• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (67)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (130)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (6)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (44)
  • puławy (48)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (6)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (54)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Najnowsze wpisy, strona 15

< 1 2 ... 14 15 16 17 18 ... 40 41 >

Krzyża gasnąca pamięć przy młynie

 

Człowieczy los zawsze ściśle było związane z wiarą Boga. Tu przeważającą religią jest rzymsko-katolicka . I niej najwięcej symboli możemy zobaczyć na tych terenach. Zmurszałe drewniane krzyże są zastępowane nowymi – przeważnie stalowymi. Które będą długo nieść swoją powinność, swoje brzemię. Bo te krzyże , te w polach , przy zagonach, czy już w całkowitej ludzkiej pustce ,na odludziu są niemymi świadkami tysiąca modlitw, łez , westchnień , próśb czy żali. To one niezależnie od pogody czy sytuacji w kraju stały niezmiennie na swoim miejscu i duchowo i społecznie. Jakże wymowne są już pochylone krzyże, gdzieś na dawnych czasów uczęszczanych drogach czy traktach odwiedzane teraz z rzadka i często przypadkiem pochylają się nad nowymi czasami. Zamykają się rozdziały historii i tamtej wiary a gdzie i społeczność kultywuje modlitwy przy nich czy kapliczkach tam i te miejsca są dalej zadbane i otoczone odpowiednią estymą. Dlatego zawsze jak biegam po bezdrożach Parchackich – Stockich – Pożogowskich czy Skowieszyńskich widząc teraz z maju – samotne i pochylone często już podparte krzyże męczy mnie myśli wiele. Może ta kiedyś były domostwa? Może tam się wieś kończyła czy pole dziedzica ? Czy biegł trakt tędy , może kupiecki a może zwyczajnie była to droga do następnej wsi. Ile kolan klęczało przy nim? Ile to Zdrowaś Mario było mówione... Takich krzyży Tu nie brakuje. Są zapewne i w Państwa stronach, tych już zapomnianych , tych wymienionych czy może nowych.

 

W Puławach choćby nie spotkałem na całej „ kolejowej” nowym dość osiedlu domków jednorodzinnych ani jednego krzyża czy kapliczki. Kończą się na Górnej Niwie gdzie mieszkam. Nie oceniam, tylko stwierdzam. To domena młodych dzielnic czy miejscowości. Te ,które już zakorzeniły się setkami lat w historii regionu takich miejscu kultu mają dużo. A młode powojenne czy relokowane miejscowości ich zbyt dużo nie mają. Niech dobrym przykładem będzie wieś Matygi w jej aktualnym położeniu. Jedna kapliczka, krzyży brak. Już nie wspominam ,że mamy czas epidemii a karawak nam nie przybywa wcale jak i kapliczek latarni. Coś się w wierze naszej zmienić zatem musiało.

 

I te gasnące krzyże , już nie odnawiane, często już zdane na łaskę tego łez padołu dokańczają swoich ostatnich dni. Nie inaczej ma się z krzyżem w miejscowości Rudy przy Końskowoli czy Puławach. Dokładnie „na rozstaju dróg”. W latach 70-tych Marek Próchniak postawił tu krzyż z brzeziny w lesie na właśnie rozstaju dróg. Leśne drogi biegną tu Z Rud na Michałówkę i tak zwanej młyńskiej do Młynek . Historia zatem tego krzyża i następców po nim także drewnianym dziesiątki lat. Owy krzyż został przeniesiony z ołtarza p procesji Bożego Ciała. Z racji ,że był z brzeziny niezabezpieczony, to ulegał naturalnym procesom zmurszenia. Do dziś jest a raczej gaśnie już krzyż betonowy. I powiem szczerze , że trudno go dostrzec , bo formę ma już daleką do pierwotnej. Blisko ostu na Kurówce , blisko dawnego młyna ale zatopiony w tak piękny i stary las mieszany. Tu dęby i graby, rzadziej topole czy brzozy są w synergii z leciwymi sosnami. Sporo wycinki w lesie i zakaz wchodzenia do października tego roku jest ,ale i nowe zasadzenia cieszą oko i nie tylko.

 

Połamany z cementu krzyż na rozstaju dróg dziś bardzo mnie dotknął. Długo z synem stałem przy nim ,długo się modliłem. Ktoś go celowo połamał? Zniszczył ? Nie wiem...

 

Ode mnie usłyszał modlitw wiele od serca, tych za jego nową osłonę także,,,,

05 maja 2020   Komentarze (1)
rudy   młyn Rudy krzyż  

W Bochotnicy zakochani...epitafium dla Pana...

Jeden z licznych wąwozów " na rozstaju dróg" 

 

 

Ileż to razy można zakochiwać się w Bochotnicy ?

Mnie nie pytajcie... ja zakochuję się co chwilę. Jak tam jestem to już kocham swoją miłością pełną, na każdym wymiarze . W każdym sobie znanym calu. W Każdym oddechu i każdej odsłonie powieki. Jak już mijam nową Grotę a za mną już pierwsze jaskinie i droga na prom dr Strateg to wiem ,że przybiłem do matecznika. Te niezliczone zielenie grabów, lip, wiązów czy dębów aż porażają swoim majestatem. Pokrywają niczym dywan wzgórza lessowe. Tak niedawno jeszcze łysawe Gdzieniegdzie kępa drzew a tak garby i garby. Uwierzyć trudno ,że w ciągu 80 lat tak się zmieniła tu flora. Wybuchły berberysy, bzy pokryły metrów kilka od poszycia, graby te co mają najtwardsze drewno z wiązami oplatają każdą wierzchowinę i w dół zasypane dębami i wiązami. Brzozy tak nasze szeleszczą drobnymi liśćmi cały czas. Umyka czas , umyka ludzki pęd . Gasną człowiecze materialne istnienia. Rondo mijam , kiedyś skrzyżowanie . Tam na ten Kazimierz i na Nałęczów rozwidlenie i przy nim austriacka wojenna studnia. Tak pięknie przyodziana na Podzamczu ulicy. Kiedyś miała pompę tak do lat 50 -tych jak w Kazimierzu co plasowało ją – Bochotnicę na równi w tej materii. Druga studnia wykopana i ocembrowana przez wojska austriackie jest już w dużo gorszym stanie na ulicy Kazimierskiej. Mijam w oddali kaplicę nowo postawioną . Tu nigdy od setek lat nie było kaplicy czy kościoła. Donatorzy Zanusii wprowadzili na tą ziemię w XXI wieku budynek z lokalnego wapienia , skromny w swojej osobie , mnie do gustu przypadł. I dalej na Wierzchoniów. Przez wszystkie możliwe deklinacje, przypadki mijam ruiny zameczku Firlejów tych z Bejsc , z XIV wieku.

Zabytkowy nieczynny młyn wodny z XIX wieku.

 

Mijam dzielnice tej zacnej wsi „Za miedzą”, „ Kasztany” i „Ogrody”. Gaszę motor na „między-rzekach” Biedronka , chyba pobudowana w 2010 roku. Zabieram syna i w drogę ,na przygodę. Znam te przygody , znam te drogi,te szlaki . Czuję jednak dreszcz emocji ,TU w Bochotnicy. Jak ja ją kocham. Zatem młyn zostawiam tak pięknie góruje nad Młynówką suchą i Bystrą bliską. Zawsze rwę tu miętę przy moście. Jest jej jak i żywokostu pełno. Ach co a zapach i smak. Mięta przy pięknym białkowanym węgłowym domostwie z zadbanym przychaciem. Dalej chodniczkiem na Zamłynie. Chodniczek i asfalt . Przystrzyżone trawniki w domostwach ,studnie ocembrowane kołowrotem przyodziane. Z wielkim pietyzmem każdy włościan dba. Tu i tam uderza kwiecie wszelakie , wiosenne. Ach co za spacer ten po burzy... Dziś plan by małe kółko zrobić. Zamłynie – Rozstaje dróg – Zalesie – Sirkowy Dół do kamieniołomów tych co Pożarscy przez lata badali. Zatem uśmiecham się do państwa siedzącego na ławce przy stodole – tam gdzie można skrótem na niebieski szlak trafić. Pani poznaje ..bywam tu często .Odmachuje. Dalej i dalej do tartaku i w gorę iumbami . Ciężko na ręku z młodym bo chęci stracił na podróż, cisnę do góry. Co chwila wydobywa się nowa odsłona tej miejscowości. Co krok pokazuje swoje pejzaże. Widać ruiny zameczku , widać przełom ten małopolski Wisły. Zatrzymuję się . Podziwiam. Zatapiam się w tą tu historię. Przecież tak musiała ta wieś przez setki lat dawać sobie radę.

 

Młyński strażnik.....

 

Musiała mieć i Kołłątajów i Kowali i Płucienników, szewców czy oliwę ktoś tłoczyć musiał. Prąd w połowie XX wieku popłynął i wały pobudowano na Wiśle jednoznacznie zmieniając jej i wygląd znaczenie i przeznaczenie. Wypasano bydło czy kaczki gęsi na przywiślanych łąkach ...teraz zabrano to bezpowrotnie. Młynów aż trzy, pod Czarnym Lasem, Zamłyniu ( koło Biedronki) ,żydowski co na tartak się zamienił. Można było spotkać tam Ciupę, Olka Krasowicza,Olka i Staszka Nowakowskiego , Henryka Kochanowskiego . A przecież płótna były w cenie , moczono w łasze len miesiąc choćby i dalej nie pomnę . Tu na tej ziemi Jadwiga Witkowska z mężem Wojciechem działali. Jak potrzeba było młynka choćby do odseparowania plew czy dla obróbki lnu, konopi pan Wawrzyniec Kubala idealnie się nadawał. Była też przecież w takiej starej wsi olejarnia . Znajdowała się w domu Romanowskich . Trzeba było coś uszyć i to z jakością to zlecano pani Witkowskiej ,Walasowa,Rzeźnikowa ,Skoczowa czy Rybakowska . A grubszy krawiecki kaliber to pan Edward Samcik i Henryk Rzeźnik.

 

Piękno Bochtotnicy  i górujące ruiny zameczku

 

Przecież odzienek ważny ale w butach trzeba chodzić. Byli i tu w tym fachu po wojnie specjaliści. Spod warsztatu Seroki ,Skocza,Rodzika czy Nowakowskiego jedne z najlepszych i na targ były buty. A ja stoję z młodym skąpany w czarnych porzeczkach, zieleni traw i ziół wszelakich .Ambona patrzy na mnie ,ja na nią. Z boku fiołki polne ,szczawie wszelakie jasnoty , gajowce żółcią przeniknione. Zapach po deszczu nasącza moje zmysły i zmysły modnego. Idziemy dalej na Rozstaje dróg. Tam i na Zbędowice i na Parchatkę wiedzie szlak. Kto im te domy wstawiał myślę.. byli murarze genialni na wsi . Wizińscy, Skoczkowie choćby stawiali domy przednie. Zduni? Proszę bardzo : Stefan Pałka , Józef Piłat . Wykończeniówka najcieplej było zlecić Stefanowi Rodzikowi, Tadeuszowi Skoczowi, czy Ciupom. A sprzęty do orki , roli ? Kowale ? Są i zacni eksperci jak Stanisław Nowakowski, Zębko, Kowal, Szeląg.

 

Pobudowana niedawno kaplica 

 

Jak ja myślę tymi czasami przeszłymi. Tuż po wojnie . Wyobrażam sobie całym życiem Pana Edwarda już świętej pamięci Piwowarka. Tyle co pod balkonem rozmów i Bochotnicy spędziłem. Godziny ,dni całe a On tak opowiadał. Tak kochał ,że tym kochaniem mnie zaraził. I ja Jego wspomnieniami teraz żyję.Idziemy Zalesiem w dół do kamieniołomów. Do Pożaryskich ścianki.

A przecież nie samą robotą człowiek żyje. Była i orkiestra tu na wsi. Sprzypkowie : Antoni Trębacz, Antoni Ścibor...czy Władysław Czarnota. A na trąbce grał Edward Cenzura. Klarnet ? Mieczysław Rodzik i akordeon Marian Górecki choćby.

 

Schodzę niżej i niżej. Pachnie niesamowicie tym wąwozem. Tą niedawną historią , tym miejscem. Nad wypasem zwierząt przy Wiśle zajmowali się Wojciech Witkowski, Franciszek Pietrus, Mieciu Rzeźnik, czy Marian Grzybowski. Nie zapomniano o bartnikach . Panowie Józef i Antoni Królowie parali się także tym rzemiosłem. Naliczyłem aż trzy kamieniołomy . Kto parał się po wojnie górnictwem ?

Władysław Szymański, Franciszek Wnuk, Łucjan Karpiński , Tadeusz Pluta.

Jak poród na wsi odebrać to akuszerki także były : Karolina Witkowska ,Marianna Przewłoka.

 

Kapliczka na Zamłyniu

 

Przewaliło mi się przez głowę i myśli – myśli mojego niedościgniętego mistrza Edwarda. Taka wieś , tacy włościanie. Genialnie , do zakochania po tysiąckroć. Widzę i dąbrówkę rozłogową i jaskry i kokoryczkę. Widzę ściankę . Za siatką , za kratami wejść nie można. Czytać też słabo bo daleko. Tu było morze kiedyś.... Wracamy Zamłyniem , psy już tak nie szczekają... traktują może jak swoich. Za nami buchająca zieleń wąwozów ,kawał historii i wspomnień moich złączonych z tymi Pana Edwarda Piwowarka. On tak pokochał do ostatniego ją....wydał tyle książek ...o niej, Ale moje słuchanie od balkonem w Puławach było najpiękniejszym przeżyciem ….jego przeżyciem a moim pragnieniem...Bochotnico...

 

Nazwiska się pojawiające występują we wspomnieniach Pana Edwarda w ksiązce :”Rody Bochotnickie” z 2007 roku. Im wszystkim i niewymienionym składam wielki szacunek i ukłon.

 

03 maja 2020   Komentarze (2)
bochotnica   filozofia   przyroda  

Miasto Józefów nad Wisłą i cicha historia...

Relikty holendra - wiatraka w Józefowie nad Wisłą.Na prywatnej posesji.

 

“Wiatraka się nie buduje, nie wznosi się. Wiatrak zostaje powołany, bierze początek, albo przychodzi. Budować można dom, stodołę, oborę, to co stoi nieruchomo. Wiatrak porusza się, chodzi, pracuje, wydaje dźwięki, mówi, gra muzykuje, zawodzi, niedomaga, choruje, gniewa się, odpoczywa, śpi. Wiatrak żyje, czuje. Jest jak człowiek i tak jak nie ma takiego samego człowieka, tak nie ma takiego samego wiatraka. Każdy wiatrak ma swój charakter jedyny i niepowtarzalny. Ojcem wiatraka jest cieśla i on zawsze potwierdza to znakiem. Wiatrak odchodzi lub ginie, a tam gdzie pracował, pozostaje jego mogiła”.

Jeden wiatrak na takie miasto? Choć murowy holender to i tak a mało zapewne. Jednak myślę, że nie. Bo i przeca na Wyżnicy dawniej  Wyżnianka ,Stróża  było młynów wodnych wiela. Jednym tchem naliczyć od Rybitw do Prawna można pięć . Mała , krótka ta rzeka a pracowała niestudzenie . Podobnie jak Bystra . Kręciła te młyny , te koła młyńskie non stop. Może i dlatego ten jedyny wiatrak . Za bramą Urzędowską. Być może ta 45 km rzeka pracowała na cały majątek na lud cały. Być może. Idąc za historią tego miejsca to w 1882 r. Józefów posiadał pięć młynów wodnych, dwa tartaki, dwie gorzelnie, browar i cegielnię oraz 55 kramów żydowskich.

Tyle razy jeżdżę tędy. Tyle razy. W delegację do Stalowej. Uwielbiam tą trasę. Puławy, Opole, Józefów,Annopol, Radomyśl. I wszytko co po drodze. To tak mocno historyczna trasa , aż krzyczy nią, krzyczy tradycją tych ziem, krzyczy etnografią tego regionu. Co chwila zaskakuje sakralność miejscowości ale i ich patriotyzm. I to Lubelskie i Podkarpackie tak z sobą złączone a tak różne. Ale nie o tym . Józefów , od kilkunastu lat Józefów nad Wisłą. Od razu kojarzy się mnie inna miejscowość jak Radomyśl nad Sanem , czy Kostrzyn nad Odrą. Tak bardzo w synergii z rzekami. Tak mocno ich historia pisana rzeką.

Sam Józefów jako nie nazbyt wybitne miasto, znaczyło na mapie nowe. XVII wiek.

 

 

W tle po pożodze wojennej widać relikty wiatraka

 

 

„Johannes III Dei  Patria Rex Poloniae […]

Potocki Kasztelan Krakowski Hetman Polny Koronny[…]Wiadomo czynie iż za pomocą Bożą założywszy na groncie moim dziedzicznym Kolczynskim misto pod Tytułem Józefa s. Patrona nazwiskiem Józefowa pozwoliłem Ludziom rożnym napromienionym miejscu budować i wszystkim tym którzy tam schodzić się i osiadać będą nadawam wolność na lat piętnaście[…]Aże początek każdych spraw od pomnożenia chwały Bożey człowiek chrześcijański brać powinien, a po tym od prawa które wszystkie rzeczy stanowi i Państwa całe stoja i utwierdzone są Tedy na pomnożenie Wiary  S. Chrześcijańskiej Kościół w pomienionym Mieście moim Józefowie zbuduje[…]

 Działo się w Leżajsku, dnia 5 Kwietnia Anno 1688

 Podpisano: Andrzej Potocki Kasztelan Krakowski Hetm. Pol. Koronny”

Na stronie parafii w mieście można poczytać o tym co wyżej zamieściłem. 

 

Bardzo często przejeżdżam w skali roku przez to miasteczko.  Jest skromne ale czuć w nim lata przeszłe. Ludzie uśmiechnięci,układ rynek, kościół i dalej na Puławy pałac. Choć krwistość stacji paliw znanej z orłem troszkę szpeci , to nie ujmuje temu miejscu. A dalej Rybaki czy teraz Rybitwy, tylko zahaczane i to z nazwy i ujściem tej ciężko kiedyś pracującej rzeki. Dalej nieczynna zapadająca się w sobie cegielnia. Widok smutny i dający do myślenia. Zapewne wypalano w piecach polowych lub nawet w stosach. A gdzie cegielnia tam i glina... widać glina blisko była ..no i woda Zawsze zastanawiałem się nad historią tego miejsca. . Natrafiłem na zwięzłe i merytoryczne opracowanie .Profesor Marian Surdacki -”Józefów nad Wisłą. Śladem Urzędowa” :

 

Miasto Józefów, na prawie magdeburskim, utworzył mocą przywileju z 25 marca 1687 r. kasztelan krakowski i hetman polny koronny Andrzej Potocki na gruntach wsi Kolczyn. Przywilej lokacyjny, zatwierdzony 31 maja 1690 r. przez króla Jana III Sobieskiego pozwalał osiedlać się w miasteczku ludności wszelkiej religii, gwarantował prawo  swobody  wyznaniowej.  Powierzchnia  nowego ośrodka miejskiego, wynosząca 12 włók, w porównaniu z innymi miastami była bardzo mała. Nazwę miasteczku nadał sam fundator na cześć swego syna Józefa. Miasto otrzymało  prawo  organizowania  dwóch  targów  i  pięciu  jarmarków,  a  mieszczanie  wolność  propinowania i szynkowania trunków, palenia wódki, sycenia miodu, warzenia piwa. Józefów utworzony na „surowym korzeniu”, od początku uzyskał bardzo regularny plan miejski, na czele z rynkiem o wymiarach 60 × 70 m, wokół którego wydzielono place pod budowę kościoła i klasztoru, bożnicy, łaźni, browarów, słodowni, woskobojni i domów mieszczańskich. Na środku rynku wybudowano dwukondygnacyjny murowany ratusz na rzucie kwadratu z czworokątną wieżą od frontu, otoczony dookoła kramami. Nieopodal znajdowała się łaźnia dla chrześcijan i woskobojnia. Przy drogach wylotowych były też trzy murowane bramy: Chruślińska, Lubelska i Zamojska, przy których w 1735 r. „odbywano stałe warty” Do dziś nie przetrwała żadna z nich..."Później jak się osiedlili  bernardyni , mogli wypasać swoje bydło na pastwiskach folwarcznych, mieli zapewniony wolny wyrąb drzewa na opał i konieczne remonty w lasach józefowskich, a w jeziorze Potockich mogli łowić ryby i w ich młynach mleć bezpłatnie swe zboże. Czytamy dalej ,że w  drugiej  połowie  XVIII  w. "W Józefowie znajdowała się przeprawa mostowa przez Wisłę (w 1767 r. były dwa mosty), istniała komora celna, przez miasto przebiegał trakt wrocławski, a w związku z tym były tam też domy zajezdne. Niebawem po lokacji z inicjatywy Andrzeja Potockiego powstała w 1691 r. świątynia katolicka z zabudowaniami klasztornymi. Obiekty te usytuowane były na południowy zachód od rynku, nad Wisłą, na skraju terenów miejskich. Kompleks budowli religijnych, w całości drewnianych, fundator oddał pod opiekę bernardynów. Po śmierci ojca w 1692 r., jego syn – Józef Potocki odziedziczył miasto, które  w  pierwszej  połowie  XVIII  w.  przeżywało  różne trudności. Związane one były przede wszystkim z III wojną północną, w czasie której mieszkańców zmuszano do opłacania stacjonujących tu wojsk koronnych. W grudniu 1729 r. wybuchł pożar, który zniszczył kościół, klasztor i większość zabudowań miejskich. Odbudowa obiektów sakralnych, tym razem murowanych z cegły, z fundacji Józefa Potockiego trwała 13 lat. Nową świątynię konsekrował w 1743 r. biskup krakowski Jan Aleksander Lipski. Nadano jej tytuł Bożego Ciała, który zachowała po dzień dzisiejszy. W  strukturze  topograficzno-przestrzennej  Józefowa bardzo  ważne  miejsce  zajmowały  tereny  należące  do dziedzica, usytuowane na północny zachód od zabudowy  miejskiej.  Centralnym  ich  punktem  był  położony w parku pałac – siedziba właścicieli miasta. W źródłach często  określano  go  mianem  zamku.  Prawdopodobnie powstał jednocześnie z miastem, dlatego można mówić o nim jako o rezydencji Potockich. Nieopodal znajdowały się budynki folwarczne otoczone ogrodami warzywnymi i  owocowymi.  Pałac  nie  był  sprzężony  osią  widokową z pozostałymi najważniejszymi obiektami miasta, tzn. ratuszem i świątyniami chrześcijańską oraz żydowską. Taką osią była Wisła, gdyż zarówno pałac, jak i kościół znajdowały się nad jej brzegiem.Pomimo statusu miasta i postępującego rozwoju Józefów przez ponad dwa wieki nie był siedzibą parafii. Od początku należał do ośrodka duszpasterskiego w pobliskich Rybitwach, gdzie od założenia tam w 1326 r. parafii istniał kościół parafialny – od 1613  r. pod wezwaniem Wszystkich Świętych. Od lat osiemdziesiątych XVI w. do dwudziestych  XVII  w.  kościół  ten  właściciele  Rybitw, Ossolińscy, przemianowali na zbór kalwiński. W obliczu braku w mieście kościoła parafialnego świątynia bernardyńska  stała  się  dla  wiernych  Józefowa  ważnym  centrum życia religijnego. Budowle bernardyńskie: kościół, konwent,  dzwonnica  wraz  z  wewnętrznymi  ogrodami otoczone murem klasztornym stanowiły swego rodzaju autonomiczną enklawę w topografii miejskiej. Pod  koniec  XIX  w.  nastąpiła  zmiana  siedziby  parafii,  w  latach  1897–1917  znajdowała  się  ona  przy  kościele pobernardyńskim w Józefowie. Po utracie statusu miejskiego ratusz został zaadaptowany na cele mieszkalne, a w 1879 r. został sprzedany Żydom. W roku 1902 Konstanty Przewłocki założył w Józefowie pierwszy i największy w Polsce sad o powierzchni 360 mórg. Sad ten powiększał i unowocześniał Roman Rostworowski, kolejny właściciel Józefowa. Oprócz tego w Józefowie funkcjonowała nowoczesna suszarnia owoców i warzyw, której wyroby sprzedawano za granicę. Produkcja i sprzedaż owoców i warzyw jest do dzisiaj jednym z najważniejszych źródeł dochodu tutejszej ludności.Wielkie zniszczenia w Józefowie spowodowała I wojna światowa. Dwukrotnie przechodził tędy front. Podczas walk w 1914 i 1915 r. spłonęła większość miasta. Wypaleniu uległo wnętrze kościoła, w tym słynący łaskami obraz  św.  Antoniego  –  głównego  patrona.  Po  I  wojnie światowej ocalało 15 domów kamiennych i 10 drewnianych, pozostało tylko 215 mieszkańców, gdyż większość z  nich  się  ewakuowała.  Oprócz  domów  mieszkalnych i  kościoła  zniszczeniu  uległy  żydowski  dom  modlitwy oraz przebudowany po 1881 r. pałac, który przed II wojną światową poddany został odbudowie na potrzeby administracji. W roku 1915 Rosjanie stacjonujący w Józefowie wybudowali drewniany most przez Wisłę'”. 

 

Ciekawostkę jest, że budowali go trzy miesiące od listopada do stycznia. Niestety działania I wojny nie oszczędziły go. Rosjanie wycofując się most spalili.

 

 Pan profesor idealnie i trafnie opisuje trudną i nie łatwą historię tego miasta. I na koniec piękne epitafium w 1966 r. przez Pracownię Konserwacji Zabytków w Lublinie: „Fakt, że mały organizm miejski, jakim był Józefów, był aż tak nasycony monumentalnymi budowlami barokowym, jakie stanowiły kościół i klasztor, ratusz, bożnica i pałac, sugeruje wpływ szaty architektonicznej tych budowli na zabudowę mieszkalną. Sądzić należy, że domy przyrynkowe, najbardziej okazałe, parterowe i piętrowe,  zapewne,  jak  wskazują  dane  statystyczne, w większości murowane, z podcieniami – nawiązywały do mieszczańskiej architektury baroku. Niestety zniszczenia spowodowane pożarami i wojnami spustoszyły zupełnie Józefów. Obecna bezstylowa zabudowa mieszkalna w niczym nie przypomina zabudowy historycznej”.

 

 

Mapa z zaznaczonym wiatrakiem z 1944 roku.

 

 Po wielkim skrócie można zapoznać się z historią tego miejsca i to wybraną przeze mnie w skrócie. Nie przytaczam czasów II wojny światowej,czy współczesnych czasów, gdzie i sady i uprawy znane na całą Polskę... Tak samo historię tego miasta potraktował pan M. Nowak w biuletynie nr1 Styczeń 2018 „ Nasza Gmina” - dwumiesięcznik opisując jego historię. I u pana profesora jak i u pana Nowaka brak śladowej ilości informacji o wiatraku – holendrze. To co najważniejsze zawsze jest uwypuklane a młyny ,wiatraki czy cegielnie to już ciut na boku. Strategiczne nie są dla historii miasta. Na pewno tak , tylko ja taki jestem ,że te wiatraki i młyny kocham i szukam choć wzmianek o nich. Często bywa też tak, mówię o czasach teraźniejszych , że wiatrak stał do lat 60 przeważnie ,rzadziej do 70-tych jako przeważnie straszydło i wrak a pamięć o jego i jego świetności szybko uchodziła z świadomości ludzi tu mieszkających. Dlatego te młyny wiatraczne głównie zostawały wyparte przez motor ,zdejmowano im skrzydła pozostawiając często budynek o ni jakiej architekturze dla krajobrazu. Bo to te skrzydła czy w koźaku czy holendrze budowały w tradycji i tożsamości ludu tak ważne miejsce jak młyn. Miejsce ,gdzie przywożono zboże by zemleć je na mąkę czy kaszkę. Miejsce często jedno z ważniejszych w okolicy, często taki młynarz był oczytanym i piśmiennym człekiem. Często także sponsorował czy prowadził nawet szkółki przy młynarskie.  Zrobiłem rekonesans po cenach w tych czasach postawienia koźlaka – nie znalazłem ,ale wpadły mi wyceny remontów kapitalnych  tych wiatracznych młynów. Wahały się od 400 do 700 tysięcy złotych . Zatem nowy mógł kosztować nie mniej niż 800 000zł. Dlatego tak ważne było właściwe oszacowanie możliwości mielenia w wiatraku. Postawiono tu na bardziej wydajny, o nowoczesnej konstrukcji wiatrak - holendra. Pamiętajmy ,że jak piszą zapiski faktów historycznych ów młyn wiatrowy był wybudowany w 2 połowie XVIII wieku. Koło stulecia po nadaniu praw miejskich. Czy była to decyzja jeszcze rodu Potockich czy już Lubomirskich ? Tego nie mogę się w źródłach doczytać. Mamy na uwadze, że w promieniu kilkunastu kilometrów od Józefowa funkcjonowały przecież młyny wodne. I to co najmniej 5. Gdzie wiatr i jego chimeryczność mogła im dawać przewagę nad tym holendrem. Być może właśnie ten wiatrak został wyposażony w walce a nie w kamienie młyńskie. Gdzie z walców otrzymywano lepszą mąkę a sam proces mielenia był dużo bardziej wydajny. Nie mam także informacji kto był właścicielem młyna wiatracznego . Czy należał do rodu właścicieli dóbr? Zapewne tak ,ale pewności brak.  Ilość dobrze plonujących ziem w zboża był wyznacznikiem ilości usługowych młynów. Jak sięgniemy wstecz to pod koniec XIX wieku na Lubelszczyźnie funkcjonowało 1069 młynów. Głównie wiatraki ,ale także młyny wodne. Już w 1870 roku powstało 7 młynów parowych a już w 1907 roku było 24. W powiecie puławskim w owym czasie funkcjonowało 105 młynów wodnym i wiatraków.

 

Mapa z 1915 roku z zaznaczonym wiatrakiem.

 

 

A jak rzucimy to na obszar bliski (koniec XVIII, XIX i XX wiek ) Puław to mamy istne zatrzęsienie wiatraków i młynów wodnych. Świadczy to o żyzności ziemi i wielkoobszarowych uprawach zbóż. Bo w samym Pożogu było 5 wiatraków Chrząchów -2 ,Końskowola -2, Stara Wieś -1 , Skowieszyn -1 ...by dalej wymieniać . Same Puławy ( XIX i XX wiek) -2 wiatraki....a młyny wodne ? Na Kurówce – Wola Nowodworska -1 bardzo nowoczesny, Chrząchówek, Końskowola,podobno Opoka, Rudy, Wólka Profecka -2 …...w  promieniu ..góra 40 km...a jeszcze motorowe młyny czy w Kurowie i okolicach. Teren wybitnie rolniczy. I wracamy do Józefowa. Tu tylko jeden- holender. Albo miał „misje specjalne”, albo postawiono na młyny wodne na rzece Wyżnicy ( była także i wieś  tej samej nazwie). Wiać młode miasto stosunkowo ma za sobą nie małe doświadczenia. Tak blisko Wisły. Skromne, ale dobrze prowadzone przez Potockich choćby. Ale moje myśli w gąszczu tych danych skierować jest na tego holendra. Wiatraka w swojej budowie z wapienia , gdzie na Puławskiej Ziemi tak mało. Ni słowem. A szkoda .Szukam dalej i dalej. Nie łatwe to.. A o młynie mało w sumie nic. 

 

 

Młyny wodne na Wyżnicy blisko Józefowa nad Wisłą.

 

 

Dotarłem to UCHWAŁY NR XXXI/209/2018 RADY MIEJSKIEJ W JÓZEFOWIE NAD WISŁĄ

z dnia 26 stycznia 2018 r. w sprawie wyznaczenia obszaru zdegradowanego i obszaru rewitalizacji na terenie Gminy Józefów nad Wisłą. Można poczytać o cudowności regionu....

 

„Najliczniej reprezentowane są zabytki architektury sakralnej i ludowej. Poza w/w zespołami kościelnymi wpisanymi do rejestru zabytków, w ewidencji zabytków figuruje zespół kościoła parafialnego w Boiskach Starych i w Prawnie. Na terenie gminy znajduje się kilkadziesiąt kapliczek przydrożnych i krzyży, nie tylko wiekowych, ale również współczesnych zasługujących na uwagę. Upamiętniają one min. tragiczne wydarzenia (np. epidemie, miejsca zabójstw, wypadków) lub były wznoszone przez fundatorów zgodnie z miejscową tradycją. Stanowią one nie tylko przejaw kultu religijnego, ale również służą podtrzymaniu miejscowych tradycji i są elementem tożsamości wsi. Na terenie Gminy Józefów nad Wisłą zachowało się niewiele zabytków techniki godnych uwagi konserwatorskiej. Z kilku młynów wodnych, które funkcjonowały na Potoku Podlipie i na rzece Wyżnicy, praktycznie – jeden w Prawnie zachował się w pierwotnej formie z k.XIX w., obecnie przerobiony na elektryczny.  Prawno – wieś w Polsce położona w województwie lubelskim, w powiecie opolskim, w gminie Józefów nad Wisłą. We wsi znajduje się też zabytkowy młyn wybudowany w latach 20. ubiegłego wieku. Właścicielem był Warstatko. Pierwotnie młyn był napędzany turbiną wodną . Za czasów PRL przerobiony na napęd elektryczny. Przy młynie zachowały się resztki przekładni kątowej jakie pozostały po mechanizmie przenoszącym napęd z turbiny wodnej (koła młyńskiego) na urządzenia młyna.

Ponadto z obiektów zabytkowych warto wymienić:

 

wiatrak holenderski w Józefowie z II poł. XVIII w. (w formie ruiny), kuźnię w zespole folwarcznym w Józefowie, kuźnię we wsi Basonia, cegielnię w Rybitwach a także szkutnictwo. We wsi Basonia i Wałowice były małe promy – krypy budowane w celu przewożenia płodów rolnych, bydła i sprzętu rolniczego przez Wisłę na grunty, które w wyniku zmiany koryta Wisły znalazły się na lewym brzegu rzeki”.

 

Dość lapidarna karta zabytku - wiatraka ..nie wiele można z niej wyczytać....

 

 

I można by już zakończyć przytaczanie piękna historii regionu ,ale pozwolę sobie na dalsze jego cytowanie :

 

 „Obecnie, na skutek zbycia zawiślańskich gruntów, oryginalne promy stały się zbędne. Niestety nie zachował się żaden warsztat szkutniczy. Dogodne położenie obszaru gminy sprzyjało rozwijaniu się wczesnego osadnictwa, obecnie ruralistyka także należy do najwyższych wartości krajobrazu zabytkowego gminy. Starym szlakiem handlowym (aktywnym już w okresie wpływów rzymskich, jak potwierdzają znaleziska archeologiczne), funkcjonującym w okresie wczesnego średniowiecza był szlak wodny – rzeka Wisła. Wzdłuż rzeki, od południa powstawały wsie: Wałowice, Basonia,  Nieszawa, Kolczyn, Łopoczno, Kaliszany. Starą wsią są Rybitwy położone u ujścia Wyżnicy do Wisły. Szczególnie interesujące są przekazy dotyczące lokacji szlacheckiej wsi Chruślina i próba lokacji prywatnego miasta Prawno. Dawny układ drożny Mazanowa połączony aleją z zespołem folwarcznym, który znajduje się w ewidencji zabytków.

Obecnie nie można już mówić o wsiach z dużym nasyceniem zabytków budownictwa drewnianego, wyjątek stanowi wieś Bór w dolinie Wyżnicy, gdzie obok dużej ilości obiektów drewnianych: domów, stodół, spichlerzyków zachowały się w zagrodach drewniane żurawie. Stanowi to dobry przykład podtrzymania tradycji. Stosunkowo dużo drewnianych obiektów (domów z okiennicami i zdobionymi narożami) o ładnej bryle i dobrze utrzymanych występuje w Idalinie i Chruślankach Józefowskich, a także w Chruślanach Mazanowskich czy Wólce Kolczyńskiej. W Rybitwach, dzięki dostępności skał węglanowych, znaczna ilość budynków gospodarczych budowana była z kamienia, jednak ich stan techniczny jest zły i sukcesywnie obiekty te są rozbierane i wyburzane. Świadectwem historii najnowszej są cmentarze i mogiły, wyjątkowo liczne w obszarze gminy. Znajdują się czynne 3 cmentarze parafialne rzymsko-katolickie – w Rybitwach, w Prawnie i w Boiskach. Pozostałe to cmentarze zamknięte i miejsca pamięci: kirkut w Józefowie, 2 cmentarze kolonistów niemieckich (w Miłoszówce i Stasinie), 4 cmentarze wojenne z okresu I wojny światowej (w Mazanowie w Chruślankach Józefowskich,Rybitwach (w południowo-wschodnim narożu cmentarza parafialnego) i w Prawnie (północna część cmentarza parafialnego) oraz mogiła i pomnik powstańców z 1863 r. w Chruślinie.Wszystkie cmentarze są objęte pośrednią ochroną konserwatorską. Interesujące i liczne są pomniki upamiętniające zrywy narodowowyzwoleńcze w XIX w. (kapliczka w Józefowie nadWisłą i pomnik w Boiskach) oraz tragiczne wydarzenia z okresu II wojny światowej..” 

 

Kapliczka w ścisłej bliskości wiatraka ....

 

 

Tu urywam . Tak się zastanawiam . W mieście Józefów mowa tu o kuźni jednej jak dobrze rozumiem.  Jedna  kuźnia wydaje się zbyt mało. Przecież przy nadwiślańskiej wsi Bochotnica były aż trzy. Zostawmy to, fokusujmy na wiatrak.Tylko kilka słów o tym wiatraku. Przeglądając zdjęcia okupanta Austrii w czasie I Wojny Światowej natrafiam na panoramę miasta z wiatrakiem. Dokładnie z jego fundamentem z kamienia opoki, wapienia, bez głowicy ze śmigłami. Zapewne do tego czasy, lub w tych czasach wony uległ spaleniu. Zdjęcie załączam.  Czy spłonął w pożodze wojennej? Czy może uległ spaleniu w wyniku nieszczęśliwego wypadku ? Czy może celowemu działaniu jak choćby w Pożogu ? Nie wiem. Kamień do budowy raczej lokalny. Blisko przeca kserotermy. Wałowice czy Basonia w nich zatopiona. Jak i w pierwiosnkach.....  Dużo o nim nie wiem. W sumie nic. Wielkie domysły amatora tych skrzydlatych i nie tylko młynów.  Może spłonął w czasie pożarów nękających miasto nie wiem też.  Ruiny już zatopione w drzewach i krzakach są przy ulicy Urzędowskiej. Tak blisko drogi a tak w kamuflażu. Musiałem  zawrócić by je spotkać. Były na prywatnej posesji. Piękny wapień i ślady jego drewnianego bytu są tu żywe. Wielka konstrukcja   podstawy ściętego stożka zrobiła na mnie ogromne wrażenie ...Zamarłem i zawiesiłem się w tym kwietniowym dniu .. Taki wiatrak i tak mało w nim o nim.... Może Wy drodzy czytelnicy macie jakieś wspomnienia ? Historię z nim związaną? I chcecie się podzielić? … proszę i dziękuje z góry.... teraz to tylko fundamenty bez duszy....a obok kapliczka ponad 100 letnia...

 

01 maja 2020   Komentarze (2)
młyny i wiatraki   historia   józefów   Józefów młyn holeder wiatrak  

Magia nad taflą jeziora Matygi....

 

Droga tak znana , tak oczywista a tak mało wydreptana przeze mnie. Mijam wstające słońce, zostawiając je w Wolnicy Gołębia. Jadę dalej, gotująca się Wisła , buchająca w ten lekko mroźny ranek bałwanami  za Dunajkiem też nie moja dziś, zostawiam. Mgły kłębiące się nad byłym lotniskiem w Borowinie także dziś nie moje ,zostawiam. Jeszcze niepodcięte wierzby trzymające w swych konarach , już liści zielenią pełne przy byłej miejscowości Kudłów też nie moje, zostawiam. Gigantyczne , monumentalne topole białe…jakże stare….świadkiem nie jednej historii , tej trudnej także były, też zostawiam ..tak te przed Borową…Snujące się zaspane oczy mieszkańców Borowej, kręcących się pod sklepem na głównej. Kapliczka Chrystusa na rogu zaprasza na chwilę zadumy , chylę głowę. Dalej , dalej. Wpadam na polną drogę, struga wody płynie jednak, ta co łączy się ze stawem w Borowej. Uderzenie przestrzeni , przestrzeni poranka. Syk z oddali uruchamianych kolejowych potworów gdzieś ruszających w trasę. Stoi i on , wskaźnik artyleryjski… pochylony jakby bardziej. Na nim ptaszek z długim ogonkiem , tak głośno ćwierka i potrząsa ogonkiem. Nie wiem co to za stworzonko. Dzielnie przygląda się co robię i gdzie jadę. Już szybę opuszczam z aucie i uderza mnie najpierw geniusz treli ptasich , później zmrożone lekko powietrze , i ten majestat łąk Skockich i ściana młodnika. Lasu , który tak niedawno posadzony po wojnie został. Przede mną była już stacja Zarzeka. W końcu połączyli zwaśnione w jakiś tam dla siebie sposób Skoki i Borową. Powstał tuż za przejazdem kolejowym , który był swoistą linią demarkacyjną tych wsi wspólny przystanek. Przystanek kolejowy – Skoki-Borowa. Po setkach lat bycia osobno..w końcu razem. Ja to też zostawiam. Zamykam szybę auta i dalej. Do fortu Skockiego. Do lasu, nad jezioro. Nad byłe starorzecze Wisły. To tu płynęła królowa polskich rzek w XV wieku. Przed Borową zakręcała w stronę Borku. Jej pozostałości to zapewne i jeziora Nury, Borowiec i Matygi. Właśnie cel dzisiejszego mojego poranka. Relikty fortu starannie pokrył młody drzewostan sośniny parującego żywicą. Gdzieś w promieniach jeszcze niespęczniałego słońca widać małe krzewy jałowca i ten rzeczny piach. Taki tu znany , wybierany pod Azoty, wybierany z kośćmi jeńców czy rosyjskich czy żydowskich. Trudne to tereny przy Dęblinie… a jeszcze trudniejsza ich historia…. Ale dziś ptactwo wszelakie bije trelem na każdą stronę, przemyka niepostrzeżenie sarna uciekając w jałowce. Zarywy widoczne jeszcze w lesie , choć już zieloność liści wszelakich zakrywa pomału to co od jesieni było dostępne. Zakrywa pomału, stopniowo relikwie tej historii wielkiej świetności rosyjskiej myśli budowli militarnych. Ten tu zwanym także fortem Borowa lub zwyczajnie fortem nr 4. Wybudowanym zgodnie z wszelakimi zasadami ówczesnych inżynierów wojskowych w latach 80 XIX wieku. Wysadzony w sierpniu 15 roku XX wieku  ( dość nieudolnie) przez wycofujące się wojska rosyjskie. Rozebrane po wojnie przez ludność na budulec co nie było niczym niezwykłym. Niech przykładem będzie choćby pobliski zamek w Sieciechowie. Przy Wiśle był w X-XI wieku. Na przełomie XIII -XIV odsunęła się matuszka wszystkich rzek od tego byłego miasta ( już w 1430 roku idąc za H.Stróżewską był miastem – choć jego klasztor i historia jest dużooooo starsza). Zamek został rozebrany do kamienia. Klonowicz pozostawił nam sporo informacji o Sieciechowie z przełomu XVI i XVII wieku. Pisał : "...wielce rybna Wisła obfituje w wyborne łososie i sumy. Tak ogromne, że jednego wóz pełny bywa ...Po rzece liczne krążą statki –z wodą wiosłami ,a pod wodę wiatrem i żaglami pędzone…."

Wracając do tematu to  budulec był potrzebny okolicznej ludności. Tu także, gdzieniegdzie jeszcze te wypalane być może w pobliskich Krasnoglinach , czy Sarnach cegły wystają w leśnym gąszczu. Nie wiem, dziś i nie Fort ważny, zostawiam. Niebieski szlak wije się wśród wystrzelonych tyczek sosen, przeplatanych jałowcem, leszczyną niekiedy. Droga piaszczysta ,ale na krawędzi lasu już bucha mech, porosty, darń , zielony kożuch , pierzyna leśna. Niczym tyczki, chude sośniny z ludzką matematyką prowadzane lata temu, owocują dziś porannych żywicznych oparach. Szlak niebieski, zjazd na jezioro. Jezioro Matygi, Matyckie , słyszałem nawet jezioro Nasze. Uprzątnięte , przystrzyżone wręcz przodki jeziora. Tablica informująca PZW, dalej ławeczka stolik w cieniu wierzb. Tu przed nosem rozpadająca się kładka wędkarska , swoje już na grzbiecie swym trzymała, swoje widziała. Te niezliczone ilości wędkarzy i tych co chcieli napawać się pięknem tego miejsca. Widziała zmagania , widziała wielkie sukcesy i wielkie porażki. Słuchała nie jednych siarczystych przekleństw jak i okrzyków egzaltacji i radości. Opowieści i niekończących się rozmów o życiu, o byciu o tym i o tamtym. Jakby to spisać były by opasłe tomy. Tomy wędkarskich wyznań na tym łez padole. Dziś już pochylona kończy swoją misję. Dziś jako już niedostępna wpisuje się w historię tego miejsca. Tak zadbanego przez brać wędkarską. Naprawdę jestem pełen podziwu. Żadnych puszek, pudełek, śmieci, worków po zanęcie, żadnych butelek po procentach. Oparta o wierzbę dalej MZ-tka oko cieszy…Wspomnienia wracają…jeździło się i taką też…łowiło się też. Dziś już późno, już po 6 grubo. Jezioro kończy spektakl parujących miraży wodnych. Mgła otulająca i snująca po tafli ucieka, schodzi na dalszy plan. Daje miejsce dniu, który się zagościł na dobre. Harmider ptasi w kwitnących tarninach i sosnowych ostępach jest nie do opisania, niesie się taflą wody. Wzbudza do życia na drugim brzegu rodzinę kaczek. Najpierw w stronę brzegu jeziora podąża pani kaczka , potem 3-4 pisklaki i tata kaczor. Cichutko wślizgują się do jeziora. Płyną wzdłuż brzegu teraz co chwile kwacząc. Przycupnąłem na kładce nowszej, nogi spuściłem nad taflę wody i dyndam nimi jak za gnojka. Oczy zamykam i zatapiam się w ten świat…zlewam się w niego. Odrzucam to co ludzkie zostawiam w sobie świat matuszki natury , przyrody…. Czuję synergię mocno. Mój świat, mój świt, moje chwile… 6:45 !! Znów za mało czasu dałem sobie…Trudno.  Pływające łabędzie kiwają głowami jakby się ze mną żegnały. Jakby był swój i u siebie. Tak się czuję właśnie …u siebie….zabieram ale tylko na chwilkę siebie stąd …niedługo tu powrócę……

 

23 kwietnia 2020   Dodaj komentarz
przyroda   matygi   Matygi Jezioro Ranek  

Dzień Ludzi Bezdomnych....

 

Obchodzimy w Polsce nieformalnie Dzień Ludzi Bezdomnych. Wg szacunków żyje obecnie ponad 30 000. Inicjatorem twórcą tego Dnia był człowiek o ogromnej miłości do ludzi odrzuconych i cierpiących , wyrzutków społecznych . Marek Kotański. Nie ma chyba ani jednego pomnika, popiersia czy ikony a jego wkład społeczny jak choćby Markoty czy inne działania wpisują go na annały historii jako wybitnie społecznie zasłużonego ! Pamiętajmy!

 

Wg informacji z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ( info z 2019 roku) odnotowano spadek o prawie 10% osób bezdomnych w 2018 roku do 2017 r. Dwa lata temu szacowano ilość osób bezdomnych na 30 300 osób, zaś rok wcześniej ok 33 400. W 2015 roku podczas liczenia osób bezdomnych ( zimą ) było 36 100 osób bez dachu nad głową , czy stałego zakwaterowania. Najwięcej danych natomiast uzyskane zostało przy Narodowym Spisie Powszechnym w roku 2011. Porównując natomiast to zestawienie z tym aktualnym (na rok 2019) widzimy sporą różnicę -liczbę osób małego miasteczka - około 5000 osób. Choć tendencja spadkowa to świadomość ,że nagle z map znika Września czy Kraśnik pod względem ludności przeraża. Przeraża i fakt ,że to są tylko szacunki bo dokładnej liczby nie jesteśmy w stanie oszacować.

W województwie Lubelskim w 2017 roku bezdomnych było 991, zaś rok później w 2018 – 1190 osób.

 

W przywołanym roku 2011 ( przy NSP) przyjęto podział na :

- Bezdomni pierwszej kategorii – „bez dachu nad głową”

Kategoria ta obejmuje osoby żyjące na ulicy, w przestrzeni publicznej bez schronienia, które mogłoby zostać uznane za pomieszczenie mieszkalne. Do kategorii tej należą przede wszystkim osoby, które wieczór i noc w krytycznym momencie spisu spędzają poza jakąkolwiek instytucją funkcjonującą całodobowo. Miejsca przebywania tych osób to: dworce kolejowe i autobusowe oraz ich okolice, kanały i węzły ciepłownicze, ulice, plaże, bunkry, lasy i parki, miejsca na cmentarzach, centra handlowe, parkingi, opuszczone samochody, przyczepy kempingowe, klatki schodowe, zsypy, piwnice, strychy, śmietniki, ziemianki, wagony i bocznice kolejowe, ogrzewalnie.

– Bezdomni drugiej kategorii – „bez miejsca zamieszkania”

Kategoria ta obejmuje osoby z reguły bez stałego miejsca zamieszkania, którym świadczona jest pomoc zgodnie z ustawą o pomocy społecznej, zapewniająca schronienie, wyżywienie oraz odzież. To przede wszystkim osoby w obiektach zakwaterowania typu: schroniska dla bezdomnych, domy pomocy społecznej dla samotnych kobiet w ciąży lub z małymi.

W 2011 /25773 os/ roku sytuacja wyglądała następująco. Ponad 54% bezdomnych I i II kategorii spisanych zostało w 5 województwach: śląskim (14,2%), mazowieckim (13,2%), dolnośląskim (10,1%), pomorskim (9,5%) oraz zachodnio-pomorskim (7,4%). Najmniej osób bezdomnych spisano w województwach: podlaskim (2,0%), opolskim (2,4%) i świętokrzyskim (3,1%) – łącznie w tych województwach spisano 7,5% bezdomnych I i II kategorii.

 

W 2018 roku / 30 330 os. / najwięcej osób bezdomnych przebywało w woj. mazowieckim (4 785 osób), śląskim (4 782 osoby) i pomorskim (3 319 osób). Najmniej bezdomnych było w woj. podlaskim (693 osoby), świętokrzyskim (762 osoby) i w lubuskim (886 osób).

 

Z racji , że nie dotarłem do danych szczegółowych z 2018 roku na podział I i II kategorii bezdomności posługuję się danymi zbiorowymi na ten rok. Natomiast rok 2011 jest choć już daleki to daje światło i rzutuje światło na ten trudny dla każdego państwa temat.

Zróżnicowanie wiąże się przede wszystkim z liczbą instytucji pomagających bezdomnym: schronisk, noclegowni, domów pomocy społecznej, domów dla bezdomnych, domów samotnej matki oraz organizacji działających na rzecz osób bezdomnych. Dlatego patrząc na województwo Mazowieckie 9 lat temu , bezdomni „I kategorii” byli z w znacznej większości nad tymi co nie mają stałego kwaterowania. Sytuacja jest inna w województwie śląskim , gdzie ośrodków związanych z pomocą dla bezdomnych było najwięcej w kraju – 59 a w woj. mazowieckim tylko 31. Wszystkich ośrodków w kraju w 2011 roku było 118.

Bezdomność w Polsce jest „bezdomnością męską”. Mężczyźni stanowili ponad 77% populacji wszystkich bezdomnych. Należy jednak zauważyć, że wyższy był udział bezdomnych mężczyzn wśród populacji bezdomnych I kategorii – 84,3 %, natomiast dla II kategorii udział ten wyniósł 72,8%. Zdecydowana większość spośród bezdomnych mężczyzn II kategorii przebywała w schroniskach dla bezdomnych i noclegowniach. Kobiet bezdomnych jest ponad 3-krotnie mniej niż bezdomnych mężczyzn (22,8% w populacji osób bezdomnych I i II kategorii), przy czym należy zwrócić uwagę, że bezdomne kobiety najczęściej przebywają w domach dla samotnych kobiet w ciąży i z małymi dziećmi – prawie 62%.

Średni wiek osoby bezdomnej wyniósł 52,2 lata, kobiety są młodsze – mediana wieku wyniosła 46,5 lat, dla mężczyzn – 53,1 lat Bezdomne osoby są najczęściej samotne. Zaledwie 11,3% to osoby o stanie cywilnym żonaty/zamężna. Wśród osób bezdomnych w wieku 15 lat i więcej bez stałego miejsca zamieszkania dominują kawalerowie i panny – 32%. Spośród nich prawie 42% przebywa w domach samotnych matek z dziećmi, a nieco ponad 29% – w ośrodkach dla bezdomnych. Szczególnie wysoki odsetek rozwiedzionych, prawie 37%, przebywa w schroniskach dla bezdomnych, wśród nich dominują mężczyźni stanowiąc prawie 40%.

 

Miejsca , gdzie kwaterują najczęściej bezdomni „II kategorii” to : Klasztory i domy zakonne, Internaty, bursy, domy pomocy społecznej dla samotnych kobiet w ciąży, schroniska dla bezdomnych, noclegownie, zakłady (szpitale) psychiatryczne, ośrodki leczenia odwykowego, zakłady opiekuńczo-lecznicze dla przewlekle chorych, hospicja, domy dziecka, rodzinne domy dziecka, placówki opiekuńczo-wychowawcze, hotele pracownicze, domy pomocy społecznej dla emerytów i osób, starszych, domy studenckie, asystenckie, słuchaczy seminariów duchownych.

Główne przyczyny bezdomności, na które wskazały osoby bezdomne, to eksmisja, wymeldowanie i konflikt rodzinny . W dalszej kolejności znalazły się: uzależnienie i brak pracy . Zdecydowana większość bezdomnych miała wykształcenie zawodowe (ok 43 proc.) lub podstawowe (ok 32 proc.), najmniej było osób z wykształceniem wyższym (ok 2 proc).

Natomiast dokładnych spisów trudno szukać. Nagła sytuacja życiowa która dramatycznie zmienia człowieka, jego świat i jego byt powoduje rugowanie go ze społeczności. Wystarczy nie mieć pracy przez jakiś czas i już można odczuć marginalizację społeczną, westchnienia osób bliskich o naszym nieudactwie, czy co łagodniejszym tonie niezaradności. Często to szybkie odrzucenie społeczności najbliżej powoduje potęgowanie dalszych zachowań i utratę często stałych wpływów , pracy i co gorsza mieszkań czy domów. Częstym powodem są także niespłacanie zaciągniętych kredytów na mieszkanie czy inne cele. Niestety bezdomni wybierają dość często drogę autodestrukcji, ograniczenia swoich potrzeb do zupełnego minimum. Owa egzystencja opierana często o alkohol i żebranie o niego pod sklepem. Postaram się zasięgnąć informacji w MOPS jaka sytuacja w Puławach. Także jak w tym czasie, co teraz ( epidemii) zamrożenie własnych zakładów pracy, często jednoosobowych punktów usługowych jest powodem utraty i płynności finansowej i narastających należności pieniężnych dla pracowników, firm, państwa. Ma ogromny wpływ pomoc odpowiednich organów państwowych w tym przypadku….a w Polsce wiemy jak jest…..

Pamiętajmy o tych osobach, pomagajmy na wielu płaszczyznach…nie odwracajmy się od nich.

 

Ps dziś obchodzimy Święto Chrztu Polski. Choć to data symboliczna bo nikt nie wie póki co kiedy nastąpił naprawdę.

 

Na podstawie GUS , MRPiPS , Gazeta Prawna i Dziennik Wschodni. Zdjęcie internet.

 

14 kwietnia 2020   Komentarze (3)
Życie   ludzie bezdomni  

Steinforth i jego cmentarz...wysiedlona...

Dzwonnica przykościelna , w tle domostwa wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku.

 

Steinforth i jego cmentarz...

 

Okres XIV a szczególnie XV czy dalej XVI wieku nie tylko na ziemiach Lubelszczyzny wykazał się ogromnym wybuchem powstających nowych miejscowości czy miast. Głównie należących do magnatów, bogatej szlachcie czy zacnych rycerzy. Nie inaczej było na Pomorzu Zachodnim. Mowa dokładnie w bliskich okolicach największego miasta Pojezierza Drawskiego czyli Szczecinka. Założenie Szczecinka przez księcia Warcisława IV ( książę wołogoski, słupsko-sławieński i rugijski, syn Bogusława IV i Małgorzaty) . Rok 1310 to tradycyjnie przyjęta data lokowania miasta. Badania wskazały, że miasto mogło być założone już w 1306 roku. W wieku XVI na tych ziemiach prowadzona była kolonizacja niemiecka. I tak blisko opisywanej miejscowości powstały Kniewo,Płytnica i Barkniewo. W niewielkich połaciach leśnych, na słabo żyznych ziemiach zaczęli się osadzać kolonizatorzy niemieccy. I tak do II WŚ XX wieku zostało niezmienne. Miejscowość jak jedna z wielu powstała na mało urodzajnych ziemiach, przeważnie ostatniej klasy lub poza klasowej. Piachy były z kolei idealnym nośnikiem dla wielu roślin czy drzew. Czy sośnina czy jałowiec , modrzew dobrze się czują w takich ubogich glebach. Powstała opisywana wieś na początku XVI wieku lub być może już pod koniec XV. Wniosek nie bierze się znikąd skoro już w 1528 roku pojawia się na mapach.

 

 

Kosciół i mur kamienny wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku.

 

 

A jak wiemy na mapach z zasady są ukazane miejscowości już mające swoje łoże i funkcjonujące jakiś czas. Dostęp do ryb, do wody pitnej i dla bydła był zapewne kluczowym motywem osadniczym. Jezioro Przełęg kanałem połączone z jeziorem Kniewo dawało pewność nie tylko związaną z wyżywieniem mieszkańców ale i z rozwojem rzemiosła. Zarówno wyplatano więcierze i komolce jak i kosze na płody rolne czy leśne. Wyplatano zapewne i sieci co było dużo bardziej misterną sztuką i wymagało sporej wiedzy i precyzji. Zapewne gdzieś była przystań jeziorna , gdzie był zakład szkutniczy . I mogło by się kłócić z tym co teraz napisze ale w owym czasie XVI wielu czy dalej te tereny były mało zalesione. Lasy ze starodrzewiem były w okolicach Krągów czy Kniewa. Potężne leśne połacie lasów znajdowały się blisko Lotynia czy Czaplinka. Na tym terenie były lasy nieduże , później przechodziły w leśne uprawy bo zapotrzebowanie na drewno rosło wraz ze wzrostem choćby liczby osad i ludności. Samo jezioro , gdzie nieistniejąca wieś Steinforth się przytuliła do niego jest w połączeniu z 3 jeziorami. Zaczynając od jeziora Dziki ,przez j. Remierzewo i z drugiej strony j. Kniewo. Z tego ostatniego wychodziła rzeczka o nazwie Plietnitz czyli idąc tropem zmiany na polską miejscowości to struga zwie się Płytnica. Jak pisałem wcześniej w XVII wieku na jego początku teren nie wiele zmienił się pod względem zasobów leśnych.

 

 

Kosciół i dzwonnica  wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku. Widok od strony cmentarza.

 

Dalej przy Crangen ( Krągach) był staro las i wcześniej wspomnianej Płytnicy. Wielkie piachy i wydmy były już obecne na niedawnym jeszcze poligonie. Bardzo ciekawa informacja z tego okresu jest taka, że w 1612 roku na zamku w Szczecinku mieszkał sam Eilhardus Lubinus. Wielki niemiecki matematyk i teolog protestancki, filozof, kartograf, filolog klasycznej greki i łaciny, jak również poeta. To właśnie z tego okresu XVI/XVII wiek mamy na owe czasy dokładne z wrodzoną sztuką naukowca ale i swoistym artyzmem okraszone. W niedalekim Kniewie około roku 1610- 1618 działał już prężnie młyn. Na kanale łączącym jezioro Przyłęg i jezioro Kniewo Młyn funkcjonował ze zmiennym szczęściem do XX wieku. Powstało zaplecze i specjalne place młyńskie przy nim. Zapewne wszyscy włościanie wozili tam zboże na przemiał. Pewnie później w XVII/ XIX wieku czy późniejszym wiatraki przejęły rolę młynów umiejscowionych w różnych lokalizacjach . Na ten przykład w Krągi ( Osiedle) na wzniesieniu zalesionym ( blisko drogi na leśniczówkę ) był wiatrak (widziałem i opisałem go ciut). W Krągach tuż przy jeziorze Pile był młyn wodny , gdzie jego już niewielkie relikty można spotkać ( tzw wodospad – też opisałem ciut). Był wiatrak w Dzikach choćby także. Społeczność włościan , rolników miała gdzie mielić swoje zboża. W latach 20 tych XVII wieku w miejscowości Steinforth był kościół. Był on jednym z niewielu kościołów w okolicy. Wymienię kilka :

 

Dziki, Płytnica, Piława,Dąbrowica, Starowice.

 

XVII wiek nastaje jak i dla ziem polskich tak i tu bardzo trudnych czasów wojen i epidemii, głodu i cierpienia.

W 1618 roku rozpoczyna się wojna trzydziestoletnia ( w największym skrócie i uproszczeniu -rywalizacja Habsburgów i państw katolickich z protestantami o przywództwo w Cesarstwie). Szwedzi zajmują tereny należące do Szczecinka już w 1627 roku , rok później wojska czeskiego z pochodzenia Albrechta von Wallensteina ( stojącego za katolickim cesarzem). W międzyczasie wybuchają zarazy i epitemie dziesiątkujące ludność. Protestancka Szwecja ponownie w 1631 zajęła miasto. Wynaszająca wojna zapewne wywarła na okoliczne miejscowości ogromny wpływ. Pokój westfalski w 1648 roku poczynił względny spokój. Zapewne wypalone wsie, ogołacane ze wszystkich jej dóbr, wielka bieda i niemoc wówczas panowały. Mieszkańcy wsi i miast cieszyli się spokojem i zaczęli układać swój cykl pracy w zgodzie z naturą i Bogiem. Po 100 latach znów huragan wojny siedmioletniej dotknął ich , wpisując się krwawo w dzieje. Rosjanie splądrowali te ziemie doszczętnie. Co ciekawe jeszcze dopowiem ,że najważniejsze miasto powiatu szczecineckiego ( utworzonego w 1724 roku) w 1711 roku ulegało częstym pożarom. Były one tak rozległe i duże , że w 1711 roku zakazano budować w Szczecinku domów z drewna.

 

 Domostwa wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku.

 

 

Mijały kolejne lata, stulecia. Najwięcej informacji zdobywamy w XX wieku. Ale jeszcze pod samym końcu XIX wieku miejscowość lub blisko Rehmerow powstaje kuźnia , hamernia . Na mapie z 1893 roku jest ujęta jako Hammer ( w wolnym tłumaczeniu kuźnia). I właśnie na tej drodze łączącej Wałcz z Czaplinkiem. Jakość drogi można się domyśleć jaka jest . Ostatnie łaty z asfaltu nie tylko nie są dobrą nawierzchnią ale i stanowią nie lada przeszkodę w jeździe. I gdzie cmentarz na rozdrożu stała świątynia. Szachulcowa konstrukcja . Skromna jak wiele w okolicach. Choćby jak na zdjęciu w Jeleniu czy Krągach

 

Istniejący kościół pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Jeleniu

 

 

Belki czarne , może smołowane na owe czasy jakim impregnatem znanym na tych ziemiach. Tak dobrze ,że zostały jeszcze kościoły i są zdjęcia ...

1 kwietnia 1941 r. Gminy Groß Born, Kniewo, Linde, Płytnica i Steinforth zostały zniesione w ramach utworzenia okręgu wojskowego Groß Born. Wcześniej był spis ludności i kronikarze zapisali kilka informacji.Gmina Steinforth była gminą wiejską w dawnym powiecie Szczecinek w województwie Pomorskim na początku lat 30. ubiegłego wieku. Na czele społeczności Steinfortha stał wójt. Miejscowość Steinforth była jednostką terytorialną o powierzchni 17,7 km². W granicach gminy znajdowały się 2 miejscowości, z których główna siedziba to Steinforth. W gminie Steinforth były 2 miejscowości :

-przysiółek Rehmerow ( był tam dwór pana) – nieistniejąca także . Nazwane jezioro od nazwy Remierzewo.

-Steinforth

 

Otto i Margarete Noeske przed ich domem. Lata około 30 ste.

 

W 1925 r. wieś Steinforth liczyła 337 mieszkańców, w tym 189 mężczyzn (56,1%) i 148 kobiet (43,9%). I tak, średnio 6,2 mieszkańca na dom lub 19 mieszkańców mieszkało na jednym km². Populacja w gminie Steinforth mieszkała w 74 gospodarstwach domowych (4,6 mieszkańca na gospodarstwo domowe lub 1,4 gospodarstwa na dom).Z 324 protestantami (96,1%), zdecydowana większość mieszkańców parafii Steinforth w 1925 r. była wyznania protestanckiego. Ponadto, w Steinforth było 13 katolików (3,9%), ale nie było Żydów. Gmina wiejska była samorządem lokalnym na najniższym szczeblu administracyjnym. Na czele administracji miejskiej stał wybrany na 6 lat burmistrz . W latach trzydziestych XX wieku przywódcy społeczności nazywali się wtedy burmistrzami. Istniała też rada miejska. Naczelnik Wilcze Laski (Wulfflatzke) był odpowiedzialny za lokalną policję w Steinforth. Urząd stanu cywilnego odpowiedzialny za sprawy majątkowe dla gminy Steinforth był w Szczecinku. Urząd Skarbowy w Szczecinku był odpowiedzialny za administrowanie podatkami w Steinforth.Gmina Steinforth należała do okręgu lokalnego sądu w Szczecinek. Właściwy sąd pracy był w Szczecinek. Odpowiedzialna Izba Rolnicza była w Szczecinie. Właściwa izba handlowa znajdowała się w Szczecinie. Właściwy Inspektorat Handlowy był w Szczecinku.Protestanccy mieszkańcy gminy Steinforth należeli do parafii Wilcze Laski (Wulfflatzke). Katolicka parafia była w Szczecinku.Urząd stanu cywilnego był w Wilcze Laski (Wilcze Laski (Wulfflatzke)).

 

 

Szkoła i poczta we wsi Steinforth.

 

W 1935 roku w szkole w tej miejscowości uczyło się 71 uczniów. Rok 1939, początek II Wojny Światowej dla tej ziemi ważny. Zaczyna się pierwszy okres przesiedlenia mieszkańców. Już wieś wtenczas liczyła 200 mieszkańców. Rok 45 był ostatnim rokiem bytności niemieckiej ludności na tej ziemi .Front - radziecki walec z armiami polskimi w marcu 45 zaczął triumfalny marz na Berlin. Z tym frontem marszałek Żukow a na dole Europy centralnej Koniew. Swoisty wyścig kto pierwszy zdobędzie dla Stalina Berlin... Wynik wiadomy z góry. Dla mieszkających tu Niemców była to agresja , dla Polków i Rosjan wyzwolenie . Ziemie odzyskane.... Wysiedlono i wymazano z map nie tylko Steinforth, ale i Płytnicę,Kniewo i Barkniewo ( tu pod koniec lat 40tych XX wieku). Kościół został zniszczony, zostały do dnia dzisiejszego fundamenty . Groby zapadłe i otworzone ...ktoś w nich szukał czegoś. Armia Sowiecka rozgościła się na dobre na tych ziemiach , miała ogromny poligon, mieszkała kształtowała ten ogromny obszar. Rozgościli się do października 1992 roku. Żyjąc tu , umierając,zakładając rodziny , budując domy. Zajmując domy poniemieckie. Polacy byli odcięci , tu było Państwo w Państwie.

 

Autor podczas wybiegania. We wsi nieistniejącej dużo takich reliktów wojny.

 

A po tym czasie dalej od Krągów jadąc marną asfaltówką przy bagnie, przy wyrzutni , przy dużym lesie a teraz płytami ażurowymi po 5 km wpada się w tą byłą miejscowość. Widać zarysowania nieistniejących budynków, stare sady w już wysłużonymi drzewami owocowymi. Widać i linię napięcia , widać że tu tak niedawno tętniło życie.

 

 

Pobliskie jezioro Kniewo.

 

Wita mnie płyta informacyjna o wsi. Dość niedawno postawiona. Witają nie łuski amunicji, fundamenty w krzakach głogu, rubiny akacjowej, tarniny dalej. Leśniczówka nowa połyskuje na tle tej szarości historii. Nowe auta terenowe, dym z komina .. Jest życie. Nie wiem ok kiedy , może lata 80 te? Nie wiem.

 

 

Tablica informacyjna widoczna już z daleka od strony drogi Krągi - Steinforth.

 

Bywam tu od 2000 roku. Pada rzęsisty nie miły styczniowy deszcz. Śniegu brak. A ja rowerową eskapadę po byłych cmentarzach ewangelickich po okolicy uskuteczniam. Odpalam mapę szczegółową , widzę na niej relikty cemenciarza . Żegnam się z jeziorem i zawracam, mijam leśniczówkę i ruszam traktem marnym , drogą zniszczoną. Jadę kilkaset metrów. Widzę lekkie wzniesienie i rozwidlenie polnych dróg. To Tu. Zsiadam z roweru. Wdrapuję się na wzniesienie małe. Cmentarz i fundamenty byłego kościoła. Modlitwa za tych co tu leżą. Niech im ziemia lekką będzie. Kościół nie przetrwał. Pożoga wojenna go odebrała jak i pozostałym budynkom. Taka wieś , duża i dobrze zorganizowana teraz brzmi tak miałko.

 

Relikty fundametów kościoła we wsi.

 

 

Relikty byłego ewangelickiego cmentarza we wsi.

 

 

Droga , krzaczory, fragmenty fundamentów schowane w świat lasu i krzewin. Widok przygnębiający , otwarte groby przez kogo ? Nie wiem ...może Rosjanie , może Polacy? Czego szukali w śmierci innych ? Nie wiem... Deszcz się nasila .. czas na mnie. Jadę do Kniewa i jego pięknym jeziorem i stawem ,gdzie był dwór . Jadę do Płytnicy ,gdzie jak się okazało znicze się palą ….

 

Mapa z roku 1610.

 

 

Mapa z roku 1893.

 

Mapa z roku 1952.

 

 

 

Na podstawie :

Gemeindelexikon für den Freistaat Preußen. Provinz Pommern. Nach dem endgültigen Ergebnis der Volkszählung vom 16. Juni 1925 und anderen amtlichen Quellen unter Zugrundelegung des Gebietsstandes vom 1. Oktober 1932. Berlin: Preußisches Statistisches Landesamt, 1932.

Tablic informacyjnych przy byłych miejscowościach

Map dostępnych, rozmów z rodziną.

http://wolneforumgdansk.pl

Zdjęcia większości z fotopolska.pl i aukcji internetowych

04 kwietnia 2020   Komentarze (6)
rodzinne strony   cmentarze   historia  

Młyn wiatracznej, niedoszłej nadziei Chrząchów...

 

Domniemane miejsce posadowienia wiatraka.

 

 

 

 Zdjecie wiatraka z Chrząchowa p. Mizerackiego - zdjęcie z książki p. A.Lewtak " Wiatraki na Ziemi Puławskiej".

 

 

Koźlak no bo jaki … no w sumie może holender czy pytlak...  Nie ! Sprawdzona konstrukcja koźlaka i jego wielki rzemieślnik Piotr Wójcik. Rok wojny tej pierwszej. Austriacy na dobre już zagościli tu. Maj  pod Gorlicami złamał świat wielkiego panowania Cara – Boga. Ów Bóg uciekał z podkulonym ogonem od maja 15 roku XX wieku z tych ziem , palił, zabierał, gwałcił, kradł.... A w Zabłociu zbijano deski, ciosano drwa, bo zamówień wiele. Ten ze stoku jak teraz mówią ,czyli z półki. Standard wiatraka koźlaka – jeden skład kamieni. Nie lada konstrukcja ,ale tak dobrze znana. Stolarze, dekarze i inżynierowie wiedzą jak go stworzyć. W Chrząchówku po 1 wojnie światowej został postawiony przez Michtę wiatrak koźlak tuż przy Kurówce, tuż przy jego spalonym w działaniach wojennych młynie wodnym. Ale wcześniej tuż przy szkole , przy zagrodzie Mizerackiego montowano z Zabłocia młyn wiatrak....Pan Bronisław z sakiewki wyłożył nie lada grosz by pod jego młyńskim okiem wiatrak mełł mąkę. Pewnie poczynił w Cechu nauki i szkoły pokończył. Młyn na dobre to w Wygodzie staje w miejsce spalonego w czasie I Wojny Światowej wiatraka Ale dajmy tu luz bo w 1866 roku podczas uwłaszczenia ze wsi Chrząchów została wydzielona wieś Wygoda.

 

 

 

Bronisław Mizeracki po 12 latach służby w carskim wojsku sprowadził wiatrak koźlak na ziemię tuż przy szkole, tuż przy późniejszym kościele , tuż przy teraźniejszej logistyce Tirami upchanej. Taki początek przygody pokoleniowego mielenia w wiatraku. Pan Bronisław oddał pałeczkę z ręce Józefa.   II Wojna Światowa …..Okupacja, śmierć, ból, zgliszcza, Polska na kolanach....Wiatrak przetrwał,ale został zarekwirowany. Zapieczętowany, zaplombowany. Czekał na nowego właściciela...nie Polaka. Pan Józef znalazł pracę u właściciela nie tylko młyna - Niemca Oskara Urlicha. Bogatego Pana w Kurowie. Okupant odszedł i nie zdążył się osiedlić tu kolonizator niemiecki. Nie mełł mąki ani dla Polaków ani dla Niemców.

 

 Siedlsko z mrowiem uli. Tuż przy domniemanej lokalizacji wiatraka.

 

Po wojnie przez chwilę młyn - koźlak zaczął w końcu na nowo pracować. Być może popadł konflikt z ówczesnymi władzą za jego pracę u niemca lub z innych powodów być może nawet ideowych młyn został ponownie zamknięty. Ponownie znalazł pracę w młynie , tym razem wodnym, opisanym przeze mnie w Wólce Nowodworskiej - Stanisława Germiasińskiego. Kończy swoją podróż po tym łez padole w roku 1961. Pewnie przepełniony żalem , smutkiem i całkowitym niespełnieniem jako właściciel młyna! młynarz! mistrz młynarz!. Wiatrak przeszedł na własność Stanisława Kruka i został rozebrany.

 

 

 Zdjecie wiatraka z Chrząchowa p. Mizerackiego - zdjęcie z książki p. A,Lewtaka " Wiatraki na Ziemi Puławskiej".

 

 

  Zdjecie wiatraka z Chrząchowa p. Mizerackiego - zdjęcie z książki p. A,Lewtaka " Wiatraki na Ziemi Puławskiej".

 

Dzięki panu Tomaszowi co odezwał się od razu po przeczytaniu mojego wpisu o młynie wodnym w Chrząchówku zainteresowałem się wiatrakiem Mizerackich. Wiele ciekawostek i  unikalnych zdjęć z tego okresu można znaleźć na stronie Szkoły Podstawowej w Chrząchowie. Skrzętnie zbieranych i udokumentowanych. Uderzyła mnie liczba osób , które przeczytały jeden z wielu wpisów o młynie wodnym p. Michty ponad 500. To swoisty rekord i napawa mnie nadzieją ,że nie tylko mi leżą na sercu te relikty jakże ludzkie , jakże tutejsze , jakże wartościowe jak wiatraki i młyny wodne w okolicy. Zatem po rozmowach z p. Tomaszem i otrzymaniu wskazówek odnośnie lokalizacji owego wiatraka ruszam z Puław w sobotnie przedpołudnie. Pięknie słoneczko przypieka. Cieplutko, kurtka tylko wiosenna. GPS zafiksowany i można jechać. Znów znane mi i kochane miejscowości. W tym bliska memu sercu i duszy amatora regionalisty Końskowola. Mijam i ją zjeżdżając tuż za młynem motorowym i tuż przy byłym cmentarzu epidemijnym w stronę Witowic i dalej do Chrząchowa. Tej XV wiecznej wsi szlacheckiej.

A administrator strony "Końsowola na starej fotografi" nie tylko chętnie udostepnia moje tam pożal się Boże wpisy ,ale dzieli się ogromną wiiedzą i bardzo pomaga z zdobyciu zdjęcia czy informacji - Dziekuję w tym miejscu.

 

 

 W oddali budynek szkoły w Chrząchowie. 

 

 Długa i piękna miejscowość tak cudownie przeplatana architekturą drewnianą z tą nowoczesną murowaną. Kurówka blisko , swoista linia demarkacyjna między nimi a Chrząchówkiem. Już blisko , mijam kościół ( ach skąd tu informacje brać o nim) szkołę. Wygoda. Znów potężny plac a na nim wiele tirów , wiele… I cieniutka dróżka mocno pofałdowana wzdłuż ogrodzenia i domostwa. Psy szczekają , kilkanaście metrów i znajduję się na tyłach i buch ! Inny świat. Widać szkołę w Chrząchowie , widać iglaki skutecznie kamuflujące świątynię. A przede mną polna droga, już nie aż tak uczęszczana , już wielkie kamienie wyznaczające jej szerokość oblepione mchem i porostami. Rozwidla się do domostwa na lewo nowego i na prawo do już wg opuszczonego przez człowieka domostwa. W polu już pracą rolnika uprawianym kępa drzew. Brzeziny, topole i inne… raczej młodnik choć już nie podlotek. Gaszę motor. Wysiadam.

 

 Domniemane miejsce posadowienia wiatraka.

 

Uderza mnie jednostajne i jednolite buczenie. Tak charakterystyczne, tak polskie , tak przez niektórych lubiane ale dla większości budzące respekt. W dzikim już sadzie dawno nie przycinanymi drzewami kłębią się niezliczone roje pszczół. Ule kolorowe zatopione w byłe siedlisko dodają geniuszu temu miejscu.  Studnia z odwalonym deklem , już zapomniany przez rękę ludzką wjazd do domostwa. I ono samo...schron ceglano-ziemiany na rozliczne płody rolne jest. Czerwona cegła mieni się w tym wiosennym słońcu. Na środku rosłe drzewo- dąb zapewne. Piękne,rozłożyste. Jeszcze bez liści niczym strażnik tego miejsca. Kto tu mieszkał ? może właśnie Mizeraccy? nie wiem. Jedno buczenie od tysięcy skrzydeł pszczelich robi na mnie wrażenie. Nie mam odwagi wejść tam, bokiem podążam do kępy lasu. Patrząc na całość terenu jest duże prawdopodobieństwo ,że właśnie tu stał tej rozebrany w latach 60 wiatrak. Szczere pole, lekka wierzchowina. Czuję w tym miejscu pracę ludzkich rąk, czuję trud tamtych czasów. Coś tu jest i siedzi coś niespełnionego. Śladu po wiatraku nie ma , ale jakoś czuję jego bliskość mimo wszystko. 

 

 

 

Pomyślmy, że w tych czasach remont już leciwych koźlaków to koszt około 400 -600 tysięcy złotych ( choćby jeden z ostatnich ocalałych koźlaków z Pępowa) . Daje to pewną skalę kosztów postawienia wiatraka koźlaka. I wizja ,że ten wiatrak nie zarobił ani na siebie ani na właściciela jest przygnębiająca ,ba! tragiczna. Pomyślmy zatem co czuł właściciel wiatraka czy młyna wodnego z okolic . I p. Michcie i p. Mizerackiemu nie dane było pracy w swoich młynach tak jakby sobie życzyli.  Bardzo to przygnębiające. Niestety historia tego miejsca nie służyło tym młynom ...wiatrakom szczególnie ….

 

 

 

Na podstawie :

Rozmów wszelakich 

A.Lewtak " Wiatraki na Ziemi Puławskiej"

S.Wójcicki "Dziedzictwo kulturowe gminy Kurów" 

Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, Tom XV

SŁOWNIK HISTORYCZNO-GEOGRAFICZNY ZIEM POLSKICH W ŚREDNIOWIECZU Edycja elektroniczna Redakcja ogólna: Tomasz Jurek

 

30 marca 2020   Komentarze (3)
chrząchów   młyny i wiatraki   młyn wiatrak chrząchów  

Kurz niesiony drogami tej ziemi....

Ścięte życie drzewa.....

 

Kurz , zewsząd kurz. Małe tornada kręcą przede mną , przed młodym moim. Kurz. Łopatka lekko wchodzi w puch piasku na wiekowej drodze Pożóg – Skowieszyn. Stoję z młodym patrzymy na dymiący komin Azotów ..tak blisko. Widzimy łany rzepaku , łany czyjeś pracy przed zimą. Już co niektóry wyrwał się do Słońca i zażółca się jego znamię. Zbyt szybko....mrozy i zimno nadają. Dziś jednak uderza wiosna w całej krasie. Powala na kolana , szarpie do granic zmysły moje. Wyciąga do nieskończoności mój zachwyt i szacunek dla Niej. Kurz, włazi w zęby, a młody tylko łopatką nabiera ten ziemski pył i wysypuje z łopatki....a on się niesie. Niesie na te garby Pożoga , na te wierzchowinie Skowieszyńskiej Ziemi. Uderza o ziemię. Ziemię ,która niosła setki końskich kopyt, czuła tysiące stóp...Ziemia co uginała się ale służyła włościanowi , rolnikowi, chłopu..Panu tej ziemi. Drogi co widziała tak wiele, widziała z swej wyższości nad doliną Kurówki przyoblekaną gdzie i Rudy i Końskowolę widać i Witowice i Chrząchów , widać z jej ramienia i Kurów i nowe arterie nowych szybkich dróg... Gdzie na niej nie jeden koń padł, gdzie przyjęła do siebie nie jednego powstańca , gdzie płacz matek i żon z dziećmi nasączał jej brzemię, uderzał w żałość i smutek i żal. Gdzie nie jeden dziad szedł wsie odwiedzić za garstkę chleba czy w stodole kont. Mówił i modlił się za dobrego Pana , modlił się za rodzinę, za ten świat... Dziś my na tej drodze pełnej historii i pełnej ludzkiego potu idziemy w nieznane . Prze siebie. Droga mocno spracowana pod kołami ciągników , kiedyś koni i wozów drabiniastych. Pachnący kapuścianym transem rzepak przełamany co chwilę czym świeżo nasianym lub sadzonym. Młode krzewy porzeczki pewnie czarnej łapią swoje pierwsze wiatry słońca ciepło. Warkot ciągników między wąwozami z zawieszonymi siewnikami zwiastuje czas bardzo intensywny dla siejących. Mimo ,że ziemia lekko się podaje maszynom, gdzie i redlina równiejsza i powtarzalna, gdzie nasiona trafiają co ileś centymetrów od siebie niczym cyrulika robota , gdzie i koni brak i ich żywota ciężkiego nie szkoda. Wąwóz za wąwozem. Toczy się przy nas Zielony Szlak. Co od Kościoła w Skowieszynie asfaltem , płytą ażurową pnie się na wierzowinę , gdzie i dwór stał i gdzie Pan panował. I wpada w wąwozy co na sam Las Stocki powiodą, na Kolonię Pożóg zaprowadzą czy do Pożoga zawrócą. A przy nich ,koło drogi te pola ,zaorane już ,posiane ,pielęgnowane. Kipią nadzieją ich włościan , ich nadzieją na dobry plon, na 2,5 zł / kg porzeczki. Ziemia żyzna orana i uprawiana wieki, zna co cłopski trud wie ,że rodzić musi, musi … A i na graniach tych pól i ugorów niekiedy i ziela wszelakie wiosenne oko umilają. Bije przetacznik ożankowy, uderza jasnota , tasznik w swej białości pełen . Puka w zmysły i miodunka i kokorycz, fioleci się fiołek ,a żółci i ziarnopłon i podbiał. Czosnaczek łanami się ściele , a bluszczyk kurdyban jeden zaczyna wyłazić w końcu. Jakiś w tym roku opieszały. I dalej idziemy, uderzamy co rusz z gwar ptactwa wszelakiego, psów jazgot z oddali i zwierzyny ten w wąwozach ciche odgłosy skąpany. Dalej przed siebie. Pola i rola i ugór i łąka...łąką w dół....tam cel nasz na dziś. Tylko na dziś. Patrzę na drzewa młode , młodnik uprawny. Pan życia i ich śmierci. Zawinięte w jutowe worki korzenie leżą oparte bokiem na ziemi. W szeregu ale nie zakopane w matuszce ziemi. Boże ..czekają na śmierć lub życie , powolną agonię w jutowym worku , na boku pochylone. Zamarłem , aż mną zatrzęsło. Młody wyczuł mój niepokój, frustrację i bezradność. Tylko tliła się w głowie myśl jedna , skoro tamte wsadzone te czeka ten sam los!

 

 

 

 

Opadam w dół na skraj wąwozu. Mijam przetaczniki i szczawie wszelakie..Jest młoda brzezina , topoli kawałek , jest i uskok materii. Wschodzę ciekawy, cięgnie mnie tu. Jest ! Epitafium tych naszych czasów naszego bytu. Droga życia pełna i jego końca. Coś mnie tak mocno w to miejsce rwało , ciągnęło, dawało siłę na nowy krok, na kolejne metry. Doszedłem i usiadłem. Wielkie drzewo, najpotężniejsze w okolicy. Mocy pełne i powagi, wielkiej ważności w tym miejscu. Stało się niezmierzoną potrzebom ludzkiego istnienia . Jego bycia na tym łez padole. Jego potrzebom bycia i życia. Stało się nie tylko świadkiem wielkiego ludzkiego pokoleniowego bycia, stało na straży użytku dla ludzi . Poświęciło swoje setkę lat by zapewnić kilka lat życia ludzi. Ogromne drzewo nie znam jego imienia . Największe stąd. Cięte na kilka pił. Już zmurszałe , już mech go oplótł, już o nim zapomniano. Już o nim zapomnieliśmy...przysłużyło się ...przetrwaliśmy zim kilka , na przednówku pod kuchnią palone nim by kaszę uwarzyć,czy ciepło po izbie rozlać. 

Dziś jego dwa ogromne pocięte i pourywane pnie są niemym świadkiem tych trudnych czasów. I zapewne znak krzyża przy pierwszym ciosie był i modlitwy o lepsze jutro przy jego dzieleniu na wsi. Konie nie dały rady tych pni zaciągnąć gdzie należy, zostały a ja łzę roniłem dziś nad nimi widząc ludzkie szczęście tego kolosa ciepłem w kuchni ale i naszej zapłaty za to matuszki przyrody brzemię. Kupa śmiecia zostawiona przez nas w dowód podziękowania i uznania boli mnie najbardziej.....

 

29 marca 2020   Dodaj komentarz
skowieszyn   filozofia   przyroda   pożó   Pożóg Skowieszyn wiosna wąwozy  

Bochotnickie brzemię kobiet...

 

Kobiety w Bochotnicy ( u ujścia Bystrej do Wisły) w czasach powojennych czy nawet lat 60 -tych ciężko pracowały nie tylko w gospodarstwie ,domu. Naginały krzyża przy pracach żniwnych czy wykopkach często na polach oddalonych nawet kilka km od domostwa. Dodatkową, ciężką pracą kobiet, które udawały się na południowy odpoczynek, bądź wracały po południowych pracach w polu było dźwiganie zojdy [*] wypiekanych na polach chwastów dla dojnej krowy – tzw. „zakład”. Wierząc przekazom ludowym krowy nie chciały dawać mleka póki nie dostały owego smakołyku. Zanim trafił na bydlęcy talerz owy smakołyk został on płukany w Bystrej.

 

Cytując pana Piwowarka „ Widok kobiet dźwigających w porze wiosenno-letniej ciężkie toboły na zgarbionych siłą rzeczy plecach było pejzażem nie tyle barwnym, co okrutnym , stanowiący o miejscu, roli i zadaniach kobiety do końca lat sześćdziesiątych XX wieku.”

 

Pamiętajmy ,że kobiety wychowywały dzieci swoją bezgraniczną miłością zabierając je na pola , dźwigając je na ramionach nawet 3 i więcej kilometrów. Wykonywały z konopnej płachty umocowanej między drzewami czy wbitymi palikami kołyskę i szły do żęcia sierpem czy kopania ziemniaków.

Czasy się zmieniły przez te bez mała 60 lat, ale czy aż tak mocno ? i wszędzie ? 

Wielki szacunek pokłon dla Pań!

 

* - idąc za „Kieleckie- Słowniczek Gwarowy” - Stanisława Cygana - zajda - brzemię, tobół, tłumok, zawiniątko, ciężar, noszony na plecach’

 

Opis na podstawie książki " E.Piwowarek " Rody Bochotnickie Obrzędy-obyczaje-tradycje XX wieku"

Zdjęcie Internet - kobieta z chrustem

26 marca 2020   Dodaj komentarz
bochotnica   kobiety brzemię  

Niedoszłe miasteczko butów pełne ...Bata...

Wizualizacja osiedla pracownicznego - wykonal Pan Jacek Gładysz !

 

 

Centralny Okręg Przemysłowy. Wicepremier Kwiatkowski zainicjował ogrom zmian gospodarczych w już walczących z kryzysem młodym wolnym państwem Polskim.Przyszłość wiązali i Puławianie z nim, z tym COP . Lat 30 te.

Idąc za Janem Krzysztofem Wasilewskim o samym Centralnym :

“

Okres ożywienia gospodarczego lat 1926-1928 zaowocował koncepcją rozbudowy polskiego przemysłu wojskowego w tzw. trójkącie "bezpieczeństwa", zlokalizowanym między Sanem a Wisłą. Na przeszkodzie rozwinięcia tej koncepcji stanął wielki kryzys gospodarczy, który w Polsce rozpoczął się w roku 1929 i trwał do roku 1934.

W 1936 roku w kołach rządowych podjęto próbę opracowania programu inwestycyjnego. Program ten, którego twórcą był ówczesny wicepremier i minister skarbu, Eugeniusz Kwiatkowski, nazwany został czteroletnim planem inwestycyjnym i obejmował okres od l lipca 1936 roku do 30 czerwca 1940 roku. Zakładano w nim podjęcie realizacji inwestycji państwowych na sumę około miliarda [i] 450 - 800 mln zł. Celami planu były: rozbudowa przemysłu przetwórczego, rozszerzenie rynku wewnętrznego oraz wzmocnienie przemysłu zbrojeniowego.

    Jednocześnie, licząc się ze szczupłością własnych środków na finansowanie nowych inwestycji wojskowych, usilnie starano się uzyskać pożyczkę zagraniczną. We wrześniu 1936 roku zawarto umowę z Francją, na mocy której Polska otrzymała pożyczkę zbrojeniową na łączną kwotę 2.250 mln franków, tj. około 480 mln zł. Była to pożyczka zarówno gotówkowa, jak i materiałowa, której jednak nie zdołano niestety w pełni wykorzystać. W 1939 roku uzyskano jeszcze jedną pożyczkę francuską w wysokości 430 mln franków.

 

O lokalizacji COP przesądziły przesłanki ekonomiczne, militarne i demograficzno-społeczne. Dotychczas przemysł w Polsce grupował się w kilku tradycyjnych ośrodkach na zachodzie i centrum kraju. COP miał niejako wypełnić lukę na terenach słabo uprzemysłowionych i stanowić rodzaj pomostu między terenami rozwiniętymi gospodarczo, a zacofanymi kresami wschodnimi. Administracyjnie COP wchodził w obszar czterech województw: kieleckiego, krakowskiego, lubelskiego i lwowskiego, obejmując 46 powiatów o łącznej powierzchni 59.951 km kw., to jest blisko 15,4 proc. powierzchni Polski. Obszar ten w 1938 roku zamieszkiwało 5 milionów 764 tysięcy osób [około 18 proc. ludności kraju - przyp. red.], przy średniej gęstości zaludnienia 104 osoby na kilometr kwadratowy.

 

 

Fundamenty Baty

 

  Tereny COP zostały podzielone na trzy regiony. W skład regionu A - 'Kieleckiego' (tworzyw i surowców), wchodziło 9 powiatów z województwa kieleckiego: iłżecki, jędrzejowski, kielecki, konecki, kozienicki, opoczyński, radomski, opatowski i miasto Radom. Region B - 'Lubelski' (aprowizacyjny), obejmował 10 powiatów z województwa lubelskiego: chełmski, hrubieszowski, krasnostawski, lubartowski, lubelski, puławski, tomaszowski, włodawski, zamojski i miasto Lublin. Region C - 'Sandomierski' (przetwórczy), tworzyło aż 27 powiatów. Z województwa kieleckiego: pińczowski, sandomierski i stopnicki; z woj. lubelskiego: biłgorajski i janowski; z woj. krakowskiego: brzeski, dąbrowski, dębicki, gorlicki, jasielski, mielecki, nowosądecki i tarnowski; z woj. lwowskiego: brzozowski, dobromilski, jarosławski, kolbuszowski, krośnieński, leski, lubaczowski, łańcucki, przemyski, przeworski, rzeszowski, niżański, tarnobrzeski, sanocki. W przyszłości planowano utworzenie jednego województwa, którego stolicą, ze względu na centralne położenie, miał zostać Sandomierz. Przyszłe województwo sandomierskie miało obejmować 20 powiatów, o łącznej powierzchni 24.500 km kw. Inny projekt przewidywał włączenie do tego województwa wszystkich powiatów COP.

Okręg 'Lubelski', ze względu na obfitość dobrych gleb, miał stanowić zaplecze aprowizacyjne dla dwóch pozostałych okręgów. [Jednak i tutaj miały powstać ważne zakłady przemysłowe. Jeszcze we wrześniu 1938 roku rozpoczęto na przedmieściu Tatary w Lublinie budowę hali produkcyjnej warszawskiej firmy Lilpop, Rau i Loewenstein, która zamierzała tu produkować podzespoły do samochodów osobowych i ciężarowych - na amerykańskiej licencji Chevroleta (General Motors). Planowano rozpoczęcie produkcji silników, mostów napędowych przednich i tylnych, układów kierowniczych, a także sprzęgieł i skrzyni przekładniowych. Silniki miały być wytwarzane w ilości dziesięciu tysięcy sztuk rocznie, a ich produkcja przeznaczona na potrzeby krajowe - przyp. red., źródło: Wikipedia.pl]. [Ogólny koszt budowy Fabryki Samochodów w Lublinie miał wynieść około 9 milionów złotych. W momencie wybuchu II wojny światowej z zaprojektowanego kompleksu hal fabrycznych gotowa była hala montażowa oraz kotłownia - przyp. red., źródło: daewoo.lublin.pl/historia - od 2008 r. niedostępne. Przygotowano również bocznicę kolejową. Ponieważ zręby sporej inwestycji nie uległy podczas wojny i okupacji zniszczeniu, po wojnie nowe władze tę bazę skwapliwie rozbudowały i uruchomiły Fabrykę Samochodów Ciężarowych (FSC) - przyp. red.]

  Tuż przed wojną sam Lublin i jego 11 powiatów znalazły się w zasięgu obszaru intensywnego zagospodarowania. COP okręgu lubelskiego rozwijał się, a budowę nowych zakładów przemysłowych miały wyprzedzić inwestycje elektryfikacyjne i komunikacyjne. Okres przedwojenny to czas, w którym zaczęła się rozwijać produkcja lotnicza na Lubelszczyźnie - dokładniej w Podlaskiej Wytwórni Samolotów w Białej Podlaskiej. Inną, mniejszą manufakturą przemysłu lotniczego była Fabryka Wyrzutników do bomb inż. Władysława Świąteckiego przy ulicy Lubartowskiej w Lublinie oraz Lubelska Wytwórnia Części Lotniczych - od red.]. [W Lublinie powstała Fabryka Masek Przeciwgazowych, rozbudowano i zmodernizowano Lubelską Wytwórnię Samolotów, na Firlejowszczyźnie uruchomiono fabrykę drutu i walcownię Spółki Górniczo-Hutniczej Karwina-Trzciniec. [...] Przy ulicy Łęczyńskiej zaczęła produkcję Wytwórnia Części Lotniczych Tadeusza Stelmaszczyka. Jednocześnie nastąpiło ożywienie produkcji zakładów przetwórstwa mięsa, cukrowni, drożdżowni, browarów, młynów i zakładów rektyfikacji. Udział Lubelszczyzny w planach COP przyczynił się więc do rozbudowy przemysłu elektromaszynowego i rozwoju przemysłu rolno-spożywczego w Regionie oraz umocnił powiązania gospodarcze województwa z całym krajem - przyp. red., cytat za: Jarosław Woźniak

 Pierwszym zakładem przemysłowym w ramach inwestycji COP była budowana w 1937 roku Fabryka Amunicji nr 2 w Budzyniu pod Kraśnikiem. Kolejny zakład zbrojeniowy wzniesiono tuż przed wybuchem wojny w Jawidzu koło Lubartowa. Była to Fabryka Amunicji nr 5. Poważną inwestycją była Fabryka Urządzeń Telekomunikacyjnych w Poniatowej. Wstępną produkcję podjęła 15 sierpnia 1939 roku. W czasie wojny pracowała na potrzeby armii, następnie na terenie fabryki Niemcy założyli obóz jeniecki. Inne przedsięwzięcia przedwojenne w ramach lubelskiego COP-u to: Fabryka Masek Przeciwgazowych w Lublinie, Fabryka Prochu i Materiałów Wybuchowych w Krasnymstawie, nowoczesne garbarnie i fabryki obuwia w okolicach Puław. Kolejną większą inwestycją tego okresu - i nowatorską było założenie - przez Spółkę Górniczo-Hutniczą Karwina-Trzyniec - Fabryki Drutu i Walcowni w Lublinie, latem 1939 roku. W Puławach rozpoczęto budowę Fabryki Żelatyny, która pracowała z zastosowaniem polskiej technologii. Znaczne ożywienie nastąpiło w przemyśle przetwórczym, co wynikało z poprawy sytuacji w rolnictwie, wzmożonego zapotrzebowania na towary oraz poprawy rentowności zakładów. (...) W związku z realizacją planów inwestycyjnych COP korzystne warunki rozwoju powstały w przemyśle mineralnym Lubelszczyzny, w nowej gałęzi przemysłu, która w tak dużym stopniu funkcjonuje do dziś. W 1937 roku czynnych było 239 cegielni, 6 betoniarni, cementownia, zakład dachówek, 10 kaflarni, trzy klinkiernie i inne zakłady wytwórcze. Przemysł ten w skali kraju produkował 9,3 proc. cementu, 3,5 proc. cegły, 30,5 proc. klinkieru drogowego, 21 proc. wytworów z cementu i betonu. Przemysł drzewny reprezentowały głównie cztery duże fabryki mebli. Przemysł maszynowy realizował przede wszystkim produkcję w fabrykach maszyn i narzędzi rolniczych M. Moritza i M. Wolskiego oraz Lubelskie Fabryki Wag.

  Mimo ewidentnego rozwoju przemysłu województwa lubelskiego przez cały okres międzywojenny nie odgrywał on istotniejszej roli w potencjale ekonomicznym kraju. Jego udział w produkcji krajowej w roku 1937 roku pod względem liczby zakładów wynosił zaledwie 1,9 proc. liczby maszyn i 2,0 proc. ogólnej produkcji. Jedynie przemysł spożywczy (głównie cukrownictwo) miało pewne znaczenie w produkcji kraju (5,3 proc.) w 1937 roku. Przejawem niedorozwoju gospodarczego - w tym także rolnictwa - była znaczna liczba emigracji z tego terenu. W latach 1918-1939 wyemigrowało z Lubelszczyzny około 30 tysięcy osób, czyli prawie 3,6 proc. wychodźstwa z całej Polski.

  Przedwojenny przemysł lubelski miał charakter zdecydowanie drobnotowarowy, a jego struktura gałęziowa wynikała przede wszystkim z możliwości surowcowych. Najważniejszą gałęzią pozostał przemysł rolno-spożywczy. Rozmieszczenie terytorialne przemysłu na terenie lubelskim było raczej nierównomierne, zjawisko koncentracji prawie całkowicie nie istniało. Rozmieszczenie większych zakładów nie wykazywało tendencji do koncentracji, z wyjątkiem centrum województwa, jakim był sam Lublin. Z 17.611 zakładów przemysłowych miasta skupiały 49,9 proc. ogólnej ich liczby, pozostałe 50,1 proc. działało na wsi. W samym Lublinie pracowało w 1937 roku 1.213 zakładów. Podsumowując te dane, w strukturze gałęziowej przemysłu lubelskiego wyraźne było wyraźne wzmocnienie przemysłu elektromaszynowego oraz dalszy i intensywny rozwój przemysłu spożywczego, który dominował na tym terenie. Trwałą jednak cechą przemysłu na Lubelszczyźnie pozostała jego naturalna, dość bogata wielobranżowość, ukształtowana raczej przez sposób produkcji - rzemieślniczy i manufakturowy. Wojna niestety skutecznie zahamowała rozwój przemysłu na terenie Lubelszczyzny...."

 

Przecinka leśna 

 

 

A Tu na puławskiej Ziemi ...

 

 Wyczytać można w Pamiętnikach Puławskich : "Zasięg jego ( COP) miał być od Puław aż do Przemyśla, no i zaczęto budować. U nas w obrębie Wólki miały stanąć 4 fabryki: Bacutil, Bata, bawełniana a czwarta miał budować Namysłowski, który wykupił ziemię we wsi za cenę 45 groszy za metr, czyli za hektar 4500 zł.[........] Na przedmieściu Wólka Profecka rozpoczęto budowę fabrykę żelatyny. Tu przystąpiono do  przygotowania budowy dużych zakładów przemysłu chemicznego , których inwestorem były Zjednoczone Zakłady Materiałów Wybuchowych i Azotu- Spółka Akcyjna w Łaziskach . Również w rejonie Puław , a dokładniej rzecz biorąc Wólki Gołębskiej rozpoczęły swojego bardzo dużego oddziału wraz z garbarnią Zakłady Przemysłu Obuwniczego „BATA” z Zlina..To ni koniec wielkich inwestycji. Druga wielka inwestycja miała miejsce na drugiej stronie Puław w stronę Bochotnicy. We Włostowicach na tak zwanych „piaskach” rozpoczęto proces wykupu gruntów pod tą inwestycję. Dla okolicznych miejscowości także zaistniała możliwość wielkiego skoku . Industrializacja  Leżąca w granicach powiatu Puławskiego Poniatowa skrwawiona przez niemieckich oprawców później w czasie wojny ...krwawymi żniwami...wybudowano zakłady będące filią  Państwowych Zakładów Tele i Radiotechnicznych . 

 

Widczne na mapie Lidar zarys fundamentów kompleksu 

 

 

Cytując stronę przeciwlotnicza.pl możemy się ciut więcej dowiedzieć :

"Filię PZTiR w Poniatowej utworzono [1937 rozpoczęcie budowy, 1939 zak.] ze względu na rosnące potrzeby wojska polskiego względem sprzętu łączności. Dotychczasowe możliwości produkcyjne zakładów nie spełniały oczekiwać wytwórczych stawianych przez  wojsko, nawet przy wsparciu kooperantów prywatnych – realne moce produkcyjne szacowano bowiem na 40-50% wojennego zapotrzebowania. Budowę nowych zakładów w Poniatowej miało współfinansować rokrocznie MSWojsk (700 tyś. złotych rocznie), a ogólne koszty szacowano na 10 mln złotych. Do wybuchu wojny wydatkowano na cele budowlane aż 6,6 mln złotych. Stosunkowo wysoki koszt budowy tłumaczy kompleksowe podejście planistów, zakładających równoczesne powstanie 10 budynków fabrycznych, 10 domów mieszkalnych (osiedle fabryczne) oraz 2 hoteli  dla pracowników. Start budowy poniatowskiej filii PZTiR planowano na rok budżetowy 1940/1941. W przyszłości fabryka miała wytwarzać szeroką gamę towarów: radiostacje polowe, wojskowe łącznice telefoniczne, liczniki elektryczne, radioodbiorniki lampowe i kryształowe. Planowane zatrudnienie po rozwinięciu  produkcji szacowano na 600 robotników plus kadra inżynierska. "

Dekretem rządu 22 lipca 1949 roku ogłoszono odbudowę i rozbudowę zakładów, które otrzymały nazwę Zakłady Wytwórcze Sprzętu Instalacyjnego jako filię zakładów w Bydgoszczy. Później Predom...

 

Relikty niepowstałej fabryki Bata

 

W Czesławicach koło Nałęczowa zaczęto przygotowania na możliwość realizacji projektu budowy przedsiębiorstwa ,które miało produkować na licencji francuskiej samochody marki Renault.  Dnia 26 maja 1939 roku Ministerstwo Przemysłu i Handlu wręczyło przedstawicielom Spółki Akcyjnej Wytwórni Samochodów “Fablok” koncesję na montaż i produkcję samochodów francuskich Renault. Owa firma miała montować wszystkie typy samochodów osobowych jak i również samochody ciężarowe z motorem Diesla.15.VI.39 roku w kancelarii notariusza Wacława Salkowskiego sporządzono akt kupna i sprzedaży nieruchomości , gruntów 60 ha położonej w miejscowości Czesławice . Sprzedającym był Tomasz Piotr Marian Milewicz ówczesny właściciel dóbr Czesławice a kupującym za kwotę 192 019 20 złotych “Fablok” W lipcu 1939 roku ruszyły prace związane z poszerzeniem drogi Nałęczów - Czesławice ( od wąwozu pomiędzy wzgórzem Poniatowskiego a skarpą nad doliną Poluby).Wydrążono studnie głębinowe , miano wykupić nowe grunta naprzeciwko Milewicza….miano...1 wrzesień 1939 roku pokrzyżował wszystkie te plany…. 

 

A już poza COP w Puławach budował się szpital powiatowy oraz budynek Wydziału Weterynarii Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego. Zakończono do początku wojny wybudować kompleks budynków na „Michałówce”. Został także przekazany do użytkowania dworzec autobusowy. Co było wcześniej ? W Puławach z ciekawości ktoś by zapytał ?

Tuż przed II WŚ było w LPU około 300 sklepów i sklepików  z tego 65 należących do Polaków.. Ważną rolę odgrywały „Społem”. Zarządzały i piekarniami ,składami opału itd. W 1939 roku funkcjonowały choćby  2 tartaki , młyn , fabryka octu , 6 piekarń , drukarnia Czecha, stocznia i warsztaty remontowe należące do Państwowego Zarządu Dróg Wodnych. 

 

Domki pracownicze w Chemłku.Zapewnie takie i by były wybudowane w Wólce. Zdjęcie Intenet.

 

 

Wracajmy do planowanego przez architekta Adolfa Kurciusa, projektanta zatrudnionego w Urzędzie Gminy w Czechowicach-Dziedzicach miasteczka przemysłowego.Zanim o tej Puławskiej inwestycji  warto oko zawiesić na Baty największym w Polsce osiedlu , ba miasteczku pracowniczym - w Chemłku.O Bata w Chemłku poczytać możemy na blogu -  blogi.dziennikachodni.pl :

„Tomas Bata, twórca obuwniczego imperium to w Czechach postać kultowa. Ale nie tylko w Czechach, także Chełmek koło Oświęcimia zawdzięcza mu wiele.

Tomas Bata wybudował we wsi Chełmek  w latach 30. ubiegłego wieku fabrykę obuwia, postawił osiedle dla swoich pracowników i sprawił, że niewielka i biedna małopolska wieś z dnia na dzień stała się atrakcyjnym do zamieszkania miejscem (choć na prawa miejskie musiał Chełmek poczekać aż do roku 1969).

Imerium Baty

Zaczęło się od małego rodzinnego biznesu w Czechach, w Zlinie pod koniec XIX wieku. Niestety, wysokie ceny skóry spowodowały, że mała firma stanęła na progu bankructwa. I wtedy Tomas Bata wpadł na genialny i rewolucyjny wtedy pomysł. Zamiast butów ze skóry, zaczął produkować dużo tańsze z… sukna żaglowego. To pozwoliło mu nie tylko odbić się od dna ale i zawojować rynek. Firma Bata się rozwijała, powstawały kolejne sklepy firmowe, nie tylko w Czechach. Razem z fabryką rosły też osiedla patronackie z mieszkaniami dla robotników. Wtedy, na początku XX wieku taka była filozofia prowadzenia biznesu. Znamy ją i ze Śląska – mamy tu przecież wiele takich osiedli.  Giszowiec i Nikiszowiec braci Zillmannów to najbardziej znane przykłady, ale są przecież takie kolonie i w Rudzie Śląskiej, i w Zabrzu, i w Chorzowie Batorym, Czerwionce Leszczynach i wielu  innych śląskich miastach.

Mamy w Chełmku eldorado

A skąd pomysł Baty na fabrykę w Polsce? Z powodu ceł – usłyszałam w sobotę od przewodniczki, która oprowadza mnie i innych turystów, którzy przyjechali do Chełmka zwiedzać kolonię Baty. Cła po pierwszej wojnie były tak wysokie, że Bata wolał budować kolejne fabryki w kolejnych krajach Europy. I w Polsce też. Odkupił kawał ziemi od właściciela niedalekiego Bobrka, księcia Adama Sapiehy i zbudował fabrykę w Chełmku. Wtedy, na początku lat 30. XX wieku był to pierwszy zakład przemysłowej produkcji obuwia w Polsce. Plany Bata miał imponujące. Tylko część udało się zrealizować. Przeszkodą była nawet nie śmierć właściciela (Tomas Bata zginął w roku 1932 w katastrofie lotniczej, biznes przejął jego przyrodni brat Jan Antoni), ale wielka historia, czyli wojna. Ale zanim do tego doszło…

Oprócz fabryki w Chełmku zaczęły powstawać pierwsze domy kolonii. Osiedle zaprojektowali Franciszek Lydie Gahura i Mirosław Droha (ci sami architekci, którzy zaprojektowali Zlin). Miało być około 200 budynków, do wojny powstało kilkanaście. Wszystkie są z czerwonej cegły, jednopiętrowe. Ale nie identyczne. Mamy „bliźniaki” dla kadry kierowniczej, mamy niewielkie mieszkania dla robotniczych rodzin, mamy też dom dla niezamężnych kawalerów (12 pokoi na parterze, kilka na piętrze, wspólna kuchnia). Wszystkie mieszkania wyposażone były od początku w łazienki, co wtedy było jeszcze luksusem. Dla robotników, którzy przyjeżdżali do pracy ze wsi galicyjskich, był to duży przeskok cywilizacyjny.A do tego duży park a w nim kręgielnia, muszla koncertowa (zachowała się, jest odnowiona i odbywają się tu znowu koncerty), szkoła, skocznia narciarska, basen do kąpieli dla dzieci – są jego resztki jeszcze w okolicy kortów. No właśnie – korty tenisowe. To była duma Chełmka. Przyjeżdżała tu nawet słynna Jadwiga Jędrzejowska. Jedyne korty między Krakowem a Katowicami. W takim małym Chełmku! Służą zresztą mieszkańcom do dzisiaj.80 młodych chłopców z Chełmka w latach 30. miało możliwość kształcenia się w szkole zawodowej w Zlinie. Wracali jako fachowcy i szybko awansowali.Dzisiaj domy Baty stoją i mają się dobrze. Wiele mieszkań zostało wykupionych i stanowią prywatną własność, inne są własnością gminy i służą jako lokale komunalne...."

O samej historii firmy  BATA można poczytać poniżej , cytowano z Wikipedii "

Założycielami przedsiębiorstwa w 1894 r. byli bracia Antonín i Tomáš Baťa oraz ich siostra Anna. Pierwszą siedzibą był Zlin w Czechach. Początkowo przedsiębiorstwo poza założycielami zatrudniało jeszcze trzech chałupników. Przełomem dla rozwoju przedsiębiorstwa był okres I wojny światowej kiedy to firma otrzymała duże zamówienia od wojska, a dzienna produkcja przekroczyła 10 tys. par obuwia przy zatrudnieniu ponad 5 tys. pracowników. W 1930 w koncernie wprowadzono 40-godzinny tydzień pracy. W 1931 przedsiębiorstwo zostało przekształcone w spółkę akcyjną. Po śmierci Tomáša Baty w wypadku lotniczym w Otrokovicach pod Zlinem, w czasie rejsu do Zurychu samolotem Junkers F.13 o numerze rejestracyjnym D-1608, od 1932 przedsiębiorstwem zarządzał jego przyrodni brat Jan Antonín Baťa.

Historia Baty w Polsce

W Polsce międzywojennej w 1929 przedsiębiorstwo powołało Polską Spółkę Obuwia Bata S.A. w Krakowie, o kapitale akcyjnym 3 mln zł, który został podzielony na 12 tys. akcji po 250 zł, oraz: od 1932 zakłady produkcyjne w Chełmku koło Chrzanowa, znane w okresie powojennym jako Południowe Zakłady Obuwia (1947–1959), Południowe Zakłady Przemysłu Skórzanego „Chełmek” (1959–1990), Południowe Zakłady Przemysłu Skórzanego „Chełmek” S.A. (1991–2003), obecnie nie funkcjonują od 1939 zakłady w Radomiu, w okresie okupacji jako Bata Schuh- und Leder Werke, Radomskie Zakłady Obuwia (od 1948), później Radomskie Zakłady Przemysłu Skórzanego „Radoskór” (1959–1999), które obecnie nie funkcjonują....."

 

Relikty BATA

 

Lekko mży . Godzina odpowiednia do pracy a nie na szukanie reliktów Baty. Zwolniony z pracy o godzinę jadę niby wiem gdzie , nigdy tam nie byłem. Dopiero od 9 lat w Puławach a co chwilę coś mnie zaskakuje . Takie serce Pułaskiego świata , tej historii i przyrody. Tak zakochany w niej po uszy, po każdą komórkę mojego ciała i duszy. Dziś za  kapliczką pięknie odnowioną przed torami ,gdzie zaorane i nowe drzewka sośniny był kiedyś Ośrodek WCZASOWY firmy LUBGAL zakład przemysłu dziewiarskiego Lublin. Nie wiedziałem… Pani Ela podpowiada ,że w latach 80 demontowali ten przybytek. A Pani Walentyna dopowiada, że Domki dla wczasowiczów i stołówka w.w Ośrodka są w Skokach. Stołówka pełni obecnie rolę Świetlica. Jak można liczyć na wspaniałych regionalistów. Potem magiczna linia kolejowa nr 82….warto poczytać o niej. Prześledziłem jej brzemię i z tej i ze strony Łęki i Opatkowic… Unikat ..kolejowa przeprawa promowa na Wiśle….

Gaszę motor silnika . Stawiam w zatoczce przy łasze , niekiedy policja tam staje i budżet naprawia.Dziś moja leciwa skoda zatoczkę zajmuję. Ruch duży ,lecę na drugą stronę. Tam pod szlaban i za nim. Nie znam tych lasów . Tej ich historii. Pomyśleć że tu w XIX wieku winnice były i wino nie gorsze niż w XV Nasiłowie było…Deszcz nie wadzi , zakładam kaptur na głowę niczym 18 latek. Boże, mam już 41 lat a czuję się młodszy, dużo młodszy. Żyły na dłoni , łysiejąca czupryna i zmarszki sprowadzają mnie na ziemię. Idę w te lasy , leje po bombach widać gołym okiem. transzeje lekko przykryte mchem nowego, niechcianego. Wycinka na całego ,sączy się żywiczny sośniny zapach, pociętej na stosie ułożonej. Na dar męża co zapłaci za ten kubik pełen historii i matuszki natury łez…..Kubiki i tu i tam, sączy się w nozdrzach sośnina , przeplatają się nasadzenia i słupy niskiego napięcia . Czuję się dziwnie , bocian przyleciał, szpak zaśpiewał , dzięcioł zapukał agresywnie…Mocny gwar w czuprynach drzew. Droga polna , mocno miejscami zniszczona. Stoję i patrzę ,zamykam oczy , toż to mój świat. Ale te wycinki takie agresywne , mocno przerzedzony las, walczy , rozsiewa sam.  Za ogrodzeniem siatki z drutu nowe nasadzenia , takie równe  symetryczne , nienaturalne - ludzkie. Nie znam tego lasu. Brnę dalej i dalej ,aż po linię napięcia . Świeże słupy żel-bet i przecinka piachem podsypana ciągnie się w stronę Puław jakoś mało naturalnie . Sągi drewna po lewej i po prawej. Z sośnin nie młodych ,na oko około 100 letnich. Dżdży … miesza się zapach żywicy z historią tak mało mi znaną. Odpalam Lidar na mapie i szukam tych ludzkich kształtów . Są, ale za daleko , o kilometr przeszedłem ten teren. Czuć tu działania wojny. Las nie wszystko przykrył , leje po bombach , transzeje nie całkiem zasypane.. Rany otwarte , historia żywa. Dogasające ognisko drwali uświadamia mi ,że na tej leśnej historii nowa rzeczywistość. Puławy Chemia blisko ,przystanek , rozjezdnia ogromna. Za daleko poszybowałem w tych moich poszukiwaniach. Lecz właśnie gdzieś tu miała się kończyć ta ogromna inwestycja .Wracam , cała bluza już nasiąknęła deszczem i sośniną. Mam 350 metrów do tego miejsca. Pomału narasta we mnie powaga i potęga tej i westycji. inwestycji ,która diametralnie zmieniła by ten Puławski , Wolnicy Gołębia świat.Ciąge pada i nie wiem czy to deszcz płaczu czy deszcz oczyszczenia., kosy,sroki, kruki, szpaki cały czas robią harmider. Cały czas przypominają o sobie, są u siebie a ja jestem u nich . W tym ich świecie,splecionych sośnin przepełnionych żywicy i misterium ranka i zapadającego mroku. Widzę fundamenty tuż przy przycince ,widzę ułożone ludzką ręką plany, inżyniera myśl, maszyn pracę. Widzę to dzieło, rośnie mi w oczach wielkość tego miejsca. Gdzie człowiek to drobina , gdzie jego dom to łepek od szpilki….Ta wojna ….

 

Sośniny ...cudowne 

 

Tu na Wólce 95 000 metrów kwadratowych powierzchni , w halach i zadaszeniu 35 000 m[2]. Niewyobrażalna ilość tych metrów. Osiedle miejskie które miało na zawsze zmienić historię Wólki Gołębskiej tej średniowiecznej wolnicy Gołębia. Główne hale budowane przy torach. Za nimi ogromny plac a w środku niego kościół ,szkoły podstawowe, masę zieleni… domki robotnicze….. Ogrom na miarę budowy Azotów… i  tu w Wólce Gołębskiej.

Architekt i budowniczy pan Adolf Kurcius dla potrzeb polskiego przedstawiciela Baty - Polska Spółka Obuwia Bata SA. w Krakowie  stworzył plany zakładów i osiedla w Wólce Gołębskiej. Wykorzystując dobrą monetę COP przystąpili do budowy tej ogromnej inwestycji. Teraz tylko las skrywa fundamenty tego molocha. Mało kto wie gdzie są prócz miejscowych. Sam pomysł pan Adolf nie wymyślił , korzystał z modelowego zaprojektowanego osiedla w Zlinie autorstwa architekta Frantisek Lydie Gahura. To właśnie on stworzył pierwsze funkcjonalistyczne miasto na świecie , miasto było wielkości Dęblina. Oczywiście zaplanowano główne hale przy torach relacji Dęblin - Puławy. Ogromny plac poprzecinany alejami zieleni. w Nich miały powstać domki . Na środku ogromnej promenady kościół i szkoły ,aż dwie. Przy promenadach odchylonych od głównej promenady pod kątem 45 stopni ułożone domki pracownicze , piętrowe. Po co takie zabiegi , by zwyczajnie przełamać monopol nudy architektonicznej ,tej na 90 stopni. Efekt byłby zdumiewający i był zgodny z osią pierwotnego założenia w Zlinie. Równolegle do osi środkowej biegły aż cztery trakty komunikacyjne. Na zachód osiedla Wólki całość została spięta symetrycznym łukiem , gdzie miały pojawić się szkoły zawodowe. W części północnej mieszkaniowej miał pojawić się stadion. Etap pierwszy to realizacja dwch potężnej kubaturze hal blisko 35 000 m[2]. Plany zatwierdzono , zaczęto prace nad fundamentowaniem i połączeniem z dostępem do jakże ważnej linii Nadwiślańskiej. Dziś na fundamentach ..mech. Las młodnik - sośnina zamazuje skutecznie ten wielki projekt, który całkowicie zmienił by tą miejscowość , te Puławy. II Wojna Światowa skutecznie wymazała budowę tego olbrzymiego kompleksu i miejsca pracy dla setek ludzi….Dziś podgrzybki dorodne tam rosną, a niemy szlaban strzeże jej tajemnic…. 

 

Wizualizacja osiedla pracowniczego Bata w Wólce Gołębskiej autorstwa Pana Jacka Gładysza!

 

 

 

 Na postawie cytowanych autorów oraz 

Serdeczne podziękowania dla Pana Zbigniewa Kiełba - genialnego historyka za informację o tym terenie , dziękuję koledze serecznemu Jackowi za wizualizację 3D !!. Dziekuję Mariuszowi Głos za udostępnienie danych o fabryce w Czeslawicach.

 

 "Centralny Okręg Przemysłowy (COP) 1936-1939. Architektura i urbanistyka" M.Furtak.

21 marca 2020   Komentarze (4)
wólka gołebska   technika   puławy   historia   bata wólka gołebska COP  
< 1 2 ... 14 15 16 17 18 ... 40 41 >
Blogi