Szumiące sośniny i ta jedna...
Ciepły wymowny dzień. Już nie taki młody, już nie taki ranny. Już dobrze nabrzmiały, już po kawie lub dwóch. Przed południem. Bliżej niego niż do bursztynów poranka zatopionych w tłumanie kłębiącego się nocnego oddechu z zarannym świtem. Brzask już za mną, za mną poranne trele, za mną już świt, ten co zawsze oblewa mi serce swoją dobrocią , zalepia pęknięcia w duszy, leczy drobne skaleczenia dnia wcześniejszego i nocnych mar. Dziś Zaspałem na ten ranek, zaspałem na ten świt, zaspałem na ten mój świat.
Musiałem z tego zaspania, z tej już mojej powinności dla siebie, dla mej duszy choć na chwilę być, być gdzieś , gdzie resztą czy mirażem świtu zahaczę się i zaciągnę dla siebie okruch wiary w lepsze jutro, lekko choć połączę się z matuszką naturą. Las, transzeje, leje po bombach, pulsująca historia pod nogami. Mech zaścielił się kołdrą milczenia, uśpienia tego miejsca. Sosny zewsząd , podobne , ułożone pionowo w tym świecie. Ułożone geometrycznie, idące w transzeje, w leje ,w doły , by znów po płaskim się rozsiąść świecie.
By zapełnić to miejsce życiem, życiem bijącym, żywicznym, bezpiecznym. I w tym życiu , sosna wymowna. Monumentalnie wypięta ku słońcu, ku niebu. Pień szeroki, konary rozłożyste , niczym gospodarz pozdrawiający pielgrzyma swymi dłońmi. Tylko jakaś ciemna, brak w niej życia, zieloności igieł, soczystości zieleni. Nie szumi w niej wiatr, nie oddycha w niej ziemia. Uschła. Między życiem , bez życia jedna. W morzu szumów sosen, cisza jedena. I na tej jednej jednak najwięcej życia w życiu. Żywicielka innych… takie cele ważne ma przed sobą. A przecież ostatni oddech miała już dawno…. Dzięcioł żeruje intensywnie na niej, wiewiórka w dziuplę się chowa, coś już znosi. Ptaki leśne siadają na niej. O dziwo, patrzę się z 15 minut i wybierają ją. Tą sośninę, tą miedzy żywimy- martwą. Może się nie godzą z jej już zakończonym biegiem. Może od zawsze tu przylatywały? Co ona widziała? Co czuła? Czy pod jej koroną oparł się nie jeden partyzant? Czy może uciekające kobiety z dziećmi chowały się w jej konarach? A może tu przy niej było ulubione miejsce odpoczynku mieszkańców pobliskiego Gołębia? Nie wiem. Nikt prócz jej nie wie.
Taka bez życia,ale życiem zalewana i otoczona….