• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum grudzień 2018

< 1 2 >

Czas zadumy nad Wigilią...

Święta znów z daleka od rodziny.

Nie tej własnej najważniejszej – ale od matki, ojca, brata, siostry czy teściów, szwagra. Tak bywa – tu już drugi raz się zdarzyło. Nie poczułem tych świąt tak wewnątrz ( choć ??? – później o tem) jak kiedyś za gnoja , jak się czekało na kwaśne kubańskie pomarańcze, jak się szło z ojcem na ogródek i od rana wędziło się w dymie wiśni, jabłoni z naszego mini sadu. Ach co to były za czasy. Ten czas przygotowań. Pamiętam 2 tygodnie wcześniej do plastikowej beczki wkładaliśmy, boczki  i szynki by poleżały w zalewie z tydzień, może ciut więcej. Takiej na jajko zalewie. Świeże jajko z kurnika. Musi pływać w zalewie. Tak oto dobierał tato stężenie soli. Jak unosiło się na zalewie to dodawał przypraw jak liść laurowy, pieprz, majeranek, jałowiec ( bardzo ważne bo ma własności bakteriobójcze) czosnek, ziele angielskie. Układaliśmy warstwami i zalewaliśmy. Na balkon – a wtedy w latach 80 to i zimy były w śnieg i niech się kitrasi. Potem za tydzień  lub ciut dłużej wyjmowanie obmywanie i pakowanie w rajstopy i wiązanie szynek. Teraz to siateczka po szybkości – ja nauczyłem się wiązać i krępować szynki dratwą. Trochę do obsuszenia i z rana do ogródka - do wędzarni. Tam cały rytuał – jak mi tego brakuje .

współczesne wędzenie z kolegami kiedyś tam

 

W kuchni mama i siostra i brat szykowali dania. U dziadków zabużanin jeszcze inaczej. Takie placki na serwatce z sodą smażone na masełku – grube- wrzucane do kwaśnego mleka z makiem i cukrem. Uwielbiałem!  A w domu kiedyś trzy zupy obowiązkowo – grzybowa, barszcz czerwony i owocowa….nigdy karpia tylko bałtycki dorsz – w końcu wychowaliśmy się tak blisko morza….

Teraz już inaczej , teraz to sobie zamówić możesz i masz catering. Co chcesz – ryba taka, siaka, sraka, pierogi z tym ,tamtym – tylko nie ma najważniejszego w tym – oczekiwania na JEGO. Obdarte z uczuć zastąpione krzykliwymi reklamami z marketów, nęcącymi do końca promocjami i uganianiem się za nie wiadomo czym. Pogrążenie tradycji, zwyczajów i ducha świąt. Zakopanie pod ziemią i poklepanie łopatą by już nigdy nie wyszły… Płaskie życzenia, od cholery,  jakiś głupie łańcuszki, masa  wierszyków na poziomie 1 klasy podstawówki czy ostro iluminujące fotografie pełne przepychu. Utopia. Pogarda tym co nasi ojcowie i dziadowie żyli i wyczekiwali. Ci co na wojnach ,co w zaborach, co w okupacji. Ci co podczas I wojny światowej w tym dniu – Bożego Narodzenia – wyszli z okopów życząc sobie lepszego jutra i by ta wojna się skończyła…( niestety nikt z tej grupki nie przeżył ). Zarżnięto to święta już dawno. 

Te choć moje to Pasterka. Nigdy dotychczas tak cudownie nie wyśpiewaliśmy ją z Chórem Brata Alberta ( moje zdanie). Poczułem w sobie to co dawno we mnie zostało przykurzone i skryte. Dotknęło i dało siłę i nadzieję.

Nie szykowałem dużo, ot tyle co potrzeba i na nasze możliwości. Można na zdjęciu zobaczyć .

Skromnie z czytaniem Pisma Świętego i Antosiem z jego pierwszymi świętami. Kolęd kilka wyśpiewanych by synek poszedł spać zamykając ten czas wigilii o 18. Gwiazda była, prezenty też. Rodzina przy mnie i we mnie a oni ze mną i ja w nich. To najważniejsze.

Niech wam się szczęsci na ten nowy rok....

 

27 grudnia 2018   Komentarze (3)
wigilia  

Pośpiewane.......

Pośpiewane

Można było by powiedzieć do kotleta i na tym zakończyć ten wpis. Ale…….

Firmowa impreza wigilijna zamknięta w stylizowanym na lata 20 XX wieku budynku , który jest nie tylko hotelem, restauracją, miejscem spotkań kulturowych ale także browarem i modnym słowem spa. A czy pamiętacie co to oznacza ? - sanus per aquam – uzdrowienie przez wodę. Tu mamy wersję bogatszą w tym hotelu, taką na sterydach – czyli SPC – sanus per cervisiam.

W repertuarze ćwiczone przez kilkanaście tygodni piosenki i kolędy. Występ Alicji z naszym suportem.Piosenki o tematyce świątecznej polskie i zagraniczne. Wachlarz zarówno przesłań, treści jak i bogatości w formę muzyczną. Tu na pianinie tylko lub aż w aranżacjach dyrygenta. Te polskie jakoś naturalnie lepiej we mnie wchodziły i wychodziły. Bo to nie jakieś tam Pada śnieg Antkowiaka tylko kaliber poważniejszy. Skaldowie  i ich Z kopyta kulig rwie, który zamknął część przygotowaną przez nasz zespół Prowokalni a zarazem otwierający śpiew tradycyjnie i tradycyjnych kolęd wraz z biesiadnikami. Przybora i Jopek – Na całej połaci śnieg to istne epitafium dla tego cudownego okresu zimowego wraz z naszym życiem w nim. Piękny głos Alicji oddał wszystko co mogła piosenka przekazać! Genialnie!

Ale od początku. 

Wszyscy przybyli z wokalistów wraz z szefem Michałem. Rozkłada sprzęt. Panie z zespołu tak cudownie pięknie, tak cudownie kobiece, tak cudownie zauroczyły i wprowadziły magię występu ,że musiało się udać! A czy się udało ? No jasne! Choć podobno słychać nas na końcu sali nie było zbyt dobrze. Takie uroki śpiewania w restauracjach. Chwila podniosła, choć to był tzw. opłatek firmowy znanej puławskiej firmy to dało się odczuć namiastkę świąt. Miłe przemówienia zarządu jak i księdza dopełniało tą atmosferę. W tym wpisaliśmy się my. Poprawiłem krawat którego nie miałem, odchrząknąłem. Rzut oka na zespół na salę – zaczynamy.

 Początek występu to nie łatwa bo a cappella kolęda ukraińska Szczedrik. Wybornie wyszła!- to podniosła kolęda ( wręcz heroiczna wyśpiewana z takimi emocjami)  a jej motyw muzyczny przewija się w wielu filmach, innych utworach muzycznych czy nawet ostatnio reklamach. By uspokoić emocje i wprowadzić Chórek zamilkł by pozostawić całą przestrzeń muzyczną i emocjonalną Alicji , która wyśpiewała tak wsuszająco Mizerną cichą. Z tą kolędą jeszcze za księdza dyrygowany chór brata Alberta z Puław miał problem bo ta wersja 4 głosowa jakoś się nie sklejała, może dlatego, że występowały trytony – czyli diabły w muzyce – heh.

Zapadła cisza i pierwszy wyśpiewany takt utwierdził w przekonaniu mnie, że Ala to klasa sama w sobie – genialnie!. Wyruszająco i dające do myślenia emocje zaśpiewane zmuszały nad choć krótkim pochyleniu się nad tym co przeżywać będziemy w Boże Narodzenie.

 

Po chwili przerwy i złapaniu łyka wody i łyka myśli przystąpiliśmy do dalszej części występu. Zaczynamy od wspomnianej Na całej połaci gdzie i ja mam jeden wers do wyśpiewania, wyszło cudownie.  Po tej melancholii przeszliśmy do zagranicznych  utworów. Na pierwszy ogień White Christmas z naszym chórkowym tapaniem ( hahah) i jeszcze bardziej żwawy utwór Santa Claus is coming. Tu już razem śpiewaliśmy ale Alicja z prowadzącym głosem. Publiczność mimo jedzenia obiadu to reagowała nawet brawa biła jak się im podobało. To krzepi!  By po tej szarży szwoleżerów w postaci wyśpiewanych utworów przyszedł czas na refleksję. Piosenka bardzo dotyka, czuła, emocjonalna z olbrzymim ładunkiem uczuć wybrzmiała z ust Alicji – Cicha noc. Chylę czoła nad tak trafionym emocjonalnie zaśpiewaniem utworze. Nie łatwym, nie sztampowym. 

Po tej chwili zadumy technicznie nie łatwy utwór - Winter Wonderland. Cóż to jest dla Izy i Ali? Betka. Takie głosy i takie artystki z naszą pomocą w tle wyśpiewały wzorcowo. Syneria dwóch znanych piosenek z nietuzinkowej arażnacji! Brawo! 

Zamykamy występ naszym rodzimym kuligiem – mocno cwałującym kuligiem. Śmiem twierdzić, że Skaldowie mogą się od nas uczyć tej piosenki. Bardzo lubię ten utwór a nasze wykonanie było cudowne. Bez żadnej aranżacji – śpiewaliśmy jak oryginał nakazuje. Hej !!

Potem były już śpiewy z biesiadnikami tradycyjnych kolęd.

 Po 18 godzinie życzyliśmy sobie spokojnych i rodzinnych świąt. Trochę smutno bo się nie będziemy widzieć „rok”. Lecz już mamy nakreślone nowe wyzwania i poważne cele. Oby nie zabrakło czasu, chęci, pokory i entuzjazmu.

 

21 grudnia 2018   Komentarze (3)
spiew   Występ Trzy Korony  

Wracamy do przeszłości...

Stało się! Nie wierzę ! Ale jednak !

Od piątku, od wyjścia z biblioteki z pomarańczarni- chodzę struty jak mało kiedy. Struty w duszy bo ciało już dawno otrute przez te byle jakie i ignoranckie czasy.

Jak zawsze z ochotą podążyłem do tej ostoi normalności, bytu świetlanego, pełnego powagi, pozytywnego patosu , górnolotnych emocji i uczuć. Miejsca jak oaza czy enklawa w której można zatopić się w miliony słów ,miliony przesłań, miliony emocji… Każda przecież książka to istna przygoda w świat romansu, historii, ważnych wydarzeń, okrutnych lat wojny, czy choćby świata fantazy. I tam byłem i zaczerpnąłem garść historii lokalnej w postaci opracowań , nad którymi zbierano informacje długo i rzetelnie. Często płacono za dostęp do nich. Tysiące godzin wertowania archiwów czy także ksiąg parafialnych, rozmów z ludźmi którzy coś pamiętają, by w najbardziej prawdziwy i precyzyjny sposób wyłożyć czytelnikowi obraz życia i historii miejscowości. Zadowolony, szczęśliwy zarazem bo Końskowola, Markuszów, Bobrowniki odkryje przede mną swoją często smutną historię. Historię ludzi, historię wojen, zmian lokacyjnych,, historię parafii. Tak zadowolony już miałem iść do bibliotekarki by zapisała na moje konto książki gdy kątem oka spojrzałem na fotografie w formacie A3 Puław i okolic.

Tu się zatrzymałem i z ochotę podchodziłem do każdego rozkroku trzymającego na swoich ramionach kolejne zdjęcie. Bardzo ładne ujęcia, świetne obiekty fotografowane. Miło i przyjemnie się zrobiło bo autor czy autorzy tych zdjęć  mieli poczucie estetyki, znali obiekty fotografowane – pewnie znali choć podstawową  historię tych miejsc. No to szukam, kto zrobił fotografie i……………nie mogę znaleźć, patrzę w stopkę , patrzę zza fotografię, patrzę obok – nic – NIKOGO znaczy żadnego nazwiska czy nawet imienia. Co do cholery?!

Czar prysł, idę do następnego zdjęcia, też nikogo, i tak dalej i dalej. Wszystkie zdjęcia anonimowe…..Ostatnia deska ratunku dla ciekawskiego czytelnika i zapytanie pani. Lekko zmieszana pytaniem , które jestem przekonany nikt nie zadał jej wcześniej ,mówi  że nie wie kto. Chyba studenci   III Wieku…  I na tym styku kuriozalnej sytuacji zrozumiała, że jest ta sytuacja co najmniej dziwna i nie na miejscu. Właśnie tu w bibliotece w tym fundamencie, gdzie idąc do niej szukamy świetnego pióra autorów, znamy ich styl i czekamy na kolejne ich książki. Pomijam książki techniczne czy encyklopedie choć i tu szukamy   znanym nam autorytetów. Ot choćby prof. Miodek w filologii polskiej , prof. Krzysztof Meissner w świecie fizyki, dr. Bajtlik w astronomii, czy bracia Kurmaz w konstrukcjach inżynierskich. Także szukamy i rozpoznajemy i wiemy, że książki są wartościowe i ich wypożyczenie będzie trafione. A tu ? 

Co to jest…. Anonimowość ?? Tam gdzie nie może jej być? Czyżby za dużo RODO się autorzy się osłuchali? Czyżby na pewno chcieli zostać no name?

Załamałem się tym faktem. Myślałem, że tam nie dotrze ta odarta z osobowości rzeczywistość, która panuje już w urzędach, w stacjach krwiodawstwa, w szpitalach.  Kurde jak będą pisali o nas kroniki i pamiętniki?  Przecież do XIV wieku dla Lubelskiego był problem z uzyskaniem danych ze źródeł pisanych. Wszystko było przekazywane ustnie. Później już mieliśmy dzięki kronikarzom , skrybom, braciom zakonnym (oni umieli pisać i czytać) wiedzę o naszej historii i ta historia KOGOŚ i o KIMŚ była. Opisywała życie i wydarzenia  choćby naszych władców, ale i także powstało z historii współcześniej dość dobrze już opisana żołnierzy wyklętych czy kaniowczyków. Wiemy ,kto gdzie walczył , co z nimi się działo….

 Historia stała zawsze za osobami i to ludzie ją kształtowali i tworzyli a i także niszczyli to co było stworzone. Jak to się ma do tych czasów analfabetyzmu osobowego? Co napisze kronikarz choćby OSP na Suwalszczyźnie odnoście akcji gaszenia stodoły?

Pan X lub Pan o numerku 123 zwrócił się do pana Y o numerku 456 by pojechać do gospodarza Z by ugasić pożar. Zgłosił pożar chłopczyk AA ,który z kolegą EE byli na polu i bawili się .

Ja osobiście jestem zasmucony tym faktem, wypowiadam się tylko za siebie i nic nie imputuje.....

Co to jest? Tak to ma być ? Fala anonimowości w sieci, anonimowość w życiu, przecież to my teraz kreujemy rzeczywistość i świat. Ja jak rebeliant stoję za barykadą normalności i świadomej mojej egzystencji z imienia i nazwiska – Paweł Ciechanowicz syn Stanisława. W moim bloku tylko ja jestem na liście mieszkańców wypisany – ba! sam się wpisałem.. reszta jest anonimowa i chyba chce być anonimowa…… A i coraz częściej na listach startowych biegów amatorskich pojawia się – anonimowy biegacz lub tylko numerek. 

 

Zdjęcia - internet.

18 grudnia 2018   Komentarze (3)
filozofia   historia  

Historia lokalna - Bonów....

Bonów – o nim słów kilka.

 

Las szumi, ścieżki powydeptywane, drzewa zapraszają, ptaki tak mocno zapraszają na spoczynek w wiacie. Szlak Nordic Walking z Gołębia choćby jest bardzo dobrze oznaczony, a z Puław do Gołębia też nie ma problemu. 

 

Ja atakowałem z Dęblina chyba w 2010 roku- Masów, przy płocie lotniska, stacja naprowadzania, Bobrowniki, Niebrzegów i Biały Domek i łąki Bonowskie. Kolega Radek z kolei atakuje z Bałtowa (tego pod Żyrzynem). Jak widzimy wszystkie drogi prowadzą do nieistniejącej wsi Bonów. Co w niej takiego jest? Czy tylko ciekawość ludzka nas tam ciągnie? Czy cudowne przyrodnicze tereny? Czy piękność śpiewu ptaków i szumu drzew? Czy szukamy korzeni swoich przodków? Czy może zakopywana i odkopywana w ściśle określonym miejscu okowita?

Myślę, że wszystkiego po trochu. Pamiętajmy o bardzo bliskim sąsiedztwie jeziora Piskory o którym pisałem wcześniej. Tam nie kąpali się ludzie, bo hodowano tam ryby, a całe jezioro było pilnowane. A gdzie się kąpali? O tym później.

Skąd nazwa Bonów?

Są dwie legendy. Pierwsza z nich przekazywana z pokolenie na pokolenie to ta, że przejeżdżała tędy królowa Bona (żona Zygmunta Starego) z orszakiem królewskim, widząc piękno przyrody i dorodne dęby postanowiła odpocząć pod nimi. Królowa była zachwycona przyrodą i cudownym powietrzem tego terenu oraz cudowną życzliwością ludzi pozwoliła nazwać swoim imieniem tą osadę.

Druga mówi o ks. I. Czartoryskiej, która miała dwa pieski. Nazywały się Mufty i Bonusia. Przekaz legendy głosi, że właśnie na cześć tego drugiego pieska dla tej przeuroczej i pięknej osady położonej w lasach nadała im nazwę. To mało prawdopodobne – ale legendy rządzą się swoimi prawami.

Natomiast pisane źródła mówią, że do 1775 roku była to wieś królewska – czyli wszyscy zasuwali na króla a nie feudała. Później po III rozbiorze należała pod jurysdykcję rosyjską by 24.X.1795r  znaleźć się w zaborze austriackim (Galicji). Po rozwianych nadziejach i przegranej Napoleona w wyprawie na Moskwę w 1812 roku, w 1813 r. armia rosyjska zajęła Księstwo Warszawskie (1807-1813). Po Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku w okrojonym obszarze i totalnym panowaniu Rosjan (car Rosji był królem Polski) Powstał twór – Królestwo Polskie – mając niewiele w Polskością. Ale ją w sercach nosili rodacy i nie poddawali się zaborcom. W imieniu cara w Królestwie Polskim władzę sprawował hrabia książę Iwan Paskiewicz. Wyjątkowa menda i morderca polskości. Gość do opisania w innym wpisie. Jak krwawo i bezlitośnie stłumił powstanie listopadowe 1830/31 dostając od cara cały klucz dębliński, ekonomię Gołębską i także Bonów. Po drugim zrywie polskości - powstaniu styczniowym, w 1864 roku car Rosji by włościanie wsi Bonów nie mieli w głowach walkę o swoją ojczyznę wymazaną z map uwłaścił i nadał im ziemie by się nią zajęli…

Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku starano się już normalnie funkcjonować we wsi nie spodziewając się takiego zwrotu akcji….

Słów kilka o wsi po 1918 roku…………

Posiadała w 1936 roku 63 gospodarstwa i 330 mieszkańców – to wcale nie mało. Głównie rolników choć nie tylko. Do 1930 roku budowano tam chałupy jedno izbowe po tym roku zaczęto budować nowość- chałupy dwuizbowe. Izby były centrum ogniska domowego – tu tętniło życie, tu przychodzili na świat tu umierali. Jedyna ogrzewana w całej chałupie była izba właśnie. Była świadkiem całego życia swoich domowników…a sama chałupa miała też sień i komorę, gdzie trzymano mąkę, pieniądze, ale głównie pożywienie.

Przez Bonów przechodziły cztery drogi: Kościelna do Gołębia, na Forsztat, czyli na rynek do Ireny (teraz Dęblin), na Bałtów – Bałtowska i Czarna droga w kierunku Bałtowa (nazwa pochodzi od czarnego błota z kępiny służącego za umocnienie drogi). 

W samej wsi była bieda, bo ziemia to 5 i gorszej klasy ziemia, gdzie pszenica czy ogórki, pomidory nie mogły rosnąć. Uprawiano reczkę (grykę), żyto, proso, jęczmień, owies, len, groch, ziemniaki, kapustę, mak, cebulę, pietruszkę i marchewkę jak i kaczki, kury i inną zwierzynę hodowlaną. Resztę pozyskiwano na runku np. w Irenie. Prawie każdy gospodarz miał konia. W latach trzydziestych we wsi było dwóch sklepikarzy, dwie stolarnie, tartak, karczma prowadzona przez żyda Jojna, 4 pasieki. Ciekawostką było to, że budynki gospodarcze od mieszkalnych były oddzielone 6 studiami (jedna studnia na kilka rodzin – studni z żurawiem). Gospodarze się szanowali i wzajemnie sobie pomagali nie tylko w uprawie czy orce, ale i w codziennościach życia. Głównym żywicielem rodziny była krowa. W zależności od stanu majętności (choć była to dość bidna wieś) mieli od 1 do 5 krów. Mleko i jego przetwory były codziennością na stołach rodzin. Co ciekawe u dwóch gospodarzy były wirówki, które oddzielały śmietanę i pozostawiały odtłuszczone mleko. Ot ze śmietany robiony w maślnicy masło, które chociażby sprzedawano w Irenie. To samo z runem leśnym czy drewnem, które także sprzedawali by mieć pieniądze na naftę, mąkę z pszenicy zapałki.

 

 

Często jadano -jak sprzedano na targu w Irenie czy Puławach śmietanę, masło- maślankę z ziemniakami. Gospodynie robiły podobno wyśmienite sery białe, które z cukrem smakowały najbardziej najmłodszym. Hodowano także owce.

By umilić codzienni znój życia rozrywkę zapewniali muzykanci we wsi była kapela – grano na harmonii, bębnie i skrzypcach. Lecz głównie cała uwaga była czy to młodych, czy młodzieży czy dorosłych na pracy na roli. Bo gdzie indziej było im ciężko załapać robotę. Kilku pracowało na kolei kilku silnych w tartaku. Byli przez zabory ludzie niedouczeni i ciut zacofani w pisaniu i czytaniu. Lecz pomagali sobie i się wzajemnie uczyli. Uczyli się także a w sumie głownie w 4 klasowej szkole powszechnej mieszczącej się w izbie jednego z gospodarzy. Obowiązek uczęszczania miały dzieci od7 do 14 lat. Lecz ze względu na brak lokalu i zatrudnienie jednego nauczyciela nie mogły się uczyć pełnego profilu 7 letniego. Dlatego 1 klasę chodziły rok, drugą też rok, trzecią uczyły się dwa lata, a czwartą 3 lata – w sumie 7 lat.

W innych miejscowościach tak i tu wytworzyła się gwara – gwara bonowska , tu przytoczę kilka przykładów :

Stowik – staw, śpiewaju- śpiewają, kuń – koń, waju -wasze…

Młodzi kąpali się w przyległych rowach najczęściej w Rowie Kacapskim, także w stawiku, gdzie podobno kiedyś był młyn. Co bardziej odważni kąpali się w sztucznym zbiorniku Piskory, który opisywałem wcześniej. Z racji, że jezioro miało statut jeziora hodowlanego to pilnowano go. 

Gospodarze z rodzinami byli wielce religijni i życie im dyktował kalendarz kościelny. A to majówki i śpiewy przy kapliczce- krzyżu, a to Zielone Świątki pięknie udekorowanymi domami, gdzie na podłodze rozkładano tatarak.

Nietypową, ale kultywowaną tradycją było przekazywanie z domu do domu drewnianego krzyżyka , który informował o śmierci i pogrzebie członka społeczności bonowskie. Krzyżyk ten był umiejscawiany przy głównym krzyżu we wsi.

Tak się żyło w tej wsi – o cudownych ludziach , bardzo pracowitych i pobożnych. Aż do 1935r. MSW w porozumieniu z Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie , przemianowanego 1937 roku na Centrum Wyszkolenia Lotnictwa nr 1 uznało tereny wsi Bonów za ważne dla wojska. Ziemie zostały wywłaszczone oszacowano je na kwotę 364 150 zł i 52 grosze. Ludzie dostali słuszne odszkodowania i zabrali majątek i opuścili swoją rodzinną wieś z dziada pradziada. Nie jestem nawet poczuć tego co czuli w sercu zostawiając ojcowiznę. W 1936 roku mieszkańcy 39 domostw osiedlili się w okolicach Siestrzykowa – jako Kolonia Bonów. Rok później w okolicy Bychawy pozostali się osiedlili nazywając miejscowość Bychawka C. Żyd – ten od karczmy zamieszkał w Gołębiu, a niektórzy do Warszawy i okolicznych wsi.

 

W latach 70 XX wieku tereny od wojska przejęło nadleśnictwo i zaczęło prowadzić pracę w swoim planie. Teraz to miejsce jest naznaczone wielkimi emocjami i bólem przesiedleńczym. Jest piękna wiata, miejsce na grilla, jest kapliczka pomnik z wypisanymi mieszkańcami Bonowa, jest mapa zabudowań, są miejsca, gdzie stały domy…. 

 

Pewnie takich miejsc jest pełno i pełno jest emocji w tych miejscach. Pamiętaj wędrowcze, turystko, że będąc w tych miejscach chodzisz po czyjeś historii….

Zdjecie Monika ŻR

Recytowano, przywoływano (zdjęciam) na podstawie książki A tam szumi tylko las… Dzieje przesiedlonej wsi Bonów – Haliny Osiak. Zdjęcie z drogowskazem na Stary Bonów – własne, i lasu.

 

 

15 grudnia 2018   Dodaj komentarz
historia   przyroda   bonow   Bonów  

Nie daj się zaskoczyć.....

Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak ucieszył mnie widok pani wiewiórki dziś…..

Taki dzień , coś delikatnie pada chyba śnieg , lekko na plusie szaro , buro, ludzie zgięci i niczym się dookoła nie interesujący. Ja po skończonych pracach domowych śmigam do biblioteki na łowy. Jak zawsze schodzę w dół koło wodociągów, idę dalej obok octowni dawnej i zaczyna się po lewej stronie kompleks parkowo-pałacowy , idę ulicą Głęboką. Bardzo stara brukowana dawniej ulica z pięknym na swoje czasy mostkiem zakochanych. Lecz odbijam w ulicę Żulinki a tam kiedyś był dwór , piękna studnia i smutna historia. Pisałem o tym we wpisie o Trzech Krzyżach Parchatkach. Piękny murowany budynek niczym dworek  w 2013 dostał nową elewację – cytrynową. Dziś pięknie pachniało tam zupką chyba fasolową.

 

Miejsce bardzo ciekawe. Historyczne pod skarpą na której góruje była oranżeria. A co to ta oranżeria – no tam uprawiało się drzewa egzotyczne jak pomarańcze ( oranże) cytrusy. Była to fanaberia bogatych. Zawsze gdzieś można było spotkać oranżerie czy pomarańczarnię. Ot choćby w Dęblinie, Radzyniu Podlaskim…. W Nałęczowie mamy palmiarnię – to klimat musiał być podobny w tych oranżeriach. Wracając do Żulinki – wdrapuję się na skarpę. Piękne mury otaczające rezydencje dają wyobrażenie przepychu...

 

Drzewo powalone, oddało życie, leży lekko przysypany śnieżkiem. Niemy świadek pewnie tych świetlanych czasów Czartoryskich. Już nikogo nie interesuje jego byt, ot zgnije i ślad po nim zaginie.

Jak i cała historia lokalna wśród ludzi. Mam bardzo smutne spostrzeżenia, że historia a w szczególności ta lokalna nie jest nikomu potrzebna. Nie ma żadnego wpływu na życie teraźniejsze jej mieszkańców – mam na myśli ,że w tych czasach naród podchodzi do niej jak do jeża. Na co im znać tą historię. Grunt że wiedzą, że to Czartoryscy tu mieszkali i tyle. A co w szczegółach to już nie bardzo. „Niebieskie soboty” czy błękitne ? – o co panu chodzi? Jakie soboty – to najczęściej słyszane pytania. Niemcewicz, Kniazin ? – nooo coś tam słyszałem ale nie wiem kto to i gdzie ich przypiąć – kolejny znajomy „Puławianin” z dziada pradziada. Nie mam żadnego interesu tak „męczyć” znajomych ,ale niekiedy zapytam. Bo ja nie stąd, ale to już pisałem….W Dęblinie to jeszcze gorzej…………….tam się boję zapytać nawet. Nie lepiej wygląda wiedza historyczna ogólna. Podstawowe daty to no może znam, ale kiedy wyzwolili Puławy czy była bitwa o Dęblin ? No to już nie. To, że zginęło ponad 80 tysięcy więźniów na Twierdzy Dęblin nie wiedzieli Dęblinianie z dziada ,pradziada. Na Twierdzy ? Przecież tam saperzy są. Nie mam żalu do nich tylko szlocham w duszy na ich brak czy oderwanie do miejsca skąd pochodzą i żyją! To co ich , nas zatem determinuje do tego by powiedzieć żeśmy lokersi. To ja mógłbym tak powiedzieć – dopiero od kilku lat na tych ziemiach. Nie znamy historii często tej krwawej i bolesnej, ale znamy układ sklepów w galerii handlowej, promocji w biedrze czy nowo otwartą knajpę w centrum. Krew mnie zalewa. Całe szczęście są ludzie jak i ja ale już z wykształceniem historycznym, którzy próbują rozreklamować historię lokalną czy w radio czy gazetach, czy prelekcjach. W Puławach to bez wątpienia śp. Mikołaj Spóz , czy ekspert od Kaniowczyków m.in. oczywiście całej historii lokalnej regionu Zbigniew Kiełb. W Dęblinie niekwestionowany ekspert od Twierdzy i całego regionu Jerzy Trzaskowski. Tych znam na pewno są i inni. Pamiętajmy, że nie wszystkie zawarte w necie informacje są sprawdzone a co najważniejsze PRAWDZIWE. Warto  zatem uderzyć w grupy lokalne choćby na FB. Ale co z tą wiewiórką? 

No właśnie w tej szarości grudniowego dnia taka ruda kita, szybka, wesoła pewnie (coś zajadała) była brylantem. Dała mi impuls na ten dobry dzień. W bibliotece pożyczone 5 książek o lokalnej historii : zatem czytanie będzie o Bronowicach, Końskowoli, Żyżynie, Magnuszowie i Bonowie.

Nie czekaj i nie daj się zaskoczyć….jak ktoś podejdzie i się spyta o tą twoją małą ojczyznę lokalną….

Niekiedy mam uczucie by jak ten pan schować się w norę jak przygniata zewsząd ignorancja swoich korzeni....

14 grudnia 2018   Komentarze (2)
historia   filozofia   puławy  

Historia z wypiekami.....Cylejska....

Aktualne wyobrażenie królowej.

Królowa Polski Anna Cylejska wnuczka Kazimierza Wielkiego to postać bardzo kontrowersyjna społecznie. Pewnie nie wielu o niej słyszało . To Kolejna żona Władysława Jagiełły urodą nie grzeszyła – ot podobno taka jak ich wiele, ale miała gorącą krew w żyłach i nie tylko tam była gorąca……… Nie podobała się do końca królowi ,więc przeciągał jak mógł żeniaczkę z ową waćpanną. Jak to bywa polityka była ważniejsza. Nie o tem tu prawić będę.

O dziadku Anny

Kazimierz Wielki był bezsprzecznie nie do przecenienia władcą Polski. Legendy głoszą o jego schadzkach z Esterką w Opocznie, Kazimierzu nad Wisłą, krakowskim Kazimierzu, Radomiu, Bochotnicy oraz wskazywano miejsce pochówku, zamek w Łobzowie (pod Krakowem), gdzie jeszcze w XX w. istniał kopiec Estery. Tu ciekawostka – nasz ostatni król Poniatowski tak był ciekawy czy rzeczywiście leżą tam zwłoki Estery, że kazał kopiec rozkopać! Wynik ? – poszukajcie sami.

Był także incydent na Węgrzech naszego Kazimierza . W roku 1330 Kazimierz, jeszcze jako królewicz, przebywał na dworze węgierskim, na którym królową była jego siostra Elżbieta Łokietkówna. Miał wówczas ponoć zgwałcić Klarę, córkę możnowładcy węgierskiego Felicjana Zacha. A w odwecie ojciec dziewczyny napadł z prawdziwą furią na rodzinę królewską, z zamiarem zabicia króla Karola Roberta i jego żony. Na szczęście szalejący napastnik został odpowiednio wcześnie zabity na miejscu, raniąc jednakże królową, która straciła cztery palce u prawej dłoni. To nie koniec,ale to nie o nim dziś….

Fragment obrazu "Kazimierz Wielki u Esterki", autorstwa Władysława Łukaszewicza 

 

O Annie

Odziedziczyła gorącą krew po dziadku. Jagiełło czynił objazdy po Litwie i Koronie, a samotna Ania musiała jakoś rekompensować jego brak. Legendy głoszą ,że z tej „tęsknoty” aż zawaliła się podłoga w sypialni królowej.Bardzo lubiała ten sport  i nie była wybredna za bardzo. Absztyfikantów miała co niemiara i z nazwiska wymienia ich Długosz nie kryjąc złości do Władka:

„Dwunastego października król polski Władysław opanowany zazdrością, którą potajemnie wzbudzili w jego sercu ohydni pochlebcy, dwaj jego doradcy, więzi rycerza Jakuba z Kobylan z rodu Grzymalitów jako winnego nierządu, którego dopuścił się z królową Anną. Zakutego w kajdany zamyka na zamku górnym we Lwowie, co musiał znosić blisko trzy lata. Nadto inny rycerz, Mikołaj Chrząstowski herbu Strzegomia, posądzony o ten sam haniebny występek, dobrowolnie poszedł na wygnanie. A nierozważne uwięzienie jednego rycerza i wygnanie drugiego naraziło królową polską Annę, zdaniem wielu niesłusznie, na powszechne zniesławienie, którego przepowiednią był wypadek, jaki wydarzył się kilka dni wcześniej na zamku krakowskim: zapadnięcie się bez żadnego gwałtownego wstrząsu komnaty królowej”.

 

Takie to historie, ale czy prawdziwe ? Coś pewnie w nich jest. Jak widać nawet królowe lubiły się dobrze zabawić wieki temu.....

 

13 grudnia 2018   Komentarze (2)
historia   ciekawostki   Królowa Cylejska  

Wiersz dla koleżanki ( w śpiączce)

Już zapomniałaś o tym że kłuje ?

Ta róża piękna przy płocie ?

To ona patrzy się na ciebie 

i wzdycha i rzęsami łopocze....

 

Kochałaś tędy chodzić i dziś w ten majowy ranek

gdzie słonko iska twe lico

czujesz się cudownie w tych kwietnych obliczach 

 

To nic, że kłuje róża 

ona tego nie chciała 

ale taka to natura 

że kolec stworzyć musiała

 

idziesz dalej i się uśmiechach 

widzisz jaskry piękne 

uśmiechają się cudownością żółci złotej

kwiecą kobiercem wymownem 

 

Pan tulipan spojrzał na twe piękne lico

buchnął czerwienią niczym motylicą

stanęłaś i wąchasz i nagle...

 

dłoń dotyka cię czuła

poddajesz się jej od razu

to matki ręka chwyta cię zrazu

 

podążacie dalej w ogród ten kwiecony

już razem już z wami miliony 

kwiatów kłaniają się czule 

widząc dwie panie ściskające i wtulone w siebie

 

niczym ranek letni ze słońcem powiązany

rosą trawa zasnuta chłodzi stopy zarazem

 

Czujesz się wybornie , oczy zamykasz ...

wciągasz ten zapach , myśli pominasz.....

ten strumień co był za wsią tam z oddali

 

on dalej szumi dla ciebie , on dalej płynie w dali

czeka ten kamyk co pod mostkiem kochałaś

i pod nim tajemnice chowałaś

nikt ich nie doczytał do tego czasu

czeka na ciebie kochana, ale zza wczasu ...

 

lato wygląda za tobą, kłos pszeniczny się złoci...

przyjaciółko moja kochana

wracaj na ten garb łąki uroczy

 

to on wychował cię czule i otoczył troską

przyjdź na niego i pogłaszcz go, przytul z miłością

 

wiosna młoda damo już za progiem czeka 

czekamy na ciebie my i miliony czeka

 

13 grudnia 2018   Dodaj komentarz
filozofia   Śpiączka Wiersz  

Natura pomaga - Krwawnica

Krwawnica pospolita 

Rośnie na mokrych łąkach, w rowach, nadbrzeżnych zaroślach, na moczarach i brzegach wód. Kwitnie od czerwca do sierpnia. Jest piękną,barwną rośliną cenioną przez ogrodników i chętnie sadzoną w przydomowych ogródkach czy przychatach. 

 

Zastosowanie lecznicze

 

"Krwawnicę pospolitą charakteryzuje wysoka zawartość śluzu, dlatego roślina ta stanowi doskonały środek wykrztuśny i nawilżający śluzówkę gardła w stanach zapalnych, obrzękach oraz przy uczuciu suchości i pieczenia. Pozwala leczyć infekcje oczu, w tym zapalenie spojówek.

Krwawnica ze względu na zawarty śluz wykorzystywana jest także w chorobach jelit. Cenna jest zwłaszcza przy eliminowaniu dolegliwości towarzyszących spożyciu produktów z salmonellą. Pomaga również zwalczać bakterie duru brzusznego – zakaźnej choroby wywołanej obecnością bakterii gram-ujemnych Salmonella typhi. Choroba występuje najczęściej w Afryce i przenoszona jest za pośrednictwem owadów, nieświeżego, zepsutego mięsa lub zanieczyszczonej wody. Bakterie infekują jelito kręte i wnikają do układu limfatycznego, w którym rozmnażają się i atakują układ krwionośny, nerwowy i serce. Choroba może mieć ciężkie powikłania, takie jak perforacja jelita.

 

Najczęściej ziele krwawnicy pospolitej stosowane jest w celu zwalczania biegunki – głównie u dzieci. Roślina stabilizuje także poziom cholesterolu we krwi. Ma ona ponadto właściwości regulujące poziom glukozy. Dzięki tym właściwościom krwawnica pozwala zapobiegać wielu chorobom, takim jak nadciśnienie tętnicze, zakrzepica czy zawał serca.

 

W celu przygotowania wywaru z krwawnicy pospolitej, który pomoże w leczeniu biegunki, kwiaty i owoce zioła należy zmieszać w równych ilościach, a następnie dodać do wody (łyżka suszu na 200 ml płynu). Tak przygotowaną mieszankę gotować przez 5 minut i wypić, kiedy przestygnie.

Przy problemach z jelitem grubym litr wody należy gotować przez 10 minut z 50 g kwiatów krwawnicy. Picie kilku szklanek dziennie takiego naparu przez około tydzień pozwoli pozbyć się problemów z jelitami".

 

Info ze strony zdrowie.tvn.pl oraz atlas.roslin.pl. Zdjęcia moje. Nad Wieprzem - sierpień 2018.

12 grudnia 2018   Komentarze (2)
przyroda   Krwawnica  

Natura pomaga - Mydlnica

Matuchna natura wie jak dzielić się z nami swoimi zasobami. Rośliny,ziela ,które nie tylko mają zadanie być ,rosnąć i upiększać łąki,pola czy nasze ogrody,ale mają także zadania czy bardziej właściwości bardzo nam potrzebne czy przydatne. Ziele ,które może możemy nazwać wielofunkcyjnym bo działa na wielu frontach : leczniczym i użytecznym jest : Mydlnica lekarska. Roślina właśnie teraz ma swój okres kwitnienia i cudownie upiększa przydroża dróg,nasypy,obrzeża lasów czy upodobała sobie bliskość torów kolejowych. nie można jej pominąć wzrokiem ,ponieważ bukiet kwiecia jest wręcz cudowny. 

Do brzegu bo się zapędzę w chwaleniu wyglądu i piękna.

 

----UWAGA--- roślina trująca-------

 

Gospodarczo :

Dawniej, gdy nie było mydła,to używano odwarów z korzeni mydlnicy.Obficie się pieni, są skutecznie w pozbywaniu plam i zmywania brudu. Mało tego swoimi własnościami przewyższają mydła choćby z powodu nie wysuszania skóry i braku alergii. Mydlnicy używano do prania tkanin drogich i delikatnych. Przetestowałem - wszystko się zgadza.

Doczytałem także ,że używano nasion jako jako przynęty do łowienia ryb – powodują ich zatrucie. A ciekawostką może być to ,że wyciąg z mydlnicy używany jest do przyprawiania chałwy.

Jest rozpowszechniona w kosmetyce do wytwarzania niektórych past do zębów, szamponów, maseczek.

Leczniczo ( surowcem jest kłącze z korzeniami) :

Od wieków jest używana jako odtrutka po ukąszeniu węża - odwar.

Działa wykrztuśne, pobudzające czynności żołądka i trzustki, żółciopędne. Obniża poziom cholesterolu, ułatwia wchłanianie związków trudno przyswajalnych przez organizm.

Używana jest też w zapaleniach oskrzeli i tchawicy, przy kaszlu.

 

UWAGA - należy używać leczniczo tylko pod nadzorem lekarza lub bardzo doświadczonego zielarza (po szkole medycznej!!

 

Zbiór i suszenie : wykopuje się kłącza z korzeniami jesienią, myje, tnie na mniejsze kawałki i suszy w temperaturze ok. 50 stopni.

12 grudnia 2018   Dodaj komentarz
przyroda   Mydelnica  

Historia - Jak astronom obronił Olsztyn

Mikołajowi Kopernikowi (tak ten sam nasz przełomowy astronom) w 1521 roku powierzono obronę miasta Olsztyn.

 

Jako ,że był wszechstronnie wykształcony i mając do dyspozycji jazdę rusko-litewską i czeskich najemników z sukcesem obronił miasto przed Krzyżakami.Strategią sukcesu był atak jazdy na wojska krzyżackie i powrót za mury miasta. By wzmocnić wojska obronne miasta z Elbląga sprowadził aż dwa wozy hakownic (ręcznej broni palnej). Miasto oparło się wojskom krzyżackim z wielkim sukcesem a sam Kopernik zdobył uznanie jako genialny strateg wojenny.


12 grudnia 2018   Dodaj komentarz
historia   ciekawostki   Kopernik Olsztyn  
< 1 2 >
Izkpaw | Blogi