• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum marzec 2020

< 1 2 >

Młyn wiatracznej, niedoszłej nadziei Chrząchów...

 

Domniemane miejsce posadowienia wiatraka.

 

 

 

 Zdjecie wiatraka z Chrząchowa p. Mizerackiego - zdjęcie z książki p. A.Lewtak " Wiatraki na Ziemi Puławskiej".

 

 

Koźlak no bo jaki … no w sumie może holender czy pytlak...  Nie ! Sprawdzona konstrukcja koźlaka i jego wielki rzemieślnik Piotr Wójcik. Rok wojny tej pierwszej. Austriacy na dobre już zagościli tu. Maj  pod Gorlicami złamał świat wielkiego panowania Cara – Boga. Ów Bóg uciekał z podkulonym ogonem od maja 15 roku XX wieku z tych ziem , palił, zabierał, gwałcił, kradł.... A w Zabłociu zbijano deski, ciosano drwa, bo zamówień wiele. Ten ze stoku jak teraz mówią ,czyli z półki. Standard wiatraka koźlaka – jeden skład kamieni. Nie lada konstrukcja ,ale tak dobrze znana. Stolarze, dekarze i inżynierowie wiedzą jak go stworzyć. W Chrząchówku po 1 wojnie światowej został postawiony przez Michtę wiatrak koźlak tuż przy Kurówce, tuż przy jego spalonym w działaniach wojennych młynie wodnym. Ale wcześniej tuż przy szkole , przy zagrodzie Mizerackiego montowano z Zabłocia młyn wiatrak....Pan Bronisław z sakiewki wyłożył nie lada grosz by pod jego młyńskim okiem wiatrak mełł mąkę. Pewnie poczynił w Cechu nauki i szkoły pokończył. Młyn na dobre to w Wygodzie staje w miejsce spalonego w czasie I Wojny Światowej wiatraka Ale dajmy tu luz bo w 1866 roku podczas uwłaszczenia ze wsi Chrząchów została wydzielona wieś Wygoda.

 

 

 

Bronisław Mizeracki po 12 latach służby w carskim wojsku sprowadził wiatrak koźlak na ziemię tuż przy szkole, tuż przy późniejszym kościele , tuż przy teraźniejszej logistyce Tirami upchanej. Taki początek przygody pokoleniowego mielenia w wiatraku. Pan Bronisław oddał pałeczkę z ręce Józefa.   II Wojna Światowa …..Okupacja, śmierć, ból, zgliszcza, Polska na kolanach....Wiatrak przetrwał,ale został zarekwirowany. Zapieczętowany, zaplombowany. Czekał na nowego właściciela...nie Polaka. Pan Józef znalazł pracę u właściciela nie tylko młyna - Niemca Oskara Urlicha. Bogatego Pana w Kurowie. Okupant odszedł i nie zdążył się osiedlić tu kolonizator niemiecki. Nie mełł mąki ani dla Polaków ani dla Niemców.

 

 Siedlsko z mrowiem uli. Tuż przy domniemanej lokalizacji wiatraka.

 

Po wojnie przez chwilę młyn - koźlak zaczął w końcu na nowo pracować. Być może popadł konflikt z ówczesnymi władzą za jego pracę u niemca lub z innych powodów być może nawet ideowych młyn został ponownie zamknięty. Ponownie znalazł pracę w młynie , tym razem wodnym, opisanym przeze mnie w Wólce Nowodworskiej - Stanisława Germiasińskiego. Kończy swoją podróż po tym łez padole w roku 1961. Pewnie przepełniony żalem , smutkiem i całkowitym niespełnieniem jako właściciel młyna! młynarz! mistrz młynarz!. Wiatrak przeszedł na własność Stanisława Kruka i został rozebrany.

 

 

 Zdjecie wiatraka z Chrząchowa p. Mizerackiego - zdjęcie z książki p. A,Lewtaka " Wiatraki na Ziemi Puławskiej".

 

 

  Zdjecie wiatraka z Chrząchowa p. Mizerackiego - zdjęcie z książki p. A,Lewtaka " Wiatraki na Ziemi Puławskiej".

 

Dzięki panu Tomaszowi co odezwał się od razu po przeczytaniu mojego wpisu o młynie wodnym w Chrząchówku zainteresowałem się wiatrakiem Mizerackich. Wiele ciekawostek i  unikalnych zdjęć z tego okresu można znaleźć na stronie Szkoły Podstawowej w Chrząchowie. Skrzętnie zbieranych i udokumentowanych. Uderzyła mnie liczba osób , które przeczytały jeden z wielu wpisów o młynie wodnym p. Michty ponad 500. To swoisty rekord i napawa mnie nadzieją ,że nie tylko mi leżą na sercu te relikty jakże ludzkie , jakże tutejsze , jakże wartościowe jak wiatraki i młyny wodne w okolicy. Zatem po rozmowach z p. Tomaszem i otrzymaniu wskazówek odnośnie lokalizacji owego wiatraka ruszam z Puław w sobotnie przedpołudnie. Pięknie słoneczko przypieka. Cieplutko, kurtka tylko wiosenna. GPS zafiksowany i można jechać. Znów znane mi i kochane miejscowości. W tym bliska memu sercu i duszy amatora regionalisty Końskowola. Mijam i ją zjeżdżając tuż za młynem motorowym i tuż przy byłym cmentarzu epidemijnym w stronę Witowic i dalej do Chrząchowa. Tej XV wiecznej wsi szlacheckiej.

A administrator strony "Końsowola na starej fotografi" nie tylko chętnie udostepnia moje tam pożal się Boże wpisy ,ale dzieli się ogromną wiiedzą i bardzo pomaga z zdobyciu zdjęcia czy informacji - Dziekuję w tym miejscu.

 

 

 W oddali budynek szkoły w Chrząchowie. 

 

 Długa i piękna miejscowość tak cudownie przeplatana architekturą drewnianą z tą nowoczesną murowaną. Kurówka blisko , swoista linia demarkacyjna między nimi a Chrząchówkiem. Już blisko , mijam kościół ( ach skąd tu informacje brać o nim) szkołę. Wygoda. Znów potężny plac a na nim wiele tirów , wiele… I cieniutka dróżka mocno pofałdowana wzdłuż ogrodzenia i domostwa. Psy szczekają , kilkanaście metrów i znajduję się na tyłach i buch ! Inny świat. Widać szkołę w Chrząchowie , widać iglaki skutecznie kamuflujące świątynię. A przede mną polna droga, już nie aż tak uczęszczana , już wielkie kamienie wyznaczające jej szerokość oblepione mchem i porostami. Rozwidla się do domostwa na lewo nowego i na prawo do już wg opuszczonego przez człowieka domostwa. W polu już pracą rolnika uprawianym kępa drzew. Brzeziny, topole i inne… raczej młodnik choć już nie podlotek. Gaszę motor. Wysiadam.

 

 Domniemane miejsce posadowienia wiatraka.

 

Uderza mnie jednostajne i jednolite buczenie. Tak charakterystyczne, tak polskie , tak przez niektórych lubiane ale dla większości budzące respekt. W dzikim już sadzie dawno nie przycinanymi drzewami kłębią się niezliczone roje pszczół. Ule kolorowe zatopione w byłe siedlisko dodają geniuszu temu miejscu.  Studnia z odwalonym deklem , już zapomniany przez rękę ludzką wjazd do domostwa. I ono samo...schron ceglano-ziemiany na rozliczne płody rolne jest. Czerwona cegła mieni się w tym wiosennym słońcu. Na środku rosłe drzewo- dąb zapewne. Piękne,rozłożyste. Jeszcze bez liści niczym strażnik tego miejsca. Kto tu mieszkał ? może właśnie Mizeraccy? nie wiem. Jedno buczenie od tysięcy skrzydeł pszczelich robi na mnie wrażenie. Nie mam odwagi wejść tam, bokiem podążam do kępy lasu. Patrząc na całość terenu jest duże prawdopodobieństwo ,że właśnie tu stał tej rozebrany w latach 60 wiatrak. Szczere pole, lekka wierzchowina. Czuję w tym miejscu pracę ludzkich rąk, czuję trud tamtych czasów. Coś tu jest i siedzi coś niespełnionego. Śladu po wiatraku nie ma , ale jakoś czuję jego bliskość mimo wszystko. 

 

 

 

Pomyślmy, że w tych czasach remont już leciwych koźlaków to koszt około 400 -600 tysięcy złotych ( choćby jeden z ostatnich ocalałych koźlaków z Pępowa) . Daje to pewną skalę kosztów postawienia wiatraka koźlaka. I wizja ,że ten wiatrak nie zarobił ani na siebie ani na właściciela jest przygnębiająca ,ba! tragiczna. Pomyślmy zatem co czuł właściciel wiatraka czy młyna wodnego z okolic . I p. Michcie i p. Mizerackiemu nie dane było pracy w swoich młynach tak jakby sobie życzyli.  Bardzo to przygnębiające. Niestety historia tego miejsca nie służyło tym młynom ...wiatrakom szczególnie ….

 

 

 

Na podstawie :

Rozmów wszelakich 

A.Lewtak " Wiatraki na Ziemi Puławskiej"

S.Wójcicki "Dziedzictwo kulturowe gminy Kurów" 

Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, Tom XV

SŁOWNIK HISTORYCZNO-GEOGRAFICZNY ZIEM POLSKICH W ŚREDNIOWIECZU Edycja elektroniczna Redakcja ogólna: Tomasz Jurek

 

30 marca 2020   Komentarze (3)
chrząchów   młyny i wiatraki   młyn wiatrak chrząchów  

Kurz niesiony drogami tej ziemi....

Ścięte życie drzewa.....

 

Kurz , zewsząd kurz. Małe tornada kręcą przede mną , przed młodym moim. Kurz. Łopatka lekko wchodzi w puch piasku na wiekowej drodze Pożóg – Skowieszyn. Stoję z młodym patrzymy na dymiący komin Azotów ..tak blisko. Widzimy łany rzepaku , łany czyjeś pracy przed zimą. Już co niektóry wyrwał się do Słońca i zażółca się jego znamię. Zbyt szybko....mrozy i zimno nadają. Dziś jednak uderza wiosna w całej krasie. Powala na kolana , szarpie do granic zmysły moje. Wyciąga do nieskończoności mój zachwyt i szacunek dla Niej. Kurz, włazi w zęby, a młody tylko łopatką nabiera ten ziemski pył i wysypuje z łopatki....a on się niesie. Niesie na te garby Pożoga , na te wierzchowinie Skowieszyńskiej Ziemi. Uderza o ziemię. Ziemię ,która niosła setki końskich kopyt, czuła tysiące stóp...Ziemia co uginała się ale służyła włościanowi , rolnikowi, chłopu..Panu tej ziemi. Drogi co widziała tak wiele, widziała z swej wyższości nad doliną Kurówki przyoblekaną gdzie i Rudy i Końskowolę widać i Witowice i Chrząchów , widać z jej ramienia i Kurów i nowe arterie nowych szybkich dróg... Gdzie na niej nie jeden koń padł, gdzie przyjęła do siebie nie jednego powstańca , gdzie płacz matek i żon z dziećmi nasączał jej brzemię, uderzał w żałość i smutek i żal. Gdzie nie jeden dziad szedł wsie odwiedzić za garstkę chleba czy w stodole kont. Mówił i modlił się za dobrego Pana , modlił się za rodzinę, za ten świat... Dziś my na tej drodze pełnej historii i pełnej ludzkiego potu idziemy w nieznane . Prze siebie. Droga mocno spracowana pod kołami ciągników , kiedyś koni i wozów drabiniastych. Pachnący kapuścianym transem rzepak przełamany co chwilę czym świeżo nasianym lub sadzonym. Młode krzewy porzeczki pewnie czarnej łapią swoje pierwsze wiatry słońca ciepło. Warkot ciągników między wąwozami z zawieszonymi siewnikami zwiastuje czas bardzo intensywny dla siejących. Mimo ,że ziemia lekko się podaje maszynom, gdzie i redlina równiejsza i powtarzalna, gdzie nasiona trafiają co ileś centymetrów od siebie niczym cyrulika robota , gdzie i koni brak i ich żywota ciężkiego nie szkoda. Wąwóz za wąwozem. Toczy się przy nas Zielony Szlak. Co od Kościoła w Skowieszynie asfaltem , płytą ażurową pnie się na wierzowinę , gdzie i dwór stał i gdzie Pan panował. I wpada w wąwozy co na sam Las Stocki powiodą, na Kolonię Pożóg zaprowadzą czy do Pożoga zawrócą. A przy nich ,koło drogi te pola ,zaorane już ,posiane ,pielęgnowane. Kipią nadzieją ich włościan , ich nadzieją na dobry plon, na 2,5 zł / kg porzeczki. Ziemia żyzna orana i uprawiana wieki, zna co cłopski trud wie ,że rodzić musi, musi … A i na graniach tych pól i ugorów niekiedy i ziela wszelakie wiosenne oko umilają. Bije przetacznik ożankowy, uderza jasnota , tasznik w swej białości pełen . Puka w zmysły i miodunka i kokorycz, fioleci się fiołek ,a żółci i ziarnopłon i podbiał. Czosnaczek łanami się ściele , a bluszczyk kurdyban jeden zaczyna wyłazić w końcu. Jakiś w tym roku opieszały. I dalej idziemy, uderzamy co rusz z gwar ptactwa wszelakiego, psów jazgot z oddali i zwierzyny ten w wąwozach ciche odgłosy skąpany. Dalej przed siebie. Pola i rola i ugór i łąka...łąką w dół....tam cel nasz na dziś. Tylko na dziś. Patrzę na drzewa młode , młodnik uprawny. Pan życia i ich śmierci. Zawinięte w jutowe worki korzenie leżą oparte bokiem na ziemi. W szeregu ale nie zakopane w matuszce ziemi. Boże ..czekają na śmierć lub życie , powolną agonię w jutowym worku , na boku pochylone. Zamarłem , aż mną zatrzęsło. Młody wyczuł mój niepokój, frustrację i bezradność. Tylko tliła się w głowie myśl jedna , skoro tamte wsadzone te czeka ten sam los!

 

 

 

 

Opadam w dół na skraj wąwozu. Mijam przetaczniki i szczawie wszelakie..Jest młoda brzezina , topoli kawałek , jest i uskok materii. Wschodzę ciekawy, cięgnie mnie tu. Jest ! Epitafium tych naszych czasów naszego bytu. Droga życia pełna i jego końca. Coś mnie tak mocno w to miejsce rwało , ciągnęło, dawało siłę na nowy krok, na kolejne metry. Doszedłem i usiadłem. Wielkie drzewo, najpotężniejsze w okolicy. Mocy pełne i powagi, wielkiej ważności w tym miejscu. Stało się niezmierzoną potrzebom ludzkiego istnienia . Jego bycia na tym łez padole. Jego potrzebom bycia i życia. Stało się nie tylko świadkiem wielkiego ludzkiego pokoleniowego bycia, stało na straży użytku dla ludzi . Poświęciło swoje setkę lat by zapewnić kilka lat życia ludzi. Ogromne drzewo nie znam jego imienia . Największe stąd. Cięte na kilka pił. Już zmurszałe , już mech go oplótł, już o nim zapomniano. Już o nim zapomnieliśmy...przysłużyło się ...przetrwaliśmy zim kilka , na przednówku pod kuchnią palone nim by kaszę uwarzyć,czy ciepło po izbie rozlać. 

Dziś jego dwa ogromne pocięte i pourywane pnie są niemym świadkiem tych trudnych czasów. I zapewne znak krzyża przy pierwszym ciosie był i modlitwy o lepsze jutro przy jego dzieleniu na wsi. Konie nie dały rady tych pni zaciągnąć gdzie należy, zostały a ja łzę roniłem dziś nad nimi widząc ludzkie szczęście tego kolosa ciepłem w kuchni ale i naszej zapłaty za to matuszki przyrody brzemię. Kupa śmiecia zostawiona przez nas w dowód podziękowania i uznania boli mnie najbardziej.....

 

29 marca 2020   Dodaj komentarz
skowieszyn   filozofia   przyroda   pożó   Pożóg Skowieszyn wiosna wąwozy  

Bochotnickie brzemię kobiet...

 

Kobiety w Bochotnicy ( u ujścia Bystrej do Wisły) w czasach powojennych czy nawet lat 60 -tych ciężko pracowały nie tylko w gospodarstwie ,domu. Naginały krzyża przy pracach żniwnych czy wykopkach często na polach oddalonych nawet kilka km od domostwa. Dodatkową, ciężką pracą kobiet, które udawały się na południowy odpoczynek, bądź wracały po południowych pracach w polu było dźwiganie zojdy [*] wypiekanych na polach chwastów dla dojnej krowy – tzw. „zakład”. Wierząc przekazom ludowym krowy nie chciały dawać mleka póki nie dostały owego smakołyku. Zanim trafił na bydlęcy talerz owy smakołyk został on płukany w Bystrej.

 

Cytując pana Piwowarka „ Widok kobiet dźwigających w porze wiosenno-letniej ciężkie toboły na zgarbionych siłą rzeczy plecach było pejzażem nie tyle barwnym, co okrutnym , stanowiący o miejscu, roli i zadaniach kobiety do końca lat sześćdziesiątych XX wieku.”

 

Pamiętajmy ,że kobiety wychowywały dzieci swoją bezgraniczną miłością zabierając je na pola , dźwigając je na ramionach nawet 3 i więcej kilometrów. Wykonywały z konopnej płachty umocowanej między drzewami czy wbitymi palikami kołyskę i szły do żęcia sierpem czy kopania ziemniaków.

Czasy się zmieniły przez te bez mała 60 lat, ale czy aż tak mocno ? i wszędzie ? 

Wielki szacunek pokłon dla Pań!

 

* - idąc za „Kieleckie- Słowniczek Gwarowy” - Stanisława Cygana - zajda - brzemię, tobół, tłumok, zawiniątko, ciężar, noszony na plecach’

 

Opis na podstawie książki " E.Piwowarek " Rody Bochotnickie Obrzędy-obyczaje-tradycje XX wieku"

Zdjęcie Internet - kobieta z chrustem

26 marca 2020   Dodaj komentarz
bochotnica   kobiety brzemię  

Niedoszłe miasteczko butów pełne ...Bata...

Wizualizacja osiedla pracownicznego - wykonal Pan Jacek Gładysz !

 

 

Centralny Okręg Przemysłowy. Wicepremier Kwiatkowski zainicjował ogrom zmian gospodarczych w już walczących z kryzysem młodym wolnym państwem Polskim.Przyszłość wiązali i Puławianie z nim, z tym COP . Lat 30 te.

Idąc za Janem Krzysztofem Wasilewskim o samym Centralnym :

“

Okres ożywienia gospodarczego lat 1926-1928 zaowocował koncepcją rozbudowy polskiego przemysłu wojskowego w tzw. trójkącie "bezpieczeństwa", zlokalizowanym między Sanem a Wisłą. Na przeszkodzie rozwinięcia tej koncepcji stanął wielki kryzys gospodarczy, który w Polsce rozpoczął się w roku 1929 i trwał do roku 1934.

W 1936 roku w kołach rządowych podjęto próbę opracowania programu inwestycyjnego. Program ten, którego twórcą był ówczesny wicepremier i minister skarbu, Eugeniusz Kwiatkowski, nazwany został czteroletnim planem inwestycyjnym i obejmował okres od l lipca 1936 roku do 30 czerwca 1940 roku. Zakładano w nim podjęcie realizacji inwestycji państwowych na sumę około miliarda [i] 450 - 800 mln zł. Celami planu były: rozbudowa przemysłu przetwórczego, rozszerzenie rynku wewnętrznego oraz wzmocnienie przemysłu zbrojeniowego.

    Jednocześnie, licząc się ze szczupłością własnych środków na finansowanie nowych inwestycji wojskowych, usilnie starano się uzyskać pożyczkę zagraniczną. We wrześniu 1936 roku zawarto umowę z Francją, na mocy której Polska otrzymała pożyczkę zbrojeniową na łączną kwotę 2.250 mln franków, tj. około 480 mln zł. Była to pożyczka zarówno gotówkowa, jak i materiałowa, której jednak nie zdołano niestety w pełni wykorzystać. W 1939 roku uzyskano jeszcze jedną pożyczkę francuską w wysokości 430 mln franków.

 

O lokalizacji COP przesądziły przesłanki ekonomiczne, militarne i demograficzno-społeczne. Dotychczas przemysł w Polsce grupował się w kilku tradycyjnych ośrodkach na zachodzie i centrum kraju. COP miał niejako wypełnić lukę na terenach słabo uprzemysłowionych i stanowić rodzaj pomostu między terenami rozwiniętymi gospodarczo, a zacofanymi kresami wschodnimi. Administracyjnie COP wchodził w obszar czterech województw: kieleckiego, krakowskiego, lubelskiego i lwowskiego, obejmując 46 powiatów o łącznej powierzchni 59.951 km kw., to jest blisko 15,4 proc. powierzchni Polski. Obszar ten w 1938 roku zamieszkiwało 5 milionów 764 tysięcy osób [około 18 proc. ludności kraju - przyp. red.], przy średniej gęstości zaludnienia 104 osoby na kilometr kwadratowy.

 

 

Fundamenty Baty

 

  Tereny COP zostały podzielone na trzy regiony. W skład regionu A - 'Kieleckiego' (tworzyw i surowców), wchodziło 9 powiatów z województwa kieleckiego: iłżecki, jędrzejowski, kielecki, konecki, kozienicki, opoczyński, radomski, opatowski i miasto Radom. Region B - 'Lubelski' (aprowizacyjny), obejmował 10 powiatów z województwa lubelskiego: chełmski, hrubieszowski, krasnostawski, lubartowski, lubelski, puławski, tomaszowski, włodawski, zamojski i miasto Lublin. Region C - 'Sandomierski' (przetwórczy), tworzyło aż 27 powiatów. Z województwa kieleckiego: pińczowski, sandomierski i stopnicki; z woj. lubelskiego: biłgorajski i janowski; z woj. krakowskiego: brzeski, dąbrowski, dębicki, gorlicki, jasielski, mielecki, nowosądecki i tarnowski; z woj. lwowskiego: brzozowski, dobromilski, jarosławski, kolbuszowski, krośnieński, leski, lubaczowski, łańcucki, przemyski, przeworski, rzeszowski, niżański, tarnobrzeski, sanocki. W przyszłości planowano utworzenie jednego województwa, którego stolicą, ze względu na centralne położenie, miał zostać Sandomierz. Przyszłe województwo sandomierskie miało obejmować 20 powiatów, o łącznej powierzchni 24.500 km kw. Inny projekt przewidywał włączenie do tego województwa wszystkich powiatów COP.

Okręg 'Lubelski', ze względu na obfitość dobrych gleb, miał stanowić zaplecze aprowizacyjne dla dwóch pozostałych okręgów. [Jednak i tutaj miały powstać ważne zakłady przemysłowe. Jeszcze we wrześniu 1938 roku rozpoczęto na przedmieściu Tatary w Lublinie budowę hali produkcyjnej warszawskiej firmy Lilpop, Rau i Loewenstein, która zamierzała tu produkować podzespoły do samochodów osobowych i ciężarowych - na amerykańskiej licencji Chevroleta (General Motors). Planowano rozpoczęcie produkcji silników, mostów napędowych przednich i tylnych, układów kierowniczych, a także sprzęgieł i skrzyni przekładniowych. Silniki miały być wytwarzane w ilości dziesięciu tysięcy sztuk rocznie, a ich produkcja przeznaczona na potrzeby krajowe - przyp. red., źródło: Wikipedia.pl]. [Ogólny koszt budowy Fabryki Samochodów w Lublinie miał wynieść około 9 milionów złotych. W momencie wybuchu II wojny światowej z zaprojektowanego kompleksu hal fabrycznych gotowa była hala montażowa oraz kotłownia - przyp. red., źródło: daewoo.lublin.pl/historia - od 2008 r. niedostępne. Przygotowano również bocznicę kolejową. Ponieważ zręby sporej inwestycji nie uległy podczas wojny i okupacji zniszczeniu, po wojnie nowe władze tę bazę skwapliwie rozbudowały i uruchomiły Fabrykę Samochodów Ciężarowych (FSC) - przyp. red.]

  Tuż przed wojną sam Lublin i jego 11 powiatów znalazły się w zasięgu obszaru intensywnego zagospodarowania. COP okręgu lubelskiego rozwijał się, a budowę nowych zakładów przemysłowych miały wyprzedzić inwestycje elektryfikacyjne i komunikacyjne. Okres przedwojenny to czas, w którym zaczęła się rozwijać produkcja lotnicza na Lubelszczyźnie - dokładniej w Podlaskiej Wytwórni Samolotów w Białej Podlaskiej. Inną, mniejszą manufakturą przemysłu lotniczego była Fabryka Wyrzutników do bomb inż. Władysława Świąteckiego przy ulicy Lubartowskiej w Lublinie oraz Lubelska Wytwórnia Części Lotniczych - od red.]. [W Lublinie powstała Fabryka Masek Przeciwgazowych, rozbudowano i zmodernizowano Lubelską Wytwórnię Samolotów, na Firlejowszczyźnie uruchomiono fabrykę drutu i walcownię Spółki Górniczo-Hutniczej Karwina-Trzciniec. [...] Przy ulicy Łęczyńskiej zaczęła produkcję Wytwórnia Części Lotniczych Tadeusza Stelmaszczyka. Jednocześnie nastąpiło ożywienie produkcji zakładów przetwórstwa mięsa, cukrowni, drożdżowni, browarów, młynów i zakładów rektyfikacji. Udział Lubelszczyzny w planach COP przyczynił się więc do rozbudowy przemysłu elektromaszynowego i rozwoju przemysłu rolno-spożywczego w Regionie oraz umocnił powiązania gospodarcze województwa z całym krajem - przyp. red., cytat za: Jarosław Woźniak

 Pierwszym zakładem przemysłowym w ramach inwestycji COP była budowana w 1937 roku Fabryka Amunicji nr 2 w Budzyniu pod Kraśnikiem. Kolejny zakład zbrojeniowy wzniesiono tuż przed wybuchem wojny w Jawidzu koło Lubartowa. Była to Fabryka Amunicji nr 5. Poważną inwestycją była Fabryka Urządzeń Telekomunikacyjnych w Poniatowej. Wstępną produkcję podjęła 15 sierpnia 1939 roku. W czasie wojny pracowała na potrzeby armii, następnie na terenie fabryki Niemcy założyli obóz jeniecki. Inne przedsięwzięcia przedwojenne w ramach lubelskiego COP-u to: Fabryka Masek Przeciwgazowych w Lublinie, Fabryka Prochu i Materiałów Wybuchowych w Krasnymstawie, nowoczesne garbarnie i fabryki obuwia w okolicach Puław. Kolejną większą inwestycją tego okresu - i nowatorską było założenie - przez Spółkę Górniczo-Hutniczą Karwina-Trzyniec - Fabryki Drutu i Walcowni w Lublinie, latem 1939 roku. W Puławach rozpoczęto budowę Fabryki Żelatyny, która pracowała z zastosowaniem polskiej technologii. Znaczne ożywienie nastąpiło w przemyśle przetwórczym, co wynikało z poprawy sytuacji w rolnictwie, wzmożonego zapotrzebowania na towary oraz poprawy rentowności zakładów. (...) W związku z realizacją planów inwestycyjnych COP korzystne warunki rozwoju powstały w przemyśle mineralnym Lubelszczyzny, w nowej gałęzi przemysłu, która w tak dużym stopniu funkcjonuje do dziś. W 1937 roku czynnych było 239 cegielni, 6 betoniarni, cementownia, zakład dachówek, 10 kaflarni, trzy klinkiernie i inne zakłady wytwórcze. Przemysł ten w skali kraju produkował 9,3 proc. cementu, 3,5 proc. cegły, 30,5 proc. klinkieru drogowego, 21 proc. wytworów z cementu i betonu. Przemysł drzewny reprezentowały głównie cztery duże fabryki mebli. Przemysł maszynowy realizował przede wszystkim produkcję w fabrykach maszyn i narzędzi rolniczych M. Moritza i M. Wolskiego oraz Lubelskie Fabryki Wag.

  Mimo ewidentnego rozwoju przemysłu województwa lubelskiego przez cały okres międzywojenny nie odgrywał on istotniejszej roli w potencjale ekonomicznym kraju. Jego udział w produkcji krajowej w roku 1937 roku pod względem liczby zakładów wynosił zaledwie 1,9 proc. liczby maszyn i 2,0 proc. ogólnej produkcji. Jedynie przemysł spożywczy (głównie cukrownictwo) miało pewne znaczenie w produkcji kraju (5,3 proc.) w 1937 roku. Przejawem niedorozwoju gospodarczego - w tym także rolnictwa - była znaczna liczba emigracji z tego terenu. W latach 1918-1939 wyemigrowało z Lubelszczyzny około 30 tysięcy osób, czyli prawie 3,6 proc. wychodźstwa z całej Polski.

  Przedwojenny przemysł lubelski miał charakter zdecydowanie drobnotowarowy, a jego struktura gałęziowa wynikała przede wszystkim z możliwości surowcowych. Najważniejszą gałęzią pozostał przemysł rolno-spożywczy. Rozmieszczenie terytorialne przemysłu na terenie lubelskim było raczej nierównomierne, zjawisko koncentracji prawie całkowicie nie istniało. Rozmieszczenie większych zakładów nie wykazywało tendencji do koncentracji, z wyjątkiem centrum województwa, jakim był sam Lublin. Z 17.611 zakładów przemysłowych miasta skupiały 49,9 proc. ogólnej ich liczby, pozostałe 50,1 proc. działało na wsi. W samym Lublinie pracowało w 1937 roku 1.213 zakładów. Podsumowując te dane, w strukturze gałęziowej przemysłu lubelskiego wyraźne było wyraźne wzmocnienie przemysłu elektromaszynowego oraz dalszy i intensywny rozwój przemysłu spożywczego, który dominował na tym terenie. Trwałą jednak cechą przemysłu na Lubelszczyźnie pozostała jego naturalna, dość bogata wielobranżowość, ukształtowana raczej przez sposób produkcji - rzemieślniczy i manufakturowy. Wojna niestety skutecznie zahamowała rozwój przemysłu na terenie Lubelszczyzny...."

 

Przecinka leśna 

 

 

A Tu na puławskiej Ziemi ...

 

 Wyczytać można w Pamiętnikach Puławskich : "Zasięg jego ( COP) miał być od Puław aż do Przemyśla, no i zaczęto budować. U nas w obrębie Wólki miały stanąć 4 fabryki: Bacutil, Bata, bawełniana a czwarta miał budować Namysłowski, który wykupił ziemię we wsi za cenę 45 groszy za metr, czyli za hektar 4500 zł.[........] Na przedmieściu Wólka Profecka rozpoczęto budowę fabrykę żelatyny. Tu przystąpiono do  przygotowania budowy dużych zakładów przemysłu chemicznego , których inwestorem były Zjednoczone Zakłady Materiałów Wybuchowych i Azotu- Spółka Akcyjna w Łaziskach . Również w rejonie Puław , a dokładniej rzecz biorąc Wólki Gołębskiej rozpoczęły swojego bardzo dużego oddziału wraz z garbarnią Zakłady Przemysłu Obuwniczego „BATA” z Zlina..To ni koniec wielkich inwestycji. Druga wielka inwestycja miała miejsce na drugiej stronie Puław w stronę Bochotnicy. We Włostowicach na tak zwanych „piaskach” rozpoczęto proces wykupu gruntów pod tą inwestycję. Dla okolicznych miejscowości także zaistniała możliwość wielkiego skoku . Industrializacja  Leżąca w granicach powiatu Puławskiego Poniatowa skrwawiona przez niemieckich oprawców później w czasie wojny ...krwawymi żniwami...wybudowano zakłady będące filią  Państwowych Zakładów Tele i Radiotechnicznych . 

 

Widczne na mapie Lidar zarys fundamentów kompleksu 

 

 

Cytując stronę przeciwlotnicza.pl możemy się ciut więcej dowiedzieć :

"Filię PZTiR w Poniatowej utworzono [1937 rozpoczęcie budowy, 1939 zak.] ze względu na rosnące potrzeby wojska polskiego względem sprzętu łączności. Dotychczasowe możliwości produkcyjne zakładów nie spełniały oczekiwać wytwórczych stawianych przez  wojsko, nawet przy wsparciu kooperantów prywatnych – realne moce produkcyjne szacowano bowiem na 40-50% wojennego zapotrzebowania. Budowę nowych zakładów w Poniatowej miało współfinansować rokrocznie MSWojsk (700 tyś. złotych rocznie), a ogólne koszty szacowano na 10 mln złotych. Do wybuchu wojny wydatkowano na cele budowlane aż 6,6 mln złotych. Stosunkowo wysoki koszt budowy tłumaczy kompleksowe podejście planistów, zakładających równoczesne powstanie 10 budynków fabrycznych, 10 domów mieszkalnych (osiedle fabryczne) oraz 2 hoteli  dla pracowników. Start budowy poniatowskiej filii PZTiR planowano na rok budżetowy 1940/1941. W przyszłości fabryka miała wytwarzać szeroką gamę towarów: radiostacje polowe, wojskowe łącznice telefoniczne, liczniki elektryczne, radioodbiorniki lampowe i kryształowe. Planowane zatrudnienie po rozwinięciu  produkcji szacowano na 600 robotników plus kadra inżynierska. "

Dekretem rządu 22 lipca 1949 roku ogłoszono odbudowę i rozbudowę zakładów, które otrzymały nazwę Zakłady Wytwórcze Sprzętu Instalacyjnego jako filię zakładów w Bydgoszczy. Później Predom...

 

Relikty niepowstałej fabryki Bata

 

W Czesławicach koło Nałęczowa zaczęto przygotowania na możliwość realizacji projektu budowy przedsiębiorstwa ,które miało produkować na licencji francuskiej samochody marki Renault.  Dnia 26 maja 1939 roku Ministerstwo Przemysłu i Handlu wręczyło przedstawicielom Spółki Akcyjnej Wytwórni Samochodów “Fablok” koncesję na montaż i produkcję samochodów francuskich Renault. Owa firma miała montować wszystkie typy samochodów osobowych jak i również samochody ciężarowe z motorem Diesla.15.VI.39 roku w kancelarii notariusza Wacława Salkowskiego sporządzono akt kupna i sprzedaży nieruchomości , gruntów 60 ha położonej w miejscowości Czesławice . Sprzedającym był Tomasz Piotr Marian Milewicz ówczesny właściciel dóbr Czesławice a kupującym za kwotę 192 019 20 złotych “Fablok” W lipcu 1939 roku ruszyły prace związane z poszerzeniem drogi Nałęczów - Czesławice ( od wąwozu pomiędzy wzgórzem Poniatowskiego a skarpą nad doliną Poluby).Wydrążono studnie głębinowe , miano wykupić nowe grunta naprzeciwko Milewicza….miano...1 wrzesień 1939 roku pokrzyżował wszystkie te plany…. 

 

A już poza COP w Puławach budował się szpital powiatowy oraz budynek Wydziału Weterynarii Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego. Zakończono do początku wojny wybudować kompleks budynków na „Michałówce”. Został także przekazany do użytkowania dworzec autobusowy. Co było wcześniej ? W Puławach z ciekawości ktoś by zapytał ?

Tuż przed II WŚ było w LPU około 300 sklepów i sklepików  z tego 65 należących do Polaków.. Ważną rolę odgrywały „Społem”. Zarządzały i piekarniami ,składami opału itd. W 1939 roku funkcjonowały choćby  2 tartaki , młyn , fabryka octu , 6 piekarń , drukarnia Czecha, stocznia i warsztaty remontowe należące do Państwowego Zarządu Dróg Wodnych. 

 

Domki pracownicze w Chemłku.Zapewnie takie i by były wybudowane w Wólce. Zdjęcie Intenet.

 

 

Wracajmy do planowanego przez architekta Adolfa Kurciusa, projektanta zatrudnionego w Urzędzie Gminy w Czechowicach-Dziedzicach miasteczka przemysłowego.Zanim o tej Puławskiej inwestycji  warto oko zawiesić na Baty największym w Polsce osiedlu , ba miasteczku pracowniczym - w Chemłku.O Bata w Chemłku poczytać możemy na blogu -  blogi.dziennikachodni.pl :

„Tomas Bata, twórca obuwniczego imperium to w Czechach postać kultowa. Ale nie tylko w Czechach, także Chełmek koło Oświęcimia zawdzięcza mu wiele.

Tomas Bata wybudował we wsi Chełmek  w latach 30. ubiegłego wieku fabrykę obuwia, postawił osiedle dla swoich pracowników i sprawił, że niewielka i biedna małopolska wieś z dnia na dzień stała się atrakcyjnym do zamieszkania miejscem (choć na prawa miejskie musiał Chełmek poczekać aż do roku 1969).

Imerium Baty

Zaczęło się od małego rodzinnego biznesu w Czechach, w Zlinie pod koniec XIX wieku. Niestety, wysokie ceny skóry spowodowały, że mała firma stanęła na progu bankructwa. I wtedy Tomas Bata wpadł na genialny i rewolucyjny wtedy pomysł. Zamiast butów ze skóry, zaczął produkować dużo tańsze z… sukna żaglowego. To pozwoliło mu nie tylko odbić się od dna ale i zawojować rynek. Firma Bata się rozwijała, powstawały kolejne sklepy firmowe, nie tylko w Czechach. Razem z fabryką rosły też osiedla patronackie z mieszkaniami dla robotników. Wtedy, na początku XX wieku taka była filozofia prowadzenia biznesu. Znamy ją i ze Śląska – mamy tu przecież wiele takich osiedli.  Giszowiec i Nikiszowiec braci Zillmannów to najbardziej znane przykłady, ale są przecież takie kolonie i w Rudzie Śląskiej, i w Zabrzu, i w Chorzowie Batorym, Czerwionce Leszczynach i wielu  innych śląskich miastach.

Mamy w Chełmku eldorado

A skąd pomysł Baty na fabrykę w Polsce? Z powodu ceł – usłyszałam w sobotę od przewodniczki, która oprowadza mnie i innych turystów, którzy przyjechali do Chełmka zwiedzać kolonię Baty. Cła po pierwszej wojnie były tak wysokie, że Bata wolał budować kolejne fabryki w kolejnych krajach Europy. I w Polsce też. Odkupił kawał ziemi od właściciela niedalekiego Bobrka, księcia Adama Sapiehy i zbudował fabrykę w Chełmku. Wtedy, na początku lat 30. XX wieku był to pierwszy zakład przemysłowej produkcji obuwia w Polsce. Plany Bata miał imponujące. Tylko część udało się zrealizować. Przeszkodą była nawet nie śmierć właściciela (Tomas Bata zginął w roku 1932 w katastrofie lotniczej, biznes przejął jego przyrodni brat Jan Antoni), ale wielka historia, czyli wojna. Ale zanim do tego doszło…

Oprócz fabryki w Chełmku zaczęły powstawać pierwsze domy kolonii. Osiedle zaprojektowali Franciszek Lydie Gahura i Mirosław Droha (ci sami architekci, którzy zaprojektowali Zlin). Miało być około 200 budynków, do wojny powstało kilkanaście. Wszystkie są z czerwonej cegły, jednopiętrowe. Ale nie identyczne. Mamy „bliźniaki” dla kadry kierowniczej, mamy niewielkie mieszkania dla robotniczych rodzin, mamy też dom dla niezamężnych kawalerów (12 pokoi na parterze, kilka na piętrze, wspólna kuchnia). Wszystkie mieszkania wyposażone były od początku w łazienki, co wtedy było jeszcze luksusem. Dla robotników, którzy przyjeżdżali do pracy ze wsi galicyjskich, był to duży przeskok cywilizacyjny.A do tego duży park a w nim kręgielnia, muszla koncertowa (zachowała się, jest odnowiona i odbywają się tu znowu koncerty), szkoła, skocznia narciarska, basen do kąpieli dla dzieci – są jego resztki jeszcze w okolicy kortów. No właśnie – korty tenisowe. To była duma Chełmka. Przyjeżdżała tu nawet słynna Jadwiga Jędrzejowska. Jedyne korty między Krakowem a Katowicami. W takim małym Chełmku! Służą zresztą mieszkańcom do dzisiaj.80 młodych chłopców z Chełmka w latach 30. miało możliwość kształcenia się w szkole zawodowej w Zlinie. Wracali jako fachowcy i szybko awansowali.Dzisiaj domy Baty stoją i mają się dobrze. Wiele mieszkań zostało wykupionych i stanowią prywatną własność, inne są własnością gminy i służą jako lokale komunalne...."

O samej historii firmy  BATA można poczytać poniżej , cytowano z Wikipedii "

Założycielami przedsiębiorstwa w 1894 r. byli bracia Antonín i Tomáš Baťa oraz ich siostra Anna. Pierwszą siedzibą był Zlin w Czechach. Początkowo przedsiębiorstwo poza założycielami zatrudniało jeszcze trzech chałupników. Przełomem dla rozwoju przedsiębiorstwa był okres I wojny światowej kiedy to firma otrzymała duże zamówienia od wojska, a dzienna produkcja przekroczyła 10 tys. par obuwia przy zatrudnieniu ponad 5 tys. pracowników. W 1930 w koncernie wprowadzono 40-godzinny tydzień pracy. W 1931 przedsiębiorstwo zostało przekształcone w spółkę akcyjną. Po śmierci Tomáša Baty w wypadku lotniczym w Otrokovicach pod Zlinem, w czasie rejsu do Zurychu samolotem Junkers F.13 o numerze rejestracyjnym D-1608, od 1932 przedsiębiorstwem zarządzał jego przyrodni brat Jan Antonín Baťa.

Historia Baty w Polsce

W Polsce międzywojennej w 1929 przedsiębiorstwo powołało Polską Spółkę Obuwia Bata S.A. w Krakowie, o kapitale akcyjnym 3 mln zł, który został podzielony na 12 tys. akcji po 250 zł, oraz: od 1932 zakłady produkcyjne w Chełmku koło Chrzanowa, znane w okresie powojennym jako Południowe Zakłady Obuwia (1947–1959), Południowe Zakłady Przemysłu Skórzanego „Chełmek” (1959–1990), Południowe Zakłady Przemysłu Skórzanego „Chełmek” S.A. (1991–2003), obecnie nie funkcjonują od 1939 zakłady w Radomiu, w okresie okupacji jako Bata Schuh- und Leder Werke, Radomskie Zakłady Obuwia (od 1948), później Radomskie Zakłady Przemysłu Skórzanego „Radoskór” (1959–1999), które obecnie nie funkcjonują....."

 

Relikty BATA

 

Lekko mży . Godzina odpowiednia do pracy a nie na szukanie reliktów Baty. Zwolniony z pracy o godzinę jadę niby wiem gdzie , nigdy tam nie byłem. Dopiero od 9 lat w Puławach a co chwilę coś mnie zaskakuje . Takie serce Pułaskiego świata , tej historii i przyrody. Tak zakochany w niej po uszy, po każdą komórkę mojego ciała i duszy. Dziś za  kapliczką pięknie odnowioną przed torami ,gdzie zaorane i nowe drzewka sośniny był kiedyś Ośrodek WCZASOWY firmy LUBGAL zakład przemysłu dziewiarskiego Lublin. Nie wiedziałem… Pani Ela podpowiada ,że w latach 80 demontowali ten przybytek. A Pani Walentyna dopowiada, że Domki dla wczasowiczów i stołówka w.w Ośrodka są w Skokach. Stołówka pełni obecnie rolę Świetlica. Jak można liczyć na wspaniałych regionalistów. Potem magiczna linia kolejowa nr 82….warto poczytać o niej. Prześledziłem jej brzemię i z tej i ze strony Łęki i Opatkowic… Unikat ..kolejowa przeprawa promowa na Wiśle….

Gaszę motor silnika . Stawiam w zatoczce przy łasze , niekiedy policja tam staje i budżet naprawia.Dziś moja leciwa skoda zatoczkę zajmuję. Ruch duży ,lecę na drugą stronę. Tam pod szlaban i za nim. Nie znam tych lasów . Tej ich historii. Pomyśleć że tu w XIX wieku winnice były i wino nie gorsze niż w XV Nasiłowie było…Deszcz nie wadzi , zakładam kaptur na głowę niczym 18 latek. Boże, mam już 41 lat a czuję się młodszy, dużo młodszy. Żyły na dłoni , łysiejąca czupryna i zmarszki sprowadzają mnie na ziemię. Idę w te lasy , leje po bombach widać gołym okiem. transzeje lekko przykryte mchem nowego, niechcianego. Wycinka na całego ,sączy się żywiczny sośniny zapach, pociętej na stosie ułożonej. Na dar męża co zapłaci za ten kubik pełen historii i matuszki natury łez…..Kubiki i tu i tam, sączy się w nozdrzach sośnina , przeplatają się nasadzenia i słupy niskiego napięcia . Czuję się dziwnie , bocian przyleciał, szpak zaśpiewał , dzięcioł zapukał agresywnie…Mocny gwar w czuprynach drzew. Droga polna , mocno miejscami zniszczona. Stoję i patrzę ,zamykam oczy , toż to mój świat. Ale te wycinki takie agresywne , mocno przerzedzony las, walczy , rozsiewa sam.  Za ogrodzeniem siatki z drutu nowe nasadzenia , takie równe  symetryczne , nienaturalne - ludzkie. Nie znam tego lasu. Brnę dalej i dalej ,aż po linię napięcia . Świeże słupy żel-bet i przecinka piachem podsypana ciągnie się w stronę Puław jakoś mało naturalnie . Sągi drewna po lewej i po prawej. Z sośnin nie młodych ,na oko około 100 letnich. Dżdży … miesza się zapach żywicy z historią tak mało mi znaną. Odpalam Lidar na mapie i szukam tych ludzkich kształtów . Są, ale za daleko , o kilometr przeszedłem ten teren. Czuć tu działania wojny. Las nie wszystko przykrył , leje po bombach , transzeje nie całkiem zasypane.. Rany otwarte , historia żywa. Dogasające ognisko drwali uświadamia mi ,że na tej leśnej historii nowa rzeczywistość. Puławy Chemia blisko ,przystanek , rozjezdnia ogromna. Za daleko poszybowałem w tych moich poszukiwaniach. Lecz właśnie gdzieś tu miała się kończyć ta ogromna inwestycja .Wracam , cała bluza już nasiąknęła deszczem i sośniną. Mam 350 metrów do tego miejsca. Pomału narasta we mnie powaga i potęga tej i westycji. inwestycji ,która diametralnie zmieniła by ten Puławski , Wolnicy Gołębia świat.Ciąge pada i nie wiem czy to deszcz płaczu czy deszcz oczyszczenia., kosy,sroki, kruki, szpaki cały czas robią harmider. Cały czas przypominają o sobie, są u siebie a ja jestem u nich . W tym ich świecie,splecionych sośnin przepełnionych żywicy i misterium ranka i zapadającego mroku. Widzę fundamenty tuż przy przycince ,widzę ułożone ludzką ręką plany, inżyniera myśl, maszyn pracę. Widzę to dzieło, rośnie mi w oczach wielkość tego miejsca. Gdzie człowiek to drobina , gdzie jego dom to łepek od szpilki….Ta wojna ….

 

Sośniny ...cudowne 

 

Tu na Wólce 95 000 metrów kwadratowych powierzchni , w halach i zadaszeniu 35 000 m[2]. Niewyobrażalna ilość tych metrów. Osiedle miejskie które miało na zawsze zmienić historię Wólki Gołębskiej tej średniowiecznej wolnicy Gołębia. Główne hale budowane przy torach. Za nimi ogromny plac a w środku niego kościół ,szkoły podstawowe, masę zieleni… domki robotnicze….. Ogrom na miarę budowy Azotów… i  tu w Wólce Gołębskiej.

Architekt i budowniczy pan Adolf Kurcius dla potrzeb polskiego przedstawiciela Baty - Polska Spółka Obuwia Bata SA. w Krakowie  stworzył plany zakładów i osiedla w Wólce Gołębskiej. Wykorzystując dobrą monetę COP przystąpili do budowy tej ogromnej inwestycji. Teraz tylko las skrywa fundamenty tego molocha. Mało kto wie gdzie są prócz miejscowych. Sam pomysł pan Adolf nie wymyślił , korzystał z modelowego zaprojektowanego osiedla w Zlinie autorstwa architekta Frantisek Lydie Gahura. To właśnie on stworzył pierwsze funkcjonalistyczne miasto na świecie , miasto było wielkości Dęblina. Oczywiście zaplanowano główne hale przy torach relacji Dęblin - Puławy. Ogromny plac poprzecinany alejami zieleni. w Nich miały powstać domki . Na środku ogromnej promenady kościół i szkoły ,aż dwie. Przy promenadach odchylonych od głównej promenady pod kątem 45 stopni ułożone domki pracownicze , piętrowe. Po co takie zabiegi , by zwyczajnie przełamać monopol nudy architektonicznej ,tej na 90 stopni. Efekt byłby zdumiewający i był zgodny z osią pierwotnego założenia w Zlinie. Równolegle do osi środkowej biegły aż cztery trakty komunikacyjne. Na zachód osiedla Wólki całość została spięta symetrycznym łukiem , gdzie miały pojawić się szkoły zawodowe. W części północnej mieszkaniowej miał pojawić się stadion. Etap pierwszy to realizacja dwch potężnej kubaturze hal blisko 35 000 m[2]. Plany zatwierdzono , zaczęto prace nad fundamentowaniem i połączeniem z dostępem do jakże ważnej linii Nadwiślańskiej. Dziś na fundamentach ..mech. Las młodnik - sośnina zamazuje skutecznie ten wielki projekt, który całkowicie zmienił by tą miejscowość , te Puławy. II Wojna Światowa skutecznie wymazała budowę tego olbrzymiego kompleksu i miejsca pracy dla setek ludzi….Dziś podgrzybki dorodne tam rosną, a niemy szlaban strzeże jej tajemnic…. 

 

Wizualizacja osiedla pracowniczego Bata w Wólce Gołębskiej autorstwa Pana Jacka Gładysza!

 

 

 

 Na postawie cytowanych autorów oraz 

Serdeczne podziękowania dla Pana Zbigniewa Kiełba - genialnego historyka za informację o tym terenie , dziękuję koledze serecznemu Jackowi za wizualizację 3D !!. Dziekuję Mariuszowi Głos za udostępnienie danych o fabryce w Czeslawicach.

 

 "Centralny Okręg Przemysłowy (COP) 1936-1939. Architektura i urbanistyka" M.Furtak.

21 marca 2020   Komentarze (4)
wólka gołebska   technika   puławy   historia   bata wólka gołebska COP  

Świt....Wieprzański znów

 

Kłebi się para nad lustrem Wieprza. Kłebi się i rozpościera nad jego obliczem. Wdziera się w leśne ustępy , nasyca krzewiny nadwieprzańskie. W blasku wstałego niedawno słońca mlecznieje , lekko rozdziera swoją postać lecz nie niknie. Dodaje temu zaranku swoistych drobin tajemniczości. Ostatnie metry rzeki nieuregulowanej, krnąbrnej, wijącej się nieustannie w swym pięknie. Już za moment połączy się jak i wieki temu z Wisłą na zawsze. Ostatnie jego samotne pluski i wiry. Tu tak wymowne między mostami. Stoję w miejscu tymczasowej przeprawy , mostu drewnianego zbudowanego na początku 40 roku przez okupanta. Most drogowy wysadzony został przez naszych chłopaków po przerzuceniu ostatnich oddziałów m.in. z Armii „Prusy”. Obok zwalone olbrzymie topole. Mimo ogromu tragedii w tym miejscu, eksterminacji nie tylko Żydów ,ale i jeńców przez Niemców to miejsce aż kipi życiem. Niespotykany gwar wszelakiego ptactwa. Szpaki przekrzykują się ponad miarę, u góry zawieszone skowronki, dzięcioł uderza energicznie w zalotach pełen w topolę tak wielką ,że z jej monumentu aż zaniemówiłem. Zaczyna się od pnia jednorodnego , by nagle w pion uderzyć opasłymi odnogami. Biała jej kora zaczyna się ujawniać od 3 metrów od podnóża. A pień jej na 10 metrów określam obwodu. W jej koronie jeszcze spełnionej tylko konarami i gałęzi pełnej ptactwo rozgrywa spektakl w swym mistycyzmie przenikniony. Oczy zamykam i zatapiam się w tym cały. Czuję jak oblewa mnie ten wymiar, ta bliskość , ta natura. Ładuję akumulatory, w tym trudnym historycznie miejscu, ale jakże żywym i pulsującym. Ziarnopłon rozwija swoje żółte płatki do tego coraz mocniej grzejącego słońca.I ja nadstawiam twarz , stojąc na nasypie między mostami , przy Wieprzu. Co za chwila ,co za czas….Taki wymowny , jednokrotny, uderzający w każde myśli. Warkot samochodów na moście drogowym nie zakłóca tego stanu. Stanowczo za dużo tu piękna i mistycyzmu poranka niżby brutalnej mechaniki XXI wieku. Choć most kolejowy w nowej odsłonie jest płaski, prosty i bez wyrazu…tak niepasujący TU to jednak zostanie na całe lata. W końcu się wtopi w ten miraż wieprzańskiego świtu. Kilka wdechów głębszych , kilka zaciągnięć się tym światem i do pracy…mimo wszystko…..do pracy…..

 

 

19 marca 2020   Komentarze (1)
dęblin   Wieprz Borowa Ranek  

Młyny wodne na Kurówce

Temat chyba tylko mnie interesuje . Młyny i wiatraki na ziemi Puławskiej. Drobię po trochu i staram się coś znaleźć o tych nieodzownych i wrosłych w tradycję i historię regionu obiektach. Wiatraki pięknie klasyfikował pan A.Lewtak jak i mlyny na Bystrej. Kurówka wg znawców regionu napedziała 12 młynów.. 4 z nich opisałem jakoś na blogu basowypan.blogi.pl . Pozostało jeszcze 8 a może i więcej. Ciężko znaleźć choć ślad informacji o nich ......

Opisałem i ciut wiatraków i ciut młynów wodnych na Bystrej. Dziś opublikowałem wpis o młynie mtorowym w Trzciankach. Kogo to już intresuje .....cholera mnie....

 

12 marca 2020   Komentarze (3)
młyny i wiatraki   kurówka młyny  

Młyn, co mełł od pokoleń wielu... Trzcianki...

Lata 90 - Zdjęcie pochodzi z archiwum rodu Wenerskich .

 

W Trzciankach były dwa wiatraki koźlaki. Jeden z nich był własnością Władysława Babuta i był zlokalizowany blisko szkoły. Drugi natomiast w niedalekiej odległości od młyna wodnego należał do Jana Łapczyńskiego. Spłonęły w wyniku działań wojennych w 1944 roku. Taki opis można przeczytać u Pana Lewtaka w jego wybornym dziele o wiatrakach na ziemi Puławskiej. Ale zatrzymajmy się nad młynem wodnym. Co do wiatraków to były na na mapach z początku XX wieku są wyraźne zaznaczone. Na wycinkach map pokazane są. Ale młyn wodny. Przestudiowałem temat a gównie mapy i począwszy od XVIII wieku przez XIX i XX nie ma wzmianki o młynie wodnym. Jest wytłumaczenie tego faktu. Młyn był ale motorowy i chłodzony wodą. Młyn rodu Wenerskich zbudowany po II Wojnie Światowej.

 

Budowniczym tego młyna był Aleksander Wenerski. Młyn był motorowy co nie było czymś nowym bo i w Końskowoli czy Puławach takie młyny działały. Nie mówiąc o Lublinie.

 

 

 

 

Zdjęcie młyna pochodzi z archiwum rodu Wenerskich. 

 

  

Lublin i jego młyn.Tu wyczytamy :

“Duże zmiany nastąpiły w młynie w latach 1908-1912, kiedy to wprowadzono elektryczność i transport samochodowy.

W 1927 roku powstała w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego obecna siedziba zakładu w Lublinie przy ul. Wrotkowskiej. Podczas wojny przedsiębiorstwo sprawnie pracowało pod rządami Edwarda Kraussego. Mimo niemieckich korzeni, Rodzina Krausse, zawsze czuła się Polakami, niejednokrotnie to udowadniając. Edward Krausse potajemnie przekazywał mąkę do pieczenia chleba dla więźniów z Majdanka oraz dla ruchu oporu. W 1948 roku młyn upaństwowiono i powstały Polskie Zakłady Zbożowe Lublin. Po słynnej powodzi w 1964 roku, uregulowano rzekę Bystrzycę, a młyn stał się młynem elektrycznym. W roku 1963 w PZZ Lublin uruchomiono nową produkcję makaronu opartą na urządzeniach znanej włoskiej firmy Pavan z Galliera Reneta pod Padwą. Zainstalowano wtedy trzy linie, które wyrabiały 20 ton makaronu na dobę. W 1972 roku asortyment firmy został poszerzony o pierwsze lubelskie paluszki. Wtedy ruszyła ich produkcja na nowych urządzeniach austriackiej firmy. Produkowano wówczas na dobę około 3,5 tony paluszków, kruchych, ze złocistym połyskiem. Wyrób ten spotkał się z uznaniem konsumentów i wielokrotnie był nagradzany.”

 

 

 

Zdjęcie młyna pochodzi z archiwum rodu Wenerskich. 

 

 

 

A bliżej w Puławach, młyn motorowy co i mełł mąkę jak i prąd dawał. Kilka słów już nieżyjącego regionalisty M. Spóza :“Jeszcze po wojnie przy ul. Zielonej funkcjonował młyn. Niektórzy wozili zboże do młyna wodnego w Rudzie nad Kurówką i mówili, że mąka z wodnego jest lepsza. Młyn przy Zielonej zbudowali Franciszek Kotliński i Franciszek Koprucki. To był młyn motorowy na gaz otrzymywany z drewna. Słychać było z daleka, jak pracuje – wspomina regionalista. – Mielił zboże na kasze i na mąkę dla puławskich piekarni. Z czasem właściciele sprzedali go niejakiemu Goldmanowi. Młyn przy Zielonej pracował jeszcze po wojnie. Później został upaństwowiony. Później już nikt się nie zastanawiał, z jakiej piekarni je chleb i bułeczki”.

 

Zdjęcie młyna i jego właściciela - pana Jerzego - pochodzi z archiwum rodu Wenerskich. Lata 90-te.

 

I kolejny opisany przeze mnie młyn motorowy w Końskowoli. Obiałkowany, piętrowy budynek - widać z daleka na trasie relacji Puławy - Kurów - były młyn – motorowy.XX wiek. Służył za główny generator prądu dla miejscowości. Należał do Mordko  Finkielszejn. By w latach 30 tych przejść na własność spółki „J.Ulfik i ska”. Dostarczał energię do 10 punktów. Głównie latarni. I były przepychanki ,że za mało punktów , że mu się nie opłaca odpalać . Ciemności często na rynku w byłym mieście Końskowola były. A elektryka po kablu już szła i Ulfik zapewniał, że da radę i do każdego kto chce prąd da.... przegrał... Dziś firanki w oknach.  A na Twierdzy dęblińskiej był także młyn motorowy czy nawet parowy....

 

Zdjęcie planu budynku pochodzi z archiwum rodu Wenerskich. 

 

Wracajmy do Trzcianek i młynu Wenerskich. W latach 80 tych nastąpiła zmiana warty przy młynie , do steru zasiadł Jerzy Wenerski. I tu rozwiązuje się zagadka wody i stawu przy młynie. Otóż był on a dokładnie woda w stawie niezbędna do chłodzenia motoru w młynie. Być może stąd przeświadczenie ,że to był młyn wodny....W latach 70-tych został młyn rozbudowany i całkowicie zmienił swoje oblicze. Co ciekawe panowie i ojciec i syn zdawali w tym samym czasie egzamin na mistrza młynarza w roku 1966. Pan Jerzy w odróżnieniu od ojca był dwuzadaniowcem - pół tygodnia był nauczycielem - wychowawcą w licealnym internacie a kolejne pół był robotnikiem - młynarzem.

 

Budowniczy młyna - pan Aleksander , otrzymanie tytułu mistrza - młynarza. Zdjęcie pochodzi z archiwum rodu Wenerskich. 

 

  

 Otrzymanie tytułu pracownika wykwalifikanego - zawód - młynarz. Zdjęcie pochodzi z archiwum rodu Wenerskich.

 

 

Otrzymanie tytułu mistrza - młynarza. Zdjęcie pochodzi z archiwum rodu Wenerskich.

 

 W czasach słusznych zachciano upaństwowić młyn należący już pokoleniowo do rodziny Wenerskich. Całe szczęście młyn został w rękach jego właścicieli. Kopcące motorowe młyny , nie bezpieczne bo i na gaz drzewny, czy później na paliwo, zastąpiono elektrycznymi. Tak i ten młyn miał, elektrykę. Źródło najbardziej stabilne i pewne. Tak w Trzciankach mełł młyn od dziesiątków lat niezmiennie i z tą samą jakością – najwyższą. 

Ponad 50 lat nieprzerwanie mąkę mełł ...Zawiązywały się więzie, przyjaźnie między młynarzami a mieszkańcami. Młyn był potrzebny, a spalone w zawierusze wojennej wiatraki koźlaki były ogromną stratą dla regionu. Przyjeżdżali Ci co mieli w workach pszenicę, czy inne zboże, płacili i zabierali zmielone ziarna – mąkę. Byli i Ci co czekając na młynarską robotę wdawali się w znajomości i przyjaźnie. Dwa pokolenia pan Aleksander i pan Jerzy wryli się w świadomość i tradycję tej królewskiej wsi.

 

  

Serce młyna. Zdjęcia pochodzą z archiwum rodu Wenerskich.

 

Serce młyna. Zdjęcie pochodzi z archiwum rodu Wenerskich.

 

 Oficjalnie ostatnie worki mąki napełnił w roku 2000. Okrągła data, później tylko jak ktoś ciągnikiem z workami zboża zajechał, lub co bywa rzadsze z okolicznych miejscowości zaprzęgiem końskim... Pan Jerzy zakończył wraz z młynem motorowym swoją długą wędrówkę po tym łez padole. Młyn sprzedano i okolo 2015 roku  zaadoptowano do sali weselnej. Trzcianki 56...Nie przystał los na salę weselną...uległa spaleniu...

 

 

Mapa z 1941roku, widoczne dwa wiatraki.

 

Jak sięgniemy wstecz to pod koniec XIX wieku na Lubelszczyźnie funkcjonowało 1069 młynów. Głównie wiatraki ,ale także młyny wodne. Już w 1870 roku powstało 7 młynów parowych a już w 1907 roku było 24. W powiecie puławskim w owym czasie funkcjonowało 105 młynów wodnym i wiatraków. 

 

 

 Na podstawie :

Dziekuję Panu Andrzejowi Wenerskiemu, Panu Michałowi Wenerskiemu za udostępnienie materiałów z archiwum rodzinnego, za okazaną pomoc i informacje o młynie.

WIATRAKI NA ZIEMI PUŁAWSKIEJ A. Lewtak

POWIAT PUŁAWSKI DAWNIEJ I DZIŚ 1867-2012. Praca zbiorowa.A.Luty, Z.Kiełb, T.Kot, A.Krzysztofik, W.Kuba

11 marca 2020   Komentarze (2)
młyny i wiatraki   historia   trzcianki   Trzcianki młyn Wenerski  

Kłębiący się zaranek...

 

 

"Czy to możliwe Matko Święta

Żeby to jeszcze ktoś pamiętał?!"

 

W głowie mi od kilku dni szumi ta cudownie wyśpiewana przez m.in. Rybotycką i tak mocno z Krakowem i jego najbardziej znaną Piwnicą piosenka " O Groblach, na Groblach"

 

I dziś na moich groblach stoję. Wpatrzony w świtu wielkiego misterium. Kurz zarannej mgły spowił byłe koryto Wieprza. W dolinie, w stronę Borowej , tuż przy drodze na fort Skocki ściele się wstający dzień otulony rannym płaszczem mglistej poświaty. Kłębią się bażanty na nasypie kolejowym. Koguty w tej mgle ranka mroźnego wykonują swe tańce przy kurkach bażancich. Słońca złoty a nie bursztynowy blask przebija się przez ten spektakl , iska swymi promieniami na wskroś otuloną drobinkami lodu trawę. Widok tak mistyczny, ponadwymiarowy. Zaciągam się tym zmrożonym mirażem geniuszu matuszki natury. I ten most kolejowy taki nowoczesny i brzydki w tej postaci nie trąca i szum samochodów goniących w swoich celów nie wadzi...tu myśl nad tymi co oddali ostatni oddech na tych brzegach Wieprza ...nakazuje i błaga o krótką modlitwę. Ten młody chłopak co tuż przy moście tak niedawno postanowił zakończyć swoją wędrówkę po tym świecie, dla niego też Zdrowaś Mario.... Kłębiący się w promieniach słońca i świergocie ptactwa wszelakiego zaranek...pełen i nadziei i pełen trudnej pamięci o tych co tu zostali pomordowani. Mosty dwa a między nimi kiedyś i trzeci tymczasowy, i kładka ...gdzieś ich ślady można jeszcze dostrzec w tej kłębiącej się kipieli pary,mgły i smutnej historii tego miejsca unoszą się nad Wieprzem. Zostało mu już niewiele ,może pół kilometra by zakończyć swoją wędrówkę. By na stałe połączyć się z Wisłą i na jej wiślanych wodach ujść do morza...polskiego morza....

 

Torowisko przy Borowej

05 marca 2020   Dodaj komentarz
borowa   zaranek ranek wał wieprz  

Skarb co kowal piec swój w kuźni palił

Skarb bursztynowy - Basonia.

Idąc za książką pana Jacka Śnieżka " STO OSOBLIWOŚCI NA STULECIE NIEPODLEGŁOŚCI 1918-2018 " można poczytać m.in. o jednym z największym odkrytym składem bursztynu w Europie w miejscowości Basonia.

 

"Nikt nie mógł się spodziewać, że podczas wykonywania okopów dla wojsk austro-węgierskich w Basoni (południowy kraniec ówczesnego powiatu puławskiego), przypadkowo zostanie odnaleziony w ziemi największy w historii Polski skarb bursztynowy. Jesienią 1914 r., w trakcie przygotowań militarnych i kopania transzei obronnych, miejscowi chłopi natrafili na składowisko jantaru, ukrytego przez kupców szesnaście wieków wcześniej! Odnaleźli około 300 kg surowca w bryłach i ok. 30 kg gotowych wyrobów z bursztynu. Do Basoni jantar dopłynął statkiem rzecznym, z północy Polski. Przez tę miejscowość wiódł „szlak bursztynowy” znad Bałtyku aż do Morza Śródziemnego. Pokonanie drogi wodnej Wisłą wymagało nie tylko odwagi, ale i roztropności. Kupcy stale byli narażeni na kaprysy rzeki, w tym na nieprzewidywalność aury. Najbardziej jednak obawiali się napadów bandyckich. Tak zapewne było w opisywanym przypadku. Przybijając do brzegu w Basoni kupcy przezornie ukryli jantar przed opryszkami. Dziś wiemy, że zrobili to skutecznie, lecz czy oni sami przeżyli napad? Na ten niezwykle cenny towar był wówczas ogromny zbyt. Pośrednicy z krajów basenu Morza Śródziemnego, północnej Afryki, a nawet Chin przeznaczali na bursztyn krocie. Gdyby chłopi z tej miejscowości nie kopali transzei dla Austriaków, dziś nie wiedzielibyśmy o tym, że 16 wieków temu miał tam miejsce bandycki napad. Miejscowi chłopi kopiący w 1914 r. transzeje, nie zdawali sobie sprawy z rangi znaleziska, wręcz nie mieli pojęcia, z czym mają do czynienia. Część skarbu nieświadomie wykorzystał miejscowy kowal, który bryły jantaru użył jako podpałki do rozpalania pieca w swojej kuźni. Uratowana część skarbu odnalezionego w Basoni znajduje się dziś m.in. na ekspozycji Muzeum Lubelskiego, Muzeum Ziemi PAN oraz w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie."

 

Zdjęcie z Wikipedii - z Muzeum Lubelskiego.

05 marca 2020   Komentarze (6)
historia   basonia   Basonia Bursztyn napad  

Śmierć przez samospalenie ….jak staroobrzędowcy...

 Samospalający się, obraz Grigorija Miasojedowa

 

 

 

Śmierć przez samospalenie ….jak staroobrzędowcy uciekali od Antychrysta przez oczyszczający ogień…

Przyznam na wstępnie ,że nie znałem tej historii , trudnej przed soborem moskiewskim, trudnej w Rosji i nie tylko w XVII. Może i Wy też. Dziś ciut przybliżam te tragiczne czasy, gdzie samospalenie było formą uwielbienia Boga i ucieczką przez antychrystem…

 

Szacuje się, że do 1666 roku (tj. do początku soboru moskiewskiego, który definitywnie potępił stare obrzędy) samobójstwo rytualne popełniło kilka tysięcy staroobrzędowców. Jednak odebranie sobie życia jako najpewniejszą drogę osiągnięcia zbawienia rozpropagował Ignacy, hierodiakon z Monasteru Sołowieckiego (wspólnota ta w całości poparła starowierców). W tych czasach starowiercy byli prześladowani przez Cara, pierwsza fala miała miejsce 1664-66 , druga natomiast w 1670-72. Prześladowani przyjmowani śmierć z pokorą . Cześć z nich przekroczyła granicę Rzeczypospolitej . gdzie byli poza zasięgiem prześladowań religijnych caratu. Tworzyli z dala na pustkowiach własne ośrodki teologiczne ,gdzie najbardziej znanym był klasztor nad Wygiem ( pustelnia wygowska) , gdzie przełożonym był Andrzej i Siemion Denisosiwie. Ogromny wpływ na wspólnoty mieli mnisi klasztoru sołowieckiego. Najbardziej skrają drogą ucieczki przez Antychrystem wg nich była niewątpliwie śmierć. Staroobrzędowcy uważali się jako „wybrani” więc są przygotowani na męczeńską śmierć. W prześladowaniach widzieli wypełnienie proroctw zawartych w Apokalipsie, zgodnie z którymi w końcu wieków chrześcijanie mają być poddani ostatecznej próbie.Iwan Nieronow pisał do Stefana Wonifatiewa w 1654 roku pisał :

”Iwanie, bądź odważny i nie bój się [niczego] aż do śmierci, powinieneś wzmocnić cara, ażeby nie cierpiała dziś Ruś”. Uznano te słowa za zwiastun potrzeby cierpienia za prawdziwą wiarę włącznie z męczeńską śmiercią.

W całej literaturze staroobrzędowców jest ogromna ilość tekstów o słuszności ich misji obrony starych obyczajów, choćby :

” Wybłagał szatan od Boga Rosję jasną, by ją krwią męczenników zaczerwienić. Dobrześ to diable, wymyślił, a nam miło – cierpieć dla Chrystusa naszego Kochanego” – [ Abbakum – „Żywot…str 193]

Na soborze w 1666 roku jeden z przeciników reformy pop Łazarz takimi słowy proponuje przejść próbę ognia :”A ponadto monarcho, konfrontacja ,daną od Boga carską władzą daj nam rozkaz iść na sąd Boży za wspólną prawdę, przez całym królestwem dobrowolnie wejść w ogień na świadectwo prawdzie…” Do próby nie doszło, a popa wrzucono do więzienia.

Głównym inicjatorem samospaleń ( jako formy ucieczki przez Antychrystem) na ziemi Powołżu był hierodiakon Ignacy Sołowiecki, który w 1667 roku opuścił klasztor na Sołowkach wędrując i nauczając a co najważniejsze propagując idee staroobrzędowe. Właśnie wg niego śmierć w oczyszczającym ogniu była ucieczką przez nadchodzącym Antychrystem. Dnia 4 marca 1687 roku w klasztorze paleostrowskim został spalony pierwszy męczennik za „starą wiarę” – biskup Paweł Kołomenski. Tylko w tym dniu zbiorowe zainicjowane przez diakona Ignacego samobójstwo popełniło blisko 2700 osób w tym on sam.

Wiele tysięcy osób wybierało tą drogę by nie przyjąć reformacyjnych ( antychrystusowych) nakazów. Awwakum w Księdze Homilii pisze : „A nad Wołgą tysiące tysięcy mieszkańców odmawiających przyjęcia pieczęci antychrystowej pod miecz położono. A niektórzy gorliwi obrońcy zakonu, którzy zrozumiawszy zło odstępstwa, zbierają się z żonami i dziećmi w swych zagrodach i, aby nie zginąć marnie duchem, spalają się dobrowolnie w ogniu. Dobry to wybór w Panu” [„Żywot….str259]

 

 

Na podstawie :

Elżbieta Przybył „W cieniu antychrysta , idee staroobrzędowców w XVII wieku”

Poliakov L.: L'epopée des vieux-croyants. Paris: Perrin, 1991, s. 51-54.

 

 

04 marca 2020   Dodaj komentarz
wyznania religijne  
< 1 2 >
Izkpaw | Blogi