Stęsknieni razem - Wieprz i ja.
Ciepły powiew porannego zefirku przywitał mnie otwierając drzwi samochodu. Ja wiedziałem ,że dziś jest dzień a w sumie poranek tak intymny dla i tak prywatny, ale nie spodziewałem się tego brzasku Wieprzańskiego.
Tak dawno nie widziany Wieprz , wiec po delegacjach z tęsknotą i wielkim przejęciem przed pracą ruszyłem na spotkanie z nim. Zjeżdżam z wału w Skokach, mgła unosi się nad łąkami nadwieprzańskimi a sam on tak cudownie wije się wśród tych łąk. Ruszam dalej …tam pod Masów tam hen hen . Droga wiedzie mnie i wije się zmoczona w ostatnio padających deszczach. Mijam miejsce gdzie byłem kiedyś, jadę dalej. Widzę tą mistycznie piękną przyrodę tego miejsca, widzę rosę na trawach , turzycach , na tych jeszcze niepowstałych żółtych jaskrach. Gaszę silnik nie mogąc doczekać się tego fizycznego i realnego spotkania z tą naturą ! Tą nie do skopiowania ! tą jedyną , majestatyczną, piękną. Otwieram drzwi i zalewa mnie ten świat nadwieprzański , otacza i pochłania.
Duże krople rosy niczym diamenty wiszą na porannych trawach i dmuchawce nimi zmoczone czekają na słońce. Kwiecia jaskrów żółtych tak intensywnie pięknie nadają ton tej diamentowej zieleni łąk. Szczaw kobyli kępami obsiadł te tereny zalewowe Wieprza. Gdzieś przebija się piękny błękit niezapominajek błotnych tak skromnych ale jakże pięknych w błękicie. Nad nimi górują „boże chlebki” czyli taszniki. Pamiętam jak te serduszka zjadało się na polach i łąkach. Teraz już dorosły i dojrzały się zrobił. Rzeżucha łąkowa i rzeżusznik już prawie przekwitłe tu w tym miejscu. Choć na łąkach przy ujściu Wieprza koło Borowej jeszcze tak się bieli ten rzeżusznik… Krwawnica już się pręży ale na razie tylko liście. I wybiła już mięta ,gdzie pięciornik ją zagłusza póki co. Koncert ptaków dziś był nie do opisania. Tak głośno i tak wyraźnie. Tak na powitanie , tak na zaczynający się dzień. Skowronki, żurawie, mewy i niezliczona ilość ptactwa mi nie znana tu przy mnie, tu koło mnie dawały taki koncert , że uniesienie duchowe wisiało w powietrzu. Ta istna rzeka i potok ptasich melodii koił duszę, uspokajał i radował zarazem.
Nie mogę opisać tego co tam czułem. Do tego ten zapach mokrego ciepłego poranka nadwieprzańskiego. Zaciągałem się głęboko , delektując się każdym wdechem. Nie sposób pomylić tego zapachu z czymś innym. Taka mieszanka soczystych traw tak bujnych i tak zielonych dodaną nutą rzeki, ziemi tej nadwieprzańskiej a wszystko okraszone ledwo wyczuwalnym zapachem mięty. W blasku słońca łamały się w kroplach rosy historie tych ziem, tego miejsca. Tu wręcz słychać tętent wypasanych koni od wieków będących nieodłącznym punktem w krajobrazie wieprzańskim. Tu tą soczystą trawę podgryzają nasze polskie łaciate a mają co. Ta pewnie stąd trawa najsmaczniejsza i jedyna w sowim rodzaju. Dziś nie widziałem oni koni ale krasul lecz na moje przybycie komitet powitalny był. Tak dawno tu nie byłem. Wieprz snuje się wartko. Gdzieś powstała wysepka a na niej krzykliwe mewy. Wzbiły się ku górze- trzy- jedna w dziobie miała uklejkę a dwie krzycząc na przemian jej towarzyszyły. Troszkę pozabierał brzegu przez ostatni wyższy stan wody, kępy traw i ziemi usuwają się delikatnie i wolno w stronę lustra wody. Niby nic się nie zmienił , płynie dalej tak majestatycznie , tan naturalnie i tak cicho i spokojnie. Ale dziś inny jakiś, piękniejszy!!!
Tak dawno nie byłem u Ciebie przyjacielu!! Wybacz!. Pewnie wybaczył …. Jakieś 100 metrów po drugiej stronie przystanek rzeczny Masów. Łagodne zejście pewnie dla kajaków i łódek. Po mojej prawej w oddali na zakręcie naroże lasu. Tam wyszła klępa. W końcu w tym roku pierwszy raz widzę naturalnie łosia. Popatrzyła się w moją stronę. Czy była sama czy z łoszakiem nie wiem. Może się nie ocieliła jeszcze. Co za widok. Pasła się na tej skąpanej we mgle poranku łące. Nade mną koncert skowronka ! ba widzę go ! jest tuż nade mną – głośno się wita. W oddali widzę watahę dzików. Nigdy tu ich nie widziałem. One też przyszły mnie powitać? Chyba tak ! Zatrzymały się około o100 metrów ode mnie. Było ich 5 -6. Stanęły i patrzyliśmy na siebie. Miały inne plany do załatwienia na Masowie.
Przeprawa wpław watahy dzików
Weszły do rzeki i wpław ją przepłynęły. Złapałem telefon i marne zdjęcie poczyniłem. Na dowód ,że nie kłamię. Co za widok ! taki naturalny a taki dziwny w tych czasach. Rozglądam się na boki i wokoło wiedząc o zbliżającej się godzinie rozpoczęcia pracy. Wiem ,że na mnie już czas. Zaciągam się po raz kolejny tym nadwieprzańskim powietrzem. Słońce coraz milej grzeje. Już wsiadałem do auta , gdy jeszcze spóźniony z komitetu powitalnego zając przykicał w moją stronę. Tak to miejsce na mnie czekało ? Tak ja czekałem na to miejsce, że mam takie myśli? Nie wiem. Ruszam do pracy, naładowany po brzegi miłością do mateczki przyrody – tej nadwieprzańskiej, JEDYNEJ!