• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (67)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (130)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (6)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (44)
  • puławy (48)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (6)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (54)

Strony

  • Strona główna

Linki

  • Bez kategorii
    • Blog o własnej wędlinach....
  • Bieganie inie tylko
    • Maratończyk i jego przemyślenia
  • Historia
    • Fortyfikacje
    • I WŚ Puławy
    • Interaktywne stare mapy
    • O cmentarzach , dworkach
  • Historia lokalna
    • Dawne Puławy
    • I Wojna Światowa
    • Kompendium wiedzy o Gołębiu
    • Poznaj Lublin
    • Skoki i Borowa
    • Świetny blog o historii regionu
    • Wszystko o Sieciechowie
    • Wyjdź z pociągu
    • Zabytki, zaułki, zakątki ...
  • proces technologiczny
    • Procesy technologiczne
  • Przyroda
    • Blog leśniczego

Kategoria

Młyny i wiatraki, strona 2

< 1 2 3 >

Historia lokalna - nieistniejący młyn w...

Kurówka na wysokości miejscowości Rudy

 

47 km rzeki. Ktoś by powiedział mało. Cóż to za rzeczka. Tyciunia. Tak tyciunia,ale swoim pięknem zachwyca do dziś. Choć jej ujście i doujście zostało zmienione na potrzeby ZA Puławy to i tak nie traci na pięknie i splendorze. Kurówka. Toczy niezmiennie wody od źródeł przez Garbów, Markuszów, Kurów, Końskowolę, Rudy, Młynki by złączyć się z królową rzek Wisłą w Puławach. Kiedyś wpadała dalej. Bo dzieliła się na dwa ujścia wręcz deltę. W Wólce Profeckiej i przy Wólce Gołębskiej. Tam była i gajówka jeszcze na początku XX wieku…

Jak Bystra piękna, bardzo bogata w szlachetną rybę rzeka bez mała 34 km zasilała swą górską naturą 23 urządzenia – głownie młyny wodne, to Kurówka równie piękna i dzika i jej dopływy zasilała 12 młynów wodnych. Warto odnotować w jakich miejscowościach. Wólka Profecka , Rudy, Końskowola, Chrząchówek, Wólka Nowodworska,Kurów,Kłoda,Kaleń, Przybysławice,Bronice.

Gdzie nie gdzie po dwa młyny były. W Chrząchówku młyn został spalony w czasie I Wojny Światowej przez wojska zaborcy- Austriaków .

 

 

 

 

W Młynkach młyn mełł rudę darniową tak dla ciekawostki pozyskiwaną ze wspomnianych Rud.

 

 

Dziś jeden z nich , młynów wodnych, który nie istnieje… Rudy

 

„Opowiada p. Zdzisław Wiejak

 

Odkąd sięgam pamięcią, młyn stał. Poruszany był wodą. W czasie panowania Czartoryskich młyn zapewne należał do nich. Przemawia za tym fakt, że młyn po wojnie został własnością Instytutu nawożenia i Gleboznawstwa, tak jak cała osada pałacowa w Puławach należąca uprzednio do rodu Czartoryskich.Przed wojną i w trakcie wojny młyn dzierżawił p. Zasada razem ze swoim szwagrem.Cała okolica robiła u nich mąkę. Młyn był bardzo dobry, miał trzy pary walców. Mąka wychodziła przednia ; razowa ,pszenna ,kasza- wszystkie rodzaje mąki największe nasilenie prac w młynie przypadało na święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy, cały pałac zastawiony był wozami pełnymi worków ze zbożem. Gospodarze nawet nocowali we młynie. To wielkie nasilenie nazywali miejscowi „ciżbą’’. Ciżba w młynie oznaczała nawał prac młynarskich.W Puławach było dużo piekarni, w związku z tym były młyny. Jednak młyn w Rudach miał największe powodzenie w całej okolicy. Piekarze, jak i puławianie, uważali, że lepsze pieczywo wychodzi z mąki mielonej w młynie wodnym a taki był tylko w Rudach. Nie wiadomo, czy to była prawda, ale działało! Po wojnie młyn przyjmowała kolejno: Gmina, Gminna Spółdzielnia, stowarzyszenie Młynów.

Ostatni młynarz-kierownik młyna zwał się Wenerski, były to lata pięćdziesiąte. Teraz po młynie są tylko szczątki, ale w mojej pamięci, zapewne i innych mieszkańców, młyn ciągle jakby był. Niekiedy można usłyszeć: spotkamy się koło młyna. …pamięć trwa.”

 

 

Nieistniejący młyńskie zabudowania w Rudach.

 

 

Cóż za piękne świadectwo historii i pamięci . Lubię bywać nad Kurówką , tu w Rudach , tu przy byłej pompowni wody do wieży ciśnień w Puławach Drewnianych. Ten już leciwy z XIX wieku budynek z czerwonej cegły kontrastuje na tle tego malowniczego krajobrazu i lasów tych dębowych dalej i dalej.

 

 

Kurówka na wysokości Rudy

 

 

Ujście Kurówki do Wisły w Puławach

 

 

Zdjęcia czarno-białe i opis z

Halina Kopron , Izydor Wiejak – „ Ocalmy od zapomnienia Rusy… Nasze miejsce na ziemi.”

„Wiatraki na Ziemi Puławskiej” – Aleksander Lewtak.

Zdjęcia własne.

 

15 czerwca 2019   Komentarze (1)
końskowola   historia   młyny i wiatraki   rudy   Rudy młyn KurówkA  

Historia lokalna skryta w wąwozie.Witoszyn....

Straszny skwar piekący o 17 każdy centymetr mego ciała. Stoję na rozdrożu dróg. Jednej do Wierzchoniowa druga do byłych dworskich stawów przy Pałacu w Celejowie. W ręku telefon i włączony GPS. Na plecach worek w nim woda i książka , której historia mnie tu przywiodła. Ta tragiczna i smutna. Ta tak nieodległa. A być może już zapomniana. Stoję na wierzchowni. Przede mną cudowne garby Lubelszczyzny. Przecinane wąwozami. Na tych grabach wymalowane jest największa cudowność letniej już przyrody niczym pędzlem najznakomitszego malarza. Mimo skwaru i drżącego z upału powietrza dostrzegam tej pejzaż. Naszej Lubelszczyzny ! najpiękniejszej! Przeszyte i podszyte pagórki wybrzmiewającą pszenicą prężącą się do słońca.

 

Witoszyn. Cóż to za miejsce. Małe Bieszczady. Tak o nim mówią. Nic a nic się nie mylą. Owiane tyloma legendami, że można by było obdzielić miejscowości obok i jeszcze by zostało. Ten kto nie był tu na tych garbach , wierzchowinach i głębocznicach to śmiem twierdzić, że mało co widział. I już na sam początek związana z samą nazwą miejscowości.

Nazwa miejscowości powstała z gry słów, która miała miejsce podczas spotkania króla Kazimierza ze swoim synem (z nieprawego łoża) w Witoszyńskiej dolince. Syn – na widok ojca – miał powiedzieć: – „Wito syn, Ciebie królu”.

 

 

Gdzieś dalej łąka i dalej jeszcze znów zboże. Nie widzę jakie za daleko. I między nimi drogi , te polne tak piękne. Wijące się miedzy tym bezkresem cudowności tego miejsca. I przyznam się od razu. Byłem najdłużej tu . Na górze. A w dole przecież i Bystra i wieś znaczy jej znakomicie większa część. To jednak tu wśród tych dzwonków rozpierzchłych wymieszanych z pęczniejącymi przytuliami na przydrożu czy mieniącego się dziurawca co przyroda popędziła do kwitnienia już można dostrzec urok i unikalność tego miejsca. Ktoś wstanie i powie. Panie kolego a przecież mamy Górę Trzech Krzyży czy na Potoku koło wodne czerpakowe. Czy to nie piękne miejsca? Tak cudowne i genialne. Tak przeszywające na wskroś swoim urokiem, wdziękiem i naturalnością. Można na Górze usiąść na ławeczkę i zatopić się z tych Trzech Krzyży kiedyś brzozowych. Skąd tu ? Na pamiątkę jak w Kazimierzu epidemii cholery z 1708 roku? Nie krzyże są tu od pewnego czasu najprawdopodobniej postawione przez tutejszych. Cel ? Turystyczny ? miejsce spotkań? Być może. I winnice odradzające się na nowo. Choćby winnica Wieczorków.

 

 

 

 

Źródło Potoku bije z wapiennej góry. Legenda i przekaz ustny mieszkających tu ludzi każe przyjąć za pewnik , że w środku skały czasami grzmi. Grzmoty się niekiedy nakładają i strach być blisko tego miejsca. Kuźnia niczym. Kuźnia podobno świetnej w smaku wody. Ja w to wierzę. A co. Aż korciło by sprawdzić … Bijąca woda jest lodowata niczym górski potok. Temperatura stała nie przekraczająca 10 stopni. Od razu przychodzi mi źródło w Parku Nałęczowskim. Tam gdzie napis informuje, że woda nie nadaje się do picia. Powiem, że złamałem ten zakaz…. Tam jak i tu wkładając ręce do strugi wody czuję ból , ból ukłucia tysiącami igieł. Taka mini krioterapia. Jako biegacz amator niekiedy stosuję takie bicze wodne. Raz gorąca woda i raz zimna. Choć ta z kranu to ma pewnie z 15 stopni. Na pewno orzeźwia i umiejętnie stosowana daje dużo pożytku naszemu ciału. Hydroterapia w końcu jest bardzo popularna. I tu kolejna legenda z nim związana. W skrócie powiem, że jak chłop się napije jego wody to nigdy nie zdradzi żony. A Panie jak np. obmyją twarz tą wodą staną się ładniejsze.

 

Tu nad nim stał młyn.Młyn nad Potokiem Witoszyńskim.

Witoszyn wzmiankowany był w źródłach pisanych w 1470 roku jako wieś szlachecka. Ale jak wierzyć legendzie to już wiek wcześniej istniała. Nie wykluczone. Należała do szlachty herby Wieniawa. W XVI wieku , gdzie właścicielem był Kruszczowski posiadała miejscowość jeden młyn. W XVII wieku właścicielem dóbr był Mateusz Chomicki. I wcześniej i później należał Witoszyn do dóbr celejowskich które przechodziły przez różne rody Zbąskich czy Czartoryskich choćby. Opisywany młyn powstał na gruntach dziedzica dóbr Celejowa – Bochotnicy - Józefa Klemensowskiego. Już znanego Państwu z opisywanych młynów w Bochotnicy.W XIX wieku Witoszyn posiadał wspomniany niżej młyn wodny, oraz dwa folwarki, karczma.

 

Warto tu się zatrzymać i powiedzieć , że idąc za profesor Anną Sochacką do XV wieku na Lubelszczyźnie do królewszczyzn należało 7 miast i 60,5 wsi. Do Kościoła 2 miasta i 46,5 wsi. Zaś do szlachty 10 miast i uwaga 575 wsi. To daje obraz ówczesny na tych terenach.

 

 

Młyn na rzece Kamionka zbudował około 1880 roku Stanisław Niedźwiecki. Zlokalizowany był przy drodze prowadzącej do wsi Rzeczyca. Zainstalowano urządzenia piętrzące i gromadzono wodę o powierzchni około 0,4 ha. Po 20 latach młyn przeniesiono nad rzekę Bystrą w miejscowość Iłki. Bystra była o wiele pewniejszym źródłem zasilania niż Potok Witoszyński .Bystra jak już wspominałem napędzała 23 tego typu urządzenia przed wojną na swoich 34 km biegu. W 1960 roku pozostało już tylko 6 piętrzeń. Do dziś tylko jedno – właśnie w nieodległych Iłkach. Młyn w Celejowie – Iłkach ten z Witoszyna przeniesiony w 1900 roku jest oddalony 10 km od ujścia rzeki Bystrej. Tu do napędu wykorzystano koło nasiębierne i podsiębierne. W czasie I Wojny Światowej cofające się wojska rosyjskie pozostawiały na tych terenach dym, zgliszcza i śmierć. Palili mosty, wysadzali wszystko co mogło przydać się wrogu który nadciągał. I tu kończy się historia młyna z Witoszyna. Nowo pobudowany młyn w 1918 roku w tym miejscu miał konstrukcję ryglową. Koła zastąpiono w 1937 roku na turbinę Francisa ( opisywaną już na blogu) przez Bronisława Niedźwieckiego. W 1945 roku powódź wiosenna zniszczyła urządzenia piętrzące i obaliła młyn. Odbudowano go w tym samym roku i w obecnym kształcie. Następni właściciele młyna to Józef Niedźwiecki a od 1998 Andrzej Niedźwiecki. Ma także piętno okupacji na sobie. W czasie wspomnianej okupacji był nieczynny. Syn właściciela Józef Nieźwiecki ps „Biały” należał do AK. „W nagrodę” za przynależność w październiku 1944 roku został zesłany na 4 lata na „Sybir”. Czy jest to miejsce szczególne? Tak i to bardzo. Ogromna i bezkreśnie piękna przyroda, bogata historia tego miejsca i to powietrze – smakuje inaczej i lepiej niż gdzieś indziej. Dlatego to tu, według legendy – miał przyjeżdżać na polowania król Kazimierz Wielki by po nich spotkać się bartnikami na rynku w Kazimierzu. Ci wręczyli mu plaster miodu. Król wziął go do ręki i przemówił: – Żeby cała Polska była słodka jak ten miód, a Polacy tak pracowici jak pszczoły, które ten miód zrobiły. Ach te legendy….

 

 

Widzę domostwa po lewej. Idę tam. Wąwóz po prawej. Ten wąwóz. Samochód zaparkowany w wysokich trawach mnie wita. Czy na pewno zaparkowany? Chyba bardziej trawy wyrosły jak już tu stał. Po drugiej stroje ujada pies. Wie, pilnuje. Broni swojego. Nie dziwię się. Mijam gospodarstwo i zastaję widok co najmniej ujmujący. Domostwo już prawie pochłonięte przez matuszkę naturę. Ściany obalone i domu i budynku gospodarczego. Los doświadcza go teraz. Pewnie ktoś tam jest właścicielem ? a może umarli bezpowrotnie. Słońce pali ! cień dają drzewa i bije chłód od wąwozu. Kolejne gospodarstwa i ławeczka na rozdrożu. Siadam odpoczywam. Biorę łyk wody. Tak jestem gotowy by się zmierzyć z celem mojej wycieczki. Emocje w środku…

 

 

Wracam się do miejsca startu .Ruszam na prawo. Przede mną droga polna upstrzona co chwilę zielem dla mnie ważnym. A to dzwoneczek taki letni, i złoty dziurawiec, nawłoci łany, przejrzałej pokrzywy. Ośmiał wtóruje rukiewnikowi żółcią swą. Cicho zaszyte jaskry , przytulie kłębiące się na przydrożu. Gdzieś jasnota biała , przetacznik błękitem swym powalającym . Z tej drogi zejść nie mogę , ale muszę. Tu w pole , przez zboże , pszenicę jeszcze zieloną. Ale już wysoką. Ścieżka przez zwierzęta wydeptana. Widzę przed sobą miraż brzeziny i czuję chłód. Chłód wąwozów. A z nim tej historii… tak już mało znanej….

 

dziurawiec 

 

„Ludwik Binieda mieszkał z żoną Antoniną i siedmiorgiem dzieci w skromnym domu, ktoóry niemal ze wszystkich stron otoczony był głębokimi jarami odbiegając od Zimnego dołu. Większość ludzi we wsi wiedziała o powiązaniach tej rodziny z ruchem oporu gdyż, dwudziestojednoletnia córka Helena od dłuższego czasu była narzeczoną partyzanta BCh Stanisława Mazurka ps. „sosna’’. W niedzielę 27 czerwca 1943 roku wczesnym rankiem w tym odludnym miejscu zjawiło się 15-20 Niemców, którzy otoczyli teren. Była to specjalna grupa pacyfikacyjna, która przybyła z Puław do Wierzchniowa samochodem. Ludwig Binieda obsługiwał w tym czasie suszarnię z tytoniem a najstarszy syn Tadeusz poszedł na ryby. Napastnicy zastrzelili dwa pilnujące obejścia psy i weszli do chaty. W mieszkaniu przebywała żona Antonina z dwojgiem maleńkich dzieci, z synem Stanisławem (14 lat) oraz trzeba córkami Heleną (21 lat), Genowefą (17 lat) i Ludwiką (10 lat). Poszukując pozostałych domowników podpalano szałas kryty strzechą, który przykrywał piwnice gdzie przechowywano ziemniaki.. prawdopodobnie podejrzewano, że ktoś w tej ziemiance się ukrywa.Po pewnym czasie Ludwika Biniendę schwytano przy suszarni i przyprowadzono pod stodołę gdzie na egzekucję oczekiwała już jego żona i dzieci. Oprawcy cepami córkę Helenę, zadźgali bagnetami półtoraroczne bliźnięta a pozostałe osoby zastrzelili. Ostatni zamordowany został Ludwok Binienda, który skatowany przez rozstrzelaniem musiał wnieść ciała swych najbliższych do stodoły i ułożyć w stos na klepisku…………

 

 

…………………………………………………………………………………………………………………………………………

 

POCHYLMY SIĘ I W CISZY ODMÓWMY KRÓTKĄ MODLITWĘ .

 

…………………………………………………………………………………………………………………………………………

 

Przyczyną najścia było oskarżenie sąsiada- folksdojcza (nazwisko Kuś, który pracował w przejętym przez Niemców gospodarstwie w Celejowie. Przed podpaleniem budynków nakazano przyprowadzonym ludziom, wśród których był wymieniony Kuś załadować na furmankę wyniesione z domu rzeczy (odzież ,pościel, sprzęt) i zawieźć je do Wierzchniowa, gdzie oczekiwał samochód. Przed odjazdem Niemcy rozkazali oddać konia Biniendów do dyspozycji sołtysa a krowę przekazać gospodarzowi z Wierzchniowa, który stracił zwierzę dzień wcześniej, podczas ataku partyzantów na samochód na samochód z oficerami gestapo. Mieszkańcy Witoszyna pochowali zwęglone ciała na miejscu zbrodni. Po kliku dniach krewni potajemnie powieźli szczątki zamordowanych na cmentarz do Kazimierza Dolnego. Konfident Kuś został wkrótce zlikwidowany na podstawie wyroku podziemia. W dwa tygodnie później zginął Stanisław Mazurek ps. ”sosna”. partyzant ten po śmierci żony która zginęła w 1939 roku od bomby zrzuconej przez niemiecki samolot zaangażował się w walkę z wrogiem. Początkowo działał w kadrze bezpieczeństwa a następnie w batalionach chłopskich gdzie uważany był za niezwykle doświadczonego i odważnego partyzanta…”

 

Nie znalazłem tej mogiły. Może nie mogłem. Nie było pisane. Wiem ,gdzie jest . Dalej i dalej. Byłem od niej z 400 metrów. Tych ważnych 400 metrów. Mimo tego w wąwozie na jego początku mimo hordy gryzących komarów oddałem się w cichej modlitwie. Na pewno jednej z wielu płynących w tych wąwozach.

 

Zdjęcia własne , Koła wodnego i Trzech Krzyży Marek Marek Krzysztof Francesco Różycki. Zdjęcie nagrobku z www.januszkowalskikazimierz.pl

 

 

 

Źródło : "Szlakiem Walki i Męczeństwa na terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego" - Aleksander Lewtak

"Młyny wodne - rzeka Bystra i jej dopływy"

"Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich ...." 1880

Dziennikwschodni.pl

Kazimierzdolny.pl

 

11 czerwca 2019   Dodaj komentarz
historia   cmentarze   witoszyn   młyny i wiatraki   Witoszyn Bieniedy Wąwozy gory  

Historia lokalna- Młyn Pod Czarnym Lasem...

 

 

 

"....Cóż to była za radość !

Teraz brakowało Antkowi tylko żony, żeby mógł ją bić, i już byłby z niego prawdziwy młynarz!..."

Bolesław Prus "Antek"

 

Cóż za tragiczny opis .... u Pana Prusa...

 

Dziś odwiedziłem drugi młyn wodny w Bochotnicy. „Pod Czarnym Lasem”. Dokładnie do miejsca gdzie był , bo dziś to już zabudowania z pięknie przystrzyżoną trawą tuż przy drodze na Nałęczów. Mostek ledwo widać z drogi, lecz byłem czujny i czujnie jechałem. Skręcam i przez mostek do ściany góry wąwozów. Dość nowy płotek drewniany pięknie ciągnie się od ściany lasu do Bystrej.

 

Napęd wodny w Polsce wprowadzili cystersi. Już w XII wieku zaczęły być nieodzownym elementem krajobrazu ojczyzny. Napędy młynów się rozwijały i unowocześniały. Od koła napędowego podsiębiernego o małej sprawności ( góra 30 procent) przez koło nasiębierne. Na końcu turbiny choćby ta wynaleziona w 1848 roku przez amerykańskiego konstruktora Jamesa Bichono – turbina Francisa. Czy jeszcze bardziej wydajna turbina Kaplana wynaleziona w 1912 roku przez inżyniera Wiktora Kaplana.

 

Mostek solidny „ Strategiczny”. Nośność 30 Ton. Akurat pod czołg. Tak ta droga i ten most był „strategiczny” za czasów wiadomych. Mostek pozostał. Młyn nie. A o nim dziś piszę.

 

Młyn został wybudowany przez Klemensowskiego jak i ten na Zamłyniu. Rok budowy to około 1880 roku. Klemensowski to ówczesny właściciel dóbr Celejowsko-Bochotnickich. Czasy zaborów , czasy trudne. Ród nie posiadał stanu szlacheckiego a dążył do tego. Zbudować swój prestiż mieli także poprzez odbudowanie zameczku Firlejów w Bochotnicy zwanym „Esterki”. Ich „lojalność” do władz rosyjskich jest tematem wielu niewyjaśnionych do tej pory spekulacji. Czy rzeczywiście pomagali zdusić powstańczy ruch na ich ziemiach… zostawmy duży znak zapytania.??

 

 

Idąc za myślą pana Aleksandra Lewtaka można wyczytać ,że

 

„Długi czas napędzany był kołem wodnym, które dopiero w 1938 r. zastąpiono turbiną Francisa wynalezioną przez jak wyżej opisałem Bichono .Główna konstrukcja budynku wykonana została z potężnych drewnianych bali, które starannie oszalowano z zewnątrz deskami. Tuż przy śluzie znajdował się drewniany most, przez który wiodła do Zbędowic. Wodę w rzece piętrzono do wysokości 1.01m. młyn stanowiący własność Józefa Klemensowskiego został około 1933r. przejęty prawdopodobnie za długi przez Szmula Joska Fryda. Przed wojną młyn wydzierżawił m.in. Juliusz Zawadzki oraz Zygmunt Gałkowski i jego brat Lucjan. Ci ostatni jeszcze parę lat po wojnie zajmowali mieszkanie przy młynie. Młyn posiadał prądnice produkującą prąd na potrzeby młyna i domu mieszkalnego. Był to jeden z najlepiej urządzonych i wyposażonych młynów. ( 3 stoły walców, jeden kamień i szmergłówka( przyp. autora ścierna skała)). W czasie okupacji młyn zajęty przez volksdeutcha z Końskowoli- Ulfika pracował na potrzeby okupanta. Partyzanci kilkakrotnie dokonywali tu akcji rekwizycyjnych. W roku 1953 wody ze spływów wiosennych uszkodziły urządzenie piętrzące i unieruchomiona została turbina. W wyniku postępowania spadkowego młyn i przyległa do niego ziemia stała się własnością spadkobierców, którzy odziedziczony majątek sprzedali w 1958 roku Marii Szabelskiej i Henrykowi Kozłowskiemu. Na skutek nieporozumień między nabywcami a lokatorem (Gałkowskim) młyn przez kolejne lata stał bezczynnie, dewastowany przez okolicznych mieszkańców. Około 1980 roku szkielet budynku konstrukcji ryglowej pozbawiony maszyn i urządzeń został rozebrany przez aktualnych właścicieli ( Kowalczyk , Szabelski).”

 

Dziś zostały płyty betonowe po całym tym ustrojstwie reszta to krzewy , drzewa, i kładka na Bystrej.Ta skąpana w zieleni traw, drzew przełamana ośmiałem - żółtym tym jakże letnim kwieciem, fioletem żywokostu i błękitem przetacznika przyroda wybrzmiewa w sposób wspaniały. Gdzieś na kładce dzieci nogi moczyły w mętnej lessowej Bystrej , górskiej Pani. Już nie korpulentna, już smukła sama w sobie , płynie swoim korytem. Swoim rytmem. Napędzałam kiedyś 23 młyny , dziś tylko jestem niemym świadkiem tej przaśnej codzienności, ludzkiego żywota. Już nikt do mnie nie przychodzi i kijanką nie łupie, nie stawia kaszorków, nie napędza kamieni młyńskich. Uwolniono mnie z ciężkiej pracy i płynę taka bez celu. Jeszcze mnie na kilometrze zmienili , obłożyli kamieniami betonami jak Kurówkę w Puławach….

 

 

Pan Edward Piwowarek – genialny regionalista kochający Bochotnicę miłością nieograniczoną i jedyną zaznacza i słusznie , że :

 

„Trzeba pamiętać, że młyny w przedwojennej Polsce były nie tylko fabrykami mąk i kasz, ale jaskółkami industrializacji środowiska wiejskiego. Były one miejscem wymiany informacji poprzez sam fakt kilkugodzinnego w nim przebywania i obcowania sporej grupy osób korzystających z młyńskich usług. Właściciele młynów stanowili wiejską elitę. Cieszyli się niekwestionowanym autorytetem w środowisku, niejednokrotnie odgrywali rolę arbitrów w sporach międzysąsiedzkich. Będąc ludźmi zamożnymi, wyróżniali się wysokim poziomem kultury osobistej, inspirowali, inicjowali i pełnili ważne funkcje w społecznych organizacjach, na przykład w zarządach ochotniczych stażach pożarnych, nie szczędząc grosza na zakup sprzętu gaśniczego. Właściciele młynów prawie wszędzie prowadzili wzorowe gospodarstwa rolne, zakładali nowoczesne sady, szczycili się pięknymi końmi i rzędami, a ich dzieci uzyskiwały gruntowe wykształcenie. Stopień oddziaływania na środowisko był znaczący pod wieloma względami. Zaryzykuję twierdzenie, że znaczna część mieszkańców zazdrościła rodzinom młyńskim ich poziomu i standardu życia, ale była to zazdrość zdrowa i inspirująca, skłaniająca do dorównywania w sposobie bycia i zachowania. Wiele osób znalazło zatrudnienie w samym młynie lub w gospodarstwie rolnym i domowym ich właścicieli bądź dzierżawców.”

 

Drugi młyn Bochotnicki opisany. Zwiedzony. Pozostał jeszcze jeden. I młyn a później tartak. Gdzie? W ukochanej Bochotnicy….

 

„Wyjdę ja za młynarzyka ,

On mąkę miele gorzałkę łyka.

Bo młynarzyk sobie mąkę pytluje,

A młynarka dobre kluski gotuje”

 

Przyśpiewka weselna

 

 

 

Zdjęcia własne. Opisy na podstawie :

Młyny wodne rzeka Bystra i jej dopływy - A. Lewtak

Opowieść o młodniejącej staruszce i rycerzach św. Floriana - E. Piwowarek.

02 czerwca 2019   Komentarze (4)
bochotnica   historia   młyny i wiatraki   młyn czarny las klemensowski  

Jak Holender w Skowieszynie działał...

Miejsce, gdzie był opisany wiatrak w wraz z zabudowaniami.

 

Okolice Puław tego młodego miasta są bezsprzecznie niezwykle interesujące nie tylko ze względu na ich często burzliwą historię ale i cudowność i różnorodność przyrodniczą. Tu właśnie zaczynają się pierwsze małe i skromne , przechodzące w dojrzałe i przepiękne wąwozy lessowe, gdzie warstwa życiodajnego lessu potrafi  mieć nawet 30 metrów. Tu Wisła zabierała i dawała. Ziemia żyzna przy wiślana ale i dla mieszkańców niebezpieczna. Pięknie górki poprzecinane wąwozami, garby na których żółci się rzepak, lub bieli tatarka. To  pszeniczne , złociste pola poprzecinane krzakami porzeczek tych czarnych. To zagony malin pachnące jesienią. Lasy , które otulają swoją czułością to miasto, szumią i zapraszają na przechadzki po nich. To w końcu mimo Zakładów Azotowych i górujących kominów nad krajobrazem wyciszenie na Płużkach zaczynając, przy ujęciach wody dla Pałacu Czartoryskich  przy byłej cegielni i też nieistniejącym wiatraku. I dalej dalej  szlakami niegdyś czarnym dziś żółtym, Greenways lub leśnymi duktami przez bory sosnowe do Piasecznicy swoistej linii od której Kazimierski Park Krajobrazowy się zaczyna i dojrzałe wąwozy – te co zapierają dech w piersiach i wiosną ,latem a jesienią i zimą są cudowne. Ta droga to od setek lat łączyła w sobie dwie średniowieczne wsie – Włostowice i Skowieszyn. To tu znajdziemy miejsca uświęcone krwią powstańców, miejsca egzekucji wykonanych przez Niemców na ludności choćby Skowieszyna , czy walk z „potopem szwedzkim”.  

 

Zdjęcie wiatraka z książki P. Lewtaka.

 

Na tej ziemi – Ziemi Puławskiej dopełnieniem krajobrazu od XIII wieku były wiatraki. Głównie w pełni drewniane jak wiatrak kozłowy – „koźlak”. Ten typ wiatraka był tak popularny na tych ziemiach. Największe występowanie wiatraków można było zaobserwować w XIX wieku. Stanowiły konkurencję dla młynów wodnych. Ileż to na starych mapach można dostrzec w szeregu ustawionych wiatraków jak choćby w Pożogu czy w Bobrownikach na Budzyniu. Pomyśleć ,że w spisie z 1954 roku na terenach polski było ponad 3000 wiatraków z czego nadających się i dalej pełniących swoje funkcje tylko 63 !!??

W dobie maszyn spalinowych czy elektrycznych wiatraki nie potrzebowały już wiatru , były od niego uniezależnione stając się młynami chyba już bez duszy. Jeżdżąc po całej Polsce jeszcze gdzieniegdzie widzę kikuty , relikty tych wiatraków. Gdzie nowe czasy nie znalazły dla nich ani zastosowania ani miejsca przy gospodarzach. Dlatego to dobrze zachowane były zdemontowane i składane w skansenach. Były też unikaty na tych ziemiach jak jedyny wiatrak paltrak z Witowic. Dostał nowe życie i w Kazimierzu Dolnym – Góry Pierwsze dostał nowe życie. Większość nie miała tego szczęścia, została rozebrana , spalona , zniszczona nie tylko przez pożogę wojenną. „Helendrów” mamy na naszej Ziemi Puławskiej 7. Bardzo dobrze zachowany to ten przy Klementowicach. Są jeszcze relikty ich choćby  w Józefowie nad Wisłą.

 

Być może podobnie wyglądał do tego z ziemi Gdańskiej Holender w Skowieszynie. Zdjęcie interent.

 

Skowieszyn i jego „Holender” był w posiadaniu Tomasza Wocióra zakupionego od Ignacego Sykuta z Końskowoli. Zmontowali go na polnej drodze w stronę Puław – teraz to ulica Puławska. W czasie wojny prace w wiatraku się nie odbywały ponieważ Niemcy rozkazali zdemontować skrzydła. Okupanci wykorzystywali go jako punkt obserwacyjny. Fakt teren jest w stronę Puław płaski poprzecinany uprawami i ugorami. Są także źródła które wybijają blisko linii kolejowej. Wypatrywano z niego partyzantów i ludności im pomagającej. Koniec hekatomby II Wojny Światowej był początkiem budowania wszystkiego od nowa na zgliszczach i pogorzeliskach historii swoich domów i terenu. Zamontowano skrzydła i funkcjonował do 1965 roku. Ostatni etap historii tego unikatowego Holendra to rozbiórka wraz zabudowaniami. Skromny krzyż stalowy przy karłowatym drzewku to jedyny teraz znak jego bytności w tym miejscu. Tyle razy tu biegałem i przez myśl mi nie przyszło, że to miejsce ma taką historię. 

Zaznaczony wiatrak z mapy WIG 1937 roku. Aktualnie ulica skowieszyna - Puławska.

 

Zanzaczony wiatrak na Mokradkach. Blisko cegielnia i ujęcie wody dla osady Pałacowej.

 

 

Kolejna karta historii odkryta… a ile tych wiatraków wokół Puław i w nich samych … naprawdę dużo….

Zdjęcie własne , opis na podstawie A.Lewtak „ Wiatraki na Ziemi Puławskiej”. Zdjęcie czarno-białe także w tej publikacji.

 

 

03 maja 2019   Dodaj komentarz
historia   młyny i wiatraki   skowieszyn  

Historia lokalna - młyn na Zamłyniu - Bochotnica....

Bochotnica . Pierwsze zapiski o tej miejscowości pochodzą z 1317 roku. W owym czasie wieś stanowiła własność rycerską , którą w przywołanym wyżej 1317 roku późniejszy król Polski Władysław Łokietek nadał ją protoplaście rodu Firlejów Ostafiemu herbu Lewart.

Młynów w teraźniejszych czasach Bochotnicy były trzy. Wszystkie turbiny ich były napędzane wodą. 

Jeden w stronę Wierzchoniowa - pod Czarnym Lasem ( od 1880 r, po wojnie należał do Lucjana Gałkowskiego, powstał na polecenie dziedzicaJózefa Klemensowskiego).Drugi opisywany a trzeci w środku wsi. Ten we wsi został zniszczony przez naloty bombowe przez okupanta w 1944 roku. Po wojnie przerobiony na tartak Był to młyn żydowski - Josefa Fryda. 

Na zdjęciu jeden z bardziej teraźniejszych czasów na Zamłyniu - młyn wodno-turbinowy w tej przeuroczej miejscowości. Tuż przy Bystrej ( rzece - co zrozumiałe) w bliskiej odległości skrzyżowania dróg na Opole Lubelskie - Nałęczów.

 

Młyn na Zamłyniu

 

Zbudowany w 1870 roku przez dziedzica Klemensowskiego - właściciela dóbr celejowskich ( choć nie był szlachcicem, to poprzez zakup gruntów i miejscowości budował swoją pozycję). 

Młyn uległ pożarowi w 1910 roku , został odbudowany o ten sam napęd wodno-turbinowy służył do 1988 roku. Od 1926 roku był dzierżawiony przez rodzinę Kochanowskich a od 1967 roku przez Spółdzielnię "Zgoda" w Kazimierzu. Od 1989 roku stał się własnością prywatną.

Dodam, że tą drogą można dojść do cudownych wąwozów jak i kseroterm. Nie mówiąc o dolinie Bystrej ( zwanej kiedyś Trypa, Charzówka, Bochotniczanka). Cudowne i magiczne miejsce. Będę starał się opisywać jak jest chęć poznania z Państwa strony i historię i przyrodę i tradycje jakie tu były i są. Oczywiście okiem amatora.

25 marca 2019   Dodaj komentarz
historia   bochotnica   młyny i wiatraki   zamłynie   bochotnica  
< 1 2 3 >
Blogi