• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Najnowsze wpisy, strona 15

< 1 2 ... 14 15 16 17 18 ... 40 41 >

W cieniu kazimierskich lodów ...Parchatka...

Autor z synem na szlaku Zółtym w stronę Puław

 

Parchatka ….sporo już miałem kłębionych się myśli o tej wsi. Tak wiele już próbowałem napisać i opisać. Cały czas jednak jedna myśl mnie powstrzymywała , jeden wymiar zasłaniał pozostałe. Dziś to muszę powiedzieć. Ta szlachetna nie mała miejscowość została zabita przez nadwiślankę ,przed drogę niegdyś w topolach zatopioną do Kazimierza. Zabita Kazimierzem ,mniej Nałęczowem a jeszcze mniej Bochotnicą. Muszę to powiedzieć. Siedziałem z synem na barierce stalowej przy sklepie ogrodniczym dziś i patrzyłem jak odchodzi i ulatuje trud lokalnych pasjonatów historii , regionalistów czy miłośników geniuszu przyrody. Na przeciw mnie kapliczka bardzo skromna , choć i wstążki ma – Maryjna ta upamiętniająca ból potopu szwedzkiego. A dogasał parchacki znój każdy samochód, motor ,kład, czy autokar ogarek jej piękna zostaje zduszany. Bo jeszcze Włostowice ( potęga niegdyś ,teraz wyasfaltowany i wybrukowany po kokardę ) mają zwolnienia na drodze dla pojazdów , to choć ktoś się obejrzy i zainteresuje. Może kościołem, może cmentarzem leciwym bardzo, może muzeum oświatowym, może architekturą drewnianą. A Parchatka? Niby 40 ustawiona ale kto by przestrzegał. Tyczki chmielu prowokują, zachęcają , cudowne górki pokryte grabem i wiązem przeplatane brzeziną i dębem mijają szybko. A pomnik co odnowy się doczekał ,tej rzezi Powiśla 42 roku ? Biały a na nim 18 nazwisk? Skąd , mijane dalej. Piękne tablice informacyjne przy Górze Pietrowej ? Też mijane. A może pomnik powstańców? Co i włodarze wsi doszli do wniosku,że pogodzić trzeba i tych listopadowych w mogile zakopanych i tych ze stycznia ponad 30 lat później... Nowa tablica, krzyż...też mijane... A o mordzie Żydów przy wyspie ? Przy śluzie? Skąd ..aby szybciej przez Parchatkę... A Góra Trzech Krzyży? Tak samo ważna i tak samo stawiana po 1708 roku co Kazimierska ? Ech ,nie ma co ...może rowerzysta , może kładem, może ktoś zbłąka się z Puław teraz żółtym szlakiem do nich. Może jednak Czartoryscy zatrzymają swoją herbaciarnią , kaplicę i wiszącymi wówczas nad głębocznicami mostki ? Kicka ? Eee trzeba do Kazimierza na lody pojechać... Dziś to zrozumiałem...choć broniłem się tak bardzo od tej mysli. Ale dla mnie Parchatka straciła w XIX wieku jak Wisła oddaliła się od niej. Zostawiła dla rolników, włościan miejsce na uprawy. A jest tu ich bez liku. Chmiel tak lubelski, zboże wszelakie, warzyw plejada i sadów kilka. Tam dalej wał i ścieżka rowerowa...byle dalej od niej ...byle na lody do Kazimierza. Posmyrać ze spiżu psa na rynku, zapłacić kilka złotych na Górę Trzech Krzyży... Nie mam nawet sumienia równać tych miejscowości. Bo każda pracowała na swoją historię po swojemu. Lecz tej Parchatce trzeba i pokłon dać i podumać w jej wnętrzu.

Piękno Parchatki 

 

Zostawiam na boku te animozje i uderzam z synkiem w swój świat i jego też. Świat przeszyty niespotykaną genialnością wąwozów ubranych w niezliczone wiązy, graby , dęby czy brzeziny. Gdzie w chłodnej głębocznicy korzenie sosen set letnich, spływają do dna głębocznicy, gdzie karbowane grabów i wiązów liście przesycone zielonością przykrywają firmament słońca tworząc zieloność nieba. Gdzie zewsząd ptasi trel przeszywa zmysły nasze, a żółć ziem z norami wszelakimi jest tak mi bliska. Tylko pod górę trzeba … zostawiam za sobą byłą suszarnię chmielu , drogę trylinką ubitą , wpadam w doły,wąwozy tak wyjątkowe – na skalę Europy. Coraz mniej słychać cywilizację , coraz więcej natury i naturalności. Znam tą drogę w głębocznicy , biegam tędy niekiedy. Bieg Szlak Trafi...też tędy leci. Żółty szlak obok, ale blisko...U mnie już dawno krople potu na czole. Młody woli moje nogi niż swoje. Mamy razem 4 km dziś przebyć. Rano w Bochotnicy 7 km...Widzimy poświatę , ciemność i chłód wilgotny wąwozu ustępuje kłębionym się owadom w słonecznym blasku. Uderza ciepło i zapach traw i ziół wszelakich. Na skarpie lessowej masa już lebiodki i szałwii.Zrywam , daję powąchać młodemu. On już wie ..zaciąga się mocno i bierze do rączki lebiodkę. Smakuje. Zna te zioła ..tata mu pokazuje i daje. Już 17:50 trzeba się spieszyć. Wierzowiną ,gdzie i łąki i ziemia orna pięknie się garbią . Gdzieś lasek przebija , co chwilę dół zarośnięty drzewem wszelakim zaprasza. Dziś nie czas na jego odwiedziny. Jest ! Doszliśmy sybko do Lasku. Tu Krzyż stalowy zagrodzony płotkiem stalowym.

 

Żółty szlak , krzyż stalowy przy Lasku.

 

Droga polna poprzecinana kałużami . Skinienie głowy , Ojcze Nasz i w lewo uderzamy ..uderzamy w swoją przygodę. Ptactwo jest z nami. Błękit nieba,zapach turzyc i traw porannego deszczu uderza w nozdrza i ta droga....Polna tak cudownie się wije wśród pól i dołów. Gra na moich zmysłach. Bo przecież takie drogi zniszczyli ohydnym tłuczniem w Pożogu i Skowieszynie. Tam na ich górkach.Tu są ...ale puste. Nie minęliśmy przez 4 km nikogo....Mijamy Pod Borkiem i jesteśmy na Zagórzu. Krzyż stalowy ,przystrojony wstążkami, zadbany. Antoś lubi wstążki ,więc wdrapujemy się na górę i on się bawi,ja kontempluję. Przerywa mi ten stan widok parujących kominów z Azotów...tak nie dają o sobie zapomnieć. Zabieramy się dalej. Płytami betonowymi wyłożone wąwozy ,a na skarpach masę czarnych owadów i ich norek w lessowej ziemi. Wpadamy w dół, ciemno już w wąwozie , chłodno ale pięknie! Zaczynam , bo przecież maj śpiewać na cały głos ..i tak nie ma nikogo z chóru nauczoną pieśń „ Sancta Maria”. Idealnie tu się śpiewa ,niesie się na wąwóz , niesie się dla Maryi. Widok genialny !! To jest ta moc Parchatki !! Ta jej energia i siła płynie z wąwozów. Z tej mistycznej wręcz piękności ich i takiej bogatkowaci. Tu każdy znajdzie coś dla siebie. Wracamy do samochodu z młodym .4 km za sobą niezapomnianych. I jak wiele do zwiedzenia jeszcze ,jak wiele jeszcze dołów do przejścia.... Tylko ludzi tu brak......

 

Krzyż na Zagórzu.

 

 

Zachęcam do zatrzymania się w Parchatce i wsłuchanie się w jej bogatą historię . Zachęcam do przeczytania tablic pięknie wydanych w tej wsi. Tych dziesiątków wąwozów do przemierzenia. Na pewno peregrynacja po tym genialnie pięknym terenie przysporzy Wam doznań nie mniejszych niż w Kazimierzu czy Nałęczowie , Puławach . A jak chcecie się dowiedzieć coś więcej o ścisłej korelacji za czasów Czartoryskich Parchatki i Puław zapraszam do Muzeum w Puławach . Tam na piętrze jest kawałek oryginalnej zastawy stołowej i ogrom wiedzy od muzealników.

A jak posmakujesz ciut Parchatki to i Góra Trzech Krzyży będzie Wam bliska i historia powstańców i krwawego Listopada 1942 roku będzie ważniejsza i z chęcią staniesz i zwiedzisz... westchniesz i poczujesz tez świat XV wiecznej wsi....a może jeszcze młodszej......

 

Droga na wierzchowinie w stronę Puław.

25 maja 2020   Dodaj komentarz
parchatka   historia   przyroda  

Cicho na korytarzu oddziału ...bohaterka...

 

 

Pochylona nad blatem stołu. Z lekka co rusz mrugającą lampką. Żarówka już dawno straciła swój blask i rezon. Cisza na korytarzu. Gdzieś jedynie szurnie w oddali miraż postaci w fartuchu. Tak, to już 20 godzina dyżuru. 4 kawa gaśnie w kubku a w głowie kłębią się myśli tak różne. Zmęczenie i te fizyczne daje we znaki. Głowa ciężko zwisa na zmęczonych dłoniach. Zdjęta maseczka i okulary ochronne wybrały na jej przecież pięknym licu bruzdy, zagniecenia, bolące odciski. Boli teraz i serce i dusza ,że w dobie tak złej dla kraju one i oni są traktowani coraz częściej gorzej niż trędowaci. Pomiatani społecznie i finansowo. Zapomniani często i zostawieni samymi sobie. Zawsze w cieniu, zawsze na drugim planie, rzadko i dla nich nagrody czy wyróżnienia były…nie starczyło i medali…

 

A przecież teraz trzeba mieć studia wyższe skończone, gdzie wiedza jest na najwyższym poziomie. Gdzie budowane są wysokie kompetencje. Gdzie obraz siostry tylko zastrzyk lub usługującej lekarzowi już nie ma racji w tych czasach. To są świetnie wykształcone i przygotowane do pracy w często najtrudniejszych obszarach, gdzie ból, śmierć i ludzkie nieszczęścia są na porządku dziennym. To często oni są na pierwszej linii , niczym strażacy z OSP gaszą zarzewie ognia. To często one muszę się przemóc by pomóc nie zawsze czystemu i schorowanemu człowiekowi. To często oni mają niespotykane pokłady miłosierdzia i empatii do innych. To często oni żyją dla nas , dla pacjentów, dla drugiego człowieka. Nie afiszując się , często w wielkiej pokorze przyjmując swoją misję i powinność…I te pracujące w szpitalu, w przychodni, w punktach poboru krwi, w laboratoriach, tych środowiskowych jeżdżących do ludzi potrzebujących , w gabinetach i wszędzie gdzie jest potrzebna ich pomoc , wiedza i kompetencje. To często jedyna osoba z którą ktoś samotny czy obłożnie chory może zamienić słowo, to często ich uśmiech daje promień nadziei na lepszy dzień. To często ich obecność jest wyznacznikiem bezpieczeństwa i matczynej opieki ciepła i dobroci…

Dziś znów w głowie kłębią się myśli – co tam w domu, czy córka odrobiła lekcje? , czy dobrze spała?, czy w domu jest ok? Czy starczy do pierwszego? Czy bezpiecznie dojedzie do domu? Te i setki innych myśli zostaje nagle przerwana. Tępy dzwonek telefonu wzywa na oddział. Do pacjenta …Ociera twarz, zamyka na chwilę oczy i cicho pod nosem hymn

…” Jeśli trzeba to ginąć będziemy, aby tylko człowieka ratować….”

 

Wszystkim Pielęgniarkom i Pielęgniarzom , Wszystkim Położnym składam w tym dniu szczególnym najserdeczniejsze życzenia - mimo tych czasów - trwania w swojej misji , w niepoddawaniu się , byciu tak ważnym i wartościowym jak jesteście.

 

Na moje szczęście znam cudowne pielęgniarki i cudownych pielęgniarzy z czego jestem i ze znajomości bardzo dumny.

 

Rok 2020 został przez Organizację Zdrowia ogłoszony rokiem Pielęgniarek i Położnych w rocznicę 200 urodzin Florence Nightingale ( 12.05.1820). W Polsce w 2008 roku zarejestrowanych pielęgniarek(rzy) i położnych było 300 489 w tym kobiet 295 688. W roku 2019 roku zarejestrowanych pielęgniarek(rzy) i położnych było 338 645 w tym kobiet 331 388.

12 maja 2020   Dodaj komentarz
Życie   pielegniarka pielegniarz dzien  

Młyn co tartakiem stał się w Bochotnicy...

Rzeka Bystra w domniemamym miejscu uposadowienia młyna w Bochotnicy

 

 

 

Znów Ona. Setki razy nawiedzana, przejeżdżana, objeżdżana. Omawiana, wychwalana , przeklinana, wysławiana, wymawiana..Bochotnica.... I już mam emocję mówiąc same to Słowo! Jest dla mnie wyrazem niezmierzonej miłości do tego miejsca, Do każdego jej tchnienia, ten przy rondzie kuźni, oddechu wolności przy ruinach zamku. Czy spełnieniem geniuszu matuszki natury skąpanym w grabach bez liku i wiązów opadających w Sirkowy Dół....Deszcz emocji nie do zatrzymania podlewa moją duszę, dając jej nową wegetację i wzrost. Uderzające nozdrza kwitnące czeremchy, zapadająca żółć jaskrów wszelakich ,czy ziel jaskółczych przełamana bielą dogasających czereśni i jabłoni dzikich. Jak schylisz się gwiazdnica swym bielem kwiecia łamie szarość i burość liści jesiennych, jak już odchodzące jaskry i fiolet dąbrówek tych rozłogowych czy piramidalnych. Giną wszelkie konwenanse, tu w tym moim najukochańszym miejscu na tej Ziemi gaśnie wszystko co małe, co małostkowe, co ludzkie. Tu oddech mój pełny i spokojny...tu jestem u siebie. Nie mogę się oprzeć wrażeniu że miłość pana Edwarda do Niej jest zatopiona w moją egzystencję i świat. Kocham jak On, kocham przez Niego, kocham Sobą jak Ci z Niej. Choć ja z Kołobrzegu , tylko 13 lat na Lubelszczyźnie. Nie godnym być , stąpać po Niej...mimo wszystko stąpałem ...płakałem razy wielu przy pomniku 42, przy Szelągowej Górze, przy Zamku. Tu tak czasy są żywe...i te młyny....ten tu ich świat. Dziś ostatni po takiej przerwie opisuję młyn...tartak...

W miejscu tartaku w Bochotnicy stał kiedyś młyn wodny. Był już wzmiankowany w Królestwie Polskim w 1839 roku. Przed II Wojną Światową młyn należał do Żyda o nazwisku Fryd.
Młyn był napędzany kołem śródsiębiernym. Sam Żyd- młynarz był bogatym człekiem na wsi. Zapamiętany był jako sponsor i współzałożyciel Ochotniczej Straży Pożarnej w Bochotnicy. Prawdopodobnie w czasie okupacji został wywieziony z rodziną do obozu zagłady...

Opowieść Zofii Sarzyńskiej ze zbiorów programu Historia Mówiona, Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN" :
„W Bochotnicy był olbrzymi młyn Żydów - Frydów. To był rodzinny ich. Tych Frydów było trzech braci. Jeden się zajmował kupnem zboża. No właśnie taki Szlama przywoził zboże. Drugi pilnował młyna, a trzeci rozprowadzał te mąki i to wszystko. Po szabasie w sobotę się zamawiało i on rozwoził każdemu to, co kto zamówił: czy mąkę, czy pszenną, czy żytnią. On wszystkie miał te gatunki mąk. I po targu, we wtorek czy w piątek, przychodził „Dzień dobry. Po pieniążki." „Och, panie Fryd! Nie mam dzisiaj pieniędzy." „Do widzenia." Nie był nachalny: Panie oddaj mi, bo wziąłeś! To przyszedł w piątek następny. To był duży młyn, bardzo, w Bochotnicy. Teraz tartak tam zrobili.”

 

Rzeka Bystra w domniemamym miejscu uposadowienia młyna w Bochotnicy

 

 

Wracając do młyna to wniosek z tego prosty ,że musiały być przed nim spiętrzające tamy czy jazy. Moc samego koła śródsiębiernego określano na około 10 koni mechanicznych. Zatrzymajmy się i policzmy tak by przybliżyć na te czasy współczesne. Najbardziej kojarzą nam się konie mechaniczne w motoryzacji. Zatem w Polsce koń mechaniczny to około 735,5 Wata. .
Czyli nasz młyn miał moc 7,35 kW. Czy to dużo ? Gdzie zasilacz w komputerze stacjonarnym ma 0,7 kW ? Wydaje się mało i mało wydajnie. Tak i było i tu. Bystra opływała młyn od strony wschodniej . Tam był drewniany mostek na niej .Lata wojny i jej początki omijały ten młyn. Nie ucierpiał do roku 1944. Wtenczas uległ zniszczeniu w wyniku działania Czerwonej Armii..Uległ spaleniu. Po wojnie jego a dokładnie nieruchomości , gdzie był właścicielem stał się Bolesław Zieliński ( Cytryn, Żyda polskiego pochodzenia). Był zapamiętany jako dobry i zacny człek. Mąż córki organisty z Włostowic, ojciec dwóch córek. Był niesamowitym człowiekiem i miłosiernym. Pogorzelcom co stracili majątek dawał 50 % ulgi na przcieraniu drewna. Ci co byli ubodzy i biedni mieli tą usługę za darmo. W czasie okupacji był chroniony i chowany u Polaków. W 1968 roku podczas partyjnej -moczarowskiej czystki opóścił kraj. Jego ślady zacierają się w Ausrii, Szwecji i w końcu Izraelu. To on w 1958 roku uruchomił tartak napędzany turbiną wodną.

 

Rzeczony młyn na Bystrej w Bochotnicy.

 

 

Ale ze Sztetla możemy wyczytać trochę inną historię tego Żyda :

"
W Święto Pesach 01.04.1942 r. o godzinie 4 nad ranem, z nałęczowskiej stacji kolejowej wyruszył transport Żydów z Kazimierza i Wąwolnicy do Bełżca[1.18]. Kwietniowego wysiedlenia uniknęły jedynie osoby będące więźniami obozu pracy przy ul. Puławskiej w Kazimierzu, zatrudnione przy rozbiórce drewnianej zabudowy dzielnicy zamkniętej. Po zakończeniu prac obóz został zlikwidowany, zaś więźniów wywieziono w nieznanym kierunku. Wszystkich członków ostatniego komanda rzemieślników Niemcy rozstrzelali jesienią 1943 r. na terenie cmentarza żydowskiego na Czerniawach[1.19].
Z kazimierskiego getta ocalał prawdopodobnie tylko jeden człowiek – Berek Cytryn. Pod nazwiskiem Bronisław Zieliński ukrywał się najpierw w Bochotnicy, a następnie w Warszawie. Po wojnie ożenił się w Puławach i wyemigrował do Szwajcarii.”

Co ciekawe i niepojęte ,że sama rzeka Bystra została zasypana na odcinku przed młynem i popłynęła kanałem młynówką . W wyniku prac nad spiętrzaniem wody w tym korycie szerokim i głębokim na 2,5 metra powyżej tartaku powstała cofka na długości około 800 metrów. Niebywałe! Ale zabiegi nie były po nic. Spiętrzały jazy wodne wodę na pracę tartaku około 4 godzin. Kapryśność rzeki orz coraz większe potrzeby sprawiły ,że niepewne źródło wody zastąpiono silnikami elektrycznymi. Zatrzymajmy się chwilę i poparzmy na przepływ , parametr kluczowy dla młynów. I weźmy rzeki Kurówkę i Bystrą. Nie ma ich równać z Wieprzem czy Wisłą czy Radomką, Pilicą. Zatem w 1946 roku przepływ uśredniony był na Bystrej około 0,8 metra sześciennego na sekundę. A Kurówka jak ? Już podaję 0,76 m[3]/s. Bliźniacze dane. I jedna i druga w uśrednionych wartościach rocznych miała ten sam przepływ! Dla zobrazowania Wieprz – 17,2 m[3]/s Wisła ok 120 [m3]/s.
Na początku lat 70 tych tartak przeszedł na własność Brewińskiego ( Zieliński sprzedał ) . Zaś sam Brewiński sprzedał dalej Edwardowi Łyszczowi. Co ciekawe nie zlikwidowano turbiny Francisa i w razie niedomagań w prąd to ona brała na siebie ciężar napędu. Już w latach 80-tych była zdemontowana zostawiając rozwiązania niezawodne -prąd. Wodę jak była turbina aktywna piętrzono do uwaga – 2,5 metra bez mała. Tartak był wielce potrzebny i miał bardzo dużo zleceń nie tylko z samej wsi. Wisła wezbrana często cofała wody rzek ją zasilających. Nie inaczej było z Bystrą i tartak ulegał zalaniu.. Większego śladu nie zostało po tartaku, ot kilka drewnianych elementów w nurcie. Właścicielką na rok 2005 została Alicja Łyszcz. Tu już ponad 15 lat temu....Nie wiem kto jest teraz. Czuć na Zamłyniu deskę żywiczną ciętą. Stosy jej górują nad pięknym brukowanym chodnikiem i wylanym asfaltem.

 

 

Ulica Zamłynie, lata powojenne .

 

 


A piękna historia tej w zapiskach już wzmiankowana z 1316 roku pisze w XX wieku nowe jej epizody. To można z całą stanowczością powiedzieć, że na ulicy Kazimierskiej mieszkali szpece od spraw powiązanych z Wisłą. Przeszło 60 ludzi parało się zawodami jak : barkarze, krypiarze, rybacy, faszyniarze, ci co wytyczali nurt w rzece stawiając bakeny, przewoźnicy łódkowi, tych co robili przy wiklinie, wozacy co pracowali nad regulacją Wisły, czy dowożący kamień i faszynowe „kiszki” . Zwani byli „orylami” czy „marynarzami słodkich wód”. I dalej już teraz rondem na Nałęczów a tu właśnie i owy młyn – tartak później i piękny na początku wsi od Wierzchoniowa zbiornik. Wybudowany dla napędzania turbiny w młynie teraz by rzec koło Bieronki. Tu miejscowi oddawali się rozkoszom odpoczynku, kąpieli czy ognisk wszelakich. Na samej ulicy mieszkali muzycy zacni i szanowani . Dlatego nazwano ulicę – ulicą „Skrzypków” . Eksperci z najwyższej półki byli Bronisław Araucz, Antoni Trębacz, Antoni Ścibior, Władysław Rabiński czy Piotr Samik.
Zbiornika nie ma .. w 1995 nie dał rady i złemu zarządzaniu i powozi i celejowskim stawom co wybrały. Śluza nie dała rady.... Dziś tylko za biedrą są relikty tego tworu. I wszędzie tam masę lepiężnika białego, co moje oczy amatora botanika cieszy....

Ostatni młyn i tartak w Bochotnicy .Po długiej przerwie opisałem jak mogłem. Sięgnąłem do kilku źródeł. Przytoczyłem kilka wypowiedzi. A mimo wszystko stoję nad Bystrą , gdzie przetacznik ożankowy i barwinek się mieni swoim kolorem. Gdzie dalej na pomoście pani płucze w rzece mopa, gdzie słychać miarowe uderzenie kije w wodę ...to mój syn … Zawsze czy to Kurówka czy Bytra ,czy Wisła czy Wieprz ..tłucze kijem niczym kijankom w toń wody... Sprawia i mu i mi radość... Tylko tak już zatarta historia tego miejsca.Bystra tocząca na swym garbie dziesiątki młynów , tu niosła aż 3. Potęga tej wsi.Ludzi. Niebywałe ! I tą niebywałość czuję stojąc na tym pomoście..całą i cały...z synem....

 

 

 

 

Na postawie cytowanych źródeł, rozmów z śp. Edwardem Piwowarkiem i jego małożnką pod balkonem w Puławach, Książki - „Bochotnica w obiektywie- przyczynek do refleksji”, „Rody Bochotnickie”, „Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana”, „Bunt Magnolii” autorstwa śp. Geniusza Edwarda Piwowarka. A.Lewtak " Młyny wodne na rzece Bystrej".

11 maja 2020   Dodaj komentarz
bochotnica   młyny i wiatraki   historia   Bochotnica Młyn Tartak Cytryn  

I Wieprz znów....

 

Brama spowita złotem rzepakowych główek lekko kołyszących się na porannym wietrze, pochylona wierzba swoimi unoszonymi podmuchem gałązkami z szelestem liści. Stoję przy remizie , oddaję cześć tym małym bohaterem codzienności , wielkimi z tych skromnych chłopaków często takich zwyczajnych, normalnych. Mają jednak w głowie cel i misję, często wpajaną przez ojca , czy dziadka, stryja czy matkę. Poświęcić się dla innych , niekiedy przecież i życie a na pewno zdrowie. Czy ci już starsi weterani , co w pamięci mają setki trudnych wyjazdów, gdzie ich wspomnienia mogłyby wypełnić nie jedną książkę i to opasłą. Widzieli tyle zła, tyle żałości, tyle bezsilności , tyle traumatycznych przeżyć…być może i śmierci . Bo przecież nie do pożarów tylko wyjeżdżają, jadą często jako pierwsi do wypadków czy to samochodowych czy tych na polach, łąkach. Jadą do zgłoszeń o utonięciach, jadą nieść pomoc osobom starszym przecież. Boże gdzie te zuchy nie jadą , gdzie nie pomagają. I tu przy remizie , przy fladze łopoczącej na bezchmurnym niebie tu w Skokach mówię przaśne ale z serca płynące DZIĘKUJĘ.

 

Wieprz na wysokości Skoków

 

I dalej do bramy. Bramy , gdzie odcina się zieleń łąk wszelakich , zieleń zbóż ozimych do tych złotych rzepaków i wijącej się drogi na tak przecież niedawno usypany wał przeciwpowodziowy. Tak. Dolina , starorzecze Wieprza , tu jeszcze w latach 40-tych XX wieku płynął. Teraz rzepak, zboże, łąki, ugory i ule. Tak ule już przy ścianie złota majowego ustawione, tam na lotnisku Borowina także – chatka Puchatka ulowa postawiona. Oby pszczoły dopisały, bo jakoś w gajach mało furczą. Chłodno dziś ale oczko słońce puszcza. Koncert skowronków , kruków i brzydko skrzeczących sójek dodaje i smaku i głębię przeżyć. I dalej za bramę na mój świat, moje ciche, ale niekończące się westchnienia. Każdy krok wybiera 30 cm drogi, skracając ją co krok, co dwa, trzy. Nade mną krucza poświata, 4 dorosłe szybują w swoim majestacie. Niski basowy głos rozchodzi się po chłodnym jeszcze powietrzu szybko i precyzyjnie. Nawijam kolejne metry na kołowrót swojej porannej egzystencji. Już blisko, skarpa ,wał ,zieleń bucha to i ówdzie ze zwojoną siłą. Przeszywa ją złoto mniszków , jaskrów wszelakich, rzeżucha polna i rzeżusznik nakrapiają białym i lekko różowym kwieciem stromiznę wału. Gdzieś zagonek brzezin, już sączy się stodoła i domostwa przychacie. Ścieżka tak mocno wydeptana , ba! Wyjeżdżona przez auta, rowery, motory i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze prowadzi do mego miejsca wieprzańskiej mekki, wieprzańskiej ostoi. Dobiłem i zmysłami i krokiem szybkim w ten miraż cudowności poranka. Jestem i jest i ON. Wieprz. Taki bliski już ujścia do niej…matuchny rzek wszystkich. Tu Rwie się jeszcze, podnosi , kręci , zawraca, wybiera zakręty życia z energią i majestatem. Obserwuje go z góry i mew kilka i czarny baron tego odcinka. Kormoran niechciany tak bardzo. Staję na skarpie, tarnina za mną już kończy się bielić , wiśnie dzikie zrzuciły już płatki i zawiązki zielonych wisienek dyndają na wietrze. A on chłodny i wcale nie mały. Zrzuca z liści traw, turzyc nocne deszczowe krople. Suszy skołatane zimnem nocy liście wierzb , topól . Co chwilę przekrzykują się ptaki , to z jednego to z drugiego brzegu. Jakby chciały powiedzieć coś , jakby chciały zwrócić na siebie uwagę. I butelki po spotkaniu towarzyskich nie wadzą dziś….. A nią przykuł mały koziołek stojący na grani wału. Patrzył się na mnie długo…przyglądał , głową kiwał. Zbiegł w stronę wsi wywołując u mnie dodatkowe pozytywne emocje i przeżywanie ich w tych emocjach. Kilka zdjęć, by móc zapaść w toń tego zaranka. Zapadam….gasnę na 10 minut….chyba dziesięć….tak TU moich….

 

07 maja 2020   Komentarze (1)
filozofia   skoki   przyroda   Skoki Wiperz  

Krzyża gasnąca pamięć przy młynie

 

Człowieczy los zawsze ściśle było związane z wiarą Boga. Tu przeważającą religią jest rzymsko-katolicka . I niej najwięcej symboli możemy zobaczyć na tych terenach. Zmurszałe drewniane krzyże są zastępowane nowymi – przeważnie stalowymi. Które będą długo nieść swoją powinność, swoje brzemię. Bo te krzyże , te w polach , przy zagonach, czy już w całkowitej ludzkiej pustce ,na odludziu są niemymi świadkami tysiąca modlitw, łez , westchnień , próśb czy żali. To one niezależnie od pogody czy sytuacji w kraju stały niezmiennie na swoim miejscu i duchowo i społecznie. Jakże wymowne są już pochylone krzyże, gdzieś na dawnych czasów uczęszczanych drogach czy traktach odwiedzane teraz z rzadka i często przypadkiem pochylają się nad nowymi czasami. Zamykają się rozdziały historii i tamtej wiary a gdzie i społeczność kultywuje modlitwy przy nich czy kapliczkach tam i te miejsca są dalej zadbane i otoczone odpowiednią estymą. Dlatego zawsze jak biegam po bezdrożach Parchackich – Stockich – Pożogowskich czy Skowieszyńskich widząc teraz z maju – samotne i pochylone często już podparte krzyże męczy mnie myśli wiele. Może ta kiedyś były domostwa? Może tam się wieś kończyła czy pole dziedzica ? Czy biegł trakt tędy , może kupiecki a może zwyczajnie była to droga do następnej wsi. Ile kolan klęczało przy nim? Ile to Zdrowaś Mario było mówione... Takich krzyży Tu nie brakuje. Są zapewne i w Państwa stronach, tych już zapomnianych , tych wymienionych czy może nowych.

 

W Puławach choćby nie spotkałem na całej „ kolejowej” nowym dość osiedlu domków jednorodzinnych ani jednego krzyża czy kapliczki. Kończą się na Górnej Niwie gdzie mieszkam. Nie oceniam, tylko stwierdzam. To domena młodych dzielnic czy miejscowości. Te ,które już zakorzeniły się setkami lat w historii regionu takich miejscu kultu mają dużo. A młode powojenne czy relokowane miejscowości ich zbyt dużo nie mają. Niech dobrym przykładem będzie wieś Matygi w jej aktualnym położeniu. Jedna kapliczka, krzyży brak. Już nie wspominam ,że mamy czas epidemii a karawak nam nie przybywa wcale jak i kapliczek latarni. Coś się w wierze naszej zmienić zatem musiało.

 

I te gasnące krzyże , już nie odnawiane, często już zdane na łaskę tego łez padołu dokańczają swoich ostatnich dni. Nie inaczej ma się z krzyżem w miejscowości Rudy przy Końskowoli czy Puławach. Dokładnie „na rozstaju dróg”. W latach 70-tych Marek Próchniak postawił tu krzyż z brzeziny w lesie na właśnie rozstaju dróg. Leśne drogi biegną tu Z Rud na Michałówkę i tak zwanej młyńskiej do Młynek . Historia zatem tego krzyża i następców po nim także drewnianym dziesiątki lat. Owy krzyż został przeniesiony z ołtarza p procesji Bożego Ciała. Z racji ,że był z brzeziny niezabezpieczony, to ulegał naturalnym procesom zmurszenia. Do dziś jest a raczej gaśnie już krzyż betonowy. I powiem szczerze , że trudno go dostrzec , bo formę ma już daleką do pierwotnej. Blisko ostu na Kurówce , blisko dawnego młyna ale zatopiony w tak piękny i stary las mieszany. Tu dęby i graby, rzadziej topole czy brzozy są w synergii z leciwymi sosnami. Sporo wycinki w lesie i zakaz wchodzenia do października tego roku jest ,ale i nowe zasadzenia cieszą oko i nie tylko.

 

Połamany z cementu krzyż na rozstaju dróg dziś bardzo mnie dotknął. Długo z synem stałem przy nim ,długo się modliłem. Ktoś go celowo połamał? Zniszczył ? Nie wiem...

 

Ode mnie usłyszał modlitw wiele od serca, tych za jego nową osłonę także,,,,

05 maja 2020   Komentarze (1)
rudy   młyn Rudy krzyż  

W Bochotnicy zakochani...epitafium dla Pana...

Jeden z licznych wąwozów " na rozstaju dróg" 

 

 

Ileż to razy można zakochiwać się w Bochotnicy ?

Mnie nie pytajcie... ja zakochuję się co chwilę. Jak tam jestem to już kocham swoją miłością pełną, na każdym wymiarze . W każdym sobie znanym calu. W Każdym oddechu i każdej odsłonie powieki. Jak już mijam nową Grotę a za mną już pierwsze jaskinie i droga na prom dr Strateg to wiem ,że przybiłem do matecznika. Te niezliczone zielenie grabów, lip, wiązów czy dębów aż porażają swoim majestatem. Pokrywają niczym dywan wzgórza lessowe. Tak niedawno jeszcze łysawe Gdzieniegdzie kępa drzew a tak garby i garby. Uwierzyć trudno ,że w ciągu 80 lat tak się zmieniła tu flora. Wybuchły berberysy, bzy pokryły metrów kilka od poszycia, graby te co mają najtwardsze drewno z wiązami oplatają każdą wierzchowinę i w dół zasypane dębami i wiązami. Brzozy tak nasze szeleszczą drobnymi liśćmi cały czas. Umyka czas , umyka ludzki pęd . Gasną człowiecze materialne istnienia. Rondo mijam , kiedyś skrzyżowanie . Tam na ten Kazimierz i na Nałęczów rozwidlenie i przy nim austriacka wojenna studnia. Tak pięknie przyodziana na Podzamczu ulicy. Kiedyś miała pompę tak do lat 50 -tych jak w Kazimierzu co plasowało ją – Bochotnicę na równi w tej materii. Druga studnia wykopana i ocembrowana przez wojska austriackie jest już w dużo gorszym stanie na ulicy Kazimierskiej. Mijam w oddali kaplicę nowo postawioną . Tu nigdy od setek lat nie było kaplicy czy kościoła. Donatorzy Zanusii wprowadzili na tą ziemię w XXI wieku budynek z lokalnego wapienia , skromny w swojej osobie , mnie do gustu przypadł. I dalej na Wierzchoniów. Przez wszystkie możliwe deklinacje, przypadki mijam ruiny zameczku Firlejów tych z Bejsc , z XIV wieku.

Zabytkowy nieczynny młyn wodny z XIX wieku.

 

Mijam dzielnice tej zacnej wsi „Za miedzą”, „ Kasztany” i „Ogrody”. Gaszę motor na „między-rzekach” Biedronka , chyba pobudowana w 2010 roku. Zabieram syna i w drogę ,na przygodę. Znam te przygody , znam te drogi,te szlaki . Czuję jednak dreszcz emocji ,TU w Bochotnicy. Jak ja ją kocham. Zatem młyn zostawiam tak pięknie góruje nad Młynówką suchą i Bystrą bliską. Zawsze rwę tu miętę przy moście. Jest jej jak i żywokostu pełno. Ach co a zapach i smak. Mięta przy pięknym białkowanym węgłowym domostwie z zadbanym przychaciem. Dalej chodniczkiem na Zamłynie. Chodniczek i asfalt . Przystrzyżone trawniki w domostwach ,studnie ocembrowane kołowrotem przyodziane. Z wielkim pietyzmem każdy włościan dba. Tu i tam uderza kwiecie wszelakie , wiosenne. Ach co za spacer ten po burzy... Dziś plan by małe kółko zrobić. Zamłynie – Rozstaje dróg – Zalesie – Sirkowy Dół do kamieniołomów tych co Pożarscy przez lata badali. Zatem uśmiecham się do państwa siedzącego na ławce przy stodole – tam gdzie można skrótem na niebieski szlak trafić. Pani poznaje ..bywam tu często .Odmachuje. Dalej i dalej do tartaku i w gorę iumbami . Ciężko na ręku z młodym bo chęci stracił na podróż, cisnę do góry. Co chwila wydobywa się nowa odsłona tej miejscowości. Co krok pokazuje swoje pejzaże. Widać ruiny zameczku , widać przełom ten małopolski Wisły. Zatrzymuję się . Podziwiam. Zatapiam się w tą tu historię. Przecież tak musiała ta wieś przez setki lat dawać sobie radę.

 

Młyński strażnik.....

 

Musiała mieć i Kołłątajów i Kowali i Płucienników, szewców czy oliwę ktoś tłoczyć musiał. Prąd w połowie XX wieku popłynął i wały pobudowano na Wiśle jednoznacznie zmieniając jej i wygląd znaczenie i przeznaczenie. Wypasano bydło czy kaczki gęsi na przywiślanych łąkach ...teraz zabrano to bezpowrotnie. Młynów aż trzy, pod Czarnym Lasem, Zamłyniu ( koło Biedronki) ,żydowski co na tartak się zamienił. Można było spotkać tam Ciupę, Olka Krasowicza,Olka i Staszka Nowakowskiego , Henryka Kochanowskiego . A przecież płótna były w cenie , moczono w łasze len miesiąc choćby i dalej nie pomnę . Tu na tej ziemi Jadwiga Witkowska z mężem Wojciechem działali. Jak potrzeba było młynka choćby do odseparowania plew czy dla obróbki lnu, konopi pan Wawrzyniec Kubala idealnie się nadawał. Była też przecież w takiej starej wsi olejarnia . Znajdowała się w domu Romanowskich . Trzeba było coś uszyć i to z jakością to zlecano pani Witkowskiej ,Walasowa,Rzeźnikowa ,Skoczowa czy Rybakowska . A grubszy krawiecki kaliber to pan Edward Samcik i Henryk Rzeźnik.

 

Piękno Bochtotnicy  i górujące ruiny zameczku

 

Przecież odzienek ważny ale w butach trzeba chodzić. Byli i tu w tym fachu po wojnie specjaliści. Spod warsztatu Seroki ,Skocza,Rodzika czy Nowakowskiego jedne z najlepszych i na targ były buty. A ja stoję z młodym skąpany w czarnych porzeczkach, zieleni traw i ziół wszelakich .Ambona patrzy na mnie ,ja na nią. Z boku fiołki polne ,szczawie wszelakie jasnoty , gajowce żółcią przeniknione. Zapach po deszczu nasącza moje zmysły i zmysły modnego. Idziemy dalej na Rozstaje dróg. Tam i na Zbędowice i na Parchatkę wiedzie szlak. Kto im te domy wstawiał myślę.. byli murarze genialni na wsi . Wizińscy, Skoczkowie choćby stawiali domy przednie. Zduni? Proszę bardzo : Stefan Pałka , Józef Piłat . Wykończeniówka najcieplej było zlecić Stefanowi Rodzikowi, Tadeuszowi Skoczowi, czy Ciupom. A sprzęty do orki , roli ? Kowale ? Są i zacni eksperci jak Stanisław Nowakowski, Zębko, Kowal, Szeląg.

 

Pobudowana niedawno kaplica 

 

Jak ja myślę tymi czasami przeszłymi. Tuż po wojnie . Wyobrażam sobie całym życiem Pana Edwarda już świętej pamięci Piwowarka. Tyle co pod balkonem rozmów i Bochotnicy spędziłem. Godziny ,dni całe a On tak opowiadał. Tak kochał ,że tym kochaniem mnie zaraził. I ja Jego wspomnieniami teraz żyję.Idziemy Zalesiem w dół do kamieniołomów. Do Pożaryskich ścianki.

A przecież nie samą robotą człowiek żyje. Była i orkiestra tu na wsi. Sprzypkowie : Antoni Trębacz, Antoni Ścibor...czy Władysław Czarnota. A na trąbce grał Edward Cenzura. Klarnet ? Mieczysław Rodzik i akordeon Marian Górecki choćby.

 

Schodzę niżej i niżej. Pachnie niesamowicie tym wąwozem. Tą niedawną historią , tym miejscem. Nad wypasem zwierząt przy Wiśle zajmowali się Wojciech Witkowski, Franciszek Pietrus, Mieciu Rzeźnik, czy Marian Grzybowski. Nie zapomniano o bartnikach . Panowie Józef i Antoni Królowie parali się także tym rzemiosłem. Naliczyłem aż trzy kamieniołomy . Kto parał się po wojnie górnictwem ?

Władysław Szymański, Franciszek Wnuk, Łucjan Karpiński , Tadeusz Pluta.

Jak poród na wsi odebrać to akuszerki także były : Karolina Witkowska ,Marianna Przewłoka.

 

Kapliczka na Zamłyniu

 

Przewaliło mi się przez głowę i myśli – myśli mojego niedościgniętego mistrza Edwarda. Taka wieś , tacy włościanie. Genialnie , do zakochania po tysiąckroć. Widzę i dąbrówkę rozłogową i jaskry i kokoryczkę. Widzę ściankę . Za siatką , za kratami wejść nie można. Czytać też słabo bo daleko. Tu było morze kiedyś.... Wracamy Zamłyniem , psy już tak nie szczekają... traktują może jak swoich. Za nami buchająca zieleń wąwozów ,kawał historii i wspomnień moich złączonych z tymi Pana Edwarda Piwowarka. On tak pokochał do ostatniego ją....wydał tyle książek ...o niej, Ale moje słuchanie od balkonem w Puławach było najpiękniejszym przeżyciem ….jego przeżyciem a moim pragnieniem...Bochotnico...

 

Nazwiska się pojawiające występują we wspomnieniach Pana Edwarda w ksiązce :”Rody Bochotnickie” z 2007 roku. Im wszystkim i niewymienionym składam wielki szacunek i ukłon.

 

03 maja 2020   Komentarze (2)
bochotnica   filozofia   przyroda  

Miasto Józefów nad Wisłą i cicha historia...

Relikty holendra - wiatraka w Józefowie nad Wisłą.Na prywatnej posesji.

 

“Wiatraka się nie buduje, nie wznosi się. Wiatrak zostaje powołany, bierze początek, albo przychodzi. Budować można dom, stodołę, oborę, to co stoi nieruchomo. Wiatrak porusza się, chodzi, pracuje, wydaje dźwięki, mówi, gra muzykuje, zawodzi, niedomaga, choruje, gniewa się, odpoczywa, śpi. Wiatrak żyje, czuje. Jest jak człowiek i tak jak nie ma takiego samego człowieka, tak nie ma takiego samego wiatraka. Każdy wiatrak ma swój charakter jedyny i niepowtarzalny. Ojcem wiatraka jest cieśla i on zawsze potwierdza to znakiem. Wiatrak odchodzi lub ginie, a tam gdzie pracował, pozostaje jego mogiła”.

Jeden wiatrak na takie miasto? Choć murowy holender to i tak a mało zapewne. Jednak myślę, że nie. Bo i przeca na Wyżnicy dawniej  Wyżnianka ,Stróża  było młynów wodnych wiela. Jednym tchem naliczyć od Rybitw do Prawna można pięć . Mała , krótka ta rzeka a pracowała niestudzenie . Podobnie jak Bystra . Kręciła te młyny , te koła młyńskie non stop. Może i dlatego ten jedyny wiatrak . Za bramą Urzędowską. Być może ta 45 km rzeka pracowała na cały majątek na lud cały. Być może. Idąc za historią tego miejsca to w 1882 r. Józefów posiadał pięć młynów wodnych, dwa tartaki, dwie gorzelnie, browar i cegielnię oraz 55 kramów żydowskich.

Tyle razy jeżdżę tędy. Tyle razy. W delegację do Stalowej. Uwielbiam tą trasę. Puławy, Opole, Józefów,Annopol, Radomyśl. I wszytko co po drodze. To tak mocno historyczna trasa , aż krzyczy nią, krzyczy tradycją tych ziem, krzyczy etnografią tego regionu. Co chwila zaskakuje sakralność miejscowości ale i ich patriotyzm. I to Lubelskie i Podkarpackie tak z sobą złączone a tak różne. Ale nie o tym . Józefów , od kilkunastu lat Józefów nad Wisłą. Od razu kojarzy się mnie inna miejscowość jak Radomyśl nad Sanem , czy Kostrzyn nad Odrą. Tak bardzo w synergii z rzekami. Tak mocno ich historia pisana rzeką.

Sam Józefów jako nie nazbyt wybitne miasto, znaczyło na mapie nowe. XVII wiek.

 

 

W tle po pożodze wojennej widać relikty wiatraka

 

 

„Johannes III Dei  Patria Rex Poloniae […]

Potocki Kasztelan Krakowski Hetman Polny Koronny[…]Wiadomo czynie iż za pomocą Bożą założywszy na groncie moim dziedzicznym Kolczynskim misto pod Tytułem Józefa s. Patrona nazwiskiem Józefowa pozwoliłem Ludziom rożnym napromienionym miejscu budować i wszystkim tym którzy tam schodzić się i osiadać będą nadawam wolność na lat piętnaście[…]Aże początek każdych spraw od pomnożenia chwały Bożey człowiek chrześcijański brać powinien, a po tym od prawa które wszystkie rzeczy stanowi i Państwa całe stoja i utwierdzone są Tedy na pomnożenie Wiary  S. Chrześcijańskiej Kościół w pomienionym Mieście moim Józefowie zbuduje[…]

 Działo się w Leżajsku, dnia 5 Kwietnia Anno 1688

 Podpisano: Andrzej Potocki Kasztelan Krakowski Hetm. Pol. Koronny”

Na stronie parafii w mieście można poczytać o tym co wyżej zamieściłem. 

 

Bardzo często przejeżdżam w skali roku przez to miasteczko.  Jest skromne ale czuć w nim lata przeszłe. Ludzie uśmiechnięci,układ rynek, kościół i dalej na Puławy pałac. Choć krwistość stacji paliw znanej z orłem troszkę szpeci , to nie ujmuje temu miejscu. A dalej Rybaki czy teraz Rybitwy, tylko zahaczane i to z nazwy i ujściem tej ciężko kiedyś pracującej rzeki. Dalej nieczynna zapadająca się w sobie cegielnia. Widok smutny i dający do myślenia. Zapewne wypalano w piecach polowych lub nawet w stosach. A gdzie cegielnia tam i glina... widać glina blisko była ..no i woda Zawsze zastanawiałem się nad historią tego miejsca. . Natrafiłem na zwięzłe i merytoryczne opracowanie .Profesor Marian Surdacki -”Józefów nad Wisłą. Śladem Urzędowa” :

 

Miasto Józefów, na prawie magdeburskim, utworzył mocą przywileju z 25 marca 1687 r. kasztelan krakowski i hetman polny koronny Andrzej Potocki na gruntach wsi Kolczyn. Przywilej lokacyjny, zatwierdzony 31 maja 1690 r. przez króla Jana III Sobieskiego pozwalał osiedlać się w miasteczku ludności wszelkiej religii, gwarantował prawo  swobody  wyznaniowej.  Powierzchnia  nowego ośrodka miejskiego, wynosząca 12 włók, w porównaniu z innymi miastami była bardzo mała. Nazwę miasteczku nadał sam fundator na cześć swego syna Józefa. Miasto otrzymało  prawo  organizowania  dwóch  targów  i  pięciu  jarmarków,  a  mieszczanie  wolność  propinowania i szynkowania trunków, palenia wódki, sycenia miodu, warzenia piwa. Józefów utworzony na „surowym korzeniu”, od początku uzyskał bardzo regularny plan miejski, na czele z rynkiem o wymiarach 60 × 70 m, wokół którego wydzielono place pod budowę kościoła i klasztoru, bożnicy, łaźni, browarów, słodowni, woskobojni i domów mieszczańskich. Na środku rynku wybudowano dwukondygnacyjny murowany ratusz na rzucie kwadratu z czworokątną wieżą od frontu, otoczony dookoła kramami. Nieopodal znajdowała się łaźnia dla chrześcijan i woskobojnia. Przy drogach wylotowych były też trzy murowane bramy: Chruślińska, Lubelska i Zamojska, przy których w 1735 r. „odbywano stałe warty” Do dziś nie przetrwała żadna z nich..."Później jak się osiedlili  bernardyni , mogli wypasać swoje bydło na pastwiskach folwarcznych, mieli zapewniony wolny wyrąb drzewa na opał i konieczne remonty w lasach józefowskich, a w jeziorze Potockich mogli łowić ryby i w ich młynach mleć bezpłatnie swe zboże. Czytamy dalej ,że w  drugiej  połowie  XVIII  w. "W Józefowie znajdowała się przeprawa mostowa przez Wisłę (w 1767 r. były dwa mosty), istniała komora celna, przez miasto przebiegał trakt wrocławski, a w związku z tym były tam też domy zajezdne. Niebawem po lokacji z inicjatywy Andrzeja Potockiego powstała w 1691 r. świątynia katolicka z zabudowaniami klasztornymi. Obiekty te usytuowane były na południowy zachód od rynku, nad Wisłą, na skraju terenów miejskich. Kompleks budowli religijnych, w całości drewnianych, fundator oddał pod opiekę bernardynów. Po śmierci ojca w 1692 r., jego syn – Józef Potocki odziedziczył miasto, które  w  pierwszej  połowie  XVIII  w.  przeżywało  różne trudności. Związane one były przede wszystkim z III wojną północną, w czasie której mieszkańców zmuszano do opłacania stacjonujących tu wojsk koronnych. W grudniu 1729 r. wybuchł pożar, który zniszczył kościół, klasztor i większość zabudowań miejskich. Odbudowa obiektów sakralnych, tym razem murowanych z cegły, z fundacji Józefa Potockiego trwała 13 lat. Nową świątynię konsekrował w 1743 r. biskup krakowski Jan Aleksander Lipski. Nadano jej tytuł Bożego Ciała, który zachowała po dzień dzisiejszy. W  strukturze  topograficzno-przestrzennej  Józefowa bardzo  ważne  miejsce  zajmowały  tereny  należące  do dziedzica, usytuowane na północny zachód od zabudowy  miejskiej.  Centralnym  ich  punktem  był  położony w parku pałac – siedziba właścicieli miasta. W źródłach często  określano  go  mianem  zamku.  Prawdopodobnie powstał jednocześnie z miastem, dlatego można mówić o nim jako o rezydencji Potockich. Nieopodal znajdowały się budynki folwarczne otoczone ogrodami warzywnymi i  owocowymi.  Pałac  nie  był  sprzężony  osią  widokową z pozostałymi najważniejszymi obiektami miasta, tzn. ratuszem i świątyniami chrześcijańską oraz żydowską. Taką osią była Wisła, gdyż zarówno pałac, jak i kościół znajdowały się nad jej brzegiem.Pomimo statusu miasta i postępującego rozwoju Józefów przez ponad dwa wieki nie był siedzibą parafii. Od początku należał do ośrodka duszpasterskiego w pobliskich Rybitwach, gdzie od założenia tam w 1326 r. parafii istniał kościół parafialny – od 1613  r. pod wezwaniem Wszystkich Świętych. Od lat osiemdziesiątych XVI w. do dwudziestych  XVII  w.  kościół  ten  właściciele  Rybitw, Ossolińscy, przemianowali na zbór kalwiński. W obliczu braku w mieście kościoła parafialnego świątynia bernardyńska  stała  się  dla  wiernych  Józefowa  ważnym  centrum życia religijnego. Budowle bernardyńskie: kościół, konwent,  dzwonnica  wraz  z  wewnętrznymi  ogrodami otoczone murem klasztornym stanowiły swego rodzaju autonomiczną enklawę w topografii miejskiej. Pod  koniec  XIX  w.  nastąpiła  zmiana  siedziby  parafii,  w  latach  1897–1917  znajdowała  się  ona  przy  kościele pobernardyńskim w Józefowie. Po utracie statusu miejskiego ratusz został zaadaptowany na cele mieszkalne, a w 1879 r. został sprzedany Żydom. W roku 1902 Konstanty Przewłocki założył w Józefowie pierwszy i największy w Polsce sad o powierzchni 360 mórg. Sad ten powiększał i unowocześniał Roman Rostworowski, kolejny właściciel Józefowa. Oprócz tego w Józefowie funkcjonowała nowoczesna suszarnia owoców i warzyw, której wyroby sprzedawano za granicę. Produkcja i sprzedaż owoców i warzyw jest do dzisiaj jednym z najważniejszych źródeł dochodu tutejszej ludności.Wielkie zniszczenia w Józefowie spowodowała I wojna światowa. Dwukrotnie przechodził tędy front. Podczas walk w 1914 i 1915 r. spłonęła większość miasta. Wypaleniu uległo wnętrze kościoła, w tym słynący łaskami obraz  św.  Antoniego  –  głównego  patrona.  Po  I  wojnie światowej ocalało 15 domów kamiennych i 10 drewnianych, pozostało tylko 215 mieszkańców, gdyż większość z  nich  się  ewakuowała.  Oprócz  domów  mieszkalnych i  kościoła  zniszczeniu  uległy  żydowski  dom  modlitwy oraz przebudowany po 1881 r. pałac, który przed II wojną światową poddany został odbudowie na potrzeby administracji. W roku 1915 Rosjanie stacjonujący w Józefowie wybudowali drewniany most przez Wisłę'”. 

 

Ciekawostkę jest, że budowali go trzy miesiące od listopada do stycznia. Niestety działania I wojny nie oszczędziły go. Rosjanie wycofując się most spalili.

 

 Pan profesor idealnie i trafnie opisuje trudną i nie łatwą historię tego miasta. I na koniec piękne epitafium w 1966 r. przez Pracownię Konserwacji Zabytków w Lublinie: „Fakt, że mały organizm miejski, jakim był Józefów, był aż tak nasycony monumentalnymi budowlami barokowym, jakie stanowiły kościół i klasztor, ratusz, bożnica i pałac, sugeruje wpływ szaty architektonicznej tych budowli na zabudowę mieszkalną. Sądzić należy, że domy przyrynkowe, najbardziej okazałe, parterowe i piętrowe,  zapewne,  jak  wskazują  dane  statystyczne, w większości murowane, z podcieniami – nawiązywały do mieszczańskiej architektury baroku. Niestety zniszczenia spowodowane pożarami i wojnami spustoszyły zupełnie Józefów. Obecna bezstylowa zabudowa mieszkalna w niczym nie przypomina zabudowy historycznej”.

 

 

Mapa z zaznaczonym wiatrakiem z 1944 roku.

 

 Po wielkim skrócie można zapoznać się z historią tego miejsca i to wybraną przeze mnie w skrócie. Nie przytaczam czasów II wojny światowej,czy współczesnych czasów, gdzie i sady i uprawy znane na całą Polskę... Tak samo historię tego miasta potraktował pan M. Nowak w biuletynie nr1 Styczeń 2018 „ Nasza Gmina” - dwumiesięcznik opisując jego historię. I u pana profesora jak i u pana Nowaka brak śladowej ilości informacji o wiatraku – holendrze. To co najważniejsze zawsze jest uwypuklane a młyny ,wiatraki czy cegielnie to już ciut na boku. Strategiczne nie są dla historii miasta. Na pewno tak , tylko ja taki jestem ,że te wiatraki i młyny kocham i szukam choć wzmianek o nich. Często bywa też tak, mówię o czasach teraźniejszych , że wiatrak stał do lat 60 przeważnie ,rzadziej do 70-tych jako przeważnie straszydło i wrak a pamięć o jego i jego świetności szybko uchodziła z świadomości ludzi tu mieszkających. Dlatego te młyny wiatraczne głównie zostawały wyparte przez motor ,zdejmowano im skrzydła pozostawiając często budynek o ni jakiej architekturze dla krajobrazu. Bo to te skrzydła czy w koźaku czy holendrze budowały w tradycji i tożsamości ludu tak ważne miejsce jak młyn. Miejsce ,gdzie przywożono zboże by zemleć je na mąkę czy kaszkę. Miejsce często jedno z ważniejszych w okolicy, często taki młynarz był oczytanym i piśmiennym człekiem. Często także sponsorował czy prowadził nawet szkółki przy młynarskie.  Zrobiłem rekonesans po cenach w tych czasach postawienia koźlaka – nie znalazłem ,ale wpadły mi wyceny remontów kapitalnych  tych wiatracznych młynów. Wahały się od 400 do 700 tysięcy złotych . Zatem nowy mógł kosztować nie mniej niż 800 000zł. Dlatego tak ważne było właściwe oszacowanie możliwości mielenia w wiatraku. Postawiono tu na bardziej wydajny, o nowoczesnej konstrukcji wiatrak - holendra. Pamiętajmy ,że jak piszą zapiski faktów historycznych ów młyn wiatrowy był wybudowany w 2 połowie XVIII wieku. Koło stulecia po nadaniu praw miejskich. Czy była to decyzja jeszcze rodu Potockich czy już Lubomirskich ? Tego nie mogę się w źródłach doczytać. Mamy na uwadze, że w promieniu kilkunastu kilometrów od Józefowa funkcjonowały przecież młyny wodne. I to co najmniej 5. Gdzie wiatr i jego chimeryczność mogła im dawać przewagę nad tym holendrem. Być może właśnie ten wiatrak został wyposażony w walce a nie w kamienie młyńskie. Gdzie z walców otrzymywano lepszą mąkę a sam proces mielenia był dużo bardziej wydajny. Nie mam także informacji kto był właścicielem młyna wiatracznego . Czy należał do rodu właścicieli dóbr? Zapewne tak ,ale pewności brak.  Ilość dobrze plonujących ziem w zboża był wyznacznikiem ilości usługowych młynów. Jak sięgniemy wstecz to pod koniec XIX wieku na Lubelszczyźnie funkcjonowało 1069 młynów. Głównie wiatraki ,ale także młyny wodne. Już w 1870 roku powstało 7 młynów parowych a już w 1907 roku było 24. W powiecie puławskim w owym czasie funkcjonowało 105 młynów wodnym i wiatraków.

 

Mapa z 1915 roku z zaznaczonym wiatrakiem.

 

 

A jak rzucimy to na obszar bliski (koniec XVIII, XIX i XX wiek ) Puław to mamy istne zatrzęsienie wiatraków i młynów wodnych. Świadczy to o żyzności ziemi i wielkoobszarowych uprawach zbóż. Bo w samym Pożogu było 5 wiatraków Chrząchów -2 ,Końskowola -2, Stara Wieś -1 , Skowieszyn -1 ...by dalej wymieniać . Same Puławy ( XIX i XX wiek) -2 wiatraki....a młyny wodne ? Na Kurówce – Wola Nowodworska -1 bardzo nowoczesny, Chrząchówek, Końskowola,podobno Opoka, Rudy, Wólka Profecka -2 …...w  promieniu ..góra 40 km...a jeszcze motorowe młyny czy w Kurowie i okolicach. Teren wybitnie rolniczy. I wracamy do Józefowa. Tu tylko jeden- holender. Albo miał „misje specjalne”, albo postawiono na młyny wodne na rzece Wyżnicy ( była także i wieś  tej samej nazwie). Wiać młode miasto stosunkowo ma za sobą nie małe doświadczenia. Tak blisko Wisły. Skromne, ale dobrze prowadzone przez Potockich choćby. Ale moje myśli w gąszczu tych danych skierować jest na tego holendra. Wiatraka w swojej budowie z wapienia , gdzie na Puławskiej Ziemi tak mało. Ni słowem. A szkoda .Szukam dalej i dalej. Nie łatwe to.. A o młynie mało w sumie nic. 

 

 

Młyny wodne na Wyżnicy blisko Józefowa nad Wisłą.

 

 

Dotarłem to UCHWAŁY NR XXXI/209/2018 RADY MIEJSKIEJ W JÓZEFOWIE NAD WISŁĄ

z dnia 26 stycznia 2018 r. w sprawie wyznaczenia obszaru zdegradowanego i obszaru rewitalizacji na terenie Gminy Józefów nad Wisłą. Można poczytać o cudowności regionu....

 

„Najliczniej reprezentowane są zabytki architektury sakralnej i ludowej. Poza w/w zespołami kościelnymi wpisanymi do rejestru zabytków, w ewidencji zabytków figuruje zespół kościoła parafialnego w Boiskach Starych i w Prawnie. Na terenie gminy znajduje się kilkadziesiąt kapliczek przydrożnych i krzyży, nie tylko wiekowych, ale również współczesnych zasługujących na uwagę. Upamiętniają one min. tragiczne wydarzenia (np. epidemie, miejsca zabójstw, wypadków) lub były wznoszone przez fundatorów zgodnie z miejscową tradycją. Stanowią one nie tylko przejaw kultu religijnego, ale również służą podtrzymaniu miejscowych tradycji i są elementem tożsamości wsi. Na terenie Gminy Józefów nad Wisłą zachowało się niewiele zabytków techniki godnych uwagi konserwatorskiej. Z kilku młynów wodnych, które funkcjonowały na Potoku Podlipie i na rzece Wyżnicy, praktycznie – jeden w Prawnie zachował się w pierwotnej formie z k.XIX w., obecnie przerobiony na elektryczny.  Prawno – wieś w Polsce położona w województwie lubelskim, w powiecie opolskim, w gminie Józefów nad Wisłą. We wsi znajduje się też zabytkowy młyn wybudowany w latach 20. ubiegłego wieku. Właścicielem był Warstatko. Pierwotnie młyn był napędzany turbiną wodną . Za czasów PRL przerobiony na napęd elektryczny. Przy młynie zachowały się resztki przekładni kątowej jakie pozostały po mechanizmie przenoszącym napęd z turbiny wodnej (koła młyńskiego) na urządzenia młyna.

Ponadto z obiektów zabytkowych warto wymienić:

 

wiatrak holenderski w Józefowie z II poł. XVIII w. (w formie ruiny), kuźnię w zespole folwarcznym w Józefowie, kuźnię we wsi Basonia, cegielnię w Rybitwach a także szkutnictwo. We wsi Basonia i Wałowice były małe promy – krypy budowane w celu przewożenia płodów rolnych, bydła i sprzętu rolniczego przez Wisłę na grunty, które w wyniku zmiany koryta Wisły znalazły się na lewym brzegu rzeki”.

 

Dość lapidarna karta zabytku - wiatraka ..nie wiele można z niej wyczytać....

 

 

I można by już zakończyć przytaczanie piękna historii regionu ,ale pozwolę sobie na dalsze jego cytowanie :

 

 „Obecnie, na skutek zbycia zawiślańskich gruntów, oryginalne promy stały się zbędne. Niestety nie zachował się żaden warsztat szkutniczy. Dogodne położenie obszaru gminy sprzyjało rozwijaniu się wczesnego osadnictwa, obecnie ruralistyka także należy do najwyższych wartości krajobrazu zabytkowego gminy. Starym szlakiem handlowym (aktywnym już w okresie wpływów rzymskich, jak potwierdzają znaleziska archeologiczne), funkcjonującym w okresie wczesnego średniowiecza był szlak wodny – rzeka Wisła. Wzdłuż rzeki, od południa powstawały wsie: Wałowice, Basonia,  Nieszawa, Kolczyn, Łopoczno, Kaliszany. Starą wsią są Rybitwy położone u ujścia Wyżnicy do Wisły. Szczególnie interesujące są przekazy dotyczące lokacji szlacheckiej wsi Chruślina i próba lokacji prywatnego miasta Prawno. Dawny układ drożny Mazanowa połączony aleją z zespołem folwarcznym, który znajduje się w ewidencji zabytków.

Obecnie nie można już mówić o wsiach z dużym nasyceniem zabytków budownictwa drewnianego, wyjątek stanowi wieś Bór w dolinie Wyżnicy, gdzie obok dużej ilości obiektów drewnianych: domów, stodół, spichlerzyków zachowały się w zagrodach drewniane żurawie. Stanowi to dobry przykład podtrzymania tradycji. Stosunkowo dużo drewnianych obiektów (domów z okiennicami i zdobionymi narożami) o ładnej bryle i dobrze utrzymanych występuje w Idalinie i Chruślankach Józefowskich, a także w Chruślanach Mazanowskich czy Wólce Kolczyńskiej. W Rybitwach, dzięki dostępności skał węglanowych, znaczna ilość budynków gospodarczych budowana była z kamienia, jednak ich stan techniczny jest zły i sukcesywnie obiekty te są rozbierane i wyburzane. Świadectwem historii najnowszej są cmentarze i mogiły, wyjątkowo liczne w obszarze gminy. Znajdują się czynne 3 cmentarze parafialne rzymsko-katolickie – w Rybitwach, w Prawnie i w Boiskach. Pozostałe to cmentarze zamknięte i miejsca pamięci: kirkut w Józefowie, 2 cmentarze kolonistów niemieckich (w Miłoszówce i Stasinie), 4 cmentarze wojenne z okresu I wojny światowej (w Mazanowie w Chruślankach Józefowskich,Rybitwach (w południowo-wschodnim narożu cmentarza parafialnego) i w Prawnie (północna część cmentarza parafialnego) oraz mogiła i pomnik powstańców z 1863 r. w Chruślinie.Wszystkie cmentarze są objęte pośrednią ochroną konserwatorską. Interesujące i liczne są pomniki upamiętniające zrywy narodowowyzwoleńcze w XIX w. (kapliczka w Józefowie nadWisłą i pomnik w Boiskach) oraz tragiczne wydarzenia z okresu II wojny światowej..” 

 

Kapliczka w ścisłej bliskości wiatraka ....

 

 

Tu urywam . Tak się zastanawiam . W mieście Józefów mowa tu o kuźni jednej jak dobrze rozumiem.  Jedna  kuźnia wydaje się zbyt mało. Przecież przy nadwiślańskiej wsi Bochotnica były aż trzy. Zostawmy to, fokusujmy na wiatrak.Tylko kilka słów o tym wiatraku. Przeglądając zdjęcia okupanta Austrii w czasie I Wojny Światowej natrafiam na panoramę miasta z wiatrakiem. Dokładnie z jego fundamentem z kamienia opoki, wapienia, bez głowicy ze śmigłami. Zapewne do tego czasy, lub w tych czasach wony uległ spaleniu. Zdjęcie załączam.  Czy spłonął w pożodze wojennej? Czy może uległ spaleniu w wyniku nieszczęśliwego wypadku ? Czy może celowemu działaniu jak choćby w Pożogu ? Nie wiem. Kamień do budowy raczej lokalny. Blisko przeca kserotermy. Wałowice czy Basonia w nich zatopiona. Jak i w pierwiosnkach.....  Dużo o nim nie wiem. W sumie nic. Wielkie domysły amatora tych skrzydlatych i nie tylko młynów.  Może spłonął w czasie pożarów nękających miasto nie wiem też.  Ruiny już zatopione w drzewach i krzakach są przy ulicy Urzędowskiej. Tak blisko drogi a tak w kamuflażu. Musiałem  zawrócić by je spotkać. Były na prywatnej posesji. Piękny wapień i ślady jego drewnianego bytu są tu żywe. Wielka konstrukcja   podstawy ściętego stożka zrobiła na mnie ogromne wrażenie ...Zamarłem i zawiesiłem się w tym kwietniowym dniu .. Taki wiatrak i tak mało w nim o nim.... Może Wy drodzy czytelnicy macie jakieś wspomnienia ? Historię z nim związaną? I chcecie się podzielić? … proszę i dziękuje z góry.... teraz to tylko fundamenty bez duszy....a obok kapliczka ponad 100 letnia...

 

01 maja 2020   Komentarze (2)
młyny i wiatraki   historia   józefów   Józefów młyn holeder wiatrak  

Magia nad taflą jeziora Matygi....

 

Droga tak znana , tak oczywista a tak mało wydreptana przeze mnie. Mijam wstające słońce, zostawiając je w Wolnicy Gołębia. Jadę dalej, gotująca się Wisła , buchająca w ten lekko mroźny ranek bałwanami  za Dunajkiem też nie moja dziś, zostawiam. Mgły kłębiące się nad byłym lotniskiem w Borowinie także dziś nie moje ,zostawiam. Jeszcze niepodcięte wierzby trzymające w swych konarach , już liści zielenią pełne przy byłej miejscowości Kudłów też nie moje, zostawiam. Gigantyczne , monumentalne topole białe…jakże stare….świadkiem nie jednej historii , tej trudnej także były, też zostawiam ..tak te przed Borową…Snujące się zaspane oczy mieszkańców Borowej, kręcących się pod sklepem na głównej. Kapliczka Chrystusa na rogu zaprasza na chwilę zadumy , chylę głowę. Dalej , dalej. Wpadam na polną drogę, struga wody płynie jednak, ta co łączy się ze stawem w Borowej. Uderzenie przestrzeni , przestrzeni poranka. Syk z oddali uruchamianych kolejowych potworów gdzieś ruszających w trasę. Stoi i on , wskaźnik artyleryjski… pochylony jakby bardziej. Na nim ptaszek z długim ogonkiem , tak głośno ćwierka i potrząsa ogonkiem. Nie wiem co to za stworzonko. Dzielnie przygląda się co robię i gdzie jadę. Już szybę opuszczam z aucie i uderza mnie najpierw geniusz treli ptasich , później zmrożone lekko powietrze , i ten majestat łąk Skockich i ściana młodnika. Lasu , który tak niedawno posadzony po wojnie został. Przede mną była już stacja Zarzeka. W końcu połączyli zwaśnione w jakiś tam dla siebie sposób Skoki i Borową. Powstał tuż za przejazdem kolejowym , który był swoistą linią demarkacyjną tych wsi wspólny przystanek. Przystanek kolejowy – Skoki-Borowa. Po setkach lat bycia osobno..w końcu razem. Ja to też zostawiam. Zamykam szybę auta i dalej. Do fortu Skockiego. Do lasu, nad jezioro. Nad byłe starorzecze Wisły. To tu płynęła królowa polskich rzek w XV wieku. Przed Borową zakręcała w stronę Borku. Jej pozostałości to zapewne i jeziora Nury, Borowiec i Matygi. Właśnie cel dzisiejszego mojego poranka. Relikty fortu starannie pokrył młody drzewostan sośniny parującego żywicą. Gdzieś w promieniach jeszcze niespęczniałego słońca widać małe krzewy jałowca i ten rzeczny piach. Taki tu znany , wybierany pod Azoty, wybierany z kośćmi jeńców czy rosyjskich czy żydowskich. Trudne to tereny przy Dęblinie… a jeszcze trudniejsza ich historia…. Ale dziś ptactwo wszelakie bije trelem na każdą stronę, przemyka niepostrzeżenie sarna uciekając w jałowce. Zarywy widoczne jeszcze w lesie , choć już zieloność liści wszelakich zakrywa pomału to co od jesieni było dostępne. Zakrywa pomału, stopniowo relikwie tej historii wielkiej świetności rosyjskiej myśli budowli militarnych. Ten tu zwanym także fortem Borowa lub zwyczajnie fortem nr 4. Wybudowanym zgodnie z wszelakimi zasadami ówczesnych inżynierów wojskowych w latach 80 XIX wieku. Wysadzony w sierpniu 15 roku XX wieku  ( dość nieudolnie) przez wycofujące się wojska rosyjskie. Rozebrane po wojnie przez ludność na budulec co nie było niczym niezwykłym. Niech przykładem będzie choćby pobliski zamek w Sieciechowie. Przy Wiśle był w X-XI wieku. Na przełomie XIII -XIV odsunęła się matuszka wszystkich rzek od tego byłego miasta ( już w 1430 roku idąc za H.Stróżewską był miastem – choć jego klasztor i historia jest dużooooo starsza). Zamek został rozebrany do kamienia. Klonowicz pozostawił nam sporo informacji o Sieciechowie z przełomu XVI i XVII wieku. Pisał : "...wielce rybna Wisła obfituje w wyborne łososie i sumy. Tak ogromne, że jednego wóz pełny bywa ...Po rzece liczne krążą statki –z wodą wiosłami ,a pod wodę wiatrem i żaglami pędzone…."

Wracając do tematu to  budulec był potrzebny okolicznej ludności. Tu także, gdzieniegdzie jeszcze te wypalane być może w pobliskich Krasnoglinach , czy Sarnach cegły wystają w leśnym gąszczu. Nie wiem, dziś i nie Fort ważny, zostawiam. Niebieski szlak wije się wśród wystrzelonych tyczek sosen, przeplatanych jałowcem, leszczyną niekiedy. Droga piaszczysta ,ale na krawędzi lasu już bucha mech, porosty, darń , zielony kożuch , pierzyna leśna. Niczym tyczki, chude sośniny z ludzką matematyką prowadzane lata temu, owocują dziś porannych żywicznych oparach. Szlak niebieski, zjazd na jezioro. Jezioro Matygi, Matyckie , słyszałem nawet jezioro Nasze. Uprzątnięte , przystrzyżone wręcz przodki jeziora. Tablica informująca PZW, dalej ławeczka stolik w cieniu wierzb. Tu przed nosem rozpadająca się kładka wędkarska , swoje już na grzbiecie swym trzymała, swoje widziała. Te niezliczone ilości wędkarzy i tych co chcieli napawać się pięknem tego miejsca. Widziała zmagania , widziała wielkie sukcesy i wielkie porażki. Słuchała nie jednych siarczystych przekleństw jak i okrzyków egzaltacji i radości. Opowieści i niekończących się rozmów o życiu, o byciu o tym i o tamtym. Jakby to spisać były by opasłe tomy. Tomy wędkarskich wyznań na tym łez padole. Dziś już pochylona kończy swoją misję. Dziś jako już niedostępna wpisuje się w historię tego miejsca. Tak zadbanego przez brać wędkarską. Naprawdę jestem pełen podziwu. Żadnych puszek, pudełek, śmieci, worków po zanęcie, żadnych butelek po procentach. Oparta o wierzbę dalej MZ-tka oko cieszy…Wspomnienia wracają…jeździło się i taką też…łowiło się też. Dziś już późno, już po 6 grubo. Jezioro kończy spektakl parujących miraży wodnych. Mgła otulająca i snująca po tafli ucieka, schodzi na dalszy plan. Daje miejsce dniu, który się zagościł na dobre. Harmider ptasi w kwitnących tarninach i sosnowych ostępach jest nie do opisania, niesie się taflą wody. Wzbudza do życia na drugim brzegu rodzinę kaczek. Najpierw w stronę brzegu jeziora podąża pani kaczka , potem 3-4 pisklaki i tata kaczor. Cichutko wślizgują się do jeziora. Płyną wzdłuż brzegu teraz co chwile kwacząc. Przycupnąłem na kładce nowszej, nogi spuściłem nad taflę wody i dyndam nimi jak za gnojka. Oczy zamykam i zatapiam się w ten świat…zlewam się w niego. Odrzucam to co ludzkie zostawiam w sobie świat matuszki natury , przyrody…. Czuję synergię mocno. Mój świat, mój świt, moje chwile… 6:45 !! Znów za mało czasu dałem sobie…Trudno.  Pływające łabędzie kiwają głowami jakby się ze mną żegnały. Jakby był swój i u siebie. Tak się czuję właśnie …u siebie….zabieram ale tylko na chwilkę siebie stąd …niedługo tu powrócę……

 

23 kwietnia 2020   Dodaj komentarz
przyroda   matygi   Matygi Jezioro Ranek  

Dzień Ludzi Bezdomnych....

 

Obchodzimy w Polsce nieformalnie Dzień Ludzi Bezdomnych. Wg szacunków żyje obecnie ponad 30 000. Inicjatorem twórcą tego Dnia był człowiek o ogromnej miłości do ludzi odrzuconych i cierpiących , wyrzutków społecznych . Marek Kotański. Nie ma chyba ani jednego pomnika, popiersia czy ikony a jego wkład społeczny jak choćby Markoty czy inne działania wpisują go na annały historii jako wybitnie społecznie zasłużonego ! Pamiętajmy!

 

Wg informacji z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ( info z 2019 roku) odnotowano spadek o prawie 10% osób bezdomnych w 2018 roku do 2017 r. Dwa lata temu szacowano ilość osób bezdomnych na 30 300 osób, zaś rok wcześniej ok 33 400. W 2015 roku podczas liczenia osób bezdomnych ( zimą ) było 36 100 osób bez dachu nad głową , czy stałego zakwaterowania. Najwięcej danych natomiast uzyskane zostało przy Narodowym Spisie Powszechnym w roku 2011. Porównując natomiast to zestawienie z tym aktualnym (na rok 2019) widzimy sporą różnicę -liczbę osób małego miasteczka - około 5000 osób. Choć tendencja spadkowa to świadomość ,że nagle z map znika Września czy Kraśnik pod względem ludności przeraża. Przeraża i fakt ,że to są tylko szacunki bo dokładnej liczby nie jesteśmy w stanie oszacować.

W województwie Lubelskim w 2017 roku bezdomnych było 991, zaś rok później w 2018 – 1190 osób.

 

W przywołanym roku 2011 ( przy NSP) przyjęto podział na :

- Bezdomni pierwszej kategorii – „bez dachu nad głową”

Kategoria ta obejmuje osoby żyjące na ulicy, w przestrzeni publicznej bez schronienia, które mogłoby zostać uznane za pomieszczenie mieszkalne. Do kategorii tej należą przede wszystkim osoby, które wieczór i noc w krytycznym momencie spisu spędzają poza jakąkolwiek instytucją funkcjonującą całodobowo. Miejsca przebywania tych osób to: dworce kolejowe i autobusowe oraz ich okolice, kanały i węzły ciepłownicze, ulice, plaże, bunkry, lasy i parki, miejsca na cmentarzach, centra handlowe, parkingi, opuszczone samochody, przyczepy kempingowe, klatki schodowe, zsypy, piwnice, strychy, śmietniki, ziemianki, wagony i bocznice kolejowe, ogrzewalnie.

– Bezdomni drugiej kategorii – „bez miejsca zamieszkania”

Kategoria ta obejmuje osoby z reguły bez stałego miejsca zamieszkania, którym świadczona jest pomoc zgodnie z ustawą o pomocy społecznej, zapewniająca schronienie, wyżywienie oraz odzież. To przede wszystkim osoby w obiektach zakwaterowania typu: schroniska dla bezdomnych, domy pomocy społecznej dla samotnych kobiet w ciąży lub z małymi.

W 2011 /25773 os/ roku sytuacja wyglądała następująco. Ponad 54% bezdomnych I i II kategorii spisanych zostało w 5 województwach: śląskim (14,2%), mazowieckim (13,2%), dolnośląskim (10,1%), pomorskim (9,5%) oraz zachodnio-pomorskim (7,4%). Najmniej osób bezdomnych spisano w województwach: podlaskim (2,0%), opolskim (2,4%) i świętokrzyskim (3,1%) – łącznie w tych województwach spisano 7,5% bezdomnych I i II kategorii.

 

W 2018 roku / 30 330 os. / najwięcej osób bezdomnych przebywało w woj. mazowieckim (4 785 osób), śląskim (4 782 osoby) i pomorskim (3 319 osób). Najmniej bezdomnych było w woj. podlaskim (693 osoby), świętokrzyskim (762 osoby) i w lubuskim (886 osób).

 

Z racji , że nie dotarłem do danych szczegółowych z 2018 roku na podział I i II kategorii bezdomności posługuję się danymi zbiorowymi na ten rok. Natomiast rok 2011 jest choć już daleki to daje światło i rzutuje światło na ten trudny dla każdego państwa temat.

Zróżnicowanie wiąże się przede wszystkim z liczbą instytucji pomagających bezdomnym: schronisk, noclegowni, domów pomocy społecznej, domów dla bezdomnych, domów samotnej matki oraz organizacji działających na rzecz osób bezdomnych. Dlatego patrząc na województwo Mazowieckie 9 lat temu , bezdomni „I kategorii” byli z w znacznej większości nad tymi co nie mają stałego kwaterowania. Sytuacja jest inna w województwie śląskim , gdzie ośrodków związanych z pomocą dla bezdomnych było najwięcej w kraju – 59 a w woj. mazowieckim tylko 31. Wszystkich ośrodków w kraju w 2011 roku było 118.

Bezdomność w Polsce jest „bezdomnością męską”. Mężczyźni stanowili ponad 77% populacji wszystkich bezdomnych. Należy jednak zauważyć, że wyższy był udział bezdomnych mężczyzn wśród populacji bezdomnych I kategorii – 84,3 %, natomiast dla II kategorii udział ten wyniósł 72,8%. Zdecydowana większość spośród bezdomnych mężczyzn II kategorii przebywała w schroniskach dla bezdomnych i noclegowniach. Kobiet bezdomnych jest ponad 3-krotnie mniej niż bezdomnych mężczyzn (22,8% w populacji osób bezdomnych I i II kategorii), przy czym należy zwrócić uwagę, że bezdomne kobiety najczęściej przebywają w domach dla samotnych kobiet w ciąży i z małymi dziećmi – prawie 62%.

Średni wiek osoby bezdomnej wyniósł 52,2 lata, kobiety są młodsze – mediana wieku wyniosła 46,5 lat, dla mężczyzn – 53,1 lat Bezdomne osoby są najczęściej samotne. Zaledwie 11,3% to osoby o stanie cywilnym żonaty/zamężna. Wśród osób bezdomnych w wieku 15 lat i więcej bez stałego miejsca zamieszkania dominują kawalerowie i panny – 32%. Spośród nich prawie 42% przebywa w domach samotnych matek z dziećmi, a nieco ponad 29% – w ośrodkach dla bezdomnych. Szczególnie wysoki odsetek rozwiedzionych, prawie 37%, przebywa w schroniskach dla bezdomnych, wśród nich dominują mężczyźni stanowiąc prawie 40%.

 

Miejsca , gdzie kwaterują najczęściej bezdomni „II kategorii” to : Klasztory i domy zakonne, Internaty, bursy, domy pomocy społecznej dla samotnych kobiet w ciąży, schroniska dla bezdomnych, noclegownie, zakłady (szpitale) psychiatryczne, ośrodki leczenia odwykowego, zakłady opiekuńczo-lecznicze dla przewlekle chorych, hospicja, domy dziecka, rodzinne domy dziecka, placówki opiekuńczo-wychowawcze, hotele pracownicze, domy pomocy społecznej dla emerytów i osób, starszych, domy studenckie, asystenckie, słuchaczy seminariów duchownych.

Główne przyczyny bezdomności, na które wskazały osoby bezdomne, to eksmisja, wymeldowanie i konflikt rodzinny . W dalszej kolejności znalazły się: uzależnienie i brak pracy . Zdecydowana większość bezdomnych miała wykształcenie zawodowe (ok 43 proc.) lub podstawowe (ok 32 proc.), najmniej było osób z wykształceniem wyższym (ok 2 proc).

Natomiast dokładnych spisów trudno szukać. Nagła sytuacja życiowa która dramatycznie zmienia człowieka, jego świat i jego byt powoduje rugowanie go ze społeczności. Wystarczy nie mieć pracy przez jakiś czas i już można odczuć marginalizację społeczną, westchnienia osób bliskich o naszym nieudactwie, czy co łagodniejszym tonie niezaradności. Często to szybkie odrzucenie społeczności najbliżej powoduje potęgowanie dalszych zachowań i utratę często stałych wpływów , pracy i co gorsza mieszkań czy domów. Częstym powodem są także niespłacanie zaciągniętych kredytów na mieszkanie czy inne cele. Niestety bezdomni wybierają dość często drogę autodestrukcji, ograniczenia swoich potrzeb do zupełnego minimum. Owa egzystencja opierana często o alkohol i żebranie o niego pod sklepem. Postaram się zasięgnąć informacji w MOPS jaka sytuacja w Puławach. Także jak w tym czasie, co teraz ( epidemii) zamrożenie własnych zakładów pracy, często jednoosobowych punktów usługowych jest powodem utraty i płynności finansowej i narastających należności pieniężnych dla pracowników, firm, państwa. Ma ogromny wpływ pomoc odpowiednich organów państwowych w tym przypadku….a w Polsce wiemy jak jest…..

Pamiętajmy o tych osobach, pomagajmy na wielu płaszczyznach…nie odwracajmy się od nich.

 

Ps dziś obchodzimy Święto Chrztu Polski. Choć to data symboliczna bo nikt nie wie póki co kiedy nastąpił naprawdę.

 

Na podstawie GUS , MRPiPS , Gazeta Prawna i Dziennik Wschodni. Zdjęcie internet.

 

14 kwietnia 2020   Komentarze (3)
Życie   ludzie bezdomni  

Steinforth i jego cmentarz...wysiedlona...

Dzwonnica przykościelna , w tle domostwa wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku.

 

Steinforth i jego cmentarz...

 

Okres XIV a szczególnie XV czy dalej XVI wieku nie tylko na ziemiach Lubelszczyzny wykazał się ogromnym wybuchem powstających nowych miejscowości czy miast. Głównie należących do magnatów, bogatej szlachcie czy zacnych rycerzy. Nie inaczej było na Pomorzu Zachodnim. Mowa dokładnie w bliskich okolicach największego miasta Pojezierza Drawskiego czyli Szczecinka. Założenie Szczecinka przez księcia Warcisława IV ( książę wołogoski, słupsko-sławieński i rugijski, syn Bogusława IV i Małgorzaty) . Rok 1310 to tradycyjnie przyjęta data lokowania miasta. Badania wskazały, że miasto mogło być założone już w 1306 roku. W wieku XVI na tych ziemiach prowadzona była kolonizacja niemiecka. I tak blisko opisywanej miejscowości powstały Kniewo,Płytnica i Barkniewo. W niewielkich połaciach leśnych, na słabo żyznych ziemiach zaczęli się osadzać kolonizatorzy niemieccy. I tak do II WŚ XX wieku zostało niezmienne. Miejscowość jak jedna z wielu powstała na mało urodzajnych ziemiach, przeważnie ostatniej klasy lub poza klasowej. Piachy były z kolei idealnym nośnikiem dla wielu roślin czy drzew. Czy sośnina czy jałowiec , modrzew dobrze się czują w takich ubogich glebach. Powstała opisywana wieś na początku XVI wieku lub być może już pod koniec XV. Wniosek nie bierze się znikąd skoro już w 1528 roku pojawia się na mapach.

 

 

Kosciół i mur kamienny wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku.

 

 

A jak wiemy na mapach z zasady są ukazane miejscowości już mające swoje łoże i funkcjonujące jakiś czas. Dostęp do ryb, do wody pitnej i dla bydła był zapewne kluczowym motywem osadniczym. Jezioro Przełęg kanałem połączone z jeziorem Kniewo dawało pewność nie tylko związaną z wyżywieniem mieszkańców ale i z rozwojem rzemiosła. Zarówno wyplatano więcierze i komolce jak i kosze na płody rolne czy leśne. Wyplatano zapewne i sieci co było dużo bardziej misterną sztuką i wymagało sporej wiedzy i precyzji. Zapewne gdzieś była przystań jeziorna , gdzie był zakład szkutniczy . I mogło by się kłócić z tym co teraz napisze ale w owym czasie XVI wielu czy dalej te tereny były mało zalesione. Lasy ze starodrzewiem były w okolicach Krągów czy Kniewa. Potężne leśne połacie lasów znajdowały się blisko Lotynia czy Czaplinka. Na tym terenie były lasy nieduże , później przechodziły w leśne uprawy bo zapotrzebowanie na drewno rosło wraz ze wzrostem choćby liczby osad i ludności. Samo jezioro , gdzie nieistniejąca wieś Steinforth się przytuliła do niego jest w połączeniu z 3 jeziorami. Zaczynając od jeziora Dziki ,przez j. Remierzewo i z drugiej strony j. Kniewo. Z tego ostatniego wychodziła rzeczka o nazwie Plietnitz czyli idąc tropem zmiany na polską miejscowości to struga zwie się Płytnica. Jak pisałem wcześniej w XVII wieku na jego początku teren nie wiele zmienił się pod względem zasobów leśnych.

 

 

Kosciół i dzwonnica  wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku. Widok od strony cmentarza.

 

Dalej przy Crangen ( Krągach) był staro las i wcześniej wspomnianej Płytnicy. Wielkie piachy i wydmy były już obecne na niedawnym jeszcze poligonie. Bardzo ciekawa informacja z tego okresu jest taka, że w 1612 roku na zamku w Szczecinku mieszkał sam Eilhardus Lubinus. Wielki niemiecki matematyk i teolog protestancki, filozof, kartograf, filolog klasycznej greki i łaciny, jak również poeta. To właśnie z tego okresu XVI/XVII wiek mamy na owe czasy dokładne z wrodzoną sztuką naukowca ale i swoistym artyzmem okraszone. W niedalekim Kniewie około roku 1610- 1618 działał już prężnie młyn. Na kanale łączącym jezioro Przyłęg i jezioro Kniewo Młyn funkcjonował ze zmiennym szczęściem do XX wieku. Powstało zaplecze i specjalne place młyńskie przy nim. Zapewne wszyscy włościanie wozili tam zboże na przemiał. Pewnie później w XVII/ XIX wieku czy późniejszym wiatraki przejęły rolę młynów umiejscowionych w różnych lokalizacjach . Na ten przykład w Krągi ( Osiedle) na wzniesieniu zalesionym ( blisko drogi na leśniczówkę ) był wiatrak (widziałem i opisałem go ciut). W Krągach tuż przy jeziorze Pile był młyn wodny , gdzie jego już niewielkie relikty można spotkać ( tzw wodospad – też opisałem ciut). Był wiatrak w Dzikach choćby także. Społeczność włościan , rolników miała gdzie mielić swoje zboża. W latach 20 tych XVII wieku w miejscowości Steinforth był kościół. Był on jednym z niewielu kościołów w okolicy. Wymienię kilka :

 

Dziki, Płytnica, Piława,Dąbrowica, Starowice.

 

XVII wiek nastaje jak i dla ziem polskich tak i tu bardzo trudnych czasów wojen i epidemii, głodu i cierpienia.

W 1618 roku rozpoczyna się wojna trzydziestoletnia ( w największym skrócie i uproszczeniu -rywalizacja Habsburgów i państw katolickich z protestantami o przywództwo w Cesarstwie). Szwedzi zajmują tereny należące do Szczecinka już w 1627 roku , rok później wojska czeskiego z pochodzenia Albrechta von Wallensteina ( stojącego za katolickim cesarzem). W międzyczasie wybuchają zarazy i epitemie dziesiątkujące ludność. Protestancka Szwecja ponownie w 1631 zajęła miasto. Wynaszająca wojna zapewne wywarła na okoliczne miejscowości ogromny wpływ. Pokój westfalski w 1648 roku poczynił względny spokój. Zapewne wypalone wsie, ogołacane ze wszystkich jej dóbr, wielka bieda i niemoc wówczas panowały. Mieszkańcy wsi i miast cieszyli się spokojem i zaczęli układać swój cykl pracy w zgodzie z naturą i Bogiem. Po 100 latach znów huragan wojny siedmioletniej dotknął ich , wpisując się krwawo w dzieje. Rosjanie splądrowali te ziemie doszczętnie. Co ciekawe jeszcze dopowiem ,że najważniejsze miasto powiatu szczecineckiego ( utworzonego w 1724 roku) w 1711 roku ulegało częstym pożarom. Były one tak rozległe i duże , że w 1711 roku zakazano budować w Szczecinku domów z drewna.

 

 Domostwa wsi Steinforth . Lata ok 30 XX wieku.

 

 

Mijały kolejne lata, stulecia. Najwięcej informacji zdobywamy w XX wieku. Ale jeszcze pod samym końcu XIX wieku miejscowość lub blisko Rehmerow powstaje kuźnia , hamernia . Na mapie z 1893 roku jest ujęta jako Hammer ( w wolnym tłumaczeniu kuźnia). I właśnie na tej drodze łączącej Wałcz z Czaplinkiem. Jakość drogi można się domyśleć jaka jest . Ostatnie łaty z asfaltu nie tylko nie są dobrą nawierzchnią ale i stanowią nie lada przeszkodę w jeździe. I gdzie cmentarz na rozdrożu stała świątynia. Szachulcowa konstrukcja . Skromna jak wiele w okolicach. Choćby jak na zdjęciu w Jeleniu czy Krągach

 

Istniejący kościół pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Jeleniu

 

 

Belki czarne , może smołowane na owe czasy jakim impregnatem znanym na tych ziemiach. Tak dobrze ,że zostały jeszcze kościoły i są zdjęcia ...

1 kwietnia 1941 r. Gminy Groß Born, Kniewo, Linde, Płytnica i Steinforth zostały zniesione w ramach utworzenia okręgu wojskowego Groß Born. Wcześniej był spis ludności i kronikarze zapisali kilka informacji.Gmina Steinforth była gminą wiejską w dawnym powiecie Szczecinek w województwie Pomorskim na początku lat 30. ubiegłego wieku. Na czele społeczności Steinfortha stał wójt. Miejscowość Steinforth była jednostką terytorialną o powierzchni 17,7 km². W granicach gminy znajdowały się 2 miejscowości, z których główna siedziba to Steinforth. W gminie Steinforth były 2 miejscowości :

-przysiółek Rehmerow ( był tam dwór pana) – nieistniejąca także . Nazwane jezioro od nazwy Remierzewo.

-Steinforth

 

Otto i Margarete Noeske przed ich domem. Lata około 30 ste.

 

W 1925 r. wieś Steinforth liczyła 337 mieszkańców, w tym 189 mężczyzn (56,1%) i 148 kobiet (43,9%). I tak, średnio 6,2 mieszkańca na dom lub 19 mieszkańców mieszkało na jednym km². Populacja w gminie Steinforth mieszkała w 74 gospodarstwach domowych (4,6 mieszkańca na gospodarstwo domowe lub 1,4 gospodarstwa na dom).Z 324 protestantami (96,1%), zdecydowana większość mieszkańców parafii Steinforth w 1925 r. była wyznania protestanckiego. Ponadto, w Steinforth było 13 katolików (3,9%), ale nie było Żydów. Gmina wiejska była samorządem lokalnym na najniższym szczeblu administracyjnym. Na czele administracji miejskiej stał wybrany na 6 lat burmistrz . W latach trzydziestych XX wieku przywódcy społeczności nazywali się wtedy burmistrzami. Istniała też rada miejska. Naczelnik Wilcze Laski (Wulfflatzke) był odpowiedzialny za lokalną policję w Steinforth. Urząd stanu cywilnego odpowiedzialny za sprawy majątkowe dla gminy Steinforth był w Szczecinku. Urząd Skarbowy w Szczecinku był odpowiedzialny za administrowanie podatkami w Steinforth.Gmina Steinforth należała do okręgu lokalnego sądu w Szczecinek. Właściwy sąd pracy był w Szczecinek. Odpowiedzialna Izba Rolnicza była w Szczecinie. Właściwa izba handlowa znajdowała się w Szczecinie. Właściwy Inspektorat Handlowy był w Szczecinku.Protestanccy mieszkańcy gminy Steinforth należeli do parafii Wilcze Laski (Wulfflatzke). Katolicka parafia była w Szczecinku.Urząd stanu cywilnego był w Wilcze Laski (Wilcze Laski (Wulfflatzke)).

 

 

Szkoła i poczta we wsi Steinforth.

 

W 1935 roku w szkole w tej miejscowości uczyło się 71 uczniów. Rok 1939, początek II Wojny Światowej dla tej ziemi ważny. Zaczyna się pierwszy okres przesiedlenia mieszkańców. Już wieś wtenczas liczyła 200 mieszkańców. Rok 45 był ostatnim rokiem bytności niemieckiej ludności na tej ziemi .Front - radziecki walec z armiami polskimi w marcu 45 zaczął triumfalny marz na Berlin. Z tym frontem marszałek Żukow a na dole Europy centralnej Koniew. Swoisty wyścig kto pierwszy zdobędzie dla Stalina Berlin... Wynik wiadomy z góry. Dla mieszkających tu Niemców była to agresja , dla Polków i Rosjan wyzwolenie . Ziemie odzyskane.... Wysiedlono i wymazano z map nie tylko Steinforth, ale i Płytnicę,Kniewo i Barkniewo ( tu pod koniec lat 40tych XX wieku). Kościół został zniszczony, zostały do dnia dzisiejszego fundamenty . Groby zapadłe i otworzone ...ktoś w nich szukał czegoś. Armia Sowiecka rozgościła się na dobre na tych ziemiach , miała ogromny poligon, mieszkała kształtowała ten ogromny obszar. Rozgościli się do października 1992 roku. Żyjąc tu , umierając,zakładając rodziny , budując domy. Zajmując domy poniemieckie. Polacy byli odcięci , tu było Państwo w Państwie.

 

Autor podczas wybiegania. We wsi nieistniejącej dużo takich reliktów wojny.

 

A po tym czasie dalej od Krągów jadąc marną asfaltówką przy bagnie, przy wyrzutni , przy dużym lesie a teraz płytami ażurowymi po 5 km wpada się w tą byłą miejscowość. Widać zarysowania nieistniejących budynków, stare sady w już wysłużonymi drzewami owocowymi. Widać i linię napięcia , widać że tu tak niedawno tętniło życie.

 

 

Pobliskie jezioro Kniewo.

 

Wita mnie płyta informacyjna o wsi. Dość niedawno postawiona. Witają nie łuski amunicji, fundamenty w krzakach głogu, rubiny akacjowej, tarniny dalej. Leśniczówka nowa połyskuje na tle tej szarości historii. Nowe auta terenowe, dym z komina .. Jest życie. Nie wiem ok kiedy , może lata 80 te? Nie wiem.

 

 

Tablica informacyjna widoczna już z daleka od strony drogi Krągi - Steinforth.

 

Bywam tu od 2000 roku. Pada rzęsisty nie miły styczniowy deszcz. Śniegu brak. A ja rowerową eskapadę po byłych cmentarzach ewangelickich po okolicy uskuteczniam. Odpalam mapę szczegółową , widzę na niej relikty cemenciarza . Żegnam się z jeziorem i zawracam, mijam leśniczówkę i ruszam traktem marnym , drogą zniszczoną. Jadę kilkaset metrów. Widzę lekkie wzniesienie i rozwidlenie polnych dróg. To Tu. Zsiadam z roweru. Wdrapuję się na wzniesienie małe. Cmentarz i fundamenty byłego kościoła. Modlitwa za tych co tu leżą. Niech im ziemia lekką będzie. Kościół nie przetrwał. Pożoga wojenna go odebrała jak i pozostałym budynkom. Taka wieś , duża i dobrze zorganizowana teraz brzmi tak miałko.

 

Relikty fundametów kościoła we wsi.

 

 

Relikty byłego ewangelickiego cmentarza we wsi.

 

 

Droga , krzaczory, fragmenty fundamentów schowane w świat lasu i krzewin. Widok przygnębiający , otwarte groby przez kogo ? Nie wiem ...może Rosjanie , może Polacy? Czego szukali w śmierci innych ? Nie wiem... Deszcz się nasila .. czas na mnie. Jadę do Kniewa i jego pięknym jeziorem i stawem ,gdzie był dwór . Jadę do Płytnicy ,gdzie jak się okazało znicze się palą ….

 

Mapa z roku 1610.

 

 

Mapa z roku 1893.

 

Mapa z roku 1952.

 

 

 

Na podstawie :

Gemeindelexikon für den Freistaat Preußen. Provinz Pommern. Nach dem endgültigen Ergebnis der Volkszählung vom 16. Juni 1925 und anderen amtlichen Quellen unter Zugrundelegung des Gebietsstandes vom 1. Oktober 1932. Berlin: Preußisches Statistisches Landesamt, 1932.

Tablic informacyjnych przy byłych miejscowościach

Map dostępnych, rozmów z rodziną.

http://wolneforumgdansk.pl

Zdjęcia większości z fotopolska.pl i aukcji internetowych

04 kwietnia 2020   Komentarze (6)
rodzinne strony   cmentarze   historia  
< 1 2 ... 14 15 16 17 18 ... 40 41 >
Izkpaw | Blogi