Kategoria

Rodzinne strony, strona 5


Wodospad ... młyn kryjący nad jeziorem...


30 grudnia 2019, 20:29

 

 

Pojezierze Drawskie - Powiat Szczecinek gmin Borne Sołectwo Krągi. ;)

Wodospad... Tak mówią miejscowi na to miejsce. Do ujście "Kanal" z łąk i pól Jelonka oraz z samego jeziora Jeleń. Powiat Szczecinek, gmina Borne . Tuż przy jeziorze Pile ( dość głębokim ,około 42 metry). Z jednej strony świetny dojazd ze strony leciwych i kilkuwiekowych Krągów ( Krangen) i z drugiej strony Dąbrownicy ( Dummerrfitz). Ta tak, ziemie odzyskane jak na nie mówią. Pełne ruskich historii o mleku słodkim w puszkach z ołowiu, o dobrym smarze i ropie. O przepustach i wartowniach przy Krągach w stronę Bornego...strefy zakazanej... Na jezioro biegła od zawsze droga polna ,p rzez pola i ugory Krągów , by wpaść w las ten bezkresny otaczający całe jezioro. Nie tylko. Bezkres tych lasów powoduje całkowity brak orientacji i gdyby nie oznaczone drogi leśne i znaki człowiek wyszedłby w Pile oddalonej ze 60 km stąd. I Tu w dół , właśnie ten "wodospad". Te historie ,które tu lokalni mieszkający przeważnie od lat 70-80 XX wieku nie wiele mówią, lub nie chcą. A tu właśnie był młyn na tym wielkim spadku , tego "kanal" co przez Krągi płynie zasilany strugami wody spod „Meksyku”.

 

Autor przy byłym młynie

 

Wpływa do jeziora kiedyś pełnego i miętusa i raków. Czystego na 20 metrów. Pełnych ogromnych leszczy, krasnopiór, płoci , szczupaków czy węgorzy. Smacznych sielaw i siei. Pozostały wspomnienia i na oczach degradujące się jezioro. To co jakieś gminna niesie mini ubooty miały swoje poligony, gdzie wysepki się zapadały i tworzą podwodny las. Gdzie piękne leszcze i liny brały na Dąbrowicę, za zwaloną brzozą. Wyjeździłem z teściem kilkanaście lat rowerami nie jedną ścieżkę nad jeziorem. Tak wówczas rybnym. Dziś dla kota trudno nałapać, więc kilka lat temu porzuciłem nadzieję …. A tam na drugiej stronie spowiłe jedną mgłą historii Borne Sulinowo ( niem. Linde) z charakterystycznym półwyspem – głową orła. O tym Bornym napisane już tyle,że nie ma co nawet zaczynać. Wracamy na nasz zjazd z Krągów – ściana lasu i mostek i kanał. Później ten teren nazwany został Dębniakiem.

 

Mapa z końca XIX wieku z zaznaczonym młynem.

 

 

I lata 20 XX wieku

 

 

Nagle opada w stronę jeziora przepustem betonowym. Do jeziora ma góra 50 metrów. Nawet teraz woda rozpędzona….mocno rozpędzona. Widać na brzegu resztę palisad drewnianych. Daje do myślenia czy młyn był drewniany. Myślę,że nie. Tu XIX i pocz XX wieku na tych ziemiach młyny wodne były murowane,wzmacniane belami drewnianymi. Jak choćby w Wólce Nowodworskiej blisko Kurowa. Tu musiało być zastosowane koło nasiębierne lub śródsiębierne gdzie wydajność była do 70%. Nie widząc stawu, lub jego umiejscowienia , gdzie można byłoby piętrzyć wodę dla turbin pomyślałem że taki spad jaki tu jest być może jest w stanie odpalić turbinę Francisa czy nawet Kaplana. Tego bym się trzymał. Młyn przynajmniej wg map mi dostępnych funkcjonował blisko 80 lat.Dziś nie ma praktycznie śladu, prócz kamieni podfundamentowych , resztek porozrzucanych cegieł już pokrytych mchem.

 

Ujście do jeziora Pile kanału

 

Kilku pali wbitych. I co wymowne studni. Studnia została ocembrowana kręgami betonowym i zakryta włazem. Tuż przy kalane – przypominam sztucznym. Myślę, że specjalnie dla tego młyna. Kto nim zarządzał , kto dzierżawił, jak uległ uszkodzeniu ? Nie wiem. Ci co tu mieszkają od 70 lat mówią,że już go nie było. Cegła się przydała „ruskim” jak i mieszkańcom wokół. Tyle lat tu jeździłem do głowy nie przyszło ,że tu młyn był….

Osłonięte lasem...Starowice...w ciszy przy...


27 grudnia 2019, 22:01

Kościół poewangelicki w Starowicach

 

Wał Pomorski. Linia ogromnych umocnień wraz z rozległymi miejscami, które skutecznie miały opóźnić przemarsz wroga. Rzeka Piława, dopływ Gwdy, ten najdłuższy. Ponad 80 km, rzeka idealna do spływów kajakami. Walory przyrodniczo- historyczne gwarantowane. Jak każda rzeka, tak i ta ma swoje historie, historie pisane przez ludzi mieszkających nad jej lustrem, jak i historie militarne, do których także była zaprzęgnięta. Zawsze w lesie pochowana blisko jezior miejscowość Starowice i zarazem Chochryń, traktowane jako jedno, budziła we mnie wrodzoną ciekawość poznania jej historii i bycia. Dziś piękny asfalt między gęsto już  wyrośniętymi lipami – niczym szpaler od skrzyżowania dróg Borne – Nadarzyce. Tuż przy rzeczce, przy moście, przy rozlewisku… przy bunkrach, przy jazach….

 

Główny portal świątyni z krzyżem równoramiennym

 

Tak tereny nieznane… rdzennie niemieckie, można rzec. Za dawnych władców Polski zahaczone, poźniej książęta pomorscy. Zakładali miasta już na początku XIV wieku jak Szczecinek, Wałcz, Kalisz Pomorski… Warcisław IV założył Nowy Szczecin, czyli Szczecinek, już w 1310 roku. Stolica pojezierza drawskiego, a zarazem największa jego miejscowość. Wszystkie inne pogasły w swojej wielkości do małych, góra kilkutysięcznych, miejscowości o tak bogatej historii. Szczecinek, niegdyś 50-tysięczne miasto, boryka się ze spadkiem ilości ludności. Do większych miast, jak wyludniającej się bardzo Piły, czy dalej do Poznania. Być może do Koszalina, który mimo ogromnej historii opadł z sił po zabraniu mu statusu miasta wojewódzkiego, czy na nowo  odżywającego przemysłowo Słupska. Chyba raczej za granicę, do „Reichu”.  Bieda tu, lasów masę i utrzymujących się z nich sezonowo ludzi. A to jagody, a to grzyby, a to praca w szkółkach. Przemysł drzewny jedynie i to też na miarę wyzyskiwaczy ludzkich. Ale ludzie jakoś dają sobie radę, gdzieś wyjadą, gdzieś zarobią, jakoś trzeba żyć. Młodzi wyrywają się stąd do lepszego, byle dalej. Dlatego Borne Sulinowo, niegdyś nemieckie Linde, pustoszeje strasznie, ostatnie zakłady pracy padają, jak Mateks. Lecz jest i DINO, i Biedronka, i Chata Polska, i inne usługowo-handlowe pawilony. Na początku lat 90. ubiegłego wieku „ruscy” płakali, jak wyjeżdzali z tej cywilizowanej części Europy jak „Polsza”. Przy okazji zabierając, co cenne i mniej cenne w wagony węglarki, by nie zostawić następnym tu mieszkającym. Pomijam typowe wsie, jak Kłomino, które jak i Borne nie istniało na mapie. O nich można by napisać niejeden doktorat. Tylko blisko nich stare niemieckie miejscowości. Tu mało danych, bo i niechęć jest do czasów wcześniejszych niż 1945 rok, bo tłumaczyć trzeba, archiwa niemieckie itd.,...a po co to. Nasze to nasze! Od 45go koniec. Tu na początku marca tegoż roku front dowodzony przez Żukowa jak walec zabierał ich ziemię, niemiecką z dziada pradziada. A przecież byli pewni ci autochtoni, że wojna się zakończy niedługo i wrócą do swich domów, do swoich mieszkań… Dlatego samo Gros Born (Borne Sulinowo) było prawie bez strzału oddane, a jeden z większych poligonów, gdzie Africa Corps ćwiczyła z Romlem, był świadkiem wielu potyczek. Potem był poligon radziecki… największy w Europie. I przedszkole na poligonie, i te czasy, gdzie zawiązała się od 45go roku „przyjaźń” polsko-radziecka oparta na barterze, ale nie tylko. Rodziły się dzieci, dzieci z krwią radzieckich żołnierzy. 

Mapa z 1893 roku - zaznaczone dwe świątynie i górny młyn

 

 

Mapa z 1934 roku

 

 

Mapa z 1982 roku

Starowice oczywiście ocierały się o poligon, o front, o Wał Pomorski. Wymowne Dwa Miecze. Tu, w tej bardzo starej mijscowości ulepionej z dwóch, co nie było niczym nienaturalnym, bo z Zacharina Welkiego i Zacharina Małego (Gros i Kleine) wykszałciła się w latach 80. XX wieku miescowość Czochryń. By w nowym wydaniu XX wieku znów się podzielić na Starowice i Czochryń.  

 

Spacer główny, traktem przy kościele i gajówce...blisko kamiennych fundamentów

 

 

Na stronie miasta (już niedługo myślę, patrząc na poces wyludniania) są informacje o tej miejscowości. Przyznam, że skromne, ale przytoczę:

 

 

Starowice, Czochryń (Zacharin Groß, Zacharin Kleine)

 

Teoretycznie i historycznie dwie wsie, które w praktyce są jedną niewielką miejscowością. W centrum wsi znajduje się zabytkowy kościół filialny pod wezwaniem Św. Stanisława Kostki, zbudowany w stylu neogotyckim w roku 1879. W kościele znajduje się ambona; drewno rzeźbione i politurowane, neogotyk, XIX wiek. Także inne, liczne elementy wyposażenia kościoła mają charakter zabytkowy. Znajdujący się w Łubowie zabytkowy tryptyk, został tam przeniesiony z kościoła w Starowicach. Już po kościele widać, że czasy świetności, wieś ma dawno za sobą.

Przed II wojną światową, znajdował się tu: młyn, karczma, szkoła. Była to duża wieś (ponad 100 numerów) z licznymi pojedynczymi domostwami dookoła.

 

Ze względu na przebiegający w pobliżu Wał Pomorski, toczyły się tu zacięte walki w marcu 1945 r. Uszkodzonych, bądź zniszczonych zostało 80 % budynków. Nie wszystkie z nich zostały odbudowane. Po wielu pozostały fundamenty lub inne ślady istnienia.

Na stopniowy „zanik” wsi, która wcześniej była zdecydowanie większa, bezpośredni wpływ miało sąsiedztwo radzieckiego poligonu. Ten fakt, w większym stopniu niż zniszczenia wojenne, wpłynął na obecny obraz miejscowości. Nie naprawiano dróg, mieszkańcy nie otrzymywali zgody na budowy, remonty itp. Miejscowość jeszcze całkiem pokaźna w latach 50-tych, stopniowo wyludniała się.

 

Pod tym względem, Starowice nie są wyjątkiem w gminie Borne Sulinowo. Istniejące przed II wojną światową miejscowości, które później znalazły się na obrzeżach lub terenie poligonu, zupełnie przestały istnieć. Los taki spotkał wsie: Gross Born, Steinforth, Knacksee, Phetnitz, Doderlage.

 

Obecnie Starowice mają 42 mieszkańców, Czochryń zamieszkuje 13 osób. 

 

 

Relikty kamienne 

 

 

W sumie nic o jego historii, tylko o kościele, kiedy zbudowany i o wyludnianiu. Będąc tam kilka razy zadawałem sobie pytanie, co kryje się w tych pięknie położonych nad strugą wody z neogotyckim kościołem tajemnice. Dziś postanowiłem, choć już 25 już grudzień, w sumie jego koniec, z córką nawiedzić to miejsce po raz kolejny dla mnie, a dla niej po raz pierwszy. Oczywisty bunt 15-latki powiedzmy, że mi „latał koło pióra”. W samochód i jedziemy, mijamy te cmentarze wojenne i radzieckie, mijamy Borne i lecimy asfaltem dalej i dalej. Mjamy tamę, którą tak cudownie omawiał pan Wołoszański, budując dwuodcinkową historię z tych miejsc. Most na rzece Piława i odbijamy w prawo na Starowice. W lewo na Nadarzyce, Sypniewo, z jego ogromnie wysokimi kapliczkami kolumnowymi (myślę, że latarniami) do Jastrowia, co ma w herbie gronne winna. Szpaler lip i zaczynające się rozsypane domki. Nowo pobudowane tak bardzo różnią się od tych „ceglnych” oryginalnych domów i dworków. Skręcamy w polną ubitą drogę. W dół przez murowany ceglany mostek do monumentalnego kościoła. Tak bardzo ewangelickiego, z końca XIX wieku. A przecież wg map były dwie świątynie. I w tym dużym, i w tym małym Zacharine. Na mapach widoczne idealnie. Kilka dziwnych, wpadających na moje oko wzniesień i buczyn starych, zwiastuje w bliskości kościoła były cmentarz. Nie myliłem się, kilka bardzo słabych już jego śladów się znajduje.

 

Ostrzelana ściana kościoła

 

 

Bądź pożoga wojny, bądź Rosjanie, poligon czy wrodzona nienawiść do „Niemca” nie pozwoliły mu się ostać i dusz tam cierpiących spokojem oblec. A przecież to miejscowość już wzmiankowana w 1549 roku, zmieniała nazwy jak to bywa… To, że przetrwała tyle setek lat, o czymś świadczy. Musiała być bardzo dobrze zorganizowana. Był w niej młyn, karczma i dobra organizacja niemiecka.

 

Rzeczka z wymownym mostem ceglanym. Napędziała młyn we wsi.

 

 

Czytam na Wikipedii, że tu jest mała elektrownia wodna ..nie widziałem…..Można w źródłach niemieckich wyczytać ,że 

http://klein-zacharin.kreis-neustettin.de/

Starowice (Groß Zacharin) był filią Groß Linichen (Świerczyna), powiat Drawsko Pomorskie do 1810 r., Dokumenty kościelne dostępne dla Starowic  (1759 r i nast.) zostały zniszczone podczas II wojny światowej. Informacje na temat rejestrów parafialnych można znaleźć w rejestrze urzędu stanu cywilnego.”

Idąc dalej po moim niezdarnym tłumaczeniu można wycztać kilka ciekawostek więcej:

Witraż kotwica 

 

 

Parafia Czochrynia 

 

Gmina Czochryń była gminą wiejską w obszarze wpływów Szczecinka w województwie Pomorskim na początku lat 30. XX wieku. Społecznością Czochrynia kierował lider społeczności – wójt. Było 11 zamieszkałych budynków mieszkalnych.

W 1925 r. Gmina Czochryń liczyła 63 mieszkańców, w tym 37 mężczyzn (58,7%) i 26 kobiet (41,3%). Było średnio 5,7 mieszkańców na dom lub 7,5 mieszkańców na km². Ludność w gminie Czochryń mieszkała w 13 gospodarstwach domowych (4,8 mieszkańców w gospodarstwie domowym lub 1,2 gospodarstwa domowego na dom).Wszyscy 63 mieszkańcy parafii Czochryń było protestantami w 1925 r. W rezultacie w Czochryniu i Starowicach nie było katolików, ani Żydów.

 

Administracja gminy Czochryń

 

Społeczność wiejska była władzą lokalną na najniższym szczeblu administracyjnym. Administracją miejską kierował lider miejski wybrany na 6 lat. W latach 30. XX wieku przywódcy społeczności byli nazywani burmistrzami. Była też rada lokalna. Szef dystryktu Altenwalde był odpowiedzialny za lokalną policję w społeczności Kleina Zacharina. Urząd katastralny odpowiedzialny za gminę Czochryń w sprawach majątkowych znajdował się w Drawsko Pomorskie. Urząd podatkowy w Szczecinku był odpowiedzialny za administrowanie podatkami Czochrynia.

Gmina Czochryń należała do dystryktu sądu rejonowego w Czaplinku. Właściwy sąd pracy był w Szczecinek. Odpowiedzialna Izba Rolnicza znajdowała się w Szczecinie. Odpowiedzialna Izba Rzemieślnicza była w Szczecinie. Odpowiedzialna Izba Handlowo-Przemysłowa była w Stolp. Odpowiedzialny inspektorat handlowy był w Szczecinku. 

Protestanccy mieszkańcy parafii Czochryń należeli do parafii Starowice, Kr. Deutsch Krone. Parafia katolicka była w Szczecinku”. 

literatura „Słownik społeczności dla Wolnego Państwa Prus. Województwo pomorskie. Według ostatecznego wyniku spisu powszechnego z 16 czerwca 1925 r. I innych oficjalnych źródeł na podstawie statusu obszaru z 1 października 1932 r." Berlin: Preußisches Statistisches Landesamt, 1932., s. 52 © 2011 Gunthard Stübs i Pomorska Fundacja Badawcza.

 

Relikty byłego cmentarza we wsi...

 

Czyli jedna z tysięcy miejscowości niemieckich. Ta zrobiła na mnie wrażenie. Kilka budynków ma solidne fundamenty kamienne, na nich ceglana podmurówka. Droga bita, brukowana, „kocie łby”, prowadząca w las, otoczona lipami, w kierunku Liszkowa chyba. Kościół cudowny, skromny, jak to neogotyk. Piękna, szpiszczastym hełmem zakończona, wieża dzwonna. Ściana północna nie tylko obrośnięta mchem, ale i pokazująca historię niedawną… masę dziur po ostrzeliwaniach. Tu w końcu front, na tych umocnieniach, trawił nie tylko z każdej strony żołnierzy, ale i budynki, domy...kościoły...Nie oszczędził i tego kościoła. Choć uszkodzony, to odbudowany, a bardziej pocerowany, oddany w oddech religii rzymsko-katolickiej.Powiem szczerze, co mnie zawsze boli to brak na zewnątrz świątyni choć kilku słów historii. Być może jest w środku, ale jak to kościoły są zamnięte dla każdego, tylko na czas modłów kościelny otwiera. Musze się zorientować, czy to tylko plaga katolickiego widzimisię, czy może wszystkie duże religie tak mają. Choć żaden krzyż nie wystaje przy kościele to jestem przekonany, że były pochówki tutaj. Wybitnie skomny kościół jako centrum tej miejscowości mającej naprawdę garstkę ludzi zamieszkującą to miejsce. Gajówka przy kościele. Parafia Łubowo. Msze wyznaczone jak dla filialnych kościołów...skromnie. Widać przy kościele miejsce, gdzie był staw młyński do spiętrzania wody. Pewnie turbina Francisa tu była. Teraz teren olszyną porośnięty, ale ślad widać. Dolina strugi wodnej snuje się spokojnie przez tą wieś. Psy tak mocno ujadają na nasz widok a w oknach swoich domów pojawiają się twarze ludzkie. Patrzą na przybyszów z rejestracją LPU. Chodzą, coś ojciec do córki mówi, coś pokazuje… Czego oni tu chcą?... Nie znalazł się nikt, by wyjść i powiedzieć, choć dwa razy golf III nas mijał… Ja wpatrzony w wieżę dzwonną. Gdzieś na 10 mertach ma wmurowaną 1 kolumnę wsporczą? Ozdobną? Chyba wsporczą bo kościół jest surowy bez fajewerków, do niedziałających drzwi zachrystii nie prowadzi żadna droga. Same drzwi bez zamka.

 

Nad drzwiami już wzruszone mury i strop wymagający remontu. Wokół kościoła domy z czerwonej cegły, niektóre wzmocnione belami drewnianymi. Są i obory, i byłe zabudowania młyńskie. Jest klimat. Przesiąknąłem tym miejscem, podniecony dziwnymi pagórkami udaję się na ich ekslorację. Córka wysiada, ale ciągam ją za sobą. Tłumaczę, ile wlezie, co i jak. Choć tak mało znam tę ziemię to bez pudla odnajduję stary cmentarz, tak bardzo zdewastowany. Psy ujadają non stop. Tu przecież nikt się nie zapuszcza, bo do czego… Zaczyna padać deszcz, ten nieprzyjemny, grudniowy… Rzucam ostatnie spojrzenie na witraże kościoła. I ten równoramienny krzyż... I tu niespotykana kotwica… Co może oznaczać? Muszę zapytać eksperta. Ciemno się robi, a mamy jeszcze odwiedzić jedno miejsce…jazy do spiętrzania Piławy…ruszamy tam…uderza nas bogatość olszyny i wysokość murów jazu przy trzech bunkrach chroniacych go, jak i wielu MUROWANYCH miejsc w lesie – punktów strzelniczych...ale to już na inną opowieść... 

 

 

Jazy na Piławe.....

 

Informacje zaczerpnięte :

 ze strony miasta Bornego Sulinowa www.bornesulinowo.pl

słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu

redakcja ogólna: Tomasz Jurek

ze strony mrowka.pl poświęconej spływom po Piławie 

oraz wymienionych w tekście

Własnej wiedzy i wiedzy przekazanej przez osoby tu mieszkające

Korekta – Magdalena Wzn – jak zawsze – bardzo dziękuję.

 

W oddali słychać klepanie...kosy


25 czerwca 2019, 07:04

 

 

Dziadek Kazimierz Ciechanowicz

 

Gorawino. Wzmiankowana miejscowość już w XII wieku. Tuż przy Kołobrzegu.

Słyszę miarowe bicia metaliczne , takie jednostajne i miarowe. Po mału zmieniają swój tembr . Stają się coraz bardziej piskliwsze by znów zmienić w niższy basowy . Mały młoteczek uderza w stal a ona drży ale się poddaje. Nad nią opuszczona głowa wyraźnie wpatrującego się o skupionego starca. Już grubo po 80 tce a on dalej klepie. Tak z zamiłowania i z tradycji , z krwi dziadów i ojców - lepie kosę . A jego kosa piękna , długie pięknie wygięte ostrze, czerniawe na górze i srebrne od połowy. Widać porządna rzemieślnicza robota. Dziadek miał najniższą i największą. Wisiała w szopie z grabiami drewnianymi i widłami - tymi z dwoma zębami . Tymi do siana ale i do gnoju. Kosa dziadkowa miała swoje miejsce . Nikomu nie dawał . Uchwyt nie jeden palik tylko piękny pałąk trójkątny związany sznurem konopnym. Budziła wielki szacunek . A teraz ta kosa jest klepana z takim pietyzmem i szacunkiem. Osełka już obok . Będzie ostrzenie . Będą sianokosy . Tato przygotowany ze swoja kosą. Ja też mam. Ale dziadek dopieszcza swoją kosę. Pamięta wojnę , ułanem był , pamięta prace nie zawsze z własnej woli, pamięta trudy tych czasów .... Wie co to kosa , co to łąka , co to ziemia. Ma ogrom szacunku do niej . Wie ze musi być stanowczo ale łagodne prowadzona . Kłaść trawy łąkowe , koniczyny za jednym zamachem . Równo , pewnie bez nerwów. Idziemy przez podwórze , sad do łąki . Tej obgryzanej przez kobyle dziadkową. I tak stoimy - trzy pokolenia , trzy różne kosy , trzy różne światy. Każdy kosi , jak najlepiej , jak tylko umie , ale kosa dziadkowa ścina kolejne łokcie traw przeplatanych mniszkami , koniczyną, innymi zielami najlepiej ścina , najpewniej . Takie wspomnienie mam w głowie ... o dziadku już dawno cieszącym się zastępach niebieskich. I te widły szliśmy przewracać w czerwcowym słońcu , niech odparuje ... a przy tym ten zapach ... zapach przyszłego siana tak ważnego na listopadową słotę czy mocny mróz w lutym. Pamietam wóz drabiniasty i te widły i siano tak zagrabiane tymi drewnianymi grabiami. W tym upale, z kwaśnym mlekiem do popicia . Z tą chmarą muszek kąsających , brakiem wiatru i piekącymi plecami . Przecież dziadek i tato uczyli mnie kosić, uczyli szacunku do ziemi , do kosy....

 

 

Dziś zapach zbelowanego siana , tej łąki na byłym lotnisku Borowina - Gołąb poruszył umysł i te obrazy przeszłe , piękne , często okraszone nie lada wysiłkiem fizycznym. Ale ziemie trzeba uprawiać , łąki kosić ... już kosą mniej. Już coraz rzadziej słuchać przeciągają osełkę to z jednej strony to z drugiej kosy... 

ale zapach beli siana tu na lotnisku pachnie tak samo . W tym wybrzmiałym czerwonym poranku dziś sobie to uświadomiłem. Ta miłość do ziemi ten szacunek do niej do tradycji dziadów został . Szczególnie tu gdzie każda pięść tej ziemi przesiąknięta jest krwią polskości walczącej o wolność kraju. W ciszy podchodzę do beki siana dotykam ,,czuje jej ciepło. Już złota nie zielona a tak bezcenna na przednówku wygrzewa się w porannym słońcu dziś czekając aż gospodarz ja zabierze ....

 

Mój dziadziuś.....Kazimierz Ciechanowicz  tu zboże...

 

  

Dziadka nie ma już dawno ...kosa jest....czeka