• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Najnowsze wpisy, strona 38

< 1 2 ... 37 38 39 40 41 >

Zderzak Łągiewki - genialny wynalazek odłożony...

Przełomowy wynalazek z ubiegłego wieku,Wynalazek ,który burzy fundamentalne zasady fizyki, jak zasada d’Alemberta czy prawa Newtona! Mało tego - został zbudowany i przetestowany !

Pomyślicie - Ameryka,Anglia ,czy Austria?

Nie - POLSKA ! Kowary na Dolnym Śląsku - mała miejscowość ,gdzie mieszkał WIELKI WYNALAZCA - Pan Lucjan Łągiewka. 

Nie słyszeliście pewnie.....co wielce smuci......

W połowie lat 90. opracował rewolucyjny zderzak pochłaniający energię podczas zderzenia (pewien rodzaj amortyzatora zderzeń, które zamienia część energii kinetycznej ruchomego obiektu na energię kinetyczną ruchu obrotowego wirników urządzenia co ma w istotny sposób zmniejszać siły działające na obiekt podczas zderzenia.Pan Lucjan już nie żyje a jego syn walczy o to by wynalazek ojca tzw "Zderzak Łągiewki" nie tylko znalazł zastosowanie w POLSKIEJ myśli inżynieryjnej i zastosowaniu w przemyśle głównie motoryzacyjnym lecz o dobre imię ojca bo został splagiatowany przez wykładowcę w Cambridge. Smutne to ,ale nie tylko nikt nie pomógł naszemu wynalazcy to jeszcze miał jak to w Polsce pod górkę. Wojsko stwierdziło,że to im się przyda i zarekwirowała zderzak z lat 90 oraz lokomotywki z placówek naukowych. Jak wszedł w spór z uczelnią angielską - polski rząd - ochy i achy i takie tam ,że pomogę i wezmą pokryją ( przez NCBIR) do 10 mln zł kosztów sądowych za jedynie 20 % praw z komercjalizacji wynalazku.Umowa podpisana w świetle jupiterów ,uściski dłoni,wywiady.... By po trzech ( 3) miesiącach zostawić pana Lucjana z Synem na lodzie.... Tak to się kończy ta polska wynalazczość - gdzie nieudolnie działające biuro patentowe działa tak wolno ,że uczony z Cambridge zdążył opatentować powiedzmy wprost plagiat. Rząd ma gdzieś a na wszystkim jeszcze służby specjalne otaczają "swoją opieką" nie da się zbudować i odbudować polskiej myśli - myśli wynalazców - rewolucjonistów często.

31 października 2018   Dodaj komentarz
technika   Łągiewka zderzak  

Jak wieprz stał się Wieprzem

Jak wieprz stał się Wieprzem - czyli legenda o ...??

"Dawno, dawno temu, gdy na terenie Polski jeszcze były plemiona, był las sosnowy o pniach, które i dwóch mężczyzn nie mogło objąć, a na środku lasu, była piękna, rozłożysta polana. Niedaleko od polany znajdowała się chata drewniana o dachu pokrytym mchem.

W chacie tej mieszkał pewien kmieć ze swoją rodziną. Nie był to człek bogaty, ale o dobrym sercu. Nie miał ani koni, ani bydła, ale miał za to świnie. Pewnego dnia jak co dzień rano wstał ów kmieć, a zaraz za nim cała jego rodzina. Miał ten kmieć syna, który miał dar, gdyż słyszał więcej niźli inni. Ptaki pieśni mu śpiewały, las arie wygrywał a woda przypominała swym szumem chóry anielskie - wszystko mu grało. Mógł on usiąść i przez cały dzień wsłuchiwać się w tą cudowną muzykę przyrody. Ojciec jego nie był z tego zadowolony i często złościł się za to na swego syna. Tego ranka kmieć od samego rana nie wiadomo dlaczego miał zły humor. Cała jego rodzina widząc to starała się nie wchodzić mu w drogę. Postąpił tak też i jego syn, który zaraz po posiłku zabrał się do pracy. Poszedł do zagrody, wypędził z niej świnie i popędził je do lasu na wypas. Chłopiec nie chcąc niepokoić swego ojca postanowił wypasać świnie nieco dalej od swej zagrody, więc popędził je w głąb lasu na polanę. Przybywszy na miejsce chłopiec usiadł na pniu starego powalonego drzewa i pilnował swojego stadka. Siedząc tak do jego uszu dobiegły dźwięki, tak cudne jakich jeszcze nigdy w życiu nie słyszał. Oczarowało to chłopca do tego stopnia, że zapomniał o całym świecie i nie zauważył jak jeden z wieprzy oddalił się od stada, wyszedł na środek polany i zaczął ryć. Nagle chłopca z zasłuchania wyrwał przeraźliwy kwik. Zerwał się więc i z ogromnym zdziwieniem zobaczył uciekającego wieprza a za nim malutką stróżkę wody. Nie namyślając się wiele chłopiec pobiegł ku miejscu wypływania tej stróżki. Gdy już był na miejscu jego oczom ukazał się piękny widok, zobaczył malutkie źródełko, z którego wypływała pulsując woda o pięknym, błękitnym kolorze przypominającym niebo, wydając przy tym przecudne dźwięki, że chłopiec aż oniemiał z wrażenia, przykucnął i zamknął oczy. Jego oczom pod wpływem tych dźwięków ukazała się rzeka piękna, rozłożysta wijąca się po pięknej równinie o niezliczonej liczbie ryb i ptactwa gnieżdżącego się nad jej brzegami. Nagle chłopca z letargu wyrwał przeraźliwy głos. Chłopiec otrząsnął się, wstał i ku swemu zdziwieniu zauważył, że stoi po kolana w wodzie, natomiast na brzegu wody wpatrzone w niego stały świnie wydając przeraźliwy kwik. Zrozumiał, że gdyby nie świnie pewnie utonął by w wodach powstałego rozlewiska. Powróciwszy do domu opowiedział o tym zdarzeniu swemu ojcu. Kmieć na pamiątkę tego, że źródło z którego wytrysła woda wyrył wieprz oraz, że świnie uratowały jego syna, powstałe jezioro nazwał Wieprzowym."

 

Zdjęcie z portalu http://roztoczetomaszowskie.pl/

Legenda zaczerpnięta z http://wieprzow.prv.pl/

 

31 października 2018   Dodaj komentarz
historia   wieprz   Wieprz rzeka  

Przeddzień Wszystkich Świętych na Wiślanym...

31.10.2018 przeddzień Wszystkich Świętych. Wisła i przy wiślane łąki i pola w zadumie. Mgła spowiła, tajemniczością okryła. Czerwone wstające z niebytu słońce nie narzuca się, wolno ale stanowczo przegania mroki nocy. A czy noc jest potrzebna? Chyba tak samo potrzebna jak dzień. My mamy dwie natury, natura ma dwa oblicza. To swoista synergia oczywistości z tajemniczością, jasności z ciemnością, egzystencji z letargiem, radością i strachem. Dlatego tak uwielbiam świty, jutrzenki i brzaski. To tak krucha chwila, gdzie przełamuje się w człowieku nicość z chęcią do życia. A przecież każdy ma powody by żyć. Dla innych, dla siebie, dla wyższej idei, dla samego bycia. Dzielimy ten ziemski padół materialny z tym niematerialnym, mistycznym, niezbadanym i niewytłumaczonym. Czy warto wszystko wyjaśniać ? czy warto burzyć kolejne dogmaty wiary? Wyjaśniać ludziom i wmawiać, że to 21 gram ma dusza? Zostawmy tamten świat tymi co nim władają, módlmy się za tych co odeszli z tego świata. Za tych co nie powinni odejść bo mieli jeszcze całe życie przed sobą.Za tych co zostawili wiele spraw do załatwienia. Za tych co nagle ktoś pozbawił dalszej radości z życia. Za tych i za innych, którzy  mierzyli się z sobą, zamachnęli się na własną osobę, własną wiarę, własną cielesność, własną nadzieję. Uważam, że jesteśmy powołani by kochać innych, by nieść radość, pomoc, nadzieję. Ale czy nie zdarza nam się wątpić? Szukać odpowiedzi na pytania nie profesora czy naukowca lecz siły wyższej? Kogoś lub czegoś niematerialnego, bytu niebieskiego. Zakorzeniona wiara w Boga , ale przecież jest wiara w Allaha,Jahwe, czy reinkarnację, Cztery Szlachetne Prawdy…. We wszystkich i tych nie wymienionych ludzie wierzą i pokładają wiarę. 

Takie myśli o tej egzystencji człowieka i korelacjach z tym i tym światem zawsze nachodzą mnie przy tym świcie. Świt zawsze rodzi nadzieję a wiara to potęguje. Świt to odcięcie się od nocnych mar i wierzeń od nocnych trudów wychowania dziecka, od trudów opieki nad osobą starszą, od trudów braku snu….

Tak bardzo kocham poranki…….

31 października 2018   Komentarze (2)
filozofia   wisła   wiara   świt   wisła  

Koncert - występ - jak Prowokalni zaśpiewali...

I stało się! Koncert wybrzmiał w zabytkowym kościele w Górze Puławskiej. 

Na XVIII Dni Kultury Chrześcijańskiej jako epilog zaśpiewaliśmy ponad godziny koncert o bardzo pozytywnym przesłaniu. A kto? by się ciekawy zapytał. Idąc drogą folderów i plakatów czy informacji zawartych w Internetach to:

„„Chwytaj dzień” – koncert piosenek z pozytywnym przesłaniem, w wykonaniu zespołu wokalnego z Puławskiego Ośrodka Kultury „Dom Chemika” „Prowokalni”, w składzie:

 

Alicja Bil-Traciłowska

Izabela Gałka-Mizak

Magdalena Saramok

Małgorzata Formańska-Kasperek

Joanna Stachyra-Wolska

Paweł Ciechanowicz

Karolina Oleksiewicz

 

„Prowokalni” to zespół działający pod kierownictwem muzycznym Michała Matrasa. Podczas koncertu „Chwytaj dzień” zespół wykona piosenki z repertuaru znanych i cenionych artystów m. in. The Beatles, Michaela Jacksona, Zbigniewa Wodeckiego, Kayah, Mieczysława Szcześniaka.

Wokalistom towarzyszyć będzie zespół instrumentalny: Michał Głos – perkusja, Andrzej Rotmański – gitara basowa, Piotr Mazurek – gitara elektryczna, Michał Matras – piano.”

 

I ze świecą szukać jakiś obszerniejszych informacji o moim zespole. Może to, że zaśpiewaliśmy kilka kolęd dla m.in. ks. Czartoryskiej w kościele „Na Górce”, czy kilka utworów na POK-Frontacjach…. Może i dobrze, bo pokora i skromność, ale zarazem wiara w to, że jesteśmy jednym z niszowych zespołów wokalnych w Puławach może kiedyś zapulsuje. Co do zespołu to trwa od września 2017 roku z wokalistów i chórzystów m.in. Brata Alberta. To 6 Pań o cudownym głosie i jego barwie – nie wspominając o nieziemskiej urodzie i ja – jako rodzynek. Tu apel – jak ktoś jest tenorem i chce śpiewać podobny repertuar jak wyżej to proszę o kontakt. Reasumując mamy sopranki, alty i basa – tenor obowiązkowo musi być….

Zespół pod kierownictwem Pana Michała miał i wzloty, i upadki, chwile słabości i szczęścia. Jak to bywa z młodą i chcącą grupą ludzi kochających śpiewać. Musiały się nasze charaktery i temperamenty dotrzeć, obrać wspólną linię być jednością. Wiele prób, wiele wyrzeczeń – przecież każdy ma swoje życie, dzieci, pracę, dom. To właśnie kształtuje naszą dorosłość – umiejętność pogodzenia prozy życia z tym co czujemy w sobie – swoich potrzebach i ich realizacjach. 

Do koncertu trwały przygotowania kilka miesięcy, kilka bardzo intensywnych miesięcy. Próby im bliżej dnia „M” były zagęszczane i wybrzmiewały z muzykami. To ważne – śpiew wokalny a śpiew z zespołem muzyków – to inna bajka. Trzeba się dotrzeć, trzeba złapać wspólny rytm, wspólną chemię….

21.10.2018 próba w kościele i pierwszy szok – nagłośnie! W Kościołach małych, nawowych o grubych murach, gdzie grają organy tam dźwięk rozchodzi się zupełnie inaczej niż na akustycznie fatalnej sali gimnastycznej. Nic – coś pokręcili, poprzestawiali i w miarę się ustawiło. Sam koncert to ten dzień, gdzie nerwy trzeba trzymać na wodzy, głosu na darmo nie marnować, nie zaziębić się. Ja wyjątkowo na spokojnie podszedłem do niego. A przecież ze mnie żaden wokalista, ot parę lat w chórach pośpiewałem z koncertami kolęd głównie. To inne śpiewanie. Tu mamy do 14 utworów w oryginalnych lub lekko zmodyfikowanych aranżacjach. Utwory wielkoformatowych artystów – piosenkarzy jak śp. Pan Wodecki. 

Cholera ludzi cały kościół – nie będzie więc kameralnie. No nic spiąć pośladki odchrząknąć i zaczynamy. Najpierw na rozkręcenie głównie siebie dwa utwory już dobrze nam wychodzące i raczej nie solowe. Po Happy Day przyszedł czas na mój występ solowy. Utwór zespołu Raz Dwa Trzy -Trudno nie wierzyć w nic. W sercu i głowie mam koleżankę, która odeszła z tego świata kilka dni przez występem. Młoda, pełna życia, kochająca matka i żona. Rak. Ten utwór musiał być wyśpiewany z prawdziwym żalem do Boga…chyba się udało. Tego nie wiem. Po mnie zaśpiewała Iza z utworem „Kiedyś” (muz. A. Menken sł. S. Schwartz - opracowanie słów polskich M. Kudła, wykonanie M. Szczęśniak). Długo dochodziłem do siebie, co za wrażliwość, co za emocje, co za wyczucie, co za ekspresja – zapomniałem prawie, że i chórki tam śpiewają…. Karolinka wyśpiewała „O niebo lepiej” M. Szczęśniaka brawurowo a chórowe uuuuu były cudowne. Potem piosenka wzniosła, pełna patosu w wykonaniu Alicji – „Modlitwa Esmeraldy” …kurde znów łzy, te z głębi serca, te najcenniejsze. Muszę się ogarnąć, bo to nawet nie połowa występu. Przełamujemy konwencję i Gosia śpiewa bardzo pozytywny i wesoły utwór „Stand by me”. Człowiek zaczyna się gibać sam – pięknie to wychodzi i wyszło. Profeska pełna i w tym już rozruszanym klimacie – znów ja śpiewam…, ale w duecie z Gosią. „Tolerancja” Sojki. Nie pamiętam, jak wyśpiewałem, ale byłem bardzo szczęśliwy mogąc w tym utworze dać z siebie wszystko. Karolina złapała kontakt z publicznością i zaczęli klaskać, nucić sobie. Kościół zaczął być wesoły, radosny i ludzie sobie pod nosem i nie podśpiewywali. To było nie do opisania. W tym genialnie pozytywnym nastroju Madzia i Iza wyśpiewały cudownie „Czas miłości” – aż ciary szły po plecach!! Chwila oddechu i zasłuchania się w świetne wokale Asi i Ali – „Kiedy mówisz” ks. Twardowskiego. Bardzo głębokie słowa i dotykające a to mistrzowskie wykonanie było niczym epitafium. W tym uduchowionym stanie śpiewamy kolejny utwór – „List do Ciebie piszę” M. Szczęśniaka i G. Łobaszewskiej. Tu znów wzruszenie, tu znów emocje w duszy i sercu. Ludzie w kościele także to poczuli. Widziałem ich twarze – skupione a zarazem radosne. Chyba gdzieś analizowani siebie przez dotychczasowe życie…. I stało się – „Chwytaj dzień” mistrza Wodeckiego wyśpiewanego wraz z Katarzyną Szczot. Utwór prowadziła Karolinka wzorcowo, wyśpiewaliśmy jak mogliśmy najpiękniej – dla uczczenia przedwcześnie zabranego z tego świata wielkoformatowego artysty. Arcy pozytywny przekaz ma ta piosenka!!! Arcy!! Ludzie zaczęli na nowo się bujać i kto znał podśpiewywać. Zbliżamy się do finału – to „All you need is love” w naszej aranżacji i ja jako lektor. Stało się bardzo bardzo pozytywnie (choć już było pozytywnie). Na koniec „Joyful” jako swoiste zamknięcie występu. Tłumacząc refren:

”…. Radosny, radosny 

Panie, wielbimy Cię.

Boże chwały.

Władco miłości

Serca otwierają się przed Toba niczym kwiaty

Czcimy Ciebie jak słońce w niebiosach.

Rozpraszasz chmury grzechu i smutku.

Przeganiasz mrok niepewności

Przegoń je!

Dawco wiecznej radości.

Napełnij nas.

Napełnij nas światłem dnia.

Światłem dnia…”

 

Koncert zakończyliśmy - brawa na stojąco były, wiwaty, coś niesamowitego, bardzo wzniosła chwila…. I te dwa bisy – padło na moje utwory (Raz Dwa Trzy i Sojkę). Trochę się zagubiłem na Tolerancji zjadając wers piosenki. Ale wszyscy śpiewali i większość nie zauważyła.

Takie to oto wrażania z koncertu – trzymają do dziś……

 

29 października 2018   Komentarze (2)
spiew   Prowokalni   Góra Puławska   Chytaj Dzień  

Historia Lokalna -Wodowskaz w Puławach -...

Blisko Groty Pustelnika w zespole parkowo-pałacowym przy łasze znajdował się jego domek. Już nieistniejący, ale pełnił bardzo ważną funkcję. Wodowskazu – na którym wyryte były poziomy powodzi jakie nawiedzały Puławy ( ówcześnie Nowa Aleksandria). Postanowiłem wrzucić tą informację na bloga bo warto wiedzieć gdzie i jak był mierzony poziom Wisły. Poniżej oryginalna informacja i rycina pochodząca z 

WISŁA, JEJ BIEG, WŁASNOŚCII SPŁAWNOŚĆ. Rozpoznawane przez WILHELMA KOLBERGA,

Inspektora i Członka Zarządu Kommunikacyi, Członka Rady Ogólnej Budowniczej. Z 1861 roku.

Wodowskaz  w Nowej Aleksandryi (Puławy)

„……

Wersta 2 53.

Wodowskaz urządzony był na przód na łasze, czyli odnodze Wisły, w ogrodzie pod pałacem. Od r. 1850 urządzonym jest przy murowanym dom u Sommera. Stałe punkta są. na dom ku w ogrodzie instytutowym , ja k się poniżej objaśnia.

 

Działo się w Puławach dnia 1 (13) lipca 18 37 r.

Podpisany Inżyner wspólnie z Wójtem Gminy, udali się do wodoskazu wystawionego przy łasze z Wisłą połączonej, w odległości 200 sążni od koryta rzeki, i przekonali się, że takowy znajduje się w dobrym stanie. P o zrobieniu niwellacyi, i zebraniu wiadomości od ludzi miejscowych, okazało się, że punkt  zera na wodoskazie oznaczony zupełnie odpowiada najniższem u stanowi wody. Następnie Inżenier wykonał niwellacyą od wodoskazu do dom ku pustelnika w ogrodzie, na którym najwyższy stan wody z r. 1813 jest oznaczony, i znaleziono, że takowy odnośnie do wodoskazu ustawionego, był na 22 stóp, 0 cali, 6 linij. Woda najwyższa w roku bieżącym była stóp 16, cali 8, linij 6; w dniu zaś dzisiejszym, to jest 1 (13) lipca 1837, o godzinie 12 w południe, było stóp 2, cali 10.

Za Inżeniera Gubernialnego, J . Krzyczkowslci.Wójt Gminy Puławy, Jaroszewski.

 

Wodoskaz w Puławach sprawdzony w dniu 2 9 listopada (11 grudnia) 1841 r.Od znaku wody 1813 roku na domku pustelnika do palika przy domku było stóp 7, cali 10, linij 6.od palika do wody w łasze — „ 9, „ 1, „ 2. odwody w łasze do wody na Wiśle — „ 4, „ 0, „ 0. a w oda na wodoskazie przy upuście „ 2, „ 1, „ 0. 7 23, „ Ó T „ 8.20. Zatem od wody r. 1813 do zeru jest stop 23, opuszczając linije.Podług więc tego wypada wodoskaz podnieść o stóp 2, nie zmieniając zera, ponieważ od zera do najwyższej wody było źle oznaczone, stóp 21 zamiast 23. (*)

Wody niższe od wody 1813 roku.

Woda 1839, jest niżej wody 1813 roku o stóp 4. — 1837, — — — » 5, cali 4, linij 6. T. Urbański.

Według sprawdzenia zrobionego w r. 1847 przez Inżeniera Neumann, wodoskaz tęż sam ą pokazywał różnicę, jak dopiero podano.W r. 1848, Pułkownik Urbański podaje wysokość wodoskazu na 22 stóp, 6 cali, względem znaku z r. 1813 wody na domku pustelnika, jak się okazuje poniżej, gdy mowa o wodokazie w Iwangrodzie. (w. 273.)

Naczelnik Objazdu Krzyczkoicski

dnia 8 (2 0 ) marca 18ÓD r. donosi:

1. Domek pustelnika w ogrodzie Nowej Aleksandryi w dobrym stanie utrzymuje się, a dawszy nad nim przykrycie, na długie lata mógłby być zachowany.

2. N a innych dom ach w Nowej Aleksandryi niema pewnych znaków stanu wody z r. 1813.

3. Łata wodoskazu do obserwacyi najwyższego stanu wody,przybita na domu murowanym Sommera w r. 1850…….

W Nowej Aleksandryi w ogrodzie dolnym instytutu znajduje się wspominany wyżej domeczek murow any zwany domkieim pustelnika, na którym od lat 60 oznaczano wysokość powodzi, przez wycięcie linii poziomej w kamieniu ciosowym i wyryciu roku. Ponieważ domek ten dobrze jest do tego czasu utrzymywanym,przeto widzieć się dają oznaczone w sposób powyżej opisany powodzie z roku: 1800, 1813, 1837, 1839, 1844.Odnoszono te powodzie do zera na Wiśle, czyli najmniejszego stanu wody, jak i kiedykolwiek mógł się praktykować, a który przyjęto za podstawę wodoskazów urządzonych na tójże rzece pod Zawichostem, Nową Aleksandryą, Warszawą i Płockiem . Po dokładnie odbytych niw ellacyach przekonanosię, że w Nowej Aleksandryi, wody wielkie oznaczone na domku pustelniczym , wznosiły się nad zero, rachując na miarę nowopolską jak następuje:

1. Wody z roku 1800 stóp 19 cali 1

 — 1813 „ 22 „ 6

— 1837 „ 17 „ 0

— 1839 „ 18 „ G

— 1844 „ 18 „ 8

2 Z czego pokazuje się, że w Nowej Aleksandryi, wody powodziowe od CO lat najwyżej wznosiły się w r. 1813, i dochodziły nad 0 stóp 22 cali 6. In n e powodzie były daleko mniejsze, a wody z roku 1844 pod Nową Aleksandry były niższe od wody z roku 1813, o stóp 3 cali 10. Tym czasem zaś w Warszawie, ja k okażemy niżój, wody.1813 roku wznosiły się tylko do wysokości stóp 21 nad zero, a wody powodziowe z roku 1844 wznosiły się do wysokości stóp 22 cali 9, czyli wyższe były od wód roku 1813, o stopę 1, cali 9, co pochodziło z mniejszego napływ u wód z gór Karpackich, a większego napływ u tychże wód z nizin od Nowej Aleksandryi do Warszaw y, i tym podobnych przyczyn…..”

 

26 października 2018   Dodaj komentarz
puławy   historia   wodowskaz   poowodzie   wisła  

2/2 -Delegacja - nieoceniony czas poznania...

W końcu docieramy do 1/3 drogi na Puławy. Tu zakończę tą część „delegacji” – GOŚCIERADÓW.

Już z daleka widać przepych architektoniczny budowli sakralnych. Neogotycki w stylu nadwiślańskim kościół widać już z daleka – pochodzi z 1920 roku, wg projektu Ksawerego Drozdowskiego. Po lewo cmentarz a po prawo istniejący bunkier…

DZIAŁANIA wojenne i ich relikty są widoczne w całej Polsce. Dziś przejeżdżając koło miejscowości Gościeradowa przykuł mą uwagę bunkier. Jest zlokalizowany blisko głównej drogi na polach uprawnych. „Jest to bunkier typu Regla 514. Takie schrony bojowe w uzbrojeniu miały zazwyczaj kilka karabinów maszynowych dużego kalibru. Poza uzbrojeniem posiadały też peryskop i drzwi gazoszczelne. Bunkier ten zbudowali Niemcy w roku 1942. Miał on chronić drogi i przeprawę na Wiśle przed bardzo aktywnie działającymi tu partyzantami. Otoczony był rowami przeciwczołgowymi, które po wojnie zostały zasypane. W okolicy Gościeradowa Niemcy zaczęli budowę kilku takich schronów bojowych, lecz tylko ten został ukończony. Gdy na tereny te w roku 1944 wkroczyły wojska rosyjskie, wszystkie niedokończone bunkry zostały wysadzone. Tego schronu jednak nie zniszczono z obawy przed uszkodzeniem zabytkowego kościoła i cmentarza, które znajdują się w bardzo bliskiej odległości. Dziś bunkier otaczają pola uprawne”.

 I sam ogromny i monumentalny kościół na rozdrożu dróg a przed nim kapliczka św. Jana Nepomucena.

Skręcamy w lewo i trafiamy do zadbanego i użytkowanego !!!! zabytkowego pałacu z cudownym łukiem tryumfalnym …

RES SACRA MISER - UBOGI JEST RZECZĄ ŚWIĘTĄ.

 Zespół pałacowo-parkowy został założony w XVIII wieku przez ród Prażmowskich. Potem zmieniali się właściciele od Suchodolskich w XIX wielu do czasu, gdzie ostatni z rodu Eligiusz Suchodolski, w 1894 przekazał go Warszawskiemu Towarzystwu Dobroczynności. Aktualnie dalej jest użytkowany - Dom Pomocy Społecznej. Największe wrażenie robi brama ceglana - łuk- z inskrypcją na jej szczycie. Pałac natomiast jest zachowany w stylu klasycystycznym, gdzie portyk przy fasadzie czołowej podparty jest jedynie trzema kolumnami. Więcej o historii nie tylko pałacu można wyczytać na stronach goscieradow.pl – polecam tą stronę, bo to istna kopalnia wiedzy o regionie. Tak nieduża miejscowość, a jaka skarbnica wiedzy, jaka historia…istna perełka!!  Połącznie bardzo mocnego kultu religijnego kościół oraz pomoc ludziom – dzieciom odrzuconym. Miłosierne połączenie.

Położona w bezpośredniej bliskości oczyszczalnia bio - z pewnością nie wypływa na bardziej pozytywne walory zwiedzania

Na tym kończę tą część powrotu z delegacji. Mam nadzieję, że choć zasiałem ziarenko zainteresowania i chęcią poznania tego czego mijamy po drodze. Całe szczęście, że są miejsca i ludzie, którzy z chęcią je opisują i kultywują tradycję i pamięć….

źródło - wikipedia, goscieradow.pl,zaklikow.pl

forki - własne

26 października 2018   Dodaj komentarz
historia   delegacyjny i podróżniczy splen   Zaklinów   lipa   Gościeradów   stalowa wola  

1/2 - Delegacja - nieoceniony czas poznania...

Na delegacjach czas płynie inaczej i to nie w tym sensie, że jak na wakacjach, ale wręcz przeciwnie. Jeżdżę w delację i bardzo często robi się do czasu by zrobić- niekiedy do hotelu się wraca o 23… Uroki takie nic nie poradzisz. Jeszcze dobrych kilka lat temu sama droga do miejsca delegacji mnie nie interesowała, od pola, łąki, lasy, wsie, miasta….. a to przecież nasze dziedzictwo … cała nasza historia, tradycja, polskość. Nie można przejeżdżać obok i nie zainteresować się, nie przystanąć, nie poczytać, nie obejrzeć by w końcu o tym opowiedzieć bądź napisać. Tylko wtedy historia żyje jak się o niej mówi i pisze.

Puławy - Stalowa Wola (Lubelskie – Podkarpackie). Częsty kierunek moich delegacji. Dziś w kilku zdaniach o niektórych ciekawych miejscach, przez które przejeżdżałem i przystanąłem na chwilę. To, że Lubelskie – kolebka polskości- jest oazą naturalnego piękna przyrody, kwintesencją symbiozy człowieka z naturą, gdzie króluje jeszcze częste zabudowa zdrewniania z tymi cudownymi okiennicami, gdzie starsi ludzie siadają przez chałupą i rozmawiają z sobą z przechodzącymi sąsiadami, ludźmi. Trasa cudowna, przez Bochotnicę, Karczmiska, Opole Lubelskie, Rybitwy, Józefów nad Wisłą, Annopol, Gościeradów, Zaklików, Lipa, Stalowa. Dziś tylko nieliczne perełki z tej listy (oczywiście zgrubnej i nie pełnej). Sama Stalowa wymaga pełnego i pełnoprawnego wpisu, bo jest to miasto, które powstało 80 lat temu (równo 80 lat temu) decyzją ministra o powołaniu COP (Centralny Okręg Przemysłowy). Między historyczną miejscowością Nisko i znanym, i odwiedzanym przez rzeszę pielgrzymów Rozwadowem a wsią Pławno. O historii, choć krótkiej warto poczytać na stornie www.stalowawola.pl.

Mnie urzekł „Bohater – Patriota”, który dumnie w centrum stoi na rondzie przy hotelu STAL (a jakże!) – jest to figura według projektu Andrzeja Bityńskiego. "Bohater Patriota" to poraniony husarz z jednym skrzydłem, gotowy do walki z szablą w dłoni. To dar dla miasta od mieszkającego w Nowym Jorku polskiego rzeźbiarza. Rzeźba powstała na zamówienie Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce, którego Pityński jest członkiem. Ta organizacja uskładała na ten cel 200 tys. dolarów. A z racji tego, że nocuję w STALI to Bohatera mam na oku. Robi wrażenie!

 A poranek nad Stalową jest także piękny jak zachód słońca nad Bohaterem 

 

 

Uciekamy z Stalowej w stronę Puław i pierwszy przystanek za Sanem miejscowość LIPA. Zrobiona dość chaotycznie, choć czuję intencję twórców – rekonstrukcja przejścia granicznego z okresu zaborów Austro-Węgier i Carskiej Rosji. Jak sama nazwa mówi to właśnie tu była linia graniczna i pas demarkacyjny między tymi dwoma zaborcami. By nie pisać tego co jest napisane o tym miejscu wklejam zdjęcie z tablicą informacyjną.

Pomysł uważam za bardzo trafiony. Wiele miejscowości granicznych ma taką często smutną historię, która gdzieś ginie w czeluści czasu i zapomnienia. 

Mamy postawioną 4 kolumnową altanę murowaną upamiętniającą dwóch wielkich wodzów – T. Kościuszkę i J. Piłsudskiego. Na uwagę zasługuje także bardzo dobre odwzorowanie punktów granicznych Austrio-Węgier i Rosji.

 

 

Ciekawostką jest to, że szlaban i maszt z tzw. bombą był i znów jest (od października 2017r) drogą wjazdową do jednego z największych poligonów wojskowych.

Ruszamy dalej i trafiamy na historyczne miasto stawiane na tzw. „surowym korzeniu” (jak np. Zamość) – Zaklików.

Jan Zaklika herbu Topór był wojewodą sandomierskim, a miejscowość powstała z gruntów miejscowości - Zdziechowice. W czerwcu 1565 roku Stanisław Zaklika - kasztelan połaniecki uzyskał od króla Zygmunta Augusta przywilej lokacji miasta. Otrzymało ono nazwę od rodowego nazwiska założyciela a także herb Zaklików - Topór. Osadnicy otrzymali szesnastoletni okres „wolnizny" co łączyło się z nieponoszeniem podatków ani żadnych innych ciężarów na rzecz króla. Przywilej lokacyjny ustanowił trzy jarmarki: na św. Krzyża, św. Katarzyny i św. Bartłomieja. W 1590 roku król Zygmunt III Waza zezwolił na organizowanie czwartego jarmarku na św. Piotra i Pawła.

W XVI wieku w Zaklikowie został zbudowany kamienno - drewniany zamek. Niestety nie doczekał się czasów współczesnych, bowiem zniszczony został podczas wojny północnej toczącej się w latach 1700 – 1721 r. Ruina została rozebrana przez miejscową ludność i posłużyła jako budulec do nowych budynków. Pozostałości zostały rozebrane na budulec a fundamenty z biegiem czasu zapadły się w ziemię. Zaklików dość często zmieniał swoich właścicieli. Byli nimi m.in. Załuscy, Małachowscy, Puchałowie i Szlubowscy. Po zbudowaniu przez hr. Tarnowskiego elektrowni wodnej do części domów doprowadzono prąd. W samej miejscowości mieszczą się dwa kościoły - W latach 1580 – 1583 r staraniem mieszczan wybudowano drewniany kościół św. Anny, który stoi do dziś jako kościół cmentarny oraz wybudowany w 1608 roku pw. Trójcy Przenajświętszej. 

„Parafię w Zaklikowie erygował bp krakowski Piotr Tylicki 5 września 1608 r., na prośbę Anny z Leszczów Gniewoszowej, wdowy po Marcinie Gniewoszu, której staraniem wybudowano murowany kościół w stylu barokowym pw. Trójcy Przenajświętszej w Zaklikowie, jako wyraz ekspiacji za grzech odstępstwa męża. Kościół istnieje do dziś, przebudowany w XVIII w. i pod koniec XIX wieku. Budynek murowany z cegły, otynkowany, jednonawowy, przy prezbiterium zakrystia z dwuizbowym pomieszczeniem na piętrze. Przy nawie dwie kaplice dobudowane podczas przebudowy w XVIII i XIX w. Nad nawą wieżyczka z sygnaturką. Oprócz ołtarza głównego z zasuwanymi obrazami Trójcy Przenajświętszej, Jezusa Ukrzyżowanego i Matki Boskiej Częstochowskiej jest 5 ołtarzy bocznych z obrazami: św. Anny Samotrzeć, św. Bartłomieja, Serca Jezusa, Matki Bożej Niepokalanie Poczętej i św. Józefa. Obok kościoła stoi murowana dzwonnica z 1786 r. z trzema dzwonami.”

Największym skarbem tegoż kościoła jest wykonana w drewnie lipowym XV-wieczna płaskorzeźba ze szkoły Wita Stwosza. Na miejscu nieistniejącego zamku wybudowano w latach 60 ubiegłego wieku pałac z wierzą na modłę tych średniowiecznych.

 

26 października 2018   Dodaj komentarz
historia   delegacyjny i podróżniczy splen   Zaklinów   Gościeradów   lipa   stalowa wola  

Historia Lokalna -Nieistniejący pałac w...

Pałacyk w Górze Puławskiej.

Mało kto o nim słyszał a znalezienie danych na jego istnienie jest trudne. Udało mi się pozyskać troszkę informacji i zdjęcie z Kuriera Gminy Puławy nr 12 z grudnia 2012r. Autorem obszerniejszego artykułu nie tylko o wzmiankowanym pałacyku jest pani dr Grażyna Hołubowicz-Kliza. Aktualnie w miejscu byłej rezydencji jest szkoła w Górze Puławskiej. Jeszcze przed II wojną światową głosił dobre imię swojej fundatorki ks.Izabeli.Był on niejako przedłużeniem kompleksu pałacowo - parkowego siedziby Czartoryskich. Legenda głosi, że z okien pałacyku było widać okna komnat księżnej Izabeli w linii prostej.  

"....Na początku XIX w. dziedzicem tych dóbr [m.in. Góry Puławskiej przyp. mój] został Adam Czartoryski, który wskutek uczestnictwa w powstaniu listopadowym musiał uciekać za granicę. W 1811 r. dzierżawca Sebastian Orłowski (major artylerii absolwent Szkoły Korpusu Kadetów) na życzenie księżnej Izabeli Czartoryskiej wybudował w Górze Puławskiej piękny pałac zaprojektowany przez P.Ch. Aignera. Wokół niego został założony park widokowy będący przedłużeniem parku puławskiego. Pałacyk został zbudowany na planie wydłużonego prostokąta. W narożu południowo-wschodnim miał wysoką rotundę z kolumnami korynckimi, która nawiązywała do rzymskiej świątyni Westy. Pałacyk stanowił piękny element krajobrazu. Orłowski mieszkał tam do upadku powstania listopadowego. Pałac ten przetrwał do 1939 r. Został on zniszczony podczas działań wojennych, a Niemcy ostatecznie rozebrali go w 1940 r. ...."

 

Tekst z Kuriera Gminy Puławy nr 12 z grudnia 2012

 

Oraz z forum Góry Puławskiej ( http://www.gponline.fora.pl/nasza-historia,42/historia-palacyku-w-gorze-pulawskiej,167.html )  część wspisu internauty o nicku "Madej"  ciekawa historia : 

"

Z Góra Puławską związana legenda o dwórce księżnej Izabeli Czartoryskiej. Z historią wielkiej miłości związane są dwa nazwiska: Izabeli White i Izabeli Neville. To Izabela Neville była dwórka księżnej Czartoryskiej. Jej córka Izabela, zakochała się bez pamięci w przystojnym oficerze o nazwisku White. 

 

A wszystko zaczęło się tak: 

W dobrych relacjach z dworem puławskim pozostawała Lucie(Łucja Neville)i jej córka Elżbieta nazywana zdrobniale Lilą. Pani Neville pochodziła z Irlandii a nazwisko rodowe Mooren, które nosiła, należało do bardzo znanych w tym kraju. Do Polski przybyła w 1792 roku towarzysząc angielskiemu ambasadorowi Williamowi Nevilleowi Gardinerowi z którym łączyła ją bliska zażyłość. Owocem tego związku buła Lila oraz przyjęte nazwisko, pod którym będzie oficjalnie występowała. Po upadku państwa polskiego Gardiner powrócił do Anglii, gdzie miał legalną żonę i dzieci. Pani Neville zdecydowała się pozostać w Warszawie, korzystając z gościnności polskich domów magnackich. Około 1803 roku przyjęli ja na swój dwór Czartoryscy. Jej znajomość angielskiego przydawała się czasami, aby dotrzymać towarzystwa angielskim gościom bawiącym się w Puławach.28 kwietnia 1823 roku córka Izabeli Neville,26-letnia Lila poślubiła w Sieniawie swojego o 4 lata starszego rodaka Arthura White’a. Uroczystość ze względu na żałobę po zmarłym tego roku księciu Adamie Kazimierzu maiła charakter skromny i cichy. Lila poznała swojego męża 2 lata wcześniej, gdy pojawił się na dworze sieniawskim w drodze z Wiednia do Moskwy, podbijając całe towarzystwo wesołością i uprzejmością. Jego pobyt był szczególnie miły dla starego księcia, którego on potrafił zainteresować i ożywić.

Wkrótce po ślubie nowożeńcy wraz z matką powrócili do Puław. Wite, myśląc o życiowej stabilizacji zaczął rozglądać się za kupieniem lub wydzierżawieniem małej posiadłości w okolicy Puław. Gdy poszukiwania spełzły na niczym, White zaczął snuć plany wyjazdu do Galicji. Wówczas księżna Izabela nie chcąc rozstawać się z ulubiona wychowanicą, wysunęła projekt wydzierżawienia White’om folwarku w pobliskiej Górze. Spełniając życzenie matki, Adam Jerzy Czartoryski podpisał z Arthurem White’m w Puławach 29 sierpnia 1825 roku 20-letni kontrakt dzierżawy dla korzystnych dla anglika warunkach. „Naprzeciw Puław, jest dwór wiejski -któremu nadano wygląd świątyni Vesty – ocieniają ja dęby i topole” – pisała księżna Izabela o nieistniejącym jeszcze pałacyku w Górze Puławskiej. Pałacyk wybudowano według projektu Aignera i założył on także ogród mający być widokowym uzupełnieniem parku puławskiego. Pałacyk został zniszczony w czasie II wojny Światowej i znany jest jedynie z akwarel i starych fotografii. Zbudowany był na planie wydłużonego prostokąta, w narożu południowo środkowo-wschodnim miał przewyższającą rotundę rozczłonkowaną parami półkolumn korynckich, nakryta spłaszczonym daszkiem. Rotunda ta, nawiązująca do świątyni Westy w Rzymie, była dominatą widokową dla przeciwległego parku Puławskiego."

 

Zdjęcie z Kuriera Gminy Puławy nr 12 z grudnia 2012.

23 października 2018   Dodaj komentarz
historia   góra puławska   puławy   Góra Puławska pałac Orłowski  

Moja ścieżka biegowa i nie tylko ....

Nic mnie tak nie cieszy jak wygospodarowanie chwili czasu i wyskoczenie na bieg. Też do lasu bieg ma się rozumieć. Nie mogłem sobie odmówić tej chwili dla siebie i w sobotę szurnąłem do lasu – mojego lasu. Wybiegając z domu mam około 300 metrów by zatopić się w jego błogość, jego matczyną czułość, jego szum już opadających liści, jego zapach i smak złotej jesieni. Dawno nie miałem takiej frajdy a zarazem i zadumy jesiennej jak na tym treningu. Trasa dobrze mi znana tym razem podpatrzyć chciałem tę szykującą się zimy przyrodę. Na Ceglanej, gdzie występuje krajobraz piaszczysty z drzewostanem głownie sosnowym, tylko gdzie nie gdzie jeszcze ponownie kwietnie bniec i chaber. Czarne – przekwitłe kwiaty wrotyczu dalej mają intensywny zapach, puch na nawłoci kanadyjskiej się stroszy – w takim stanie przeżyje zimę. Łany traw – szczotlich siwych (Corynephorus canescens), które upodobały sobie ten teren. Dalej pod górkę i w las. Na drzewie jeszcze stare oznaczenia szlaku czarnego – niedługo będzie żółty. Czarny szlak – to szlak, którym opiekował się zmarły w czerwcu br.  Świetny przewodnik Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, Ryszard Bałabuch. I w lewo na szlak Greenaway (Bursztynowy Szlak Greenaway cięgnie się od Budapesztu do Helu). Odcinek Puławy – Skowieszyn jest otoczeniu lasu puławskiego. Tam właśnie biegnie moja trasa biegowa, choć nie za długo. Pierwsze spotkanie z grzybiarzami (mają podgrzybki) i odbitka na Czarny szlak do Parchatki (a dokładnie do Góry Trzech Krzyży w Zbędowicach). W samym lesie pojawiły się opieńki i „czarne” podgrzybki i dalej czarnym szlakiem przez przekos i linię średniego napięcia. Tu już ścieżka szeroka i las sosnowy, wysoki, mchu kożuch oko miło cieszy, bez koralowy już ostatnie owoce zrzuca, orlica (paproć) już gotowa do zimowania. Można głęboko oddychać i czuć tak mocno leśny aromat, aromat jesienny tych liści i wilgoci – nic tego nie zastąpi. Mija 3 kilometr i zbiegam w dół wąwozem – zwanym tez małym wąwozem. To istny raj dla botaników i tych kochających przyrodę. Występuje już tu roślinność typowa dla tych miejsc – długo utrzymująca wilgoć. Kopytnik, lilie złotogłów (sic!), kokorycz, kokoryczki, groszki wiosenne, fiołki, miodunki, dąbrówki, jaskry, szczawiki …oj by wymieniać długo. Ścieżka w wąwozie obsypana niczym na Boże Ciało ulice podczas procesji. Zwalone drzewa, opadające gałęzie czy pochylające się nad wąwozem dają niesamowity klimat wręcz magiczny. To najmniejszy znany wąwóz, jego starsi bracia zaczynają się od „linii demarkacyjnej” jaką jest ulica Piasecznica – łącząco bezpośrednio Włostowice i Skowieszyn. Po jej drugiej stronie zaczyna się Kazimierski Park Krajobrazowy. To miejsce, gdzie każdy ceniący uroki przyrody, natury, flory i fauny lub choćby odpoczynek musi odwiedzić. Takiej kumulacji wąwozów lessowych nie uświadczysz nigdzie w Europie, mało tego i najdłuższym wąwozem lessowym to te w Parchatce – właśnie w Kazimierskim Parku Krajobrazowym. O tych terenach będę szerzej pisał, jak zapadną długie wieczory a krótkie dni….

Wracam do biegu – kieruje się w stronę Skowieszyna, podbieg pod górkę, mijam jedną z trzech kapliczek na trasie Piasecznicy i w oddali majaczy już sama miejscowość. Bieganie w takich okolicznościach daje wielkie doznania estetyczne. Ciągnące się małe zagony, już zaorane, gdzieś rzepak, gdzieś kwietnie gryka żółta i wszystko schodzi się w najwyższym szczycie ze ścianą tęczowego lasu. Sarny na polach pasące się i spokojnie obserwujące okolicę. Z tego co słyszałem od znajomych ze Skowieszyna to pojawiają się wilki w tych okolicach i już dość wszędobylskie łosie. Podbieg i jestem na samym początku przy przepompowni Skowieszyna. Bardzo starej miejscowości, gdzie kiedyś miała nawet swoją stację PKP – aktualnie nazwaną Pożóg. Kolejna kapliczka a przy niej na jej zboczu wiosną zaczyna się plejada kwitnienia jasnoty białej (zwaną „białą pokrzywą”) i fiołków. Chwila na oddech – 5 km. Nad wsią snuje się dym z kominów, dym z palących się na polach łęcin tworząc swoistą tajemniczą mgłę. By dopełnił tego obrazka dodajmy do tego cieniutki jazgot psów i warczące traktory. Zamykam oczy i czuję się podobnie jak w mej wsi rodzinnej 30 lat temu…. Czas dalej biec, choć przemożna chęć napawania się widokiem i naturą zaczyna brać górę nad aktywnością. Obsztorcowałem się. I dalej przed siebie do „krzyża” leżącego na rozdrożu dróg polnych między Skowieszynem a Puławami „drewnianymi”. Plantacje malin, truskawek i aronii po prawej stronie po lewej lassssss. Zostawiam go na 3 km by móc pobiec polami i ciut miastem. Dobiegam do krzyża. Ot zwykły z rury grubościennej wspawany krzyż przydrożny, ale jego lokalizacja jest genialna. Zawsze przy nim się zatrzymuje by podziwiać bezkres pół i ścianę lasu patrząc na Puławy (w oddali kominy „Azotów”) z drugiej strony rozrastającą się wieś Skowieszyn w stronę Puław. Co chwilę przybywa domek za domkiem – przez co zmienia się krajobraz. Wybieram drogę na Starą Wieś przy torach. Ciekawość mnie zjadała jak tam „postęp” prac na trasie Dęblin – Lublin. Miało torowisko być gotowe w 2019 roku, ale włoska firma „straciła płynność finansową” i klops. Cisza. Dobiegam do „bezprzewodowego” torowiska, gdzie w miejsce starego murowanego żelbetonowego mostu-przepustu leży rurowy przepust i nasypy kończą się kilka metrów przez i za nim. Czyli „bezprzewodowe połączenie”. Wstyd i bezsilność, że Lublin już bez mała 400 tys. miasto (9 w Polsce) wraz z Puławami, Nałęczowem i innymi miejscowościami nie mają połączenia kolejowego. A sama stolica województwa ma połączenie choćby z Warszawą tylko przez jednotorową niezelektryfikowaną linię kolejową przez Parczew. Tyle wywodu o kolei, pod starym mostem kolejowym jak był zawsze się zatrzymywałem, bo kwitł tam serdecznik, pierwiosnek, jaskry i piołun a dokładnie jego łany. To jedyne miejsce w okolicy Puław mi znane na piołun. Ostatnio zbierałem w Wólce Gołębskiej. Biegnę dalej widząc spaloną wieże ciśnień w Puławach Drewnianych. Droga biegnie wzdłuż „torów” aktualnie jedynie nasypów i zaczynają się pojawiać pierwsze domostwa. Odbijam w lewo w stronę Kolejowej. Tu pamiętam jest hodowana trojeść amerykańska, głównie jako roślina miododajna (choć sama roślina wykazuje własności trujące), tytoń, przegorzan (piękne kuliste kwiaty i „kolcami”) i słonecznik bulwiasty. A w przychacie są teraz pięknie kwitnące Marcinki – ich fiolety i błękity ubarwiają już coraz szarą miejską rzeczywistość. Około 8 km, biegnę dalej nowo wylanym asfaltem i dobiegam do ulicy Górnej. Tu znów w lewo i do lasu. Niespodzianka miła, bo na sosence dwie budki i jeden karmik dla ptaków. W las, szybko w las. Znów mogę głębiej odetchnąć. Choć to już las miejski i burczenie, syczenie, sapanie i wrzaski miasta dochodzą do mnie. Ostatnie 2 km w cudowności leśnej by wypaść na kostkę brukową przy rondzie Żołnierzy Wyklętych na Sosnowej. Zanim wypadłem z lasu podziwiam jeszcze miotły żarnowca, chabry i lepnicy co się zapomniała i zakwitła jeszcze raz. Zostawiam za sobą las, mój las, moje pola. Przygoda dobiegła końca – ale to tylko na teraz. Ta trasa jest tak urokliwa, że każdą porą roku nią biegam. 

Popatrzcie w wokół, nie tylko przed siebie. Pewnie Matuszka Natura czeka na was, pokazując wam swoją piękną suknię ….

 

Autor w "małym" wąwozie.

 

"Mały" wąwóz

Okolice Skowieszyna - droga do Puław

 

Droga do krzyża....

Puławy ulica Górna - sosna "ptasia"

"Zadymiony" Skowieszyn.....

 

Bezprzewodowa kolej ...

22 października 2018   Komentarze (1)
aktywność sportowa   botanika   running bieganie Skowieszyn  

Jak to z tym śpiewaniem jest....

 

Jak z tym śpiewaniem - przecież blog basowypan... No to fakt - śpiewam jak AMATOR co nieco. A zaczęło się przez sąsiadkę i cudowną soprankę, matkę dwójki dzieci Asię, która podpuściła mnie. Przyjdź mówi na próbę - jest super - ksiądz prowadzi - zaśpiewasz coś może będzie dobrze…. No a że Asi się nie odmawia to poszedłem pełen niewiary w siebie i w swoje możliwości.... Ksiądz popatrzył (Chór Brata Alberta w Puławach - aktualnie już nie prowadzi chóru - prowadzi Pani Renata) zrobił wywiad co nieco i śpiewano Agnus Dei i bez basa to nie można śpiewać. Byłem sam, basów żadnego odeszli…. coś wyrzuciłem z siebie...chyba się spodobało... Ksiądz prosił i członkowie chóru bym przyszedł na następną próbę...Tak się zaczęło moje śpiewanie z Chórem Brata Alberta w Puławach w 2015r, gdzie do tej pory jako bas (dość niski nawet zahaczam pro fundo) śpiewam i spełniam się w pieśniach liturgicznych. Niebywała okazja się nadarzyła w 2017 roku, bym mógł zaśpiewać w CHÓRZE CANTATA Z Grodziska Mazowieckiego pod dyrygenturą Basi…Był to szok, pozytywny, szybko obnażyłem się z swoich słabości ...była Ania od emisji głosu...cudowny sopran - ciepła kobieta o anielskim usposobieniu. A wszytko dzięki Marcie, która śpiewała w Albercie w Puławach jeden sezon i zaprosiła mnie do Cantaty....nigdy tego nie zapomnę. Byłem amatorem i słabo szło mi czytanie z nut a chór pełen profesjonalizmu, duży skład, wszystkie glosy cudowne, anielskie, sopranki, alty, tenory i basyyy moje kochane basy... Jarek wykładnia, autorytet do tej pory, sympatyczny, przyjazny, człek o wielkiej empatii do ludzi i wielkim dystansie do siebie, Michał LOT-ny niski bas jak ja. Świetna komitywa, świetne glosy, gdzie ja do nich? Basia dyrygent - tak cudowna i charyzmatyczna osoba też miała wątpliwości czy dam radę podźwignąć repertuar, który śpiewaliśmy na Litwie w 2017 r. Zaufała, wyszkoliła, dała mandat zaufania i udało się - zaśpiewałem jak mogłem najlepiej wśród tych genialnych głosów!! Czułem się będąc z nimi doceniony i ważny, czułem, że jestem z nimi jednością…Pomogła mi w tym kochana Madzia z Alberta, która nocami między swoim doktoratem nagrywała mi midi sekcję basów i chóru bym mógł się uczyć w domu. Litwa, Wilno, Troki i śpiew kolęd - finał dla mnie 7.1.2018 roku - dwie kolędy w VIII Grodziskim Kolędowaniu....Basiu. Chórze. Dziękuję!!!

Cały czas spełniam się w Chórze Brata Alberta w Puławach szukając dalej swojego rozwoju- cały czas czerpię chęć śpiewania!! Teraz ćwiczymy Handla - Alleluja!! 

W 2017 roku zacząłem współpracę z nowotworzonym zespołem wokalnym PROWOKALNI, prowadzonego przez znanego instrumentaliste i nauczyciela - Michał Matras. Jestem rodzynkiem wśród cudownych Pań od sopranów do altów. Ja jako bas często robię za tło, choć podobno mam w wyższych partiach ładny głos. Daliśmy kilka mini koncernów, nawet dla księżniczki Czartoryskiej!! Teraz szykujemy się 21.10 na nasz "pełnometrażowy" koncert. Muzyka inna, ciekawa, warta nastawienia uszu i oczu. Panie są przecudownej urody a głosy ...ech ja to amator...

 

Tak w skrócie co i jak ….

 

 

 

ja ...

Chór Brata Alberta  w Puławach za czasów prowadzenia chóru przez księdza muzykologa

Brat Albert

 

Chór kameralny Cantata z Grodziska Mazowieckiego

 

 

Zespół PROWOKALNI - Puławy

18 października 2018   Komentarze (4)
spiew   brata ALBERTA CANTATA PROVOCALNI  
< 1 2 ... 37 38 39 40 41 >
Izkpaw | Blogi