• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Najnowsze wpisy, strona 17

< 1 2 ... 16 17 18 19 20 ... 40 41 >

Pałac , gdzie do stołu podawano sztućce...

Karykatura powojenna byłego Pałacu Wandalina

 

Pałac dębliński przeszedł tak wiele zmian w swojej budowie i architekturze nie tylko podyktowane kaprysem czy przychodzącą modą ale i jego zniszczeniami i pożarami. Z zamierzchłej historii dziejów jak powstawał w pierwszej połowie XVIII wieku a teraźniejszym dzieli ogromna przepaść jego wartości architektonicznej oraz otaczającego go parku o którym ciut później. Za właściciela hrabiego Józefa Wandalina z Wielkich Kończyc Mniszech zatwierdzono plan budynków pałacowych w stylu barokowym. 

Sam Józef Wandalin należał do bogatszych magnatów Rzeczypospolitej , posiadał dobra na Rusi, na Sandomierszczyżnie, Podlasiu, Grodzieńszczyźnie oraz starostwa sanockie,jaworowskie,rohańskie,gołębskie. Przekazał niemałą sumę na zbudowanie m.in. pałacu w Dęblinie. Był wybitnie wykształconym człowiekiem, obytym i oczytanym. Posiadał wielki księgozbiór , który od 1854 roku w zbiorach Ossolineum.

Jako pierwszy w Rzeczypospolitej wprowadził na przyjęciach francuski obyczaj podawania noża i widelca dla każdego gościa. Palny pałacu najprawdopodobniej opracował Antoni względnie jego syn Jakub Fontana ( architekci króla Augusta II) Po śmierci Wandalina pracę budowniczą kontynuował jego syn Jan Karol Mniszech a po nim jego syn Michał Jerzy. 

 

Staw pałacowy 

 

To on sprowadził do Dęblina nadwornego architekta Poniatowskiego Dominika Merliniego. Wpłynęło to na całkowitą zmianę szaty zewnętrznej . Pałac się przeobraził nie do poznania. Tyl klasycystyczny pałacu zagościł od teraz. Dodatkowo pałac otrzymał rzeźby , bramy stylowe i dwie okrągłe niby baszty budynkami. Przy tej zmianie gruntownej także wygląd na zewnątrz uległ zmiennie. 

Powstał piękny park krajobrazowy – europejski. W 1779 roku ogród przy dęblińskim pałacu zaprojektował sam Jan Chrystian Schuch. W środku parku znajdował się nieregularny staw w wysepką. Na której wybudowano około 1780 roku wg projekty Merliniego pawilon-mauzoleum w stylu grobowca Cecylii Metelii w Rzymie zwanym "świątynią wspomnień”. W ostatniej ćwierci XVIII wieku wybudowano pawilon ogrodowy klasycystyczny. 

Ciekawostką jest to ,że pierwszy piorunochron w kraju był zamontowany przez ks. Jowina Bończa Bystrzyckiego ( proboszcza Stężycy) na omawianym pałacu. Pod koniec XVIII wieku Dionizy Mikler Irlandczyk ( planista ogrodowy) przekształcił urządzanie ogrodu na nowe założenia krajobrazowe. 

 

Wyspa , gdzie była kaplica-mauzoleum 

 

Piękno pałacowe zakończyło się z dobą przejęcia pałacu przez Iwana Paskiewicza. Pałac został gruntownie przebudowany i strasznie stylistycznie zeszpecony. Zniekształcono park, pobudował nowe oficyny szpecące krajobraz. Do pałacu dobudowano wielką salę balową i teatralną. Zniszczyło to co cenny architektoniczny styl nie tylko pałacu. W krypcie kaplicy na wyspie pochowano Paskiewicza i jego żonę a samą kaplicę przemianowano na prawosławną. Wycofujące się wojska rosyjskie w I WŚ podpaliły pałac. W 1918 roku cały zespół pałacowy przeznaczono na lokalizację Francuskiej Szkoły Pilotów. W 1922 roku ruszyła gruntowna odbudowa pałacu związana z decyzją przeniesienia do Dęblina początkowo wytwórni samolotów a później Oficerskiej Szkoły Lotnictwa i Głównej Składnicy Lotniczej. Zniszczony pałac przebudowano na kasyno oficerskie starając się nadać mu jego historyczny blask, Plan odbudowy opracował inż. arch. Antoni Dygat. Odrestaurowano także oficyny przeznaczając górę na potrzeby hotelowe. W tych latach ( 20-0tych) wzniesiono kilka willi w parku. W czasie II WŚ pałac znów został zniszczony. Odbudowano go w 1950 roku. Historię najnowszą każdy już zna pewnie.

Wielka szkoda ,że nie zachowała się ogrodowa kaplica, oranżeria, mosty i schody, bramy stylowe lecz mimo tego park trzyma swoje piękno.

 

KAPLICA 

 

 

Na wyspie parkowo- pałacowej aktualnie już jej nie ma. Kaplica rozebrana została w 1944 roku. Wybudowano ją około 1780 roku wg projektu Dominika Merliniego wraz ze stylowym mostkiem.Nieistniejąca już kaplica pałacowa. Kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej także zwaną Świątynią Dumania, Świątynią na Wyspie. W jej podziemiach spoczywał przez jakiś czas krwawy pogromca powstania listopadowego - I.Paskiewicz.

 

Niestniejąca juz klaplica. Zdjęcie Internet.

 

Niestniejąca juz klaplica. Zdjęcie Internet.

 

 

Niestniejąca juz klaplica. Zdjęcie Internet.

03 marca 2020   Komentarze (2)
dęblin   historia   technika  

Miej oczy szeroko otwarte...ktoś może potrzebuje...

Według zgłoszonych, czyli oficjalnych danych w 2016 roku osób chcących pozbawić się życia było prawie 10 000. Ile było tych , gdzie nie udało się zarejestrować ? Pewnie spory odsetek. Ta liczba to małe miasteczko jak chociażby Ryki. To olbrzymia ilość ludzi nie widząca już dalszego sensu istnienia. Nie widząca już światełka w tunelu. Gdzie być może zawiodły wszystkie możliwe formy terapii i wiary. Czy aby na pewno? Czy Ci ludzie szukali pomocy? Dzwonili pod numer zaufania, zwierzyli się koledze koleżance, ojcu, matce, rodzinie? Swojej dziewczynie czy chłopakowi? Domyślam się, że nie. Wybitnie delikatny trudny temat, którego w żadne statystyki objąć się nie da. Warto jednak pochylić się choć ciut nad tym światem co nas otacza, nad morzem ludzi w których ledwo co pływają jeszcze ci desperacji. W tymże roku 2016 więcej ludzi zginęło śmiercią samobójczą niż w wypadkach samochodowych. Przerażająca to informacja budząca u mnie emocje, wielkie emocje. Z tej liczby bez mała 10 tysięcy osób targających się na życie zginęło 5405 osób. Kolejne liczby ,które nie pozwalają przejść obok nich obojętnie….Z tej liczby to mężczyźni żegnali się z tym łez padołem w ilości 4638 ( 86% !!!!) co jest przygniatającą większością…. Setki wniosków można byłoby już wysnuć. Ponad 56 % samobójstw popełniono w mieście…..i znów daje do myślenia, zmusza do pochylenia się nad tym delikatnym tematem …..

A powody ?

Pomijając te wynikające wprost z chorób psychicznych, fizycznych ,kalectwa co stanowi około 56 % wszystkich „powodów” to następne wynikają wprost z braku silnej wiary w siebie, ze swojej niemocy czy nie w porę zgłoszenie się czy co gorsza nie udzielenie tym osobom pomocy na czas. Dlatego tak często o tym mówię , o uśmiechu, o dobrym słowie, o nie ocenianiu, o altruizmie i empatii do ludzi. To tak ważne , bo aż 12,5% przyczyn leży w nieporozumieniach np. rodzinnych czy aż 12% w niepowodzeniach miłosnych.

 

Kto ?

Okazuje się, że najwięcej prób samobójczych ponad około 39% to żonaci i mężatki. Panny i kawalerowie to 10 procent mniejszy odsetek. Przeraża to ,że w zakładanych rodzinach , gdzie bardzo często pojawiają się dzieci dochodzi do największej eskalacji problemów z którymi już nie jesteśmy w stanie sobie poradzić. Nie zaznając pomocy znikąd, gdzie w porę nie zostaniemy przez rodzinę przyjaciół zaobserwowani targamy się na życie zastawiając ten świat.

Przedział wiekowy ?

Najwięcej prób samobójczych zakończonych zgonem to przedział wiekowy 30 -49 lat prawie 38% ogółu. I ten przedział i ta informacja o żonatych i mężatkach daje zatrważający obraz, że ludzie stabilni i stateczni by się mogło wydawać, mający zapewne dzieci jak i domy i jakiś majątek porywają się na siebie. Wcale nie lepiej jest u młodych ludzi w przedziale wiekowym 25-29 lat to ponad 33 % !!!!!!

 

Przerażające dane, za którymi stoi bezsilny człowiek odarty do cna z wiary w siebie, wiary o lepsze jutro , z wiary do ludzi. Podejmujący najtrudniejszą decyzję o swoim jednokrotnym życiu na tym świecie. Pozostawiając po sobie nie tylko żal i pustkę ale i być może zapłakane rodziny czy nieopłacony kredyt….

Dlatego miejmy ile możemy dać dobrej energii , dobrego słowa czy uśmiechu dla innych .To może dzięki nam , ktoś odłoży te najgorsze myśli do najciemniejszego zakątka swojego umysłu….

 

Na postawie GUS . Raport z dnia 8.9.2017 rok. Zdjęcie internet.

02 marca 2020   Dodaj komentarz
filozofia   samobójstwa 2016  

Jak chciano Wieprz od Kośmina kanałem wpuścić...

Początek odezwy do narodu CKR PPS Warszawa z 1903 roku:

 

„Towarzysze!

 

Straszna klęska nawiedziła kraj nasz. Woda zalała ogromne przestrzenie, zniszczyła bezlitośnie owoce krwawej pracy ludu roboczego. Zmarnowało się dobytku naszego za dziesiątki milionów rubli. Wiele tysięcy gospodarzy straciło swój majątek, wiele tysięcy robotników chodzi bez zajęcia, bez środków do życia.......[...] Rozpacz i zgroza idzie po kraju... Głód zagląda w oczy...Czają się przeróżne choroby, żeby się rzucić na wynędzniałe ciała ludzkie...”

 

Dalej to już stronnicze odezwy przeciw caratowi i naciskom pisane swoistym językiem. Nie mam pewności ,że informacja zawarta poniżej pochodząca z tegoż obwieszczenia jest prrawdziwa ,ale zapisałem ją.

 

200 000 rubli taką kwotę przygotował Carat na pokrycie wielkiej powodzi jaka nawiedziła jego okupowane ziemie – zaborcze.

I tu mamy Twierdzę Dęblin i wsie okoliczne, które są w bezpośrednim styku Wieprza. Rzeki ponad 300 km dla mnie najpiękniejszej , najdzikszej, cudownej w swoich esach floresach. Wybrzmiała w 1903 roku kolejny raz. Zalewając znacznie Twierdzę i okoliczne zabudowania. W czasie gdy Fort Wannowski i Borek zamiast tradycyjnych cegieł jako podstawowego budulca otrzymał beton co było nowością tu Wisła i Wieprz toczyły swe wody wzburzone uszkadzając Iwanogrodzki bastion .Dowództwo Twierdzy wystąpiło z projektem przebudowy a dokładniej zmiany koryta Wieprza do carskiego rządu. W wyniku analiz i dyskusji ustalono ,że nowy „Wieprz” powinien płynąc swoim prastarym korytem od Kośmina i uchodzić blisko Stężycy. Takie rozwiązanie zabezpieczało by nie tylko Iwanogrod, ale i wiele miejscowości aktualnie przyległych do Wieprza. I jakby się ziściło to bym na Skoki do Wieprza już nie jeździł...

 

Oszacowano koszt operacji wykonania nowego”starego” koryta Wieprza na około 300 000 rubli. Wynik tego projektu znamy. Nie przeszedł. Okazał się zbyt drogi dla Carskiej Rosji i został odrzucony.

 

Na postawie „Boborowniki 1986-2000” -Towarzystwo Przyjaciół Bobrownik.

02 marca 2020   Dodaj komentarz
dęblin   wieprz deblin kanał koścmin car  

A śladu po młynie nie ma....Końskowola

 

Domniemane przeze mnie miejsce młyna wodnego

 

Konińska Wola. Najbliższe Puław byłe miasto. XVI wiek staje się Wola miastem – i to jakim! Dziś Końskowola...wieś...

 

Mam chwilę, mały poszedł spać. Lekko po 13.Niedziela. Znów jadę do niej...Szukam młyna wodnego. Tak te młyny są w głowie mej ,że muszę dopiąć swego i opisać wszystkie 12 lub więcej młynów wodnych na Kurówce. Kilka już opisałem mniej więcej. Ten w Rudach , ten w Woli Nowodworskiej, ten w Chrząchówku. Dziś ten czas by dni i godziny zamknąć w wyjazd. Pogoda idealna ,czyli nie pada. Luty choć nie zimny ale wieje. Odpalam tą moją skodę i zaczyna się krótka eskapada do byłego Miasta , Wielkiej Końsowoli! Boże jak lubię tą miejscowość. Mijamy wiadukt , mijamy drogę na pompy już w nowym wydaniu. Wpadam na zaczątek Rud i Końskowoli. Uwielbiam ten początek miejscowości. Tu stary trakt łączy się z aktualną drogą . Ten przez pola i Puławy drewniane wpadający do aktualnej drogi. Tu i krzyże i Rudy zapraszają. Już widać farny kościół , już centrum handlowe. Młyn motorowy niegdyś mijam. Widać,że to młyn był, dawał światło kiedyś. Ech ten młyn motorowy. XX wiek . Służył za główny generator prądu dla miejscowości. Należał do MORDKO FINKIELSZEJN. By w latach 30 tych przejść na własność spółki „J.Ulfik i ska”. Dostarczał energię do 10 punktów. Głównie latarni. I były przepychanki ,że za mało punktów , że mu się nie opłaca odpalać . Ciemności często na rynku były. A elektryka po kablu już szła i Ulfik zapewniał, że da radę i do każdego kto chce prąd da.... przegrał... Dziś firanki w oknach. Zjazd za młynem pierwszy po lewo na Kurów. Tu przy cmentarzu epidemicznym stawiam auto. Przy mostku na Kurówkę , nad stawy nowe , przy szkółce Kurowskich....

 

 

Ujście z pobliskich stawów wody do Kurówki

 

Tuż przy kanale ..byłym kanale. Trzciny i dwa okazałe psy mnie witają. Witają przy rzece i ścięty barszcz Sosnowskiego. Luty. Wierzby są blisko. Jakieś krzaki. Idę w nie by zaopatrzyć się w kija na wszelki wypadek ,gdyby psy pokaźne chciałyby przysposobić sobie moją nogę. Jest to miejsce , jest i Kurówka podgryziona przez bobry. Stawy wyschnięte psy uciekły. Ale w ferworze pozyskiwania kija dłoń poharatałem całą. Posoka ciekła jak głupia i wszędzie. Psy się pojawiły i ujadały. Widziały kija z daleka, nie podchodziły. Stałem dokładnie wg mnie, gdzie był młyn wodny. Nie ma śladu. Zasypane ,zaorane. Sam kanał młyński to droga ul. Wspólna .Od stawów odchodzi ujście , mała śluza. Gdzieś dalej bobry podcinają wierzbę.Sama rzeka genialna. Wysoki dość stan...Wije się ku Rudom ku Puławom. Do końca swojej wędrówki , do czasu spoczynku. Do kresu toczonych wód. Do matki , matuszki Wisły. Kiedyś uchodziła deltą do królowej rzek. Zaprzęgnięta do minimum 12 młynów ,dziś jest ostoją pstrąga i lipienia. Dziś toczy swe wody. Wody pełne historii nam mniej znanej. Gdzieś koń parska , gdzieś machnięcie ogona bobra słychać. Wiatr lekko podnosi trzciny. Kołysze na boki nimi. Na ulicy Kurowskiej samochód zwalnia , kierowca się przygląda na łysiejącego z kijem wędrowca przy rzece. Chusteczka nasiąkła krwią całkowicie. Czas wracać, zdjęć kilka i pustka w głowie. Czy coś zostało w pamięci ludzi ? Czy jezioro w opoce kiedy spuścili wodę , kiedy zasypali kanał młyński. Kiedy młyn zanikł...pewnie w okolicach 1 WŚ...

 

Podgryziona wierzba przy  Kurówce

 

 

Wróćmy w historię opisaną w książce „Dzieje Końskowoli” i nie tylko.

W spisie rzemieślników z lat 1607-1650 jest 2 młynarzy i 3 piekarzy. A uszczegóławiając w 1626 roku młynarzy nie było. Sugeruje to brak i młyna wodnego i wiatraków. Wiatrak typu holender Ignacego Sykuta stał na drodze do Witowic XIX/XX wiek. Drugi koźlak stał w stronę miejscowości Sielce z podobnego okresu. Trzeci w Starej Wsi na obecnej ulicy Różana. W latach 50 XX wieku został rozebrany.

Dlatego pojawienie się w połowie XVII wieku zapisu o młynarzach zwiastuje tych co mełi mąkę w młynie wodnym. Pierwsze zapiski o posiadaniu młyna wodnego są z 1531 roku - „pobór łącznie z Młynkami i Rudami z 15 ł. i młyna (RP).” Mamy wzmiankowany młyn zapewne wodny na Kurówce tuż przed uzyskaniem praw miejskich – Sł. Geog- Hist.

Napędzany zapewne wodami Kurówki i kołem młyńskim , zapewne podsiębiernym. Przeskoczymy do wieku XVIII, gdzie za panowania jednego z najwybitniejszych zarządców i właścicieli tych ziem czyli Augusta Czartoryskiego wybudowano w 1771 roku młyn wodny. Zapewne wtedy wkopano kanał młynówkę ze zbiornika we wsi Opoka. Kanał zasilał w wodę młyn – ten Końskowolski. Wzmiankowany owy młyn – być może po ulepszeniach np. zastosowaniu turbiny Francisa zamiast koła młyńskiego jest w spisie z XIX wieku. Należał on do „folwarku doświadczalnego”.

Przy okazji rzućmy oko na demografię Konińskiej Woli.

W 1790 roku liczyła – 948 mieszkańców ( Żydów – 491)

1803 rok - 1057

1865 rok – 2770

1914 rok – 5625 mieszkańców – swoisty rekord.

1916 rok – 1358 .

 

Właścicielem młyna wodnego w 1910 roku był Chaim Baer. Chciał na nowo w Końskowoli przywrócić ducha przemysłu jak za czasów Czartoryskich. Niestety jego plany nigdy się nie zrealizowały. Przypomnieć należy że choćby w 1890 roku Końskowola słynęła z produkcji wód gazowanych .

Na mapach z 1914 roku zaznaczony jest młyn wodny wraz z kanałem. Z map 1938 nie a już śladu po zbiorniku wodnym w Opoce i kanale. Wraz z młynem. Zapewne działania I Wojny Światowej jak i wiele tego typu młynów w okolicy zmiotło z historii.

 

Wycinek mapy z XVIII wieku - mapire.eu z zaznaczonym młynem wodnym i widocznym doskonale kanałem

 

 

 

 

Wycinek mapy z 1914 roku z zaznaczonym młynem i kanałem młyńskim

 

 

 

 

 

Wycinek mapy z 1938 roku - brak młyna i brak kanału

 

Tego nie wiem. To chciałbym się dowiedzieć.Może pomożecie ? Proszę....

 

 

 

 

Na podstawie:

"Dzieje Końskowoli" pod redakcją Ryszarda Szczygła

Aleksander Lewtak „ WIATRAKI NA ZIEMI PUŁAWSKIEJ"

24 lutego 2020   Komentarze (2)
historia   młyny i wiatraki   końskowola   młyn motorowy   Końskowola Kurówka   Młyn wodny  

Gdzie ten młyn ? Chrząchówek...co za nazwa...

 

Rzeka Kurówka 

 

 EDIT

 

DZIĘKUJĘ ZA TAK NIEBYWAŁY ODZEW Z PAŃSTWA STRONY. TERAZ DOSKONALE WIADOMO , GDZIE MŁYN BYŁ.

 

 

 

Pod koniec XIX wieku na Lubelszczyźnie funkcjonowało 1069 młynów. Głównie wiatraki ,ale także młyny wodne.Już w 1870 roku powstało 7 młynów parowych a już w 1907 roku było 24. W powiecie puławskim w owym czasie funkcjonowało 105 młynów wodnym i wiatraków. I fakty mówią o potędze Lubelszczyzny. Nie było lipy. Poczytałem o tym z książki “Minęło już 145 lat… Powiat Puławski dawniej i dziś 1867-2012” Gdzie stosowny historyczny wstęp poczynił historyk ,dla mnie ekspert najwyższej rangi - Zbigniew Kiełb.

Ale mnie naszło na te młyny...wodne…..

Nie zawsze było łatwo z tym młyńskim światem….

 

Głos Lubelski 2.5.1936 roku….

“Szajka podpalaczy żydowskich.

Zamordowała chłopa z Kaniowoli, który znał Ich sprawki.Donosiliśmy parę dni temu o nieby­wale zbrodniczej aferze dwóch żydów, Hersza Hochmana i Froima Fejna z Siedliszcz, którzy wynajęli sobie Zachara Szypiłowa do palenia wszystkich młynów okolicznych, aby zlikwidować konkurencję, jaką robiły młynowi Hoch­mana. Podczas jednego z tych pożarów spłonęło żywcem dwóch żydów, dzierżawców młyna. Obecnie śledztwo wyjaśniło, że ży­dowska szajka miała jeszcze gorsze rzeczy na sumieniu i nie cofała się przed pospolitem mordem. W dniu 12 kwietnia zamordowany został skrytobójczo niejaki Józef Drozd, we wsi Kaniowpla pow. Lubartowskiego. Okazało się obecnie, że Drozd zabity został przez Szypiłowa na polecenie Hochma­na i Fajna, którzy Szypiłowi obiecali zapłatę w artykułach spożywczych. Drozd wiedział, że młyn w Swierszcznwie podpalił Szypiłow i mógł w każdej chwili wydać całą szajkę. Wobec tego obaj żydzi postanowili go zgładzić, a dokonanie mordu polecili Szypiłowowi. Cała szajka siedzi obecnie za kratą. Oba żydy powinny pójść na stryczek.”

 

 

 

W tej XV wiecznej miejscowości ściśle należących do dóbr Konińskich w XX wieku prócz 11 młynów wodnych funkcjonował tu młyn . Młyn wodny. Założony w 1900-1905 roku przez Jana Michtę. Nie podziałał długo bo już w 1915 roku jak pisze pan A.Lewtak został spalony przez wojska Austro-Węgier w czasie działań wojennych I WŚ. Podobny los spotkał młyn blisko Woli Nowodworskiej. Ten drewniany … koło mostu łukowego na Kurówce. Idąc dalej widać majętny Jan Michta po wojnie ( IWŚ) wydzierżawiła od sąsiada Stanisława Kurka pole i na nim stawia młyn głównie własnym sumptem – wiatrak koźlak. I taki los młynarza ,że w wojnę II wiatrak nie meł zboża i po wojnie stał pusty i nieruchomy. Lata 50 XX wieku zamknęły jego żywot na wieki. I ten wiatrak jest ujęty. Problem jest z młynem wodnym.

 

 

Początek miejscowości od strony drogi Warszawa-Lublin.

 

. Bo i na mapach carskich i „naszych” choćby z 1914 roku nie ma śladu po młynie wodnym .Widać te mapy bazowały na mapach wcześniejszych- nie były aktualizowane tylko powielane. Mapy z lat 30 czy 40 wieku XX wcale nie wzmiankują o nim. Długo nie podziałał bo góra 10-15 lat. Wątpię,że i się spłacił. Pamiętajmy o mnogości wiatraków i młynów w bliskości jak w Wólce czy Końskowoli. Ten w Końskowoli już na mapach z XVIII wieku pracował zasilany ze zbiornika nie małego w Opoce przez kanał wykopany młynówka. Ale o nim piszę i piszę i napisać nie mogę.

 

Kapliczka nadrzewna , przy mejscu tragicznego wypadku. W bliskości krzyż. Droga do Kurowa.

 

A posłuchajmy co w regionie o młynach słychać . Idąc za Stanisławem Wójcickim

DZIEDZICTWO KULTUROWE GMINY KURÓW poczytamy ,że :

„Dnia 31 maja 1870 r. z gminy Nowa Aleksandria /Puławy/ do gminy Kurów przyłączono pięć wsi Sielce, Chrząchów, Chrząchówek, Wólka Nowodworska i Dęba. W skład tak powstałej gminy Kurów weszły: Płonki, Brzozowa Gać, Szumów, Łąkoć,Barłogi, Choszczów, Dęba, Wólka Nowodworska, Chrząchów, Chrząchówek, Sielce i Pulki. W 1921 r. osiedlił się w Brzozowej Gaci wraz z rodziną Oskar Ulrich. Była to rodzina pochodzenia niemieckiego. Wybudowała ona młyn w Brzozowej Gaci, gdzie obecnie znajduje się świetlica wiejska. W 1937 r. oddano do użytku rzeźnię gminną. Ponadto funkcjonowały gorzelnia w majątku Orsettich, tartak Kompoltowicza, dwa młyny: Holcmana i spółki i Ulricha oraz piekarnie, kaszarnie, olejarnie. Jednak najwięcej było zakładów garbarskich, kuśnierskich i szewskich.

 

Praca bobra przy Kurówce

 

 

Młyn będący obecnie w ruinie został zbudowany przez Józefa Giermasińskiego w okresie 1915-1920 r. Był on młynarzem w młynie dworskim położonym nad rzeką Kurówka w pobliżu mostu na pograniczu Olesina i Płonek. Po jego śmierci w 1930 r. młyn prowadził Czesław Giermasiński a następnie Stanisław Giermasiński do czasu jego zamknięcia.

Natomiast nieistniejące obecnie stawy usytuowane na przestrzeni od „Traktu Wąwolnickiego” obok rzeki Kurówki do ul. Puławskiej i drogi w kierunku Klementowic swymi wodami napędzały młyn przy ul. Puławskiej wybudowany w 1900 r. funkcjonujący w ramach tzw. „osady młyńskiej w Kurowie”.

 

Kurówka 

 

Pierwotnie podobnie jak stawy stanowił on własność kurowskiego dworu. Sprzedanyw okresie międzywojennym został własnością Szulima Rubinszteina, a następnie jego syna Arona. Napędzano go parą, a następnie energią elektryczną. Po II wojnie światowej został znacjonalizowany i pozostawał w zarządzie Centrali Rolniczych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Warszawie – Zakład w Puławach, a następnie Okręgowego Przedsiębiorstwa Przemysłu Zbożowo–Młynarskiego – „PZZ” w Lublinie. Obecnie jest to własność prywatna. Nieczynny od połowy lat dziewięćdziesiątych XX w.

Funkcjonowały również młyny w Płonkach przy moście na rzece Kurówce, Kłodzie /Krupa – Mała Kłoda/ w pobliżu mostu na rzece Białce, Klementowicach w pobliżu stawu,Brzozowej Gaci w pobliżu obecnej świetlicy.Natomiast wiatraki działały na Wygodzie i Małej Kłodzie /Krupie/ będące własnością rodziny Mizerackich. W przypadku Małej Kłody stał jeszcze w latach sześćdziesiątych XX w. Znacznie wcześniej funkcjonował wiatrak na wzniesieniu terenu za obecną ul. Graniczną w Kurowie. Stał on tam jeszcze w 1939 r. Ponadto przemiał zboża prowadziły wiatraki w Dębie /Paluchowie/ – własność Józefa Stępniaka, odbudowany w 1946 r., Płonkach oraz w Buchałowicach stanowiący własność rodziny Litwińskich. W Klementowicach należący do rodziny Zawadzkich wykonywał przemiał zboża do początku lat dziewięćdziesiątych XX w.

 

Kapliczka - Lataria we wsi

 

Dokument lokacyjny [ Kurowa] został wystawiony przez Piotra w sobotę w święto Trzech Króli dnia 6 stycznia 1442 r. na prośbę mieszczan, rady, wójta i pisarza miejskiego.Świadczy to o tym, że miasto było w trakcie organizacji. W połowie XV w. było zabudowane. Funkcjonował kościół, szkoła, dwa młyny, łaźnia oraz domy mieszkalne......”Do tego młyn w Końskowoli i Rudach. Czy w Wólce Profeckiej ( naliczyłem w 1773 roku aż dwa).

 

Wioska Chrząchówek stara , bo już XV wieczna. Ale była lokowana na nowo. Tak zapisano w słowniku historycznym. Cytować warto :”CHRZĄCHÓWEK (1457 Parva Chrzochowek Oppoka, 1470-80 Krzoszowek, 1484 80 Crzochow), 10 km E od Puław. Pow. lub., par. Wola Konińska. Własn. szlach. 1457 dziedzic Piotr Koniński (ZL IV 238). 1470-80 w. nowo lokowana, mała. Dziedzic Piotr Koniński. Folwarku nie ma. Dziesięcinę snopową wartości 1 1/2 grzywien bpowi (DLB II 571). 1484-1533 klucz → Witowice. Od 1529 nazwa do dziś niezmieniona. (LR 33).”

 

Drewniana zabudowa we wsi

 

W 1827 roku liczył 42 domostwa i 297 mieszkańców.”

Jan Długosz zanotował wieś jako Krzoszowek. w 2011 roku zamieszkiwało ją około 460 mieszkańców. Więc wcale nie mało. I tak w rzeczywistości jest. Kawał wsi . I jadę i jadę przez nią. Dojeżdżam do końca. Tam w cegle sklep. Za nim tragiczne zdarzenie . Krzyże i na drzewie kapliczka, krzyż przy drodze.Wprowadza mnie w emocjonalny stan. Krótka modlitwa. Uderzam nad Kurówkę. Czasu mało. Niedziela… Teren mało przyjazny , dużo drenaży z pól, rowów , trzcinowisk i bagien. Boże ,gdzie tu był młyn … Musiał Być w środku wsi tam lepszy dostęp do wody, tu każdy krok to błoto. Patrzy na mnie rodzinka na niedzielnym spacerku .Zawiesili się na barierkach i oglądają idiotę z aparatem i telefonem szukającym czegoś. Słyszę w oddali od nich ..”co za facet się szarpie przy rzece i lata i coś do siebie mówi….” Aż się zawiesiłem i spojrzałem w taflę całkiem wysokiej Kurowki. A trudno . Taki jestem i będę. Poleciałem do głowy rodziny i pytam o młyn ?? Gość odstąpił kilka kroków ode mnie coś burknął i odszedł z rodziną dość szybko . Byli z Chrząchowa chyba. Tam gdzie kościół aż dziwny na te okolice….

 

Wspomiany koścół....

 

Z drugiej strony drogi lepszy teren i mówię do siebie ,że tam musiał być wiatrak. I później mapa potwierdza.Wracam do auta.Chciałem zatrzymać się we wsi .Parcele ciągną się do rzeki.Ludzie w oknach , patrzą...nie mam odwagi iść na czyjeś pole…. Oglądam i wyobrażam sobie ten młyn…..wracam przez Witowice i Chrząchów do Puław….z niedosytem..dużym....

 

Fragment mapy WIG - 1936 z zaznaczonym wiatrakiem

 

 

Szkoła Podstawowa W Chrząchowie podzieliła się nie tylko informacją, że owy młyn znajdował się za drogą to także przekazał zdjęcia wspomnianego wiatraka w ścisłej bliskości młyna pana Michty. Bardzo ale to bardzo dziekuję. To cudownie ,że w ktoś chce pomóc i pielęgnować pamięć. Poniżej owe zdjęcia w tle widoczny jest wiatrak a przy nim młyn. Młyn wodny.

 

Widoczny wiatrak za drogą. Tuż przy szkole aktywność sportowa dzieci.

 

 

Także widać w tle za drzewem łopaty wiatraka 

18 lutego 2020   Komentarze (6)
młyny i wiatraki   historia   chrząchówek  

Chłód powstania i żalu po pani Puław....lekcja...

Paw, w tle Pałac Czartoryskich

 

 

288 metrów.

Sobotnie przedpołudnie sączy się swoją wilgocią i ciepłem. Dziś nienaturalnym. Już wiatrówka ubrana ,plus 10 stopni. Wiosna! Świergot ptaków ich trele, te wiosenne , te zakochane wybrzmiewają zewsząd. Zatopiony w nie i piękno pawi tych Czartoryskich udaję się na pierwsze dla mnie spotkanie w Muzeum z przewodnikami i pilotami wycieczek i grup zorganizowanych. A gdzie mi do przewodnika czy pilota, tym bardziej byłem zaszczycony ,że na takie unikalne spotkanie Muzeum ogłosiło a pani Ewaprzypomniała mi .Grupa duża, znam kilka osób – dosłownie ze 4. Henryk i p.Ewa tak , prowadząca Grażyna Bartnik i Zbigniew Kiełb także. Sam nie wiedziałem czego się spodziewać, choć czułem, że to będzie seminarium, które zapadnie mi w pamięci na długo. Nie myliłem się wcale. Kończymy rozmowę z Heniem i podążamy na górę, gdzie z prywatnej kolekcji pana Zdrojewskiego są zgromadzone pamiątki związane z Powstaniem Listopadowym i Puławami, Czartoryskimi. Zbyszek zagarnia ostatnich malkontentów na górę, na I piętro do Sali Kamiennej. Zasłona milczenia zapada u mnie. Widziałem już na inauguracji wystawy te eksponaty, gdzie pani Dyrektor, gdzie i właściciel kolekcji, gdzie mistrzowie florystyki, gdzie przede wszystkim księżniczki Barbara Czartoryska i Irena Bylicka z Czartoryskich, oficjeli władz i tych co kochają Puławy i historię i Czartoryskich. To były podniosłe chwile, dziś w tej sali nie mniej pasjonatów, regionalistów, ekspertów się zjawiło na kameralnym spotkaniu , prelekcji. Słów kilka wstępu od Grażynki , wiemy co będzie , jak się podzieli ten wspólnych czas spędzony w murach Muzeum. Niczym ojcowską miłością , także tą trudną podjął się opowiedzieć o pamiątkach i Powstaniu Listopadowym Zbyszek Kiełb. 

 

O wieńcach i wystawie Czartoryskich pamiątek i tych sentymentach Grażynka Bartnik. Cisza w głowie już u mnie dawno, nastawiony na odbiór i przeżywanie. Rozglądam się obok, twarze słuchają, ale chyba dużo z tego wiedzą. Już niektórzy widać poświęcili wiele, może i dziesiątki lat na te Puławy i okolice, może niejeden siwy włos opowiedzieć niejedną historię a już nie młode dłonie pokazać nie jedną pracę w Czartoryskich dobrach wykonaną. Czuję się młody, może za młody, ale nie jedynie młody w grupie. To dobrze rokuje, ta pokoleniowość, to zlanie się historii z senioralnych cudownych latach do tych, gdzie czerpać garściami jeszcze nie można. Ja nastawiłem się na czerpanie. Uśmiechy, gdzieś kaszel , gdzieś słychać migawkę aparatu. Gdzieś naciśnięcie długopisu zwiastuje chęć notowania…. Było warto notować. 

 

Zbigniew Kiełb opowiada o Powstaniu Listopadowym 

 

Wybucha powstanie, zawierucha i w Puławach. Sytuacja wybitnie napięta. Dwa wrogie nie od wczoraj strony: Polaków przepełnionych niepodległością   i rusyfikująca ,zaborcza rosyjska. Przewagi w wojsku znaczne na naszą niekorzyść , w sercu Polaków bije Wolna Polska. Bije i tyka niczym bomba by wybuchnąć bojem rozpaczy, bagnetem wyzwolenia…. 

Koniec stycznia…potyczka wygrana przez Polaków, później odwet Rosji. Już w zasłużonym wieku księżna Izabela Czartoryska z 5/6 III 1831 roku opuszcza jej najukochańsze Puławy. Za kilka lat w 1835 umrze, mąż już od prawie 10 lat nie żyje. Na ścianie w Sali Gotyckiej ogromy obraz na płótnie. Ostatnie chwile księżnej już mocnej seniorki , staruszki w Pałacu. Lament i płacz, pękające serce, trzeba opuszczać …Puławy do Wysocka. Płótno 5x8 m . W kolorze odnalezione przez Grażynkę na kwerendzie muzealnej. Owe płótno jedno z dwóch ozdabia choć smutnie ścianę. Drugie to płótno krypty Czartoryskich w Sieniawie. Piętro wyżej…..

Spotykają się na wystawie dwa światy: Polaków i Rosjan. Tych co bronili polskości i tych co ją pod swoim butem dogniatali do ziemi. Zatem stanęły przeciw sobie i mundury polskie powstańcze i orły, stanęły przeciw sobie szable i odznaczenia. Stanęły medale za krwawy bój powstańczych Polaków i wstęgi za zasługi tłumienia Powstania przez Rosjan. Uderza unikat Orzeł Polski na czapce oficera jednego z 12 - PUXPO. Pułk Krakusów im księcia Józefa Piłsudskiego. I mundur już tak różniący się od rosyjskiego.

 

Grażynka opowiada o pamiątkach sentymentalnych 

 

 

 A w starciu z naszym orłem wstęga nad orłem rosyjskim jedna w szczególności za szczególne zasługi tłumienia przez moskali powstania. Tak u nas przyjęte pagony występują tylko w Rosji w Polsce to przecież naramienniki a w XIX wieku epolety. I o nich była mowa , tych z orłem z ładownicy też z bardzo ciekawą historią. Za zasługi mordowania Polaków Car nadawał swoje złote „ Virtuti Militari”… tak pohańbiony symbol najwyższego męstwa Polskich żołnierzy. We wnęce pięknie połyskują szable , ta rosyjska mało udana ot kawałek rzemiosła a przy niej brylant nad brylanty – szabla samego Generała Józefa… I słów kilka zroszonych prawdą o bardzo poprawnych relacjach Francji z Rosją i pieczęcią….nie bardzo urzędową. Ostatnie pismo Prezesa Rządu Adama Czartoryskiego i zestaw do szycia porwanych mundurów, i spinka z dwuzłotówki. Narodowo było i Podniośle. Zrzucaliśmy z mundurów to co nas zbliżało do mundurów rosyjskich, gdzie i przez pomyłkę nasi strzelali do naszych a moskale do moskali. Gdzie już od 1815 roku pieniądze były mniej narodowe , tracąc swoją polskość na rzecz tych zaborczych. I wpis Jana Zdanowicza ostatniego pełniącego obowiązki burmistrza miasta Wąwolnicy.  40 minut ponad – jednym tchem. Jednym wysłuchane, coś zapamiętane. Zbyszek zbudował obraz dwóch światów. Bez złości bo przecież teraz w czasach pokoju o nich mówił, ciężkich czasów, po męsku, ale ze zrozumieniem. Sala Gotycka pachnie ostatnim rozpalonym kominkiem dla już wdowy księżnej. Dla jej świty. Słychać w oddali wojnę...czuć żałość tych co odeszli. Czuć wielki kres ..kres Polskich Aten...

 

W sali z wieńcami...

 

Zapachniało bukietem delikatnym i łagodnym. Wybudzeni z powstańczej gehenny głosem prowadzącej Grażynki zapraszającej a górę, do Sali Rycerskiej... ale przecież ta na dole to też pierwotnie zwała się Zbrojownią , Salą Rycerską.... Takie koleje losu. Kłaniamy się historykowi, zasłużone brawa z naszej strony.... Zaczynamy epitafium, ostatnie chwile największych i ich wieczny nie zawsze spokojny sen. Ktoś z kimś rozmawia , gdzieś przesuwają się dla mnie nowe twarze ,nowi znajomi nie Fbookowi, żywi. Żywi na tą lekcję historii od tych co umiłowali całym sobą ten pałac, tą Panią , ten Ród ,te Puławy. Schody żeliwa zdobień pełne. Sztukaterie pobielone na suficie, skromne. Kto by patrzył , na półpiętrze płachty dawnych historycznych chwil osady pałacowej , złapane przez Norblina czy Richtera. Sala ciemnością osnuta, wyważona. Tu i żart nie na miejscu. Obraz mniejszy, już pięknie uporządkowanych krypt jest i ołtarza. Wielkie dzieło wnuka - Władysława Czartoryskiego. Wieńce nowe i te XIX wieczne . W tych nowych ten z pracowni Muzeum ,zatopiona zwycięska róża z Końskowoli. Tuż przy założonym niegdyś przez księżną w Pożogu ponad 10 ha ogrodu. Gdzie wojska austriackie zniszczyły, zdeptały.  Ta róża zatopiona w żywicy...w hołdzie Czartoryskim. Zanosiły się Puławy,Polska i Europa płaczem w 1823 roku kiedy to mąż stanu ,wybitny z najwybitniejszych Adam Kazimierz oddaje ducha. W Stolicy chowają przy niesamowitych uroczystościach pogrzebowych ciało, serce tu do Puław trafia. Bo przecież kaplica to miało być mauzoleum ...miło... Serce Adama Kazimierza tu spoczęło ..nie zaznało spokoju wiecznego.... Niedługo po krwawo stłumionym powstaniu przez Rosjan , gdzie książę Erewański Paskiewicz, wódz naczelny  w niedalekim Dęblinie przejmuje dobra dęblińsko-bobrownickie za zasługi w mordowaniu Polaków , dobra puławskie przechodzą w ręce Rosjan. Pałac i wielka Familia gaśnie pomału. Rok 1835 gaśnie jej kobieca najjaśniejsza gwiazda. Musiała opuścić swoje Puławy w 1831 roku. Już na obczyźnie konać. 

 

Autor 

 

Kręci się służba i oddani. Budują na szybko ołtarz. Skromny bo i czasy podłe. Utkany w piękne pomarańczowe drzewka. Księżna odpadająca z sił , co dzień walczy z swoim przeznaczeniem. Maria tuż przy niej w ostatniej drodze. Żarliwe modły w ostatnich dni jej życia, ręce wzniesione do Boga. Z nią Izabelę, za Ojczyznę. Gaśnie i Izabela i Ojczyzna. Pokój się opróżnia z mebla wszelakiego. Zostają od zawsze 3 obrazy syna Adama, które tak na śmierci swej zapamiętać musiała. A on na emigracji , ból w sercu- matki tak nie często widzianej śmierć znosić musiał. Listem mu siostra Maria o niebieskim pierścieniu od Ojca kochanego danym pisała ,że wsunęła na palec. Że odcisk jej twarzy i piersi pobrano. Dla potomności , dla czasów wolnych ,wolnej Polski. Zgasła, wielka z największych Izabela. Księżna Izabela z Flemingów Czartoryska. Sieniawa skrywa w sobie krypty a w nich Czartoryskich. Kiedyś te trumny gniły, porozrzucane bez szacunku , bez czci , bez ładu. Gdzie po wojnie coś na kształt parawanu dzielone były, a w latach 70 tych piec wsadzili między nie. Hańbiąc i uwłaczając całej ich historii. Władysław Czartoryski jakmógł tak sprowadził trumny z ciałami swoich przodków. Później i ołtarz postawił . Dziś jest 21 ciał wielkiego rodu. Tych największych, ale i błogosławionego Augusta czy Ludwika Powstańca Warszawy. 29 wieńców XIX wiecznych otacza trumny z Sieniawy, Paryża i Wiednia. Te paryskie aksamitem obite..... Smutek i żal , cześć i pokłon tym wielkim. Czcigodnym rodu Puław i nie tylko, zasłużonych. Jednym tchem Grażynka opowiadała o historii i wieńcach i Czartoryskich.  Uszy nastawione miałem, strzygłem nimi. By nagle głowy królewskie nie zaczęły gadać…..Sala ,gdzie dojście w pałacu było mniej znane , chyba jakąś klatką. Gdy w Domku i Sybilli brakowało miejsca, po pałacu więc i na pałacu księżna kazała okazy muzealne chować. Pech trafił ,że z 194 głów z 1540 roku udało się Izabeli zachować u siebie 30. I one spoczęły w pokoju służby, pokoju zabaw owej Sali. A legendy są straszne….. Podobno jak Zygmunt August syn tej co warzywniak do Korony sprowadziła werdykt zły wydał to głowy gadały. I służba bała się tu bywać.... coś w tym jest. Ale Tu piękny z Parchatki serwis z ponad 100 elementami . Z Domu Gotyckiego i malutka szkatułka , ciupeńki notesik. Upodobany wschodni kościół przez Władysława Czartoryskiego krzyże i inne religijne dary. . I płynie opowiadanie Grażynki, że Izabella obrazów mało upodobała, kilka dostała tzw. „3”, ale i kilka miała - tych największych mistrzów ze sztuki czy literatury. Molier choćby. Wisiał . Tabakierka Zofii Lubomirskiej , szkatułeczka z Sybilli … Obraz się rozmywa. Gdzieś tam i pierścień Lutra.  

 

Dostaję SMS muszę wracać...a tu nie koniec.... Tu i o ulubionej Kickiej........ Muszę zostawić ten świat Czartoryskich tak cudownie pokazanych i omówionych z takim duchem....I ten katalog co świeżo z drukarni wyszedł.....brawo...chylę czoła...

 

………..288 metrów ma długość średnicy dziedzińca przy pałacu....

05 lutego 2020   Dodaj komentarz
historia   puławy  

Jak anioł szeptał by króla zabić ....

Rycina przdstawiająca rozrywanie człowieka - wyrok

 

 

 

Jak to anioł podpowiadał by króla zabić.

 

„Była niedziela, 15 listopada 1620 roku, około godziny dziewiątej rano. Król [Zygmunt III Waza ]  zmierzał w kierunku kolegiaty św. Jana na mszę. Za nim podążali Jan Wężyk (biskup przemyski), Andrzej Próchnicki (arcybiskup lwowski) oraz dworzanie. Trasa była niezmienna – z zamku do kolegiaty prowadził kryty ganek nad ulicą Dziekanią, który łączył oba budynki. Na końcu ganku, tuż za drzwiami, ukrywał się człowiek mający zamiar zamordować króla…

Piekarski schował się za wielkimi drzwiami prowadzącymi do kolegiaty i czekał na zmierzającego w jego kierunku króla. W ręce trzymał czekan. Gdy tylko król zatrzymał się przed drzwiami, Michał Piekarski zamachnął się czekanem na Zygmunta. W związku z tym, że przejście było wąskie, Piekarski nie mógł wykorzystać pełnego impetu dobytej broni. Trafił króla w plecy i głowę (raniąc nad prawym uchem, prawy policzek i brodę). Król upadł, zamachowiec chciał wykorzystać okazję i ciąć Zygmunta raz jeszcze, lecz udaremnił ten zamiar Łukasz Opaliński, marszałek nadworny koronny. Wykorzystując swoją laskę, wytrącił Piekarskiemu czekan z dłoni. Na ratunek ojcu ruszył także królewicz Władysław, lecz ranił tylko nieszkodliwie niedoszłego królobójcę.W wąskim przejściu powstał tumult. W kościele ludzie zaczęli krzyczeć i mówić, że król został zamordowany. Powstała nawet plotka, jakoby do Warszawy dotarli Tatarzy i to oni z zimną krwią dopuścili się mordu na władcy. Czas ten to także okres sporych napięć na linii Polska – Szwecja (nieudane starania Zygmunta III o utrzymanie korony szwedzkiej), dlatego też podejrzewano, że człowiek próbujący króla zgładzić był opłacony.

Wyrok

Piekarskiego szybko osądzono, wyrok zapadł już 11 dni po zamachu. Choć wiadomym było, że niedoszłego królobójcę czeka kara śmierci, to czyn jakiego się dopuścił, musiał zostać potępiony. Wszak ucierpiał stan szlachecki i cała Rzeczpospolita.Choroba psychiczna Michała Piekarskiego nie była brana pod uwagę jako element łagodzący. Po dokonaniu takiego przestępstwa, Piekarski automatycznie pozbawił się godności szlacheckiej, dlatego też mógł być torturowany. Sąd dokonał także podziału osobowości przestępcy na: społeczną (która po fakcie została i tak pozbawiona godności), prawną (pozbawiając go jakichkolwiek praw) i ludzką (brak człowieczeństwa).

Sama egzekucja była nad wyraz brutalna. Tak brutalna i jej równa  jak zamach na najwyższego w tym kraju – Króla. Michał Wolski – marszałek koronny o wyroku napisał:

(…) najprzód z miejsca więzienia, z którego zostanie wyprowadzony, przez kata i jego oprawców wsadzony będzie na wózek do tego sporządzony, mając skrępowane ręce i nogi, przywiązany do wozu tak zostanie, aby postać siedzącego zachował. Zasiądzie przy nim swe miejsce kat z oprawcami, mający swe narzędzia: ogień siarczysty i rozżarzone węgle, obwożony będzie przez Rynek i ulice miasta. W miejscach wyznaczonych obnażonego czterema rozpalonymi szczypcami oprawcy ciało szarpać będą. Gdy na miejscu kary stanie, z wozu na rusztowanie, umyślnie wystawione, na osiem łokci od ziemi wyniesione, przeprowadzony zostanie. Tam mu kat ów czekan żelazny, którym na Najjaśniejszego Króla Jegomości targnął się, do ręki prawej włoży i z nim rękę bezbożną i świętokradzką nad płomieniem ognia siarczystego palić będzie. Dopiero gdy wpół dobrze przepalona będzie, mieczem odetnie, toż i z lewą ręką, bez przepalenia jednak uczyni. Po czym czterema końmi ciało na cztery części roztargane, a obrzydłe trupa ćwierci na proch na stosie drew spalone zostaną. Na koniec proch w działo nabity, wystrzał po powietrzu rozproszy.

 

Skazaniec przed skonaniem nieprzerwanie mówił, bredził bez ładu. We wspomnieniach Albrychta Radziwiłła możemy przeczytać, że Piekarski cytował Biblię oraz tłumaczył, że na początku listopada ukazał mu się anioł, który kazał zamordować króla.” 

 

Cytowane z publikacji pana -  Bartłomieja Gajeka.

Zdjęcie poglądowe. Internet.

03 lutego 2020   Komentarze (1)
historia   ciekawostki   Zygmunt III Waza Piekarski  

Tato ...brzmi dumnie ???

Czy łatwo być ojcem ? NIE. Czy łatwo być tatą ? Zajebiście trudno. Czy oczekiwać poklasku u innych ? NIE! Wszytko pisane jest pomału i po trochu. Często ojcowie zostają tylko ojcami, rzadziej stają się tatą. Bo i co ten tata a ojciec się różni? Zbyt dużo by piać ! Sprostać ojcu może każdy prawie mężczyzna, sprostać być tatą niewielu. A takim tatą , który ma i szacunek i poważanie u sowich dzieci to już bardzo niewielu. Jak się ma jedno to może i łatwiej , prościej. Jak się ma dwójkę to już sztuka się dzielić na tyle części sobą. Na dziecko każde z osobna nieskończoną miłością ale i do wieku odpowiednim światem ich , żonę, pracę, dom, wypłatę, rachunki, codzienności, myśli różne i przyszłość bliską i daleką. Bo przecież starsza to już szkoła średnia , ma swój świat, pierwsze miłostki , wiek głupi, szkołę i autorytety, ba paradygmaty za nic. Młody 1,5 roczny szczerze śmiejący się i czekający na tatę aż naciśnie kod domofonu po pracy by zatopić się w jego ramionach i jego pocałunku. Czekający na codzienną przygodę z ojcem, nieustających godzinnych spacerach,często na rękach moich, bujaniach długich, bułek smaku i zapachu wieczora. Krzyków pawi Czartoryskich pełne, dłoni omdlałych bolących ojcowską miłością wielce. Czy te rozmowy z młodą panią już, 15 latką, często ścierających się z jej światem idealnym , jej a moim patrzeniem. Często emocjonalne, ale w głębi serca kochane dziecko ponad życie. Buduje swój wiat swoje doktryny, swój obraz , swoje JA. Staram się nie przeszkadzać ale być obok, czujny. Gdzie trzeba pokazać palec nu nu a gdzie trzeba uśmiechnąć się i dać spokój...

To trudne dla mnie. Ciężkie, wyczerpujące,dające co dzień lekcję pokory i często niesprawiedliwej kary. Tak wielce dla mnie ważne, tak nie łatwe być tatą. Być cały czas dla nich, żyć, pracować, oddychać, podawać szpadelek , przelać kilka złotych...kupić kebsa, zabrać nad Mokradki do dęba, grzebać w piaskownicy, czy tłumaczyć historię. Zapomnieć o sobie, po raz kolejny, zagrzebać swoje ciche potrzeby, czekać , czuwać , ochraniać....Zlać się w potrzeby i obowiązki taty...ojca...Być i trwać.. z rzadka coś zaśpiewać w chórze, coś po nocy pobiegać, napisać kilka słów historii choćby pełne na FB czy blogu, lub książki zaczytać stron parę. Nie za dużo bo do pracy wstać o 5 trzeba, ot z godzinę góra swojego mieć. Starczy....tacie wystarczy.....ojcu już nie nie.....

 

02 lutego 2020   Dodaj komentarz
filozofia   tato  

Wielki Post....Ja se kajem

Autorem tego cudownego , pełnego cierpienia i żalu na Wielki Post utworu jest Juraj Mulih (Hrašće Turopoljsko, 30 kwietnia 1694 r. - Zagrzeb, 31 grudnia 1754 r.), który jako pierwszy Chorwat po Ruderze Boskovicu został profesorem na Papieskim Uniwersytecie Rzymskim. Mulih był kapłanem, chorwackim jezuitą, pisarzem i muzykiem, misjonarzem, który podróżował po okolicy od Senja do Osijeku i Varaždina, także chorwackich wiosek na Węgrzech aż do Budy. Zbierał tłumy wszędzie, głosił wiarę. Chodził boso z wioski do wioski z kromką chleba i serem w torbie..... W dniu jego śmierci w 1754 r. Kongregaci zagrzebscy poprosili Zgromadzenie Jezusa, by uczyniło wyjątek od jego zwykłego traktowania zmarłego i odsłoniło jego martwe ciało na cztery dni, aby oddać hołd tłumowi pogrążonych w żałobie ludzi. Ziemskie szczątki Muliego wciąż spoczywają w kościele św. Katherine w Gornji Grad.

 

"Ja se kajem, Bože mili,

od svakoga grijeha moga,

moje srce gorko cvili,

jer uvrijedih tebe Boga....."

 

Żałuję, mój Boże,

wszystkich moich grzechów

moje serce jęczy gorzko,

bo obraziłem Ciebie, Boże....

 

Pod tym linkiem 

Ja se kajem https://youtu.be/58awnT2vORU

 

02 lutego 2020   Komentarze (2)
spiew   Ja se kajem  

i ławeczka i wspomnień piły cały świat.......

 

Ranek ten po pierwszym oddechu  świtu. Z kondensacji skroplonych nocnych strachów, z wyciśniętego zbyt wcześnie snu - wstać i pokazać sobie i światu że warto znów głowę podnieść znad zmartwień i umartwień. Że warto zaciągnąć spodnie na nieobudzone z nocy ciała, że kawy zasypać . Oczy tak łaknące jeszcze odrobiny ciemności powiek, fizjologicznego odpoczynku tak przerwanego brutalnie o 5 nad ranem. Tak  tej godzinie mało ludzkiej, mało człowieczej. Lecz zawsze warto,kawa nas pobudza, zmysły zaczynają działać, bicie serca się układa pod kolejny długi dzień. Przed wyjściem czy do pracy czy do świata oglądamy się lustrze choć raz... Piekielny wynalazek to lustro....Największy krytykant nasz, najgorszy wróg porannych wstawań czy wieczornych  kładzeń. I auto i jak zawsze przy Bramie pochylam czoło... Dęblin.. Tyle już o nim, tyle. Tyle wzruszeń , tyle okupionych długimi godzinami zaczytań o nim. I ten ranek i Dęblin tak się z sobą łączą od tylu lat. Dziś znów losowo , gdzie nie bywałem trafiłem. Płotek, za nim kozioł do cięcia drewna. Znam te sprzęta. Ileż to się cięło na nim drewna. Z dziadkiem pamiętam …piła moja twoja. I tak te skrajnie różne pokolenia , bo przecież I i II wojenne, niewole wzięte i moje choć urodzone w „słusznych czasach” to już wolnej od wojen, w dobie swobody jak by nie mówić. Zarznęły te drewno, a to brzozę, a to buka a to sosnę. Tak i ten obraz ten dębliński uderzył mnie! Wywołał ogrom wspomnień a z nimi masę obrazów…wspomnień. Nie łatwo bywało przy tym koziołku, bo kubiki nie ubywały… A człek młody .. ciągnęło do młodzieńczej przygody… Do lasu, na łąki, nad wodę. Łykać tej swobody, tej wolności młodzieńczej. Ale i ją także się zażywało garściami lecz najważniejsze były obowiązki. Ich co nie miara młodzież urodzona choćby w latach 70tych miała bez liku. A ci co na wsi chowani szczególnie…. Teraz nie do pojęcia i ogarnięcia przez dzieciaki z rocznika 2005 czy młodszych…. 

Aż siadłem na ławce obok. Taki mały raj nad już wstałym Dęblinie. Co rusz gwar aut, klaksony, gdzieś słychać pociąg. Ludzie szurają nogami , podnoszą niemrawo , w końcu ranek. Coś ich tam popycha jednak by iść. Czy to może obowiązek ? Czy raczej przyzwyczajenie? Czy może determinacja by może dziś jednak zjeść ciepły posiłek? Może uda się gdzieś dorobić  ? A kredyty wiszą i chcieć nie ma tu nic do powiedzenia… trzeba iść do pracy. Może dzieciom ciepłe bułki kupić na śniadanie ma ten pan z kaszkietem w głowie? Sędziwie wyglądająca poświata postaci o lekko zgarbionym już życiu drepcze wolno, kładąc stopę za  stopą. Noga za nogą, laska za laską. Kobiece brzemię życia już podgięło ją mocno. Pałąk tego ziemskiego padołu uformował jej posturę. Czy ona też pamięta te trudne czasy ? Czy może nie pamięta nic…siebie też… wie że ma iść….

 

Siedzę na tej ławce w Dęblinie sam a otoczony tyloma wspomnieniami. Lekko dziś mży , taka to zima na koniec stycznia listopadowa. Siedzę i zatapiam się w ulicę, w świt dębliński… jak ja lubię świty w Dęblinie. A tym mniej wystawnym, mniej wyeksponowanym , czy powiedzieć mniej ładnym szczególnie. Tam jest ta naturalność, ten oddech swobody, jest zwyczajność i przaśność. Jest świat zostawiony sobie. Jak ten tu przy tym koziołku. Nie ma ani przed nim ani za nim ani obok niego żadnego klocka, żadnego rozrąbanego polana. Nie ma śladu na ziemi od niedawno zleżałych stosów polan. Tylko płotek, ławeczka i on. Widok banalny ? widok brzydki ?  widok nad którym nie ma co się zachwycać ? Widok wstydliwy?

 

Nie!! Dla tych co setki godzin i setki bąbli na dłoniach od tego cięcia piłą, od tych litrów potu wylanych na niego. Od tych setek przekleństw rzucanych podczas piłowania. Oni wiedzą, znają jego wartość , znają to miejsce pracy. Miejsce obowiązku, miejsce uczenia się szacunku do natury, do świata  do tradycji , do nie łatwej pracy. Lekcji której już nieliczni w tych jakże trudniejszych czasach młodzi mogą dostąpić. Ba! oni nawet nie chcą. Nienawidzą pracy fizycznej. Urąga to im. Niczym trąd niszczy im dzieciństwo. Niszczy te dłonie, palce przygotowane do stukania w ekran smartfona…

6:50 już czas. A mnie tak z tej ławki ciężko było wstać. Tak trudno pożegnać się z tym płotkiem, tak niewymownie spojrzeć na ten koziołek. Zostawić go i wspomnienia. Zostawić  po to by tu kiedyś wrócić…. Niekiedy sam się zastanawiam czy ten Dęblin od zawsze kochałem czy od niedawna…. Nie wiem…nie odpowiadam na to pytanie bo i nie ma takiej potrzeby. Siadam do auta. Już jasno. Atrament z amarantem zamienił się w błękit przyprószony białym chmurkiem, jasnością naszej gwiazdy. Odpocząłem tu. Pewnie nie raz tu zawitam…do tego koziołka , do tej ławki, do tego płotka tak przecież niczym się nie wyróżniającego małego świata…. A może jednak wyróżnia się bardzo ? Tylko nie wszyscy to widzą? Nie wiem…..

 

29 stycznia 2020   Komentarze (2)
dęblin   filozofia   deblin wspomnienia  
< 1 2 ... 16 17 18 19 20 ... 40 41 >
Izkpaw | Blogi