• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Najnowsze wpisy

< 1 2 3 ... 40 41 >

Moje śpiewanie

Śpiew chóralny a w szczególności sakralny należy do tych przeżywających wielkie emocje i stany uniesienia . Śpiewałem w zespołach , chórach mieszanych , „cywilnych” i sakralnych . Już będzie 10 lat. Oczywiście jako bas. Gdzie mi najbliżej ? Do wschodniego chóru męskiego. Tam bym się całkowicie odnalazł i takie mam swoje małe marzenie . Kiedyś być może się spełni ? Kto wie. Nieustannie czerpię radość i przeżywanie w śpiewach chóru sakralnego w Puławach. Od wielu lat w parafii św brata Alberta, od lat jest pięknie.

02 lutego 2025   Dodaj komentarz
chór  

Chłopskie wiatraki....Pogórza

 

 

„Do czasów średniowiecza, jedynymi urządzeniami służącymi do przemiału zboża na terenie Polski, były żarna obrotowe. W wieku XII zaczęły pojawiać się pierwsze młyny wodne, a pod koniec wieku XIII zaczęto wznosić również wiatraki. Upowszechnienie obu typów młynów nastąpiło dopiero w okresie Odrodzenia. Młyny wodne od początku posiadały przewagę nad wiatrakami. Były bardziej wydajne i w mniejszym stopniu uzależnione od warunków klimatycznych. Dlatego budowano je wszędzie tam, gdzie poz-
walały na to warunki. Natomiast na terenach nizinnych, pozbawionych większej ilości rzek i strumieni, z konieczności wznoszono również wiatraki. Pomijając Nizinę Sandomierską i okolice Krakowa, na południe od Wisły wiatraki w zasadzie nie występowały, gdyż
istniały tu dogodne warunki do zakładania młynów wodnych. Z tej też przyczyny na terenie Pogórza, obejmującego okolice Strzyżowa, Brzozowa oraz znaczne obszary jasielskiego, gorlickiego, krośnieńskiego, a częściowo również sanockiego, do drugiej połowy XIX wieku wiatraków nie budowano. Sytuacja ta uległa zasadniczej zmianie na początku XX wieku. W ciągu krótkiego okresu czasu zostało wybudowanych setki nie-
wielkich wiatraków, które w wielu wsiach znajdują się w każdym
zasobniejszym gospodarstwie. Gwałtowne zainteresowanie się budową wiatraków było podyktowane wieloma czynnikami, przy czym najważniejsze były warunki ekonomiczne, w jakich znajdowała się wówczas wieś pogórzańska. Przeludnienie i duże rozdrobnienie gospodarstw oraz brak rozwiniętego przemysłu leżały u podstaw tradycyjnego sposobu gospodarowania. Mimo dużej ilości młynów wodnych, których moc przerobowa była w stanie w całości zaspokoić zapotrzebowanie ludności w zakresie tego typu usług, 70 proc.
ziarna spożywanego w gospodarstwie wiejskim było przerabiane w domu na ręcznych żarnach. Tradycjonalizm ten wynikał z konieczności. a nie przywiązania do tradycji. W rozdrobnionych, z reguły wielodzietnych rodzinach dotkliwie odczuwano brak dostatecznej ilości ziarna. Nawet w gospodarstwach najbogatszych oszczędzano mąkę, dodając do rozczynu chlebowego tłuczone. gotowane ziemniaki. W tej sytuacji przemiał zboża w młynie, gdzie jako wynagrodzenie pobierano 10-15 proc. ogółu przerabianego ziarna, był zbyt kosztowny. Obróbka zboża na żarnach ręcznych należała jednak do prac najbardziej uciążliwych i czasochłonnych w gospodarstwie. Dlatego z chwilą pojawienia się na tym terenie pierwszych niewielkich wiatraków, wzbudziły one powszechne zainteresowanie.
Wiatraki budowane na Pogórzu różniły się zasadniczo od tego
rodzaju urządzeń występujących na terenie Polski północnej i środkowej. Przede wszystkim nie miały one większego znaczenia usługowego, gdyż przerabiane w nich ziarno przeznaczone było głównie na wewnętrzny użytek gospodarstwa. Jeżeli zdarzyło się, że przyniósł do przemiału zboże sąsiad czy krewny, najczęściej właściciel
obiektu nie pobierał za to wynagrodzenia. Zresztą wiatraki te nie mogły być traktowane jako urządzenia usługowe dla szerszego grona klientów, gdyż posiadały niewielką moc przerobową. Pojawienie się pierwszych wiatraków było następstwem kontaktów miejscowej ludności z szerokim światem. Szczególne znaczenie miała tutaj reemigracja z Ameryki, przemarsz obcych wojsk i udział mieszkańców Pogórza w działaniach wojennych I wojny światowej. Stąd też niektóre z nich są wyraźnym naśladownictwem znanych już wcześniej wiatraków na terenie Rumunii i Rosji. Według informacji z okolic Strzyżowa, konstruktorami pierwszych młynów wietrznych byli jeńcy wojenni. Bardziej konkretne są informacje wskazujące, że pierwsze turbiny wietrzne były budowane przez reemigrantów z Ameryki.

Zasługą rodzimych cieśli - samouków i konstruktorów była ewolucja. jaką przeszły wiatraki na Pogórzu w swej krótkiej historii. Górzysty teren, o gwałtownych, często zmiennych wiatrach, zmuszał ich do wprowadzania zmian konstrukcyjnych, które dostosowywały obiekt do miejscowych warunków klimatycznych. Bardziej zdawała tutaj egzamin turbina wietrzna, toteż - szczególnie w południowej części Pogórza - starsze typy wiatraków skrzydłowych zostają przez nią, względnie jej mutacje, wypierane, W tych okolicach, gdzie rzeż ba terenu jest mniej zróżnicowana najczęściej występowały wiatraki kozłowe w kilku charakterystycznych odmianach. Ważną przyczyną sprzyjającą rozpowszechnianiu się wiatraków była ich prosta konstrukcja i niewielki koszt budowy. W każdym gospodarstwie można było znaleźć potrzebną na wybudowanie obiektu ilość drewna (desek, żerdzi). W wyposażeniu wiatraka najistotniejszą częścią były kamienie żarnowe. W większości wypadków zainstalowano tutaj kamienie wyjęte z posiadanych żaren ręcznych.

 

Tradycyjny dotychczas przemiał zboża. czysto prywatny i nie usługowy charakter wiatraków oraz niewielki koszt ich budowy, były przyczyną powstania na Pogórzu w przeciągu kilkudziesięciu lat około sześciuset wiatraków. Ich rozpowszechnianie się następowało nierównomiernie na całym obszarze. W okolicach Brzozowa i Krosna były popularne już w latach dwudziestych bieżącego stulecia. W okolicach Gorlic w tym samym czasie należały jeszcze do rzadkości. Często na terenie gminy, w jednej wsi, wiatraki były powszechne, gdy w innych zaczynano je budować w kilkadziesiąt lat póżniej. Podyktowane to było czasami odmiennymi warunkami klimatycznymi, jakie w danej okolicy występowały. Np. w Ropie (okolice Gorlic), w końcu lat dwudziestych zaczęto budować koźlaki, lecz nie zdawały one egzaminu. W latach trzydziestych wypróbowano tutaj inny typ wiatraka. który szybko się rozpowszechnił.

Lata po drugiej wojnie światowej przynoszą gwałtowny spadek liczby młynów wietrznych. Szybka industrializacja wsi i związany z nią wzrost wymogów co do sposobów odżywiania się były przyczyną omal całkowitego zaniechania produkcji mąki w wiatrakach.
Coraz rzadziej przerabiano tutaj również ziarno na paszę dla zwierząt domowych, gdyż rozpowszechniające się w tym czasie młynki o napędzie elektrycznym dokonywały przemiału szybciej i były łatwiejsze w obsłudze. Jedynie we wsiach i przysiółkach położonych na uboczu i pozbawionych elektryczności, w dalszym ciągu, aż do
lat sześćdziesiątych wiatraki były jeszcze budowane. Obecnie młyny
wietrzne na terenie Pogórza są już faktem historycznym, nie posiadającym większego znaczenia we współczesnym życiu gospodarczym
wsi. Z istniejącej do niedawna. wymienionej liczby sześćset wiatraków przeszło trzy czwarte uległo całkowitej zagładzie. Większość ze
znajdujących się tutaj około stu dwudziestu obiektów posiada zdekompletowane wyposażenie wnętrza, brak skrzydeł, mocno zniszczony budynek itp.”


Cytat z “Chłopskie Wiatraki Pogórza”.Redaktor: Jerzy Czajkowski
Opracowanie techniczne: Zygmunt Klatka

 

 

15 września 2024   Dodaj komentarz
młyny i wiatraki  

Szlakiem młynów i tartaków wodnych na...

Szlakiem młynów i tartaków wodnych na rzeczce Granica ( gm. Baranów)


Młyny wodne...

Całe szczęscie w Województwo Lubelskie jak i Ziemia Puławska niesie na sobie wiele rzek wielkich jak Wisła,czy Wiperz. Rzeczek miejszych ,pięknych ponad wszytko jak Kurówka,Bystra,Bylina, Bochotniczanka, Granica,Potok Witoszyński . Czy malutkich w skromności strug wodnych ciągnących się przez łąki,pola i ugory jak Wielki Pioter ,czy Rabik. Wszytkie je łączy to ,że człowiek na stulecia całe potrafił z tej wody korzystać. Nie tylko do zasilania pól i łąk,nie tylko jako woda dla bydła,nie tylko jako miejsce prania ,czy kąpieli. Umiał z wiedzą ojców Cystersów wykorzystać knąbność jej nurtu a jak była leniwsza trochę zbudować jej spiętrzenia i wylać stawami by ...właśnie właśnie ....dać napęd młynom ,tartakom,foludszom wodnym.

Dziś mapka odwiedzonych przeze mnie miejsc pomłyńskich i młyńskich na rzeczce Granica ( gm. Baranów).

Link do mojego kanału YT:

https://www.youtube.com/@izkpaw

 

15 września 2024   Dodaj komentarz
młyny i wiatraki  

Szlakiem młynów i tartaków wodnych na...

Szlakiem młynów i tartaków wodnych na rzece Bystrej

Całe szczęscie w Województwo Lubelskie jak i Ziemia Puławska niesie na sobie wiele rzek wielkich jak Wisła,czy Wiperz. Rzeczek miejszych ,pięknych ponad wszytko jak Kurówka,Bystra,Bylina, Bochotniczanka, Granica,Potok Witoszyński . Czy malutkich w skromności strug wodnych ciągnących się przez łąki,pola i ugory jak Wielki Pioter ,czy Rabik. Wszytkie je łączy to ,że człowiek na stulecia całe potrafił z tej wody korzystać. Nie tylko do zasilania pól i łąk,nie tylko jako woda dla bydła,nie tylko jako miejsce prania ,czy kąpieli. Umiał z wiedzą ojców Cystersów wykorzystać knąbność jej nurtu a jak była leniwsza trochę zbudować jej spiętrzenia i wylać stawami by ...właśnie właśnie ....dać napęd młynom ,tartakom,foludszom wodnym. 

Dziś mapka odwiedzonych przeze mnie miejsc pomłyńskich i młyńskich na rzece Bystrej. To oczywiście nie wszytkie miejsca pomłyńskie.Ciągnącej się spod Palikij,przez Maszki by ujść w Bochotnicy do Wisły.Wszytkie spotkania z młynami są udokumentowane na moim kanale YouTube jak i Facebook, czy na tym blogu.

Link do kanału YT:

https://www.youtube.com/@izkpaw

 

15 września 2024   Dodaj komentarz
młyny i wiatraki   tartak  

Młyny na rzece Bylinie. Okolice Baranowa

Dziękuję Wam wszystkim za ciepłe słowa o mojej peregrynacji po rzece Bylina i jej młynach. Dziękuję za każdą cenną informację o młynach i ich właścicielach. Zdumiony jestem ,że te 5 młynów nie otrzymało uszanowania w żadnym ,nawet skromnym opracowaniu gminy. Odwiedziłem Wasze piękne strony, jestem do tej pory pod wrażeniem przysiółka Zabór. Na pewno tam wrócę i wejdę w bród Byliny. Cudowne rudbekie ciągną się przez całą rzekę. Ukochały ją. Uzbrojony w wiedzę jaka do mnie dociera postaram się zrobić krótki periodyk ,czy wręcz broszurę Bylińskich młynów. Macie wielkie skarby zeszłej historii, ludzi i rodów młynarzy poważanych w okolicy,setek worków zboża zmielonego na kaszę ,czy śrutę oraz oczywiście mąkę. Dziś te miejsca wciśnięte w olszyny rzadko zdradzają obecność młynów wzmiankowanych już w XVIII wieku. Jeszcze raz dziękuję za pomoc i zwiedzanie razem ze mną tych miejsc.

Wszytkie moje odiwedziny miejsc na Bylinie znajdziez na moim YT

https://www.youtube.com/channel/UCGB5Vyj0jzqQ2mZAjpz000A

 

04 sierpnia 2024   Dodaj komentarz
młyny i wiatraki   Baranów Bylina Zabór   Podgórze   Zagóźdź   Łukawica  

Pływak, pływacz...młyn wodny na rzekach.......

 

Baranów to miał szczęście w specjalny rodzaj młyna. Pływaka. To skomplikowana dość konstrukcja pływająca po rzece. W XIX wieku w okolicach Baranowa były przynajmniej trzy!


Pierwsze wzmianki o wznoszeniu pływających młynów wodnych na terenie Europy, stawianych przeważnie na dużych rzekach, pojawiły się w wieku XIII. W XIII i XIX wieku na wielu polskich rzekach np.: Wiśle, Odrze, Warcie a także Nidzie, Pilicy czy Przemszy, powszechnie budowano młyny tego typu. Jednak już w pierwszym dziesięcioleciu XIX wieku pojawiły się pierwsze rządowe nakazy administracyjne, zmierzające do ich usunięcia z rzek spławnych. Likwidacja ,,pływaków’’ następowała sukcesywnie w ciągu całej II połowy XIX wieku. Źródła historyczne zaświadczają, że jeszcze w początkach wieku XX, w Polsce można było spotkać sporadycznie sprawne i pracujące młyny pływające.

 

Budowa młyna pływającego obwarowana była dawniej licznymi przepisami administracyjnymi. Przyszły właściciel młyna zobowiązany był, przed przystąpieniem do prac budowlanych uzyskać zezwolenie odpowiednich władz oraz zatrudnić inżyniera budowlanego, którego zadaniem było przede wszystkim sporządzenie planu sytuacyjnego i oznaczenie miejsca cumowania przyszłego młyna pływającego. Związane było to z uiszczeniem dość wysokiej, tzw. ,,opłaty stemplowej’’. Sytuacja taka spowodowała wytworzenie się grupy młynarzy dziedzicznych, posiadających prawo wyłącznego dysponowania młynem. Często spotykane były przypadki dzierżawienia młynów pływaków od właścicieli ziemskich, na rzecz których płacono ustalony coroczny czynsz. Na całość tej kwoty składał się tzw. ,,czynsz lancowy’’, będący rodzajem opłaty brzegowej oraz ,,czynsz wieprzowy’’ w wysokości pozwalającej na wykarmienie jednego pokaźnego wieprza. Inną formą użytkowania młyna zwanego ,,bździelem’’ była dzierżawa na podstawie kontraktu bądź prowadzenie młyna przez młynarza za umówionym wynagrodzeniem.

 

Miejsce: Dniestr (rzeka) Kołodróbka
Źródło : https://audiovis.nac.gov.pl

 

Znaczna część ,,pływaków’’ zacumowanych przy brzegach w XIX wieku rzek stanowiła własność dziedziczną włościan. Najczęściej młyny prowadzili tzw. ,,zagrodnicy’’ –chłopi posiadający gospodarstwo z niewielkim areałem ziemi uprawnej. Praca we młynie często zwiększała dochód rodziny zagrodnika, przyczyniając się tym samym do polepszenia jego sytuacji materialnej oraz zmiany statusu społecznego. Oprócz chłopskich młynów, w nurtach rzek cumowały też duże młyny pływające, stanowiące własność miast. W archiwach zachowały się też wzmianki poświadczające, iż młyny wodne były niejednokrotnie jak pisano ,,…Żydowi puszczane’’.

Najczęściej występującymi na rzekach polskich typami młynów pływających (w tym na Nidzie) były te, zaopatrzone w jedno koło napędowe oraz pojedyncze złożenie kamieni młyńskich. Pod względem konstrukcyjnym można było podzielić je na dwa zasadnicze typy. Pierwszy z nich składał się z łodzi, na której znajdowały się urządzenia młyńskie, a także koło przymocowane do burty. W drugim typie, koło wodne znajdowało się między łodzią, na której zamontowane były urządzenia, a wąską łodzią pomocniczą, na której montowany był wał koła wodnego. Do łodzi mocowano ponadto ,,młynnice’’ –budynek mieszczący urządzenia, będący lekką konstrukcją ramową, o ścianach szalowanych deskami, nakrytym dwu lub czterospadowym dachem. W ścianach umieszczano jedno okno oraz jedne lub dwoje drzwi w zależności od funkcji młyna. Młyn pływający był mocowany do nabrzeża grubymi linami oraz połączony z nim kładką, którą przynoszono zboże i mlewo. Podczas pracy ,,bździela’’ dodatkowo kotwiczono w nurcie rzeki do wbitego w dno pala oraz pali pomocniczych na brzegu. Podobnie jak we wszystkich młynach, w ,,pływakach’’ przemiał zboża umożliwiały zespoły: napędowy, transmisyjny i roboczy.

Do zaniku młynów pływających na terenie polski w II połowie XIX wieku, przyczyniło się zarówno uwłaszczenia chłopów, regulacje administracyjne jak i nowe rozwiązania techniczne w młynarstwie.

Idąc za kon-tiki.pl

 

07 lipca 2024   Dodaj komentarz
młyny i wiatraki   młyn wodny pływak baranów  

Bizona słomiany znój

Powietrze drżało. To nie z jakiś nerwów ,czy trwogi. Obcy był także i duży wiatr, siejący późną jesienią chłód i słotę. I ten śnieżny zagon styczniowego wichru także nie był.
Drżało mocno.Jak na filmach i pustyniach, jak na rozpalonym do nieskończoności kawałku poletka ugorem położonym. Jak nad piaskami błędowskich piachów w upał okrutny. Takie te drżenie było. Z nim unosił się zapach młócki pierwszego koszenia. Zażynki . Jęczmieniem odsiane pola drżały. Nad nimi unosił się zapach wakacyjnego piekącego słońca ,źdźbeł i wymłóconych przez Super Bizona kłosów. Unosiło się i drżało z tym powietrzem na ściernisku z jednej strony pola a z drugiej ciągnące tytany przyczepy już gotowych ziaren jęczmienia . Gotowych na tą kaszę perłową niezastąpionej w krupniku. Pęczaku pysznego w towarzystwie gulaszu i czerwonych buraczków. Pęczaku uwielbianego przez wędkarzy i hadziajstwo domowe. Zapach śpiewających na niespotykaną wysokość skowronków, nieśmiało stawiających kroki pierwszych boacianów. Zajadających wróbli świeżo wymłócone ziarno wysypujące się z przyczepy podczepionej do „osiemdziesiątki”. Czerwony gigant a wraz z nim na czele heder pochłaniający coraz to większe ilości zboża. Tak. Pierwsze żniwa tuż za pierwszymi majowymi sianokosami. Na mojej rodzinnej wsi czynione przez ZETKI. Niebieskie ale i niekiedy zielone koszarki do łąk, koniczyn i traw na masową skalę. Skalę ówczesnego zapotrzebowania PGR. Tych krów dojnych ,tych może i chudych miesięcy zimowych. Pasza paszą,ale siano pachniało skoszone i przewalane przez takie ustrojstwo ciągnięte za „sieścdziesiątką” palczastą w kształcie koła profilowananą,rzędową przesadzarkę siana. W domowych gospodarstwach u ziemian to dwuzębem żeśmy przerzucali pamiętam. Później jak już niczym papier suche było to pachniało tak mocno ziołami ,ziemistością łąki, słońcem i potem ojców znoju. Zbierane na wóz ,gdzie posłuszna kobyła była gotowa zrealizować każde polecenie swego pana. Tu wszystko na polach państwowych się odbywało. Mimo to coś ciągnęło mnie ,gnoja tam. Pójść ,usiąść na tej strudze przyszłego siana ,odganiając się od bąków i gzów gryzących ponad miarę miałem okazję poczuć całym sobą tożsamość pracy chłopa wykuwaną przez setki lat,radości z udanych zbiorów i tragedii z ich braku. Tej relacji tak szczególnej człowieka z ziemią. Uprawianą , dbaną,przeklinaną i ukochaną. Rodzącą i dające kary. Zapach siana ,niedawnej łąki skoszonej tak pachnącej ziołami ,jak z królewskiej apteki. Wygodnie się na sianie tym leżało . Kładłem się nie raz i patrzyłem w te chmury i niebo. Na jaskółki co celebrowały swój byt, czy zwiastowały deszcze. Wyżej w zajadłe śpiewających skowronków, czy pieruńsko szybkich jerzyków. Gdzieś pod lasem przechadzały się czaple i bociany. Klekot już mniejszy zdawał się być wyparty przez rechot żab, kumkanie kumaków i buczenie bąków. Obok jaszczurka przebiegła nie raz. A cykady i pasikoniki tak grały cudownie ,że w tym świecie pozostało tylko być i trwać .
Pierwsze pamiętam podkopy ziemniaków były w ogródku w tym czasie jak pięknym kwieciem zabłysły łęciny. Już odchodził smak truskawek a zaczynał malin i borówek. Pierwsze śliwki wczesne zastępowały w sadzie objedzone przez szpaki czereśnie. A wiśnie co tak dosadnie morusały ustan,ręce,ubrania wykręcały swoim kwaśnym bytem nie jedną buzię. Do tego wtórowały porzeczki czerwone już prawie pyszne i maliny. Tak to był czas już żniw. Palącego słońca ,ranków pełnych zasadzek na leszcza i lina na Starninie ,czy Naszym. To nieskończone ilości konewek i wiader wody pod warzywa ,pod folię. Pod dochodzące po mału pomidory,papryki i ogórki. Pod fasolkę ,groch i ogórki . Pod wytęskniony bób i grzędy marchwi i młodej cebuli. Czasu wakacyjnych wypraw po rzęsę nad bagna koło osiemnastki ,czy za obórkami . To ten czas Bizona i jego kombajnisty spalonego wakacyjnym lipcowym czy nawet czerwcowym słońcem . Ubranego w przewiewną bawełnianą koszulę zapiętą na 1 guzik.Z czapeczką z daszkiem dającym się namówić na małe zboczenie z kursu pól państwowych na rzecz obkoszenia pól rolników. Oficjalnie lub mniej. Unoszące się w powietrzu żniwa trwały dobry miesiąc, bo i zboża różne. Nie zapomnę jednego z tego czasu. To schłodzonego kompotu z rabarbaru…który dziś smakuje a wraz z nim całe wspomnienie tamtych czasów do mnie wróciło za każdym łykiem….

30 czerwca 2024   Dodaj komentarz
rodzinne strony   Bizon żniwa sianokosy Gorawino  

Jelonek...miejscowość cicha..na uboczu

 

Nic tak nie przemawia jak stare mapy.Wielkie jezioro Jelenino i malutkie przy nim jeziorko Bulow zostaje usunięte przez dziedzica tych ziem. Na mapach z XIX wieku mamy jeszcze okazję je zobaczyć. Jezioro Jelenino miało przekop , w sumie dopływ do kanału z jeziora Jeleń ciągnącego się do Krągów i dalej do ujścia młynem do Pile. Zatem nie jedna ,ale dwie strugi wodne w XIX wieku zasilały CANAL przechodzący przez Dwór Pana w Krągach. Tam jak i w Jeleniu od Średniowiecza była rodzina von Bonin. Między dwoma potężnymi jeziorami pojawia się miejscowość zatopiona o ostatek średniowiecza a w sumie erę nam znaną Wilhemshorst. Pobliski Jeleń ( Gellen) i droga jasno wytyczona do tego ustępu letniskowego świadczy o jego ważności.
Historia mi znana jednak milczy kiedy owa miejscowość Jelonek powstała. Nie ma jej na mapach z XVI wieku. Być może już zaistniała jako osada rybacka ( rybitwy) ,lub osada drwali. Może jednak letnisko ? Gniazdo lub zręb Wilhelma tak można przetłumaczyć nazwę niemiecką. Jest to miejscowość ,która nie miała w swoim byciu być wielką i okazałą.Na przestrzeni dwóch stuleci mało co się rozrosła przy jeziorze. Lecz jej byt muszę powiązać z melioracją ( redukcję dwóch jezior) zmeliorowaniem ich i w już XX wieku w ich bytach mamy moradła,torfowiska i bagniska. Tyle zostało z wielkiego jeziora Jelenino. Rowy do tej pory pełne wody, bagna i miękką ziemię. Sama miejscowość pojawia się na mapach mi dostępnych w XIX wieku. Nie posiada majątku,nie ma kościoła zatem jest służalczą miejscowością działającą na rzecz Pana. Być może letnisko przy pięknym i dorodnym jeziorze Jeleń tak brutalnie potratowanym ,zapadającym się w sobie bajorze. Myslę jednak ,że czas XIX i XX wieku i suszanie terenów dwóch jezior był czymś spowodowany. Na mapach z tamtego okresu mamy zaznaczonych wiele stodół i domów ( robotników pańskich).

 

Dlatego śmiem twierdzić ,że nie tylko kurort jeziora ,lecz raczek wydobycie surówców, wyrąb lasów ,czy upraw były zaczątkiem tej miejscowości. W 1937 roku mamy oznaczone w drodze na miejscowość i dwór Dzikie ( Dziki) takie obszary jak WARGEL ,czy Vogelnang. To ostatnie jest ostoją ptactwa. Zapewne na mokradłach po byłych jeziorach mogło tam się osiedlać ptactwo gromadnie. Po czasie wyzwolenia tereny te zostały zamieszkałe przez ludność z akcji Wisła jak i pochodzenia ukraińskiego. Piękne dęby i żyzna gleba na pewno zachęcała autochtonów jak i z Polaków do uprawy roli. Osiedlali się w miejscowości zarówno przesiedleńcy zza teraźniejszej granicy Ukrainy ,czy Białorusi. Byli także włości oficerowie Wojska Polskiego. Lata tuż po wojnie były niezwykle trudne. Zaminowane pola ,niwy i lasy. Bandy partyzantów niemiejskich i polskich a także radzieckich próbowały przetrwać. Często mordując pobratymców,czy przypadkowych osadników. Tak pod dębem na końcu wsi ginie człek. Starsi mieszkańcy wspominają ,że część od strony Jelenia zamieszkiwali mieszkańcy wyznania prawosławnego. Przy jeszcze niezdegradowanym jeziorze były kąpieliska , było tam pranie. Dziś tylko trzcina,sitowie,pałka wodna i bagno. Odsuneło się jezioro Jeleń od Jelonka. Sama nazwa zaś użyta po 45 roku świadczy o skarłowaceniu , mniejszej ważności miejscowości. Niczym Wola a Wólka , Skowieszyn,czy Skowieszynek.


Dziś przejeżdżając mostek ,gdzie w latach 80 na przedłużeniu odprowadzenia wody z byłego jeziora Jelenino utopiło się dziecko wpadamy w wieś rolną,pełną kur i trawników. Na jej końcu była hurtownia lodów pamiętam. Wsi ,gdzie nigdy sklepu nie było, gdzie ludzie szli lasem do Krągów do sklepu,czy Jelenia. Może nawet kiedyś na Sztaiford. Kto wie. Na pewno było tam cicho od zgiełku Pańskiego jarzma, pędu kolei pociągowej, czy hałasu samochodów.
Na uboczu do tej pory,spokojna wieś pełna swojej świetności jezior pobliskich.

 

05 maja 2024   Dodaj komentarz
rodzinne strony  

Zatracony w Lesie mym

Znam ten las. Znam na tyle ,że mogę powiedzieć śmiało – to mój las. Nic bardziej mylnego. Las zmienia się co chwilę. Zmienia się sam wg prawideł matuszki natury,zmienia się wg prawideł ludzkich. Jak te pierwsze są naturalną konsekwencją bytu, tak te drugie są już trwałą ingerencją. Lecz w przypadku Lasu Sosnowa to właśnie prawidła ludzkie las powołały. I zapewne ten las unicestwią. Las – mocne słowo. Lecz tak -to las. Kiedyś w latach 70 XIX wieku na folwarku Mokradki przy Trakcie Lubelskim liczącym pięćdziesiąt parę hektarów wygospodarowano miejsce na Chojniak. Zagonek leśny pieczołowicie doglądany przez żaków Instytutu. Takie zagonki były tworzone bo zgody carskiej nie było na sadzenie pełnowymiarowego. Tak. Miej więcej od teraźniejszej ulicy Górnej te instytuckie uprawy były. Później był czas nasadzeń w latach 40 XX wieku przy sadzawkach włostowickich. Echa wielkiego wodociągu Tylmana już przebrzmiały. Taki nowatorski wodociąg jedyny w Polsce został od razu zapomniany. 300 lat jego funkcjonowania zostało wymazane w czasach milenijnych. Rowy, sadzawki i zbiorniki zgasły , carskie modernizacje jak i szereg studni przeszło już obok współczesnej historii. Zaczęto nasadzać przy pięknych modrzewiach las. Bór w sumie. Im więcej szumiących sośnin na piachach przy jałowcach rosło , tym mniej wody w sadzawkach było. A te służyły i dla ludzi i dla rozrywki. Były to zbiorniki ,gdzie Włostowice prały ,gdzie z Ceglanej schodzili się na kąpiele. Gdzie można było wypocząć przy stawkach,zamoczyć nogi. Jest sporo zdjęć tych stawków tylmanowskich. Na nich ludzie się fotografowali. Drzew wtenczas maławo, czysto i łatwo było trafić. Dróg z Włostowic mnoga było do nich ,ale nie tylko. Bo przecież obok dwie cegielnie były. Piachu miały pod dostatkiem i gliny. Woda z wodociągów tylmanowskich stawków. Aż dwie. Aż jedna z ulic biegnąca do nich nosi po dziś dzień nazwę Ceglana. I ceglana jest na jej wejściu do leśnych ostępów. Piaszczystych połaci niegdyś bogatych w szczotlichę, kosmaczka, czy wilczomlecz. sadzawki zarastały, gęstniał podszyt. Drogi do domostw stawały się mniej wyraźne. Same domostwa przy sadzwkach gasły. Wiatrak koźlak przestał śmigłem kręcić, zboże na mąkę jechało gdzie indziej. Może na młyn na Zielonej,czy wodny na Rudach. Nie wiem. Cicho odszedł. Jego kamień gdzieś podobno na Ceglanej i dalej się chowa. Las rósł.W czynie społecznym posadzono sosny. One przy jałowcach i samosiejkach zmieniały piachy pradoliny Wisły niczym Paski w Gołębiu. Las ręką młodzieży pod okiem leśników nasadzony w latach 50-60 zakrył całkowicie były poligon austriacki. Dalej transzeje i okopy są widoczne. Im więcej lesiwa tym mniej wody w sadzawkach. Las lubi wodę,nawet tej na piochu oparty. Cegielnie wycichły,wiatrak zamilkł. Las zaczął otaczac domostwa ,których dziś już nie zobaczymy. Księże Płużki, Puławskie Płużki. Parcele ciągnące się w długości okrutnie,przy czym wąskie były. Otaczały jeszcze wiek temu te tereny. Na Włostowicach pełno sadów starych i nowych. kwitnących teraz wiśni, ałyczy ,głogu,tarniny mrowie. Las Sosnowa. Bo w sumie nie wiem jak się nazywa. Sam go tak nazwałem. Z ulicy Sosnowej ciągnie się aż do Piasecznicy. W nim masa ścieżek wydeptanych kiedyś i teraz. Zapach żywicy intensywnie ciągnie się za każdym co peregrynuje ten byt.
Dziś jak lata temu staję przed nim. Staję przed lasem. Wbiegam na Sosnowej jak zawsze. Mijam małą biebrzę, żarnowiec tak bardzo kwitnący. Piachem ciągnę nogi dalej blisko kapliczki drzewnej. Mijam wiśnie dzikie, ałycze w kwiecie pełne. Ułożone na sobie płyty betonowe czekające na połączenie z Ceglaną. Dalej w dół do wąwozu czarnego. Dwa kilometry dalej już pełny smaku czosnaczka i kurdybanka stoję przy wejściu do wąwozu czarnego. Jedynego puławskiego. Kwitnące poziomki ,ścieżka na łąkę piasecznicką. Droga na Puławy i na wysoczyznę włostowicką. Zamykam oczy. Ponad 3 km biegu za mną. oddech ciut szybszy. Głowa słucha,zmysły czują. Dobiega mnie nieskończony dotych ptasiego głosu. Przeplatanego niemrawym lotem trzmiela,czy pszczoły. Gdzieś z oddali słychać ujadanie psów. Ludzkich głosów i emocji. Schodzę w dół wąwozu.Dotyka mnie słońce te rane. Ogrzewa już ogrzane treningiem ciało i twarz. Pachnie tak bardzo ziemisotścią,porostami i mchami. Zabieram garsc ze skarpy. Niucham ile mogę. Czuję się w synergii z naturą. Tak ,tą tu puławską. Od miasta oddaloną kilometrów dwa. Wąwozy lessowe i ich świat i ich świt. Ja w nim. Szukającym groszku wiosennego, zmagającym co rusz blaskiem rannego słonecznego bytu.Parującego wąwozu i kłębiących się myśli. Poznałem już dawno smaki tego świata. Bogatych w kopytnik,kokorycz,fiołki,dąbrówkę,jaskry,piżmaczka ,czy podagrycznika. Żółtości ziarnopłonu i żarnowca. Piękności szczawika i drzew owocowych. W tym świcie spadałem do Piasecznicy pełnej śliwy tarniny,głogu i gwiazdnicy… tak się we mnie miesza świat emocji,przyrody i historii…2 km od Puław…

14 kwietnia 2024   Dodaj komentarz

Parkowy cud

Zaranna kawa. To już tak do znudzenia spektakl. Sobotnie pierwsze otwarcie powiek jest uwierzcie mi wczesne. Latem by nie było problemu,lecz z wczesną wiosną godzina 4:20 to jeszcze bezczelnie nocna godzina. Z nią i budzącą mruczeniem kotką wstaję. Młynek młłe kawę w cichości i czajnik cicho buczy swoje 100 stopni.Nic specjalnego ,ziarnista w lidla.Ta budżetowa. Lecz pachnie już nowy dniem, a z każdym łykiem wypijam noc, dalej w ciszy domowego miru ze zgiełkiem śpiewu kosów i szpaków biorę ostatnie łyki wczesnego ranka. Nie dane mi spać , jak co ranek ,co każdy dzień. Świt jest wyraźny teraz a wraz z nim plączą się myśli treningu biegowego . W końcu sobota, w końcu wolny dzień, w końcu można decydować gdzie,z kim,jak i po co.
Dziś wiosenny park przypałacowy odwiedzę. Ten dziki a arkadowym mostkiem i tą część na bogato. Z sławioną świątynią , domkami wszelakimi, schodami tylmanowskimi ,czy pałacem niczym nie przypominającym świetności rodowych.
Puławy. Dziura przywiślana mająca swój pierwszy zapis w XV wieku, obsypana mądrością Lubomirskich , złotem Sieniawskich i dekalogiem wyższych wartości Czartoryskich. Upadlana, gnębiona,poniżana. Wstawiająca z kolan zaborczych ruskich ,czy austriaków. Twardo dająca światu przykład mądrości pokoleń, starań normalności ,kolumn wspierających polskość. Dziś chemiczny krużganek,nowoczesności zadyszanej monolit. Przy Wiśle, przy historii czasów złotych stulecia odmienianych przez wszystkie deklinacje. W tym świecie Savaga parku wybiegałem nędzne 5 km. Ale jak na mnie one wpłynęły? Najpierw wieża wodna …ależ piękna . Po nią dziś młodzi druhowie siedzieli i rozkładali swój majdan. Gwarno młodzieńczego głosu było dużo. Ja zaciągając się historią biegnąc byłem pewny ,że moja peregrynacja po parku będzie owocna. Stanąłem przez wieżą wodną i opowiedziałem coś o niej. O tym świecie Augusta Cz. I jego wodnych projektach jakie już nie mają śladu teraz. O Wodociągu Tylmana z górek Włostowickich . Spadając coraz bliżej dzikiego parku miałem obraz nietuzinkowy. Dzieciaczki po góra 10 -12 lat w małych grupach leżały na wczesnorannej trawie. W dłoni dzierżącej pędzel i małe sztalugi. Przy świątyni Sybilli wspartej koryckimi filarami,zwięczonymi carskim świetlikiem malowały na płótnach stosownych do swego wieku płótnach świątynię. Musiałem aż przebiec i rozciąć im ich perspektywę wyobrażeń. Dla tych dzieciaków intruz jak biegający 45 latek nie był problemem. Tak panie opiekujące się nimi w tej rannej słoneczno wilgotnej scenerii dawkowały im paluszki i inne przysmaki . Odbiegłem dalej,przy froncie wiślanym pałacu ,by przy schodach spaść betonowym blokiem na sam brzeg łachy. Tam podążali w spacerach młodzi i starsi , z psami i bez. Uśmiechnięci i nic nie okazujący. Dziki park ,promenada gdzie dobiegłem do Marynki uderzała co chwilę intensywnym zapachem kurdybanka i kolorem zdrojówki,kokoryczy i złoci żółtej pod pierzyną zawilca i jasnoty. Tak tam było kolorowo ,że kosy i sikory,sójki i szpaki dawały swój koncert. Przy lipie oparty był rower -góral typu. Przy nim mężczyzna. Stał w dole parowu parkowego. Nieruchomo. Przeżywał świt? Całe te rodów wielkich bycie? Kaptur na głowie miał .Patrzył się na arkadowy mostek ,kiedyś pełen przechodniów,toczący pod sobą mrowie zasilającej łachę wody. Ja gdzieś go mijałem przy parkanie lat dziesiąt przecież. Przy pałacu Marii ,ale w parku były domy mieszkalne kiedyś. Budynków ,altanek, oranżerii masę przeca. Dociera do mnie to ,że przez trzy stulecia te Puławy tu tętniły życiem. Park w swojej skrytości jeszcze chce coś dopowiedzieć. Coś przekazać . Stanąłem razem z tym panem. Chłonęliśmy razem ten świt,ten byt setek lat obsypanych spiżem i złotem. Razem.

 

10 kwietnia 2024   Dodaj komentarz
puławy  
< 1 2 3 ... 40 41 >
Izkpaw | Blogi