• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum grudzień 2019

< 1 2 >

Tam , gdzie dziedziczka w pięknej sukni...

 

Drozdowo. Powiat Kołobrzeg. Gmina Rymań.

Prawie pół tysięczna wieś przy byłej XIX kolei wąskotorowej... Pomyśleć,że jeszcze w połowie XIX weku miała ponad 800 mieszkańców. A w generalnym spisie w 1925 roku ponad 700. Tak Niemieckiej oczywiście ludności. Lwia część to byli protestanci ( mówię choćby o roku 1925 ) i dosłownie na jednej ręce można byłoby policzyć katolików. Żydów jak i pobliskim Gorawinie czy Jarkowie brak.

 

miejsce cmentarza właścicieli

 

XII wieku już wzmiankowana , czyli bardzoooooooo staraaaaa. Więcej o niej i okolicach można wyczytać na stronie www.gorawino.net prowadzone przez pasjonata historii p. Tadeusza Dacha. Dziś kolejny jej smaczek tej miejscowości. Zapomniany jeden z kilku cmentarzy ( podobno aż pięciu) tuż przy byłej stacji kolei wąskotorowej i późniejszym PGR jak i teraźniejszym szlakiem turystyczno-rekreacyjnym po wąskotorówce. Nikt nie patrzy stojąc przy samej już ścieżce na godzinę 11 od strony wsi tylko poczyta tablicę i leci albo na Rymań albo Trzynik i dalej. A ja właśnie na godzinę 11 i prosto z pól zieleniących się chyba rzepakiem młodym podążam wiem gdzie. Kępa drzew , podniesiony teren.

 

 

Bliskość miejsca gdzie kiedyś stał dwór feudala. Kamienie tak wymowne. Dla mnie jasne - cel mojej wycieczki dziś w tym dniu smutnym -tracąc po 5 miesiącach biegowego bliskiego 43 letniego przyjaciela. ...

Cmentarz właścicieli tych dóbr. Choć przytacza się data połowa XIX wieku to ród Von Kleist ( wielki ród jak ten co te ziemie miał we władaniu w średniowieczu czyli Manteuffel) posiadało m.in. Drozdowo w połowie XVIII wieku. Dlatego stary bardzo ten przybytek ostatniej drogi dziedziców tych ziem. Poniemiecki...ewangelicki...I w sumie prócz kamieni i zbezczeszczonych grobowców i grobów rodowych nic nie ma. Porozrzucane kamienie, cegły, puszki po piwie, palone ogniska .

 

 

 

 

 

Obraz znów mi nie obcy...w okolicach Bornego Sulinowa i Smiałowa, Sztaifordu, Kniewa , Dąbrowicy naoglądałem się zniszczonych i wyszabrowanych ewangelickich , poniemieckich cmentarzy.Ten musiał być łakomym kąskiem bo tu chowali samych dziedziców i ważnych. Wielki smutek mimo świadomości , brak choćby małego znicza,doły wyrwane z piaskowca płyty, zarastające krzewami byle miejsce święte,poświęcone ...zbezczeszczane..

 

 

Od ludzi można usłyszeć o rozkopywaniu grobów w szukaniu bogactw w tym miejscu. O pięknej białej sukni dziedziczki w której została pochowana .... Szabrownicy bez czci i wiary, bez zażenowania i mrugnięcia okiem rozkopywali spokój wieczny dla kilku złotych sygnetów być może , dla kilku dni lepszego picia czy jedzenia. Dla kilku chwil lepszego życia....

 

Kolejny cmentarz i kolejny wielki smutek i żałość w nim wyczuwam...... dla dusz cierpiących także.....

 

31 grudnia 2019   Komentarze (1)
rodzinne strony   Drozdowo   cmentarz ewangelicki  

Wodospad ... młyn kryjący nad jeziorem...

 

 

Pojezierze Drawskie - Powiat Szczecinek gmin Borne Sołectwo Krągi. ;)

Wodospad... Tak mówią miejscowi na to miejsce. Do ujście "Kanal" z łąk i pól Jelonka oraz z samego jeziora Jeleń. Powiat Szczecinek, gmina Borne . Tuż przy jeziorze Pile ( dość głębokim ,około 42 metry). Z jednej strony świetny dojazd ze strony leciwych i kilkuwiekowych Krągów ( Krangen) i z drugiej strony Dąbrownicy ( Dummerrfitz). Ta tak, ziemie odzyskane jak na nie mówią. Pełne ruskich historii o mleku słodkim w puszkach z ołowiu, o dobrym smarze i ropie. O przepustach i wartowniach przy Krągach w stronę Bornego...strefy zakazanej... Na jezioro biegła od zawsze droga polna ,p rzez pola i ugory Krągów , by wpaść w las ten bezkresny otaczający całe jezioro. Nie tylko. Bezkres tych lasów powoduje całkowity brak orientacji i gdyby nie oznaczone drogi leśne i znaki człowiek wyszedłby w Pile oddalonej ze 60 km stąd. I Tu w dół , właśnie ten "wodospad". Te historie ,które tu lokalni mieszkający przeważnie od lat 70-80 XX wieku nie wiele mówią, lub nie chcą. A tu właśnie był młyn na tym wielkim spadku , tego "kanal" co przez Krągi płynie zasilany strugami wody spod „Meksyku”.

 

Autor przy byłym młynie

 

Wpływa do jeziora kiedyś pełnego i miętusa i raków. Czystego na 20 metrów. Pełnych ogromnych leszczy, krasnopiór, płoci , szczupaków czy węgorzy. Smacznych sielaw i siei. Pozostały wspomnienia i na oczach degradujące się jezioro. To co jakieś gminna niesie mini ubooty miały swoje poligony, gdzie wysepki się zapadały i tworzą podwodny las. Gdzie piękne leszcze i liny brały na Dąbrowicę, za zwaloną brzozą. Wyjeździłem z teściem kilkanaście lat rowerami nie jedną ścieżkę nad jeziorem. Tak wówczas rybnym. Dziś dla kota trudno nałapać, więc kilka lat temu porzuciłem nadzieję …. A tam na drugiej stronie spowiłe jedną mgłą historii Borne Sulinowo ( niem. Linde) z charakterystycznym półwyspem – głową orła. O tym Bornym napisane już tyle,że nie ma co nawet zaczynać. Wracamy na nasz zjazd z Krągów – ściana lasu i mostek i kanał. Później ten teren nazwany został Dębniakiem.

 

Mapa z końca XIX wieku z zaznaczonym młynem.

 

 

I lata 20 XX wieku

 

 

Nagle opada w stronę jeziora przepustem betonowym. Do jeziora ma góra 50 metrów. Nawet teraz woda rozpędzona….mocno rozpędzona. Widać na brzegu resztę palisad drewnianych. Daje do myślenia czy młyn był drewniany. Myślę,że nie. Tu XIX i pocz XX wieku na tych ziemiach młyny wodne były murowane,wzmacniane belami drewnianymi. Jak choćby w Wólce Nowodworskiej blisko Kurowa. Tu musiało być zastosowane koło nasiębierne lub śródsiębierne gdzie wydajność była do 70%. Nie widząc stawu, lub jego umiejscowienia , gdzie można byłoby piętrzyć wodę dla turbin pomyślałem że taki spad jaki tu jest być może jest w stanie odpalić turbinę Francisa czy nawet Kaplana. Tego bym się trzymał. Młyn przynajmniej wg map mi dostępnych funkcjonował blisko 80 lat.Dziś nie ma praktycznie śladu, prócz kamieni podfundamentowych , resztek porozrzucanych cegieł już pokrytych mchem.

 

Ujście do jeziora Pile kanału

 

Kilku pali wbitych. I co wymowne studni. Studnia została ocembrowana kręgami betonowym i zakryta włazem. Tuż przy kalane – przypominam sztucznym. Myślę, że specjalnie dla tego młyna. Kto nim zarządzał , kto dzierżawił, jak uległ uszkodzeniu ? Nie wiem. Ci co tu mieszkają od 70 lat mówią,że już go nie było. Cegła się przydała „ruskim” jak i mieszkańcom wokół. Tyle lat tu jeździłem do głowy nie przyszło ,że tu młyn był….

30 grudnia 2019   Komentarze (2)
rodzinne strony   historia   młyny i wiatraki   ziemia szczecinecka   Pile młyn wodny krągi  

Osłonięte lasem...Starowice...w ciszy przy...

Kościół poewangelicki w Starowicach

 

Wał Pomorski. Linia ogromnych umocnień wraz z rozległymi miejscami, które skutecznie miały opóźnić przemarsz wroga. Rzeka Piława, dopływ Gwdy, ten najdłuższy. Ponad 80 km, rzeka idealna do spływów kajakami. Walory przyrodniczo- historyczne gwarantowane. Jak każda rzeka, tak i ta ma swoje historie, historie pisane przez ludzi mieszkających nad jej lustrem, jak i historie militarne, do których także była zaprzęgnięta. Zawsze w lesie pochowana blisko jezior miejscowość Starowice i zarazem Chochryń, traktowane jako jedno, budziła we mnie wrodzoną ciekawość poznania jej historii i bycia. Dziś piękny asfalt między gęsto już  wyrośniętymi lipami – niczym szpaler od skrzyżowania dróg Borne – Nadarzyce. Tuż przy rzeczce, przy moście, przy rozlewisku… przy bunkrach, przy jazach….

 

Główny portal świątyni z krzyżem równoramiennym

 

Tak tereny nieznane… rdzennie niemieckie, można rzec. Za dawnych władców Polski zahaczone, poźniej książęta pomorscy. Zakładali miasta już na początku XIV wieku jak Szczecinek, Wałcz, Kalisz Pomorski… Warcisław IV założył Nowy Szczecin, czyli Szczecinek, już w 1310 roku. Stolica pojezierza drawskiego, a zarazem największa jego miejscowość. Wszystkie inne pogasły w swojej wielkości do małych, góra kilkutysięcznych, miejscowości o tak bogatej historii. Szczecinek, niegdyś 50-tysięczne miasto, boryka się ze spadkiem ilości ludności. Do większych miast, jak wyludniającej się bardzo Piły, czy dalej do Poznania. Być może do Koszalina, który mimo ogromnej historii opadł z sił po zabraniu mu statusu miasta wojewódzkiego, czy na nowo  odżywającego przemysłowo Słupska. Chyba raczej za granicę, do „Reichu”.  Bieda tu, lasów masę i utrzymujących się z nich sezonowo ludzi. A to jagody, a to grzyby, a to praca w szkółkach. Przemysł drzewny jedynie i to też na miarę wyzyskiwaczy ludzkich. Ale ludzie jakoś dają sobie radę, gdzieś wyjadą, gdzieś zarobią, jakoś trzeba żyć. Młodzi wyrywają się stąd do lepszego, byle dalej. Dlatego Borne Sulinowo, niegdyś nemieckie Linde, pustoszeje strasznie, ostatnie zakłady pracy padają, jak Mateks. Lecz jest i DINO, i Biedronka, i Chata Polska, i inne usługowo-handlowe pawilony. Na początku lat 90. ubiegłego wieku „ruscy” płakali, jak wyjeżdzali z tej cywilizowanej części Europy jak „Polsza”. Przy okazji zabierając, co cenne i mniej cenne w wagony węglarki, by nie zostawić następnym tu mieszkającym. Pomijam typowe wsie, jak Kłomino, które jak i Borne nie istniało na mapie. O nich można by napisać niejeden doktorat. Tylko blisko nich stare niemieckie miejscowości. Tu mało danych, bo i niechęć jest do czasów wcześniejszych niż 1945 rok, bo tłumaczyć trzeba, archiwa niemieckie itd.,...a po co to. Nasze to nasze! Od 45go koniec. Tu na początku marca tegoż roku front dowodzony przez Żukowa jak walec zabierał ich ziemię, niemiecką z dziada pradziada. A przecież byli pewni ci autochtoni, że wojna się zakończy niedługo i wrócą do swich domów, do swoich mieszkań… Dlatego samo Gros Born (Borne Sulinowo) było prawie bez strzału oddane, a jeden z większych poligonów, gdzie Africa Corps ćwiczyła z Romlem, był świadkiem wielu potyczek. Potem był poligon radziecki… największy w Europie. I przedszkole na poligonie, i te czasy, gdzie zawiązała się od 45go roku „przyjaźń” polsko-radziecka oparta na barterze, ale nie tylko. Rodziły się dzieci, dzieci z krwią radzieckich żołnierzy. 

Mapa z 1893 roku - zaznaczone dwe świątynie i górny młyn

 

 

Mapa z 1934 roku

 

 

Mapa z 1982 roku

Starowice oczywiście ocierały się o poligon, o front, o Wał Pomorski. Wymowne Dwa Miecze. Tu, w tej bardzo starej mijscowości ulepionej z dwóch, co nie było niczym nienaturalnym, bo z Zacharina Welkiego i Zacharina Małego (Gros i Kleine) wykszałciła się w latach 80. XX wieku miescowość Czochryń. By w nowym wydaniu XX wieku znów się podzielić na Starowice i Czochryń.  

 

Spacer główny, traktem przy kościele i gajówce...blisko kamiennych fundamentów

 

 

Na stronie miasta (już niedługo myślę, patrząc na poces wyludniania) są informacje o tej miejscowości. Przyznam, że skromne, ale przytoczę:

 

„

 

Starowice, Czochryń (Zacharin Groß, Zacharin Kleine)

 

Teoretycznie i historycznie dwie wsie, które w praktyce są jedną niewielką miejscowością. W centrum wsi znajduje się zabytkowy kościół filialny pod wezwaniem Św. Stanisława Kostki, zbudowany w stylu neogotyckim w roku 1879. W kościele znajduje się ambona; drewno rzeźbione i politurowane, neogotyk, XIX wiek. Także inne, liczne elementy wyposażenia kościoła mają charakter zabytkowy. Znajdujący się w Łubowie zabytkowy tryptyk, został tam przeniesiony z kościoła w Starowicach. Już po kościele widać, że czasy świetności, wieś ma dawno za sobą.

Przed II wojną światową, znajdował się tu: młyn, karczma, szkoła. Była to duża wieś (ponad 100 numerów) z licznymi pojedynczymi domostwami dookoła.

 

Ze względu na przebiegający w pobliżu Wał Pomorski, toczyły się tu zacięte walki w marcu 1945 r. Uszkodzonych, bądź zniszczonych zostało 80 % budynków. Nie wszystkie z nich zostały odbudowane. Po wielu pozostały fundamenty lub inne ślady istnienia.

Na stopniowy „zanik” wsi, która wcześniej była zdecydowanie większa, bezpośredni wpływ miało sąsiedztwo radzieckiego poligonu. Ten fakt, w większym stopniu niż zniszczenia wojenne, wpłynął na obecny obraz miejscowości. Nie naprawiano dróg, mieszkańcy nie otrzymywali zgody na budowy, remonty itp. Miejscowość jeszcze całkiem pokaźna w latach 50-tych, stopniowo wyludniała się.

 

Pod tym względem, Starowice nie są wyjątkiem w gminie Borne Sulinowo. Istniejące przed II wojną światową miejscowości, które później znalazły się na obrzeżach lub terenie poligonu, zupełnie przestały istnieć. Los taki spotkał wsie: Gross Born, Steinforth, Knacksee, Phetnitz, Doderlage.

 

Obecnie Starowice mają 42 mieszkańców, Czochryń zamieszkuje 13 osób. 

 

„

 

Relikty kamienne 

 

 

W sumie nic o jego historii, tylko o kościele, kiedy zbudowany i o wyludnianiu. Będąc tam kilka razy zadawałem sobie pytanie, co kryje się w tych pięknie położonych nad strugą wody z neogotyckim kościołem tajemnice. Dziś postanowiłem, choć już 25 już grudzień, w sumie jego koniec, z córką nawiedzić to miejsce po raz kolejny dla mnie, a dla niej po raz pierwszy. Oczywisty bunt 15-latki powiedzmy, że mi „latał koło pióra”. W samochód i jedziemy, mijamy te cmentarze wojenne i radzieckie, mijamy Borne i lecimy asfaltem dalej i dalej. Mjamy tamę, którą tak cudownie omawiał pan Wołoszański, budując dwuodcinkową historię z tych miejsc. Most na rzece Piława i odbijamy w prawo na Starowice. W lewo na Nadarzyce, Sypniewo, z jego ogromnie wysokimi kapliczkami kolumnowymi (myślę, że latarniami) do Jastrowia, co ma w herbie gronne winna. Szpaler lip i zaczynające się rozsypane domki. Nowo pobudowane tak bardzo różnią się od tych „ceglnych” oryginalnych domów i dworków. Skręcamy w polną ubitą drogę. W dół przez murowany ceglany mostek do monumentalnego kościoła. Tak bardzo ewangelickiego, z końca XIX wieku. A przecież wg map były dwie świątynie. I w tym dużym, i w tym małym Zacharine. Na mapach widoczne idealnie. Kilka dziwnych, wpadających na moje oko wzniesień i buczyn starych, zwiastuje w bliskości kościoła były cmentarz. Nie myliłem się, kilka bardzo słabych już jego śladów się znajduje.

 

Ostrzelana ściana kościoła

 

 

Bądź pożoga wojny, bądź Rosjanie, poligon czy wrodzona nienawiść do „Niemca” nie pozwoliły mu się ostać i dusz tam cierpiących spokojem oblec. A przecież to miejscowość już wzmiankowana w 1549 roku, zmieniała nazwy jak to bywa… To, że przetrwała tyle setek lat, o czymś świadczy. Musiała być bardzo dobrze zorganizowana. Był w niej młyn, karczma i dobra organizacja niemiecka.

 

Rzeczka z wymownym mostem ceglanym. Napędziała młyn we wsi.

 

 

Czytam na Wikipedii, że tu jest mała elektrownia wodna ..nie widziałem…..Można w źródłach niemieckich wyczytać ,że 

http://klein-zacharin.kreis-neustettin.de/

„

Starowice (Groß Zacharin) był filią Groß Linichen (Świerczyna), powiat Drawsko Pomorskie do 1810 r., Dokumenty kościelne dostępne dla Starowic  (1759 r i nast.) zostały zniszczone podczas II wojny światowej. Informacje na temat rejestrów parafialnych można znaleźć w rejestrze urzędu stanu cywilnego.”

Idąc dalej po moim niezdarnym tłumaczeniu można wycztać kilka ciekawostek więcej:

„

Witraż kotwica 

 

 

Parafia Czochrynia 

 

Gmina Czochryń była gminą wiejską w obszarze wpływów Szczecinka w województwie Pomorskim na początku lat 30. XX wieku. Społecznością Czochrynia kierował lider społeczności – wójt. Było 11 zamieszkałych budynków mieszkalnych.

W 1925 r. Gmina Czochryń liczyła 63 mieszkańców, w tym 37 mężczyzn (58,7%) i 26 kobiet (41,3%). Było średnio 5,7 mieszkańców na dom lub 7,5 mieszkańców na km². Ludność w gminie Czochryń mieszkała w 13 gospodarstwach domowych (4,8 mieszkańców w gospodarstwie domowym lub 1,2 gospodarstwa domowego na dom).Wszyscy 63 mieszkańcy parafii Czochryń było protestantami w 1925 r. W rezultacie w Czochryniu i Starowicach nie było katolików, ani Żydów.

 

Administracja gminy Czochryń

 

Społeczność wiejska była władzą lokalną na najniższym szczeblu administracyjnym. Administracją miejską kierował lider miejski wybrany na 6 lat. W latach 30. XX wieku przywódcy społeczności byli nazywani burmistrzami. Była też rada lokalna. Szef dystryktu Altenwalde był odpowiedzialny za lokalną policję w społeczności Kleina Zacharina. Urząd katastralny odpowiedzialny za gminę Czochryń w sprawach majątkowych znajdował się w Drawsko Pomorskie. Urząd podatkowy w Szczecinku był odpowiedzialny za administrowanie podatkami Czochrynia.

Gmina Czochryń należała do dystryktu sądu rejonowego w Czaplinku. Właściwy sąd pracy był w Szczecinek. Odpowiedzialna Izba Rolnicza znajdowała się w Szczecinie. Odpowiedzialna Izba Rzemieślnicza była w Szczecinie. Odpowiedzialna Izba Handlowo-Przemysłowa była w Stolp. Odpowiedzialny inspektorat handlowy był w Szczecinku. 

Protestanccy mieszkańcy parafii Czochryń należeli do parafii Starowice, Kr. Deutsch Krone. Parafia katolicka była w Szczecinku”. 

literatura „Słownik społeczności dla Wolnego Państwa Prus. Województwo pomorskie. Według ostatecznego wyniku spisu powszechnego z 16 czerwca 1925 r. I innych oficjalnych źródeł na podstawie statusu obszaru z 1 października 1932 r." Berlin: Preußisches Statistisches Landesamt, 1932., s. 52 © 2011 Gunthard Stübs i Pomorska Fundacja Badawcza.

 

Relikty byłego cmentarza we wsi...

 

Czyli jedna z tysięcy miejscowości niemieckich. Ta zrobiła na mnie wrażenie. Kilka budynków ma solidne fundamenty kamienne, na nich ceglana podmurówka. Droga bita, brukowana, „kocie łby”, prowadząca w las, otoczona lipami, w kierunku Liszkowa chyba. Kościół cudowny, skromny, jak to neogotyk. Piękna, szpiszczastym hełmem zakończona, wieża dzwonna. Ściana północna nie tylko obrośnięta mchem, ale i pokazująca historię niedawną… masę dziur po ostrzeliwaniach. Tu w końcu front, na tych umocnieniach, trawił nie tylko z każdej strony żołnierzy, ale i budynki, domy...kościoły...Nie oszczędził i tego kościoła. Choć uszkodzony, to odbudowany, a bardziej pocerowany, oddany w oddech religii rzymsko-katolickiej.Powiem szczerze, co mnie zawsze boli to brak na zewnątrz świątyni choć kilku słów historii. Być może jest w środku, ale jak to kościoły są zamnięte dla każdego, tylko na czas modłów kościelny otwiera. Musze się zorientować, czy to tylko plaga katolickiego widzimisię, czy może wszystkie duże religie tak mają. Choć żaden krzyż nie wystaje przy kościele to jestem przekonany, że były pochówki tutaj. Wybitnie skomny kościół jako centrum tej miejscowości mającej naprawdę garstkę ludzi zamieszkującą to miejsce. Gajówka przy kościele. Parafia Łubowo. Msze wyznaczone jak dla filialnych kościołów...skromnie. Widać przy kościele miejsce, gdzie był staw młyński do spiętrzania wody. Pewnie turbina Francisa tu była. Teraz teren olszyną porośnięty, ale ślad widać. Dolina strugi wodnej snuje się spokojnie przez tą wieś. Psy tak mocno ujadają na nasz widok a w oknach swoich domów pojawiają się twarze ludzkie. Patrzą na przybyszów z rejestracją LPU. Chodzą, coś ojciec do córki mówi, coś pokazuje… Czego oni tu chcą?... Nie znalazł się nikt, by wyjść i powiedzieć, choć dwa razy golf III nas mijał… Ja wpatrzony w wieżę dzwonną. Gdzieś na 10 mertach ma wmurowaną 1 kolumnę wsporczą? Ozdobną? Chyba wsporczą bo kościół jest surowy bez fajewerków, do niedziałających drzwi zachrystii nie prowadzi żadna droga. Same drzwi bez zamka.

 

Nad drzwiami już wzruszone mury i strop wymagający remontu. Wokół kościoła domy z czerwonej cegły, niektóre wzmocnione belami drewnianymi. Są i obory, i byłe zabudowania młyńskie. Jest klimat. Przesiąknąłem tym miejscem, podniecony dziwnymi pagórkami udaję się na ich ekslorację. Córka wysiada, ale ciągam ją za sobą. Tłumaczę, ile wlezie, co i jak. Choć tak mało znam tę ziemię to bez pudla odnajduję stary cmentarz, tak bardzo zdewastowany. Psy ujadają non stop. Tu przecież nikt się nie zapuszcza, bo do czego… Zaczyna padać deszcz, ten nieprzyjemny, grudniowy… Rzucam ostatnie spojrzenie na witraże kościoła. I ten równoramienny krzyż... I tu niespotykana kotwica… Co może oznaczać? Muszę zapytać eksperta. Ciemno się robi, a mamy jeszcze odwiedzić jedno miejsce…jazy do spiętrzania Piławy…ruszamy tam…uderza nas bogatość olszyny i wysokość murów jazu przy trzech bunkrach chroniacych go, jak i wielu MUROWANYCH miejsc w lesie – punktów strzelniczych...ale to już na inną opowieść... 

 

 

Jazy na Piławe.....

 

Informacje zaczerpnięte :

 ze strony miasta Bornego Sulinowa www.bornesulinowo.pl

słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu

redakcja ogólna: Tomasz Jurek

ze strony mrowka.pl poświęconej spływom po Piławie 

oraz wymienionych w tekście

Własnej wiedzy i wiedzy przekazanej przez osoby tu mieszkające

Korekta – Magdalena Wzn – jak zawsze – bardzo dziękuję.

 

27 grudnia 2019   Dodaj komentarz
historia   starowice   rodzinne strony  

Nie zapomnijmy o swoim Ja....

 

Dziś mój ostatni wpis. Czas na grudniowy odpoczynek. Taki świąteczny, czy przedświąteczny. Czas na zadumę , czas na przemyślenia. Czas na podsumowania, bo to nie tylko tak modnie ale tak prawdziwie. Dziś miałem swój mały czas przy Borowej , przy sławetnym wskaźniku , bloku piaskowca czy betonu carskiej armii. Tych czasów tak niedawnych, czasów zaborów, czasów wojen, biedy, okupacji. Czasy najazdów, rokoszy, czasów niespokojnych. Dziś oddycham wolną Polską , tu przy Borowej, przy lesie, przy jeziorze Matygi. Przy carskiej Nadwiślance. Przy królewskich Skokach. To powietrze smakuje wybornie, smakuje spokojem, bezpieczeństwem, pokojem. Pachnie wolnością we wszystkim i każdej materii naszego bycia. Daliśmy się w tych czasach pokoju omotać pędem do niewiadomo czego. Daliśmy się zmanierować , przekręcić na wartości konsumpcyjne niż wartości człowieczeństwa. Świat nowy , zachodni nas przerósł, nie pytał się czy może wejść , czy pomału pokazywać się nam. Nie - otworzył drzwi naszej egzystencji z buta i kazał w nim być i żyć. Może stąd tyle w nas agresji , tak mało empatii czy człowieka w człowieku. Może dlatego jesteśmy roszczeniowi? może dlatego łatwiej nam krytykować? może zbyt dużym odciążeniem dla nas jest dobre słowo? Zwykły ludzki gest, uśmiech? Może dlatego się alienujemy od siebie? Może dlatego mamy coraz mniej do powiedzenia? ...może....

 

Życzę z tego miejsca, z pól Borowej - Zarzeki - z tego świtu wstającego na te nadchodzące święta :

 

Nie zapomnijmy o uratowaniu nie tylko pierogów, ale i swojego JA. Tak bardzo zszarganego przez pracę, przez życie, przez ludzi. Pamiętajmy o relacjach rodzinnych , pokoleniowych. Tej chwili bycia razem. Podziękowania za ten rok , często w skrajnych sytuacjach, często w nerwach, nieprzespanych nocach, często zatopionego w tragediach rodzinnych ,ale i pewnie w cudownych i radosnych chwilach, w awansach nie tylko życiowych.

 

Bądzmy dla siebie w tych dniach, często już tylko to na tym świecie nam zostało. !!

 

Widzimy się za rok! Paweł

20 grudnia 2019   Dodaj komentarz
filozofia   borowa  

Puławska wieża wodna , która stała się...

 

 

Puławy. Jedna z 3 wież. Wieża wodna- ciśnień powstała na początku XX wieku. Wybudowali ją "Kaniowczycy".Znajduje się na ulicy Filtrowej.Teraz obserwatorium astronomiczne ( uroczyste otwarcie nastąpiło 2 maja 1994 roku). W latach 60-tych XX wieku już nieużywana i niszczejąca, znajdująca się na jednym z wielu pagórków puławskich stała się obiektem zainteresowania - wykorzystania jej jako obserwatorium po adaptacji. Tak też się stało . Krótka historia powstania obserwatorium wraz ze zdjęciami pochodzą ze strony

POLSKIE TOWARZYSTWO MIŁOŚNIKÓW ASTRONOMII ODDZIAŁ W PUŁAWACH :

 

"Propozycja wykorzystania nieczynnej wieży ciśnień przy ul. Filtrowej 50 padła w roku 1965. Grupa osób skupiona wokół Marii i Bogdana Szewczyków podjęła rozmowy z prezydium Miejskiej Rady Narodowej, dotyczące przekazania budynku i adaptacji na obserwatorium astronomiczne. W 1971r. następuje przekazanie budynku dla Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii pismem nr GKM-I-420/b/30/71 z dnia 19.05.1971r. Pierwsze prace ruszyły zaraz po otrzymaniu dokumentów przez Państwa Szewczyków. Grupa Podwórkowa im. M. Kopernika pod kierownictwem Państwa Szewczyków rozpoczęła porządki wokół budynku i w jego wnętrzu. Nieczynne urządzenia wieży ciśnień zdemontował Bogdan Szewczyk. [....... ] Z kolei w 1985r. podpisano umowę z członkami Warszawskiego Oddziału PTMA na sporządzenie dokumentacji i wykonanie kopuły - byli to panowie Wiesław Kłaput i Lucjan Newelski.[....] Montaż kopuły na budynku obserwatorium odbył sie dnia 12 listopada 1988r. Do budynku Oddział PTMA "wprowadził się" 2 sierpnia 1989r. W kwietniu 1990r. zostaje zmontowany mechanizm obrotowy kopuły, jednakże kopuła ruszyła dopiero w końcu marca 1994r. Teraz można było pomyśleć o otwarciu obserwatorium, które miało miejsce 2 maja 1994r [....] "

 

Wieża ciśnień Puławy ulica Filtrowa

 

 

 

Adaptacja Wieża ciśnień Puławy ulica Filtrowa na obserwatorium astronomiczne.

 

 

Adaptacja Wieża ciśnień Puławy ulica Filtrowa na obserwatorium astronomiczne.

 

 

Adaptacja Wieża ciśnień Puławy ulica Filtrowa na obserwatorium astronomiczne. Montaż kopuły.

 

 

 

Sam budynek został wpisany do Gminnej Ewidencji Zabytków Miasta Puławy :

Ustalenia ochrony w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego:

- Uchwała nr XV/142/07 Rady Miasta Puławy z dnia 29.11.2007 r.

- Uchwała nr XVIII/184/08 Rady Miasta Puławy z dnia 31.01.2008 r.

19 grudnia 2019   Dodaj komentarz
puławy   historia   wieże wodne- ciśnień  

Młyny przy Wolnicy ... relikty dawnej świetności...

 

Ach, co to za młyn!!!

 

Właściciel nowego wiatraka typu „koźlak” pan Józef Mizeracki nie nacieszył się swoim nabytkiem. Wybuch II wojny światowej i czasy okupacji były dla jego wiatraka i dla niego nieprzychylne. Nowy koźlak został zamknięty i przeznaczony dla nowych osadników niemieckich. Mowa o wiatraku w miejscowości Chrząchów.... Taki początek historii o mojej eskapadzie do młyna wodnego… Ktoś powie: a co miał młyn wodny w Wólce Nowodworskiej  do wiatraka w pobliskiej wsi? Bardzo dużo! Młynarza. Ów pan Józef, właściciel wiatraka koźlaka w czasie okupacji niemieckiej, znalazł etat w młynie wodnym w Kurowie u ówczesnego właściciela – Niemca Oskara Urlicha, bogatego pana. Poźniej, gdy Polska stała się niepodległa, jego dziecko – wiatrak zaczął mielić mąkę w końcu, by za chwilę zostać zamkniętym przez „słuszną władzę”. Tak oto zbliżamy się do miejsca jego historii, gdzie zapaliła się we mnie przemożna chęć sprawdzenia miejsca, o którym za moment.

 

Relikty byłego kompleksu młyńskiego przy Wólce Nowodworskiej

 

 

Siadam do auta, jest 14ta! Dobrze! Choć pochmurno to jeszcze widno. Jadę na miejsce, mijam Kurów, Brzozową i jest… Zadrzewione miejsce, groble, wały, nasypy, cieki i stugi wodne w marnej jakości już rowach i kanale młyńskim. Młyn!! Ba! Dwa młyny! Jeden w formie bardzo nienamacalnej historii, gdyż jedynym jego śladem jest kilka pali wbitych przy moście łukowym z 1905 roku wraz ze śluzą. Piękny relikt inżynieryjny.

 

Most łukowy na Kurówce z 1905 roku.

 

 

Zachwyca me oczy i trawi mnie ciekawość. Obok łukowego jest prosty nowy most z 1994 roku. Niczym nie zachwyca, wręcz kaleczy widok nie tylko swoją prostotą, jak i przaśnością. Właśnie tam stał na Kurówce drewniany młyn dworu, folwarku Podbórz. Już na mapie z 1850 roku jest on wyraźnie wyartykułowany. Szkoda, że pożoga I wojny światowej zabrała go bezpowrotnie, zostawiając już niewielkie echo po sobie. Latem 1915 roku został zniszczony przez wycofujące się wojska rosyjskie. Pamiętamy, że front załamał się w maju pod Gorlicami. Wojska rosyjskie ewakuowały się paląc co tylko mogły, nie tylko mosty, ale i urządzenia czy maszyny, mogące od razu być przysposobione przez nowego „właściciela”. 

 

Zaznaczony młyn - mapa z 1850 roku.

 

 

 

Relikty młyna zniszczonego w 1915 roku.

 

W pierwszym dwudziestoleciu, a zawężając to między 1915 a 1920 rokiem, pan Józef Giermasiński postanowił wybudować murowany młyn. Turbinowy. Tylko która turbina była tu zastosowana?

 

Mapa z 1914 roku z zaznaczonym młynem wodnym

 

 

 

Mapa z zaznaczonym już nowym młynem wodnym - 1937 rok.

 

 

 

Mapa z zaznaczonym już nowym młynem wodnym - 1944 rok.

 

Wiadomo było, że napęd od koła podsiębiernego był małej sprawności, maksymalnie 30 %. Więc na pewno nie stawiano już na to rozwiązanie. W połowie XIX wieku wynaleziono tzw. turbinę Francisa, a w 1912 roku jej jeszcze wydajniejszą wersję – turbinę Kaplana. Skłaniam się, że użyto tu turbiny Francisa, już o ugruntowanej pozycji w zastosowaniach młyńskich. Tego typu zastosowania turbinowe wymagają odpowiedniego systemu spiętrzania i magazynowania wody. Poczyniono zatem odpowiednie kanały młyńskie i zbiornik wraz z całym systemem przepustów na Kurówce. 

 

Kanał doprowadzający wodę z Kurówki - młynówka.

 

Co ciekawe, młyn jest murowany, co na owe czasy nie było standardem. Pamiętamy choćby młyn w Rudach, także turbinowy – sam młyn, jak i zabudowania, były drewniane – czy młyn wodny w Bochotnicy przy Czarnym Lesie. W bliskości młyna są zabudowania pomłyńskie w formie osady młyńskiej Giermasińskich – wchodziło siedlisko mieszkalne z młynem oraz grunty rolne – pola uprawne i łąki o pow. ok. 38 ha. Po śmierci pana Józefa – budowniczego młyna, w 1930 roku przeszedł on w opiekę Czesława Giermasińskiego, by na końcu trafić do pana Stanisława Giermasińskiego, aż do jego zamknięcia.

 

Relikty młyna 

 

 

I tu znalazł pracę nasz bohater – pan Józef Mizeracki. Nie mogąc pracować na swoim wiatraku – młynie, pracował jako młynarz w młynach na Kurówce. Po II WŚ znalazł pracę w tymże młynie u kolejnego pokolenia Giermasińskich – wspomnianego pana Stanisława.

 

Co ciekawe, wodę ze stawu spuszczono na przełomie lat 20/30. XX wieku. Zatem młyn musiał być zasilany z innych źródeł. Tak też było. Pracował po II WŚ do połowy lat 50. XX wieku. Jak na młyn wodny nie napracował się zanadto. Przy układzie, że został postawiony w 1915 roku i uruchomiony oraz zamknięty w ca 1955 roku pracował 40 lat. Co się wydarzyło po tym czasie? Czyżby w sumie nowoczesny młyn stał się niepotrzebny? Podzielił los watraków – koźlaków. Domyślam się, że przyszło nowe, energia elektryczna płynęła w stalowych drutach dając nieograniczone możliwości i zupełnie nową jakość. Silniki i maszyny już nie musiałby być potężne, zasilane niebezpiecznymi silnikami parowymi czy spalinowymi.  Wspomnianemu nieszczęśliwemu młynarzowi Józefowi, co nie namełł się mąki w swoim wiatraku koźlaku pomarło się w 1961 roku. Wiatrak przejął pan Stanisław Kruk i został rozebrany.

 

Relikty byłego kompleksu młyńskiego blisko Wólki Nowodworskiej

 

Sama ruina młyna bardzo jest intrygująca i fascynująca. Pozostałe dobrze dość zachowane strugi doprowadzające, sadzawka i odpływy przy młynie są arcyciekawe. Z jednej strony pewnie ten teren z reliktami należy do kogoś. Ludzie, i ci miejscowi, i przejezdni, zrobili z niego wielki śmietnik wyrzucając co się da. To przygnębiające świadectwo nas samych. Nie mamy do takich miejsc, do natury i świata, szacunku im należnego. Jak niczyje to można zniszczyć, zdewastować, popsuć. Czerwień cegły, mnogość olszyny wokół i zapach podmokłego terenu jeszcze długo będzie się tu utrzymywał. Może dzięki mojemu wpisowi czy publikacji ktoś się zatrzyma tam i spojrzy na żywe, gasnące relikty tamtych czasów. Czasów królowania wiatraków i młynów wodnych..., czasów pełnej symbiozy i ekologicznie zdobytej i ujarzmionej energii w postaci i wiatru, i wody. Choć potrafiło mocno zadmuchać, potrafił i piorun wiatrak zapalić, a wiosenne roztopy niejeden młyn uszkodziły.

 

Przepust doprowadzacy wodę do kompleksu młyńskiego

 

Wyjeżdzam z tego miejsca z mieszanymi uczuciami. Z miejsca, gdzie słowo pisane o nim było już w 1603 roku jako folwarku Nowodwór. Pisany później przez kolejne losy jako Nowy Dwór stał się w 1971 r. częścią wsi Wólka Nowodworska. W XIX wieku stały w pobliżu dwie karczmy. Jedna należała do dziedzica z Nowodworu, druga do Żyda. W 1827 roku Wólka Nowodworska i folwark Nowodwór należały do gminy Nowa Aleksadria, parafii Końskowola, później Włostowice. W gminie Kurów Wolnica znalazła się później. Zaznaczyć można to, że na przełomie lipca i sierpnia 1915 roku przez te tereny przebiegała linia frontu. Na początku XX wieku funkcjonowała jednoklasowa szkoła (trwała 3 lata).Po wojnie już chadzano do szkoły w m.in. Kurowie. Eduakacja dla dzieci i nie tylko  była tak bardzo potrzebna po tylu dziesiątkach lat rusyfikacji...Ruszam mimo wszytko  z uśmiechem na buzi i zapałem w sercu....

 

Pozostałości infrastruktury młyna

 

 

Teren bardzo ciekawy dla amatora, pasjonata historii jak ja. Czas (choć mam go mało) zacząć poznawać nowe tereny... Niech młyny czy wiatraki będą dobrym zaczynem do tego. Czego i wam życzę.

 

 

 

Stanisław Wójcicki „DZIEDZICTWO KULTUROWE GMINY KURÓW”

Aleksander Lewtak „ WIATRAKI NA ZIEMI PUŁAWSKIEJ"

Korekta Magdalena Wzn - Dziękuję.

17 grudnia 2019   Komentarze (7)
młyny i wiatraki   kurów   historia   wolka nowodworska   Kurów  

Chwila nad myślami kaplica Borowa

Rekolekcje za nami. Misjonarze powrócili do swoich macierzy. Zrobili co mogli, na miarę siebie , na miarę możliwości, na miarę tych czasów. A gdzie misjonarzy nie było to parafie "pożyczały" sobie duchownych. Często zapraszano braci zakonnych , którzy ochoczo opowiadają i prawią o duchowych przeżyciach tych dni przed narodzeniem. Napominają , uczulają, proszą i niekiedy nakazują. Ile z tych słów jest szczerych? ile tych słów jesteśmy w stanie przyjąć i zrozumieć? Ile jesteśmy w stanie zmienić ? zmienić siebie? Zajrzeć w sobie sobą?

Mnie marzy się krótki czas z zakonnikiem - kamedułem. Tego z Bielan ( w końcu nazwa od ich białego habitu się wzięła). Ich Mała Reguła św. Romualda jest wyjątkowo surowa. Porozmawiać, posłuchać ba! popatrzyć na taką uduchowioną osobę tego chyba nam brakuje. Prawdziwych szczerych autorytetów w sferze duchowej także.

 

A może warto jak ja stanąć rano przed kościołem w Borowej , spojrzeć na niego, spojrzeć na dzwonnicę wybijającą miarowo na każdej uroczystości. Zastanowić się w tym wstającym dniu nad naszym życiem, naszą egzystencją, naszym Ja w Świecie i Świata w naszym Ja. Ranki choć nienaturalnie ciepłe na grudniowy grudzień, to już czarno-atramentowe z oddali wstającym słońcem ...najlepszy czas na wielkie przemyślenia, na wszelkie przemyślenia......Warto....z rana ...warto...

 

16 grudnia 2019   Dodaj komentarz
borowa   kaplicsa  

Aleksander Jagiellończyk i lipa w Polsce

Anno Domini 1501 , 12 grudnia Wielki Książę Litewski – syn Kazimierza Jagiellończyka - Aleksander Jagiellończyk na Wawelu został koronowany na króla Polski. Akt intronizacji monarchy dokonał jego brat a zarazem najmłodszy z rodzeństwa – biskup krakowski, arcybiskup gnieźnieński, prymas Polski, kardynał, królewicz Fryderyk Jagiellończyk w obecności m.in. matki Elżbiety Rakuszanki.

Żona Aleksandra - Helena Moskiewska (Rurykowiczówna ) (ślub obojga 15 lutego 1495 w katedrze Świętego Stanisława w Wilnie – bp wileński Wojciech Tabor) nie została koronowana na królową Polski. W czasie intronizacji jej męża przebywała w Wilnie. Sprzeciwiali się jej koronacji duchowni katoliccy, gdyż wyznawała wiarę prawosławną (do końca życia była wyznania prawosławnego). Później przyjęła koronę (4 lutego 1502 roku została oficjalnie wprowadzona na Wawel) po spełnieniu przez króla uderzających w jego rolę i ograniczające jego władzę aktów.

Aleksander J.

 

Miał pod górkę ten nasz król, bo najpierw magnatów uszczęśliwił (przywilej mielnicki 25.X.1501 r) później szlachta się upomniała o swoje. W 1505 r. sejm w Radomiu uchwalił konstytucję praw Nihil novi oraz zatwierdził „Statut Łaskiego” spisany przez kanclerza wielkiego koronnego Jana Łaskiego, stanowiący zbiór przywilejów szlacheckich i kościelnych oraz praw miejskich, obowiązujących w Królestwie.

Pod wpływem żony Aleksander wydał dla duchowieństwa prawosławnego przywileje sądowe oraz niezależność finansową. Zalecił też, aby ruscy chłopi przy zmianie pana nie musieli zmieniać prawosławia na katolicyzm.

 

Helena M.

 

 

Pomarło się mu bezpotomnie w wieku 45 lat. Podobno był ostatnim Wielkim Księciem Litewskim który znał i posługiwał się językiem litewskim.Po nim nastał czas panowania młodszego o 6 lat Zygmunta I. Ten przez 42 lata dzielnie władał na Litwie i 41 lat królował w Koronie ….i królował..i królował… aż stał się Zygmuntem I Starym (urodzonym w niedalekich Kozienicach) ..

12 grudnia 2019   Dodaj komentarz
historia   ciekawostki   Jagiellończyk Helena  

Balonna....

 

Dęblin. Świt.Jak ich wiele w tym roku. W lekkim mrozie coraz bardziej wyrazisty. Czuć i grudniowy grudzień, bez śniegu lecz zimny. Wilgoć wdziera się w każdy zakątek a potęgowana minusem w końcu pozwala uspokoić i odetchnąć. Po czym? Po tym ,że pogoda już się wyszumiała z tych gorących listopadów, piekących październików, wypalających łąki czerwców. Jest już dobrze. Po swojemu. Właściwie, właściwie dobrze. W tym dobrze ,w tym czwartkowym, w tym delikatnym zimnie stoję przy Balonna. Jak zawsze z krótką modlitwą.

Dzień Dobry!

12 grudnia 2019   Dodaj komentarz
dęblin   swit  

Wiatraków dostatek.... koźlaczy los Pożoga...

Wiatrak w Pożogu,lata powojenne. Zdjęcie udostępniła Pani Krystyna Bartuz. Z portalu Gmina Końskowola na starych fotografiach

 

 

Późny wrzesień. Już po żniwach. Pola ogołocone ze zbóż wszelakich. Przy byłych pszenicznych polach przy ogrodzie Czartoryskiej tylko stoją kikuty...ściernisko. Kosą, tradycyjnie koszone , układane w snopy. Do młócenia. W tym roku dopisało wszystko  i pogoda i deszcze i słońce. Pracowano solidnie i solidarnie. Sąsiad sąsiadowi pomagał. Małe dzieci na utkanych lnianych czy konopnych „hamakach” bujane przez starsze rodzeństwo wsiąkało w tą wiejską rzeczywistość. Koniec XIX wieku w Pożogu mimo jakieś wiszącej w powietrzu niechęci Ignacy Boniecki stawia pierwszy wiatrak we wsi. Stolarze , monterzy, dekarze wszyscy się gromadzą na polu Józefa Kozaka.Nie wiedzą bo i skąd ,że   za kilka lat śladem Ignacego powstanie tu jeszcze kilka wiatraków. Będą tak nieodzowne i tak z sobą pięknie grać , kręcić śmigłami ,że staną się i obiektem nie tylko fotografii ale i nie jednej pięknej akwareli czy innego monidła. Gorący wrzesień i już nadzieja ,że zboże nie będzie wożone do pobliskich Witowic czy Konijskiej Woli. 

 

Pożóg nie młody bo już wzmiankowany w XIV wieku.1393-1412 Poszog kop., 1428 Pozayow!, Pozog, 1429 Pozok, Poschok). Zaczął sąsiadować prawnie w 1445 rku ze Skowieszynem. Na początku XV wieku była to własność szlachecka (1428-9 r) należąca do  Elżbiety Mściszkówny by później trafić do dóbr Konińskich - Jan, brat Marcina, synowiec Jakuba Konińskiego z Jakubowic. Pożóg i sumy zapisane na w. Zęborzyce, skonfiskowane Janowi Konińskiemu za niestawienie się na wyprawę nadano Jakubowi Morawcowi z Popkowic. Taka to odległa jego historia.

 

 

Mapa  1914 roku .Brak zaznaczonych wiatraków.

 

Mapa  1937 roku.Widoczne 4 wiatraki.

 

Jak i kiedyś jak i teraz był przytulony do cudownych wierzchownic i głębocznic lessowych. Wąwozów przeoranych tą ziemię Puławską. Tak z Puławami nie związanymi jeszcze, tak te Puławy wzmiankowane pod koniec XV wieku się nie liczyły,były ot przecinkiem przy Konijskiej Woli, Witowic czy Włostowic. Los jak zawsze przekorny i piszę historię po swojemu. 

 

Obraz olejny wiatraków w Pożogu - Dariusz Jasiocha

 

Pali słońce młyn wiatrak już stoi . Wrzesień ! Zawieszona wicha na szczycie. Są przemowy , są pytania gawiedzi jest ogólne podniecenie. Społeczność Pożoga się zgadza w jednym jak mleć mąkę to u siebie. Czasy buta zaborców czuć w każdym aspekcie życia. Dziś kilku w mundurach przyszło oglądać dzieło wiatracznych smagań. Pokiwali głową. Czapkę zdjęli … pali ten wrzesień.  Bezkres pola równego , dokładają na łopatach deszczułek bo kręci słabo. Żarna czekają na piersze mielenie czy to na mąkę czy na kaszę. Jak sobie życzą. Właściciel wiatraka przeszedł gruntowne szkolenie. Wie co i jak … To wykształcony człek. Bierze jak każdy młynarz zapłatę w zbożu lub mące. Pieniędzy nie chce. Obdarte spodenki wyrostków i smarkaczy powiewają na wczesnej jesiennej  jesieni. Zefirek podchodzi pod pocerowaną koszulę lnianą młodego Staszka. Widzi pierwszy raz takie cudo. Ogromne łopaty, kurza noga i się kręci do wiatru . Kilku rosłych ze wsi kręci całym wiatrakiem młynem.... ojce nie opowiadały o tym a tu na własne oczy... Podleciał dotknął... pogonili i witką po grzbiecie dali. Bolało ale warto było...Dostał młody Staszek jak należy, był to syn byłego już dozorcy założonego na początku XIX wieku ogrodu. Takiego hmm ogrodu dla przykładu jak ogrody się zakłada księżnej Czartoryskiej Izabeli z Flemingów. Pamięta jak jego dziadek opowiadał jak teraz za torami ,za Starą Wsią w kierunku Pożoga zakładany był ten jej roboczy ogród. Nie za mały po około 9 hektarów. Pamięta młody Staszek jak w domu dziadków widniała już starawa kartka papieru przepisana z książki a na niej to co Izabela chciała poczynić i zachęcić innych do zakładania ogrodów

 

 

„

Dla zachęcenia tych, co się zastanawiają nad przeciągnięciem czasu, którego mniemają, że wiele trzeba, żeby się doczekać samym go zasadzając, dodam tu ieszcze, że Ogród Pożogowski, w kilku leciech dokończony, powoli robiony, stał się miłym i użytecznym. W temże samym miejscu, założenie Szkółek rozmaitych dowodzi, że staranność ciągła skraca czas: bo Właścicielka doczekała się we dwóch latach niezliczonych drzewek, krzewów i roślin".”

Dziadek opowiadał jak to tu w Pożogu owa księżna czytając dalej jej książkę „"Myśli różne o sposobie zakładania ogrodów przez I.C."  napisała zgrabnie o 78 gatunkach drzew i krzewów , plan ogrodu piękny zawarła , nie szczędziła pióra by opiać 436 bylin. Młody Staszek nie rozumiał co to. Dla niego wiatrak w tym wrześniu był najważniejszy.

Szczere i życiodajne pola Pożoga były idealne do upraw wszelakich zbóż. Ziemia lessowa dawała dobre plony. Pszenica,żyto, owies rodził dostatnie. Co roku lepiej. I samotny wiatrak doczekał się swojego kolegi. Coś niebywałego.

Kolejny „koźlak” wybudowany tuż po rewolucji w Rosji i przegranej wojnie Rosyjsko -Japońskiej  1906 r. przez Wojciecha Sykuta ,od którego przejął syn Tadeusz.Pożóg i dwa wiatraki. Coś co nie dawno nie sniło się , teraz staje się faktem. Rzemieślnicy stawiają kolejnego koźlaka. Już są dwa. Pole płaskie, kilka gospodarczych drewnianych budynków gospodarczych. Już kręcą razem. Droga do nich staje się coraz bardziej wyrobiona. Mają coraz więcej chętnych na kaszę, ospę czy tak w tych czasach cenioną mąkę. Wybuch wojny. Tej pierwszej  , tej noszącej takie ogromne nadzieje na polskość na wolność na Polskę. Austriacy zniszczyli ogród Czartoryskiej z Flemingów. Dewastacja miała miejsce w 1916 roku. Staszkowi było tak żal , że z takim pietyzmem zakłady ogród jest niszczony i pustoszony przez Austro-węgierskie wojska ale nie tylko one. Lubił zapuszczać się blisko torów , patrzeć na lśniącym torem , cudownymi parowozami Borsig 3509. Pięknie się komponowały na tle pól i połyskujących  łanów  zbóż.

Oddech wolej Polski. Piłsudski. Narodzona z niewoli ojczyzna. Tak wyczekiwana , tak nasza, nasączana często bratobójczą krwią i ofiarą. Gdzie w zaborach co wsie dzieliły czy miasta brat z bratem walczyć musiał a ojciec do synów strzelać …. Nastał koniec tego jarzma , homonto , kagańca...prawie. Zmobilizowano ponad 1 milion mężczyzn. Nowa wojna taka zapomniana Bolszewicko Polska. Tuchaczewski ….Piłsudski.... Cud...

Stach już swoje lata ma , zna kosę , zna żniwa, zna orkę , zna życie na brukwi na przednówku. Wie jak smakuje wypadający ząb w lutowy poranek. Okupację przeżył,jutrzenkę wolności czuję co ranek jak wstaje. Ziemia daje plony, ziemia niezgorsza. Zboże pszeniczne rodzi, rodzi i fasolę i kapustę i ziemniaki...już takie nasze a przecież z Hameryki w XVI wieku dopiero przywędrowały do Europy. Poruszenie we wsi nie tylko narodowe ale i now wiatrak na dole budowany. Wiatrak „koźlak” budowany w latach 1919-1920 przez braci Barankiewiczów.Jan wraz z Zygmuntem i Sewerynem dogadali się zebrali kasę i stawiają trzeci wiatrak w Pożogu. Szok. Staszek przychodzi i podziwia. Rozrywa go ta sprawa Polska ale i to co i się dzieje w jego wsi. Wygrywa wieś. Trzy wiatraki ,trzy ! Biją już okoliczne miejscowości.Choć w Skowieszynie Honender jest.... Konstrukcja znana , klasyczna, kozieł , „ koźlak”. Kręci się , łopaty falują na wietrze. Bracia nie mogą wyjść z zachwytu nad swoim dzieckiem. Staszek też. Dziś miał czas podejrzeć trzeci wiatrak we wsi, jak nakosił bydłu na noc. 

Lata wolności. Lata wstawania z kolan. Rok 1922 wpisał się w Pożóg. Ruszono z budową dwóch wiatraków. Jeden  „koźlak” zbudowany w latach 1922-1929 przez Władysława Komstę na wzgórzu koło Pękalinego Dołu i drugi  zbudowany w latach 1922-1929 przez Aleksandra Jaśkiewicza niedaleko torów kolejowych.

Pożóg stał się wsią kumulującą aż 5 wiatraków młynów. Nie ma co szukać w wolnej Polsce takich wsi ,które mają aż tyle młynów – wiatraków?

Staszek w sumie już Stach był pewien , że musi być młynarzem i te sprzęta obsługiwać.Bo każdy młynarz był oczytany, piśmienny i miał wiedzę i wielkie serce. Brał tyle ile trzeba czy to w zbożu czy mące, ale potrafił na termin przyjąć biednego pachołka czy syna chłopa zagrodowego. Umiał dać lekcje i dać możliwość nauki. To był ważniejszy na wsi, liczono się z jego słowem i głosem.Było ich już wielu. Pożóg stał się mekką rzemiosła młynarskiego. Z zazdrości czy innych konotacji jeden z tych technicznych wiatraków po tygodniu spalić się musiał. Pan Aleksander podnieść po stracie nie mógł się. Bo nie lada grosz taki wiatrak kosztować musiał. Słyszeli o młynie wodnym na Kurówce. W pobliskich Rudach. Pan Zasada w nim operował i jego szwagier. Korciło Stacha skoczyć te parę km nad rzeczułkę. Na Rudy. Kurówka 47 km wody , która napędzała 12 młynów wodnych . Stach wziął Zbyszka i za zgodą starszych pobieżyli do Rud. Stał tam piękny młyn wodny turbinowy,spiętrzona woda. Kręcą się leniwie dzieciaki jakieś. Nasłuchał się od miejscowych ,że cała okolica robiła u nich mąkę, że młyn był bardzo dobry, miał trzy pary walców. Mąka wychodziła przednia ; razowa ,pszenna ,kasza- wszystkie rodzaje mąki największe nasilenie prac w młynie przypadało na święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy, cały pałac zastawiony był wozami pełnymi worków ze zbożem. Gospodarze nawet nocowali we młynie. Ach , oczy i duszę nasycili, mają swoje cudowności w Pożogu. Mają w myśl geometrii ustawione wiatraki. Wracają i opowiadają sobie co widzieli, wiedzieli jednak że swoje to najlepsze...

 

Lata wojny II , setki bomb które mijały wiatraki , dając im w okupacji pracę. Po wojnie , gdzie i paliwo i prąd zaczął płynąć w stalowych żyłach zawieszonych na drewnianych sosnowych palach śmigła potrzebne nie były. Zdemontowano. /żal wielki, Stach często żałość w izbie do ojca wylewał. Czytał tyle o tych wiatrowych arcydziałach,czytał ,że historia  wiatraków sięga tysiąca,a jeśli wierzyć chińskim zapisom – nawet dwóch tysięcy lat. Pierwsza „dokumentacja”

wietrznego młyna pochodzi z obszaru dzisiejszego Iranu i Syrii,a najwcześniejsze z tamtejszych konstrukcji datuje się na V–IX wiek. Czytał ,że w  naszej części Europy wiatraki pojawiły się w średniowieczu (ok.1300 roku).Znalazł też opisy po dziadku o nich ,  czytał w nich , że najstarszym i najpopularniejszym typem wiatraka występującym na ziemiach polskich jest wiatrak kozłowy, czyli "koźlak". Ich nazwa pochodzi od kozła, czyli specjalnej podstawy, na której spoczywał cały korpus budowli. Występowały one już w pierwszej ćwierci XIV wieku na Kujawach i w Wielkopolsce, natomiast rozpowszechnienie ich stosowania przypada na wiek XV. Koźlaki dotrwały bez zasadniczych zmian konstrukcyjnych do XX wieku i stanowiły najliczniejszą grupę wiatraków. Ich cechą charakterystyczną jest to, że cały budynek wiatraka wraz ze skrzydłami jest obracalny wokół pionowego, drewnianego słupa tzw. sztembra. Sztember podparty jest najczęściej czterema zastrzałami, a jego dolne zakończenie tkwi w dwóch krzyżujących się podwalinach. Tak skonstruowane podparcie budynku wiatraka nosi nazwę kozła. Ściany wiatraka posiadają konstrukcję szkieletową drewnianą i są ścianami wiszącymi zawieszonymi na koźle za pośrednictwem odpowiednich belek o bardzo dużych przekrojach poprzecznych ("mącznica" i "pojazdy"). Połączenie korpusu z kozłem było ruchome i umożliwiało obracanie wiatraka wokół jego osi.

Było to konieczne, gdyż młynarz musiał dostosować pozycję wiatraka do kierunku wiatru. W obróceniu całej konstrukcji pomagał mu wystający z tylnej (przeciwnej skrzydłom) ściany wiatraka specjalny długi dyszel współpracujący z kołowrotem, za pomocą którego następowało nastawianie budynku śmigami do kierunku wiatru. Za pomocą dyszla koń lub dwóch mężczyzn mogło obrócić wiatrak, kierując go na wiatr.

Zastanowił się nad tym co przeczytał. To lata ,gdzie w szkołach jakiekolwiek je nazwać nie uczono o nich. Poleciał pod te trzy wiatraki. Kartka wyrwana z pamiętnika dziadka. Patrzy , kiwa galową. Ciepło uderza go w ten sierpniowy żniwny wieczór. Przygląda się bliżej , coś szkicuje  trzy kondygnacje: kondygnacja dolna była wyłączona z użytkowania, jako że była zajęta przez konstrukcję kozła, zaś na kondygnacji środkowej i górnej odbywała się produkcja mąki. Mechanizm mielący zboże, a więc złożenie kamieni młyńskich, znajdował się na III kondygnacji. Wchodzi do środka cichaczem. Napęd urządzeń młyńskich odbywał się za pomocą drewnianego wału skrzydłowego i osadzonego na nim koła palecznego, którego średnica dochodziła do 4 m. 

 

Tak zapisał , zszedł po drewnianych schodach. Poszedł do domu. Nie wiedział ,że w 39 roku zacznie się hekatomba II wojny , której nikt nie chciał, nikt nie zapraszał....

Nikt. Prąd odcinał pomału i młyny wiatraczne i młyny wodne. Na ulicy Zielonej pracował młyn już nie potrzebujący ani wody ani wiatru...mel mąkę szybko i bez uczuć. Po wojnie liczono straty i ludzi. W Pożogu jego wąwozach partyzantka walcząca i z niemcem i ruskim i „polakiem”. Nastały gromady nastało światło. Stach już nie młody, ręka bez dwóch palców .Przeżył wojnę , tą drugą , Zbych nie miał tyle szczęścia. Padł pod Skowieszynem.Tam z „Holendra” Niemiec strzelał. Trafił tuż przy źródłach, blisko kolei.

Śmigła gniły , deszczułki odpadały. Kolejek już nie ma, niekiedy kibitka się przetoczy, niekiedy worek pszenicy zawiezie. Ale już droga zarasta. Kolejni młynarze już widzą kres swojej egzystencji. Po wojnie, słuszne czasy nastają. A w nich stare niedobre, drewniane przekładnie , śmigła już nie pasują do linii , do nowego. Ówcześni właściciele wydają decyzje – rozebrać. Lata 60-te..... Pożóg jak i inne miejscowości nabiera wigoru i nowoczesności. Stare złe, nie pasuje do nowego.Wiatraki rozebrano...

 

Domnieane przeze mnie miejsce uposadowienia wiatraków

 

Stach dawno nie żyje. Ja w 2019 roku stoję i dotykam tej ziemi ,gdzie wiatraki stały. Te trzy w rzędzie. Tu utkany krzyż stalowy , między jałowce wpleciony. Stoję sam , schylam się, biorę bryły ziemi.  Czuję te lata, czuję małego Staszka,czuję tą potęgę tego Pożoga. Łza się kręci, szarość grudniowego dnia gaśnie. Wraz z nim jego świetność, jego potęga. Pożogu i jego 5 wiatraków – młynów...

 

Fabularyzowane .

Halina Kopron , Izydor Wiejak – „ Ocalmy od zapomnienia Rusy… Nasze miejsce na ziemi.”

„Wiatraki na Ziemi Puławskiej” – Aleksander Lewtak.

 

Pożowski krzyż

07 grudnia 2019   Komentarze (3)
pożó   historia   młyny i wiatraki   wiatrak pożóg  
< 1 2 >
Izkpaw | Blogi