• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Filozofia, strona 1

< 1 2 3 4 5 6 7 >

Moje osiedle....

 

 

Nie chcą się bawić....wolą w klatce ze sobą rozmawiać...Uderzyło mnie to , słowa młodego człowieka , dzieciaczka Julka z naszego osiedla, z mojego bloku. Wiecznie zadowolenie i szczęśliwego, mającego wyrysowane szczęście w sobie. A ja dalej macham nogami na huśtawce, choć już 3 godzina spaceru. Kulminacja zawsze na huśtawce na naszym osiedlu. Takim na te czasy innym. Zamykam oczy, wspomnienia mojego osiedla. Jak to mówią pegerowskiego. Trzy bloki, między nimi płyty betonowe, miejsce na żużel z kotłowni, miejsce na nieliczne samochody. Królowały maluchy, ale był i duży fiat co miał prędkościomierz poziomy a nie wychylną wskazówkę . Zatopioną w gałce zmiany biegów ala żywicy mały samochodzik z XIX wieku. Był też i golf jedynka , ciemnozielony....i była syrena i trabant. Było to nasze , gnoi boisko do grania w palanta. Najpierw piłeczki do tenisa ,fluo i wyraźnymi liniami białymi. Później kauczukowe weszły. To było coś, jak się trafiło to niosło i niosło..prawie do stawku co się uczyłem nie tylko ja pływać wpadały. Cofnąć się w lata 80 późne, wczesne 90. Gdzie przyjeżdżali szmaciarze po szmaty, butelki makulaturę, garnki. Płacili podle ,ale na lody starczyło. Na osiedle wjeżdżała syrena czy inne auto i klakson zwiastował lody...leciało się po nie ..te wiśniowe ,malinowe ohydne dla mnie w smaku ( do tej pory nie nawidzę owocowych lodów i pierogów). Jadło się te frykasy,były i statki sterowane radiowo, były i zabawy z finką, z kapslami,w gumę, w klasy się grało ..piekło się ziemniaki w ognisku, domki na drzewie, łuki z pastucha zrobionego z włókna szklanego ..lotki z prawdziwych piór kurzych . Te z gwoździem...niekiedy zatrzymywał się na czyjeś głowie...czasy beztroski...

Otwieram oczy i słyszę duszą buszujące dzieciaki na moim osiedlu, takich beztroskich, zapatrzonych we wspólne zabawy. Nie skalane dziadostwem tego świata, gdzie my rodzice siedząc na ławce , czy stojąc przy bujawkach ,mamy tyle dla siebie co w tamtych czasach. Tak rzadka wieź ww tych czasach a u nas tak naturalna...Gdzieś mignie Krzyś, Julek, Olga, Lenka...gdzieś i mój Antek na moich nogach na huśtawce, gdzieś i rozmowy o życiu, gdzieś z okien krzyk gdzieś śmiech , gdzieś radość, gdzieś tak zwyczajne CZEŚĆ... kocham moje osiedle.....

 

05 października 2020   Komentarze (1)
filozofia   osiedle młodość  

Trud zastępczej rodziny.....

 

Dramat czy może nowe życie? 

 

Skomplikowane i trudne społecznie tematy oddalamy od siebie, a jak jeszcze jest to problematyczne bo dochodzi odpowiedzialność za osoby często nieukształtowane czy niesprawne tym bardziej wolimy się nie angażować. Musimy mówić o każdym aspekcie społecznym naszej egzystencji , życia w społeczności, życia w pracy, domu ,szkole , bloku , domu.  

 

Rodzina zastępcza. Rodzinny Dom Dziecka

Kojarzy nam się głównie z serialem emitowanym w telewizji przez 10 lat. Od 1999 do 2009. Każdy mógł wtedy przez 329 odcinków obejrzeć perypetie  rodziny , rodziny serialowej – zastępczej. Czy coś więcej kojarzy się nam to mające szalenie ogromny ciężar i wagę?

 

Przywołując definicję ze strony GUS 

 

Rodzina zastępcza -„Forma rodzinnej pieczy zastępczej, która zapewnia dziecku całodobową opiekę i wychowanie, w której może przebywać w tym samym czasie nie więcej niż 3 dzieci lub osób, które osiągnęły pełnoletność przebywając w pieczy zastępczej. Rodzina zastępcza zaspokaja niezbędne potrzeby dziecka, w szczególności: emocjonalne, rozwojowe, zdrowotne, bytowe, społeczne i religijne; zapewnia kształcenie, wyrównanie braków rozwojowych i szkolnych; zapewnia dostęp do przysługujących świadczeń zdrowotnych; zapewnia rozwój uzdolnień i zainteresowań; umożliwia kontakt z rodzicami i innymi bliskimi, chyba że sąd postanowi inaczej”

 

Rodzinny dom dziecka

 

„Forma rodzinnej pieczy zastępczej, która zapewnia dziecku całodobową opiekę i wychowanie, w której w tym samym czasie, może przebywać łącznie nie więcej niż 8 dzieci oraz osób, które osiągnęły pełnoletność przebywając w pieczy zastępczej”.

 

Trudny temat , bo chodzi o dzieci, o ich życie, rozwój. Chodzi o ich kształtowanie, o wychowanie czy w końcu o szczęśliwą młodość…radość z dzieciństwa. W mediach o tym cisza. Zamiecione pod dywan dzieciństwo tych małych i starszych zuchów niewinnych przecież ,że matka ich nie pokochała matczyną miłością, że musieli rodzice biologiczni oddać z różnych powodów, że ojciec bywał w domu a jak bywał to zamiast bawić …pił i bił…Niekiedy tragedia , nagłe załamanie się świata śmiercią rodziców, niekiedy brak możliwości zapewnienia minimum biologicznej  egzystencji jest przyczyną ,że dziecko ląduje w rodzinie zastępczej, czy rodzinnym domu dziecka. Często bo ponad 30 procent rodzina biologiczna uporawszy się z problemami na powrót zabiera swoje dzieci z zastępczej rodziny. Często poprawiając byt i warunki bytowe  ,ale także zmieniając się całkowicie- to cieszy. Jak w Polsce wygląda piecza zastępcza , jak wygląda w województwie Lubelskim postaram się przybliżyć.  Przytoczę dwa roczniki i to bliskie czasowo . Rok 2017 i rok 2019. Tu uwaga to tylko suche statystyczne dane. Z nich można już zbudować sobie pewien obraz. Pamiętajmy ,że za każdym dzieckiem cień tragedii… Niesamowite jest to ,że są rodziny zastępcze ( spełniające wymagania) które niosą z serca pomoc… cytując dane z GUS poniżej:”

 

 

Rok 2017 – 55 761  - dzieci pozbawione całkowicie lub częściowo opieki ze strony rodziny naturalnej. 

 

Globalnie w całym kraju 

 

Na koniec 2017 r. w ramach rodzinnej pieczy zastępczej funkcjonowało 37201 rodzin zastępczych oraz 571 rodzinnych domów dziecka, które zapewniały opiekę 55761 dzieciom pozbawionym całkowicie lub częściowo opieki rodziny naturalnej. Wśród rodzin zastępczych rodziny spokrewnione stanowiły 64,3% ogólnej ich liczby, rodziny niezawodowe – 30,1% i rodziny zawodowe – 5,6%.Funkcję rodziny zastępczej pełniło 20598 małżeństw i 16603 osoby samotne. Najwięcej wychowanków rodzin zastępczych było w woj. Dolnośląskim.

 

Województwo Lubelskie

 

Rodziny Zastępcze - 1681  wychowanków -  2365. Rodzinne domy dziecka -15 -  wychowanków 109.

Rodzinna piecza zastępcza W dniu 31 grudnia 2017 r. na terenie województwa lubelskiego funkcjonowało 1681 rodzin zastępczych i 15 rodzinnych domów dziecka. Placówki tego typu stanowiły 4,5% wszystkich tego typu placówek w Polsce. Według stanu w dniu 31 grudnia 2017 r. na terenie województwa lubelskiego działały 83 placówki instytucjonalnej pieczy zastępczej, które dysponowały 1,3 tys. miejsc. 

 

 

 

Rok 2019  – 72 100  - dzieci pozbawione całkowicie lub częściowo opieki ze strony rodziny naturalnej.

 

Globalnie w całym kraju 

 

Na koniec 2019 r. w pieczy zastępczej przebywało 72,1 tys. dzieci pozbawionych całkowicie lub częściowo opieki rodziny naturalnej, w tym 55,4 tys. w pieczy rodzinnej oraz 16,7 tys. w pieczy instytucjonalnej. W ramach rodzinnej pieczy zastępczej funkcjonowało 36 006 rodzin zastępczych oraz 666 rodzinnych domów dziecka. Funkcję rodziny zastępczej pełniło 19 605 małżeństw i 16 401 samotnych osób. Najwięcej wychowanków rodzin zastępczych było w woj. Dolnośląskim.

 

Województwo Lubelskie

 

W 2019 r. w województwie lubelskim w ramach rodzinnej pieczy zastępczej funkcjonowało 1695 rodzin zastępczych oraz 21 rodzinnych domów dziecka. Według stanu w dniu 31 grudnia 2019 r. na terenie województwa lubelskiego działało 79 placówek instytucjonalnej pieczy zastępczej, a ich liczba w porównaniu z 2018 r. zmniejszyła sie o 2,5%.  Placówki tego typu dysponowały 1,1 tys. miejsc i w porównaniu z 2018 r. było ich mniej o 6,2%.

 

Widać gołym okiem, że przez 2 lata w nowej sytuacji życia znalazło się już prawie 20  tys dzieci więcej. Zostawiam to do przemyśleń, nie mówiąc o systematycznym spadku dzietności zawieszonym w 2019 roku na ponad 370 tysięcy urodzeń. Historycznie  bliski największy wyż demograficzny zaczął się w latach 70-tych XX wieku, a swoją kulminację osiągnął w 1983 roku - 723 600 urodzeń ( dane WIKIPEDIA). Mimo  zastraszających danych o starzejącym się społeczeństwie  coraz więcej dzieci trafia do rodzin zastępczych czy rodzinnych domów dziecka, placówek opiekuńczych. Świadczenia zasiłków choćby 500 plus nie poprawiły ani dzietności, ani statusu dzieci. Pisałem kiedyś o tym ,że wzrosła ilość dzieci w ubóstwie czy nawet skrajnym ubóstwie ( 2017-2018).

 

Jak już jesteśmy przy pieniądzach to warto dwa  słowa o nich. Świadczenia wynikające z ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej.

 

Rodzinie zastępczej oraz prowadzącemu rodzinny dom dziecka, na każde umieszczone dziecko, przysługują następujące świadczenia:

a)      świadczenie na pokrycie kosztów utrzymania dziecka umieszczonego w rodzinie zastępczej lub rodzinnym domu dziecka – nie niższe niż kwota:

- 694 zł miesięcznie – w rodzinie zastępczej spokrewnionej,

- 1052 zł miesięcznie – w rodzinie zastępczej niezawodowej, zawodowej lub rodzinnym domu dziecka.

b)      dodatek na dziecko legitymujące się orzeczeniem o niepełnosprawności lub orzeczeniem o znacznym lub umiarkowanym stopniu niepełnosprawności – nie niższy niż kwota 211 zł miesięcznie na pokrycie zwiększonych kosztów utrzymania tego dziecka.

c)      dodatek wychowawczy, przyznany do świadczenia o którym mowa w pkt 1 lit. a, przysługuje na każde umieszczone dziecko w wieku do ukończenia 18. roku życia – w wysokości 500 zł miesięcznie,

d)      Wynagrodzenie dla zawodowych rodzin zastępczych oraz osób prowadzących rodzinne domy dziecka.

 

 

Tyle wnika z ustawy. Często także miasta przyłączają się do wsparcia pieczy zastępczej. Tu możemy wymienić choćby Kielce .

 

Być może ktoś zada pytanie czy świadczenie 500 plus należy się także takiej rodzinie zastępczej. Wg artykułu opublikowanego w Gazecie Prawnej w sierpniu tego roku czytamy :

„Tymczasowa rodzina zastępcza też z dodatkiem 500+  - Powierzenie przez sąd bieżącej opieki nad dzieckiem pozwala uznać, że taka osoba tymczasowo pełni funkcję rodziny zastępczej i w związku z tym ma prawo do świadczeń na jego utrzymanie, w tym do dodatku wychowawczego.Tak wynika z wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (WSA) w Gliwicach, który rozpatrywał skargę w sprawie dodatku wychowawczego, będącego odpowiednikiem 500+ dla dzieci umieszczonych w pieczy zastępczej. Wniosek o jego przyznanie złożyła kobieta, której sąd rejonowy we wrześniu 2019 r. powierzył w trybie zarządzenia tymczasowego bieżącą pieczę nad dzieckiem – do czasu prawomocnego zakończenia sprawy o ustanowieniu jej rodziną zastępczą"

 

Także gminy i samorządu dofinansowywaną działalność i domów i rodzin zastępczych. W przywołanej Gazecie Prawnej możemy przeczytać: „W ubiegłym roku gminy dopłaciły powiatom 275 mln zł do utrzymania dzieci w rodzinach zastępczych oraz w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Ich udział w całkowitych wydatkach na opiekę zastępczą wzrósł z 14 proc. do 16 proc.Oraz W 2018 r. realizacja ustawy z 9 czerwca 2011 r. o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1111 ze zm.) kosztowała 3,05 mld zł, co oznacza wzrost o 7,1 proc. w porównaniu z 2017 r. Z tej kwoty 1,43 mld zł zostało przeznaczone na rodzinne formy pieczy zastępczej, 1,33 mld zł na instytucjonalną opiekę, a pozostałe 0,27 mln zł na inne ustawowe zadania, w tym m.in. na świetlice środowiskowe oraz zatrudnienie asystentów rodziny”

 

W walce z kryzysem Covid także i rząd wspiera działalność rodzinnych domów dziecka i rodzin zastępczych. Na łamach Gazety Prawnej znajdziemy informację o tym :

„130 mln zł w ramach projektu "Wsparcie dzieci umieszczonych w pieczy zastępczej w okresie epidemii COVID-19" trafi w najbliższym czasie do samorządów - przypomina w poniedziałek MRPiPS. Pieniądze te przeznaczone będą m.in. na zakup komputerów i niezbędnego oprogramowania”.

 

Cieszyć się trzeba ,że płynie pomoc i z samorządów i z państwa.Na koniec piękna wiadomość jaką zdołałem dziś przeczytać !!

 

„W Łodzi zlikwidowano dom dziecka (  Dom Dziecka nr 8), którego 25 podopiecznych trafiło do rodzin biologicznych bądź zastępczych spokrewnionych i zawodowych. To pierwszy znaczący krok w realizacji planu władz miasta, aby do 2021 roku zlikwidować większość miejsc w domach dziecka i zastąpić je rodzinami.”

 

 

Jeżeli chcielibyście się czegoś więcej dowiedzieć , BA! Macie może zamiar być taką rodziną zastępczą to proszę udać się ( czy zadzwonić najpierw) do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Puławach przy al. Królewskiej 3  w Puławach ( http://www.pcpr.pulawy.pl). 

 

02 września 2020   Dodaj komentarz
Życie   filozofia   puławy  

Pajęczy świat....świt...

 

 

Pajęczy wydźwięk pokrył całą łąkę. Jego dzieła falują lekko na porannym wiaterku. Babie lato wcisnęło się w zamknięte coraz bardziej koszyczki marchwi, oplotły coraz bardziej dojrzałe łodygi szczawi wszelakich, rozpostarły się między żółtymi łebkami kocanek. Parujące zioła na tej łące wprawiają mnie w egzaltację wręcz. Parujące nocą i zroszonym rankiem zagonek łąki przy jeziorze Matygi kłębi się w moich zmysłach,smakach i zapachach wymiarów. Uderza mocno wrotyczowa nuta. Już wybrzmiały, już gotowy do zbiorów, już pręży się do tego iskającego ziemię słońca. Pachnie swoim mocnym i silnym ja! Ambrozyja żółtymi kuleczkami kwiecia swego faluje…i…faluje…widać dobrze mu tu… . Wtóruje mu skromniejszy tysiąclist – krwawnik pospolity. Mniejszy , biały w kwiecie równie pachnące , równie silnie przyciąga zmysły. Choć liść już ma zmęczony słońcem gorejącym to koszyczek tysięcy listków białych dumnie zadziera ku niebu. Rozcieram Go trochę w dłoniach …zaciągam…buch…bach…ach…Uzależniony jestem od jego swoistej swoistości. Achillea po łacinie – tak tak legendy mówią ,że właśnie Achilles leczył rany nim. Jeszcze niżej na łące kocanki piaskowa tak poszukiwane przez osoby z niewydolnością wątroby. Łodyżka skromna a na niej żółty bukiet kwiecia. Tu jej mnóstwo, tu jej wszystko pasuje. I te relikty Fortu IV i ta baza pojazdów szynowych i te pola już orane dzisiaj i ta obecność Wsi , starej wsi Borowej. W tym kłębiącym się oparami łąki kwietnej, zielnej zatapiam się w stan nirwany. Doznań zapachowych , doznań wzrokowych w każdym wymiarze pełen dzban. Uderza mnie , choć może delikatnie dotyka jakby zwracał na siebie uwagę wiesiołek.

 

 

 

Już zamknięty w swoich łupinkach mających w sobie mnóstwo dojrzewających czarnych nasionek. To z nich sławetny olej z wiesiołka się tłoczy. Sam on – przyjaciel kobiety pod każdym względem. Łodygi już ma suche, sztywne. Kończy swój żywot na ten rok. Cykl jego celebrowania życia dobiega końca. Tak, zamknął się w sobie , by pęknąć i rozsypać nasiona niedługo. Zostawić siebie dla siebie za rok. Punktualnie latem uderzyć swym pięknym rozłożystym kielichem żółtego kwiecia. Rdzewią się i szczawie niesamowicie, falują w tymi pajęczynami jak małe łódeczki z żaglem na bezkresie oceanów. Oceanu świtu Borowińskiego , tego niesamowitego, tak wyczekiwanego od dawna przeze mnie. Wstaję, przelatują mi przez palce nasiona wiesiołka. Przy mnie strażnik tych łąk. Generał , najwyższy, pręży się nad kwieciem wszelakim. W promieniach słońca góruje nad buchającymi kłębami geniuszu natury. Dziewanna. Już tylko nieliczne kwiatki w sumie już przekwitłe piszą jej niedawną majestatyczną piękność jej kwitnienia. Dziś już się zamyka na ten świat. Dziś już stoi na warcie, Przemijanie tu tak mocno już akcentowane. Burgundy, brązy, złoto niesie się na tym ziemskim padole. Tu oddając ostatni pokłon dojrzałemu latu , pochylając głowę nad nadchodzącą jesienią. Tą wczesną , ciepłą, tą buchającą kłębami parującej ziemi z rana, tej coraz to później wstałej i coraz szybciej się kładzącej. Mrowią mnie nogi od traw i turzyc tulących się do mnie….a może to ja się tulę do nich? Nie wiem….W oddali sejmiki bocianie i nie tylko bocianie….po rzepaku i zbożach nie ma śladu….tylko ściernisko i to już zaorane w większości …

Mój świat, moje królestwo , moja oaza….ładowanie akumulatorów o 6:30….moje 15 minut……

21 sierpnia 2020   Komentarze (1)
przyroda   borowa   filozofia   przemyslenia jesien Borowa świt  

Kałuży świat...Parchatki

 

Gruda ziemi złapana w dłonie. Rzut w wodę. Tą już tak mętną. Pełną gliny i piachu. Na drogach tak już rzadkich polnych w wysoczyźnie i wierzchowinie parchackiej zatopionych w porzeczkowym raju. Miedzy rozdartym światem ziemi jarem zwanym czy polsko bardziej dołem – wąwozem tuż przy Krzyżu Męstwa pod akacją snuje się ona – droga zółcią oblana. Do Zbędowic czy opadająca w Parchatkę lub dalej do Stoku narciarskiego... Krople potu nie parują na mojej głowie,resztki włosów cale w oceanie zmęczenia wdrapywania się pod Piertową Górę. Znamy ją... zarasta droga już na szczycie...nikt nie chodzi...nikt. Wiśnie już prężą się do słońca, rumieniąc się i czerwieniąc na przemian. Kwaśne ale zdrowe. Powisają na szypułce lekko kołysane wiatrem. Dziś na Puławy droga. Do kubeczka -wiadereczka zawieszonego zmyślnie na plecaku kilka wiśni tych wg mnie nabrzmiałych dojrzałością zerwanych na Schodach. Gdzieś pod Lasek olbrzym cudów zaklętych w zdrowiu. Czarne porzeczki na tych garbach co rusz mienią się czarnym owocem ,no gdzieś brunatnym niekiedy i liściem zielenią zaklętym. Zapach snuje się niebywały...idziemy w nich i w nim. Podrywam...Niech mi Bóg Wybaczy... do kubeczka dla małego mojego. Tak je kocha. Na mojej dojrzałej 41 letniej dłoni kiść i grono ich podaję mu ,on delikatnie w swe tak drobne i coraz bardziej zgrabne dłonie przejmuje. Zabiera do siebie ,w dłonie przekazuje swe i wkłada mi do ust...Słodycz kochania dziecka i moc porzeczki tej czarnej jednakowo i w tym samym czasie wybucha mi w ustach i wszystkich wymiarach .

 

 

 

Tak sobie wkładamy do ust te nie nasze ale parchackie porzeczki. Tak je lubimy ,tak kochamy w dłoniach trzymać przełożyć i podać. Tak tu to normalne. Na drodze wieków historii pełen. Staje nad kałużą, już kolejną. Wiem ,że się zatrzymamy na dłużej. Zrzucam plecak z siebie. Siadam na przyjaznej mi skarpie. Zapach kwitnącej lebiodki drażni me nozdrza , szczypior dziki już pęka, przytulia i ta właściwa i biała smaga swoim kwieciem. Na przemian żółtym i białym. Zapada się mak bisko, już jego koniec kwiecia , chaber przy nim się pręży, fioletem otula gasnącą czerwień maku polnego. Wyżej dzwonki ! Jaka ich bogatość. Fiolet tych rozpierzchłych i tych brzoskwiniolistnych przykuwa moją uwagę! A tu jeszcze pod krzyżem blisko Odnóżki pokrzywolistny. A przecież przy samej Parchatce jest i jednorzędowy taki rzadki. Bierze grudę gliny i ciska w wodę. Cyklicznie , co rusz z większym zadowoleniem i radością. Coś sobie pohukuje i pokrzykuje ze szczęścia. Tylko ta radość nieskalana tego mojego dwulatka tak mnie intryguje. Człowiek taki pełen tego świata,wyrzeczeń , powierzchowności , przaśności nie umie się cieszyć z byle rzuconego błota do kałuży. Cholera ! Czemu!!I on zna te kałuże , zna tą drogę. Dreptaną dziesiątki razy. Zna te zboże co z naszymi eskapadami dojrzewało przy drodze, zna te bażanty co piękne w urodzie , głos ja pawie marny mają, zna czarne pszczoły pod krzyżem w skarpie lessowej gniazda swe mają. Zna i ule rozsiane przy lipach i porzeczkach na Zalesiu. Zna , wie . Wiem i ja . Popycham do przodu. Czas goni, już grubo po 19. A on w tej kałuży świat swój widzi, wymiarów swoich pełen ich jednoczy i nie opuszcza. I on w nich one w nim i tak na przemian . Każdy kamyk, gruda gliny w te kałuże a one się mu w podzięce odwdzięczają . Śmieje się cały i dalej w ten świat wchodzi ...Sandały i spodenki i bluza do prania a on dalej szczęśliwy i taki poważny przy tych kałużach. Karmi ich swoim a ja patrzę i zdaje się rozumieć syna mego...choć ciut. Kiedyś beztroskim byłem... Czułem się taki wiedząc że ktoś blisko mnie kocha ponad siebie i swój świat. Dziś znów mógł w te kałuże być całym swoim młodym światem pełen wiedząc ,że jestem obok ...rzucał nie tylko spojrzenie niekiedy ale i uśmiech czy słowo...Trafiło to do mnie w końcu i poczułem się ...aż siadłem....podwójny ojciec ...łysiejący 41 latek...a można. I ten świat Antka i mój taki w synergii mocnej jedynej przyżywałem z nim. Każde taplanie się jego to i moje ...takie dziecinne …..takie wykochane ….

 

04 lipca 2020   Komentarze (2)
parchatka   filozofia   parchatka kałuza syn  

I Wieprz znów....

 

Brama spowita złotem rzepakowych główek lekko kołyszących się na porannym wietrze, pochylona wierzba swoimi unoszonymi podmuchem gałązkami z szelestem liści. Stoję przy remizie , oddaję cześć tym małym bohaterem codzienności , wielkimi z tych skromnych chłopaków często takich zwyczajnych, normalnych. Mają jednak w głowie cel i misję, często wpajaną przez ojca , czy dziadka, stryja czy matkę. Poświęcić się dla innych , niekiedy przecież i życie a na pewno zdrowie. Czy ci już starsi weterani , co w pamięci mają setki trudnych wyjazdów, gdzie ich wspomnienia mogłyby wypełnić nie jedną książkę i to opasłą. Widzieli tyle zła, tyle żałości, tyle bezsilności , tyle traumatycznych przeżyć…być może i śmierci . Bo przecież nie do pożarów tylko wyjeżdżają, jadą często jako pierwsi do wypadków czy to samochodowych czy tych na polach, łąkach. Jadą do zgłoszeń o utonięciach, jadą nieść pomoc osobom starszym przecież. Boże gdzie te zuchy nie jadą , gdzie nie pomagają. I tu przy remizie , przy fladze łopoczącej na bezchmurnym niebie tu w Skokach mówię przaśne ale z serca płynące DZIĘKUJĘ.

 

Wieprz na wysokości Skoków

 

I dalej do bramy. Bramy , gdzie odcina się zieleń łąk wszelakich , zieleń zbóż ozimych do tych złotych rzepaków i wijącej się drogi na tak przecież niedawno usypany wał przeciwpowodziowy. Tak. Dolina , starorzecze Wieprza , tu jeszcze w latach 40-tych XX wieku płynął. Teraz rzepak, zboże, łąki, ugory i ule. Tak ule już przy ścianie złota majowego ustawione, tam na lotnisku Borowina także – chatka Puchatka ulowa postawiona. Oby pszczoły dopisały, bo jakoś w gajach mało furczą. Chłodno dziś ale oczko słońce puszcza. Koncert skowronków , kruków i brzydko skrzeczących sójek dodaje i smaku i głębię przeżyć. I dalej za bramę na mój świat, moje ciche, ale niekończące się westchnienia. Każdy krok wybiera 30 cm drogi, skracając ją co krok, co dwa, trzy. Nade mną krucza poświata, 4 dorosłe szybują w swoim majestacie. Niski basowy głos rozchodzi się po chłodnym jeszcze powietrzu szybko i precyzyjnie. Nawijam kolejne metry na kołowrót swojej porannej egzystencji. Już blisko, skarpa ,wał ,zieleń bucha to i ówdzie ze zwojoną siłą. Przeszywa ją złoto mniszków , jaskrów wszelakich, rzeżucha polna i rzeżusznik nakrapiają białym i lekko różowym kwieciem stromiznę wału. Gdzieś zagonek brzezin, już sączy się stodoła i domostwa przychacie. Ścieżka tak mocno wydeptana , ba! Wyjeżdżona przez auta, rowery, motory i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze prowadzi do mego miejsca wieprzańskiej mekki, wieprzańskiej ostoi. Dobiłem i zmysłami i krokiem szybkim w ten miraż cudowności poranka. Jestem i jest i ON. Wieprz. Taki bliski już ujścia do niej…matuchny rzek wszystkich. Tu Rwie się jeszcze, podnosi , kręci , zawraca, wybiera zakręty życia z energią i majestatem. Obserwuje go z góry i mew kilka i czarny baron tego odcinka. Kormoran niechciany tak bardzo. Staję na skarpie, tarnina za mną już kończy się bielić , wiśnie dzikie zrzuciły już płatki i zawiązki zielonych wisienek dyndają na wietrze. A on chłodny i wcale nie mały. Zrzuca z liści traw, turzyc nocne deszczowe krople. Suszy skołatane zimnem nocy liście wierzb , topól . Co chwilę przekrzykują się ptaki , to z jednego to z drugiego brzegu. Jakby chciały powiedzieć coś , jakby chciały zwrócić na siebie uwagę. I butelki po spotkaniu towarzyskich nie wadzą dziś….. A nią przykuł mały koziołek stojący na grani wału. Patrzył się na mnie długo…przyglądał , głową kiwał. Zbiegł w stronę wsi wywołując u mnie dodatkowe pozytywne emocje i przeżywanie ich w tych emocjach. Kilka zdjęć, by móc zapaść w toń tego zaranka. Zapadam….gasnę na 10 minut….chyba dziesięć….tak TU moich….

 

07 maja 2020   Komentarze (1)
filozofia   skoki   przyroda   Skoki Wiperz  

W Bochotnicy zakochani...epitafium dla Pana...

Jeden z licznych wąwozów " na rozstaju dróg" 

 

 

Ileż to razy można zakochiwać się w Bochotnicy ?

Mnie nie pytajcie... ja zakochuję się co chwilę. Jak tam jestem to już kocham swoją miłością pełną, na każdym wymiarze . W każdym sobie znanym calu. W Każdym oddechu i każdej odsłonie powieki. Jak już mijam nową Grotę a za mną już pierwsze jaskinie i droga na prom dr Strateg to wiem ,że przybiłem do matecznika. Te niezliczone zielenie grabów, lip, wiązów czy dębów aż porażają swoim majestatem. Pokrywają niczym dywan wzgórza lessowe. Tak niedawno jeszcze łysawe Gdzieniegdzie kępa drzew a tak garby i garby. Uwierzyć trudno ,że w ciągu 80 lat tak się zmieniła tu flora. Wybuchły berberysy, bzy pokryły metrów kilka od poszycia, graby te co mają najtwardsze drewno z wiązami oplatają każdą wierzchowinę i w dół zasypane dębami i wiązami. Brzozy tak nasze szeleszczą drobnymi liśćmi cały czas. Umyka czas , umyka ludzki pęd . Gasną człowiecze materialne istnienia. Rondo mijam , kiedyś skrzyżowanie . Tam na ten Kazimierz i na Nałęczów rozwidlenie i przy nim austriacka wojenna studnia. Tak pięknie przyodziana na Podzamczu ulicy. Kiedyś miała pompę tak do lat 50 -tych jak w Kazimierzu co plasowało ją – Bochotnicę na równi w tej materii. Druga studnia wykopana i ocembrowana przez wojska austriackie jest już w dużo gorszym stanie na ulicy Kazimierskiej. Mijam w oddali kaplicę nowo postawioną . Tu nigdy od setek lat nie było kaplicy czy kościoła. Donatorzy Zanusii wprowadzili na tą ziemię w XXI wieku budynek z lokalnego wapienia , skromny w swojej osobie , mnie do gustu przypadł. I dalej na Wierzchoniów. Przez wszystkie możliwe deklinacje, przypadki mijam ruiny zameczku Firlejów tych z Bejsc , z XIV wieku.

Zabytkowy nieczynny młyn wodny z XIX wieku.

 

Mijam dzielnice tej zacnej wsi „Za miedzą”, „ Kasztany” i „Ogrody”. Gaszę motor na „między-rzekach” Biedronka , chyba pobudowana w 2010 roku. Zabieram syna i w drogę ,na przygodę. Znam te przygody , znam te drogi,te szlaki . Czuję jednak dreszcz emocji ,TU w Bochotnicy. Jak ja ją kocham. Zatem młyn zostawiam tak pięknie góruje nad Młynówką suchą i Bystrą bliską. Zawsze rwę tu miętę przy moście. Jest jej jak i żywokostu pełno. Ach co a zapach i smak. Mięta przy pięknym białkowanym węgłowym domostwie z zadbanym przychaciem. Dalej chodniczkiem na Zamłynie. Chodniczek i asfalt . Przystrzyżone trawniki w domostwach ,studnie ocembrowane kołowrotem przyodziane. Z wielkim pietyzmem każdy włościan dba. Tu i tam uderza kwiecie wszelakie , wiosenne. Ach co za spacer ten po burzy... Dziś plan by małe kółko zrobić. Zamłynie – Rozstaje dróg – Zalesie – Sirkowy Dół do kamieniołomów tych co Pożarscy przez lata badali. Zatem uśmiecham się do państwa siedzącego na ławce przy stodole – tam gdzie można skrótem na niebieski szlak trafić. Pani poznaje ..bywam tu często .Odmachuje. Dalej i dalej do tartaku i w gorę iumbami . Ciężko na ręku z młodym bo chęci stracił na podróż, cisnę do góry. Co chwila wydobywa się nowa odsłona tej miejscowości. Co krok pokazuje swoje pejzaże. Widać ruiny zameczku , widać przełom ten małopolski Wisły. Zatrzymuję się . Podziwiam. Zatapiam się w tą tu historię. Przecież tak musiała ta wieś przez setki lat dawać sobie radę.

 

Młyński strażnik.....

 

Musiała mieć i Kołłątajów i Kowali i Płucienników, szewców czy oliwę ktoś tłoczyć musiał. Prąd w połowie XX wieku popłynął i wały pobudowano na Wiśle jednoznacznie zmieniając jej i wygląd znaczenie i przeznaczenie. Wypasano bydło czy kaczki gęsi na przywiślanych łąkach ...teraz zabrano to bezpowrotnie. Młynów aż trzy, pod Czarnym Lasem, Zamłyniu ( koło Biedronki) ,żydowski co na tartak się zamienił. Można było spotkać tam Ciupę, Olka Krasowicza,Olka i Staszka Nowakowskiego , Henryka Kochanowskiego . A przecież płótna były w cenie , moczono w łasze len miesiąc choćby i dalej nie pomnę . Tu na tej ziemi Jadwiga Witkowska z mężem Wojciechem działali. Jak potrzeba było młynka choćby do odseparowania plew czy dla obróbki lnu, konopi pan Wawrzyniec Kubala idealnie się nadawał. Była też przecież w takiej starej wsi olejarnia . Znajdowała się w domu Romanowskich . Trzeba było coś uszyć i to z jakością to zlecano pani Witkowskiej ,Walasowa,Rzeźnikowa ,Skoczowa czy Rybakowska . A grubszy krawiecki kaliber to pan Edward Samcik i Henryk Rzeźnik.

 

Piękno Bochtotnicy  i górujące ruiny zameczku

 

Przecież odzienek ważny ale w butach trzeba chodzić. Byli i tu w tym fachu po wojnie specjaliści. Spod warsztatu Seroki ,Skocza,Rodzika czy Nowakowskiego jedne z najlepszych i na targ były buty. A ja stoję z młodym skąpany w czarnych porzeczkach, zieleni traw i ziół wszelakich .Ambona patrzy na mnie ,ja na nią. Z boku fiołki polne ,szczawie wszelakie jasnoty , gajowce żółcią przeniknione. Zapach po deszczu nasącza moje zmysły i zmysły modnego. Idziemy dalej na Rozstaje dróg. Tam i na Zbędowice i na Parchatkę wiedzie szlak. Kto im te domy wstawiał myślę.. byli murarze genialni na wsi . Wizińscy, Skoczkowie choćby stawiali domy przednie. Zduni? Proszę bardzo : Stefan Pałka , Józef Piłat . Wykończeniówka najcieplej było zlecić Stefanowi Rodzikowi, Tadeuszowi Skoczowi, czy Ciupom. A sprzęty do orki , roli ? Kowale ? Są i zacni eksperci jak Stanisław Nowakowski, Zębko, Kowal, Szeląg.

 

Pobudowana niedawno kaplica 

 

Jak ja myślę tymi czasami przeszłymi. Tuż po wojnie . Wyobrażam sobie całym życiem Pana Edwarda już świętej pamięci Piwowarka. Tyle co pod balkonem rozmów i Bochotnicy spędziłem. Godziny ,dni całe a On tak opowiadał. Tak kochał ,że tym kochaniem mnie zaraził. I ja Jego wspomnieniami teraz żyję.Idziemy Zalesiem w dół do kamieniołomów. Do Pożaryskich ścianki.

A przecież nie samą robotą człowiek żyje. Była i orkiestra tu na wsi. Sprzypkowie : Antoni Trębacz, Antoni Ścibor...czy Władysław Czarnota. A na trąbce grał Edward Cenzura. Klarnet ? Mieczysław Rodzik i akordeon Marian Górecki choćby.

 

Schodzę niżej i niżej. Pachnie niesamowicie tym wąwozem. Tą niedawną historią , tym miejscem. Nad wypasem zwierząt przy Wiśle zajmowali się Wojciech Witkowski, Franciszek Pietrus, Mieciu Rzeźnik, czy Marian Grzybowski. Nie zapomniano o bartnikach . Panowie Józef i Antoni Królowie parali się także tym rzemiosłem. Naliczyłem aż trzy kamieniołomy . Kto parał się po wojnie górnictwem ?

Władysław Szymański, Franciszek Wnuk, Łucjan Karpiński , Tadeusz Pluta.

Jak poród na wsi odebrać to akuszerki także były : Karolina Witkowska ,Marianna Przewłoka.

 

Kapliczka na Zamłyniu

 

Przewaliło mi się przez głowę i myśli – myśli mojego niedościgniętego mistrza Edwarda. Taka wieś , tacy włościanie. Genialnie , do zakochania po tysiąckroć. Widzę i dąbrówkę rozłogową i jaskry i kokoryczkę. Widzę ściankę . Za siatką , za kratami wejść nie można. Czytać też słabo bo daleko. Tu było morze kiedyś.... Wracamy Zamłyniem , psy już tak nie szczekają... traktują może jak swoich. Za nami buchająca zieleń wąwozów ,kawał historii i wspomnień moich złączonych z tymi Pana Edwarda Piwowarka. On tak pokochał do ostatniego ją....wydał tyle książek ...o niej, Ale moje słuchanie od balkonem w Puławach było najpiękniejszym przeżyciem ….jego przeżyciem a moim pragnieniem...Bochotnico...

 

Nazwiska się pojawiające występują we wspomnieniach Pana Edwarda w ksiązce :”Rody Bochotnickie” z 2007 roku. Im wszystkim i niewymienionym składam wielki szacunek i ukłon.

 

03 maja 2020   Komentarze (2)
bochotnica   filozofia   przyroda  

Kurz niesiony drogami tej ziemi....

Ścięte życie drzewa.....

 

Kurz , zewsząd kurz. Małe tornada kręcą przede mną , przed młodym moim. Kurz. Łopatka lekko wchodzi w puch piasku na wiekowej drodze Pożóg – Skowieszyn. Stoję z młodym patrzymy na dymiący komin Azotów ..tak blisko. Widzimy łany rzepaku , łany czyjeś pracy przed zimą. Już co niektóry wyrwał się do Słońca i zażółca się jego znamię. Zbyt szybko....mrozy i zimno nadają. Dziś jednak uderza wiosna w całej krasie. Powala na kolana , szarpie do granic zmysły moje. Wyciąga do nieskończoności mój zachwyt i szacunek dla Niej. Kurz, włazi w zęby, a młody tylko łopatką nabiera ten ziemski pył i wysypuje z łopatki....a on się niesie. Niesie na te garby Pożoga , na te wierzchowinie Skowieszyńskiej Ziemi. Uderza o ziemię. Ziemię ,która niosła setki końskich kopyt, czuła tysiące stóp...Ziemia co uginała się ale służyła włościanowi , rolnikowi, chłopu..Panu tej ziemi. Drogi co widziała tak wiele, widziała z swej wyższości nad doliną Kurówki przyoblekaną gdzie i Rudy i Końskowolę widać i Witowice i Chrząchów , widać z jej ramienia i Kurów i nowe arterie nowych szybkich dróg... Gdzie na niej nie jeden koń padł, gdzie przyjęła do siebie nie jednego powstańca , gdzie płacz matek i żon z dziećmi nasączał jej brzemię, uderzał w żałość i smutek i żal. Gdzie nie jeden dziad szedł wsie odwiedzić za garstkę chleba czy w stodole kont. Mówił i modlił się za dobrego Pana , modlił się za rodzinę, za ten świat... Dziś my na tej drodze pełnej historii i pełnej ludzkiego potu idziemy w nieznane . Prze siebie. Droga mocno spracowana pod kołami ciągników , kiedyś koni i wozów drabiniastych. Pachnący kapuścianym transem rzepak przełamany co chwilę czym świeżo nasianym lub sadzonym. Młode krzewy porzeczki pewnie czarnej łapią swoje pierwsze wiatry słońca ciepło. Warkot ciągników między wąwozami z zawieszonymi siewnikami zwiastuje czas bardzo intensywny dla siejących. Mimo ,że ziemia lekko się podaje maszynom, gdzie i redlina równiejsza i powtarzalna, gdzie nasiona trafiają co ileś centymetrów od siebie niczym cyrulika robota , gdzie i koni brak i ich żywota ciężkiego nie szkoda. Wąwóz za wąwozem. Toczy się przy nas Zielony Szlak. Co od Kościoła w Skowieszynie asfaltem , płytą ażurową pnie się na wierzowinę , gdzie i dwór stał i gdzie Pan panował. I wpada w wąwozy co na sam Las Stocki powiodą, na Kolonię Pożóg zaprowadzą czy do Pożoga zawrócą. A przy nich ,koło drogi te pola ,zaorane już ,posiane ,pielęgnowane. Kipią nadzieją ich włościan , ich nadzieją na dobry plon, na 2,5 zł / kg porzeczki. Ziemia żyzna orana i uprawiana wieki, zna co cłopski trud wie ,że rodzić musi, musi … A i na graniach tych pól i ugorów niekiedy i ziela wszelakie wiosenne oko umilają. Bije przetacznik ożankowy, uderza jasnota , tasznik w swej białości pełen . Puka w zmysły i miodunka i kokorycz, fioleci się fiołek ,a żółci i ziarnopłon i podbiał. Czosnaczek łanami się ściele , a bluszczyk kurdyban jeden zaczyna wyłazić w końcu. Jakiś w tym roku opieszały. I dalej idziemy, uderzamy co rusz z gwar ptactwa wszelakiego, psów jazgot z oddali i zwierzyny ten w wąwozach ciche odgłosy skąpany. Dalej przed siebie. Pola i rola i ugór i łąka...łąką w dół....tam cel nasz na dziś. Tylko na dziś. Patrzę na drzewa młode , młodnik uprawny. Pan życia i ich śmierci. Zawinięte w jutowe worki korzenie leżą oparte bokiem na ziemi. W szeregu ale nie zakopane w matuszce ziemi. Boże ..czekają na śmierć lub życie , powolną agonię w jutowym worku , na boku pochylone. Zamarłem , aż mną zatrzęsło. Młody wyczuł mój niepokój, frustrację i bezradność. Tylko tliła się w głowie myśl jedna , skoro tamte wsadzone te czeka ten sam los!

 

 

 

 

Opadam w dół na skraj wąwozu. Mijam przetaczniki i szczawie wszelakie..Jest młoda brzezina , topoli kawałek , jest i uskok materii. Wschodzę ciekawy, cięgnie mnie tu. Jest ! Epitafium tych naszych czasów naszego bytu. Droga życia pełna i jego końca. Coś mnie tak mocno w to miejsce rwało , ciągnęło, dawało siłę na nowy krok, na kolejne metry. Doszedłem i usiadłem. Wielkie drzewo, najpotężniejsze w okolicy. Mocy pełne i powagi, wielkiej ważności w tym miejscu. Stało się niezmierzoną potrzebom ludzkiego istnienia . Jego bycia na tym łez padole. Jego potrzebom bycia i życia. Stało się nie tylko świadkiem wielkiego ludzkiego pokoleniowego bycia, stało na straży użytku dla ludzi . Poświęciło swoje setkę lat by zapewnić kilka lat życia ludzi. Ogromne drzewo nie znam jego imienia . Największe stąd. Cięte na kilka pił. Już zmurszałe , już mech go oplótł, już o nim zapomniano. Już o nim zapomnieliśmy...przysłużyło się ...przetrwaliśmy zim kilka , na przednówku pod kuchnią palone nim by kaszę uwarzyć,czy ciepło po izbie rozlać. 

Dziś jego dwa ogromne pocięte i pourywane pnie są niemym świadkiem tych trudnych czasów. I zapewne znak krzyża przy pierwszym ciosie był i modlitwy o lepsze jutro przy jego dzieleniu na wsi. Konie nie dały rady tych pni zaciągnąć gdzie należy, zostały a ja łzę roniłem dziś nad nimi widząc ludzkie szczęście tego kolosa ciepłem w kuchni ale i naszej zapłaty za to matuszki przyrody brzemię. Kupa śmiecia zostawiona przez nas w dowód podziękowania i uznania boli mnie najbardziej.....

 

29 marca 2020   Dodaj komentarz
skowieszyn   filozofia   przyroda   pożó   Pożóg Skowieszyn wiosna wąwozy  

Miej oczy szeroko otwarte...ktoś może potrzebuje...

Według zgłoszonych, czyli oficjalnych danych w 2016 roku osób chcących pozbawić się życia było prawie 10 000. Ile było tych , gdzie nie udało się zarejestrować ? Pewnie spory odsetek. Ta liczba to małe miasteczko jak chociażby Ryki. To olbrzymia ilość ludzi nie widząca już dalszego sensu istnienia. Nie widząca już światełka w tunelu. Gdzie być może zawiodły wszystkie możliwe formy terapii i wiary. Czy aby na pewno? Czy Ci ludzie szukali pomocy? Dzwonili pod numer zaufania, zwierzyli się koledze koleżance, ojcu, matce, rodzinie? Swojej dziewczynie czy chłopakowi? Domyślam się, że nie. Wybitnie delikatny trudny temat, którego w żadne statystyki objąć się nie da. Warto jednak pochylić się choć ciut nad tym światem co nas otacza, nad morzem ludzi w których ledwo co pływają jeszcze ci desperacji. W tymże roku 2016 więcej ludzi zginęło śmiercią samobójczą niż w wypadkach samochodowych. Przerażająca to informacja budząca u mnie emocje, wielkie emocje. Z tej liczby bez mała 10 tysięcy osób targających się na życie zginęło 5405 osób. Kolejne liczby ,które nie pozwalają przejść obok nich obojętnie….Z tej liczby to mężczyźni żegnali się z tym łez padołem w ilości 4638 ( 86% !!!!) co jest przygniatającą większością…. Setki wniosków można byłoby już wysnuć. Ponad 56 % samobójstw popełniono w mieście…..i znów daje do myślenia, zmusza do pochylenia się nad tym delikatnym tematem …..

A powody ?

Pomijając te wynikające wprost z chorób psychicznych, fizycznych ,kalectwa co stanowi około 56 % wszystkich „powodów” to następne wynikają wprost z braku silnej wiary w siebie, ze swojej niemocy czy nie w porę zgłoszenie się czy co gorsza nie udzielenie tym osobom pomocy na czas. Dlatego tak często o tym mówię , o uśmiechu, o dobrym słowie, o nie ocenianiu, o altruizmie i empatii do ludzi. To tak ważne , bo aż 12,5% przyczyn leży w nieporozumieniach np. rodzinnych czy aż 12% w niepowodzeniach miłosnych.

 

Kto ?

Okazuje się, że najwięcej prób samobójczych ponad około 39% to żonaci i mężatki. Panny i kawalerowie to 10 procent mniejszy odsetek. Przeraża to ,że w zakładanych rodzinach , gdzie bardzo często pojawiają się dzieci dochodzi do największej eskalacji problemów z którymi już nie jesteśmy w stanie sobie poradzić. Nie zaznając pomocy znikąd, gdzie w porę nie zostaniemy przez rodzinę przyjaciół zaobserwowani targamy się na życie zastawiając ten świat.

Przedział wiekowy ?

Najwięcej prób samobójczych zakończonych zgonem to przedział wiekowy 30 -49 lat prawie 38% ogółu. I ten przedział i ta informacja o żonatych i mężatkach daje zatrważający obraz, że ludzie stabilni i stateczni by się mogło wydawać, mający zapewne dzieci jak i domy i jakiś majątek porywają się na siebie. Wcale nie lepiej jest u młodych ludzi w przedziale wiekowym 25-29 lat to ponad 33 % !!!!!!

 

Przerażające dane, za którymi stoi bezsilny człowiek odarty do cna z wiary w siebie, wiary o lepsze jutro , z wiary do ludzi. Podejmujący najtrudniejszą decyzję o swoim jednokrotnym życiu na tym świecie. Pozostawiając po sobie nie tylko żal i pustkę ale i być może zapłakane rodziny czy nieopłacony kredyt….

Dlatego miejmy ile możemy dać dobrej energii , dobrego słowa czy uśmiechu dla innych .To może dzięki nam , ktoś odłoży te najgorsze myśli do najciemniejszego zakątka swojego umysłu….

 

Na postawie GUS . Raport z dnia 8.9.2017 rok. Zdjęcie internet.

02 marca 2020   Dodaj komentarz
filozofia   samobójstwa 2016  

Tato ...brzmi dumnie ???

Czy łatwo być ojcem ? NIE. Czy łatwo być tatą ? Zajebiście trudno. Czy oczekiwać poklasku u innych ? NIE! Wszytko pisane jest pomału i po trochu. Często ojcowie zostają tylko ojcami, rzadziej stają się tatą. Bo i co ten tata a ojciec się różni? Zbyt dużo by piać ! Sprostać ojcu może każdy prawie mężczyzna, sprostać być tatą niewielu. A takim tatą , który ma i szacunek i poważanie u sowich dzieci to już bardzo niewielu. Jak się ma jedno to może i łatwiej , prościej. Jak się ma dwójkę to już sztuka się dzielić na tyle części sobą. Na dziecko każde z osobna nieskończoną miłością ale i do wieku odpowiednim światem ich , żonę, pracę, dom, wypłatę, rachunki, codzienności, myśli różne i przyszłość bliską i daleką. Bo przecież starsza to już szkoła średnia , ma swój świat, pierwsze miłostki , wiek głupi, szkołę i autorytety, ba paradygmaty za nic. Młody 1,5 roczny szczerze śmiejący się i czekający na tatę aż naciśnie kod domofonu po pracy by zatopić się w jego ramionach i jego pocałunku. Czekający na codzienną przygodę z ojcem, nieustających godzinnych spacerach,często na rękach moich, bujaniach długich, bułek smaku i zapachu wieczora. Krzyków pawi Czartoryskich pełne, dłoni omdlałych bolących ojcowską miłością wielce. Czy te rozmowy z młodą panią już, 15 latką, często ścierających się z jej światem idealnym , jej a moim patrzeniem. Często emocjonalne, ale w głębi serca kochane dziecko ponad życie. Buduje swój wiat swoje doktryny, swój obraz , swoje JA. Staram się nie przeszkadzać ale być obok, czujny. Gdzie trzeba pokazać palec nu nu a gdzie trzeba uśmiechnąć się i dać spokój...

To trudne dla mnie. Ciężkie, wyczerpujące,dające co dzień lekcję pokory i często niesprawiedliwej kary. Tak wielce dla mnie ważne, tak nie łatwe być tatą. Być cały czas dla nich, żyć, pracować, oddychać, podawać szpadelek , przelać kilka złotych...kupić kebsa, zabrać nad Mokradki do dęba, grzebać w piaskownicy, czy tłumaczyć historię. Zapomnieć o sobie, po raz kolejny, zagrzebać swoje ciche potrzeby, czekać , czuwać , ochraniać....Zlać się w potrzeby i obowiązki taty...ojca...Być i trwać.. z rzadka coś zaśpiewać w chórze, coś po nocy pobiegać, napisać kilka słów historii choćby pełne na FB czy blogu, lub książki zaczytać stron parę. Nie za dużo bo do pracy wstać o 5 trzeba, ot z godzinę góra swojego mieć. Starczy....tacie wystarczy.....ojcu już nie nie.....

 

02 lutego 2020   Dodaj komentarz
filozofia   tato  

i ławeczka i wspomnień piły cały świat.......

 

Ranek ten po pierwszym oddechu  świtu. Z kondensacji skroplonych nocnych strachów, z wyciśniętego zbyt wcześnie snu - wstać i pokazać sobie i światu że warto znów głowę podnieść znad zmartwień i umartwień. Że warto zaciągnąć spodnie na nieobudzone z nocy ciała, że kawy zasypać . Oczy tak łaknące jeszcze odrobiny ciemności powiek, fizjologicznego odpoczynku tak przerwanego brutalnie o 5 nad ranem. Tak  tej godzinie mało ludzkiej, mało człowieczej. Lecz zawsze warto,kawa nas pobudza, zmysły zaczynają działać, bicie serca się układa pod kolejny długi dzień. Przed wyjściem czy do pracy czy do świata oglądamy się lustrze choć raz... Piekielny wynalazek to lustro....Największy krytykant nasz, najgorszy wróg porannych wstawań czy wieczornych  kładzeń. I auto i jak zawsze przy Bramie pochylam czoło... Dęblin.. Tyle już o nim, tyle. Tyle wzruszeń , tyle okupionych długimi godzinami zaczytań o nim. I ten ranek i Dęblin tak się z sobą łączą od tylu lat. Dziś znów losowo , gdzie nie bywałem trafiłem. Płotek, za nim kozioł do cięcia drewna. Znam te sprzęta. Ileż to się cięło na nim drewna. Z dziadkiem pamiętam …piła moja twoja. I tak te skrajnie różne pokolenia , bo przecież I i II wojenne, niewole wzięte i moje choć urodzone w „słusznych czasach” to już wolnej od wojen, w dobie swobody jak by nie mówić. Zarznęły te drewno, a to brzozę, a to buka a to sosnę. Tak i ten obraz ten dębliński uderzył mnie! Wywołał ogrom wspomnień a z nimi masę obrazów…wspomnień. Nie łatwo bywało przy tym koziołku, bo kubiki nie ubywały… A człek młody .. ciągnęło do młodzieńczej przygody… Do lasu, na łąki, nad wodę. Łykać tej swobody, tej wolności młodzieńczej. Ale i ją także się zażywało garściami lecz najważniejsze były obowiązki. Ich co nie miara młodzież urodzona choćby w latach 70tych miała bez liku. A ci co na wsi chowani szczególnie…. Teraz nie do pojęcia i ogarnięcia przez dzieciaki z rocznika 2005 czy młodszych…. 

Aż siadłem na ławce obok. Taki mały raj nad już wstałym Dęblinie. Co rusz gwar aut, klaksony, gdzieś słychać pociąg. Ludzie szurają nogami , podnoszą niemrawo , w końcu ranek. Coś ich tam popycha jednak by iść. Czy to może obowiązek ? Czy raczej przyzwyczajenie? Czy może determinacja by może dziś jednak zjeść ciepły posiłek? Może uda się gdzieś dorobić  ? A kredyty wiszą i chcieć nie ma tu nic do powiedzenia… trzeba iść do pracy. Może dzieciom ciepłe bułki kupić na śniadanie ma ten pan z kaszkietem w głowie? Sędziwie wyglądająca poświata postaci o lekko zgarbionym już życiu drepcze wolno, kładąc stopę za  stopą. Noga za nogą, laska za laską. Kobiece brzemię życia już podgięło ją mocno. Pałąk tego ziemskiego padołu uformował jej posturę. Czy ona też pamięta te trudne czasy ? Czy może nie pamięta nic…siebie też… wie że ma iść….

 

Siedzę na tej ławce w Dęblinie sam a otoczony tyloma wspomnieniami. Lekko dziś mży , taka to zima na koniec stycznia listopadowa. Siedzę i zatapiam się w ulicę, w świt dębliński… jak ja lubię świty w Dęblinie. A tym mniej wystawnym, mniej wyeksponowanym , czy powiedzieć mniej ładnym szczególnie. Tam jest ta naturalność, ten oddech swobody, jest zwyczajność i przaśność. Jest świat zostawiony sobie. Jak ten tu przy tym koziołku. Nie ma ani przed nim ani za nim ani obok niego żadnego klocka, żadnego rozrąbanego polana. Nie ma śladu na ziemi od niedawno zleżałych stosów polan. Tylko płotek, ławeczka i on. Widok banalny ? widok brzydki ?  widok nad którym nie ma co się zachwycać ? Widok wstydliwy?

 

Nie!! Dla tych co setki godzin i setki bąbli na dłoniach od tego cięcia piłą, od tych litrów potu wylanych na niego. Od tych setek przekleństw rzucanych podczas piłowania. Oni wiedzą, znają jego wartość , znają to miejsce pracy. Miejsce obowiązku, miejsce uczenia się szacunku do natury, do świata  do tradycji , do nie łatwej pracy. Lekcji której już nieliczni w tych jakże trudniejszych czasach młodzi mogą dostąpić. Ba! oni nawet nie chcą. Nienawidzą pracy fizycznej. Urąga to im. Niczym trąd niszczy im dzieciństwo. Niszczy te dłonie, palce przygotowane do stukania w ekran smartfona…

6:50 już czas. A mnie tak z tej ławki ciężko było wstać. Tak trudno pożegnać się z tym płotkiem, tak niewymownie spojrzeć na ten koziołek. Zostawić go i wspomnienia. Zostawić  po to by tu kiedyś wrócić…. Niekiedy sam się zastanawiam czy ten Dęblin od zawsze kochałem czy od niedawna…. Nie wiem…nie odpowiadam na to pytanie bo i nie ma takiej potrzeby. Siadam do auta. Już jasno. Atrament z amarantem zamienił się w błękit przyprószony białym chmurkiem, jasnością naszej gwiazdy. Odpocząłem tu. Pewnie nie raz tu zawitam…do tego koziołka , do tej ławki, do tego płotka tak przecież niczym się nie wyróżniającego małego świata…. A może jednak wyróżnia się bardzo ? Tylko nie wszyscy to widzą? Nie wiem…..

 

29 stycznia 2020   Komentarze (2)
dęblin   filozofia   deblin wspomnienia  
< 1 2 3 4 5 6 7 >
Izkpaw | Blogi