• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (67)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (130)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (6)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (44)
  • puławy (48)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (6)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (54)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Historia, strona 2

< 1 2 3 4 5 ... 12 13 >

Pałac , gdzie do stołu podawano sztućce...

Karykatura powojenna byłego Pałacu Wandalina

 

Pałac dębliński przeszedł tak wiele zmian w swojej budowie i architekturze nie tylko podyktowane kaprysem czy przychodzącą modą ale i jego zniszczeniami i pożarami. Z zamierzchłej historii dziejów jak powstawał w pierwszej połowie XVIII wieku a teraźniejszym dzieli ogromna przepaść jego wartości architektonicznej oraz otaczającego go parku o którym ciut później. Za właściciela hrabiego Józefa Wandalina z Wielkich Kończyc Mniszech zatwierdzono plan budynków pałacowych w stylu barokowym. 

Sam Józef Wandalin należał do bogatszych magnatów Rzeczypospolitej , posiadał dobra na Rusi, na Sandomierszczyżnie, Podlasiu, Grodzieńszczyźnie oraz starostwa sanockie,jaworowskie,rohańskie,gołębskie. Przekazał niemałą sumę na zbudowanie m.in. pałacu w Dęblinie. Był wybitnie wykształconym człowiekiem, obytym i oczytanym. Posiadał wielki księgozbiór , który od 1854 roku w zbiorach Ossolineum.

Jako pierwszy w Rzeczypospolitej wprowadził na przyjęciach francuski obyczaj podawania noża i widelca dla każdego gościa. Palny pałacu najprawdopodobniej opracował Antoni względnie jego syn Jakub Fontana ( architekci króla Augusta II) Po śmierci Wandalina pracę budowniczą kontynuował jego syn Jan Karol Mniszech a po nim jego syn Michał Jerzy. 

 

Staw pałacowy 

 

To on sprowadził do Dęblina nadwornego architekta Poniatowskiego Dominika Merliniego. Wpłynęło to na całkowitą zmianę szaty zewnętrznej . Pałac się przeobraził nie do poznania. Tyl klasycystyczny pałacu zagościł od teraz. Dodatkowo pałac otrzymał rzeźby , bramy stylowe i dwie okrągłe niby baszty budynkami. Przy tej zmianie gruntownej także wygląd na zewnątrz uległ zmiennie. 

Powstał piękny park krajobrazowy – europejski. W 1779 roku ogród przy dęblińskim pałacu zaprojektował sam Jan Chrystian Schuch. W środku parku znajdował się nieregularny staw w wysepką. Na której wybudowano około 1780 roku wg projekty Merliniego pawilon-mauzoleum w stylu grobowca Cecylii Metelii w Rzymie zwanym "świątynią wspomnień”. W ostatniej ćwierci XVIII wieku wybudowano pawilon ogrodowy klasycystyczny. 

Ciekawostką jest to ,że pierwszy piorunochron w kraju był zamontowany przez ks. Jowina Bończa Bystrzyckiego ( proboszcza Stężycy) na omawianym pałacu. Pod koniec XVIII wieku Dionizy Mikler Irlandczyk ( planista ogrodowy) przekształcił urządzanie ogrodu na nowe założenia krajobrazowe. 

 

Wyspa , gdzie była kaplica-mauzoleum 

 

Piękno pałacowe zakończyło się z dobą przejęcia pałacu przez Iwana Paskiewicza. Pałac został gruntownie przebudowany i strasznie stylistycznie zeszpecony. Zniekształcono park, pobudował nowe oficyny szpecące krajobraz. Do pałacu dobudowano wielką salę balową i teatralną. Zniszczyło to co cenny architektoniczny styl nie tylko pałacu. W krypcie kaplicy na wyspie pochowano Paskiewicza i jego żonę a samą kaplicę przemianowano na prawosławną. Wycofujące się wojska rosyjskie w I WŚ podpaliły pałac. W 1918 roku cały zespół pałacowy przeznaczono na lokalizację Francuskiej Szkoły Pilotów. W 1922 roku ruszyła gruntowna odbudowa pałacu związana z decyzją przeniesienia do Dęblina początkowo wytwórni samolotów a później Oficerskiej Szkoły Lotnictwa i Głównej Składnicy Lotniczej. Zniszczony pałac przebudowano na kasyno oficerskie starając się nadać mu jego historyczny blask, Plan odbudowy opracował inż. arch. Antoni Dygat. Odrestaurowano także oficyny przeznaczając górę na potrzeby hotelowe. W tych latach ( 20-0tych) wzniesiono kilka willi w parku. W czasie II WŚ pałac znów został zniszczony. Odbudowano go w 1950 roku. Historię najnowszą każdy już zna pewnie.

Wielka szkoda ,że nie zachowała się ogrodowa kaplica, oranżeria, mosty i schody, bramy stylowe lecz mimo tego park trzyma swoje piękno.

 

KAPLICA 

 

 

Na wyspie parkowo- pałacowej aktualnie już jej nie ma. Kaplica rozebrana została w 1944 roku. Wybudowano ją około 1780 roku wg projektu Dominika Merliniego wraz ze stylowym mostkiem.Nieistniejąca już kaplica pałacowa. Kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej także zwaną Świątynią Dumania, Świątynią na Wyspie. W jej podziemiach spoczywał przez jakiś czas krwawy pogromca powstania listopadowego - I.Paskiewicz.

 

Niestniejąca juz klaplica. Zdjęcie Internet.

 

Niestniejąca juz klaplica. Zdjęcie Internet.

 

 

Niestniejąca juz klaplica. Zdjęcie Internet.

03 marca 2020   Komentarze (2)
dęblin   historia   technika  

A śladu po młynie nie ma....Końskowola

 

Domniemane przeze mnie miejsce młyna wodnego

 

Konińska Wola. Najbliższe Puław byłe miasto. XVI wiek staje się Wola miastem – i to jakim! Dziś Końskowola...wieś...

 

Mam chwilę, mały poszedł spać. Lekko po 13.Niedziela. Znów jadę do niej...Szukam młyna wodnego. Tak te młyny są w głowie mej ,że muszę dopiąć swego i opisać wszystkie 12 lub więcej młynów wodnych na Kurówce. Kilka już opisałem mniej więcej. Ten w Rudach , ten w Woli Nowodworskiej, ten w Chrząchówku. Dziś ten czas by dni i godziny zamknąć w wyjazd. Pogoda idealna ,czyli nie pada. Luty choć nie zimny ale wieje. Odpalam tą moją skodę i zaczyna się krótka eskapada do byłego Miasta , Wielkiej Końsowoli! Boże jak lubię tą miejscowość. Mijamy wiadukt , mijamy drogę na pompy już w nowym wydaniu. Wpadam na zaczątek Rud i Końskowoli. Uwielbiam ten początek miejscowości. Tu stary trakt łączy się z aktualną drogą . Ten przez pola i Puławy drewniane wpadający do aktualnej drogi. Tu i krzyże i Rudy zapraszają. Już widać farny kościół , już centrum handlowe. Młyn motorowy niegdyś mijam. Widać,że to młyn był, dawał światło kiedyś. Ech ten młyn motorowy. XX wiek . Służył za główny generator prądu dla miejscowości. Należał do MORDKO FINKIELSZEJN. By w latach 30 tych przejść na własność spółki „J.Ulfik i ska”. Dostarczał energię do 10 punktów. Głównie latarni. I były przepychanki ,że za mało punktów , że mu się nie opłaca odpalać . Ciemności często na rynku były. A elektryka po kablu już szła i Ulfik zapewniał, że da radę i do każdego kto chce prąd da.... przegrał... Dziś firanki w oknach. Zjazd za młynem pierwszy po lewo na Kurów. Tu przy cmentarzu epidemicznym stawiam auto. Przy mostku na Kurówkę , nad stawy nowe , przy szkółce Kurowskich....

 

 

Ujście z pobliskich stawów wody do Kurówki

 

Tuż przy kanale ..byłym kanale. Trzciny i dwa okazałe psy mnie witają. Witają przy rzece i ścięty barszcz Sosnowskiego. Luty. Wierzby są blisko. Jakieś krzaki. Idę w nie by zaopatrzyć się w kija na wszelki wypadek ,gdyby psy pokaźne chciałyby przysposobić sobie moją nogę. Jest to miejsce , jest i Kurówka podgryziona przez bobry. Stawy wyschnięte psy uciekły. Ale w ferworze pozyskiwania kija dłoń poharatałem całą. Posoka ciekła jak głupia i wszędzie. Psy się pojawiły i ujadały. Widziały kija z daleka, nie podchodziły. Stałem dokładnie wg mnie, gdzie był młyn wodny. Nie ma śladu. Zasypane ,zaorane. Sam kanał młyński to droga ul. Wspólna .Od stawów odchodzi ujście , mała śluza. Gdzieś dalej bobry podcinają wierzbę.Sama rzeka genialna. Wysoki dość stan...Wije się ku Rudom ku Puławom. Do końca swojej wędrówki , do czasu spoczynku. Do kresu toczonych wód. Do matki , matuszki Wisły. Kiedyś uchodziła deltą do królowej rzek. Zaprzęgnięta do minimum 12 młynów ,dziś jest ostoją pstrąga i lipienia. Dziś toczy swe wody. Wody pełne historii nam mniej znanej. Gdzieś koń parska , gdzieś machnięcie ogona bobra słychać. Wiatr lekko podnosi trzciny. Kołysze na boki nimi. Na ulicy Kurowskiej samochód zwalnia , kierowca się przygląda na łysiejącego z kijem wędrowca przy rzece. Chusteczka nasiąkła krwią całkowicie. Czas wracać, zdjęć kilka i pustka w głowie. Czy coś zostało w pamięci ludzi ? Czy jezioro w opoce kiedy spuścili wodę , kiedy zasypali kanał młyński. Kiedy młyn zanikł...pewnie w okolicach 1 WŚ...

 

Podgryziona wierzba przy  Kurówce

 

 

Wróćmy w historię opisaną w książce „Dzieje Końskowoli” i nie tylko.

W spisie rzemieślników z lat 1607-1650 jest 2 młynarzy i 3 piekarzy. A uszczegóławiając w 1626 roku młynarzy nie było. Sugeruje to brak i młyna wodnego i wiatraków. Wiatrak typu holender Ignacego Sykuta stał na drodze do Witowic XIX/XX wiek. Drugi koźlak stał w stronę miejscowości Sielce z podobnego okresu. Trzeci w Starej Wsi na obecnej ulicy Różana. W latach 50 XX wieku został rozebrany.

Dlatego pojawienie się w połowie XVII wieku zapisu o młynarzach zwiastuje tych co mełi mąkę w młynie wodnym. Pierwsze zapiski o posiadaniu młyna wodnego są z 1531 roku - „pobór łącznie z Młynkami i Rudami z 15 ł. i młyna (RP).” Mamy wzmiankowany młyn zapewne wodny na Kurówce tuż przed uzyskaniem praw miejskich – Sł. Geog- Hist.

Napędzany zapewne wodami Kurówki i kołem młyńskim , zapewne podsiębiernym. Przeskoczymy do wieku XVIII, gdzie za panowania jednego z najwybitniejszych zarządców i właścicieli tych ziem czyli Augusta Czartoryskiego wybudowano w 1771 roku młyn wodny. Zapewne wtedy wkopano kanał młynówkę ze zbiornika we wsi Opoka. Kanał zasilał w wodę młyn – ten Końskowolski. Wzmiankowany owy młyn – być może po ulepszeniach np. zastosowaniu turbiny Francisa zamiast koła młyńskiego jest w spisie z XIX wieku. Należał on do „folwarku doświadczalnego”.

Przy okazji rzućmy oko na demografię Konińskiej Woli.

W 1790 roku liczyła – 948 mieszkańców ( Żydów – 491)

1803 rok - 1057

1865 rok – 2770

1914 rok – 5625 mieszkańców – swoisty rekord.

1916 rok – 1358 .

 

Właścicielem młyna wodnego w 1910 roku był Chaim Baer. Chciał na nowo w Końskowoli przywrócić ducha przemysłu jak za czasów Czartoryskich. Niestety jego plany nigdy się nie zrealizowały. Przypomnieć należy że choćby w 1890 roku Końskowola słynęła z produkcji wód gazowanych .

Na mapach z 1914 roku zaznaczony jest młyn wodny wraz z kanałem. Z map 1938 nie a już śladu po zbiorniku wodnym w Opoce i kanale. Wraz z młynem. Zapewne działania I Wojny Światowej jak i wiele tego typu młynów w okolicy zmiotło z historii.

 

Wycinek mapy z XVIII wieku - mapire.eu z zaznaczonym młynem wodnym i widocznym doskonale kanałem

 

 

 

 

Wycinek mapy z 1914 roku z zaznaczonym młynem i kanałem młyńskim

 

 

 

 

 

Wycinek mapy z 1938 roku - brak młyna i brak kanału

 

Tego nie wiem. To chciałbym się dowiedzieć.Może pomożecie ? Proszę....

 

 

 

 

Na podstawie:

"Dzieje Końskowoli" pod redakcją Ryszarda Szczygła

Aleksander Lewtak „ WIATRAKI NA ZIEMI PUŁAWSKIEJ"

24 lutego 2020   Komentarze (2)
historia   młyny i wiatraki   końskowola   młyn motorowy   Końskowola Kurówka   Młyn wodny  

Gdzie ten młyn ? Chrząchówek...co za nazwa...

 

Rzeka Kurówka 

 

 EDIT

 

DZIĘKUJĘ ZA TAK NIEBYWAŁY ODZEW Z PAŃSTWA STRONY. TERAZ DOSKONALE WIADOMO , GDZIE MŁYN BYŁ.

 

 

 

Pod koniec XIX wieku na Lubelszczyźnie funkcjonowało 1069 młynów. Głównie wiatraki ,ale także młyny wodne.Już w 1870 roku powstało 7 młynów parowych a już w 1907 roku było 24. W powiecie puławskim w owym czasie funkcjonowało 105 młynów wodnym i wiatraków. I fakty mówią o potędze Lubelszczyzny. Nie było lipy. Poczytałem o tym z książki “Minęło już 145 lat… Powiat Puławski dawniej i dziś 1867-2012” Gdzie stosowny historyczny wstęp poczynił historyk ,dla mnie ekspert najwyższej rangi - Zbigniew Kiełb.

Ale mnie naszło na te młyny...wodne…..

Nie zawsze było łatwo z tym młyńskim światem….

 

Głos Lubelski 2.5.1936 roku….

“Szajka podpalaczy żydowskich.

Zamordowała chłopa z Kaniowoli, który znał Ich sprawki.Donosiliśmy parę dni temu o nieby­wale zbrodniczej aferze dwóch żydów, Hersza Hochmana i Froima Fejna z Siedliszcz, którzy wynajęli sobie Zachara Szypiłowa do palenia wszystkich młynów okolicznych, aby zlikwidować konkurencję, jaką robiły młynowi Hoch­mana. Podczas jednego z tych pożarów spłonęło żywcem dwóch żydów, dzierżawców młyna. Obecnie śledztwo wyjaśniło, że ży­dowska szajka miała jeszcze gorsze rzeczy na sumieniu i nie cofała się przed pospolitem mordem. W dniu 12 kwietnia zamordowany został skrytobójczo niejaki Józef Drozd, we wsi Kaniowpla pow. Lubartowskiego. Okazało się obecnie, że Drozd zabity został przez Szypiłowa na polecenie Hochma­na i Fajna, którzy Szypiłowi obiecali zapłatę w artykułach spożywczych. Drozd wiedział, że młyn w Swierszcznwie podpalił Szypiłow i mógł w każdej chwili wydać całą szajkę. Wobec tego obaj żydzi postanowili go zgładzić, a dokonanie mordu polecili Szypiłowowi. Cała szajka siedzi obecnie za kratą. Oba żydy powinny pójść na stryczek.”

 

 

 

W tej XV wiecznej miejscowości ściśle należących do dóbr Konińskich w XX wieku prócz 11 młynów wodnych funkcjonował tu młyn . Młyn wodny. Założony w 1900-1905 roku przez Jana Michtę. Nie podziałał długo bo już w 1915 roku jak pisze pan A.Lewtak został spalony przez wojska Austro-Węgier w czasie działań wojennych I WŚ. Podobny los spotkał młyn blisko Woli Nowodworskiej. Ten drewniany … koło mostu łukowego na Kurówce. Idąc dalej widać majętny Jan Michta po wojnie ( IWŚ) wydzierżawiła od sąsiada Stanisława Kurka pole i na nim stawia młyn głównie własnym sumptem – wiatrak koźlak. I taki los młynarza ,że w wojnę II wiatrak nie meł zboża i po wojnie stał pusty i nieruchomy. Lata 50 XX wieku zamknęły jego żywot na wieki. I ten wiatrak jest ujęty. Problem jest z młynem wodnym.

 

 

Początek miejscowości od strony drogi Warszawa-Lublin.

 

. Bo i na mapach carskich i „naszych” choćby z 1914 roku nie ma śladu po młynie wodnym .Widać te mapy bazowały na mapach wcześniejszych- nie były aktualizowane tylko powielane. Mapy z lat 30 czy 40 wieku XX wcale nie wzmiankują o nim. Długo nie podziałał bo góra 10-15 lat. Wątpię,że i się spłacił. Pamiętajmy o mnogości wiatraków i młynów w bliskości jak w Wólce czy Końskowoli. Ten w Końskowoli już na mapach z XVIII wieku pracował zasilany ze zbiornika nie małego w Opoce przez kanał wykopany młynówka. Ale o nim piszę i piszę i napisać nie mogę.

 

Kapliczka nadrzewna , przy mejscu tragicznego wypadku. W bliskości krzyż. Droga do Kurowa.

 

A posłuchajmy co w regionie o młynach słychać . Idąc za Stanisławem Wójcickim

DZIEDZICTWO KULTUROWE GMINY KURÓW poczytamy ,że :

„Dnia 31 maja 1870 r. z gminy Nowa Aleksandria /Puławy/ do gminy Kurów przyłączono pięć wsi Sielce, Chrząchów, Chrząchówek, Wólka Nowodworska i Dęba. W skład tak powstałej gminy Kurów weszły: Płonki, Brzozowa Gać, Szumów, Łąkoć,Barłogi, Choszczów, Dęba, Wólka Nowodworska, Chrząchów, Chrząchówek, Sielce i Pulki. W 1921 r. osiedlił się w Brzozowej Gaci wraz z rodziną Oskar Ulrich. Była to rodzina pochodzenia niemieckiego. Wybudowała ona młyn w Brzozowej Gaci, gdzie obecnie znajduje się świetlica wiejska. W 1937 r. oddano do użytku rzeźnię gminną. Ponadto funkcjonowały gorzelnia w majątku Orsettich, tartak Kompoltowicza, dwa młyny: Holcmana i spółki i Ulricha oraz piekarnie, kaszarnie, olejarnie. Jednak najwięcej było zakładów garbarskich, kuśnierskich i szewskich.

 

Praca bobra przy Kurówce

 

 

Młyn będący obecnie w ruinie został zbudowany przez Józefa Giermasińskiego w okresie 1915-1920 r. Był on młynarzem w młynie dworskim położonym nad rzeką Kurówka w pobliżu mostu na pograniczu Olesina i Płonek. Po jego śmierci w 1930 r. młyn prowadził Czesław Giermasiński a następnie Stanisław Giermasiński do czasu jego zamknięcia.

Natomiast nieistniejące obecnie stawy usytuowane na przestrzeni od „Traktu Wąwolnickiego” obok rzeki Kurówki do ul. Puławskiej i drogi w kierunku Klementowic swymi wodami napędzały młyn przy ul. Puławskiej wybudowany w 1900 r. funkcjonujący w ramach tzw. „osady młyńskiej w Kurowie”.

 

Kurówka 

 

Pierwotnie podobnie jak stawy stanowił on własność kurowskiego dworu. Sprzedanyw okresie międzywojennym został własnością Szulima Rubinszteina, a następnie jego syna Arona. Napędzano go parą, a następnie energią elektryczną. Po II wojnie światowej został znacjonalizowany i pozostawał w zarządzie Centrali Rolniczych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Warszawie – Zakład w Puławach, a następnie Okręgowego Przedsiębiorstwa Przemysłu Zbożowo–Młynarskiego – „PZZ” w Lublinie. Obecnie jest to własność prywatna. Nieczynny od połowy lat dziewięćdziesiątych XX w.

Funkcjonowały również młyny w Płonkach przy moście na rzece Kurówce, Kłodzie /Krupa – Mała Kłoda/ w pobliżu mostu na rzece Białce, Klementowicach w pobliżu stawu,Brzozowej Gaci w pobliżu obecnej świetlicy.Natomiast wiatraki działały na Wygodzie i Małej Kłodzie /Krupie/ będące własnością rodziny Mizerackich. W przypadku Małej Kłody stał jeszcze w latach sześćdziesiątych XX w. Znacznie wcześniej funkcjonował wiatrak na wzniesieniu terenu za obecną ul. Graniczną w Kurowie. Stał on tam jeszcze w 1939 r. Ponadto przemiał zboża prowadziły wiatraki w Dębie /Paluchowie/ – własność Józefa Stępniaka, odbudowany w 1946 r., Płonkach oraz w Buchałowicach stanowiący własność rodziny Litwińskich. W Klementowicach należący do rodziny Zawadzkich wykonywał przemiał zboża do początku lat dziewięćdziesiątych XX w.

 

Kapliczka - Lataria we wsi

 

Dokument lokacyjny [ Kurowa] został wystawiony przez Piotra w sobotę w święto Trzech Króli dnia 6 stycznia 1442 r. na prośbę mieszczan, rady, wójta i pisarza miejskiego.Świadczy to o tym, że miasto było w trakcie organizacji. W połowie XV w. było zabudowane. Funkcjonował kościół, szkoła, dwa młyny, łaźnia oraz domy mieszkalne......”Do tego młyn w Końskowoli i Rudach. Czy w Wólce Profeckiej ( naliczyłem w 1773 roku aż dwa).

 

Wioska Chrząchówek stara , bo już XV wieczna. Ale była lokowana na nowo. Tak zapisano w słowniku historycznym. Cytować warto :”CHRZĄCHÓWEK (1457 Parva Chrzochowek Oppoka, 1470-80 Krzoszowek, 1484 80 Crzochow), 10 km E od Puław. Pow. lub., par. Wola Konińska. Własn. szlach. 1457 dziedzic Piotr Koniński (ZL IV 238). 1470-80 w. nowo lokowana, mała. Dziedzic Piotr Koniński. Folwarku nie ma. Dziesięcinę snopową wartości 1 1/2 grzywien bpowi (DLB II 571). 1484-1533 klucz → Witowice. Od 1529 nazwa do dziś niezmieniona. (LR 33).”

 

Drewniana zabudowa we wsi

 

W 1827 roku liczył 42 domostwa i 297 mieszkańców.”

Jan Długosz zanotował wieś jako Krzoszowek. w 2011 roku zamieszkiwało ją około 460 mieszkańców. Więc wcale nie mało. I tak w rzeczywistości jest. Kawał wsi . I jadę i jadę przez nią. Dojeżdżam do końca. Tam w cegle sklep. Za nim tragiczne zdarzenie . Krzyże i na drzewie kapliczka, krzyż przy drodze.Wprowadza mnie w emocjonalny stan. Krótka modlitwa. Uderzam nad Kurówkę. Czasu mało. Niedziela… Teren mało przyjazny , dużo drenaży z pól, rowów , trzcinowisk i bagien. Boże ,gdzie tu był młyn … Musiał Być w środku wsi tam lepszy dostęp do wody, tu każdy krok to błoto. Patrzy na mnie rodzinka na niedzielnym spacerku .Zawiesili się na barierkach i oglądają idiotę z aparatem i telefonem szukającym czegoś. Słyszę w oddali od nich ..”co za facet się szarpie przy rzece i lata i coś do siebie mówi….” Aż się zawiesiłem i spojrzałem w taflę całkiem wysokiej Kurowki. A trudno . Taki jestem i będę. Poleciałem do głowy rodziny i pytam o młyn ?? Gość odstąpił kilka kroków ode mnie coś burknął i odszedł z rodziną dość szybko . Byli z Chrząchowa chyba. Tam gdzie kościół aż dziwny na te okolice….

 

Wspomiany koścół....

 

Z drugiej strony drogi lepszy teren i mówię do siebie ,że tam musiał być wiatrak. I później mapa potwierdza.Wracam do auta.Chciałem zatrzymać się we wsi .Parcele ciągną się do rzeki.Ludzie w oknach , patrzą...nie mam odwagi iść na czyjeś pole…. Oglądam i wyobrażam sobie ten młyn…..wracam przez Witowice i Chrząchów do Puław….z niedosytem..dużym....

 

Fragment mapy WIG - 1936 z zaznaczonym wiatrakiem

 

 

Szkoła Podstawowa W Chrząchowie podzieliła się nie tylko informacją, że owy młyn znajdował się za drogą to także przekazał zdjęcia wspomnianego wiatraka w ścisłej bliskości młyna pana Michty. Bardzo ale to bardzo dziekuję. To cudownie ,że w ktoś chce pomóc i pielęgnować pamięć. Poniżej owe zdjęcia w tle widoczny jest wiatrak a przy nim młyn. Młyn wodny.

 

Widoczny wiatrak za drogą. Tuż przy szkole aktywność sportowa dzieci.

 

 

Także widać w tle za drzewem łopaty wiatraka 

18 lutego 2020   Komentarze (6)
młyny i wiatraki   historia   chrząchówek  

Chłód powstania i żalu po pani Puław....lekcja...

Paw, w tle Pałac Czartoryskich

 

 

288 metrów.

Sobotnie przedpołudnie sączy się swoją wilgocią i ciepłem. Dziś nienaturalnym. Już wiatrówka ubrana ,plus 10 stopni. Wiosna! Świergot ptaków ich trele, te wiosenne , te zakochane wybrzmiewają zewsząd. Zatopiony w nie i piękno pawi tych Czartoryskich udaję się na pierwsze dla mnie spotkanie w Muzeum z przewodnikami i pilotami wycieczek i grup zorganizowanych. A gdzie mi do przewodnika czy pilota, tym bardziej byłem zaszczycony ,że na takie unikalne spotkanie Muzeum ogłosiło a pani Ewaprzypomniała mi .Grupa duża, znam kilka osób – dosłownie ze 4. Henryk i p.Ewa tak , prowadząca Grażyna Bartnik i Zbigniew Kiełb także. Sam nie wiedziałem czego się spodziewać, choć czułem, że to będzie seminarium, które zapadnie mi w pamięci na długo. Nie myliłem się wcale. Kończymy rozmowę z Heniem i podążamy na górę, gdzie z prywatnej kolekcji pana Zdrojewskiego są zgromadzone pamiątki związane z Powstaniem Listopadowym i Puławami, Czartoryskimi. Zbyszek zagarnia ostatnich malkontentów na górę, na I piętro do Sali Kamiennej. Zasłona milczenia zapada u mnie. Widziałem już na inauguracji wystawy te eksponaty, gdzie pani Dyrektor, gdzie i właściciel kolekcji, gdzie mistrzowie florystyki, gdzie przede wszystkim księżniczki Barbara Czartoryska i Irena Bylicka z Czartoryskich, oficjeli władz i tych co kochają Puławy i historię i Czartoryskich. To były podniosłe chwile, dziś w tej sali nie mniej pasjonatów, regionalistów, ekspertów się zjawiło na kameralnym spotkaniu , prelekcji. Słów kilka wstępu od Grażynki , wiemy co będzie , jak się podzieli ten wspólnych czas spędzony w murach Muzeum. Niczym ojcowską miłością , także tą trudną podjął się opowiedzieć o pamiątkach i Powstaniu Listopadowym Zbyszek Kiełb. 

 

O wieńcach i wystawie Czartoryskich pamiątek i tych sentymentach Grażynka Bartnik. Cisza w głowie już u mnie dawno, nastawiony na odbiór i przeżywanie. Rozglądam się obok, twarze słuchają, ale chyba dużo z tego wiedzą. Już niektórzy widać poświęcili wiele, może i dziesiątki lat na te Puławy i okolice, może niejeden siwy włos opowiedzieć niejedną historię a już nie młode dłonie pokazać nie jedną pracę w Czartoryskich dobrach wykonaną. Czuję się młody, może za młody, ale nie jedynie młody w grupie. To dobrze rokuje, ta pokoleniowość, to zlanie się historii z senioralnych cudownych latach do tych, gdzie czerpać garściami jeszcze nie można. Ja nastawiłem się na czerpanie. Uśmiechy, gdzieś kaszel , gdzieś słychać migawkę aparatu. Gdzieś naciśnięcie długopisu zwiastuje chęć notowania…. Było warto notować. 

 

Zbigniew Kiełb opowiada o Powstaniu Listopadowym 

 

Wybucha powstanie, zawierucha i w Puławach. Sytuacja wybitnie napięta. Dwa wrogie nie od wczoraj strony: Polaków przepełnionych niepodległością   i rusyfikująca ,zaborcza rosyjska. Przewagi w wojsku znaczne na naszą niekorzyść , w sercu Polaków bije Wolna Polska. Bije i tyka niczym bomba by wybuchnąć bojem rozpaczy, bagnetem wyzwolenia…. 

Koniec stycznia…potyczka wygrana przez Polaków, później odwet Rosji. Już w zasłużonym wieku księżna Izabela Czartoryska z 5/6 III 1831 roku opuszcza jej najukochańsze Puławy. Za kilka lat w 1835 umrze, mąż już od prawie 10 lat nie żyje. Na ścianie w Sali Gotyckiej ogromy obraz na płótnie. Ostatnie chwile księżnej już mocnej seniorki , staruszki w Pałacu. Lament i płacz, pękające serce, trzeba opuszczać …Puławy do Wysocka. Płótno 5x8 m . W kolorze odnalezione przez Grażynkę na kwerendzie muzealnej. Owe płótno jedno z dwóch ozdabia choć smutnie ścianę. Drugie to płótno krypty Czartoryskich w Sieniawie. Piętro wyżej…..

Spotykają się na wystawie dwa światy: Polaków i Rosjan. Tych co bronili polskości i tych co ją pod swoim butem dogniatali do ziemi. Zatem stanęły przeciw sobie i mundury polskie powstańcze i orły, stanęły przeciw sobie szable i odznaczenia. Stanęły medale za krwawy bój powstańczych Polaków i wstęgi za zasługi tłumienia Powstania przez Rosjan. Uderza unikat Orzeł Polski na czapce oficera jednego z 12 - PUXPO. Pułk Krakusów im księcia Józefa Piłsudskiego. I mundur już tak różniący się od rosyjskiego.

 

Grażynka opowiada o pamiątkach sentymentalnych 

 

 

 A w starciu z naszym orłem wstęga nad orłem rosyjskim jedna w szczególności za szczególne zasługi tłumienia przez moskali powstania. Tak u nas przyjęte pagony występują tylko w Rosji w Polsce to przecież naramienniki a w XIX wieku epolety. I o nich była mowa , tych z orłem z ładownicy też z bardzo ciekawą historią. Za zasługi mordowania Polaków Car nadawał swoje złote „ Virtuti Militari”… tak pohańbiony symbol najwyższego męstwa Polskich żołnierzy. We wnęce pięknie połyskują szable , ta rosyjska mało udana ot kawałek rzemiosła a przy niej brylant nad brylanty – szabla samego Generała Józefa… I słów kilka zroszonych prawdą o bardzo poprawnych relacjach Francji z Rosją i pieczęcią….nie bardzo urzędową. Ostatnie pismo Prezesa Rządu Adama Czartoryskiego i zestaw do szycia porwanych mundurów, i spinka z dwuzłotówki. Narodowo było i Podniośle. Zrzucaliśmy z mundurów to co nas zbliżało do mundurów rosyjskich, gdzie i przez pomyłkę nasi strzelali do naszych a moskale do moskali. Gdzie już od 1815 roku pieniądze były mniej narodowe , tracąc swoją polskość na rzecz tych zaborczych. I wpis Jana Zdanowicza ostatniego pełniącego obowiązki burmistrza miasta Wąwolnicy.  40 minut ponad – jednym tchem. Jednym wysłuchane, coś zapamiętane. Zbyszek zbudował obraz dwóch światów. Bez złości bo przecież teraz w czasach pokoju o nich mówił, ciężkich czasów, po męsku, ale ze zrozumieniem. Sala Gotycka pachnie ostatnim rozpalonym kominkiem dla już wdowy księżnej. Dla jej świty. Słychać w oddali wojnę...czuć żałość tych co odeszli. Czuć wielki kres ..kres Polskich Aten...

 

W sali z wieńcami...

 

Zapachniało bukietem delikatnym i łagodnym. Wybudzeni z powstańczej gehenny głosem prowadzącej Grażynki zapraszającej a górę, do Sali Rycerskiej... ale przecież ta na dole to też pierwotnie zwała się Zbrojownią , Salą Rycerską.... Takie koleje losu. Kłaniamy się historykowi, zasłużone brawa z naszej strony.... Zaczynamy epitafium, ostatnie chwile największych i ich wieczny nie zawsze spokojny sen. Ktoś z kimś rozmawia , gdzieś przesuwają się dla mnie nowe twarze ,nowi znajomi nie Fbookowi, żywi. Żywi na tą lekcję historii od tych co umiłowali całym sobą ten pałac, tą Panią , ten Ród ,te Puławy. Schody żeliwa zdobień pełne. Sztukaterie pobielone na suficie, skromne. Kto by patrzył , na półpiętrze płachty dawnych historycznych chwil osady pałacowej , złapane przez Norblina czy Richtera. Sala ciemnością osnuta, wyważona. Tu i żart nie na miejscu. Obraz mniejszy, już pięknie uporządkowanych krypt jest i ołtarza. Wielkie dzieło wnuka - Władysława Czartoryskiego. Wieńce nowe i te XIX wieczne . W tych nowych ten z pracowni Muzeum ,zatopiona zwycięska róża z Końskowoli. Tuż przy założonym niegdyś przez księżną w Pożogu ponad 10 ha ogrodu. Gdzie wojska austriackie zniszczyły, zdeptały.  Ta róża zatopiona w żywicy...w hołdzie Czartoryskim. Zanosiły się Puławy,Polska i Europa płaczem w 1823 roku kiedy to mąż stanu ,wybitny z najwybitniejszych Adam Kazimierz oddaje ducha. W Stolicy chowają przy niesamowitych uroczystościach pogrzebowych ciało, serce tu do Puław trafia. Bo przecież kaplica to miało być mauzoleum ...miło... Serce Adama Kazimierza tu spoczęło ..nie zaznało spokoju wiecznego.... Niedługo po krwawo stłumionym powstaniu przez Rosjan , gdzie książę Erewański Paskiewicz, wódz naczelny  w niedalekim Dęblinie przejmuje dobra dęblińsko-bobrownickie za zasługi w mordowaniu Polaków , dobra puławskie przechodzą w ręce Rosjan. Pałac i wielka Familia gaśnie pomału. Rok 1835 gaśnie jej kobieca najjaśniejsza gwiazda. Musiała opuścić swoje Puławy w 1831 roku. Już na obczyźnie konać. 

 

Autor 

 

Kręci się służba i oddani. Budują na szybko ołtarz. Skromny bo i czasy podłe. Utkany w piękne pomarańczowe drzewka. Księżna odpadająca z sił , co dzień walczy z swoim przeznaczeniem. Maria tuż przy niej w ostatniej drodze. Żarliwe modły w ostatnich dni jej życia, ręce wzniesione do Boga. Z nią Izabelę, za Ojczyznę. Gaśnie i Izabela i Ojczyzna. Pokój się opróżnia z mebla wszelakiego. Zostają od zawsze 3 obrazy syna Adama, które tak na śmierci swej zapamiętać musiała. A on na emigracji , ból w sercu- matki tak nie często widzianej śmierć znosić musiał. Listem mu siostra Maria o niebieskim pierścieniu od Ojca kochanego danym pisała ,że wsunęła na palec. Że odcisk jej twarzy i piersi pobrano. Dla potomności , dla czasów wolnych ,wolnej Polski. Zgasła, wielka z największych Izabela. Księżna Izabela z Flemingów Czartoryska. Sieniawa skrywa w sobie krypty a w nich Czartoryskich. Kiedyś te trumny gniły, porozrzucane bez szacunku , bez czci , bez ładu. Gdzie po wojnie coś na kształt parawanu dzielone były, a w latach 70 tych piec wsadzili między nie. Hańbiąc i uwłaczając całej ich historii. Władysław Czartoryski jakmógł tak sprowadził trumny z ciałami swoich przodków. Później i ołtarz postawił . Dziś jest 21 ciał wielkiego rodu. Tych największych, ale i błogosławionego Augusta czy Ludwika Powstańca Warszawy. 29 wieńców XIX wiecznych otacza trumny z Sieniawy, Paryża i Wiednia. Te paryskie aksamitem obite..... Smutek i żal , cześć i pokłon tym wielkim. Czcigodnym rodu Puław i nie tylko, zasłużonych. Jednym tchem Grażynka opowiadała o historii i wieńcach i Czartoryskich.  Uszy nastawione miałem, strzygłem nimi. By nagle głowy królewskie nie zaczęły gadać…..Sala ,gdzie dojście w pałacu było mniej znane , chyba jakąś klatką. Gdy w Domku i Sybilli brakowało miejsca, po pałacu więc i na pałacu księżna kazała okazy muzealne chować. Pech trafił ,że z 194 głów z 1540 roku udało się Izabeli zachować u siebie 30. I one spoczęły w pokoju służby, pokoju zabaw owej Sali. A legendy są straszne….. Podobno jak Zygmunt August syn tej co warzywniak do Korony sprowadziła werdykt zły wydał to głowy gadały. I służba bała się tu bywać.... coś w tym jest. Ale Tu piękny z Parchatki serwis z ponad 100 elementami . Z Domu Gotyckiego i malutka szkatułka , ciupeńki notesik. Upodobany wschodni kościół przez Władysława Czartoryskiego krzyże i inne religijne dary. . I płynie opowiadanie Grażynki, że Izabella obrazów mało upodobała, kilka dostała tzw. „3”, ale i kilka miała - tych największych mistrzów ze sztuki czy literatury. Molier choćby. Wisiał . Tabakierka Zofii Lubomirskiej , szkatułeczka z Sybilli … Obraz się rozmywa. Gdzieś tam i pierścień Lutra.  

 

Dostaję SMS muszę wracać...a tu nie koniec.... Tu i o ulubionej Kickiej........ Muszę zostawić ten świat Czartoryskich tak cudownie pokazanych i omówionych z takim duchem....I ten katalog co świeżo z drukarni wyszedł.....brawo...chylę czoła...

 

………..288 metrów ma długość średnicy dziedzińca przy pałacu....

05 lutego 2020   Dodaj komentarz
historia   puławy  

Jak anioł szeptał by króla zabić ....

Rycina przdstawiająca rozrywanie człowieka - wyrok

 

 

 

Jak to anioł podpowiadał by króla zabić.

 

„Była niedziela, 15 listopada 1620 roku, około godziny dziewiątej rano. Król [Zygmunt III Waza ]  zmierzał w kierunku kolegiaty św. Jana na mszę. Za nim podążali Jan Wężyk (biskup przemyski), Andrzej Próchnicki (arcybiskup lwowski) oraz dworzanie. Trasa była niezmienna – z zamku do kolegiaty prowadził kryty ganek nad ulicą Dziekanią, który łączył oba budynki. Na końcu ganku, tuż za drzwiami, ukrywał się człowiek mający zamiar zamordować króla…

Piekarski schował się za wielkimi drzwiami prowadzącymi do kolegiaty i czekał na zmierzającego w jego kierunku króla. W ręce trzymał czekan. Gdy tylko król zatrzymał się przed drzwiami, Michał Piekarski zamachnął się czekanem na Zygmunta. W związku z tym, że przejście było wąskie, Piekarski nie mógł wykorzystać pełnego impetu dobytej broni. Trafił króla w plecy i głowę (raniąc nad prawym uchem, prawy policzek i brodę). Król upadł, zamachowiec chciał wykorzystać okazję i ciąć Zygmunta raz jeszcze, lecz udaremnił ten zamiar Łukasz Opaliński, marszałek nadworny koronny. Wykorzystując swoją laskę, wytrącił Piekarskiemu czekan z dłoni. Na ratunek ojcu ruszył także królewicz Władysław, lecz ranił tylko nieszkodliwie niedoszłego królobójcę.W wąskim przejściu powstał tumult. W kościele ludzie zaczęli krzyczeć i mówić, że król został zamordowany. Powstała nawet plotka, jakoby do Warszawy dotarli Tatarzy i to oni z zimną krwią dopuścili się mordu na władcy. Czas ten to także okres sporych napięć na linii Polska – Szwecja (nieudane starania Zygmunta III o utrzymanie korony szwedzkiej), dlatego też podejrzewano, że człowiek próbujący króla zgładzić był opłacony.

Wyrok

Piekarskiego szybko osądzono, wyrok zapadł już 11 dni po zamachu. Choć wiadomym było, że niedoszłego królobójcę czeka kara śmierci, to czyn jakiego się dopuścił, musiał zostać potępiony. Wszak ucierpiał stan szlachecki i cała Rzeczpospolita.Choroba psychiczna Michała Piekarskiego nie była brana pod uwagę jako element łagodzący. Po dokonaniu takiego przestępstwa, Piekarski automatycznie pozbawił się godności szlacheckiej, dlatego też mógł być torturowany. Sąd dokonał także podziału osobowości przestępcy na: społeczną (która po fakcie została i tak pozbawiona godności), prawną (pozbawiając go jakichkolwiek praw) i ludzką (brak człowieczeństwa).

Sama egzekucja była nad wyraz brutalna. Tak brutalna i jej równa  jak zamach na najwyższego w tym kraju – Króla. Michał Wolski – marszałek koronny o wyroku napisał:

(…) najprzód z miejsca więzienia, z którego zostanie wyprowadzony, przez kata i jego oprawców wsadzony będzie na wózek do tego sporządzony, mając skrępowane ręce i nogi, przywiązany do wozu tak zostanie, aby postać siedzącego zachował. Zasiądzie przy nim swe miejsce kat z oprawcami, mający swe narzędzia: ogień siarczysty i rozżarzone węgle, obwożony będzie przez Rynek i ulice miasta. W miejscach wyznaczonych obnażonego czterema rozpalonymi szczypcami oprawcy ciało szarpać będą. Gdy na miejscu kary stanie, z wozu na rusztowanie, umyślnie wystawione, na osiem łokci od ziemi wyniesione, przeprowadzony zostanie. Tam mu kat ów czekan żelazny, którym na Najjaśniejszego Króla Jegomości targnął się, do ręki prawej włoży i z nim rękę bezbożną i świętokradzką nad płomieniem ognia siarczystego palić będzie. Dopiero gdy wpół dobrze przepalona będzie, mieczem odetnie, toż i z lewą ręką, bez przepalenia jednak uczyni. Po czym czterema końmi ciało na cztery części roztargane, a obrzydłe trupa ćwierci na proch na stosie drew spalone zostaną. Na koniec proch w działo nabity, wystrzał po powietrzu rozproszy.

 

Skazaniec przed skonaniem nieprzerwanie mówił, bredził bez ładu. We wspomnieniach Albrychta Radziwiłła możemy przeczytać, że Piekarski cytował Biblię oraz tłumaczył, że na początku listopada ukazał mu się anioł, który kazał zamordować króla.” 

 

Cytowane z publikacji pana -  Bartłomieja Gajeka.

Zdjęcie poglądowe. Internet.

03 lutego 2020   Komentarze (1)
historia   ciekawostki   Zygmunt III Waza Piekarski  

Miejsca koronacji polskich królów i i królowych...

Koronacja Bolesława Chrobrego... sporo go odmłodzili i odchudzili ... Razem z nim koronowany był Mieszko II i jego żona Rycheza

 

Pokusiłem się o zestawienie koronacji polskich królów i królowych. Mając chwilę teraz , poczytałem M.Rożka i jego książkę wydaną w 1987 roku. 

 

Pomijamy tych ze wschodu....choćby...

Wynik jest taki :

Katedra na Wawelu w Krakowie aż 32 koronacje

Miejsce drugie Katedra Metropolitalna w Gnieźnie - 5 koronacji 

Miejsce trzecie Kolegiata św. Jana w Warszawie - 3 koronacje 

I ostatnie ale wcale nie gorsze miejsce 4 Katedra w Poznaniu - 1 koronacja.

 

Wynik prosty ....na ilustracji Bolesław Chrobry ... GNIEZNO .

20 stycznia 2020   Dodaj komentarz
historia   ciekawostki  

Władca , którego nawet książki i podręczniki...

Fryderyk August I

 

W 1791 roku w Konstytucji 3Maja zapisano, że następcą podstolego Ciołka herbu Antoniego - Augusta Poniatowskiego będzie jako władca dziedziczny wnuk Augusta III. Elektor Fryderyk August I. Władca ten w czasie wojen w Europie na początku XIX wieku stanął po stronie cesarza Napoleona za co w 1806 roku otrzymał tytuł królewski . W latach 1807-1815 nosił tytuł księcia warszawskiego ..

Królem Saksoni od 11 grudnia 1806 ( koronacja) do 5 maja 1827. Książę warszawski od 22 lipca 1807 do 3 maja 1815. Zakusy na niego były jako władcy Polski już w 1771 roku...

20 stycznia 2020   Komentarze (2)
historia   ciekawostki  

Wyprawa z tatem.... Strzykocińskie ewangelickie...

Skrzykocin i dwa krzyże w nowszym cmentarzu blżej wsi

 

Tato. Po mojej czterdziestce smakuje to słowo dużo wymowniej. Sam, mając dwójkę dzieci w przestrzale wiekowym skrajnym, staram się dostosować do każdego ich świata i wieku. Łatwe to nie jest, ale ojcowska miłość, wiara w swoje możliwości, delikatność, ale i stanowczość chyba mi jakoś wychodzą. Wcale nie jest być łatwo ojcem. A ojcem świadomym już cholernie trudno. I ten ojciec świadomy to niby kto? Pytanie ważne i trudne. To nie tylko ten, co dba, by brzuszki były pełne, by w lodówce coś było. To ten, co zapewnia włożenie na tyłek nowych dżinsów córki czy zakup nowego żelazka. To ten, przy którym problem rachunków i opłat znika z pola rażenia, a reszta rodziny śpi spokojnie. To ten, który po trudnym dniu wychowania młodego przez żonę sterty wyprasowanego i wypranego prania układa na miejsce. To ten, co ostatnie chwile przy usypianiu małego poświęca na porządki w domu, zamiecenie kuchni czy korytarza. To ten, który sprawia, że łazienka rano błyszczy świeżością i nowością. Taki ojciec, który gitarrrrę zabiera do kąpieli małego i pogrywa mu co dzień. Co mu śpiewa, co go zabiera codziennie na kilkukilometrowe wycieczki po Puławach. Co pokazuje, uczy i poucza tego małego smyka, prawie 1,5 latka. To ten ojciec, co daje oddech wychowaniem za dnia tygodnia powszedniego żonie. Zabiera i opiekuje się do cna, do końca sił, do bujanek, do pawi przy Pałacu czy rur grających na błoniach. To ten, co zabiera córkę do Maca, gdzie mogą kilka zdań zamienić. To ten, co wymaga już od nastolatki tego, czego wymagali od niego w tym czasie życia... Choć czasy inne. To ten ojciec, co wstaje o 5 rano do pracy, wypija poranną kawę, wita się ze światem, z bliskimi na Fb i uderza w codzienność. To ten ojciec, co stara się być autorytetem, pokazując, że nie ma zbyt późnego wieku, by zacząć i zakochać się w nowych pasjach i zainteresowaniach, jak historia, botanika, przyroda...biegi.... To ten ojciec, co ma dla siebie godzinę dziennie jak młody idzie spać. Czas na czytanie, pisanie jak teraz kilku zdań, czy nagrania kilku wypowiedzi. To w końcu ojciec, co kocha dzieci całym sobą, bo taką miłość dostał od swoich rodziców....

 I właśnie mój ojciec...tato taki jest. Prawdziwy, przenikniony cały miłością do swoich dzieci. Ja już rocznikowo 41 lat będę miał, a czuję się kochany przez niego, jakbym miał naście lat. Wymagający, opiekuńczy, troskliwy. Błyskotliwy, łapiący wszystkie nowości w mig. Czy to Fb, czy internet, czy pisanie książki genealogicznej rodowej Ciechanowiczów herbu Mogiła z trzema mieczami wbitymi w trumnę.

 

Strzykocin - mapa z 1906 roku. Pokazany ogrodzony kamiennym murem stary cmentarz dziedziców. Obok dół z wrobiskiem piachu.

 

W końcu ma więcej czasu dla siebie. Już nie młody, siedemdziesiątka na karku , a jednak daje się namówić na wyjazd tak blisko, a tak w nieznane. Na były cmentarz ewangelicki w Strzykocinie...a w sumie, jak się okazało, dwa cmentarze. Syn, młodszy, gdzieś na mapie z 1930 roku wypatrzył... Jedzie. Zadowolony. Zna te tereny, blisko Grądu, Starnina. Ale tam nie był. W Strzykocinie nie. I ja nie…. Ruszamy, by zaspokoić ciekawość i pobyć choć trochę ze sobą. Pogadać o pierdołach i rzeczach ważnych, popatrzeć na siebie, posłuchać...pobyć.... Tak dawno nie było okazji...

 

Mapa Srzykocina z zaznaczonymi dwoma cmentarzami. Rok 1952.

 

 

Skoda moja już nie pierwszej młodości nauczona jeździć po bezdrożach Lubelszczyzny, nieuczęszczanych drogach Piasków Gołębskich, czy Skokach lub nadwieprzańskich masowskich polnych dróżkach. Ruszamy, mijamy i Jarkowo, i Kinowo – siedzibę główną rodu von Manteuffelów. W Kinowie nawigacja usilnie pcha mnie na drogę – skrót przez byłe rzeczne tereny do byłego folwarku i dalej „kocimi łbami” do wsi, a przy wsi do mojego – naszego celu wycieczki – cmentarza poewangelickiego. Czujność nakazuje nie jechać tym polnym traktem. Więc naokoło. Najpierw arcyciekawy Starnin, Grąd i tu na prawo. I kiepską drogą do Bębnikątu (ciekawa nazwa osady, prawda?)

 

Dwór w odsadzie Bębnikąt

 

. A tam wyremontowany dwór i były młyn, i teraz pstrągarnia na rzece Mołostowa. Pstrągowo-łososiowa rzeka...dzika... Tam był kiedyś młyn i cmentarz w polu... Lecimy objazdem S6 i przyleśną drogą trafiamy w końcu do przedwsi. Nawigacja każe skręcić w lewo. Jedziemy drogą z  „kocimi łbami” widzimy zagajnik. Za nami miejscowość Strzykocin...

 

Wejście do nowego cemtarza ewangelickiego. 

 

Widzimy małe stalowe krzyże na byłej furtce do cmentarza. Okazało się później, że to były dwa cmentarze. Jeden dla dziedziców, ograbiony i splądrowany, pięknym murem kamiennym odgrodzony... drugi dla reszty... I o dziwo pochowano tam żołnierza z 45 roku...gdzie, ech, historia pisała jego życiorys na nowo. O tym później. Gaszę silnik. Mroźno, szreń. Tato i ja, i cmentarze. I nieznane. Każdy ma swoją wizję, swoje patrzenie, dyktowane swoim doświadczeniem... 

 

Kilka słów o dworze i wsi z http://www.pomeranica.pl i Wikipedii  :

„Zabytek nr rej. nr 1091 z dnia 17 maja 1989,Dwór w Strzykocinie(niem.Streckentin,gmina Brojce)

 

Jeden z grobów. Z Nowym krzyżem.

 

Wieś

W XII wieku wieś należała do klasztoru w Białobokach (dzielnica aktualna Trzebiatowa) . Od XV do XIX wieku właścicielami majątku była rodzina von Manteuffelów. W 1789 roku wieś uzyskała status dóbr alodialnych (dziedzicznych). W 1804 roku właścicielką majątku była Henrietta von Manteuffel. W 1821 roku majątek należał do Gnidke, później jako wiano jego córki do Henryka Karola Guse. W 1892 roku majątek obejmował 832 ha ziemi i hodowlę złożoną z 1600 owiec.W 1914 roku właścicielem Strzykocina był von Wedemeyer a administratorem majątku obejmującego 931 ha i hodowlę 500 sztuk trzody chlewnej Karl Keyser. Ostatnim właścicielem majątku w 1939 roku była Sophie von Holstein z Gryfic. Administratorem majątku obejmującego 950 ha i hodowli złożonej z 250 sztuk bydła i 100 sztuk trzony chlewnej był niejaki Gessner.W latach 1945-1948 na terenie folwarku stacjonowała Armia Radziecka. Do lat siedemdziesiątych XX wieku majątek należał do PGR Dargosław.Obecnie należy do prywatnego właściciela.

Strzykocin – osada sołecka w Polsce położona w województwie zachodniopomorskim, w powiecie gryfickim, w gminie Brojce. Według danych gminy z 5 czerwca 2009 osada miała 173 mieszkańców.

WIKIPEDIA „Znajdował się tutaj dwór (zburzony w 2008 r.) i park dworski. Przez wieś przebiegała jedna z najstarszych linii (z 1898 roku) kolei wąskotorowej, nieeksploatowana od roku 1996. W chwili obecnej linia ta jest prawie całkowicie rozebrana. Strzykocin został objęty połączeniem Gryfickiej Kolei Wąskotorowej w 1898 r. po wybudowaniu wąskotorowej linii kolejowej z Gryfic Wąsk. przez Tąpadły do Dargosławia. W 1900 r. zmieniono szerokość toru z 750 mm na 1000 mm. W 1907 r. linię przedłużono do Trzebiatowa Wąskotorwa , a do 1913 r. jeszcze do Niechorza. W 1899 r. połączono Tąpadły ze Skrzydłowem, a zarazem połączono Gryficką Kolej Wąskotorową z Kołobrzeską Koleją Wąskotorową. W 1961 r. przestały kursować pociągi do Kołobrzegu. Do 1962 r. kursowały pociągi pasażerskie na trasie Gryfice – Gościno, a do 1966 r. w skróconej relacji do Rymania. Na pozostałych liniach pozostał ruch towarowy który przez długie lata, do 1990 r. odgrywał jeszcze dużą rolę. Później, do 1995 r. odbywały się coraz mniejsze przewozy na trasie Rymań – Tąpadły. W 1991 r. zamknięto odcinek Trzebiatów Wąsk.- Dargosław, a w 1996 r. z Dargosławia do Gryfic Wąsk. Odcinek Tąpadły – Skrzydłowo – Resko Płn. do 1996 r. służył do przewozu taboru na naprawy do Reska. Cała sieć straciła spójność w czerwcu 1999 r. gdy zdemontowano przęsła torów na przejazdach kolejowych w ciągu szosy E28 w Wicimicach, Rymaniu i Ramlewie. W okolicach Gościna (układ torowy stacji, linia w kierunku Sławoborza i częściowo linia w kierunku Rymania) oraz tory na odcinku Skrzydłowo – Tąpadły zdemontowano na przełomie lat 2006/2007”

 

Zabytek nr rej. nr 1091 z dnia 17 maja 1989,Dwór w Strzykocinie.Zdjęcie zapożyczone ze strony http://www.pomeranica.pl

 

Dwór

We wsi znajdują się ruiny dworu zbudowanego na przełomie XVIII i XIX wieku i przebudowanego na przełomie XIX i XX wieku. Budynek o powierzchni 341,8 m2 składał się z trzech części o różnych wysokościach, najstarsza w konstrukcji szachulcowej została rozebrana w 2008 roku. Pozostał bezstylowy budynek piętrowy, kryty dachem dwuspadowym, który nie przedstawia żadnej wartości architektonicznej.W sąsiedztwie znajdują się zdewaloryzowane zabudowania gospodarcze oraz park dworski z  lodownią. Obiekt niedostępny.

 

Bibliografia

Karty ewidencyjne zabytków architektury i budownictwa - Archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Szczecinie”

 

Zdjęcie Lidar - widać wyraźnie wyrobisko. Zaznaczone cmentarze . I - właścicieli, II - nowszy.

 

Wieś stara, XII wiek to nie ma co.... Gaszę samochód... W domu musiałem sprawdzić, czy o nim nic nie ma. Odpalam google i czytam o cmentarzu, a w sumie o cmentarzach... (www.ziemiagryfa.org.pl wykonali ogromną pracę!! Brawo!):

 

 

plansza pochodzi także ze strony ziemiagryfa.org.pl.

 

„Strzykocin I (niem. Streckentin) – cmentarz położony jest około 450 m od zabudowań wsi, przy drodze wiodącej ze wsi w kierunku folwarku Strzykocin. Nekropolia założona została w II połowie XIX w., obecnie nie jest użytkowany. Powierzchnia obiektu wynosi 0,28 ha. Posiada regularny charakter rozplanowania, przy czym pierwotne granice są czytelne, a układ poszczególnych kwater, nagrobków i mogił całkowicie zatarty. Jedną z granic wyznacza mur kamienny, o długości ok. 50 m i wysokości 110 cm, biegnący równolegle do drogi w odległości około 40 m od niej. Mur wzniesiony został z ciosów kamiennych zwieńczonych cegłą ułożoną w tzw. rolkę. W połowie długości muru znajduje się furtka, pierwotnie flankowana ceglanymi słupkami. W centrum przestrzeni cmentarza znajduje się duża krypta z czterema osobnymi pomieszczeniami, nakrytymi sklepieniem odcinkowym, a także duży grobowiec rodzinny z obudową. Drzewostan zachowany jest w około 50%. Na terenie obiektu rośnie jedna sosna i lipa, trzy brzozy, sześć świerków oraz 11 dębów. Poza tym występują liczne zakrzewienia, a w runie barwinek i bluszcz. Teren pomiędzy drogą a nekropolią jest obecnie wykorzystywany jako dzikie wysypisko śmieci.

 

Nowy pomnik ( stary o "lekko" innej nazwie wojsk jst na planszy wyżej)

 

 

Relikty pomików grobowych 

 

 

Śmietnik w byłym wyrobisku 

 

plansza pochodzi także ze strony ziemiagryfa.org.pl.

 

Strzykocin II (niem. Streckentin) – obiekt leży około 200 m od wsi, przy drodze wiodącej w stronę folwarku, w bezpośrednim sąsiedztwie wyżej opisanego obiektu. Nekropolia, obecnie nieczynna założona została na początku XX w. Powierzchnia obiektu wynosi 0,12 ha. Posiada regularny charakter rozplanowania. Pierwotne granice układu przestrzennego są czytelne, układ zaś kwater oraz nagrobków i mogił zatarty. Na teren cmentarza wiodła bramka, z której zachowały się dwa ceglane słupki zwieńczone żelaznymi krzyżami. Na jego terenie znajduje się jedna powojenna (lub wojenna) mogiła polska. Zarejestrowano jedynie cztery nagrobki niemieckie. Na zachowany w około 30% drzewostan składa się przerzedzony szpaler świerkowy wzdłuż granicy. Obecnie teren bezpośredniego otoczenia cmentarza użytkowany jest jako dzikie wysypisko śmieci, co wpływa na fatalny jego stan.”

 

 

Tato pochylony nad reliktami cmentarza

 

 

Relikty muru cmentarnego 

 

Relikty grobowca dziedziców

 

Splądrowany grobowiec dziedziców

 

"Melina" na cmentarzu 

 

Tak wygląda na jak od zawsze zdewastowany cmentarz. Wysiadamy z auta. "Kocie łby", topole prowadzą dalej drogą – do folwarku. Wita nas brama była do tego nowszego cmentarza. Zimno, poranny przymrozek trzyma. Wiać zaczyna. Czuć chłód, ale czy tylko od pogody? Trudno już jednoznacznie stwierdzić. Dół, kupa gruzu, śmieci, powalone drzewa i dość stare także dęby. Wyrobisko, ostatecznie glinianka – myślę. Wśród zwałów drzewa, gruzu, śmieci, jakich tylko chcesz, kamienie porozrzucane, jakieś betonowe PGRowskie konstrukcje żelbet. Pręty wystają. Puszek po piwie, butelek na masę... wstyd. I co uderza? Pomnik nowy (na starych zdjęciach był dużo skromniejszy). Ładny i zadbany. Nie tylko wizualnie, ale co ważniejsze zmienił się zasadniczo napis. W starszej wersji był to żołnierz LWP. Jak widać nowy pomnik mówi o żołnierzu WP. Nie znam historii tego człowieka. Być może został zrehabilitowany bądź gdzieś się wkradł błąd...ale w to wątpię. Dalej leży na cmentarzu poewangelickim z dala od pochówków katolickich.... Dwa widoczne krzyże i to wszystko, co udało się z tatem odkryć. Reszta to gruz PGRowski czy może z byłego dworu. Kawałki, relikty pomników, grobowców walają się. Już mamy opinię o tych „naszych” autochtonach, jak potraktowali to miejsce. Bardzo smutny widok. Bardzo. Nie nowy. Tak się udało nam, ludziom tu mieszkającym, wpoić nienawiści do niemiaszka, że wszystko co ich nie miało żadnej wartości. Nawet, a może głównie, cmentarze były dewastowane, grabione. Niszczone za „słusznych czasów”, niejeden cmentarz w latach 70. , gdzie przyjechali i posprzątali, co nad ziemią świadczyło o niemieckości tej ziemi. Czyli wszystkie płyny nagrobne choćby.

 

 

Teren wyrównali... i już śladu nie było po pięknych pomnikach, po spokoju tych zmarłych... Niech się ich dusze choć tu mieszkające setki lat wynoszą za Odrę... Taka nienawiść do zachodniego najeźdźcy, a taka łagodność do wschodniego najeżdżającego. Lata komuny wywarły znaczne spaczenie historii…wśród człowieka i jego człowieczeństwa. Te cmentarze protoewangelie są tego przykładem. Jakoś prawosławne czy żydowskie są sprzątane, odnawiane, co rusz nowa tablica, gdzieś nowa płyta z gwiazdą Dawida.Tu na Lubelszczyźnie mówię. Tam, koło mojego domu rodzinnego, Żydzi byli przeważnie „0” ilością wyznaniową, katolicy to góra 3-5 osób na wieś. Tak mówią dane statystyczne z 1925 roku. Reszta to protestanccy wyznawcy ewangeliccy. W Strzykocinie podobnie. Mieliśmy już z tatą wracać, ale mówi – zobaczmy, co za tym dołem jest. Poszliśmy. Po krótkiej chwili ukazał się nam mur kamienny z ceglanym zwieńczeniem. W centrum tego była mogiła z kilkoma pięknie wykończonymi ceglanym sklepieniem komorami grobowymi. Oczywiście splądrowanymi, zniszczonymi, pozbawionymi człowieczeństwa. Dla zysku, dla pierścienia właścicieli Strzykocina...

Zewsząd wyrastają jakieś betonowe, w sumie żelbetonowe słupki...co chwilę. Dalej od strony pól piaskowych, wyrobisk...melina…. Gdzieś szczekanie psa. Wisi nad tym cmentarzem jakiś ciężki wymiar. Nie sposób opisać. Wymiar braku szacunku, braku godności, braku świętego spokoju. Czuć za to wszędobylskie JA. To nasze, Niemiec nawet w spokoju wiecznym nie będzie leżeć. Obeszliśmy z ojcem dwa cmentarze. Lekko zmarzliśmy. Mamy swoje uwagi, spostrzeżenia, informacje. Tato mówi, że tu była gorzelnia. Coś kojarzy. Nie tylko w Smokęcinie i Trzyniku, ale i tu. Coś pamięta ze „słusznych czasów”. Opowiada w drodze powrotnej wręcz niestworzone rzeczy. Jak ludzie mieli za nic pracę w Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Jedynym zakładzie pracy na wsi. Gdzie był przymus pracy...gdzie nie było bezrobocia. Legendy krążyły ,że orali bez podczepionych bron, skib. Zostawiali przyczepy w rowach. Prace polne wykonywali „na bociana”. Tam gdzie bocian szedł tam na niego orali.... Nie mieści się teraz w głowie, a w słusznych czasach było dopuszczalne.... 

 

Osłuchany, a co najważniejsze ogromnie zadowolony i szczęśliwy z czasu spędzonego z moim cudownym tatą, fundamentem moich uczuć, firmamentem moich dążeń i pragnień, wielkim człowiekiem, prawdziwym tatą, tatusiem...ojcem.... Człowiek tak wielkiej mądrości życiowej i wiedzy o regionie.....tak, to mój tato!

 

 

Powstałe na podstawie przywołanych źródeł , Mapy pochodzą ze strony mapster (http://igrek.amzp.pl). Własnego doświadczenia, swojej wiedzy i uczuć. Korekta - jak zawsze piękdzie dziękuję Madzia!

11 stycznia 2020   Dodaj komentarz
cmentarze   historia   rodzinne strony  

Wodospad ... młyn kryjący nad jeziorem...

 

 

Pojezierze Drawskie - Powiat Szczecinek gmin Borne Sołectwo Krągi. ;)

Wodospad... Tak mówią miejscowi na to miejsce. Do ujście "Kanal" z łąk i pól Jelonka oraz z samego jeziora Jeleń. Powiat Szczecinek, gmina Borne . Tuż przy jeziorze Pile ( dość głębokim ,około 42 metry). Z jednej strony świetny dojazd ze strony leciwych i kilkuwiekowych Krągów ( Krangen) i z drugiej strony Dąbrownicy ( Dummerrfitz). Ta tak, ziemie odzyskane jak na nie mówią. Pełne ruskich historii o mleku słodkim w puszkach z ołowiu, o dobrym smarze i ropie. O przepustach i wartowniach przy Krągach w stronę Bornego...strefy zakazanej... Na jezioro biegła od zawsze droga polna ,p rzez pola i ugory Krągów , by wpaść w las ten bezkresny otaczający całe jezioro. Nie tylko. Bezkres tych lasów powoduje całkowity brak orientacji i gdyby nie oznaczone drogi leśne i znaki człowiek wyszedłby w Pile oddalonej ze 60 km stąd. I Tu w dół , właśnie ten "wodospad". Te historie ,które tu lokalni mieszkający przeważnie od lat 70-80 XX wieku nie wiele mówią, lub nie chcą. A tu właśnie był młyn na tym wielkim spadku , tego "kanal" co przez Krągi płynie zasilany strugami wody spod „Meksyku”.

 

Autor przy byłym młynie

 

Wpływa do jeziora kiedyś pełnego i miętusa i raków. Czystego na 20 metrów. Pełnych ogromnych leszczy, krasnopiór, płoci , szczupaków czy węgorzy. Smacznych sielaw i siei. Pozostały wspomnienia i na oczach degradujące się jezioro. To co jakieś gminna niesie mini ubooty miały swoje poligony, gdzie wysepki się zapadały i tworzą podwodny las. Gdzie piękne leszcze i liny brały na Dąbrowicę, za zwaloną brzozą. Wyjeździłem z teściem kilkanaście lat rowerami nie jedną ścieżkę nad jeziorem. Tak wówczas rybnym. Dziś dla kota trudno nałapać, więc kilka lat temu porzuciłem nadzieję …. A tam na drugiej stronie spowiłe jedną mgłą historii Borne Sulinowo ( niem. Linde) z charakterystycznym półwyspem – głową orła. O tym Bornym napisane już tyle,że nie ma co nawet zaczynać. Wracamy na nasz zjazd z Krągów – ściana lasu i mostek i kanał. Później ten teren nazwany został Dębniakiem.

 

Mapa z końca XIX wieku z zaznaczonym młynem.

 

 

I lata 20 XX wieku

 

 

Nagle opada w stronę jeziora przepustem betonowym. Do jeziora ma góra 50 metrów. Nawet teraz woda rozpędzona….mocno rozpędzona. Widać na brzegu resztę palisad drewnianych. Daje do myślenia czy młyn był drewniany. Myślę,że nie. Tu XIX i pocz XX wieku na tych ziemiach młyny wodne były murowane,wzmacniane belami drewnianymi. Jak choćby w Wólce Nowodworskiej blisko Kurowa. Tu musiało być zastosowane koło nasiębierne lub śródsiębierne gdzie wydajność była do 70%. Nie widząc stawu, lub jego umiejscowienia , gdzie można byłoby piętrzyć wodę dla turbin pomyślałem że taki spad jaki tu jest być może jest w stanie odpalić turbinę Francisa czy nawet Kaplana. Tego bym się trzymał. Młyn przynajmniej wg map mi dostępnych funkcjonował blisko 80 lat.Dziś nie ma praktycznie śladu, prócz kamieni podfundamentowych , resztek porozrzucanych cegieł już pokrytych mchem.

 

Ujście do jeziora Pile kanału

 

Kilku pali wbitych. I co wymowne studni. Studnia została ocembrowana kręgami betonowym i zakryta włazem. Tuż przy kalane – przypominam sztucznym. Myślę, że specjalnie dla tego młyna. Kto nim zarządzał , kto dzierżawił, jak uległ uszkodzeniu ? Nie wiem. Ci co tu mieszkają od 70 lat mówią,że już go nie było. Cegła się przydała „ruskim” jak i mieszkańcom wokół. Tyle lat tu jeździłem do głowy nie przyszło ,że tu młyn był….

30 grudnia 2019   Komentarze (2)
rodzinne strony   historia   młyny i wiatraki   ziemia szczecinecka   Pile młyn wodny krągi  

Osłonięte lasem...Starowice...w ciszy przy...

Kościół poewangelicki w Starowicach

 

Wał Pomorski. Linia ogromnych umocnień wraz z rozległymi miejscami, które skutecznie miały opóźnić przemarsz wroga. Rzeka Piława, dopływ Gwdy, ten najdłuższy. Ponad 80 km, rzeka idealna do spływów kajakami. Walory przyrodniczo- historyczne gwarantowane. Jak każda rzeka, tak i ta ma swoje historie, historie pisane przez ludzi mieszkających nad jej lustrem, jak i historie militarne, do których także była zaprzęgnięta. Zawsze w lesie pochowana blisko jezior miejscowość Starowice i zarazem Chochryń, traktowane jako jedno, budziła we mnie wrodzoną ciekawość poznania jej historii i bycia. Dziś piękny asfalt między gęsto już  wyrośniętymi lipami – niczym szpaler od skrzyżowania dróg Borne – Nadarzyce. Tuż przy rzeczce, przy moście, przy rozlewisku… przy bunkrach, przy jazach….

 

Główny portal świątyni z krzyżem równoramiennym

 

Tak tereny nieznane… rdzennie niemieckie, można rzec. Za dawnych władców Polski zahaczone, poźniej książęta pomorscy. Zakładali miasta już na początku XIV wieku jak Szczecinek, Wałcz, Kalisz Pomorski… Warcisław IV założył Nowy Szczecin, czyli Szczecinek, już w 1310 roku. Stolica pojezierza drawskiego, a zarazem największa jego miejscowość. Wszystkie inne pogasły w swojej wielkości do małych, góra kilkutysięcznych, miejscowości o tak bogatej historii. Szczecinek, niegdyś 50-tysięczne miasto, boryka się ze spadkiem ilości ludności. Do większych miast, jak wyludniającej się bardzo Piły, czy dalej do Poznania. Być może do Koszalina, który mimo ogromnej historii opadł z sił po zabraniu mu statusu miasta wojewódzkiego, czy na nowo  odżywającego przemysłowo Słupska. Chyba raczej za granicę, do „Reichu”.  Bieda tu, lasów masę i utrzymujących się z nich sezonowo ludzi. A to jagody, a to grzyby, a to praca w szkółkach. Przemysł drzewny jedynie i to też na miarę wyzyskiwaczy ludzkich. Ale ludzie jakoś dają sobie radę, gdzieś wyjadą, gdzieś zarobią, jakoś trzeba żyć. Młodzi wyrywają się stąd do lepszego, byle dalej. Dlatego Borne Sulinowo, niegdyś nemieckie Linde, pustoszeje strasznie, ostatnie zakłady pracy padają, jak Mateks. Lecz jest i DINO, i Biedronka, i Chata Polska, i inne usługowo-handlowe pawilony. Na początku lat 90. ubiegłego wieku „ruscy” płakali, jak wyjeżdzali z tej cywilizowanej części Europy jak „Polsza”. Przy okazji zabierając, co cenne i mniej cenne w wagony węglarki, by nie zostawić następnym tu mieszkającym. Pomijam typowe wsie, jak Kłomino, które jak i Borne nie istniało na mapie. O nich można by napisać niejeden doktorat. Tylko blisko nich stare niemieckie miejscowości. Tu mało danych, bo i niechęć jest do czasów wcześniejszych niż 1945 rok, bo tłumaczyć trzeba, archiwa niemieckie itd.,...a po co to. Nasze to nasze! Od 45go koniec. Tu na początku marca tegoż roku front dowodzony przez Żukowa jak walec zabierał ich ziemię, niemiecką z dziada pradziada. A przecież byli pewni ci autochtoni, że wojna się zakończy niedługo i wrócą do swich domów, do swoich mieszkań… Dlatego samo Gros Born (Borne Sulinowo) było prawie bez strzału oddane, a jeden z większych poligonów, gdzie Africa Corps ćwiczyła z Romlem, był świadkiem wielu potyczek. Potem był poligon radziecki… największy w Europie. I przedszkole na poligonie, i te czasy, gdzie zawiązała się od 45go roku „przyjaźń” polsko-radziecka oparta na barterze, ale nie tylko. Rodziły się dzieci, dzieci z krwią radzieckich żołnierzy. 

Mapa z 1893 roku - zaznaczone dwe świątynie i górny młyn

 

 

Mapa z 1934 roku

 

 

Mapa z 1982 roku

Starowice oczywiście ocierały się o poligon, o front, o Wał Pomorski. Wymowne Dwa Miecze. Tu, w tej bardzo starej mijscowości ulepionej z dwóch, co nie było niczym nienaturalnym, bo z Zacharina Welkiego i Zacharina Małego (Gros i Kleine) wykszałciła się w latach 80. XX wieku miescowość Czochryń. By w nowym wydaniu XX wieku znów się podzielić na Starowice i Czochryń.  

 

Spacer główny, traktem przy kościele i gajówce...blisko kamiennych fundamentów

 

 

Na stronie miasta (już niedługo myślę, patrząc na poces wyludniania) są informacje o tej miejscowości. Przyznam, że skromne, ale przytoczę:

 

„

 

Starowice, Czochryń (Zacharin Groß, Zacharin Kleine)

 

Teoretycznie i historycznie dwie wsie, które w praktyce są jedną niewielką miejscowością. W centrum wsi znajduje się zabytkowy kościół filialny pod wezwaniem Św. Stanisława Kostki, zbudowany w stylu neogotyckim w roku 1879. W kościele znajduje się ambona; drewno rzeźbione i politurowane, neogotyk, XIX wiek. Także inne, liczne elementy wyposażenia kościoła mają charakter zabytkowy. Znajdujący się w Łubowie zabytkowy tryptyk, został tam przeniesiony z kościoła w Starowicach. Już po kościele widać, że czasy świetności, wieś ma dawno za sobą.

Przed II wojną światową, znajdował się tu: młyn, karczma, szkoła. Była to duża wieś (ponad 100 numerów) z licznymi pojedynczymi domostwami dookoła.

 

Ze względu na przebiegający w pobliżu Wał Pomorski, toczyły się tu zacięte walki w marcu 1945 r. Uszkodzonych, bądź zniszczonych zostało 80 % budynków. Nie wszystkie z nich zostały odbudowane. Po wielu pozostały fundamenty lub inne ślady istnienia.

Na stopniowy „zanik” wsi, która wcześniej była zdecydowanie większa, bezpośredni wpływ miało sąsiedztwo radzieckiego poligonu. Ten fakt, w większym stopniu niż zniszczenia wojenne, wpłynął na obecny obraz miejscowości. Nie naprawiano dróg, mieszkańcy nie otrzymywali zgody na budowy, remonty itp. Miejscowość jeszcze całkiem pokaźna w latach 50-tych, stopniowo wyludniała się.

 

Pod tym względem, Starowice nie są wyjątkiem w gminie Borne Sulinowo. Istniejące przed II wojną światową miejscowości, które później znalazły się na obrzeżach lub terenie poligonu, zupełnie przestały istnieć. Los taki spotkał wsie: Gross Born, Steinforth, Knacksee, Phetnitz, Doderlage.

 

Obecnie Starowice mają 42 mieszkańców, Czochryń zamieszkuje 13 osób. 

 

„

 

Relikty kamienne 

 

 

W sumie nic o jego historii, tylko o kościele, kiedy zbudowany i o wyludnianiu. Będąc tam kilka razy zadawałem sobie pytanie, co kryje się w tych pięknie położonych nad strugą wody z neogotyckim kościołem tajemnice. Dziś postanowiłem, choć już 25 już grudzień, w sumie jego koniec, z córką nawiedzić to miejsce po raz kolejny dla mnie, a dla niej po raz pierwszy. Oczywisty bunt 15-latki powiedzmy, że mi „latał koło pióra”. W samochód i jedziemy, mijamy te cmentarze wojenne i radzieckie, mijamy Borne i lecimy asfaltem dalej i dalej. Mjamy tamę, którą tak cudownie omawiał pan Wołoszański, budując dwuodcinkową historię z tych miejsc. Most na rzece Piława i odbijamy w prawo na Starowice. W lewo na Nadarzyce, Sypniewo, z jego ogromnie wysokimi kapliczkami kolumnowymi (myślę, że latarniami) do Jastrowia, co ma w herbie gronne winna. Szpaler lip i zaczynające się rozsypane domki. Nowo pobudowane tak bardzo różnią się od tych „ceglnych” oryginalnych domów i dworków. Skręcamy w polną ubitą drogę. W dół przez murowany ceglany mostek do monumentalnego kościoła. Tak bardzo ewangelickiego, z końca XIX wieku. A przecież wg map były dwie świątynie. I w tym dużym, i w tym małym Zacharine. Na mapach widoczne idealnie. Kilka dziwnych, wpadających na moje oko wzniesień i buczyn starych, zwiastuje w bliskości kościoła były cmentarz. Nie myliłem się, kilka bardzo słabych już jego śladów się znajduje.

 

Ostrzelana ściana kościoła

 

 

Bądź pożoga wojny, bądź Rosjanie, poligon czy wrodzona nienawiść do „Niemca” nie pozwoliły mu się ostać i dusz tam cierpiących spokojem oblec. A przecież to miejscowość już wzmiankowana w 1549 roku, zmieniała nazwy jak to bywa… To, że przetrwała tyle setek lat, o czymś świadczy. Musiała być bardzo dobrze zorganizowana. Był w niej młyn, karczma i dobra organizacja niemiecka.

 

Rzeczka z wymownym mostem ceglanym. Napędziała młyn we wsi.

 

 

Czytam na Wikipedii, że tu jest mała elektrownia wodna ..nie widziałem…..Można w źródłach niemieckich wyczytać ,że 

http://klein-zacharin.kreis-neustettin.de/

„

Starowice (Groß Zacharin) był filią Groß Linichen (Świerczyna), powiat Drawsko Pomorskie do 1810 r., Dokumenty kościelne dostępne dla Starowic  (1759 r i nast.) zostały zniszczone podczas II wojny światowej. Informacje na temat rejestrów parafialnych można znaleźć w rejestrze urzędu stanu cywilnego.”

Idąc dalej po moim niezdarnym tłumaczeniu można wycztać kilka ciekawostek więcej:

„

Witraż kotwica 

 

 

Parafia Czochrynia 

 

Gmina Czochryń była gminą wiejską w obszarze wpływów Szczecinka w województwie Pomorskim na początku lat 30. XX wieku. Społecznością Czochrynia kierował lider społeczności – wójt. Było 11 zamieszkałych budynków mieszkalnych.

W 1925 r. Gmina Czochryń liczyła 63 mieszkańców, w tym 37 mężczyzn (58,7%) i 26 kobiet (41,3%). Było średnio 5,7 mieszkańców na dom lub 7,5 mieszkańców na km². Ludność w gminie Czochryń mieszkała w 13 gospodarstwach domowych (4,8 mieszkańców w gospodarstwie domowym lub 1,2 gospodarstwa domowego na dom).Wszyscy 63 mieszkańcy parafii Czochryń było protestantami w 1925 r. W rezultacie w Czochryniu i Starowicach nie było katolików, ani Żydów.

 

Administracja gminy Czochryń

 

Społeczność wiejska była władzą lokalną na najniższym szczeblu administracyjnym. Administracją miejską kierował lider miejski wybrany na 6 lat. W latach 30. XX wieku przywódcy społeczności byli nazywani burmistrzami. Była też rada lokalna. Szef dystryktu Altenwalde był odpowiedzialny za lokalną policję w społeczności Kleina Zacharina. Urząd katastralny odpowiedzialny za gminę Czochryń w sprawach majątkowych znajdował się w Drawsko Pomorskie. Urząd podatkowy w Szczecinku był odpowiedzialny za administrowanie podatkami Czochrynia.

Gmina Czochryń należała do dystryktu sądu rejonowego w Czaplinku. Właściwy sąd pracy był w Szczecinek. Odpowiedzialna Izba Rolnicza znajdowała się w Szczecinie. Odpowiedzialna Izba Rzemieślnicza była w Szczecinie. Odpowiedzialna Izba Handlowo-Przemysłowa była w Stolp. Odpowiedzialny inspektorat handlowy był w Szczecinku. 

Protestanccy mieszkańcy parafii Czochryń należeli do parafii Starowice, Kr. Deutsch Krone. Parafia katolicka była w Szczecinku”. 

literatura „Słownik społeczności dla Wolnego Państwa Prus. Województwo pomorskie. Według ostatecznego wyniku spisu powszechnego z 16 czerwca 1925 r. I innych oficjalnych źródeł na podstawie statusu obszaru z 1 października 1932 r." Berlin: Preußisches Statistisches Landesamt, 1932., s. 52 © 2011 Gunthard Stübs i Pomorska Fundacja Badawcza.

 

Relikty byłego cmentarza we wsi...

 

Czyli jedna z tysięcy miejscowości niemieckich. Ta zrobiła na mnie wrażenie. Kilka budynków ma solidne fundamenty kamienne, na nich ceglana podmurówka. Droga bita, brukowana, „kocie łby”, prowadząca w las, otoczona lipami, w kierunku Liszkowa chyba. Kościół cudowny, skromny, jak to neogotyk. Piękna, szpiszczastym hełmem zakończona, wieża dzwonna. Ściana północna nie tylko obrośnięta mchem, ale i pokazująca historię niedawną… masę dziur po ostrzeliwaniach. Tu w końcu front, na tych umocnieniach, trawił nie tylko z każdej strony żołnierzy, ale i budynki, domy...kościoły...Nie oszczędził i tego kościoła. Choć uszkodzony, to odbudowany, a bardziej pocerowany, oddany w oddech religii rzymsko-katolickiej.Powiem szczerze, co mnie zawsze boli to brak na zewnątrz świątyni choć kilku słów historii. Być może jest w środku, ale jak to kościoły są zamnięte dla każdego, tylko na czas modłów kościelny otwiera. Musze się zorientować, czy to tylko plaga katolickiego widzimisię, czy może wszystkie duże religie tak mają. Choć żaden krzyż nie wystaje przy kościele to jestem przekonany, że były pochówki tutaj. Wybitnie skomny kościół jako centrum tej miejscowości mającej naprawdę garstkę ludzi zamieszkującą to miejsce. Gajówka przy kościele. Parafia Łubowo. Msze wyznaczone jak dla filialnych kościołów...skromnie. Widać przy kościele miejsce, gdzie był staw młyński do spiętrzania wody. Pewnie turbina Francisa tu była. Teraz teren olszyną porośnięty, ale ślad widać. Dolina strugi wodnej snuje się spokojnie przez tą wieś. Psy tak mocno ujadają na nasz widok a w oknach swoich domów pojawiają się twarze ludzkie. Patrzą na przybyszów z rejestracją LPU. Chodzą, coś ojciec do córki mówi, coś pokazuje… Czego oni tu chcą?... Nie znalazł się nikt, by wyjść i powiedzieć, choć dwa razy golf III nas mijał… Ja wpatrzony w wieżę dzwonną. Gdzieś na 10 mertach ma wmurowaną 1 kolumnę wsporczą? Ozdobną? Chyba wsporczą bo kościół jest surowy bez fajewerków, do niedziałających drzwi zachrystii nie prowadzi żadna droga. Same drzwi bez zamka.

 

Nad drzwiami już wzruszone mury i strop wymagający remontu. Wokół kościoła domy z czerwonej cegły, niektóre wzmocnione belami drewnianymi. Są i obory, i byłe zabudowania młyńskie. Jest klimat. Przesiąknąłem tym miejscem, podniecony dziwnymi pagórkami udaję się na ich ekslorację. Córka wysiada, ale ciągam ją za sobą. Tłumaczę, ile wlezie, co i jak. Choć tak mało znam tę ziemię to bez pudla odnajduję stary cmentarz, tak bardzo zdewastowany. Psy ujadają non stop. Tu przecież nikt się nie zapuszcza, bo do czego… Zaczyna padać deszcz, ten nieprzyjemny, grudniowy… Rzucam ostatnie spojrzenie na witraże kościoła. I ten równoramienny krzyż... I tu niespotykana kotwica… Co może oznaczać? Muszę zapytać eksperta. Ciemno się robi, a mamy jeszcze odwiedzić jedno miejsce…jazy do spiętrzania Piławy…ruszamy tam…uderza nas bogatość olszyny i wysokość murów jazu przy trzech bunkrach chroniacych go, jak i wielu MUROWANYCH miejsc w lesie – punktów strzelniczych...ale to już na inną opowieść... 

 

 

Jazy na Piławe.....

 

Informacje zaczerpnięte :

 ze strony miasta Bornego Sulinowa www.bornesulinowo.pl

słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu

redakcja ogólna: Tomasz Jurek

ze strony mrowka.pl poświęconej spływom po Piławie 

oraz wymienionych w tekście

Własnej wiedzy i wiedzy przekazanej przez osoby tu mieszkające

Korekta – Magdalena Wzn – jak zawsze – bardzo dziękuję.

 

27 grudnia 2019   Dodaj komentarz
historia   starowice   rodzinne strony  
< 1 2 3 4 5 ... 12 13 >
Blogi