• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum grudzień 2018, strona 1

< 1 2 >

Historia - pochówek i koronacja w tym samym...

Król Michał Korybut Wiśniowiecki - syn Jeremiego.

 

Król Jan III Sobieski 

 

 Król Jan II Kazimierz Waza

 

Rzadko dość zdarza się by w jednym dniu był pochówek jak i koronacja króla Polski. A już podwójny pochówek to już ewenement. Mowa tu o pochówku na Wawelu króla Jana Kazimierza II Wazę , króla Michała Wiśniowieckiego a koronacji Jana III Sobieskiego.

 

Systematyzując to : Jan Kazimierz II Waza abdykował w 1668 roku, po nim wybrano Michała Wiśniowieckiego, który zmarł w 1673 roku, następnie koronowano Jana III Sobieskiego w 1674 roku. 

 

Król Wiśniowiecki został wybrany przez 80 tys. szlachty w 1669 roku a zmarł 10 listopada 1673 r. we Lwowie najprawdopodobniej z powodu pęknięcia wrzodów na żołądku. Nie jest tajemnicą, że był to władca bardzo tęgi i uwielbiał jeść. Ciało króla spoczęło w Warszawie. Postanowiono jednak, że będzie tam spoczywać do dnia koronacji jego następcy – Jana III Sobieskiego. Zatem dopiero pod koniec stycznia 1676 r. przewieziono ciało monarchy do Krakowa. 

 

Co do Jana Kazimierza to on abdykował w 1668 roku i w 69 wyjechał do Francji, gdzie zmarł w Nevers na udar mózgu podobno na wieść o upadku Kamienia Podolskiego (wojna polsko-turecka- pokój w Buczaczu – ziemie z Kamieniem Podolskim z Podolem i woj. Bracławskim przeszło jak wiemy na kilkanascie lat pod panowanie imperium osmańskiego. Obaj spoczęli w podziemiach wawelskiej katedry.

 

W krypta św. Leonarda spoczął Michał Korybut Wiśniowiecki i Jan III Sobieski ( przywołany w poście ) . Jan Kazimierz II Waza - pochowany w Krypcie Wazów.

 

10 grudnia 2018   Dodaj komentarz
historia   ciekawostki  

Historia - Jak Siciński zawetował sejm

Historia przeplatana legendami i mitami związana z pierwszym posłem ,który zerwał obrady stosując Liberum Veto - Siciński Władysław w 1652 roku. Warto poczytać o nim a o jego ( lub nie jego) mumii wystawianej i jeżdżącej po okolicach oraz jego duchu straszącym już z przymrużeniem oka.

 

Adam Mickiewicz piszę o nim w "Popas w Upicie "

 

"....Sicińskiego, jak słusznie Pan Sędzia namienił,

Piorun zabił, dom spalił, potomstwo wyplenił.

Trup, klątwą uderzony, dotąd cały stoi:

Ziemia go przyjąć nie chce, robactwo się boi;

Nie znalazłszy na ziemi święconej spoczynku,

Strasząc ludzi, rzec można, wala się po rynku,

Bo go nieraz dziad jaki, uniósłszy z cmentarza,

Wlecze w szabas do karczmy straszyć arendarza".

Skończył i drzwi stodoły odemknął. Tam stało

Szkaradne, starożytne nieboszczyka ciało.

Nogi długie i czarne sterczą mu jak szczudła,

Ręce na krzyż złamane, twarz głęboko wchudła.

Oblicze wywędzone brud śmiertelny szpeci;

Usta wypsute, przez nie ząb gdzieniegdzie świeci.

Zresztą nietknięta ciała zdrowego budowa,

...."

 

I troszkę legend i mitów ( chyba ?!)

Jak pisał wieszcz ciało posła ziemia nie chciała przyjąć i wypluwała go na powierzchnię,robactwo także nie tykało go. Uległo mumifikacji. Duch Sicińskiego upodobał sobie straszenie carskich żołnierzy w czasie powstania styczniowego. Zaś mumię miejscowy proboszcz w 1860 roku zamknął w szafie umieszczonej w kuchcie kościoła ,gdzie była wystatwiana publicznie do końca XIX wieku.Tym samym zakończył wożenia trumny z mumią po karczmach by straszyć ją Żydów. Sam generał - gubernator wileński Murawiew osobiście kazał szczątki niesławnej pamięci posła zamurować pod progiem kościoła.

 

 

 

"Muzeum Historii Polski

9 marca 1652 roku - zerwanie sejmu przez Władysława Sicińskiego.

 

Bezpośrednim sprawcą zerwania sejmu warszawskiego był Litwin, poseł upicki Władysław Siciński, który zastosował zasadę liberum veto wobec wniosku kanclerza wielkiego koronnego Andrzeja Leszczyńskiego o prolongatę sejmu o kolejny dzień. Poseł złożył protest i wyszedł z sali. Marszałek sejmu, podczaszy lwowski Andrzej Maksymilian Fredro, nie spostrzegł początkowo całego zdarzenia i kontynuował zbieranie deklaracji od poszczególnych województw w sprawie prolongaty. Po pewnym czasie posłowie powołali się na protest Sicińskiego i zażądali przerwania obrad. Na sali zapanowała konsternacja, ale pod naciskiem króla obrady przedłużono do 11 marca. W tym dniu sejm miał kontynuować pracę, ale pod warunkiem powrotu protestującego posła i wycofania przez niego sprzeciwu. Władysław Siciński nie powrócił, a posłowie musieli się rozejść do domów.

W rzeczywistości za posłem Sicińskim stał hetman polny litewski Janusz Radziwiłł, który był wielkim przeciwnikiem króla. Hetman chciał zasygnalizować królowi, aby ten nie pominął go przy rozdawaniu wielkiej buławy litewskiej, która będzie wakować po śmierci hetmana Janusza Kiszki.

Sejm zwyczajny w Warszawie obradował od 6 stycznia 1652 r. a jego głównym zadaniem miało być podjęcie decyzji w sprawie ugody zawartej z Kozakami pod Białą Cerkwią oraz uchwalenie nowych podatków. Prace utrudniał konflikt między stronnikami a przeciwnikami króla, w końcu posiedzenia zdominowały sprawy personalne Hieronima Radziejowskiego, Stanisława Abrahamowicza i podskarbiego nadwornego litewskiego Bogusława Słuszki.

Sposób zerwania sejmu w Warszawie stał się precedensem pozwalającym na przerywanie kolejnych obrad sejmowych, konstytucje zerwanego sejmu nie mogły wejść w życie. Przyczyniło się to do kryzysu w państwie.

 

Liberum veto zniosła dopiero Konstytucja 3 maja, która na miejsce zasady jednomyślności wprowadziła zasadę większości.

 

Ilustracja: zmumifikowane zwłoki Władysława Sicińskiego, posła z Upity w kościele w Upicie, XIX w., Wikimedia Commons, domena publiczna.

10 grudnia 2018   Dodaj komentarz
historia   ciekawostki   Siciński   Liberum Veto  

Historia - o Matkach - Królowych i Królach...

Maria Józefa Habsbużanka

 

W dzisiejszych czasach rodzina wielodzietna jest rzadkością. Taka no wiecie minimum 2+3. Choć rząd kusi „500 plus” to i tak demografia leci na łeb na szyję. Pewnie to ma i związek w wysokimi kosztami utrzymania rodziny, patologicznych już cenach w sklepach , czy horrendalnie drogich usługach choćby dostaw prądu czy ciepła. Także postawienie na własny rozwój – pamiętajmy , że w Polsce kobiety uzyskały pełnię praw w tym głosowania dopiero w 1918 roku…. Panowie też niekoniecznie wolą widzieć się w roli ojców, wybierając jednak swój rozwój czy wolność. Także i kobiety nie widzą roli na siłę bycia matką. Cytując jeden z portali internetowych „W ubiegłym roku ( 2017) zawarto w Polsce prawie 193 tys. małżeństw, ale rozwodów w tym samym czasie było ponad 65 tys. To dwa tysiące więcej niż rok wcześniej (2016). Wraz z poprawiającą się sytuacją ekonomiczną kobiet rozwodów może być coraz więcej. Także i w tej miłości nam coś też nie idzie za dobrze…

Tak czy tak kiedyś kobiety rodziły dużo dzieci, choć i umieralność dzieci i kobiet rodzących była duża. Wiadomo, warunki, higiena, wiedza i masę innych czynników na to wpływało. Mimo tego może zaciekawią Was kilka przykładów wzorcowych matek i to królewskich !

Na rzecz krótkiego dość wpisu skupię się tylko na kilku Matek-Królowych i …..ale i nie królowych….o tym później ..

- Mój jeden z ulubionych królów – Władysław Łokietek z małżeństwa z Jadwigą Kaliską ( Bolesławówną) pochodziło sześcioro dzieci … no to przecież sporo ,ale nie przeraża taka dziatwy

 - Król Kazimierz IV Jagiellończyk z małżeństwa z Elżbietą Rakuszanką z Habsburgów ( zwanej Matką Królów) miał uwaga 13 dzieci – no to już robi wrażenie!

  - Maria Józefa Habsburżanka (ostatnia królowa)  to żona Augusta III Sasa. Z ich pożycia małżeńskiego urodziło się 14 dzieci – niestety troje zmarło bardzo wcześnie. Ale to nie koniec!

 - Moją ukochaną Królową – francuską z pochodzenia - Maria Kazimiera de La Grange d’Arquien - znana nam jako Marysieńka urodziła – UWAGA : 17 dzieci ( z małżeństwa z  Sobiepanem Zamoyskim -4). 13 dzieci urodziła Janowi III. Niestety do wieku dorosłego przeżyło tylko 4 . 

Elżbietą Rakuszanką z Habsburgów

 

Maria Kazimiera - Marysieńka

 

Niesamowite kobiety , Tytanki , Matki nad MATKAMI.  

 

 

Z panami było gorzej!! Ot trzy przykłady naszych władców w innych obliczach ...mniej znanych....

Lubieżnik i kobieciarz to nasz bardzo, ale to bardzo dobrze znany król Kazimierz III zwany Wielkim.Znana wam tylko Esterka? Oj to wierzchołek góry tylko….

 

Stanisław Poniatowski mimo bezgranicznej miłości do Katarzyny II nie był ślepy na piękno otaczających go kobiet bądź kobiet na dworach. Jeden z jego biografów napisał :"korowód główek w jego życiu jest barwny i nieprzeliczony. Metresy stałe i dorywcze, królewny chwili i władczynie długich miesięcy, księżniczki krwi i magnatki najprzedniejszych rodów, szlachcianki z puszcz brzeskich i gwiazdki z litewskich dworków, mieszczki warszawskie i zagraniczne awanturnice, modelki z pracowni Bacciarellego i pomywaczki z kuchni Tremona. (...) Są Angielki, Greczynki, Włoszki, Francuzki, Niemki i Żydówki. Słowem najsłodsze panoptikum piękności”. A wśród nich – Izabela Czartoryska, której romans tolerował książę Adam jej mąż. Mało tego podwoził ją pod zamek królewski. Z ich miłości czy raczej namiętności, która nie przetrwała zrodziła się Maria później wittenberska.

Poniatowski

Król Poniatowski

 

 

Ale istny Casanova, podrywacz, amant, Don Juan, Rasputin to król August II. O nim by pisać w nieskończoność, jego podbojach. Złodziej niewieścich serc, często bezimiennym panien, czy statecznych pań. Podobno i tu UWAGA był ojcem nieślubnych 300 dzieci!!!!!!! …przyznał się do 11 tylko……..

 

Mistrz podrywu - August Mocny

07 grudnia 2018   Dodaj komentarz
historia   filozofia   wyznania religijne   ciekawostki   sex dzieci  

Historia - jak Nasi Turka pokolani

Oblężenie Trembowli - kresowego zamku Rzeczpospolitej.

 

Około 300 naszych na 10 tysięcy Turków - wynik nasi górą!

 

Miało miejsce 20 września–11 października 1675 roku podczas wojny polsko-tureckiej 1672-1676.

Trembowla to jeden z najstarszych grodów Ziemi Czerwieńskiej: pierwsze o niej wzmianki pochodzą jeszcze z XI wieku, a prawa magdeburskie otrzymała od króla Władysława Jagiełły w 1389 roku.20 września 10 tys. Turków ( inne źródła podają 15 tysięcy) przystąpiło do oblężenia zamku w Trembowli. Załoga zamku składała się z 80 żołnierzy piechoty oraz z niewielkiej liczby szlachty wraz z ok. 200 chłopami i mieszczanami z miasteczka i okolicy. Wcześniej w zamku stacjonowała załoga dragonów, jednak wypędzono ją, ponieważ mieszczanie nie gwarantowali wykarmienia jej w razie oblężenia. Całością obrony dowodził kapitan Jan Samuel Chrzanowski. Na oblężonym zamku zaczęło dziać się źle, brakowało wody i wyżywienia przez co morale załogi broniącej spadało. Po prawie miesięcznym oblężeniu ta garstka przy takiej armii Turków ludzi miała zwyczajnie dość.Skutkowało to tym, że nawet postanowiono się poddać. Tu właśnie do akcji wkroczyła Zofia Chrzanowska ( żona dowódcy) , która wydzierając się i wyzywając swojego męża i wojsko od m.in. tchórzy podniosła i wzbudziła ducha bojowego i patriotycznego zagrzewając ich do dalszej obrony.

Jedynym sposobem opanowania zamku było wysadzenie murów. Do tego zadania zostali oddelegowani górnicy i inżynierowie. Kuli i kuli skałę , dzień i noc. W wojskach tureckich zaczęły szerzyć się choroby, zaraza. Narastająca frustracja dowodzącego Brahima Szyszmana i ponaglanie prac spowodowały, że główny inżynier bojąc się o swoje życie stwierdził, że podkop jest dostateczny i można wysadzać.

Owszem huk, łomot, wybuch był potężny, ale nie wyrządził żadnych szkód murom zamku – zwyczajnie był za płytki. Głównego inżyniera od razu ścięto a nie widząc dalszych możliwości zdobycia miasta wojska tureckie odeszły.

07 grudnia 2018   Komentarze (2)
historia   wojna polsko - turecka   Trembowla  

"Ptaki" Świdnickie ....źródło...

Czemu człowiek tak wiele oczekuje od drugiego człowieka? Czemu przy tym daje tak mało ?

W tych czasach ciężko o prawdziwą miłość! Ba ciężko o inspirację do tych wzniosłych uczuć. To prawda, oczywiście tak ja myślę. Czasy konsumpcjonizmu zabijają w nas pierwotne uczucia, te takie nieskażone… Wrażliwość na piękno, zachwyt nad rzeczami wzniosłymi, pięknymi i szlachetnymi, dbałość o nienaganną mowę, czułość artystyczną czy w końcu miłość nieskażoną czy wypaczoną. Na te i inne pierwotne potrzeby żywotnie odpowiedziały czasy teraźniejsze zabijając je i wypaczając na wskroś. Ci co czują sztukę, są wrażliwi muzycznie czy plastycznie schodzą do podziemi. Robią się czy chcą czy nie mniej tolerowani, te czasy dają nam status non grata. A nie mówię tego bez powodu. W Puławach jest już cykliczne spotkanie muzyczne z twórczością genialnych kompozytorów. Przytoczę cytat ze strony „Festiwal im. Wincentego i Franciszka Lesslów w Puławach”:

„W muzycznej historii Puław na szczególną uwagę zasługują trzy postacie. Wincenty Ferdynand Lessel, jego syn Franciszek Lessel oraz żyjący w połowie XIX w. Antoni Stolpe. W tworzeniu kultury przypadły im całkiem odmienne role, jednak wszyscy zasłużyli na pamięć poprzez dzieło które po sobie zostawili. Talenty kompozytorów związanych z Puławami docenili już wybitni muzykolodzy i artyści w Europie wydając ich dzieła drukiem oraz rejestrując kompozycje na płytach. Coraz częściej również w Polsce nazwiska Lessel i Stolpe można zobaczyć na afiszach i okładkach płyt. Wydaje się jednak, że renesans zainteresowania twórczością tych artystów dopiero nadchodzi. Puławy – z racji wpisania kompozytorów w swoją historię – mają szczególne prawo i obowiązek dbać o spuściznę po nich a także promować ich twórczość. Stąd pomysł festiwalu.”

 

Prawda!! Duma rozpiera. Choć jestem napływowy to mieszkając 8 lat w Puławach czuję się Puławianinem. Chłonę historię nie tylko tą spisaną i wydarzoną, ale tą muzyczną także. Byłem z córką na pierwszym Festiwalu. Puławy prawie 50 tysięczne miasto. Rozreklamowany Festiwal gdzie się dało, media  społecznościowe, słupy przydrożne, tablice informacyjne. Przyszło wraz z Prezydentem Puław i świtą może ze 40-50 osób i ja z córką. To była uczta dla zmysłów. 

 

Przepraszam, że tak długo o tym Festiwalu, ale właśnie on dał mi jasny obraz tej teraźniejszej wrażliwości muzycznej ludzi. Albo jeszcze smutniejszy widok to symboliczna gratka osób przy trwającym dwa miesiące Nadwiślańskie Lato Organowe w kościele Brata Alberta w Puławach. Ludzi nie ciągnie do posłuchania na żywo wielkich - Bacha, Vivaldiego, czy właśnie Lessel’a, Brahmsa, Regera , Nowowiejskiego …… O co chodzi? To samo ze sztuką i wystawą artystów. Ludzi te czasy zwalniają z myślenia i dają prawo tylko prześliznąć się po codzienności płytko, bez pamięci bez emocji. No bo praca, dzieci, mąż awanturujący się , korki na drodze, kolejki przy kasie, drogie masło, krzykliwa reklama, zakupy. Zostajemy zabijani, zabijana jest nasza wrażliwość i poczucie piękna. Oczywiście nie generalizuje – nie wszyscy! Ja zaliczam się do osób wrażliwych i tych co czują piękno , starając się choćby poprzez śpiew je ukazać innym i zaszczepić na nowo bądź „z reanimować” je. 

I nagle bach! Świdnik! Ptaki! 

Aż mnie wmurowało. Kocham sztukę, a taka co daje do myślenia jak rzeźby w Nałęczowie czy w koszalińskie „Hasiory” to najbardziej. Tu Ptaki. Dla mnie żurawie, szyje smukłe wyciągnięte w miłosnym umizgu? Czy może dla zaakcentowania bycia razem? Skrzydła roztaczają się u ich podstaw robiąc istny fundament ich związku. Trochę trąci klasyką gdzie to mężczyzna góruje nad kobietą , ale to w końcu ptaki. Widać tu te czyste nieskażone uczucie piękna miłości i opiekuńczości. Szalonego uwielbienia i oddania. Stałem i patrzyłem długo na tą rzeźbę….bardzo długo. Artysta młodego pokolenia Zbigniew Stanuch na zlecenie miasta Świdnik zdołał uchwycić tworząc pewnie jakiś czas tą rzeźbę chwilę uniesienia wręcz egzaltacji skumulowanej w tej 1,5 metrowej rzeźbie. Motyw ptaków tak dostojnych jak żurawie czy czaple nie był przypadkowy. Bo ciężko było by wróbelkom czy nawet gawronom w takiej formie zastygnąć. Dawno nic podobnego nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. A przekazów jest tyle ile myśli nachodzi oglądając te z pozoru proste dzieło. I jak ma to się do ludzi teraz w tych byle jakich i okrutnych czasach? Czasach zniewolenia umysłu i ciała? Staje to w jasnej sprzeczności ! Lecz ma moc. Powiem o sobie – czułem jak ładują mi się akumulatory!! Jakaś aura i dobroć bije z tej figury. Tak prosta w układzie a tak złożona w odbiorze. Postawiona przy skrzyżowaniu , w niedalekiej obecności szpitala i kina promienienie pozytywną aurą i przesłaniem. Pod zakochanymi jest mały rezerwuar wody, mała instalacja wodna. Przekaz jasny – ta nieugięta, namiętna , niekażona miłość jest ŹRÓDŁEM – dlatego woda życia bije dla nas. 

Panie Dokotrze! – wielki pokłon ode mnie wrażliwego na piękno i kochającego naturę i przyrodę.

 

Zaczerpnięto informację z wycinka pracy magisterskiej Grzegorza Pastusiaka Rzeźba Publiczna w Świdniku.

 

06 grudnia 2018   Dodaj komentarz
filozofia   Lessel   Ptaki Świdnik Stanuch  

Historia lokalna - Nad Wisłą przy moście......

Wieje trochę ,ale w sumie ciepło jak na grudniowy ranek. Dżdży lekko, ale nie natarczywie. Jak człowiek starszy się robi to i ciekawszy świata, a co z tym idzie poszukujący historii danego regionu czy obiektu. Dziś przed pracą ruszyłem na Bramę Warszawską Twierdzy Dęblin. Jak dojechałem to mi się odechciało w sumie bo po pierwsze primo ciemno, po drugie primo kręcący się żołnierze i pracownicy cywilni, po trzecie primo ochrona patrzyła na mnie z nieufnością a tablica mówiąca o nierobieniu zdjęć bo to teren wojskowy skutecznie mnie odstraszyła. Odstraszyła jak tych co tą twierdzę towrzyli i stacjonowali – mowa o wojskach rosyjskich. Oni mieli prikaz jak i teraz w wojsku – żadnych zdjęć bo …… Dlatego tak mało zdjęć innych niż te austriackie. Oni obftocili Twierdzę , Irenę, Rycice, Masów itd. dobrze i skutecznie. Dlatego to ich autorstwa zdjęcia są dostępne w cyfrowych archiwach jak i Internecie. To kij tam, tyle jest tych opracowań o tej Twierdzy, że lecę na skraj województwa – tam gdzie jest umowna linia graniczna między województwami ( Lubeskie i Mazowieckie) – czyli Wisła. Parkuję przy odnowionym kasynie wojskowym koło knajpy „Nad Wisłą” mającą swoje lata świetności już za sobą.Odpadająca elewacja i mało zachęcające wnętrze plus średnie obiady  ( tak widocznie trafiłem na słaby obiad wręcz) dają wynik małego ruchu. Może i lokalizacja niby dobra, ale słaba zarazem. Bo blisko przystań rzeczna ( po drugiej stronie mostu) droga do Twierdzy - to jednak brak reklamy powoduje, że tylko miejscowi wiedzą o niej. Dość tej dygresji, parkuję samochód przy kasynie i udaję się na most drogowy. Ciemno jeszcze, światło lamp i jarzenie miasta daje jedynie oświetlenie.

Iluminacja mostu drogowego

 

Mokro i ślisko choć lodu brak, ruch na moście się wzmaga. Stanąłem by zaczerpnąć powietrza i podchodząc kilkanaście metrów stanąłem. Zamyśliłem się.

Most 15 Pułku Piechoty "Wilków" - to nowy most - zbudowany tuż przy miejscu starego mostu, o którym się będę ciut rowodził. Ze starego rozebranego mostu niewiele zostało,ale sprawne oko swoje dostrzeże i zarejestruje.

Budzące się miasto - widok z mostu drogowego

Zamknąłem oczy i zacząłem sobie wyobrażać jak Fryderyk Habsburg  otwierał uroczyście ówczesny most jak i ten w Puławach. W 1915 roku jak wojska rosyjskie wycofywały się z Dęblina - most zniszczyli. W gruncie rzeczy sama Twierdza na czas I wojny światowej była już konstrukcją odbiegającą od ówczesnego pola walki. Budowla nie miała większego znaczenia militarnego w toku działań wojennych na tych terenach. Została w sumie oddana przez Rosjan, którzy wcześniej wysadzili co mogli włącznie z fortami. Tak lekko zabarwione historią wstęp daje pewien obraz sytuacji ówczesnej.

Austriacy jak weszli do opuszczonego Dęblina ( umownie tak nazwijmy cały obszar miasta) odbudowali oni most, który poza pierwotną funkcją był również śluzą celną pomiędzy zaborem austriackim i niemieckim. I tu od strony miasta wybudowano Bramę Celną. Była podobna do tej w Puławach( z 1916 r).

Most drogowy odbudowany przez Austriaków - tu Brama Celna.

Jak sama nazwa mówi miała służyć poborom celnym granicznych zaborców ( niemieckim i austriackim).Ciekawostką w konstrukcji mostu było zwodzone przęsło pozwalające na przepłynięcie większych jednostek. I właśnie teraz stoję na moście nowym, który został pobudowany prawie w tym samym miejscu, gdzie stał wyżej opisany most. Możemy jeszcze zobaczyć w Wiśle przy brzegach jak teraz niskim stanie wody pale i resztki infrastruktury starego mostu. Z drugiej strony ( od Zajezierza) był także posterunek celny znajdujący się w dwóch budyneczkach.

Ale czy to miejsce pobudowania pierwszego drogowego mostu w Dęblinie? Oczywiście ,że nie! W historii działalności Twierdzy pierwszy most był zbudowany między Twierdzą Dęblin a Fortem Gorczakowa leżącym po drugiej stronie Wisły.Z twierdzy Dęblin wychodził przez bramę Włodzimierza (Wiślaną).

Plan pierwotny Twierdzy Iwanogrod - most drogowy bardzo dobrze widoczny.

Dalej nie podejmuje się wypowiedzi ile tych mostów było w Dęblinie – stałych, tymczasowych ,pontonowych, kolejowych ( choć oddali most żelazny kolejowy w styczniu 1885 roku na Wiśle). Koleje losu, zawieruchy wojenne, okupacja czy sama nieujarzmiona Wisła potrafiła niszczyć przęsła a to przyborkiem, czy krami zimą gdzie lodołamacze nie dawały radę i same były znoszone ( choćby w Puławach –opisane w książce  Z.Kiełbia).

Stojąc na teraźniejszym moście słysząc już warkot narastający budzącego się dnia i zwiększenia ruchu na moście 15 Pułku Piechoty „Wilków” rzucam spojrzenie w stronę kolejowego jak i dość słabo oświetlonej kaponiery Twierdzy. „Podobno najstarsi mieszkańcy Dęblina zapewne pamiętają prężnie działający port rzeczny, którego ślady znajdziemy przy moście kolejowym, na przeciwległym brzegu Cytadeli Twierdzy Dęblin. To tam zawijała Eleonora – boczno-kołowy parostatek pasażerski, który niczym w Nowym Orleanie poruszał się po „Małopolskim Przełomie Wisły” oraz rozszerzającym się w Dęblinie jej środkowym biegu. Eleonora została przejęta przez okupacyjne oddziały niemieckie i w czasie II wojny światowej nadal była wykorzystywana”.

Parostatek Eleonora.

 

Odwracam się i widzę z oddali łunę światła – niczym wschodzące słońce -to oświetlona elektrownia węglowa w Kozienicach tak iluminuje. Przechodzę na drugą stronę mostu. Schodzę w dół do MOK , mijam pomnik ku czci poległych 1939-1945 którzy walczyli z hitlerowskim najeźdźcą  w 1944 r w lipcu o Przyczółek Dębiński.

Pomnik upamiętający bochaterką walkę o przyczółek.

Chwila zadumy, czapkę zdjąłem, krótka modlitwa. Patrząc w stronę Głuszca zacząłem sobie wyobrażać jak okrutne i ciężkie były walki o złapanie przyczółka. Schodzę do samej Wisły. Brzeg lekko skuty lodem.

Wisła od strony przystani łuna to iluminacja elektorwni Kozienice.

 

Umocnienia kamienno-drewniane wiślane.

 

Umocnienia z kamieni i drewna pojawiają się wzdłuż koryta rzeki. Ale klimat. Robię zdjęcie i łapię ten wiślany oddech. Niesamowite ile może człowiek zwiedzić i poczuć w tych 10 minutach. Ile może opowiedzieć, ile może doczytać w literaturze, ile zobaczyć rzeczy, ile historii się tu przewija. Wieje od Wisły – tak płytkiej teraz, tak płytko pewnie i było we wrześniu 1939 roku kiedy walec nazistowski zabijał Polskę. Mosty na Wiśle aż tak nie miały znaczenia, bo można było w bród ją przebyć ( z książki o mostach puławskich  Z.Kiełb). Bramę celną na moście w Dęblinie rozebrano w 1918 na budulec. W Puławach brama mostowa dotrwała do 1944 roku, gdzie konstrukcja drewniana uległa zmieszczeniu. Resztę rozebrano na budulec.

Acha i wodowskaz - już nic nie widać na nim ....

 

Pamiętajmy o tym, że każdy współczesny most najprawdopodobniej miał swojego dziadka drewnianego, który służył ludziom, armii i rozebrano go lub został zniszczony przez rzekę. Na pewno toczono tu zacięte walki, walczono o każdy skrawek przyczółku. Pomyśl o tym niekiedy – czytelniku drogi.

 

 

O mostach puławskich polecam świetną publikację pana Zbigniewa Kiełbia :

Między dwoma brzegami... O historii mostów puławskich w latach 1792–2008 (2009)

Wpis powstał także na  na podstawie  i był recytowany http://muzeumsp.pl , przekazów ustnych,Internet

Zdjęcia kolorowe własne.

04 grudnia 2018   Komentarze (2)
historia   filozofia   mosty i przeprawy   dęblin  

Biegaj i pomagaj...

 

 

Marysi i Pawełkowi ….

 

To było już dawno ustalone i w głowie i z rodziną. Bieg mikołajkowy w Świdniku.. To moja druga odsłona biegu w Świdniku - Charytatywno-Mikołajkowego. W zeszyłam roku przywitał nas mróz i zamarzająca wilgoć - w tym piękna słoneczna pogodna lekkim plusie. Ale i rok temu i dziś SERCA WILEKIE Biegającego Świdnika było tak samo wielkie i cudowne. Wszystko było jak należy, pakiety aż kipiały od fantów a rózga to już pomysł genialny - jej autorowi flaszkę! Poza bogatymi pakietami, co w innych biegach lubelskich już są rzadkością - świetna organizacja, cudowni ludzie. Niezmiennie cudowni!!!Nie sposób wymienić wszystkich choć każdemu się należy należyte podziękowanie. Agnieszka i koleżanka jako kucharki - cudowne w roli - Gordon Ramsey może co najwyżej wodę wam nosić. Hardrokowa pani - pan Mikołaj z brzuchem konkretnym Gabi -  zniewalająco cudowna a opowieści o Czantorii - dreszcz emocji był. Oj wymieniać by było wielu Kaśka - Chojna cudowna ,kochanych biegusiów z Łęcznej - Uleńka, z Bełżyc - ach pozdrawiam bez wyjątku, Orlęta - Dareczek, Stasiu....,LISY, Biegusiem – Msiek, Madzia; Potrenujemy ?;  Orto, Lubelska Grupa Triatlonu.....oj by wymieniać…. Nasza ekipa MR - zwarci i gotowi - cudowni . Ja, Darek i Aga już w zeszłym roku byliśmy a tymi co dziś pobiegli pierwszy raz pewnie się podobało. Jestem przekonany, że już w większym składzie wrócimy tu za rok. Ponad pół tysiąca ludzi chcący nieść pomoc i biec u was - winduję imprezę z kameralnej do masowej!! Brawo. Za rok będę. Za rok znów złożę na ręce szefowej - Agnieszka podziękowania !!!

Bo co w takich biegach jest najważniejsze ? Cel. A droga do celu została wybrana – bieganie. Często zbiórki są mało widoczne i mało zaakcentowane. Coraz częściej widząc kogoś z puszką i identyfikatorem uciekamy, lub ignorujemy. Bo przecież to pewnie przebieraniec i zbiera kasę dla siebie. Na wódkę czy wino. Co to za problem zrobić identyfikator, co za problem ubrać się stosownie do akcji zbiórki…. Mam odczucie, że coraz więcej tak ludzi myśli i zamyka się na takie bezpośredni kontakt z potrzebą innych. Zapomnieliśmy już jak był dziad co po wsiach chodził. Był bezdomny przecież. Ale gość miał poważanie bo modlił się za żądaną intencję. Np. za rodzinę co go przygarnęła i dała wikt i opierunek lub rzuciła groszem. Był traktowany jako kontaktor z Bogiem, osoba której można zawierzyć. Teraźniejsze czasy wywaliły całą etykę, i moralność i normalność. Upodliła te cechy nadając pozytywnego i naturalnie dobrego charaktru takim cechom jak obłuda, chamstwo, zawiści , zazdrości. Gdzie krzyż moralny leży a na nim buduje się wieża nienawiści do innych, unikanie ludzi, braku empatii do ludzi. Gdzie człowiek, jego życie warte jest paczkę papierosów. Gdzie na widok okrucieństwa przestajemy mieć odczucia miłosierdzia i współczucia a na to miejsce pojawia się uśmiech w kąciku ust. To jak mocno spłyciły te pędzące czasy nasze postrzeganie świata i jego potrzeb chyba każdy z nas widzi. I co gorsza zaczynamy i u siebie widzieć przemiany na gorsze. Bo to nasz problem, że ktoś omdlał i leży na trawniku – pewnie pijak jakiś?.Bo to nasz problem jak babci braknie złotówki w sklepie i musi zwrócić zakupy? Bo to nasz problem, jak leją po mordzie kogoś z drugiej strony drogi – pomogę sam dostanę a może oni tak specjalnie? Bo co nas obchodzi senior, który czeka na przejściu by móc przejść, ale mu dwie kule przeszkadzają zamiast pomóc? Co to nas obchodzi……

Właśnie to buduje w nas uczucie, które jest chyba najgorsze wg mnie – ignorancję !!! Mając taki stosunek do innych, do życia możemy bez wysiłku i fizycznego i emocjonalnego przejść nie zauważając nic wkoło nas. A nie możemy przecież ukryć, że potrzebujących wkoło nas jest wielu. Wielu także podszywa się pod tych potrzebujących. Ci co dotknęło wielkie nieszczęście rzadko kiedy proszą bezpośrednio o pomoc. Próbują sami coś poradzić, nie mają odwagi obarczać innych brzemieniem. To tylko ci co mają wrażliwość, rozglądających się na boki, czując u innych ból ,bezsilność ,widząc tragedię – pomagają, pomagają w imieniu tych potrzebujących. Bo oni nie są w stanie normalnie egzystować, często nie mając już nawet łez – które wypłakali już dawno. To dlatego biegi charytatywne są dla mnie najważniejsze!!! Ponad wszystko, ponad rywalizację na biegu, ponad koszty dojazdu i inne, ponad złą pogodę, ponad podziały.

W Świdniku już to mój 3 bieg a charytatywny to chyba z 12. Właśnie tą drogę pomocy uważam za dobre uzupełnienie zbiórek charytatywnych. W Świdniku to już poezja – pod 600 biegaczy i kijkarzy  na 40 000 miasto to bardzo dużo! A jak dodamy, że to bieg – zbiórka dla potrzebujących to już tłum. Patrzyłem na różnorodność grup biegowych – całe województwo przyjechało – i Ryki, Dęblin, Puławy, Lublin, Lubartów, Bychawa, Kraśnik, Annopol , Bełżyce…..i wymieniać jeszcze. Co tak przyciąga nas do tego biegu ? Do tego bardzo młodego miasta?

Szerzej ! Co nas biegaczy i amatorów biegania jak ja przyciąga na takie biegi ? 

Odpowiedź jest prosta, ale w tych czasach niepopularna – chęć niesienia pomocy innym. Bo w grupie jest siła , jest moc, jest energia, jest radość. To ogromnie buduje, ludzie zapominają o swoich problemach a skupiają się na pomocy innym i to sprawia nam ogromną radość i szczęście. Boże mój pamiętam jak po takich biegach lub w trakcie pojawiają się CI cyz opiekunowie ich dla których się zbiera pieniążki to jest takie budujące i wzruszające. Nie ukrywamy wtedy swoich emocji, pamiętam choćby Bbieg o dobro i pokój -Lubartów, dla Nikoli w Kowala, Jasia w Świdniku, Zawieprzycach, Ni pięć ni dziesięć.. Sobieszyn…oj wymieniać by było ale w gardle ściska. 

Biegacze i amatorzy biegania jak ja mają  ogromne serducha i dzielą się nimi jak i groszem by pomóc, być, dać tym potrzebującym moc i naładować ich akumulatory. Szkoda, że nie mogę być na wszystkich biegach charytatywnych – obowiązki domowe, czy wyjazdy mi to uniemożliwiają. Niekiedy też spotykam się z być może żalem, że mnie nie będzie na tym czy innym biegu. Proza życia pisze swoje scenariusze.

 

Dla organizatorów – Biegający Świdnik ukłony i brawa. Pod każdym względem. Tam aż kipi od miłości do innych , od chęci i radości niesienia pomocy, od empatii dla innych. Te żółte koszulki są bliskie memu sercu wiedząc jaki to ciężar zorganizować bieg dla 600 osób….

  

03 grudnia 2018   Komentarze (2)
aktywność sportowa   filozofia   Charytatywny bieg   Biegający Świdnik  
< 1 2 >
Izkpaw | Blogi