Najnowsze wpisy, strona 30


Poezja ma


15 stycznia 2019, 07:52

 

Jakaż przejmująca cisza nad grobem się ściele,

krzyż pochylony zwrócony na ziemie ?!

Czemuż takiś samotny krzyżu człowieczy?

Czemuż pamięci ludzi w nicość odwleczy

To pamiątka po człeku,co życie swe przeżył

jak mógł najlepiej - pamięci nas nie mierzył....

Pamięć nasza wątła ,nie mający wiary

Dla tych co samotnie,skromnie umierali.

A Krzyż dalej od lat pochylony będzie 

Póki go nasze sumienie i pamięć nie zdobędzie

Miejmy w sercu Boga Miłościwego 

Dajmy tym samotnym krzyżom najlepsze z siebie samego...

Jak czują zwierzęta....


15 stycznia 2019, 07:24

 

„…Zwierzęta mają specjalne słowa wyrażające radość życia ,zapał,zachwyt i rozkosz. Nawet istoty ,które uznaje się za nieme, jak na przykład motyle ,świetliki,ryby czy ślimaki,mają pewne słowa ,jednak nie wypowiadają ich,tylko przekazują przez najróżniejsze drobne drgnienia,które docierają do odbiorcy jedynie poprzez skórę, futro albo pierze ,nie zaś ucho. Owe drgnienia przypominają niewielkie fale,jakie wywołuje liść opadający na powierzchnię stawu,kiedy jego wody są zupełnie spokojne i nieruchome. Niektóre ze zwierząt mają nawet słowa brzmiące niemal jak modlitwa : jednymi składają podziękowania słońcu,innymi wiatrowi,jeszcze innymi deszczowi ,ziemi,roślinom,światłu,ciepłu,pożywieniu,zapachom czy wodzie . Znają też słowa tęsknoty. Ale nie ma w językach zwierząt żadnych wyrazów ,które by miały poniżać albo wyszydzać. Co to to nie….”

 

Pisarz i eseista odszedł z tego świata 28.12.2018 roku. Mam jego 4 książki. Wszystkie cenię ponad przeciętnie. Nowotwór odebrał go nam, mnie....

Historia - Tytani rządzenia krajem


14 stycznia 2019, 10:27

Jan Matejko, Koronacja pierwszego króla, 1889

 

 

Nie wszyscy władcy jednym ciurkim władali naszym krajem czy choćby dzielnicami. Często byli przeganiani przez braci, magnatów, konkurentów do innych krajów - ot choćby Mieszko II, czy Kazimierz Odnowiciel, czy Stanisław Leszczyński. Czy wiecie jak długo sumarycznie nasi władcy rządzili naszym krajem?

Poniżej wrzucma ściągę, może komuś się spodoba i przyda. Pamiętajmy, że czasy średniowiecza to czasy , gdzie jak ktoś żył 40-50 lat to był nie lada wyczyn. Biskup Thietmar (zmarł w sławetnym i znanym roku 1018 roku), żył raptem 43 lata by to biskup merseburski, kronikarz. To dzięki niemu mamy aż 6 dat dziennych związanych z późniejszym królem Bolesławem Chrobrym którego żywo nienawidział. Na mojej audycji o mało znanych królowych też będzie o nim ciut.

Idąc od tych co rządzili dłużej aż tych co byli tytanicznymi władcami.

 

10. Stanisław August Poniatowski (1764-1795) – 31 lat rządów - król Polski (ostatni)

9. Bolesław Chrobry  ( 992-1025) – 33 lata rządów -król Polski (pierwszy)

8. August II Mocny (1697-1733) – 33 lata rządów - król Polski  

7. Bolesław Wstydliwy (1243-1279) – 36 lat rządów - książę krakowski ( czasy tzw. Rozbicia Dzielnicowego)

6. Bolesław Krzywousty ( 1102-1138) – 36 lat rządów  - władca Polski

5. Kazimierz Wielki (1333 – 1370) – 37 lat rządów -król Polski 

4. Zygmunt I Stary (1506-1548) – 42 lata rządów - król Polski ( urodzony w niedalekich Kozienicach)

3. Kazimierz IV Jagielończyk (1447-1492) – 45 lat rządów - król Polski 

2. Zygmunt III Waza (1587-1632) – 45 lat rządów - król Polski 

1. Władysław Jagiełło (1386-1434) – 48 lat rządów - król Polski 

Historia lokalna - Jak Góra się stała...


10 stycznia 2019, 11:56

Kościół w Górze Puławskiej 

Towarzystwo Przyjaciół Góry Puławskiej całe szczęście działa prężnie i nie pozwala na zapomnienie ważnych i tych średniowiecznych i tych współcześniejszych wydarzeń w tym regionie. A jest o czym pisać, bo tereny z bardzo bogatą historią , którą często także tworzyła a pisząc językiem teraźniejszym kreowała Wisła. Królowa i kobieta wybitnie zmienna, często nie szczędziła domostw i istnień ludzkich z dobytkiem okrywając ich swoim płaszczem śmierci. Często jednak dająca utrzymanie, dająca zarobkować społeczeństwu tam zamieszkującemu. To w końcu kiedyś był najważniejszy trakt wodny łączący Kraków z Bałtykiem. Kiedyś żeglugowa - teraz na wysokości Puław to łódki ,motorówki czy kajaki – szeroko i płytko , bardzo płytko. Nierozerwalnie z Wisłą związane są miejscowości przyrzeczne jak Janowiec, Bochotnica, Jaroszyn, Góra Puławska, Puławy,  Dęblin czy Kazimierz Dolny. To o dwóch powiązanych z sobą ściśle nie tylko legendą czy zwyczajami w kilku słowach opowiem – w sprawie krzyża…..

 

 Mowa o Górze (aktualnie Górze Puławskiej) i Góra Jaroszyńska-XVII w (aktualnie m.w. Jaroszyn). Historia i tradycje tych miejscowości były takie silne ,że w różnych okresach historycznych i Jaroszyn stał się Górą Jaroszyńską, tereny Górami plebańskimi, a Góra stać się w końcu miała Puławską.

Bo cytując przywołane poniżej opracowanie „Dekanatu Kozienickiego” dla ukazania zależności miedzy tymi miejscowościami przytaczam fragment :

„ Wieś w której obecnie stoi kościół naprzeciw miasta Puław nazywa się Góra Puławska. Jednak dla tradycji, że pierwotna świątynia znajdowała się w Jaroszynie, pod nad samą Wisłą, obecnie miejsce, na którym wznosi się kościół, zowią Górą Jaroszyńską.”

 

- To tu w 1246 roku stoczona została wygrana przez Bolesława Wstydliwego bitwa z Konradem Mazowieckim. Tak tym samym Konradem co w 1233 roku tegoż Bolesława i swoją bratową Grzymisławą umieścił w sieciechowskim więzieniu. A więcej o tym jest we wpisie o Zamkach w Sieciechowie.

- Druga ważna data to w 1809 roku ( wojna polsko- austriacka)   stacjonował  tu książę Józef Zajączek ( przez chwilę nawet Naczelny Wódz) po bitwie pod Jedlińskiem ( 11 czerwiec 1809). Pamiętajmy, że w tych czasach z Napoleonem był jedyny Polak, który dostał tytuł wojskowy Marszałka Francji – oddany cesarzowi a przede wszystkim sprawie polskiej Józef Poniatowski.Niestety była to znacząca porażka wojsk gen. Zajączka i mimo hartu ducha naszych żołnierzy nie byliśmy w stanie przełamać oporu wroga liczniejszego. Historycy i biografowie jak choćby Jadwiga Nadzieja przychyla się do tego ,że nie tylko nie posłuchał rozkazu Józefa Poniatowskiego ale i słabo zorganizował wojsko do bitwy. 

- Trzecia to w 1812 roku ,gdy stacjonowały wojska napoleońskie w kampanii moskiewskiej z kościoła zabrano nieco bielizny kościelnej na bandaże i pasy materiałów. 

- Czwarta a w chronologii powinna być pierwsza to ta związana ze św. Wojciechem , źródłem i krzyżem nad szczątkami chowanych w kościołach. 

Bo należy pamiętać ,że pomijając grzebanie zmarłych w jednym miejscu w średniowieczu na początku tej epoki to później chowano zmarłych w kościołach. Szybko natomiast się te kościoły zapełniały tymi grobami, więc w kościele byli chowani tylko uprzywilejowani jak proboszczowie, księża czy fundatorzy a reszta już wkoło kościoła. Dopiero słynny Edykt Nantejski, wydany we Francji w 1777 r., położył kres grzebaniu zmarłych na cmentarzach przykościelnych. Wkrótce za przykładem Francji jako pierwsza poszła Polska, a później i inne kraje europejskie, zakładając nowe cmentarze z dala od skupisk miejskich. Był to wówczas istotny i zasadniczy krok w dziele kształtowania miejsc grzebalnych - cmentarzy w obecnym rozumieniu tego słowa.

Kolejny krzyż w miejsce starego ,oraz kamień na którym ś. Wojciech odprawiał mszę. - Zdjęcie z "Piękno kapliczek i przydrożnych krzyży"

 

Wiąże się ciekawa legenda związana z krzyżem i źródełkiem, która łączy te miejscowości bo nie tylko Wisła zmieniła lokalizacje miejscowości (głównie zabierała i odrywała Jaroszyn)  ,ale i administracyjnie w tych czasach są inaczej umiejscowione granice tych miejscowości. 

Zanim legenda poniżej przedstawiona zostanie przeczytana warto także wspomnieć, że z innych przekazów ( „Dekanat Kozienicki” 1913 r) o tym ,że jak wygasł ród Jarockich ( bardzo wychwalanych i dobrych dla swoich poddanych założycieli Jaroszyna)to przekaz mówi o tym ,że kościół opustoszał i lada dzień sam się miał obalić. Poza tym w tym czasie kolejna powódź wiślana podmyła rzeczowy kościół zabrała  z wodami  browar, karczmę dworską, łąki ,pola, ogrody kościelne i poddanych plebańskich.  Zebrała się komisja przewodnictwem bp Krakowskiego zlecona ks. Radomskiemu by przenieść kościół na nowe miejsce. W sprawę zostali zaangażowany ród Firlejów, który znacząco jako fundator i mecenas pomógł. Uzupełnię tylko ,że właścicielem i dziedzicem wsi Klikawa w owym czasie był Jan Firej, podstoli ( w dawnej Polsce- urzędnik dworski usługujący przy stole królewskim lub książęcym; zastępca stolnika) Czerniechowski. Pamiętajmy, że później właścicielami dóbr m.in. Klikawy był ród - Lipscy.

W końcu dotarliście do miejsca, gdzie zaczyna się opis legendy czy przekazu ludowego wraz z dalszymi losami. [ Cytat wraz z moimi wtrąceniami są nawiasach kwadratowych ]  w cudzysłowiu tekst pochodzi z opracowania Towarzystwo Przyjaciół Góry Puławskiej :

 

" Historia krzyża przy ul. Kozienickiej Według miejscowej legendy krzyż usytuowany w lesie przy ul. Kozienickiej upamiętnia miejsce obozowania biskupa Wojciecha, który płynął Wisłą z Krakowa do Gdańska, aby między Prusakami szerzyć wiarę chrześcijańską, zatrzymał się tu na noc, a na leżącym przy brzegu, płaskim granitowym głazie odprawił mszę. W XI wieku wzniesiono tu kościół pod wezwaniem świętego Wojciecha. Nie znamy fundatora, być może była to rodzina Jarockich właścicieli Jaroszyna. Wisła podczas wylewów stale niszczyła kolejno budowane na wyższych miejscach kościoły i kaplice [ Miało to miejsce 24.VI.1687 roku , gdzie biskup Jan Małachowski pozwolił przenieść resztki świątyni i kości do oddalonego miejsca – kaplicy typu granario confectam, gdzie przeszło 50 lat odprawiano nabożeństwa]. Jak mówią zachowane dokumenty: W 1738r. po kolejnym wylewie, kardynał Górski [ źródła podają kardynała Lipskiego]  polecił wybudować kaplicę  [do wsi Góry (Puławskiej) - około 250 metrów od Wisły ], a kości pochowanych przenieść na miejsce zwane Górki Plebańskie, tam je do ziemi złożono, a nad nimi stanął krzyż drewniany.

[Co do kościoła to powstał nowy idąc za opisem z „Dekanatu Kozienickiego” z 1913 r – w XVIII wieku a dokładnie w 1741 roku był poświęcony, był to mały, drewniany budynek . Kolatorką ( fundatorką)  była Rozalia z Żydowskich Pruszyńska. Po 30 latach zaczął gnić i stał się niebezpieczny dla parafian. 2 maja 1767 roku bp Sołtyk wysyła pisma do ks. Tomasza Okuńskiego kanclerza Lubleskiego i do ks. Józefa Zgórskiego dziekana Kaźmierskiego z nakazem budowy nowego kościoła. Tak też się stało za patronatem ( fundacji) księcia Augusta Czartoryskiego wojewody i generała ziem Ruskich, Marią Zofią  z Sieniawskich Czartoryską oraz z synem Adamem i córką Izabelą -przekazali kamień węgielny za czasów panowania proboszcza Tomasza Józefa Prus Michalczewskiego. W 1781 roku już był (koniec budowy 1779r ) powstał i przetrwał do tych czasów murowany kościół w stylu renesansu włoskiego w kształcie krzyża łacińskiego. Był benedyktowany (poświęcony)  8.VII.1781 roku na mocy upoważnienia konsystorza Lubelskiego z dnia 18.2.1781 r przez ks. Kwaśniewskiego. Nabożeństwa od tego czasu odbywały się tylko w nowym kościele].

 Nazwa Górki Plebańskie dziś nie istnieje, lecz wskazuje, że musiały to być jakieś wzniesienia. Opis ten pasuje do wzniesień na trasie Góra Puławska - Bronowice. Tym bardziej, że u ich podnóża biegnie stary gościniec - droga pamiętająca czasy piastowskie. Na tych wzniesieniach, w połowie drogi z Góry do Bronowic istniał stary cmentarz, na którym był drewniany krzyż. U jego podnóża leżał głaz, spod którego kiedyś wypływało źródełko związane z legendą i kultem świętego Wojciecha, który rozwinął się wieku XVIII i XIX. Według legendy na tym kamieniu św. Wojciech miał odprawiać Mszę św. Wypływająca spod niego woda posiadała ponoć właściwości lecznicze leczyła dolegliwości oczu i kołtuna. Kołtun powstawał ze zmierzwionych i zlepionych z brudu i potu włosów. Według istniejącego zabobonu, wierzono, że obcięcie go nożycami może sparaliżować człowieka lub oślepić. Wierzono, że jeżeli chory na oczy lub posiadacz kołtuna w dniu św. Wojciecha przed wschodem słońca obmyje w owym źródełku oczy i kołtun, to nie zachoruje i może bezpiecznie go usunąć. Następnie należało go łożyć u stóp tego krzyża przy głazie i źródełku. Po każdym święcie św. Wojciecha pod krzyżem leżały stosy kołtunów. W okresie międzywojennym odnotowano jeszcze pojedyncze przypadki owego kultu. Z czasem pierwotny krzyż uległ on zniszczeniu i w roku 1987 mieszkańcy parafii Góra Puławska postawili nowy, dbają o niego, sprzątają, przynoszą kwiaty, modlą się. Od kilku lat co roku w pierwszą niedzielę po 15 września w święto Podwyższenia Krzyża odprawiana jest tu Msza św."

[ idąc zgodnie z opisem za Janem Wiśniewskim  :

„ Zwyczaj. W Klikowskim  lesie należącym do p. Lipskiego stoi drewniany krzyż, do którego na św. Wojciech schodzą się z dalekich nawet okolic chorzy na kołtun i tu całe worki kołtunów wraz ze skromną ofiarą zostawiają, wierząc w skuteczność uzdrowienia w tym dniu i miejscu ."

 

Widać zatem ,że legendy mieszają się z przekazami z pokolenia na pokolenia. Fakty mieszają się z dodanymi od ludzi wierzeniami – z tego powstaje piękna, tajemnicza często na wzór i chwałę Najwyższego historia. Nie taka książkowa i taka do sprawdzenia do końca. Ot taka nasza, lokalna….

 Aby trafić w opisane miejsce wyżej należy Góry Puławskiej kierować się na Kozienice ( ul. Kozienicka). Wejście pod górkę jest usytuowane gdzie jest tablica pamiątkowa i znak na drodze PUŁAWY 4.

 

Miejsce w którym prowadzi droga do krzyża. Zdjęcie z google maps

 

 

Zdjęcie i treść z broszury "Piękno kapliczek i przydrożnych krzyży"

Zdjęcie lokalizacji - google maps. Zdjęcia kościoła własne. Dane uzupełniające na podstawie „ Dekanat Kozienicki” Jana Wiśniewskiego z 1919. 

 

Chóry i zespoły bliskie memu sercu...


07 stycznia 2019, 10:33

Zespoły z bardzo długą historią – historią pokoleniową mają dla mnie zawsze najwięcej do pokazania i wyśpiewania. Tych emocji pokoleniowych , tych tradycji narodowych, tych niepodległościowych pieśni ku pokrzepieniu, tych lat wspólnoty razem. To jest nierozerwalne, jak nierozerwalana jest więź między członkami zespołu. To pewnie są tak zażyłe relacje – może nawet bardziej niż w rodzinie. 

Choć sam śpiewam w chórze sakralnym i zespole wokalnym jako bas to są to kameralne grupy i trudno mi jest wyobrazić bycie i śpiewanie w takich dużych i często rodzinnych, pokoleniowych  zespołach. 

Chór Aleksandrowa - zdjęcie interent

 

Kilka chórów i zespołów jakie mam w pamięci to Chór Aleksandrowa powstały na początku lat 20 XX wieku w Rosji. Znany na cały świat chór męski akademicki chór armii rosyjskiej ,duma narodu rosyjskiego. Zaczynali jako zespół 12 osobowy  - 8 śpiewało, 2 tańczyło, 1 akordeonista oraz 1  bałałajkarz. To najbardziej znany chór na świecie ( wg mnie). Po drugiej wojnie światowej wystąpił na ponad 2000 koncertów, w repertuarze posiadają ponad 2 tysiące utworów w tym często śpiewane w oryginalnym języku w danym państwie , gdzie występowali także w Polsce i po polsku śpiewano wybrane utwory. Po tragedii lotniczej w 2016 roku, gdzie zginęło około 30 % chórzystów i duża cześć grupy baletowej na chwilę  zawiesił swoją działalność. Uzupełnił skład i reaktywował się 2017 roku, gdzie pierwszy w nowym składzie zaśpiewał w lutym tegoż roku na scenie Głownego Teatru Akademickiego Rosyjskiej Armii w Moskwie. Koncertują dalej po całym świecie – mają jednak na uwagę swoją tragiczną przeszłość.

Zespół Pieśni i Tańca „Mazowsze" - zdjecie internet.

 

Zespół Pieśni i Tańca „Mazowsze , którego gościliśmy wczoraj ( 6.1.2019 r) w kościele p/w Miłosierdzia Bożego w Puławach. To ogromna historia krzewienia kultury na najwyższym poziomie zespołu o wspaniałych wokalistach i cudownych tancerzach nie wspominając o genialnej orkiestrze. To kawał historii Polski i Polskości. Założony w 1948 roku trwa do dziś występuje na deskach całego świata. Występy w ponad 160 miejscach w Polsce, ponad 6500 koncertów, ponad 213 wyjazdów zagranicznych stawia „Mazowsze” w randze wybitnych osobistości krzewienia kultury i polskości.

 

 

Zespół Pieśni i Tańca "Powiśle" im. Kazimiery Walczak "Mamci - zdjęcie internet

 

 

Nie był bym sobą by nie wspomnieć o rodzimym Zespół Pieśni i Tańca "Powiśle" im. Kazimiery Walczak "Mamci. Opis zaczerpnięty ze strony domchemika.pl „Zespół Pieśni i Tańca "Powiśle" założyła blisko 65 lat temu pani Kazimiera Walczak popularnie nazywana "Mamcią". Pierwsza próba zespołu odbyła się 11 kwietnia 1953 roku w miejscowości Końskowola. Tam też zespół pracował do 1984 r. Od marca 1985 r. siedzibą zespołu jest Puławski Ośrodek Kultury "Dom Chemika" w Puławach. Do stycznia 2018 roku zespół prowadziła Aleksandra Rolska, a instruktorem par turniejowych była Anna Rolska. Obecnie zespół prowadzą Małgorzata Knap, Łukasz Czerwiński i Konrad Grabowski przy współudziale: Andrzeja Rotmańskiego (kierującego kapelą i akompaniującego) oraz akompaniatora Piotra Osiaka. Parami turniejowymi zajmuje się Konrad Grabowski. Kostiumami opiekuje się Joanna Woźniak.

W swym repertuarze ZPiT "Powiśle" posiada: tańce narodowe,tańce regionalne: powiślańskie, lubelskie, opoczyńskie, łowickie, kurpiowskie, kaszubskie, rzeszowskie, wielkopolskie, śląskie, góralskie (Beskid Żywiecki),zabawy dziecięce, widowisko plenerowe "Sobótki",koncerty edukacyjne,kolędy.ZPiT "Powiśle" został odznaczony:złotą odznaką "Za Zasługi dla Lubelszczyzny",złotą odznaką "Związku Młodzieży Wiejskiej",medalem Wojewody Lubelskiego.

 

Od kilku lat pary zespołowe uczestniczą w turniejach i konkursach tańców polskich. Rocznie biorą udział w blisko 20 turniejach. Pary mają na swoim koncie tytuły mistrzów i wicemistrzów Polski w różnych kategoriach wiekowych. W 2015 roku ówczesny instruktor Anna Rolska, przygotowująca pary do turniejów, w rankingu rocznym Komisji ds. Tańców Polskich otrzymała tytuł Najlepszego Instruktora Tańców Polskich Polskiej Sekcji CIOFF w kat. II, a Zespół Pieśni i Tańca Powiśle otrzymał tytuł Najlepszego Zespołu w Tańcach Polskich Polskiej Sekcji CIOFF roku 2015 w kat. II.

Zespół jest współorganizatorem Ogólnopolskiego Konkursu Tańców Polskich "O Pierścień Księżnej Izabeli". ZPiT "Powiśle" był wielokrotnie laureatem przeglądów i festiwali krajowych i zagranicznych (Austria, Białoruś, Bułgaria, Czechosłowacja, Czechy, Cypr, Dania, Francja, Grecja, Kanada, Łotwa, Meksyk, Mołdawia, RFN, Niemcy, Sardynia, Turcja, Ukraina, Węgry, Włochy, ZSRR). Od 1993 r. zespół jest członkiem Polskiej Sekcji Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Folklorystycznych, Festiwali i Sztuki Ludowej (PS CIOFF). 

Osiągnięcia za 2016 rok w rankingu rocznym Komisji ds. Tańców Polskich:

Kategoria I - Najlepsza para roku 2016 -Jan Wójtowicz i Milena Cholewa, trzecia para roku

Szymon Piskorek i Karolina Kowalczyk

Kategoria III - Najlepsza para roku 2016- Kacper Cholewa i Zuzanna Grabek

Kategoria II - III para roku 2016 Michał Kułaga i Aniela Kapłon

Zespół Pieśni i Tańca POWIŚLE w kategorii I i III został uznany za najlepszy Zespół roku 2016, a Anna Rolska w tych kategoriach otrzymała tytuł Najlepszego instruktora.

W dniach 28-30 września 2018 r. odbywały się obchody 65-lecia Zespołu Pieśni i Tańca "Powiśle". Najważniejszym wydarzeniem podczas cyklu występów towarzyszących obchodom, było nadanie imienia. Od soboty, pełna nazwa grupy to Zespół Pieśni i Tańca "Powiśle" im. Kazimiery Walczak "Mamci”."

 

 

 

Ogromna radość i duma żyć i działać w mieście Puławy, gdzie taki prestiżowy, dbający o rozwój kultury nie tylko tej regionalnej zespół jest i działa. A działa od 1953 roku przypominam. 

 

Zespół Pieśni i Tańca LADO - zdjęcia ze strony lado.hr

 

Na kanwie tych tylko skromnych laudacji chórów a w szczególności naszych rodzimych chciałbym zaprezentować chór z Zagrzebia – LADO. Poniżej opis ze strony etnosytem.pl :

"Zespół Pieśni i Tańca LADO powstał w roku 1949 w Zagrzebiu, jako państwowy profesjonalny zespół ludowy. W jego skład wchodzi dziś 36 wspaniałych tancerzy, którzy jednocześnie  cudownie śpiewają i łatwo zmieniają formę z folklorystycznego zespołu tańca w reprezentacyjny chór folklorystyczny, a jego 15 profesjonalnych muzyków gra na ponad czterdziestu różnych instrumentach. W swoim imponującym choreografią i muzyką repertuarze LADO hołduje przede wszystkim oryginalnej sztuce ludowej, z czego znany jest na całym świecie. Oprócz wyjątkowej kolekcji autentycznych strojów ludowych (przez które zespół nazywany jest czasami także "Tańczącym Muzeum"), każdy koncert zespołu to swego rodzaju rewia.Sama nazwa zespołu, archaiczne słowiańskie słowo "lado", jest synonimem dobra, uprzejmości. Słowo to nierzadko pojawia się także, jako refren starych rytualnych pieśni północno-zachodniej Chorwacji."

W Polsce także koncertowali – choćby w 2009 roku we Wrocławiu czy Krakowie. Z ich bogatego i bardzo różnorodnego repertuaru postanowiłem wybrać pieść choć nie na ten czas liturgiczny bo ( Triduum Paschalne), ale ukazujące cudowną głębię dla wyśpiewywania i wyrażania także pieśni sakralnych.

 

Tu mamy pieśń śpiewaną w Wielki Piątek. Gospin plac – „Matka Boża płacze.*”

 

https://www.youtube.com/watch?v=9_WwI52ymq0&list=RD9_WwI52ymq0&index=1 

 

Album "O, Isuse daj mi suze" - "Och, Jezu, daj mi łzy*" z 2012 roku. Autorem słów jest Toma Babić (1680 r – 1750 r).W Dalmacji - Zagora, a zwłaszcza w Runovići, w procesji Wielkiego Piątku śpiewa się tą pieśń, „Matka Boża płacze”. Jest to utwór posiadający  188 zwrotek po  4 wiersze*. 

Poniżej kilka zwrotek w oryginalnej pisowni :

Poslušajte, braćo mila,

Gorku muku Gospodina

Isukrsta, Božjeg Sina,

Koju sada za nas prima.

 

 Rad našega vazda mira

On na Križu sad umira.

Vi pošteni redovnici,

Isusovi naslidnici,

 

Sada crkve porušite,

Za Isusom vi tužite,

I puk na plač probudite,

Za Isusom svi cvilite …”

 

*- dosłownie tłumaczenie translate.google.pl.

 

 

Korona Półmaratonów - W-wa 2018


04 stycznia 2019, 13:25

Cholera zagotował się .... trzeba stanąć !......……… od tego momentu zaczyna się cudowna przygoda z półmaratonem Warszawskim i wyprawą z przyjaciółmi z Belzyc i grupy mojej Multimedia Runners z Puław . Po PM Zielone Sznurowadła dostałem jak w mordę z każdej strony . Za grubo się ubrałem to raz , buty już nie amortyzowały a na dodatek na 12 km wypiłem zieloną butelkę zamiast niebieskiej i mnie na 15 km ścięło ... Głupi byłem i tyle - ale amatorowi trzeba wybaczyć - wybaczcie. Jeden trening z Królem Korony Polmaratonów edyszyn 2017 uświadomiła mi podstawowe błędy jakie zrobiłem i usłyszałem sporo ważnych porad . Z tym w głowie poczyniłem zakupy - nowe buty, nowe spodenki, nowe skarpety biegowe przecież w Stolycy trzeba jakoś wyglądać . Cóż mordy nie zmienię ale przy tylu biegusiow to będę inkognito.1 4000 ludzi - obłęd , szaleństwo a za razem ogromna odpowiedzialność organizatorów .

Punkt 6 rano podjeżdża Ford pod Lidla , to Asia i Piotr z Bełżyc . Pakujemy się do auta . Paweł Bo , Ewunia, Jakub i ja . Drzwi się zamykają i zaczyna się podróż ku niewiadomemu. Piotrek dobrze prowadzi , humory dopisują , rozmowa jak wśród najlepszych przyjaciół . Ranek chłody , rześki, ale wiemy ż o 10 będzie gorąco z emocji i podniecenia . Kilometry lecą zaprzyjaźniamy się coraz bardziej . Asia i Piotr to cudowni ludzie o ogromnym sercu ! Zrobiło się ciepło i samochodowi tez robimy przerwę pod Góra Kalwaria . Mamy czas - delektujemy się porankiem po zmienię czasu słonecznym . Już wiemy , ze będzie to dobry bieg , dobry dzień! Parkujemy około 1 km od depozytów . Mamy czas wiec rozglądamy się i poznajemy historie Fortu i bramę straceń . Wisła leniwo patrzy na nas - zionie na nas chłodem . Sporo policji sporo ruchu coś się dzieje ! Idziemy ba start pomału . Ja jak amator bo w takich biegach nie brałem udziału nie tylu biegusiow . Eszelon ciężarówek depozytowych masa namiotów do przebrania , morze biegaczy . Zatkało mnie , zamurowało - ale zachowuje się jakby to była norma i nic nadzwyczajnego ... sam siebie okłamuje ...Zimno , a mam bluzę i długie cieplutkie spodnie dresowe . Kur.... trzeba się przebrać na krótko na bardzo krótko . Zęby zaciskam i już na krótko przebrany. Razem z Pawłem Bo szukamy swojego miejsca ... jest Kuba trenuje - idziemy do niego i robimy rozgrzewkę . Biegamy kołeczka czuje coraz większe podniecenie, stan imprezy mi się udziela , dopamina daje na maxa. Spotykam Danuśke z córką ! Co za spotkanie !! Daje powera . Drze w mikrofonie by ustawiać się na swoje strefy . Podążam na 2:10 i tam się ustawiam . Spotykam Ludwin i Grzesia i tak startujemy . Bum , pach , bach poszło . Cała rzeka biegusiow ruszyła - jedni tylko po kasę , drudzy po wynik , inni po sprawdzenie siebie , inni z przypadku. Ja miałem cel - ważny cel osobisty . Liczę ze złamie 2:10 - muszę . Słuchawki na maxa i śmigam w tym nurcie biegusiow . Nogi bolą , Polmaraton z Puław się odzywa - 2 tygodnie to mało ? Nie ma użalania się nad sobą !!!!!! Lece , mięśnie się rozgrzewają i ból mija i nogi już grają tą samą melodie co głowa . 4 km co jest głód mnie dopada ?! Nigdy tak nie miałem . Ewa przewidziała to i dała mi krówkę - święta krówka . Łapczywie zjadłem . Głód ustał i to nagle . Biegnę ale czuje ze czas na „jedynaczkę”. Pierwszy wodopój i zaliczam wszystko . Pije ,chłepce wodę i śmigam dalej . Trasa niewymagająca ale bardzo barwa i ciekawa . Co chwile ludzie kibicują , co chwile kapele rokowe grają cudowną muzę . Martwi mnie tylko coraz większa ilość osób , którzy nie biegną tylko idą . Co jest pytam się siebie ?! Przecież to dopiero początek ! Stabilizuje tempo na poniżej 6 min/km i lecę . Mijam Andrzeja i dawno dawno nie widzianą koleżankę ze szkoły średniej z Kołobrzegu. Prawie się popłakałem jak dobiegłem do nich . Wiem ze biegły Gdynię i tu nie odpuszczają i cisną dalej ! Tytanki biegów . Kilka ciepłych słów , buziak i z ciężkim sercem wyprzedzam je . Warszawa jakaś inna, miła przychylna , ciepła. 8 km doganiam koleżankę Gosie z grupy FB . Gosia Rebeliantka daje mi mega kopa !! Do 16 km nic nie boli nic nie potrzeba . Na 13 km mijam super maskotki i most . Jak w Hameryce . Widoki na ludzi na Warszawę zatykają . Czuje ze to co robię , to właściwe , te tysiące wybieganych km wartościowe i w słusznym celu !! Wpadam do parku na 16 km , czuje lekkie zmęczenie , chwytam łapczywie banany , cukier w kostkach ! Popijam i znów cukier !! Jak ja go potrzebowałem . Leje wodę na chustę ,na głowie na klatę na plecy . Jestem mokry ,jestem zgrzany , jestem szczęśliwy , jestem sobą . Wiem ze reszta z mojej grupy MR to już przy mecie są mocarze . Nawet im nie zazdroszczę , choć wiem ze to Ich kosztowało tysiące km potu i łez . Skupiam się na ostatnich 5 km . Para przede mną ma spokojne tempo coś koło 5:58 - trzymam się ich . He he he na te ze ryja pcham między nich . Przyjęli mnie jak brata i lece do tunelu. Ja pierdele 19 km to już jest to , już go mam , już zwyciężyłem !!!!!!! Matko Biska znów to robię ! - tunel jednak jest cwany i mnie stopuje muszę podejść choć 60 metrów . Idę , idę !! Nie !!! Jakie chodzenie !! Tu się biega !! Słoneczko mnie wita na końcu tunelu . Wiem , ze wygrałem , wiem ze Zyciowka . Wiem Tooo. Oczy się pocą !

Widzę metę , widzę że potrafię . Na spokojnie biegnę , 300 , 100, 10 metrów . Ręce do góry !!!! Jest !!! Matko Boska jest !! I czas POPRAWIONY o ponad 7 minut . Wygrałem sam. Sobą . Mam pretensje - może trzeba było szybciej - tak na 2:03 ?? Ale to mija ! Nie do opisania stan . Idę po medal , taki dumny taki wymęczony, taki szczęśliwy ...jest wisi na szyi !! Jest mój !!! duma , mówię do sie ty Skrzacie dałeś rade !! Paweł krzyczy i przywołuje mnie do grupy .Wszyscy prócz mnie złamali i to mocno 2 godziny . Padały życiowki i wielkie gratulacje . Nie czuje się gorszy . Czuje się tak samo ważny i szczęśliwy . Spławik , Mateusz ,Ewcia, Asia,Piotr,Wojciech Kuba, Paweł to czasy w okolicy 1:40 -1:55! Wielki szacun dla nich  Znajduje czas na spotkacie z piękną Rebeliantką , Lidią i koleżanką . Zbyt krótkie ...

 

Organizacja /atmosfera / klimat / odżywianie na 10/10 !! Brawo PZU Warszawa Półmraton !

Wielkie i szczególne podziękowanie dla mojej grupy MR i przyjaciół z Belzyc- Asi i Piotra za przygarnięcie nas z Puław . Jesteście wspaniali 

Ciekawostki roślin cz.1


02 stycznia 2019, 14:01

Kilka ciekawostek  z życia roślin 

 

Pomidor zwyczajny  - pyszczmy i bajecznie czerwony.  

 

pomidor zwyczajny - zdjęcie Internet

Jak wiemy przypłynął do nas z Ameryki ,zza wielkiej wody na początku XVI wieku. Sprowadzony i uprawiany był  jako roślina ozdobna. Przez dziesiątki lat nie były jego owoce jadane. Ba uważano go jako roślinę trującą. Ku temu popychała także sama nazwa łacińska co w wolnym tłumaczeniu oznaczała -wilcza brzoskwinia. Od razu kojarzy nam się  wespół z rośliną wilczą jagodą . I z takim przesądem przypłynęła do nas z Ameryki.  W naturze dalej można spotkać pomidory choćby w Ameryce Południowej czy Meksyku. Jego mnogość zastosowań stawia go na pozycji niezastąpionego w kuchni Czy wyobrażamy sobie teraz kuchnię bez pomidorów? Ja – nie !

 

Skąd nazwa Brazylia? I co ma wspólnego ze światem roślin ?

 

Brezylka ciernista - zdjęcie Internet

 

Bardzo dużo. Ponieważ świeżo zagarnięte ziemie przez kolonistów Portugalskich na terenie Ameryki Południowej w lesie deszczowym swą nazwę zawdzięczają pierwszej rośliny eksportowej jaką jest Brezylka ciernista. To unikatowe drzewo ( teraz już bardzo rzadkie) było eksportowane na Stary Kontynent z powodu jego drewna. A idąc w szczególny dla barwnika otrzymanego z jego drewna. To bardzo trwały kolor czerwony używany do farbowania tkanin używane choćby przy szatach biskupich i kardynalskich.  Mało tego – świat muzyki nie byłby takim jakim jest. Tylko z tego drzewa wyrabia się najlepsze smyczki do wszystkich instrumentów muzycznych smyczkowych. Na tą chwilę także muzycy z całego świata przyłączyli się do działań na rzecz ochrony tego drzewa i odtworzenia zasobów.

 

Ziemniak – na surowo nie bardzo…

 

 

ziemniak-  zdjęcie Internet

 

Podobnie jak pomidor należy do  rodziny psiankowatych ( jak choćby na to pomidor, papryka, bakłażan, do popularnych używek należy tytoń szlachetny, stany odurzenia powoduje lulecznica i bieluń, wiele gatunków wykorzystywanych jest leczniczo). Sprowadzony z Ameryki  w XVI wieku. Bulwy w stanie surowym mogą powodować poważne problemy zdrowotne. Po obróbce cieplnej jak np. gotowanie czy pieczeniu staje się smacznym. Owy ziemniak chyba ma największe  zastosowanie w gastronomii. Natomiast w Europie był hodowany głównie jako roślina ozdobna. W niektórych krajach nazwany został – bulwa belzebuba. Piękne kwiaty ziemniaka były niejednokrotnie dekoracją salonów czy ogrody.  Popularność w Europie a szczególnie w  Prusach ( Niemczech) wręcz z nakazu uprawiania była za panowania Fryderyka Wielkiego. Tam na masową skalę uprawiano te ziemniaki już nie dla pięknego kwiatu lecz jego bulw. We Francji natomiast jego rozpowszechnieniu najpierw na stołach królewskich, książęcych magnackich i całej reszty społeczeństwa przysłużył się kucharz nadworny Marii Antoniny i Ludwika XVI Alex Parmentier, który eksperymentował , tworzył dania z niego które przekazywał i każdy mógł z tej bulwy zrobić pożywny posiłek.  Przywołując jeszcze Marię Antoninę w kontekście ziemniaka to należy podkreślić, że królowa uważała kwiaty  tej rośliny za piękne i ukwiecały jej suknie.

Ciekawostką przemawiającą za tym ,że ziemniak nie był popularny w Anglii było to ,ze królowej Elżbiecie nie podano ziemniaka w postaci ugotowanej tylko sałatki z liści surowych. Nie ma się co dziwić, że łęciny nie smakowały zbyt dobrze. Natomiast był on głównym żywicielem w epoce rewolucji przemysłowej, gdzie głównym posiłkiem społeczeństwa był właśnie ziemniak. Nazywany rośliną głodową – dzięki spożywaniu ziemniaka ludzie mogli przeżyć czas głodu.

Doczekał się dwóch pomników w Polsce – stalowy w Biesiekierzu pod Koszalinem i kamienny  w Poznaniu.

Pomnik ziemniaka w Biesiekierzu - zdjęcie Internet

 

Pomnik ziemniaka w Poznaniu -zdjęcie Internet

 

Mnogość jego wariantów w kuchni jest nieograniczona przez zwykłe ugotowanie czy upieczenie ,frytki, chipsy, zapiekanki, sałatki, czy mocny alkohol. Kto z nas za młodego nie jadał ziemniaków pieczonych w ognisku? Mniam. 

 

Czas zadumy nad Wigilią...


27 grudnia 2018, 20:17

Święta znów z daleka od rodziny.

Nie tej własnej najważniejszej – ale od matki, ojca, brata, siostry czy teściów, szwagra. Tak bywa – tu już drugi raz się zdarzyło. Nie poczułem tych świąt tak wewnątrz ( choć ??? – później o tem) jak kiedyś za gnoja , jak się czekało na kwaśne kubańskie pomarańcze, jak się szło z ojcem na ogródek i od rana wędziło się w dymie wiśni, jabłoni z naszego mini sadu. Ach co to były za czasy. Ten czas przygotowań. Pamiętam 2 tygodnie wcześniej do plastikowej beczki wkładaliśmy, boczki  i szynki by poleżały w zalewie z tydzień, może ciut więcej. Takiej na jajko zalewie. Świeże jajko z kurnika. Musi pływać w zalewie. Tak oto dobierał tato stężenie soli. Jak unosiło się na zalewie to dodawał przypraw jak liść laurowy, pieprz, majeranek, jałowiec ( bardzo ważne bo ma własności bakteriobójcze) czosnek, ziele angielskie. Układaliśmy warstwami i zalewaliśmy. Na balkon – a wtedy w latach 80 to i zimy były w śnieg i niech się kitrasi. Potem za tydzień  lub ciut dłużej wyjmowanie obmywanie i pakowanie w rajstopy i wiązanie szynek. Teraz to siateczka po szybkości – ja nauczyłem się wiązać i krępować szynki dratwą. Trochę do obsuszenia i z rana do ogródka - do wędzarni. Tam cały rytuał – jak mi tego brakuje .

współczesne wędzenie z kolegami kiedyś tam

 

W kuchni mama i siostra i brat szykowali dania. U dziadków zabużanin jeszcze inaczej. Takie placki na serwatce z sodą smażone na masełku – grube- wrzucane do kwaśnego mleka z makiem i cukrem. Uwielbiałem!  A w domu kiedyś trzy zupy obowiązkowo – grzybowa, barszcz czerwony i owocowa….nigdy karpia tylko bałtycki dorsz – w końcu wychowaliśmy się tak blisko morza….

Teraz już inaczej , teraz to sobie zamówić możesz i masz catering. Co chcesz – ryba taka, siaka, sraka, pierogi z tym ,tamtym – tylko nie ma najważniejszego w tym – oczekiwania na JEGO. Obdarte z uczuć zastąpione krzykliwymi reklamami z marketów, nęcącymi do końca promocjami i uganianiem się za nie wiadomo czym. Pogrążenie tradycji, zwyczajów i ducha świąt. Zakopanie pod ziemią i poklepanie łopatą by już nigdy nie wyszły… Płaskie życzenia, od cholery,  jakiś głupie łańcuszki, masa  wierszyków na poziomie 1 klasy podstawówki czy ostro iluminujące fotografie pełne przepychu. Utopia. Pogarda tym co nasi ojcowie i dziadowie żyli i wyczekiwali. Ci co na wojnach ,co w zaborach, co w okupacji. Ci co podczas I wojny światowej w tym dniu – Bożego Narodzenia – wyszli z okopów życząc sobie lepszego jutra i by ta wojna się skończyła…( niestety nikt z tej grupki nie przeżył ). Zarżnięto to święta już dawno. 

Te choć moje to Pasterka. Nigdy dotychczas tak cudownie nie wyśpiewaliśmy ją z Chórem Brata Alberta ( moje zdanie). Poczułem w sobie to co dawno we mnie zostało przykurzone i skryte. Dotknęło i dało siłę i nadzieję.

Nie szykowałem dużo, ot tyle co potrzeba i na nasze możliwości. Można na zdjęciu zobaczyć .

Skromnie z czytaniem Pisma Świętego i Antosiem z jego pierwszymi świętami. Kolęd kilka wyśpiewanych by synek poszedł spać zamykając ten czas wigilii o 18. Gwiazda była, prezenty też. Rodzina przy mnie i we mnie a oni ze mną i ja w nich. To najważniejsze.

Niech wam się szczęsci na ten nowy rok....

 

Pośpiewane.......


21 grudnia 2018, 12:12

Pośpiewane

Można było by powiedzieć do kotleta i na tym zakończyć ten wpis. Ale…….

Firmowa impreza wigilijna zamknięta w stylizowanym na lata 20 XX wieku budynku , który jest nie tylko hotelem, restauracją, miejscem spotkań kulturowych ale także browarem i modnym słowem spa. A czy pamiętacie co to oznacza ? - sanus per aquam – uzdrowienie przez wodę. Tu mamy wersję bogatszą w tym hotelu, taką na sterydach – czyli SPC – sanus per cervisiam.

W repertuarze ćwiczone przez kilkanaście tygodni piosenki i kolędy. Występ Alicji z naszym suportem.Piosenki o tematyce świątecznej polskie i zagraniczne. Wachlarz zarówno przesłań, treści jak i bogatości w formę muzyczną. Tu na pianinie tylko lub aż w aranżacjach dyrygenta. Te polskie jakoś naturalnie lepiej we mnie wchodziły i wychodziły. Bo to nie jakieś tam Pada śnieg Antkowiaka tylko kaliber poważniejszy. Skaldowie  i ich Z kopyta kulig rwie, który zamknął część przygotowaną przez nasz zespół Prowokalni a zarazem otwierający śpiew tradycyjnie i tradycyjnych kolęd wraz z biesiadnikami. Przybora i Jopek – Na całej połaci śnieg to istne epitafium dla tego cudownego okresu zimowego wraz z naszym życiem w nim. Piękny głos Alicji oddał wszystko co mogła piosenka przekazać! Genialnie!

Ale od początku. 

Wszyscy przybyli z wokalistów wraz z szefem Michałem. Rozkłada sprzęt. Panie z zespołu tak cudownie pięknie, tak cudownie kobiece, tak cudownie zauroczyły i wprowadziły magię występu ,że musiało się udać! A czy się udało ? No jasne! Choć podobno słychać nas na końcu sali nie było zbyt dobrze. Takie uroki śpiewania w restauracjach. Chwila podniosła, choć to był tzw. opłatek firmowy znanej puławskiej firmy to dało się odczuć namiastkę świąt. Miłe przemówienia zarządu jak i księdza dopełniało tą atmosferę. W tym wpisaliśmy się my. Poprawiłem krawat którego nie miałem, odchrząknąłem. Rzut oka na zespół na salę – zaczynamy.

 Początek występu to nie łatwa bo a cappella kolęda ukraińska Szczedrik. Wybornie wyszła!- to podniosła kolęda ( wręcz heroiczna wyśpiewana z takimi emocjami)  a jej motyw muzyczny przewija się w wielu filmach, innych utworach muzycznych czy nawet ostatnio reklamach. By uspokoić emocje i wprowadzić Chórek zamilkł by pozostawić całą przestrzeń muzyczną i emocjonalną Alicji , która wyśpiewała tak wsuszająco Mizerną cichą. Z tą kolędą jeszcze za księdza dyrygowany chór brata Alberta z Puław miał problem bo ta wersja 4 głosowa jakoś się nie sklejała, może dlatego, że występowały trytony – czyli diabły w muzyce – heh.

Zapadła cisza i pierwszy wyśpiewany takt utwierdził w przekonaniu mnie, że Ala to klasa sama w sobie – genialnie!. Wyruszająco i dające do myślenia emocje zaśpiewane zmuszały nad choć krótkim pochyleniu się nad tym co przeżywać będziemy w Boże Narodzenie.

 

Po chwili przerwy i złapaniu łyka wody i łyka myśli przystąpiliśmy do dalszej części występu. Zaczynamy od wspomnianej Na całej połaci gdzie i ja mam jeden wers do wyśpiewania, wyszło cudownie.  Po tej melancholii przeszliśmy do zagranicznych  utworów. Na pierwszy ogień White Christmas z naszym chórkowym tapaniem ( hahah) i jeszcze bardziej żwawy utwór Santa Claus is coming. Tu już razem śpiewaliśmy ale Alicja z prowadzącym głosem. Publiczność mimo jedzenia obiadu to reagowała nawet brawa biła jak się im podobało. To krzepi!  By po tej szarży szwoleżerów w postaci wyśpiewanych utworów przyszedł czas na refleksję. Piosenka bardzo dotyka, czuła, emocjonalna z olbrzymim ładunkiem uczuć wybrzmiała z ust Alicji – Cicha noc. Chylę czoła nad tak trafionym emocjonalnie zaśpiewaniem utworze. Nie łatwym, nie sztampowym. 

Po tej chwili zadumy technicznie nie łatwy utwór - Winter Wonderland. Cóż to jest dla Izy i Ali? Betka. Takie głosy i takie artystki z naszą pomocą w tle wyśpiewały wzorcowo. Syneria dwóch znanych piosenek z nietuzinkowej arażnacji! Brawo! 

Zamykamy występ naszym rodzimym kuligiem – mocno cwałującym kuligiem. Śmiem twierdzić, że Skaldowie mogą się od nas uczyć tej piosenki. Bardzo lubię ten utwór a nasze wykonanie było cudowne. Bez żadnej aranżacji – śpiewaliśmy jak oryginał nakazuje. Hej !!

Potem były już śpiewy z biesiadnikami tradycyjnych kolęd.

 Po 18 godzinie życzyliśmy sobie spokojnych i rodzinnych świąt. Trochę smutno bo się nie będziemy widzieć „rok”. Lecz już mamy nakreślone nowe wyzwania i poważne cele. Oby nie zabrakło czasu, chęci, pokory i entuzjazmu.

 

Wracamy do przeszłości...


18 grudnia 2018, 10:20

Stało się! Nie wierzę ! Ale jednak !

Od piątku, od wyjścia z biblioteki z pomarańczarni- chodzę struty jak mało kiedy. Struty w duszy bo ciało już dawno otrute przez te byle jakie i ignoranckie czasy.

Jak zawsze z ochotą podążyłem do tej ostoi normalności, bytu świetlanego, pełnego powagi, pozytywnego patosu , górnolotnych emocji i uczuć. Miejsca jak oaza czy enklawa w której można zatopić się w miliony słów ,miliony przesłań, miliony emocji… Każda przecież książka to istna przygoda w świat romansu, historii, ważnych wydarzeń, okrutnych lat wojny, czy choćby świata fantazy. I tam byłem i zaczerpnąłem garść historii lokalnej w postaci opracowań , nad którymi zbierano informacje długo i rzetelnie. Często płacono za dostęp do nich. Tysiące godzin wertowania archiwów czy także ksiąg parafialnych, rozmów z ludźmi którzy coś pamiętają, by w najbardziej prawdziwy i precyzyjny sposób wyłożyć czytelnikowi obraz życia i historii miejscowości. Zadowolony, szczęśliwy zarazem bo Końskowola, Markuszów, Bobrowniki odkryje przede mną swoją często smutną historię. Historię ludzi, historię wojen, zmian lokacyjnych,, historię parafii. Tak zadowolony już miałem iść do bibliotekarki by zapisała na moje konto książki gdy kątem oka spojrzałem na fotografie w formacie A3 Puław i okolic.

Tu się zatrzymałem i z ochotę podchodziłem do każdego rozkroku trzymającego na swoich ramionach kolejne zdjęcie. Bardzo ładne ujęcia, świetne obiekty fotografowane. Miło i przyjemnie się zrobiło bo autor czy autorzy tych zdjęć  mieli poczucie estetyki, znali obiekty fotografowane – pewnie znali choć podstawową  historię tych miejsc. No to szukam, kto zrobił fotografie i……………nie mogę znaleźć, patrzę w stopkę , patrzę zza fotografię, patrzę obok – nic – NIKOGO znaczy żadnego nazwiska czy nawet imienia. Co do cholery?!

Czar prysł, idę do następnego zdjęcia, też nikogo, i tak dalej i dalej. Wszystkie zdjęcia anonimowe…..Ostatnia deska ratunku dla ciekawskiego czytelnika i zapytanie pani. Lekko zmieszana pytaniem , które jestem przekonany nikt nie zadał jej wcześniej ,mówi  że nie wie kto. Chyba studenci   III Wieku…  I na tym styku kuriozalnej sytuacji zrozumiała, że jest ta sytuacja co najmniej dziwna i nie na miejscu. Właśnie tu w bibliotece w tym fundamencie, gdzie idąc do niej szukamy świetnego pióra autorów, znamy ich styl i czekamy na kolejne ich książki. Pomijam książki techniczne czy encyklopedie choć i tu szukamy   znanym nam autorytetów. Ot choćby prof. Miodek w filologii polskiej , prof. Krzysztof Meissner w świecie fizyki, dr. Bajtlik w astronomii, czy bracia Kurmaz w konstrukcjach inżynierskich. Także szukamy i rozpoznajemy i wiemy, że książki są wartościowe i ich wypożyczenie będzie trafione. A tu ? 

Co to jest…. Anonimowość ?? Tam gdzie nie może jej być? Czyżby za dużo RODO się autorzy się osłuchali? Czyżby na pewno chcieli zostać no name?

Załamałem się tym faktem. Myślałem, że tam nie dotrze ta odarta z osobowości rzeczywistość, która panuje już w urzędach, w stacjach krwiodawstwa, w szpitalach.  Kurde jak będą pisali o nas kroniki i pamiętniki?  Przecież do XIV wieku dla Lubelskiego był problem z uzyskaniem danych ze źródeł pisanych. Wszystko było przekazywane ustnie. Później już mieliśmy dzięki kronikarzom , skrybom, braciom zakonnym (oni umieli pisać i czytać) wiedzę o naszej historii i ta historia KOGOŚ i o KIMŚ była. Opisywała życie i wydarzenia  choćby naszych władców, ale i także powstało z historii współcześniej dość dobrze już opisana żołnierzy wyklętych czy kaniowczyków. Wiemy ,kto gdzie walczył , co z nimi się działo….

 Historia stała zawsze za osobami i to ludzie ją kształtowali i tworzyli a i także niszczyli to co było stworzone. Jak to się ma do tych czasów analfabetyzmu osobowego? Co napisze kronikarz choćby OSP na Suwalszczyźnie odnoście akcji gaszenia stodoły?

Pan X lub Pan o numerku 123 zwrócił się do pana Y o numerku 456 by pojechać do gospodarza Z by ugasić pożar. Zgłosił pożar chłopczyk AA ,który z kolegą EE byli na polu i bawili się .

Ja osobiście jestem zasmucony tym faktem, wypowiadam się tylko za siebie i nic nie imputuje.....

Co to jest? Tak to ma być ? Fala anonimowości w sieci, anonimowość w życiu, przecież to my teraz kreujemy rzeczywistość i świat. Ja jak rebeliant stoję za barykadą normalności i świadomej mojej egzystencji z imienia i nazwiska – Paweł Ciechanowicz syn Stanisława. W moim bloku tylko ja jestem na liście mieszkańców wypisany – ba! sam się wpisałem.. reszta jest anonimowa i chyba chce być anonimowa…… A i coraz częściej na listach startowych biegów amatorskich pojawia się – anonimowy biegacz lub tylko numerek. 

 

Zdjęcia - internet.