• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum listopad 2022

Spacerowej śladów historii kroków..

Pamiętam mój pierwszy raz w Puławach..lata 2007... Bardzo utkwiła mi ulica Skowieszyńska. Była bardzo szeroka ,dwa pasy w tą ,dwa w tamtą. I nagle na skraju lasu instytuckiego, tego od pszczół bach!. Koniec . Przede mną rysowała się droga betonowych płyt usiana. W górę dość stromą. Ceglana. Nie wiedziałem co się i jak je z tą nazwą. Takiś śliwek, czy gruszek nie jadłem dawno jak przy tych płytach i tej ulicy. W górę do ściany lasu ,szlakiem GreenWays na Skowieszyn. Piaszczysta droga w górę, płyty betonowe jej wtórują. Po lewej nowe bloki w oddali. Nowe, chyba ze 2 czy 4. Na piętce ulepione. Blisko fundamenty starych domów. Zaszyte w lasku co kiedyś nie był przecięty nowopowstałą Sosnową.Jest tych reliktów włostowickich ceglanych trochę. Wystarczyło zanurkować w brzezinę z sośniną. Wyżej i wyżej. A tam piękne z cegły domy pamiętające zapewne dobre czasy Puław i Włostowic. Tych cegielni dwóch i młyna wiatracznego. Tych kilku ujęć wody dla miasta. Tych Tylmanowskich rowów wodnych ,czy carskich cembrzonych cegłą studni co zasilały wieżę wodną przy Pałacu. Wieża stoi do dziś ,a  pod Ceglaną szły nitki drewnianych rur zasilające w wodę najważniejsze miejsce młodego miasta Puławy. Przy wodociągach można kawałek takiej drewnianej rury zobaczyć.  Tam teren pełny w piaski i glinę. Przy zbiornikach rosną okazałe modrzewie. Tam zawsze stoi woda. Tam można i na mapach z XVIII wieku zobaczyć zbiorniki. Ci starsi pamiętają jak się tam kąpali. Dziś i po cegielniach dwóch nie ma śladu, po wiatraku ,gdzieś żarno podobno w lasku leży. Las nasadzony po wojnie zakrył wszystko. Te Tylmanowskie XVII wieczne nowości jak i były poligon austriacki. Pełno tam jeszcze okopów ,transzei ,lejów po bombach. I krzyży w ciszy czekających na rozgrzeszenie. 

 

Pamiętam jak na asfalt kończył się na skrzyżowaniu Saperów Kaniowskich z Armią Ludową. Dalej była droga najpierw polna, później w płyty betonowe uzbrojona. I na tej nowopowstałej Spacerowej były spacery. Jak się wprowadzałem w blok przy lesie pierwszy z numerem 9 to uwierzyłem w jej spacerowość. Przetaczające się całe kondukty ludzi z ludźmi ,ludzi z pieskami. Szli tymi płytami na boki się rozglądali a tam pod koniec lata smaczne ,choć już niedoglądane jabłonie się setkami metrów słały. Smakowałem te jabłonie. Biegałem między nimi. Ulica Kopernika była w proszku. A tej las za bramami i parkanem stalowym mnie męczył w głowie. Dlaczego ogrodzony? Co tam w nim było takiego co za bramą i płotem wysokim chronione? Tylko te kilka domów i uli masę? Czy coś więcej? Te kilka buczyn? Te soroki i sośniny rubaszne? Nie wiem. Patrzyłem na zdjęcia lotnicze niemieckie z 44 roku to w stronę Górnej było wyrobisko ,piaskarnia. Las był na mapach z 1916 roku już widoczny na Mokradkach. Nasadzenia pewnie wcześniejsze , folwarku Górna Niwa. A co z tym się wiąże to ulice jakie do mnie przemawiały. Kopernika była budowana , to wpadało się ulicą ,chyba Pszczelą na Górną Niwę. Skąd ta nazwa ? Zastanawiałem się mocno… I Karolina smażalnia ryb na Niwie… Tam mało kto bywał ,ale ta smażalnia mnie utkwiła w głowie. Mamy na Niwie taką gastronomię….

 

Las jabłoni wycięli, wyrwali.Powstały nowe bloki na Spacerowej i te koło mnie i te przy Kopernika. Przegonili tych co melinowali w tych jabłoniach. Powstał asfalt jak na Ceglanej. Wszystko się wyprasowało i nienaganną dbałością dali nową nazwę dla ulicy krótkiej ale kłującej nazwą. Pilecki jest dobry. Choć kto wymieni więcej niż jednego zasłużonego rotmistrza? Niwa się zmieniła. Bardzo. Kościół nad nią się stawił. Kaplica się sekularyzowała na komorę dającą power. Drzewa powycinali, wróble uciekły z Niwy. Żule zostały. Pan niosący dziadówy  niewysoki pozostał. Drepcze co ranek i pod wieczór. Marcin, czy Maciek też drepcze. Dotknięty chorobą umysłu, co dzień melduje się na placu ,w swoim świecie przeżywa dzień. Starszy Pan blisko Gościńczyka z brodą ma dobre słowo. Przy Grubym zawsze jest ktoś kto spyta czy mam 2 złote.. Po 6 rano dalej pani już nie młoda przebieża drogę na Kopernika. Dalej na Spacerowej snują się całe setki biegaczy, chodziarzy, psiarzy… Lubię rano z okna przy kawie o 5:40 rano spojrzeć za okno….na moją Niwę… czuję jej bicie serca,czuję oddech matuszki natury z lasu strony..jakoś mi dobrze…

 

 

27 listopada 2022   Dodaj komentarz
puławy  

Włóczki...smak listopada

Pierwszy śnieg. Na mojej wsi za gówniarza wybawienie. To już koniec tyrady na ogródkach. Już są skopane, już w nich jest ład i porządek. Już zapach dopalających się łęcin ziemniacznych jest za nami. To już pograbione wyrwane suche łodygi fasoli i grochu. Pomidorów i papryk polnych suszki popalone już dawno. Tylko rządek sterczącej i zakopanej pory jest gotowa na pierwszy śnieg, na pierwszy listopadowy mróz. Na ten czas nieprzychylny i niełatwy. Już wykopane opokope, pokopcowane, względnie w piwnicach w skrzyniach z piachem zimują. Kartofle , tak podstawa naszego bytu są w kopcach czy workach przechowywane w chłodnym. Bo przyroda nie lubi próżni. Jak taki ziemniak ciepło poczuje to kiełkuje… Cebula dawnym sposobem w warkocze spleciona i dynda nad sufitem. Wtóruje jej czosnek. Nasz , silny, mocny ,na każdą chorobę potrzebion. Choć i siatkowym worku pod sufitem cebula lubi się wygrzewać. U dziadka pamiętam jak na strychu wysypana była i czosnek i tak dziadek podchodził co czas jakiś i motyką tą cebulę przewracał by z każdej strony obeschła. To ogromnie ważne …cebula swoja ,ta piekąca, ta łzawiąca to podstawa kuchni domowej. Bez niej nie da rady. To do ogórka ,to do surówki, to do gulaszu, to do kanapki ze smalcem to w końcu jako podstawa syropu na przeziębienie. Tak. Pole przyprószone troszkę jest. Na nim por , gdzieś hortensja podgasa. Jabłonie i grusze już oberwane. Bez liści czekają na wiosenny świt. Wiśnia i śliwa podobnie. Cicho wiatr między nimi szumi i przechodzi. Cisza i spokój. Już tłuczka kiszonej beczki nie słychać po domach. Już na parapetach dosychają nasionka misternie wygrzebane z pomidorów swoich, tych bawolich serc i malinówek. Z tych papryk zielonych i białych. Dyni i kabaczków mrowie a z nimi patisony. To już całe piwnice i spiżarnie gotowych przetworów. Tych żelaznych jak kiszony,konrniszon, kiszona, zawekowana. Kompotu z czereśni i wiśni. Dżemu z agrestu i malin soku. To Truskawkowy smak w słoiku zamknięty. Kiedyś długo smażony ,dziś w żelfiksie. To sałatki ogórkowe, leczo paprykowe, czy ćwikła solo lub z papryką. To soki jabłkowe w litrach wielu. Ale i smaki nie tradycją okraszone. Nowe ze świata przepisy. Smaki orientale ,czy azjatyckie. To patison na ostro,czy dynia. To nowe owoce lat 90 w słoikach. Anansowe powidła,czy teraz liczi w zalewie słodko-kwaśnej.

Tak , pamiętam za gnoja latałem na ten wczesnozmarźnięty ogród i rwałem łodygi malin. Goniłem do domu. Myłem i kroiłem na kawałki nieduże. Ot 5 cm i gotowałem …woda co jeszcze niedawno była tylko wodą zaczęła wydawać nowe smaki i zapachy. Malinowy zapach rozchodził się po każdym pokoju w domu , barwa się czerwieniła. Smak naciągał bosko. Taką herbatę uwielbiałem. Malinową , lekko posłodzoną kryształem w zimny listopad czy marzec.

Z każdym łykiem tego eliksiru w dużym pokoju usłanym kwiatem wszelkim. Ruskim 25 calowym telewizorem grającym badziew patrzyłem na domowy rytuał.

A w nim i ja obcy nie byłem Choć była kolejka i najpierw patrzenie , rozumienie i działanie. Tak najpierw tatuś brał kordon włóczki …właśnie jakiej .. stylonowa, czy merina, czy anilana czy merynostil? Nie pamiętam. Listopad wyznaczał czas pracy na drutach. Czas szalików, czapek i fastrygowanych swetrów. Mogły być z bawełniany, wełny czy akrylu. Taki motek brało się na w dwie łapy i ukręcało motek ,kulkę. To było coś nowego dla mnie. I tak pracująca ojcowska ręka tak i tak. Na lewo i prawo. Nawijać trzeba było umieć. Nie jak się widzi ,ale kulka miała być.  Ileż to razy rozwijałem sam motek i poddawałem się nad moją bylejakością. W sukurs był brat czy siostra starsza. Naprawiali i zawijali kuleczkę do końca. Boże kto to pamięta… A jak już była kulka włóczki ,przychodził czas nauki. Miałem druty stalowe chyba 5 lub grubsze a one były od włóczki zależne. Maksymalnie chyba 10 mm miały te druty. I obowiązkowa nauka. Najpierw prosty temat..szalik. Oczko za oczkiem. Mama była surowa i każdy błąd wyłapywała. Trzeba było dobrze robić na drutach. Mieś swoje czapki,szaliki,rękawiczki,swetry. Pomoc była w dostępnych gazetach jak Robótki Ręczne,nowe fasony i wzory. Pomysły na nowe. A ja się naumiałem robić na grubych łączonych drutach szaliki i czapki. Dalej już nie brnąłem. Siostra  z bratem liznęli więcej. Mamusia robiła nam dzieciakom szaliki,czapki,swetry,bluzy ,czy rękawiczki….

Dziś w ten listopad wspominam w Puławach te czasy…może ktoś dalej robi szaliki z włóczki ?...

 

20 listopada 2022   Komentarze (1)
puławy   rodzinne strony   Życie  

Masz tato...powąchaj...

 

Jest ciepławy jak na listopad piątek. Taki mniej zwyczajny. Bo Święto 11 Listopada. Narodowe. Odrodzeniowe. Strzepany pył lekkiego zapominania dziś odżywa narodowość w nas. Ogrom ludzi na fejsie domalowuje flagę Polski, flagę na balkon wystawia. Dziś na ustach Piłsudski , wielkie wieńce w barwach narodowych zatykają miejsca pamięci .Kościoły trzeszczą od uroczystych mszy, ze sztandarami ,na galowo. Tak dziś nie wypada nie pamiętać. Choć pewnie nie każdy kojarzy co jak i gdzie, pewnie nie każdy wie jak II RP powstała,to dziś każdy Polak staje się patriotą do kwadratu. Tu marszem, tu biegiem tu rajdem rowerowym..każda forma dobra by upamiętnić odrodzenie się z zaborów Polski. Bez zadawania pytań, bez znajomości choć fragmentarycznej historii, tak po prostu Dziś to Polska a Dziś dzień taki Polski przecież. Ciekawością zawsze darzyłem fakt świętowania zakończenia najkrwawszej w naszej historii wojny, tej od 39. 1939… Bo było co świętować przecież…ale jakoś w miastach cisza, w TV cisza, biegów nie ma , marszów brak. Wstawiania na fejsie flagi Polski Mateczki. Tej walczącej w samotności z dwoma tyranami…. Cisza wymowna…Tak to bywa ,że w szkołach tablicę się robi na 11 listopada ,ale na zakończenie II W Światowej już nic…Od lat tak samo i to samo.

Dziś moje serce ciągnęło do Skowieszyna, dziś miałem z kim. Mój syn, kamrat już od rana po biegu mnie męczy ,jedziemy do lasu na powietrze. Tak mu mówiłem,że ta sośnina na Skowieskich polach i piaskach nasadzona leczy, ta sośnina tej puławskiej ziemi. I dziś zatopiliśmy się w niej ponownie. Najpierw zajrzeliśmy na pociągi. Te tu na stacji Nowa Aleksandria pod koniec XIX wieku utworzonej. Budynek słusznie blachą ocynkowaną zadekowany, farba odłazi, ale napis na nim Puławy – widoczny mocno. To przecież tu nakręcano sceny do filmu Doktor Judym. Mój syn kocha pociągi. Furkoczące wagony jakby dla niego pojawiły się nagle na stacji. Po cyrlicy napisane – benzyna. Rosyjski miałem jak każdy w latach 80 do szkoły chodzący obowiązkowy. Coś pamiętam, choć głowa moja już prawie 44 lata po tym świecie chodzi. A puławski świat poznaje od dekady. Syn zadowolony, szczęścliwy..nie zna trudnej historii tego miejsca i okolic… Ale czy wiadomo każdemu, że tu na terenie dworca Puławy Drewniane a dokładnie za wieżą wodną zasilaną z Kurówki był obóz a w sumie baraki jeńców radzieckich , którzy poszli na współpracę z Niemcami. To Ostlegion. A tych co tam byli nazywano „Kałmukami” , gdyż większość z nich pochodziła z głębokiej wschodniej Rosji. 27 czerwca 44 roku przeprowadzona akcja przez oddział AK „Turnusa” obóz został zlikwidowany. Mało też pewnie kto wie , że dalej przy kiedyś wiadukcie betonowym na Starą wieś a teraz przepuście betonowym istniał obóz pracy?

Nazwany zwyczajowo obozem  „Junaków” . Był to obóz pracy służby budowlanej – Baudienstu. Pracowali tam głównie młodzi mężczyźni przy drugiej nitce toru kolejowego trasy Lublin – Warszawa.

A przecież ten las od Piasecznicy do Puław został nasadzony w czynie społecznym w latach 1964 -65 przez m.in. młodzież szkolną. Tu przed I Wojną Światową stacjonujące w koszarach puławskich wojska rosyjskie czy austriackie wykorzystały ten teren jako poligon. Bo lasu nie było, były piachy , wydmy z nielicznym jałowcem. Tak to dziwne , bo teraz las zakrył i wydmy i poligon tworząc zupełnie nową przestrzeń. Lasy , właśnie las. Bór bardziej ale i po części mieszany las. 

Lasy , które otulają swoją czułością to miasto- Puławy, szumią i zapraszają na przechadzki po nich. To w końcu mimo Zakładów Azotowych i górujących kominów – parowników nad krajobrazem wyciszenie na Płużkach zaczynając, przy ujęciach wody dla Pałacu Czartoryskich  przy byłej cegielni i też nieistniejącym wiatraku. I dalej dalej  szlakami niegdyś czarnym dziś żółtym, Greenways lub leśnymi duktami przez bory sosnowe do Piasecznicy swoistej linii od której Kazimierski Park Krajobrazowy się zaczyna i dojrzałe wąwozy – te co zapierają dech w piersiach i wiosną ,latem a jesienią i zimą są cudowne. Ta droga to od setek lat łączyła w sobie dwie średniowieczne wsie – Włostowice i Skowieszyn. Nad polami Skowieszyńskimi górował „Holeder” jeden z nielicznych wiatraków tego typu na Ziemi Puławskiej. Znajdował się na teraźniejszej ulicy Puławskiej w bliskiej odległości od Szkoły i OSP Skowieszyn. Z tej małej wysoczyzny można było obserwować cały obszar do samych Puław Drewnianych. Tu tylko pola i łąki gdzieniegdzie drzewami owocowymi. W czasie wojny prace w wiatraku się nie odbywały ponieważ Niemcy rozkazali zdemontować skrzydła. Okupanci wykorzystywali go jako punkt obserwacyjny. Fakt teren jest w stronę Puław płaski poprzecinany uprawami i ugorami. Są także źródła które wybijają blisko linii kolejowej. Wypatrywano z niego partyzantów i ludności im pomagającej. To tu w 1944 roku na tych polach i ugorach robił się radziecki Jak , który wykonywał misje bojową. Był ścigany przez dwa samoloty niemieckie. Dwóch lotników wyskoczyło i się katapultowało – jeden zginął lądując na tyczce od grochu ( co za śmierć) drugi przeżył. 

Ile osób wie o tych wydarzeniach ? o tej lokalnej historii Puławsko – Skowieszyńskiej.To tu znajdziemy miejsca uświęcone krwią powstańców, miejsca egzekucji wykonanych przez Niemców na ludności choćby Skowieszyna , czy walk z „potopem szwedzkim”. Tu przy zbieganiu z „małego wąwozu” z Puław na Piasecznicę zaczyna się dramat. Dramat o którym nic nie wiedziałem do czasu …. Aleksander Lewtak poprowadził mnie do samego serca tematu. Długo mierzyłem się z tym czy wstawić post o tym wymownym krzyżu , kamieniach i tej tragedii ,tak niepotrzebnej i tych młodych ludzi przypadkiem …. Lewtak„Szlakiem Waki i Męczeństwa na terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego opisał w szczegółach ….

Zostawiam tą trudną historię.Jedziemy autem z synem w swoje miejsce. Drogą co już rysowana była na mapach z wieku XVIII. Dziś asfalt z Górnej na Skowieszyn ,na jego koleją ulicę – Puławską. Tam już dobrze rozgościły się domy ,wille i asfalt. Tam już połączenie bezpośrednie z Puławami. Uczęszczane mocno. Odbijamy przy bilbordzie w prawo i w ścianę lasu. Tu gaszę motor. Dziś piłka i kopiemy razem w lesie. Pamiętam jak ostatnio podeszliśmy do niewielkiej sośniny i pokazałem mu młody pęd. Zerwałem ,dałem powąchać ,posmakować. Dziś już sam Antek podszedł do samosiejki i zerwał sam pęd mały. Posmakował i krzyczał w głos …tato tatooo..chcesz powąchać?  Wezbrała we nie cała moja ojcowska radość i duma ,że ten 4 latek coś zaskoczył. Stał przy sośninie długo i mówił ,że ludzie śmiecą, że butelki wyrzucają do lasu. Rosa spora ,ale on stał i tą sośninę męczył. Igliwie przekładał przez palce i pytał co to i co rośnie obok. Dziś byłem dumny z siebie, że młody 4 latek jak ja zaczął na swój czas i wiek poznawać matuszkę naturę. Tą tutejszą. Nabrzmiałą sosną i dębem , tą napuszoną nawłocią i jasnotą . Te pola skowieszyńskie orane jeszcze tak niedawno zaprzęgiem konnym. Tej ziemi nieurodzajnej ,piaszczystej ,ale wdzięcznej w gryki i zboża pszenżyta. Tych źródeł bijących pod torami i tego świata zatopionego w brzeziny urok. Patrzyliśmy na pociągi mknące na żelaznych torach…wpatrzeni w świat przemijania. Machający z kilometra do siedzących w wygodnych fotelach pasażerów. Z nami cały świat tych skowieszyńskich wymiarów. Tych nawłoci, gryk, przymiotna i gasnącego klonu. I to słowo syna…tato co to jest….pokazujący na bylicę… ja gotowy z odpowiedzią cały aż pękałem by tłumaczyć….

 

Tu na Skowieszyńskim zagonku…sośniny…razem…

 

14 listopada 2022   Komentarze (2)
historia   skowieszyn   puławy   Życie  

Władcy odwiedzający Puławy...

 

Władcy, królowie , cesarzowie i carowie , którzy na przestrzeni wieków odwiedzili Puławy. Odwiedzili z różnych powodów. Niekiedy łupieżczych, niszczących , politycznych , czy w biznesach. Oczywiście nie są to wszyscy , ale na smukłą wiedzę mą amatorską i sukursie pomocowym poniżej lista :

 

Królestwo Szwecji 

Karol X Gustaw - 1656r

 

Królestwo Prus 

Luiza żona króla Fryderyka Wilhelma III  -1805 - 1809 r

 

Rzeczpospolita Obojga Narodów :

Stanisław II August ( Stanisław August Poniatowski) – 1777 r

 

Imperium Rosyjskie 

Aleksander I  - 1805 r, 1814 r, 1817 r)

Mikołaj I – 1845 r

Aleksander II – 1857 r

 

Cesarstwo Austo-Węgier

Arcyksiążę Fryderyk Habsburg – 1916r

 

Oczywiście ze znanych wybitnych osobistości był także , ks. , Marszałek Francji  J. Poniatowski. Generał , Najwyższy Naczelnik Siły Zbrojnej Narodowej T. Kościuszko. Naczelny Wódz-Marszałek Polski  J. Piłsudski i choćby prezydent , profesor I.Mościcki.  Był także ostatni Marszałek Polski w PRL Marian Spychalski. 

 

Na zdjęciu : Aleksander I (portret pędzla Franza Krügera.

 

01 listopada 2022   Komentarze (3)
puławy   historia  

Szarlotki smak młodości...

Jesień. Czas wielkich prac na polu. Gasnące już za szybko słońce , które nie zawsze jest gościem częstym tych dni września czy października. Już ranki obleczone cudem mgieł i buchających bałwanów jej poświaty toczące się w porannym świcie. A te świty są już rześkie i skąpane w wielkie misterium plejady barw na nieboskłonie. Syczą róże mocno wstawione, z nimi i beże i brąz się zdarza a na to wszystko przetacza się burgund i złoto. W tym koktajlu świtu chłodnego przeca pojawia się dodatkowy atut. Atut przeżywania w tajemnicy mgieł i unoszących się na nich nieśmiałych poszczekiwań psów z oddali. To wtenczas niestrudzone sikorki dają swój koncert, gdzieś zaskrzeczy piękna sójka. Kawka coś dopowie, a sroka swoim swoistym głosem niesionym przez tą mgłę. Tak. Jesień zatopiona jest w pracy na roli, w sadzie w ogrodzie. Ziemniaki już ukopane, w piwnicach czy kopach czekają na wiosnę, marchew już bez naci jak i pasternak w dołku z piachem się tulą. Burak czerwony i seler także gdzieś mają swoją przystań. Na polu,niczym strażnik stoi na warcie wkopana pora, jej zima nie straszna.Łodygi po pomidorach, ogórkach, papryce już dawno zgasłe grabione przez gospodarza tlą się białym dymem ,kupka za kupką. Na innym poletku łęciny ziemniaków także kończą swój czas. Redły wyprostowane. Talerzówką pojechane. Czekają na wiosnę. Pole czyste i zadbane. To był kolejny rok ciężkiej pracy w ogrodzie,sadzie. Przecież można kupić owoca ,czy warzywo. Sklepy cały rok oferują do syta płodów rolnych. Już przecież nie trzeba siać, sadzić pikować, doglądać, hakać, plewić . Obornikiem podsypać , oprysku dać. Co dzień jak upały srogie wiadra i konewki wody lać. By na końcu stanąć przy dojrzałej kiści w foliaku pomidora,przy płożących się polnych gruntowych ogórków. Zerwać i posmakować. A smakuje wtenczas wybornie. Nie czuć w nich naszego potu wylanego przez szpadel kopania,haczki pielenie,noszenia setek litrów wody by wyrosło. Modlenia się by na Zośkę nić nie padło. Mróz na wiosnę nie złapał, robak nie wszedł. Kret,czy inne dziadostwo nie zjadło od spodu. Przychodzi czas satysfakcji. Czas pierwszych smaków pomidorów, czas swoich małosolnych. Czas wczesnych śliwek obrodzenia. Czas porzeczek i agrestu. Czas rozliczenia dziesiątek godzin chylenia się nad tym plonem. Nad tym swoim zagonkiem. Tych przyciętych wiśni dawno temu, wsadzonych jabłoni nowych smaku. Jesień gasi ostatni akord . Liście opadają w sadach. Pamiętam jak za gnoja leciało się z jutowym workiem na rów za obórkami. Tam rosły dorodne i stare jabłonie i grusze, ulęgałki to były ,papierowe w smaku ,ale nikt nie wybrzydzał . Jabłonie były dostojnie. Rosły przy rowie melioracyjnym. Na 15 metrów lu więcej, rozłożyste . Stare, ale plęgne. Dawały obfitość jabłek w smaku winnym i kwaśnym. To nic. Te worki pakowaliśmy te jabłka a z nich były w domu różne smaki. To w podłużnym prodziżu z ryżem i cynamonem zapiekanka była. To pamiętam w kuchence się piekły jabłka i tym smakiem i zapachem nasycały nas. Jedliśmy i na surowo, w dżemy szły.By były na zimę ,na wiosnę wczesną starczało. Były i jabłeczniki i szarlotki.

I ta jesień kojarzy mi się z tym zapachem ziemistości na polu, tych palonych łęcin w ogrodzie i zapachu szarlotki w domu.

Dziś już kolejne pokolenie takie smaki robi. Niespełna moja , 18 stka ,córcia moja dziś upiekła na kruchym genialny placek z jabłek. Skąd jabłka ? Oczywiście z Kępy... mieszane renety, championy i malinówki...

Jak smakuje ?

Słów brakuje ...

 

01 listopada 2022   Dodaj komentarz
rodzinne strony  

Wypatrywanie uwieszonym na siatce pociągu...

 

Słychać było stukot gdzieś z oddali. To był znak dla nas  5 -6 latków. Szturmem bez opamiętania lecieliśmy przed przedszkole…. W jednym celu .W jednej chwili swoje marzenia spełnić znów, choć na chwilę. Choć na sekundę poczuć się jak prawdziwy odkrywca nowego, pięknego i przemijającego świata. Tak ,tak panie nie miały szans nas utrzymać. Z warkotem kół stalowych coraz silniejszym nie było w stanie nic nad nami zapanować. Ta euforia i podniecenie kilku latków , nic nie mogło zatrzymać ciekawości młodego oseska. Z wola na wąskim torze dobiegała do oddalonych od torów ze 300 metrów płot przedszkola. A w nim na siatce uwieszeni wszyscy. Ci malutcy z maluchów ,czy średniaków i co ze starszaków ..były i panie co pohukiwały na nas co rusz. Bo co dzień o tej samej porze wszyscy my stawaliśmy przy płocie w szeregu jak wojskowy pluton czy kompania i machaliśmy maszyniście tej wąskotorówki . Co lokomotywa ciągnęła za sobą ..nie ważne …krzyczeliśmy i biliśmy brawo jak w transie, jak na coś tak niecodziennego ale w każdym dniu uświadczonego. To nie do opisania stan. Młody byłem ,no może z 5 lat miałem. Wczesne lata 80 te. Gasnące koleje wąskotorowe a wraz z nimi moje ich wyczekiwanie. Taki młody szczypior a czułem potrzebę zobaczenia tego co nie rozumiałem i było dla mnie czymś zupełnie nowym. Żelaznym rumaku mknącym nieśpiesznie po torach przy przedszkolu. Bo kto to pojmował…dym szedł z komina ,ziemia drżała…stalowy rumak przecinał nam przaśność codzienności. Tak to dobrze pamiętam. Jak wczoraj. To nasłuchiwanie tego genialnego nowego ,niezrozumiałego . Ktoś się zastanawiał nad tym wśród dorosłych co może czuć młokos widząc kilkudziesięciotonowe monstrum ?Stanowczo nie .Gasił każdy dzień w trudach codzienności . A ja pamiętam jak już lekko starszy uwielbiałem jak na przejeździe kolejowym przy zamkniętym szlabanie ,na tylnym siedzeniu malucha oczekiwałem pociągu. Zawsze te pociągi pod koniec lat 80 tych były już bardziej zrozumiałe, gdzieś kołatała się myśl, że muszą jakąś pracę robić. Gdzieś coś wozić , gdzieś tego człeka podrzucić. Nie dane mi było rozsmakować się w tej podróży. I tak jadąc do szkoły autosanem czy niedomykającym się manem marzyłem choć na chwilę siąść w przedział pociągu i zażyć tej chwili bycia w czymś co jest silniejsze od najsilniejszych pojazdów. Co mknie przed siebie, co daje gwizdy wszelakie. Jak mi tego brakowało, choć nie wiedziałem tak po prawdzie jak tam jest. W tym świecie żelaznego toczonego koła, torów turkających co chwilę. Tej pociągowej eskapady. Tego chylonego okna w przedziale. Czekałem aż do lat 90 ,gdzie już jako młodzieży kwiat zacząłem siadać na plastikowe siedzenia składu EZT w oczekiwaniu na start mojego bycia w tym świecie. Pierwsza trasa krótka i smaczna. Uczucie dziwne ,drzwi same się zamykają, wagon raz gorący a raz zimny.W nim ludzie szukający swojego odpoczynku, gawędy ,czy spokoju. To czas wokmenów ,czy pierwszych CDplajerów. Słuchawki …kto je miał. Każdy bardziej zaczytany w książkę  ,czy rozmowę. O tak! Pamiętam całe godziny rozmów z współtowarzyszami podroży. Człowiek był człowieka ciekawy,słuchał o jego świecie,jego bolączkach i trudach. Sam dorzucał kilka słów ,kilka drobnych nut na partyturze. Czasy studenckie w latach 90 to już samo apogeum tego stanu. Czekaliśmy na swoich współtowarzyszy wsiadających na stacjach . Jak my się znaliśmy, jak te nasze światy były nam znane. Choć w tych pociągach w przedziałach palono, były i biesiady z czosnkowej kiełbasy ,czy jajek na twardo to nikt się nie obruszał ,nie marudził, nie zgłaszał sprzeciwu. Tylko wystarczyła iskra by gadać i gadać o tym i owym.Ludzie w pociągach się zupełnie inni niż na ulicy. Teraz to wiem, po 44 latach życia. Po setkach pociągowych kilometrów ,po tysiącach rozmów i sporów z współtowarzyszami  , po setkach drzemkach i dziesiątkach przespaniach swojej stacji . Jestem pewien,że to tylko pociąg i przedział jest jedynym miejscem do szczerych Polaków rozmowach. Odmawianiem różańca przy Warszawa Wawer przez panią leciwą już, to picie piwa przez podrostów z Radzynia, to Puławski Dworzec Miasto pełnych dobrego słowa ludzi zagon.

A młody mój syn, Antek za dźwięk i szczęk pociągu nieruchomieje jak ja ! niczym sparaliżowany zawiesza się w swym stanie dziecięcym i patrzy i wypatruje. Jak dziś ..pociągu…..czyżby jak ja przejdzie ścieżkę ????

Niech przeżywa…..

 

01 listopada 2022   Dodaj komentarz
Życie   rodzinne strony  
Izkpaw | Blogi