Zapach parującej słomy Borowskich żniwnych...
Już ścięte przez kombajn , leżące łodygi jeszcze tak niedawno żywiące ziarna w kłosie. Już nie potrzebne, suche i martwe rozrzucone , rżysko. Tu przy Borowej słoma nie zabrana jeszcze , suszy się na dzisiejszym wstającym dniu. Dziś słoneczko tak pięknie od rana iska swymi blaskami, tak przytula ciepłem tego poniedziałkowego ranka. Prawie połowa sierpnia, a na polach już tylko ścierniska , rzadziej rżyska, już orka zakrywa trud gospodarza w uprawie tej pszenicy, żyta, owsa , prosa i innych życiodajnych zbóż.
W okolicach Gołębia i prosa sporo nasianego było. Bardzo różniło się od tych tradycyjnych uprawianych zbóż ,ale zarazem dobrze komponowało się z nimi. Dziś już tylko zapach po żniwach , parującej słomy, parującego trudu i znoju rąk pracy ludzkiej, parującego i znikającego pytania o plony , o deszcz, o słońce, o lepszy czas. Czy ten pierwszy chleb wypieczony z tego zboża będzie tak samo smaczny , chrupiący i pachnący jak z wcześniejszych lat? Czy zatapiając się w kromkę jeszcze ciepłego chleba posmarowanego masłem można powiedzieć , że się opłacało ? , że rola choć trudna to nasza powinność? To co my dla ziemi , ziemia oddaje nam? Czy dziesiątki dni doglądania , pielęgnacji tego swojego zagonka , tego swojego małego świata, tego miejsca trudu gospodarskiego, tego rannego wstawania, ciągłej niepewności , tych pytań czy warto…
Warto , tu na Borowej niczym jak na niebie , poprzecinane pola żywiące niedawno zboża z już zaoranymi poletkami , tymi co czekają aż wysuszy się na nich słoma z ugorami zielonymi z pięknym kwieciem. Droga do tych pól urokliwa. Drewniany i cały piękny w swoim majestacie płot, a w sumie ogrodzenie wyznacza miejsce dla sadu małego i wije się w stronę Matyg.
A swój początek bierze przy Nadwiślance , gdzie zaprasza i rozprasza się w dwie drogi. Swoiste rozdroże , te na Zarzekę, na pola, i te na Matygi. Drogą tam , gdzie ten krzyż w polu. Polu już skoszonych zbóż, płaskim, czekającym na orkę co wykonało już zadanie , swoją misję. Młoda jesień na polu, czuć wilgoć , czuć chłodne noce, już i słońce tak nie piecze, łagodniej już spogląda, dobarwia maliny, fioleci jeżyny. Doprawia słodkości śliwkom, gruszom, jabłkom, wybrzmiałym już brzoskwiniom coraz częściej sadzonych w sadach. Opaliło grykę , ot malutkie poletko. Mocno się zabrązowiło, tracąc piękność białości kwiecia jeszcze tak niedawno widzianego. Jeszcze wilgotne, ale już ziarna tatarki można dobyć, moją najulubieńszą kaszę.
Tatarka
Sarna co w swoim tylko spokoju zna tą ziemię, wie , kocha. Pasie się w blasku tej Borowskiej ziemi, wstałego już słońca. Tego kawałka jej świata, codzienności w oparach ranka, dotykającego ciepła. Nie spłoszyła się na mój widok , widocznie uznała za tutejszego….oby tak było. Bo ta Ziemia, ta Tu , puławsko-gołebsko-dębińska , końskowolsko-pożogowkso- celejowska , nałęczowsko-witoszyńsko-bochotnicka , niebrzegowsko-bobrownicko-bonowska i inne tu bliskie chciałbym by mnie przyjęła jak swojego…
I idę wzdłuż tego ogrodzenia, tych malutkich sadów , tej tatarki, tego porannego świata, tej warczącej Nadwiślanki tak blisko. Nie przeszkadza mi ona, każdy krok , każdy wdech tego porannego świata , pachnącego mokrą słomą powoduje u mnie lepszy dzień, ładuje moje wypalone przez delegacje baterie. Słońce wstaje , gradient beżów , pszenicznych , słomianych barw na matuszcze Ziemi , mokre kikuty niedawnej świetności kłosów zboża i ja w tym cały , pełny. Zamykam oczy , czuję bijące serce tej ziemi, bijące od setek lat dla tych co Tu są , Tych co tą ziemię kochają , co żyją z nią razem, uprawiają z należytym szacunkiem ,z wiarą ,że jeszcze będzie rodziła następnym pokoleniom i następnym. Tej ziemi przy Borowej, tej za Nadwiślanką…..