: radiostacje polowe, wojskowe łącznice telefoniczne, liczniki elektryczne, radioodbiorniki lampowe i kryształowe. Planowane zatrudnienie po rozwinięciu  produkcji szacowano na 600 robotników plus kadra inżynierska. "

Dekretem rządu 22 lipca 1949 roku ogłoszono odbudowę i rozbudowę zakładów, które otrzymały nazwę Zakłady Wytwórcze Sprzętu Instalacyjnego jako filię zakładów w Bydgoszczy. Później Predom...

 

Relikty niepowstałej fabryki Bata

 

W Czesławicach koło Nałęczowa zaczęto przygotowania na możliwość realizacji projektu budowy przedsiębiorstwa ,które miało produkować na licencji francuskiej samochody marki Renault.  Dnia 26 maja 1939 roku Ministerstwo Przemysłu i Handlu wręczyło przedstawicielom Spółki Akcyjnej Wytwórni Samochodów “Fablok” koncesję na montaż i produkcję samochodów francuskich Renault. Owa firma miała montować wszystkie typy samochodów osobowych jak i również samochody ciężarowe z motorem Diesla.15.VI.39 roku w kancelarii notariusza Wacława Salkowskiego sporządzono akt kupna i sprzedaży nieruchomości , gruntów 60 ha położonej w miejscowości Czesławice . Sprzedającym był Tomasz Piotr Marian Milewicz ówczesny właściciel dóbr Czesławice a kupującym za kwotę 192 019 20 złotych “Fablok” W lipcu 1939 roku ruszyły prace związane z poszerzeniem drogi Nałęczów - Czesławice ( od wąwozu pomiędzy wzgórzem Poniatowskiego a skarpą nad doliną Poluby).Wydrążono studnie głębinowe , miano wykupić nowe grunta naprzeciwko Milewicza….miano...1 wrzesień 1939 roku pokrzyżował wszystkie te plany…. 

 

A już poza COP w Puławach budował się szpital powiatowy oraz budynek Wydziału Weterynarii Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego. Zakończono do początku wojny wybudować kompleks budynków na „Michałówce”. Został także przekazany do użytkowania dworzec autobusowy. Co było wcześniej ? W Puławach z ciekawości ktoś by zapytał ?

Tuż przed II WŚ było w LPU około 300 sklepów i sklepików  z tego 65 należących do Polaków.. Ważną rolę odgrywały „Społem”. Zarządzały i piekarniami ,składami opału itd. W 1939 roku funkcjonowały choćby  2 tartaki , młyn , fabryka octu , 6 piekarń , drukarnia Czecha, stocznia i warsztaty remontowe należące do Państwowego Zarządu Dróg Wodnych. 

 

Domki pracownicze w Chemłku.Zapewnie takie i by były wybudowane w Wólce. Zdjęcie Intenet.

 

 

Wracajmy do planowanego przez architekta Adolfa Kurciusa, projektanta zatrudnionego w Urzędzie Gminy w Czechowicach-Dziedzicach miasteczka przemysłowego.Zanim o tej Puławskiej inwestycji  warto oko zawiesić na Baty największym w Polsce osiedlu , ba miasteczku pracowniczym - w Chemłku.O Bata w Chemłku poczytać możemy na blogu -  blogi.dziennikachodni.pl :

„Tomas Bata, twórca obuwniczego imperium to w Czechach postać kultowa. Ale nie tylko w Czechach, także Chełmek koło Oświęcimia zawdzięcza mu wiele.

Tomas Bata wybudował we wsi Chełmek  w latach 30. ubiegłego wieku fabrykę obuwia, postawił osiedle dla swoich pracowników i sprawił, że niewielka i biedna małopolska wieś z dnia na dzień stała się atrakcyjnym do zamieszkania miejscem (choć na prawa miejskie musiał Chełmek poczekać aż do roku 1969).

Imerium Baty

Zaczęło się od małego rodzinnego biznesu w Czechach, w Zlinie pod koniec XIX wieku. Niestety, wysokie ceny skóry spowodowały, że mała firma stanęła na progu bankructwa. I wtedy Tomas Bata wpadł na genialny i rewolucyjny wtedy pomysł. Zamiast butów ze skóry, zaczął produkować dużo tańsze z… sukna żaglowego. To pozwoliło mu nie tylko odbić się od dna ale i zawojować rynek. Firma Bata się rozwijała, powstawały kolejne sklepy firmowe, nie tylko w Czechach. Razem z fabryką rosły też osiedla patronackie z mieszkaniami dla robotników. Wtedy, na początku XX wieku taka była filozofia prowadzenia biznesu. Znamy ją i ze Śląska – mamy tu przecież wiele takich osiedli.  Giszowiec i Nikiszowiec braci Zillmannów to najbardziej znane przykłady, ale są przecież takie kolonie i w Rudzie Śląskiej, i w Zabrzu, i w Chorzowie Batorym, Czerwionce Leszczynach i wielu  innych śląskich miastach.

Mamy w Chełmku eldorado

A skąd pomysł Baty na fabrykę w Polsce? Z powodu ceł – usłyszałam w sobotę od przewodniczki, która oprowadza mnie i innych turystów, którzy przyjechali do Chełmka zwiedzać kolonię Baty. Cła po pierwszej wojnie były tak wysokie, że Bata wolał budować kolejne fabryki w kolejnych krajach Europy. I w Polsce też. Odkupił kawał ziemi od właściciela niedalekiego Bobrka, księcia Adama Sapiehy i zbudował fabrykę w Chełmku. Wtedy, na początku lat 30. XX wieku był to pierwszy zakład przemysłowej produkcji obuwia w Polsce. Plany Bata miał imponujące. Tylko część udało się zrealizować. Przeszkodą była nawet nie śmierć właściciela (Tomas Bata zginął w roku 1932 w katastrofie lotniczej, biznes przejął jego przyrodni brat Jan Antoni), ale wielka historia, czyli wojna. Ale zanim do tego doszło…

Oprócz fabryki w Chełmku zaczęły powstawać pierwsze domy kolonii. Osiedle zaprojektowali Franciszek Lydie Gahura i Mirosław Droha (ci sami architekci, którzy zaprojektowali Zlin). Miało być około 200 budynków, do wojny powstało kilkanaście. Wszystkie są z czerwonej cegły, jednopiętrowe. Ale nie identyczne. Mamy „bliźniaki” dla kadry kierowniczej, mamy niewielkie mieszkania dla robotniczych rodzin, mamy też dom dla niezamężnych kawalerów (12 pokoi na parterze, kilka na piętrze, wspólna kuchnia). Wszystkie mieszkania wyposażone były od początku w łazienki, co wtedy było jeszcze luksusem. Dla robotników, którzy przyjeżdżali do pracy ze wsi galicyjskich, był to duży przeskok cywilizacyjny.A do tego duży park a w nim kręgielnia, muszla koncertowa (zachowała się, jest odnowiona i odbywają się tu znowu koncerty), szkoła, skocznia narciarska, basen do kąpieli dla dzieci – są jego resztki jeszcze w okolicy kortów. No właśnie – korty tenisowe. To była duma Chełmka. Przyjeżdżała tu nawet słynna Jadwiga Jędrzejowska. Jedyne korty między Krakowem a Katowicami. W takim małym Chełmku! Służą zresztą mieszkańcom do dzisiaj.80 młodych chłopców z Chełmka w latach 30. miało możliwość kształcenia się w szkole zawodowej w Zlinie. Wracali jako fachowcy i szybko awansowali.Dzisiaj domy Baty stoją i mają się dobrze. Wiele mieszkań zostało wykupionych i stanowią prywatną własność, inne są własnością gminy i służą jako lokale komunalne...."

O samej historii firmy  BATA można poczytać poniżej , cytowano z Wikipedii "

Założycielami przedsiębiorstwa w 1894 r. byli bracia Antonín i Tomáš Baťa oraz ich siostra Anna. Pierwszą siedzibą był Zlin w Czechach. Początkowo przedsiębiorstwo poza założycielami zatrudniało jeszcze trzech chałupników. Przełomem dla rozwoju przedsiębiorstwa był okres I wojny światowej kiedy to firma otrzymała duże zamówienia od wojska, a dzienna produkcja przekroczyła 10 tys. par obuwia przy zatrudnieniu ponad 5 tys. pracowników. W 1930 w koncernie wprowadzono 40-godzinny tydzień pracy. W 1931 przedsiębiorstwo zostało przekształcone w spółkę akcyjną. Po śmierci Tomáša Baty w wypadku lotniczym w Otrokovicach pod Zlinem, w czasie rejsu do Zurychu samolotem Junkers F.13 o numerze rejestracyjnym D-1608, od 1932 przedsiębiorstwem zarządzał jego przyrodni brat Jan Antonín Baťa.

Historia Baty w Polsce

W Polsce międzywojennej w 1929 przedsiębiorstwo powołało Polską Spółkę Obuwia Bata S.A. w Krakowie, o kapitale akcyjnym 3 mln zł, który został podzielony na 12 tys. akcji po 250 zł, oraz: od 1932 zakłady produkcyjne w Chełmku koło Chrzanowa, znane w okresie powojennym jako Południowe Zakłady Obuwia (1947–1959), Południowe Zakłady Przemysłu Skórzanego „Chełmek” (1959–1990), Południowe Zakłady Przemysłu Skórzanego „Chełmek” S.A. (1991–2003), obecnie nie funkcjonują od 1939 zakłady w Radomiu, w okresie okupacji jako Bata Schuh- und Leder Werke, Radomskie Zakłady Obuwia (od 1948), później Radomskie Zakłady Przemysłu Skórzanego „Radoskór” (1959–1999), które obecnie nie funkcjonują....."

 

Relikty BATA

 

Lekko mży . Godzina odpowiednia do pracy a nie na szukanie reliktów Baty. Zwolniony z pracy o godzinę jadę niby wiem gdzie , nigdy tam nie byłem. Dopiero od 9 lat w Puławach a co chwilę coś mnie zaskakuje . Takie serce Pułaskiego świata , tej historii i przyrody. Tak zakochany w niej po uszy, po każdą komórkę mojego ciała i duszy. Dziś za  kapliczką pięknie odnowioną przed torami ,gdzie zaorane i nowe drzewka sośniny był kiedyś Ośrodek WCZASOWY firmy LUBGAL zakład przemysłu dziewiarskiego Lublin. Nie wiedziałem… Pani Ela podpowiada ,że w latach 80 demontowali ten przybytek. A Pani Walentyna dopowiada, że Domki dla wczasowiczów i stołówka w.w Ośrodka są w Skokach. Stołówka pełni obecnie rolę Świetlica. Jak można liczyć na wspaniałych regionalistów. Potem magiczna linia kolejowa nr 82….warto poczytać o niej. Prześledziłem jej brzemię i z tej i ze strony Łęki i Opatkowic… Unikat ..kolejowa przeprawa promowa na Wiśle….

Gaszę motor silnika . Stawiam w zatoczce przy łasze , niekiedy policja tam staje i budżet naprawia.Dziś moja leciwa skoda zatoczkę zajmuję. Ruch duży ,lecę na drugą stronę. Tam pod szlaban i za nim. Nie znam tych lasów . Tej ich historii. Pomyśleć że tu w XIX wieku winnice były i wino nie gorsze niż w XV Nasiłowie było…Deszcz nie wadzi , zakładam kaptur na głowę niczym 18 latek. Boże, mam już 41 lat a czuję się młodszy, dużo młodszy. Żyły na dłoni , łysiejąca czupryna i zmarszki sprowadzają mnie na ziemię. Idę w te lasy , leje po bombach widać gołym okiem. transzeje lekko przykryte mchem nowego, niechcianego. Wycinka na całego ,sączy się żywiczny sośniny zapach, pociętej na stosie ułożonej. Na dar męża co zapłaci za ten kubik pełen historii i matuszki natury łez…..Kubiki i tu i tam, sączy się w nozdrzach sośnina , przeplatają się nasadzenia i słupy niskiego napięcia . Czuję się dziwnie , bocian przyleciał, szpak zaśpiewał , dzięcioł zapukał agresywnie…Mocny gwar w czuprynach drzew. Droga polna , mocno miejscami zniszczona. Stoję i patrzę ,zamykam oczy , toż to mój świat. Ale te wycinki takie agresywne , mocno przerzedzony las, walczy , rozsiewa sam.  Za ogrodzeniem siatki z drutu nowe nasadzenia , takie równe  symetryczne , nienaturalne - ludzkie. Nie znam tego lasu. Brnę dalej i dalej ,aż po linię napięcia . Świeże słupy żel-bet i przecinka piachem podsypana ciągnie się w stronę Puław jakoś mało naturalnie . Sągi drewna po lewej i po prawej. Z sośnin nie młodych ,na oko około 100 letnich. Dżdży … miesza się zapach żywicy z historią tak mało mi znaną. Odpalam Lidar na mapie i szukam tych ludzkich kształtów . Są, ale za daleko , o kilometr przeszedłem ten teren. Czuć tu działania wojny. Las nie wszystko przykrył , leje po bombach , transzeje nie całkiem zasypane.. Rany otwarte , historia żywa. Dogasające ognisko drwali uświadamia mi ,że na tej leśnej historii nowa rzeczywistość. Puławy Chemia blisko ,przystanek , rozjezdnia ogromna. Za daleko poszybowałem w tych moich poszukiwaniach. Lecz właśnie gdzieś tu miała się kończyć ta ogromna inwestycja .Wracam , cała bluza już nasiąknęła deszczem i sośniną. Mam 350 metrów do tego miejsca. Pomału narasta we mnie powaga i potęga tej i westycji. inwestycji ,która diametralnie zmieniła by ten Puławski , Wolnicy Gołębia świat.Ciąge pada i nie wiem czy to deszcz płaczu czy deszcz oczyszczenia., kosy,sroki, kruki, szpaki cały czas robią harmider. Cały czas przypominają o sobie, są u siebie a ja jestem u nich . W tym ich świecie,splecionych sośnin przepełnionych żywicy i misterium ranka i zapadającego mroku. Widzę fundamenty tuż przy przycince ,widzę ułożone ludzką ręką plany, inżyniera myśl, maszyn pracę. Widzę to dzieło, rośnie mi w oczach wielkość tego miejsca. Gdzie człowiek to drobina , gdzie jego dom to łepek od szpilki….Ta wojna ….

 

Sośniny ...cudowne 

 

Tu na Wólce 95 000 metrów kwadratowych powierzchni , w halach i zadaszeniu 35 000 m[2]. Niewyobrażalna ilość tych metrów. Osiedle miejskie które miało na zawsze zmienić historię Wólki Gołębskiej tej średniowiecznej wolnicy Gołębia. Główne hale budowane przy torach. Za nimi ogromny plac a w środku niego kościół ,szkoły podstawowe, masę zieleni… domki robotnicze….. Ogrom na miarę budowy Azotów… i  tu w Wólce Gołębskiej.

Architekt i budowniczy pan Adolf Kurcius dla potrzeb polskiego przedstawiciela Baty - Polska Spółka Obuwia Bata SA. w Krakowie  stworzył plany zakładów i osiedla w Wólce Gołębskiej. Wykorzystując dobrą monetę COP przystąpili do budowy tej ogromnej inwestycji. Teraz tylko las skrywa fundamenty tego molocha. Mało kto wie gdzie są prócz miejscowych. Sam pomysł pan Adolf nie wymyślił , korzystał z modelowego zaprojektowanego osiedla w Zlinie autorstwa architekta Frantisek Lydie Gahura. To właśnie on stworzył pierwsze funkcjonalistyczne miasto na świecie , miasto było wielkości Dęblina. Oczywiście zaplanowano główne hale przy torach relacji Dęblin - Puławy. Ogromny plac poprzecinany alejami zieleni. w Nich miały powstać domki . Na środku ogromnej promenady kościół i szkoły ,aż dwie. Przy promenadach odchylonych od głównej promenady pod kątem 45 stopni ułożone domki pracownicze , piętrowe. Po co takie zabiegi , by zwyczajnie przełamać monopol nudy architektonicznej ,tej na 90 stopni. Efekt byłby zdumiewający i był zgodny z osią pierwotnego założenia w Zlinie. Równolegle do osi środkowej biegły aż cztery trakty komunikacyjne. Na zachód osiedla Wólki całość została spięta symetrycznym łukiem , gdzie miały pojawić się szkoły zawodowe. W części północnej mieszkaniowej miał pojawić się stadion. Etap pierwszy to realizacja dwch potężnej kubaturze hal blisko 35 000 m[2]. Plany zatwierdzono , zaczęto prace nad fundamentowaniem i połączeniem z dostępem do jakże ważnej linii Nadwiślańskiej. Dziś na fundamentach ..mech. Las młodnik - sośnina zamazuje skutecznie ten wielki projekt, który całkowicie zmienił by tą miejscowość , te Puławy. II Wojna Światowa skutecznie wymazała budowę tego olbrzymiego kompleksu i miejsca pracy dla setek ludzi….Dziś podgrzybki dorodne tam rosną, a niemy szlaban strzeże jej tajemnic…. 

 

Wizualizacja osiedla pracowniczego Bata w Wólce Gołębskiej autorstwa Pana Jacka Gładysza!

 

 

 

 Na postawie cytowanych autorów oraz 

Serdeczne podziękowania dla Pana Zbigniewa Kiełba - genialnego historyka za informację o tym terenie , dziękuję koledze serecznemu Jackowi za wizualizację 3D !!. Dziekuję Mariuszowi Głos za udostępnienie danych o fabryce w Czeslawicach.

 

 "Centralny Okręg Przemysłowy (COP) 1936-1939. Architektura i urbanistyka" M.Furtak.

21 marca 2020   Komentarze (4)
wólka gołebska   technika   puławy   historia   bata wólka gołebska COP  
< 1 2 3 4 ... 13 14 >
Izkpaw | Blogi