Bułka.............
Małe już coraz bardziej zdarne i zaradne dłonie trzymają ją kurczowo. Oderwałem i przerwałem całą , podzieliłem rozmnożyłem. Przekazałem. Podzieliłem się bez pytania i bez przyszłych odpowiedzi. Pachnie porannym wypiekiem, czuć spracowane dłonie piekarzy. Wiem ,że poświęcili tyle czasu by owoc ich pracy był najlepszy i służył innym. I w biedzie i bogactwie. Zapalają światła a chyba w sumie nie gaszą raczej. Czuć w pomieszczeniu zapach lubelskiej pszenicy. Szumiącej na wietrze poranka z okolic Gołębia czy Regowa. A może spod Garbowa czy Nałęczowa? Nie wiem. Czuję tą ziemię i tą pszenicę stąd. Czuję ogromny wkład rolnika tego małoareałowego. Ot z małym fergusonem. Jego poranne wstawania i nocne zejścia z pół. Jego modlitwy o deszcz i o słońce. Jego wygięty w pałąk krzyż z wieczora . Jego krótką modlitwę kiedy bije najmniejszy z dzwonów kościelnych sygnaturka. Jego spracowane dłonie biorące ziemię z pola, swojego pola. Od dziada , pradziada. Tej ziemi często zakrwawionej ,zroszonej trudem i wielką hekatombą wojen czy klęsk urodzaju. Ziemi tak oddanej mu , ziemi rodzącej zboże. Rodzącej jak umie najlepiej. Widzę jak przechadza się w lipcowy ranek, gdzieś na garbach Witoszyna delikatnie iskający dłońmi jeszcze niedojrzałe kłosy. Cieszącego się z tego co ma , ale i martwiącego się czy starczy na zimę , na przednówek. To w końcu widzę pełne worki na wozach ciągnięte przez kobyłę pszenicy czy żyta jadącego z Wronowa do Rud. Bo wiadome ,że najlepiej w okolicy mełł młyn wodny w Rudach. Wszyscy tu mełli mąkę. Choć młynów- wiatraków nie brakowało to jednak tu najlepiej. I te rozmowy z młynarzem o tym i o wym. I plotek garść i smutnych i wesołych wiadomości. I załatwiania biznesów przy okazji. I ten zapach mielonego zboża na mąkę ,kaszę. Zapach tak swojski i tak cudowny. Tak domowy… Ta Kurówka czy Bystra koło napędowe młynów , te wiatraki budowane i kształtujące krajobraz już przestały być potrzebne. Przyszło nowe przegoniło stare. Niedawno widziałem jak rolnik wiózł na przyczepie worki z pszenicą do młyna. Ucieszyłem się że w Kłoczewie czy Wylezinie można jeszcze mieć ze swojego zboża, swoją mąkę, swoją bułkę. Tak tą małą złotą bułkę. Ten cały świat rolnika, młynarza, piekarza zamknięty w tej małej bułce. I tą bułkę i ten świat trzyma mały chłopczyk, mój mały chłopczyk. Mój świat zamknięty w tej rączce i ta rączka świat cały trzyma tamten świat. A to przecież zwykła bułka. Ot nic szczególnego. Zapakowana rano wcześnie rano. Gdzie jeszcze zmysły nocy plączą się po małym niewybrzmiałym jeszcze dniu. Gdzie już widać świat dobrze, czuć jego poranną niedoskonałość. I ta bułka i ten pan co ją przywiózł i ten żółty samochód, i ta już ukazująca się postać pani z laską idącą w kierunku miejsca , gdzie zawsze stoi ten żółty samochód. Jest pierwsza , zawsze jest pierwsza, choć ma najdalej. To czeka na bułkę , na samochód, na pana, na ludzi z którymi może porozmawiać. Ich twarze budują w niej obraz tego że życie wśród nich , nie czuje się samotna, odrzucona. Lubi ich posłuchać, lubi jak zbierają się pomału przy aucie. Dla niej to najpiękniejsza chwila w tym kieracie dnia codziennego. Na przemęczonej życiem twarzy pojawia się wtedy uśmiech. Przeorane krzyżem życia poliki podnoszą się , oczy tak mocno zmęczone zaczynają się skrzyć i weselić. I tylko przychodzi codziennie po tą jedną bułkę. Przychodzi pierwsza , odchodzi ostatnia. Co dzień…..
I ta bułka - ten cały świat ten Pani ten świat tego gołębskiego kłosa , kurzu mąki w młynie, zapachu drożdży i wypieku trzymana jest w jego małych dłoniach. On zawsze się uśmiecha, zawsze! Przecież nie do tej bułki…….do tego świata…..
Seniorka z Gołebia. Zdięcie p. Małgorzata Daniłko