Nie daj się zaskoczyć.....
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak ucieszył mnie widok pani wiewiórki dziś…..
Taki dzień , coś delikatnie pada chyba śnieg , lekko na plusie szaro , buro, ludzie zgięci i niczym się dookoła nie interesujący. Ja po skończonych pracach domowych śmigam do biblioteki na łowy. Jak zawsze schodzę w dół koło wodociągów, idę dalej obok octowni dawnej i zaczyna się po lewej stronie kompleks parkowo-pałacowy , idę ulicą Głęboką. Bardzo stara brukowana dawniej ulica z pięknym na swoje czasy mostkiem zakochanych. Lecz odbijam w ulicę Żulinki a tam kiedyś był dwór , piękna studnia i smutna historia. Pisałem o tym we wpisie o Trzech Krzyżach Parchatkach. Piękny murowany budynek niczym dworek w 2013 dostał nową elewację – cytrynową. Dziś pięknie pachniało tam zupką chyba fasolową.
Miejsce bardzo ciekawe. Historyczne pod skarpą na której góruje była oranżeria. A co to ta oranżeria – no tam uprawiało się drzewa egzotyczne jak pomarańcze ( oranże) cytrusy. Była to fanaberia bogatych. Zawsze gdzieś można było spotkać oranżerie czy pomarańczarnię. Ot choćby w Dęblinie, Radzyniu Podlaskim…. W Nałęczowie mamy palmiarnię – to klimat musiał być podobny w tych oranżeriach. Wracając do Żulinki – wdrapuję się na skarpę. Piękne mury otaczające rezydencje dają wyobrażenie przepychu...
Drzewo powalone, oddało życie, leży lekko przysypany śnieżkiem. Niemy świadek pewnie tych świetlanych czasów Czartoryskich. Już nikogo nie interesuje jego byt, ot zgnije i ślad po nim zaginie.
Jak i cała historia lokalna wśród ludzi. Mam bardzo smutne spostrzeżenia, że historia a w szczególności ta lokalna nie jest nikomu potrzebna. Nie ma żadnego wpływu na życie teraźniejsze jej mieszkańców – mam na myśli ,że w tych czasach naród podchodzi do niej jak do jeża. Na co im znać tą historię. Grunt że wiedzą, że to Czartoryscy tu mieszkali i tyle. A co w szczegółach to już nie bardzo. „Niebieskie soboty” czy błękitne ? – o co panu chodzi? Jakie soboty – to najczęściej słyszane pytania. Niemcewicz, Kniazin ? – nooo coś tam słyszałem ale nie wiem kto to i gdzie ich przypiąć – kolejny znajomy „Puławianin” z dziada pradziada. Nie mam żadnego interesu tak „męczyć” znajomych ,ale niekiedy zapytam. Bo ja nie stąd, ale to już pisałem….W Dęblinie to jeszcze gorzej…………….tam się boję zapytać nawet. Nie lepiej wygląda wiedza historyczna ogólna. Podstawowe daty to no może znam, ale kiedy wyzwolili Puławy czy była bitwa o Dęblin ? No to już nie. To, że zginęło ponad 80 tysięcy więźniów na Twierdzy Dęblin nie wiedzieli Dęblinianie z dziada ,pradziada. Na Twierdzy ? Przecież tam saperzy są. Nie mam żalu do nich tylko szlocham w duszy na ich brak czy oderwanie do miejsca skąd pochodzą i żyją! To co ich , nas zatem determinuje do tego by powiedzieć żeśmy lokersi. To ja mógłbym tak powiedzieć – dopiero od kilku lat na tych ziemiach. Nie znamy historii często tej krwawej i bolesnej, ale znamy układ sklepów w galerii handlowej, promocji w biedrze czy nowo otwartą knajpę w centrum. Krew mnie zalewa. Całe szczęście są ludzie jak i ja ale już z wykształceniem historycznym, którzy próbują rozreklamować historię lokalną czy w radio czy gazetach, czy prelekcjach. W Puławach to bez wątpienia śp. Mikołaj Spóz , czy ekspert od Kaniowczyków m.in. oczywiście całej historii lokalnej regionu Zbigniew Kiełb. W Dęblinie niekwestionowany ekspert od Twierdzy i całego regionu Jerzy Trzaskowski. Tych znam na pewno są i inni. Pamiętajmy, że nie wszystkie zawarte w necie informacje są sprawdzone a co najważniejsze PRAWDZIWE. Warto zatem uderzyć w grupy lokalne choćby na FB. Ale co z tą wiewiórką?
No właśnie w tej szarości grudniowego dnia taka ruda kita, szybka, wesoła pewnie (coś zajadała) była brylantem. Dała mi impuls na ten dobry dzień. W bibliotece pożyczone 5 książek o lokalnej historii : zatem czytanie będzie o Bronowicach, Końskowoli, Żyżynie, Magnuszowie i Bonowie.
Nie czekaj i nie daj się zaskoczyć….jak ktoś podejdzie i się spyta o tą twoją małą ojczyznę lokalną….
Niekiedy mam uczucie by jak ten pan schować się w norę jak przygniata zewsząd ignorancja swoich korzeni....