• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Filozofia, strona 5

< 1 2 3 4 5 6 7 >

Nie daj się zaskoczyć.....

Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak ucieszył mnie widok pani wiewiórki dziś…..

Taki dzień , coś delikatnie pada chyba śnieg , lekko na plusie szaro , buro, ludzie zgięci i niczym się dookoła nie interesujący. Ja po skończonych pracach domowych śmigam do biblioteki na łowy. Jak zawsze schodzę w dół koło wodociągów, idę dalej obok octowni dawnej i zaczyna się po lewej stronie kompleks parkowo-pałacowy , idę ulicą Głęboką. Bardzo stara brukowana dawniej ulica z pięknym na swoje czasy mostkiem zakochanych. Lecz odbijam w ulicę Żulinki a tam kiedyś był dwór , piękna studnia i smutna historia. Pisałem o tym we wpisie o Trzech Krzyżach Parchatkach. Piękny murowany budynek niczym dworek  w 2013 dostał nową elewację – cytrynową. Dziś pięknie pachniało tam zupką chyba fasolową.

 

Miejsce bardzo ciekawe. Historyczne pod skarpą na której góruje była oranżeria. A co to ta oranżeria – no tam uprawiało się drzewa egzotyczne jak pomarańcze ( oranże) cytrusy. Była to fanaberia bogatych. Zawsze gdzieś można było spotkać oranżerie czy pomarańczarnię. Ot choćby w Dęblinie, Radzyniu Podlaskim…. W Nałęczowie mamy palmiarnię – to klimat musiał być podobny w tych oranżeriach. Wracając do Żulinki – wdrapuję się na skarpę. Piękne mury otaczające rezydencje dają wyobrażenie przepychu...

 

Drzewo powalone, oddało życie, leży lekko przysypany śnieżkiem. Niemy świadek pewnie tych świetlanych czasów Czartoryskich. Już nikogo nie interesuje jego byt, ot zgnije i ślad po nim zaginie.

Jak i cała historia lokalna wśród ludzi. Mam bardzo smutne spostrzeżenia, że historia a w szczególności ta lokalna nie jest nikomu potrzebna. Nie ma żadnego wpływu na życie teraźniejsze jej mieszkańców – mam na myśli ,że w tych czasach naród podchodzi do niej jak do jeża. Na co im znać tą historię. Grunt że wiedzą, że to Czartoryscy tu mieszkali i tyle. A co w szczegółach to już nie bardzo. „Niebieskie soboty” czy błękitne ? – o co panu chodzi? Jakie soboty – to najczęściej słyszane pytania. Niemcewicz, Kniazin ? – nooo coś tam słyszałem ale nie wiem kto to i gdzie ich przypiąć – kolejny znajomy „Puławianin” z dziada pradziada. Nie mam żadnego interesu tak „męczyć” znajomych ,ale niekiedy zapytam. Bo ja nie stąd, ale to już pisałem….W Dęblinie to jeszcze gorzej…………….tam się boję zapytać nawet. Nie lepiej wygląda wiedza historyczna ogólna. Podstawowe daty to no może znam, ale kiedy wyzwolili Puławy czy była bitwa o Dęblin ? No to już nie. To, że zginęło ponad 80 tysięcy więźniów na Twierdzy Dęblin nie wiedzieli Dęblinianie z dziada ,pradziada. Na Twierdzy ? Przecież tam saperzy są. Nie mam żalu do nich tylko szlocham w duszy na ich brak czy oderwanie do miejsca skąd pochodzą i żyją! To co ich , nas zatem determinuje do tego by powiedzieć żeśmy lokersi. To ja mógłbym tak powiedzieć – dopiero od kilku lat na tych ziemiach. Nie znamy historii często tej krwawej i bolesnej, ale znamy układ sklepów w galerii handlowej, promocji w biedrze czy nowo otwartą knajpę w centrum. Krew mnie zalewa. Całe szczęście są ludzie jak i ja ale już z wykształceniem historycznym, którzy próbują rozreklamować historię lokalną czy w radio czy gazetach, czy prelekcjach. W Puławach to bez wątpienia śp. Mikołaj Spóz , czy ekspert od Kaniowczyków m.in. oczywiście całej historii lokalnej regionu Zbigniew Kiełb. W Dęblinie niekwestionowany ekspert od Twierdzy i całego regionu Jerzy Trzaskowski. Tych znam na pewno są i inni. Pamiętajmy, że nie wszystkie zawarte w necie informacje są sprawdzone a co najważniejsze PRAWDZIWE. Warto  zatem uderzyć w grupy lokalne choćby na FB. Ale co z tą wiewiórką? 

No właśnie w tej szarości grudniowego dnia taka ruda kita, szybka, wesoła pewnie (coś zajadała) była brylantem. Dała mi impuls na ten dobry dzień. W bibliotece pożyczone 5 książek o lokalnej historii : zatem czytanie będzie o Bronowicach, Końskowoli, Żyżynie, Magnuszowie i Bonowie.

Nie czekaj i nie daj się zaskoczyć….jak ktoś podejdzie i się spyta o tą twoją małą ojczyznę lokalną….

Niekiedy mam uczucie by jak ten pan schować się w norę jak przygniata zewsząd ignorancja swoich korzeni....

14 grudnia 2018   Komentarze (2)
historia   filozofia   puławy  

Wiersz dla koleżanki ( w śpiączce)

Już zapomniałaś o tym że kłuje ?

Ta róża piękna przy płocie ?

To ona patrzy się na ciebie 

i wzdycha i rzęsami łopocze....

 

Kochałaś tędy chodzić i dziś w ten majowy ranek

gdzie słonko iska twe lico

czujesz się cudownie w tych kwietnych obliczach 

 

To nic, że kłuje róża 

ona tego nie chciała 

ale taka to natura 

że kolec stworzyć musiała

 

idziesz dalej i się uśmiechach 

widzisz jaskry piękne 

uśmiechają się cudownością żółci złotej

kwiecą kobiercem wymownem 

 

Pan tulipan spojrzał na twe piękne lico

buchnął czerwienią niczym motylicą

stanęłaś i wąchasz i nagle...

 

dłoń dotyka cię czuła

poddajesz się jej od razu

to matki ręka chwyta cię zrazu

 

podążacie dalej w ogród ten kwiecony

już razem już z wami miliony 

kwiatów kłaniają się czule 

widząc dwie panie ściskające i wtulone w siebie

 

niczym ranek letni ze słońcem powiązany

rosą trawa zasnuta chłodzi stopy zarazem

 

Czujesz się wybornie , oczy zamykasz ...

wciągasz ten zapach , myśli pominasz.....

ten strumień co był za wsią tam z oddali

 

on dalej szumi dla ciebie , on dalej płynie w dali

czeka ten kamyk co pod mostkiem kochałaś

i pod nim tajemnice chowałaś

nikt ich nie doczytał do tego czasu

czeka na ciebie kochana, ale zza wczasu ...

 

lato wygląda za tobą, kłos pszeniczny się złoci...

przyjaciółko moja kochana

wracaj na ten garb łąki uroczy

 

to on wychował cię czule i otoczył troską

przyjdź na niego i pogłaszcz go, przytul z miłością

 

wiosna młoda damo już za progiem czeka 

czekamy na ciebie my i miliony czeka

 

13 grudnia 2018   Dodaj komentarz
filozofia   Śpiączka Wiersz  

Historia - o Matkach - Królowych i Królach...

Maria Józefa Habsbużanka

 

W dzisiejszych czasach rodzina wielodzietna jest rzadkością. Taka no wiecie minimum 2+3. Choć rząd kusi „500 plus” to i tak demografia leci na łeb na szyję. Pewnie to ma i związek w wysokimi kosztami utrzymania rodziny, patologicznych już cenach w sklepach , czy horrendalnie drogich usługach choćby dostaw prądu czy ciepła. Także postawienie na własny rozwój – pamiętajmy , że w Polsce kobiety uzyskały pełnię praw w tym głosowania dopiero w 1918 roku…. Panowie też niekoniecznie wolą widzieć się w roli ojców, wybierając jednak swój rozwój czy wolność. Także i kobiety nie widzą roli na siłę bycia matką. Cytując jeden z portali internetowych „W ubiegłym roku ( 2017) zawarto w Polsce prawie 193 tys. małżeństw, ale rozwodów w tym samym czasie było ponad 65 tys. To dwa tysiące więcej niż rok wcześniej (2016). Wraz z poprawiającą się sytuacją ekonomiczną kobiet rozwodów może być coraz więcej. Także i w tej miłości nam coś też nie idzie za dobrze…

Tak czy tak kiedyś kobiety rodziły dużo dzieci, choć i umieralność dzieci i kobiet rodzących była duża. Wiadomo, warunki, higiena, wiedza i masę innych czynników na to wpływało. Mimo tego może zaciekawią Was kilka przykładów wzorcowych matek i to królewskich !

Na rzecz krótkiego dość wpisu skupię się tylko na kilku Matek-Królowych i …..ale i nie królowych….o tym później ..

- Mój jeden z ulubionych królów – Władysław Łokietek z małżeństwa z Jadwigą Kaliską ( Bolesławówną) pochodziło sześcioro dzieci … no to przecież sporo ,ale nie przeraża taka dziatwy

 - Król Kazimierz IV Jagiellończyk z małżeństwa z Elżbietą Rakuszanką z Habsburgów ( zwanej Matką Królów) miał uwaga 13 dzieci – no to już robi wrażenie!

  - Maria Józefa Habsburżanka (ostatnia królowa)  to żona Augusta III Sasa. Z ich pożycia małżeńskiego urodziło się 14 dzieci – niestety troje zmarło bardzo wcześnie. Ale to nie koniec!

 - Moją ukochaną Królową – francuską z pochodzenia - Maria Kazimiera de La Grange d’Arquien - znana nam jako Marysieńka urodziła – UWAGA : 17 dzieci ( z małżeństwa z  Sobiepanem Zamoyskim -4). 13 dzieci urodziła Janowi III. Niestety do wieku dorosłego przeżyło tylko 4 . 

Elżbietą Rakuszanką z Habsburgów

 

Maria Kazimiera - Marysieńka

 

Niesamowite kobiety , Tytanki , Matki nad MATKAMI.  

 

 

Z panami było gorzej!! Ot trzy przykłady naszych władców w innych obliczach ...mniej znanych....

Lubieżnik i kobieciarz to nasz bardzo, ale to bardzo dobrze znany król Kazimierz III zwany Wielkim.Znana wam tylko Esterka? Oj to wierzchołek góry tylko….

 

Stanisław Poniatowski mimo bezgranicznej miłości do Katarzyny II nie był ślepy na piękno otaczających go kobiet bądź kobiet na dworach. Jeden z jego biografów napisał :"korowód główek w jego życiu jest barwny i nieprzeliczony. Metresy stałe i dorywcze, królewny chwili i władczynie długich miesięcy, księżniczki krwi i magnatki najprzedniejszych rodów, szlachcianki z puszcz brzeskich i gwiazdki z litewskich dworków, mieszczki warszawskie i zagraniczne awanturnice, modelki z pracowni Bacciarellego i pomywaczki z kuchni Tremona. (...) Są Angielki, Greczynki, Włoszki, Francuzki, Niemki i Żydówki. Słowem najsłodsze panoptikum piękności”. A wśród nich – Izabela Czartoryska, której romans tolerował książę Adam jej mąż. Mało tego podwoził ją pod zamek królewski. Z ich miłości czy raczej namiętności, która nie przetrwała zrodziła się Maria później wittenberska.

Poniatowski

Król Poniatowski

 

 

Ale istny Casanova, podrywacz, amant, Don Juan, Rasputin to król August II. O nim by pisać w nieskończoność, jego podbojach. Złodziej niewieścich serc, często bezimiennym panien, czy statecznych pań. Podobno i tu UWAGA był ojcem nieślubnych 300 dzieci!!!!!!! …przyznał się do 11 tylko……..

 

Mistrz podrywu - August Mocny

07 grudnia 2018   Dodaj komentarz
historia   filozofia   wyznania religijne   ciekawostki   sex dzieci  

"Ptaki" Świdnickie ....źródło...

Czemu człowiek tak wiele oczekuje od drugiego człowieka? Czemu przy tym daje tak mało ?

W tych czasach ciężko o prawdziwą miłość! Ba ciężko o inspirację do tych wzniosłych uczuć. To prawda, oczywiście tak ja myślę. Czasy konsumpcjonizmu zabijają w nas pierwotne uczucia, te takie nieskażone… Wrażliwość na piękno, zachwyt nad rzeczami wzniosłymi, pięknymi i szlachetnymi, dbałość o nienaganną mowę, czułość artystyczną czy w końcu miłość nieskażoną czy wypaczoną. Na te i inne pierwotne potrzeby żywotnie odpowiedziały czasy teraźniejsze zabijając je i wypaczając na wskroś. Ci co czują sztukę, są wrażliwi muzycznie czy plastycznie schodzą do podziemi. Robią się czy chcą czy nie mniej tolerowani, te czasy dają nam status non grata. A nie mówię tego bez powodu. W Puławach jest już cykliczne spotkanie muzyczne z twórczością genialnych kompozytorów. Przytoczę cytat ze strony „Festiwal im. Wincentego i Franciszka Lesslów w Puławach”:

„W muzycznej historii Puław na szczególną uwagę zasługują trzy postacie. Wincenty Ferdynand Lessel, jego syn Franciszek Lessel oraz żyjący w połowie XIX w. Antoni Stolpe. W tworzeniu kultury przypadły im całkiem odmienne role, jednak wszyscy zasłużyli na pamięć poprzez dzieło które po sobie zostawili. Talenty kompozytorów związanych z Puławami docenili już wybitni muzykolodzy i artyści w Europie wydając ich dzieła drukiem oraz rejestrując kompozycje na płytach. Coraz częściej również w Polsce nazwiska Lessel i Stolpe można zobaczyć na afiszach i okładkach płyt. Wydaje się jednak, że renesans zainteresowania twórczością tych artystów dopiero nadchodzi. Puławy – z racji wpisania kompozytorów w swoją historię – mają szczególne prawo i obowiązek dbać o spuściznę po nich a także promować ich twórczość. Stąd pomysł festiwalu.”

 

Prawda!! Duma rozpiera. Choć jestem napływowy to mieszkając 8 lat w Puławach czuję się Puławianinem. Chłonę historię nie tylko tą spisaną i wydarzoną, ale tą muzyczną także. Byłem z córką na pierwszym Festiwalu. Puławy prawie 50 tysięczne miasto. Rozreklamowany Festiwal gdzie się dało, media  społecznościowe, słupy przydrożne, tablice informacyjne. Przyszło wraz z Prezydentem Puław i świtą może ze 40-50 osób i ja z córką. To była uczta dla zmysłów. 

 

Przepraszam, że tak długo o tym Festiwalu, ale właśnie on dał mi jasny obraz tej teraźniejszej wrażliwości muzycznej ludzi. Albo jeszcze smutniejszy widok to symboliczna gratka osób przy trwającym dwa miesiące Nadwiślańskie Lato Organowe w kościele Brata Alberta w Puławach. Ludzi nie ciągnie do posłuchania na żywo wielkich - Bacha, Vivaldiego, czy właśnie Lessel’a, Brahmsa, Regera , Nowowiejskiego …… O co chodzi? To samo ze sztuką i wystawą artystów. Ludzi te czasy zwalniają z myślenia i dają prawo tylko prześliznąć się po codzienności płytko, bez pamięci bez emocji. No bo praca, dzieci, mąż awanturujący się , korki na drodze, kolejki przy kasie, drogie masło, krzykliwa reklama, zakupy. Zostajemy zabijani, zabijana jest nasza wrażliwość i poczucie piękna. Oczywiście nie generalizuje – nie wszyscy! Ja zaliczam się do osób wrażliwych i tych co czują piękno , starając się choćby poprzez śpiew je ukazać innym i zaszczepić na nowo bądź „z reanimować” je. 

I nagle bach! Świdnik! Ptaki! 

Aż mnie wmurowało. Kocham sztukę, a taka co daje do myślenia jak rzeźby w Nałęczowie czy w koszalińskie „Hasiory” to najbardziej. Tu Ptaki. Dla mnie żurawie, szyje smukłe wyciągnięte w miłosnym umizgu? Czy może dla zaakcentowania bycia razem? Skrzydła roztaczają się u ich podstaw robiąc istny fundament ich związku. Trochę trąci klasyką gdzie to mężczyzna góruje nad kobietą , ale to w końcu ptaki. Widać tu te czyste nieskażone uczucie piękna miłości i opiekuńczości. Szalonego uwielbienia i oddania. Stałem i patrzyłem długo na tą rzeźbę….bardzo długo. Artysta młodego pokolenia Zbigniew Stanuch na zlecenie miasta Świdnik zdołał uchwycić tworząc pewnie jakiś czas tą rzeźbę chwilę uniesienia wręcz egzaltacji skumulowanej w tej 1,5 metrowej rzeźbie. Motyw ptaków tak dostojnych jak żurawie czy czaple nie był przypadkowy. Bo ciężko było by wróbelkom czy nawet gawronom w takiej formie zastygnąć. Dawno nic podobnego nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. A przekazów jest tyle ile myśli nachodzi oglądając te z pozoru proste dzieło. I jak ma to się do ludzi teraz w tych byle jakich i okrutnych czasach? Czasach zniewolenia umysłu i ciała? Staje to w jasnej sprzeczności ! Lecz ma moc. Powiem o sobie – czułem jak ładują mi się akumulatory!! Jakaś aura i dobroć bije z tej figury. Tak prosta w układzie a tak złożona w odbiorze. Postawiona przy skrzyżowaniu , w niedalekiej obecności szpitala i kina promienienie pozytywną aurą i przesłaniem. Pod zakochanymi jest mały rezerwuar wody, mała instalacja wodna. Przekaz jasny – ta nieugięta, namiętna , niekażona miłość jest ŹRÓDŁEM – dlatego woda życia bije dla nas. 

Panie Dokotrze! – wielki pokłon ode mnie wrażliwego na piękno i kochającego naturę i przyrodę.

 

Zaczerpnięto informację z wycinka pracy magisterskiej Grzegorza Pastusiaka Rzeźba Publiczna w Świdniku.

 

06 grudnia 2018   Dodaj komentarz
filozofia   Lessel   Ptaki Świdnik Stanuch  

Historia lokalna - Nad Wisłą przy moście......

Wieje trochę ,ale w sumie ciepło jak na grudniowy ranek. Dżdży lekko, ale nie natarczywie. Jak człowiek starszy się robi to i ciekawszy świata, a co z tym idzie poszukujący historii danego regionu czy obiektu. Dziś przed pracą ruszyłem na Bramę Warszawską Twierdzy Dęblin. Jak dojechałem to mi się odechciało w sumie bo po pierwsze primo ciemno, po drugie primo kręcący się żołnierze i pracownicy cywilni, po trzecie primo ochrona patrzyła na mnie z nieufnością a tablica mówiąca o nierobieniu zdjęć bo to teren wojskowy skutecznie mnie odstraszyła. Odstraszyła jak tych co tą twierdzę towrzyli i stacjonowali – mowa o wojskach rosyjskich. Oni mieli prikaz jak i teraz w wojsku – żadnych zdjęć bo …… Dlatego tak mało zdjęć innych niż te austriackie. Oni obftocili Twierdzę , Irenę, Rycice, Masów itd. dobrze i skutecznie. Dlatego to ich autorstwa zdjęcia są dostępne w cyfrowych archiwach jak i Internecie. To kij tam, tyle jest tych opracowań o tej Twierdzy, że lecę na skraj województwa – tam gdzie jest umowna linia graniczna między województwami ( Lubeskie i Mazowieckie) – czyli Wisła. Parkuję przy odnowionym kasynie wojskowym koło knajpy „Nad Wisłą” mającą swoje lata świetności już za sobą.Odpadająca elewacja i mało zachęcające wnętrze plus średnie obiady  ( tak widocznie trafiłem na słaby obiad wręcz) dają wynik małego ruchu. Może i lokalizacja niby dobra, ale słaba zarazem. Bo blisko przystań rzeczna ( po drugiej stronie mostu) droga do Twierdzy - to jednak brak reklamy powoduje, że tylko miejscowi wiedzą o niej. Dość tej dygresji, parkuję samochód przy kasynie i udaję się na most drogowy. Ciemno jeszcze, światło lamp i jarzenie miasta daje jedynie oświetlenie.

Iluminacja mostu drogowego

 

Mokro i ślisko choć lodu brak, ruch na moście się wzmaga. Stanąłem by zaczerpnąć powietrza i podchodząc kilkanaście metrów stanąłem. Zamyśliłem się.

Most 15 Pułku Piechoty "Wilków" - to nowy most - zbudowany tuż przy miejscu starego mostu, o którym się będę ciut rowodził. Ze starego rozebranego mostu niewiele zostało,ale sprawne oko swoje dostrzeże i zarejestruje.

Budzące się miasto - widok z mostu drogowego

Zamknąłem oczy i zacząłem sobie wyobrażać jak Fryderyk Habsburg  otwierał uroczyście ówczesny most jak i ten w Puławach. W 1915 roku jak wojska rosyjskie wycofywały się z Dęblina - most zniszczyli. W gruncie rzeczy sama Twierdza na czas I wojny światowej była już konstrukcją odbiegającą od ówczesnego pola walki. Budowla nie miała większego znaczenia militarnego w toku działań wojennych na tych terenach. Została w sumie oddana przez Rosjan, którzy wcześniej wysadzili co mogli włącznie z fortami. Tak lekko zabarwione historią wstęp daje pewien obraz sytuacji ówczesnej.

Austriacy jak weszli do opuszczonego Dęblina ( umownie tak nazwijmy cały obszar miasta) odbudowali oni most, który poza pierwotną funkcją był również śluzą celną pomiędzy zaborem austriackim i niemieckim. I tu od strony miasta wybudowano Bramę Celną. Była podobna do tej w Puławach( z 1916 r).

Most drogowy odbudowany przez Austriaków - tu Brama Celna.

Jak sama nazwa mówi miała służyć poborom celnym granicznych zaborców ( niemieckim i austriackim).Ciekawostką w konstrukcji mostu było zwodzone przęsło pozwalające na przepłynięcie większych jednostek. I właśnie teraz stoję na moście nowym, który został pobudowany prawie w tym samym miejscu, gdzie stał wyżej opisany most. Możemy jeszcze zobaczyć w Wiśle przy brzegach jak teraz niskim stanie wody pale i resztki infrastruktury starego mostu. Z drugiej strony ( od Zajezierza) był także posterunek celny znajdujący się w dwóch budyneczkach.

Ale czy to miejsce pobudowania pierwszego drogowego mostu w Dęblinie? Oczywiście ,że nie! W historii działalności Twierdzy pierwszy most był zbudowany między Twierdzą Dęblin a Fortem Gorczakowa leżącym po drugiej stronie Wisły.Z twierdzy Dęblin wychodził przez bramę Włodzimierza (Wiślaną).

Plan pierwotny Twierdzy Iwanogrod - most drogowy bardzo dobrze widoczny.

Dalej nie podejmuje się wypowiedzi ile tych mostów było w Dęblinie – stałych, tymczasowych ,pontonowych, kolejowych ( choć oddali most żelazny kolejowy w styczniu 1885 roku na Wiśle). Koleje losu, zawieruchy wojenne, okupacja czy sama nieujarzmiona Wisła potrafiła niszczyć przęsła a to przyborkiem, czy krami zimą gdzie lodołamacze nie dawały radę i same były znoszone ( choćby w Puławach –opisane w książce  Z.Kiełbia).

Stojąc na teraźniejszym moście słysząc już warkot narastający budzącego się dnia i zwiększenia ruchu na moście 15 Pułku Piechoty „Wilków” rzucam spojrzenie w stronę kolejowego jak i dość słabo oświetlonej kaponiery Twierdzy. „Podobno najstarsi mieszkańcy Dęblina zapewne pamiętają prężnie działający port rzeczny, którego ślady znajdziemy przy moście kolejowym, na przeciwległym brzegu Cytadeli Twierdzy Dęblin. To tam zawijała Eleonora – boczno-kołowy parostatek pasażerski, który niczym w Nowym Orleanie poruszał się po „Małopolskim Przełomie Wisły” oraz rozszerzającym się w Dęblinie jej środkowym biegu. Eleonora została przejęta przez okupacyjne oddziały niemieckie i w czasie II wojny światowej nadal była wykorzystywana”.

Parostatek Eleonora.

 

Odwracam się i widzę z oddali łunę światła – niczym wschodzące słońce -to oświetlona elektrownia węglowa w Kozienicach tak iluminuje. Przechodzę na drugą stronę mostu. Schodzę w dół do MOK , mijam pomnik ku czci poległych 1939-1945 którzy walczyli z hitlerowskim najeźdźcą  w 1944 r w lipcu o Przyczółek Dębiński.

Pomnik upamiętający bochaterką walkę o przyczółek.

Chwila zadumy, czapkę zdjąłem, krótka modlitwa. Patrząc w stronę Głuszca zacząłem sobie wyobrażać jak okrutne i ciężkie były walki o złapanie przyczółka. Schodzę do samej Wisły. Brzeg lekko skuty lodem.

Wisła od strony przystani łuna to iluminacja elektorwni Kozienice.

 

Umocnienia kamienno-drewniane wiślane.

 

Umocnienia z kamieni i drewna pojawiają się wzdłuż koryta rzeki. Ale klimat. Robię zdjęcie i łapię ten wiślany oddech. Niesamowite ile może człowiek zwiedzić i poczuć w tych 10 minutach. Ile może opowiedzieć, ile może doczytać w literaturze, ile zobaczyć rzeczy, ile historii się tu przewija. Wieje od Wisły – tak płytkiej teraz, tak płytko pewnie i było we wrześniu 1939 roku kiedy walec nazistowski zabijał Polskę. Mosty na Wiśle aż tak nie miały znaczenia, bo można było w bród ją przebyć ( z książki o mostach puławskich  Z.Kiełb). Bramę celną na moście w Dęblinie rozebrano w 1918 na budulec. W Puławach brama mostowa dotrwała do 1944 roku, gdzie konstrukcja drewniana uległa zmieszczeniu. Resztę rozebrano na budulec.

Acha i wodowskaz - już nic nie widać na nim ....

 

Pamiętajmy o tym, że każdy współczesny most najprawdopodobniej miał swojego dziadka drewnianego, który służył ludziom, armii i rozebrano go lub został zniszczony przez rzekę. Na pewno toczono tu zacięte walki, walczono o każdy skrawek przyczółku. Pomyśl o tym niekiedy – czytelniku drogi.

 

 

O mostach puławskich polecam świetną publikację pana Zbigniewa Kiełbia :

Między dwoma brzegami... O historii mostów puławskich w latach 1792–2008 (2009)

Wpis powstał także na  na podstawie  i był recytowany http://muzeumsp.pl , przekazów ustnych,Internet

Zdjęcia kolorowe własne.

04 grudnia 2018   Komentarze (2)
historia   filozofia   mosty i przeprawy   dęblin  

Biegaj i pomagaj...

 

 

Marysi i Pawełkowi ….

 

To było już dawno ustalone i w głowie i z rodziną. Bieg mikołajkowy w Świdniku.. To moja druga odsłona biegu w Świdniku - Charytatywno-Mikołajkowego. W zeszyłam roku przywitał nas mróz i zamarzająca wilgoć - w tym piękna słoneczna pogodna lekkim plusie. Ale i rok temu i dziś SERCA WILEKIE Biegającego Świdnika było tak samo wielkie i cudowne. Wszystko było jak należy, pakiety aż kipiały od fantów a rózga to już pomysł genialny - jej autorowi flaszkę! Poza bogatymi pakietami, co w innych biegach lubelskich już są rzadkością - świetna organizacja, cudowni ludzie. Niezmiennie cudowni!!!Nie sposób wymienić wszystkich choć każdemu się należy należyte podziękowanie. Agnieszka i koleżanka jako kucharki - cudowne w roli - Gordon Ramsey może co najwyżej wodę wam nosić. Hardrokowa pani - pan Mikołaj z brzuchem konkretnym Gabi -  zniewalająco cudowna a opowieści o Czantorii - dreszcz emocji był. Oj wymieniać by było wielu Kaśka - Chojna cudowna ,kochanych biegusiów z Łęcznej - Uleńka, z Bełżyc - ach pozdrawiam bez wyjątku, Orlęta - Dareczek, Stasiu....,LISY, Biegusiem – Msiek, Madzia; Potrenujemy ?;  Orto, Lubelska Grupa Triatlonu.....oj by wymieniać…. Nasza ekipa MR - zwarci i gotowi - cudowni . Ja, Darek i Aga już w zeszłym roku byliśmy a tymi co dziś pobiegli pierwszy raz pewnie się podobało. Jestem przekonany, że już w większym składzie wrócimy tu za rok. Ponad pół tysiąca ludzi chcący nieść pomoc i biec u was - winduję imprezę z kameralnej do masowej!! Brawo. Za rok będę. Za rok znów złożę na ręce szefowej - Agnieszka podziękowania !!!

Bo co w takich biegach jest najważniejsze ? Cel. A droga do celu została wybrana – bieganie. Często zbiórki są mało widoczne i mało zaakcentowane. Coraz częściej widząc kogoś z puszką i identyfikatorem uciekamy, lub ignorujemy. Bo przecież to pewnie przebieraniec i zbiera kasę dla siebie. Na wódkę czy wino. Co to za problem zrobić identyfikator, co za problem ubrać się stosownie do akcji zbiórki…. Mam odczucie, że coraz więcej tak ludzi myśli i zamyka się na takie bezpośredni kontakt z potrzebą innych. Zapomnieliśmy już jak był dziad co po wsiach chodził. Był bezdomny przecież. Ale gość miał poważanie bo modlił się za żądaną intencję. Np. za rodzinę co go przygarnęła i dała wikt i opierunek lub rzuciła groszem. Był traktowany jako kontaktor z Bogiem, osoba której można zawierzyć. Teraźniejsze czasy wywaliły całą etykę, i moralność i normalność. Upodliła te cechy nadając pozytywnego i naturalnie dobrego charaktru takim cechom jak obłuda, chamstwo, zawiści , zazdrości. Gdzie krzyż moralny leży a na nim buduje się wieża nienawiści do innych, unikanie ludzi, braku empatii do ludzi. Gdzie człowiek, jego życie warte jest paczkę papierosów. Gdzie na widok okrucieństwa przestajemy mieć odczucia miłosierdzia i współczucia a na to miejsce pojawia się uśmiech w kąciku ust. To jak mocno spłyciły te pędzące czasy nasze postrzeganie świata i jego potrzeb chyba każdy z nas widzi. I co gorsza zaczynamy i u siebie widzieć przemiany na gorsze. Bo to nasz problem, że ktoś omdlał i leży na trawniku – pewnie pijak jakiś?.Bo to nasz problem jak babci braknie złotówki w sklepie i musi zwrócić zakupy? Bo to nasz problem, jak leją po mordzie kogoś z drugiej strony drogi – pomogę sam dostanę a może oni tak specjalnie? Bo co nas obchodzi senior, który czeka na przejściu by móc przejść, ale mu dwie kule przeszkadzają zamiast pomóc? Co to nas obchodzi……

Właśnie to buduje w nas uczucie, które jest chyba najgorsze wg mnie – ignorancję !!! Mając taki stosunek do innych, do życia możemy bez wysiłku i fizycznego i emocjonalnego przejść nie zauważając nic wkoło nas. A nie możemy przecież ukryć, że potrzebujących wkoło nas jest wielu. Wielu także podszywa się pod tych potrzebujących. Ci co dotknęło wielkie nieszczęście rzadko kiedy proszą bezpośrednio o pomoc. Próbują sami coś poradzić, nie mają odwagi obarczać innych brzemieniem. To tylko ci co mają wrażliwość, rozglądających się na boki, czując u innych ból ,bezsilność ,widząc tragedię – pomagają, pomagają w imieniu tych potrzebujących. Bo oni nie są w stanie normalnie egzystować, często nie mając już nawet łez – które wypłakali już dawno. To dlatego biegi charytatywne są dla mnie najważniejsze!!! Ponad wszystko, ponad rywalizację na biegu, ponad koszty dojazdu i inne, ponad złą pogodę, ponad podziały.

W Świdniku już to mój 3 bieg a charytatywny to chyba z 12. Właśnie tą drogę pomocy uważam za dobre uzupełnienie zbiórek charytatywnych. W Świdniku to już poezja – pod 600 biegaczy i kijkarzy  na 40 000 miasto to bardzo dużo! A jak dodamy, że to bieg – zbiórka dla potrzebujących to już tłum. Patrzyłem na różnorodność grup biegowych – całe województwo przyjechało – i Ryki, Dęblin, Puławy, Lublin, Lubartów, Bychawa, Kraśnik, Annopol , Bełżyce…..i wymieniać jeszcze. Co tak przyciąga nas do tego biegu ? Do tego bardzo młodego miasta?

Szerzej ! Co nas biegaczy i amatorów biegania jak ja przyciąga na takie biegi ? 

Odpowiedź jest prosta, ale w tych czasach niepopularna – chęć niesienia pomocy innym. Bo w grupie jest siła , jest moc, jest energia, jest radość. To ogromnie buduje, ludzie zapominają o swoich problemach a skupiają się na pomocy innym i to sprawia nam ogromną radość i szczęście. Boże mój pamiętam jak po takich biegach lub w trakcie pojawiają się CI cyz opiekunowie ich dla których się zbiera pieniążki to jest takie budujące i wzruszające. Nie ukrywamy wtedy swoich emocji, pamiętam choćby Bbieg o dobro i pokój -Lubartów, dla Nikoli w Kowala, Jasia w Świdniku, Zawieprzycach, Ni pięć ni dziesięć.. Sobieszyn…oj wymieniać by było ale w gardle ściska. 

Biegacze i amatorzy biegania jak ja mają  ogromne serducha i dzielą się nimi jak i groszem by pomóc, być, dać tym potrzebującym moc i naładować ich akumulatory. Szkoda, że nie mogę być na wszystkich biegach charytatywnych – obowiązki domowe, czy wyjazdy mi to uniemożliwiają. Niekiedy też spotykam się z być może żalem, że mnie nie będzie na tym czy innym biegu. Proza życia pisze swoje scenariusze.

 

Dla organizatorów – Biegający Świdnik ukłony i brawa. Pod każdym względem. Tam aż kipi od miłości do innych , od chęci i radości niesienia pomocy, od empatii dla innych. Te żółte koszulki są bliskie memu sercu wiedząc jaki to ciężar zorganizować bieg dla 600 osób….

  

03 grudnia 2018   Komentarze (2)
aktywność sportowa   filozofia   Charytatywny bieg   Biegający Świdnik  

Przepraszać się z Masowem i Wieprzem ?

Dawno Tu nie byłem.

Ostatni  raz w 2011 roku. Hmm ,dziwne ale prawdziwe. Choć drugą stronę Wieprza oglądałem od strony Skoków wiele wiele wiele razy. Nie pomyślałem by odwiedzić starego druha – druha z Masowa. Sama miejscowość jest bardzoooo stara. Nie słyszano o Twierdzy Dęblin a masów już dawno stał. Massów, Mazów, Mazuf, Masow – jak zwał tak zwał. Wieś, gdzie głównie poławiano ryby z rzeki jak i zajmowano się rolnictwem. A Wieprz tam cudowny. Oj te meandry, te wijące się niczym wąż koryto rzeki nadaje cudownego ba! arcycudownego klimatu. Bezkres łąk i las w oddali, a na zakręcie Wieprza w stronę ujścia – plaża – dzika ! a jaka ma być jak rzeka też dzika i nieujarzmiona. Tak naturalna jak tylko może być. Już nie widać tu wypasu bydła czy koni, Masów się ucywilizował bo to już dzielnica Dęblina w końcu. Może nie wypada jak w Łysobykach wypasać na rozlewiskach krów czy w Skokach dziko wypasać koni… Tu na Masowie tego nie ma. Jest za to cisza, szum wody i Matuszka natura. Pomijam ,że gdzieś w stronę Bobrownik to świecą te światełka systemu naprowadzania, pomijam wysoki płot przy lesie, pomijam to. Hmm – widząc to przechodzi mnie myśl ,że czuję się bezpiecznie, że jest tu lotnisko, że tu kształcą się cudowni piloci, pracują świetni technicy – to wszystko na podwalinach francuskiej szkoły lotników, już wiek mija….Wracam dziś do tego Wieprza i tego Masowa. A tu odbijając jak zawsze przy barze Agnieszka w prawo, mijając po prawo OSP, czuję już ten klimat co czułem w 2007 roku jak te ścieżki nad Wieprza z Kowalskiego uskuteczniałem po raz pierwszy. Mijam po lewo siłownię i plac na dworze. Odbijam w prawo, bo w lewo to szlak wiedzie do Bobrownik i dalej. W prawo do Wieprza, nad wodę. I tu aż stanąłem …. Czy aby na pewno była kilkanaście lat temu tu kostka? Coś jej nie kojarzę! Patrzę na drogi dochodzące – też kostka. Równiutka, lśni się w tym 8 stopniowym mrozie. No nic – jadę dalej szlakiem – gaszę samochód na najdalej a zarazem najbliżej Wieprza na Niecałej.

Pamiętam. To tu jest ten „syfon” rzeki. Pola a w sumie łąki czy tam ugór. W oddali las. Słyszę ptactwo – tak z rana? Tak ma ochotę ? A może to na mój przyjazd ? Na powrót syna marnotrawnego? Nie wiem. Wysiadam z auta ,czapa na głowie zaciągam czapkę. Być może pokłonię się rzece na przywitanie. Bo ze wsią Masów już się przywitałem. Po drodze w to miejsce zrobiłem kilka zdjęć kapliczek – wrzucę na FB. Na prawo wiem, że są Skoki. Od chyba lat 60 poprzedniego wieku piękny wierzbowy zagajnik został zlikwidowany i pobudowali wał przeciwpowodziowy. I tak przez to nie widać Skoków aż tak dobrze. Napawam się tym zmrożonym powietrzem i już wstającym leniwie słońcem. Tą porę dnia kocham najbardziej. Zawsze we mnie przywołuje emocje i dziś te sentymentalne. Ile to razy bywałem tu z wędką i łapałem rybki. Ile to razy z żoną i córką łaziliśmy wzdłuż Wieprza mając masę spraw do omówienia ,a i w milczeniu by napawać się przyrodą. Wiem, że za Wieprzem był Fort IV jeden z wielu kompleksu Twierdzy Dęblin. Tuż nad Wieprzem ławeczki, palenisko? O z duchem czasu Masów poszedł. Pewnie to i za sprawą kajakarzy bo pokochali tą rzekę – od jej źródeł do ujścia. To nic – patrzę na zegarek – o cholera muszę wracać. Zdejmuję czapkę i witam się z Wieprzem. Rzucam spojrzeniem na jego ciemną toń , na jego bardzo niski stan ale i na jego spokój i naturalność. Wracam, szczęśliwy i zadowolony… choć już Masów się zmienia….nowe domy, pięknie ulice wybrukowane kostką jest już ten sznyt. Całe szczęście uderzam na boczną dróżkę i spotykam to co chciałem zobaczyć…te piękno wsi Masowa a nie nowoczesność Dęblina. Czy wrócę ? Pewnie że tak, ale już w stronę Bobrownik. Do tego założonego przez Tarłę bardzo starego miasta ( chyba tak ja Kurów coś tysiąc czterysta… coś…….). 

30 listopada 2018   Dodaj komentarz
historia   filozofia   dęblin   Wiperz   Masów  

Wiersze me myślami zasnute....

Anioł przy nim

 

Strzał pada ! Huk gdzieś z oddali 

Błysk , iskra - to Niemiec pali

Guzik co pagon trzyma w mundurze 

Wyrywa się z niego i wznosi się ku gorze 

Oczy to widzą głowa nie pojmuje 

Życie w sobie dalej tryumfuje

 

Stoisz niezmierzony w bramie zaklęty 

Widzisz jak Niemiec ma mundur wypięty 

Błyszczy hełm jego z oddali 

Znów Niemiec wali !!

 

Patrzysz na swoich oni już są w niebie 

Oczy martwe ale zadowolone z siebie 

Zaciskasz wargi , ich brzemię na Siebie 

W głowie krzyk kaprala dochodzi 

„Zarepetuj broń - młodzik”

 

Lekko mi już serce już to czuje

Strzelam celnie , przeładowywuje

Oko wytężam i dłoń sztywnieje 

Bah , świst, kuli co nie rdzewieje

Trafia , celu dosięga - Niemiec upada - nie jęka

 

Na chwile spokój nastał lecz słyszę zdumiony 

Jak morze nasze kochane prosi i proszą miliony 

Skryj się w szańcu młodzieńcze drogi 

Tam kula , tak rykoszet już cię nie obchodzi 

Widzisz jak plaża dymi, oddycha 

To wolność przez poległych przenika 

Staje przed tobą ten anioł wcielony 

Prosi on i proszą miliony

 

Ocierasz wspomnienie te krótkie tak szybko 

Z czoła co pot i strach pociekł do okola

Schylasz się celujesz bo Niemców zgraja 

Strzał , huk i kolejny pada

 

Widzisz i czujesz jak odsiecz nadchodzi 

Wyszli z morza , z lasku zza wydm , zza lodzi

 

Ta myśl , to uczycie z morzem pożenieni

Walczyć do końca do omdleni 

Wróg już nie może wróg się poddaje 

Nasz bohater salwę w górę oddaje

 

Miał już rękę podnieść do Boga 

pokazać mu siebie i zabitego wroga 

Lecz zwątpił , ręka mu zadrżała 

Bo przecież ten co martwy leży to tez człowiek 

Matki błysk mu w głowie rozświetlił 

Mówiła by kochać i być dla innych lepszy 

Bez wyjątku szanować bez uprzedzeń traktować 

Ale jak w wojnę ? Matko moja droga ?

 

Gdzie grube miliony kładły się na szali 

Marnego zwycięstwa człowieka co spalił 

Uczucia , empatię i miłość 

A dał w zamian smierć rasizm i szał i zapalczywość

 

Nie podniesie bohater tej ręki do Boga

Bo krew na niej i Polaka i wroga

Tak przygnieciony tym został poczciwiec 

Że kolana się ugięły i chciał krzyczeć , że 

Ta wojna co 50 milionów strawila przez szaleńczego karła się zrodziła

 

Niestety powiedzieć nic nie mógł , gardło się ścisnęło 

Łzy spłynęły po licu bladym 

Stał anioł obok - zobaczył - wybaczył

 

Patrzył na morze długo......

 

Paweł Ciechanowicz /-/

29 listopada 2018   Dodaj komentarz
filozofia  

O czym myśli autor bloga..

Autor Bloga basowypan.blogi.pl chciałby podziekować już buszującym jak i nowym czytelnikom za obecność. Już ponad 300 odsłon przerosło moje najśmielnsze marzenia. 

Dziekuję WAm bardzo, w miarę możliwości będę dorzucał kolejne cegiełki do bloga. Mam nadzieję,że informacje są ciekawe i nawet przydatne.

Miłego

26 listopada 2018   Komentarze (3)
filozofia  

Nadwiślański chłód.....

Cisza i spowity półmrok zastał mnie na Wiśle. Zajechałem – dawno nie byłem. Zbyt dawno. Zimno, pada jakiś deszczyk?! Przy -4 stopniach? To nic, naciskam czapkę na głowę. Wychodzę z samochodu by wraz z pierwszym krokiem utonąć w odmęcie listopadowego półmroku. Rozumiem ten półmrok i ten ziąb. To naturalne w listopadzie, choć ta pogoda tak nas rozpieszczała, że cieplutko i pięknie było do końca października. To nas uśpiło, czujność wrodzoną, czujność tą jesienną. Bo jak pamiętam za młodu szło się na pole i były wykopki ziemniaków to wiadome było, że jesień jest. Jak szło się na wykopki marchwi, buraków, pietruszki i kopcowanie to już było wiadome, że to dojrzała jesień. Kisiło się kapustę ech to były czasy – nie mówię, że cudowne i piękne. Bo były pełne pracy fizycznej na chadziajstwie i polu, trzeba było znaleźć czas na naukę. Nie szła mi nauka najgorzej bo zawsze z czerwonym paskiem. Ale to wynikało także z tego, że człowiek napatrzył się na tych co ciężko pracują w PGR za grosze i wiecznie narzekając zapijali się pod sklepem. Chciałem innego – lepszego życia. A nauka dawała tą możliwość. Nie mówiąc o tym, że chciałem się uczyć i poznawać świat…Odbiłem trochę z tematu. Rolnicy czy ci co mają kawałek pola to wiedzą, kiedy jest jesień, ja już od ponad 25 lat jestem mieszczuchem i się tej zdolności pozbyłem – no może nie do końca, ale jest przykurzona. Stoję na główce wiślanej. Sam. Czuję wilgoć zmrożoną wiatrem. Taka cisza, że aż boli. Czyżby już się przyroda poddała? już oddała klucze zimie? Już nie chciała się przywitać? …zamilkła…. Gdzieś z oddali słychać warkot samochodów, gdzieś pies ujada i po mgle idzie taki cieniutki jazgot. Wierzby przy główce wiślanej już bez liści, gołe cienkie patyczki dawno puszczają wiatr między nimi. Poddając się prawom natury od razu i bez słowa. Wisła sama już taka skromna w swoich rozmiarach, gdzie jej majestat? Odnogi były pełne wody choćby koło Borowej. Tam była taka „ala tama” usypana i się kąpaliśmy niekiedy. W tym roku wody w odnodze nie było tyle co rok czy dwa lata temu. Jest piach a na nim szybko porosły wierzby i rdesty. Zaczyna wyspa zlewać się z lądem. Odnoga nabrała nowego oblicza, są w niej jeszcze kałuże, lecz i one wysychają. Miałem w tym roku możliwość oglądania tego spektaklu … jak ląd zabiera koryto Wiśle. Może w niedługim czasie czeka nas zmiana koryta rzeki? 

Dopływy też marnie pompują wodę do królowej rzek – choćby Wieprz już płynie środkiem koryta swojego ukazując brzegi koryta…. Taki niski stan wody ma wpływ na wszystko. Daje także jak się okazuje nowe możliwości. Z byłych koryt odnóg Wisły tworzą się starorzecza, czy nawet już nie mające wody piaszczyste kanały. To daje możliwości dla ziemnych roślin. Teraz – dziś tak jest i odnoga na Borowej tętni już życiem swoim. Odcięta setkami ton piachu żyję w swoim ekosystemie. Idę do niego, wchodzę ostrożnie – może kaczki spłoszę? może jeszcze czapla, żuraw? Bocian czarny? Cisza, nikogo i niczego. Wierzba i rdesty spoglądają na mnie. Przy kałużach też żadnego śladu życia. W wodzie coś się pluska małego – pewnie uklejki … Ogarnia mnie smutek i zaduma. Trafia do mnie w końcu, że ta cisza to już zimowa cisza. To czas przetrwania, to czas odpoczynku, czas rozmyślań. Czas potrzebny, niebywale potrzebny. Wracam do auta, siadam, drzwi nie zamykam, zimno…. Przyroda ma swój czas i dzieli go z nami. Nadszedł czas odpoczynku i podsumowań. A one są i nie są łatwe dla nas….. 

 

23 listopada 2018   Dodaj komentarz
filozofia   wisła   Wisłą   zima  
< 1 2 3 4 5 6 7 >
Izkpaw | Blogi