Młyn co tartakiem stał się w Bochotnicy...
Rzeka Bystra w domniemamym miejscu uposadowienia młyna w Bochotnicy
Znów Ona. Setki razy nawiedzana, przejeżdżana, objeżdżana. Omawiana, wychwalana , przeklinana, wysławiana, wymawiana..Bochotnica.... I już mam emocję mówiąc same to Słowo! Jest dla mnie wyrazem niezmierzonej miłości do tego miejsca, Do każdego jej tchnienia, ten przy rondzie kuźni, oddechu wolności przy ruinach zamku. Czy spełnieniem geniuszu matuszki natury skąpanym w grabach bez liku i wiązów opadających w Sirkowy Dół....Deszcz emocji nie do zatrzymania podlewa moją duszę, dając jej nową wegetację i wzrost. Uderzające nozdrza kwitnące czeremchy, zapadająca żółć jaskrów wszelakich ,czy ziel jaskółczych przełamana bielą dogasających czereśni i jabłoni dzikich. Jak schylisz się gwiazdnica swym bielem kwiecia łamie szarość i burość liści jesiennych, jak już odchodzące jaskry i fiolet dąbrówek tych rozłogowych czy piramidalnych. Giną wszelkie konwenanse, tu w tym moim najukochańszym miejscu na tej Ziemi gaśnie wszystko co małe, co małostkowe, co ludzkie. Tu oddech mój pełny i spokojny...tu jestem u siebie. Nie mogę się oprzeć wrażeniu że miłość pana Edwarda do Niej jest zatopiona w moją egzystencję i świat. Kocham jak On, kocham przez Niego, kocham Sobą jak Ci z Niej. Choć ja z Kołobrzegu , tylko 13 lat na Lubelszczyźnie. Nie godnym być , stąpać po Niej...mimo wszystko stąpałem ...płakałem razy wielu przy pomniku 42, przy Szelągowej Górze, przy Zamku. Tu tak czasy są żywe...i te młyny....ten tu ich świat. Dziś ostatni po takiej przerwie opisuję młyn...tartak...
W miejscu tartaku w Bochotnicy stał kiedyś młyn wodny. Był już wzmiankowany w Królestwie Polskim w 1839 roku. Przed II Wojną Światową młyn należał do Żyda o nazwisku Fryd.
Młyn był napędzany kołem śródsiębiernym. Sam Żyd- młynarz był bogatym człekiem na wsi. Zapamiętany był jako sponsor i współzałożyciel Ochotniczej Straży Pożarnej w Bochotnicy. Prawdopodobnie w czasie okupacji został wywieziony z rodziną do obozu zagłady...
Opowieść Zofii Sarzyńskiej ze zbiorów programu Historia Mówiona, Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN" :
„W Bochotnicy był olbrzymi młyn Żydów - Frydów. To był rodzinny ich. Tych Frydów było trzech braci. Jeden się zajmował kupnem zboża. No właśnie taki Szlama przywoził zboże. Drugi pilnował młyna, a trzeci rozprowadzał te mąki i to wszystko. Po szabasie w sobotę się zamawiało i on rozwoził każdemu to, co kto zamówił: czy mąkę, czy pszenną, czy żytnią. On wszystkie miał te gatunki mąk. I po targu, we wtorek czy w piątek, przychodził „Dzień dobry. Po pieniążki." „Och, panie Fryd! Nie mam dzisiaj pieniędzy." „Do widzenia." Nie był nachalny: Panie oddaj mi, bo wziąłeś! To przyszedł w piątek następny. To był duży młyn, bardzo, w Bochotnicy. Teraz tartak tam zrobili.”
Rzeka Bystra w domniemamym miejscu uposadowienia młyna w Bochotnicy
Wracając do młyna to wniosek z tego prosty ,że musiały być przed nim spiętrzające tamy czy jazy. Moc samego koła śródsiębiernego określano na około 10 koni mechanicznych. Zatrzymajmy się i policzmy tak by przybliżyć na te czasy współczesne. Najbardziej kojarzą nam się konie mechaniczne w motoryzacji. Zatem w Polsce koń mechaniczny to około 735,5 Wata. .
Czyli nasz młyn miał moc 7,35 kW. Czy to dużo ? Gdzie zasilacz w komputerze stacjonarnym ma 0,7 kW ? Wydaje się mało i mało wydajnie. Tak i było i tu. Bystra opływała młyn od strony wschodniej . Tam był drewniany mostek na niej .Lata wojny i jej początki omijały ten młyn. Nie ucierpiał do roku 1944. Wtenczas uległ zniszczeniu w wyniku działania Czerwonej Armii..Uległ spaleniu. Po wojnie jego a dokładnie nieruchomości , gdzie był właścicielem stał się Bolesław Zieliński ( Cytryn, Żyda polskiego pochodzenia). Był zapamiętany jako dobry i zacny człek. Mąż córki organisty z Włostowic, ojciec dwóch córek. Był niesamowitym człowiekiem i miłosiernym. Pogorzelcom co stracili majątek dawał 50 % ulgi na przcieraniu drewna. Ci co byli ubodzy i biedni mieli tą usługę za darmo. W czasie okupacji był chroniony i chowany u Polaków. W 1968 roku podczas partyjnej -moczarowskiej czystki opóścił kraj. Jego ślady zacierają się w Ausrii, Szwecji i w końcu Izraelu. To on w 1958 roku uruchomił tartak napędzany turbiną wodną.
Rzeczony młyn na Bystrej w Bochotnicy.
Ale ze Sztetla możemy wyczytać trochę inną historię tego Żyda :
"
W Święto Pesach 01.04.1942 r. o godzinie 4 nad ranem, z nałęczowskiej stacji kolejowej wyruszył transport Żydów z Kazimierza i Wąwolnicy do Bełżca[1.18]. Kwietniowego wysiedlenia uniknęły jedynie osoby będące więźniami obozu pracy przy ul. Puławskiej w Kazimierzu, zatrudnione przy rozbiórce drewnianej zabudowy dzielnicy zamkniętej. Po zakończeniu prac obóz został zlikwidowany, zaś więźniów wywieziono w nieznanym kierunku. Wszystkich członków ostatniego komanda rzemieślników Niemcy rozstrzelali jesienią 1943 r. na terenie cmentarza żydowskiego na Czerniawach[1.19].
Z kazimierskiego getta ocalał prawdopodobnie tylko jeden człowiek – Berek Cytryn. Pod nazwiskiem Bronisław Zieliński ukrywał się najpierw w Bochotnicy, a następnie w Warszawie. Po wojnie ożenił się w Puławach i wyemigrował do Szwajcarii.”
Co ciekawe i niepojęte ,że sama rzeka Bystra została zasypana na odcinku przed młynem i popłynęła kanałem młynówką . W wyniku prac nad spiętrzaniem wody w tym korycie szerokim i głębokim na 2,5 metra powyżej tartaku powstała cofka na długości około 800 metrów. Niebywałe! Ale zabiegi nie były po nic. Spiętrzały jazy wodne wodę na pracę tartaku około 4 godzin. Kapryśność rzeki orz coraz większe potrzeby sprawiły ,że niepewne źródło wody zastąpiono silnikami elektrycznymi. Zatrzymajmy się chwilę i poparzmy na przepływ , parametr kluczowy dla młynów. I weźmy rzeki Kurówkę i Bystrą. Nie ma ich równać z Wieprzem czy Wisłą czy Radomką, Pilicą. Zatem w 1946 roku przepływ uśredniony był na Bystrej około 0,8 metra sześciennego na sekundę. A Kurówka jak ? Już podaję 0,76 m[3]/s. Bliźniacze dane. I jedna i druga w uśrednionych wartościach rocznych miała ten sam przepływ! Dla zobrazowania Wieprz – 17,2 m[3]/s Wisła ok 120 [m3]/s.
Na początku lat 70 tych tartak przeszedł na własność Brewińskiego ( Zieliński sprzedał ) . Zaś sam Brewiński sprzedał dalej Edwardowi Łyszczowi. Co ciekawe nie zlikwidowano turbiny Francisa i w razie niedomagań w prąd to ona brała na siebie ciężar napędu. Już w latach 80-tych była zdemontowana zostawiając rozwiązania niezawodne -prąd. Wodę jak była turbina aktywna piętrzono do uwaga – 2,5 metra bez mała. Tartak był wielce potrzebny i miał bardzo dużo zleceń nie tylko z samej wsi. Wisła wezbrana często cofała wody rzek ją zasilających. Nie inaczej było z Bystrą i tartak ulegał zalaniu.. Większego śladu nie zostało po tartaku, ot kilka drewnianych elementów w nurcie. Właścicielką na rok 2005 została Alicja Łyszcz. Tu już ponad 15 lat temu....Nie wiem kto jest teraz. Czuć na Zamłyniu deskę żywiczną ciętą. Stosy jej górują nad pięknym brukowanym chodnikiem i wylanym asfaltem.
Ulica Zamłynie, lata powojenne .
A piękna historia tej w zapiskach już wzmiankowana z 1316 roku pisze w XX wieku nowe jej epizody. To można z całą stanowczością powiedzieć, że na ulicy Kazimierskiej mieszkali szpece od spraw powiązanych z Wisłą. Przeszło 60 ludzi parało się zawodami jak : barkarze, krypiarze, rybacy, faszyniarze, ci co wytyczali nurt w rzece stawiając bakeny, przewoźnicy łódkowi, tych co robili przy wiklinie, wozacy co pracowali nad regulacją Wisły, czy dowożący kamień i faszynowe „kiszki” . Zwani byli „orylami” czy „marynarzami słodkich wód”. I dalej już teraz rondem na Nałęczów a tu właśnie i owy młyn – tartak później i piękny na początku wsi od Wierzchoniowa zbiornik. Wybudowany dla napędzania turbiny w młynie teraz by rzec koło Bieronki. Tu miejscowi oddawali się rozkoszom odpoczynku, kąpieli czy ognisk wszelakich. Na samej ulicy mieszkali muzycy zacni i szanowani . Dlatego nazwano ulicę – ulicą „Skrzypków” . Eksperci z najwyższej półki byli Bronisław Araucz, Antoni Trębacz, Antoni Ścibior, Władysław Rabiński czy Piotr Samik.
Zbiornika nie ma .. w 1995 nie dał rady i złemu zarządzaniu i powozi i celejowskim stawom co wybrały. Śluza nie dała rady.... Dziś tylko za biedrą są relikty tego tworu. I wszędzie tam masę lepiężnika białego, co moje oczy amatora botanika cieszy....
Ostatni młyn i tartak w Bochotnicy .Po długiej przerwie opisałem jak mogłem. Sięgnąłem do kilku źródeł. Przytoczyłem kilka wypowiedzi. A mimo wszystko stoję nad Bystrą , gdzie przetacznik ożankowy i barwinek się mieni swoim kolorem. Gdzie dalej na pomoście pani płucze w rzece mopa, gdzie słychać miarowe uderzenie kije w wodę ...to mój syn … Zawsze czy to Kurówka czy Bytra ,czy Wisła czy Wieprz ..tłucze kijem niczym kijankom w toń wody... Sprawia i mu i mi radość... Tylko tak już zatarta historia tego miejsca.Bystra tocząca na swym garbie dziesiątki młynów , tu niosła aż 3. Potęga tej wsi.Ludzi. Niebywałe ! I tą niebywałość czuję stojąc na tym pomoście..całą i cały...z synem....
Na postawie cytowanych źródeł, rozmów z śp. Edwardem Piwowarkiem i jego małożnką pod balkonem w Puławach, Książki - „Bochotnica w obiektywie- przyczynek do refleksji”, „Rody Bochotnickie”, „Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana”, „Bunt Magnolii” autorstwa śp. Geniusza Edwarda Piwowarka. A.Lewtak " Młyny wodne na rzece Bystrej".