• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Najnowsze wpisy, strona 34

< 1 2 ... 33 34 35 36 37 ... 40 41 >

"Ptaki" Świdnickie ....źródło...

Czemu człowiek tak wiele oczekuje od drugiego człowieka? Czemu przy tym daje tak mało ?

W tych czasach ciężko o prawdziwą miłość! Ba ciężko o inspirację do tych wzniosłych uczuć. To prawda, oczywiście tak ja myślę. Czasy konsumpcjonizmu zabijają w nas pierwotne uczucia, te takie nieskażone… Wrażliwość na piękno, zachwyt nad rzeczami wzniosłymi, pięknymi i szlachetnymi, dbałość o nienaganną mowę, czułość artystyczną czy w końcu miłość nieskażoną czy wypaczoną. Na te i inne pierwotne potrzeby żywotnie odpowiedziały czasy teraźniejsze zabijając je i wypaczając na wskroś. Ci co czują sztukę, są wrażliwi muzycznie czy plastycznie schodzą do podziemi. Robią się czy chcą czy nie mniej tolerowani, te czasy dają nam status non grata. A nie mówię tego bez powodu. W Puławach jest już cykliczne spotkanie muzyczne z twórczością genialnych kompozytorów. Przytoczę cytat ze strony „Festiwal im. Wincentego i Franciszka Lesslów w Puławach”:

„W muzycznej historii Puław na szczególną uwagę zasługują trzy postacie. Wincenty Ferdynand Lessel, jego syn Franciszek Lessel oraz żyjący w połowie XIX w. Antoni Stolpe. W tworzeniu kultury przypadły im całkiem odmienne role, jednak wszyscy zasłużyli na pamięć poprzez dzieło które po sobie zostawili. Talenty kompozytorów związanych z Puławami docenili już wybitni muzykolodzy i artyści w Europie wydając ich dzieła drukiem oraz rejestrując kompozycje na płytach. Coraz częściej również w Polsce nazwiska Lessel i Stolpe można zobaczyć na afiszach i okładkach płyt. Wydaje się jednak, że renesans zainteresowania twórczością tych artystów dopiero nadchodzi. Puławy – z racji wpisania kompozytorów w swoją historię – mają szczególne prawo i obowiązek dbać o spuściznę po nich a także promować ich twórczość. Stąd pomysł festiwalu.”

 

Prawda!! Duma rozpiera. Choć jestem napływowy to mieszkając 8 lat w Puławach czuję się Puławianinem. Chłonę historię nie tylko tą spisaną i wydarzoną, ale tą muzyczną także. Byłem z córką na pierwszym Festiwalu. Puławy prawie 50 tysięczne miasto. Rozreklamowany Festiwal gdzie się dało, media  społecznościowe, słupy przydrożne, tablice informacyjne. Przyszło wraz z Prezydentem Puław i świtą może ze 40-50 osób i ja z córką. To była uczta dla zmysłów. 

 

Przepraszam, że tak długo o tym Festiwalu, ale właśnie on dał mi jasny obraz tej teraźniejszej wrażliwości muzycznej ludzi. Albo jeszcze smutniejszy widok to symboliczna gratka osób przy trwającym dwa miesiące Nadwiślańskie Lato Organowe w kościele Brata Alberta w Puławach. Ludzi nie ciągnie do posłuchania na żywo wielkich - Bacha, Vivaldiego, czy właśnie Lessel’a, Brahmsa, Regera , Nowowiejskiego …… O co chodzi? To samo ze sztuką i wystawą artystów. Ludzi te czasy zwalniają z myślenia i dają prawo tylko prześliznąć się po codzienności płytko, bez pamięci bez emocji. No bo praca, dzieci, mąż awanturujący się , korki na drodze, kolejki przy kasie, drogie masło, krzykliwa reklama, zakupy. Zostajemy zabijani, zabijana jest nasza wrażliwość i poczucie piękna. Oczywiście nie generalizuje – nie wszyscy! Ja zaliczam się do osób wrażliwych i tych co czują piękno , starając się choćby poprzez śpiew je ukazać innym i zaszczepić na nowo bądź „z reanimować” je. 

I nagle bach! Świdnik! Ptaki! 

Aż mnie wmurowało. Kocham sztukę, a taka co daje do myślenia jak rzeźby w Nałęczowie czy w koszalińskie „Hasiory” to najbardziej. Tu Ptaki. Dla mnie żurawie, szyje smukłe wyciągnięte w miłosnym umizgu? Czy może dla zaakcentowania bycia razem? Skrzydła roztaczają się u ich podstaw robiąc istny fundament ich związku. Trochę trąci klasyką gdzie to mężczyzna góruje nad kobietą , ale to w końcu ptaki. Widać tu te czyste nieskażone uczucie piękna miłości i opiekuńczości. Szalonego uwielbienia i oddania. Stałem i patrzyłem długo na tą rzeźbę….bardzo długo. Artysta młodego pokolenia Zbigniew Stanuch na zlecenie miasta Świdnik zdołał uchwycić tworząc pewnie jakiś czas tą rzeźbę chwilę uniesienia wręcz egzaltacji skumulowanej w tej 1,5 metrowej rzeźbie. Motyw ptaków tak dostojnych jak żurawie czy czaple nie był przypadkowy. Bo ciężko było by wróbelkom czy nawet gawronom w takiej formie zastygnąć. Dawno nic podobnego nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. A przekazów jest tyle ile myśli nachodzi oglądając te z pozoru proste dzieło. I jak ma to się do ludzi teraz w tych byle jakich i okrutnych czasach? Czasach zniewolenia umysłu i ciała? Staje to w jasnej sprzeczności ! Lecz ma moc. Powiem o sobie – czułem jak ładują mi się akumulatory!! Jakaś aura i dobroć bije z tej figury. Tak prosta w układzie a tak złożona w odbiorze. Postawiona przy skrzyżowaniu , w niedalekiej obecności szpitala i kina promienienie pozytywną aurą i przesłaniem. Pod zakochanymi jest mały rezerwuar wody, mała instalacja wodna. Przekaz jasny – ta nieugięta, namiętna , niekażona miłość jest ŹRÓDŁEM – dlatego woda życia bije dla nas. 

Panie Dokotrze! – wielki pokłon ode mnie wrażliwego na piękno i kochającego naturę i przyrodę.

 

Zaczerpnięto informację z wycinka pracy magisterskiej Grzegorza Pastusiaka Rzeźba Publiczna w Świdniku.

 

06 grudnia 2018   Dodaj komentarz
filozofia   Lessel   Ptaki Świdnik Stanuch  

Historia lokalna - Nad Wisłą przy moście......

Wieje trochę ,ale w sumie ciepło jak na grudniowy ranek. Dżdży lekko, ale nie natarczywie. Jak człowiek starszy się robi to i ciekawszy świata, a co z tym idzie poszukujący historii danego regionu czy obiektu. Dziś przed pracą ruszyłem na Bramę Warszawską Twierdzy Dęblin. Jak dojechałem to mi się odechciało w sumie bo po pierwsze primo ciemno, po drugie primo kręcący się żołnierze i pracownicy cywilni, po trzecie primo ochrona patrzyła na mnie z nieufnością a tablica mówiąca o nierobieniu zdjęć bo to teren wojskowy skutecznie mnie odstraszyła. Odstraszyła jak tych co tą twierdzę towrzyli i stacjonowali – mowa o wojskach rosyjskich. Oni mieli prikaz jak i teraz w wojsku – żadnych zdjęć bo …… Dlatego tak mało zdjęć innych niż te austriackie. Oni obftocili Twierdzę , Irenę, Rycice, Masów itd. dobrze i skutecznie. Dlatego to ich autorstwa zdjęcia są dostępne w cyfrowych archiwach jak i Internecie. To kij tam, tyle jest tych opracowań o tej Twierdzy, że lecę na skraj województwa – tam gdzie jest umowna linia graniczna między województwami ( Lubeskie i Mazowieckie) – czyli Wisła. Parkuję przy odnowionym kasynie wojskowym koło knajpy „Nad Wisłą” mającą swoje lata świetności już za sobą.Odpadająca elewacja i mało zachęcające wnętrze plus średnie obiady  ( tak widocznie trafiłem na słaby obiad wręcz) dają wynik małego ruchu. Może i lokalizacja niby dobra, ale słaba zarazem. Bo blisko przystań rzeczna ( po drugiej stronie mostu) droga do Twierdzy - to jednak brak reklamy powoduje, że tylko miejscowi wiedzą o niej. Dość tej dygresji, parkuję samochód przy kasynie i udaję się na most drogowy. Ciemno jeszcze, światło lamp i jarzenie miasta daje jedynie oświetlenie.

Iluminacja mostu drogowego

 

Mokro i ślisko choć lodu brak, ruch na moście się wzmaga. Stanąłem by zaczerpnąć powietrza i podchodząc kilkanaście metrów stanąłem. Zamyśliłem się.

Most 15 Pułku Piechoty "Wilków" - to nowy most - zbudowany tuż przy miejscu starego mostu, o którym się będę ciut rowodził. Ze starego rozebranego mostu niewiele zostało,ale sprawne oko swoje dostrzeże i zarejestruje.

Budzące się miasto - widok z mostu drogowego

Zamknąłem oczy i zacząłem sobie wyobrażać jak Fryderyk Habsburg  otwierał uroczyście ówczesny most jak i ten w Puławach. W 1915 roku jak wojska rosyjskie wycofywały się z Dęblina - most zniszczyli. W gruncie rzeczy sama Twierdza na czas I wojny światowej była już konstrukcją odbiegającą od ówczesnego pola walki. Budowla nie miała większego znaczenia militarnego w toku działań wojennych na tych terenach. Została w sumie oddana przez Rosjan, którzy wcześniej wysadzili co mogli włącznie z fortami. Tak lekko zabarwione historią wstęp daje pewien obraz sytuacji ówczesnej.

Austriacy jak weszli do opuszczonego Dęblina ( umownie tak nazwijmy cały obszar miasta) odbudowali oni most, który poza pierwotną funkcją był również śluzą celną pomiędzy zaborem austriackim i niemieckim. I tu od strony miasta wybudowano Bramę Celną. Była podobna do tej w Puławach( z 1916 r).

Most drogowy odbudowany przez Austriaków - tu Brama Celna.

Jak sama nazwa mówi miała służyć poborom celnym granicznych zaborców ( niemieckim i austriackim).Ciekawostką w konstrukcji mostu było zwodzone przęsło pozwalające na przepłynięcie większych jednostek. I właśnie teraz stoję na moście nowym, który został pobudowany prawie w tym samym miejscu, gdzie stał wyżej opisany most. Możemy jeszcze zobaczyć w Wiśle przy brzegach jak teraz niskim stanie wody pale i resztki infrastruktury starego mostu. Z drugiej strony ( od Zajezierza) był także posterunek celny znajdujący się w dwóch budyneczkach.

Ale czy to miejsce pobudowania pierwszego drogowego mostu w Dęblinie? Oczywiście ,że nie! W historii działalności Twierdzy pierwszy most był zbudowany między Twierdzą Dęblin a Fortem Gorczakowa leżącym po drugiej stronie Wisły.Z twierdzy Dęblin wychodził przez bramę Włodzimierza (Wiślaną).

Plan pierwotny Twierdzy Iwanogrod - most drogowy bardzo dobrze widoczny.

Dalej nie podejmuje się wypowiedzi ile tych mostów było w Dęblinie – stałych, tymczasowych ,pontonowych, kolejowych ( choć oddali most żelazny kolejowy w styczniu 1885 roku na Wiśle). Koleje losu, zawieruchy wojenne, okupacja czy sama nieujarzmiona Wisła potrafiła niszczyć przęsła a to przyborkiem, czy krami zimą gdzie lodołamacze nie dawały radę i same były znoszone ( choćby w Puławach –opisane w książce  Z.Kiełbia).

Stojąc na teraźniejszym moście słysząc już warkot narastający budzącego się dnia i zwiększenia ruchu na moście 15 Pułku Piechoty „Wilków” rzucam spojrzenie w stronę kolejowego jak i dość słabo oświetlonej kaponiery Twierdzy. „Podobno najstarsi mieszkańcy Dęblina zapewne pamiętają prężnie działający port rzeczny, którego ślady znajdziemy przy moście kolejowym, na przeciwległym brzegu Cytadeli Twierdzy Dęblin. To tam zawijała Eleonora – boczno-kołowy parostatek pasażerski, który niczym w Nowym Orleanie poruszał się po „Małopolskim Przełomie Wisły” oraz rozszerzającym się w Dęblinie jej środkowym biegu. Eleonora została przejęta przez okupacyjne oddziały niemieckie i w czasie II wojny światowej nadal była wykorzystywana”.

Parostatek Eleonora.

 

Odwracam się i widzę z oddali łunę światła – niczym wschodzące słońce -to oświetlona elektrownia węglowa w Kozienicach tak iluminuje. Przechodzę na drugą stronę mostu. Schodzę w dół do MOK , mijam pomnik ku czci poległych 1939-1945 którzy walczyli z hitlerowskim najeźdźcą  w 1944 r w lipcu o Przyczółek Dębiński.

Pomnik upamiętający bochaterką walkę o przyczółek.

Chwila zadumy, czapkę zdjąłem, krótka modlitwa. Patrząc w stronę Głuszca zacząłem sobie wyobrażać jak okrutne i ciężkie były walki o złapanie przyczółka. Schodzę do samej Wisły. Brzeg lekko skuty lodem.

Wisła od strony przystani łuna to iluminacja elektorwni Kozienice.

 

Umocnienia kamienno-drewniane wiślane.

 

Umocnienia z kamieni i drewna pojawiają się wzdłuż koryta rzeki. Ale klimat. Robię zdjęcie i łapię ten wiślany oddech. Niesamowite ile może człowiek zwiedzić i poczuć w tych 10 minutach. Ile może opowiedzieć, ile może doczytać w literaturze, ile zobaczyć rzeczy, ile historii się tu przewija. Wieje od Wisły – tak płytkiej teraz, tak płytko pewnie i było we wrześniu 1939 roku kiedy walec nazistowski zabijał Polskę. Mosty na Wiśle aż tak nie miały znaczenia, bo można było w bród ją przebyć ( z książki o mostach puławskich  Z.Kiełb). Bramę celną na moście w Dęblinie rozebrano w 1918 na budulec. W Puławach brama mostowa dotrwała do 1944 roku, gdzie konstrukcja drewniana uległa zmieszczeniu. Resztę rozebrano na budulec.

Acha i wodowskaz - już nic nie widać na nim ....

 

Pamiętajmy o tym, że każdy współczesny most najprawdopodobniej miał swojego dziadka drewnianego, który służył ludziom, armii i rozebrano go lub został zniszczony przez rzekę. Na pewno toczono tu zacięte walki, walczono o każdy skrawek przyczółku. Pomyśl o tym niekiedy – czytelniku drogi.

 

 

O mostach puławskich polecam świetną publikację pana Zbigniewa Kiełbia :

Między dwoma brzegami... O historii mostów puławskich w latach 1792–2008 (2009)

Wpis powstał także na  na podstawie  i był recytowany http://muzeumsp.pl , przekazów ustnych,Internet

Zdjęcia kolorowe własne.

04 grudnia 2018   Komentarze (2)
historia   filozofia   mosty i przeprawy   dęblin  

Biegaj i pomagaj...

 

 

Marysi i Pawełkowi ….

 

To było już dawno ustalone i w głowie i z rodziną. Bieg mikołajkowy w Świdniku.. To moja druga odsłona biegu w Świdniku - Charytatywno-Mikołajkowego. W zeszyłam roku przywitał nas mróz i zamarzająca wilgoć - w tym piękna słoneczna pogodna lekkim plusie. Ale i rok temu i dziś SERCA WILEKIE Biegającego Świdnika było tak samo wielkie i cudowne. Wszystko było jak należy, pakiety aż kipiały od fantów a rózga to już pomysł genialny - jej autorowi flaszkę! Poza bogatymi pakietami, co w innych biegach lubelskich już są rzadkością - świetna organizacja, cudowni ludzie. Niezmiennie cudowni!!!Nie sposób wymienić wszystkich choć każdemu się należy należyte podziękowanie. Agnieszka i koleżanka jako kucharki - cudowne w roli - Gordon Ramsey może co najwyżej wodę wam nosić. Hardrokowa pani - pan Mikołaj z brzuchem konkretnym Gabi -  zniewalająco cudowna a opowieści o Czantorii - dreszcz emocji był. Oj wymieniać by było wielu Kaśka - Chojna cudowna ,kochanych biegusiów z Łęcznej - Uleńka, z Bełżyc - ach pozdrawiam bez wyjątku, Orlęta - Dareczek, Stasiu....,LISY, Biegusiem – Msiek, Madzia; Potrenujemy ?;  Orto, Lubelska Grupa Triatlonu.....oj by wymieniać…. Nasza ekipa MR - zwarci i gotowi - cudowni . Ja, Darek i Aga już w zeszłym roku byliśmy a tymi co dziś pobiegli pierwszy raz pewnie się podobało. Jestem przekonany, że już w większym składzie wrócimy tu za rok. Ponad pół tysiąca ludzi chcący nieść pomoc i biec u was - winduję imprezę z kameralnej do masowej!! Brawo. Za rok będę. Za rok znów złożę na ręce szefowej - Agnieszka podziękowania !!!

Bo co w takich biegach jest najważniejsze ? Cel. A droga do celu została wybrana – bieganie. Często zbiórki są mało widoczne i mało zaakcentowane. Coraz częściej widząc kogoś z puszką i identyfikatorem uciekamy, lub ignorujemy. Bo przecież to pewnie przebieraniec i zbiera kasę dla siebie. Na wódkę czy wino. Co to za problem zrobić identyfikator, co za problem ubrać się stosownie do akcji zbiórki…. Mam odczucie, że coraz więcej tak ludzi myśli i zamyka się na takie bezpośredni kontakt z potrzebą innych. Zapomnieliśmy już jak był dziad co po wsiach chodził. Był bezdomny przecież. Ale gość miał poważanie bo modlił się za żądaną intencję. Np. za rodzinę co go przygarnęła i dała wikt i opierunek lub rzuciła groszem. Był traktowany jako kontaktor z Bogiem, osoba której można zawierzyć. Teraźniejsze czasy wywaliły całą etykę, i moralność i normalność. Upodliła te cechy nadając pozytywnego i naturalnie dobrego charaktru takim cechom jak obłuda, chamstwo, zawiści , zazdrości. Gdzie krzyż moralny leży a na nim buduje się wieża nienawiści do innych, unikanie ludzi, braku empatii do ludzi. Gdzie człowiek, jego życie warte jest paczkę papierosów. Gdzie na widok okrucieństwa przestajemy mieć odczucia miłosierdzia i współczucia a na to miejsce pojawia się uśmiech w kąciku ust. To jak mocno spłyciły te pędzące czasy nasze postrzeganie świata i jego potrzeb chyba każdy z nas widzi. I co gorsza zaczynamy i u siebie widzieć przemiany na gorsze. Bo to nasz problem, że ktoś omdlał i leży na trawniku – pewnie pijak jakiś?.Bo to nasz problem jak babci braknie złotówki w sklepie i musi zwrócić zakupy? Bo to nasz problem, jak leją po mordzie kogoś z drugiej strony drogi – pomogę sam dostanę a może oni tak specjalnie? Bo co nas obchodzi senior, który czeka na przejściu by móc przejść, ale mu dwie kule przeszkadzają zamiast pomóc? Co to nas obchodzi……

Właśnie to buduje w nas uczucie, które jest chyba najgorsze wg mnie – ignorancję !!! Mając taki stosunek do innych, do życia możemy bez wysiłku i fizycznego i emocjonalnego przejść nie zauważając nic wkoło nas. A nie możemy przecież ukryć, że potrzebujących wkoło nas jest wielu. Wielu także podszywa się pod tych potrzebujących. Ci co dotknęło wielkie nieszczęście rzadko kiedy proszą bezpośrednio o pomoc. Próbują sami coś poradzić, nie mają odwagi obarczać innych brzemieniem. To tylko ci co mają wrażliwość, rozglądających się na boki, czując u innych ból ,bezsilność ,widząc tragedię – pomagają, pomagają w imieniu tych potrzebujących. Bo oni nie są w stanie normalnie egzystować, często nie mając już nawet łez – które wypłakali już dawno. To dlatego biegi charytatywne są dla mnie najważniejsze!!! Ponad wszystko, ponad rywalizację na biegu, ponad koszty dojazdu i inne, ponad złą pogodę, ponad podziały.

W Świdniku już to mój 3 bieg a charytatywny to chyba z 12. Właśnie tą drogę pomocy uważam za dobre uzupełnienie zbiórek charytatywnych. W Świdniku to już poezja – pod 600 biegaczy i kijkarzy  na 40 000 miasto to bardzo dużo! A jak dodamy, że to bieg – zbiórka dla potrzebujących to już tłum. Patrzyłem na różnorodność grup biegowych – całe województwo przyjechało – i Ryki, Dęblin, Puławy, Lublin, Lubartów, Bychawa, Kraśnik, Annopol , Bełżyce…..i wymieniać jeszcze. Co tak przyciąga nas do tego biegu ? Do tego bardzo młodego miasta?

Szerzej ! Co nas biegaczy i amatorów biegania jak ja przyciąga na takie biegi ? 

Odpowiedź jest prosta, ale w tych czasach niepopularna – chęć niesienia pomocy innym. Bo w grupie jest siła , jest moc, jest energia, jest radość. To ogromnie buduje, ludzie zapominają o swoich problemach a skupiają się na pomocy innym i to sprawia nam ogromną radość i szczęście. Boże mój pamiętam jak po takich biegach lub w trakcie pojawiają się CI cyz opiekunowie ich dla których się zbiera pieniążki to jest takie budujące i wzruszające. Nie ukrywamy wtedy swoich emocji, pamiętam choćby Bbieg o dobro i pokój -Lubartów, dla Nikoli w Kowala, Jasia w Świdniku, Zawieprzycach, Ni pięć ni dziesięć.. Sobieszyn…oj wymieniać by było ale w gardle ściska. 

Biegacze i amatorzy biegania jak ja mają  ogromne serducha i dzielą się nimi jak i groszem by pomóc, być, dać tym potrzebującym moc i naładować ich akumulatory. Szkoda, że nie mogę być na wszystkich biegach charytatywnych – obowiązki domowe, czy wyjazdy mi to uniemożliwiają. Niekiedy też spotykam się z być może żalem, że mnie nie będzie na tym czy innym biegu. Proza życia pisze swoje scenariusze.

 

Dla organizatorów – Biegający Świdnik ukłony i brawa. Pod każdym względem. Tam aż kipi od miłości do innych , od chęci i radości niesienia pomocy, od empatii dla innych. Te żółte koszulki są bliskie memu sercu wiedząc jaki to ciężar zorganizować bieg dla 600 osób….

  

03 grudnia 2018   Komentarze (2)
aktywność sportowa   filozofia   Charytatywny bieg   Biegający Świdnik  

Przepraszać się z Masowem i Wieprzem ?

Dawno Tu nie byłem.

Ostatni  raz w 2011 roku. Hmm ,dziwne ale prawdziwe. Choć drugą stronę Wieprza oglądałem od strony Skoków wiele wiele wiele razy. Nie pomyślałem by odwiedzić starego druha – druha z Masowa. Sama miejscowość jest bardzoooo stara. Nie słyszano o Twierdzy Dęblin a masów już dawno stał. Massów, Mazów, Mazuf, Masow – jak zwał tak zwał. Wieś, gdzie głównie poławiano ryby z rzeki jak i zajmowano się rolnictwem. A Wieprz tam cudowny. Oj te meandry, te wijące się niczym wąż koryto rzeki nadaje cudownego ba! arcycudownego klimatu. Bezkres łąk i las w oddali, a na zakręcie Wieprza w stronę ujścia – plaża – dzika ! a jaka ma być jak rzeka też dzika i nieujarzmiona. Tak naturalna jak tylko może być. Już nie widać tu wypasu bydła czy koni, Masów się ucywilizował bo to już dzielnica Dęblina w końcu. Może nie wypada jak w Łysobykach wypasać na rozlewiskach krów czy w Skokach dziko wypasać koni… Tu na Masowie tego nie ma. Jest za to cisza, szum wody i Matuszka natura. Pomijam ,że gdzieś w stronę Bobrownik to świecą te światełka systemu naprowadzania, pomijam wysoki płot przy lesie, pomijam to. Hmm – widząc to przechodzi mnie myśl ,że czuję się bezpiecznie, że jest tu lotnisko, że tu kształcą się cudowni piloci, pracują świetni technicy – to wszystko na podwalinach francuskiej szkoły lotników, już wiek mija….Wracam dziś do tego Wieprza i tego Masowa. A tu odbijając jak zawsze przy barze Agnieszka w prawo, mijając po prawo OSP, czuję już ten klimat co czułem w 2007 roku jak te ścieżki nad Wieprza z Kowalskiego uskuteczniałem po raz pierwszy. Mijam po lewo siłownię i plac na dworze. Odbijam w prawo, bo w lewo to szlak wiedzie do Bobrownik i dalej. W prawo do Wieprza, nad wodę. I tu aż stanąłem …. Czy aby na pewno była kilkanaście lat temu tu kostka? Coś jej nie kojarzę! Patrzę na drogi dochodzące – też kostka. Równiutka, lśni się w tym 8 stopniowym mrozie. No nic – jadę dalej szlakiem – gaszę samochód na najdalej a zarazem najbliżej Wieprza na Niecałej.

Pamiętam. To tu jest ten „syfon” rzeki. Pola a w sumie łąki czy tam ugór. W oddali las. Słyszę ptactwo – tak z rana? Tak ma ochotę ? A może to na mój przyjazd ? Na powrót syna marnotrawnego? Nie wiem. Wysiadam z auta ,czapa na głowie zaciągam czapkę. Być może pokłonię się rzece na przywitanie. Bo ze wsią Masów już się przywitałem. Po drodze w to miejsce zrobiłem kilka zdjęć kapliczek – wrzucę na FB. Na prawo wiem, że są Skoki. Od chyba lat 60 poprzedniego wieku piękny wierzbowy zagajnik został zlikwidowany i pobudowali wał przeciwpowodziowy. I tak przez to nie widać Skoków aż tak dobrze. Napawam się tym zmrożonym powietrzem i już wstającym leniwie słońcem. Tą porę dnia kocham najbardziej. Zawsze we mnie przywołuje emocje i dziś te sentymentalne. Ile to razy bywałem tu z wędką i łapałem rybki. Ile to razy z żoną i córką łaziliśmy wzdłuż Wieprza mając masę spraw do omówienia ,a i w milczeniu by napawać się przyrodą. Wiem, że za Wieprzem był Fort IV jeden z wielu kompleksu Twierdzy Dęblin. Tuż nad Wieprzem ławeczki, palenisko? O z duchem czasu Masów poszedł. Pewnie to i za sprawą kajakarzy bo pokochali tą rzekę – od jej źródeł do ujścia. To nic – patrzę na zegarek – o cholera muszę wracać. Zdejmuję czapkę i witam się z Wieprzem. Rzucam spojrzeniem na jego ciemną toń , na jego bardzo niski stan ale i na jego spokój i naturalność. Wracam, szczęśliwy i zadowolony… choć już Masów się zmienia….nowe domy, pięknie ulice wybrukowane kostką jest już ten sznyt. Całe szczęście uderzam na boczną dróżkę i spotykam to co chciałem zobaczyć…te piękno wsi Masowa a nie nowoczesność Dęblina. Czy wrócę ? Pewnie że tak, ale już w stronę Bobrownik. Do tego założonego przez Tarłę bardzo starego miasta ( chyba tak ja Kurów coś tysiąc czterysta… coś…….). 

30 listopada 2018   Dodaj komentarz
historia   filozofia   dęblin   Wiperz   Masów  

Historia lokalna - Zamek (ki) Sieciechowskie...

Zdjęcie poglądowe - ale bardzo ładne - autorstwa Kiczkajło Piotra.

 

Mowa tu będzie o dwóch zamkach. Jeden za czasów paltyna Sieciecha - jego prywatnym zamku i drugi pobudowany przez Kazimierza Wielkiego.

Zamek w Sieciechowie – Po zmianie koryta Wisły w latach 1342-1352 gród Sieciecha nie spełniał już roli grodu kontrolującego Wisłę. Kronikarz Jan z Czarnkowa wzmiankował, że Kazimierz Wielki zbudował tu murowany zamek, który prawdopodobnie zlokalizowano w rejonie Jeziora Czaple. Jak długo pełnił swą rolę obronną, nie wiadomo – brak jest źródeł pisanych. Unia Polski z Litwą odsunęła zagrożenie ze wschodu, dlatego zamek w Sieciechowie utracił swoje znaczenie strategiczne. Ostatnia wzmianka pochodzi z 1575 r., kiedy to jedna z partii w czasie Sejmu Stężyckiego udaje się na naradę już do ruin zamku. Odtąd partia ta będzie zwana była sieciechowską. W końcu XVIII wieku widać było tylko resztkę ruin zamku. Na jego pozostałości natrafili też Niemcy w 1944 roku. Dziś można tam znaleźć jedynie odłamki skalne, ze względu na rozebranie przez okolicznych mieszkańców całego materiału budowlanego. Zamek był siedzibą Kasztelanii Sieciechowskiej. Jak długo pełnił swą rolę broniąc ziemię sieciechowską i ziemie sąsiednie od wschodu – brak jest źródeł pisanych. Małżeństwo Królowej Jadwigi z Jagiełłą odsunęło zagrożenie od sąsiadów wschodnich, dlatego zamek stracił swe znaczenie strategiczne. Z 1575 r. pochodzi pisana relacja o zamku. Wówczas w Stężycy, a dokładnie na błoniach folwarku zbyczyńskiego, zbudowano dużą szopę otoczoną rowem, w której obradował Sejm Rzeczpospolitej. Wtenczas jedna z partii zwana Francuską, udała się na naradę do ruin zamku sieciechowskiego. Odtąd była zwana Partią Sieciechowską. W końcu XVIII wieku, ksiądz  Siarczyński proboszcz kozienicki historyk, widział już resztkę ruin zamku sieciechowskiego. Do dzisiejszych czasów zachowało się na tym terenie sporo odłupków kamienno – ceglanych i ceramika.

fot. za www.zajezierze.fora.pl – przyjmowana lokalizacja zamku kazimierskiego

Ktoś zapyta, dlaczego tak mało pozostało z grodu Sieciecha i zamku sieciechowskiego. W naszej przepięknej dolinie powiślańskiej zawsze brakowało materiałów budowlanych typu: kamień, cegła. Dlatego nasi pradziadowie ten cenny materiał przenosząc się z jednego miejsca zabierali w drugie lub opuszczone budowle rozbierali z fundamentami włącznie.Pierwotnie kasztelania Stężyca należała do zespołu sieciechowsko-stężyckiego z centrum w grodzie Sieciechów. Przypuszcza się, że istniał tu wcześniej nieznany z nazwy ośrodek osadniczy. Z części posiadłości potomków Sieciecha na obszarze obejmującym Sieciechów i Stężycę utworzono kasztelanię podległą stolicy książęcej w Sandomierzu.

 

 

Sama zaś miejscowość - byłe miasto opisuje wikipedia w telegraficznym skrócie :

 

Herb Sieciechowa 

 

Sieciechów – dawne miasto, obecnie wieś w powiecie kozienickim w województwie mazowieckim, gminie Sieciechów, po lewej stronie Wisły przy drodze krajowej nr 48.Sieciechów uzyskał lokację miejską przed 1370 rokiem, zdegradowany w 1869 roku[3]. Był miastem klasztoru benedyktynów sieciechowskich w województwie sandomierskim w ostatniej ćwierci XVI wieku[4]. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa radomskiego. Od 1998 r. siedziba gminy Sieciechów.

Historia

W okresie neolitu istniały tu kopalnie krzemienia. Nazwę swą bierze od znanego palatyna z czasów księcia Władysława I Hermana – Sieciecha, z rodu Starżów-Toporczyków, który obejmował funkcję w latach 1080-1100[5]. Sieciechów był siedzibą rodu.Pierwszą znaną wzmiankę o Sieciechowie umieścił w XI wieku Gall Anonim, który napisał że nie było znaczniejszego grodu między Sandomierzem i Płockiem. W tutejszym grodzie zlokalizowanym na terenie dzisiejszej wsi Zajezierze więziony był Zbigniew – najstarszy syn księcia Władysława Hermana. W 1191 roku istniała tu kaplica de Szeczechow cum suis redditibus, należąca do uposażenia kościoła św. Marii w Sandomierzu. Prowadziła też tędy droga z Radomia przez Zawichost na Ruś oraz przez Sandomierz do Krakowa. W 1132 roku Bolesława III Krzywoustego odebrał gród rodowi Starżów-Toporczyków i umieścił tu siedzibę kasztelanii. W 1232 roku Sieciechów został lokowany na prawie magdeburskim. W mieście powstała parafia pw. św. Wawrzyńca (parafia św. Wawrzyńca w Sieciechowie), która objęła ona swym zasięgiem okolice dzisiejszego Kazimierza Dolnego, Zwolenia, Kozienic, Stężycy i Dęblina. Miasto stało się portem nadwiślańskim i grodem obronnym. W 1233 roku po śmierci księcia Leszka Białego, książę Konrad Mazowiecki więził tu przez rok wdowę po Leszku, Grzymisławę z synkiem Bolesławem Wstydliwym. W 1239 roku wzmiankowany jest po raz pierwszy kasztelan sieciechowski Florian. W 1432 roku król Władysław Jagiełło ustanowił tu, a może potwierdził, targ w środę i jarmark na święto Dziesięciu Tysięcy Rycerzy oraz w dzień św. Wawrzyńca, które to dni do dzisiaj są w Sieciechowie odpustami. Po powstaniu styczniowym w związku ze zmianą koryta Wisły Sieciechów utracił prawa miejskie.

 

 

Pani Teresa Wąsowiczówna w dziele „ Topografia wczesnośredniowiecznego Sieciechowa” z 1959 roku opisuje na podstawie Kronik i przekazów możliwe scenariusze występowania zamku, grodu oraz ich genezę. Zamek w Sieciechowie jest bardzo skąpo opisany przez kronikarzy , to stwarza pole do popisu wyobraźni jak i łatwych przekłamań historycznych .

"………………………..

Dogodne położenie majątków klasztornych umożliwiało ich należyte wykorzystanie (mimo to późniejsze zmiany prowadzą oczywiście do komasacji), a położenie Sieciechowa ułatwiało administrację. Ważnym wydarzeniem w XIII-wiecznych dziejach Sieciechowa, które zajmuje dużo miejsca na kartach kronikarzy, a nam dostarcza informacji o klasztorze i grodzie kasztelańskim — jest uwięzienie i ucieczka Bolesława Wstydliwego z matką Grzymisławy Ingwarówną. Najstarszym dokumentem tego Opactwa jest poświadczenie posiadłości klasztornych, uczynione przez tego księcia w kilkanaście lat po uwolnieniu. Trzynastowieczne źródło wspomina o darowiźnie księcia na rzecz Klemensa z Ruszczy , jest to akt wdzięczności za pomoc w zorganizowaniu ucieczki z więzienia sieciechowskiego. 

Zastanawia fakt, że Długosz nic wyraźnego na ten temat nie wspomniał, przedstawiając nam szczegółowy opis klasztoru i jego okolic. Wspomina co prawda w innym miejscu  o budowie i wzmocnieniu zamku sieciechowskiego, ale odnosi się to z pewnością, tak jak i przekaz Janka z Czarnkowa , do zamku kazimierzowskiego. Oba te przekazy wyłączam z obecnych rozważań, gdyż intensywne wylewy Wisły na przestrzeni wieków zniszczyły ruiny zamku kazimierzowskiego, o których wspomina jeszcze w XVI w. kronika R. Heidensteina  i trzeba by wszcząć osobne poszukiwania w celu ich lokalizacji. Zwłaszcza należałoby wyjaśnić, czy gotyckie fundamenty ceglane, na które napotyka ludność miejscowa na dnie jeziora Czaple przylegającego do miasteczka Sieciechów, nie są pozostałością po XIV-wiecznych ruinach zamku kazimierzowskiego. Fakt, że nie zlokalizowano dotąd zamku kasztelańskiego ( Sieciecha), o którym wspomina Długosz i Kronika Wielkopolska, łączy się ściśle z samym zagadnieniem kasztelanii sieciechowskiej. Mimo że kasztelanów sieciechowskich znamy dopiero z XIII w ., zdaniem St. A r n o l d a  już w końcu XI w. można się domyślać kasztelanii na terenie Sieciechowa. .Pogląd ten nie wydaje się zbyt przekonujący. Sformułowanie Galla wskazuje raczej, iż gród ten w X I w. był własnością Sieciecha i ośrodkiem jego dóbr, a nie grodem kasztelańskim.

Gród Sieciecha znajdował się na kępie otoczonej wodami Wisły, zapewne w pobliżu nurtu rzeki. Łączyć go można z dużym prawdopodobieństwem z pozostałościami umocnień na Wójtowej Górze, poświadczonymi ceramiką datowaną w przybliżeniu na wiek XI/XII. Najbliższa kępa, przytykająca do grodu Ostrowa Wielka (Ostrów Maius), była zapewne również zamieszkana w tym czasie i stanowiła osadę przy grodową. Na nieco bardziej oddalonej na płn. wsch. kępie znajdowało się targowisko. W okresie późniejszym na jego miejscu wyrosło miasteczko….”

Tak się zamyka sprawa lokalizacji i wzmiankowaniu o zamkach. Pada stwierdzenie, że klasztor był w zamku bądź odwrotnie. Pamiętajmy ,że zamek Sieciecha  był prywatnym zamkiem- jednym z wielu. A zamek pobudowany w dobie panowania Kazimierza Wielkiego był zamkiem obronnym.

 

Ciekawostki o zamku Sieciecha

 

 W niewoli u Konrada Mazowieckiego 

 

Rys historyczny 

„W 1229 roku w związku z uwięzieniem Henryka "Brodatego" przez Konrada Mazowieckiego, nastąpiła zmiana sił w ówczesnej Polsce. Niedługo potem ten drugi wystąpiwszy z pozycji siły podczas spotkania w Wierzbicy przy przeprawie przez Pilicę wymusił na Grzymisławie Ingwarównie oddanie Ziemi Sandomierskiej, Sieradzkiej i Łęczyckiej. Księżna musiała także wyprowadzić się z Krakowa, dokąd oddelegowany został syn mazowieckiego księcia Bolesław. Księżna osiadła wówczas w Radomiu lub w Skaryszewie. W listopadzie 1230 roku Grzymisława Ingwarówna wzięła udział w spotkaniu w Skaryszewie, na którym udało się załagodzić niezgodę pomiędzy oponentami. Księżna prawdopodobnie odzyskała wówczas Wiślicę. W listopadzie 1231 roku, po śmierci Władysława "Laskonogiego" i za aprobatą Grzymisławy Ingwarówny miejsce na krakowskim tronie zajął Henryk "Brodaty". W 1232 roku na mocy postanowień traktatu zawartego na zjeździe w Sandomierzu, w którym wzięli również udział Henryk "Brodaty" i Konrad Mazowiecki, Grzymisława Ingwarówna odzyskała Ziemię Sandomierską, natomiast Łęczyca i Sieradz pozostały w rękach Konrada Mazowieckiego. W 1233 roku Grzymisława Ingwarówna została podstępnie zwabiona, pojmana, następnie publicznie spoliczkowana przez Konrada Mazowieckiego. Na koniec wtrącono ją do więźnia początkowo w Czersku, a później przewiedziona do Sieciechowa zajęła miejsce w tamtejszym areszcie…”

 

Grzymisława z synem Bolesławem Wstydliwym w więzieniu u Konrada Mazowieckiego, drzeworyt Józefa Holewińskiego wg rysunku Jana Matejki

 

Bliżej nieznane źródło, z którego Długosz czerpie wiadomości o tym fakcie, informuje nas o uwięzieniu przez Konrada Mazowieckiego w r. 1233 Grzymisławy  Bolesława in Czirsko castro suo fo rti, następnie o przeniesieniu illos in Syecyechoviense castrum supra fluvium Wisla. W następnym zdaniu przekaz Długosza staje się niejasny. Po pierwsze powtarza (zdawałoby sięniepotrzebnie) informację o zamknięciu Bolesława w zamku czerskim; po drugie pisze, że Władysław Odonic interweniuje w tej sprawie, namówiony przez wojewodę krakowskiego Marka  (w tym czasie wojewodą krakowskim jest już nie Marek, ale Teodor Gryfita); po trzecie pisze, że w związku z tą interwencją Konrad Mazowiecki przenosi swoich więźniów in coenobium Syecyechoviense. Pod r. 1234 Długosz opisuje  szczegółowo ucieczkę księcia z matką po przeszło rocznym pobycie in Syecyechoviensi castro. Ucieczka ta została zorganizowana przy pomocy opata sieciechowskiego, Mikołaja, z pochodzenia Francuza, który przekupił straże castri Syecyechovinsis i Bolesław z matką na podstawionych tajemnie wózkach z więzienia umknęli. Kronika Wielkopolska  ze swej strony potwierdza, że Konrad swoich więźniów trzymał in castro Szczechow. W tekście tym, jak i na ogół u Długosza, wyraźnie mowa o grodzie sieciechowskim, tym bardziej dziwna wydaje się wzmianka o uwięzieniu w klasztorze. Wobec niejasnych sformułowań źródeł zrozumiały jest wniosek jaki wyciąga nasza literaturaes przyjmując, że klasztor sieciechowski nie przestał być w tym okresie czasu zamkiem. 

 

O uwięzieniu syna Władysława Hermana ( Zbigniewa)  w Sieciechowie.

 

 

Zdzisław jeden z synów Władysława Hermana

 

Gród Sieciecha z końca X I w., będący zapewne ośrodkiem włości tego możnowładcy, znany nam jest przede wszystkim z przekazów Galla.Dowiadujemy się z kroniki:

O przewiezieniu Zbigniewa na Mazowsze (po bitwie pod Kruszwicą w r. 1096) i uwięzieniu w grodzie Sieciecha. Była to bitwa księcia Władysława Hermana wraz z palatynem Sieciechem z własnym synem Zbigniewem . Herman wówczas zniszczył zamek w Kruszwicy a Sieciech zamknął go w swoim zamku w Sieciechowie.

 

O przegranej bitwie pod Żarnowcem i ucieczce Sieciecha do swojego zamku

 

Władysław Herman 

 

„W 1099 pod Żarnowcem nad Pilicą doszło do starcia zbuntowanej opozycji z wojskami Hermana i Sieciecha. Buntownicy wygrali bitwę, a książę Władysław wyraził zgodę na trwałe usunięcie Sieciecha z zajmowanego stanowiska. W kilka miesięcy później siły opozycji przeciwko palatynowi zostały skierowane w stronę Sieciechowa, gdzie ukrył się palatyn. Nieoczekiwanie Herman z niewielkimi oddziałami przyszedł z pomocą obleganemu. W tej sytuacji jego synowie postanowili pozbawić Hermana władzy. Do konfliktu doszło w okolicach Płocka. Herman po przegranej bitwie zobowiązał się do wygnania Sieciecha z kraju. Na przełomie 1100/1101 palatyn opuścił Polskę, udając się na ziemie niemieckie. Do kraju wrócił po kilku latach, jednak w Księstwie Polskim nie odegrał już żadnej roli. Prawdopodobnie został oślepiony”.

 

 Zarówno zamek Sieciecha jak i ten Kazimierski nie pozostawił trwałych śladów po sobie. A jak widać źródła pisane także są skąpe i tylko prace archeologiczne mogą rzucić nowe światło. Pamiętajmy, że Wisła zmieniała koryto, wylewała i zatapiała krajobraz. By zobaczyć jak ten teren był uzależniony od Wisły i jej odnóg na wycinku poniżej można zobaczyć miejscowość  wśród bezkresu wód.

Wystarczy spojrzeć na te dwie mapy by samemu odpowiedzieć sobie jak okalacjące wody zmieniły swój bieg i jak wpłynęły na lokowanie czy migracje miejscowości.

Tu dla przykładu wiek XVIII i XIX gdzie już trwały prace nad umocnieniami wałów choćby wiślanych.

 

 

 

 

Materiał zebrany i recytowany z:

Izbasieciechów.pl; Wikipedia; kroniki Galla; Teresa Wąsowiczówna –„Topografia wczesnośredniowiecznego Sieciechowa”; zdjęcia – Wikipedia,Internet

 

29 listopada 2018   Komentarze (1)
sieciechów   historia   Władysław   Zbigniew   Sieciechów   zamek  

Wiersze me myślami zasnute....

Anioł przy nim

 

Strzał pada ! Huk gdzieś z oddali 

Błysk , iskra - to Niemiec pali

Guzik co pagon trzyma w mundurze 

Wyrywa się z niego i wznosi się ku gorze 

Oczy to widzą głowa nie pojmuje 

Życie w sobie dalej tryumfuje

 

Stoisz niezmierzony w bramie zaklęty 

Widzisz jak Niemiec ma mundur wypięty 

Błyszczy hełm jego z oddali 

Znów Niemiec wali !!

 

Patrzysz na swoich oni już są w niebie 

Oczy martwe ale zadowolone z siebie 

Zaciskasz wargi , ich brzemię na Siebie 

W głowie krzyk kaprala dochodzi 

„Zarepetuj broń - młodzik”

 

Lekko mi już serce już to czuje

Strzelam celnie , przeładowywuje

Oko wytężam i dłoń sztywnieje 

Bah , świst, kuli co nie rdzewieje

Trafia , celu dosięga - Niemiec upada - nie jęka

 

Na chwile spokój nastał lecz słyszę zdumiony 

Jak morze nasze kochane prosi i proszą miliony 

Skryj się w szańcu młodzieńcze drogi 

Tam kula , tak rykoszet już cię nie obchodzi 

Widzisz jak plaża dymi, oddycha 

To wolność przez poległych przenika 

Staje przed tobą ten anioł wcielony 

Prosi on i proszą miliony

 

Ocierasz wspomnienie te krótkie tak szybko 

Z czoła co pot i strach pociekł do okola

Schylasz się celujesz bo Niemców zgraja 

Strzał , huk i kolejny pada

 

Widzisz i czujesz jak odsiecz nadchodzi 

Wyszli z morza , z lasku zza wydm , zza lodzi

 

Ta myśl , to uczycie z morzem pożenieni

Walczyć do końca do omdleni 

Wróg już nie może wróg się poddaje 

Nasz bohater salwę w górę oddaje

 

Miał już rękę podnieść do Boga 

pokazać mu siebie i zabitego wroga 

Lecz zwątpił , ręka mu zadrżała 

Bo przecież ten co martwy leży to tez człowiek 

Matki błysk mu w głowie rozświetlił 

Mówiła by kochać i być dla innych lepszy 

Bez wyjątku szanować bez uprzedzeń traktować 

Ale jak w wojnę ? Matko moja droga ?

 

Gdzie grube miliony kładły się na szali 

Marnego zwycięstwa człowieka co spalił 

Uczucia , empatię i miłość 

A dał w zamian smierć rasizm i szał i zapalczywość

 

Nie podniesie bohater tej ręki do Boga

Bo krew na niej i Polaka i wroga

Tak przygnieciony tym został poczciwiec 

Że kolana się ugięły i chciał krzyczeć , że 

Ta wojna co 50 milionów strawila przez szaleńczego karła się zrodziła

 

Niestety powiedzieć nic nie mógł , gardło się ścisnęło 

Łzy spłynęły po licu bladym 

Stał anioł obok - zobaczył - wybaczył

 

Patrzył na morze długo......

 

Paweł Ciechanowicz /-/

29 listopada 2018   Dodaj komentarz
filozofia  

Historia lokalna - Dęblin - Dwie wieże...

Mroźny listopadowy poranek przy dworcu PKP.

Spotykany prawie przy każdym dworcu wysoki smukły budynek w postaci wieży jest nieodzownym obiektem krajobrazu zespołu kolejowego. To wieże ciśnień. Oczywiście głównie budowane były w czasach świetności parowozów w celu magazynowania wody i jej szybkiej dystrybucji choćby dla uzupełnienia jej braku w "ciuchciajkach , gdzie para buch" ale i w obiekty , które jej potrzebowały. Lecz wieże ciśnień można spotkać także choćby w Puławach w samym zespole pałacowo - parkowym Czartoryskich. O tym co to jest i jakie pełni funkcje w telegraficznym skrócie opiszę na końcu wpisu. Dziś skupiam się na mieście Dęblinie i jego trzema wieżami. 

Teraz Dęblin, a wówczas jak je stawiano - to jedna ( kolejowa) była na Modrzycach /Rycicach a druga  w osdzie Irena, trzecia ( dla lotniska) w Iwanowskie Sieło ( także jako Folwark Dęblin, później Kolonia Dęblin ) blisko Masowa – aktualnie Osiedle Lotnisko ( dawniej Pekin).  Ze wszględu na historię ,kształt i zabytkowość skupię się głównie na dwóch.  Trzecia typowo techniczna.... 

 

Kilka słów o wieżach ....

W Dęblinie znajdują się trzy wieże ciśnień: 

•Jedna to : kolejowa wieża ciśnień, wybudowana w 1920 r. znajdująca się w zespole kolejowym Zespół budynków kolejowych, obejmujący m. in. wieżę ciśnień i żurawia wodnego, wpisany jest do rejestru zabytków.

 

• Druga to także wieża ciśniej lecz o bryle współczesnej - protopadłościanu. Tu najmniej jest o jej informacji.

 

 

•Trzecia to : Wieża ciśnień na terenie Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.

Jak pierwsza, druga  z nich- kolejowa- ma,  a w sumie miała jasno określoną funkcję - napełniane były parowozy w czasach kolei parowej (ale także zapewniała  wodę dla obiektów technicznych i socjalnych stacji kolejowych) to trzecia jest dość tajemnicza.

Lotniskowa wieża ciśnień w Dęblinie to jeden z zabytków techniki, który jest ściśle związany z historią Szkoły Orląt. Usytuowana na terenie 41. Bazy Lotnictwa Szkolnego, wieża jest od lat wyłączona z użytkowania. Jeśli szybko nie znajdzie swoich nowych funkcji będzie się nadawała jedynie do wyburzenia. Wieża została zaprojektowana i zbudowana specjalnie na potrzeby powstającej tu od początku lat 20 tych XX wieku szkoły lotniczej. Najprawdopodobniej powstała w 1922 r. umożliwiając zaopatrzenie całego terenu w wodę. Muzeum Sił Powietrznych zakupiło unikatowe zdjęcie wykonane przez francuskiego kapitana Fleury Sevre, pokazuje obiekt w pełnej krasie a w jego otoczeniu skromne chaty chłopskie. Zdjęcie doskonale pokazuje poszczególne detale architektoniczne. Obiekt ten pojawia się często we wspomnieniach pilotów jako punkt orientacyjny. Na jej szczycie była zamontowana dużej mocy lampa szlakowa, pomocna podczas nawigacji nocą.

Nadmienię tylko ,że trwają analizy i rozmowy w sprawie rewitalizacji wspomnianej wieży ciśnień wraz z wieżą spadachronową. Być może będzie to ciekawa atrakcja turystyczna rejonu.

 

 

Co to jest wieża ciśnień i jak działa.

Wieża ciśnień to obiekt budowlany o charakterze technicznym. W jej górnej części umieszczony jest zbiornik wody. Woda gromadzona w zbiorniku rozprowadzana jest rurami do miejsc docelowych. Zbiornik w wieży umieszczony jest wysoko aby uzyskać odpowiednie ciśnienie rozprowadzanej wody. Do zbiornika woda doprowadzana jest za pomocą pomp. Ze zbiornika w wieży woda może być rozprowadzana do ostatecznych odbiorców poprzez sieć wodociągów bez dodatkowego zasilania, na zasadzie naczyń połączonych (dlatego zbiornik wody musi być umieszczony na wyższym poziomie niż odbiorcy wody).

Wieża ciśnień może być wykorzystywana jako:

•podstawowe urządzenie do rozprowadzania wody pod odpowiednim ciśnieniem, lub

•urządzenie dodatkowe, zapewniające dostarczenie wymaganej ilości wody w momentach nasilonego zapotrzebowania, gdy same pompy nie wystarczają. Dzięki istnieniu wieży ciśnień w takim systemie pompy mogą być słabsze (a tym samym tańsze) niż w analogicznym systemie nie wspomaganym przez wieżę ciśnień (wydajność zainstalowanych pomp może być obliczana według średniego, a nie maksymalnego zapotrzebowania na wodę, gdyż w sytuacjach zwiększonego poboru ta „nadwyżka” pochodzi ze zbiornika w wieży ciśnień, który może być uzupełniony po spadku zapotrzebowania, np. w nocy), lub

•urządzenie rezerwowe, wykorzystywane w sytuacjach awarii pomp lub braku energii, gdyż woda ze zbiornika w wieży płynie pod wymaganym ciśnieniem na zasadzie grawitacji,

•zbiornik wyrównawczy, zapewniający wyrównanie ciśnienia w sieci wodociągowej (zapobiegający uderzeniom hydraulicznym w sieci wodociągowej).

 

Klasyfikując wieże według kategorii odbiorców dostarczanej wody można generalnie wyróżnić następujące wieże ciśnień:

 

•komunalne wodociągowa – należące do miejskich sieci wodociągowych doprowadzających wodę przede wszystkim do mieszkań (do tej kategorii zaliczyłam też wieże wiejskie i dawne pałacowe),

•kolejowe kolejowa – z których napełniane były parowozy w czasach kolei parowej (ale także zapewniały wodę dla obiektów technicznych i socjalnych stacji kolejowych),

•zakładowe zakładowa – zapewniające rozprowadzenie wody w zakładzie przemysłowym, fabryce, gospodarstwie rolnym (ale też np. w kompleksie szpitalnym).

 

Zdjęcia wieży ciśnień kolejowej - własne, w 41. bazie - internet

Narracja zwiazana z wieżą w 41 Bazie wraz z recytacją z biuletynu POD DOBRYMI SKRZYDŁAMI - 4/2018.

28 listopada 2018   Komentarze (5)
historia   dęblin   wieże wodne- ciśnień   Dęblin wieża ciśnień  

Historia lokalna- Kasa, Władza czyli jak...

 

 

Historia Dęblina jest nieodzowna z rodem Mniszech.

Gdzieś pewnie każdy coś słyszał o Dymitrze Samozwańcu w powiązaniu z tym rodem i Dęblinem.

Tak było, ale czy to była miłość?  Czy to jednak chłodne wyrachowanie i wyliczenia?

 

 

Jerzy Mniszech 

 

Jerzy Mniszech, kasztelan radomski, starosta wielu ziem e cetera e cetera  e cetera  e cetera  przy tym bardzo dobrze rachował. Niestety nie był lubiany wśród współczesnych i zmarł 18.5.1613r pozostawiając 5 synów i 4 córki.Tylko wzmiankuję, że jego syn Franciszek Bernard Mniszcha był człowiekiem wykształconym (studiował w Padwie) a zarazem ulubionym dworzaninem króla Zygmunta III – i tu ciekawostka! Sam król podarował mu własnoręcznie wykuty swój wizerunek ze złotym łańcuchem! 

 

Maryna Mniszech.

 

Wracamy do tego Samozwańca i Maryny Mniszech (córki w/w Jerzego). Pamiętajmy, że to okres - pierwsza ćwiartka XVII wieku.

Czas poznać prawdę!!! Twarde reguły gry są wtedy, gdzie jest na horyzoncie władza i możliwość dobrego zarobkowania wręcz obrzydliwego wzbogacenia się Gdzie uczucia się wcale nie liczą a górę bierze wyrachowanie i materializm.Pięknie opisana historia powiązań Samozwańca i Mniszcha na tablicach informacyjnych jest wersją „lajtowatą” jak to by młodzi powiedzieli. Pudrowaną i złagodzoną. Prawda była bardziej brutalna, gdzie wchodziła gruba kasa i władza nie ma miłości. 

Jerzy Mniszech wspierał pretendenta do tronu carskiego – Dymitra, który zobowiązał się do małżeństwa z córką jego Maryną. Za wsparcie odwdzięczył się zapisem 1 000 000 złotych oraz wystawił przywilej dający Mniszchowi połowę księstwa smoleńskiego z samym Smoleńskiem i całe księstwo siewierskie. Sam Jerzy zorganizował mały oddział bardzo walecznych zbrojnych, która pod jego dowództwem rozbiła wojska Fiodora Mścisławskiego pod Nowogrodem (1604r.) Wojewoda wrócił do kraju by organizować pomoc Dymitrowi. Jak ten zasiadł już na tronie Rosji odbył się „zakontraktowany” ślub per procura (w zastępstwie) w Krakowie (22.02.1605 r.) Przed ślubem wojewoda otrzymał od Dymitra 500 000 rubli i kosztowności – mało? to już piszę, że w styczniu rok później w 1606 roku kolejne pieniądze – tym razem 300 000 zł. Jerzy wraz z córką udał się do Moskwy. Maryna wzięła już „właściwy” ślub w cerkwi dnia 18.05.1606 roku, po nim została koronowana na carową.

 

 

Dymitr Samozwaniec

 

 

I tu moglibyśmy zakończyć tą opowieść…. Niestety nie jest ona różowa a wręcz kończy bardzo tragicznie – śmiertelnie tragicznie dla młodego cara a Maryna musiała jeszcze raz wyjść za mąż za cudownie ocalonego Samozwańca. 

A co mi tam -  opowiem i o tym.

Już kilka dni po koronacji Dymitr został otruty przez oligarchów rosyjskich spiskujących z Wasylem Szujskim (który nota bene okrzyknął się carem po śmierci Dymitra) już 26/27 maja 1606 r. Niektóre źródła podają, że został zamordowany. Dlaczego? Bo miał zamiar połączyć unią Polskę i Rosję. Tak czy siak – nie żył. Jerzy Mniszech wraz z córką został zesłany do Jarosławia.

Wraz ze śmiercią Dymitra zostało zgładzonych ponad 2000 ludzi – głównie z jego świty – większości Polaków. Pochowano go, lecz złość oligarchów do niego była ogromna. Wykopano zwłoki, zaczepiono liny za przyrodzenie i konie ciągnęły truchło po całym mieście. Następnie poćwiartowano i spalono. Prochy wsadzono w armatę i wystrzelono w stronę Polski. Tak zakończył się żywot Dymitra. Było to jasne przesłanie oligarchów rosyjskich, że każdy kto z Polski chciałby znów powalczyć o koronę skończy jak Dymitr.

 

 

 

Nagle i nie wiadomo skąd pojawił się w Polsce drugi Dymitr Samozwaniec, który twierdził, że jest cudownie ocalony (patrz wyżej jak do uśmiercono). Na tronie Rosji już zasiadał Szujski. To wojewodę nie zdziwiło – że nagle cudownie ocalony Dymitr żyje (hahah) i podtrzymał i ogłaszał wersję o ocieleniu Samozwańca na prawo i lewo. Nawiązał z nim kontakt po wypuszczeniu jego i córki z aresztu- więzienia. 2 sierpnia 1608 roku w wyniku podpisania rozejmu polsko-moskiewskiego wrócił do kraju i tu UWAGA – uznał drugiego Samozwańca za zięcia!!! (sic!!!) Oczywiście ten go hojnie wynagrodził – dostał zapis na 300 000 rubli i aż 14 zamków w ziemi siewierskiej.  Co na to Maryna? była carowa? Cóż niewiele miała do gadania. Pod naciskami ojca uznała drugiego Samozwańca za męża i wzięła potajemnie we wrześniu ślub w 1608 r. Miała z nim syna – o imieniu – a jakże Dymitr……

 

Tak to już koniec (w końcu ktoś powie) tej historii. W tych czasach milion złotych to ogromna suma, a 14 zamków? Nawet nie wiem, ile były warte. Tak o to przedstawia się odarta z uczuć biznesowa historia boju o władzę, pieniądze i straszną śmierć a zarazem ogromną nienawiść do Polaków….Czy jeszcze zaglądaliśmy do Rosji? Czy wjechaliśmy im „na chatę”? O tak…, ale to już zupełnie inna historia. 

 

Zdjęcie z Naszej Klasy - pani Teresy Nowickiej - 1972 rok. Pałac.

 

Zdjęcia interent, informacje zaczerpnięte i cytowane z książki p. Kurzyp "Dęblin - szkice z dziejów miejscowości i okolicy"

27 listopada 2018   Komentarze (1)
historia   dęblin   Mniszech Szujski car Samozwaniec  

Ciekawostka historyczna - Maria Pawlikowska...

Czy wiesz, że na terenie dęblińskiej szkoły lotniczej mieszkała przez pewien czas znana poetka Maria Pawlikowska- Jasnorzewska, pochodząca z rodziny Kossaków. Właściciel pobliskiego Kośmina Tadeusz Kossak, syn Juliusza był bliźniaczym bratem Wojciecha Kossaka, a ojcem Zofii Kossak- Szczuckiej.

W Dęblinie powstała znaczna część utworów tej poetki o tematyce lotniczej chociażby zebrane w zbiorze wierszy „Śpiąca załoga” wydanego w 1933 r. Poniżej dwa wiersze napisane w Dęblinie.

 

„Epitafium lotnicze”

Arystokraci śmierci, Żwirko i Wigura,

W pięknej chwale rozbłyśli nad nami jak gwiazdy,

Innych mgła przesłoniła – zaginęli w chmurach,

Zostały po nich tylko popioły i drzazgi.

Ciosiński, Klimsza, Stańco – skromni, lecz niemali!

I jedna im z Tamtymi dola lotna, krwawa –

Ale nie dla nich pieśni, nazwy ulic, sława –

A czyż mogli dać więcej jak to, co oddali?

Popczyk… Krupski… Nadwodzki… Gołda… Krzak… Piasecki…

Kluczem ciągną w niepamięć bohaterów setki.

 

„MGŁA”

Samolot na dębie wisi

W okaleczeniach licznych.

Otoczyły go liście jak gapiowie cisi.

Jak dobra publiczność. – – –

Mgła rozdziera szaty na sosnach,

Winowajczyni żałosna…

 

27 listopada 2018   Komentarze (2)
historia   dęblin   Pawlikowska Jasnorzewska  

O czym myśli autor bloga..

Autor Bloga basowypan.blogi.pl chciałby podziekować już buszującym jak i nowym czytelnikom za obecność. Już ponad 300 odsłon przerosło moje najśmielnsze marzenia. 

Dziekuję WAm bardzo, w miarę możliwości będę dorzucał kolejne cegiełki do bloga. Mam nadzieję,że informacje są ciekawe i nawet przydatne.

Miłego

26 listopada 2018   Komentarze (3)
filozofia  
< 1 2 ... 33 34 35 36 37 ... 40 41 >
Izkpaw | Blogi