Siódmy..........
Niespotykana złość targa niebem. Zaczynam bać się. Co chwilę cięcia nożem czarnego sukna nocy Puławskiej. Noc trudna ,wiele wycierpiała…Ktoś tam na górze bardzo coś przeżywał, nie dawał sobie rady, ciskał piorunami, uderzał w gong. Nagle ustało. Cisza. Tak wymowna. Noc znów nocą się stała. Przeszły nerwy, przeszła złość, błyski ustały. Ktoś już podjął decyzję tam na górze, jaką ? nie wiem. Wiem jedno ,że najlepszą z możliwych. Decyzje, która wywołała deszcz łez. Zaczyna padać pomału ale ciągle wzbiera i wzbiera. Coraz bardziej rzęsiste. Coraz bardziej głośno spadające na ten ziemski padół. Co tam się w nich znajduje - tych łzach deszczu w nocy? Jaki żal i cierpienie opada z nieba? Jaką żałość niosą ? Czy może wielką bezsilność ? wielkie rozczarowanie światem? Wielkie pytanie o sens istnienia bólu i cierpienia na tym łez padole? Walki z góry przegranej ? Heroicznego poświęcenia? Czy może jednak oczyszczenia? Zrozumienia ? wybrania najlepszej dalszej drogi ?
Czy my zawsze musimy stawać się przed wyborami ? Zawsze musi być burza? Zawsze muszą być łzy?
Zderzenie w normalności dnia codziennego , zwykłego usianymi pytaniami o pogodę, o to co na obiad czy o oceny w szkole z ścianą , murem niewyobrażalnego trudnego PYTANIA. Pytania o wiarę , o sens istnienia, o tą sprawiedliwość na tym świecie. Tak zadawane przez tysiące ludzi , klęczących w porannych mgłach wyników badań , czytanych już setki razy. Przygniecionych ciężarem wyroku, gdzie każda możliwość wyjścia z niego jest oparta na wielkim wyrzeczeniu , ponad siebie, ponad ból i cierpienie. Gdzie proza dnia codziennego znika , gdzie znikają codzienne słabostki, gdzie ulatują swoje potrzeby, gdzie traci na znaczeniu byt codzienny. Gdzie uderza w nas największy z możliwych strachów i przerażeń , odbierając całkowicie chęć istnienia, podcinający w jeden sekundzie nogi, rażeni jesteśmy niczym piorunem , upadamy wątli , bez czucia, na ziemię już tak spłakaną , tak zlaną łzami, matek i ojców cierpiących. Tylko słyszymy ciche bicie serca, miarowe , słyszymy oddech swój, ciężki, potrzebny , niezbędny. I on i serce trwają…. Bo mają dla kogo… W głowie tysiące myśli, tysiące pytań bez odpowiedzi. W głowie tylko jedno rodzi się silne i trwałe. Trzeba być, trzeba zrobić wszystko, trzeba walczyć. Zaciskamy dłonie , a w nich ziemię na której leżymy. Podnosimy lekko głowę przeoraną niespotykanym cierpieniem. Ale w głębi oczu nadzieja leciuchno pulsuje, jest , każe trwać, każe nie poddawać się , każe być mimo i ponad wszystko. Każde wstać , złapać ostatni oddech duszącego smutku, oderwać się od tego. Odciąć , wiedzieć co robić. Robić to ponad siebie z wiarą ,że wszystko na świecie chce tego dobra. Że ten świat nie jest zgnity do końca, nie rzuca w nas tylko smutkiem i cierpieniem. Nie odrywa codziennie naszego człowieczeństwa na tyle dużo , że nic nie zostaje. Wiara w człowieka, wiara w przyjaciół , najbliższych , rodzinę czyni wielkie misterium. To nienapisana ogromna moc mogąca góry nosić i przenosić. Góry cierpienia i wyrzeczeń. Trzeba być , trzeba trwać , trzeba nosić za tych co dotknięci są niewyobrażalną tragedią. Za nich dziś noszę sobą , wpisem krzyż i brzemię. Niech każdy weźmie kawałek….lekko nie jest…..