Wypatrywanie uwieszonym na siatce pociągu...
Słychać było stukot gdzieś z oddali. To był znak dla nas 5 -6 latków. Szturmem bez opamiętania lecieliśmy przed przedszkole…. W jednym celu .W jednej chwili swoje marzenia spełnić znów, choć na chwilę. Choć na sekundę poczuć się jak prawdziwy odkrywca nowego, pięknego i przemijającego świata. Tak ,tak panie nie miały szans nas utrzymać. Z warkotem kół stalowych coraz silniejszym nie było w stanie nic nad nami zapanować. Ta euforia i podniecenie kilku latków , nic nie mogło zatrzymać ciekawości młodego oseska. Z wola na wąskim torze dobiegała do oddalonych od torów ze 300 metrów płot przedszkola. A w nim na siatce uwieszeni wszyscy. Ci malutcy z maluchów ,czy średniaków i co ze starszaków ..były i panie co pohukiwały na nas co rusz. Bo co dzień o tej samej porze wszyscy my stawaliśmy przy płocie w szeregu jak wojskowy pluton czy kompania i machaliśmy maszyniście tej wąskotorówki . Co lokomotywa ciągnęła za sobą ..nie ważne …krzyczeliśmy i biliśmy brawo jak w transie, jak na coś tak niecodziennego ale w każdym dniu uświadczonego. To nie do opisania stan. Młody byłem ,no może z 5 lat miałem. Wczesne lata 80 te. Gasnące koleje wąskotorowe a wraz z nimi moje ich wyczekiwanie. Taki młody szczypior a czułem potrzebę zobaczenia tego co nie rozumiałem i było dla mnie czymś zupełnie nowym. Żelaznym rumaku mknącym nieśpiesznie po torach przy przedszkolu. Bo kto to pojmował…dym szedł z komina ,ziemia drżała…stalowy rumak przecinał nam przaśność codzienności. Tak to dobrze pamiętam. Jak wczoraj. To nasłuchiwanie tego genialnego nowego ,niezrozumiałego . Ktoś się zastanawiał nad tym wśród dorosłych co może czuć młokos widząc kilkudziesięciotonowe monstrum ?Stanowczo nie .Gasił każdy dzień w trudach codzienności . A ja pamiętam jak już lekko starszy uwielbiałem jak na przejeździe kolejowym przy zamkniętym szlabanie ,na tylnym siedzeniu malucha oczekiwałem pociągu. Zawsze te pociągi pod koniec lat 80 tych były już bardziej zrozumiałe, gdzieś kołatała się myśl, że muszą jakąś pracę robić. Gdzieś coś wozić , gdzieś tego człeka podrzucić. Nie dane mi było rozsmakować się w tej podróży. I tak jadąc do szkoły autosanem czy niedomykającym się manem marzyłem choć na chwilę siąść w przedział pociągu i zażyć tej chwili bycia w czymś co jest silniejsze od najsilniejszych pojazdów. Co mknie przed siebie, co daje gwizdy wszelakie. Jak mi tego brakowało, choć nie wiedziałem tak po prawdzie jak tam jest. W tym świecie żelaznego toczonego koła, torów turkających co chwilę. Tej pociągowej eskapady. Tego chylonego okna w przedziale. Czekałem aż do lat 90 ,gdzie już jako młodzieży kwiat zacząłem siadać na plastikowe siedzenia składu EZT w oczekiwaniu na start mojego bycia w tym świecie. Pierwsza trasa krótka i smaczna. Uczucie dziwne ,drzwi same się zamykają, wagon raz gorący a raz zimny.W nim ludzie szukający swojego odpoczynku, gawędy ,czy spokoju. To czas wokmenów ,czy pierwszych CDplajerów. Słuchawki …kto je miał. Każdy bardziej zaczytany w książkę ,czy rozmowę. O tak! Pamiętam całe godziny rozmów z współtowarzyszami podroży. Człowiek był człowieka ciekawy,słuchał o jego świecie,jego bolączkach i trudach. Sam dorzucał kilka słów ,kilka drobnych nut na partyturze. Czasy studenckie w latach 90 to już samo apogeum tego stanu. Czekaliśmy na swoich współtowarzyszy wsiadających na stacjach . Jak my się znaliśmy, jak te nasze światy były nam znane. Choć w tych pociągach w przedziałach palono, były i biesiady z czosnkowej kiełbasy ,czy jajek na twardo to nikt się nie obruszał ,nie marudził, nie zgłaszał sprzeciwu. Tylko wystarczyła iskra by gadać i gadać o tym i owym.Ludzie w pociągach się zupełnie inni niż na ulicy. Teraz to wiem, po 44 latach życia. Po setkach pociągowych kilometrów ,po tysiącach rozmów i sporów z współtowarzyszami , po setkach drzemkach i dziesiątkach przespaniach swojej stacji . Jestem pewien,że to tylko pociąg i przedział jest jedynym miejscem do szczerych Polaków rozmowach. Odmawianiem różańca przy Warszawa Wawer przez panią leciwą już, to picie piwa przez podrostów z Radzynia, to Puławski Dworzec Miasto pełnych dobrego słowa ludzi zagon.
A młody mój syn, Antek za dźwięk i szczęk pociągu nieruchomieje jak ja ! niczym sparaliżowany zawiesza się w swym stanie dziecięcym i patrzy i wypatruje. Jak dziś ..pociągu…..czyżby jak ja przejdzie ścieżkę ????
Niech przeżywa…..