Mroźny pierwszy świt nad Borowcem
Jezioro Borowiec... świt...
W końcu moje nozdrza przeszywa świeżość zmarzniętego powietrza. Nie deszczem i wilgocią wszelaką wiatrem smaganą choćby wczoraj. Dziś jest ta chwila , kiedy zaczął się sezon mój najukochańszych ranków. Przesiąkniętych lekkim mrozem, którego odbierają wszystkie komórki mojego ciała. Gdzie w plątaninie myśli jeszcze nocnych , w butach jeszcze letnich stoję ja i stoi przede mną majestat przyrody. Ja marny i wątły, ona tętniąca życiem choć dziś surowa i zimna. Bucha , ciężko oddycha , mgliści się wymownie nad jeziorem Borowiec. Tuż przy Borowinie, przy lotnisku,, przy tych jeszcze niedawno zlanych złotem kłosów parzenicy i żółtością rzepaku. Nogi zatapiają się w brunatną ziemię , już poddaną ręką ludzką, już przerzuconą, już wybronowaną, już na tą jesień i zimę przygotowaną. Młody rzepak wygląda nieśmiało na jej powierzchni. Ziemi od wieków rodzącą i dającą nadzieję na lepsze jutro.
Czuć jej ziemistość, czuć jej majestat, czuć jej godność. Nozdrza przyjmują ponownie dawkę otrzeźwienia i orzeźwienia. Trzymam tą chwilę na wdechu …po woli wypuszczam. Szren wymalował na zielności tego miejsca swoje diamenty lśniące we wstającym słońcu. Gdzieś w oddali zapada milknący odgłos ptactwa.
Zimno. Nie Mroźna. Zwyczajnie zimno, ot .
Pszeniczno – błękitne niebo na sklepieniu schodząc w dół w pomarańcze i czerwienie. Co za malarz wymiarów. Dziś ich tyle w sobie, załamują się przenikają, wychodzą i wchodzą w siebie. I nagle zatapiają się w zadymionym oddechu jeziora. Buchająca para , niczym z parowozu, niczym ze zmęczonego biegiem sportowca o mroźnym świcie unosi się dając obraz mistyczny, wymowny. Zamykam oczy. Stapiam się w nim – w tym świecie.
Czuję jak ten październikowy świt przeszywa mnie i moje zmysły. Buduje uczucie pełności i dobroci. Napełnia już na wyczerpaniu baterie mojego bytu i bycia. Dopełnia niedopełnione. Zamyka niezamknięte. Buduje niezbudowane. Chwila ulotna ale jakże potrzebna. Jezioro oddycha, oddycha wolno, majestatycznie. Ja z nim w niezmąconej przez lata wielkiej atencji i empatii do matuszki natury. Do przyrody. Tej zarannej, niezałapanej, unikalnej. Czas się zbierać. Wstałem ranniej niżby zwyczajowo by pogościć się w tych październikowych pierwszych przymrozkach właśnie tu. Przy lotnisku, przy jeziorze. Ruszam do pracy….zupełnie inny….
Dodaj komentarz