• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Filozofia, strona 6

< 1 2 3 4 5 6 7 >

Normalność w tym naszym świecie biegowym...

To nie przypadek, że tak jest. Nie może być inaczej choć tak nie na te czasy motywacja. Taka cicha , taka skromna, taka właściwa. Dużo pietyzmu przaśnego zarazem i wiele w tym skromności. Widzę codziennie, mijam codziennie z rana. Od wiosny, przez lato, jesień seniorka dla zdrowia wędruje ulicą Spacerową. Tak około 6 rano. Zawsze i codziennie. Czy deszcz, śnieg (sic!), wiatr, słońce. Dziś spojrzałem w jej oczy, była w nich wrodzona życzliwość, było coś bardzo miłego i przyjemnego, taka normalność i radość. Tak z rana, tak cicho i tak skromnie. 

To zawsze budowało we mnie pytanie a w sumie stwierdzenie, że można po cichu być bohaterem. HA i nie tylko dla siebie ale i dla mnie – tego stojącego z boku przechodnia. To było tak naturalne, ten spokój, ten jej chód nie za szybki, na swoje możliwości. Bez kijków, bez super ciuchów czy dedykowanych strojów. Ot w kurtce i czapce , tak naturalnie, że aż tą naturalnością kłuje w oczy. Kurde, mnie to zainspirowało i pokazało, że ta całą krzykliwa moda sportowa , te krzykliwe i motywujące hasła zalewające portale społecznościowe, te całe plany treningowe , te całe diety dla biegaczy czy sportowców to o kant dupy rozbić. To jest sztuczne i wykreowane! Tam nie ma naturalności. Naturalność i normalność to ta starsza pani co o 6 rano mijam ją w drodze do pracy……

 

21 listopada 2018   Dodaj komentarz
filozofia   Seniorka   puławy  

Oddając cząstkę siebie...

Antoś…daj pospać….

Tatuś dzisiaj idzie krew oddać i musi być choć trochę wyspany…. Słowa rzucone do 4 miesięcznego syna mojego o 4 rano. Cóż nie chciał współpracować i tak z niewyspaniem dwie godzinki zabawialiśmy młodego z żoną na zmianę. Ale to cudownie uczucie…oj już zapomniałem, jak to było zajmować się malutkim człowieczkiem. Ostatni raz 14 lat temu… Wstaję, idę kawę parzyć, bo bez kawy nie ma rozpoczęcia dnia. Biało za oknem, pierwszy śnieg nastał aż miło. Od razu w głowie lecą zimowe piosenki. Jeszcze niedawno śpiewałem „Babie” Lato poetki Elżbiety Zechenter-Spławińskiej- Na pajęczych nitkach odlatuje lato…. Dziś już do Antosiowego uszka śpiewam „Sanna” Barbary Kossuth …Zima zima zima pada, pada śnieg…. Kawa świeżo zmielona wierci moje zmysły, wsypuję do zaparzacza, zalewam wrzątkiem…eksplozja zapachów budzi mnie do życia. Do śniadania – bo MUSI być zjedzone i to nie byle kanapka w locie czy batonik. Normalne pełnowymiarowe śniadanie z minimum dwoma kubkami napoju. Młody dostaje buziaka na dowiedzenia, żonka też i jadę. Długo czekałem na tą chwilę od lipca. Antoś się urodził to trochę zapomniałem o tym oddawaniu, ale to nic jadę. Jestem jak zawsze ogromnie szczęśliwy i radosny. Wiem, że chcę oddawać krew do kiedy będę mógł, do kiedy starczy sił. Wiem, że to lek jedyny w swoim rodzaju, nie do podrobienia, nie do stworzenia w próbówce. Czuję, że spełniam dobry uczynek – od siebie dla innych. Czytam apele o krew, o pomoc – rozpaczliwe wzywanie bezradnych rodziców, dziadków, ludzi dobrej woli. Jak ona jest potrzebna, jak ona jest nie do przecenienia…nie sposób przejść obok i nie pomóc. W Polsce w 2015 roku było ponad 600 tysięcy dawców…to przy prawie 40 milionowej populacji to dość słaba proporcja. Mimo tego wiem, że spotkam kogoś znajomego a przede wszystkim cudowne panie w krwiodawstwie w Puławach. Och można by było o ich zaangażowaniu, profesjonalizmie, chęci do pracy napisać niejedną książkę. Powiem tylko tyle, że są cudowne dla nas i dla pracy jaką wykonują. 7:25 melduje z uśmiechem jak zawsze na twarzy. Pani w rejestracji poznaje mnie, już doświadczona pielęgniarka.  Pamięta jak to się w tych Puławach tworzyło – znaczy oddział Lubelski zamiejscowy w Puławach. Niekiedy wspomni coś opowie, ja uszu nadstawiam – zawsze z chęcią o historii słucham. Teraz nie mają za ciekawie, ale cóż taka praca. Nie zwalniają tempa i dalej z uśmiechem na twarzy i lekkim żalem, że ich praca nie jest doceniania pobierają, opisują, wykonują wszystkie związane z donacją czynności. Widać w oczach żar i pasję, choć te krwiodawstwo jest traktowane po macoszemu w Polsce. Wiedzą o tym te panie wiedzą i o tym dawcy jak ja – lecz to nam nie przeszkadza. Idziemy mimo upału, mimo śniegów, mimo ulew i wiatrów do kochanego punktu w Puławach by oddać część siebie dla innych. Co trzy miesiące chodzę, bo tak to mniej więcej wypada – ta karencja między donacjami. Organizm musi dojść do siebie. A jak wielu spotykam biegusiów – BA! jak wielu znam biegusiów co krew oddają!! Mało tego oni często jak ja są w bazie potencjalnych dawców szpiku! 

Ankieta wypełniona, przede mną dziewczyna koło 30 tki myślę, pierwszy raz. Pani z rejestracji opiekuje się przyszłym dawcą krwi. Pomaga z ankietą i zaprowadza do pokoju poczekań przy punkcie morfologii (czy poziomu hemoglobiny dla dawców systematycznych). Dziewucha całe szczęście ma powyżej 50 kg a to jest ważne i nie wygląda na bladą czy chorą raczej. I ja dochodzę do pokoju poczekać i wywołań.

 

 

Już dwóch dawców oddaje na wygodnych leżankach krew 0 widać ich trochę przez światło drzwi do sali donacji. Dziewczyna wchodzi do lekarza. Ja natomiast do Pani Agatki na badanie hemoglobiny. Cyk- lekkie ukłucie w palec- na listek i do urządzenia. W między czasie rozmawiamy o tym i owym. Cudownie uśmiechnięta opowiada o pierwszym śniegu, ale i o mojej morfologii ostatniej (bo raz do roku obligatoryjnie każdy musi ją zrobić). Sala po kapitalnym remoncie. Wisi na ścianie ogromny telewizor od darczyńcy. Jest hemoglobina idealna. Co mnie cieszy – teraz to badanie u lekarza i jak on dopuści to już na leżankę i 15 minut góra oddawania krwi. A ile się oddaje teraz? 450 ml. Jeszcze na początku stulecia oddawałem szklankę – heh – czyli 250 ml. Określili, że oddanie większej ilości nie będzie miało wpływu na zdrowie dawcy. I tak jest. Oczywiście cały czas mówię o krwi pełnej. Są warianty, że oddaje się osocze czy krwinki, ale nigdy tego nie praktykowałem. Poza tym w Puławach można oddać „tylko” pełną krew. Nie bez powodu napisałem tylko w cudzysłowie, bo z pełnej krwi można mieć i osocze, i krwinki itd. Także jak się oddaje tylko jakąś składową krwi np. osocze to jest zupełnie inny cykl pobierania i samo pobieranie wygląda i przebiega inaczej. Także i czasookresy między oddawaniem są inne. Na końcu postu podam link do strony, która mówi wszystko o krwiodawstwie.

Wracamy do donacji. Czekam w poczekalni, wychodzi wspomniana dziewczyna od lekarza – niestety nie została dopuszczona. Tak bywa i często zniechęca kandydatów do kolejnego podejścia by krew oddać. Widać smutek i rozgoryczenie i pewien zawód…życie niestety weryfikuje. Trzeba być zdrowym, bo jak „chorą” krew chcielibyśmy dać komuś? Tu nawet jak jest przeziębienie to dyskwalifikacja dawcy następuje nie mówiąc o WZW czy HIV. Mówi smutnym głosem do widzenia, dostaje zwolnienie 2 godzinne z pracy - bo tylko tyle mogą wystawić RCKK. I wchodzę ja do doktora – oo nowy, spokojny, cichy, skrupulatny, fachowiec. Podstawowe badania przeprowadził, ucięliśmy sobie krótką pogawędkę jak starzy znajomi. Ma wielką empatię i szacunek dla dawców – honorowych dawców krwi.

Od razu lecę na salę, bo doczekać się nie mogę już. Panie …kochane panie …znam je …one mnie znają… No czekaliśmy na pana a pan co dopiero się pojawia? Tak mnie skwitowała jedna z nich. Uśmiecham się i tłumaczę, że miesiąc obsuwki tylko był. Śmiejemy się i rozmawiamy. Myję rękę i kładę się na leżankę. Z boku już kolega po donacji, odpoczywa i relaksuje się jeszcze chwilę…a może mu tu dobrze i to towarzystwo jak mi? Pani nachyla się i szuka żyły……oj to już znam dobrze. Nie chcą wychodzić mi ter żyły nawet jak mam ucisk. Teraz to i tak bajka, ale jeszcze 2 lata temu jak miałem 118 kg to dopiero była jazda by się wbić i trafić. W Puławach to jak pisałem pełen profesjonalizm, cyk i już zaczyna zlatywać dar życia do woreczka. Znaczy czas na pogaduchy!! 10 minut poleciało tak szybko w tak doborowym towarzyskie, że urządzenie – waga mało co i bym nie usłyszał, jak trajkocze trrr trrr trrr. Znaczy żądana ilość już jest. Szkoda, że już, szkoda, że tak szybko. Pani wyciąga igłę przykłada gazik i każe uciskać. Czuję się wspaniale i taki spełniony. Wiem, że ta moja krew może nie trafić do kogoś tylko do np. firm farmakologicznych, ale w konsekwencji także pomaga życiu i zdrowiu innych. Dostaję swoje rzeczy jak dowód, książeczkę Honorowego Dawcy Krwi i zaświadczenie, że dziś nie mogę pracować – takie zaświadczenie przysługuje po każdej donacji – dzień wolny 100 % płatny.

Dumny jestem, bo zacząłem drugą dychę. Znaczy ponad 10 litrów już oddałem pełnej krwi. Żegnam się z paniami, składam życzenia na święta, bo dopiero pod koniec stycznia będę mógł oddać ponownie pełną krew.  Idę do pokoju rejestracji, zabieram czekolady (ekwiwalent energetyczny) składam także życzenia pani Teresce i szczęśliwy, ale zarazem smutny, że dopiero za 3 miesiące znów się spotkamy wychodzę ze szpitala. 

Co dostaję w zamian? Pisałem o tej satysfakcji, o tej świadomości, że ratuję komuś życie lub zdrowie! To jest ponad wszystkie inne przywileje. A jakie są? hmm niewielkie. Honorowe heh.

W aptece poza kolejnością możemy być obsługiwani, do specjalisty niezależnie jak długa jest kolejka to od 7 do 14 dni tylko oczekiwania. Niektóre leki zrefundowane oraz nie wszędzie (zależy od życzliwości miasta) bezpłatne przejazdy jak w Puławach komunikacją miejską. 

Także to skromnie i nie wiele, podkreślę jednak dobitnie, że ja oddaję krew z serca dla serca.

Jak może kogoś przekonałem to 22-26 listopada obchodzone są Dni Honorowego Krwiodawstwa. Warto podejść do punktu krwiodawstwa i zaczerpnąć wiedzy i przede wszystkim jak możesz to oddać krew. A potem już systematycznie to robić……dla siebie, dla innych…….

 

Aktualne stany krwi w miastach Polski .

 

Link do strony o krwiodastwie :

https://krwiodawcy.org

20 listopada 2018   Komentarze (2)
filozofia   krwiodastwo Puławy  

Rozmyślania przy piątku - Radomyśl

Jak to jest, że tak na zewnątrz nie okazujemy swoich potrzeb starając się być co najmniej poprawny politycznie? Jak mnie to wkurza. Sam niekiedy łapię się na tym, że bywam jak pani zza okienka w urzędzie. Sucho, urzędowo, niemiło, bez emocji…. Bo przecież tylu ludzi, każdy ma swój świat, swoje nastawienie do siebie i innych. Jeden się uśmiecha i rękę podaje, drugi po takim uścisku leci do łazienki by szybko wyszorować ją i usunąć zarazki. To niesamowicie się pogłębiło. Takie zderzenie szarmancki i zaciągniętego krawatu u panów, uchylanie rąbka kapelusza do każdego przechodnia z uśmiechem i życzeniem dobrego dnia na dzisiejsze co najwyżej „bry”, które i tak ciężko przechodzi dorastającej młodzieży przez gardło…tej naszej młodzieży – kwiecie narodu i jego przyszłości. Gdzie 19 letnia matka 3 letniego chłopczyka jedzie z koleżanką nad Okuninkę i na zmianę wchodzą do lokalu by się pobawić, potańczyć, napić, zabawić. A druga w tym czasie pilnuje w samochodzie dziecka…i tak na zmianę…Trudno to ubrać nawet w jakieś ramy obyczajowe. Mówiąc słowami ś Barei narodziła się nowa tradycja – świecka tradycja. Nie odszukuję w tej bylejakości, beznadziejności, braku podstawowych wartości moralnych, gdzie kręgosłup wartości dawno zatracił pion i gnie się – BA! pochylony jest przy samej ziemi. Ale może przyjdzie opamiętanie?

Czy my rodzice, opiekunowie, dziadkowie, babcie, bracia, siostry, szwagrzy, ciotki ….  nie bierzemy w tym jakiegoś udziału?  Tej degradacji moralnej…kurde nie wiem….

Tak patrzyłem się na zachód słońca w Radomyślu nad Sanem wczoraj stojąc przed drewnianym kościołem. Farba odpada ot w końcu to kościół stary, bo 1852 roku. Pięknie zachowany mimo tego, dzwonnica robi niesamowity klimat. Sam kościół w żółto-karmazynowych promieniach zachodu wygląda majestatycznie i mistycznie. Stałem i tak się zastanawiałem nad tym co jest i co było. Miałem chwilę dla siebie. Wracając z delegacji szukam takich miejsc, gdzie mogę przycupnąć i odpocząć głowie od spraw technicznych na rzecz duchowo-egzystencjalnych. Urokliwy kościół i wcale nie mały. Jak na drewniane kościoły to bryła konkretna. Zadbana architektura drewniani budzi we mnie same pozytywne emocje. Wszedłem za już dość stary i skorodowany płot – furtkę. Przy kościele pomniki-nagrobki. Już nie czytelne, ale wymownie patrzą się na mnie. Co za historia ich spotkała? Co za los ich tu zawiódł? Czym się zasłużyli…Znów rzut okiem na kościół a w sumie na krzyż obok niego. Stoi majestatycznie, nie chwali się przepychem nowego „ja” kościoła, jest taki ascetyczny i dojrzały. Patrzy swymi już porytymi belkami na miejscowość i parafian, na przydrożnych i podróżnych. Zachęca, ale nie naciska, zaprasza, ale nie nakazuje. I w tym wszystkim zatopiony byłem, że wychyliłem się na prawo i o cholera …czar prysł. Za nim stoi on – znaczy nowiutki murowany kościół z jakimiś ech pożal się Boże wieżyczkami -iglicami. Cały na biało…. a na froncie największa figura św. Józefa w Polsce. Podobne są w Tarłowie na trasie Zwoleń –Sandomierz. Nie miałem odwagi tam podejść i wejść aaaaa nie nie wejdę, bo przeca nie ma statusu bazyliki czy katedry… I taka myśl niczym błysk pioruna – jak to jest – stary kościół drewniany zabity dechami umiera, nikt nie dba o niego, umiera w nim wiara, umiera ten duch drewnianych kościołów. Pytam, dlaczego? Za mały? nie o nie! Może grozi zawalaniem? Chyba też nie. Po prostu się zestarzał? też nie. Masa kościołów i to starszych funkcjonuje przecież. 

Zamknięty na cztery spusty. Nikt zajrzeć nie może…. Za to nowy kościół co pewnie spełnia przepisy PPOŻ i kościoła 21 wieku zaprasza. W nim obraz Maryjny (bardzo unikalny) a nawet dwa. A tu znalezione na portalu echodnia.eu artykuł, kawałek prezentuje:

„…O niezwykłym obrazie pisaliśmy przed sześcioma laty. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Powstała monumentalna murowana świątynia pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela, do której przeniesiono dwa święte obrazy - jeden z kościoła Na Zjawieniu, drugi z drewnianej świątyni. Pierwszy to niewielki wizerunek Matki Bożej Bolesnej z koronami, widoczny teraz w prawym ołtarzu. Sporych rozmiarów obraz Matki Bożej Pocieszenia zawisł w lewym ołtarzu. Sanktuarium z dwoma obrazami nosi nazwę Matki Bożej Bolesnej i Pocieszenia. 

Która Matka Boża jest ważniejsza?

 Ksiądz kanonik Józef Turoń nie ma wątpliwości: - Ważniejszy jest obraz Matki Bożej Bolesnej, bo jest koronowany. Kiedy władza kościelna uzna obraz za cudowny, łaskami słynący, jest mu nadawana szczególna ranga. A taki fakt dokonał się 15 września 1991 roku. Natomiast obraz Matki Bożej Pocieszenia cieszy się kultem od wieków i ściągał ludzi, o czym zawsze świadczy odpust w ostatnią niedzielę sierpnia, kiedy przyjeżdża wielu pielgrzymów. Kult Matki Bożej Pocieszenia jest teraz większy niż Matki Bożej Bolesnej…”

Pobudowano świątynię zwaną teraz Sanktuarium – ograbiono dwa kościoły z obrazów Maryjnych, które przez lata i wieki były i wysłuchiwały próśb i wołań i błagań wiernych by umiejscowić je w jednym miejscu. Dlaczego tak? Dlaczego? Wyrwano kościołom  ich  serca , ich matuszkę, która rozpościerała nad nimi i parafianami swoje opiekuńcze skrzydła. Teraz im każą ze sobą konkurować ?!!

Nic nie rozumiem………

 

16 listopada 2018   Komentarze (2)
wyznania religijne   filozofia   Radomyśl   kościół  

Ujście Wieprza ....nieco inaczej.....

Tak matuszka natura nas czyli świat stworzyła byśmy widzieli i wiedzieli po co na nim jesteśmy. Byśmy mieli jasne cele , byśmy kierowali swym owocem życia jak najlepiej i najbogaciej – byśmy mieli pełną świadomość naszego bycia. Tego małego trybiku – nas w całej machinie ziemskiego padała.

A to o dziwo nie o tym egzystencjalnym - niematerialnym będzie tylko o ujściu. Tak o ujściu! Co to te ujście ? Każdy wie, że jak się coś zaczyna to albo powstaje z popiołów, albo się rodzi , albo objawia – a jak jest koniec to się uchodzi. I  o tym uchodzeniu dziś będzie. Mówię o ujściu Wieprza do Wisły.

Pewnie trochę zaskoczenia? Nie szkodzi ….. Musiałem wstęp poczynić by móc bezpruderyjnie uderzyć w struny mi bardzo kochane – czyli naturę. Pisałem wcześniej, żem nie stąd i dla mnie te tereny pod względem kulturowym, historycznym, przyrodniczym cały czas odkrywają swoje tajemnice. Kiedyś taki nie byłem- kochałem przyrodę, łowiłem ryby, łaziłem po lasach, polach, łąkach, ugorach szukając ukojenie i synergii z matuszką naturą. Często się udawało i stan błogości przeszywał mnie na wskroś.

Tu w Lubelskim a dokładniej w powiecie Puławskim. Tu  jezior mało (mniej)- głównie ze starorzeczy -Tu króluje Pani Wisła i Pan Wieprz. O Wiśle nie raz mówiłem i pisałem a o Wieprzu tylko wyjaśniłem skąd jest nazwa Wieprz tej rzeki. 303 km jak nasz dywizjon w Anglii, 303 km rzeki, która tu mogę śmiało powiedzieć jest najpiękniejszą jaką znam, w której się kąpałem, w której łowiłem ryby, przy której siedziałem nocki przy ognisku a jej szum, bochot, koił nerwy i odpowiadał na moje potrzeby egzystencjalne. Jakże ta rzeka jest popularna wśród kajakarzy, żaglówek czy łódek, jakże unikalna jest to rzeka dla ornitologów, botaników, ichtiologów, przyrodników, rolników, globtrekerów, wędkarzy i w końcu tych co chcą odpocząć przy naturze i w naturze. Zaczyna pod Tomaszowem i przez Roztocze , omija szerokim łukiem Lublin przy Łęcznej, przy Lubartowie, zakręca przy Kocku by już prawie  linii prostej ( heeheheh*) koło Baranowa, Osmolic, Kośmina by ujść właśnie w Dęblinie. 

A tak nie było kiedyś. Kilka wieków temu Wieprz uchodził do Wisły na wysokości Stężycy czyli dobrych kilka kilometrów na północ.Panienka Wisła jak to każda kobieta zmienną jest – i zmieniła co nieco  swoje koryto. Jedni się cieszyli, że mają dostęp do spławnej rzeki i mogą uruchomić handel, czy zająć się rybołówstwem a inni płakali i mocno zastanawiali się mając tylko starorzecza jak przeżyć. I tak wielkie majątki włościan stawały się marginalne i stracili na znaczeniu by inni mogli się wybić na kanwie hierarchii społecznej. 

Jej prawy dopływ Wieprz zawsze przy niej był i jest. Co sekundę zasila ją swoją miłością i czułością. Uścisk ten jest w Dęblinie zaraz ( no może 300 m) od mostu kolejowego na Wiśle w stronę Borowej. Postanowiłem odwiedzić to miejsce – wstyd tyle lat a tam nigdy nie byłem. Spieszę się bo już 15:20 za góra godzinę już ciemno. Słońce daje cudowne możliwości artystycznych zdjęć. Już wpadające w swoją czerwień , przy liściach z grądu i traw, turzyc także żółto – szkarłatnym tworzyło atmosferę iście jak z bajki. Ale szybciej szybciej – most uwieczniony – całkiem zgrabne zdjęcie. Ścieżka wije się przy Wiśle w trawach i lekko bagnistym terenie. Nikogo, za plecami zostawiam karmazynową kaponierę Twierdzy Dęblin, most paraboliczny( także wzmiankowałem o nim). Dochodzę do tego miejsca. Siadam aż bo widok i klimat świetny….

Sami zobaczcie……

Most kolejowy na Wiśle

Ujście Wieprza do Wisły

Miłosny pocałunek, ale przy tym koniec drogi, koniec pewnego etapu życia rzeki. Jest w tym pierwiastek mistyczny, jest zaduma, jest żal i jest radość , jest magia, jest zaduma. To co 303 km wcześniej się zaczęło tu się kończy. Piękniejszego finału bym sobie nie wymarzył. Dwie naturalne i nieuregulowane rzeki od wieków się uzupełniają choćby w rybostan, zasilają pola, łąki, stają się ostoją dla niezliczonej liczby zwierząt dla niespotykanej liczby roślin i drzew…. A to nad nimi w tym rejonie jest dalej kultywowany wypas koni na przybrzeżnych łąkach. Jak rankiem przy rześkim i już gryzącą w nos z zimna mgłą słychać w Skokach parskanie wierzchowców i klaczy ze źrebakami. Gdzie bladym świtem w nieśmiałej poświacie Słońca widać ich kontury z wolna przechadzające się po zroszonych łąkach. To niezliczona ilość dawniej młynów napędzanych jego wodami, to niespotykany ekosystem fauny i flory mający swoje miejsce w parkach krajobrazowych – Nadwieprzański. To w końcu niczym droga górska wije się niczym wąż wśród przyrody lubelskiej. To także niemy świadek działań wojennych. Podczas wojny polsko-bolszewickiej w rejonie Wieprza skoncentrowane były siły 4 Armii gotujące się do Bitwy Warszawskiej. We wrześniu 1939 rozegrała się nad Wieprzem jedna z większych bitew kampanii wrześniowej – kilkudniowe walki pod Tomaszowem.

I czyj jest ten Wieprz. Tych co się na ich terenach rodził ? Czy tych co u nich uchodzi do Wisły? Czy może tych co zasila stawy rybne w okolicach Kocka? A może tych co rozwinęli biznes kajakowy i rejon Baranów – Kośmin jest ich ?  Czy może tego starszego pana co siedzi nad jego brzegami w Niecieczu i próbuje złapać rybkę na obiad? Czy jednak tych co w byłym mieście Łysobyki ( Jeziorzany) wypasają sobie i sąsiadom krowy przy rozlewiskach?  Czy może byłym ośrodku kalwinizmu w Polsce – Lubartowie , gdzie z pałacu Sanguszków wychodzą pięknie ukwiecone drogi nad Wieprza?!

Nie ma jednej odpowiedzi – jest do Wszystkich i Wszyscy powinniśmy o niego dbać. 

Niestety my ludzie i stworzone przez nas zakłady, fabryki ,pola uprawne skutecznie niszczymy tą rzekę. Kilka smutnych faktów poniżej : 

"Na przykład z Krasnegostawu odprowadzanych jest 698,1 tys. m3 /rok ścieków komunalnych oraz 366 tys. m3 /rok ścieków z mleczarni, z Lubartowa 1031,5 tys. m3 /rok ścieków komunalnych, a także ścieki z zakładów garbarskich. Do Wieprza trafiają ścieki przemysłowe z Zakładów Tłuszczowych „Bolmar” (805,8 tys. m3 /rok), Agros-Milejow (612,4 tys. m3 /rok), Cukrowni Krasnystaw (268,6 tys. m3 /rok) i Cukrowni Klemensów (235,1 tys. m3 /rok). W zlewni Wieprza położone są miasta: Lublin, Zamość, Świdnik, Kock, Radzyń Podlaski, Rejowiec i Ostrów Lubelski, z których ścieki odprowadzane są do dopływów Wieprza. I tak ścieki z Lublina trafiają do Bystrzycy (30 677,3 tys. m3 /rok), z Zamościa do Łabuńki Charakterystyka geochemiczna wód rzeki Wieprz 53 (4 438,7 m3 /rok), ze Świdnika do Mełgiewki (w tym 701,4 tys. m 3 /rok z WSK PZL-Świdnik), z Kocka i Ostrowia Lubelskiego do Tyśmienicy, a do rzeki Świnki odprowadzane są ścieki z KWK „Bogdanka” (4 892 tys. m3 /rok) oraz Łęcznej (781,7 tys. m3 /rok) (Roguska 2007)."

Pokażmy, że umiemy tylko truć i zabijać tej rzeki, ale aktywnie bronimy ją przed dalszą degradacją. Zgłaszajmy wszystko co nienaturalne ( zmiana koloru, martwe ryby, piana na powierzchni , zapach,…)

 

 

Wracając do moich przemyśleń z początku to cieszę się bardzo całym sobą, że jestem tu teraz i mogę być częścią tego ekosystemu, napawać się widokiem, uwiecznić na zdjęciu…… Dajcie szansę naturze a ona na pewno okryje Ciebie płaszczem miłości i czułości….

 

 *- nie ma chyba prostego odcinka Wieprza….

 

09 listopada 2018   Komentarze (4)
filozofia   dęblin   borowa   wieprz   Ujście   Wieprz   przyroda   wisła  

Przeddzień Wszystkich Świętych na Wiślanym...

31.10.2018 przeddzień Wszystkich Świętych. Wisła i przy wiślane łąki i pola w zadumie. Mgła spowiła, tajemniczością okryła. Czerwone wstające z niebytu słońce nie narzuca się, wolno ale stanowczo przegania mroki nocy. A czy noc jest potrzebna? Chyba tak samo potrzebna jak dzień. My mamy dwie natury, natura ma dwa oblicza. To swoista synergia oczywistości z tajemniczością, jasności z ciemnością, egzystencji z letargiem, radością i strachem. Dlatego tak uwielbiam świty, jutrzenki i brzaski. To tak krucha chwila, gdzie przełamuje się w człowieku nicość z chęcią do życia. A przecież każdy ma powody by żyć. Dla innych, dla siebie, dla wyższej idei, dla samego bycia. Dzielimy ten ziemski padół materialny z tym niematerialnym, mistycznym, niezbadanym i niewytłumaczonym. Czy warto wszystko wyjaśniać ? czy warto burzyć kolejne dogmaty wiary? Wyjaśniać ludziom i wmawiać, że to 21 gram ma dusza? Zostawmy tamten świat tymi co nim władają, módlmy się za tych co odeszli z tego świata. Za tych co nie powinni odejść bo mieli jeszcze całe życie przed sobą.Za tych co zostawili wiele spraw do załatwienia. Za tych co nagle ktoś pozbawił dalszej radości z życia. Za tych i za innych, którzy  mierzyli się z sobą, zamachnęli się na własną osobę, własną wiarę, własną cielesność, własną nadzieję. Uważam, że jesteśmy powołani by kochać innych, by nieść radość, pomoc, nadzieję. Ale czy nie zdarza nam się wątpić? Szukać odpowiedzi na pytania nie profesora czy naukowca lecz siły wyższej? Kogoś lub czegoś niematerialnego, bytu niebieskiego. Zakorzeniona wiara w Boga , ale przecież jest wiara w Allaha,Jahwe, czy reinkarnację, Cztery Szlachetne Prawdy…. We wszystkich i tych nie wymienionych ludzie wierzą i pokładają wiarę. 

Takie myśli o tej egzystencji człowieka i korelacjach z tym i tym światem zawsze nachodzą mnie przy tym świcie. Świt zawsze rodzi nadzieję a wiara to potęguje. Świt to odcięcie się od nocnych mar i wierzeń od nocnych trudów wychowania dziecka, od trudów opieki nad osobą starszą, od trudów braku snu….

Tak bardzo kocham poranki…….

31 października 2018   Komentarze (2)
filozofia   wisła   wiara   świt   wisła  

Jesienne świty i zaduma nad żywotem

Różnobarwny liść na drzewie, opadający.... lub tych liści całe sterty. Ach jak to cudownie wygląda- taka plejada barw- tak świetnie i wręcz już popadająca w egzaltację i ogromne podniecenie zachwyt - nad czym? trudno to ludziom zrozumieć - nad śmiercią tego liścia, małym samobójstwem drzewa, który szykując się do zimy odrzuca liście, które go żywiły a teraz od niego zabierają bezcenne życie. To jest prawdziwa jesień, czas wielkiego umierania choć ma mikroskalę. Za miesiąc nie będzie śladu po tej plejadzie barw…przestaniemy się podniecać, hmm wróć zachwycać i zaczniemy narzekać na tą szarość, burość, zimno, deszcze i śniegi.... We wtorek przeczytałem na FB (choć już tam rzadko bywam) o gasnącym światełku Kasi, światełku życia i wielkiej rozpaczy jej męża Marcina. Do tej pory nie potrafię uporać się z emocjami, przecież już do śmierci innych, bliskich jestem "przyzwyczajony" i nie raz podczas pogrzebu dawałem się ponieść słusznym i właściwym emocjom. Mało tego, zdarza się, że pomnę kogoś i zrobi się mi smutno i sentymentalnie. Tu jest inaczej - w ogóle ich nie znam, widziałem może na zdjęciu z raz, ale tak cholernie czuje się z nimi związany (platonicznie). Ten czas jest najgorszy, gdzie zapada wyrok i gdzie prócz wiary, nadziei nie zostaje nic. Przecież rodzina tej dziewczyny, młodej, mającej wszystko przez sobą już nie ma łez, mąż jej wypłakał cały świat, świat i boga, który dał mu tak po mordzie i pokazał palcem kto tu rządzi...I ta jesień !! teraz nie ułatwia, dobija, choć na pozór kolorowa i wybucha plejadą barw to w gruncie rzeczy po cichu zabiera resztki życia…Ja cały czas wierzę, że Kasia jednak będzie zdrowa, przecież ma jeszcze tyle spraw do załatwienia, przecież to nie jej czas do **olery. Bić się o każdą sekundę a my napełniajmy tą sekundą naszą nadzieją, naszą wiarą, naszym byciem.

  

 

By nie uciec w utopię bezsilności i żalu, jesień z jej świtami jest unikalna i nie do podrobienia. Nie ma takiej pory roku, która dawała by o 6:20 z rana takich doznań, takich widoków, takiego chłodu mgły.......

 

 

Autor o świcie wał na Wieprzu - Borowa

 

poranek jesienny....

 

18 października 2018   Komentarze (2)
filozofia   borowa   jesien zaduma choroba  

Półmaraton z myślą o innych

Wczoraj (w niedzielę 14.10) odbył się festiwal biegowy w Lublinie. Mówię o II Lotto Półmaratonie oraz biegach dzieci. Ukończyło go 705 zawodników.Zapisanych dużo, dużo więcej. Coś tam się porobiło, że gdzieś nie dojechali albo pojechali na inne biegi (choćby zamykający koronę półmaratonów Kraków). Tak czy tak grupa moja biegowa MR i przyjaciele dopisali i stawiliśmy się na Arenie już przed ósmą by odebrać pakiety. Bieg mój był już ustalony dawno - biegnę z Dorotką z Bełżyc by potowarzyszyć jej w pierwszym Półmaratonie na zawodach. Także na spokojnie i by nie odczuła za bardzo trudu biegu. A przeca niedawno zaczęła biegać i jako babcia już dalej zacięcia jej nie brakuje i wigoru. Dołączyła do nas Aga, ale po kilku kilometrach nabrała już własnego tempa i poszybowała ..... A co do biegu ? 

Biegło się wspaniale i kilometry leciały jeden za drugim. Był czas na zwiedzanie, był czas na rozmowę, był czas na wschuchanie się w siebie. Pogoda dopisała, humory także, dlatego musiało się udać. Dziekuję wszystkim za trzymanie kciuków,za dobre słowa i za spotkanie.

2:23 [h] to czas naszego wspólnego biegu na 21 km .

15 października 2018   Komentarze (2)
filozofia   koleżeństwo   półmaraton   biegi  

Wisła raz jeszcze

Wisła nigdy się nie nudzi. Dlatego prawie codziennie zaglądam do niej przy Borowej na tzw moście. Płynie sobie duumna i cicho daje znać o sobie. Wierzby ,desty są nieustępliwe i zawładneły jej brzegami. Stan ma bardzo niski. Gdzie wędkarza spotkasz, nie ma szans... mewa,rybitwa owszem ...gdzieś boleń się chlapnie... Idę i tym październikowym powietrzem z rana się upajam,oddycham głęboko by nabrać pewności i optymizmu,że nadchodzący dzień będzie obry,lepszy...ważniejszy...

 

wisła

 

11 października 2018   Dodaj komentarz
filozofia   wisła   wisła   jesień  
< 1 2 3 4 5 6 7 >
Izkpaw | Blogi