• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (67)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (130)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (6)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (44)
  • puławy (48)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (6)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (54)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Historia, strona 3

< 1 2 3 4 5 6 ... 12 13 >

Puławska wieża wodna , która stała się...

 

 

Puławy. Jedna z 3 wież. Wieża wodna- ciśnień powstała na początku XX wieku. Wybudowali ją "Kaniowczycy".Znajduje się na ulicy Filtrowej.Teraz obserwatorium astronomiczne ( uroczyste otwarcie nastąpiło 2 maja 1994 roku). W latach 60-tych XX wieku już nieużywana i niszczejąca, znajdująca się na jednym z wielu pagórków puławskich stała się obiektem zainteresowania - wykorzystania jej jako obserwatorium po adaptacji. Tak też się stało . Krótka historia powstania obserwatorium wraz ze zdjęciami pochodzą ze strony

POLSKIE TOWARZYSTWO MIŁOŚNIKÓW ASTRONOMII ODDZIAŁ W PUŁAWACH :

 

"Propozycja wykorzystania nieczynnej wieży ciśnień przy ul. Filtrowej 50 padła w roku 1965. Grupa osób skupiona wokół Marii i Bogdana Szewczyków podjęła rozmowy z prezydium Miejskiej Rady Narodowej, dotyczące przekazania budynku i adaptacji na obserwatorium astronomiczne. W 1971r. następuje przekazanie budynku dla Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii pismem nr GKM-I-420/b/30/71 z dnia 19.05.1971r. Pierwsze prace ruszyły zaraz po otrzymaniu dokumentów przez Państwa Szewczyków. Grupa Podwórkowa im. M. Kopernika pod kierownictwem Państwa Szewczyków rozpoczęła porządki wokół budynku i w jego wnętrzu. Nieczynne urządzenia wieży ciśnień zdemontował Bogdan Szewczyk. [....... ] Z kolei w 1985r. podpisano umowę z członkami Warszawskiego Oddziału PTMA na sporządzenie dokumentacji i wykonanie kopuły - byli to panowie Wiesław Kłaput i Lucjan Newelski.[....] Montaż kopuły na budynku obserwatorium odbył sie dnia 12 listopada 1988r. Do budynku Oddział PTMA "wprowadził się" 2 sierpnia 1989r. W kwietniu 1990r. zostaje zmontowany mechanizm obrotowy kopuły, jednakże kopuła ruszyła dopiero w końcu marca 1994r. Teraz można było pomyśleć o otwarciu obserwatorium, które miało miejsce 2 maja 1994r [....] "

 

Wieża ciśnień Puławy ulica Filtrowa

 

 

 

Adaptacja Wieża ciśnień Puławy ulica Filtrowa na obserwatorium astronomiczne.

 

 

Adaptacja Wieża ciśnień Puławy ulica Filtrowa na obserwatorium astronomiczne.

 

 

Adaptacja Wieża ciśnień Puławy ulica Filtrowa na obserwatorium astronomiczne. Montaż kopuły.

 

 

 

Sam budynek został wpisany do Gminnej Ewidencji Zabytków Miasta Puławy :

Ustalenia ochrony w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego:

- Uchwała nr XV/142/07 Rady Miasta Puławy z dnia 29.11.2007 r.

- Uchwała nr XVIII/184/08 Rady Miasta Puławy z dnia 31.01.2008 r.

19 grudnia 2019   Dodaj komentarz
puławy   historia   wieże wodne- ciśnień  

Młyny przy Wolnicy ... relikty dawnej świetności...

 

Ach, co to za młyn!!!

 

Właściciel nowego wiatraka typu „koźlak” pan Józef Mizeracki nie nacieszył się swoim nabytkiem. Wybuch II wojny światowej i czasy okupacji były dla jego wiatraka i dla niego nieprzychylne. Nowy koźlak został zamknięty i przeznaczony dla nowych osadników niemieckich. Mowa o wiatraku w miejscowości Chrząchów.... Taki początek historii o mojej eskapadzie do młyna wodnego… Ktoś powie: a co miał młyn wodny w Wólce Nowodworskiej  do wiatraka w pobliskiej wsi? Bardzo dużo! Młynarza. Ów pan Józef, właściciel wiatraka koźlaka w czasie okupacji niemieckiej, znalazł etat w młynie wodnym w Kurowie u ówczesnego właściciela – Niemca Oskara Urlicha, bogatego pana. Poźniej, gdy Polska stała się niepodległa, jego dziecko – wiatrak zaczął mielić mąkę w końcu, by za chwilę zostać zamkniętym przez „słuszną władzę”. Tak oto zbliżamy się do miejsca jego historii, gdzie zapaliła się we mnie przemożna chęć sprawdzenia miejsca, o którym za moment.

 

Relikty byłego kompleksu młyńskiego przy Wólce Nowodworskiej

 

 

Siadam do auta, jest 14ta! Dobrze! Choć pochmurno to jeszcze widno. Jadę na miejsce, mijam Kurów, Brzozową i jest… Zadrzewione miejsce, groble, wały, nasypy, cieki i stugi wodne w marnej jakości już rowach i kanale młyńskim. Młyn!! Ba! Dwa młyny! Jeden w formie bardzo nienamacalnej historii, gdyż jedynym jego śladem jest kilka pali wbitych przy moście łukowym z 1905 roku wraz ze śluzą. Piękny relikt inżynieryjny.

 

Most łukowy na Kurówce z 1905 roku.

 

 

Zachwyca me oczy i trawi mnie ciekawość. Obok łukowego jest prosty nowy most z 1994 roku. Niczym nie zachwyca, wręcz kaleczy widok nie tylko swoją prostotą, jak i przaśnością. Właśnie tam stał na Kurówce drewniany młyn dworu, folwarku Podbórz. Już na mapie z 1850 roku jest on wyraźnie wyartykułowany. Szkoda, że pożoga I wojny światowej zabrała go bezpowrotnie, zostawiając już niewielkie echo po sobie. Latem 1915 roku został zniszczony przez wycofujące się wojska rosyjskie. Pamiętamy, że front załamał się w maju pod Gorlicami. Wojska rosyjskie ewakuowały się paląc co tylko mogły, nie tylko mosty, ale i urządzenia czy maszyny, mogące od razu być przysposobione przez nowego „właściciela”. 

 

Zaznaczony młyn - mapa z 1850 roku.

 

 

 

Relikty młyna zniszczonego w 1915 roku.

 

W pierwszym dwudziestoleciu, a zawężając to między 1915 a 1920 rokiem, pan Józef Giermasiński postanowił wybudować murowany młyn. Turbinowy. Tylko która turbina była tu zastosowana?

 

Mapa z 1914 roku z zaznaczonym młynem wodnym

 

 

 

Mapa z zaznaczonym już nowym młynem wodnym - 1937 rok.

 

 

 

Mapa z zaznaczonym już nowym młynem wodnym - 1944 rok.

 

Wiadomo było, że napęd od koła podsiębiernego był małej sprawności, maksymalnie 30 %. Więc na pewno nie stawiano już na to rozwiązanie. W połowie XIX wieku wynaleziono tzw. turbinę Francisa, a w 1912 roku jej jeszcze wydajniejszą wersję – turbinę Kaplana. Skłaniam się, że użyto tu turbiny Francisa, już o ugruntowanej pozycji w zastosowaniach młyńskich. Tego typu zastosowania turbinowe wymagają odpowiedniego systemu spiętrzania i magazynowania wody. Poczyniono zatem odpowiednie kanały młyńskie i zbiornik wraz z całym systemem przepustów na Kurówce. 

 

Kanał doprowadzający wodę z Kurówki - młynówka.

 

Co ciekawe, młyn jest murowany, co na owe czasy nie było standardem. Pamiętamy choćby młyn w Rudach, także turbinowy – sam młyn, jak i zabudowania, były drewniane – czy młyn wodny w Bochotnicy przy Czarnym Lesie. W bliskości młyna są zabudowania pomłyńskie w formie osady młyńskiej Giermasińskich – wchodziło siedlisko mieszkalne z młynem oraz grunty rolne – pola uprawne i łąki o pow. ok. 38 ha. Po śmierci pana Józefa – budowniczego młyna, w 1930 roku przeszedł on w opiekę Czesława Giermasińskiego, by na końcu trafić do pana Stanisława Giermasińskiego, aż do jego zamknięcia.

 

Relikty młyna 

 

 

I tu znalazł pracę nasz bohater – pan Józef Mizeracki. Nie mogąc pracować na swoim wiatraku – młynie, pracował jako młynarz w młynach na Kurówce. Po II WŚ znalazł pracę w tymże młynie u kolejnego pokolenia Giermasińskich – wspomnianego pana Stanisława.

 

Co ciekawe, wodę ze stawu spuszczono na przełomie lat 20/30. XX wieku. Zatem młyn musiał być zasilany z innych źródeł. Tak też było. Pracował po II WŚ do połowy lat 50. XX wieku. Jak na młyn wodny nie napracował się zanadto. Przy układzie, że został postawiony w 1915 roku i uruchomiony oraz zamknięty w ca 1955 roku pracował 40 lat. Co się wydarzyło po tym czasie? Czyżby w sumie nowoczesny młyn stał się niepotrzebny? Podzielił los watraków – koźlaków. Domyślam się, że przyszło nowe, energia elektryczna płynęła w stalowych drutach dając nieograniczone możliwości i zupełnie nową jakość. Silniki i maszyny już nie musiałby być potężne, zasilane niebezpiecznymi silnikami parowymi czy spalinowymi.  Wspomnianemu nieszczęśliwemu młynarzowi Józefowi, co nie namełł się mąki w swoim wiatraku koźlaku pomarło się w 1961 roku. Wiatrak przejął pan Stanisław Kruk i został rozebrany.

 

Relikty byłego kompleksu młyńskiego blisko Wólki Nowodworskiej

 

Sama ruina młyna bardzo jest intrygująca i fascynująca. Pozostałe dobrze dość zachowane strugi doprowadzające, sadzawka i odpływy przy młynie są arcyciekawe. Z jednej strony pewnie ten teren z reliktami należy do kogoś. Ludzie, i ci miejscowi, i przejezdni, zrobili z niego wielki śmietnik wyrzucając co się da. To przygnębiające świadectwo nas samych. Nie mamy do takich miejsc, do natury i świata, szacunku im należnego. Jak niczyje to można zniszczyć, zdewastować, popsuć. Czerwień cegły, mnogość olszyny wokół i zapach podmokłego terenu jeszcze długo będzie się tu utrzymywał. Może dzięki mojemu wpisowi czy publikacji ktoś się zatrzyma tam i spojrzy na żywe, gasnące relikty tamtych czasów. Czasów królowania wiatraków i młynów wodnych..., czasów pełnej symbiozy i ekologicznie zdobytej i ujarzmionej energii w postaci i wiatru, i wody. Choć potrafiło mocno zadmuchać, potrafił i piorun wiatrak zapalić, a wiosenne roztopy niejeden młyn uszkodziły.

 

Przepust doprowadzacy wodę do kompleksu młyńskiego

 

Wyjeżdzam z tego miejsca z mieszanymi uczuciami. Z miejsca, gdzie słowo pisane o nim było już w 1603 roku jako folwarku Nowodwór. Pisany później przez kolejne losy jako Nowy Dwór stał się w 1971 r. częścią wsi Wólka Nowodworska. W XIX wieku stały w pobliżu dwie karczmy. Jedna należała do dziedzica z Nowodworu, druga do Żyda. W 1827 roku Wólka Nowodworska i folwark Nowodwór należały do gminy Nowa Aleksadria, parafii Końskowola, później Włostowice. W gminie Kurów Wolnica znalazła się później. Zaznaczyć można to, że na przełomie lipca i sierpnia 1915 roku przez te tereny przebiegała linia frontu. Na początku XX wieku funkcjonowała jednoklasowa szkoła (trwała 3 lata).Po wojnie już chadzano do szkoły w m.in. Kurowie. Eduakacja dla dzieci i nie tylko  była tak bardzo potrzebna po tylu dziesiątkach lat rusyfikacji...Ruszam mimo wszytko  z uśmiechem na buzi i zapałem w sercu....

 

Pozostałości infrastruktury młyna

 

 

Teren bardzo ciekawy dla amatora, pasjonata historii jak ja. Czas (choć mam go mało) zacząć poznawać nowe tereny... Niech młyny czy wiatraki będą dobrym zaczynem do tego. Czego i wam życzę.

 

 

 

Stanisław Wójcicki „DZIEDZICTWO KULTUROWE GMINY KURÓW”

Aleksander Lewtak „ WIATRAKI NA ZIEMI PUŁAWSKIEJ"

Korekta Magdalena Wzn - Dziękuję.

17 grudnia 2019   Komentarze (7)
młyny i wiatraki   kurów   historia   wolka nowodworska   Kurów  

Aleksander Jagiellończyk i lipa w Polsce

Anno Domini 1501 , 12 grudnia Wielki Książę Litewski – syn Kazimierza Jagiellończyka - Aleksander Jagiellończyk na Wawelu został koronowany na króla Polski. Akt intronizacji monarchy dokonał jego brat a zarazem najmłodszy z rodzeństwa – biskup krakowski, arcybiskup gnieźnieński, prymas Polski, kardynał, królewicz Fryderyk Jagiellończyk w obecności m.in. matki Elżbiety Rakuszanki.

Żona Aleksandra - Helena Moskiewska (Rurykowiczówna ) (ślub obojga 15 lutego 1495 w katedrze Świętego Stanisława w Wilnie – bp wileński Wojciech Tabor) nie została koronowana na królową Polski. W czasie intronizacji jej męża przebywała w Wilnie. Sprzeciwiali się jej koronacji duchowni katoliccy, gdyż wyznawała wiarę prawosławną (do końca życia była wyznania prawosławnego). Później przyjęła koronę (4 lutego 1502 roku została oficjalnie wprowadzona na Wawel) po spełnieniu przez króla uderzających w jego rolę i ograniczające jego władzę aktów.

Aleksander J.

 

Miał pod górkę ten nasz król, bo najpierw magnatów uszczęśliwił (przywilej mielnicki 25.X.1501 r) później szlachta się upomniała o swoje. W 1505 r. sejm w Radomiu uchwalił konstytucję praw Nihil novi oraz zatwierdził „Statut Łaskiego” spisany przez kanclerza wielkiego koronnego Jana Łaskiego, stanowiący zbiór przywilejów szlacheckich i kościelnych oraz praw miejskich, obowiązujących w Królestwie.

Pod wpływem żony Aleksander wydał dla duchowieństwa prawosławnego przywileje sądowe oraz niezależność finansową. Zalecił też, aby ruscy chłopi przy zmianie pana nie musieli zmieniać prawosławia na katolicyzm.

 

Helena M.

 

 

Pomarło się mu bezpotomnie w wieku 45 lat. Podobno był ostatnim Wielkim Księciem Litewskim który znał i posługiwał się językiem litewskim.Po nim nastał czas panowania młodszego o 6 lat Zygmunta I. Ten przez 42 lata dzielnie władał na Litwie i 41 lat królował w Koronie ….i królował..i królował… aż stał się Zygmuntem I Starym (urodzonym w niedalekich Kozienicach) ..

12 grudnia 2019   Dodaj komentarz
historia   ciekawostki   Jagiellończyk Helena  

Wiatraków dostatek.... koźlaczy los Pożoga...

Wiatrak w Pożogu,lata powojenne. Zdjęcie udostępniła Pani Krystyna Bartuz. Z portalu Gmina Końskowola na starych fotografiach

 

 

Późny wrzesień. Już po żniwach. Pola ogołocone ze zbóż wszelakich. Przy byłych pszenicznych polach przy ogrodzie Czartoryskiej tylko stoją kikuty...ściernisko. Kosą, tradycyjnie koszone , układane w snopy. Do młócenia. W tym roku dopisało wszystko  i pogoda i deszcze i słońce. Pracowano solidnie i solidarnie. Sąsiad sąsiadowi pomagał. Małe dzieci na utkanych lnianych czy konopnych „hamakach” bujane przez starsze rodzeństwo wsiąkało w tą wiejską rzeczywistość. Koniec XIX wieku w Pożogu mimo jakieś wiszącej w powietrzu niechęci Ignacy Boniecki stawia pierwszy wiatrak we wsi. Stolarze , monterzy, dekarze wszyscy się gromadzą na polu Józefa Kozaka.Nie wiedzą bo i skąd ,że   za kilka lat śladem Ignacego powstanie tu jeszcze kilka wiatraków. Będą tak nieodzowne i tak z sobą pięknie grać , kręcić śmigłami ,że staną się i obiektem nie tylko fotografii ale i nie jednej pięknej akwareli czy innego monidła. Gorący wrzesień i już nadzieja ,że zboże nie będzie wożone do pobliskich Witowic czy Konijskiej Woli. 

 

Pożóg nie młody bo już wzmiankowany w XIV wieku.1393-1412 Poszog kop., 1428 Pozayow!, Pozog, 1429 Pozok, Poschok). Zaczął sąsiadować prawnie w 1445 rku ze Skowieszynem. Na początku XV wieku była to własność szlachecka (1428-9 r) należąca do  Elżbiety Mściszkówny by później trafić do dóbr Konińskich - Jan, brat Marcina, synowiec Jakuba Konińskiego z Jakubowic. Pożóg i sumy zapisane na w. Zęborzyce, skonfiskowane Janowi Konińskiemu za niestawienie się na wyprawę nadano Jakubowi Morawcowi z Popkowic. Taka to odległa jego historia.

 

 

Mapa  1914 roku .Brak zaznaczonych wiatraków.

 

Mapa  1937 roku.Widoczne 4 wiatraki.

 

Jak i kiedyś jak i teraz był przytulony do cudownych wierzchownic i głębocznic lessowych. Wąwozów przeoranych tą ziemię Puławską. Tak z Puławami nie związanymi jeszcze, tak te Puławy wzmiankowane pod koniec XV wieku się nie liczyły,były ot przecinkiem przy Konijskiej Woli, Witowic czy Włostowic. Los jak zawsze przekorny i piszę historię po swojemu. 

 

Obraz olejny wiatraków w Pożogu - Dariusz Jasiocha

 

Pali słońce młyn wiatrak już stoi . Wrzesień ! Zawieszona wicha na szczycie. Są przemowy , są pytania gawiedzi jest ogólne podniecenie. Społeczność Pożoga się zgadza w jednym jak mleć mąkę to u siebie. Czasy buta zaborców czuć w każdym aspekcie życia. Dziś kilku w mundurach przyszło oglądać dzieło wiatracznych smagań. Pokiwali głową. Czapkę zdjęli … pali ten wrzesień.  Bezkres pola równego , dokładają na łopatach deszczułek bo kręci słabo. Żarna czekają na piersze mielenie czy to na mąkę czy na kaszę. Jak sobie życzą. Właściciel wiatraka przeszedł gruntowne szkolenie. Wie co i jak … To wykształcony człek. Bierze jak każdy młynarz zapłatę w zbożu lub mące. Pieniędzy nie chce. Obdarte spodenki wyrostków i smarkaczy powiewają na wczesnej jesiennej  jesieni. Zefirek podchodzi pod pocerowaną koszulę lnianą młodego Staszka. Widzi pierwszy raz takie cudo. Ogromne łopaty, kurza noga i się kręci do wiatru . Kilku rosłych ze wsi kręci całym wiatrakiem młynem.... ojce nie opowiadały o tym a tu na własne oczy... Podleciał dotknął... pogonili i witką po grzbiecie dali. Bolało ale warto było...Dostał młody Staszek jak należy, był to syn byłego już dozorcy założonego na początku XIX wieku ogrodu. Takiego hmm ogrodu dla przykładu jak ogrody się zakłada księżnej Czartoryskiej Izabeli z Flemingów. Pamięta jak jego dziadek opowiadał jak teraz za torami ,za Starą Wsią w kierunku Pożoga zakładany był ten jej roboczy ogród. Nie za mały po około 9 hektarów. Pamięta młody Staszek jak w domu dziadków widniała już starawa kartka papieru przepisana z książki a na niej to co Izabela chciała poczynić i zachęcić innych do zakładania ogrodów

 

 

„

Dla zachęcenia tych, co się zastanawiają nad przeciągnięciem czasu, którego mniemają, że wiele trzeba, żeby się doczekać samym go zasadzając, dodam tu ieszcze, że Ogród Pożogowski, w kilku leciech dokończony, powoli robiony, stał się miłym i użytecznym. W temże samym miejscu, założenie Szkółek rozmaitych dowodzi, że staranność ciągła skraca czas: bo Właścicielka doczekała się we dwóch latach niezliczonych drzewek, krzewów i roślin".”

Dziadek opowiadał jak to tu w Pożogu owa księżna czytając dalej jej książkę „"Myśli różne o sposobie zakładania ogrodów przez I.C."  napisała zgrabnie o 78 gatunkach drzew i krzewów , plan ogrodu piękny zawarła , nie szczędziła pióra by opiać 436 bylin. Młody Staszek nie rozumiał co to. Dla niego wiatrak w tym wrześniu był najważniejszy.

Szczere i życiodajne pola Pożoga były idealne do upraw wszelakich zbóż. Ziemia lessowa dawała dobre plony. Pszenica,żyto, owies rodził dostatnie. Co roku lepiej. I samotny wiatrak doczekał się swojego kolegi. Coś niebywałego.

Kolejny „koźlak” wybudowany tuż po rewolucji w Rosji i przegranej wojnie Rosyjsko -Japońskiej  1906 r. przez Wojciecha Sykuta ,od którego przejął syn Tadeusz.Pożóg i dwa wiatraki. Coś co nie dawno nie sniło się , teraz staje się faktem. Rzemieślnicy stawiają kolejnego koźlaka. Już są dwa. Pole płaskie, kilka gospodarczych drewnianych budynków gospodarczych. Już kręcą razem. Droga do nich staje się coraz bardziej wyrobiona. Mają coraz więcej chętnych na kaszę, ospę czy tak w tych czasach cenioną mąkę. Wybuch wojny. Tej pierwszej  , tej noszącej takie ogromne nadzieje na polskość na wolność na Polskę. Austriacy zniszczyli ogród Czartoryskiej z Flemingów. Dewastacja miała miejsce w 1916 roku. Staszkowi było tak żal , że z takim pietyzmem zakłady ogród jest niszczony i pustoszony przez Austro-węgierskie wojska ale nie tylko one. Lubił zapuszczać się blisko torów , patrzeć na lśniącym torem , cudownymi parowozami Borsig 3509. Pięknie się komponowały na tle pól i połyskujących  łanów  zbóż.

Oddech wolej Polski. Piłsudski. Narodzona z niewoli ojczyzna. Tak wyczekiwana , tak nasza, nasączana często bratobójczą krwią i ofiarą. Gdzie w zaborach co wsie dzieliły czy miasta brat z bratem walczyć musiał a ojciec do synów strzelać …. Nastał koniec tego jarzma , homonto , kagańca...prawie. Zmobilizowano ponad 1 milion mężczyzn. Nowa wojna taka zapomniana Bolszewicko Polska. Tuchaczewski ….Piłsudski.... Cud...

Stach już swoje lata ma , zna kosę , zna żniwa, zna orkę , zna życie na brukwi na przednówku. Wie jak smakuje wypadający ząb w lutowy poranek. Okupację przeżył,jutrzenkę wolności czuję co ranek jak wstaje. Ziemia daje plony, ziemia niezgorsza. Zboże pszeniczne rodzi, rodzi i fasolę i kapustę i ziemniaki...już takie nasze a przecież z Hameryki w XVI wieku dopiero przywędrowały do Europy. Poruszenie we wsi nie tylko narodowe ale i now wiatrak na dole budowany. Wiatrak „koźlak” budowany w latach 1919-1920 przez braci Barankiewiczów.Jan wraz z Zygmuntem i Sewerynem dogadali się zebrali kasę i stawiają trzeci wiatrak w Pożogu. Szok. Staszek przychodzi i podziwia. Rozrywa go ta sprawa Polska ale i to co i się dzieje w jego wsi. Wygrywa wieś. Trzy wiatraki ,trzy ! Biją już okoliczne miejscowości.Choć w Skowieszynie Honender jest.... Konstrukcja znana , klasyczna, kozieł , „ koźlak”. Kręci się , łopaty falują na wietrze. Bracia nie mogą wyjść z zachwytu nad swoim dzieckiem. Staszek też. Dziś miał czas podejrzeć trzeci wiatrak we wsi, jak nakosił bydłu na noc. 

Lata wolności. Lata wstawania z kolan. Rok 1922 wpisał się w Pożóg. Ruszono z budową dwóch wiatraków. Jeden  „koźlak” zbudowany w latach 1922-1929 przez Władysława Komstę na wzgórzu koło Pękalinego Dołu i drugi  zbudowany w latach 1922-1929 przez Aleksandra Jaśkiewicza niedaleko torów kolejowych.

Pożóg stał się wsią kumulującą aż 5 wiatraków młynów. Nie ma co szukać w wolnej Polsce takich wsi ,które mają aż tyle młynów – wiatraków?

Staszek w sumie już Stach był pewien , że musi być młynarzem i te sprzęta obsługiwać.Bo każdy młynarz był oczytany, piśmienny i miał wiedzę i wielkie serce. Brał tyle ile trzeba czy to w zbożu czy mące, ale potrafił na termin przyjąć biednego pachołka czy syna chłopa zagrodowego. Umiał dać lekcje i dać możliwość nauki. To był ważniejszy na wsi, liczono się z jego słowem i głosem.Było ich już wielu. Pożóg stał się mekką rzemiosła młynarskiego. Z zazdrości czy innych konotacji jeden z tych technicznych wiatraków po tygodniu spalić się musiał. Pan Aleksander podnieść po stracie nie mógł się. Bo nie lada grosz taki wiatrak kosztować musiał. Słyszeli o młynie wodnym na Kurówce. W pobliskich Rudach. Pan Zasada w nim operował i jego szwagier. Korciło Stacha skoczyć te parę km nad rzeczułkę. Na Rudy. Kurówka 47 km wody , która napędzała 12 młynów wodnych . Stach wziął Zbyszka i za zgodą starszych pobieżyli do Rud. Stał tam piękny młyn wodny turbinowy,spiętrzona woda. Kręcą się leniwie dzieciaki jakieś. Nasłuchał się od miejscowych ,że cała okolica robiła u nich mąkę, że młyn był bardzo dobry, miał trzy pary walców. Mąka wychodziła przednia ; razowa ,pszenna ,kasza- wszystkie rodzaje mąki największe nasilenie prac w młynie przypadało na święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy, cały pałac zastawiony był wozami pełnymi worków ze zbożem. Gospodarze nawet nocowali we młynie. Ach , oczy i duszę nasycili, mają swoje cudowności w Pożogu. Mają w myśl geometrii ustawione wiatraki. Wracają i opowiadają sobie co widzieli, wiedzieli jednak że swoje to najlepsze...

 

Lata wojny II , setki bomb które mijały wiatraki , dając im w okupacji pracę. Po wojnie , gdzie i paliwo i prąd zaczął płynąć w stalowych żyłach zawieszonych na drewnianych sosnowych palach śmigła potrzebne nie były. Zdemontowano. /żal wielki, Stach często żałość w izbie do ojca wylewał. Czytał tyle o tych wiatrowych arcydziałach,czytał ,że historia  wiatraków sięga tysiąca,a jeśli wierzyć chińskim zapisom – nawet dwóch tysięcy lat. Pierwsza „dokumentacja”

wietrznego młyna pochodzi z obszaru dzisiejszego Iranu i Syrii,a najwcześniejsze z tamtejszych konstrukcji datuje się na V–IX wiek. Czytał ,że w  naszej części Europy wiatraki pojawiły się w średniowieczu (ok.1300 roku).Znalazł też opisy po dziadku o nich ,  czytał w nich , że najstarszym i najpopularniejszym typem wiatraka występującym na ziemiach polskich jest wiatrak kozłowy, czyli "koźlak". Ich nazwa pochodzi od kozła, czyli specjalnej podstawy, na której spoczywał cały korpus budowli. Występowały one już w pierwszej ćwierci XIV wieku na Kujawach i w Wielkopolsce, natomiast rozpowszechnienie ich stosowania przypada na wiek XV. Koźlaki dotrwały bez zasadniczych zmian konstrukcyjnych do XX wieku i stanowiły najliczniejszą grupę wiatraków. Ich cechą charakterystyczną jest to, że cały budynek wiatraka wraz ze skrzydłami jest obracalny wokół pionowego, drewnianego słupa tzw. sztembra. Sztember podparty jest najczęściej czterema zastrzałami, a jego dolne zakończenie tkwi w dwóch krzyżujących się podwalinach. Tak skonstruowane podparcie budynku wiatraka nosi nazwę kozła. Ściany wiatraka posiadają konstrukcję szkieletową drewnianą i są ścianami wiszącymi zawieszonymi na koźle za pośrednictwem odpowiednich belek o bardzo dużych przekrojach poprzecznych ("mącznica" i "pojazdy"). Połączenie korpusu z kozłem było ruchome i umożliwiało obracanie wiatraka wokół jego osi.

Było to konieczne, gdyż młynarz musiał dostosować pozycję wiatraka do kierunku wiatru. W obróceniu całej konstrukcji pomagał mu wystający z tylnej (przeciwnej skrzydłom) ściany wiatraka specjalny długi dyszel współpracujący z kołowrotem, za pomocą którego następowało nastawianie budynku śmigami do kierunku wiatru. Za pomocą dyszla koń lub dwóch mężczyzn mogło obrócić wiatrak, kierując go na wiatr.

Zastanowił się nad tym co przeczytał. To lata ,gdzie w szkołach jakiekolwiek je nazwać nie uczono o nich. Poleciał pod te trzy wiatraki. Kartka wyrwana z pamiętnika dziadka. Patrzy , kiwa galową. Ciepło uderza go w ten sierpniowy żniwny wieczór. Przygląda się bliżej , coś szkicuje  trzy kondygnacje: kondygnacja dolna była wyłączona z użytkowania, jako że była zajęta przez konstrukcję kozła, zaś na kondygnacji środkowej i górnej odbywała się produkcja mąki. Mechanizm mielący zboże, a więc złożenie kamieni młyńskich, znajdował się na III kondygnacji. Wchodzi do środka cichaczem. Napęd urządzeń młyńskich odbywał się za pomocą drewnianego wału skrzydłowego i osadzonego na nim koła palecznego, którego średnica dochodziła do 4 m. 

 

Tak zapisał , zszedł po drewnianych schodach. Poszedł do domu. Nie wiedział ,że w 39 roku zacznie się hekatomba II wojny , której nikt nie chciał, nikt nie zapraszał....

Nikt. Prąd odcinał pomału i młyny wiatraczne i młyny wodne. Na ulicy Zielonej pracował młyn już nie potrzebujący ani wody ani wiatru...mel mąkę szybko i bez uczuć. Po wojnie liczono straty i ludzi. W Pożogu jego wąwozach partyzantka walcząca i z niemcem i ruskim i „polakiem”. Nastały gromady nastało światło. Stach już nie młody, ręka bez dwóch palców .Przeżył wojnę , tą drugą , Zbych nie miał tyle szczęścia. Padł pod Skowieszynem.Tam z „Holendra” Niemiec strzelał. Trafił tuż przy źródłach, blisko kolei.

Śmigła gniły , deszczułki odpadały. Kolejek już nie ma, niekiedy kibitka się przetoczy, niekiedy worek pszenicy zawiezie. Ale już droga zarasta. Kolejni młynarze już widzą kres swojej egzystencji. Po wojnie, słuszne czasy nastają. A w nich stare niedobre, drewniane przekładnie , śmigła już nie pasują do linii , do nowego. Ówcześni właściciele wydają decyzje – rozebrać. Lata 60-te..... Pożóg jak i inne miejscowości nabiera wigoru i nowoczesności. Stare złe, nie pasuje do nowego.Wiatraki rozebrano...

 

Domnieane przeze mnie miejsce uposadowienia wiatraków

 

Stach dawno nie żyje. Ja w 2019 roku stoję i dotykam tej ziemi ,gdzie wiatraki stały. Te trzy w rzędzie. Tu utkany krzyż stalowy , między jałowce wpleciony. Stoję sam , schylam się, biorę bryły ziemi.  Czuję te lata, czuję małego Staszka,czuję tą potęgę tego Pożoga. Łza się kręci, szarość grudniowego dnia gaśnie. Wraz z nim jego świetność, jego potęga. Pożogu i jego 5 wiatraków – młynów...

 

Fabularyzowane .

Halina Kopron , Izydor Wiejak – „ Ocalmy od zapomnienia Rusy… Nasze miejsce na ziemi.”

„Wiatraki na Ziemi Puławskiej” – Aleksander Lewtak.

 

Pożowski krzyż

07 grudnia 2019   Komentarze (3)
pożó   historia   młyny i wiatraki   wiatrak pożóg  

Listopadowe ostatnie westchnienie sędziwej...

 

Przemawia księżniczka Barbara Czartoryska

 

 

Muzeum Czartoryskich w Puławach. Zmierzch Poslkich Aten.

 

 

To gdzie Ty idziesz? pada z pokoju pytanie....

Wyprasowana koszula , biała , na okazję mucha wyjęta z futerału. Spodnie na kant...już czas... W końcu po tylu dniach wyczekiwania nastał ten dzień. Dzień Zmierzchu Aten. Dzień jedyny w tym roku w Muzeum ukochanym od początku , Czartoryskich. Buty wypastowane swym połyskiem dawno nie widzianej świetności na nowo mają dla kogo i czego błyszczeć. Czułem, że będzie dostojnie , że będzie wybitnie, że będzie jednokrotnie, unikalne. Nie myliłem się ! Na chwilę zapadły czasy monarchii, magnaterii , na chwilę czułem wielką , nieopisaną sekundę , gdzie respekt, szacunek i ogromna estyma nogi prawie gięła dla księżych , tak bardzo Czartoryskich. Już blisko Pałacu. Przed 16 !! obym się nie spóźnił. Kurtka na wieszak , ludzi zaskoczenie pełne. Witam znajomych i nieznajomych skinieniem. Uścisk dłoni ze Zbyszkiem i Grażynką ...witają w sali głównej tego wieczora. Masa historii powstania listopadowego ,co nie którzy historycy mówią o rewolucji ...tu w tych murach przesiąkniętych historią polskości, przepalonych lotnych wolności uniesień, murach krzyczących i błagających o wolną Polskę Pałacu brzmi inaczej. Mieszanka nowego i starszego pachnącego rosyjskim sałem.... Tłum ludzi wypełnił salę ostatnich chwil Izabeli w tych murach. Tych listopadowych chwil...tragicznych ,gdzie rodzina rodzinie. 19 lutego 1831 Adam ks. Wirtemberski stacjonował ze swoją baterią dział w Nowej Wsi pod Kozienicami. Po tej drugiej stronie... anty Polskiej. Mozaika cudownych ludzi , jak Pani Dyrektor Honorata, jak jej oddani sprawie pracownicy , współpracownicy , historycy,adiunkci, pracownicy, dyrektorzy Muzeów , Izb Pamięci, Twórców Wystawy, Twórców cudownych wieńców, Lokalnych władz jak i władz parlamentarnych. W tej sali, gdzie ostatnie westchnienie już nie młoda księżna Izabela oddała , gdzie jej potomkowie, jak księżniczka Barbara Czartoryska tak bardzo kochająca swoje Puławy , tak bardzo kochana przez Puławy. Miałem okazję poznać osobiście wa lata temu w koncercie kolęd w ich byłej kaplicy. Niesamowicie miło mnie zaskoczyła obecność drugiej księżniczki - Irena Bylicka z Czartoryskich..... Przemówienia trafiające do serca , łzy wzruszenia wielkie , podziękowania szczere i te z przyzwoitości, tłum ludzi zapadniętych w tą smutną chwilę Polskości. Ja w tym cały, przeszyty do końca. Widząc księżniczki , widząc ludzi zakochanych i oddanych pracy swoich kącików historii ,dziś połączonych i pokazanych w tej sali sali muzeum naszym ! Puławskim. Piękne słowa uznania od i starostwa , od rady miasta od Posła krzepią , dają nadzieję ,że muzeum będzie trwało i będzie dalej pokazywać i opowiadać historię tych ziem , tak Puławskich …..tak naszych.

 

 

Sama wystawa tylko okiem zahaczona, ciut, troszkę by rozbudzić pragnienia i chęć poznania. Otoczony wspaniałością i uniesieniem chwili, ludźmi mi tak dobre znanymi, cudownych pasjonatów fotografii. Genialnych przewodników Puławskich , Heniem , P. Ewą, P. Danutą gdzie czułem się jak uczniak w oślej ławce wyłapując każde ich zdanie , każde tak cenne, tak wartościowe , tak jedyne i tak jednokrotne. Migające gdzieś i zawsze cudownej wiedzy i urody pracownice muzeum stały na straży porządku, wartości i prawdziwego oddania ducha tej chwili.

 

Przemawia Pani Dyrektor Muzeum Czartoryskich Honorata Mielniczenko

 

Na koniec wielkie podziękowania i wielkie uznanie dla pani Dyrektor Muzeum wraz z niestrudzonym zespołem muzealnych arkanów, wielkie uznanie dla twórców wieców i tych co udostępnili i wiece i ekspozycję powstańczą. Dziękuje za synergię i spotkane genialnej grupy fotograficznej. Na końcu a wcale mniej ważne spotkanie z przewodnikami i znawcami regionu jak ich mało. Dziękuję w oczywisty sposób za spotkanie z bardzo wartościowymi ludźmi – to ogromnie buduje. Mnie amatora,,wielkiego amatora.

 

W obecności wytnych regionalistów, autorów ksiązek i niezliczonych publikacji o historii i regionie, Pani Danuta i Pan Henryk.

02 grudnia 2019   Dodaj komentarz
puławy   historia  

Iglica ....brzemię obozowej bestialskiej...

 

Listopadowy zimny i dżdżysty poranek. W zagrzanym już samochodzie miło, sucho. Z głośników dobiegają klasyczne uwertury, które łagodzą ten piątkowy mokry poranek. Gaszę auto blisko Frygla, na brukowanej z lekka zniszczonej zębem czasu drodze. Drodze do Twierdzy. Twierdzy Dęblin. Za mną samochody co rusz przejeżdżają tory. Szaro i buro. Prawdziwy listopad. Ktoś idzie torami do jednostki. Idę i ja. Tu się nie zapuszczałem. Nie ,że nie wiedziałem topologii tego miejsca, ale nie byłem w stanie przejść i chodzić po masowych i byłych masowych grobach, masowych zbiorowych mogiłach. Nie miałem przez tyle lat odwagi odwiedzić miejsce byłego Stalagu 307, gdzie znajduje się największa mogiła zbiorowa w Europie, gdzie nie mniej niż 69 970 osób zostało pochowanych ( głownie jeńców radzieckich). Taką liczbę szacunkową i ostrożną podała Komisja do Badań Zbrodni Hitlerowskich (składająca się z członków narodowości radzieckiej i polskiej ) oraz przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości. Liczba ofiar jeńców radzieckich była pewnie dużo większa, lecz tych co NKWD zlikwidowała jest nieznana. I każdy krok trudny, każde słowo grzęźnie w gardle. Ludzie wolno snują się do pracy, do służby, na Twierdzę. Panie z otworzonymi parasolami głośno się śmieją, żartują, chichoczą. Czują piątek. Tak łatwo im iść wzdłuż torów ciągnących się do jednostki. Wałów już zadrzewionych gdzie leżą na pewno jeszcze nie jedne nieekshumowane zwłoki. Łatwo im  przywykły… Lampy słabo się palą, ale dzień wstaje. Jaśniej się robi , więcej widać… Deszcz drobny, chłodny uderza co raz w coraz to większą łysinę moją. Okulary już pełne deszczu, zdejmuję.

 

 

 

 

 

Po lewej stronie zaparkowany sprzęt wojskowy, ten pływający i drogowy. Płot, ogrodzenie, za nim wolno przechadza się pracownik ochrony jednostki , jakaś firma ochroniarska. Porobiło się w tej Polsce, żeby jednostki wojskowe ochraniali cywile często już seniorzy z grupą inwalidzką….nie pojmuję… Zebrałem się w sobie i ruszam za tymi paniami z parasolami tak ochoczo i radośnie przyjmujących ten piątek. Po prawej wymowne drzewo- drzewo strażnik. Napis Teren Wojskowy…..Sunę dalej, czuję że po ziemi zlanej krwią tysięcy ludzi chodzę. Ciężko się oddycha, ciężko się idzie. Sucho w gardle, łzy napływają. Trudne i bardzo bolesne emocje , uczucia mną targają. Człowiek człowiekowi…. Budynki już obgryzione przez ząb czasu, nieremontowane widać, na niektórych tych ceglanych jeszcze carskie ozdobniki nad oknami. Ten płaczący listopad z rana , jeszcze szary , ale codzienny , coroczny. Ja dziś tu i teraz zmierzam się z największym ogromem śmierci wchodząc w jego brzemię i ból cały do końca. Pojawia się wolna przestrzeń. Gdzieś koło niej zaniedbany i podniszczony znak mówiący o miejscu pochówku – cmentarz wojenny. Blacha powyginana, zmęczona, na niej namalowane miecze , znicz…strzałka wygięta wymownie. Nowe ogrodzenie  lub na nowo zrobione , nie wiem. Czarne , stonowane. Tablica informacyjna , kilka słów o tym miejscu. Kilka słów o renowacji. Kilka słów przez kogo i kto wykonał renowacje. Teren uprzątnięty, drzewa co rusz zrzucają liście na placyk. Płaski , równy , ten ogrodzony , ten na największej zbiorowej mogile, na tym obozie zagłady, śmierci i bestialskiego mordowana jeńców. Iglica – tak na niego mówią. W tym świcie pochmurnym mało go widać, kolor szary, niższy po renowacji. Charakterystyczna czerwona gwiazda zwieńczająca obelisk odsłonięty w 1947 roku - zniknęła.

 

Tablicę oryginalna z napisem :

 

 

„Wieczną pamięć żołnierzom

Armii Czerwonej poległym

Z rąk niemieckich faszystów

W latach 1941 – 1944 za wolność

i niepodległość narodów świata ”

 

także zmieniono.  Nowa ma nowe brzmienie :

 

Zbiorowa mogiła

Zamordowanych przez Niemców

Jeńców Armii Czerwonej

Ze Stalagu 307

1941-1944

Oraz jeńców Armii Włoskiej

Z Oflagu 77

1943- 1944

Cześć ich Pamięci.

 

 

Klękam i modlę się za wszystkich pomordowanych bez znaczenia narodowość. Wejść pod pomnik nie można, kłódka skutecznie blokuje możliwość oddania czci i chwili modlitwy z bliska. Takie czasy. Kościoły też są zamykane, tylko w wyznaczonych godzinach są otwierane na mszę. Tu może podobnie, nie wiem. Trudne chwile, chwile z rana. Mojego rana. Bardzo emocjonalnego. Bardzo. Milknę , wpadam w zadumę i modlitwę. Zawieszam się łokciami o ogrodzenie , opieram się . Wyciszam. W głowie masę myśli, obrazów, krzyków, lamentów , strzałów, dźwięku łopat wbijanych co rusz w ziemię, pod groby, masowe groby. Ludzie mnie mijają…idą do pracy, idą na służbę…Patrzę na ich twarze , nikt nie kieruje już głowy na Iglicę. Nikt nie skinie głową, nie zrobi znak krzyża…spowszedniało….przaśnie…zwyczajnie. Historia, ot żyć trzeba. A kto tu chce tą historię poznać? Garstka, reszcie ona potrzebna tylko od święta czy by w blasku aparatów złożyć kwiaty. Wracam do samochodu, cięższy o całe tony emocji, nogi ledwo co powłóczą. Mijam ule, pszczoły od wiosny  ciężko tu w tym miejscu pracują….pracują i ludzie…służą i żołnierze…. Tu…..

 

Zdjęcia własne. 

Żródło T.Opieka -"Groby Masowe","Twierdza śmierci  Stalag 307"

deblin.cal24.pl, deblin.pl, właśne przemyslenia. 

15 listopada 2019   Komentarze (1)
dęblin   cmentarze   historia  

Młyn Wierzchoniów ... jego wspomnienie...

A młynów Bystra miała dużo, kręciła kołami, turbinami ile sił miała....w Wierzchoniowie też...

relikty młyna w Wierzchoniowie ( rzeka Bystra )

 

Wieś

Wierzchoniów należy do starszych miejscowości w dolinie rzeki teraz nazwanej Bystrą i jest wymieniany już w dokumentach z roku 1317. Ale czy na pewno ? Pamiętajmy ,że to czas panowania świeżo po rozbiciu dzielnicowym króla Władysława Łokietka następcy integratora ziem polskich przedwcześnie zmarłego i zamordowanego króla Przemysła II ( od 1295 do 1296 roku). Pamiętajmy, że 1317 rok to nadanie przez Władysława Łokietka Lokacyjnego Prawa Magdeburskiego miastu Lublin. Tu pan Ryszard Stańko ustalił ,że pojawienie się nazwy Lublin to 1228 rok. A Bochotnica i być może także Wierzchoniów należał do królewszczyzn ( pewnie tak było ) przed rokiem 1317. Domyślać się można a w sumie być pewnym ,że Wierzchoniów jak i pozostałych 25 wsi nadanych przez króla Łokietka braciom z Bejsc Ostasza i Dzierżka herbu Lewart ( protoplastów Firlejów i jednych z najbogatszych rodów ówczesnych) należało do króla. Wymienię kilka tylko z nich :Bochotnica Minor, Rudka, Markuszowice, Dąborwica, Motycz, Sławin, Małgiew, Ciechanki, Serniki, Leszkowice, Serock a także i Klementowice ( w 1330 roku.) Co ciekawe w miejscowości były prowadzone badania czy wywiady archeologiczne Rozwałka i Hoczyk , gdzie stwierdzono bytność ludzką z VIII-XIII w. w Wieku przywołanym XIV należała miejscowość do klucza Bochotnickiego, przez chwilę należała do klucza kurowskiego w 1460 roku, by znów wrócić do klucza bochotnickiego w 1464 roku i przez resztę jej świetności i bytności zmieniać właścicieli od szlachty do magnaterii. A składki dziesięciny odprowadzała na rzecz konwentu Świętokrzyskiego.

 

 

 

Młyn

Za czasów Józefa Klemensowskiego w Wierzchoniowie oprócz wybudowanego młyna około 1870 roku istniał także tartak i folusz. Folusze były to urządzenia do spilśniania (proces łączenia włókien w zwartą masę, w którym wykorzystuje się naturalne właściwości włókien) tkanin. Folusz w Wierzchoniowie który pracował do II wojny światowej, znajdował się obok małego stawiku za źródłem. Młyn natomiast znajdował się tuż za mostem i posadowiony był na palach wbitych częściowo w dno rzeki. W latach 20 młyn wraz z pewnym areałem ziemi nabył zaprzyjaźniony z Klemensowskim Władysław Korpet który ożenił się z córką młynarza z Charza ( teraz dzielnica i ulica Nałęczowa) . Do napędu młyna służyło koło nasiębierne. Wodę piętrzono przy wysokości około 2 metrów. Konstrukcja tego młyna była prosta , zdolności przemiałowe miałkie i nędzne. na zdjęciach widać relikwie byłego młyna. Tablica o młynie tuż za mostem ,po lewej jadąc z Bochotnicy. Zatrzymuję samochód, droga polna dalej pod ścianę lasu – wąwozu. Stoję koło pomnika ,o nim niżej ciut. Po młynie nic nie zostało, tylko pale wbite i wdarte w Bystrą zdradzają jego bytność. Kaczki krzyżówki śmiało zaadoptowały tą cześć rzeki. Rzeki tak pracowitej , tak ciężko pracującej , napęd dając ponad 20 urządzeniom – głownie młynom. Tu i potokowy się trafi pstrąg i kardynał także. A we wsi i kościół i remiza z kapliczką i sklep i pomnik i knajpy w dolinie. Lecz wszystko spala rzeczka pracowita i wąwozy i lasy i te czystość wiatru wiejącego niechciane w nas. Ta wilgoć ciągnąca się przez Bystrą a zaczynająca w wąwozach po obu stronach wsi. Ten spokój ,ale zarazem pan co kosił trawę spalinową kosą przy moście , ta ferma kóz z cudownie smacznymi serami , ta Bystra pełna rybia każdego, ten oddech wielkiej i przeszłej historii stawia tą miejscowość w rzędzie tych wielkich i wartych zwiedzenia. Wartych zamknięcia przez chwilę oczy i otworzenia zmysłów na historię i tradycję tego miejsca….

Wierzchoniowie, przy szosie, na wprost remizy strażackiej znajduje się pomnik upamiętniający mieszkańców w tej miejscowości, którzy polegli na różnych odcinkach frontu w walce z nawałą bolszewicką w 1920 roku. Na niewielkim kopcu stoi krzyż a u jego podstawy umieszczona jest płyta, na której pod płaskorzeźbą J. Piłsudskiego widnieje napis: polegli na polu chwały odpierając nawałę bolszewicką pod wodzą Marszałka Józefa Piłsudskiego……[…]..

Zniszczony w czasie II wojny światowej pomnik odbudowany został przez miejscową ludność w latach 80. Doliną rzeki Bystrej wiódł słynny szlak handlu bursztynem od Bałtyku do Morza Czarnego. Wierzchoniów należy do najstarszych miejscowości na trasie naszej wędrówki i jest wymieniany już w dokumentach z roku 1317. Przed II wojną światową a także w czasie okupacji w Wierzchoniowie miał urząd gminy Celejów i posterunek policji. 

Wierzchoniów zatapia się w jesienny dzień ,taki wrześniowy palony czerwienią berberysów, czarnych i dojrzałych owoców czeremchy. Morwy czarnej z każdym jej kęsem słodzącej moje podniebienia. Niesie smutek wojen i między ludzkiej hekatomby. Nienawiści i gdzie swój swojego w imię ideologii mordował. Gdzie wojny słały na stracenie dzielnych a dawały pamięć ich na wieki. Dziś jak byłem deszcz padał ciepły, ja przy byłym młynie, młyn były przy Bystrej , Bystra przy historii tego miejsca pewnie niekiedy płacze……

 

 

 rzeka Bystra i kaczki :)

 

Na postawie i recytowane , przywoływane : A. Lewtak : „Młyny wodne…[]..” , „Szlakiem Walki i Męczeństwa na terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego”; śp. E.Piwowarek „ Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana”.

Wikipedia

Prof.A.Sochacka „Własność ziemska w województwie lubelskim w średniowieczu”

Własne myśli.

22 września 2019   Komentarze (1)
historia   młyny i wiatraki   wierzchoniów   młyn wierzchoniów  

Puławskie wiatraki i cegielnie....

Zdjęcie zapożyczone - cegielnia Moszczenica - www.ziemiapiotrkowska.com - być może cegielnie na Ceglanej wygładały podobnie.

 

Miasto a wówczas jeszcze wieś Puławy z bliskimi Włostowicami i przysiółkiem Mokradki posiadały młyny mąki – wiatraki. Były dwa napędzane siła wiatru. Jeden z nich mieścił się na ulicy Kołłątaja  , oddalony około 1 km od teraźniejszej hali na Piaskowej. Już jego ślad był naniesiony na mapę z 1898 roku – mapę carską. Drugi po którym także nie ma śladu mieścił się przy skrzyżowaniu się ulic Zabłockiego i Ceglanej. Właśnie skąd nazwa Ceglana. Ktoś powie od razu od cegły. I słusznie ! Bliskość zbiorników wodnych – starych ujęć wody dla pałacu Czartoryskich oraz gliniasto – piaszczysty teren idealnie nadawał się na miejsce budowy cegielni.  Były wg map dwie.

 

Lokalizacja cegielni (cg) jak i wiatraka. 

 

 

 

Przybliżone miejsce wiatraka i jednej z Cegielni. Zbieg ulic Ceglanej i Zabłockiego

 

 

Przybliżone miejsce jednej z Cegielni. Zbieg ulic Ceglanej i Zabłockiego

 

Mieściły się dość blisko siebie. Na mapie są dokładnie wskazane . Były to raczej „polowe” wypalanie cegły z wysokim kominem i skromnym być może nawet drewnianym zadaszeniem. Być może także wypalały dachówki ?! – nie wiem.

 

Lokalizacja wiatraka na ulicy Ceglanej.

 

 

Tak śp.  Mikołaj  Spóz - regionalista i miłośnik regionu Puław i okolic-  na łamach portalu naszemiasto.pl Historia Puław: Fabryki i przetwórnie w Puławach w listopadzie 2014 opowiadał :

 

„

 

Czas odbudowy

Puławy doznały ogromnych zniszczeń podczas I wojny światowej. Po wojnie wszystkie wytwórnie, które produkowały na potrzeby budownictwa, przeżywały boom.

– Oczywiście wielu mieszkańców nadal wznosiło domy drewniane, ale przecież na podmurówkę, komin czy piece potrzebna była cegła – mówi Spóz. – Pamiętam nauczyciela, pana Jakubickiego, który zabrał nas na szkolną wycieczkę do jednej z puławskich cegielni. Produkcja cegieł rozpoczynała się w maju, kończyła w październiku. Rzędem stały kobiety w chustkach na głowie. Specjalnie przygotowaną glinę ręcznie nakładały do formy. W mieście funkcjonowały tartaki, gdzie kupowano drewno na budowę, były wypalarnie wapna. – Jedna wypalarnia była w okolicy ulicy Leśnej, tam jest teraz nowe osiedle. Jej pierwszym właścicielem był pan Tarasiewicz, później przejął ją ktoś inny – opowiada Spóz.Nad miasteczkiem unosiły się dymy z kominów w cegielniach i browarach, fetor ścieków spływających do Wisły mieszał się z ostrym zapachem z octowni i olejarni.– Ocet spirytusowy wytwarzano przy ulicy Dęblińskiej, dzisiejszej Kołłątaja, przy Zielonej w willi Samotnia zbudowanej w XIX wieku działała octownia – wspomina Spóz.

„

 

 

I tu na Ceglanej przy cegielniach pracował wiatrak – młyn – Koźlak należący do Tadeusza Wocióra.  Zbudowano go na działce wydzierżawionej od pana Kotra. Rok jego  uposadowienia to około 1890 rok. Funkcjonował przez okres I i II Wojny Światowej. W dobie przyspieszonego rozwoju kraju i pozbywania się „demonów zacofffania” w latach 50-tych wiatrak podzielił los sowich braci i został rozebrany. Do tego czasu nie postało nic po jego bytności jak i także blisko pobudowanych cegielni. 

 

Mapa z 1986 roku - rosyjska - w miejscu wiatraka i cegielni - plantacja porzeczki.

 

Śp M. Spóz opowiada 

„

Jeszcze po wojnie przy ul. Zielonej funkcjonował młyn. Niektórzy wozili zboże do młyna wodnego w Rudzie nad Kurówką i mówili, że mąka z wodnego jest lepsza.

– Młyn przy Zielonej zbudowali Franciszek Kotliński i Franciszek Koprucki. To był młyn motorowy na gaz otrzymywany z drewna. Słychać było z daleka, jak pracuje – wspomina regionalista. – Mielił zboże na kasze i na mąkę dla puławskich piekarni. Z czasem właściciele sprzedali go niejakiemu Goldmanowi. Młyn przy Zielonej pracował jeszcze po wojnie. Później został upaństwowiony. Później już nikt się nie zastanawiał, z jakiej piekarni je chleb i bułeczki.

„

 

 

Dziś tylko ulica nosi nazwę Ceglanej, a echo odbudowy powojennych dawno przykrył cicho las.

Ciekawostką może być to  , że wg mapy rosyjskiej z 1986 roku przy punktach ujęć wody dla miasta ( poza ich wydajnością) widnieje ciekawy dla mnie zapis. Była tam plantacja czarnej porzeczki (смородина). Dobrze jest poznawać swoje bliskie otoczenie i niekiedy pochylić się nad tym. Często nazwy ulic zdradzają nam ich historię czy historię tego miejsca. Tu Ceglana a w Dęblinie np. Wiatraczna….

I być może nie o wszystkich wiatrakach  i cegielniach opowiedziałem.Bo w Wólce Profeckiej był przecież młyn wodny a w pobliskich Rudach podobno najlepszy z młynów wodnych.... 

 

 

 

Zdjęcia kolorowe własne prócz cegielni Moszczenica.

Na podstawie A.Lewtak „ Wiatraki na Ziemi Puławskiej”, naszemiasto.pl ( wywiad z M. Spóz), wycinki map ( głownie WIG) oraz własne przymyslenia.

 

15 września 2019   Komentarze (2)
puławy   historia   młyny i wiatraki   cegielnia wiatrak  

Ukryte między Wieprzem a lasami i polami...

OBŁAPY 

 

Cisza jakaś nietypowa. Przecież to dopiero 6 rano. Słońce już dawno swoimi mackami dotyka ten ziemski padół. Wygrzewa mech ten zaranny, jeszcze otulony rosą, nocną pierzyną. Ogrzewa korony tych sosen co smagane wiatrem jesiennym chylą się w stronę Wieprza i jego oblicza. Ogrzewa reszki zimna mar nocnych budując kolejny cud. Cud tryumfu dnia nad nocą. Cud na nowo zmartwychwstania dobroci dnia nad złożonością nocy. Ale czy ta noc zawsze zła ? Zawsze taka czarna i niepewna? Niesie przecież ukojenie ciału po całym dniu ciężkiej pracy. Pracy nad sobą , nad zadaniami, pracy z ludźmi i dla ludzi. Pracy gdzie coraz częściej nie otrzymujemy nawet naparstka satysfakcji nie mówiąc o jakiejkolwiek atencji czy estymie. Czasy moralnego przewrotu modelują skrajnie nienaturalną rzeczywistość , które staje się pomału codziennością.  A przecież codzienność za jakiś czas będzie tradycją a tradycja historią. Ukrywamy się pod RODO stając i tworząc wielkie rzeki anonimowości naszej. Ta cisza tu w niebrzegowskich  lasach wywołuje u mnie takie obrazy. Jest las, jest Wieprz, są jałowce, pełno pszeńca żółci się niemiłosiernie.. czegoś brakuje tu…. Życia. Nic nie pulsuje, nic nie zakwili, nic nie unosi się nad głową. Martwo jakoś. Bez wyrazu, duszy !? i to tu , gdzie jeszcze nie dawno aż kipiało od emocji życia tego miejsca, gdzie rwetes ptactwa, rwetes nadbagiennych odgłosów żab i kumaków otaczał mnie i mój świat sycąc mnie nade wszystko i ładując akumulatory. Dziś cicho, być może już po tokach, już legi już pisklęta już lato wpadające w przednówek jesieni?  Taki las się stał anonimowy jak wystawa w Bibliotece Publicznej w Puławach w zeszłym roku. Świetne uchwycone cudowności Puław i okolic oparte na stojakach i ich bezimienne tabliczki jako autor. Podchodzę do pani bibliotekarki celem zaczerpnięcia informacji o autorach tych wymownych często ujmujących zdjęć. RODO. Opuściłem wzrok. Odszedłem. 

 

 

I tak teraz te drzewa są jakieś anonimowe , jakieś takie bez życia. Szumi wiatr między nimi, szumi, jałowiec się niekiedy ugnie ciut, ugnie , opadnie z czeremchy wypalony słońcem liść, opadnie. Nad bagnem ważka przeleci ale jakoś tak cicho, bez polotu. Hmm, strasznie dziwne to wszystko. Zapadła decyzja – jadę dalej na Obłapy. Dużo słyszałem o tym przysiółku a kiedyś wsi. Dużo dobrego. Chciałem sprawdzić , chciałem dotknąć chciałem poczuć. Droga leśna utwardzona jakimś kruszywem , który ni jak nie pasuje tu do tego lasu , tu do tej przyrody, tego świata. Wije się przy starorzeczu Wieprza, po lewej stronie. Jeszcze niedawno tędy płynął mój kochany Wieprz. Dziś zostawił cenne i żyzne bagno ,enklawę i miniaturkę tego wieprzańskiego cudu. Jadę dalej, zmienia się krajobraz. Wybuchają przede mną piaski i wydmy, zarwane skarpy. Korzenie sosen obnażone i wystawione na widok przybyszy , nie wstydliwe. Brama do innego świata.

 

 

Czuję tą zmianę , czuję że za chwilę znajdę się w czymś przeze mnie jeszcze nie zbadanym, nowym , ale jakże wartościowym i pięknym. Jadę po woli, skarpy piaszczyste niczym wydmy, fiordy pozostawiam za sobą. Wyłania się równina, na niej rzeki i rzeczki małych drużek. Gdzieś linia energetyczna podpowiada, że tu ktoś mieszka. Choć nie widzę jeszcze domostw, widzę rozlane łąki popalone przez nabrzmiałe i nieludzkie słońce tego lipcowego dnia. Tej przekorności deszczu , który nie dał się pokazać i poznać, tej bezchmurności poranków , południa i wieczorów dające smagać się bezlitośnie słonecznym razom. Sośniny, młodniki brzezin, piachy…dużo piachu. Tego przywieprzańskiego tego co nie rodzi , nie daje nadziei na obfite zbiory, gdzie ledwo żyto czy owiec się zawiąże , gdzie może fasolka wzejdzie, gdzie marchew mała i pokręcona. Jak tam w Bonowie…ciężko, ale razem trzymająca się społeczność dawała nadzieję na lepsze jutro wpierając się wszystkim. Czasy już odeszły co prawda do lamusa, ale czy na pewno ? Nie ma w nas pierwiastka szacunku do ziemi gdzie mieszkamy, nawet tych piachów?

 

 

Nie mamy w sobie chęci podjęcia trudu jak nasze matki ,babki uprawy ? Tej tak naturalnej synergii? Ja mam… i to dużą…. Chowałem się na przy kołobrzeskiej wsi. Wsi „pegeerowskiej” z niezliczoną ilością krów, buraków cukrowych, ziemniaków , pszenicy… Nauczony pracy w polu, koszenia, kopcowania, przetworów, hodowli kur, królików, kaczek  szacunku do ziemi, swojej ziemi…. I tu tak patrzę na te piachy i tylko oczami wyobraźni widzę ogromy trud i wielkie poświęcenie tych tu włościan by tą ziemię ujarzmić i z niej czerpać…. 

Sama miejscowość była wzmiankowana w 1781 roku , wówczas należała do parafii Gołąb -„Niebrzeżow z młynem i chałupą jedną w Obłapach”. Wtedy jak i teraz nie była wsią lecz przysiółkiem. Pamiętajmy ,że i Wieprz wił się inaczej. A wraz z nim przemieszczał się przysiółek Obłapy. W latach późniejszych a na pewno w 1827 roku Obłapy były wzmiankowane jako wieś. W czasach wielkiego spisu mi

miejscowości - Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich – wieś posiadała dwie osady po 18 morg ziemi. Zanotowano też, że leżała po lewej stronie Wieprza. Na początku lat 20 XX wieku jeszcze figurowała jako wieś.  By po po wojnie i w latach 70 już być przysiółkiem Niebrzegowa. Łąki i pola były nazwane Obłapami. 

 

 

Jadę dalej i jak dwa filary, pilnujące wjazdu do tego świata duże psy. Mieszanka owczarka niemieckiego z jakiś większym od niego. Koło kajzegi , polanka pocięte równo, cała sterta , kopczyk a przy nich te dwa olbrzymy. Szczekają donośnie , aż przeszywa człowieka. Stojąc przy domostwie a w sumie siedząc w aucie poczułem się bezpiecznie. I naszła myśl…. Jak nie wpuszczą to co zrobię? Będąc tak blisko a jednak tak daleko. Wyszedłem do nich. Trudno. Może nie ugryzą. Samochód zgasiłem. Ujadanie ustało, dobry znak, bacznie przyglądają się mi a ja im. Podchodzą do mnie dość ostrożnie . Pochylają głowy, wąchają na odległość. Swój. Odchodzą.  Droga wolna. Obłapy mnie przyjęły. Te Obłapy co tu lotnisko polowe było , co mijałem Pana kiedyś ze świeżym chlebem tym leśnym duktem co do nich jechał. Kilka domostw, kilka płotów , droga i znam na stodole wymalowany – koniec drogi. Po prawej łąki i ule domostwa po  lewej ON. Wieprz. Widać z daleka pozarywane skarpy piaszczyste. Widać jak pracował z nimi ten tu zadziora Wieprz. Widać jak obdzierał i wgryzał się w brzegi tych nadwieprzańskich piachach. Stoję na skarpie patrzę na lewo, znajome psy siedzą ok 40 m ode mnie czujnie obserwując. Patrzę przed siebie , widzę jak się wije, jak nabiera animuszu, może szykuje sobie znów nowe koryto? Patrzę na prawo i widzę skarpy odarte z piachu , widzę pomost , widzę zejście dla bydła, koni do wodopoju. Takie niepozorne miejsce a tak zamyka w sobie mistyczny wieprzański świat. Świt tu, oddech w ciszy tego poranka głęboki. Płuca wypełniły się tym co najlepsze, co dotyka. W końcu usłyszany świergot ptaków taki piękny, taki właściwy, taki mój. Zapomniany świat, zapomniany świt, tak bardzo strzeżony przez dwa wielkie psy. Chyba nie każdy tu może, chyba nie każdemu to wolno…….

 

 

 

Zdjęcia własne. Rys historyczny na postawie :

słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu, słownik geograficzny królestwa polskiego i innych krajów słowiańskich, tom vii

30 lipca 2019   Komentarze (3)
historia   obłapy   Wieprz   Obłapy  

Historia lokalna - tragedia ... Zbędowice...

 

 

Pięknie zielenieją się Górki Parchackie.  Tak majestatycznie górują nad tą miejscowością owia

ą wielkim płaszczem historii. Tej złej i okrutnej jak „potop szwedzki” czy epidemie choćby cholery ale i dobrą jak czułe opieka nad tym miejscem Izabelli Czartoryskiej.

 

 

Tam właśnie stoi niepozorny znak drogowy Zbędowice. Włączam kierunkowskaz i podążam w górę Matysowym Dołem na samą wierzchowinę do samej wsi. Piękny wąwóz dla ruchu pojazdów -  porządna  trylinka, lekko podjedzona i już resztki asfaltu. Chłód i wilgoć czuć ,a to 17 sta – na niebie chmurki żadnej . Piekło i żar. A tu chłód. Spokój , cisza. Cudowna przyroda lessowych wąwozów. Tych tu najpiękniejszych ,kryjących wiele historii i wiele przelanej krwi. Dojeżdżam na wierzchowinę , widzę dopadające mnie słońce i znów piekący do granic żar z nieba. Od razu dylemat lewo czy prawo. Lewo – na kolonię. Tam w miejsce o ogromniej tragedii ludzkiej, gdzie jej tragizm i okrucieństwo potęgują dzieci , które już nigdy nie ujrzały własnych domów, matek i ojców. Które od razu znalazły się w niebie.

 

 

Czerwcowy dzień już dojrzały, zewsząd otacza mnie przyroda , pola tatarki kwitnącej , pachnącej. Gdzieś masa porzeczek czarnych. Młodzi chłopacy zarzynają Rometa 3 biegowego. Wiem, miałem takiego. Aż się łza zakręciła .Sielanka. Lasy wąwozowe , pola uprawne, łany zboża. Gdzieniegdzie tylko łąki. W oddali widać majaczące domu przysiółka Nawozy. Jadę na Kolonię. Asfalt ładny, wąski – wystarczający. Droga piękna przyozdobiona tymi garbami lubelskimi. Widzę pomnik. Wiem. Wszystko wiem. Czytałem nie raz. Ale ani razu nie przeżywałem…

 

 

Sama miejscowość już kilkuwieczna. Być może już funkcjonowała już w XIV wieku. Wzmiankowana w 1413 jako własność szlachecko-królewska. Także niewiele młodsza od Włostowic dość pobliskich. Na początku XV wieku władał nią Stanisław i żona jego Mścichna. Później w latach 1448-53 zarządzał gruntami Mikołaj  Przybysławski alias Zbędowski. Już w 1466r wieś wstała się własnością królewską zarządzaną przez tenutariusza od 1468 r był Jan Olieśnicki – asesor sądu lubelskiego. Historia dobrze zapamiętała jego żonę tak bardzo powiązaną z zameczkiem w Bochotnicy. Katarzyna z Zbąskich Oleśnicka. Tak to ta co napadała i rabowała ze swoją grupą opryszków. Pod koniec XV stulecia we wsi powstał folwark o powierzchni 10 łanów . Zmieniały wtedy Zbędowice swojego właściciela. Z króla na szlachcica. Sam folwark mieścił się w granicach od Uczynnego i Jeziornego Dołu a Pankosowem, Zimnym Dołem i Chmielną. Jak to bywa w dziejach zmieniali się właściciele wsi , zmieniały się rody szlacheckie i magnackie . Ostatni byli jak to na tych ziemiach Czartoryscy herbu Pogoń Litewska. Gdy upadło powstanie listopadowe zaborcy zajęli grunta klucza końskowolsko-włostowickiego- celejowskiego gdzie należały Zbędowice. Obszar wsi i gruntów Zbędowic wydzierżawili od skarbu Państwa rodzina Wesslów z Żyrzyna. Ta rodzina na trwale wpisała się także w mecenat sakralny Żyrzyna ale i także w całą historię związaną z sztucznym jeziorem Piskory  i – aktualnie Rezerwatem Piskory.

 

 

 

W 1871 roku dobra weszły do majoratu Zbędowice należącego do Wasyla Białozierskiego. – członkowi Centralnej Komisji do spraw Chłopskich w Królestwie Polskim. Po śmierci Wasyla Zbędowice przeszły w 1899 roku na rzecz syna Mikołaja. Od 25.07.1919 przeszedł na skarb państwa. Dzierżawiącym do czasu podziału gruntów był peowiak Józef Krajewski. W 1926 roku Okręgowy Urząd Ziemski w Lublinie dokonał geodezyjnego podziału państwowego majątku Zbędowice na około 6 hektarowe parcele. Właścicielami nowo utworzonych gospodarstw zostali w większości piłsudczycy z powiatu puławskiego. Sama zaś Kolonia Zbędowice powstała w latach 1992-1926, kiedy to z inicjatywy Marszałka  J. Piłsudskiego nagradzano ziemią dzielnych żołnierzy , który odparli od granic polskich bolszewików. Wspólny sołtys – wspólna historia.

 

 

 

 

Gaszę silnik przy przystanku. Krzyż ozdobiony kwiatami i wstążkami w cieniu drzew. Kłaniam się niemu. Patrzę na drugą stronę drogi. Piękne widoki, porzeczka, garby, a na nich pola i łąki i zboże i trawy. Oko się cieszy. Nie mam odwagi odkręcić głowy i siebie. Tam jest cel mojej eskapady. Tragiczny cel. Stał tu pomnik z 1947 roku. Został w latach 1981-1982 wymieniony na ten co jest teraz. Monument jakże wymowne artysty rzeźbiarza Stanisława Strzyżyńskiego z Nałęczowa.

„ Ku czci mieszkańców Zbędowic masowo zamordowanych w dniu 22 listopada 1942 r przez zbrodniarzy hitlerowskich za współpracę z ruchem oporu”

I 88 nazwisk. I nogi się same zgięły. Lipy nade mną….Czytam kilka nazwisk …nie mogę :

 

Antoni Przepiórka lat 3, Celina Przepiórka lat 2, Edward Przepiórka lat 1, Helena… za dużo dla mnie… nogi zgięte, głowa oparta na cokole, ogromne wzruszenie i łzy…. Czuję tak bardzo tą tragedię, przeszywa mnie na wskroś.

 

 

Widzę te matki z dziećmi idące na śmierć. Te zawinięte malutkie istnienia otoczone matczyną miłością  do końca i jej i ich………..Ojców leżących w dole poniżej ,płonące gospodarstwa , ich domy ich mateczniki ich całe życie tak odebrane nagle i tak brutalnie. Sołtysa zobligowali by pochował wszystkie ciała ofiar. Cudem ocalona Marianna i kilku chłopców. Długo zbieram się by zejść na doł. W miejsce egzekucji. Ono z góry tak mocno krwawi, to rana która się nigdy nie zagoi. Schodzę. To prawie ponad moje siły. Tak czuję tu to cierpienie , tą śmierć , tą tragedię, żałość.  Widzę murek, kilka grobów rodzinnych i samotny mały krzyż. Zadbany jak pozostałe. Tylko tu kwitną niezapominajki….tylko przy tym krzyżu z malutką mogiłką…. Tylko tu. Klęczę długo, długo się modlę. Im dłużej tym nie mam siły wstać. Tak tu te dusze potrzebują modlitwy, tak dużo…. Odjeżdżam w milczeniu , z zaciętym wyrazem twarzy pełnym tej wielkiej tragedii. Jadę na wieś.

 

 

Domu porozrzucane co trochę , raz po lewo , raz po prawo. Budynek chyba szkoły mijam. A po lewo piękny drewniany dom otoczony i drzewami i nawłocią i liliami. Dalej po prawo krzyż drewniany …od głodu…wojny….Kapliczka z 1978 zadbana maryjna. Nic nie cieszy choć piękne, wymowne. Garby cudowne. Zboża , porzeczki, łąki…. I ta historia. Najkrwawsza na Powiślu. Przyćmiewa cały urok tej już starej miejscowości. Wracam do Puław w ciszy , niekiedy łza opadła. Mam syna przecież w wieku 11 miesięcy….. nie potrafię się odnaleźć w tej tragedii. Długo się zbierałem by tu przyjechać. Długo . Lata całe. To miejsce wciąż żywe. I prosi o modlitwę…..

 

……… 84 nazwiska w tym 1/3 dzieci…………… odeszli

 

 

„ MARIANNA PRÓCHNIAK ZD. MURAT ZAM. MŁYNKI

„dzisiaj was wszystkich szlag trafi’’- to słowa żołdaka, który wpadł do izby w chwili, gdy w niedzielny poranek jedliśmy śniadanie. Cała kolonia była otoczona. Niemcy pozostawili pod naszym mieszkaniem rowery i rozeszli się po domostwach sąsiadów. Po upływie dwóch godzin plac przed domem zaroił się od wozów i ludzi. W sadzie za stodołą przywiązano do drzew kilkadziesiąt sztuk bydła, przyprowadzonego przez gospodarzy Kufry z odzieżą i bielizną rodzice wynieśli na jedną ze stojących na drodze furmanek. Mijały pełne napięcia, przerażające chwile. osłupiali mieszkańcy w milczeniu patrzyli na buńczuczne i tryumfujące twarze żołdaków. Po podpaleniu kilku zabudowań ,pijani hitlerowcy zaczęli rozstrzeliwać mężczyzn. Później przyszła kolej na kobiety i dzieci. Pamiętam jak nas pędzono całą grupą nad dół. Sąsiadka- Sykutowa dźwigała na rękach dwoje małych dzieci. Szła bardzo powoli, słaniając się na nogach. Podskoczył do niej Niemiec i kopnięciem popchnął w stronę odnogi. Mama trzymając mnie mocno za rękę powiedziała „upadnij i nie odzywaj się póki swoich nie usłyszysz’’ ległam w dole wśród trupów nakryta krwawiącym ciałem matki. Nie zdradziłam oznak życia, byłam odrętwiała, półprzytomna, rozżarzone węgle odpryskujące od płonącego domu sąsiadów parzyły mnie w nogi. Po egzekucji oprawcy zeszli do odnogi i sprawdzali skuteczność swojego dzieła. Rozległo się kwilenie dziecka, którego nie trafiła kula. Silne uderzenie kolbą od karabinu uciszyło płacz. Pod wieczór odnaleźli mnie ludzie sprowadzeni przez sołtysa ze Zbędowic. Przez parę lat żyłam w stanie głębokiej depresji. Mój dziecięcy umysł (miałam wówczas 8 lat) długo dochodził do równowagi po makabrycznych przeżyciach.

 

Anna Lewtak, Puławy

W niedziele około godziny 9 rano wybrałam się z mamą do kuzynów mieszkających w Kolonii Zbędowice. Gdy byłyśmy w pobliżu osady tzw. Skowieskich pastwiskach ,zobaczyłyśmy dym unoszący się ponad wierzchołkami drzew. Po przejściu jeszcze kilkudziesięciu metrów, zza kępy krzaków wyszedł stojący na posterunku Niemiec i kierując w naszą stronę broń rozkazał udać się ma plac, gdzie wysiedlono mieszkańców Kolonii. Idąc drogą widziałyśmy , że płoną zabudowania w zachodniej części- od strony Parchatki. Zgromadzeni pod krzyżem ludzie oczekiwali najgorszego. Ujrzeliśmy przerażone twarze mężczyzn, lamentujące kobiety tłumiące płacz swych dzieci. Niemcy sprawiali wrażenie ludzi zdecydowanych na wszystko. Z ich oczu zionęła dzika, zwierzęca nienawiść, która paraliżująco oddziaływała na zgromadzonych. Podeszła do nas szwagierka i drżąc z zimna powiedziała: po co wy tu przyszliście patrzeć na naszą biedę mama rzekła „zarzuć na siebie puchową chustę’’ a ona: „zaraz nam wszystkim będzie ciepło’’ szwagier Jan Murat wybiegł do nas z oddzielnie stojącej grupy mężczyzn, przywitał się i powiedział że wszyscy idą za chwilę na śmierć. Odpychany lufą karabinu uścisną nas na pożegnanie i rzekł, „Może któreś dziecko zostanie to się nim zaopiekujcie”. Przeglądający dokument żołdak, zauważył moje nowe buty oficerki i rozkazał je zdjąć. Stałam cztery godziny boso na zamarzniętej ziemi. Nastrój grozy potęgował pożar znajdujący się wokół zabudowań. W tej scenerii odbywało się typowanie mężczyzn do odstrzału. Oprawcy podchodzili do stłoczonej grupy i wskazując na poszczególnych ludzi mówili „ty! Teraz ty!”. Ofiary szły na dół w milczeniu, wyprostowani, sztywni na zdrętwiałych nogach. Po kolejnych strzałach rozległ się z drugiej grupy głośny szloch kobiet i płacz dzieci. Kiedy zlikwidowano grupę mężczyzn, podszedł do mnie Niemiec i rozkazał iść do dziecka, które (w odległości około 40m) trzymało młodego źrebaka. Wzięłam konika za uzdę, a chłopiec jako ostatni z mężczyzn poszedł na rozstrzelanie. Kobiety kierowano na miejsce kaźni razem z dziećmi. Maleństwa tuliły się do piersi matek, a starsze trzymały się kurczowo odzieży. Około godziny pięt nastej po skończonej masakrze wypuszczono nas. Późną nocą do domu w Starej wsi przybyło młode małżeństwo wnuków z kolonii. Zdążyli ukryć się  przed najazdem w wąwozie. Ludzie w Zbędowicach byli tak straszeni że nikt nie chciał ich przyjąć na nocleg. Dowiedzieliśmy się ze ocalała córka szwagra 8 letnia Marysia Muratówna. Sprowadziliśmy ją na drugi dzień do Zbędowic. Wychowywała się najpierw w starej wsie a później w Młynkach”

 

 

Na podstawie „ Pacyfikacja Kolonii Zbędowice” – A. Lewtak.

Obraz może zawierać: chmura, niebo, roślina, drzewo, trawa, góra, na zewnątrz i przyroda

 

27 czerwca 2019   Komentarze (3)
cmentarze   historia   zbędowice  
< 1 2 3 4 5 6 ... 12 13 >
Blogi