• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Przyroda, strona 1

< 1 2 3 4 5 >

Magazyny co schronami przez lata były zwane...

Jeden z magazynów - Kaniowskich Saperów w Puławach

 

 

Magazyny a nie schrony...te Kaniowskich Saperów...Puławskie

 

W całym kraju 15192 budowle ochronne wciąż drzemią pod fabrycznymi halami, urzędami i zwyczajnymi blokami. Tak zwane ukrycia, w których w razie wojennej pożogi mogłoby szukać schronienia 1,6 miliona ludzi, nie mają dziś prawdziwego gospodarza. Te dane podaje rp.pl. Szokujące nieprawdaż. Czas pokoju to najdoskonalszy czas życia na tym świecie. Ale to właśnie za jego czasu państwa i armie przygotowują się do ewentualnej wojny. Wiele miejsc jak te, nasze puławskie przy drodze na Żyrzyn magazyny„Kaniowczyków” każdy zna. Z pieskiem na dłuższy spacer, czy ze strony Puław, czy Rudy w krótki czas znajdzie i odwiedzi. Tam wiadomo, jak nikt nie pilnuje to marnieje. A tu kawał historii. Prawdopodobnie pozostały po 2 Pułku Saperów Kaniowskich. Same Puławy też mają swoją tajemnice. Choćby pod szkołą na Jaworowej, czy na Piaskowej – schrony piwniczne. Tak słyszałem. Cześć ich już nie ma a cześć dalej funkcjonuje. Przekonamy się o tym jak np. znajdzie się konkretny niewybuch, to policja czy wojsko kieruje albo na punkt zboru albo do schronów w mieście. O tych niemieckich co są w Końskowoli , Pożogu, Moszczance i Janowcu plus dalej, ale tej samej linii Annopol, Gościeradów pisałem we wpisie o bunkrze w Pożogu. Dziś zatrzymujemy się przy tych magazynach puławskich. Kompleks powstał na terenie teraźniejszego Nadleśnictwa Puławy pod koniec lat 30-tych XX wieku. Stanowił on magazyn amunicji Kaniowczyków. Tak bardzo ważnej dla Puław formacji wojskowej. O niej możemy przeczytać w kilku świetnych książkach historyka z Puław – pana Zbigniewa Kiełba. Tylko wzmiankuję, że został on sformowany 21 lipca 1921 roku w Dęblinie i na stałe przybył do Puław we wrześniu 1921 r. Las, gdzie wybudowano magazyny nosi lokalną nazwę „Las wojskowy”. Na terenie ogrodzonym znajdował się ceglany budynek Prochownią zwany. W latach 1921-1922 z powodu braku magazynu na amunicję przechowywano ją w fortach dęblińskich  Cały czas kompleks był pilnowany przez warty wojskowe. Pan Kiełb wspomina, mając za sobą dobre kilkanaście lat dogłębnego studiowania „Kaniowczyków”, że do końca sierpnia 1939 r. wykonali (saperzy kaniowscy) we własnym zakresie, przez wyrąb wspomnianego lasu i wybudowanie - 14 magazynów żelbetowych – magazynów na materiały wybuchowe i środki zapalające oraz wykonanie solidnego ogrodzenia.

 

Jeden z magazynów - Kaniowskich Saperów w Puławach

 

Po II wojnie światowej budynek (prochownię)  rozebrano a budulec przydał się okolicznym mieszkańcom. Przydały się także żelazne drzwi, które zapewne trafiły na złom lub zostały przysposobione do potrzeb mieszkańców. Zastanawiająca jest ilość tych magazynów , miejscowi mówią ,że jest ich około 20, Pan Mariusz Karolak przywołuje liczbę 15 , W internecie można spotkać liczbę 13.Duża rozbieżność. Są identyczne lub bardzo podobne do siebie. Na tą chwile puste, zawilgocone i zdewastowane przez ludzi w jakimś stopniu. Wejścia i wyjścia zarazem nie są dla wszystkich magazynów jedną stronę. Są różnie skierowane. Występują już coraz to bardziej zarastające i przejmowane przez las zagłębienia. Być może stanowiły miejsce pod nowe budowle tego typu. Wchodzi się wejściem wykonanym z żelbetonu lub betonu. Wąska klatka schodowa kręta, ciągnie się w dół. Ściany ich są ceglane. Na dnie różnie. Byłem w dwóch. Sporo gałęzi błota, puszek, jakieś szmaty. Obszar był ogrodzony ,możemy jeszcze spotkać relikty tych ogrodzeń w różnych częściach kumpelsku. Centralnym lub najbardziej okazałym miejscem była prochownia, co widać na skanie z Lidar. Stojąc teraz przy niej to nic innego jak pokryty ziemią i runem leśnym wały – relikty obrysowane w kwadrat. Cały teren jest zatopiony w las o bardzo ubogiej ściółce leśnej. Okopy, czy stanowiska ogniowe już coraz bardziej zatarte .Chyba przewaga grabów i wiązów jest tam. Natomiast coraz więcej samosiejek i młodych drzew skutecznie zaciera ogrom tego miejsca. Nie ma szans objąć jednym spojrzeniem. Ja biegałem od bunkra do bunkra , czy właściwiej od magazynu do magazynu. Większość schowana po części w nasypie ziemnym. Teren po wojnie został rozgrodzony i to co się mogło przydać okolicznym mieszkańcom – to się przydało.

 

Lidar i wycinek terenu - niebieski punkt to Ja ;)

 

 

Miejscowi nie znali przeznaczenia tych budowli, mówili i mówią na nie bunkry. Mocno zarośnięte dwie strzelnice już praktycznie zostały wchłonięte przez przyrodę, przez las. Czy coś wiem więcej? Chyba nie. Praktycznie od mieszkańców Puław wiem niewiele. Chyba militarnie też nie były jakimś ważnym miejscem bo mapa dla NDA z 1944 r ich nie nanosi. Były to składy dla potrzeb jednej jednostki w sile batalionu/ względnie pułku. Ktoś mógłby zwrócić uwagę na Główną Składnicę Uzbrojenia nr 2 w Stawach ,oddalonych o około 30 km od Puław. Przywołana składnica miała zaopatrywać więcej jednostek niż batalion czy pułk. Co ciekawe była dużo większa niż Główna Składnica Uzbrojenia nr 1, która była zlokalizowana w Warszawie.Te magazyny puławskie ze składnicą w Stawach nie porównuję -  nie te proporcje. Ze względów na fakt magazynowania jest przywołana przeze mnie tylko.Ileż tu było polowych składów amunicji, gdzie i ślady i historii już o nich nie ma.

Ta w Stawach i o niech słów kilka :

Tu wiemy co w sobie posiadała . Przytaczam poniżej z grubsza : 100 000 karabinów polskich , 17 000 karabinów niemieckich , 80 000 karabinów francuskich, 500 pistoletów „Vis”, 1 500 CKM polskich, 3 000 RKM polskich, 2 000 LKM niemieckich, 150 armat kaliber 75 mm, 80 haubic 100 mm, 45 haubic 155 mm, 6 moździerzy 220 mm i dodatkowo 2 000 000 litrów benzyny lotniczej.” Prawda, że robi wrażenie?Co do wysadzenia składu w Stawach to zrobiła to 39 dywizja i ekipy saperskie kwatermistrzostwa OK II 14 września 1939 roku. Dokonały niszczenia głównego arsenału.

 

 

Zdjęcie zniszczonego arsenału w Stawach : tygodnikprzeglad.pl

 

 

 

Zaznaczony omawiany kompleks z ciekawymi miejscami do ekploracji. LIDAR

 

 

Zaznaczona strzelnica oraz magazyny. Widoczna wyśmienicie droga na Żyrzyn.

 

 A jakie mogły te "schrony", te puławskie - magazyny i prochownia pomieścić amunicję? Magazyny raczej niewielką ( ich kubatura) – prochownia pewnie już więcej. Niestety brak danych, przynajmniej ja ich nie mam. 

Co do ciekawostek tego terenu i magazynów to stały się się od 2014 roku miejscem chowania znajdziek - Geocaching i trwa do dziś. Idąc za Wikipedią to „ gra terenowa użytkowników odbiorników GPS, polegająca na poszukiwaniu tzw. skrytek uprzednio ukrytych przez innych uczestników zabawy. Ukrywane przeważnie w interesujących miejscach skrytki zawierają dziennik odwiedzin, do którego wpisują się kolejni znalazcy, a także drobne upominki na wymianę.” 

Lasy Państwowe widząc jakieś zainteresowanie tym miejscem co chwile wtyka tablice Zakaz wchodzenia do lasu – nie podając przyczyny. Przeważnie blisko i w tym terenie magazynów z międzywojnia. Dlatego szanujmy spokój i las . Ja strasznie zabłądziłem ,szukając na GPS i biegając już nieistniejącymi ścieżkami. Niby blisko , kilka km od Niwy. Dużo łatwiej dostać się od drogi relacji Puławy – Żyrzyn.

„Opis dojazdu Jadąc z Puław w kierunku Żyrzyna należy minąć skrzyżowanie z reklamą Biowet (po lewej stronie) a następnie skręcić w pierwszą drogę leśną po prawej stronie. Następnie jedziemy drogą w las około 1km (może trochę więcej). Zespół schronów znajduje się po prawej stronie drogi (około 200m)” - taki czytelny opis jak trafić i właściwy odszukałem na stronie forum.odkrywca.pl. 

Słyszałem także , że w tym lesie były gestapowskie bunkry. Blisko aktualnej strzelnicy, na przedłużeniu Kochanowskiego za torami wyprowadzano psy na łączkę ...i tam je trenowano. Miejsce także egzekucji młodych Żydów i nie tylko ( we wspomnieniach nieżyjących a zapisanych w teatrnn.pl). Trudny ten las...trudną ma historię i tą niedawną i odleglejszą. W którymś z magazynów znaleziono zwłoki ludzkie....

Altana obserwacyjna w Lesie Rudzkim.

 

Dane GPS magazynów (magazynów) : 51°25'58.2"N 22°00'35.9"E

 

 

Ja - totalna dezorientacja....

 

 

Źródło :

Opinie, uwagi merytoryczne - pan Zbigniew Kiełb (historyk).

"Ocalmy od zapomnienia Rudy... nasze miejsce na ziemi" -Halina Kopron, Izydor Wiejak

„ Ziemia Puławska we wrześniu 1939” - Miejskie Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej w Puławach. 1989r.Źródła Internetowe : gmina Gościeradów, forum.tradytor.pl, fortyfikacje.net, odkrywca.pl, eksploatorzy.com.pl Zdjęcie zniszczonego arsenału w Stawach : tygodnikprzeglad.pl, pozostałe autora.

 

18 sierpnia 2020   Komentarze (4)
przyroda   historia   rudy   puławy  

Niezwykły świt nad łąkami Rabika

łąki bonowskie 

 

 

Zapach skoszonych bez liku ziół na łąkach zatopionych w porannej rosie snuje się po bezkresie byłych bonowskich rubieżach. Uderza w nozdrza szczaw leżący jak i pozostałe pokosy , krwawnik, mydlnica, driakiew, goździk kartuzek. Już podsuszone, ale jakże wonne, jakże budzące zmysły. Zardzewiało na łąkach, rdzą sianokosów niedawnych. Przeszywa te burgundy, beże zielona linia , rów , rzeczka. Żyjąca dzięki Bogu na nowo. Rabik. W tym bezkresie łąk Bonowa po części wykoszonych, po części czekających na koszenie jest i On. Pełen wody życia. Życia i w nim i wokół jego. Buchające zielonością trawy , turzyce , przeplatane białym kwieciem mydlnicy, żółcią budzącej się nawłoci. Słodyczą zapachu wiązówki błotnej i wyrazistym sadźca konopiastego.

 

 

 

Rzodkiew świrzepa już częściowo w strąkach zamknięta a częściowo się kwieci na blado żółty smak, wtóruje jej pięciornik mocniejszą nutą żółci wychwala swe istnienie. Nawłoć kanadyjska gdzieś w kępie siedzi , a tuż przy korycie niezabudka błotna i jej drobniutkie, malutkie błękitne kwiatuszki. Pochylam się nad przepustem, bochot wody mnie uspokaja i wdziera we mnie spokój , kojąco przelewająca się woda ocierająca liście żywokostu już przekwitłego, czy mięty wodnej tak pachnącej teraz , teraz …świtem buduje harmonię wymiarów moich.

 

 

autor 

 

Dobry Boże ! jak mnie tu dawno nie było. Dziś rano ja i Ona, Matuszka Natura! Tylko nic na niebie nie śpiewa, cisza jakaś ,ale dziś nie wymowna. Sarny pod ścianą lasu i z lasu dochodzą śpiewy ptasie. Snują się po tych rdzawych łąkach bonowskich. Ciągną się i przenikają mnie całego. Chłonę, tak bardzo potrzeba nam takiego miejsca. Słońce coraz bardziej ogrzewa twarz , serce i duszę. Czas na mnie. Jeszcze arcydzięgiel spogląda na mnie wymownie. Dostojna to roślina. Odchodzę od Rabika po skoszonej łące.Pod nogi zaglądam szukam go…i jest ! Młody goździk – kartuzek….Zamykam oczy na chwilę, zaciągam się tym światem. Wchodzę w niego i jestem w nim. On jest mną a ja nim. Trwaj chwilo….

 

Zawciąg nadmorski

07 sierpnia 2020   Dodaj komentarz
przyroda   bonow   Rabik Bonów łąki zioła  

W cieniu kazimierskich lodów ...Parchatka...

Autor z synem na szlaku Zółtym w stronę Puław

 

Parchatka ….sporo już miałem kłębionych się myśli o tej wsi. Tak wiele już próbowałem napisać i opisać. Cały czas jednak jedna myśl mnie powstrzymywała , jeden wymiar zasłaniał pozostałe. Dziś to muszę powiedzieć. Ta szlachetna nie mała miejscowość została zabita przez nadwiślankę ,przed drogę niegdyś w topolach zatopioną do Kazimierza. Zabita Kazimierzem ,mniej Nałęczowem a jeszcze mniej Bochotnicą. Muszę to powiedzieć. Siedziałem z synem na barierce stalowej przy sklepie ogrodniczym dziś i patrzyłem jak odchodzi i ulatuje trud lokalnych pasjonatów historii , regionalistów czy miłośników geniuszu przyrody. Na przeciw mnie kapliczka bardzo skromna , choć i wstążki ma – Maryjna ta upamiętniająca ból potopu szwedzkiego. A dogasał parchacki znój każdy samochód, motor ,kład, czy autokar ogarek jej piękna zostaje zduszany. Bo jeszcze Włostowice ( potęga niegdyś ,teraz wyasfaltowany i wybrukowany po kokardę ) mają zwolnienia na drodze dla pojazdów , to choć ktoś się obejrzy i zainteresuje. Może kościołem, może cmentarzem leciwym bardzo, może muzeum oświatowym, może architekturą drewnianą. A Parchatka? Niby 40 ustawiona ale kto by przestrzegał. Tyczki chmielu prowokują, zachęcają , cudowne górki pokryte grabem i wiązem przeplatane brzeziną i dębem mijają szybko. A pomnik co odnowy się doczekał ,tej rzezi Powiśla 42 roku ? Biały a na nim 18 nazwisk? Skąd , mijane dalej. Piękne tablice informacyjne przy Górze Pietrowej ? Też mijane. A może pomnik powstańców? Co i włodarze wsi doszli do wniosku,że pogodzić trzeba i tych listopadowych w mogile zakopanych i tych ze stycznia ponad 30 lat później... Nowa tablica, krzyż...też mijane... A o mordzie Żydów przy wyspie ? Przy śluzie? Skąd ..aby szybciej przez Parchatkę... A Góra Trzech Krzyży? Tak samo ważna i tak samo stawiana po 1708 roku co Kazimierska ? Ech ,nie ma co ...może rowerzysta , może kładem, może ktoś zbłąka się z Puław teraz żółtym szlakiem do nich. Może jednak Czartoryscy zatrzymają swoją herbaciarnią , kaplicę i wiszącymi wówczas nad głębocznicami mostki ? Kicka ? Eee trzeba do Kazimierza na lody pojechać... Dziś to zrozumiałem...choć broniłem się tak bardzo od tej mysli. Ale dla mnie Parchatka straciła w XIX wieku jak Wisła oddaliła się od niej. Zostawiła dla rolników, włościan miejsce na uprawy. A jest tu ich bez liku. Chmiel tak lubelski, zboże wszelakie, warzyw plejada i sadów kilka. Tam dalej wał i ścieżka rowerowa...byle dalej od niej ...byle na lody do Kazimierza. Posmyrać ze spiżu psa na rynku, zapłacić kilka złotych na Górę Trzech Krzyży... Nie mam nawet sumienia równać tych miejscowości. Bo każda pracowała na swoją historię po swojemu. Lecz tej Parchatce trzeba i pokłon dać i podumać w jej wnętrzu.

Piękno Parchatki 

 

Zostawiam na boku te animozje i uderzam z synkiem w swój świat i jego też. Świat przeszyty niespotykaną genialnością wąwozów ubranych w niezliczone wiązy, graby , dęby czy brzeziny. Gdzie w chłodnej głębocznicy korzenie sosen set letnich, spływają do dna głębocznicy, gdzie karbowane grabów i wiązów liście przesycone zielonością przykrywają firmament słońca tworząc zieloność nieba. Gdzie zewsząd ptasi trel przeszywa zmysły nasze, a żółć ziem z norami wszelakimi jest tak mi bliska. Tylko pod górę trzeba … zostawiam za sobą byłą suszarnię chmielu , drogę trylinką ubitą , wpadam w doły,wąwozy tak wyjątkowe – na skalę Europy. Coraz mniej słychać cywilizację , coraz więcej natury i naturalności. Znam tą drogę w głębocznicy , biegam tędy niekiedy. Bieg Szlak Trafi...też tędy leci. Żółty szlak obok, ale blisko...U mnie już dawno krople potu na czole. Młody woli moje nogi niż swoje. Mamy razem 4 km dziś przebyć. Rano w Bochotnicy 7 km...Widzimy poświatę , ciemność i chłód wilgotny wąwozu ustępuje kłębionym się owadom w słonecznym blasku. Uderza ciepło i zapach traw i ziół wszelakich. Na skarpie lessowej masa już lebiodki i szałwii.Zrywam , daję powąchać młodemu. On już wie ..zaciąga się mocno i bierze do rączki lebiodkę. Smakuje. Zna te zioła ..tata mu pokazuje i daje. Już 17:50 trzeba się spieszyć. Wierzowiną ,gdzie i łąki i ziemia orna pięknie się garbią . Gdzieś lasek przebija , co chwilę dół zarośnięty drzewem wszelakim zaprasza. Dziś nie czas na jego odwiedziny. Jest ! Doszliśmy sybko do Lasku. Tu Krzyż stalowy zagrodzony płotkiem stalowym.

 

Żółty szlak , krzyż stalowy przy Lasku.

 

Droga polna poprzecinana kałużami . Skinienie głowy , Ojcze Nasz i w lewo uderzamy ..uderzamy w swoją przygodę. Ptactwo jest z nami. Błękit nieba,zapach turzyc i traw porannego deszczu uderza w nozdrza i ta droga....Polna tak cudownie się wije wśród pól i dołów. Gra na moich zmysłach. Bo przecież takie drogi zniszczyli ohydnym tłuczniem w Pożogu i Skowieszynie. Tam na ich górkach.Tu są ...ale puste. Nie minęliśmy przez 4 km nikogo....Mijamy Pod Borkiem i jesteśmy na Zagórzu. Krzyż stalowy ,przystrojony wstążkami, zadbany. Antoś lubi wstążki ,więc wdrapujemy się na górę i on się bawi,ja kontempluję. Przerywa mi ten stan widok parujących kominów z Azotów...tak nie dają o sobie zapomnieć. Zabieramy się dalej. Płytami betonowymi wyłożone wąwozy ,a na skarpach masę czarnych owadów i ich norek w lessowej ziemi. Wpadamy w dół, ciemno już w wąwozie , chłodno ale pięknie! Zaczynam , bo przecież maj śpiewać na cały głos ..i tak nie ma nikogo z chóru nauczoną pieśń „ Sancta Maria”. Idealnie tu się śpiewa ,niesie się na wąwóz , niesie się dla Maryi. Widok genialny !! To jest ta moc Parchatki !! Ta jej energia i siła płynie z wąwozów. Z tej mistycznej wręcz piękności ich i takiej bogatkowaci. Tu każdy znajdzie coś dla siebie. Wracamy do samochodu z młodym .4 km za sobą niezapomnianych. I jak wiele do zwiedzenia jeszcze ,jak wiele jeszcze dołów do przejścia.... Tylko ludzi tu brak......

 

Krzyż na Zagórzu.

 

 

Zachęcam do zatrzymania się w Parchatce i wsłuchanie się w jej bogatą historię . Zachęcam do przeczytania tablic pięknie wydanych w tej wsi. Tych dziesiątków wąwozów do przemierzenia. Na pewno peregrynacja po tym genialnie pięknym terenie przysporzy Wam doznań nie mniejszych niż w Kazimierzu czy Nałęczowie , Puławach . A jak chcecie się dowiedzieć coś więcej o ścisłej korelacji za czasów Czartoryskich Parchatki i Puław zapraszam do Muzeum w Puławach . Tam na piętrze jest kawałek oryginalnej zastawy stołowej i ogrom wiedzy od muzealników.

A jak posmakujesz ciut Parchatki to i Góra Trzech Krzyży będzie Wam bliska i historia powstańców i krwawego Listopada 1942 roku będzie ważniejsza i z chęcią staniesz i zwiedzisz... westchniesz i poczujesz tez świat XV wiecznej wsi....a może jeszcze młodszej......

 

Droga na wierzchowinie w stronę Puław.

25 maja 2020   Dodaj komentarz
parchatka   historia   przyroda  

I Wieprz znów....

 

Brama spowita złotem rzepakowych główek lekko kołyszących się na porannym wietrze, pochylona wierzba swoimi unoszonymi podmuchem gałązkami z szelestem liści. Stoję przy remizie , oddaję cześć tym małym bohaterem codzienności , wielkimi z tych skromnych chłopaków często takich zwyczajnych, normalnych. Mają jednak w głowie cel i misję, często wpajaną przez ojca , czy dziadka, stryja czy matkę. Poświęcić się dla innych , niekiedy przecież i życie a na pewno zdrowie. Czy ci już starsi weterani , co w pamięci mają setki trudnych wyjazdów, gdzie ich wspomnienia mogłyby wypełnić nie jedną książkę i to opasłą. Widzieli tyle zła, tyle żałości, tyle bezsilności , tyle traumatycznych przeżyć…być może i śmierci . Bo przecież nie do pożarów tylko wyjeżdżają, jadą często jako pierwsi do wypadków czy to samochodowych czy tych na polach, łąkach. Jadą do zgłoszeń o utonięciach, jadą nieść pomoc osobom starszym przecież. Boże gdzie te zuchy nie jadą , gdzie nie pomagają. I tu przy remizie , przy fladze łopoczącej na bezchmurnym niebie tu w Skokach mówię przaśne ale z serca płynące DZIĘKUJĘ.

 

Wieprz na wysokości Skoków

 

I dalej do bramy. Bramy , gdzie odcina się zieleń łąk wszelakich , zieleń zbóż ozimych do tych złotych rzepaków i wijącej się drogi na tak przecież niedawno usypany wał przeciwpowodziowy. Tak. Dolina , starorzecze Wieprza , tu jeszcze w latach 40-tych XX wieku płynął. Teraz rzepak, zboże, łąki, ugory i ule. Tak ule już przy ścianie złota majowego ustawione, tam na lotnisku Borowina także – chatka Puchatka ulowa postawiona. Oby pszczoły dopisały, bo jakoś w gajach mało furczą. Chłodno dziś ale oczko słońce puszcza. Koncert skowronków , kruków i brzydko skrzeczących sójek dodaje i smaku i głębię przeżyć. I dalej za bramę na mój świat, moje ciche, ale niekończące się westchnienia. Każdy krok wybiera 30 cm drogi, skracając ją co krok, co dwa, trzy. Nade mną krucza poświata, 4 dorosłe szybują w swoim majestacie. Niski basowy głos rozchodzi się po chłodnym jeszcze powietrzu szybko i precyzyjnie. Nawijam kolejne metry na kołowrót swojej porannej egzystencji. Już blisko, skarpa ,wał ,zieleń bucha to i ówdzie ze zwojoną siłą. Przeszywa ją złoto mniszków , jaskrów wszelakich, rzeżucha polna i rzeżusznik nakrapiają białym i lekko różowym kwieciem stromiznę wału. Gdzieś zagonek brzezin, już sączy się stodoła i domostwa przychacie. Ścieżka tak mocno wydeptana , ba! Wyjeżdżona przez auta, rowery, motory i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze prowadzi do mego miejsca wieprzańskiej mekki, wieprzańskiej ostoi. Dobiłem i zmysłami i krokiem szybkim w ten miraż cudowności poranka. Jestem i jest i ON. Wieprz. Taki bliski już ujścia do niej…matuchny rzek wszystkich. Tu Rwie się jeszcze, podnosi , kręci , zawraca, wybiera zakręty życia z energią i majestatem. Obserwuje go z góry i mew kilka i czarny baron tego odcinka. Kormoran niechciany tak bardzo. Staję na skarpie, tarnina za mną już kończy się bielić , wiśnie dzikie zrzuciły już płatki i zawiązki zielonych wisienek dyndają na wietrze. A on chłodny i wcale nie mały. Zrzuca z liści traw, turzyc nocne deszczowe krople. Suszy skołatane zimnem nocy liście wierzb , topól . Co chwilę przekrzykują się ptaki , to z jednego to z drugiego brzegu. Jakby chciały powiedzieć coś , jakby chciały zwrócić na siebie uwagę. I butelki po spotkaniu towarzyskich nie wadzą dziś….. A nią przykuł mały koziołek stojący na grani wału. Patrzył się na mnie długo…przyglądał , głową kiwał. Zbiegł w stronę wsi wywołując u mnie dodatkowe pozytywne emocje i przeżywanie ich w tych emocjach. Kilka zdjęć, by móc zapaść w toń tego zaranka. Zapadam….gasnę na 10 minut….chyba dziesięć….tak TU moich….

 

07 maja 2020   Komentarze (1)
filozofia   skoki   przyroda   Skoki Wiperz  

W Bochotnicy zakochani...epitafium dla Pana...

Jeden z licznych wąwozów " na rozstaju dróg" 

 

 

Ileż to razy można zakochiwać się w Bochotnicy ?

Mnie nie pytajcie... ja zakochuję się co chwilę. Jak tam jestem to już kocham swoją miłością pełną, na każdym wymiarze . W każdym sobie znanym calu. W Każdym oddechu i każdej odsłonie powieki. Jak już mijam nową Grotę a za mną już pierwsze jaskinie i droga na prom dr Strateg to wiem ,że przybiłem do matecznika. Te niezliczone zielenie grabów, lip, wiązów czy dębów aż porażają swoim majestatem. Pokrywają niczym dywan wzgórza lessowe. Tak niedawno jeszcze łysawe Gdzieniegdzie kępa drzew a tak garby i garby. Uwierzyć trudno ,że w ciągu 80 lat tak się zmieniła tu flora. Wybuchły berberysy, bzy pokryły metrów kilka od poszycia, graby te co mają najtwardsze drewno z wiązami oplatają każdą wierzchowinę i w dół zasypane dębami i wiązami. Brzozy tak nasze szeleszczą drobnymi liśćmi cały czas. Umyka czas , umyka ludzki pęd . Gasną człowiecze materialne istnienia. Rondo mijam , kiedyś skrzyżowanie . Tam na ten Kazimierz i na Nałęczów rozwidlenie i przy nim austriacka wojenna studnia. Tak pięknie przyodziana na Podzamczu ulicy. Kiedyś miała pompę tak do lat 50 -tych jak w Kazimierzu co plasowało ją – Bochotnicę na równi w tej materii. Druga studnia wykopana i ocembrowana przez wojska austriackie jest już w dużo gorszym stanie na ulicy Kazimierskiej. Mijam w oddali kaplicę nowo postawioną . Tu nigdy od setek lat nie było kaplicy czy kościoła. Donatorzy Zanusii wprowadzili na tą ziemię w XXI wieku budynek z lokalnego wapienia , skromny w swojej osobie , mnie do gustu przypadł. I dalej na Wierzchoniów. Przez wszystkie możliwe deklinacje, przypadki mijam ruiny zameczku Firlejów tych z Bejsc , z XIV wieku.

Zabytkowy nieczynny młyn wodny z XIX wieku.

 

Mijam dzielnice tej zacnej wsi „Za miedzą”, „ Kasztany” i „Ogrody”. Gaszę motor na „między-rzekach” Biedronka , chyba pobudowana w 2010 roku. Zabieram syna i w drogę ,na przygodę. Znam te przygody , znam te drogi,te szlaki . Czuję jednak dreszcz emocji ,TU w Bochotnicy. Jak ja ją kocham. Zatem młyn zostawiam tak pięknie góruje nad Młynówką suchą i Bystrą bliską. Zawsze rwę tu miętę przy moście. Jest jej jak i żywokostu pełno. Ach co a zapach i smak. Mięta przy pięknym białkowanym węgłowym domostwie z zadbanym przychaciem. Dalej chodniczkiem na Zamłynie. Chodniczek i asfalt . Przystrzyżone trawniki w domostwach ,studnie ocembrowane kołowrotem przyodziane. Z wielkim pietyzmem każdy włościan dba. Tu i tam uderza kwiecie wszelakie , wiosenne. Ach co za spacer ten po burzy... Dziś plan by małe kółko zrobić. Zamłynie – Rozstaje dróg – Zalesie – Sirkowy Dół do kamieniołomów tych co Pożarscy przez lata badali. Zatem uśmiecham się do państwa siedzącego na ławce przy stodole – tam gdzie można skrótem na niebieski szlak trafić. Pani poznaje ..bywam tu często .Odmachuje. Dalej i dalej do tartaku i w gorę iumbami . Ciężko na ręku z młodym bo chęci stracił na podróż, cisnę do góry. Co chwila wydobywa się nowa odsłona tej miejscowości. Co krok pokazuje swoje pejzaże. Widać ruiny zameczku , widać przełom ten małopolski Wisły. Zatrzymuję się . Podziwiam. Zatapiam się w tą tu historię. Przecież tak musiała ta wieś przez setki lat dawać sobie radę.

 

Młyński strażnik.....

 

Musiała mieć i Kołłątajów i Kowali i Płucienników, szewców czy oliwę ktoś tłoczyć musiał. Prąd w połowie XX wieku popłynął i wały pobudowano na Wiśle jednoznacznie zmieniając jej i wygląd znaczenie i przeznaczenie. Wypasano bydło czy kaczki gęsi na przywiślanych łąkach ...teraz zabrano to bezpowrotnie. Młynów aż trzy, pod Czarnym Lasem, Zamłyniu ( koło Biedronki) ,żydowski co na tartak się zamienił. Można było spotkać tam Ciupę, Olka Krasowicza,Olka i Staszka Nowakowskiego , Henryka Kochanowskiego . A przecież płótna były w cenie , moczono w łasze len miesiąc choćby i dalej nie pomnę . Tu na tej ziemi Jadwiga Witkowska z mężem Wojciechem działali. Jak potrzeba było młynka choćby do odseparowania plew czy dla obróbki lnu, konopi pan Wawrzyniec Kubala idealnie się nadawał. Była też przecież w takiej starej wsi olejarnia . Znajdowała się w domu Romanowskich . Trzeba było coś uszyć i to z jakością to zlecano pani Witkowskiej ,Walasowa,Rzeźnikowa ,Skoczowa czy Rybakowska . A grubszy krawiecki kaliber to pan Edward Samcik i Henryk Rzeźnik.

 

Piękno Bochtotnicy  i górujące ruiny zameczku

 

Przecież odzienek ważny ale w butach trzeba chodzić. Byli i tu w tym fachu po wojnie specjaliści. Spod warsztatu Seroki ,Skocza,Rodzika czy Nowakowskiego jedne z najlepszych i na targ były buty. A ja stoję z młodym skąpany w czarnych porzeczkach, zieleni traw i ziół wszelakich .Ambona patrzy na mnie ,ja na nią. Z boku fiołki polne ,szczawie wszelakie jasnoty , gajowce żółcią przeniknione. Zapach po deszczu nasącza moje zmysły i zmysły modnego. Idziemy dalej na Rozstaje dróg. Tam i na Zbędowice i na Parchatkę wiedzie szlak. Kto im te domy wstawiał myślę.. byli murarze genialni na wsi . Wizińscy, Skoczkowie choćby stawiali domy przednie. Zduni? Proszę bardzo : Stefan Pałka , Józef Piłat . Wykończeniówka najcieplej było zlecić Stefanowi Rodzikowi, Tadeuszowi Skoczowi, czy Ciupom. A sprzęty do orki , roli ? Kowale ? Są i zacni eksperci jak Stanisław Nowakowski, Zębko, Kowal, Szeląg.

 

Pobudowana niedawno kaplica 

 

Jak ja myślę tymi czasami przeszłymi. Tuż po wojnie . Wyobrażam sobie całym życiem Pana Edwarda już świętej pamięci Piwowarka. Tyle co pod balkonem rozmów i Bochotnicy spędziłem. Godziny ,dni całe a On tak opowiadał. Tak kochał ,że tym kochaniem mnie zaraził. I ja Jego wspomnieniami teraz żyję.Idziemy Zalesiem w dół do kamieniołomów. Do Pożaryskich ścianki.

A przecież nie samą robotą człowiek żyje. Była i orkiestra tu na wsi. Sprzypkowie : Antoni Trębacz, Antoni Ścibor...czy Władysław Czarnota. A na trąbce grał Edward Cenzura. Klarnet ? Mieczysław Rodzik i akordeon Marian Górecki choćby.

 

Schodzę niżej i niżej. Pachnie niesamowicie tym wąwozem. Tą niedawną historią , tym miejscem. Nad wypasem zwierząt przy Wiśle zajmowali się Wojciech Witkowski, Franciszek Pietrus, Mieciu Rzeźnik, czy Marian Grzybowski. Nie zapomniano o bartnikach . Panowie Józef i Antoni Królowie parali się także tym rzemiosłem. Naliczyłem aż trzy kamieniołomy . Kto parał się po wojnie górnictwem ?

Władysław Szymański, Franciszek Wnuk, Łucjan Karpiński , Tadeusz Pluta.

Jak poród na wsi odebrać to akuszerki także były : Karolina Witkowska ,Marianna Przewłoka.

 

Kapliczka na Zamłyniu

 

Przewaliło mi się przez głowę i myśli – myśli mojego niedościgniętego mistrza Edwarda. Taka wieś , tacy włościanie. Genialnie , do zakochania po tysiąckroć. Widzę i dąbrówkę rozłogową i jaskry i kokoryczkę. Widzę ściankę . Za siatką , za kratami wejść nie można. Czytać też słabo bo daleko. Tu było morze kiedyś.... Wracamy Zamłyniem , psy już tak nie szczekają... traktują może jak swoich. Za nami buchająca zieleń wąwozów ,kawał historii i wspomnień moich złączonych z tymi Pana Edwarda Piwowarka. On tak pokochał do ostatniego ją....wydał tyle książek ...o niej, Ale moje słuchanie od balkonem w Puławach było najpiękniejszym przeżyciem ….jego przeżyciem a moim pragnieniem...Bochotnico...

 

Nazwiska się pojawiające występują we wspomnieniach Pana Edwarda w ksiązce :”Rody Bochotnickie” z 2007 roku. Im wszystkim i niewymienionym składam wielki szacunek i ukłon.

 

03 maja 2020   Komentarze (2)
bochotnica   filozofia   przyroda  

Magia nad taflą jeziora Matygi....

 

Droga tak znana , tak oczywista a tak mało wydreptana przeze mnie. Mijam wstające słońce, zostawiając je w Wolnicy Gołębia. Jadę dalej, gotująca się Wisła , buchająca w ten lekko mroźny ranek bałwanami  za Dunajkiem też nie moja dziś, zostawiam. Mgły kłębiące się nad byłym lotniskiem w Borowinie także dziś nie moje ,zostawiam. Jeszcze niepodcięte wierzby trzymające w swych konarach , już liści zielenią pełne przy byłej miejscowości Kudłów też nie moje, zostawiam. Gigantyczne , monumentalne topole białe…jakże stare….świadkiem nie jednej historii , tej trudnej także były, też zostawiam ..tak te przed Borową…Snujące się zaspane oczy mieszkańców Borowej, kręcących się pod sklepem na głównej. Kapliczka Chrystusa na rogu zaprasza na chwilę zadumy , chylę głowę. Dalej , dalej. Wpadam na polną drogę, struga wody płynie jednak, ta co łączy się ze stawem w Borowej. Uderzenie przestrzeni , przestrzeni poranka. Syk z oddali uruchamianych kolejowych potworów gdzieś ruszających w trasę. Stoi i on , wskaźnik artyleryjski… pochylony jakby bardziej. Na nim ptaszek z długim ogonkiem , tak głośno ćwierka i potrząsa ogonkiem. Nie wiem co to za stworzonko. Dzielnie przygląda się co robię i gdzie jadę. Już szybę opuszczam z aucie i uderza mnie najpierw geniusz treli ptasich , później zmrożone lekko powietrze , i ten majestat łąk Skockich i ściana młodnika. Lasu , który tak niedawno posadzony po wojnie został. Przede mną była już stacja Zarzeka. W końcu połączyli zwaśnione w jakiś tam dla siebie sposób Skoki i Borową. Powstał tuż za przejazdem kolejowym , który był swoistą linią demarkacyjną tych wsi wspólny przystanek. Przystanek kolejowy – Skoki-Borowa. Po setkach lat bycia osobno..w końcu razem. Ja to też zostawiam. Zamykam szybę auta i dalej. Do fortu Skockiego. Do lasu, nad jezioro. Nad byłe starorzecze Wisły. To tu płynęła królowa polskich rzek w XV wieku. Przed Borową zakręcała w stronę Borku. Jej pozostałości to zapewne i jeziora Nury, Borowiec i Matygi. Właśnie cel dzisiejszego mojego poranka. Relikty fortu starannie pokrył młody drzewostan sośniny parującego żywicą. Gdzieś w promieniach jeszcze niespęczniałego słońca widać małe krzewy jałowca i ten rzeczny piach. Taki tu znany , wybierany pod Azoty, wybierany z kośćmi jeńców czy rosyjskich czy żydowskich. Trudne to tereny przy Dęblinie… a jeszcze trudniejsza ich historia…. Ale dziś ptactwo wszelakie bije trelem na każdą stronę, przemyka niepostrzeżenie sarna uciekając w jałowce. Zarywy widoczne jeszcze w lesie , choć już zieloność liści wszelakich zakrywa pomału to co od jesieni było dostępne. Zakrywa pomału, stopniowo relikwie tej historii wielkiej świetności rosyjskiej myśli budowli militarnych. Ten tu zwanym także fortem Borowa lub zwyczajnie fortem nr 4. Wybudowanym zgodnie z wszelakimi zasadami ówczesnych inżynierów wojskowych w latach 80 XIX wieku. Wysadzony w sierpniu 15 roku XX wieku  ( dość nieudolnie) przez wycofujące się wojska rosyjskie. Rozebrane po wojnie przez ludność na budulec co nie było niczym niezwykłym. Niech przykładem będzie choćby pobliski zamek w Sieciechowie. Przy Wiśle był w X-XI wieku. Na przełomie XIII -XIV odsunęła się matuszka wszystkich rzek od tego byłego miasta ( już w 1430 roku idąc za H.Stróżewską był miastem – choć jego klasztor i historia jest dużooooo starsza). Zamek został rozebrany do kamienia. Klonowicz pozostawił nam sporo informacji o Sieciechowie z przełomu XVI i XVII wieku. Pisał : "...wielce rybna Wisła obfituje w wyborne łososie i sumy. Tak ogromne, że jednego wóz pełny bywa ...Po rzece liczne krążą statki –z wodą wiosłami ,a pod wodę wiatrem i żaglami pędzone…."

Wracając do tematu to  budulec był potrzebny okolicznej ludności. Tu także, gdzieniegdzie jeszcze te wypalane być może w pobliskich Krasnoglinach , czy Sarnach cegły wystają w leśnym gąszczu. Nie wiem, dziś i nie Fort ważny, zostawiam. Niebieski szlak wije się wśród wystrzelonych tyczek sosen, przeplatanych jałowcem, leszczyną niekiedy. Droga piaszczysta ,ale na krawędzi lasu już bucha mech, porosty, darń , zielony kożuch , pierzyna leśna. Niczym tyczki, chude sośniny z ludzką matematyką prowadzane lata temu, owocują dziś porannych żywicznych oparach. Szlak niebieski, zjazd na jezioro. Jezioro Matygi, Matyckie , słyszałem nawet jezioro Nasze. Uprzątnięte , przystrzyżone wręcz przodki jeziora. Tablica informująca PZW, dalej ławeczka stolik w cieniu wierzb. Tu przed nosem rozpadająca się kładka wędkarska , swoje już na grzbiecie swym trzymała, swoje widziała. Te niezliczone ilości wędkarzy i tych co chcieli napawać się pięknem tego miejsca. Widziała zmagania , widziała wielkie sukcesy i wielkie porażki. Słuchała nie jednych siarczystych przekleństw jak i okrzyków egzaltacji i radości. Opowieści i niekończących się rozmów o życiu, o byciu o tym i o tamtym. Jakby to spisać były by opasłe tomy. Tomy wędkarskich wyznań na tym łez padole. Dziś już pochylona kończy swoją misję. Dziś jako już niedostępna wpisuje się w historię tego miejsca. Tak zadbanego przez brać wędkarską. Naprawdę jestem pełen podziwu. Żadnych puszek, pudełek, śmieci, worków po zanęcie, żadnych butelek po procentach. Oparta o wierzbę dalej MZ-tka oko cieszy…Wspomnienia wracają…jeździło się i taką też…łowiło się też. Dziś już późno, już po 6 grubo. Jezioro kończy spektakl parujących miraży wodnych. Mgła otulająca i snująca po tafli ucieka, schodzi na dalszy plan. Daje miejsce dniu, który się zagościł na dobre. Harmider ptasi w kwitnących tarninach i sosnowych ostępach jest nie do opisania, niesie się taflą wody. Wzbudza do życia na drugim brzegu rodzinę kaczek. Najpierw w stronę brzegu jeziora podąża pani kaczka , potem 3-4 pisklaki i tata kaczor. Cichutko wślizgują się do jeziora. Płyną wzdłuż brzegu teraz co chwile kwacząc. Przycupnąłem na kładce nowszej, nogi spuściłem nad taflę wody i dyndam nimi jak za gnojka. Oczy zamykam i zatapiam się w ten świat…zlewam się w niego. Odrzucam to co ludzkie zostawiam w sobie świat matuszki natury , przyrody…. Czuję synergię mocno. Mój świat, mój świt, moje chwile… 6:45 !! Znów za mało czasu dałem sobie…Trudno.  Pływające łabędzie kiwają głowami jakby się ze mną żegnały. Jakby był swój i u siebie. Tak się czuję właśnie …u siebie….zabieram ale tylko na chwilkę siebie stąd …niedługo tu powrócę……

 

23 kwietnia 2020   Dodaj komentarz
przyroda   matygi   Matygi Jezioro Ranek  

Kurz niesiony drogami tej ziemi....

Ścięte życie drzewa.....

 

Kurz , zewsząd kurz. Małe tornada kręcą przede mną , przed młodym moim. Kurz. Łopatka lekko wchodzi w puch piasku na wiekowej drodze Pożóg – Skowieszyn. Stoję z młodym patrzymy na dymiący komin Azotów ..tak blisko. Widzimy łany rzepaku , łany czyjeś pracy przed zimą. Już co niektóry wyrwał się do Słońca i zażółca się jego znamię. Zbyt szybko....mrozy i zimno nadają. Dziś jednak uderza wiosna w całej krasie. Powala na kolana , szarpie do granic zmysły moje. Wyciąga do nieskończoności mój zachwyt i szacunek dla Niej. Kurz, włazi w zęby, a młody tylko łopatką nabiera ten ziemski pył i wysypuje z łopatki....a on się niesie. Niesie na te garby Pożoga , na te wierzchowinie Skowieszyńskiej Ziemi. Uderza o ziemię. Ziemię ,która niosła setki końskich kopyt, czuła tysiące stóp...Ziemia co uginała się ale służyła włościanowi , rolnikowi, chłopu..Panu tej ziemi. Drogi co widziała tak wiele, widziała z swej wyższości nad doliną Kurówki przyoblekaną gdzie i Rudy i Końskowolę widać i Witowice i Chrząchów , widać z jej ramienia i Kurów i nowe arterie nowych szybkich dróg... Gdzie na niej nie jeden koń padł, gdzie przyjęła do siebie nie jednego powstańca , gdzie płacz matek i żon z dziećmi nasączał jej brzemię, uderzał w żałość i smutek i żal. Gdzie nie jeden dziad szedł wsie odwiedzić za garstkę chleba czy w stodole kont. Mówił i modlił się za dobrego Pana , modlił się za rodzinę, za ten świat... Dziś my na tej drodze pełnej historii i pełnej ludzkiego potu idziemy w nieznane . Prze siebie. Droga mocno spracowana pod kołami ciągników , kiedyś koni i wozów drabiniastych. Pachnący kapuścianym transem rzepak przełamany co chwilę czym świeżo nasianym lub sadzonym. Młode krzewy porzeczki pewnie czarnej łapią swoje pierwsze wiatry słońca ciepło. Warkot ciągników między wąwozami z zawieszonymi siewnikami zwiastuje czas bardzo intensywny dla siejących. Mimo ,że ziemia lekko się podaje maszynom, gdzie i redlina równiejsza i powtarzalna, gdzie nasiona trafiają co ileś centymetrów od siebie niczym cyrulika robota , gdzie i koni brak i ich żywota ciężkiego nie szkoda. Wąwóz za wąwozem. Toczy się przy nas Zielony Szlak. Co od Kościoła w Skowieszynie asfaltem , płytą ażurową pnie się na wierzowinę , gdzie i dwór stał i gdzie Pan panował. I wpada w wąwozy co na sam Las Stocki powiodą, na Kolonię Pożóg zaprowadzą czy do Pożoga zawrócą. A przy nich ,koło drogi te pola ,zaorane już ,posiane ,pielęgnowane. Kipią nadzieją ich włościan , ich nadzieją na dobry plon, na 2,5 zł / kg porzeczki. Ziemia żyzna orana i uprawiana wieki, zna co cłopski trud wie ,że rodzić musi, musi … A i na graniach tych pól i ugorów niekiedy i ziela wszelakie wiosenne oko umilają. Bije przetacznik ożankowy, uderza jasnota , tasznik w swej białości pełen . Puka w zmysły i miodunka i kokorycz, fioleci się fiołek ,a żółci i ziarnopłon i podbiał. Czosnaczek łanami się ściele , a bluszczyk kurdyban jeden zaczyna wyłazić w końcu. Jakiś w tym roku opieszały. I dalej idziemy, uderzamy co rusz z gwar ptactwa wszelakiego, psów jazgot z oddali i zwierzyny ten w wąwozach ciche odgłosy skąpany. Dalej przed siebie. Pola i rola i ugór i łąka...łąką w dół....tam cel nasz na dziś. Tylko na dziś. Patrzę na drzewa młode , młodnik uprawny. Pan życia i ich śmierci. Zawinięte w jutowe worki korzenie leżą oparte bokiem na ziemi. W szeregu ale nie zakopane w matuszce ziemi. Boże ..czekają na śmierć lub życie , powolną agonię w jutowym worku , na boku pochylone. Zamarłem , aż mną zatrzęsło. Młody wyczuł mój niepokój, frustrację i bezradność. Tylko tliła się w głowie myśl jedna , skoro tamte wsadzone te czeka ten sam los!

 

 

 

 

Opadam w dół na skraj wąwozu. Mijam przetaczniki i szczawie wszelakie..Jest młoda brzezina , topoli kawałek , jest i uskok materii. Wschodzę ciekawy, cięgnie mnie tu. Jest ! Epitafium tych naszych czasów naszego bytu. Droga życia pełna i jego końca. Coś mnie tak mocno w to miejsce rwało , ciągnęło, dawało siłę na nowy krok, na kolejne metry. Doszedłem i usiadłem. Wielkie drzewo, najpotężniejsze w okolicy. Mocy pełne i powagi, wielkiej ważności w tym miejscu. Stało się niezmierzoną potrzebom ludzkiego istnienia . Jego bycia na tym łez padole. Jego potrzebom bycia i życia. Stało się nie tylko świadkiem wielkiego ludzkiego pokoleniowego bycia, stało na straży użytku dla ludzi . Poświęciło swoje setkę lat by zapewnić kilka lat życia ludzi. Ogromne drzewo nie znam jego imienia . Największe stąd. Cięte na kilka pił. Już zmurszałe , już mech go oplótł, już o nim zapomniano. Już o nim zapomnieliśmy...przysłużyło się ...przetrwaliśmy zim kilka , na przednówku pod kuchnią palone nim by kaszę uwarzyć,czy ciepło po izbie rozlać. 

Dziś jego dwa ogromne pocięte i pourywane pnie są niemym świadkiem tych trudnych czasów. I zapewne znak krzyża przy pierwszym ciosie był i modlitwy o lepsze jutro przy jego dzieleniu na wsi. Konie nie dały rady tych pni zaciągnąć gdzie należy, zostały a ja łzę roniłem dziś nad nimi widząc ludzkie szczęście tego kolosa ciepłem w kuchni ale i naszej zapłaty za to matuszki przyrody brzemię. Kupa śmiecia zostawiona przez nas w dowód podziękowania i uznania boli mnie najbardziej.....

 

29 marca 2020   Dodaj komentarz
skowieszyn   filozofia   przyroda   pożó   Pożóg Skowieszyn wiosna wąwozy  

Wielka topola biała i mój mały leśny...

Topola biała

 

Największe i najbardziej potężne drzewo tuż przy mnie rosnące - topola. Tym ogrodzonym lesie instytutu pszczelarstwa. Kiedyś była tabliczka która mnie bardzo ciekawiła - Instytut doświadczalny ... I te ule i pszczoły ....od razu skojarzenie z The X Files.... Dziś las bardzo głośny, ptactwo już wiosenny godowy koncert uskutecznia. Łyse korony drzew, zieleń tylko mchu i porostów a tu już na przedwiośniu wiosna ... Ten las i widział i chyba chował w sobie nie jedną tajemnicę. W jego krańcu w stronę Ceglanej palono znicze po wojnie i w latach 60 jeszcze. Zbierano się, modlono . Tu przy plebanii teraz , w latach 80 była mogiła pełna kości , którą skutecznie zakopano głębiej .... Słuchy chodzą , że to żołnierze austriaccy z I wojny światowej , inni mówią że to wojska że wchodu ... Tego nie dowiemy się pewnie. Ale kto wie ... Tu przecież była piaskarnia i sady. A sam las jest dość stary , ponad 140 lat ma patrząc na mapy. Tu i bardzo rzadki buk jest , i brzozy sporo , topoli wspomnianej, olszyny, dębiny czy jesionu. Jest i wiąz i niestety rudbekia akacjowa ...i sosny...i pachnące cudownie czeremchy... I pszczoły

20 stycznia 2020   Dodaj komentarz
przyroda  

Mroźny pierwszy świt nad Borowcem

Jezioro Borowiec... świt...

 

W końcu moje nozdrza przeszywa świeżość zmarzniętego powietrza. Nie deszczem i wilgocią wszelaką wiatrem smaganą choćby wczoraj. Dziś jest ta chwila , kiedy zaczął się sezon mój najukochańszych ranków. Przesiąkniętych lekkim mrozem, którego odbierają wszystkie komórki mojego ciała. Gdzie w plątaninie myśli jeszcze nocnych , w butach jeszcze letnich stoję ja i stoi przede mną majestat przyrody. Ja marny i wątły, ona tętniąca życiem choć dziś surowa i zimna. Bucha , ciężko oddycha , mgliści się wymownie nad jeziorem Borowiec. Tuż przy Borowinie, przy lotnisku,, przy tych jeszcze niedawno zlanych złotem kłosów parzenicy i żółtością rzepaku. Nogi zatapiają się w brunatną ziemię , już poddaną ręką ludzką, już przerzuconą, już wybronowaną, już na tą jesień i zimę przygotowaną. Młody rzepak wygląda nieśmiało na jej powierzchni. Ziemi od wieków rodzącą i dającą nadzieję na lepsze jutro.

Czuć jej ziemistość, czuć jej majestat, czuć jej godność. Nozdrza przyjmują ponownie dawkę otrzeźwienia i orzeźwienia. Trzymam tą chwilę na wdechu …po woli wypuszczam. Szren wymalował na zielności tego miejsca swoje diamenty lśniące we wstającym słońcu. Gdzieś w oddali zapada milknący odgłos ptactwa.

 

Zimno. Nie Mroźna. Zwyczajnie zimno, ot .

 

Pszeniczno – błękitne niebo na sklepieniu schodząc w dół w pomarańcze i czerwienie. Co za malarz wymiarów. Dziś ich tyle w sobie, załamują się przenikają, wychodzą i wchodzą w siebie. I nagle zatapiają się w zadymionym oddechu jeziora. Buchająca para , niczym z parowozu, niczym ze zmęczonego biegiem sportowca o mroźnym świcie unosi się dając obraz mistyczny, wymowny. Zamykam oczy. Stapiam się w nim – w tym świecie.

Czuję jak ten październikowy świt przeszywa mnie i moje zmysły. Buduje uczucie pełności i dobroci. Napełnia już na wyczerpaniu baterie mojego bytu i bycia. Dopełnia niedopełnione. Zamyka niezamknięte. Buduje niezbudowane. Chwila ulotna ale jakże potrzebna. Jezioro oddycha, oddycha wolno, majestatycznie. Ja z nim w niezmąconej przez lata wielkiej atencji i empatii do matuszki natury. Do przyrody. Tej zarannej, niezałapanej, unikalnej. Czas się zbierać. Wstałem ranniej niżby zwyczajowo by pogościć się w tych październikowych pierwszych przymrozkach właśnie tu. Przy lotnisku, przy jeziorze. Ruszam do pracy….zupełnie inny….

 

 

08 października 2019   Dodaj komentarz
przyroda   Borowiec świt mróz  

Magia łąk bonowskich ...

Łąki z wrześniowego zimnego ranka 

 

 

 

 

 

 

20 września 2019   Komentarze (2)
przyroda   łąki bonowskie  
< 1 2 3 4 5 >
Izkpaw | Blogi