Pajęczy świat....świt...
Pajęczy wydźwięk pokrył całą łąkę. Jego dzieła falują lekko na porannym wiaterku. Babie lato wcisnęło się w zamknięte coraz bardziej koszyczki marchwi, oplotły coraz bardziej dojrzałe łodygi szczawi wszelakich, rozpostarły się między żółtymi łebkami kocanek. Parujące zioła na tej łące wprawiają mnie w egzaltację wręcz. Parujące nocą i zroszonym rankiem zagonek łąki przy jeziorze Matygi kłębi się w moich zmysłach,smakach i zapachach wymiarów. Uderza mocno wrotyczowa nuta. Już wybrzmiały, już gotowy do zbiorów, już pręży się do tego iskającego ziemię słońca. Pachnie swoim mocnym i silnym ja! Ambrozyja żółtymi kuleczkami kwiecia swego faluje…i…faluje…widać dobrze mu tu… . Wtóruje mu skromniejszy tysiąclist – krwawnik pospolity. Mniejszy , biały w kwiecie równie pachnące , równie silnie przyciąga zmysły. Choć liść już ma zmęczony słońcem gorejącym to koszyczek tysięcy listków białych dumnie zadziera ku niebu. Rozcieram Go trochę w dłoniach …zaciągam…buch…bach…ach…Uzależniony jestem od jego swoistej swoistości. Achillea po łacinie – tak tak legendy mówią ,że właśnie Achilles leczył rany nim. Jeszcze niżej na łące kocanki piaskowa tak poszukiwane przez osoby z niewydolnością wątroby. Łodyżka skromna a na niej żółty bukiet kwiecia. Tu jej mnóstwo, tu jej wszystko pasuje. I te relikty Fortu IV i ta baza pojazdów szynowych i te pola już orane dzisiaj i ta obecność Wsi , starej wsi Borowej. W tym kłębiącym się oparami łąki kwietnej, zielnej zatapiam się w stan nirwany. Doznań zapachowych , doznań wzrokowych w każdym wymiarze pełen dzban. Uderza mnie , choć może delikatnie dotyka jakby zwracał na siebie uwagę wiesiołek.
Już zamknięty w swoich łupinkach mających w sobie mnóstwo dojrzewających czarnych nasionek. To z nich sławetny olej z wiesiołka się tłoczy. Sam on – przyjaciel kobiety pod każdym względem. Łodygi już ma suche, sztywne. Kończy swój żywot na ten rok. Cykl jego celebrowania życia dobiega końca. Tak, zamknął się w sobie , by pęknąć i rozsypać nasiona niedługo. Zostawić siebie dla siebie za rok. Punktualnie latem uderzyć swym pięknym rozłożystym kielichem żółtego kwiecia. Rdzewią się i szczawie niesamowicie, falują w tymi pajęczynami jak małe łódeczki z żaglem na bezkresie oceanów. Oceanu świtu Borowińskiego , tego niesamowitego, tak wyczekiwanego od dawna przeze mnie. Wstaję, przelatują mi przez palce nasiona wiesiołka. Przy mnie strażnik tych łąk. Generał , najwyższy, pręży się nad kwieciem wszelakim. W promieniach słońca góruje nad buchającymi kłębami geniuszu natury. Dziewanna. Już tylko nieliczne kwiatki w sumie już przekwitłe piszą jej niedawną majestatyczną piękność jej kwitnienia. Dziś już się zamyka na ten świat. Dziś już stoi na warcie, Przemijanie tu tak mocno już akcentowane. Burgundy, brązy, złoto niesie się na tym ziemskim padole. Tu oddając ostatni pokłon dojrzałemu latu , pochylając głowę nad nadchodzącą jesienią. Tą wczesną , ciepłą, tą buchającą kłębami parującej ziemi z rana, tej coraz to później wstałej i coraz szybciej się kładzącej. Mrowią mnie nogi od traw i turzyc tulących się do mnie….a może to ja się tulę do nich? Nie wiem….W oddali sejmiki bocianie i nie tylko bocianie….po rzepaku i zbożach nie ma śladu….tylko ściernisko i to już zaorane w większości …
Mój świat, moje królestwo , moja oaza….ładowanie akumulatorów o 6:30….moje 15 minut……