jezioro Matyckie - poranny oddech naturą......
Jezioro od strony lasu
Poranny świt. Chmurzasty mocno. Ciężkie deszczowe chmury ledwo co podwieszone pod nieboskłonem. Lekko zawiewa chłodem. Czyżby już tak zostanie , że ten polski lipiec będzie niczym październik ? Zimny, deszczowy i bury? Może to i po części dla przyrody lepiej. Już tak bardzo rozpalona po majowych dniach, i prawie popadająca w samozapłon po czerwcowych skwarach ma prawo odpocząć w chłodzie lipcowego poranka. My też.
Urlop ? Żniwa? Tak… nie wszystkim matuszka natura dogodzi. Nie wszędzie będzie po równo, nie zawsze sprawiedliwie. Na pewno się stara, czuję to. Dziś droga polna wśród łąk wije się niczym Wieprz po odstępach Lubelszczyzny. Widać ścianę lasu. Tego młodego co reszki fortu przykrył swoim płaszczem, otulił , każe zapomnieć. W oddali złocą się pszeniczne kłosy , a dalej droga już mocno mrucząca i burcząca samochodowym porankiem. Ja tulę się autem do ściany lasu mijając słup – wskaźnik carski jeszcze.
Droga dojazdowa od strony Borowej
Niebieski szlak prowadzi nad jedno z dawno nie odwiedzanych miejsc przeze mnie. Jezioro Matyckie przy miejscowości Matygi. Droga utwardzona, ba! Nawet jakieś kawałki asfaltu. Im bliżej jeziora , tym więcej pokruszonej cegły na niej, coraz bardziej staje się nienaturalna. Nie stąd. Wjeżdżam w młodą sośninę. Równo , geometrycznie posadzone sosny, na cieniutkich wychudzonych nogach kołyszą się miarowo przy lekkim wiaterku. Ale to przecież las, a ja las każdy kocham. Choćby zagajnik, choćby kępa, choćby 2 siewki czeremchy to już las dla mnie. Tu jest wszystko, mech gruby się ściele, zapach żywiczny wokół, ptactwo przygrywające swoje melodie i droga leśna nad jezioro. Już na mapach z 1785 roku było wykazane i to z nazwy, gdzie jeziora dwa pozostałe leżące na tym samym zasilaniu czyli Nury i Borowiec nie miały nazwy. Otaczało miejscowość Kudłów, która zawierucha i historii i Wisły pozbawiła istnienia.
Dziś Matygi , ale i one zmieniały się jak się zmienia Wisła. Jezioro niepodobne do pozostałych. Głębokie. Podobno nawet dołki do 8 metrów. Ryby pełne bądź choć nadziei na nią. Skręcam po raz ostatni w lesie i widzę w oddali zabudowania wsi Matygi. Już blisko. To nie jest mój pierwszy raz na tym jeziorze. Jak mieszkałem kilka lat w Dęblinie to często z Marcinem tu bywaliśmy. Pamiętam te łany roślinności wodnej, grążeli , rozpadające się kładki po stronie wsi. Wielkie nadzieje na lina czy ładnego karpia, które dla mie zawsze kończyły się nadziejami. Pamiętam jak pewnie już nieżyjący sąsiad z Dęblina opowiadał o tym jeziorze , że ma podwójne dno, że w dołkach siedzą ogromne sumy. Nurkiem był. Zna to niepozorne jezioro, które ukryło się w lesie od strony Borowej, czy w szuwarach , pałkach wodnych i tataraku od strony Matyg. Zaciągam się Matyckim powietrzem przesiąkniętym wilgocią zbiornika, żywicą sośniny porankiem tego dnia.
Lubię ten zapach. Dawno go nie czułem. Rozglądam się na boki, na wprost. Po prawej wędkarz wychylił się ze stanowiska zobaczyć kto tu przyjechał, po chwili wrócił do swojego zajęcia. Wita mnie uszkodzona kładka otoczona ogromem ziela. Pręży się przy niej czyściec błotny, wygląda w swym fiolecie majestatycznie, tuż przy nim pręży się krwawnica. Tojeść żółci się niepozornie stłumiona szuwarami jeziornymi. Na wodzie grążel , rdesty i wierzby ogromne, podcinane widać tak dumnie tu sobie stoją, rosną , piszą historię…. Akwen PZW. Kładki świeżo zbite, kilka rozsianych na tym akwenie od lasu. Po drugiej stronie także są nowe i stare stanowiska , pięknie je widać na lekko falującej wodzie. Pusto na nich. Aż niepodobne….jedna osoba wędkuje i ja chodzę z aparatem i myślami przy nim. Gdzieś zaszyty piękny biały kielich kielisznika zaroślowego, dzięgiel kwieci się.
Pamiętam ognisko, kiełbaski tam wyżej , tam gdzie się kończy. Pamiętam ich smak tych kiełbasek pieczonych na patyku. Śmiech znajomych przeplatany emocjami. Radość z połowu i smutek ze śmiecenia tego miejsca. Pamiętam godziny wytrwałej obserwacji spławika, godziny zerkania na szczytówkę feddera. Pamiętam mewy, pamiętam przelatujące ćwiczące samoloty z pobliskiego lotniska, pamiętam i te piranie tu wyłowione. Ale czuję, że to jezioro miało i tą trudną historię, zaborów, wojen. Nieszczęścia i wielkiej tragedii ludzkiej, Pewnie i żywiło , dawało nadzieję na lepsze jutro. Pewnie ma swoją historię.
Liczę, że uda się usłyszeć ją od Państwa. Tych kilka przekazów dziadków, czy historii z nim związanych.
Dużo tarniny , czeremchy dużo Matyckiego piękna. Piękna jeziora mającego duszę. Jeziora zadbanego, jeziora mającego gospodarza. Dziś dużo wspomnień wróciło, dołożyłem nowe. Będę tu wracał na pewno. Czas goni. Żegnam się z tym światem. Zamykam oczy. Słyszę szum wiatru przelatujący przez cienkie nóżki sośnin. Słyszę jak smaga taflę jeziora , jak pisze historię tego miejsca. Jeszcze po drodze łąki trawiaste , tak już żółtych, kocanki dopełniają żółtości tego miejsca. Spoglądam na ścianę lasu ona na mnie….
Kielisznik zaroślowy
Łąki Borowskie
Kocanki