• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Życie, strona 4

< 1 2 3 4 5 6 >

Wielka NOC

 

 

 

Życzymy sobie zdrowia, choć wielu już odeszło. Życzymy sobie radości choć kierat codzienności jest czasami ponad siłę. Życzymy sobie spokoju choć do granic zszargane nerwy nie dają spokojnie zasnąć. Życzymy sobie rodzinnych choć wielu z nas już dobry rok nie było u rodziny, rodziców. Zyczymy sobie smacznego jajka choć minęły te czasy, gdzie dostanie szynki czy banana było arcy trudne, mamy wszystko pod nosem. Życzymy sobie błogosławionych świat choć nie nie mamy dla innych serca i dobrego słowa często. Życzymy sobie nowego Narodzenia w duchu choć nie jesteśmy gotowi nawet na małe zmiany. W tym geście dobroci dla innych, w tym uśmiechu, w tym małym datku dla potrzebujących znajdujmy naszą wiarę, wiarę niesienia dobra. Nikt nie prosił o zajączki czy króliczki, pisklaczki czy kaczuszki w tandecie marketowych kiczy. Nikt nam nie powiedział, żeby lepiej swięta przeżyć trzeba mieć więcej, zarobić się za wszystkich, umyć te cholerne okna, uginający się stół potraw i tradycji i na kant wyprasowane spodnie do kościoła. Moze tak wypada, może i warto kilka razy do roku się wykazać, podtrzymać tradycje, kultywować rodzinne wspólne działania. Lecz bez wejrzenia w siebie samych i swojej harmonii i rozgrzeszenia się z własnych mar czy trosk się nie da. Pogodzenia się z porażkami i zrozumienia przewrotności losu naszego te święta tylko będą pudrem na pustym, miałkim blacie rodzinnych świąt. Mamy jeszcze odwagę w siebie spojrzeć? Mamy jeszcze odwagę sobie wybaczyć? Mamy jeszcze odwagę wybaczyć innym? Spójrz ON dalej wisi na krzyżu, dalej kolejne zaczęte tysiąclecie... Dalej stara się pomóc..... Zrozumieć.... Wybaczyć... przebaczyć... Usiąć choć na chwilę i wsłuchaj się duszą w głębie Jego ukrzyżowania...moze choć sobie wybaczysz coś...

Byśmy te święta tak trudnych czasów jak teraz przeżyli jak najlepiej umiemy i możemy...

03 kwietnia 2021   Dodaj komentarz
Życie   wyznania religijne   wielkanoc  

Pierogów wspomnień gar

 

 

Z wysiłkiem naciskam nóż w dół, walczy swoją ostrością ze zmarzniętą słoniną. Napieram mocniej, nawet nadstawiam się na nim. Wolno odżyna małe plastry dawno zapomnianej w zamrażarce słoniny.  Deska lekko się poddaje tym swoistym torturom, bliskości już główka nabrzmiałej październikowej cebuli czeka w kolejce. Danie dziś złożone, wymagające trudu i siły niemałej. Prowadzi nas przez wszystkie zakątki słowiańskiego rodowodu, etymologii naszych dziadów i pra ojców. Tradycji usianych stuleci zim, wiosen czy jesieni bardziej. Stołów tych dębowych czy jesionem zaciągniętych całunek w izbie stojącym. Krzeseł od dziada wytrwałych , samorobnych , taborków do zasiadania przy garczku kaszy płukaniem. Pszenicznego kłosu, rogu obfitości jak Bóg dał jak Nepomucen dopomógł zagon całen. Pyszniejącej się na dorodnym sierpniowym wysokim lubelskim słońcu, dającej kasze , dającej w końcu mąkę co żarna czy walce gniotły na naszą przaśną chlebu codzienność. A pytel ? Mercedes wśród żytniaków?  Jego kłosy ,wąsate niczym anteny sterczały i powiewom wiatru się poddawały. Gdzieś tam żyta niemało ,choćby pod Gołębiem z prosem się zaprzyjaźniło. Ziemniaków kosze pamiętam za PRL i PGR się zbierało ku chwale partii i na sukurs miastom w ziemniaki niedostatku spowiłe. Chodziło się w szkole ..pamiętam ..niczym swoisty szarwark na rzecz Pana te ziemniaki, te buraki cukrowe z łęcin pozbywane , te kamienie z pól dobrych klasy ziem zagęszczone. Pamiętam. 

Dziś po donacji kwi już nastej ,widmo przednówka mnie chwyciło. Córka się oddaliła z domu a syn patrząc na mnie oczekiwał i smakowitego 1 obiadu. Rzuciłem się zatem w naszej tradycji murem, naszym dniem powszednim, naszą wspólnie przy stole jedzoną kolacją.... Pierogi.....Garść wczorajszych ziemniaków jeszcze okraszone schabowym w lodówce, w garnku na noc nastawiałem okopowe jarzyny na sałatkę włoską,garść twarogu garwolińskiego. Mąka mi w Kępy naszej wyszła, miałem jakąś,sól kamienną, jajka od wiejskiej kury i pieprz czarny tłuczony ponad miarę w moździerzu. To wystarczy...Będzie coś genialnego, ze obiadów dawnych,twarogów swoich niegdyś nastawianych ,mąki ,gdzie wiatraczne młyny czy wodne mełły z niesposobną gracją na kaszki, i mąkę tą cudowną. Z duszą ,z sercem, obrót za obrotem, dociskając żaren trud, pyłu w worków jutowych mrowie, białej twarzy spracowanego młynarza, prychającego konia przez wiatrakiem w zaprzęgu co pszeniczny znój dostarczył do młenia... Widzę te obrazy , widzę te niegdysiejsze ale tak niedawne światy... Widzę i mamę i tatę i rodzeństwo jak lepimy te pierogi. Ja niezdarnie , byle skleić , jakiś fresk zrobić, mama idealne ,cudne, przez jej spracowane dłonie tysiące tych pierogów przeszło. Swoje ziemniaki , swój twaróg mąka w worku pamiętam była, worek cały,pachniało ją w domu rodzinnym. Czerpało się z tego worka jak z bezkresnej studni, na cista, na naleśniki,na rogaliki, gdzie siostra była mistrzem w końcu na pierogi. Dziś stoję ,miseczki mam koło się, prasa stara już , lekko pordzewiała i te niedzisiejsze ziemniaki i tej twaróg przeciskam. Obok na patelce już cebula doszła na tej słoninie. Gar bulgoce wodą ze szczyptą soli i oleju. Wałek ,placek się tworzy ,farsz z tych prostych tak ludzkich płodów jest. Robię niedbale o kształt, niezgrabnie w palcach uciskam mając tej mamy ideal w głowie. Nie idzie , mam swoje pokrzywione i pokraczne , nabrzmiałe i wychodzone pierogi. Wrzątek robi z nich pełną tradycji i mistycyzmu potrawę.Że w XXI wieku nie dałem się modzie jakimś rawiolii czy innym tam joli to jest zasługa głębokiego poszanowania ciężkiej pracy roli, pracy ludzkich rąk. Widzę ten znój przy tym zwyczajnym ziemniaku, widzę redły, widzę strach czy wzejdzie, czy nie zczarni wychodzących łęcin, widzę i te piękne białe kwiecia ziemniaka, są cudowne jak te pszeniczne falujące na lipcowym zefirze kłosy. I ta sól tej polskiej ziemi...i z mleka tak naszego białe twarogi wszelakie....razem … wielką pokorę i szacunek mam ….do tych pierogów ruskich...ziemniaczanych z twarogiem....

01 marca 2021   Komentarze (1)
Życie   rodzinne strony   pierogi wspomnienia  

Gołębi smak rodzinnych stron...

 

Holubce czy golubczi zwij  Gołąbki te nasze,te z mojej wsi. Te spod ręki mamy i taty.  Pamiętam jak dziś ,jak mięso nie zawsze najwyższych lotów było  dostępne i  mielone. To  tato mój wyciągał  „wilka” mocował do sosnowego blatu stołu w kuchni ,choć chwila ...pierwej był z płyty wiórowej. Wilk nie duży, poręczny, korba zamontowana czeka na pierwsze jej obroty,na pierwszą pracę. Na trudu mięśni pracę.Mięsiwo wszelakie pokrojone i te lepsze jak szynka i  te z podgardla czy boczku przerośniętego...  To było na drugim planie.  Swoja kapusta okraszona wielkim pietyzmem haczki czy gracki. Doglądania , podlewania latem upalnym, wypatrywania czy robak nie zaatakuje , czy złodziej nie zerwie. Pamiętam z ogródka te główki a bardziej głowy kapuściane ogromne , zielonością na tym już szarym i jesiennym późnym stanem wyróżnione. Stała i obok pora co i zimy się nie bała...brukselka niekiedy, jak naszło na jej smak czy kalafior ,rzadziej brokuł. Październikowa słota pełna smutku i melancholii na ogrodzie i  w sercu. A było pamiętam kiszenie kapusty. Tak tej samej , białej ...to był cały rytuał. Od dziadka  pożyczało się szatkownicę lub od kogoś innego ..już nie pamiętam. Beczka biała ,weko czerwone, worek 200 l w środku. Kołek do ubijania, nie pamiętam z jakiego drzewa..popękany był, spracowany mocno. I My wszyscy do tej kapusty pamiętam, i marchew starta i kminek, sól kamienna była. Tato główkę za główką przeciągał przez szatkownicę, a by umijaliśmy kołem a mama doprawiała ...pamiętam. Nie łatwe to było ,ale mocno rodzinę spalało . Wiedzieliśmy,że beczka na balkonie starczy na zimę i przednówek. Że zawsze odkrywając weko uderzy nas zapach kiszenia naszego wspólnego, trwałego ….A gołąbki były zawsze w domu. Tata podmielił mięso, cebulę przemycił też, sól pieprz, tyle tych przypraw. Sama natura i te głowizny w wrzątku się bez głąba parzyły. Liść za liściem odchodził pamiętam. I dziś u mnie tak samo. Kapusta mniej korpulentnych kształtów była biała, mięso z szyki z ryżem brązowym się zaprzyjaźniło tak na pół twardo pogotowanym. I tylko pieprz czarny i sól kamienna jak kiedyś do smaku. Głowizna parzy się , liście odbieram jeszcze gorące i ręce parzą...to nic ..lubię ten stan ..tą moją młodzieńczość wspomnień. Farsz zawijam jak mama uczyła, jak tato kontrolował , jak dawniej. Pamiętam i to peklowanie mięsa na wędzenie. Kolejna mała beczka była na balkonie...a w niej mięso ze swojego świniaka peklowało się 2 tygodnie w mieszance soli i przypraw...pamiętam. Dziś garnek na dnie liśćmi kapusty wyłożyłem. Zawinąłem w parzonych liściach farsz i przykryłem przykrywką nadziei i wspomnień na 60 minut. Wolno nawijały się minuty na tym gotowaniem ich. Kiedyś to szlachcice mieli namiastkę francuskiej kuchni u siebie. Mięso siekane kasza zawinięte w liść kapusty i gotowane dawały im namiastkę smaku wielkich dworów Francji...dziś ja zgotowałem namiastkę dworu domowych gołąbków ...tych od mamy ,taty..wybornych....A syn mój zajada..

21 lutego 2021   Komentarze (1)
rodzinne strony   Życie   gołąbki dom wspomnienia  

Buraczków naręcze wspomnień

 

Banał, pastewny wręcz. Czerwony, zwany i ćwikłą, czy czerwonym. Tyle o nim już pisałem i nadal nie mogę się nim nasycić. Przeca już wieki przed naszą erą był uprawiany dla spożycia i jako lekarstwo. Dziś po długim dniu, jakoś bez większych posiłków bo i pracy dużo było na wieczór pozwoliłem wczorajsze ugotowane buraki szlachetnym szlifem obłożyć..... Na noc wczoraj siedząc i zaczytując się w inżynierskie doktoranckie emblematy, wstawiłem buraki i marchew tutejszą. Pozyskaną od tych ziem, okraszonych trudem i pracą lubelskich rolników. Tych co i nie mają świąt, nie mają wolnego... Ziemia rodzi i nie ma dla niej tygodnia, dnia, świat czy wolnego. Orana trojpolówka znana od Cystersów, ziemia od wieków rodzącą.. Ta Ziemia. Dała i marchew i buraki genialne. Jędrne, soczyste, smaku wyborne i pełne mimo lutowego przednówku. Znam ten smak pracy, znam sól ziemi rodzącej tym co ją doglądają i kochają. Moje lata młode, gdzie burak był i cukrowy w PGR, gdzie w czynie społecznym szkoły rękoma uczniów wyrywały je i odcinały leciny...i w domu.. Na ogródkach... Gdzie mama siała jakieś nie znane odmiany. Zawsze opasłe, kurpuletne, żadne podłużne i cienkie w korzeniu. Pamiętam, lubiłem jeść łęciny za młodego buraka, zwane boćwina u nas, tu botwina. Jadałem na surowo.. Smakował mi ten czerwony mocno, buraczany i smak i zapach. Pamiętam jego całe narecza późnej jesieni zebrany. Kosze całe parujące się w parniku u dziadka. Były genialne w smaku, skórka spod palca schodziła po lekkim naduszeniu. Zatopione żeby i usta w nim nadawały smaku nowe oblicze. Słodkie, czuć ziemią, smak taki swoisty, taki swojski. I tego buraka pamiętam mama w słoiki wekowala, później z dodatkiem papryki dodające innego wymiaru im... Mnie nie podeszły... Nigdy z papryką.. nigdy. Albo całe w wekach na zimę siarczystą chowane w piwnicy..też pamiętam. Surowego się jadło i to nie raz i dwa. Szkoda, że lata 80 jakoś wyautowego go z godnej jego pozycji. O buraku było coraz mniej, gdzieś znaczył się w barszczu na święta, z ukraińskim fasoli smakiem łączył niekiedy i do tego mielonego non stop.... A dziś cóż poczyniłem? Poddałem się swoim dawnym smakom. Starłem z marchwią i dodalem podsmażoną cebulką, szczypta soli Kłodawskiej, pyłek pieprzu czarnego i ziołowego, oddech mały cukru i na patelnię. Buchnęły z niech wymiary całe, i te młodości i te dorosłe, te oczekiwane i te byłych czynów społecznych dni zamknięte. Marchewka lubi buraki zaręczam, jej nie wiele, ot ciut... Do tego z premedytacją ocet od spirytusa.. Zejn peecent.. Kapek kilka. Do tego olej nasz, Kujawski... Zasmażane buraki i moja z nich radość... I to jaka... Dotknąłem ich gorącego wymiaru cudownosci od dawna... Warto było... Buraczku... Warto

 

20 lutego 2021   Dodaj komentarz
rodzinne strony   Życie   buraki cwikla wspomniemia  

Łysej Góry ziemniaków pieczony wspomnień...

 

Pieczone.....O matusiu jak ich dawno nie jadłem.....Co z tego ,że z piekarnika , że oblane oliwą, obsypane solą kłodawską ( nie nie nie himalajską ) i do tego szynka w rękawie pieczona. Soczysta i pełna smaku swoistego , tylko pieprz ziołowy i sól.....Szynka na bok bo nie o niej,choć genialna ,smakowita ,budząca wymiar każdy mój ,dziś na bok. Pieczony mój smak. Patrzę na wytrawioną przez ogień piekarnika skórkę, chrupie , łamie się , czarniejąca ...zaprasza do wnętrza. Pachnie niebywale, znam ten zapach! Uderza w każde moje młode życie, dzieciństwo, młodość...Boże..jak dawno nie jadłem pieczonego zwykłego, przaśnego ziemniaka!!!! Tego co Napoleon nam wtoczył na głód wszelaki, co z Ameryki w XVI wieku płynął do Europy. Co z niego robiono surówki z łęcin kiedyś. Królom i królowym na dworach dwojono się i trojono się by nowe zza wielkiej wody przekazać i polubić. Ten sam co wieki niedawne Irlandię od głodu wybawił. Co w końcu i u nas zagościł na stałe. Na każdy obiad a ten niedzielny zwłaszcza ze schabowym i mizerią czy marchwią wszelaką. Ziemniak, pyra, kartofel....Na surowo testowany jako zwolnienie z zajęć szkolnych , a dalej to już jak kto lubi...smażony jak fryta, pieczony,gotowany, w sałatach, zapiekankach i Bóg wie z czym jeszcze... Mój ten kartofel, masa w nim skrobi i jakieś tam witaminy z B, pakowałem go w worek i szedłem z kumplami zimą na Łysą Górę. Ciągnąłem worek po saletrze amonowej sianem , cz słomą , na mocno ubitym ,lecz lekko luźnym workiem. Górka to cudowna Łysa  3 km od domu szliśmy jak watahy wilków ,z woreczkiem ziemniaków i pękiem kiełbas ,bułką czy chlebem...szliśmy przez całą wieś  przez rzekę naszą Wkrę i do zalesionej świerkiem i sośniną wszelaką górę, łysą górę. Bo kiedyś walnął pierun i spalił. A tam od lat rynna , kanał , stok dla nas zrobione. I na końcu wyrzutnia by wyjść z proga jak Mateja... . Jak ja to pamiętam jak teraz, czuję to nawet mocno. Dwie osoby zajęły się ogniskiem,głównie z OSP Gorawino bo to experty a my ciągnąc worek wdrapaliśmy się na szczyt. I ogień ,dawaj z góry , co za adrenalina co za emocje , kilkanaście sekund a świat był nasz ...gówniarzy 10 letnich . Po ślizgów z dziesiątkach głód nas męczył. Rosił i zaczynał po 3 godzinach w śniegu po kolana , w zatopionych sośninach w puchu męczyć nas. Wedy ten ziemniak w ogniska, z żaru iglaków wybierany niezgrabnie kijem smakował jak najdroższy kawior  z Bieługi, jak najdroższe danie na świecie..w śniegu cali,zmarznięci, w pocerowanych skarpetach i spalonym ziemniaku w dłoni byliśmy całkowicie spełnieni i zadowoleni , szczęśliwi i w młodzieńczych dniach genialnych niespotykanie normalni..umorusani,zmęczeni,padnięci..po całym dniu na Łysej z ciepłym ziemniakiem w dłoni szliśmy do domów swych …. I dziś po ponad 30 latach znów wybrzmiały te chwile , gdzieś oko zwilgotniało, gdzieś uśmiech w kąciku został, gdzieś chwalne tej chwili jest ze mną....to przecież zwykły ziemniak....zwykły...

 

11 lutego 2021   Dodaj komentarz
Życie   rodzinne strony   wspomnienia kartofel   ziemniak  

Rytualne obrzezanie kobiet już nie tylko...

 

 

Pewnie nigdzie nie wyczytamy o tym dniu , dniu szczególnym dla kobiet i dziewczyn. Bo to nie dotyka „Europy” i naszego świata a głownie III Świata , główne Afryki. 

Międzynarodowy Dzień Zerowej Tolerancji dla Okaleczania Żeńskich Narządów Płciowych (ang. International Day of Zero Tolerance to Female Genital Mutilation) 

Święto obchodzone corocznie od 2003 w dniu 6 lutego, z inicjatywy byłej pierwszej damy Nigerii Stelli Obasanjo, proklamowane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) w 2006 roku.

Celem obchodów jest podniesienie świadomości na temat brutalnego, zagrażającemu zdrowiu i życiu, rytuału obrzezania kobiet. Liczby są zastraszające. Ponad 200 milionów dziewcząt i kobiet żyjących obecnie zostało obrzezanych w 30 krajach Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji.

Sudan ma jeden z najwyższych wskaźników obrzezań  kobiet na świecie, a większość dziewcząt zostaje poddanych tej nieludzkiej praktyce w wieku 5-9 lat. 87 % procent kobiet w wieku 15-49 lat zostało obrzezanych.Leczenie powikłań zdrowotnych związanych z okaleczaniem żeńskich narządów płciowych w 27 krajach o wysokiej chorobowości kosztuje 1,4 mld USD rocznie. Praktyka ta nie przynosi żadnych korzyści dla zdrowia dziewcząt i kobiet.

Najgorsze w tym ,że wraz z emigracją ludzi z Afryki do Europy , emigrują także te zabobony i działania . W cywilizacyjnej Europie ten proceder z roku na rok się nasila. Choćby w Niemczech.

na podstawie WHO

07 lutego 2021   Dodaj komentarz
Życie   obrzezanie kobiet Afryka Europa  

Kwaśne....

Doskonale znam jego smak. Taki kwaśny, rześki... Smak młodości. Dziś patrząc jak kwaśne mi wybornie w kamionkowym garnku wyszło, zatapiając łychę drewnianą w jego mejestat, kosztując dość łapczywie uderzyła mnie tęsknota za młodym swym czasem. Lata 80 dajmy na to, gdzie i u dziadka dojona była łaciata krasula, czy pozniej deputat mleka schłodzonego z PGR. Pamiętam tą kankę aluminiową, szło się przez wieś do punktu wydań mleka. Nie szło się samemu, zawsze ktoś z osiedla także szedł. Było raźniej... Która to była godzina... Hmm chyba 17 jak się nie mylę. Jechaliśmy i rowerem, co majętniejszy samochodem, ale głównie na nogach. Kolejka się robiła i każdy czekał i był z sobą, rozmawiał i cieszył się swoją obecnością. Do kanki wlała pani 3 litry, pokrywka i do domu. A to Dziaków?  Pamiętam jak doił, pokazywał układ palców, jak czyści się wymię. Jak podchodzi do krowy, jak z nią się zaprzyjaźnia. Nie dawla już dużo mleka bo i wiek wiek miała swój już słuszny. Pamiętam jak kot czekał na swoją dolę, tego ciepłego mleka i pies też czekał. Potem dziadzio brał bańkę i wsadzał do chłodnej wody świeżo zaciągnietej z własnej studni. To było mleko, tłuste, chłodne, pyszne. A jaka śmietana była z niego! A z niej masło robiliśmy. Twarogi białe jak za dużo było to mama smażyła z kminkiem... Pamiętam... Pyszny... I to kwaśne, pyszne było. Zebrałem śmietanę dziś z niego, gęsta jak kiedyś, smak ten sam. Uderzyła znów mnie młodość... Pamiętam jak taką śmietanę smarowało się chleb... Do tego szczypta cukru... I rarytas był. A kwaśne? Genialne pod bułkę, genialne chłodne w upalne dni przy zbieraniu truskawek czy pracy na roli... Pamiętam... Dużo pamiętam gasiło pragnienie i dawało niesamowite ozeźwiwnie... To kwaśne.. I dziś znów mogę się nim raczyć jak kiedyś... Dobry człek dał mi trochę mleka od laciatej... Schłodzone... Swoje... A tamto spod Kołobrzegu, z domu swego pamiętam... Było okraszone domem... Miłością...

28 stycznia 2021   Dodaj komentarz
Życie  

Dziękuję!

 

Od 11 października roku Pańskiego 2018 roku odpaliłem trochę inną swoją rzeczywistość. Swoisty wentyl i upust mnogości myśli i słów. Wymiarów i wszechświata . Skromny i malutki blog, gdzie zakropiony świat otaczających Puław miejscowości historią, gdzie myśli nie jedne zebrane i włożone tam, gdzie i młyny i wiatraki okolicznych światów opisane. Są i wyprawy dalsze i bliższe. I ukochany Dęblin i Bochotnica, zakochany w Końskowoli i Rudach. A Parachatka? ma szczególne miejsce!  Trochę o cmentarzach i tych epidemicznych też, trochę fabuły, trochę bajdurzeń ,trochę niefaktów...

Czy na 2021 roku warto wypatrywać nowych wpisach? ...wypatrujcie...To wasze głosy i komentarze ,słowa budują wartość tego bloga. Basowego bloga.

 

Co można zapisać jako sukces? Wszytko ! I to ,że Więcej komentarzy ( 298) do wpisów ( 296) i te dwa wpisy do księgi gości i to ,że mam już na liczniku 25 555 odsłon, czytało go unikalnych 9500 użytkowników i to w95% z Polski. Bardzo dziękuję.

Najbardziej chciałbym podziękować wirtualnemu jeszcze ( cholera!) przyjacielowi Artur Qbiak. Przyjmij przaśne,ale z serca Dziękuję. Że czytasz, komentujesz,słuchasz... I wielu wielu innym czytelnikom ,których z imienia by mi noc zajęło wymieniać.

 

basowypan.blogi.pl 

23 stycznia 2021   Dodaj komentarz
Życie  

Dzień Dziadka

Na dzień Dziadka- kilka wersów mojej od serca liryki...pozwólcie 

W dłoni pożółkłe zdjęcie trzyma

Dłoń chwieje się , drży, patrzy niemłodymi oczyma

Zdjęcie swoje za młodu , przed wojną zrobione

Na nim jego dziadek dumnie w jego młodość wpatrzony

Karbowane ranty obrazka, półmrok w pokoju nastał

Ranek 22 stycznia wzrasta

Pamięta dziadkowe opowieści powstańcze

Pamięta tęgi głód , bój , w Polskę wpatrzone

Oczy narodu wielce zdumione

Pamięta bo i jego pamięć dla dziadka był ogrom wielki 

Wartości w narodzie dla ludzi ,dla siebie były inne

Szacunek i empatia i wiara  to był warunek 

Jedności i zwykłej normalności naparstek dany

Teraz tak roztrwaniany

Pochylił się zmęczony osiemdziesięcioletnim życia staraniem

By żyć choć dobrze, by dać dla innych dobroci , miłowanie

By jego życie widniało na świeczniku wiary

Że wnuczęta nie zapomną , choć dziś tej daty

Już one nie młode , już na studiach niektóre

Niektóre w tym roku będą pisały maturę

Jeszcze inne do komunii się starają 

Boga przyjąć pod serce mają

On już życie swe podliczył, radości w nim wiele

I smutków i tragedii na oceanie powszedniości trochę 

Dziś już sędziwy , siwy, chorób w nim się panoszy kilka , jakaś żałość się ścielę

Lecz uśmiech co ranek , do świata , tego tu,  ma szacunku wiele

Nie zawiodły wnuczęta, co w świat przez wiatr życia poniesione

Dziś do Dziadka, do Dziadziusia kochanego z dobrym słowem  niesione 

Od ranka jego w laurkach skąpany, w słowie mówionym i żywym zadbany

I przyjechali co mogli, kwiaty przywieźli i szarlotkę co tak lubi przynieśli

Dzień wielki , jedyny, w chorobie skąpany miłością bliskich

Wiarą , empatią i przytuleniami obsypany

Przez wnuczęta co pamięci o nim żywą mają 

Dziś do swych Dziaków pobieżają 

A My co Dziadziusiów już tylko na zdjęciu oglądać możemy

Pochylmy głowę w modlitwie , w ciszy i zadumie

Na grobie kto może zapali świecy ogarek

Że pamiętamy, myślimy wspominamy za Wami…..

Zdjęcie internet

 

 

22 stycznia 2021   Dodaj komentarz
Życie   dzień dziadka wiersz  

Dzień Babci

Dziś pozwólcie na moją twórczość -na dzień Babci . Zwinięty listek leku na krawędzi stołu w kuchni leży Wiatr go z lekka unosi , ten wiosenny Za owym stołem na ogród wpatrzona Siedzi przyprószona , zgarbiona Dziś dobrze spała, dziś inka już wypita Czeka na każdego wnuczka I ktokolwiek zapyta Czym warte jej życie było ? Odpowie od razu i miło i czule i ładnie Minuty spędzone razem w sadzie , godziny nad jeziorem Wieczorny posiłek okraszony Aniołem Obiad, wspólna radość bycia Niekiedy złość która nigdy nie wychodzi z ukrycia Łzy szczęścia na dzień dobry, łzy smutku na pożegnanie Jedyne na świecie są ! Pytanie!! Czasu już mniej niż wnucząt gromada Dłoń już pomarszczona, niezdarna Oczy jednak błyszczą , serca ciepłem zlane Kochają bezgranicznie dziatwy swe kochane…. I ta przyprószona co w ogród rankiem wpatrzona Niedawno odmawiała Wieczny odpoczynek racz…Panie Swojej sąsiadce zza okna Gdzie już nie kwiatkiem będzie dziś witana przez wnuczęta swoje Lecz żałości pełną modlitwą na jej grobie….. Pamiętajmy o babciach, wspominajmy tu je A tych których już nie ma pomnijmy czule Modlitwą i słowem , kwiatkiem czy laurką Babcie się jedne pod tą niebieską chmurką… Paweł Ciechanowicz Zdjęcie Internet Pexels

21 stycznia 2021   Dodaj komentarz
Życie   Dzień Babci Wiersz  
< 1 2 3 4 5 6 >
Izkpaw | Blogi