• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (67)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (130)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (6)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (44)
  • puławy (48)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (6)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (54)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Rodzinne strony, strona 5

< 1 2 3 4 5 6 >

Wyprawa z tatem.... Strzykocińskie ewangelickie...

Skrzykocin i dwa krzyże w nowszym cmentarzu blżej wsi

 

Tato. Po mojej czterdziestce smakuje to słowo dużo wymowniej. Sam, mając dwójkę dzieci w przestrzale wiekowym skrajnym, staram się dostosować do każdego ich świata i wieku. Łatwe to nie jest, ale ojcowska miłość, wiara w swoje możliwości, delikatność, ale i stanowczość chyba mi jakoś wychodzą. Wcale nie jest być łatwo ojcem. A ojcem świadomym już cholernie trudno. I ten ojciec świadomy to niby kto? Pytanie ważne i trudne. To nie tylko ten, co dba, by brzuszki były pełne, by w lodówce coś było. To ten, co zapewnia włożenie na tyłek nowych dżinsów córki czy zakup nowego żelazka. To ten, przy którym problem rachunków i opłat znika z pola rażenia, a reszta rodziny śpi spokojnie. To ten, który po trudnym dniu wychowania młodego przez żonę sterty wyprasowanego i wypranego prania układa na miejsce. To ten, co ostatnie chwile przy usypianiu małego poświęca na porządki w domu, zamiecenie kuchni czy korytarza. To ten, który sprawia, że łazienka rano błyszczy świeżością i nowością. Taki ojciec, który gitarrrrę zabiera do kąpieli małego i pogrywa mu co dzień. Co mu śpiewa, co go zabiera codziennie na kilkukilometrowe wycieczki po Puławach. Co pokazuje, uczy i poucza tego małego smyka, prawie 1,5 latka. To ten ojciec, co daje oddech wychowaniem za dnia tygodnia powszedniego żonie. Zabiera i opiekuje się do cna, do końca sił, do bujanek, do pawi przy Pałacu czy rur grających na błoniach. To ten, co zabiera córkę do Maca, gdzie mogą kilka zdań zamienić. To ten, co wymaga już od nastolatki tego, czego wymagali od niego w tym czasie życia... Choć czasy inne. To ten ojciec, co wstaje o 5 rano do pracy, wypija poranną kawę, wita się ze światem, z bliskimi na Fb i uderza w codzienność. To ten ojciec, co stara się być autorytetem, pokazując, że nie ma zbyt późnego wieku, by zacząć i zakochać się w nowych pasjach i zainteresowaniach, jak historia, botanika, przyroda...biegi.... To ten ojciec, co ma dla siebie godzinę dziennie jak młody idzie spać. Czas na czytanie, pisanie jak teraz kilku zdań, czy nagrania kilku wypowiedzi. To w końcu ojciec, co kocha dzieci całym sobą, bo taką miłość dostał od swoich rodziców....

 I właśnie mój ojciec...tato taki jest. Prawdziwy, przenikniony cały miłością do swoich dzieci. Ja już rocznikowo 41 lat będę miał, a czuję się kochany przez niego, jakbym miał naście lat. Wymagający, opiekuńczy, troskliwy. Błyskotliwy, łapiący wszystkie nowości w mig. Czy to Fb, czy internet, czy pisanie książki genealogicznej rodowej Ciechanowiczów herbu Mogiła z trzema mieczami wbitymi w trumnę.

 

Strzykocin - mapa z 1906 roku. Pokazany ogrodzony kamiennym murem stary cmentarz dziedziców. Obok dół z wrobiskiem piachu.

 

W końcu ma więcej czasu dla siebie. Już nie młody, siedemdziesiątka na karku , a jednak daje się namówić na wyjazd tak blisko, a tak w nieznane. Na były cmentarz ewangelicki w Strzykocinie...a w sumie, jak się okazało, dwa cmentarze. Syn, młodszy, gdzieś na mapie z 1930 roku wypatrzył... Jedzie. Zadowolony. Zna te tereny, blisko Grądu, Starnina. Ale tam nie był. W Strzykocinie nie. I ja nie…. Ruszamy, by zaspokoić ciekawość i pobyć choć trochę ze sobą. Pogadać o pierdołach i rzeczach ważnych, popatrzeć na siebie, posłuchać...pobyć.... Tak dawno nie było okazji...

 

Mapa Srzykocina z zaznaczonymi dwoma cmentarzami. Rok 1952.

 

 

Skoda moja już nie pierwszej młodości nauczona jeździć po bezdrożach Lubelszczyzny, nieuczęszczanych drogach Piasków Gołębskich, czy Skokach lub nadwieprzańskich masowskich polnych dróżkach. Ruszamy, mijamy i Jarkowo, i Kinowo – siedzibę główną rodu von Manteuffelów. W Kinowie nawigacja usilnie pcha mnie na drogę – skrót przez byłe rzeczne tereny do byłego folwarku i dalej „kocimi łbami” do wsi, a przy wsi do mojego – naszego celu wycieczki – cmentarza poewangelickiego. Czujność nakazuje nie jechać tym polnym traktem. Więc naokoło. Najpierw arcyciekawy Starnin, Grąd i tu na prawo. I kiepską drogą do Bębnikątu (ciekawa nazwa osady, prawda?)

 

Dwór w odsadzie Bębnikąt

 

. A tam wyremontowany dwór i były młyn, i teraz pstrągarnia na rzece Mołostowa. Pstrągowo-łososiowa rzeka...dzika... Tam był kiedyś młyn i cmentarz w polu... Lecimy objazdem S6 i przyleśną drogą trafiamy w końcu do przedwsi. Nawigacja każe skręcić w lewo. Jedziemy drogą z  „kocimi łbami” widzimy zagajnik. Za nami miejscowość Strzykocin...

 

Wejście do nowego cemtarza ewangelickiego. 

 

Widzimy małe stalowe krzyże na byłej furtce do cmentarza. Okazało się później, że to były dwa cmentarze. Jeden dla dziedziców, ograbiony i splądrowany, pięknym murem kamiennym odgrodzony... drugi dla reszty... I o dziwo pochowano tam żołnierza z 45 roku...gdzie, ech, historia pisała jego życiorys na nowo. O tym później. Gaszę silnik. Mroźno, szreń. Tato i ja, i cmentarze. I nieznane. Każdy ma swoją wizję, swoje patrzenie, dyktowane swoim doświadczeniem... 

 

Kilka słów o dworze i wsi z http://www.pomeranica.pl i Wikipedii  :

„Zabytek nr rej. nr 1091 z dnia 17 maja 1989,Dwór w Strzykocinie(niem.Streckentin,gmina Brojce)

 

Jeden z grobów. Z Nowym krzyżem.

 

Wieś

W XII wieku wieś należała do klasztoru w Białobokach (dzielnica aktualna Trzebiatowa) . Od XV do XIX wieku właścicielami majątku była rodzina von Manteuffelów. W 1789 roku wieś uzyskała status dóbr alodialnych (dziedzicznych). W 1804 roku właścicielką majątku była Henrietta von Manteuffel. W 1821 roku majątek należał do Gnidke, później jako wiano jego córki do Henryka Karola Guse. W 1892 roku majątek obejmował 832 ha ziemi i hodowlę złożoną z 1600 owiec.W 1914 roku właścicielem Strzykocina był von Wedemeyer a administratorem majątku obejmującego 931 ha i hodowlę 500 sztuk trzody chlewnej Karl Keyser. Ostatnim właścicielem majątku w 1939 roku była Sophie von Holstein z Gryfic. Administratorem majątku obejmującego 950 ha i hodowli złożonej z 250 sztuk bydła i 100 sztuk trzony chlewnej był niejaki Gessner.W latach 1945-1948 na terenie folwarku stacjonowała Armia Radziecka. Do lat siedemdziesiątych XX wieku majątek należał do PGR Dargosław.Obecnie należy do prywatnego właściciela.

Strzykocin – osada sołecka w Polsce położona w województwie zachodniopomorskim, w powiecie gryfickim, w gminie Brojce. Według danych gminy z 5 czerwca 2009 osada miała 173 mieszkańców.

WIKIPEDIA „Znajdował się tutaj dwór (zburzony w 2008 r.) i park dworski. Przez wieś przebiegała jedna z najstarszych linii (z 1898 roku) kolei wąskotorowej, nieeksploatowana od roku 1996. W chwili obecnej linia ta jest prawie całkowicie rozebrana. Strzykocin został objęty połączeniem Gryfickiej Kolei Wąskotorowej w 1898 r. po wybudowaniu wąskotorowej linii kolejowej z Gryfic Wąsk. przez Tąpadły do Dargosławia. W 1900 r. zmieniono szerokość toru z 750 mm na 1000 mm. W 1907 r. linię przedłużono do Trzebiatowa Wąskotorwa , a do 1913 r. jeszcze do Niechorza. W 1899 r. połączono Tąpadły ze Skrzydłowem, a zarazem połączono Gryficką Kolej Wąskotorową z Kołobrzeską Koleją Wąskotorową. W 1961 r. przestały kursować pociągi do Kołobrzegu. Do 1962 r. kursowały pociągi pasażerskie na trasie Gryfice – Gościno, a do 1966 r. w skróconej relacji do Rymania. Na pozostałych liniach pozostał ruch towarowy który przez długie lata, do 1990 r. odgrywał jeszcze dużą rolę. Później, do 1995 r. odbywały się coraz mniejsze przewozy na trasie Rymań – Tąpadły. W 1991 r. zamknięto odcinek Trzebiatów Wąsk.- Dargosław, a w 1996 r. z Dargosławia do Gryfic Wąsk. Odcinek Tąpadły – Skrzydłowo – Resko Płn. do 1996 r. służył do przewozu taboru na naprawy do Reska. Cała sieć straciła spójność w czerwcu 1999 r. gdy zdemontowano przęsła torów na przejazdach kolejowych w ciągu szosy E28 w Wicimicach, Rymaniu i Ramlewie. W okolicach Gościna (układ torowy stacji, linia w kierunku Sławoborza i częściowo linia w kierunku Rymania) oraz tory na odcinku Skrzydłowo – Tąpadły zdemontowano na przełomie lat 2006/2007”

 

Zabytek nr rej. nr 1091 z dnia 17 maja 1989,Dwór w Strzykocinie.Zdjęcie zapożyczone ze strony http://www.pomeranica.pl

 

Dwór

We wsi znajdują się ruiny dworu zbudowanego na przełomie XVIII i XIX wieku i przebudowanego na przełomie XIX i XX wieku. Budynek o powierzchni 341,8 m2 składał się z trzech części o różnych wysokościach, najstarsza w konstrukcji szachulcowej została rozebrana w 2008 roku. Pozostał bezstylowy budynek piętrowy, kryty dachem dwuspadowym, który nie przedstawia żadnej wartości architektonicznej.W sąsiedztwie znajdują się zdewaloryzowane zabudowania gospodarcze oraz park dworski z  lodownią. Obiekt niedostępny.

 

Bibliografia

Karty ewidencyjne zabytków architektury i budownictwa - Archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Szczecinie”

 

Zdjęcie Lidar - widać wyraźnie wyrobisko. Zaznaczone cmentarze . I - właścicieli, II - nowszy.

 

Wieś stara, XII wiek to nie ma co.... Gaszę samochód... W domu musiałem sprawdzić, czy o nim nic nie ma. Odpalam google i czytam o cmentarzu, a w sumie o cmentarzach... (www.ziemiagryfa.org.pl wykonali ogromną pracę!! Brawo!):

 

 

plansza pochodzi także ze strony ziemiagryfa.org.pl.

 

„Strzykocin I (niem. Streckentin) – cmentarz położony jest około 450 m od zabudowań wsi, przy drodze wiodącej ze wsi w kierunku folwarku Strzykocin. Nekropolia założona została w II połowie XIX w., obecnie nie jest użytkowany. Powierzchnia obiektu wynosi 0,28 ha. Posiada regularny charakter rozplanowania, przy czym pierwotne granice są czytelne, a układ poszczególnych kwater, nagrobków i mogił całkowicie zatarty. Jedną z granic wyznacza mur kamienny, o długości ok. 50 m i wysokości 110 cm, biegnący równolegle do drogi w odległości około 40 m od niej. Mur wzniesiony został z ciosów kamiennych zwieńczonych cegłą ułożoną w tzw. rolkę. W połowie długości muru znajduje się furtka, pierwotnie flankowana ceglanymi słupkami. W centrum przestrzeni cmentarza znajduje się duża krypta z czterema osobnymi pomieszczeniami, nakrytymi sklepieniem odcinkowym, a także duży grobowiec rodzinny z obudową. Drzewostan zachowany jest w około 50%. Na terenie obiektu rośnie jedna sosna i lipa, trzy brzozy, sześć świerków oraz 11 dębów. Poza tym występują liczne zakrzewienia, a w runie barwinek i bluszcz. Teren pomiędzy drogą a nekropolią jest obecnie wykorzystywany jako dzikie wysypisko śmieci.

 

Nowy pomnik ( stary o "lekko" innej nazwie wojsk jst na planszy wyżej)

 

 

Relikty pomików grobowych 

 

 

Śmietnik w byłym wyrobisku 

 

plansza pochodzi także ze strony ziemiagryfa.org.pl.

 

Strzykocin II (niem. Streckentin) – obiekt leży około 200 m od wsi, przy drodze wiodącej w stronę folwarku, w bezpośrednim sąsiedztwie wyżej opisanego obiektu. Nekropolia, obecnie nieczynna założona została na początku XX w. Powierzchnia obiektu wynosi 0,12 ha. Posiada regularny charakter rozplanowania. Pierwotne granice układu przestrzennego są czytelne, układ zaś kwater oraz nagrobków i mogił zatarty. Na teren cmentarza wiodła bramka, z której zachowały się dwa ceglane słupki zwieńczone żelaznymi krzyżami. Na jego terenie znajduje się jedna powojenna (lub wojenna) mogiła polska. Zarejestrowano jedynie cztery nagrobki niemieckie. Na zachowany w około 30% drzewostan składa się przerzedzony szpaler świerkowy wzdłuż granicy. Obecnie teren bezpośredniego otoczenia cmentarza użytkowany jest jako dzikie wysypisko śmieci, co wpływa na fatalny jego stan.”

 

 

Tato pochylony nad reliktami cmentarza

 

 

Relikty muru cmentarnego 

 

Relikty grobowca dziedziców

 

Splądrowany grobowiec dziedziców

 

"Melina" na cmentarzu 

 

Tak wygląda na jak od zawsze zdewastowany cmentarz. Wysiadamy z auta. "Kocie łby", topole prowadzą dalej drogą – do folwarku. Wita nas brama była do tego nowszego cmentarza. Zimno, poranny przymrozek trzyma. Wiać zaczyna. Czuć chłód, ale czy tylko od pogody? Trudno już jednoznacznie stwierdzić. Dół, kupa gruzu, śmieci, powalone drzewa i dość stare także dęby. Wyrobisko, ostatecznie glinianka – myślę. Wśród zwałów drzewa, gruzu, śmieci, jakich tylko chcesz, kamienie porozrzucane, jakieś betonowe PGRowskie konstrukcje żelbet. Pręty wystają. Puszek po piwie, butelek na masę... wstyd. I co uderza? Pomnik nowy (na starych zdjęciach był dużo skromniejszy). Ładny i zadbany. Nie tylko wizualnie, ale co ważniejsze zmienił się zasadniczo napis. W starszej wersji był to żołnierz LWP. Jak widać nowy pomnik mówi o żołnierzu WP. Nie znam historii tego człowieka. Być może został zrehabilitowany bądź gdzieś się wkradł błąd...ale w to wątpię. Dalej leży na cmentarzu poewangelickim z dala od pochówków katolickich.... Dwa widoczne krzyże i to wszystko, co udało się z tatem odkryć. Reszta to gruz PGRowski czy może z byłego dworu. Kawałki, relikty pomników, grobowców walają się. Już mamy opinię o tych „naszych” autochtonach, jak potraktowali to miejsce. Bardzo smutny widok. Bardzo. Nie nowy. Tak się udało nam, ludziom tu mieszkającym, wpoić nienawiści do niemiaszka, że wszystko co ich nie miało żadnej wartości. Nawet, a może głównie, cmentarze były dewastowane, grabione. Niszczone za „słusznych czasów”, niejeden cmentarz w latach 70. , gdzie przyjechali i posprzątali, co nad ziemią świadczyło o niemieckości tej ziemi. Czyli wszystkie płyny nagrobne choćby.

 

 

Teren wyrównali... i już śladu nie było po pięknych pomnikach, po spokoju tych zmarłych... Niech się ich dusze choć tu mieszkające setki lat wynoszą za Odrę... Taka nienawiść do zachodniego najeźdźcy, a taka łagodność do wschodniego najeżdżającego. Lata komuny wywarły znaczne spaczenie historii…wśród człowieka i jego człowieczeństwa. Te cmentarze protoewangelie są tego przykładem. Jakoś prawosławne czy żydowskie są sprzątane, odnawiane, co rusz nowa tablica, gdzieś nowa płyta z gwiazdą Dawida.Tu na Lubelszczyźnie mówię. Tam, koło mojego domu rodzinnego, Żydzi byli przeważnie „0” ilością wyznaniową, katolicy to góra 3-5 osób na wieś. Tak mówią dane statystyczne z 1925 roku. Reszta to protestanccy wyznawcy ewangeliccy. W Strzykocinie podobnie. Mieliśmy już z tatą wracać, ale mówi – zobaczmy, co za tym dołem jest. Poszliśmy. Po krótkiej chwili ukazał się nam mur kamienny z ceglanym zwieńczeniem. W centrum tego była mogiła z kilkoma pięknie wykończonymi ceglanym sklepieniem komorami grobowymi. Oczywiście splądrowanymi, zniszczonymi, pozbawionymi człowieczeństwa. Dla zysku, dla pierścienia właścicieli Strzykocina...

Zewsząd wyrastają jakieś betonowe, w sumie żelbetonowe słupki...co chwilę. Dalej od strony pól piaskowych, wyrobisk...melina…. Gdzieś szczekanie psa. Wisi nad tym cmentarzem jakiś ciężki wymiar. Nie sposób opisać. Wymiar braku szacunku, braku godności, braku świętego spokoju. Czuć za to wszędobylskie JA. To nasze, Niemiec nawet w spokoju wiecznym nie będzie leżeć. Obeszliśmy z ojcem dwa cmentarze. Lekko zmarzliśmy. Mamy swoje uwagi, spostrzeżenia, informacje. Tato mówi, że tu była gorzelnia. Coś kojarzy. Nie tylko w Smokęcinie i Trzyniku, ale i tu. Coś pamięta ze „słusznych czasów”. Opowiada w drodze powrotnej wręcz niestworzone rzeczy. Jak ludzie mieli za nic pracę w Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Jedynym zakładzie pracy na wsi. Gdzie był przymus pracy...gdzie nie było bezrobocia. Legendy krążyły ,że orali bez podczepionych bron, skib. Zostawiali przyczepy w rowach. Prace polne wykonywali „na bociana”. Tam gdzie bocian szedł tam na niego orali.... Nie mieści się teraz w głowie, a w słusznych czasach było dopuszczalne.... 

 

Osłuchany, a co najważniejsze ogromnie zadowolony i szczęśliwy z czasu spędzonego z moim cudownym tatą, fundamentem moich uczuć, firmamentem moich dążeń i pragnień, wielkim człowiekiem, prawdziwym tatą, tatusiem...ojcem.... Człowiek tak wielkiej mądrości życiowej i wiedzy o regionie.....tak, to mój tato!

 

 

Powstałe na podstawie przywołanych źródeł , Mapy pochodzą ze strony mapster (http://igrek.amzp.pl). Własnego doświadczenia, swojej wiedzy i uczuć. Korekta - jak zawsze piękdzie dziękuję Madzia!

11 stycznia 2020   Dodaj komentarz
cmentarze   historia   rodzinne strony  

Tam , gdzie dziedziczka w pięknej sukni...

 

Drozdowo. Powiat Kołobrzeg. Gmina Rymań.

Prawie pół tysięczna wieś przy byłej XIX kolei wąskotorowej... Pomyśleć,że jeszcze w połowie XIX weku miała ponad 800 mieszkańców. A w generalnym spisie w 1925 roku ponad 700. Tak Niemieckiej oczywiście ludności. Lwia część to byli protestanci ( mówię choćby o roku 1925 ) i dosłownie na jednej ręce można byłoby policzyć katolików. Żydów jak i pobliskim Gorawinie czy Jarkowie brak.

 

miejsce cmentarza właścicieli

 

XII wieku już wzmiankowana , czyli bardzoooooooo staraaaaa. Więcej o niej i okolicach można wyczytać na stronie www.gorawino.net prowadzone przez pasjonata historii p. Tadeusza Dacha. Dziś kolejny jej smaczek tej miejscowości. Zapomniany jeden z kilku cmentarzy ( podobno aż pięciu) tuż przy byłej stacji kolei wąskotorowej i późniejszym PGR jak i teraźniejszym szlakiem turystyczno-rekreacyjnym po wąskotorówce. Nikt nie patrzy stojąc przy samej już ścieżce na godzinę 11 od strony wsi tylko poczyta tablicę i leci albo na Rymań albo Trzynik i dalej. A ja właśnie na godzinę 11 i prosto z pól zieleniących się chyba rzepakiem młodym podążam wiem gdzie. Kępa drzew , podniesiony teren.

 

 

Bliskość miejsca gdzie kiedyś stał dwór feudala. Kamienie tak wymowne. Dla mnie jasne - cel mojej wycieczki dziś w tym dniu smutnym -tracąc po 5 miesiącach biegowego bliskiego 43 letniego przyjaciela. ...

Cmentarz właścicieli tych dóbr. Choć przytacza się data połowa XIX wieku to ród Von Kleist ( wielki ród jak ten co te ziemie miał we władaniu w średniowieczu czyli Manteuffel) posiadało m.in. Drozdowo w połowie XVIII wieku. Dlatego stary bardzo ten przybytek ostatniej drogi dziedziców tych ziem. Poniemiecki...ewangelicki...I w sumie prócz kamieni i zbezczeszczonych grobowców i grobów rodowych nic nie ma. Porozrzucane kamienie, cegły, puszki po piwie, palone ogniska .

 

 

 

 

 

Obraz znów mi nie obcy...w okolicach Bornego Sulinowa i Smiałowa, Sztaifordu, Kniewa , Dąbrowicy naoglądałem się zniszczonych i wyszabrowanych ewangelickich , poniemieckich cmentarzy.Ten musiał być łakomym kąskiem bo tu chowali samych dziedziców i ważnych. Wielki smutek mimo świadomości , brak choćby małego znicza,doły wyrwane z piaskowca płyty, zarastające krzewami byle miejsce święte,poświęcone ...zbezczeszczane..

 

 

Od ludzi można usłyszeć o rozkopywaniu grobów w szukaniu bogactw w tym miejscu. O pięknej białej sukni dziedziczki w której została pochowana .... Szabrownicy bez czci i wiary, bez zażenowania i mrugnięcia okiem rozkopywali spokój wieczny dla kilku złotych sygnetów być może , dla kilku dni lepszego picia czy jedzenia. Dla kilku chwil lepszego życia....

 

Kolejny cmentarz i kolejny wielki smutek i żałość w nim wyczuwam...... dla dusz cierpiących także.....

 

31 grudnia 2019   Komentarze (1)
rodzinne strony   Drozdowo   cmentarz ewangelicki  

Wodospad ... młyn kryjący nad jeziorem...

 

 

Pojezierze Drawskie - Powiat Szczecinek gmin Borne Sołectwo Krągi. ;)

Wodospad... Tak mówią miejscowi na to miejsce. Do ujście "Kanal" z łąk i pól Jelonka oraz z samego jeziora Jeleń. Powiat Szczecinek, gmina Borne . Tuż przy jeziorze Pile ( dość głębokim ,około 42 metry). Z jednej strony świetny dojazd ze strony leciwych i kilkuwiekowych Krągów ( Krangen) i z drugiej strony Dąbrownicy ( Dummerrfitz). Ta tak, ziemie odzyskane jak na nie mówią. Pełne ruskich historii o mleku słodkim w puszkach z ołowiu, o dobrym smarze i ropie. O przepustach i wartowniach przy Krągach w stronę Bornego...strefy zakazanej... Na jezioro biegła od zawsze droga polna ,p rzez pola i ugory Krągów , by wpaść w las ten bezkresny otaczający całe jezioro. Nie tylko. Bezkres tych lasów powoduje całkowity brak orientacji i gdyby nie oznaczone drogi leśne i znaki człowiek wyszedłby w Pile oddalonej ze 60 km stąd. I Tu w dół , właśnie ten "wodospad". Te historie ,które tu lokalni mieszkający przeważnie od lat 70-80 XX wieku nie wiele mówią, lub nie chcą. A tu właśnie był młyn na tym wielkim spadku , tego "kanal" co przez Krągi płynie zasilany strugami wody spod „Meksyku”.

 

Autor przy byłym młynie

 

Wpływa do jeziora kiedyś pełnego i miętusa i raków. Czystego na 20 metrów. Pełnych ogromnych leszczy, krasnopiór, płoci , szczupaków czy węgorzy. Smacznych sielaw i siei. Pozostały wspomnienia i na oczach degradujące się jezioro. To co jakieś gminna niesie mini ubooty miały swoje poligony, gdzie wysepki się zapadały i tworzą podwodny las. Gdzie piękne leszcze i liny brały na Dąbrowicę, za zwaloną brzozą. Wyjeździłem z teściem kilkanaście lat rowerami nie jedną ścieżkę nad jeziorem. Tak wówczas rybnym. Dziś dla kota trudno nałapać, więc kilka lat temu porzuciłem nadzieję …. A tam na drugiej stronie spowiłe jedną mgłą historii Borne Sulinowo ( niem. Linde) z charakterystycznym półwyspem – głową orła. O tym Bornym napisane już tyle,że nie ma co nawet zaczynać. Wracamy na nasz zjazd z Krągów – ściana lasu i mostek i kanał. Później ten teren nazwany został Dębniakiem.

 

Mapa z końca XIX wieku z zaznaczonym młynem.

 

 

I lata 20 XX wieku

 

 

Nagle opada w stronę jeziora przepustem betonowym. Do jeziora ma góra 50 metrów. Nawet teraz woda rozpędzona….mocno rozpędzona. Widać na brzegu resztę palisad drewnianych. Daje do myślenia czy młyn był drewniany. Myślę,że nie. Tu XIX i pocz XX wieku na tych ziemiach młyny wodne były murowane,wzmacniane belami drewnianymi. Jak choćby w Wólce Nowodworskiej blisko Kurowa. Tu musiało być zastosowane koło nasiębierne lub śródsiębierne gdzie wydajność była do 70%. Nie widząc stawu, lub jego umiejscowienia , gdzie można byłoby piętrzyć wodę dla turbin pomyślałem że taki spad jaki tu jest być może jest w stanie odpalić turbinę Francisa czy nawet Kaplana. Tego bym się trzymał. Młyn przynajmniej wg map mi dostępnych funkcjonował blisko 80 lat.Dziś nie ma praktycznie śladu, prócz kamieni podfundamentowych , resztek porozrzucanych cegieł już pokrytych mchem.

 

Ujście do jeziora Pile kanału

 

Kilku pali wbitych. I co wymowne studni. Studnia została ocembrowana kręgami betonowym i zakryta włazem. Tuż przy kalane – przypominam sztucznym. Myślę, że specjalnie dla tego młyna. Kto nim zarządzał , kto dzierżawił, jak uległ uszkodzeniu ? Nie wiem. Ci co tu mieszkają od 70 lat mówią,że już go nie było. Cegła się przydała „ruskim” jak i mieszkańcom wokół. Tyle lat tu jeździłem do głowy nie przyszło ,że tu młyn był….

30 grudnia 2019   Komentarze (2)
rodzinne strony   historia   młyny i wiatraki   ziemia szczecinecka   Pile młyn wodny krągi  

Osłonięte lasem...Starowice...w ciszy przy...

Kościół poewangelicki w Starowicach

 

Wał Pomorski. Linia ogromnych umocnień wraz z rozległymi miejscami, które skutecznie miały opóźnić przemarsz wroga. Rzeka Piława, dopływ Gwdy, ten najdłuższy. Ponad 80 km, rzeka idealna do spływów kajakami. Walory przyrodniczo- historyczne gwarantowane. Jak każda rzeka, tak i ta ma swoje historie, historie pisane przez ludzi mieszkających nad jej lustrem, jak i historie militarne, do których także była zaprzęgnięta. Zawsze w lesie pochowana blisko jezior miejscowość Starowice i zarazem Chochryń, traktowane jako jedno, budziła we mnie wrodzoną ciekawość poznania jej historii i bycia. Dziś piękny asfalt między gęsto już  wyrośniętymi lipami – niczym szpaler od skrzyżowania dróg Borne – Nadarzyce. Tuż przy rzeczce, przy moście, przy rozlewisku… przy bunkrach, przy jazach….

 

Główny portal świątyni z krzyżem równoramiennym

 

Tak tereny nieznane… rdzennie niemieckie, można rzec. Za dawnych władców Polski zahaczone, poźniej książęta pomorscy. Zakładali miasta już na początku XIV wieku jak Szczecinek, Wałcz, Kalisz Pomorski… Warcisław IV założył Nowy Szczecin, czyli Szczecinek, już w 1310 roku. Stolica pojezierza drawskiego, a zarazem największa jego miejscowość. Wszystkie inne pogasły w swojej wielkości do małych, góra kilkutysięcznych, miejscowości o tak bogatej historii. Szczecinek, niegdyś 50-tysięczne miasto, boryka się ze spadkiem ilości ludności. Do większych miast, jak wyludniającej się bardzo Piły, czy dalej do Poznania. Być może do Koszalina, który mimo ogromnej historii opadł z sił po zabraniu mu statusu miasta wojewódzkiego, czy na nowo  odżywającego przemysłowo Słupska. Chyba raczej za granicę, do „Reichu”.  Bieda tu, lasów masę i utrzymujących się z nich sezonowo ludzi. A to jagody, a to grzyby, a to praca w szkółkach. Przemysł drzewny jedynie i to też na miarę wyzyskiwaczy ludzkich. Ale ludzie jakoś dają sobie radę, gdzieś wyjadą, gdzieś zarobią, jakoś trzeba żyć. Młodzi wyrywają się stąd do lepszego, byle dalej. Dlatego Borne Sulinowo, niegdyś nemieckie Linde, pustoszeje strasznie, ostatnie zakłady pracy padają, jak Mateks. Lecz jest i DINO, i Biedronka, i Chata Polska, i inne usługowo-handlowe pawilony. Na początku lat 90. ubiegłego wieku „ruscy” płakali, jak wyjeżdzali z tej cywilizowanej części Europy jak „Polsza”. Przy okazji zabierając, co cenne i mniej cenne w wagony węglarki, by nie zostawić następnym tu mieszkającym. Pomijam typowe wsie, jak Kłomino, które jak i Borne nie istniało na mapie. O nich można by napisać niejeden doktorat. Tylko blisko nich stare niemieckie miejscowości. Tu mało danych, bo i niechęć jest do czasów wcześniejszych niż 1945 rok, bo tłumaczyć trzeba, archiwa niemieckie itd.,...a po co to. Nasze to nasze! Od 45go koniec. Tu na początku marca tegoż roku front dowodzony przez Żukowa jak walec zabierał ich ziemię, niemiecką z dziada pradziada. A przecież byli pewni ci autochtoni, że wojna się zakończy niedługo i wrócą do swich domów, do swoich mieszkań… Dlatego samo Gros Born (Borne Sulinowo) było prawie bez strzału oddane, a jeden z większych poligonów, gdzie Africa Corps ćwiczyła z Romlem, był świadkiem wielu potyczek. Potem był poligon radziecki… największy w Europie. I przedszkole na poligonie, i te czasy, gdzie zawiązała się od 45go roku „przyjaźń” polsko-radziecka oparta na barterze, ale nie tylko. Rodziły się dzieci, dzieci z krwią radzieckich żołnierzy. 

Mapa z 1893 roku - zaznaczone dwe świątynie i górny młyn

 

 

Mapa z 1934 roku

 

 

Mapa z 1982 roku

Starowice oczywiście ocierały się o poligon, o front, o Wał Pomorski. Wymowne Dwa Miecze. Tu, w tej bardzo starej mijscowości ulepionej z dwóch, co nie było niczym nienaturalnym, bo z Zacharina Welkiego i Zacharina Małego (Gros i Kleine) wykszałciła się w latach 80. XX wieku miescowość Czochryń. By w nowym wydaniu XX wieku znów się podzielić na Starowice i Czochryń.  

 

Spacer główny, traktem przy kościele i gajówce...blisko kamiennych fundamentów

 

 

Na stronie miasta (już niedługo myślę, patrząc na poces wyludniania) są informacje o tej miejscowości. Przyznam, że skromne, ale przytoczę:

 

„

 

Starowice, Czochryń (Zacharin Groß, Zacharin Kleine)

 

Teoretycznie i historycznie dwie wsie, które w praktyce są jedną niewielką miejscowością. W centrum wsi znajduje się zabytkowy kościół filialny pod wezwaniem Św. Stanisława Kostki, zbudowany w stylu neogotyckim w roku 1879. W kościele znajduje się ambona; drewno rzeźbione i politurowane, neogotyk, XIX wiek. Także inne, liczne elementy wyposażenia kościoła mają charakter zabytkowy. Znajdujący się w Łubowie zabytkowy tryptyk, został tam przeniesiony z kościoła w Starowicach. Już po kościele widać, że czasy świetności, wieś ma dawno za sobą.

Przed II wojną światową, znajdował się tu: młyn, karczma, szkoła. Była to duża wieś (ponad 100 numerów) z licznymi pojedynczymi domostwami dookoła.

 

Ze względu na przebiegający w pobliżu Wał Pomorski, toczyły się tu zacięte walki w marcu 1945 r. Uszkodzonych, bądź zniszczonych zostało 80 % budynków. Nie wszystkie z nich zostały odbudowane. Po wielu pozostały fundamenty lub inne ślady istnienia.

Na stopniowy „zanik” wsi, która wcześniej była zdecydowanie większa, bezpośredni wpływ miało sąsiedztwo radzieckiego poligonu. Ten fakt, w większym stopniu niż zniszczenia wojenne, wpłynął na obecny obraz miejscowości. Nie naprawiano dróg, mieszkańcy nie otrzymywali zgody na budowy, remonty itp. Miejscowość jeszcze całkiem pokaźna w latach 50-tych, stopniowo wyludniała się.

 

Pod tym względem, Starowice nie są wyjątkiem w gminie Borne Sulinowo. Istniejące przed II wojną światową miejscowości, które później znalazły się na obrzeżach lub terenie poligonu, zupełnie przestały istnieć. Los taki spotkał wsie: Gross Born, Steinforth, Knacksee, Phetnitz, Doderlage.

 

Obecnie Starowice mają 42 mieszkańców, Czochryń zamieszkuje 13 osób. 

 

„

 

Relikty kamienne 

 

 

W sumie nic o jego historii, tylko o kościele, kiedy zbudowany i o wyludnianiu. Będąc tam kilka razy zadawałem sobie pytanie, co kryje się w tych pięknie położonych nad strugą wody z neogotyckim kościołem tajemnice. Dziś postanowiłem, choć już 25 już grudzień, w sumie jego koniec, z córką nawiedzić to miejsce po raz kolejny dla mnie, a dla niej po raz pierwszy. Oczywisty bunt 15-latki powiedzmy, że mi „latał koło pióra”. W samochód i jedziemy, mijamy te cmentarze wojenne i radzieckie, mijamy Borne i lecimy asfaltem dalej i dalej. Mjamy tamę, którą tak cudownie omawiał pan Wołoszański, budując dwuodcinkową historię z tych miejsc. Most na rzece Piława i odbijamy w prawo na Starowice. W lewo na Nadarzyce, Sypniewo, z jego ogromnie wysokimi kapliczkami kolumnowymi (myślę, że latarniami) do Jastrowia, co ma w herbie gronne winna. Szpaler lip i zaczynające się rozsypane domki. Nowo pobudowane tak bardzo różnią się od tych „ceglnych” oryginalnych domów i dworków. Skręcamy w polną ubitą drogę. W dół przez murowany ceglany mostek do monumentalnego kościoła. Tak bardzo ewangelickiego, z końca XIX wieku. A przecież wg map były dwie świątynie. I w tym dużym, i w tym małym Zacharine. Na mapach widoczne idealnie. Kilka dziwnych, wpadających na moje oko wzniesień i buczyn starych, zwiastuje w bliskości kościoła były cmentarz. Nie myliłem się, kilka bardzo słabych już jego śladów się znajduje.

 

Ostrzelana ściana kościoła

 

 

Bądź pożoga wojny, bądź Rosjanie, poligon czy wrodzona nienawiść do „Niemca” nie pozwoliły mu się ostać i dusz tam cierpiących spokojem oblec. A przecież to miejscowość już wzmiankowana w 1549 roku, zmieniała nazwy jak to bywa… To, że przetrwała tyle setek lat, o czymś świadczy. Musiała być bardzo dobrze zorganizowana. Był w niej młyn, karczma i dobra organizacja niemiecka.

 

Rzeczka z wymownym mostem ceglanym. Napędziała młyn we wsi.

 

 

Czytam na Wikipedii, że tu jest mała elektrownia wodna ..nie widziałem…..Można w źródłach niemieckich wyczytać ,że 

http://klein-zacharin.kreis-neustettin.de/

„

Starowice (Groß Zacharin) był filią Groß Linichen (Świerczyna), powiat Drawsko Pomorskie do 1810 r., Dokumenty kościelne dostępne dla Starowic  (1759 r i nast.) zostały zniszczone podczas II wojny światowej. Informacje na temat rejestrów parafialnych można znaleźć w rejestrze urzędu stanu cywilnego.”

Idąc dalej po moim niezdarnym tłumaczeniu można wycztać kilka ciekawostek więcej:

„

Witraż kotwica 

 

 

Parafia Czochrynia 

 

Gmina Czochryń była gminą wiejską w obszarze wpływów Szczecinka w województwie Pomorskim na początku lat 30. XX wieku. Społecznością Czochrynia kierował lider społeczności – wójt. Było 11 zamieszkałych budynków mieszkalnych.

W 1925 r. Gmina Czochryń liczyła 63 mieszkańców, w tym 37 mężczyzn (58,7%) i 26 kobiet (41,3%). Było średnio 5,7 mieszkańców na dom lub 7,5 mieszkańców na km². Ludność w gminie Czochryń mieszkała w 13 gospodarstwach domowych (4,8 mieszkańców w gospodarstwie domowym lub 1,2 gospodarstwa domowego na dom).Wszyscy 63 mieszkańcy parafii Czochryń było protestantami w 1925 r. W rezultacie w Czochryniu i Starowicach nie było katolików, ani Żydów.

 

Administracja gminy Czochryń

 

Społeczność wiejska była władzą lokalną na najniższym szczeblu administracyjnym. Administracją miejską kierował lider miejski wybrany na 6 lat. W latach 30. XX wieku przywódcy społeczności byli nazywani burmistrzami. Była też rada lokalna. Szef dystryktu Altenwalde był odpowiedzialny za lokalną policję w społeczności Kleina Zacharina. Urząd katastralny odpowiedzialny za gminę Czochryń w sprawach majątkowych znajdował się w Drawsko Pomorskie. Urząd podatkowy w Szczecinku był odpowiedzialny za administrowanie podatkami Czochrynia.

Gmina Czochryń należała do dystryktu sądu rejonowego w Czaplinku. Właściwy sąd pracy był w Szczecinek. Odpowiedzialna Izba Rolnicza znajdowała się w Szczecinie. Odpowiedzialna Izba Rzemieślnicza była w Szczecinie. Odpowiedzialna Izba Handlowo-Przemysłowa była w Stolp. Odpowiedzialny inspektorat handlowy był w Szczecinku. 

Protestanccy mieszkańcy parafii Czochryń należeli do parafii Starowice, Kr. Deutsch Krone. Parafia katolicka była w Szczecinku”. 

literatura „Słownik społeczności dla Wolnego Państwa Prus. Województwo pomorskie. Według ostatecznego wyniku spisu powszechnego z 16 czerwca 1925 r. I innych oficjalnych źródeł na podstawie statusu obszaru z 1 października 1932 r." Berlin: Preußisches Statistisches Landesamt, 1932., s. 52 © 2011 Gunthard Stübs i Pomorska Fundacja Badawcza.

 

Relikty byłego cmentarza we wsi...

 

Czyli jedna z tysięcy miejscowości niemieckich. Ta zrobiła na mnie wrażenie. Kilka budynków ma solidne fundamenty kamienne, na nich ceglana podmurówka. Droga bita, brukowana, „kocie łby”, prowadząca w las, otoczona lipami, w kierunku Liszkowa chyba. Kościół cudowny, skromny, jak to neogotyk. Piękna, szpiszczastym hełmem zakończona, wieża dzwonna. Ściana północna nie tylko obrośnięta mchem, ale i pokazująca historię niedawną… masę dziur po ostrzeliwaniach. Tu w końcu front, na tych umocnieniach, trawił nie tylko z każdej strony żołnierzy, ale i budynki, domy...kościoły...Nie oszczędził i tego kościoła. Choć uszkodzony, to odbudowany, a bardziej pocerowany, oddany w oddech religii rzymsko-katolickiej.Powiem szczerze, co mnie zawsze boli to brak na zewnątrz świątyni choć kilku słów historii. Być może jest w środku, ale jak to kościoły są zamnięte dla każdego, tylko na czas modłów kościelny otwiera. Musze się zorientować, czy to tylko plaga katolickiego widzimisię, czy może wszystkie duże religie tak mają. Choć żaden krzyż nie wystaje przy kościele to jestem przekonany, że były pochówki tutaj. Wybitnie skomny kościół jako centrum tej miejscowości mającej naprawdę garstkę ludzi zamieszkującą to miejsce. Gajówka przy kościele. Parafia Łubowo. Msze wyznaczone jak dla filialnych kościołów...skromnie. Widać przy kościele miejsce, gdzie był staw młyński do spiętrzania wody. Pewnie turbina Francisa tu była. Teraz teren olszyną porośnięty, ale ślad widać. Dolina strugi wodnej snuje się spokojnie przez tą wieś. Psy tak mocno ujadają na nasz widok a w oknach swoich domów pojawiają się twarze ludzkie. Patrzą na przybyszów z rejestracją LPU. Chodzą, coś ojciec do córki mówi, coś pokazuje… Czego oni tu chcą?... Nie znalazł się nikt, by wyjść i powiedzieć, choć dwa razy golf III nas mijał… Ja wpatrzony w wieżę dzwonną. Gdzieś na 10 mertach ma wmurowaną 1 kolumnę wsporczą? Ozdobną? Chyba wsporczą bo kościół jest surowy bez fajewerków, do niedziałających drzwi zachrystii nie prowadzi żadna droga. Same drzwi bez zamka.

 

Nad drzwiami już wzruszone mury i strop wymagający remontu. Wokół kościoła domy z czerwonej cegły, niektóre wzmocnione belami drewnianymi. Są i obory, i byłe zabudowania młyńskie. Jest klimat. Przesiąknąłem tym miejscem, podniecony dziwnymi pagórkami udaję się na ich ekslorację. Córka wysiada, ale ciągam ją za sobą. Tłumaczę, ile wlezie, co i jak. Choć tak mało znam tę ziemię to bez pudla odnajduję stary cmentarz, tak bardzo zdewastowany. Psy ujadają non stop. Tu przecież nikt się nie zapuszcza, bo do czego… Zaczyna padać deszcz, ten nieprzyjemny, grudniowy… Rzucam ostatnie spojrzenie na witraże kościoła. I ten równoramienny krzyż... I tu niespotykana kotwica… Co może oznaczać? Muszę zapytać eksperta. Ciemno się robi, a mamy jeszcze odwiedzić jedno miejsce…jazy do spiętrzania Piławy…ruszamy tam…uderza nas bogatość olszyny i wysokość murów jazu przy trzech bunkrach chroniacych go, jak i wielu MUROWANYCH miejsc w lesie – punktów strzelniczych...ale to już na inną opowieść... 

 

 

Jazy na Piławe.....

 

Informacje zaczerpnięte :

 ze strony miasta Bornego Sulinowa www.bornesulinowo.pl

słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu

redakcja ogólna: Tomasz Jurek

ze strony mrowka.pl poświęconej spływom po Piławie 

oraz wymienionych w tekście

Własnej wiedzy i wiedzy przekazanej przez osoby tu mieszkające

Korekta – Magdalena Wzn – jak zawsze – bardzo dziękuję.

 

27 grudnia 2019   Dodaj komentarz
historia   starowice   rodzinne strony  

W oddali słychać klepanie...kosy

 

 

Dziadek Kazimierz Ciechanowicz

 

Gorawino. Wzmiankowana miejscowość już w XII wieku. Tuż przy Kołobrzegu.

Słyszę miarowe bicia metaliczne , takie jednostajne i miarowe. Po mału zmieniają swój tembr . Stają się coraz bardziej piskliwsze by znów zmienić w niższy basowy . Mały młoteczek uderza w stal a ona drży ale się poddaje. Nad nią opuszczona głowa wyraźnie wpatrującego się o skupionego starca. Już grubo po 80 tce a on dalej klepie. Tak z zamiłowania i z tradycji , z krwi dziadów i ojców - lepie kosę . A jego kosa piękna , długie pięknie wygięte ostrze, czerniawe na górze i srebrne od połowy. Widać porządna rzemieślnicza robota. Dziadek miał najniższą i największą. Wisiała w szopie z grabiami drewnianymi i widłami - tymi z dwoma zębami . Tymi do siana ale i do gnoju. Kosa dziadkowa miała swoje miejsce . Nikomu nie dawał . Uchwyt nie jeden palik tylko piękny pałąk trójkątny związany sznurem konopnym. Budziła wielki szacunek . A teraz ta kosa jest klepana z takim pietyzmem i szacunkiem. Osełka już obok . Będzie ostrzenie . Będą sianokosy . Tato przygotowany ze swoja kosą. Ja też mam. Ale dziadek dopieszcza swoją kosę. Pamięta wojnę , ułanem był , pamięta prace nie zawsze z własnej woli, pamięta trudy tych czasów .... Wie co to kosa , co to łąka , co to ziemia. Ma ogrom szacunku do niej . Wie ze musi być stanowczo ale łagodne prowadzona . Kłaść trawy łąkowe , koniczyny za jednym zamachem . Równo , pewnie bez nerwów. Idziemy przez podwórze , sad do łąki . Tej obgryzanej przez kobyle dziadkową. I tak stoimy - trzy pokolenia , trzy różne kosy , trzy różne światy. Każdy kosi , jak najlepiej , jak tylko umie , ale kosa dziadkowa ścina kolejne łokcie traw przeplatanych mniszkami , koniczyną, innymi zielami najlepiej ścina , najpewniej . Takie wspomnienie mam w głowie ... o dziadku już dawno cieszącym się zastępach niebieskich. I te widły szliśmy przewracać w czerwcowym słońcu , niech odparuje ... a przy tym ten zapach ... zapach przyszłego siana tak ważnego na listopadową słotę czy mocny mróz w lutym. Pamietam wóz drabiniasty i te widły i siano tak zagrabiane tymi drewnianymi grabiami. W tym upale, z kwaśnym mlekiem do popicia . Z tą chmarą muszek kąsających , brakiem wiatru i piekącymi plecami . Przecież dziadek i tato uczyli mnie kosić, uczyli szacunku do ziemi , do kosy....

 

 

Dziś zapach zbelowanego siana , tej łąki na byłym lotnisku Borowina - Gołąb poruszył umysł i te obrazy przeszłe , piękne , często okraszone nie lada wysiłkiem fizycznym. Ale ziemie trzeba uprawiać , łąki kosić ... już kosą mniej. Już coraz rzadziej słuchać przeciągają osełkę to z jednej strony to z drugiej kosy... 

ale zapach beli siana tu na lotnisku pachnie tak samo . W tym wybrzmiałym czerwonym poranku dziś sobie to uświadomiłem. Ta miłość do ziemi ten szacunek do niej do tradycji dziadów został . Szczególnie tu gdzie każda pięść tej ziemi przesiąknięta jest krwią polskości walczącej o wolność kraju. W ciszy podchodzę do beki siana dotykam ,,czuje jej ciepło. Już złota nie zielona a tak bezcenna na przednówku wygrzewa się w porannym słońcu dziś czekając aż gospodarz ja zabierze ....

 

Mój dziadziuś.....Kazimierz Ciechanowicz  tu zboże...

 

  

Dziadka nie ma już dawno ...kosa jest....czeka

 

 

 

25 czerwca 2019   Dodaj komentarz
borowina   rodzinne strony   borowina   dziadek   Sianokosy   Gorawino  
< 1 2 3 4 5 6 >
Blogi