• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum styczeń 2020

< 1 2 >

i ławeczka i wspomnień piły cały świat.......

 

Ranek ten po pierwszym oddechu  świtu. Z kondensacji skroplonych nocnych strachów, z wyciśniętego zbyt wcześnie snu - wstać i pokazać sobie i światu że warto znów głowę podnieść znad zmartwień i umartwień. Że warto zaciągnąć spodnie na nieobudzone z nocy ciała, że kawy zasypać . Oczy tak łaknące jeszcze odrobiny ciemności powiek, fizjologicznego odpoczynku tak przerwanego brutalnie o 5 nad ranem. Tak  tej godzinie mało ludzkiej, mało człowieczej. Lecz zawsze warto,kawa nas pobudza, zmysły zaczynają działać, bicie serca się układa pod kolejny długi dzień. Przed wyjściem czy do pracy czy do świata oglądamy się lustrze choć raz... Piekielny wynalazek to lustro....Największy krytykant nasz, najgorszy wróg porannych wstawań czy wieczornych  kładzeń. I auto i jak zawsze przy Bramie pochylam czoło... Dęblin.. Tyle już o nim, tyle. Tyle wzruszeń , tyle okupionych długimi godzinami zaczytań o nim. I ten ranek i Dęblin tak się z sobą łączą od tylu lat. Dziś znów losowo , gdzie nie bywałem trafiłem. Płotek, za nim kozioł do cięcia drewna. Znam te sprzęta. Ileż to się cięło na nim drewna. Z dziadkiem pamiętam …piła moja twoja. I tak te skrajnie różne pokolenia , bo przecież I i II wojenne, niewole wzięte i moje choć urodzone w „słusznych czasach” to już wolnej od wojen, w dobie swobody jak by nie mówić. Zarznęły te drewno, a to brzozę, a to buka a to sosnę. Tak i ten obraz ten dębliński uderzył mnie! Wywołał ogrom wspomnień a z nimi masę obrazów…wspomnień. Nie łatwo bywało przy tym koziołku, bo kubiki nie ubywały… A człek młody .. ciągnęło do młodzieńczej przygody… Do lasu, na łąki, nad wodę. Łykać tej swobody, tej wolności młodzieńczej. Ale i ją także się zażywało garściami lecz najważniejsze były obowiązki. Ich co nie miara młodzież urodzona choćby w latach 70tych miała bez liku. A ci co na wsi chowani szczególnie…. Teraz nie do pojęcia i ogarnięcia przez dzieciaki z rocznika 2005 czy młodszych…. 

Aż siadłem na ławce obok. Taki mały raj nad już wstałym Dęblinie. Co rusz gwar aut, klaksony, gdzieś słychać pociąg. Ludzie szurają nogami , podnoszą niemrawo , w końcu ranek. Coś ich tam popycha jednak by iść. Czy to może obowiązek ? Czy raczej przyzwyczajenie? Czy może determinacja by może dziś jednak zjeść ciepły posiłek? Może uda się gdzieś dorobić  ? A kredyty wiszą i chcieć nie ma tu nic do powiedzenia… trzeba iść do pracy. Może dzieciom ciepłe bułki kupić na śniadanie ma ten pan z kaszkietem w głowie? Sędziwie wyglądająca poświata postaci o lekko zgarbionym już życiu drepcze wolno, kładąc stopę za  stopą. Noga za nogą, laska za laską. Kobiece brzemię życia już podgięło ją mocno. Pałąk tego ziemskiego padołu uformował jej posturę. Czy ona też pamięta te trudne czasy ? Czy może nie pamięta nic…siebie też… wie że ma iść….

 

Siedzę na tej ławce w Dęblinie sam a otoczony tyloma wspomnieniami. Lekko dziś mży , taka to zima na koniec stycznia listopadowa. Siedzę i zatapiam się w ulicę, w świt dębliński… jak ja lubię świty w Dęblinie. A tym mniej wystawnym, mniej wyeksponowanym , czy powiedzieć mniej ładnym szczególnie. Tam jest ta naturalność, ten oddech swobody, jest zwyczajność i przaśność. Jest świat zostawiony sobie. Jak ten tu przy tym koziołku. Nie ma ani przed nim ani za nim ani obok niego żadnego klocka, żadnego rozrąbanego polana. Nie ma śladu na ziemi od niedawno zleżałych stosów polan. Tylko płotek, ławeczka i on. Widok banalny ? widok brzydki ?  widok nad którym nie ma co się zachwycać ? Widok wstydliwy?

 

Nie!! Dla tych co setki godzin i setki bąbli na dłoniach od tego cięcia piłą, od tych litrów potu wylanych na niego. Od tych setek przekleństw rzucanych podczas piłowania. Oni wiedzą, znają jego wartość , znają to miejsce pracy. Miejsce obowiązku, miejsce uczenia się szacunku do natury, do świata  do tradycji , do nie łatwej pracy. Lekcji której już nieliczni w tych jakże trudniejszych czasach młodzi mogą dostąpić. Ba! oni nawet nie chcą. Nienawidzą pracy fizycznej. Urąga to im. Niczym trąd niszczy im dzieciństwo. Niszczy te dłonie, palce przygotowane do stukania w ekran smartfona…

6:50 już czas. A mnie tak z tej ławki ciężko było wstać. Tak trudno pożegnać się z tym płotkiem, tak niewymownie spojrzeć na ten koziołek. Zostawić go i wspomnienia. Zostawić  po to by tu kiedyś wrócić…. Niekiedy sam się zastanawiam czy ten Dęblin od zawsze kochałem czy od niedawna…. Nie wiem…nie odpowiadam na to pytanie bo i nie ma takiej potrzeby. Siadam do auta. Już jasno. Atrament z amarantem zamienił się w błękit przyprószony białym chmurkiem, jasnością naszej gwiazdy. Odpocząłem tu. Pewnie nie raz tu zawitam…do tego koziołka , do tej ławki, do tego płotka tak przecież niczym się nie wyróżniającego małego świata…. A może jednak wyróżnia się bardzo ? Tylko nie wszyscy to widzą? Nie wiem…..

 

29 stycznia 2020   Komentarze (2)
dęblin   filozofia   deblin wspomnienia  

Młodzi wirtuozi jakże cenni

Karol Augustyniak

 

 

Mogłoby się wydawać ,że grać na organach choćby jak w kościele pw Brata Alberta z 3 manuałami może każdy klawiszowiec, pianista. Być może tak. Na akordach łatwiej. Ale grać z uczuciem i sercem , gdzie zlewa się w jedność płynąca z utworów magia wielkich mistrzów trzeba umieć. Ale czy trzeba być już mocno dojrzały w tym , mieć przegrane tysiące godzin? Pewnie to pomaga , pewnie gdyby nie te tysiące godzin grania , prób buduje ogromne organowe doświadczenie i profesjonalizm. Buduje swoisty „luz” podczas wygrywania pięknych partytur. Daje możliwości wielkich aranżacji, dodawania swoistych smaczków , które wydobywają z utworów być może nieodkryte piękno.

A co ma powiedzieć student , młody człowiek Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina ze stolicy? Czy już z góry jest skazany na dużo gorsze wykonanie ? choćby ze względu na swój wiek i mały dorobek? Czy od razu stawiać go z profesorem Andrzejem Chorosińskim ? 

Nie wolno stawiać , a jak już, to słuchać i malować obrazy w głowie z wybrzmiałych utworów. Tak też było. Nie tak skromny bo prawie godzinny koncert i to przecież nie pierwszy tego młodego bardzo uzdolnionego wirtuoza organów – Karola Augustyniaka odebrałem bardzo pozytywnie. 

Dawno nie słuchałem muzyki organowej barokowych geniuszy i romantycznych tytanów kompozytorów. A tu taki koncert. Podzielony ale i zarazem spójny łączący barok i romantyzm. Po dwóch przedstawicieli tych okresów wybranych swoim kluczem. Jakże trafnym i jakże spójnym.

Słuchało się Georga Böhm’a z dawno nie widzianą przeze mnie atencją i czułością na jego barokowe tak bardzo smaczki kompozytorskie. To w końcu Bach wielki nad wielkimi zakochał się w jego twórczości. I tu można usłyszeć te pionierskie barokowe muzyczne wykładnie tak doszlifowane przez Bacha. Na koncercie jeden wpadał w drugiego. Wielki z Największym. Taka synergia i esencja w 30 minutach prawie otworzyła wyobraźnię , uruchomiła postrzeganie , dając zadowolenie , spełnienie. Wyjątkowo miło się słuchało. Oczy zamknięte i gdyby nie świadomość tego, że to dopiero student zaczynające swoje życie z muzyką organową mógłbym się pokusić o stwierdzeni ,że to wybitny wirtuoz. Mając taką świadomość jednak to powiem tylko ,że to wybitny wirtuoz!!

I uderzamy w drugą romantyczną część koncertu. Nieprzypadkowo wybrani mistrzowie z tego okresu. Znany niemiecki kompozytor Jakob Ludwig Felix Mendelssohn Bartholdy i dużo mniej ale wcale nie gorszy , choć ja go mniej lubię Ritter.

 

Ten pierwszy znany ze ślubnych wykonani ( niekiedy marnych ) marszu Weselnego. Lecz był to kompozytor czerpiący garściami z poprzedniej epoki – od Bacha. Choćby jego części mszalnych, kantat, chorałów, a wśród nich duże formy wokalno-instrumentalne – oratoria Święty Paweł. Komponował symfonie i muzykę kameralną. 

Tu wybrzmiały fantastycznie ,majestatycznie ,ale i ciepło i wyjątkowo miło. Miękko prowadzone nuty wybijające na klawiszach brzmienia płynęły ..i płynęły….a asystent rejestrator w postaci urodziwej pani odejmował i dodawał partytury. 

I August Gottfried Ritter nie tylko kompozytor ale wysokiej klasy organista. Pierwszą sonatę na organy skomponował w 1845 roku, drugą w 1850 , trzecią 1855, czwartą 1860. Komponował chorały, preludia, sonaty czy wariacje. Wybrzmienie spod skrzydła Karola ,grającego wcale nie łatwy jego utwór dało się wyczuć jego miłość i wielką lubość do tego kompozytora. 

Romantyzm z barokiem zabrzmiały w kościele pięknie i ze smakiem. Wróże temu młodemu artyście ( już wybitnym) przyszłość . Niech buduje warsztat, niech i gra i uczy się jak najwięcej.

Dziękuję naszemu organiście, dyrygencie naszego chóru Janowi (wcale nie gorszym i nie banalnym w graniu przeca) za możliwość i realizację zaproszenia wirtuoza w czasie zimowych ( już z nazwy) dni.

 

Niech częściej wybrzmiewają nasze organy. Mają co i kim grać!!! Brawo Karol Augustyniak

22 stycznia 2020   Dodaj komentarz
spiew   puławy   pulawy organy karol augustyniak  

Dzień Dziadka...

W dłoni pożółkłe zdjęcie trzyma

Dłoń chwieje się , drży, patrzy niemłodymi oczyma

Zdjęcie swoje za młodu , przed wojną zrobione

Na nim jego dziadek dumnie w jego młodość wpatrzony

 

Karbowane ranty obrazka, półmrok w pokoju nastał

Ranek 22 stycznia wzrasta

Pamięta dziadkowe opowieści powstańcze

Pamięta tęgi głód , bój , w Polskę wpatrzone

Oczy narodu wielce zdumione

 

Pamięta bo i jego pamięć dla dziadka był ogrom wielki 

Wartości w narodzie dla ludzi ,dla siebie były inne

Szacunek i empatia i wiara  to był warunek 

Jedności i zwykłej normalności naparstek dany

Teraz tak roztrwaniany

 

Pochylił się zmęczony osiemdziesięcioletnim życia staraniem

By żyć choć dobrze, by dać dla innych dobroci , miłowanie

By jego życie widniało na świeczniku wiary

Że wnuczęta nie zapomną , choć dziś tej daty

 

Już one nie młode , już na studiach niektóre

Niektóre w tym roku będą pisały maturę

Jeszcze inne do komunii się starają 

Boga przyjąć pod serce mają

 

On już życie swe podliczył, radości w nim wiele

I smutków i tragedii na oceanie powszedniości trochę 

Dziś już sędziwy , siwy, chorób w nim się panoszy kilka , jakaś żałość się ścielę

Lecz uśmiech co ranek , do świata , tego tu,  ma szacunku wiele

Nie zawiodły wnuczęta, co w świat przez wiatr życia poniesione

Dziś do Dziadka, do Dziadziusia kochanego z dobrym słowem  niesione 

Od ranka jego w laurkach skąpany, w słowie mówionym i żywym zadbany

I przyjechali co mogli, kwiaty przywieźli i szarlotkę co tak lubi przynieśli

 

 

 

Dzień wielki , jedyny, w chorobie skąpany miłością bliskich

Wiarą , empatią i przytuleniami obsypany

Przez wnuczęta co pamięci o nim żywą mają 

Dziś do swych Dziaków pobieżają 

 

 

A My co Dziadziusiów już tylko na zdjęciu oglądać możemy

Pochylmy głowę w modlitwie , w ciszy i zadumie

Na grobie kto może zapali świecy ogarek

Że pamiętamy, myślimy wspominamy za Wami…..

 

wiersz własny

 

 

22 stycznia 2020   Dodaj komentarz
filozofia   Dzień Dziadka  

Dzień Babci....

Zwinięty listek leku na krawędzi stołu w kochani leży

Wiatr go z lekka unosi , ten wiosenny

Za owym stołem na ogród wpatrzona

Siedzi przyprószona , zgarbiona

 

Dziś dobrze spała, dziś inka już wypita

Czeka na każdego wnuczka

I ktokolwiek zapyta

Czym warte jej życie było ?

 

Odpowie od razu  i miło i czule i ładnie

Minuty spędzone razem w sadzie , godziny nad jeziorem

Wieczorny posiłek okraszony Aniołem

Obiad, wspólna radość bycia

Niekiedy złość która nigdy nie wychodzi z ukrycia

 

Łzy szczęścia na dzień dobry, łzy smutku na pożegnanie

Jedyne na świecie są ! Pytanie!!

Czasu już mniej niż wnucząt gromada

Dłoń już pomarszczona, niezdarna

Oczy jednak błyszczą , serca ciepłem zlane

Kochają bezgranicznie dziatwy swe kochane….

 

I ta przyprószona co w ogród rankiem wpatrzona

Niedawno odmawiała Wieczny odpoczynek racz…Panie

Swojej sąsiadce zza okna 

Gdzie już nie kwiatkiem będzie dziś witana przez wnuczęta swoje

Lecz żałości pełną modlitwą na jej grobie…..

 

Pamiętajmy o babciach, wspominajmy tu je

A tych których już nie ma pomnijmy czule 

 

wiersz własny

21 stycznia 2020   Dodaj komentarz
filozofia  

Miejsca koronacji polskich królów i i królowych...

Koronacja Bolesława Chrobrego... sporo go odmłodzili i odchudzili ... Razem z nim koronowany był Mieszko II i jego żona Rycheza

 

Pokusiłem się o zestawienie koronacji polskich królów i królowych. Mając chwilę teraz , poczytałem M.Rożka i jego książkę wydaną w 1987 roku. 

 

Pomijamy tych ze wschodu....choćby...

Wynik jest taki :

Katedra na Wawelu w Krakowie aż 32 koronacje

Miejsce drugie Katedra Metropolitalna w Gnieźnie - 5 koronacji 

Miejsce trzecie Kolegiata św. Jana w Warszawie - 3 koronacje 

I ostatnie ale wcale nie gorsze miejsce 4 Katedra w Poznaniu - 1 koronacja.

 

Wynik prosty ....na ilustracji Bolesław Chrobry ... GNIEZNO .

20 stycznia 2020   Dodaj komentarz
historia   ciekawostki  

Wielka topola biała i mój mały leśny...

Topola biała

 

Największe i najbardziej potężne drzewo tuż przy mnie rosnące - topola. Tym ogrodzonym lesie instytutu pszczelarstwa. Kiedyś była tabliczka która mnie bardzo ciekawiła - Instytut doświadczalny ... I te ule i pszczoły ....od razu skojarzenie z The X Files.... Dziś las bardzo głośny, ptactwo już wiosenny godowy koncert uskutecznia. Łyse korony drzew, zieleń tylko mchu i porostów a tu już na przedwiośniu wiosna ... Ten las i widział i chyba chował w sobie nie jedną tajemnicę. W jego krańcu w stronę Ceglanej palono znicze po wojnie i w latach 60 jeszcze. Zbierano się, modlono . Tu przy plebanii teraz , w latach 80 była mogiła pełna kości , którą skutecznie zakopano głębiej .... Słuchy chodzą , że to żołnierze austriaccy z I wojny światowej , inni mówią że to wojska że wchodu ... Tego nie dowiemy się pewnie. Ale kto wie ... Tu przecież była piaskarnia i sady. A sam las jest dość stary , ponad 140 lat ma patrząc na mapy. Tu i bardzo rzadki buk jest , i brzozy sporo , topoli wspomnianej, olszyny, dębiny czy jesionu. Jest i wiąz i niestety rudbekia akacjowa ...i sosny...i pachnące cudownie czeremchy... I pszczoły

20 stycznia 2020   Dodaj komentarz
przyroda  

Władca , którego nawet książki i podręczniki...

Fryderyk August I

 

W 1791 roku w Konstytucji 3Maja zapisano, że następcą podstolego Ciołka herbu Antoniego - Augusta Poniatowskiego będzie jako władca dziedziczny wnuk Augusta III. Elektor Fryderyk August I. Władca ten w czasie wojen w Europie na początku XIX wieku stanął po stronie cesarza Napoleona za co w 1806 roku otrzymał tytuł królewski . W latach 1807-1815 nosił tytuł księcia warszawskiego ..

Królem Saksoni od 11 grudnia 1806 ( koronacja) do 5 maja 1827. Książę warszawski od 22 lipca 1807 do 3 maja 1815. Zakusy na niego były jako władcy Polski już w 1771 roku...

20 stycznia 2020   Komentarze (2)
historia   ciekawostki  

Mroźny mglisty zaranek....przy kościele

Kościół pw Chrystusa Miłosiernego w Dęblinie.

 

We mgle zmrożonej zaszyty. Wręcz niewidoczny. Poranek dębliński pod osłoną mgły, zimnej, gęstej, dającej w końcu na chwilę poczuć tą zimę. Przeszywa. Druga parafia w młodym mieście Dęblin. Parafia Chrystusa Miłosiernego. Latem 86' roku erygowana.Nowy Kościół wyświęcony w zeszłym roku.... Prawie 5000 dusz na ewidencji. I dziś za 15 siódma światła już żarzą się w witrażach, co rusz samochód podjeżdża. Panowie w sutannach kierują się do świątyni. Za nimi kilka osób. światło choć mocno promienieje nie jest w stanie rozjaśnić większego obszaru nad wejściem. Lampy sodowe dają zapach angielskiego klimatu. Zimno. Krzyż , przy nim drzewo,wymowne , już ogołocone z liści. Żyje ,przygotowane na te mrozy i te zimy srogie co kiedyś były. Tu w tym mroku , w tej mgle zimna, w tych oparach nocy, kłębiącego się ludzkiego cierpienia i westchnień czy próśb a może i podziękowań niesionych przez ludzi obraz się jawi w ten piątkowy dzień zadumy i pochylenia nad własnym byciem. Dopalają się kolejne witraże. Cisza. Samochody jedynie cicho przemykają ulicą Wiślaną. Choć piątek,to nie spieszą się , mgła przeszkadza a może i co innego.

Za chwilę nabożeństwo. za 5 siódma. Zostawiam to miejsce , dziś mnie urzekło, zmusiło do zadumy, uderzyło swoją wymową. W tym atramencie zaranka , w tej mgle wygląda ta świątynia ładnie, zgrabnie, nowocześnie. Za dnia dla mnie czar i cały urok pryska....ale to dla mnie.....

17 stycznia 2020   Komentarze (2)
dęblin   dęblin kościół wiślana  

Skockie wieprzańskie rozmyślania

 

 

Po pełni. Księżyc gruby i opasły, widoczny już poniżej 90%. Zaranek. Wieprz. Mój ukochany. Ten poranny, ten jakże prawdziwy. Surowy. Taki niedostępny dla innych. Tu przecież nikt się nie kręci. Tylko księżyc podąża na swoją zgubę, na swoje miejsce na tym widnokręgu. Wie ,że już tak niedługo zostanie przyćmiony pierwszym błyskiem wielkiej Gwiazdy. Naszego słońca. Jakże dla nas cennego i ciepłego w barwie i dotyku. Zero stopni. Czuć przy wodzie chyba nawet ciut mniej. Cisza. Jakże wymowna ta cisza. Jakby się to miejsce Skockie moje eldorado obraziło się na mnie. Jakby miało mi za złe ,że 3 tygodnie mnie tu nie było. Jakby było rozczarowane ,że łyka szampana z nim nie wypiłem, że nie pożyczyliśmy sobie najlepszego w ten Nowy Rok. Cisza dość chłodna i dość dobitna. Trawy nadwieprzańskie w lekkiej podrywce, drogi mocno wyjeżdżone… co tu się działo. ….

Majaczy tylko ON nieśmiertelnie toczący setki kilometrów swoje brzemię. Wieprz. Gaszę auto. Wysiadam. Dochodzę do skarpy, grani koryta. Płynie jak zawsze leniwie, choć widoczne nowe jego obrywy ziemi, gdzieś znów się wgryza, znów coś kombinuje. Chmury prześwietlenie Księżycowym blaskiem. Łagodne niczym baranki przyglądają się na ziemski padów. Gdzieś na wschodzie już różowo, pomarańczowo, błękitem nachodzi niebo bezlitośnie przeganiając atrament nocy. Ale to pomału. Jeszcze jest czas ten zimnobarwnej łaciatej kulki zawieszonej na materii kosmosu.

Oddycham całym sobą, oddycham i przepraszam się z tym miejscem. Zamykam oczy. Jak dobrze znów Tu być. Jak dobrze poczuć atrament nieba, jak dobrze zaciągnąć się tym rześkim zarankiem. Jak dobrze usłyszeć już tak mi tu znane ujadanie psów. Budzące się lotnisko, w oddali słyszę pobudkę na twierdzy i te charakterystyczne trąbki. Nagle znak, przelatujące blisko kaczki które siadły na taflę wody Wieprza tuż przy mnie. Poczułem się znów częścią tego miejsca. Zaczął się ptasi warkot w pobliskich krzakach. Gdzieś odgłosy , tam pod lasem zwierząt. Za ciemno nie widzę dobrze. Jeszcze noc trzyma się ostatnimi siłami na tym ziemskim padole. Jeszcze zaciska mocno wbite palce w tą nadwieprzańską piękność zaranka. Jeszcze pobudza zmysły, jeszcze daje do myślenia….. Jeszcze …choć to już tylko chwila….chwilka w sumie.I odpuści , podda się , odejdzie. Niech i nasze smutki , trapienia i złe myśli jak ta noc przez 7 rano odejdą ,usuną się , by zwolnić miejsca dobroci i życzliwości. Prostego i przaśnego uśmiechu rzuconego mimochodem do znajomych ,do przechodniów, w pracy, w szkole, w sklepie, w człowieczeństwie. Myślę, jak dobrze być tu znów. I jak dobrze tu bywać. Posiedzieć , podumać ,popatrzeć na ten świat tak dziki, rzeczny, przemijający. Świat harmonii natury, świat od którego możemy się bardzo wiele nauczyć… myśl ostatnia w głowie . Dziś Bolesław Prus ożenił się ze swoją kuzynką……ale to już inny temat inny świat dywagacji i przemyśleń ……

Wracam jak zawsze naładowany. Jadę do pracy pełen nadziei ,że dziś choć wśród moich znajomych bliższych i dalszych wydarzy się coś dobrego i wzniosłego,wspaniałego czy miłego……zawsze trzymam za to kciuki…..

 

14 stycznia 2020   Dodaj komentarz
skoki   skoki wieprz  

Wyprawa z tatem.... Strzykocińskie ewangelickie...

Skrzykocin i dwa krzyże w nowszym cmentarzu blżej wsi

 

Tato. Po mojej czterdziestce smakuje to słowo dużo wymowniej. Sam, mając dwójkę dzieci w przestrzale wiekowym skrajnym, staram się dostosować do każdego ich świata i wieku. Łatwe to nie jest, ale ojcowska miłość, wiara w swoje możliwości, delikatność, ale i stanowczość chyba mi jakoś wychodzą. Wcale nie jest być łatwo ojcem. A ojcem świadomym już cholernie trudno. I ten ojciec świadomy to niby kto? Pytanie ważne i trudne. To nie tylko ten, co dba, by brzuszki były pełne, by w lodówce coś było. To ten, co zapewnia włożenie na tyłek nowych dżinsów córki czy zakup nowego żelazka. To ten, przy którym problem rachunków i opłat znika z pola rażenia, a reszta rodziny śpi spokojnie. To ten, który po trudnym dniu wychowania młodego przez żonę sterty wyprasowanego i wypranego prania układa na miejsce. To ten, co ostatnie chwile przy usypianiu małego poświęca na porządki w domu, zamiecenie kuchni czy korytarza. To ten, który sprawia, że łazienka rano błyszczy świeżością i nowością. Taki ojciec, który gitarrrrę zabiera do kąpieli małego i pogrywa mu co dzień. Co mu śpiewa, co go zabiera codziennie na kilkukilometrowe wycieczki po Puławach. Co pokazuje, uczy i poucza tego małego smyka, prawie 1,5 latka. To ten ojciec, co daje oddech wychowaniem za dnia tygodnia powszedniego żonie. Zabiera i opiekuje się do cna, do końca sił, do bujanek, do pawi przy Pałacu czy rur grających na błoniach. To ten, co zabiera córkę do Maca, gdzie mogą kilka zdań zamienić. To ten, co wymaga już od nastolatki tego, czego wymagali od niego w tym czasie życia... Choć czasy inne. To ten ojciec, co wstaje o 5 rano do pracy, wypija poranną kawę, wita się ze światem, z bliskimi na Fb i uderza w codzienność. To ten ojciec, co stara się być autorytetem, pokazując, że nie ma zbyt późnego wieku, by zacząć i zakochać się w nowych pasjach i zainteresowaniach, jak historia, botanika, przyroda...biegi.... To ten ojciec, co ma dla siebie godzinę dziennie jak młody idzie spać. Czas na czytanie, pisanie jak teraz kilku zdań, czy nagrania kilku wypowiedzi. To w końcu ojciec, co kocha dzieci całym sobą, bo taką miłość dostał od swoich rodziców....

 I właśnie mój ojciec...tato taki jest. Prawdziwy, przenikniony cały miłością do swoich dzieci. Ja już rocznikowo 41 lat będę miał, a czuję się kochany przez niego, jakbym miał naście lat. Wymagający, opiekuńczy, troskliwy. Błyskotliwy, łapiący wszystkie nowości w mig. Czy to Fb, czy internet, czy pisanie książki genealogicznej rodowej Ciechanowiczów herbu Mogiła z trzema mieczami wbitymi w trumnę.

 

Strzykocin - mapa z 1906 roku. Pokazany ogrodzony kamiennym murem stary cmentarz dziedziców. Obok dół z wrobiskiem piachu.

 

W końcu ma więcej czasu dla siebie. Już nie młody, siedemdziesiątka na karku , a jednak daje się namówić na wyjazd tak blisko, a tak w nieznane. Na były cmentarz ewangelicki w Strzykocinie...a w sumie, jak się okazało, dwa cmentarze. Syn, młodszy, gdzieś na mapie z 1930 roku wypatrzył... Jedzie. Zadowolony. Zna te tereny, blisko Grądu, Starnina. Ale tam nie był. W Strzykocinie nie. I ja nie…. Ruszamy, by zaspokoić ciekawość i pobyć choć trochę ze sobą. Pogadać o pierdołach i rzeczach ważnych, popatrzeć na siebie, posłuchać...pobyć.... Tak dawno nie było okazji...

 

Mapa Srzykocina z zaznaczonymi dwoma cmentarzami. Rok 1952.

 

 

Skoda moja już nie pierwszej młodości nauczona jeździć po bezdrożach Lubelszczyzny, nieuczęszczanych drogach Piasków Gołębskich, czy Skokach lub nadwieprzańskich masowskich polnych dróżkach. Ruszamy, mijamy i Jarkowo, i Kinowo – siedzibę główną rodu von Manteuffelów. W Kinowie nawigacja usilnie pcha mnie na drogę – skrót przez byłe rzeczne tereny do byłego folwarku i dalej „kocimi łbami” do wsi, a przy wsi do mojego – naszego celu wycieczki – cmentarza poewangelickiego. Czujność nakazuje nie jechać tym polnym traktem. Więc naokoło. Najpierw arcyciekawy Starnin, Grąd i tu na prawo. I kiepską drogą do Bębnikątu (ciekawa nazwa osady, prawda?)

 

Dwór w odsadzie Bębnikąt

 

. A tam wyremontowany dwór i były młyn, i teraz pstrągarnia na rzece Mołostowa. Pstrągowo-łososiowa rzeka...dzika... Tam był kiedyś młyn i cmentarz w polu... Lecimy objazdem S6 i przyleśną drogą trafiamy w końcu do przedwsi. Nawigacja każe skręcić w lewo. Jedziemy drogą z  „kocimi łbami” widzimy zagajnik. Za nami miejscowość Strzykocin...

 

Wejście do nowego cemtarza ewangelickiego. 

 

Widzimy małe stalowe krzyże na byłej furtce do cmentarza. Okazało się później, że to były dwa cmentarze. Jeden dla dziedziców, ograbiony i splądrowany, pięknym murem kamiennym odgrodzony... drugi dla reszty... I o dziwo pochowano tam żołnierza z 45 roku...gdzie, ech, historia pisała jego życiorys na nowo. O tym później. Gaszę silnik. Mroźno, szreń. Tato i ja, i cmentarze. I nieznane. Każdy ma swoją wizję, swoje patrzenie, dyktowane swoim doświadczeniem... 

 

Kilka słów o dworze i wsi z http://www.pomeranica.pl i Wikipedii  :

„Zabytek nr rej. nr 1091 z dnia 17 maja 1989,Dwór w Strzykocinie(niem.Streckentin,gmina Brojce)

 

Jeden z grobów. Z Nowym krzyżem.

 

Wieś

W XII wieku wieś należała do klasztoru w Białobokach (dzielnica aktualna Trzebiatowa) . Od XV do XIX wieku właścicielami majątku była rodzina von Manteuffelów. W 1789 roku wieś uzyskała status dóbr alodialnych (dziedzicznych). W 1804 roku właścicielką majątku była Henrietta von Manteuffel. W 1821 roku majątek należał do Gnidke, później jako wiano jego córki do Henryka Karola Guse. W 1892 roku majątek obejmował 832 ha ziemi i hodowlę złożoną z 1600 owiec.W 1914 roku właścicielem Strzykocina był von Wedemeyer a administratorem majątku obejmującego 931 ha i hodowlę 500 sztuk trzody chlewnej Karl Keyser. Ostatnim właścicielem majątku w 1939 roku była Sophie von Holstein z Gryfic. Administratorem majątku obejmującego 950 ha i hodowli złożonej z 250 sztuk bydła i 100 sztuk trzony chlewnej był niejaki Gessner.W latach 1945-1948 na terenie folwarku stacjonowała Armia Radziecka. Do lat siedemdziesiątych XX wieku majątek należał do PGR Dargosław.Obecnie należy do prywatnego właściciela.

Strzykocin – osada sołecka w Polsce położona w województwie zachodniopomorskim, w powiecie gryfickim, w gminie Brojce. Według danych gminy z 5 czerwca 2009 osada miała 173 mieszkańców.

WIKIPEDIA „Znajdował się tutaj dwór (zburzony w 2008 r.) i park dworski. Przez wieś przebiegała jedna z najstarszych linii (z 1898 roku) kolei wąskotorowej, nieeksploatowana od roku 1996. W chwili obecnej linia ta jest prawie całkowicie rozebrana. Strzykocin został objęty połączeniem Gryfickiej Kolei Wąskotorowej w 1898 r. po wybudowaniu wąskotorowej linii kolejowej z Gryfic Wąsk. przez Tąpadły do Dargosławia. W 1900 r. zmieniono szerokość toru z 750 mm na 1000 mm. W 1907 r. linię przedłużono do Trzebiatowa Wąskotorwa , a do 1913 r. jeszcze do Niechorza. W 1899 r. połączono Tąpadły ze Skrzydłowem, a zarazem połączono Gryficką Kolej Wąskotorową z Kołobrzeską Koleją Wąskotorową. W 1961 r. przestały kursować pociągi do Kołobrzegu. Do 1962 r. kursowały pociągi pasażerskie na trasie Gryfice – Gościno, a do 1966 r. w skróconej relacji do Rymania. Na pozostałych liniach pozostał ruch towarowy który przez długie lata, do 1990 r. odgrywał jeszcze dużą rolę. Później, do 1995 r. odbywały się coraz mniejsze przewozy na trasie Rymań – Tąpadły. W 1991 r. zamknięto odcinek Trzebiatów Wąsk.- Dargosław, a w 1996 r. z Dargosławia do Gryfic Wąsk. Odcinek Tąpadły – Skrzydłowo – Resko Płn. do 1996 r. służył do przewozu taboru na naprawy do Reska. Cała sieć straciła spójność w czerwcu 1999 r. gdy zdemontowano przęsła torów na przejazdach kolejowych w ciągu szosy E28 w Wicimicach, Rymaniu i Ramlewie. W okolicach Gościna (układ torowy stacji, linia w kierunku Sławoborza i częściowo linia w kierunku Rymania) oraz tory na odcinku Skrzydłowo – Tąpadły zdemontowano na przełomie lat 2006/2007”

 

Zabytek nr rej. nr 1091 z dnia 17 maja 1989,Dwór w Strzykocinie.Zdjęcie zapożyczone ze strony http://www.pomeranica.pl

 

Dwór

We wsi znajdują się ruiny dworu zbudowanego na przełomie XVIII i XIX wieku i przebudowanego na przełomie XIX i XX wieku. Budynek o powierzchni 341,8 m2 składał się z trzech części o różnych wysokościach, najstarsza w konstrukcji szachulcowej została rozebrana w 2008 roku. Pozostał bezstylowy budynek piętrowy, kryty dachem dwuspadowym, który nie przedstawia żadnej wartości architektonicznej.W sąsiedztwie znajdują się zdewaloryzowane zabudowania gospodarcze oraz park dworski z  lodownią. Obiekt niedostępny.

 

Bibliografia

Karty ewidencyjne zabytków architektury i budownictwa - Archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Szczecinie”

 

Zdjęcie Lidar - widać wyraźnie wyrobisko. Zaznaczone cmentarze . I - właścicieli, II - nowszy.

 

Wieś stara, XII wiek to nie ma co.... Gaszę samochód... W domu musiałem sprawdzić, czy o nim nic nie ma. Odpalam google i czytam o cmentarzu, a w sumie o cmentarzach... (www.ziemiagryfa.org.pl wykonali ogromną pracę!! Brawo!):

 

 

plansza pochodzi także ze strony ziemiagryfa.org.pl.

 

„Strzykocin I (niem. Streckentin) – cmentarz położony jest około 450 m od zabudowań wsi, przy drodze wiodącej ze wsi w kierunku folwarku Strzykocin. Nekropolia założona została w II połowie XIX w., obecnie nie jest użytkowany. Powierzchnia obiektu wynosi 0,28 ha. Posiada regularny charakter rozplanowania, przy czym pierwotne granice są czytelne, a układ poszczególnych kwater, nagrobków i mogił całkowicie zatarty. Jedną z granic wyznacza mur kamienny, o długości ok. 50 m i wysokości 110 cm, biegnący równolegle do drogi w odległości około 40 m od niej. Mur wzniesiony został z ciosów kamiennych zwieńczonych cegłą ułożoną w tzw. rolkę. W połowie długości muru znajduje się furtka, pierwotnie flankowana ceglanymi słupkami. W centrum przestrzeni cmentarza znajduje się duża krypta z czterema osobnymi pomieszczeniami, nakrytymi sklepieniem odcinkowym, a także duży grobowiec rodzinny z obudową. Drzewostan zachowany jest w około 50%. Na terenie obiektu rośnie jedna sosna i lipa, trzy brzozy, sześć świerków oraz 11 dębów. Poza tym występują liczne zakrzewienia, a w runie barwinek i bluszcz. Teren pomiędzy drogą a nekropolią jest obecnie wykorzystywany jako dzikie wysypisko śmieci.

 

Nowy pomnik ( stary o "lekko" innej nazwie wojsk jst na planszy wyżej)

 

 

Relikty pomików grobowych 

 

 

Śmietnik w byłym wyrobisku 

 

plansza pochodzi także ze strony ziemiagryfa.org.pl.

 

Strzykocin II (niem. Streckentin) – obiekt leży około 200 m od wsi, przy drodze wiodącej w stronę folwarku, w bezpośrednim sąsiedztwie wyżej opisanego obiektu. Nekropolia, obecnie nieczynna założona została na początku XX w. Powierzchnia obiektu wynosi 0,12 ha. Posiada regularny charakter rozplanowania. Pierwotne granice układu przestrzennego są czytelne, układ zaś kwater oraz nagrobków i mogił zatarty. Na teren cmentarza wiodła bramka, z której zachowały się dwa ceglane słupki zwieńczone żelaznymi krzyżami. Na jego terenie znajduje się jedna powojenna (lub wojenna) mogiła polska. Zarejestrowano jedynie cztery nagrobki niemieckie. Na zachowany w około 30% drzewostan składa się przerzedzony szpaler świerkowy wzdłuż granicy. Obecnie teren bezpośredniego otoczenia cmentarza użytkowany jest jako dzikie wysypisko śmieci, co wpływa na fatalny jego stan.”

 

 

Tato pochylony nad reliktami cmentarza

 

 

Relikty muru cmentarnego 

 

Relikty grobowca dziedziców

 

Splądrowany grobowiec dziedziców

 

"Melina" na cmentarzu 

 

Tak wygląda na jak od zawsze zdewastowany cmentarz. Wysiadamy z auta. "Kocie łby", topole prowadzą dalej drogą – do folwarku. Wita nas brama była do tego nowszego cmentarza. Zimno, poranny przymrozek trzyma. Wiać zaczyna. Czuć chłód, ale czy tylko od pogody? Trudno już jednoznacznie stwierdzić. Dół, kupa gruzu, śmieci, powalone drzewa i dość stare także dęby. Wyrobisko, ostatecznie glinianka – myślę. Wśród zwałów drzewa, gruzu, śmieci, jakich tylko chcesz, kamienie porozrzucane, jakieś betonowe PGRowskie konstrukcje żelbet. Pręty wystają. Puszek po piwie, butelek na masę... wstyd. I co uderza? Pomnik nowy (na starych zdjęciach był dużo skromniejszy). Ładny i zadbany. Nie tylko wizualnie, ale co ważniejsze zmienił się zasadniczo napis. W starszej wersji był to żołnierz LWP. Jak widać nowy pomnik mówi o żołnierzu WP. Nie znam historii tego człowieka. Być może został zrehabilitowany bądź gdzieś się wkradł błąd...ale w to wątpię. Dalej leży na cmentarzu poewangelickim z dala od pochówków katolickich.... Dwa widoczne krzyże i to wszystko, co udało się z tatem odkryć. Reszta to gruz PGRowski czy może z byłego dworu. Kawałki, relikty pomników, grobowców walają się. Już mamy opinię o tych „naszych” autochtonach, jak potraktowali to miejsce. Bardzo smutny widok. Bardzo. Nie nowy. Tak się udało nam, ludziom tu mieszkającym, wpoić nienawiści do niemiaszka, że wszystko co ich nie miało żadnej wartości. Nawet, a może głównie, cmentarze były dewastowane, grabione. Niszczone za „słusznych czasów”, niejeden cmentarz w latach 70. , gdzie przyjechali i posprzątali, co nad ziemią świadczyło o niemieckości tej ziemi. Czyli wszystkie płyny nagrobne choćby.

 

 

Teren wyrównali... i już śladu nie było po pięknych pomnikach, po spokoju tych zmarłych... Niech się ich dusze choć tu mieszkające setki lat wynoszą za Odrę... Taka nienawiść do zachodniego najeźdźcy, a taka łagodność do wschodniego najeżdżającego. Lata komuny wywarły znaczne spaczenie historii…wśród człowieka i jego człowieczeństwa. Te cmentarze protoewangelie są tego przykładem. Jakoś prawosławne czy żydowskie są sprzątane, odnawiane, co rusz nowa tablica, gdzieś nowa płyta z gwiazdą Dawida.Tu na Lubelszczyźnie mówię. Tam, koło mojego domu rodzinnego, Żydzi byli przeważnie „0” ilością wyznaniową, katolicy to góra 3-5 osób na wieś. Tak mówią dane statystyczne z 1925 roku. Reszta to protestanccy wyznawcy ewangeliccy. W Strzykocinie podobnie. Mieliśmy już z tatą wracać, ale mówi – zobaczmy, co za tym dołem jest. Poszliśmy. Po krótkiej chwili ukazał się nam mur kamienny z ceglanym zwieńczeniem. W centrum tego była mogiła z kilkoma pięknie wykończonymi ceglanym sklepieniem komorami grobowymi. Oczywiście splądrowanymi, zniszczonymi, pozbawionymi człowieczeństwa. Dla zysku, dla pierścienia właścicieli Strzykocina...

Zewsząd wyrastają jakieś betonowe, w sumie żelbetonowe słupki...co chwilę. Dalej od strony pól piaskowych, wyrobisk...melina…. Gdzieś szczekanie psa. Wisi nad tym cmentarzem jakiś ciężki wymiar. Nie sposób opisać. Wymiar braku szacunku, braku godności, braku świętego spokoju. Czuć za to wszędobylskie JA. To nasze, Niemiec nawet w spokoju wiecznym nie będzie leżeć. Obeszliśmy z ojcem dwa cmentarze. Lekko zmarzliśmy. Mamy swoje uwagi, spostrzeżenia, informacje. Tato mówi, że tu była gorzelnia. Coś kojarzy. Nie tylko w Smokęcinie i Trzyniku, ale i tu. Coś pamięta ze „słusznych czasów”. Opowiada w drodze powrotnej wręcz niestworzone rzeczy. Jak ludzie mieli za nic pracę w Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Jedynym zakładzie pracy na wsi. Gdzie był przymus pracy...gdzie nie było bezrobocia. Legendy krążyły ,że orali bez podczepionych bron, skib. Zostawiali przyczepy w rowach. Prace polne wykonywali „na bociana”. Tam gdzie bocian szedł tam na niego orali.... Nie mieści się teraz w głowie, a w słusznych czasach było dopuszczalne.... 

 

Osłuchany, a co najważniejsze ogromnie zadowolony i szczęśliwy z czasu spędzonego z moim cudownym tatą, fundamentem moich uczuć, firmamentem moich dążeń i pragnień, wielkim człowiekiem, prawdziwym tatą, tatusiem...ojcem.... Człowiek tak wielkiej mądrości życiowej i wiedzy o regionie.....tak, to mój tato!

 

 

Powstałe na podstawie przywołanych źródeł , Mapy pochodzą ze strony mapster (http://igrek.amzp.pl). Własnego doświadczenia, swojej wiedzy i uczuć. Korekta - jak zawsze piękdzie dziękuję Madzia!

11 stycznia 2020   Dodaj komentarz
cmentarze   historia   rodzinne strony  
< 1 2 >
Izkpaw | Blogi