...Miejcie nadzieję….
Gasnący dzień, gaśnie wie we mnie. Za mną wielki dzień przaśności i codzienności ludzkiej. Zwykłego krzątania się wokół rodzinnych spraw, pracy zawodu danej czy życia. To gdzieś zabrany telefon na wywiadówki brzemię na plac zabaw z młodym moim. I tak te dwa świata pokoleń przepaści wiele się musiały spotkać. Ten czas prawdy, zestawień świadectwa uczniowskiego, wydanym werdykcie i opinią uczyciela z światem nieskrępowanego dzieciństwa i szczerego wyrażania siebie. Trzymając przed sobą świat cały garści ,patrząc jak ten mały skrawek technologii telefonicznej przerzuca mnie w wymiar inny, nowy, choć nie całkiem nieznany. Uśmiechnąłem się i zatopiłem w rozmowę z wychowawczynią córki , jednym sobą zatapiając się do reszty i czekając na wyniki jej obserwacji, gdzieś próbując zawrzeć dobro i miłość do Werki , by ten osąd osądem trudnym nie był. By ta ocena nie była tyradą i nie uwierała zbyt mocno, by mim wszystko można by złapać oddech i uśmiechnąć się w duchu choć raz. Druga strona nie stępiła mi postrzegania świata, bujając się z synem realnie monitorowałem ten świat teraz i tu. Okiem jednym z ekranu telefonu na plac zabaw rzucałem. Co chwilę skacząc jak można najciszej między wirtualnością rzeczywistości a rzeczywistością tworzoną tu i teraz. Z uczucia poddanego i usłuchanego ojca pod pręgierzem wywiadówki, po czułego , kochającego bez granic , dociskającego do serca syna małego 2,5 letniego odpychającego od siebie bujawki świat. Te wymiary się tak związały tego dnia, te dzieci tak były blisko siebie i o tych dzieciach tak wiele, że pojawiła się myśl ulotna o nadzieję na te czasy i na nadzieję na ich dalszy los. Jak pogodzić tak jeszcze nie do pogodzenia. Jak mogą światy sobie sprzeczne być w komitywie, ba! W symbiozie. Wywiadówkę zakończyłem życząc lepszego dnia , spacer i zabawę z synem też zakończyłem wieczornym wożeniem na barana.
Nastał gasnący dzień, gaśnie on wie we mnie.
Zacząłem zastanawiać się nad nadzieją na te czasy. Czy jest jakaś w ogóle ? Czy My- Pany tych czasów, czasów podboju Marsa, misji na Plutona, mający w ręku smartfon , który złudnie daje nam nadzieję kontrolowania świata wirtualnego ale i namacalnego? Narzędzie dzielenia się i dawania, ale i odbierania. Narzędzia komunikacji werbalnej, wizyjnej, narzędzia wykonujące operacje bankowe, służące do zmasowanego postrzegania i kreowania rzeczywistości? Narzędzia propagandy czy wizerunku. Tworu budującego nasze Ja, tworzące w naszym imieniu ,tam w świecie wirtualnym lepsze Ja? Wyprasowanej koszuli, idealnie poukładanych szklanek na blacie, pasteli w pokojach czy nienaganności słowa? Sprzedaży własnych potrzeb i marketu naszych doznań i emocji ? Portalu naszych osobowości, fotoszopie naszych codzienności życia? Ileż teraz już możemy, w tych czasach ! Możemy wszystko ! To tylko złudna skórka ,oprószona pozornym naszym panowaniem i zrozumieniem tego co jest.
Nadzieja?
Jakże dobre pytanie, co to jest nadzieja? To tak trudne do zdefiniowania ,że aż fundamentalne!
Czy nadzieją nazwać można pragnienie kolejnego dnia bez bólu pacjenta dotkniętego onkologiczną chorobą ? Czy to jest już pragnienie? Czy może już w nim nadzieja gaśnie po kolejnych chemiach?
Czy kłamiący kołem grzesznika w średniowieczu, bądź innymi torturami posłannicy kościoła mieli nadzieję na nawrócenie grzesznika poprzez ból?
Czy to gospodarz wychodząc na wiosenne pole ma w sobie iskrę nadziei ,że choć w tym roku nie zabraknie zboża na chleb? Że ziemia zroszona płaczem niewiast i potem trudu roli wyda owocne plony?
Czy może ten żołnierz w błękicie munduru co pod ścianą straceń ma nadzieję, że jego śmierć nie pójdzie na marne? Że Polska będzie niepodległa ?
Czy może wędkarz zarzucający kolejny raz wędkę w stawie koło domu ma nadzieję , że tym razem los się uśmiechnie do niego ? Ta jego nadzieja buduje w nim ciągle uczucie podniecenia i rezygnacji.
To może głęboko wierzący chrześcijan siedząc w maseczce w kościele po całym przeżytym Triduum Paschalnym ma nadzieję ,że w końcu śmierć Jego nie poszła na marne?
A zatroskany rodzic o swoje dziatwy co dzień myśli i jest pełen nadziei ,że z niego wyrośnie dobry człowiek, znajdujący się w tych trudnych czasach o dobrej pracy i dobrym statusie społecznym? By był zdrowy i ułożony dla tego świata…Boże co Ci rodzice przeżywają w każdej minucie nawiniętej na tarczę zegara…Tykającego nieprzerwanie i perfidnie skracającego wspólne drogi bycia.
Te nadzieje fundamentalne i dla ogółu i te nadzieje osobowe, emocjonalne , dotykające nas jakie są? Gdzie są one zamocowane? Gdzie bije ich źródło i ich zakotwiczenie?
W tym świecie , który nas stanowczo przerósł , gdzie wydaje się nam że mamy na niego wpływ. Że to on jest służalczy, że wszystko wymaga naszej akceptacji i zgody, że to my mamy decydujący głos jesteśmy tylko marnymi operatorami tych światów. Dostosowaliśmy się do nich w cale nie znając ich i ich własności. Nie mając nawet podstaw zrozumienia przyjęliśmy to całe dobro z nadzieją .,że będzie nam służyć, że będzie nam potrzebne, że dzięki niemu staniemy się lepsi i bardziej strawni. Dzięki niemu zostaniemy zauważeni w masie anonimowości RODO czy portali społecznościowych, szyldów, moje ja i moich potrzeb.
Żelazna kurtyna upadła. Nadzieja znów wstawała z kolan . Wraz z nią dorastała moja dorosłość. To czas bycia już nabrzmiałym dzieckiem , lub szczupłą młodzieżą. To czas wyzwań nam nie znanych , to czas naszych gównarskich nadziei na lesze jutro. To czas ,gdy już na wsie nie zajeżdżały samochody skupujące butelki i makulaturę, to czas, gdzie pojawiały się zagraniczne samochody ferujące niesamowite nowości z DDR. Każdy miał chęć na soczek w słomce? Na batonik typu Mars? Za każde pieniądze, opici saturatorem i często niedziałającymi nabojami CO2 w wodzie sodowej produkcji. Mającej w nosie ni jakie etykiety, wędlinę swojej roboty i urobienie się po łokcie na polu. Pokazano nam ,że ten świat jest do zmiany. Nie musi taki być. Setki lat tradycji , ojcowizny, pługów tysiące raniących ziemię, Aniele Boże odmawianych po stokroć, bolących kolan pod krzyżem codzienności, dziadów trudu wojen wielu można odłożyć na bok. Można mieć tylko pieniądze a świat zaczynał pozornie klękać do naszych stóp. To już nie na korbę telefon, tylko mieszczący się w garści skumulowana ludzka chęć posiadania wszystkiego w jednym, to już nie przydział co państwo dało, to już wybór jaki my chcemy. To nie kolejki do świata, tylko świat stanął w kolejce do nas. Nie zauważyliśmy jedynie ,że nas pochłonął tym zachodem , konsumpcjonizmu zwyrodnieniem. Nie pytał nas o zdanie wchłonął, ale zachował pozory i ciągle udając poddanego nas pyta? O to i tamto. Głupio odpowiadamy mu sądząc ,że to nasza powinność. Świat bez nas zupełnie sobie poradzi. Nie mamy żadnego wpływu na to ,czy słońce wstanie, czy na pasku telewizji rządowej pojawi się kolejny stek bzdur, czy na to że ziemia się zakręci poraz kolejny. Nie mamy wpływu na to ,że światła się zapalą o wyznaczonych godzinach , na to czy nasi koledzy czy koleżanki będą w pracy czy nie. Na to czy kawa kupiona w sklepie będzie pyszna czy podła. Na to czy ktoś się urodzi czy ktoś wywiesi pod kościołem nekrolog.
Tylko możemy mieć nadzieję, że mamy na coś , kogoś wpływ. Te czasy działają coraz bardziej automatycznie wręcz robotycznie. Nas tam jest coraz mniej, już stajemy się mniej potrzebni. Stajemy się binarną kalką potrzeb jego życia. Więzi nas i zacieśnia pętlę coraz mocniej na naszym byciu, życiu, naszych przeżywanych relacjach, wymiarach i emocjach.
Kościół nie jest już podparciem. Gra z rządem. Gra ludzko a nie z Bogiem na ustach. Gaśniemy w tej nadziei wiary. Już nas w kościele 36 % raptem a komunię przyjmuje ledwo ponad 20 procent. Tu nadziei szukać nie możemy. Tej głęboko zakorzenionej , tej co położyła Światowida i Peruna na glebę , na rzecz dalekiej religii w rycie rzymskim od X wieku w Polsce Piastów. Może na wsiach się uchowała ? ta nadzieja? Gaśnie z każdym pedofilskim skandalem Boga wysłannika….
To może fundamentalna wiara w człowieka ? Że rodzi się dobry ! A co to dobroć ? Gdzie tysiące definicji jej próbują tunelować i uderzać w nasze emocje. Nasz krzyż moralny. Coraz mniej człowieka w człowieku…
Czytam Karola Tarnowskiego, Richarda Rorty, Józefa Tischnera jestem z nimi. Znam ich podziały tej nadziei. Jestem za. Patrzenie na świat jakim jest. Co nam oferuje. Czy nadzieję ? Czy zniewolenie dalsze?
Nadzieją jak to mawiają wybrukowane jest piekło, nadzieja to matka głupich, ale Asnyk prosił , namawiał ….miejcie nadzieję …nie tę lichą marną…..