• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Najnowsze wpisy, strona 35

< 1 2 ... 34 35 36 37 38 ... 40 41 >

Historia lokalna - jak bagna stały się...

Wieprz i jego dolina, Wielki Pioter i Rabik to tam zaczyna się opowieść o powstaniu sztucznego jeziora - Jeziora Piskory....

Śródleśne jezioro Piskory wchodziło w skład dóbr żyrzyńskich. A same dobra rozciągały się na powierzchni 1200 hektarów na zachód od wsi Borysów i Jaworów. Lasy porastające falisty i garbowaty teren nazwano Zagórkami a bagna w dolinie rzeki Duży Pioter – właśnie Piskorami. W dniu 29 kwietnia w 1833 roku dobra żyrzyńskie nabył dziedzic z Łysobyk ( Jeziorzany obecnie – byłe miasto znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie Wieprza) Adam Wessel. Był to człowiek bardzo rozgarnięty i przedsiębiorczy. Nawiązał kontakty z kupcami, przemysłowcami i handlował z nimi drewnem którego nie brakowało wokół. Zyski przeznaczał na rewitalizacje i odbudowanie podniszczanego majątku i rozbudowę jego w postaci kupna i dzierżawę głównie terenów leśnych. W owym czasie był mecenasem budowy kościoła w Żyrzynie. I tu się zaczyna opowieść o Piskorach właśnie od Pana Adama. Na bagnach , które znajdowały się w zachodniej części zagórkowskiego lasu na powierzchni 167 hektarów podjął decyzję utworzenie sztucznego zawodnika wodnego – Piskory. Najpierw dokonano wyrębu lasu olchowego, usypano potężną groblę, która przegrodziła dolinę rzeczki Duży Pioter. Prace nad tą ogromną inwestycją musieli wykonać chłopi tzw. szarwarku (przymusowe świadczenie nakładane na ludność wiejską w postaci robót publicznych, głównie na rzecz budowy i utrzymania dróg, mostów, wałów przeciwpowodziowych i urządzeń wodnych). W wyniku spiętrzenia wody powstał staw o powierzchni 120 hektarów. Dalsze prace to : wykonanie kanału z zastawką biegnącego od rzeczki Rabik ( zwanej też Rosochacz), który umożliwił awaryjne zasilanie zbiornika w czasie długotrwałej suszy. Nadwyżka wód z jeziora spływała do Rabika przez urządzenie piętrzące w grobli czołowej. Po śmierci Adama w 1852 roku prace nad tym przedsięwzięciem były kontynuowane przez jego syna Ignacego ,gdzie wykopano 500 metrowy kanał- rów zasilający nowobudowane stawy w miejscowości Gózd. Nadzorującymi pracami byli eksperci z zakresu leśnictwa i gospodarki wodnej. Dla nich pobudowano wokół jeziora 3 gajówki. Jedna za groblą czołową, druga niedaleko zastawki na Rabiku a trzecia przy kanale zasilającym stawy w Góździe blisko drogi z Jaworowa do ówczesnego miasta Bobrownik. Poprzez różne koleje losu i śmierci kolejnych właścicieli dóbr żyrzyńskich-  jezioro Piskory wraz z przyległym lasem przypadł Marii Honoracie Bisping. I tak jezioro i lasy przyległe  weszły w posiadanie własności rodu Bisping. Z racji, że Kazimierz był wykształconym w rolnictwie inżynierem ( absolwent Uniwersytetu w Halle) był szanowanym ekspertem i prezesem niejednego koła rolniczego.  Prowadziła także działalność narodowościowo – patriotyczną choćby brał współudział w polskich oddziałów z oficerów i żołnierzy służących  w armii rosyjskich. W 1938 roku został aresztowany przez NKWD i wywieziony do łagru Koźwa gdzie został zamęczony katorżniczą pracą i głodem. Z racji tych wydarzeń zaproponowano rodzinie Bisping młodego nadzorcę majątku Franciszka Kiragę, który był bardzo rozgarnięty, przedsiębiorczy i był chwalonym fachowcem. Po prawie 100 latach ogromnie kosztowna inwestycja w ten sztuczny zbiornik jezioro Piskory została określona za nierentowną i nie mającą dalszego sensu w utrzymywaniu. Zbiornik w czasie lata wysychał i jego eksploatacja przestała być opłacalna. By zmniejszyć opodatkowanie i utrzymać standard życia właścicieli – podjęto decyzję do odsprzedaży w formie nieużytków. Nadążyła się okazja bo w tym czasie wojsko poszukiwało w pobliżu Dęblina nowych terenów. 10 sierpnia 1938 roku na wniosek DOK ( Dowództwa Okręgu Korpusu) nr 1 w Warszawie  Wojewoda Lubelski podjął decyzję o wywłaszczeniu na rzecz Państwa z przeznaczeniem na cele wojskowo-lotnicze nieruchomości o łącznej powierzchni prawie 440 hektarów od Andrzeja Siemiątkowskiego, Anny Tuszowskiej i Marii Bispingowej. Co do samego jeziora to było to areał powierzchni wówczas jeziora 107 hektarów i lasów wokół- około 272 hektarów. Za nie otrzymali odszkodowanie w wysokości 235 578 złotych i 95 groszy. Miejscowa ludność zakładała, że to na jeziorze będzie lądowisko hydroplanów. Terenami wywłaszczonymi była także miejscowość m.in. Bonów – ale o niej pisałem już w poście poświęconym lotnisku w Gołębiu – Borowinie. O tartaku po którym już ślad zanikł także nie będę się rozpisywał – chyba że chcecie? Nadmienię ,że w czasie okupacji był strzeżony przez 12 żołnierzy Wemachtu. Na czas wojny jezioro zarastało, wysychało i było nie pilnowane.

W 1944 roku na podstawie dekretu PKWN o reformie rolnej dobra żyrzyńskie zostały przejęte przez Państwo.  Na tym kończy się historia utworzenia sztucznego jeziora Piskory. Aktualną historię większość zna. Od 1998 roku został powołany Rezerwat Piskory ze względu na unikalność występującej w tym miejscu fauny i flory. Nadmienię tylko, że w latach 1978-79 była prowadzona melioracja całej doliny rzeczki Rabik, wcześniej zmeliorowano dolinę rzeczki Wielki Pioter. Ich wynikiem w dolinie Rabika powstało około 30 km rowów odwadniających melioracyjnych ,które na trwale zmieniły tereny zalewowe i słabej jakościowo trawy w wysoko wydajne łąki trawiaste dające wyśmienite plony , miejscowi rolnicy budowali wręcz coraz większe stodoły by pomieścić jej ilość.  

Na ratunek zbiornikowi

Na koniec dodam ,że w 1979 roku Wojewódzki Zarząd Inwestycji Rolniczych w Lublinie prowadził prace melioracyjne na Łąkach Bonowskich wykonując nową budowlę piętrzącą w grobli czołowej odbudował kanał ( nazwany Rabik II). Pomimo tych prac jezioro zaczęło szybko ulegać degradacji i wysychaniu z winy kłusowników , którzy notorycznie niszczyli zastawki urządzenia piętrzącego dla kilku rybek. Lustro wody pojawiało się tylko na wiosnę by latem obniżyć się do poziomu góra pół metra od dna. Zaczęła umierać flora a fauna migrowała na inne tereny. Dlatego w 1993 roku z inicjatywy Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody w Lublinie podjęto prace zmierzające do przywrócenia retencji w jeziorze. Wykonano działania jak : wzmocnienie i podwyższenie grobli czołowej, przebudowę budowli piętrzącej, pod piętrzenie wody na Rabiku , obudowę kanałów w dnie jeziora, zmaksymalizowano zatrzymanie wody z Rabika i Duży Pioter, zmieniono koryto rzeczki Duży Pioter na jego 300m odcinku przez samym jeziorem ( stare jego koryto).. Po tym uzyskano stabilny poziom lustra wody  i jezioro ma około 128 hektarów wody o mniej więcej stałym poziomie. Przyroda wróciła , zwierzęta, ptaki, gady, płazy wróciły. My możemy także tak być zachowując i przestrzegając nakazów i zakazów. Jest to miejsce jedyne w swoim rodzaju, a tak blisko takich Zakładów Azotowych w Puławach. Zachęcam bardzo w to miejsce. Być może opiszę od strony przyrodniczej ten teren, zobaczę. Dziś przekładam wam historię jego powstania.

Acha ciekawostka : przed wydmą od strony Jaworowa nad małą zatoczką stał domek rybaka – strażnika jeziora , zamieniony później na gajówkę.

 

O walorach niesłychanie wyjątkowych, przyrodniczych można poczytać pod tym adresem. https://www.wybierampulawy.pl/rezerwat-piskory/

 

 

Zaczerpnięto i recytowano wiadomości z książki:   Aleksander Lewtak „Na Piskorach i w Zagórkach”. Zdjęcie wybierampulawy.pl.

 

24 listopada 2018   Komentarze (1)
historia   przyroda   piskory   Piskory  

Historia Lokalna - Kosynierów walka o wolność...

Zamykam oczy w wyobraźni mijając Pawłowice. Wisła po lewej stronie szumi i płynie. Napawa mnie strach czy zobaczę tam eterycznie tą bitwę tego Naczelnego Wodza, tą determinację, ten upór, to Polskie JA. Witają mnie w Maciejowicach jakieś już nieistniejące zakłady, jatki z niewyrafinowanymi neonami. Cholera to już tu. A nie bardzo czuć to i owo. Daję sobie szansę. Zatrzymuję się przy jatce z wędlinami własnego wyrobu. Kupuję pęto kiełbasy i bułkę. Kefir w sklepie obok – ale myślę studencka wyżerka – choć od  końca studiów minęło 18 lat…cholera stary jestem… Jest rynek jest ratusz, jest muzeum – jest nieczynne!!! Remont czy coś ! Jaka szkoda. Kopalnia wiedzy a zamknięta. No nic pozostaje udać się samotnie na wycieczkę……tak jak to kocham …..

Ratusz

Stalowy pomnik

 Miejscowość jest bardzo ładnie położona między Wisłą a pięknymi lasami i jeziorami . Od razu rzuca się styl miejski – główny rynek gdzie po środku znajduje się jedyne w Polsce muzeum Tadeusza Kościuszki. Choć w 1507 r Maciejowice uzyskały prawa miejskie nadane przez Zygmunta Starego ( urodzonego niedaleko w Kozienicach- tak gdzie jest najstarszy pomnik w Polsce) i nadanie praw magdeburskich przez Zygmunta Augusta miasto w 1870 straciło prawa i stało się wsią. Taki smutny los spotkał wiele miast w Polsce po upadku Powstania Styczniowego. Maciejowice jak każdy wie kojarzą się większości z Bitwą pod Maciejowicami choć to trochę niesprawiedliwe. Miejscowość ma swoje uroki i ciekawe miejsca które pragnę wam przybliżyć. Wynik bitwy każdy zna. W miejscu stoczenia bitwy stoi pomnik kos upamiętniający starcie. Całkiem zadbany, w 2017 roku odnowiony ciut. No tak, ale gdzie on jest? Na pewno nie ma go w samej miejscowości – BA ! nawet dobrze znaku nie ma gdzie się znajduje. Trzeba w centrum miejscowości jechać na wieś Podzamcze. Cała miejscowość Maciejowice żyje w otoczce Tadeusza Kościuszki. Szkoły pod jego imieniem, kopce czy potężne obeliski i pomniki. Wszędzie można je znaleźć i zakupić - pamiątki w lepszym bądź gorszym wykonaniu. Przy rynku jest restauracja serwująca pyszności z dziczyzny – naprawdę warto się wybrać i podegustować. Na wyjeździe z byłego miasta w stronę Warszawy znajduje się cmentarz, kościół, ale o nich później. Pamiętajmy o tym, że Maciejowice, a głównie Podzamcze jest ściśle powiązane z rodem Potockich i  Zamoyskich.

W miejscowości istniało fortalicjium ( źródła mówią o zamku)  zniszczone przez Potop Szwedzki.

W drugiej połowie XVI w właścicielem dóbr Maciejowickich był Stanisław Maciejewski. Wbudował on wtedy zamek na skarpie rzeki Okrzejki otoczony z pozostałych stron stawami. Mimo obronnego usytuowania pełnił on raczej rolę siedziby rodowej niż warowni, co podkreślili jeszcze następni właściciele Zbąscy, którzy rozbudowali go do postaci okazałego barokowego pałacu. W XVIII wieku właścicielem był Teodor Potocki, a w 1792 roku kupiła je Konstancja z Czartoryskich Zamoyska która podarowała dla mieszkańców Maciejowic szpital i przytułek w jednym. Pałac ( zamek) ten został zniszczony w 1794r. w czasie słynnej bitwy pod Maciejowicami. Kwaterował tam sam Tadeusz Kościuszko. I tam też przebywał jako jeniec po przegranej bitwie. Zdarzenie to upamiętnia leżący przed pałacem głaz. Już w czasie bitwy pałac znacznie ucierpiał od ognia artyleryjskiego. Ostatecznie Rosjanie budynek doszczętnie spalili.. Po bitwie kościuszkowskiej na początku XIX wieku  Stanisław Zamoyski odbudował zamek  założył park i pomógł podźwignąć się miejscowości . Na resztach starych fundamentów, wg projektu architekta Fryderyka Albera Lessala stanął neoklasycystyczny pałac. Ku pamięci wielkiej bitwy, w ściany budynku zostały wbudowane kule zebrane na placu boju. W drugiej połowie XIX wieku pałac przebudowano w oparciu o projekt Ksawerego Dionizego Makowskiego, z zachowaniem jednak cech klasycystycznych. Równocześnie z odbudową pałacu, Stanisław Kostka Zamoyski, ówczesny właściciel dóbr Maciejowskich, pod kierunkiem swojej teściowej Izabeli z Flemingów Czartoryskiej, przystąpił do utworzenia założenia parkowego w romantycznym stylu angielskim. Okazałe starodrzewy do dzisiaj uświetniają to miejsca nadając mu majestatyczny charakter. Miejscowość była bardzo znana jako ośrodek przemysłowy, rolniczy, szkółkarski. Ta bardzo duża aktywacja Maciejowic i Podzamcza nie została bez echa. Miasto bardzo dobrze się rozwijało, a inwestycje przynosiły korzyści nie tylko  na arenie kraju, także i w Europie. W 1803 roku, co dziwiło bardzo dużą grupę magnaterii, zwolnił chłopów z odrabiania pańszczyzny ( zniesienie pańszczyzny przez zaborców następowało od 1811 roku  ( Zabór Pruski) do całkowitej jej zniesienia 1864 roku). Mieszkańcy brali czynny udział w powstaniach głównie styczniowego, gdzie wyrazili swój gniew i ogromne niezadowolenie z ciemiężenia przez Rosję. 

W Zachodniej części parku znajduje się XIX wieczna, neogotycka baszta. Zbudowana z czerwonej cegły na planie koła z dobudowanymi kilkoma parterowymi pomieszczeniami.

Obok znajdują się ruiny stajni, prawdziwe już ruiny. Park już prawie nie do poznania.

 Pałac popada w straszną ruinę a najsmutniejsze jest to, że jak ktoś nie wie to tam nie trafi. Bo jest tam siedziba nadleśnictwa.  Pięknie opisane jest przyroda …ale o zespole pałacowo-parkowym nic…. Siedziba nadleśnictwa odnowiona , bryluje na tle zachwaszczonej rezydencji Zamoyskich i Potockich. Należy wspomnieć o byłym już PGR, który w tle parku pobudował swoje białe budynki …..Wiem coś o PGR. Chowałem się na wsi , gdzie było 400 jałówek…..i masę hektarów zboża i ziemniaków….

Zostaje zatem smak tego, co jest i polecam każdemu wycieczkę w te miejsca bo niedługo czuję, że już nie będzie możliwe nawet wejście do zdewastowanego parku z ruinami. Pragnę nadmienić, że w Maciejowicach przy kościele z 1772 roku znajduje się ogromy grobowiec Zamoyskich, a na cmentarzu koło kościoła nierzadko można natknąć się na groby z 1800 roku.

Mimo, że Maciejowice stały się prowincjonalną i senną miejscowością, to mają coś w sobie, a blisko rynku restauracja podaje przepyszne dania, na które warto wydać kilka groszy…

 

W swoich "Dziennikach" Stefan Żeromski pisał:

"Nareszcie majaczeją jakieś wielkie, przepyszne grupy drzew - to park w Podzamczu Zamoyskich. (...) Co za park! Jak żyję nie widziałem nic podobnego. Coś jak sen. Jakie tam są świerki, cyprysy, sosny Duglasa, zatoki drzew i polany, gdzie kryją się posągi z kararyjskiego marmuru - tu Tankred i Rozamunda, tam Sarkofag Czartoryskich - gotyckie domki, zabudowania w kształcie baszt, pałacyk, oficyny i oranżerie. Tam jest coś tęsknego, jakaś melancholia posępna i cicha." (z tomiku XXI)

 

Opis i recytacja także na podstawie Blogu Jagusi https://jagusi.blogspot.com/ - dziękuję.

Zdjęcia własne.

 

23 listopada 2018   Dodaj komentarz
historia   podzamcze   maciejowice   Podzamcze   Maciejowice   Kościuszko  

Historia lokalna -Parchatka - Smutna Góra...

Nad Parchatką ,na jednej z gór widnieją Trzy Krzyże. Ich historia jest bolesna i bardzo dotyka uczucia wielkiej straty po bliskich ..

"...Znakomity pejzażysta i pedagog ‐ Wojciech Gerson w 1885 r. w Tygodniku Po‐wszechnym (nr 37, 38, 43) opublikował „Powiśle. Szkice piórem i ołówkiem kreślone”, a tam opis Parchatki dokonany podczas jednej z kilku odbytych przed laty wypraw do Kazimierza: „Wzgórze na lewej stronie ponad wioską Parchatką, niegdyś całe pięknym owocowym było pokryte ogrodem, dziś je dzikie zalegają krzewy 

i gdzieniegdzie grusza świegocącym wróblom za schronienie służy i ponad głębokim parowem, jak na Golgocie trzy krzyże nad pustką panują”. Podobnie, kontrast dawnej świetności Parchatki i pustki, jaka ogarnęła to, tętniące za czasów Czartoryskich życiem, miejsce sugestywnie przedstawił na łamach Tygodnika Ilustrowanego z 1877

(nr 90, str. 163) r. redaktor A. Kuczyński: „Za Włostowicami prowadzi urocza droga do Kaźmierza, Opola, Piotrawina i t.d. Po jednej stronie szeroka Wisła toczy swe fale, po drugiej wznoszą się wyniosłości, okryte lasem liściastym, a jesienią zdobne nieprzeliczonemi krzewami jagód berberysowych, które nadają im barwę jakby rubinowego morza. Przejeżdżasz najprzód przez wieś Parchatkę (Para‐chatek) miejsce

urządzone pierwiastkowo do wiejskich zabaw. Niewiele czasu zeszło, a już zatarły się ślady dawnej świetności. Gdzie niegdyś odbywały się pląsy wesołych wieśniaków, wobec grona znakomitych i ochoczych gości, zgromadzonych na podwieczorek, dziś głęboka i ponura zaległa cisza”. Redaktor Tygodnika Ilustrowanego wspomniał także o genezie i opisał interesujące zdarzenie, dotyczące parchackich krzyży:

„Zaraz za wsią, na szczycie najwyższej z pasma gór, będących ostatniemi odnogami Karpat” (sic! – przyp. autora), „wznoszą się trzy krzyże, obok siebie postawione. Jest to pamiątka przyjaźni księżny Izabelli Czartoryskiej dla jednej ze swoich rezydentek, która jednocześnie z dwiema jej umarła córkami. Krzyże te widać z okien zamku. Pułkownik artyleryi b. wojsk polskich Piętka pewnego wieczoru wyprowadził księżnę do ogrodu. Na dany znak, a mianowicie po wypuszczeniu w powietrze białego gołębia, w oddaleniu zapaliły się owe trzy krzyże, jaśniejące w wieńcach ogni sztucznych”.

 

Kim była wspomniana przez redaktora Kuczyńskiego rezydentka dworu Czartoryskich? Otóż chodzi tu o postać hrabiny Zofii z Matuszewiczów Kickiej (1796–1822),córki Tadeusza Matuszewicza, ministra skarbu Księstwa Warszawskiego i posła na Sejm Czteroletni (Mącznik, 1994). Po śmierci matki Felicji z Przebendowskich, od 1799 r. Zofia wychowywała się pod troskliwą opieką księżnej Izabeli, dzięki czemu uzyskała staranne wykształcenie. Matuszewiczówna była ukochaną wychowanką księżnej, która planowała nawet jej małżeństwo z synem Adamem Jerzym. Książę Adam darzył jednak Zofię raczej bratnim uczuciem, o czym napisał w liście do matki: „Nie wahałbym się przed każdym chwalić Zosię. Uczynię tak z przekonania i nawet z uczucia. Ale co najmniej mógłbym ją kochać jak siostrę” (Dziewanowski,1998). Ostatecznie Zofię Matuszewiczówną wydano za pułkownika Ludwika Kickie‐

go (byłego adiutanta księcia Józefa Poniatowskiego), syna Onufrego Kickiego (właściciela Ryk i starosty ryckiego) i Józefy z Szydłowskich. Niestety choroba płuc i problemy finansowe młodego małżeństwa powodowały, że Zofia niemal gasła w oczach. W 1821 r. urodziła córkę, która zmarła po kilkunastu miesiącach. Sama Zofia zmarła wyczerpana drugą ciążą i porodem w następnym roku – 5 listopada 1822 r., licząc zaledwie 26 lat. Wkrótce po niej zmarła także druga córka (Mącznik,1994). Po śmierci doczesne szczątki hrabiny Zofii spoczęły w kryptach Kościoła św.Krzyża w Warszawie, gdzie księżna Izabela ufundowała epitafium. Z kolei w Puławach, dla upamiętnienia ukochanej wychowanki, z inicjatywy księżnej postawiono około 1827 r. kamienny (z szarego piaskowca) krzyż na Kępie, w miejscu szczególnie ulubionym przez Zofię. Krzyż ten na początku XX‐tego stulecia przeniesiono na teren włostowickiego cmentarza rzymskokatolickiego; do dzisiaj nazywany jest „Krzyżem Kickiej”. Najbardziej jednak czytelną w krajobrazie pamiątką ku czci przedwcześnie zmarłej Zofii z Matuszewiczów Kickiej i jej dwu córek były krzyże nad Parchatką. W piękny i nadzwyczaj wzruszający sposób pisał o nich we wspomnieniach „Czasy i ludzie” Franciszek Ksawery Prek (1959), który bywał tu za czasów Czartoryskich: „Parchatka jest także śliczna wieś oparta o górę, na której znajduje się to, co serce i oko zająć może. Pomijam mostki, strumyki, przepaście, skały, ale są różne pamiątki, z których każda warta być tu opisaną; żałuję, że czas krótki nie dozwolił mi ich zebrać. Na najwyższym punkcie księżna kazała wystawić trzy krzyże na pamięć Zofii Kickiej i jej dwóch córeczek. Nie mogłem bez wzruszenia i szczerego żalu patrzeć na te świadki tej zgasłej, ledwo żyć zaczynającej rodziny. Powiadano mi, że 15 maja oświecają ich, skoro dzień zapada” ..."

 

Materiał zaczerpnięty :

"TRZY KRZYŻE NAD PARCHATKĄ –SYMBOL W KRAJOBRAZIE KULTUROWYM MAŁOPOLSKIEGO PRZEŁOMU WISŁY "

Andrzej PAWŁOWSKI 

 

 

23 listopada 2018   Komentarze (2)
przyroda   historia   parchatka   Parchatka  

Nadwiślański chłód.....

Cisza i spowity półmrok zastał mnie na Wiśle. Zajechałem – dawno nie byłem. Zbyt dawno. Zimno, pada jakiś deszczyk?! Przy -4 stopniach? To nic, naciskam czapkę na głowę. Wychodzę z samochodu by wraz z pierwszym krokiem utonąć w odmęcie listopadowego półmroku. Rozumiem ten półmrok i ten ziąb. To naturalne w listopadzie, choć ta pogoda tak nas rozpieszczała, że cieplutko i pięknie było do końca października. To nas uśpiło, czujność wrodzoną, czujność tą jesienną. Bo jak pamiętam za młodu szło się na pole i były wykopki ziemniaków to wiadome było, że jesień jest. Jak szło się na wykopki marchwi, buraków, pietruszki i kopcowanie to już było wiadome, że to dojrzała jesień. Kisiło się kapustę ech to były czasy – nie mówię, że cudowne i piękne. Bo były pełne pracy fizycznej na chadziajstwie i polu, trzeba było znaleźć czas na naukę. Nie szła mi nauka najgorzej bo zawsze z czerwonym paskiem. Ale to wynikało także z tego, że człowiek napatrzył się na tych co ciężko pracują w PGR za grosze i wiecznie narzekając zapijali się pod sklepem. Chciałem innego – lepszego życia. A nauka dawała tą możliwość. Nie mówiąc o tym, że chciałem się uczyć i poznawać świat…Odbiłem trochę z tematu. Rolnicy czy ci co mają kawałek pola to wiedzą, kiedy jest jesień, ja już od ponad 25 lat jestem mieszczuchem i się tej zdolności pozbyłem – no może nie do końca, ale jest przykurzona. Stoję na główce wiślanej. Sam. Czuję wilgoć zmrożoną wiatrem. Taka cisza, że aż boli. Czyżby już się przyroda poddała? już oddała klucze zimie? Już nie chciała się przywitać? …zamilkła…. Gdzieś z oddali słychać warkot samochodów, gdzieś pies ujada i po mgle idzie taki cieniutki jazgot. Wierzby przy główce wiślanej już bez liści, gołe cienkie patyczki dawno puszczają wiatr między nimi. Poddając się prawom natury od razu i bez słowa. Wisła sama już taka skromna w swoich rozmiarach, gdzie jej majestat? Odnogi były pełne wody choćby koło Borowej. Tam była taka „ala tama” usypana i się kąpaliśmy niekiedy. W tym roku wody w odnodze nie było tyle co rok czy dwa lata temu. Jest piach a na nim szybko porosły wierzby i rdesty. Zaczyna wyspa zlewać się z lądem. Odnoga nabrała nowego oblicza, są w niej jeszcze kałuże, lecz i one wysychają. Miałem w tym roku możliwość oglądania tego spektaklu … jak ląd zabiera koryto Wiśle. Może w niedługim czasie czeka nas zmiana koryta rzeki? 

Dopływy też marnie pompują wodę do królowej rzek – choćby Wieprz już płynie środkiem koryta swojego ukazując brzegi koryta…. Taki niski stan wody ma wpływ na wszystko. Daje także jak się okazuje nowe możliwości. Z byłych koryt odnóg Wisły tworzą się starorzecza, czy nawet już nie mające wody piaszczyste kanały. To daje możliwości dla ziemnych roślin. Teraz – dziś tak jest i odnoga na Borowej tętni już życiem swoim. Odcięta setkami ton piachu żyję w swoim ekosystemie. Idę do niego, wchodzę ostrożnie – może kaczki spłoszę? może jeszcze czapla, żuraw? Bocian czarny? Cisza, nikogo i niczego. Wierzba i rdesty spoglądają na mnie. Przy kałużach też żadnego śladu życia. W wodzie coś się pluska małego – pewnie uklejki … Ogarnia mnie smutek i zaduma. Trafia do mnie w końcu, że ta cisza to już zimowa cisza. To czas przetrwania, to czas odpoczynku, czas rozmyślań. Czas potrzebny, niebywale potrzebny. Wracam do auta, siadam, drzwi nie zamykam, zimno…. Przyroda ma swój czas i dzieli go z nami. Nadszedł czas odpoczynku i podsumowań. A one są i nie są łatwe dla nas….. 

 

23 listopada 2018   Dodaj komentarz
filozofia   wisła   Wisłą   zima  

Historia lokalna -Jak niemiecki architekt...

Ciekawostka dnia :

Ogród przy pałacu dęblińskim zaprojektował niemiecki architekt i ogrodnik Jan Chrystian Schuch, współtwórca sielankowego ogrodu Elżbiety Lubomirskiej w Mokotowie pod Warszawą.W trakcie realizacji swojego projektu (1779-1781 r) w Dęblinie został przedstawiony królowi ( Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu) , który był oczarowany jego dziełem i powołał go w 1781 r na stanowisko intendenta ogrodów królewskich w Warszawie. Dziełem Jana jest także ogród łazienkowski.Świadczy to o randze właścicieli Dęblina i bardzo wysokiej pozycji w kraju.

Sam Schuch ogrodnictwa uczył się początkowo od swego ojca, nadwornego ogrodnika dynastii saskiej, potem wstąpił na Akademię Sztuk Pięknych w Dreźnie, gdzie uczył się malarstwa i inżynierii cywilnej.Założył w Polskie pierwszą szkółkę drzew owocowych. Urodził się w Dreźnie ,był ewangelikiem, został pochowany w Warszawie.

22 listopada 2018   Dodaj komentarz
historia   ciekawostki   Schuch  

Słów kilka o naszych wieszczach...

Juliusz Słowacki na tle A.Mickiewicza - kilka ciekawostek być może szerzej nie znanych...

Jednym z największych poetów wszech czasów polskich był Juliusz Słowacki. Nie ukrywam ,że jest to i mój ulubiony poeta. Za młodzieńczych lat chciał być tak samo sławny i ważny jak jego starszy o kilkanaście lat A.Mickiewicz. Panowie się poróżnili i nie szczędzili sobie poetyckich i nie tylko drwin i nawet obiel. Jednak obaj mieli w sercu dobro ojczyzny. Dlatego pisali wzniosłe utwory, które namawiały do zrywu narodowego, ku pokrzepieniu serc.

Pamiętajmy jednak, że obaj panowie należeli do sekty Koło Sprawy Bożej, która powstała w Paryżu z inicjatywy Andrzeja Towiańskiego 1 czerwca 1842. Mickiewicz był zastępcą szefa. Podczas jednego z obrzędów sekty kazano członkom klękać przez Mickiewiczem i całować jego dłoń Słowacki nie wytrzymał i opóścił lokal i sektę na zawsze.

Jak przyszedł czas śmierci A.Mickiewicza na cholerę w Stanbule w 1855 r, gdzie miał zamiar sformować Legiony Polskie. Pochowano go dopiero 2 miesiące po śmierci we Francji w mieście w Montmorency . Przyszedł na jego pogrzeb chyba każdy kto znał jego i jego twórczość.

Juliusz natomiast zmarł w 1849 r na gruźlicę w Paryżu w sumie w zapomnieniu. Przed śmiercią odwiedził go przyjaciel Cyprian Kamil Norwid. a jego pogrzeb przyszło około 30 osób. Jak na tak znakomitego wieszcza to było niesamowicie dyskredytujące. I tak by się zakończyła jego droga do wieczności ,gdyby nie jego najwierniejszy czytelnik, kochający jego twórczość ponad wszytko Naczelny Wódz - J.Piłsudski. Nakazał sprowadzenie szczątków Słowackiego do Polski by jak A.Mickiewicz mógł spocząć krypcie Wieszczów Narodowych na Wawelu. 

 

Trumnę z prochami poety do brzegów Polski przywiózł transportowiec ORP Wilia pod dowództwem kmdr. Czesława Petelenza.

Następnie płynęła w górę Wisły z Gdańska do Warszawy na pokładzie statku Mickiewicz ( trochę przewrotnie ), który zatrzymywał się w licznych portach rzecznych (Grudziądz, Toruń, Włocławek, Płock, Modlin), gdzie miejscowa ludność składała hołd prochom wieszcza.26 czerwca statek przybił do przystani w Warszawie, skąd orszak pogrzebowy przeszedł ulicami stolicy do katedry świętego Jana. Nazajutrz przewieziono trumnę Słowackiego na Dworzec Główny. Stąd wyruszył pociąg wiozący ją do Krakowa.

28 czerwca na dziedzińcu zamku na Wawelu odbyła się uroczysta ceremonia pogrzebowa.

Na jej zakończenie Józef Piłsudski wypowiedział wielokrotnie cytowane słowa: "W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej, bo królom był równy".

Całe przemówienie Marszałka pod tym linkiem http://jpilsudski.org/content/view/64/76/

Doczekał się Juliusz godnego pogrzebu, pogrzebu jednego z najwybitniejszych poetów polskich. Słowa Marszałka na to wskazują. Jego przemowa nad trumną trwała długo i często przerywana była wzruszeniem Józefa Piłsudskiego i narodu. Na pogrzeb przybyły całe masy ludności chcący pożegnać się ze Słowackim a wraz z nimi aż 7 wagonów kwiatów....

21 listopada 2018   Komentarze (2)
historia   ciekawostki   Walel   Słowacki   Mickiewicz  

Normalność w tym naszym świecie biegowym...

To nie przypadek, że tak jest. Nie może być inaczej choć tak nie na te czasy motywacja. Taka cicha , taka skromna, taka właściwa. Dużo pietyzmu przaśnego zarazem i wiele w tym skromności. Widzę codziennie, mijam codziennie z rana. Od wiosny, przez lato, jesień seniorka dla zdrowia wędruje ulicą Spacerową. Tak około 6 rano. Zawsze i codziennie. Czy deszcz, śnieg (sic!), wiatr, słońce. Dziś spojrzałem w jej oczy, była w nich wrodzona życzliwość, było coś bardzo miłego i przyjemnego, taka normalność i radość. Tak z rana, tak cicho i tak skromnie. 

To zawsze budowało we mnie pytanie a w sumie stwierdzenie, że można po cichu być bohaterem. HA i nie tylko dla siebie ale i dla mnie – tego stojącego z boku przechodnia. To było tak naturalne, ten spokój, ten jej chód nie za szybki, na swoje możliwości. Bez kijków, bez super ciuchów czy dedykowanych strojów. Ot w kurtce i czapce , tak naturalnie, że aż tą naturalnością kłuje w oczy. Kurde, mnie to zainspirowało i pokazało, że ta całą krzykliwa moda sportowa , te krzykliwe i motywujące hasła zalewające portale społecznościowe, te całe plany treningowe , te całe diety dla biegaczy czy sportowców to o kant dupy rozbić. To jest sztuczne i wykreowane! Tam nie ma naturalności. Naturalność i normalność to ta starsza pani co o 6 rano mijam ją w drodze do pracy……

 

21 listopada 2018   Dodaj komentarz
filozofia   Seniorka   puławy  

Oddając cząstkę siebie...

Antoś…daj pospać….

Tatuś dzisiaj idzie krew oddać i musi być choć trochę wyspany…. Słowa rzucone do 4 miesięcznego syna mojego o 4 rano. Cóż nie chciał współpracować i tak z niewyspaniem dwie godzinki zabawialiśmy młodego z żoną na zmianę. Ale to cudownie uczucie…oj już zapomniałem, jak to było zajmować się malutkim człowieczkiem. Ostatni raz 14 lat temu… Wstaję, idę kawę parzyć, bo bez kawy nie ma rozpoczęcia dnia. Biało za oknem, pierwszy śnieg nastał aż miło. Od razu w głowie lecą zimowe piosenki. Jeszcze niedawno śpiewałem „Babie” Lato poetki Elżbiety Zechenter-Spławińskiej- Na pajęczych nitkach odlatuje lato…. Dziś już do Antosiowego uszka śpiewam „Sanna” Barbary Kossuth …Zima zima zima pada, pada śnieg…. Kawa świeżo zmielona wierci moje zmysły, wsypuję do zaparzacza, zalewam wrzątkiem…eksplozja zapachów budzi mnie do życia. Do śniadania – bo MUSI być zjedzone i to nie byle kanapka w locie czy batonik. Normalne pełnowymiarowe śniadanie z minimum dwoma kubkami napoju. Młody dostaje buziaka na dowiedzenia, żonka też i jadę. Długo czekałem na tą chwilę od lipca. Antoś się urodził to trochę zapomniałem o tym oddawaniu, ale to nic jadę. Jestem jak zawsze ogromnie szczęśliwy i radosny. Wiem, że chcę oddawać krew do kiedy będę mógł, do kiedy starczy sił. Wiem, że to lek jedyny w swoim rodzaju, nie do podrobienia, nie do stworzenia w próbówce. Czuję, że spełniam dobry uczynek – od siebie dla innych. Czytam apele o krew, o pomoc – rozpaczliwe wzywanie bezradnych rodziców, dziadków, ludzi dobrej woli. Jak ona jest potrzebna, jak ona jest nie do przecenienia…nie sposób przejść obok i nie pomóc. W Polsce w 2015 roku było ponad 600 tysięcy dawców…to przy prawie 40 milionowej populacji to dość słaba proporcja. Mimo tego wiem, że spotkam kogoś znajomego a przede wszystkim cudowne panie w krwiodawstwie w Puławach. Och można by było o ich zaangażowaniu, profesjonalizmie, chęci do pracy napisać niejedną książkę. Powiem tylko tyle, że są cudowne dla nas i dla pracy jaką wykonują. 7:25 melduje z uśmiechem jak zawsze na twarzy. Pani w rejestracji poznaje mnie, już doświadczona pielęgniarka.  Pamięta jak to się w tych Puławach tworzyło – znaczy oddział Lubelski zamiejscowy w Puławach. Niekiedy wspomni coś opowie, ja uszu nadstawiam – zawsze z chęcią o historii słucham. Teraz nie mają za ciekawie, ale cóż taka praca. Nie zwalniają tempa i dalej z uśmiechem na twarzy i lekkim żalem, że ich praca nie jest doceniania pobierają, opisują, wykonują wszystkie związane z donacją czynności. Widać w oczach żar i pasję, choć te krwiodawstwo jest traktowane po macoszemu w Polsce. Wiedzą o tym te panie wiedzą i o tym dawcy jak ja – lecz to nam nie przeszkadza. Idziemy mimo upału, mimo śniegów, mimo ulew i wiatrów do kochanego punktu w Puławach by oddać część siebie dla innych. Co trzy miesiące chodzę, bo tak to mniej więcej wypada – ta karencja między donacjami. Organizm musi dojść do siebie. A jak wielu spotykam biegusiów – BA! jak wielu znam biegusiów co krew oddają!! Mało tego oni często jak ja są w bazie potencjalnych dawców szpiku! 

Ankieta wypełniona, przede mną dziewczyna koło 30 tki myślę, pierwszy raz. Pani z rejestracji opiekuje się przyszłym dawcą krwi. Pomaga z ankietą i zaprowadza do pokoju poczekań przy punkcie morfologii (czy poziomu hemoglobiny dla dawców systematycznych). Dziewucha całe szczęście ma powyżej 50 kg a to jest ważne i nie wygląda na bladą czy chorą raczej. I ja dochodzę do pokoju poczekać i wywołań.

 

 

Już dwóch dawców oddaje na wygodnych leżankach krew 0 widać ich trochę przez światło drzwi do sali donacji. Dziewczyna wchodzi do lekarza. Ja natomiast do Pani Agatki na badanie hemoglobiny. Cyk- lekkie ukłucie w palec- na listek i do urządzenia. W między czasie rozmawiamy o tym i owym. Cudownie uśmiechnięta opowiada o pierwszym śniegu, ale i o mojej morfologii ostatniej (bo raz do roku obligatoryjnie każdy musi ją zrobić). Sala po kapitalnym remoncie. Wisi na ścianie ogromny telewizor od darczyńcy. Jest hemoglobina idealna. Co mnie cieszy – teraz to badanie u lekarza i jak on dopuści to już na leżankę i 15 minut góra oddawania krwi. A ile się oddaje teraz? 450 ml. Jeszcze na początku stulecia oddawałem szklankę – heh – czyli 250 ml. Określili, że oddanie większej ilości nie będzie miało wpływu na zdrowie dawcy. I tak jest. Oczywiście cały czas mówię o krwi pełnej. Są warianty, że oddaje się osocze czy krwinki, ale nigdy tego nie praktykowałem. Poza tym w Puławach można oddać „tylko” pełną krew. Nie bez powodu napisałem tylko w cudzysłowie, bo z pełnej krwi można mieć i osocze, i krwinki itd. Także jak się oddaje tylko jakąś składową krwi np. osocze to jest zupełnie inny cykl pobierania i samo pobieranie wygląda i przebiega inaczej. Także i czasookresy między oddawaniem są inne. Na końcu postu podam link do strony, która mówi wszystko o krwiodawstwie.

Wracamy do donacji. Czekam w poczekalni, wychodzi wspomniana dziewczyna od lekarza – niestety nie została dopuszczona. Tak bywa i często zniechęca kandydatów do kolejnego podejścia by krew oddać. Widać smutek i rozgoryczenie i pewien zawód…życie niestety weryfikuje. Trzeba być zdrowym, bo jak „chorą” krew chcielibyśmy dać komuś? Tu nawet jak jest przeziębienie to dyskwalifikacja dawcy następuje nie mówiąc o WZW czy HIV. Mówi smutnym głosem do widzenia, dostaje zwolnienie 2 godzinne z pracy - bo tylko tyle mogą wystawić RCKK. I wchodzę ja do doktora – oo nowy, spokojny, cichy, skrupulatny, fachowiec. Podstawowe badania przeprowadził, ucięliśmy sobie krótką pogawędkę jak starzy znajomi. Ma wielką empatię i szacunek dla dawców – honorowych dawców krwi.

Od razu lecę na salę, bo doczekać się nie mogę już. Panie …kochane panie …znam je …one mnie znają… No czekaliśmy na pana a pan co dopiero się pojawia? Tak mnie skwitowała jedna z nich. Uśmiecham się i tłumaczę, że miesiąc obsuwki tylko był. Śmiejemy się i rozmawiamy. Myję rękę i kładę się na leżankę. Z boku już kolega po donacji, odpoczywa i relaksuje się jeszcze chwilę…a może mu tu dobrze i to towarzystwo jak mi? Pani nachyla się i szuka żyły……oj to już znam dobrze. Nie chcą wychodzić mi ter żyły nawet jak mam ucisk. Teraz to i tak bajka, ale jeszcze 2 lata temu jak miałem 118 kg to dopiero była jazda by się wbić i trafić. W Puławach to jak pisałem pełen profesjonalizm, cyk i już zaczyna zlatywać dar życia do woreczka. Znaczy czas na pogaduchy!! 10 minut poleciało tak szybko w tak doborowym towarzyskie, że urządzenie – waga mało co i bym nie usłyszał, jak trajkocze trrr trrr trrr. Znaczy żądana ilość już jest. Szkoda, że już, szkoda, że tak szybko. Pani wyciąga igłę przykłada gazik i każe uciskać. Czuję się wspaniale i taki spełniony. Wiem, że ta moja krew może nie trafić do kogoś tylko do np. firm farmakologicznych, ale w konsekwencji także pomaga życiu i zdrowiu innych. Dostaję swoje rzeczy jak dowód, książeczkę Honorowego Dawcy Krwi i zaświadczenie, że dziś nie mogę pracować – takie zaświadczenie przysługuje po każdej donacji – dzień wolny 100 % płatny.

Dumny jestem, bo zacząłem drugą dychę. Znaczy ponad 10 litrów już oddałem pełnej krwi. Żegnam się z paniami, składam życzenia na święta, bo dopiero pod koniec stycznia będę mógł oddać ponownie pełną krew.  Idę do pokoju rejestracji, zabieram czekolady (ekwiwalent energetyczny) składam także życzenia pani Teresce i szczęśliwy, ale zarazem smutny, że dopiero za 3 miesiące znów się spotkamy wychodzę ze szpitala. 

Co dostaję w zamian? Pisałem o tej satysfakcji, o tej świadomości, że ratuję komuś życie lub zdrowie! To jest ponad wszystkie inne przywileje. A jakie są? hmm niewielkie. Honorowe heh.

W aptece poza kolejnością możemy być obsługiwani, do specjalisty niezależnie jak długa jest kolejka to od 7 do 14 dni tylko oczekiwania. Niektóre leki zrefundowane oraz nie wszędzie (zależy od życzliwości miasta) bezpłatne przejazdy jak w Puławach komunikacją miejską. 

Także to skromnie i nie wiele, podkreślę jednak dobitnie, że ja oddaję krew z serca dla serca.

Jak może kogoś przekonałem to 22-26 listopada obchodzone są Dni Honorowego Krwiodawstwa. Warto podejść do punktu krwiodawstwa i zaczerpnąć wiedzy i przede wszystkim jak możesz to oddać krew. A potem już systematycznie to robić……dla siebie, dla innych…….

 

Aktualne stany krwi w miastach Polski .

 

Link do strony o krwiodastwie :

https://krwiodawcy.org

20 listopada 2018   Komentarze (2)
filozofia   krwiodastwo Puławy  

Zioła - ich moc ...ale ostrożnie

Zioła leczą nad od dawna Ba! od tysięcy lat. Mają swoją moc, ale tylko umiejętnie przyrządzone mikstury przez doświadczonych zielichów a jeszcz elepiej lekarzy medycyny naturalnej mogą być skuteczne i lecznicze. Nie mówię oczywiście wypicie mięty kupinej w zielarskim czy nawet w spożywczaku na problemu gastrystyczne. Mówię o chorobach, niedoczynnościach czy wręcz tematami około i onkologicznymi. Będąc w 2016 roku w Kudowie w pięknych górach Stołowych - państwo właściciele agroturystyki mieli książkę mówiącą o zdrowym trybie życia,o ważnym aspekcie sportu i właśnie o ziołach. W linku przesyłam zdjęcia tego co się tyczy leczenia chorób. Tu prośba - z racji ,że nie jestem ekspertem tylko amatorem botaniki - jak jakieś leczenie choroby by was interesował i był w tych skanach - PROSZĘ skonsultujcie to z lekarzem ( chodzi o zastowane zioła w danej chorobie) .Nie bierzcie na własną odpowiedzielaność tylko ZAWSZE się skonsultujecie z lekarzem czy doświadczonym zielichem ( ostatecznie szeptunem). Pamiętajmy ,że zioła także zabijają. W Polsce jest takich sporo!!! A ja kocham łazić po lasach,polach ,łąkach ustępach. Ci co mnie znają to wiedzą.....

Kilka piękności z łąk i lasów...

 

                                                                                                

 

Ostrożeń warzywny

 

Driakiew

 

 

  

krwiściąg

Dazwonek porzywolistny

 

W parku etnograficznym  w Pstrążej ....pięknie ususzone i opisane...

 

 

Link do skanów :

https://drive.google.com/file/d/1izOG_-Sg8-1XqqEFrQnje_myC9Q9aWgA/view?usp=sharing

opis jak zgrać : klikamy na w/w link i postępujemy zgodnie z tym co na obrazku poniżej!

uwaga : Używasz mieszanki i zioła na własną odpowiedzialność. Zawsze skonsultuj się z lekarzem czy zielichem doświadczonym zanim użyjesz.

18 listopada 2018   Komentarze (2)
przyroda   zioła  

Czas start - 2015/2016 rok ..odliczanie

Jak to się zaczęło ? To bieganie ? ta aktywność?

Byłem takim sobie , niczym tłum, niczym rzeka ludzi. Ale było jedno ale, ale to nazywało się 118 kg przy 175 cm. Tak było w 2016 roku i 2015 podobnie. Kilka fotek jako dowody mojej zbrodni na sobie.

2016 rok

Ciężko się chodziło, szybko męczyło, wyniki do dupy. Oj to były jeszcze pozostałości jak w 2013 roku rzuciłem papierosy. Nagle rzuciłem i dobrze. Lecz wtedy zaczęło się – coś się chciało…padło na drożdżówki z budyniem…i to w uuuu ilościach, że wstyd pisać. No to wpadło 14 kilo a potem już dokładane było. Tylko uwaga! Zawsze miałem nadwagę ale i sporo trenowałem w szkole średniej rzut dyskiem , kulą pchnięcie i podnoszenie sztangi. To wyrobiło we mnie posturę raczej atlety niż biegacza nie daj Bóg. Studia poleciały, praca nadeszła. A to wiadomo…. Wracamy do 2016 roku.

Autor - początek 2017

 

 

Jestem już Zasłużonym Honorowym Dawcą Krwi i coraz większy problem był z oddaniem. Jak nie wyniki to ciśnienie, a co gorsza pod zwałem tłuszczu ciężko było żyłę znaleźć ( uwierzcie bardzo ciężko). Dało do myślenia i to na powagę. Dorzuciłem do tego słabą formę, ciągłe zmęczenie i zadyszkę. Padło w końcu : zdrowszy ja na dłużej niż schorowany otłuszczony baleron na góra 15 lat.

I się zaczęło …najpierw kijki, dużo chodzenia, łażenia po lasach. Tu zakwitła we mnie miłość do matuszki natury ! I jest – pierwsze zawody : Zielone Sznurowadła i dystans 5 km. To był dystans …. A ja nie biegałem tylko sporo chodziłem. Zimno jak cholera, znajoma Iwona, Aga i Michał i kolega z Radomia (on 21 km) kibicowali jak mogli. Pobiegłem to za mocno powiedziane. Wynik niżej :

Ciechanowicz Paweł00:38:52Bieg Zielonych Sznurowadeł5 kmBieganie2017-03-12.

Dobiegłem ostatni, doszedłem w sumie. Wtedy zacząłem mieć pokorę i wielki szacun dla tych co biegają. Nie zniechęciłem się i trenowałem dalej. By za 2 tygodnie poprawić wynik do 33 minut ( 5 minut lepiej). I się zaczęło….. 

Rok 2017 i 2018 w zdjęciach i bez komentarza zostawiam – powiem tylko ,że warto ! warto do cholery!

 

Autor 2017r.

Autor 2018 r

 

Autor - maj 2018

2018 wakacje

 

autor - 41 bieg Lechitów....wrzesień 2018

 

I co by jeszcze ?

18 listopada 2018   Komentarze (3)
aktywność sportowa   nadwaga  
< 1 2 ... 34 35 36 37 38 ... 40 41 >
Izkpaw | Blogi