• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Najnowsze wpisy, strona 25

< 1 2 ... 24 25 26 27 28 ... 40 41 >

Historia lokalna - Mogiła zroszona łzami...

Kleszczówka.

 

Dziś pada deszcz, dość chłodno. Pochmurno i ponuro. Las szumi złowrogo. Liście brzozy szeleszczą wymownie. Staw już mi znany, dziś jakiś inny , stalowy, szary, posępny. W oddali żółci się wraz ze wstążkami krzyż przydrożny. Ten stalowy. On już wie i ja wiem. Idę do niego , droga podmokła , kałuże zewsząd. W rowie przy stawie pełno wody, wierzba siwa po prawo a dalej za nią widać dachy drewnianych domów. Gdzieś szczekają psy, ściana lasu przede mną. Dochodzę do krzyża , kłaniam się i wkraczam w dzisiejszą podróż. Smutną i pełną historycznego cierpienia.

 

 

Droga na Krasnogliny leśna. Stare sosny pewnie ponad 200 letnie wymieszane z młodnikiem, podmokły teren po prawo. Ptactwo słychać , choć nadaje ton kukułka. Jej kukanie miarowo rysuje mi każdy krok na ten piaszczystej drodze. Zalanej łzami , łzami z nieba. Świat przyrody wokół , cudownie zielone liście, trawy złamane żółcią jaskrów i glistnika. Żywo zielone jagodziany wraz z trawami i mchem stanowią bardzo wymowny gradient leśnego poszycia. Orzechówka ( chyba) spłoszona odfrunęła w głębię lasu. Mijam co chwilę te stare sosny. Strasznie mnie interesują i frapują.

 

 

Są tu już od dawna. Swoje widziały. Deszcz się nasila. To nic i tak mam już buty mokre. Czuję wewnętrzne napięcie i niepokój. Droga się dłuży a las coraz bardziej mnie otacza i okala. Normalnie byłbym szczęśliwy z tego powodu. Nie dziś. Wiem gdzie idę wiem po czym stąpam. Już niedaleko. Deszcz coraz wyraźniejszy, policzki napływają kroplami z nieba ale czy na pewno tylko z nieba?

 

 

Czuję znów ten wewnętrzny niepokój. Rozwidnia się w lesie. Przecinka? Nie. Krzyżówka leśnych dróg. Znaczek niebieskiego szlaku rowerowego. Widzę ją. Dzisiaj postanowiłem odwiedzić miejsce zapomniane ciut przez historię tą okrutną lat wojennych. Tej drugiej wojny i hekatomby w pobliskim Dęblinie jeńców. Lekka górka a na nią padające wyjrzałe zza chmur na chwilę słońce. Dziwny snop światła , blask akurat na tą mogiłę. Zdejmuję czapkę. Czuję i wiem gdzie jestem. Klękam na przy niej i odmawiam modlitwę w skupieniu za tych tu pochowanych w masowym grobie- mogile. Trzy krzyże.

 

 

Drewniany nowy wbity na czole mogiły , ogrodzenie w nim usypany kopczyk , sztuczne kwiaty i stalowy krzyż. Oparty pierwotny duży zmurszały krzyż. W Sumie obalony przy ogrodzeniu mogiły. Kiedyś leżał wymownie przy drzewie. Zbutwiały. Wywołuje u mnie duże emocje i wielki smutek i żal. Wyrysowane na połamanej figurce Jezusa cierpienie. Jego niekompletność tak wymowna , tak mocno wymowna….Ból , żałość, przelana krew, bestialski mord oprawców niemieckich na jeńcach radzieckich w 1941 roku. 

 

 

 

Staniemy na chwilę by opowiedzieć szerzej o tych terenach w czasie II Wojny Światowej w świetle jeńców radzieckich ( i nie tylko ).

Pan Paweł Kosiński z fundacji -  Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży w sposób esencjonalny napisał o miejscu martyrologii i hekatomby dziesiątków tysięcy więźniów radzieckich ( i nie tylko) w Dębinie i okolicach.  Pozwolę, że zacytuję tylko fragmenty:

 

„

Pierwsi jeńcy wojenni pojawili się w obozie utworzonym na terenie twierdzy dęblińskiej już w październiku 1939 r. Byli to żołnierze rozbitej pod Kockiem Grupy Operacyjnej Polesie (Kock). W latach 1940-1941 w twierdzy przebywała grupa Francuzów, Holendrów, Luksemburczyków i Belgów wziętych do niewoli na froncie zachodnim. 

W lipcu 1941 r. powstał Stalag 307, mieszczący się w Cytadeli, Forcie VII i na stokach Reduty Balonna. Przez pierwsze dwa lata istnienia przebywało w nim rotacyjnie ok. 200 tys. radzieckich jeńców wojennych. Przez cały czas istnienia obozu działała tajna organizacja jeniecka, dysponująca nawet radiostacją. Poza tym w okolicach lasów parczewskich, kockich i okrzejskich działał oddział partyzancki „Serafina”, którego podstawowym zadaniem była pomoc jeńcom uciekającym z obozu. 

 

Stalag 307 - zdjęcie ze strony zajezierze.fora.pl

 

 

Była jednakże i druga strona medalu: celem funkcjonującej w obozie komórki Abwehry o kryptonimie „Zeppelin” było wyławianie osób skłonnych do kolaboracji. 

Na przełomie września i października 1943 r. stalag opróżniono z jeńców radzieckich (nieliczni pozostali pełnili służbę pomocniczą). Ich miejsce zajęło ok. 16 tys. internowanych oficerów włoskich tzw. Armata Italiana in Russia (przeważnie z piechoty, w tym jednostek alpejskich oraz lotnictwa, poza tym ponad 100 kapelanów. W lutym 1944 r. przemianowano na Oflag 77 który został wyzwolony 26 lipca 1944 r.

 

Poza wspomnianymi obozami na terenie twierdzy funkcjonował od października 1941 r. do kwietnia 1942 r. Stalag 237 (XVII D). Szacuje się, że na terenie dęblińskich obozów jenieckich zginęło około 80 tysięcy ludzi (w tym ok. 5000 Włochów) – większość została zamordowana albo umarła z głodu lub chorób .”

 

 

 

Tu mamy zarysowany  obraz masowej eksterminacji przez Niemców , gdzie choroby i straszny głód zabijał równie skutecznie jak strzał z broni. Podobno wycie jeńców z głodu i bólu  było słychać na kilka km. Nie mogę pojąć jak bestialstwo sięgnęło upodlenia i zezwierzęcenia przez Niemców. Nie jestem w stanie nawet spróbować tego sobie wyjaśnić. Nie tylko w tych wyżej opisanych miejscach w Dęblinie prowadzono masowe ludobójstwa. Także w okolicznych lasach i miejscowościach. Jedną z nich jest właśnie Kleczczówka ( kiedyś opisana przeze mnie). W lesie na rozstaju dróg jest mogiła do której dziś się udałem. Zadbana.

 

 

Ale są tuż obok kolejne świadectwa bestialstwa na jeńcach i nie tylko niemieckiego okupanta.  Blisko , góra kilka km dalej w lesie przy Krasnoglinach , na skraju tegoż lasu kolejna mogiła. Na kraju lasu z Zalesiu, czy w końcu przywołany Dęblin.

 

 

 To miejsce winno być na równi z Bełżcem , Majdankiem wpisany na miejsce wielkiej kaźni i umęczenia ludzi w czasie II Wojny Światowej. Pisałem nie raz o tym, Getto żydowskie, obóz katorżniczej pracy na Lipowej, obóz pracy w Stawach czy w końcu miejsce umęczenia ponad 80 000 ludzi –kompleks - Twierdza Dęblińska.

 

To tu w Kleszczówce w 1942 roku Niemieccy oprawcy zamordowali dziewięć osób bez mrugnięcia okiem w tym Polkę Aleksandrę Piątek, dwóch jeńców radzieckich  i sześciu wyznania Mojżeszowego .

 

I mam to wszystko w sobie i nie daję rady patrząc na tą mogiłę. Na ten krzyż, na tego Chrystusa. Tylko las taki tu przyjazny i ciepły. Tak czule tą zadbaną przez Zespół placówek oświatowych w Bobrownikach mogiłę otacza. W oddali słychać leśne ptactwo, pewnie tym duszom zamęczonym  zakatowanych śpiewają  by choć ciut ulżyć cierpieniom. Czuję żałość tych duszy tu jak i całym lesie. I te konwalie....

Wracam, modlę się jeszcze raz , kłaniam lekko. Deszcz się nasila, obmywając emocje – choć tylko tochę. I czy to deszcz czy łza pozostała na policzku tego już nie wiem…..

 

 

 

Zdjęcia własne.Treść na podstawie tablicy upamiętniającej, cytowanych źródeł oraz Koło Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Rykach.

 

 

22 maja 2019   Komentarze (4)
kleszczówka   historia   cmentarze  

Stęsknieni razem - Wieprz i ja.

 

 

Ciepły powiew porannego zefirku przywitał mnie otwierając drzwi samochodu. Ja wiedziałem ,że dziś jest dzień a w sumie poranek tak intymny dla i tak prywatny, ale nie spodziewałem się tego brzasku Wieprzańskiego.

 

 

Tak dawno nie widziany Wieprz , wiec po delegacjach z tęsknotą i wielkim przejęciem przed pracą ruszyłem na spotkanie z nim. Zjeżdżam z wału w Skokach, mgła unosi się nad łąkami nadwieprzańskimi a sam on tak cudownie wije się wśród tych łąk. Ruszam dalej …tam pod Masów tam hen hen . Droga wiedzie mnie i wije się zmoczona w ostatnio padających deszczach. Mijam miejsce gdzie byłem kiedyś, jadę dalej. Widzę tą mistycznie piękną przyrodę tego miejsca, widzę rosę na trawach , turzycach , na tych jeszcze niepowstałych żółtych jaskrach. Gaszę silnik nie mogąc doczekać się tego fizycznego i realnego spotkania z tą naturą ! Tą nie do skopiowania ! tą jedyną , majestatyczną, piękną. Otwieram drzwi i zalewa mnie ten świat nadwieprzański , otacza i pochłania.

 

 

 

Duże krople rosy niczym diamenty wiszą na porannych trawach i dmuchawce nimi zmoczone czekają na słońce. Kwiecia jaskrów żółtych tak intensywnie pięknie nadają ton tej diamentowej zieleni łąk. Szczaw kobyli kępami obsiadł te tereny zalewowe Wieprza. Gdzieś przebija  się piękny błękit niezapominajek błotnych tak skromnych ale jakże pięknych w błękicie. Nad nimi górują „boże chlebki” czyli taszniki. Pamiętam jak te serduszka zjadało się na polach i łąkach. Teraz już dorosły i dojrzały się zrobił. Rzeżucha łąkowa i rzeżusznik już prawie przekwitłe tu w tym miejscu. Choć na łąkach przy ujściu Wieprza koło Borowej jeszcze tak się bieli ten rzeżusznik… Krwawnica już się pręży ale na razie tylko liście. I wybiła już mięta ,gdzie pięciornik ją zagłusza póki co. Koncert ptaków dziś był nie do opisania. Tak głośno i tak wyraźnie. Tak na powitanie , tak na zaczynający się dzień. Skowronki, żurawie, mewy i niezliczona ilość ptactwa mi nie znana  tu przy mnie, tu koło mnie dawały taki koncert , że uniesienie duchowe wisiało w powietrzu. Ta istna rzeka i potok ptasich melodii koił duszę, uspokajał i radował zarazem.

 

 

Nie mogę opisać tego co tam czułem. Do tego ten zapach mokrego ciepłego poranka nadwieprzańskiego. Zaciągałem się głęboko , delektując się każdym wdechem. Nie sposób pomylić tego zapachu z czymś innym. Taka mieszanka soczystych traw tak bujnych i tak zielonych dodaną nutą rzeki, ziemi tej nadwieprzańskiej a wszystko okraszone ledwo wyczuwalnym zapachem mięty. W blasku słońca łamały się w kroplach rosy historie tych ziem, tego miejsca. Tu wręcz słychać  tętent wypasanych koni od wieków będących nieodłącznym punktem w krajobrazie wieprzańskim. Tu tą soczystą trawę podgryzają nasze polskie łaciate a mają co. Ta pewnie stąd trawa najsmaczniejsza i jedyna w sowim rodzaju. Dziś nie widziałem oni koni ale krasul lecz na moje przybycie komitet powitalny był. Tak dawno tu nie byłem. Wieprz snuje się wartko. Gdzieś powstała wysepka a na niej krzykliwe mewy. Wzbiły się ku górze- trzy- jedna w dziobie miała uklejkę a dwie krzycząc na przemian jej towarzyszyły. Troszkę pozabierał brzegu przez ostatni wyższy stan wody, kępy traw i ziemi usuwają się delikatnie i wolno w stronę lustra wody. Niby nic się nie zmienił , płynie dalej tak majestatycznie , tan naturalnie i tak cicho i spokojnie. Ale dziś inny jakiś, piękniejszy!!!

 

 

Tak dawno nie byłem u Ciebie przyjacielu!! Wybacz!. Pewnie wybaczył ….  Jakieś 100 metrów po drugiej stronie przystanek rzeczny Masów. Łagodne zejście pewnie dla kajaków i łódek. Po mojej prawej w oddali na zakręcie naroże lasu. Tam wyszła klępa. W końcu w tym roku pierwszy raz widzę naturalnie łosia. Popatrzyła się w moją stronę. Czy była sama czy z łoszakiem nie wiem. Może się nie ocieliła jeszcze. Co za widok. Pasła się na tej skąpanej we mgle poranku łące. Nade mną koncert skowronka ! ba widzę go ! jest tuż nade mną – głośno się wita. W oddali widzę watahę dzików. Nigdy tu ich nie widziałem. One też przyszły mnie powitać? Chyba tak ! Zatrzymały się około o100 metrów ode mnie. Było ich 5 -6. Stanęły i patrzyliśmy na siebie. Miały inne plany do załatwienia na Masowie.

 

Przeprawa wpław watahy dzików

 

Weszły do rzeki i wpław ją przepłynęły. Złapałem telefon i marne zdjęcie poczyniłem. Na dowód ,że nie kłamię. Co za widok ! taki naturalny a taki dziwny w tych czasach. Rozglądam się na boki i wokoło wiedząc o zbliżającej się godzinie rozpoczęcia pracy. Wiem ,że na mnie już czas. Zaciągam się po raz kolejny tym nadwieprzańskim powietrzem. Słońce coraz milej grzeje. Już wsiadałem do auta , gdy jeszcze spóźniony z komitetu powitalnego zając przykicał w moją stronę. Tak to miejsce na mnie czekało ? Tak ja czekałem na to miejsce, że mam takie myśli? Nie wiem. Ruszam do pracy, naładowany po brzegi miłością do mateczki przyrody – tej nadwieprzańskiej, JEDYNEJ!

 

 

17 maja 2019   Komentarze (2)
filozofia   przyroda   Wieprz JA łąki  

Chwalcie łąki umajone...

Chwalcie łąki umajone....

 

 

Wybrzmiewa wieczorem przy kapliczkach maryjnych i krzyżach we Włostowicach i Parchatce. Miałem okazję i posłuchać i zobaczyć i uczestniczyć. Dziś Panience Najświętszej wyśpiewałem z rana. Tej z Borowej. Tej z początku wsi od strony Gołębia. Znajduje się na prywatnej posesji , gdzie o jakość trawy w sadzie dbają owce. 

Kapliczka skierowana w stronę wsi - być może w stronę Kaplicy. Odnowiona, ozdobiona, ukwiecona. Flagi łopocą na porannym wietrze. Murowana kapliczka z figurką Matki Bożej Licheńskiej z orłem białym i na sercu i różańcem. Zwieńczenie to stalowy krzyż z krucyfiksem. Inskrypcja :" Boże Błogosław Nam   1952".  Pięknie na wiosnę ale i nie tylko wtapia się w te jej łąki i już leciwe ogrodzenie zagonków tworzy piękny i taki nasz - Polski krajobraz wsi. Tej Wsi Lubelszczyzny.  W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku zaprzestano tradycji konduktu pogrzebowego w tym miejscu. Tu odbywało się ostatnie pożegnanie , po nim trumnę na furmance przewożono do kościoła w Gołębiu. Tyle można dowiedzieć się z atlasu - "Piękno kapliczek , figur i krzyży przydrożnych gmina Puławy" wydanej przez GBP w Górze Puławskiej w 2014 roku.

 

 

Dopowiedzieć można zasłyszanych kilka informacji. O kapliczkę także dba właściciel działki ,gdzie się znajduje. Kiedyś droga zjazdowa była dużo bliżej kapliczki , była bardzo stroma. Zdarzały się wypadki , gdzie wóz potrafił się przeważyć i runąć z nasypu. Postanowiono ,że będzie nowa droga zjazdowa. Nasyp jest oddalony od pierwotnego zjazdu i jest łagodniejszy.  W miejscu , gdzie stoi kapliczka kiedyś był drewniany krzyż.

Sama figurka ciekawa i z tych przeze mnie widzianych kapliczek Maryjnych jedyna zarejestrowana - Licheńska.

 

Kilka zdjęć przy kapliczce i z nią - piękno Borowej....

15 maja 2019   Komentarze (2)
wyznania religijne  

Chwalcie łąki umajone...

Włostowice godzina 19:50..

 

„Zebrali się przeto odprawiać nabożeństwo pod cmentarz, kaj obok bramy stojała mała kapliczka z figurą Matki Boskiej. Każdego maja przystrajały ją dziewczyny w papierowe wstęgi a korony wyzłacane i polnym kwieciem obrzucały, broniąc od zupełnej ruiny, gdyż kapliczka była odwieczna, spękana i w gruz się sypiąca, że nawet ptaki już się w niej nie gnieździły, a jeno niekiej, w czas słót jesiennych, pastuch jaki schronienia szukał. Smętarne drzewa, lipy staruchy, brzozy wysmukłe i te pogięte krzyże osłaniały ją nieco od burz zimowych i wichrów. [...] Kowal przyklęknął na przedzie, przed progiem, zarzuconym tulipanami a głogiem różowym, i pierwszy zaczął śpiewać. [...] Ostatnie stada do obór ściągały; od wsi, z pól, z miedz już nie dojrzanych buchały niekiedy jazgotliwe śpiewki pastusze i długie, przeciągłe poryki. Zaś naród śpiewał wpatrzony w jasną twarz Matki, co wyciągała błogosławiące ręce nad wszystkim światem: Dobranoc, wonna Lilija, dobranoc! 

 

Tak na początku minionego stulecia S. W. Reymont (Reymont 1953: 219-220). opisywał nabożeństwo majowe ku czci Matki Bożej we wsi Lipce. 

 

 

Dla katolików maj jest miesiącem szczególnej czci Matki Bożej; miesiącem, w którym wieczorne śpiewanie Litanii loretańskiej ożywia przydrożne kapliczki na trwałe wpisane w nasz rodzimy krajobraz.

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o nabożeństwach majowych, które od lat gromadzą wiernych na wspólnej modlitwie, tak w kościołach, jak przy kapliczkach i krzyżach przydrożnych. Treść nabożeństwa stanowi śpiew Litanii loretańskiej, modlitwa „Pod Twoją obronę” oraz pieśni maryjne. W kościołach obrzęd odprawiany jest przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, którym na zakończenie wierni otrzymują błogosławieństwo. Skąd wzięła się taka forma pobożności?

 

 

Nim nabożeństwo majowe zostało oficjalnie zatwierdzone przez papieża w wieku XIX, rozwijało się całe stulecia, w czym udział mieli czciciele Matki Bożej, którzy starali się upowszechniać maj jako miesiąc maryjny. Niektórzy mariolodzy początków nabożeństwa dopatrują się już w V w., kiedy to wierni Kościoła na Wschodzie odprawiali ceremonie przy figurach Matki Bożej, ozdabianych kwiatami. Wielkie zasługi w upowszechnianiu majowego kultu maryjnego położył żyjący w XIII w. król Hiszpanii, Alfons X. Monarcha w swych wierszach wzywał do szczególnego uwielbiania Maryi w maju, który to miesiąc, swoim pięknem, niejako sam skłania do tego wierzących. Z „Leksykonu kultury religijnej w Polsce” Mirosława Korolki dowiadujemy się, że nabożeństwo majowe powstało we Włoszech w kręgu jezuitów. Obrzęd ten, początkowo odprawiany w rzymskich kaplicach, trafił do kościołów zakonnych. Pod koniec XVIII w. nabożeństwo majowe znane było już we Francji i Hiszpanii, skąd zawędrowało do Niemiec i Austrii. Papież Pius VII formalnie zatwierdził je w 1815r. Po tym czasie nastąpił szybki rozwój nabożeństwa, które szeroko rozprzestrzeniło się również poza kontynentem europejskim.

W Polsce najdawniejsze udokumentowane źródłowo nabożeństwo majowe wprowadzili jezuici w pierwszej połowie XIX w. w Galicji. Niezwykłym zaangażowaniem w upowszechnianiu nowej formy pobożności wykazał się ks. Karol Antoniewicz. Kapłan ten wydał w 1850r. zbiór siedemnastu pieśni maryjnych, zatytułowany „Wianeczek majowy”, w którym znalazła się znana do dziś pieśń „Chwalcie łąki umajone”. Warto zatrzymać się chwilę nad tym tekstem, niewielkim objętościowo, ale jakże tętniącym radością uwielbienia Bożej Matki. Co więcej, pieśń jest w jakimś sensie zachwytem nad pięknem świata, podobnie jak w Hymnie św. Franciszka, który uwielbiał Boga przez Jego stworzenie. Śpiewający zwraca się do łąk umajonych, gór, dolin zielonych, źródeł i krętych strumyków, które wzywa, aby wspólnie z nim chwaliły „Panią świata”! Na koniec woła: „Wdzięcznym strumyki mruczeniem, / ptaszęta słodkim kwileniem, / I co czuje, i co żyje, niech z nami sławi Maryję!”

Lepiej zrozumiemy charakter modlitwy, jaką jest litania w ogóle, gdy odczytamy znaczenie słowa „litania”. Pochodzi ono z języka greckiego, w którym wyraz lite lub leitaneia oznacza prośbę, błaganie. Pierwotnie słowo „litania” było określeniem pochodu bądź procesji błagalnej; dzisiaj funkcjonuje już tylko jako nazwa modlitwy błagalnej, opartej na wyliczaniu próśb, po których – w zależności od osoby, do której są kierowane – wierni odpowiadają: „zmiłuj się nad nami”, „módl się za nami”, „wybaw nas, Panie”… Modlitwę zaczyna i kończy wezwanie do Boga z prośbą o miłosierdzie.

 

Litanie maryjne – istniało ich wiele – popularne były już w średniowieczu. Wywodzą się z najstarszej, pochodzącej z VI w. Litanii do wszystkich świętych. W 1601r. papież Klemens VIII zakazał układania nowych litanii i zatwierdził jedną, śpiewaną w Sanktuarium Domku Bożego w Loreto. Początkowo wezwań było więcej, niż dziś, np. „Mistrzyni pokory”, „Matko miłosierdzia”. W 1631r. zakazano dokładania nowych tytułów bez zatwierdzenia Rzymskiej Kongregacji Obrzędów. Wszystkie tytuły dodane po tym czasie, np. „Królowo różańca świętego” w 1675r., „Królowo pokoju” w 1917r. czy „Królowo rodziny” w 1995r. zostały zatwierdzone przez Stolicę Apostolską. W polskiej wersji Litanii poszczycić możemy się nazywaniem Matki Bożej Królową Polski. Tytuł ten, dodany w 1923r., po ustanowieniu trzeciomajowego święta NMP Królowej Polski, pierwotnie brzmiał „Królowo Polskiej Korony”; po II wojnie światowej został zmieniony na „Królowo Polski”. 

Zwróćmy uwagę, że litania, choć jest modlitwą błagalną, zawiera tylko jedną, ciągle powtarzaną prośbę do Matki Bożej: „módl się za nami”. Niektóre zwroty wskazują na rodzaj pomocy, której błagający oczekują, potrzebują bądź już jej doświadczyli: „Uzdrowienie chorych”, „Ucieczko grzesznych”, „Pocieszycielko strapionych”, „Wspomożenie wiernych” – módl się za nami. Określenia Maryi przyjmują różną postać, wszystkie zaś razem przepełnione są czcią, miłością i ufnością. Cóż to oznacza? Tak jak Różaniec nie polega na bezmyślnym odmawianiu „Zdrowaś Mario”, ale na rozmyślaniu nad tajemnicami życia Jezusa i Maryi, tak i tutaj bogactwo określeń stosowanych wobec Matki Boga skłania nas, abyśmy świadomie wymawiali te pełne czci tytuły, rozważając przy tym głębokie ich znaczenie.

Nazywamy Maryję Świętą, Matką, Panną, Królową. Wśród inwokacji znajdziemy kilka, które nazwać można metaforycznymi: „Zwierciadło sprawiedliwości”, „Stolico mądrości”, „Przybytku sławny pobożności”, „Różo duchowna”, „Wieżo z kości słoniowej”… - czy próbujemy zgłębiać sens ukryty w tych wezwaniach? Przyjrzyjmy się ostatniemu z wymienionych: wieża jest symbolem wychodzenia ponad przeciętność, wyrazem mocy, wznoszenia się do Boga. Bywa też symbolem dziewictwa. Kość słoniowa jest materiałem zdobniczym, niezwykle cennym, zbyt cennym, aby wznosić z niego budowle. Tak więc odniesienie do Maryi określenia „Wieżo z kości słoniowej” ukazuje wielką, niewyobrażalną wręcz wartość Jej w oczach Boga i ludzi.

 

Litania loretańska, znana w Polsce jak i całej Europie od XIX w., jest modlitwą ciągle żywą, znaną i niezwykle ważną, o czym świadczy choćby fakt przenikania jej do literatury. Wzruszający fragment powieści „Ogniem i mieczem” H. Sienkiewicza, wymownie ukazuje, że Litania do Matki Bożej bliska była sercu polskiego noblisty: „Wówczas na widok łuków i strzał wysypywanych z kołczanów pod nogi poznał i pan Podbipięta, że zbliża się godzina śmierci i rozpoczął litanię do Najświętszej Panny. – Uczyniło się cicho. Tłumy zatrzymały dech, oczekując co się stanie. – Pierwsza strzała świsnęła, gdy pan Longinus mówił: „Matko Odkupiciela!” – i obtarła mu skroń. – Druga strzała świsnęła, gdy pan Longinus mówił: „Panno wsławiona” – i utkwiła mu w ramieniu. – Słowa litanii zmieszały się ze świstem strzał. – I gdy pan Longinus powiedział „Gwiazdo zaranna” – już strzały tkwiły mu w ramionach, w boku, w nogach… (…) Potem, na wpół już z jękiem, powiedział pan Longinus: „Królowo Anielska” – i to były jego ostatnie słowa na ziemi. – Aniołowie niebiescy wzięli jego duszę i położyli ją jako perłę jasną u nóg „Królowej Anielskiej””

 

 

 

I tu na Włostowicach i Parchatce od 19 do 20 głównie Panie siedzą na ławeczkach i śpiewają i się modlą. A uszy moje są pełne miłości i cudowności do tradycji , do Wiary! Tak pięknie Jej Śpiewają a kto śpiewa to dwa razy się modli.

 

Zdjęcie własne, Parchatka i Włostowice. 

 

Cytowane z polskieradio.pl i pismofolkowe.pl

11 maja 2019   Dodaj komentarz
wyznania religijne   maj piesni  

Refleksja o miłości do Staruszki - Pana...

 

Kochać swoją małą ojczyznę tak bezgranicznie tak pięknie i tak oddanie może ten tylko co jej zawierzył, w niej żył w doli i niedoli. Kocha bezgranicznie nie oczekując nic w zamian. Ja często mam odczucia wielkiej empatii i miłości to Matuszki natury lecz to za mało. To przywiązanie , tradycja , Bóg, wiara, miłość oddanie kształtuje postawy w człowieku. Buduje w nim wielką więź do ziemi , bo ciężkiej roli, do codziennych często bardzo ciężkich obowiązków. To ta modlitwa wieczorna przy lampie naftowej czy świecy, to dotyk spracowanych dłoni matki i jej cichy szept na dobranoc, to ta wyprasowana koszula w niedzielę do kościoła. Nic tego nie jest w stanie wymazać ani zamazać w ludziach , którzy bezgranicznie pokochali swoją wieś, swoje miejsce na świecie. Najpiękniejsze , choć trudne, cudowne , choć wymagające....

 

 

Znam tak mało ludzi którzy kochają bezsprzecznie , bezinteresownie czystą miłością do swojej małej ojczyzny. Wsi. Bochotnicy. Wybitny i zasłużony regionalista, pasjonat historii regionu i nie tylko. Z zamiłowania także interesuje się żywo życiem codziennym i dawnym na wsiach, poeta , człowiek tak bogaty w słowo i wiedzę a przede wszystkim miłość d Bochotnicy jak mało kto ! Ba powiem więcej jak nikt kogo znam tak się jak Pan Edward Piwowarek nie wypowiada na łamach swoich książek o swojej ojczyźnie. Dziś oddaję i chylę czoło mistrzowi, którego los pozwolił mi poznać osobiście. Proszę przeczytajcie jak w pierwszych zdaniach nowej książki „Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana” opisuje swoją ukochaną....

 

 

 

 

„....Na dźwięk słowa Bochotnica ogarnia mnie podniecenie widzę przestrzeń moich marzeń doznaje olśnienia i przyspieszenia tętno .Oczy zachodzą mgłą , by po pewnym czasie poczuć spływające po policzkach niewymuszone przecież krople. Ożywają we mnie coraz to nowe widoki, widzę znajome wróble i dzikie Gołębie ,Sikorki ,Dzięcioły przylatujące zimą do okien i tłustych przysmaków . Wyobraźnia wraca do czasów dzieciństwa , jestem na łące cudownie kwitnącej pełnią kolorów tęczy , barwą która pachnie. Przeważa biel Rumianków z maleńkimi słoneczkami w środku ,pełno wiciokrzewów i dzikich Fiołków ,babki ,napastnicy , złotokapów, zakwitającej już białej i różowej koniczyny . Pełno też

 

 

 

 

Cieciorki i dzikiego groszku , wiechliny łupkowej .Wzbudziłaś we mnie głęboko ukryte obrazy ziemio mojego dzieciństwa , czasów pastuszkowych odbitów na piętrach i gry w „dwa ognie”. Ziemio, która i piasek złocisty ukryłaś pod powierzchnią swoją ,i pokłady gliny schowałaś Wąwozowych , a grube warstwy kamienia okryłaś różnoraką Drzewiną ,kamienia Bieluńskiego który zdobi fasady domów i kominki nowobogackich . Oj !!Ziemio ty, ziemio nasza pachnąca konwaliami poziomkami i malinami i grzybami . Ziemio radująca oczy wczesnym kwieciem kłujących tarnin ,błyszczących jeżyn i rubinowych Berberysów ,ziemio upalnych lipców i sierpniów ,śpiewanych Maryjnych Majów i tragicznych listopadów! Ziemio szkarłatnych Piwonii , odurzająca zapachem Czeremchy i Akacji ,ziemio pyszniących się Kalin, śmietankowych jaśminów i fioletowych bzów zanoszonych w każdym maju matce chrzestnej Zofii z okazji jej imienin ....

 

 

 

Wsiąkło w tę ziemię wiele gorzkich łez , nie mniej niewinnej krwi …. „

 

 

 

Zdjęcia. uchwycone przez mistrza złapania danej chwili w kadr. Genialny i wrażliwy fotograf - Robert Sołtan!!! Bochotnica i jej wąwozy!

 

11 maja 2019   Komentarze (1)
bochotnica   filozofia   Bochotnica Piwowarek Edward  

Historia lokalna - Łęka pomidorowa...

 

 

Kroję powoli. Już w maju smakują świetnie. Pomidory z Łęki. Tak z Łęki. Są najlepsze – choć zaraz po tych z przydomowej folii czy szklarni. W jednym ze sklepów w Puławach już kupuję i rozkoszuję się ich smakiem. Tak szanowni Państwo. Łęka znana! I to w tych czasach!

 

Bronowice ,skręcam przy sklepie. Tak bardzo dobrym sklepie. Sporo wytrawnych smakoszy przy nim i degustatorów zaopatrujących się w napitek pewnie. Dziś wolne, więc większość sklepów nieczynna – prócz tego. A naprzeciw sklepu obelisk upamiętniający Kościuszkę.Już bardzo zapomniany. Park i staw i miejsce gdzie był pałac , dziś szkoła. Zadbany, drzewa cudowne. Mijam go bo nie o nim tylko o niej. Łęka należała przez setki lat do dóbr Bronowickich i historię mają wspólną – to naturalne. Krzyż z 1850 roku wpatrzony w były pałac w parku bardzo mnie dotyka. Zatrzymuję się dłużej.

 

 

Prawie 170 lat!!!!!! Prosta jak strzała droga do niej do Łęki. Snuję się wolno , rozkoszuję widokiem. Widzę wał ale i kominy pewnie szklarni i tych pysznych pomidorów. Zieleń zatyka, staję przy wale. Kapliczka z 2002 roku – Maryjna – ozdobiona pięknymi wstążkami. Piękny widok , dwie tuje ją strzegą. Co za przewrotność , przecież tuje to krzew diabelski.... no ale takie tam zabobony może. Lecz trujący – to już nie ulega wątpliwości. Stawiam samochód. Udaję się za wał na rezerwat przyrody „Natura 2000” ciągnący się do Opatowic. Miejscowości jakże wymownej w nazwie – od opactwa – także średniowiecznej. Podziwiam, oczka wodne pstrzą się co chwila. Zachwycam się i napawam widokiem. Korowód rowerzystów i biegaczy z Jaroszyna i dalej G.Puławskiej krzepi. Muszę i ja tu się wybiegać. Jadę wzdłuż wału.

 

 

Pojawiają się domostwa i ta płaskość terenu. Drewniana zabudowa, cudowna , panie w chustach na głowie patrzą się na mnie trochę dziwnie. No gość już wysłużoną skodą oktawią trzyma komórkę i strzela zdjęcia. Dziwny jakiś- co tu robi i po co. A to przecież już XII wieczna miejscowość – jedna z najstarszych tu na ziemi Puławskiej. Tak mocno związana z Wisłą i jej wylewami i zmienami koryta. I przez lata zmieniała nazwę w 1457r Lląka, 1563 Ląka, 1529 Lanka, 1563 Ląka, 1569n. Łęka. Mało tego kiedyś była na wyspie i należała do szlachcica Regowskiego.

 

Następnie od XV wieku przeszła w przeszła na własność wielkiego rodu Firlejów, którzy byli właścicielami ważnych dla tych zziem Bronowic. 1787 r wieś liczyła 159 mieszkańców, w tym 4 Żydów a w 1827 wieś miała 20 domów i 160 mieszkańców. W 2011 roku miała 301 mieszkańców. Czyli nie za dużo i nie za mało. To teren wybitnie cudwny krajobrazowo , te wierzby , olszyny od Wisły robią niesamowite ważenie. Wieś czynnie brała udział w czasie okupacji w walce o wolną Polskę. Nauczała potajemnie języka, miała silny ruch oporu. Za to niemiecki okupant powiesił wielu mieszkańców oraz rozstrzeliwał uczących nauczycieli - bohaterów walczących o wolność ojczyzny. Naród pamiętał im to stawiając im pamiątkę czci i poświęcenia – kapliczkę. Jest ich kilka , i ta z 1913 roku opisywana przeze mnie. W czasie II WŚ wieś została prawie doszczętnie zniszczona. Dlatego ważną jej częścią była wiara w lepsze jutro i modlitwa do Boga. A z tym bywało różnie. Kiedyś , kiedyś płacono dziesięciny na i Pana i Stwórcę. I dla Łęki i Bronowic nie był to temat tak oczywisty. Proszę poczytać ….

 

 

Ach te batalie z Firlejami o płacenie dziesięciny. Ale nie oni pierwsi tylko dziedzic Michał Bronowski już w 1577 roku zaczął przegraną batalię z klasztorem świętokrzyskim o dziesięciny. Wspomniany Krzysztof Firlej w 1634 roku jako właściciel Bronowic i Łęki płaci po przegrywa proces z zakonem i 3 lata później płaci 300 zp odszkodowania . Za co ? Za zabranie od 10 lat dziesięciny z Bronowic i Łęki. Od tego czasu jako już posłusznie płaci w gotówce dziesięciny. Ale nie na długo bo już waśnie 1641 czy 1643 roku trwają między Bornowskim a zakonem świętokrzyskim. By znów pokornie głowę schylić i czapkę zacisnąć i płacić na Święty Krzyż. Wylewy Wisły powodują z kwoty 300 zp zmniejszyć do 240 zp. Robi to niedawny nowy właściciel Bronowic i Łęki Stanisław Witowski, kasztelan sandomierski, starosta lubelski i zwoleński – a miało to miejsce w 1655 roku. I znów nowi właściciele Bronowic i Łęki Polanowscy uchylają się od płacenia. Co dla Michała Polanowskiego w 1712 roku kończy się rzuceniem przez bp Kazimierza lubieńskiego ekskomuniki. To zawsze działa ! Działało też w XI wieku w konlikcie między Henrykiem IV a papieżem Grzegorzem VII. Zadziała i tym razem. Skruszony Michał sakiewkę na klasztor otworzył i zaległościami opłacił. Taki to był los dziedzica , który był albo zbyt zachłanny na 1/10 swojej ekonomii albo nie widział szerszego uzasadnienia płacić na ten klasztor – świętokrzyski.

 

 

Mijam studnię jedną, drugą, dom murowany przelata się z drewnianym. To piękny widok ,słychać wręcz szum Wisły. Droga , no cóż ma wybrakowania ale nie narzekam. Pani się przy nowej pięknej remizie OSP patrzy a mnie pytająco. Zatrzymuję się. Pani zmieszana. Pytam o to i owo. Oczy jej błysnęły iskrą, uśmiech na ustach. Opowiadała i o tej kapliczce co konie Panią dworu powiozły i tą maryjną i tą dalej na Opatkowice. I o tym jak tu szła robota tego mostu kolejowego przez Wisłę. Słuchałem i słuchałem i zostawiam to dla siebie.....

 

 

Warto spotkać taką Panią.... dalej to strategiczna doga i na Wisłę na pontonowy most koleowy i drogowy... już historycznie oczywiście. Staję na końcu drogi widzę naprzeciw brzegu cypel na Wólce Gołębskiej....mostu..... A ta bywam często.....i na inną historię jak Państwo by chcieli....

 

 

 

Opis z „Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, Tom V -1880,Józef Gacki: Benedyktyński klasztor na Łysej Górze. Wyd. Wydawnictwo Jedność. Kielce 2006. ISBN 83-7442-389-7.

Maria Kamińska: Nazwy miejscowe dawnego województwa sandomierskiego,. Wyd. Wrocław 1964-1965..

Acta terrestia Lublinensia. Księgi Ziemskie Lubelskie w Archiwum Państwowym w Lublinie.. „Archiwa Państwowe w Lublinie”.

ASK. Archiwum Skarbu Koronnego, dział w AG.. „Archiwa Państwowe”.

Adolf Pawiński. Polska XVI w. pod względem geograficzno-statystycznym. Małopolska, t. III-IV (Źródła dziejowe, 14-15), Warszawa 1886.. „Źródła dziejowe”.

AG nab.. Rejestry dziesięcin, czynszów i wyderkafów, powinności poddanych i poborów z dóbr i dochodów konwentu świętokrzyskiego z lat 1650-1689, AG, nabytki Oddziału I, nr 936.. „Archiwum Główne”.

Osad.rad.. Z. Guldon, S. Zieliński ,Osadnictwo i gospodarka powiatu radomskiego w XVI-XVIII w.,. „(Radom i region radomski w dobie szlacheckiej Rzeczypospolitej, 1-2),”. 26.

Józef Gacki. - J. Gacki, Klasztor świętokrzyski księży benedyktynów na Łysej Górze,. „cz. 6, „Pamiętnik religijno-moralny”, ser. 2, 10,”, s. 492-520, 1862.

Tabela. Tabela miast, wsi, osad Królestwa Polskiego z wyrażeniem ich położenia i ludności, alfabetycznie ułożone w biurze Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji, t. I-II, W. 1827.. „Centralna Biblioteka Statystyczna”. A-Ł (Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego), s. 288, 1827. Warszawa.

Spis. Spis ludności diecezji krakowskiej z r. 1787, t.I - wyd. J. Kleczyński, AKH,II - wyd. B. Kumor, ABMK, 35-39, 1977-1979 i odbitka. . s. 269-478. Kraków 1894,.

SŁOWNIK HISTORYCZNO- GEOGRAFICZNY ZIEM POLSKICH W ŚREDNIOWIECZU Redakcja ogólna: Tomasz Jurek

 

10 maja 2019   Komentarze (2)
historia   Łęka   Łęka Bronowice  

Historia lokalna - bezimienna kapliczka w...

Często mijana kapliczka – krzyż tuż za przejazdem Końskowola – Pożóg. Dawniej w Pożogu – dziś w Końskowoli ulica Pożowska. 

Ach jak urywają sobie te grunta. Końskowola Pożogowi a Skowieszyn Starej Wsi. Tylko czy ten szum administracyjny jest dobry dla ludzi? Każdy wie gdzie się urodził i gdzie urodził się jego ojciec , matka. Pamięta ten drewniany płot już lekko pochylony w stronę bitej drogi. Pamięta te drzewa , las te pola uprawiane ciężką pracą i potem. Pamięta tego boćka co przycupnął na dachu sąsiada. Tak się mówiło mieszkam na Niwie, pole Za Lasem , pod Strumykiem lub za Stodołą. Te czasy się zmieniły i XX wiek przyniósł reformę rolną i parcelacje , potem gromady, powiaty, gminy, sołectwa. Każdy już z chirurgiczną precyzją wiedział gdzie mieszka. Sąsiad choć tylko oddalony o dosłownie 20 kroków już mieszka w innej wsi a przecież niedawno mieszkał ze mną Tu , granice wytyczyli i rozdzielili sąsiadów ratujących się w biedzie, czy pomocą orki na polu . A może brakującym mlekiem czy serem na codzienny postny trud…. Kto to wie. W tej zgodzie żyli od wieków mieszkańcy Pożoga. Słyszałem od osób z tej miejscowości o tej wzajemnej pomocy. Możemy ją wyczytać z książki o Bonowie jak gospodarze wzajemnie sobie pomagali. Byli w doli i niedoli. Trwali i pozwalali wytrwać. Czasy były trudne szczególnie pod zaborami, gdzie nie tylko przyroda i jej zmienność dyktowała jakość dnia, sytość w brzuchu czy obfitość na polu ale i zaborca, który z premedytacją eksploatował i wysysał z naszej polskiej ziemi, polskiego włościanina ostatnią skibkę chleba , ostania garść zboża, czy kubek mleka. Co trzymało ludzi razem ? Wiara w Wolną Polskę, Bóg ! Tak często wiara czyniła ludzi lepszymi, pomagała w najsroższej próbie, była ostatnią deską ratunku. To ona łączyła ludzi przy porannej czy wieczornej modlitwie, to ona zbierała ludzi przy kapliczkach Maryjnych snując po cichu Chwalnie łąki…. To w końcu przez zawieruchy zaborów i wojen fakt ,że mamy wolny kraj , mieszkamy i mówimy po POLSKU, czytamy polskie książki i możemy uczyć się na wielu szczeblach nauki jest koronnym dowodem tej niezłomnej wiary ! Wiary w wolną Polskę ! Wiarę w Stwórcę. 

To wiara w nie bezsensowną przelaną krew dziadów, walki na choćby kosy naszych powstańców i tych listopadowych i tych styczniowych jako wzoru bojowników o wolność! Wolność być może z góry nie wywalczoną w tych zrywach narodowych ale kiedyś na pewno. To dla mieszkańców widzących pożogę Pierwszej Wojny Światowej , która po sobie zostawiła wielkie zgliszcza i ogromną biedę , śmierć potrzeba było wzorców , które pokrzepiały i dawały nadzieję na jako takie przeżycie dnia i odbudowę swoich domów , swojej tradycji. Byli to dzielni powstańcy, którzy widząc do granic nieludzkie ciemiężenie mateczki Polski ( choć na mapach nie istniała….) uderzyli w gong , powstali z kolan i walczyli , przelewali krew za najważniejszą rzecz – wolną ojczyznę. 

 

Po rozmowie z wybitnym regionalistą, pasjonatem historii, obyczajów i zwyczajów - Panem Aleksandrem Lewtakiem -  ziem Skwieszyńskich, Pożowskich , Końskowolskich i wielu innych rozwiała mi się historia tego krzyża. Tej w sumie  kapliczki – krzyża – tej przy torach w stronę w Pożoga od Końskowoli przy drodze.  Stoi wśród drzew. Na zdjęciach lotniczych z 44 roku było chyba tylko jedno drzewo. Ugryziona przez czas, skromna w swojej postaci. Tablica pusta, inskrypcji brak. Tak intrygująca….. Idąc za wypowiedzią Pana Aleksandra i tego co udało mu się ustalić w przekazie ustnym dowiedział się od seniorki z Pożoga już nieżyjącej o historii tej kapliczki. 

W czasie po I wojnie światowej ludność jak pisałem wyżej potrzebowała wzorców heroicznych zrywów narodowych postanowiono upamiętnić Powstańców Styczniowych z 1863 roku. Zaczęto zbierać pieniądze na budowę  pomnika wśród mieszkańców Pożoga. Udało się zebrać pewnie jakąś kwotę bo powstała skromna w formie kapliczka- krzyż. Natomiast już nie zdążono zrealizować inskrypcji na tablicy. Przeszkodziła temu II Wojna Światowa zbierając tak krwawe żniwo na matuszcze ojczyźnie. Do dnia dzisiejszego nie udało się dokończyć tego działa. Nie udało się przymocować już tablicy pełnej z treścią ku czci powstańców. Ktoś  zapyta czy tu była potyczka znacząca by postawić ten krzyż? Historia nie odpowiada wprost na to pytanie. Być może tak , choć źródła milczą. Wspominają Parchatkę, Żyrzyn zwycięski. Być może dla uczczenia powstańców w dowód uznania miała powstać ta kapliczka – krzyż? To już bardziej pewne. Przecież potyczki cały czas w okolicach Pożoga miały miejsce.

Idealnie by było gdyby gmina Końskowola dokończyła dzieła i odnowiła kapliczkę i umieściła tablicę już z inskrypcją. Ta goła jest bardzo wymowna. 

 

Zdjęcia własne. Opracowano na podstawie rozmowy z Panem Aleksandrem Lewtakiem.

08 maja 2019   Komentarze (3)
pożó   historia   kapliczka pożóg  

Poranek przymrożony świat

 

Między Gołębiem a Niebrzegowym jest teren magiczny. Można byłoby napisać nie jedną grubą encyklopedię- to i tak będzie mało, by ująć w słowa cudowności przyrody, która tam jest .By nie przedłużać i nie przeciągać oddaje Państwu ten kawałek dzisiejszego świata o poranku.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na zdjęciach punkt widokowy przy Żwirowni , Łąki Bonowskie, rzeka Rabik...

 

08 maja 2019   Dodaj komentarz
przyroda   łąki bonowskie punkt widokowe  

Historia lokalna - Smutna historia przystanku...

Stacja Pożóg.

Aktualny wygląd.

 

Pamiętam jak w 2011 czy 2012. Dni otwarte LORD. Szedłem sadem chyba jabłoni. Nie pamiętam. Trafiłem na jakieś święto tu w Końskowoli. Mało mnie to interesowało wtedy , ot grają na harmoszce, jakieś pierogi regionalne sery, gobeliny , śpiewy… A ja idę przed siebie, bramy otwarte. Nie znam tego miejsca, nie znam Starej Wsi, nie znam Końskowoli. Szedłem po prostu z Puław przez jeszcze wtedy betonowy wiadukt kolejowy w drogi mi nie znane. Słysząc jakiś hałas i imprezę kierowałem się na nią. Brama otwarta. Idę alejką drzewek owocowych. Nie mam pojęcia kiedy to wszystko powstało i to że Czartoryska miała tu blisko swój ogródeczek około 9 ha. Dla mnie wtedy ot uprawy doświadczalne jak każde inne.  Brama druga , widzę na horyzoncie stare drzewa lekko przygarbione ale rozłożyste. Zaciekawiło mnie to miejsce. Wychodzę z sadu i wchodzę na teren dworca. Witają mnie już leciwe płyty chodnikowe, mocno wydeptane.

 

Stacja PKP zdjęcie autorstwa pana Marka Kosmali ze strony -bazakolejowa.pl.

 

Ciekawe położenie stacyjki malutkiej, skromnej ale urokliwej między peronami. Między starodrzewem chyba wiązów. Wiaty dwie , kiedyś tu był jeszcze budynek stacyjny, z kasą.Na stronie bazakolejowa.pl można wyczytać, że w 1950 roku zaistniała nazwa Pożóg w Dzienniku taryf i zarządzeń komunikacyjnych 5/21. Ruch pasażerski, przystanek i posterunek odstępowy / idąc za Wikipedią : „posterunki odstępowe dzielą szlak kolejowy na fragmenty zwane odstępami.

 

Stacja PKP zdjęcie autorstwa pana Marka Kosmali ze strony -bazakolejowa.pl.

 

Na danym odstępie może znajdować się tylko jeden pociąg – wpuszczenie kolejnego pociągu jest możliwe dopiero po zwolnieniu go przez poprzedni. Dzięki zastosowaniu posterunków odstępowych zwiększa się przepustowość szlaku”/. W 1992 roku był tu już tylko przystanek. Są jednak zdjęcia jak  z pola doświadczalnego teraz Pożóg II były pakowane w wagony wikliną.  

Zdjęcie pochodzi z albumu Pożóg - wydało Polskie Towarzystwo Dendrologiczne w 100 lat po zniszczeniu ogrodu Izabeli Czartoryskiej w Pożogu Warszawa, październik 2015.

 

Maleńka stacja ,aleja drzew ze Starej Wsi/ Końskowoli  od ulicy Głębokiej  prosto przez przejście  przez tory z pomalowanymi na niebiesko barierkami / poręczami i dalej prosto do folwarku i dalej do Pożoga. Tak mocno utkwiła mi w pamięci ta stacyjka pierwszy raz widziana w 2011 roku i niekiedy jeżdżąc do Lublina osobówką mijana, że postanowiłem śledzić jej historię. Tą od niedawna, jak od niedawna jestem w Puławach i Lubelskim. Skromny drewniany krzyż brzozowy z otoczką na stacji jako upamiętnienie tych złych czasów, czasów okrutnych. Tyle pamiętam. Pamiętam jeszcze, że bardzo mi się tam podobało. Ujęła mnie ta prostota a zarazem piękno drzew i pól skowieszyńsko- pożowskich. Dalej się wspomnienie zaciera, rozmywa.

 

 

Krzyż na ulicy Głębokiej - skierowany na Pożóg...

 

Całe szczęście, że wśród moich znajomych jest pasjonat historii i regionalista Mariusz Głos , który podzielił się swoimi wspomnieniami o tym miejscu. Codziennie przejeżdżając przez to miejsce w okresie pobierania nauk. Podając i wiele ciekawostek odnośnie tego miejsca :

„

Dojeżdżając do szkoły w Puławach pociągami, zbliżając się do tej stacji, zawsze wydawała mi się taka jakby dzika tzn. zaniedbana, na murze i wiatach graffiti, naokoło brak zabudowań i sady, zniszczone ławki. Uwagę moją przyciągały piękne drzewa chyba Wiązy, w dali kominy puławskich Azotów, wracając ze szkoły, zbliżając się do stacji Pożóg, po lewo w dali, widoczne były wieże kościoła farnego w Końskowoli, po latach dowiadując się iż kościół ów był świadkiem historii Polski. Dojeżdżając do szkoły podpytywałem kolegów z pobliskich Klementowic, czemu budynek popadł w ruinę?  Mówili, że młodzi chuligani często tu przebywali i napadali na kasjerkę, która mieszkała w tym budynku. Stacja zmieniała się.  Wyburzono budynek stacyjny, ułożono betonowe tabliczki chodnikowe, zrobiono nowe zadaszenia i ławki, uzupełniono podkłady torowe. Obok stacji jak mówił pan Lewtak ( wybitny regionalista i pasjonat historii)  jest ten grób z otoczką, możliwe, że już go nie ma, z uwagi na tę budowę i przebudowę

 Z sentymentem patrzyłem na mijające stacje kolejowe, żal patrzeć jest na obecny prowadzony remont, bo jadąc kiedyś pociągami, porównuję co jest a było przedtem .”

 

Stacja PKP Pożóg - zdjęcie pochodzi ze zbiorów  Strony Gmina Końskowola na starej fotografii

 

Pan Władyslaw Rodzik-dyżurny ruchu na stacji Pożóg - zdjęcie pochodzi ze zbiorów  Strony Gmina Końskowola na starej fotografii

 

 

Co za piękny i uczuciowy opis tego miejsca. Zdjęcie budynku stacyjnego rzeczywiście jest go umieszczam wraz z dyżurnym ruchu Panem Władysławem Rodzikiem.  Taka historia. A co dziś?

Ruszam do Starej Wsi. Piękna. Stawki z przystrzyżoną trawką, wyrafinowane latarnie. Czysto , chodniczki zadbane,  przydrożne krzyże odnowione, odświeżone. Co ciekawe to ta cześć przy Skowieszynie jest poprzez projekty unijne odmłodzona i upiększona. Naprawdę chylę czoła dla włodarzy. Dla mnie to przykład bardzo dużej pracy nad tym miejscem wraz z architektem urbanistycznym i krajobrazu. BRAWO. Zwiedzam, choć bywałem tu nie raz. Często biegałem swoją ulubioną trasą – Puławy-Rudy-Końskowola-Stara Wieś- Płósy ( Skowieszyn) – Przy kapliczce na Puławy do Puław.  Ulica Głęboka , gdzieś w polu stawiany jakiś duży obiekt. Krzyż na rozstaju dróg. Patrzy na stację Pożóg i folwark.To mój cel. Widzę już aleję drzew prowadzącą na stacje. Samochód parkuję aż przy założonym z donacji Czartoryskich cmentarzu. To nic. Wieje, zimno. Nakładam ortalion na bluzę, ciut lepiej. Kaptur na głowę. Leszczynka i jak prawdziwy włóczykij ruszam. Przy Orliku zawsze intryguje mnie ten krzyż. Stalowy, odmalowany, płyta betonowa spękana. Stoi przy polnej drodze na folwark w Końskowoli ale patrzy na Klementowice? Na LODR ? nie wiem. Widać na nim dymiące kominy Azotów. Wracam na Głęboką. Krzyż. Droga na stacyjkę. Drzewa szumią, mówią, opowiadają. Słucham, ale zrozumieć nie mogę. Te drzewa tyle widziały…. Dochodzę do byłego przejścia przez tory , tego z tymi barierkami niebieskimi , które utkwiły mi w pamięci i widok straszny i okrutny. 

 

Droga na stację od strony Starej Wsi.

 

Pomijając piękny nowy nasyp reszta jak po wybuchu bomby. Cegłówki, płyty chodnikowe, betonowe fundamenty w częściach zasypane i przemieszane ze piachem , ziemią i gruzem. Do samego ogrodzenia do ściany drzew. Tych wiązów. Wielki smutek i żal. Nie można nic poznać …gdyby nie te drzewa. I ze strony Starej Wsi jak i Skowieszyna. Widzę hałdy tego gruzu z piachem drewnem. Mało tego to i miejscowi chyba miejscowi zaczęli dokładać swoje śmieci. A to lodówka, a to części samochodów, a to swój gruz i śmieci. Przechodzę przez nasyp na stronę folwarku. Widać go ładnie i tak blisko.

 

Droga na stację PKP Pożóg.

 

 

Droga już do tego Pola Doświadczalnego Pożóg II już nie uczęszczana zieleni się coraz bardziej. Stoję w miejscu gdzie była wiata i idę w stronę przejścia i tablicy Pożóg oraz miejsca pamięci. Nic nie ma tylko wykopy i nasyp. Ogromne kawałki peronu leżą pod drzewem przysypane piachem i ziemią. Widać i cegły, i płyty chodnikowe i w rowie pogiętą i zniszczoną tablicę POŻÓG….Ogarnął mnie smutek i żal. Taki żal. Wiem , idzie nowe ale tak szybko i bez pardonu rozprawiło się ze starym ?

 

Widok na  stację PKP Pożóg w miejscu byłego przejścia dla pieszych.

 

Szlak NW ( chodziarzy) oznaczony ładnie na drzewach stacji od strony Skowieszyna. Poniżej pięknie kwitnie lunaria – miesiącznica. Oko cieszy i to jedyny pozytyw tego miejsca. Straciło bezpowrotnie na swoim klimacie. A czy będzie nowy przystanek PKP Pożóg? Czy już w zapomnieniu i historii ludzi będzie istniał? Nie wiem. Dochodzę do przejazdu na Skowieszyn. Zawracam do Samochodu Głęboką. Mam dość. Tak dawno bezsilnie zły nie byłem. Znów mała rodzynka, wisienka na torcie tej lokalnej historii okolic ginie bezpowrotnie. 

 

Miejsce przystanku PKP Pożóg.

 

Droga na Skowieszyn przy stacji .

 

Lunaria.....

 

I teraz pytanie czy Stara Wieś  czy szeroko mówić o Końskowoli? Wybaczcie jak coś źle wskazałem ale na granicy tych miejscowości nie będąc stąd o omyłkę nie trudno. Dziękuję panu Mariuszowi za wspomnienie i podzielenie się nim. Być może pominąłem waże historie związane z tym miejscem. Wybaczcie....

 

 

Pola Pożowsko-Skowieszyńskie i po prawa pierwsze zabudowania Skowieszyna.

 

 

 

Zdjęcia własne – kolorowe / Stacji PKP autorstwa pana Marka Kosmali ze strony -bazakolejowa.pl . Zdjęcia cz-b. ze Strony Gmina Końskowola na starej fotografii. Oraz treści cytowane lub opracowane na podstawie źródeł w treści wpisu. 

 

 

 

 

 

06 maja 2019   Komentarze (3)
pożó   historia   pożóg pkp Stara wieś  

Historia lokalna - Pożóg

Pożóg. W średniowieczu ( XIV w) Poszog, czy Pozog. Nie wiele młodsza miejscowość od zacnych Włostowic ale starsza od Skowieszyna. Mówię oczywiście o pierwszych źródłach pisanych....

 

 

 

Dziś celem mojego łażenia był on. I nie udało mi się przejść i podejść do starej kuźni , do miejsca gdzie były koźlaki wiatraki malowane często przez artystów. Fakt dziś tam już ich nie ma. Wiele z jego cudowności na pewno mi umknęło bo i czasu miałem mało i deszczyk nie zachęcał do dłuższych wędrówek. Miejsce dobrze znane - ot na Nałęczów to tylko przez Pożóg i Celejów. I ten zakręt i ta figurka i ostro za szkołą w prawo i pod górkę i już za sobą Pożóg zostawiony. Dziś inaczej . Parkuję przed szkołą a w sumie zespole szkół. Dalej już tylko OSP, kaplica ,sklep i rozdroże - na Nowy Pożóg i na Celejów...

 

Ciężko myśli pozbierać! Czy zacząć od drogi historycznej czy może od przyrodniczej choćby geomorfologicznej czy jednak od etnograficznej ? W głowie plan- idż prze siebie. Budynek szkoły ładny , odnowiony, zadbany. Napisy na niej duże , czytelne - Kochanowski partonem. Zostawiam na rzecz OSP i św Florianem.Łopocą dwie flagi nad tym budynkiem wzniesionym w czynie społecznym w maju 1974 roku. Flaga Polski i UE.Drzwi obok sklep. Starzy pan zadowolony wychodzi z niego i mierzy mnie wzrokiem. A ja niebieski ortalion , kij leszczyna do podpórki worek na plecach. Widać nietutejszy. To nic. Św. Florian wymowny, lekko przyprószony już latami. Na przeciw budynek z 1935 roku.Chyba tam był "skup" mleka. Idę dalej. Kaplica pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski pobudowana dość niedawno o zastanawiających kształtach. Krzyż wysoki góruje nad tym miejscem - jubileuszowy-odkupieniowy 1983 roku. Dalej już Nowy Pożóg i droga mi znana do Celejowa ...i stalowy krzyż...

 

 

Wracam się do szkoły Tu pięknie zadbane, fitness na dworze ścieżki wśród sosen . Karmniki dla ptaków. Studnia wymowna, na kołowrót , zamknięta na kłódkę. Dąb Pamięci i pomnik pomordowanych. Chwila zadumy i modlitwy. Opuszczam progi szkoły i brzozowym traktem schodzę w dół do kapliczki Najświętszej Marii Panny. Koronowanej, pięknie się komponuje błękit i biel.Dwa kamienie pewnie drogowe kiedyś i między nimi Madonna.Patrzy się na wąwóz.

 

 

Idę tam zatem. W lewo do wąwozu. Drewniana zabudowa niknie wśród tych murowanych domów i willi. Tu przecież jest miejsce róż i drzewek ozdobnych i owocowych. Tu przecież Czartoryska na 9 hektarach założyła ogród w stylu angielskim. To tu jest mekka dla architektów krajobrazu, florystów, artystów kwiaciarzy .... Mnie to nie zachwyca! ja kocham i podziwiam przyrodę dziką i botanikę pierwotną. Nie musiałem długo czekać . Ciek płynący wzdłuż całej miejscowości zasilając na posesjach stawki i sadzawki płynie w wąwozie. Skromnie przy nim , ale to nic. Wznosi się nade mną piękne pochylone łąki , kwiecie mniszka żółci je! A w dole przy strudze wody i strzałka wodna, żywokost ( już kwitnie!) kokoryczka pięknie na łodydze wiszące jej białe kwiaty. Po prawo domostwa i stawy i te rybne, w oddali słychać i widać, że na pomoście wędkarze łowią rybkę na obiad. Zerwana skarpa lessowa a przy niej dwie nory wydrążone ! Widać ślady rylca lub pazura. Wdrapuję się na szczyt. Widzę młode krzewy porzeczek. Bardziej ciekawa i tajemnicza brzezina na skraju lasku. Ciekawe co widziały. Wąwóz głęboki i cichy . Nawet szpaki nic nie gadały. Dziwnie powykrzywiane drzewka. miejsce chyba coś strasznego widziało. Schodzę na dół i idę do krzyża naprzeciw wójta, mijam gdakające kury pasące się w soczystej zielonej trawie. Mijam na posesji prywatnej zadbany krzyż. Dochodzę do niego. Modlitwa. Drewniany , zmęczony już swoimi latami z 1948 roku. Inskrypcja jak to po wojnie od ognia.......Chylę czoła, dziewczynka patrzy na mnie ja na nią. Chyba czas wracać , nie dochodzę do stawu i zabudowań ze zdobieniami pewnie z lat 20-tych XX wieku. Wracam, do szkoły Mijam stawki, nowe wille, reklamy róż, Maryję na prywatnej posesji . Nowy łady chodnik z kostki brukowej daje mi łatwość przemieszczania się po tej jakże starej miejscowości.Wsiadam do auta i na Skowieszyn.

 

 

Tam asfalt wąski ale nowy. Trafiam na krzyż na rozdrożu , płyty ażurowe betonowe, kieruję na na dół. Do dworu blisko stacji Stary Pożóg PkP , gdzie wyskakiwali z pociągów .... o tym miejscu ze strony LODR : "Pole doświadczalno-wdrożeniowe w Pożogu II ma długą ponad 150 letnia historię. Gospodarstwo Pożóg II wchodziło w skład tzw. klucza końskowolskiego, który należał do dóbr książąt Czartoryskich i przeznaczony był pod uprawy polowe. Po kasacie dóbr w 1831 r. przez władze carskie, obiekt przeszedł pod administracje rosyjską, a następnie został przekazany Instytutowi Politechnicznemu i Rolno-Leśnemu w Puławach. W 1869 r. Instytut uległ reorganizacji, a grunty gospodarstwa przekazano nowo utworzonemu Instytutowi Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Puławach. Po roku 1914 Instytut przeniesiono do Charkowa, zaś po zakończeniu I wojny światowej – już w niepodległej Polsce utworzono w Puławach Państwowy Instytut Naukowy Gospodarstwa Wiejskiego. W okresie międzywojennym w Pożogu II poczyniono szereg inwestycji, między innymi stworzono dobrze wyposażone zaplecze techniczne, w tym pracownię oraz stodołę, która po adaptacji do dziś pełni rolę pomieszczenia do przechowywania zbiorów z doświadczeń.

 

 

Po II wojnie światowej w 1950 roku na bazie PINGW utworzono 9 różnych instytutów.

 

W wyniku tej reorganizacji Pożóg II stał się gospodarstwem doświadczalnym Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin z siedzibą w Puławach. Prowadzono tu szereg doświadczeń głównie nad burakiem cukrowym i roślinami korzeniowymi. Z roku na rok poszerzano zakres doświadczeń o rośliny zbożowe, strączkowe, motylkowe drobnonasienne, oleiste i tytoń. W 1956 roku utworzono w Końskowoli Rolniczy Rejonowy Zakład Doświadczalny, w którego skład obok majątków w Końskowoli i Borowinie wszedł również obiekt w Pożogu I i II. W tym okresie rozpoczęto działalność w zakresie doświadczalnictwa terenowego. Na polu w Pożogu II prowadzono min doświadczenia ścisłe z zakresu uprawy i porównania odmian. W 1975 RRZD przekształcono w Wojewódzki Ośrodek Postępu Rolniczego, a następnie w 1991 w Ośrodek Doradztwa Rolniczego. W tym czasie znaczną część pól odłączono od gospodarstwa, pozostawiając 9 ha gruntów ornych, na których prowadzone są doświadczenia polowe do obecnej chwili."

 

Jestem pod wrażeniem - nie wiedziałem ,że takie miejsce jest !!! Wracam na skrzyżowanie i na Skowieszyn. Staję w polu. Na lewo tak cudowne widoki - garby lubelskie . Sączą się i wzdymają i opadają Piękny widok. Taki nowy dla mnie taki świeży. Nie znam tych terenów choć mieszkam kilka km dalej. Wstyd i smutek. Zaduma. Muszę to wszystko nadrobić......

 

04 maja 2019   Komentarze (3)
pożó   historia   Pożóg  
< 1 2 ... 24 25 26 27 28 ... 40 41 >
Izkpaw | Blogi