Wiosna po cichu...
Tak po cichu oddaję Wam album wiosny moim okiem - tej kryształowej , cudownej, bezgranicznie pięknej...jedynej...
moja przyroda, moja natura...
Tak po cichu oddaję Wam album wiosny moim okiem - tej kryształowej , cudownej, bezgranicznie pięknej...jedynej...
moja przyroda, moja natura...
Tajemnicze miejsce, emanujące jakąś energią. Idę z dzieckiem na spacer. Mijamy już Murarską w Puławach. Już blisko. Słońce pięknie przygrzewa już o 9 rano. Synek spokojny zajada chrupka. Siedzi w wózeczku. Ja już prawie 1,5 km pcham ten wózek by zaspokoić głód wiedzy i historii. Jesteśmy. Przed świętami. Dużo osób kręci się przy posesjach. Kapliczka maryjna w tle , oddalona od drogi. Prowadzi chodniczek do niej a w sumie do posesji. Barwinki po prawo ubarwiają drogę do niej a iglaki pięknie zielenią się przy płocie. Furta na posesję znajduje się tuż przy kapliczce.
A ona sama jest wpisana do Gminnego Rejestru Zabytków w Puławach – zapis w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego nr XX/178/2004 – ulica Norblina działka nr 835/2. Figuruje jako Kapliczka Matki Boskiej z karty wynika ,że powstała w XIX/XX wieku. Odnowiona , obielona. odmalowana. W niszy duża figura Matki Boskiej z rozłożonymi jak na powitanie dłońmi. Jeszcze oglądając zdjęcia z 2012 roku a teraz to kapliczka przeszła gruntowną zmianę – odnowienia.
Wiadome, że historia Włostowic to od pierwszych źródeł pisanych czyli 1368 roku posiada olbrzymią przy Puławach historię wstecz. Stając się w latach 30 -tych ubiegłego wieku dzielnicą rozrastających się Puław. Zmieniała swoje oblicza przez ciągłą rozbudowę, ale i klęski jak pożary, najazdy okupantów.
O tych czasach niemo świadczą postawione kapliczki i to nie tylko w Puławach i okolicach lecz i całej Polsce. Położenie wśród domostw aktualnie, w dość bliskim sąsiedztwie już Parchatki jest trochę „na uboczu”. I gwarantuje, że wiele osób zapuszczających się w te tereny ( a teraz coraz więcej bo kawałek „małej obwodnicy „ Puław puszczony jest przez bliską temu miejscu ulicę Zabłockiego nie ma pojęcia o niej.
A czy miejscowi mają? Podpytałem się kilku „starszych” napotkanych blisko to stwierdzili ,że nie bardzo wiedzą co tu było albo ,że chyba coś kiedyś było tu.
Nie jestem w posiadaniu danych z badań archeologicznych prowadzonych w tym miejscu lub bliskim - Stanowisko Archeologiczne AZP 74-76/78-13 ,gdzie badano pradzieje ,wczesne średniowiecze, oraz okres XVII- XVIII w. Wielka szkoda. Być może potwierdziły by umiejscowienie w tym terenie cmentarza epidemicznego. Idąc jednak za informacją zawartą w trobal.pulawy.pl , gdzie możemy wyczytać , że podczas prac ziemnych odkryto w okolicy kapliczki mogiłę zbiorową. Śp wybitny historyk, regionalista Mikołaj Spóz wiąże tą mogiłę z epidemią cholery z roku 1708 r, która zabiła niemal połowę mieszkańców Włostowic. Tu się zatrzymajmy.
Studiując mapę Europy z XVIII wieku interaktywną ( mapire.eu) , dokładną widnieje w okolicach młodszej kapliczki tuż przy teraźniejszym skrzyżowaniu ulic Norblina i Zabłockiego cmentarz.
Miejsce zanaczono na czerwono to kapliczka, widzimy po lewo cmentarz zamknięty. Na południowy zachód na czerwono kościół na Włostowicach.
Wykluczone byłby to cmentarz żydowski bo zgodnie z podaniem informacji ze strony Wirtualny Sztetl w Puławach były dwa cmentarze żydowskie , oba już nieistniejące ( jeden z nich był dość blisko przy ulicy Kilińskiego ( miedzy Racławicką i Murarską) powstał w I połowie XVIII wieku, drugi w I połowie XIX po likwidacji wcześniej wymienionego powstał na ulicy Piaskowej . Cmentarz na Włostowicach za donacji Czartoryskich został poświęcony przez ks. Ostrowskiego i oddany do użytku w 1801 roku. Choć najstarszy nagrobek mówi od 1797 roku jako dacie śmierci (Ferdynandowi Goguelowi, najlepszemu Mężowi, Walecznemu Żołnierzowi, Wiernemu Przyjacielowi – Adam Książę Czartoryski opłakujący w roku 1797) . Sugeruje to , że zanim założono cmentarz parafialny, było tu wyznaczone miejsce na grzebanie innowierców.
Na mapie owy tajemniczy cmentarz jest ogrodzony co może sugerować ,że był to cmentarz epidemiczny lub co raczej nie miało miejsca cmentarz parafialny. Na mapach z XIX i pocvz XX wieku nie było już po nim śladu, jedynie cmentarz żydowski przy Kilińskiego jest zaznaczony. Epidemie pustoszyły całą Europę. Ta z 1708 roku – cholera - wywarła ogromny wpływ na te tereny. Choćby w Kazimierzu Dolnym na wzniesieniu nad miasteczkiem ustawiono trzy krzyże w celu upamiętnienia tej tragicznej chwili dziejów. Dziś mówi się o Górze Trzech Krzyży. A takich gór o tej nazwie jest kilka blisko Puław – choćby w Parchatce, Janowcu czy Witoszynie. W Puławach na ulicy 6 Sierpnia jest kapliczka epidemiczna upamiętniająca kolejną falę cholery w latach 1852 i 1892 r. W niszy jest figurka Maryjna natomiast na płycie jest karawaka. Takich miejsc jest więcej, choćby Końskowola przy kościele św. Anny , czy przy farze Kazimierskiej. A tu mamy kapliczkę Maryjną bez żadnej informacji o morowym powietrzu. Fakt ,że powstała później na przełomie XIX/XX wieku może świadczyć o tym ,że nie tyle ,że była świadkiem epidemii cholery lecz raczej stała na straży by uchować i ochronić mieszkańców przez następnymi falami epidemii. Pamiętajmy, idąc za Tygodnikiem Lekarskim z 1856 roku na stronie 35 można wyczytać, że gorączka tyfloidalna występowała w 1856 roku w Instytucie Panien w Puławach, a nękanie tyfusem szczególnie w okresie wojny i powojennych, było częste i zbierało żniwo okrutne.
Zatem zostaje mapa i zaznaczony ogrodzony teren przy kapliczce na mapie z XVIII wieku, zostają także przywołane wyżej przypuszczenia śp. Mikołaja Spóza. To dużo żeby być pewnym i stwierdzić jednoznacznie ,że tak było ? Nie wiem. Minimum dwa źródła różne mówiące o tym samym i tak samo sugerowały by ,że tak zaiste było. Ja mam tylko ,albo aż takie źródła.
Być może to miejsce pochówków żołnierzy walczących w czasie wojny polsko – szwedzkiej ? tzw „potopu szwedzkiego” ? Może i to też właściwy trop. W pobliskiej Parchatce postawiono kapliczkę upamiętniającą trzechsetną rocznicę czasu potopu.
Kolega, pasjonat historii i regionu Michał Deputat opisuje dość bliskim położeniu kapliczkę w Parchatce na grupie FB mówiącej o wsiach Lubelszczyzny :
„Murowana kapliczka z zadaszeniem z krzyżem w Parchatce, powiat Puławski. W gablocie figura Matki Boskiej. Ciekawostką jest data na tablicy: "1656-1956".
Data wskazuje na wydarzenia związane z pobliskim terenami, a głównie z obozowiskiem szwedzkim wojsk Karola X Gustawa i z potyczką z polską jazdą przed bitwą pod Gołębiem. Potyczką miała miejsce niedaleko Włostowic. Podejrzewany że w tym miejscu pochowano Polaków którzy ranni przewiezieni zostali do obozu a następnie dobici z rozkazu szwedzkiego króla. Wg moich danych archeolodzy nie stwierdzili w tym miejscu żadnego pochówku, choć nie wykluczone że mogła powstać w miejscu krzyża lub innej kapliczki ufundowanej przez rodziny poległych żołnierzy lub też nawiązuje do wydarzenia które zatarło się w pamięci potomnych .”
Ciekawym uzupełnieniem jego opisu jest komentarz kolegi także pasjonata historii i regionu Mariusza Głosa :
„Pan Lewtak w swej publikacji ,,Szlakiem Walki i Męczeństwa na terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego'' napisał : ,,(...)kapliczka wystawiona została w trzechsetną rocznicę potopu szwedzkiego. Poprzednio w tym miejscu stał drewniany krzyż, Parchatka podobnie jak wiele sąsiednich miejscowości (Janowiec, Kazimierz Dln.,Włostowice) została doszczętnie spalona podczas przemarszu wojsk szwedzkich Karola Gustawa w roku 1656. Swe wyczyny Szwedzi powtórzyli w czasie wojny północnej (11 sierpnia 1705 r.) pod dowództwem Karola XII (...)''.
I teraz trudno rozstrzygnąć jednoznacznie czy te wydarzenia z okolic Włostowic miały swój tragiczny finał w masowym grobie przy kapliczce? Chyba tylko badania lub wynik badań wcześniej wpisanych przeze mnie dało by odpowiedź jednoznaczną. Być może ktoś z Państwa ma na to miejsce jednoznaczną odpowiedź lub choćby podpowiedź. Bo to miejsce emanuje tajemniczością i smutkiem mimo tego porannego słońca….
Zdjęcia własne. Opis powstał na podstawie podanych przy tekstach osób lub stron www.
Czy w Końskowoli zatracił się klimat tego byłego niestety XVI WIECZNEGO miasta ?
Nie !
Dziś krótki rekonesans po centrum tej miejscowości. Choć znam ją co nie co to dzisiejsza wycieczka dała mi wiele przyjemności. Ale i sprowokowała do zadumy nad tragiczną historią tego miejsca , by w końcu zobaczyć jak się ta miejscowość zmienia stając się zadbana i odnowiona a przede wszystkim szanowana przez mieszkańców i przybyszów. Zadbane byłe miasto nie tylko posiada olbrzymią historię i wyróżniało się na tle innych miast Lubelszczyzny , zaprasza na aktywności sportowe wyznaczając szlaki dla chodziarzy, budując siłownie na świeżym powietrzu.
Ratusz z 1775 roku w przebudownie.
Same miasto zaplanowano i zbudowano zgodnie z wymogami urbanistyki polskiej czasu renesansu. Trzeba pamiętać, że nie była to miejscowość jak miasto lokowane na „ surowym korzeniu” tylko lokowane zostało na istniejącej już miejscowości Wola Witowska. W księgach miejskich z XVII wieku oraz plany z XIX wieku są potwierdzenia jej renesansowego układu urbanistycznego. Pierwotne założenia miasta Końskowola lokowanego w 1532 roku były wraz z rozwojem miasta i przynależnych Tęczyńskim terenom zmieniane i ulegały ciągłym zmianom w następnych stuleciach. Samo miasto pierwotne było otwarte - jako ośrodek miejski a nie obronnym co sugeruje jego pół rolniczy charakter. Kolejna faza budowy miasta to rozmieszczenie tereny pod miasto.
Wytyczono Rynek na kształt prostokąta oraz ulice , których nazwy zachowały się dopiero z XVII wieku. Choćby ulica ku młynowi, Szpitalna,od Lubelskiej do Stawu, czy ku browarowi. Obszar wokół Rynku i ulicach podzielono na działki siedliska w ilości około 80. Układ przestrzenny Końskowoli nawiązywał do układu wsi przed lokacją miasta . Zakończenie wszystkich faz budowy miasta nastąpiło około 1545 roku. Wówczas to 6 lutego Bp krakowski Piotr Gamrat na wniosek Tęczyńskich potwierdził organizacje i uposażenie parafii przy kościele św Krzyża. W 1552 roku pojawiła się po raz pierwszy wśród miast województwa Lubelskiego. W 1553 roku miasto posiadało około 700 mieszkańców co stawiło ją w równym rzędzie z takimi miastami jak Opole, Kurów,Kraśnik czy Bychawa.
Historia ta to tylko początek tego co ta miejscowość ma przekazania nam potomnym. Ja zaczytuje się o niej od jej właściciela Męciny z Konina już w 1399 roku w pisanym dokumencie króla Jagiełły z 4 października gdzie był on wymieniony jako bardzo ważna postać. A jest miejscowość pod Limanową - Męcina ot 300 km od Puław;). Układ się zmieniał a ten przywołany przeze mnie to ten z początków założenia miasta. Pożary, najazdy, wojna domowa, potop szwedzki , wojna północna , kampania napoleońska na Moskwę ,zabory zmieniły układ miasta lecz duch pozostał .
Dziś właśnie postanowiłem zaciągnąć powietrza z dawnego miasta o wybitnie bogatej historii. Przechadzając się po ulicach otulających drugi już ratusz w Końskowoli wybudowany w 1775 a teraz przebudowywany miałem uczucie i odczucie , że cofnąłem się w tamte czasy. Ciasna zabudowa i wąskie uliczki . Często drewniana zabudowa przeplatana przez nowe budynki nie odstraszyła mnie a wręcz potęgowała uczucie obcowania z historią. Kościół centralnie , monument , przy nim skromny ratusz z donacji Czartoryskich ,potem ulica Rynek, stare zabudowy tak mocno kontrastują z pięknym odnowionym zespołem kościelnym. Ulica Rybna, tu studnia i kury i ten klimat , wąsko ,idę dalej Spokojna ulica. To tu był i już nie ma po nim śladu stary ( 1 z dwóch) XVI wieczny cmentarz żydowski i nie mały bo 0,5 hektara.Pobudowane nowe domy wplatające się w stare zabudowania i ciek wodny przy ujściu do Kurówki. Myślę, że na łąkach tych do stawów był umiejscowiony. Czapkę zdejmuję i odprawiam krótką modlitwę. Wędkarz przy stawie dziwnie patrzy się na mnie. Pewnie nie wie ,że po drugiej stronie Kurówki też był drugi cmentarz z XIX( 1827 rok) wieku żydowski i ten ewangelicki opisywany przeze mnie. Przechodzę ulicą Wąską do Ogrodowej. I zachodziłem w głowę skąd ta nazwa . Zabudowania , niektóre już w ruinie , niektóre nowe ale klimat jest. Dopiero jak zbliżałem się do kościoła farny ukazał się ten teren ogrodów z dorodnym dębem chyba. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ludzie patrzyli na mnie a ja na drzewo. Dla nich normalka dla mnie egzaltacja.Wracam na Rynek. zeszło góra 20 minut. A jakbym spędził lata. To cud że taka urbanistyczna forma i piękno zostało. Wąska, Ciasna, Rybna, Północna... jakże wymowne uliczki i nazwy.....
Ratusz tak został opisany w Inwentarzu Dóbr Konińskowolskich ... z 1779 r.:
"Ratusz Konińskowolski nowo wymurowany in Ao 1775. Do tego wchodząc od Ulicy Lubelskiej drzwi podwójne dubeltowe na zawiasach 6 [sześciu] z zamkiem francuskim z dwoma ryglami do sieni gdzie posadzka z cegły, pułap z tarcic, na przeciw drzwi pierwszych są drzwi pojedyncze do Izby Sądowej na zawiasach z zamkiem francuskim. W tej posadzka z cegły z sklepieniem, kominek kapiasty, okno o dwóch kwaterach w ołów oprawne z kratą żelazną y okiennica we dwoje otwierająca się. Wychodząc z tej izby po prawej ręce jest Turma na sadzenie ludzi na karę zasługujących, do której drzwi na zawiasach z wrzeciądzem i skoblami, ex opposito tej Turmy są drzwi na zawiasach z wrzeciądzem do kuchenki, w której komin murowany nad dach wywiedziony z ogniskiem, w tej posadzka z cegły, pułap z tarcic. Z tej wyszedłszy po lewej ręce są odrzwi, do przedsionka przed Izbą Szynkowną, będącego w tym posadzka z cegły, pułap z tarcic, okno o dwóch kwaterach w ołów oprawne z okiennicą we dwoje składającą się. Stół 1 [jeden], ławek 2 [dwie] y drzwi pojedyncze fasowane, do Szynkowney Izby na zawiaskach, z klamką, Antabą, y haczykiem, w tey podłoga, pułap z tarcic, okien o dwóch kwaterach w ołów oprawnych z okiennicami na zawiasach we dwoje składającymi się 3 [trzy]. W tej Izbie jest stołów 4 [cztery], w około ławek pomniejszych 4 [cztery] y kominek kopiasty. Garcow, Pułgarcow, kwart, kwaterek y pułkwaterek miedzianych ... [brak liczby] y drzwi pierwszym podobne na zawiasach z zamkiem francuskim, do Alkierza, w którym okien o dwóch kwaterach w ołów oprawnych z okiennicami składającymi się 3 [trzy]. Podłoga i pułap z tarcic, przy ścianie ław 2 [dwie], pomniejszych 3 [trzy], przy piecu ławka 1 [jedna]. Piec z kafli zielonych, komin kopiasty z piecem chlebowym y drzwi do sionki fasowane na zawiasach z zamkiem francuskim. W której posadzka z cegły, pułap z tarcic, odrzwi do Piwnicy szyją murowaną o dwóch komorach będącej, do której drzwi na zawiasach z wrzeciądzami dwoje. W jednej komorze jest framugów 6 [sześć], w nich półek 5 [pięć], okienek z szynami rozcinanymi 2 [dwa]. Z wspomnianej sionki są drzwi pojedyncze dubeltowe na zawiasach z zamkiem francuskim, na drugą stronę Ratusza. Nad tymi okienko w ołów oprawne 1 [jedno].
Pod tym Ratuszem jest Sklepów 7 [siedem]. Z tych do jednego wrogu do kościoła obróconego w środku będącego są drzwi na zawiasach 6 [sześciu] dubeltowe z zamkiem francuskim i haczykami dużymi 2 [dwoma] y skoblami. W tym sklepienie, posadzka z cegły, w sklepieniu hak duży 1 [jeden] na wagę Skarbową.
Waga żelazna z Szalami drewnianymi, kutkami, haczykami y powrozami, do której jest Funtów ołowianych szt. 9 i małe puzdro drewniane okowane z zamkiem polskim."
Dodając za swietnym źródłem wiedzy o tej miejscowości - konskowola.eu możemy wyczytać jeszcze, że :
"Układ Rynku uległ zmianie na przełomie XVIII i XIX w., gdy wytyczony został gościniec, wiodący od Puław w kierunku Lublina. Na planie z 1827 r. widoczne są jeszcze dwie ulice, wychodzące z Rynku które w kolejnych latach zanikły. Jedna prowadziła od kościoła parafialnego do kościoła św. Anny (prawdopodobnie należy identyfikować ją ze znaną ze źródeł ulicą Szpitalną). Druga wiodła od kościoła parafialnego do dworu (obecny budynek plebanii). Prawdopodobnie o tej ulicy mówi dokument, cytowany przez księdza Lisowicza w Inwentarzu Apparatów z 1629 r., dotyczący nadania przez Gabriela hrabiego Tęczyńskiego Jerzemu Skarzyńskiemu domu między kościołem „murowanym” a „ulicą ciągnącą się ku zamkowi”.
Zostawiłem ale tylko na chwilkę Końskowolę! Wrócę ponownie!! Obiecuję.
Zdjęcia własne. Opis miasta na postawie :Dzieje Końskowoli pod redakcją Ryszarda Szczygła. Zdjecie - paln - ze strony konskowola.eu.
Historia Zespołu dworsko-parkowego w Karczmiskach.
"DWÓR
W protokole lustracyjnym, sporządzonym w styczniu 1838 r. przez komornika przy Sądzie Apelacyjnym Królestwa Polskiego, czytamy: „… Dom murowany z cegły w figurze prostokątnej z facjatami, na południe frontem położony, gdzie balkon drewniany na czterech kolumienkach okrągło murowanych, dom ten pokryty jest dachówką nową na długości łokci 48, szerokości łokci 20. Znajduje się w nim pokoi 8 i sala, z której wychodzące do ogrodu są schody …”. Opis domu kończy stwierdzenie: „Cały dom obecnie znajduje się w stanie dobrym”.
Właśnie to stwierdzenie pozwala przypuszczać, że ów „dom” mógł powstać około roku 1800, być może w bardziej okrojonej formie.
W tym czasie starostwem kazimierskim, do którego od zawsze przynależały Karczmiska, zarządzała Anna z Sapiehów Potocka, primo voto Anna z Sapiehów Sanguszkowa. Dobra te otrzymała ona wraz z mężem w roku 1774 za pozwoleniem królewskim w dożywocie.
W roku 1813, po śmierci właścicielki, starostwo kazimierskie wróciło do Skarbu Królestwa Polskiego pod zarząd Komisji Skarbu.
W roku 1819 w posiadanie starostwa weszła Anna Sapieżyna z Zamoyskich – kobieta o szerokich horyzontach, wielkiej energii, a przy tym doskonała administratorka. Nie jest wprawdzie wiadomo, kto bezpośrednio zarządzał majątkiem Karczmiska, ale pewnym jest, że to z jej inicjatywy dworek uzyskał przedstawioną we wstępie formę.
W 1823 roku dokonano jego rozbudowy i wtedy najprawdopodobniej otrzymał kolumienki wraz z balkonem a także schody do ogrodu.
W roku 1829 dobra kazimierskie, wąwolnickie, gołębskie oraz własność szlachecką Słotwiny Anna Sapieżyna sprzedała swojemu zięciowi księciu Adamowi Jerzemu Czartoryskiemu. Ten, jako zaangażowany w powstanie 1830 r., po jego upadku, mocą Manifestu Cara Mikołaja I skazany został zaocznie na śmierć, a jego majątek uległ konfiskacie (20.X.1831 r.). Okazało się jednak, że ów majątek obciążony jest sporym długiem, o czym przypomnieli wierzyciele. Ostateczny wyrok trybunału Cywilnego Guberni Lubelskiej zapadł dopiero 3.III.1839 r., a już 10.III tegoż roku nowym właścicielem majątku Karczmiska z przyległościami został Ignacy Wessel, który nabył go w drodze licytacji.
Nowy właściciel niezwłocznie rozbudował dworek, nadając mu nową, urozmaiconą formę. Dobudował zachodnią, piętrową część wraz z górnym tarasem, zlikwidował nieużyteczny balkonik nad górnym wejściem, zastępując go gankowym frontonem, dobudował taras oraz nieistniejąca już oficynę. Architektura dworku przetrwała do dziś w niezmienionej formie.
Kolejnymi mieszkańcami dworku od 1906 roku byli jego nowi właściciele: Zbigniew Strażyc oraz jego żona Janina z Pleszczyńskich. Byli to typowi, polscy ziemianie. Głowa rodziny czuwała nad gospodarstwem i finansami, a domem i ogrodem zajmowała się dziedziczka. Nowi właściciele do bryły budynku dodali małą przybudówkę wschodnią, przeznaczoną na dodatkową łazienkę, a to z racji znacznej liczby osób zamieszkujących dworek. Możliwa jest również pewna zmiana wnętrz poprzez wybudowanie ścian działowych, które nadal pozostawały w amfiladzie.
Zbigniew Strażyc zmarł w roku 1916, jego żona w roku 1934. W tymże roku ich syn Stanisław przeprowadził się do folwarku Owczarnia, gdzie był drewniany dworek, pozostawiając dworek karczmiski swojej siostrze Janinie. I była to ostatnia właścicielka a zarazem mieszkanka domostwa o niezbyt długiej, ale ciekawej historii. Ostatnia dziedziczka opuściła Polskę w roku 1945. Zmarła we Francji 6 października 2007 r. jej ostatnią wolą było, by jej prochy spoczęły w Karczmiskach, w rodzinnym grobowcu, w którym spoczywali Jej rodzice. Stało się to 6 listopada 2007 r.
PARK
Pierwsze ogrody krajobrazowe, czyli parki pojawiły się w Polsce wokół siedzib królewskich i magnackich. Okazałe pałace otaczano równie efektownymi, często według wzorów wersalskich parkami, których utrzymanie było dosyć kosztowne.
W miarę rozwoju ziemiaństwa, jako odrębnej grupy społecznej, pojawiły się parki wiejskie. Najczęściej były to ogrody w stylu angielskim, charakteryzujące się rozległymi trawnikami z planowo rozmieszczonymi na nich grupami drzew. Były one łatwiejsze i tańsze w utrzymaniu, gdyż zabiegi pielęgnacyjne ograniczały się do utrzymania trawników w należytej kondycji i okresowego przeglądu drzewostanu. Sadzono gatunki drzew przystosowanych do warunków klimatycznych; w okresie letnim gazony dodatkowo zdobiły gatunki przenoszone z cieplarni.
Ziemianie byli przede wszystkim ludźmi praktycznymi. Zakładano owe parki z potrzeb estetycznych, ale ich wygląd podkreślał status właścicieli i wiele o nich mówił. W Karczmiskach pierwszych nasadzeń dokonano tuż po wzniesieniu dworku o nieskomplikowanej, parterowej architekturze, w centralnym punkcie terenu, który miał stać się parkiem. Właściwe prace nad architekturą krajobrazu wykonano po nabyciu majątku przez Ignacego Wessla (1839 r.). Do dziś zachowały się czytelne ślady owego pierwotnego założenia, którego osią były dwa rozległe trawniki na osi NS. Sam park, położony na stoku wzgórza, objęty był ramą, którą wyznaczały: trakt opolski (zachód), trakt lubelski (południe), zabudowania folwarczne (wschód) oraz bagniste nieużytki od północy.
Zachowany drzewostan pozwala sądzić, że nasadzeniami zajmował się fachowiec. Poszczególne grupy drzew intensywnie rosnących otaczane były gatunkami rosnącymi wolniej oraz kwitnącymi krzewami (bzy, jaśminy).
Ignacy Wessel był człowiekiem nie tylko bywałym i majętnym, był również energicznym i konsekwentnym gospodarzem. Jego sumptem wybudowano murowane ogrodzenie izolujące park od otaczającego go terenu. Z jego czasów zachowało się kilka grabów oraz platan (gatunki wyjątkowo wolno rosnące), modrzew i kilka starych lip (gatunki długowieczne).
Jest także kilka okazów z gatunku akacji (robinii), które zachowały się wzdłuż ogrodzenia.
Rodzina Strażyców zamieszkała w dworku w roku 1906, nie zmieniając zasadniczego układu parku. Uzupełniono drzewostan nasadzeniami świerka, stanowiącego urozmaicenie kolorystyczne, zwłaszcza zimą. Pozostawiono wokół platana, przy powstałym korcie tenisowym niewielka polankę, po lewej stronie alei dojazdowej, której perspektywę zamyka dworek, prezentujący się stąd najokazalej.
Istotnym akcentem był klomb przed frontem dworku oraz kilka mniejszych w sąsiedztwie a także winobluszcz pokrywający ściany budynku (vide foto). Ponadto frontowy trawnik zdobiła okazała tuja, która padła pod naporem wiatru przed 30 laty. Znikł także dąb burgundzki, piękny zwłaszcza jesienią." - opis pochodzi ze strony GBiDK w Karczmiskach.
Pałac dębliński przeszedł tak wiele zmian w swojej budowie i architekturze nie tylko podyktowane kaprysem czy przychodzącą modą ale i jego zniszczeniami i pożarami. Z zamierzchłej historii dziejów jak powstawał w pierwszej połowie XVIII wieku a teraźniejszym dzieli ogromna przepaść jego wartości architektonicznej oraz otaczającego go parku o którym ciut później. Za właściciela hrabiego Józefa Wandalina z Wielkich Kończyc Mniszech zatwierdzono plan budynków pałacowych w stylu barokowym.
Sam Józef Wandalin należał do bogatszych magnatów Rzeczypospolitej , posiadał dobra na Rusi, na Sandomierszczyżnie, Podlasiu, Grodzieńszczyźnie oraz starostwa sanockie,jaworowskie,rohańskie,gołębskie. Przekazał niemałą sumę na zbudowanie m.in. pałacu w Dęblinie. Był wybitnie wykształconym człowiekiem, obytym i oczytanym. Posiadał wielki księgozbiór , który od 1854 roku w zbiorach Ossolineum.
Jako pierwszy w Rzeczypospolitej wprowadził na przyjęciach francuski obyczaj podawania noża i widelca dla każdego gościa. Palny pałacu najprawdopodobniej opracował Antoni względnie jego syn Jakub Fontana ( architekci króla Augusta II) Po śmierci Wandalina pracę budowniczą kontynuował jego syn Jan Karol Mniszech a po nim jego syn Michał Jerzy.
To on sprowadził do Dęblina nadwornego architekta Poniatowskiego Dominika Merliniego. Wpłynęło to na całkowitą zmianę szaty zewnętrznej . Pałac się przeobraził nie do poznania. Tyl klasycystyczny pałacu zagościł od teraz. Dodatkowo pałac otrzymał rzeźby , bramy stylowe i dwie okrągłe niby baszty budynkami. Przy tej zmianie gruntownej także wygląd na zewnątrz uległ zmiennie.
Powstał piękny park krajobrazowy – europejski. W 1779 roku ogród przy dęblińskim pałacu zaprojektował sam Jan Chrystian Schuch. W środku parku znajdował się nieregularny staw w wysepką. Na której wybudowano około 1780 roku wg projekty Merliniego pawilon-mauzoleum w stylu grobowca Cecylii Metelii w Rzymie zwanym "świątynią wspomnień”. W ostatniej ćwierci XVIII wieku wybudowano pawilon ogrodowy klasycystyczny.
Ciekawostką jest to ,że pierwszy piorunochron w kraju był zamontowany przez ks. Jowina Bończa Bystrzyckiego ( proboszcza Stężycy) na omawianym pałacu. Pod koniec XVIII wieku Dionizy Mikler Irlandczyk ( planista ogrodowy) przekształcił urządzanie ogrodu na nowe założenia krajobrazowe.
Piękno pałacowe zakończyło się z dobą przejęcia pałacu przez Iwana Paskiewicza. Pałac został gruntownie przebudowany i strasznie stylistycznie zeszpecony. Zniekształcono park, pobudował nowe oficyny szpecące krajobraz. Do pałacu dobudowano wielką salę balową i teatralną. Zniszczyło to co cenny architektoniczny styl nie tylko pałacu. W krypcie kaplicy na wyspie pochowano Paskiewicza i jego żonę a samą kaplicę przemianowano na prawosławną. Wycofujące się wojska rosyjskie w I WŚ podpaliły pałac. W 1918 roku cały zespół pałacowy przeznaczono na lokalizację Francuskiej Szkoły Pilotów. W 1922 roku ruszyła gruntowna odbudowa pałacu związana z decyzją przeniesienia do Dęblina początkowo wytwórni samolotów a później Oficerskiej Szkoły Lotnictwa i Głównej Składnicy Lotniczej. Zniszczony pałac przebudowano na kasyno oficerskie starając się nadać mu jego historyczny blask, Plan odbudowy opracował inż. arch. Antoni Dygat. Odrestaurowano także oficyny przeznaczając górę na potrzeby hotelowe. W tych latach ( 20-0tych) wzniesiono kilka willi w parku. W czasie II WŚ pałac znów został zniszczony. Odbudowano go w 1950 roku. Historię najnowszą każdy już zna pewnie.
Wielka szkoda ,że nie zachowała się ogrodowa kaplica, oranżeria, mosty i schody, bramy stylowe lecz mimo tego park trzyma swoje piękno.
Zdjęcia własne. Na podstawie K.Kurzyp – Szkice z dziejów miejscowości i okolicy.
Cudowny i przepiękny kościół drewniany pw świętej Anny - Annopol. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego wnętrza!!
"
Historia
Kościół został wzniesiony w 1740 r. z fundacji Jana Tomasza Morsztyna, kasztelana wiślickiego i starosty sieradzkiego, założyciela miasta. Do 1886 r. fil. parafii w Świeciechowie, następnie parafialny. Odnawiany w 1911 r., częściowo uszkodzony podczas I wojny światowej. Nieużytkowany do celów kultowych od czasu wzniesienia obok w latach 50. XX w. nowego kościoła murowanego. W latach 1996-2007 poddany całościowym pracom remontowo-konserwatorskim, obejmującym konstrukcję oraz wystrój i wyposażenie wnętrza.
Opis
Kościół - usytuowany na niewielkim wzniesieniu, na południe od Rynku - jest przykładem osiemnastowiecznej architektury sakralnej charakterystycznej dla terenów południowej Lubelszczyzny. Orientowany, jednonawowy, składający się z prostokątnej nawy o ściętych od wschodu narożach i węższego, prostokątnego, zamkniętym trójbocznie prezbiterium z kwadratową zakrystią od północy. Od zachodu czworoboczna, dwukondygnacyjna kuchta o charakterze wieży, równa wysokością nawie głównej. Drewniany, wzniesiony w konstrukcji wieńcowej z drewna jodłowego i modrzewiowego na podwalinie dębowej ułożonej na podmurówce z głazów narzutowych. Na zewnątrz i wewnątrz oszalowany pionowo deskami łączonymi na styk z listwowaniem, ściany nawy wzmocnione lisicami. Wewnątrz pozorne (drewniane) sklepienie lustrzane. Dachy dwuspadowe pokryte gontem - nad nawą i kruchtą równej wysokości, z wieżyczką na sygnaturkę na kalenicy, nad prezbiterium dach nieco niższy, zamknięty trójpołaciowo, nad zakrystią trójpołaciowy. Więźba dachowa stolcowa. W fasadzie dwukondygnacyjna kruchta-wieża zwieńczona trójkątnym szczytem. Otwory okienne prostokątne, wielokwaterowe, w tylnej ścianie prezbiterium okulus. Wewnątrz chór muzyczny wsparty na słupach, belka tęczowa z krucyfiksem z XIX w., ołtarze neobarokowe z 1. poł. XIX wieku. Wnętrze pokryte osiemnastowieczną polichromią, zrekonstruowaną podczas ostatniego remontu." - opis ze strony zabytek.pl
Pani Teresa spojrzała na mnie wymownie. Tam na Budzyniu chowali ludzi w czasie wojny- tak jej mama mówiła i „starzy” ze wsi. A tu to mówili ,że to cmentarz epidemiczny. Może chowali tam tych ok 1600 ludzi co morowe powietrze zabiło w Bobrownikach w XVIII wieku ? nie wiadomo. Na mapach z XVIII wieku nie ma wzmiankowanego i lokowanego tam cmentarza. Pojawia się na mapach z 1908 roku. Można zatem przyjąć, że powstał między XIX a XX wiekiem. Choć może się mylę.
Poranek dzisiejszy po wczorajszych wojażach delegacyjnych już mnie uspokoił. Słońce z wolna wstaje odsłaniając piękny pejzaż Puław i okolicznych terenów w drodze do Dęblina – do pracy.. Podjąłem myśl, że w końcu jestem gotowy odwiedzić to miejsce. Stary cmentarz jak mówią na niego w Bobrownikach. I niech tak zostanie.
Czasu niewiele mam a droga z Gołębia to mówiąc łagodnie miejscami tor przeszkód i odcinki specjalne dla zawieszenia auta. Mijał łąki bonowskie, mój ukochany Wieprz lekko parujący z rana. Most, kościół w Bobrownikach, apteka i Nepomucen. Pomyśleć, że przy kościele w murach jego obronnych były wieże obronne , została ta z dzwonnicą. Mury kościelne pobielone ,ale pamiętają burzliwą historię tych miejsc. W stronę Podwierzbia ruszyłem wiedząc, że ciut zbaczam.
Chciałem ten renesans lubelski zwany kiedyś kazimierskim zobaczyć w blasku wchodzącego słońca. Wyglądał majestatycznie choć to nie jego front. Zawracam do Nepomucena i widzę drogę polną przy nowych domostwach, gdzie w oddali widać zieleń lasów i łąk. Droga polana jak to polna przy polach ornych i łąkach z drugiej strony. Na wprost las. Nawet latarnie są , kończąc się na ostatnim domostwie. Piękny ranek, ale czuję niepokój wiedząc, gdzie jadę. Dojeżdżam na miejsce. Wycięte w lasku sosnowym. Widać zabudowania byłego miasta Bobrownik. Po lewej zabudowania za laskiem , droga polna wije się dalej i rozgałęzia na nie znane mi kierunki. Pewnie gdzieś prowadzą – mają swój cel. Gaszę samochód. Odbija się blask słońca wychodzący ponad zagajnika o srebrny lakier samochodu. Cisza w sercu. Ptactwo kwili, kłębi się w koronach sosen , wisi nad polami bobrownickimi. Za plecami mam cmentarz. Czuję jego obecność. Nie pamiętam bym miał takie uczucie przejęcia , że ściska w gardle i nogi wolno się toczą jakby nie chciały zbyt szybko wejść do nekropolii. Czarna furtka stalowa, odbezpieczam skobel i wchodzę na teren uświęcony. Kaszkiet z głowy, krótka modlitwa na tej ziemi , ziemi uświęconej.
Przeglądałem zdjęcia z 2011 roku z Internetu to trochę się zmieniło. Stoi przykuwający uwagę głaz narzutowy z poświęceniem dla naszych żołnierzy z symbolem Polska Walcząca tuż przy mogile żołnierza 15 pp „Wilków” podporucznika Feliksa Tymoszczuka. A płytka stalowa z opisem Eugeniusz Radoń leży już pod krzyżem stalowym a na nim są zamieszczone na mosiężnych płytkach informacje o żołnierzach.
Jest i mogiła 5 mieszkańców wsi Bobrowniki zamordowanych w 1945 roku. Opiekunem jest SP w Niwie Babickiej. W 2011 roku jeszcze był skromny biały krzyż i stara płyta nagrobna z 4 filarami. Dziś to już nowoczesna płyta nagrobna.
Krzyże często bezimienne potęgują narastającego we mnie smutku i przeświadczenie że wiele tych śmierci było niepotrzebnych i pożoga wojny zabrała je z ziemskiego padołu. Miejsca pamięci narodowej przeplatają się z miejscem pochówku mieszkańców. Leżą razem w zgodzie i milczeniu. Wiele pomników i krzyży już nie mają tablic informacyjnych. Na niektórych pada data 1919. Przechodzą mnie emocje z tego miejsca. Bardzo mocno czuję jego aurę. Nie boję się ale czuję podświadomie tą przytłaczającą żałość, smutek ,śmierć. Myślę, że tak oddalony od byłego miasta jest ten cmentarz to może chowano też ludzi chorych tu by nie przynosić zarazy do miasta. Czuję mimo ciepłych promieni słońca chłód tego miejsca. Po raz pierwszy. Przeszywający chłód. Uczucia które nie miałem na żadnym cmentarzu. Uczucie niepokoju mnie ogarnęło i to narastające i potęgujące. Na pewno to miejsce nie chowa pod całunem uświęconej ziemi tylko te widoczne groby. Tak czuję …Zegarek nie okłamuje, czas na mnie. Ostatnie spojrzenie, modlitwa za dusze tu cierpiące może ?. i ta cisza tylko przeplatana niekiedy świergotem ptaków i budzącym się byłym miastem Bobrowniki do życia.
Jak matuszka natura nas czyli świat stworzyła byśmy widzieli i wiedzieli po co na nim jesteśmy. Byśmy mieli jasne cele , byśmy kierowali swym owocem życia jak najlepiej i najbogaciej – byśmy mieli pełną świadomość naszego bycia. Tego małego trybiku – nas - w całej machinie ziemskiego padała.
Pewnie trochę zaskoczenia? Nie szkodzi ….. Musiałem wstęp poczynić by móc bezpruderyjnie uderzyć w struny mi bardzo kochane – czyli naturę. Pisałem wcześniej, nie jestem stąd i dla mnie te tereny pod względem kulturowym, historycznym, przyrodniczym cały czas odkrywają swoje tajemnice. Kiedyś taki nie byłem- kochałem przyrodę, łowiłem ryby, łaziłem po lasach, polach, łąkach, ugorach szukając ukojenie i synergii z matuszką naturą. Często się udawało i stan błogości przeszywał mnie na wskroś.
Tu w Lubelskim a dokładniej w powiecie Puławskim. Tu jezior mało (mniej)- głównie ze starorzeczy -Tu króluje Pani Wisła i Pan Wieprz. O Wiśle nie raz mówiłem i pisałem a o Wieprzu tylko wyjaśniłem skąd jest nazwa Wieprz tej rzeki i opisałem jego most przy Dęblinie. Wspominałem też o tym Skockim – cudownym.
303 km -jak nasz dywizjon w Anglii, 303 km rzeki, która tu mogę śmiało powiedzieć jest najpiękniejszą jaką znam, w której się kąpałem, w której łowiłem ryby, przy której siedziałem nocki przy ognisku a jej szum, bochot, koił nerwy i odpowiadał na moje potrzeby egzystencjalne. Jakże ta rzeka jest popularna wśród kajakarzy, żaglówek czy łódek, jakże unikalna jest to rzeka dla ornitologów, botaników, ichtiologów, przyrodników, rolników, globtrekerów, wędkarzy i w końcu tych co chcą odpocząć przy naturze i w naturze. Zaczyna pod Tomaszowem i przez Roztocze , omija szerokim łukiem Lublin przy Łęcznej, przy Lubartowie, zakręca przy Kocku by już prawie linii prostej ( heeheheh) koło Baranowa, Osmolic, Kośmina by ujść właśnie w Dęblinie.
A tak nie było kiedyś. Kilka wieków temu Wieprz uchodził do Wisły na wysokości Stężycy czyli dobrych kilka kilometrów od teraźniejszego miejsca .Panienka Wisła jak to każda kobieta zmienną jest – i zmieniła co nieco swoje koryto. Jedni się cieszyli, że mają dostęp do spławnej rzeki i mogą uruchomić handel, czy zająć się rybołówstwem a inni płakali i mocno zastanawiali się mając tylko starorzecza jak przeżyć. I tak wielkie majątki włościan stawały się marginalne i stracili na znaczeniu by inni mogli się wybić na kanwie hierarchii społecznej.
Jej prawy dopływ - Wieprz zawsze przy niej był i jest. Co sekundę zasila ją swoją miłością i czułością. Uścisk ten jest w Dęblinie zaraz ( no może 300 m) od mostu kolejowego na Wiśle w stronę Borowej.
To co 303 km wcześniej się zaczęło się kończy -kończy się w Dęblinie przy byłej przystani kajakowej . Piękniejszego finału bym sobie nie wymarzył. Dwie naturalne i nieuregulowane rzeki od wieków się uzupełniają choćby w rybostan, zasilają pola, łąki, stają się ostoją dla niezliczonej liczby zwierząt dla niespotykanej liczby roślin i drzew….
A to nad nimi w tym rejonie jest dalej kultywowany wypas koni na przybrzeżnych łąkach. Jak rankiem przy rześkim i już gryzącą w nos z zimna mgłą słychać w Skokach parskanie wierzchowców i klaczy ze źrebakami. Gdzie bladym świtem w nieśmiałej poświacie Słońca widać ich kontury z wolna przechadzające się po zroszonych łąkach. To niezliczona ilość dawniej młynów napędzanych jego wodami, to niespotykany ekosystem fauny i flory mający swoje miejsce w parkach krajobrazowych – Nadwieprzański. To w końcu niczym droga górska wije się niczym wąż wśród przyrody lubelskiej. To także niemy świadek działań wojennych. Podczas wojny polsko-bolszewickiej w rejonie Wieprza skoncentrowane były siły 4 Armii gotujące się do Bitwy Warszawskiej. We wrześniu 1939 rozegrała się nad Wieprzem jedna z większych bitew kampanii wrześniowej – kilkudniowe walki pod Tomaszowem.
I czyj jest ten Wieprz ? Tych co się na ich terenach rodził ? Czy tych co u nich uchodzi do Wisły? Czy może tych co zasila stawy rybne w okolicach Kocka? A może tych co rozwinęli biznes kajakowy i rejon Baranów – Kośmin jest ich ? Czy może tego starszego pana co siedzi nad jego brzegami w miejscowości Nieciecz i próbuje złapać rybkę na obiad? Czy jednak tych co w byłym mieście Łysobyki ( Jeziorzany) wypasają sobie i sąsiadom krowy przy rozlewiskach? Czy może byłym ośrodku kalwinizmu w Polsce – Lubartowie , gdzie z pałacu Sanguszków wychodzą pięknie ukwiecone drogi nad Wieprza?!
Nie ma jednej odpowiedzi – jest do Wszystkich i Wszyscy powinniśmy o niego dbać.
Niestety my ludzie i stworzone przez nas zakłady, fabryki ,pola uprawne skutecznie niszczymy tą rzekę. Kilka smutnych faktów poniżej :
"Na przykład z Krasnegostawu odprowadzanych jest 698,1 tys. m3 /rok ścieków komunalnych oraz 366 tys. m3 /rok ścieków z mleczarni, z Lubartowa 1031,5 tys. m3 /rok ścieków komunalnych, a także ścieki z zakładów garbarskich. Do Wieprza trafiają ścieki przemysłowe z Zakładów Tłuszczowych „Bolmar” (805,8 tys. m3 /rok), Agros-Milejow (612,4 tys. m3 /rok), Cukrowni Krasnystaw (268,6 tys. m3 /rok) i Cukrowni Klemensów (235,1 tys. m3 /rok). W zlewni Wieprza położone są miasta: Lublin, Zamość, Świdnik, Kock, Radzyń Podlaski, Rejowiec i Ostrów Lubelski, z których ścieki odprowadzane są do dopływów Wieprza. I tak ścieki z Lublina trafiają do Bystrzycy (30 677,3 tys. m3 /rok), z Zamościa do Łabuńki Charakterystyka geochemiczna wód rzeki Wieprz 53 (4 438,7 m3 /rok), ze Świdnika do Mełgiewki (w tym 701,4 tys. m 3 /rok z WSK PZL-Świdnik), z Kocka i Ostrowia Lubelskiego do Tyśmienicy, a do rzeki Świnki odprowadzane są ścieki z KWK „Bogdanka” (4 892 tys. m3 /rok) oraz Łęcznej (781,7 tys. m3 /rok) (Roguska 2007)." *
Pokażmy, że umiemy tylko truć i zabijać tej rzeki, ale aktywnie bronimy ją przed dalszą degradacją. Zgłaszajmy wszystko co nienaturalne ( zmiana koloru, martwe ryby, piana na powierzchni , zapach,…)
Wracając do moich przemyśleń z początku to cieszę się bardzo całym sobą, że jestem tu teraz i mogę być częścią tego ekosystemu, napawać się widokiem, uwiecznić na zdjęciu…… Dajcie szansę naturze a ona na pewno okryje Ciebie płaszczem miłości i czułości….
Dziś Wieprz przy Niebrzegowie i jego starorzeczu. Poranek zimny i rześki. Misterium!
Zdjęcia własne. Przemyślenia też.
*Izabela BOJAKOWSKA, Tomasz GLIWICZ, Olimpia KOZŁOWSKA, Joanna SZYBORSKA-KASZYCKA Państwowy Instytut Geologiczny – Państwowy Instytut Badawczy, Warszawa CHARAKTERYSTYKA GEOCHEMICZNA WÓD RZEKI WIEPRZ
Modrzyce, Młynków, Młynki - Dęblin.
Tereny przywiślane są cały czas narażone na działanie rzeki. Często to były te tragiczne , gdzie żywioł zabierał i dobytek i życie. Pochłaniał całe domostwa , całe wsie czy nawet miasta. Z drugiej strony Wisła cały czas żyje w stanie dzikim i często daje o sobie znać. Z drugiej strony dawała ogromne możliwości rozwoju i nagłą majętność mieszkańców czy to włościan czy mieszczan. Zmiany jej koryta odnotowane są i w XVI i XVII wieku ,lecz dla pobliskiej Stężycy połowa XVIII była gwoździem do trumny tego jakże dobrze prosperującego wiślanego Miasta.
Dziś wydaje się ,że płynie leniwie i ospale. Płytka idealna dla sportów wodnych a nie żeglugi nie mówiąc o tej handlowej. Ta senność i błogość dzisiejszej Wisła wyzwoliła u mnie potrzebę odwiedzenia jej w Dęblinie. Modrzyce i Młynków oraz Młynki/
Historycznie królewska wieś Modrzyce jest stara- bo z XV wieku. Powstała ona terenie lasu modrzewiowego. 27.VII.1440 roku nadana została przez króla Władysława zwanego Warneńczykiem właścicielowi Dęblina Grotowi z Janowic (Odrowąż), kasztelanowi małogojskiemu. W XVI wieku posiadała areału około 285 morgów ( morga ok-0,56 ha). W 1799 roku należała do klucza dęblińskiego i posiadała 7 włościan zwolnionych od obowiązku pańszczyzny ( płacili czynsz do dworu) 40 włościan pańszczyźnianych. Był także i kowal i kilku przewoźników. Istniała wtenczas żupa solna co znacznie podnosiło rangę tej miejscowości. Tu pewnie stały wieże i warzelnie soli. Do niej spławiano tzw rum solny z Wieliczki i Bochni. W latach 30 -tych XIX wieku po nabyciu 4 morgów od księżnej Pauliny Jabłonowskiej przystąpiono do budowy Magazynu Solnego. W tym samym wieku (1840 r) przechodzi na własność namiestnika generała feldmarszałka Iwana Hrabi Paskiewicza – opublikowano to w tomie 43 Dziennika Praw Królewa Polskiego. Spis Ogilby ( 1840/41 r przed zniesieniem pańszczyzny) mówił, że wieś Modrzyce posiadała 601 morgów a także odwiedzony przeze mnie Młynków 19 morgów. Wieś Modrzycie miała dużą ulicę o powierzchni 22 morgów , zamieszkiwało ją 36 włościan, a średni areał na włościan to 16 morgów. Zaś Młynków był pustym placem przy Wiśle. W 1844 roku zajęto pod obszar Twierdzy Dęblin grunty wsi Modrzyce oraz niektóre grunty wsi Dęblin. Mieszkańców Modrzyc przesiedlono do utworzonej w 1844 roku wsi Rycice, powstałej na gruntach donacji Paskiewicza. Dalsza historia tego miejsca to już historia Twierdzy Dęblin. W teraźniejszym Dęblinie pozostała nazwa ulicy Modrzycka zaś Młynków jako dzielnica.
Dzisiaj odwiedziłem i Młynków i Młynki. Bajeczna sceneria wiślanego świtu wśród lasu na Młynkach była przeżyciem bajecznym. Kierując się wzdłuż łachy przy domostwach odnosiłem wrażenie ,że tu czas się zatrzymał. Mocno tonował ten stan praktyczny brak już zabudowań drewnianych tylko nowe często luksusowe domy świadczą o nastaniu nowych czasów. Pozostawiam łachę i Młynki za sobą – wracam na Młynków by tu zaciągnąć się wiślanym porannym powietrzem. By tu usłyszeć skrzekot mew i innego wiślanego ptactwa. Tu już placu nie ma pustego jak 200 lat temu. Tu piękna architektura drewniana ma się bardzo dobrze. Sielsko i spokojnie jest na tej dzielnicy. Ścieżki rowerowe wałem i te dla pieszych zachęcają na aktywny wypoczynek. Schodzę w dół do Wisły. Tu dopiero uderza mnie ta cudowność wiślanego świata. Łodzie wyciągnięte na brzeg i zabezpieczone linami przed odpływem. Ogromne wierzby i ten bezkres rzeki z jej odnogą. Teraz taka płytka i mało spławna. Aż trudno uwierzyć, żer tędy pływały statki wywożące setki łaszt zboża ( łaszta - około 3000- 3800 litrów) i przywozu śledzi. Zupełnie z boku bliska Modrzyc - Stężyca ( byłe miasto królewskie – 2 razy lokowane) była jednym z najważniejszym w wieku XVI i XVII portów śródlądowych i jednym z najważniejszych graczy w obrocie zbożem i śledziami.
Jedyne co łamie ten piękny obraz poranka przy Wiśle to śmiecie. Głównie puszki i butelki po złocistym napoju ale i mocniejszym oktanie. Są wszędzie. Jakoś nie przekonany jestem do końca ,ze to wędkarze tak śmiecą bo oni ( nie wszyscy niestety) kodeks wędkarza i nie śmiecą a wręcz odwrotnie. Myłsę,że to miejscowi i ci co podróżują wałem rowerowo bądź pieszo. Ale nikogo nie oskarżam przeca , jeno głośno myślę. Ile mogłem tyle pozbierałem owego „dobrodziejstwa” w jedno miejsce. Czas na mnie. Zostawiam Wisłę, łodzie, mosty widoczne, a na tym drogowym ruch spory. Budzi się dzień, budzi się Dęblin. Czas do pracy…
Zdjęcia własne. Opis na podstawie K.Kurzyp - "Dęblin Szkice z dziejów miejscowości i okolicy"
Wieprz ten Skocki - najpiękniejszy!.
Dla mnie cudowne miejsce. Dziś sam przy poranku, lekko pochmurnym i chłodnym - znaczy rześkim. To tu ładuję akumulatory przed pracą dziś. A ładują się szybko. Potęgują to ptaki, które wiedząc i chyba wiedząc mnie zaczynają ze zdwojoną mocą ćwierkać i podnosić larum. Słyszę sygnałówkę - Pobudka na Twierdzy. Ach jak ja lubię tą trąbkę. Na wprost czubek wieży wodnej na "Lotnisku".
Lotniskowa wieża ciśnień w Dęblinie to jeden z zabytków techniki, który jest ściśle związany z historią Szkoły Orląt. Usytuowana na terenie 41. Bazy Lotnictwa Szkolnego, wieża jest od lat wyłączona z użytkowania.Wieża została zaprojektowana i zbudowana specjalnie na potrzeby powstającej tu od początku lat 20 tych XX wieku szkoły lotniczej. Najprawdopodobniej powstała w 1922 r. umożliwiając zaopatrzenie całego terenu w wodę. Obiekt ten pojawia się często we wspomnieniach pilotów jako punkt orientacyjny. Na jej szczycie była zamontowana dużej mocy lampa szlakowa, pomocna podczas nawigacji nocą.
Po prawo droga na łąkach wieprzańskich na Masów i starorzecze Wiperza. Zobaczcie na mapę z 1944 roku jak przy samej miejscowości Skoki było wybrzuszenie Wieprza w stronę miejscowości. Teraz to już tereny susze i zagospodarowane choćby rolniczo. Ślad jest widoczny jak odpalimy google maps i przejdziemy na tryb satelitarny. Tak ten Wieprz mocno kręcił i często z Wisłą zmieniał koryto w przeszłości. Czyniąc miejscowości przy nich albo byłymi i zatopionymi albo tymi co miały szanse na swój rozwój poprzez dostęp do rzeki. Stężyca pierwotna , Kudłów i wiele innych zostało pochłoniętych przez te rzeki albo nagminnie podmywane i zalewane jak choćby Jaroszyn, Puławy, Bochotnica czy właśnie Skoki. Teraz są wały i to niekiedy podwójne jak choćby na Wiśle , gdzie sama droga stanowi drugi wał -801- Dęblin- Puławy.
Na Wieprzu także pobudowano wały by nie zalewały miejscowości. W sposób trwały zmieniły krajobraz przywieprzański. Kępa wierzbowa Stocka stała się przeszłością, a było to miejsce spotkań , wypoczynku, zabaw mieszkańców. Kępa także została wycięta w Niebrzegowie na rzecz boiska przy remizie.
A Wieprz przecież służył nie tylko rybakom, mieszkańcom do ich codziennej bytności lecz służył i zwierzętom - koniom i bydłu. Tu przy Skokach jest zrobione łagodne zejście do lustra wody - wodopój dla wypasanych na łąkach przywieprzańskich . Wypatrywałem czy po drogiej stronie nie ma śladów przejścia - bród. Czy te betonowo - kamienne resztki były kiedyś główką na Wieprzu ? coś umacniały?
Tli się w dole jeszcze przy Wieprzu. Dym swobodnie i leniwie cięgnie się smugą po łąkach. Coś wypalano chyba a może to wędkarze po nocy pozostawili po sobie tą pamiątkę? I tak dopełnił się świt nad nim - nad Wiperzem. Dla mnie najpiękniejszej rzeki na świecie. A ten przy Skokach to już wręcz mistyczny. Pozostawiam Państwa z nim i mapami jak kiedyś wił się po okolicy i jak często zmieniał swoje oblicze.
Zdjęcia wieży ciśnień w 41. Bazie - internet , pozostałe - własne.
Narracja związana z wieżą w 41 Bazie wraz z recytacją z biuletynu POD DOBRYMI SKRZYDŁAMI - 4/2018.