Kategoria

Filozofia, strona 4


Eteryczny rześki poranek....


19 lutego 2019, 07:51

Zaciągam powietrze ile mogę … to będzie dobry rześki ranek i dobry dzień. Zawieszony niczym bombka na choince super księżyc nad świątynią przy moim osiedlu wydawał się mistyczny i surrealny niczym z opowieści  Franka Herberta Dune.

Jeszcze ciemno ale już szpaki dają swój koncert przybiegając nawet pod mój samochód. Coś chciał mi powiedzieć , przekazać. Ten mały czarny ptaszek z żółtym dziobkiem ledwo widoczny dzisiejszego poranka sprawił mi nie małą radość dla moich zaspanych oczach.Szron podmalował każde źdźbło trawy, każdy listek na drzewie każdą szybę samochodu stawianego na dworze. Z tym nastawieniem ruszyłem jak co dzień do pracy. Za 10 szósta.

Koleżanka serdeczna z INS już pewnie w pracy – myślę i miło wspomniałem. Krajobraz zmienia się z przemysłowego miasta z kominami, parownikami masą stali i rurociągów na las ,na pola i łąki, na w końcu wsie lubelskie przy Nadwiślance. Kocham te tereny, odpoczywam psychicznie widząc Wisłę po lewej, oczy się cieszą widząc bezkres pól i łąk po prawej. Dziś ten majestatyczny księżyc po lewej i brzask na wschodzie jego mentalnego brata dają dziś właściwe upojenie duszy i uspokojenie ciała. Niczym by sobie pomagali i jak najszybciej oświetlali i wprowadzali cudowność dnia. Ja bardzo kocham ten moment tryumfu światła nad ciemnością. Ten moment brzasku, pierwszego nieśmiałego z tej czerwonej kuli słonecznego języczka który jednym swoim muśnięciem niweczy cały mrok, wszystkie mary nocne. Rozświetla mroki dnia, powoduje naładowanie akumulatorów , generuje uśmiech, radość i ten niekończący się zachwyt nad mateczką naturą.

Gaszę auto Wiatr przywitał mnie na główce wiślanej. Zimno, szybko weryfikuję swój ubiór. Zarzucam kaptur na już łysawą głowę. Siadam na masce i zaciągam powietrze wiślane ile się daje. Głęboko do ostatniej najdalszej części płuc. Pomału wypuszczam …wiem już ,że warto było przyjechać. Czuję jak otaczająca mnie przyroda , Wisła, wierzby, plusk fal o kamienie i ja to jedność. Staję się im równy a za chwilę maluczki. Ona we mnie ja  w niej. Synergia idealna. Nie przeszkadzamy sobie… czerpiemy z siebie. Jestem jej trybikiem , trybikiem natury matuszki naszej. Zamykam oczy i czuje jej puls , jej bicie serca. W oddali słyszę mewy, gdzieś jakiś trel ptasi, rześki zefirek wdziera się pod już lekko znoszoną kurtkę. Nikogo tylko ja i matuchna przyroda.

Taka poranna , taka jeszcze lekko zaspana , ale już gotowa na codzienność dnia. Nie wiem kto jeszcze jak ja tak ładuje baterię przed dniem pracy …chyba niewielu. Może niewielu ma taką możliwość?  Ten świt zawsze we mnie wzbudza różne emocje – od egzaltacji po smutek i melancholię.

Zawsze wraca w tych chwilach tego porannego kontemplowania tragiczna historia pobliskiego Dęblina czy Zajezierza. Wjeżdżając do tego miasta ( młodego miasta bo od lat 50 ubiegłego wieku dopiero) tuż za przejazdem mijam w ogromnej powadze i smutku Bramę Lubelską ( dla mnie bramę piekła) do Twierdzy Dęblin , mijam pomnik poświęcony dzielnym „Wilkom” by w końcu minąć i uśmiechnąć się choć trochę i puścić oko do okazałego dębu Jagiełły - Grot.

A przed wjazdem do miasta Dęblin Wieprz dopływający resztką sił do Wisły. I nowy most kolejowy na nim, i stary uroczy most kolejowy na niej. Najważniejsze ,że słońce wstało dla wszystkich i dla każdego z osobna. Niesie dla nas nadzieję , wiarę, radość i pozytywne nastawienie i co ważne ładuje nasze akumulatory. Dajmy się naładować….tą pozytywnością….

  

 

Wartości a życie...


23 stycznia 2019, 11:36

Czy kreowana, ach tworzona lepiej brzmi jest nasza codzienność, świadomość ?

Czy potrafimy czerpać radość z drobin codziennych chwil ?

Czy dajemy od siebie choć troszkę człowieczeństwa ?

Czy nam tak ciężko już się prawdziwie wzruszyć ?

 

Podeszwa buta codzienności jest dla nas już chyba tak wytarta, że przestaliśmy zwracać uwagę na to gdzie idziemy i co robimy. Jakie mamy cele takie te malutkie dzisiejsze, takie jutrzejsze czy może globalne na skalę zmian w życiu? To dręczy mnie coraz bardziej. Wzbudza niepokój, wzbudza złe demony. Bo przecież lubimy jak się dobrze o nas mówi, ale nie lubimy jak się nas chwali – i to publicznie choćby. Wzrasta w nas poczucie winy i zawstydzenia ba! nawet poczucie swojej małości czy  nawet poczucie, że pochwały się nam nie należą. Także wzrasta w nas poczucie często nieszczerej skromności budowanej na tym poczuciu, że tak po prawdzie jest mi bardzo miło, że chwalą ale jak będę bardziej skromny to może bardziej pochwalą? Też tak macie? To chyba syndrom budowania w nas poczucia niższości przez wszystkich dotychczas spotkanych ludzi czy instytucje. Zawsze patrzono na nas z góry , czy to rodzice nakazywali i wydawali polecenia ( wszakże i kochają ponad miarę także) , szkoła – nauczyciel nie kolega ale często dyktator i samozwańczy autorytet ( sam dla siebie). Potem praca i szef ,prezes – znów patrzą na nas z góry itd. Nie możemy łyknąć znikąd tego dobrego słowa, uśmiechu od życzliwych ludzi.  Ale co niektórzy sobie obijają tą niższość na wiele sposobów. A to w sklepie wykłócają się o bzdurę, a to w mięsnym grymaszą i każą po plasterku sobie odkrawać wędlinę, a to w aptece, gdzie kolejka na tzw „świński ogon” a oni grymaszą i sami niewiedzą co chcą. Lecz to nic przy tym co potrafią zrobić – znaczy odreagować tą nieporadność życiową w portalach społecznościowych. Tam nikt i nic ich nie zatrzyma. Stają się ekspertami w każdej dziedzinie, mają najwięcej do powiedzenia.Tylko z ukrycia, nie wstawiając żadnych postów tylko czekając jak ktoś zrobi pierwszy ruch i wstawi najlepiej osobisty post. Tacy ludzie siedzący w ciemnym pokoju o niepewnym jutrze zaczynają wieczorem żyć życiem innych. Internet dał im narzędzie jak mało kto. Bez kontroli , bez ograniczeń, bez człowieczeństwa. Każdy z nas pewnie takiego delikwenta miał przez chwilę na barkach, czuł jego ton wypowiedzi, czytał jego komentarze. Można z tym walczyć, ale czy warto? Niektórzy robią z tego otwartą wojnę w sieci i nie wiedzą, że ten co robi „**wnoburzę” nie ma w sumie nic do powiedzenia ale wyznaje zasadę ,że każdy ma prawo do krytykowania. Tak każdy ma prawo. Ma prawo do merytorycznej a nie emocjonalnej krytyki. Ta ostatnia jest dominantą niestety. Takie wachlowanie czyimś stanem emocjonalnym jest bardzo niebezpieczne. Bo przecież choćby FB pod lupę weźmy. Czy nie zmienia nam się nastrój ( czytaj czy inni na FB nie kreują naszego nastoju) kiedy do wg nas ładnego post’a ktoś ze znajomych ( trafnie nazwana grupa ludzi wg mnie) da „tylko” like ? Przecież post był porządny ze zdjęciem a ty tylko like? Co jest z tą osobą co mi to dała. Zawsze daje mi super( status serduszko) a tu tylko like? Już mamy wytworzony nastój i kierunkowe zabarwione emocjonalne nastawienie do tej osoby lub osób. Ale ludzie są też leniwi lub niechętni do podzielenia się opinią o danym wpisie więc używają tylko emotikonek. Klikają często mechanicznie na wpisy by komuś nie zrobić przykrości bo przecież wpis bez choćby like jest postem nieistniejącym wręcz. Taka głupota a jak potrafi człowieka nakierować i zabarwić emocjonalnie do innych. My nie jesteśmy dłużni, jak ktoś tylko lubi nasze posty to ja zrobię tak samo – dam tylko like ….albo nic nie dam o! i będzie dobrze. Ja już naprawdę odżegnuje się od FB i wstawiam raczej  neutralne wpisy choć i te potrafią być opacznie zrozumiane. Hehe

Zarzucony jest FB zdjęciami – często moim zdaniem podkoloryzowanymi związanymi z nierównym traktowaniem zwierząt. Szczególnie pieski są wdzięcznym materiałem dla tego typu kampanii. Ubolewam z całego serca nad bestialskim traktowaniem zwierząt, braku funduszy na schroniska czy domy zastępcze. Ja nie o tym tylko to co zapisałem na górze w pytaniu. Całe kampanie reklamowe , całe sztaby specjalistów często stoją za tym by stworzony przez nich film, animacja poprzez przekaz wizualny, muzyczny spowodowały w nas uruchomienie pokładów współczucia, łatwowierności w to co oglądamy i podejmowania łatwiejszej decyzji odnośnie wpłat, czy darowizn. Tu już nie o pieskach ale np. o tym ,że ktoś zbiera na chore dziecko, czy ostatnio głośno znów o grupie krwi dla kogoś. Czy wiele innych totalnie niesprawdzonych przez potencjalnych darczyńców informacji buszujących w sieci. Uważam, że chyba nam się nie chce weryfikować czy ta kampania, zbiórka jest prawdziwa ,czy może jak to było z gościem co niby na chore dziecko zebrał ponad 100 tys. i zwiał z kasą. Mamy coraz twardszą pupę w życiu codziennym , gdzie często odwracamy się od tej prawdziwej misji niesienia pomocy – nawet tej malutkiej i często niepieniężnej. A łykamy jak młody pelikan akcje w sieci czy na tym FB. Wpłacamy łatwo ,ot kilka klików i już czujemy żeśmy filantropi. I dobrze ,że pomagajmy ale sprawdzajmy u źródła czy aby nie zasilamy jakiegoś szarlatana. Wracając do tych emocji jakie wyciskają z nas te filmiki ze zwierzętami , głównie z pieskami to na mnie także działają. Pamiętam jednak, że smutny piesek w schronisku nie może być dla nas ważniejszy niż śmierć człowieka. Czy wy także macie taką raczkującą nieśmiałą tezę (oby nieprawdziwą ) że nam bardziej zwierzątka szkoda niż człowieka? Rozczulamy się nad smutnym wzrokiem pieska a chłodno i bez emocji oglądamy wiadomości jak pożar strawił kilku jego mieszkańców? Jak trudno nam się zaangażować w wartościowe i właściwe pomaganie? Takie nie na pokaz, takie ciche i od serca. Niekiedy wymaga to głośnego krzyczenia przez megafon w portalach społecznościowych- bo one już są częścią naszego życia ,ale pamiętajmy ,że pokora i człowieczeństwo jest w tym najważniejsze.

Dlatego kończąc moje dywagacje chciałbym byście zobaczyli zdjęcie poniżej. I odpowiedzieli sobie sami na pierwsze pytanie jakie postawiłem.

 

 

zdjecie : Internet.

Warto


19 stycznia 2019, 12:27

Poezja ma


15 stycznia 2019, 07:52

 

Jakaż przejmująca cisza nad grobem się ściele,

krzyż pochylony zwrócony na ziemie ?!

Czemuż takiś samotny krzyżu człowieczy?

Czemuż pamięci ludzi w nicość odwleczy

To pamiątka po człeku,co życie swe przeżył

jak mógł najlepiej - pamięci nas nie mierzył....

Pamięć nasza wątła ,nie mający wiary

Dla tych co samotnie,skromnie umierali.

A Krzyż dalej od lat pochylony będzie 

Póki go nasze sumienie i pamięć nie zdobędzie

Miejmy w sercu Boga Miłościwego 

Dajmy tym samotnym krzyżom najlepsze z siebie samego...

Wracamy do przeszłości...


18 grudnia 2018, 10:20

Stało się! Nie wierzę ! Ale jednak !

Od piątku, od wyjścia z biblioteki z pomarańczarni- chodzę struty jak mało kiedy. Struty w duszy bo ciało już dawno otrute przez te byle jakie i ignoranckie czasy.

Jak zawsze z ochotą podążyłem do tej ostoi normalności, bytu świetlanego, pełnego powagi, pozytywnego patosu , górnolotnych emocji i uczuć. Miejsca jak oaza czy enklawa w której można zatopić się w miliony słów ,miliony przesłań, miliony emocji… Każda przecież książka to istna przygoda w świat romansu, historii, ważnych wydarzeń, okrutnych lat wojny, czy choćby świata fantazy. I tam byłem i zaczerpnąłem garść historii lokalnej w postaci opracowań , nad którymi zbierano informacje długo i rzetelnie. Często płacono za dostęp do nich. Tysiące godzin wertowania archiwów czy także ksiąg parafialnych, rozmów z ludźmi którzy coś pamiętają, by w najbardziej prawdziwy i precyzyjny sposób wyłożyć czytelnikowi obraz życia i historii miejscowości. Zadowolony, szczęśliwy zarazem bo Końskowola, Markuszów, Bobrowniki odkryje przede mną swoją często smutną historię. Historię ludzi, historię wojen, zmian lokacyjnych,, historię parafii. Tak zadowolony już miałem iść do bibliotekarki by zapisała na moje konto książki gdy kątem oka spojrzałem na fotografie w formacie A3 Puław i okolic.

Tu się zatrzymałem i z ochotę podchodziłem do każdego rozkroku trzymającego na swoich ramionach kolejne zdjęcie. Bardzo ładne ujęcia, świetne obiekty fotografowane. Miło i przyjemnie się zrobiło bo autor czy autorzy tych zdjęć  mieli poczucie estetyki, znali obiekty fotografowane – pewnie znali choć podstawową  historię tych miejsc. No to szukam, kto zrobił fotografie i……………nie mogę znaleźć, patrzę w stopkę , patrzę zza fotografię, patrzę obok – nic – NIKOGO znaczy żadnego nazwiska czy nawet imienia. Co do cholery?!

Czar prysł, idę do następnego zdjęcia, też nikogo, i tak dalej i dalej. Wszystkie zdjęcia anonimowe…..Ostatnia deska ratunku dla ciekawskiego czytelnika i zapytanie pani. Lekko zmieszana pytaniem , które jestem przekonany nikt nie zadał jej wcześniej ,mówi  że nie wie kto. Chyba studenci   III Wieku…  I na tym styku kuriozalnej sytuacji zrozumiała, że jest ta sytuacja co najmniej dziwna i nie na miejscu. Właśnie tu w bibliotece w tym fundamencie, gdzie idąc do niej szukamy świetnego pióra autorów, znamy ich styl i czekamy na kolejne ich książki. Pomijam książki techniczne czy encyklopedie choć i tu szukamy   znanym nam autorytetów. Ot choćby prof. Miodek w filologii polskiej , prof. Krzysztof Meissner w świecie fizyki, dr. Bajtlik w astronomii, czy bracia Kurmaz w konstrukcjach inżynierskich. Także szukamy i rozpoznajemy i wiemy, że książki są wartościowe i ich wypożyczenie będzie trafione. A tu ? 

Co to jest…. Anonimowość ?? Tam gdzie nie może jej być? Czyżby za dużo RODO się autorzy się osłuchali? Czyżby na pewno chcieli zostać no name?

Załamałem się tym faktem. Myślałem, że tam nie dotrze ta odarta z osobowości rzeczywistość, która panuje już w urzędach, w stacjach krwiodawstwa, w szpitalach.  Kurde jak będą pisali o nas kroniki i pamiętniki?  Przecież do XIV wieku dla Lubelskiego był problem z uzyskaniem danych ze źródeł pisanych. Wszystko było przekazywane ustnie. Później już mieliśmy dzięki kronikarzom , skrybom, braciom zakonnym (oni umieli pisać i czytać) wiedzę o naszej historii i ta historia KOGOŚ i o KIMŚ była. Opisywała życie i wydarzenia  choćby naszych władców, ale i także powstało z historii współcześniej dość dobrze już opisana żołnierzy wyklętych czy kaniowczyków. Wiemy ,kto gdzie walczył , co z nimi się działo….

 Historia stała zawsze za osobami i to ludzie ją kształtowali i tworzyli a i także niszczyli to co było stworzone. Jak to się ma do tych czasów analfabetyzmu osobowego? Co napisze kronikarz choćby OSP na Suwalszczyźnie odnoście akcji gaszenia stodoły?

Pan X lub Pan o numerku 123 zwrócił się do pana Y o numerku 456 by pojechać do gospodarza Z by ugasić pożar. Zgłosił pożar chłopczyk AA ,który z kolegą EE byli na polu i bawili się .

Ja osobiście jestem zasmucony tym faktem, wypowiadam się tylko za siebie i nic nie imputuje.....

Co to jest? Tak to ma być ? Fala anonimowości w sieci, anonimowość w życiu, przecież to my teraz kreujemy rzeczywistość i świat. Ja jak rebeliant stoję za barykadą normalności i świadomej mojej egzystencji z imienia i nazwiska – Paweł Ciechanowicz syn Stanisława. W moim bloku tylko ja jestem na liście mieszkańców wypisany – ba! sam się wpisałem.. reszta jest anonimowa i chyba chce być anonimowa…… A i coraz częściej na listach startowych biegów amatorskich pojawia się – anonimowy biegacz lub tylko numerek. 

 

Zdjęcia - internet.

Nie daj się zaskoczyć.....


14 grudnia 2018, 15:36

Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak ucieszył mnie widok pani wiewiórki dziś…..

Taki dzień , coś delikatnie pada chyba śnieg , lekko na plusie szaro , buro, ludzie zgięci i niczym się dookoła nie interesujący. Ja po skończonych pracach domowych śmigam do biblioteki na łowy. Jak zawsze schodzę w dół koło wodociągów, idę dalej obok octowni dawnej i zaczyna się po lewej stronie kompleks parkowo-pałacowy , idę ulicą Głęboką. Bardzo stara brukowana dawniej ulica z pięknym na swoje czasy mostkiem zakochanych. Lecz odbijam w ulicę Żulinki a tam kiedyś był dwór , piękna studnia i smutna historia. Pisałem o tym we wpisie o Trzech Krzyżach Parchatkach. Piękny murowany budynek niczym dworek  w 2013 dostał nową elewację – cytrynową. Dziś pięknie pachniało tam zupką chyba fasolową.

 

Miejsce bardzo ciekawe. Historyczne pod skarpą na której góruje była oranżeria. A co to ta oranżeria – no tam uprawiało się drzewa egzotyczne jak pomarańcze ( oranże) cytrusy. Była to fanaberia bogatych. Zawsze gdzieś można było spotkać oranżerie czy pomarańczarnię. Ot choćby w Dęblinie, Radzyniu Podlaskim…. W Nałęczowie mamy palmiarnię – to klimat musiał być podobny w tych oranżeriach. Wracając do Żulinki – wdrapuję się na skarpę. Piękne mury otaczające rezydencje dają wyobrażenie przepychu...

 

Drzewo powalone, oddało życie, leży lekko przysypany śnieżkiem. Niemy świadek pewnie tych świetlanych czasów Czartoryskich. Już nikogo nie interesuje jego byt, ot zgnije i ślad po nim zaginie.

Jak i cała historia lokalna wśród ludzi. Mam bardzo smutne spostrzeżenia, że historia a w szczególności ta lokalna nie jest nikomu potrzebna. Nie ma żadnego wpływu na życie teraźniejsze jej mieszkańców – mam na myśli ,że w tych czasach naród podchodzi do niej jak do jeża. Na co im znać tą historię. Grunt że wiedzą, że to Czartoryscy tu mieszkali i tyle. A co w szczegółach to już nie bardzo. „Niebieskie soboty” czy błękitne ? – o co panu chodzi? Jakie soboty – to najczęściej słyszane pytania. Niemcewicz, Kniazin ? – nooo coś tam słyszałem ale nie wiem kto to i gdzie ich przypiąć – kolejny znajomy „Puławianin” z dziada pradziada. Nie mam żadnego interesu tak „męczyć” znajomych ,ale niekiedy zapytam. Bo ja nie stąd, ale to już pisałem….W Dęblinie to jeszcze gorzej…………….tam się boję zapytać nawet. Nie lepiej wygląda wiedza historyczna ogólna. Podstawowe daty to no może znam, ale kiedy wyzwolili Puławy czy była bitwa o Dęblin ? No to już nie. To, że zginęło ponad 80 tysięcy więźniów na Twierdzy Dęblin nie wiedzieli Dęblinianie z dziada ,pradziada. Na Twierdzy ? Przecież tam saperzy są. Nie mam żalu do nich tylko szlocham w duszy na ich brak czy oderwanie do miejsca skąd pochodzą i żyją! To co ich , nas zatem determinuje do tego by powiedzieć żeśmy lokersi. To ja mógłbym tak powiedzieć – dopiero od kilku lat na tych ziemiach. Nie znamy historii często tej krwawej i bolesnej, ale znamy układ sklepów w galerii handlowej, promocji w biedrze czy nowo otwartą knajpę w centrum. Krew mnie zalewa. Całe szczęście są ludzie jak i ja ale już z wykształceniem historycznym, którzy próbują rozreklamować historię lokalną czy w radio czy gazetach, czy prelekcjach. W Puławach to bez wątpienia śp. Mikołaj Spóz , czy ekspert od Kaniowczyków m.in. oczywiście całej historii lokalnej regionu Zbigniew Kiełb. W Dęblinie niekwestionowany ekspert od Twierdzy i całego regionu Jerzy Trzaskowski. Tych znam na pewno są i inni. Pamiętajmy, że nie wszystkie zawarte w necie informacje są sprawdzone a co najważniejsze PRAWDZIWE. Warto  zatem uderzyć w grupy lokalne choćby na FB. Ale co z tą wiewiórką? 

No właśnie w tej szarości grudniowego dnia taka ruda kita, szybka, wesoła pewnie (coś zajadała) była brylantem. Dała mi impuls na ten dobry dzień. W bibliotece pożyczone 5 książek o lokalnej historii : zatem czytanie będzie o Bronowicach, Końskowoli, Żyżynie, Magnuszowie i Bonowie.

Nie czekaj i nie daj się zaskoczyć….jak ktoś podejdzie i się spyta o tą twoją małą ojczyznę lokalną….

Niekiedy mam uczucie by jak ten pan schować się w norę jak przygniata zewsząd ignorancja swoich korzeni....

Wiersz dla koleżanki ( w śpiączce)


13 grudnia 2018, 07:03

Już zapomniałaś o tym że kłuje ?

Ta róża piękna przy płocie ?

To ona patrzy się na ciebie 

i wzdycha i rzęsami łopocze....

 

Kochałaś tędy chodzić i dziś w ten majowy ranek

gdzie słonko iska twe lico

czujesz się cudownie w tych kwietnych obliczach 

 

To nic, że kłuje róża 

ona tego nie chciała 

ale taka to natura 

że kolec stworzyć musiała

 

idziesz dalej i się uśmiechach 

widzisz jaskry piękne 

uśmiechają się cudownością żółci złotej

kwiecą kobiercem wymownem 

 

Pan tulipan spojrzał na twe piękne lico

buchnął czerwienią niczym motylicą

stanęłaś i wąchasz i nagle...

 

dłoń dotyka cię czuła

poddajesz się jej od razu

to matki ręka chwyta cię zrazu

 

podążacie dalej w ogród ten kwiecony

już razem już z wami miliony 

kwiatów kłaniają się czule 

widząc dwie panie ściskające i wtulone w siebie

 

niczym ranek letni ze słońcem powiązany

rosą trawa zasnuta chłodzi stopy zarazem

 

Czujesz się wybornie , oczy zamykasz ...

wciągasz ten zapach , myśli pominasz.....

ten strumień co był za wsią tam z oddali

 

on dalej szumi dla ciebie , on dalej płynie w dali

czeka ten kamyk co pod mostkiem kochałaś

i pod nim tajemnice chowałaś

nikt ich nie doczytał do tego czasu

czeka na ciebie kochana, ale zza wczasu ...

 

lato wygląda za tobą, kłos pszeniczny się złoci...

przyjaciółko moja kochana

wracaj na ten garb łąki uroczy

 

to on wychował cię czule i otoczył troską

przyjdź na niego i pogłaszcz go, przytul z miłością

 

wiosna młoda damo już za progiem czeka 

czekamy na ciebie my i miliony czeka

 

Historia - o Matkach - Królowych i Królach...


07 grudnia 2018, 14:56

Maria Józefa Habsbużanka

 

W dzisiejszych czasach rodzina wielodzietna jest rzadkością. Taka no wiecie minimum 2+3. Choć rząd kusi „500 plus” to i tak demografia leci na łeb na szyję. Pewnie to ma i związek w wysokimi kosztami utrzymania rodziny, patologicznych już cenach w sklepach , czy horrendalnie drogich usługach choćby dostaw prądu czy ciepła. Także postawienie na własny rozwój – pamiętajmy , że w Polsce kobiety uzyskały pełnię praw w tym głosowania dopiero w 1918 roku…. Panowie też niekoniecznie wolą widzieć się w roli ojców, wybierając jednak swój rozwój czy wolność. Także i kobiety nie widzą roli na siłę bycia matką. Cytując jeden z portali internetowych „W ubiegłym roku ( 2017) zawarto w Polsce prawie 193 tys. małżeństw, ale rozwodów w tym samym czasie było ponad 65 tys. To dwa tysiące więcej niż rok wcześniej (2016). Wraz z poprawiającą się sytuacją ekonomiczną kobiet rozwodów może być coraz więcej. Także i w tej miłości nam coś też nie idzie za dobrze…

Tak czy tak kiedyś kobiety rodziły dużo dzieci, choć i umieralność dzieci i kobiet rodzących była duża. Wiadomo, warunki, higiena, wiedza i masę innych czynników na to wpływało. Mimo tego może zaciekawią Was kilka przykładów wzorcowych matek i to królewskich !

Na rzecz krótkiego dość wpisu skupię się tylko na kilku Matek-Królowych i …..ale i nie królowych….o tym później ..

- Mój jeden z ulubionych królów – Władysław Łokietek z małżeństwa z Jadwigą Kaliską ( Bolesławówną) pochodziło sześcioro dzieci … no to przecież sporo ,ale nie przeraża taka dziatwy

 - Król Kazimierz IV Jagiellończyk z małżeństwa z Elżbietą Rakuszanką z Habsburgów ( zwanej Matką Królów) miał uwaga 13 dzieci – no to już robi wrażenie!

  - Maria Józefa Habsburżanka (ostatnia królowa)  to żona Augusta III Sasa. Z ich pożycia małżeńskiego urodziło się 14 dzieci – niestety troje zmarło bardzo wcześnie. Ale to nie koniec!

 - Moją ukochaną Królową – francuską z pochodzenia - Maria Kazimiera de La Grange d’Arquien - znana nam jako Marysieńka urodziła – UWAGA : 17 dzieci ( z małżeństwa z  Sobiepanem Zamoyskim -4). 13 dzieci urodziła Janowi III. Niestety do wieku dorosłego przeżyło tylko 4 . 

Elżbietą Rakuszanką z Habsburgów

 

Maria Kazimiera - Marysieńka

 

Niesamowite kobiety , Tytanki , Matki nad MATKAMI.  

 

 

Z panami było gorzej!! Ot trzy przykłady naszych władców w innych obliczach ...mniej znanych....

Lubieżnik i kobieciarz to nasz bardzo, ale to bardzo dobrze znany król Kazimierz III zwany Wielkim.Znana wam tylko Esterka? Oj to wierzchołek góry tylko….

 

Stanisław Poniatowski mimo bezgranicznej miłości do Katarzyny II nie był ślepy na piękno otaczających go kobiet bądź kobiet na dworach. Jeden z jego biografów napisał :"korowód główek w jego życiu jest barwny i nieprzeliczony. Metresy stałe i dorywcze, królewny chwili i władczynie długich miesięcy, księżniczki krwi i magnatki najprzedniejszych rodów, szlachcianki z puszcz brzeskich i gwiazdki z litewskich dworków, mieszczki warszawskie i zagraniczne awanturnice, modelki z pracowni Bacciarellego i pomywaczki z kuchni Tremona. (...) Są Angielki, Greczynki, Włoszki, Francuzki, Niemki i Żydówki. Słowem najsłodsze panoptikum piękności”. A wśród nich – Izabela Czartoryska, której romans tolerował książę Adam jej mąż. Mało tego podwoził ją pod zamek królewski. Z ich miłości czy raczej namiętności, która nie przetrwała zrodziła się Maria później wittenberska.

Poniatowski

Król Poniatowski

 

 

Ale istny Casanova, podrywacz, amant, Don Juan, Rasputin to król August II. O nim by pisać w nieskończoność, jego podbojach. Złodziej niewieścich serc, często bezimiennym panien, czy statecznych pań. Podobno i tu UWAGA był ojcem nieślubnych 300 dzieci!!!!!!! …przyznał się do 11 tylko……..

 

Mistrz podrywu - August Mocny

"Ptaki" Świdnickie ....źródło...


06 grudnia 2018, 10:44

Czemu człowiek tak wiele oczekuje od drugiego człowieka? Czemu przy tym daje tak mało ?

W tych czasach ciężko o prawdziwą miłość! Ba ciężko o inspirację do tych wzniosłych uczuć. To prawda, oczywiście tak ja myślę. Czasy konsumpcjonizmu zabijają w nas pierwotne uczucia, te takie nieskażone… Wrażliwość na piękno, zachwyt nad rzeczami wzniosłymi, pięknymi i szlachetnymi, dbałość o nienaganną mowę, czułość artystyczną czy w końcu miłość nieskażoną czy wypaczoną. Na te i inne pierwotne potrzeby żywotnie odpowiedziały czasy teraźniejsze zabijając je i wypaczając na wskroś. Ci co czują sztukę, są wrażliwi muzycznie czy plastycznie schodzą do podziemi. Robią się czy chcą czy nie mniej tolerowani, te czasy dają nam status non grata. A nie mówię tego bez powodu. W Puławach jest już cykliczne spotkanie muzyczne z twórczością genialnych kompozytorów. Przytoczę cytat ze strony „Festiwal im. Wincentego i Franciszka Lesslów w Puławach”:

„W muzycznej historii Puław na szczególną uwagę zasługują trzy postacie. Wincenty Ferdynand Lessel, jego syn Franciszek Lessel oraz żyjący w połowie XIX w. Antoni Stolpe. W tworzeniu kultury przypadły im całkiem odmienne role, jednak wszyscy zasłużyli na pamięć poprzez dzieło które po sobie zostawili. Talenty kompozytorów związanych z Puławami docenili już wybitni muzykolodzy i artyści w Europie wydając ich dzieła drukiem oraz rejestrując kompozycje na płytach. Coraz częściej również w Polsce nazwiska Lessel i Stolpe można zobaczyć na afiszach i okładkach płyt. Wydaje się jednak, że renesans zainteresowania twórczością tych artystów dopiero nadchodzi. Puławy – z racji wpisania kompozytorów w swoją historię – mają szczególne prawo i obowiązek dbać o spuściznę po nich a także promować ich twórczość. Stąd pomysł festiwalu.”

 

Prawda!! Duma rozpiera. Choć jestem napływowy to mieszkając 8 lat w Puławach czuję się Puławianinem. Chłonę historię nie tylko tą spisaną i wydarzoną, ale tą muzyczną także. Byłem z córką na pierwszym Festiwalu. Puławy prawie 50 tysięczne miasto. Rozreklamowany Festiwal gdzie się dało, media  społecznościowe, słupy przydrożne, tablice informacyjne. Przyszło wraz z Prezydentem Puław i świtą może ze 40-50 osób i ja z córką. To była uczta dla zmysłów. 

 

Przepraszam, że tak długo o tym Festiwalu, ale właśnie on dał mi jasny obraz tej teraźniejszej wrażliwości muzycznej ludzi. Albo jeszcze smutniejszy widok to symboliczna gratka osób przy trwającym dwa miesiące Nadwiślańskie Lato Organowe w kościele Brata Alberta w Puławach. Ludzi nie ciągnie do posłuchania na żywo wielkich - Bacha, Vivaldiego, czy właśnie Lessel’a, Brahmsa, Regera , Nowowiejskiego …… O co chodzi? To samo ze sztuką i wystawą artystów. Ludzi te czasy zwalniają z myślenia i dają prawo tylko prześliznąć się po codzienności płytko, bez pamięci bez emocji. No bo praca, dzieci, mąż awanturujący się , korki na drodze, kolejki przy kasie, drogie masło, krzykliwa reklama, zakupy. Zostajemy zabijani, zabijana jest nasza wrażliwość i poczucie piękna. Oczywiście nie generalizuje – nie wszyscy! Ja zaliczam się do osób wrażliwych i tych co czują piękno , starając się choćby poprzez śpiew je ukazać innym i zaszczepić na nowo bądź „z reanimować” je. 

I nagle bach! Świdnik! Ptaki! 

Aż mnie wmurowało. Kocham sztukę, a taka co daje do myślenia jak rzeźby w Nałęczowie czy w koszalińskie „Hasiory” to najbardziej. Tu Ptaki. Dla mnie żurawie, szyje smukłe wyciągnięte w miłosnym umizgu? Czy może dla zaakcentowania bycia razem? Skrzydła roztaczają się u ich podstaw robiąc istny fundament ich związku. Trochę trąci klasyką gdzie to mężczyzna góruje nad kobietą , ale to w końcu ptaki. Widać tu te czyste nieskażone uczucie piękna miłości i opiekuńczości. Szalonego uwielbienia i oddania. Stałem i patrzyłem długo na tą rzeźbę….bardzo długo. Artysta młodego pokolenia Zbigniew Stanuch na zlecenie miasta Świdnik zdołał uchwycić tworząc pewnie jakiś czas tą rzeźbę chwilę uniesienia wręcz egzaltacji skumulowanej w tej 1,5 metrowej rzeźbie. Motyw ptaków tak dostojnych jak żurawie czy czaple nie był przypadkowy. Bo ciężko było by wróbelkom czy nawet gawronom w takiej formie zastygnąć. Dawno nic podobnego nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. A przekazów jest tyle ile myśli nachodzi oglądając te z pozoru proste dzieło. I jak ma to się do ludzi teraz w tych byle jakich i okrutnych czasach? Czasach zniewolenia umysłu i ciała? Staje to w jasnej sprzeczności ! Lecz ma moc. Powiem o sobie – czułem jak ładują mi się akumulatory!! Jakaś aura i dobroć bije z tej figury. Tak prosta w układzie a tak złożona w odbiorze. Postawiona przy skrzyżowaniu , w niedalekiej obecności szpitala i kina promienienie pozytywną aurą i przesłaniem. Pod zakochanymi jest mały rezerwuar wody, mała instalacja wodna. Przekaz jasny – ta nieugięta, namiętna , niekażona miłość jest ŹRÓDŁEM – dlatego woda życia bije dla nas. 

Panie Dokotrze! – wielki pokłon ode mnie wrażliwego na piękno i kochającego naturę i przyrodę.

 

Zaczerpnięto informację z wycinka pracy magisterskiej Grzegorza Pastusiaka Rzeźba Publiczna w Świdniku.

 

Historia lokalna - Nad Wisłą przy moście......


04 grudnia 2018, 10:05

Wieje trochę ,ale w sumie ciepło jak na grudniowy ranek. Dżdży lekko, ale nie natarczywie. Jak człowiek starszy się robi to i ciekawszy świata, a co z tym idzie poszukujący historii danego regionu czy obiektu. Dziś przed pracą ruszyłem na Bramę Warszawską Twierdzy Dęblin. Jak dojechałem to mi się odechciało w sumie bo po pierwsze primo ciemno, po drugie primo kręcący się żołnierze i pracownicy cywilni, po trzecie primo ochrona patrzyła na mnie z nieufnością a tablica mówiąca o nierobieniu zdjęć bo to teren wojskowy skutecznie mnie odstraszyła. Odstraszyła jak tych co tą twierdzę towrzyli i stacjonowali – mowa o wojskach rosyjskich. Oni mieli prikaz jak i teraz w wojsku – żadnych zdjęć bo …… Dlatego tak mało zdjęć innych niż te austriackie. Oni obftocili Twierdzę , Irenę, Rycice, Masów itd. dobrze i skutecznie. Dlatego to ich autorstwa zdjęcia są dostępne w cyfrowych archiwach jak i Internecie. To kij tam, tyle jest tych opracowań o tej Twierdzy, że lecę na skraj województwa – tam gdzie jest umowna linia graniczna między województwami ( Lubeskie i Mazowieckie) – czyli Wisła. Parkuję przy odnowionym kasynie wojskowym koło knajpy „Nad Wisłą” mającą swoje lata świetności już za sobą.Odpadająca elewacja i mało zachęcające wnętrze plus średnie obiady  ( tak widocznie trafiłem na słaby obiad wręcz) dają wynik małego ruchu. Może i lokalizacja niby dobra, ale słaba zarazem. Bo blisko przystań rzeczna ( po drugiej stronie mostu) droga do Twierdzy - to jednak brak reklamy powoduje, że tylko miejscowi wiedzą o niej. Dość tej dygresji, parkuję samochód przy kasynie i udaję się na most drogowy. Ciemno jeszcze, światło lamp i jarzenie miasta daje jedynie oświetlenie.

Iluminacja mostu drogowego

 

Mokro i ślisko choć lodu brak, ruch na moście się wzmaga. Stanąłem by zaczerpnąć powietrza i podchodząc kilkanaście metrów stanąłem. Zamyśliłem się.

Most 15 Pułku Piechoty "Wilków" - to nowy most - zbudowany tuż przy miejscu starego mostu, o którym się będę ciut rowodził. Ze starego rozebranego mostu niewiele zostało,ale sprawne oko swoje dostrzeże i zarejestruje.

Budzące się miasto - widok z mostu drogowego

Zamknąłem oczy i zacząłem sobie wyobrażać jak Fryderyk Habsburg  otwierał uroczyście ówczesny most jak i ten w Puławach. W 1915 roku jak wojska rosyjskie wycofywały się z Dęblina - most zniszczyli. W gruncie rzeczy sama Twierdza na czas I wojny światowej była już konstrukcją odbiegającą od ówczesnego pola walki. Budowla nie miała większego znaczenia militarnego w toku działań wojennych na tych terenach. Została w sumie oddana przez Rosjan, którzy wcześniej wysadzili co mogli włącznie z fortami. Tak lekko zabarwione historią wstęp daje pewien obraz sytuacji ówczesnej.

Austriacy jak weszli do opuszczonego Dęblina ( umownie tak nazwijmy cały obszar miasta) odbudowali oni most, który poza pierwotną funkcją był również śluzą celną pomiędzy zaborem austriackim i niemieckim. I tu od strony miasta wybudowano Bramę Celną. Była podobna do tej w Puławach( z 1916 r).

Most drogowy odbudowany przez Austriaków - tu Brama Celna.

Jak sama nazwa mówi miała służyć poborom celnym granicznych zaborców ( niemieckim i austriackim).Ciekawostką w konstrukcji mostu było zwodzone przęsło pozwalające na przepłynięcie większych jednostek. I właśnie teraz stoję na moście nowym, który został pobudowany prawie w tym samym miejscu, gdzie stał wyżej opisany most. Możemy jeszcze zobaczyć w Wiśle przy brzegach jak teraz niskim stanie wody pale i resztki infrastruktury starego mostu. Z drugiej strony ( od Zajezierza) był także posterunek celny znajdujący się w dwóch budyneczkach.

Ale czy to miejsce pobudowania pierwszego drogowego mostu w Dęblinie? Oczywiście ,że nie! W historii działalności Twierdzy pierwszy most był zbudowany między Twierdzą Dęblin a Fortem Gorczakowa leżącym po drugiej stronie Wisły.Z twierdzy Dęblin wychodził przez bramę Włodzimierza (Wiślaną).

Plan pierwotny Twierdzy Iwanogrod - most drogowy bardzo dobrze widoczny.

Dalej nie podejmuje się wypowiedzi ile tych mostów było w Dęblinie – stałych, tymczasowych ,pontonowych, kolejowych ( choć oddali most żelazny kolejowy w styczniu 1885 roku na Wiśle). Koleje losu, zawieruchy wojenne, okupacja czy sama nieujarzmiona Wisła potrafiła niszczyć przęsła a to przyborkiem, czy krami zimą gdzie lodołamacze nie dawały radę i same były znoszone ( choćby w Puławach –opisane w książce  Z.Kiełbia).

Stojąc na teraźniejszym moście słysząc już warkot narastający budzącego się dnia i zwiększenia ruchu na moście 15 Pułku Piechoty „Wilków” rzucam spojrzenie w stronę kolejowego jak i dość słabo oświetlonej kaponiery Twierdzy. „Podobno najstarsi mieszkańcy Dęblina zapewne pamiętają prężnie działający port rzeczny, którego ślady znajdziemy przy moście kolejowym, na przeciwległym brzegu Cytadeli Twierdzy Dęblin. To tam zawijała Eleonora – boczno-kołowy parostatek pasażerski, który niczym w Nowym Orleanie poruszał się po „Małopolskim Przełomie Wisły” oraz rozszerzającym się w Dęblinie jej środkowym biegu. Eleonora została przejęta przez okupacyjne oddziały niemieckie i w czasie II wojny światowej nadal była wykorzystywana”.

Parostatek Eleonora.

 

Odwracam się i widzę z oddali łunę światła – niczym wschodzące słońce -to oświetlona elektrownia węglowa w Kozienicach tak iluminuje. Przechodzę na drugą stronę mostu. Schodzę w dół do MOK , mijam pomnik ku czci poległych 1939-1945 którzy walczyli z hitlerowskim najeźdźcą  w 1944 r w lipcu o Przyczółek Dębiński.

Pomnik upamiętający bochaterką walkę o przyczółek.

Chwila zadumy, czapkę zdjąłem, krótka modlitwa. Patrząc w stronę Głuszca zacząłem sobie wyobrażać jak okrutne i ciężkie były walki o złapanie przyczółka. Schodzę do samej Wisły. Brzeg lekko skuty lodem.

Wisła od strony przystani łuna to iluminacja elektorwni Kozienice.

 

Umocnienia kamienno-drewniane wiślane.

 

Umocnienia z kamieni i drewna pojawiają się wzdłuż koryta rzeki. Ale klimat. Robię zdjęcie i łapię ten wiślany oddech. Niesamowite ile może człowiek zwiedzić i poczuć w tych 10 minutach. Ile może opowiedzieć, ile może doczytać w literaturze, ile zobaczyć rzeczy, ile historii się tu przewija. Wieje od Wisły – tak płytkiej teraz, tak płytko pewnie i było we wrześniu 1939 roku kiedy walec nazistowski zabijał Polskę. Mosty na Wiśle aż tak nie miały znaczenia, bo można było w bród ją przebyć ( z książki o mostach puławskich  Z.Kiełb). Bramę celną na moście w Dęblinie rozebrano w 1918 na budulec. W Puławach brama mostowa dotrwała do 1944 roku, gdzie konstrukcja drewniana uległa zmieszczeniu. Resztę rozebrano na budulec.

Acha i wodowskaz - już nic nie widać na nim ....

 

Pamiętajmy o tym, że każdy współczesny most najprawdopodobniej miał swojego dziadka drewnianego, który służył ludziom, armii i rozebrano go lub został zniszczony przez rzekę. Na pewno toczono tu zacięte walki, walczono o każdy skrawek przyczółku. Pomyśl o tym niekiedy – czytelniku drogi.

 

 

O mostach puławskich polecam świetną publikację pana Zbigniewa Kiełbia :

Między dwoma brzegami... O historii mostów puławskich w latach 1792–2008 (2009)

Wpis powstał także na  na podstawie  i był recytowany http://muzeumsp.pl , przekazów ustnych,Internet

Zdjęcia kolorowe własne.