• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum październik 2019

Bolesny powrót kapitana w choleryczne Puławy...cześć...

Karawaka Klementowice

Karawaka Klementowice

 

40 lat później…….

 

Szklanka  dawno nie myta wypadła z dłoni kapitana statku. Cumują już od wielu dni gdzieś między Maciejowicami a Górą Kalwarią. Niespokojna woda Wisły uniemożliwia dalszy spływ w dół do Galicji. Na pokładzie coraz mniej beczek śledzi...Kapitan już prawie 79 letni zarośnięty , zapuszczony na tym swoim już leciwym statku, o świecie zakończył ostatnią szklankę rumu. Butelki kołyszą się jak cała łajba - od burty do burty. To już 2 tydzień przymusowego postoju. Siwy zarost kapitana nie tylko pisze doświadczenie, ale i sygnalizuje jego człowieczeństwo uchodzące po miału. Coraz częściej zamyka się w swoim okrętowym pokoju, zamawia jedzenie w kantynie, ale nie jada. Ostatnio i chorował, kaszel i suchoty go brały. Dał radę. W Gdańsku spotkał się z córką na chwilę. Jak to marynarz ,tylko na chwilę. Choć kocha i kocha mocno. Dał jej kilka groszy na czarną godzinę. Jadwiga zawsze ma najświeższe informacje co się dzieje w kraju ,który na mapie nie istnieje przecież. Opowiada ojcu zmęczonego ciągłymi kursami przez niespokojną Wisłę, że w Łodzi wybuchł strajk robotniczy, nastał tam stan wojenny i 200 osób zabito a ponad 1000 aresztowano i osadzono w więzieniach. Co gorsza aresztowano Dmowskiego. Długo drapał się po już wypłowiałej brodzie siwiutkiej bardzo , kto to Dmowski ten… Tym bardziej nie wiedział ,że narodził się tego roku roku 1892 Bierut…..kto to ten Bierut…. 

Chrapie , buzia otwarta, koleja butelczyna rumu wyparowała. Śpi głęboko, odpoczywa… już tyle...Drzwi trzaskają do kajuty. Staje nawigator , też wczorajszy ,ale bardziej świeży. Melduje :

Panie Kapitanie mam informację od nadzorcy przystani , że możemy płynąć w dół !!!

Kapitan otworzył leniwie oko , drugim drzemiąc i zapadając się w oparach alkoholu i taniego tytoniu. Zapadał w myśl zejścia z trapu na Puławską ziemię. Odnaleźć nawigatora zostawionego 40 lat temu, tam w tej cholernej epidemii. Znaleźć żywego lub jego grób. Gryzie go od wypłynięcia z portu z Puław w 1852 roku… Ale rum uśmierza ból, rozgania myśli….

Wstał ,podszedł do zniszczonego i zaniedbanego lustra. Widzi sędziwą pociągłą twarz starca. Przewiózł Wisłą tysiące ton zboża ,śledzi i innych towarów. Przewiózł setki ludzi szukających lepszego jutra. Znają go w każdym porcie, każdej zatoczce, każdej przystani. Znają tą zmarnowaną twarz. Znają jego już niepewny krok, mniej sprawną lewą nogę. Zabór rosyjski tak blisko. Nie lubi tego zaboru, tego języka. Tej kultury, tych ich obyczajów. Patrzy jak wycierana jest polskość…. 

Gasi kolejnego papierosa. Czyta raporty … epidemia znów szaleje…. Boże, każesz mi wracać znów w to piekło. Pamięta jak kolej Iwanogrodzko-Dąbrowską budowano. Przywleczono cholerę, z drugiej strony Wisły, znaczy Sieciechowskiej. A wcześniej w 1867 roku w Guberni Lubelskiej cholera zaatakowała 4823 ludzi – zmarła połowa. Czy w 1872 roku na cholerę zachorowało 1286 osób zmarło 506…. Pamięta jak w 1873 roku po radomskiej stronie Wisły szalał mór cholery, a w Warszawie dżuma…. Dopija paskudną kawę i czyta ostatnie akapity raportu. W królestwie Danii wykonano ostatnią karę śmierci. Uśmiechnął się pod wąsem… życzliwie. Czyta dalej . Jego tam carskie coś tam coś tam, wargami przewraca , nie lubi tych carskich …. Car Rosji Wszech Rosji był z wizytacją wojsk w Twierdzy Iwanogrod wraz z młodym synem -  przyszłym Carem ostatnim z Romanowów Mikołajem II, który odwiedził mury Dęblińskiej Twierdzy w 1914 roku.

 

Karawaka Klementowice

 

Po paskudnej kawie przyszedł czas na paskudne późne śniadanie. Zjada z niechęcią, wie , że młody nie jest i musi się pilnować z jedzeniem. Połowę zębów stracił na ciężkich czasach. Nieurodzaj był straszny,susza… warzywa, zboża nie obrodziły. Brukiew do znudzenia a i jej zabrakło…. Wzruszył do siebie ramionami. Przynieśli mu znów to samo – kawałek rzepy pieczonej, ziemniaki ze wczoraj i jakąś breję. Chleb czarny i czerstwy nie dał się urwać dłonią. Nóż raz za razem wcina się w bochen. Odkrawa pajdę chleba. Choć chleb dobry- mruczy pod nosem. Zamyka się nad talerzem w sobie, w swoim świecie i celu. Do Puław nie daleko może 20 mil może 23 mile. Zarządza odprawę. Na pokładzie w końcu pojawiają się ostatni wioślarze, mocno zbudowani, żylaści, ale pełni wigoru mężczyźni. Mają wiosłować pod prąd, na Wiśle, w ten bardzo wysoki jej stan …

Płyniemy panowie do Galicji po sól. Śledzie zrzucamy w Puławach i Kazimierzu. W Puławach w porcie mam osobistą sprawę. Zacumujemy na jedną lub dwie noce. Tawerna jest ! Strawa ujdzie. Gorzałka jest. Tam mówią okowita…. Pamiętajcie w Modrzycach nie tylko żupa solna jest, ale i  mosty. Kolejowy nowiutki i ten do fortu na drugim brzegu Wisły. Forty budują, jest i port na Wiśle. Ale nic tam po nas. Bacznie oko wytężać macie i o wszystkim meldować. 

Tak jest panie Kapitanie! - okrzyk z pokładu go dobiegł jak lata temu...

Cumy i  odbijamy. 

 

 

Karawaka w Kurowie

 

 

Znów czuje cudowny kołys łajby, bochot Wisły. Słyszy najróżniejsze ptactwo w ten dzień skrzeczące nad pokładem. Słyszy jak wiosła wbijają się w mętnie czarną wodę Wisły, słyszy miarowe okrzyki wioślarzy. Widzi zewsząd pasące się na łąkach przywiślanych krowy, konie, gdzieś i kozy są. Wierzby nieprzycinane  chylą swe konary na wietrze wrześniowym. Widzi znajomy spichlerz ...widzi kościół w Górze Jaroszyńskiej ,widzi rotundę- kaplicę Czartoryskich. Przeszywa go niepokój…

Trap opada na piach wiślany. Od razu przy nich staje nadzorca portu. Coś po rosyjsku mówi ... zna ten język. Musi znać , tyle lat tu pływa. To już jego jeden z ostatnich rejsów. Kolej żelazna zabiera mu jak i innym zlecenia. Szybciej , pewniej , więcej zabierze i nie ma wpływu pogoda, stan rzeki czy kaprysy marynarzy. Sprawy zostawił swojemu bosmanowi ...niech rozmawia z dozorcą.

Od razu ruszył do szpitala św Boromeusza, gdzie jego nawigator leżał.  Ten bez mała 50 letni szpital jest bardzo nowoczesny. Musi zasięgnąć informacji co się stało z jego kolegą.Schodzi na puławski ląd, czuje się tu niepewnie. W 1852 roku uciekał stąd przecież… Robi kilka kroków do przodu. Jego prawa ręka bosman opłaca miejsce na redzie i załatwia sprawę rozładunku beczek śledzi. Gwar w porcie, ktoś krzyczy, rybacy narzekają na słabe łowy, dużo żołnierzy rosyjskich… Port tak port strategiczny w końcu. Z armady Czartoryskich zostało tylko wspomnienie. Statki zostały zarekwirowane i namiestnik rosyjski nimi zarządza. Herb Pogoni Litewskiej już nie powiewa,zamieniony na dwa czarne orły z głowami na wschód i zachód, trzymające insygnia królewskie, Romanowów….

 

Karawaka w Końskowoli

 

Widzi dawno nie widzianą wierzbę ...Boże jak ona rozrosła się … Przy niej murowana kapliczka. Murarze się kręcą koło niej. Coś tam robią. Dorabiają, dokuwają? Kamieniarz przy nich i ksiądz. Idzie znów jak ponad 40 lat temu zaciekawiony. Gapiów dużo. Słońce przypieka. Dochodzi do kapliczki. Widzi nowe napisy OD.R.1892. Dedukuje, że odnowiona tegoż roku, Anno Domini 1892. Gawiedź klęczy, modli się. Karawaka nabrała nowego światła i świeżości. Krzyż choleryczny widoczny. Modły znów snują się po Puławach i nie tylko. W niedalekiej Końskowoli siedziby wielkich tych ziem Konińskich , Tęczyńskich, Sieniawskich czy Czartoryskich przy kościółku św. Anny konsekrowanym bodajże w 1613 roku postawiono murowaną kolumnową karawakę z płytą, z modlitwą…. Gdzieś dalej w bardzo starym mieście Kurów , przy starym bo sięgającym na pewno połowy XVIII wieku cmentarzu postawiano parę dni wcześniej - krzyż Karawakę. W niedalekich Klementowicach , bardzo starej, bo sięgającej ponad 600 lat parafii za wzgórzem kościelnym stała już w XVIII wieku Karawaka – Krzyż – przebłagalny…. Nie mówiąc o Kazimierzu , Włostowicach….

 

Odnowiona karawaka - bohaterka opowiadania - Puławy

 

 

Znów – cholera ! Zaklnął pod nosem kapitan… Ktoś w ludu, mówi już zachorowało ponad 6000 ludzi na Lubelszczyźnie,a Panie w Puławach znaczy w  powiecie naszym już ponad 900 zachorowało.  Przeraził się kapitan i odszedł na trzy koki od zgromadzenia. Znów – cholera ! Wymamrotał. To za dużo dla niego. Poszedł do tawerny nie tylko złagodzić nerwy ale i „odkazić” się. Zapadł w sen po lekkiej kolacji a mocnym trunku. Obudził go skowyt psów ujadających od świtu. Otworzył już nie młode oko. Naciągnął spodnie niemrawie. Głowa boli , wzrok lata po izbie. Miał wrócić na pokład ,dać dyspozycje. Miał udać się do szpitala…. Ech .. informacja o kolejnej fali epidemii go załamała. Ciekawość wzięła górę i wyskoczył przed tawernę. Słońce już dobrze grzało i jego blask oślepił kapitana na krótką chwilę. Widzi zaprzęg koni – pewnie kobyły pociągowe i wóz drabiniasty a na nim zwłoki cholerycznych ofiar. Za nim kondukt morowy….Zły omen…. 

Dziś musi się dowiedzieć co z jego nawigatorem pozostawionym 40 lat temu… 

Wierzba pochyla się nad kapliczką. Ludzi od rana wielu, wielu się modli, wielu ma przy sobie małe medaliki- karawaki. By dom, by domowników chronić mimo wszystko. Dziś wyrusza po sól do Bochni. Żupy czekają. Portowy zaduch, mieszanka zapachu ryb, palonego drewna w wędzarniach,i czegoś nieokreślonego. Ta nieokreśloność to całe życie marynarzy, cały świat ich życia, wybranej drogi, daleko od rodziny, tam dziewczyna, gdzie port. Ile to dziewczyn w Puławach stała na redzie i wyczekiwała swoich ukochanych, widziała ,że nie są ich na całe życie, ale na ten port, na tą chwilę tak. Być choć przez chwilę kochanym, być zatopionym w jego bezpiecznych i męskich ramionach. Poczuć jego zapach, poczuć jego świat, być kawałkiem świata jego i swego razem ,choć na kilka dni…

 

Karawaka - bohaterka opowiadania - Puławy

 

 

Dziś śniadanie mu nie smakowało , kapitan zły ,kapitan głodny. Czas płynie, czas zabiera masę ludzi. Tyle tu już było epidemii, ta z 1708 roku, ta w Instytucie Panien, czy ta zła, smutna ,osobista z 1852 roku.  Otwiera furtę bramy, kilku pacjentów przechadza się dziedzińcem szpitala św Karola. Przemykają kitle lekarskie , pielęgniarki , wycie pacjentów. Kapitan szuka szefa tego szpitala. On ma księgi….Nie przedstawił się dyrektor szpitala, tylko stwierdził , że kontynuuje misję wspaniałego Karola Khittla,doktora nauk medycznych na dworze Czartoryskich. Podrzucił tylko imię – Alfons.

Nawigator – Ignacy Kotecki ,syn Bolesława i Marii ….leczony na cholerę , czas leczenia 10 dni. Anno Domini 1852 -zgon. Zwłoki poświęcono i zakopano na Piaskach. Blisko Wólki Profeckiej. W odległości 2 worst od młyna na Kurówce. Tam chowano, na końcu Puław chorych na cholerę. Wpisano do akt. Grób masowy. W grobie 13 osób. Nazwisk 3 nie ustalono.  Za cmentarzem wyznania Mojrzeszowego. Tam w tych piachach i jałowcach zaczęto chować tych epidemijnych, cholerycznych. Już jedna mogiła na Norblina na Włostowicach jest….

Kapitan zapala papierosa, miał jednego na okazję, jedynego, jednokrotnego . Wychodzi na dwór. Idzie w stronę Wisły… tam czuję się dobrze, pewnie, tam jest u siebie… Drapie się bez ładu po siwej brodzie… jakaś łza rosi policzek...Gaśnie, idzie bez celu… nie przeżył…...cholera!!!

Wraca pospiesznie do portu. Zarządza natychmiastowe odcumowanie i płynięcie do Galicji . Już tu nie wróci, już nie chce….. zamyka się w kajucie. Zapada w sobie. Zostawia Puławy z jej epidemią, z jej żarliwie modlącymi się ludźmi, z jej co rusz powstającymi kapliczkami – latarniami…..

 

 

 

W 2000 roku kapliczkę poddano gruntownej renowacji za wstawiennictwem Pana Zdzisława Kraszewskiego. Odsłonięto zatynkowaną karawakę, dostawiono tabliczkę informującą...nowy krzyż ...Oko miał na to historyk sztuki Kazimierz Parfianowicz.

 

A przecież 6 Sierpnia nie tylko skrywa tą historię….także tą o nawiedzonym miejscu….pustym placu...

 

 

Fabularyzowane moją narracją.

 

Źródło : 

 

Naruszewicz-Lesiuk D. „Cholera , Choroby zakaźne i ich zwalczanie na ziemiach polskich XX wieku”

„Cholera , jej dawniejsze epidemije u  nas, przyczyny , objawy, zapobieganie, leczenie”- dr B.Dzieżawski, O.Hewelke, W.Janowski  1892

W.N. Skadiczewskij, 1893 r. "Cholernaja epidemija 1892 goda w Ljubinskoj Gubernii"

K.Kurzyp - "Stężyca nad Wisłą"

Kazimierz Parfianowicz "KAPLICZKA Z KRZYŻEM KARAWAKĄ.PUŁAWSKA PAMIĄTKA WOTYWNA CZASU EPIDEMII CHOLERY (1852, 1892)"

Henryk Czech - "Miejsca upamiętnione"

o. Paweł Sczaniecki w książce Święty Benedykt (Kraków 2000, wyd. 3, s. 179–182)

 

eksperci :G. Bartnik , H. Mielniczenko, H. Czech, Z. Kiełb, M. Głos śp. M. Spróz 

Wikipedia

 Kwartalnik Gminy Kurów, nr 10 , lipiec 2018.

Zdjęcia własne,Trap – Internet.

31 października 2019   Dodaj komentarz
puławy   cmentarze   epidemie   epidemia puławy mór kapitan  

Samotność na wzgórzu....

 

 

W nieładzie pozostawione na garbie pożogowskim. Samotne bele - świadkowie niedawnych żniw, orki, siewu. Świadkami zbioru pobliskich porzeczek. Świadkowie setek kroków wydeptanych przez gospodarzy, przez turystów, przez rolników, przez grzybiarzy. Pilnują na samym szczycie dróg do wąwozu, na pola , w dół do Skowieszyna. Pilnują samotnie ale razem. Być może każda pilnuję swojego, swojej sprawy? Może tak w tej samotności tego pilnowania i stania na straży osiągają swoje cele? swoje dożycie? swoje instnienie? Co nam mówią te bele słomy ? O przemijaniu pór roku? O przemijaniu naszym w nas? O zapominaniu naszym? Zapominaniu nas? O celach naszych ? o celu w nas? Przypadkowości naszej ? czy przypadkiem w nas? Tyle ile patrzeń tyle opinii, tyle uwag, tyle lotnych myśli. Fraz w głowie pożądanych, ale nie zawsze poukładanych. Tyle błysków retrospekcji z dzieciństwa..tych stogów siana, tych klepanych kos, tych warczących kombajnów, tych snopowiązałek. I ta na tej uśmierconej beli słomy z tych zbóż niedawno zebranych ma pod sobą nowe życie, zboża co zimę im kazać pod śniegiem daliśmy. I ta soczystość życia i suchością śmierci uderza. Uderza mnie mocno.I ta samotność i to że ich zapomniano. Może celowo...Może rolnik zostawił dla zwierzyny co w tęgie mrozy na przednówku pożywiania nie mają? Może...

To byłby piękny obraz człowieczeństwa w tych nieludzkich czasach....

24 października 2019   Komentarze (1)
pożó   Pożóg  

Skoki i znów Wieprz...

Skoki.

I znów wzrok zatopiony w Wieprz.Trochę mnie u niego nie było w tym miejscu. Moim miejscu. Miejscu moich dywagacji nad życiem , nad człowiekiem, nad człowieczeństwem. Nad dobrym ja i złym ja. Już po pełni. Już księżyc znów zaczyna zasłaniać diabelski ogon. Już go coś podgryza , już nie pełni nie w pełni. Świeci ile może , odbija co mu słońce na tors wrzuci\,ale to już nie to. Już jego majestat lekko skruszony. Już zaczyna się chować za całunem ziemskiego cienia. Króluje do 6:30 -6:40. Do tego czasu pręży muskuły swojego Ego, rozpościera swoją magię na ziemię ,rozlewa swoje wyobrażenie niewyobrażonego. Rozświetla nieoświetlone. Wskazuję kierunek, jest drogowskazem nocy i jej życia. Walczy z marami , z czeluścią cienia, z wielkim cieniem i strachem. Czasem sam się chowa,od milionów lat...i on potrzebuje czasem posiedzieć w cieniu.Wydają się te ścierające światy gasnącego nocnego mroku i wstające w glorii i chwale palone bursztynem prowadzić niezakończoną i nierozstrzygnięta batalię. Batalię o Terrę.o dominację. Ktoś kiedyś podzielił , dał czasy, minuty, dał dni i miesiące, dał lata, wieki ,stulecia,tysiąclecia. A mimo tego mając sztywną matematykę , hiper komputery to co się dzieje z zaranka przy budzącym się w naszych głowach ranku , wspomaganym wstającym słońcem policzyć nie mogą. Każda liczba podana istnienia świata, księżyca jest niemożliwa do wyobrażenia sobie., znaczy totalnie nieobliczalna. Dlatego tego świata ranka i dnia i nocy majestat nie jesteśmy w stanie objąć, dlatego czujemy się mali i miałcy. Dlatego próbujemy sami jakoś dorównać niedorównanemu , piszemy, składamy wiersze, nuty na pięciolinii, pędzlem stawiamy niebanalne kreski, czy naciskamy spust migawki aparatu. Gdzieś trapi nas ta oczywista niedoskonałość, marny substytut jego co mamy siedząc na mokrej październikowej trawie skąpanej w rosie nocy niedawnej. Czując jej ziemistość ,zielność trawy sączy się i przenika. Zapach wody wieprzańskie jej bochot . Szumiące w jeszcze liściastych drzewach po drugiej stronie rzeki ptactwo, ujadające psy w głębi wsi. Niebo pokryte atramentem nocy rozganiana i rozpraszana łokciami pchającym się dniem. Jego powstałą ze złota i bursztynów zorzą , jutrzenką.dającym tchnienie , ciepło i barwę ziemi. A ja w tym siedzę i to czuję i jestem w tym cały.

A dziś przecież czwarty już dzień tygodnia,już siedemnasty dzień października, już 2019 rok. Już na stacji paliw w tesco w Puławach nie sprzedają snickersów, już tir co zakorkował całą Borową na dobre kilkanaście minut ,stał za wałem przy Wieprzu w swojej i głupocie i bezradności. Kierowca szukał pomocy u mnie i wśród mieszkańców Skoków. W tym świcie właśnie. W tym ..widziałem zmęczone oczy tego pana, głos wołający o pomoc, swoją bezradność i głupotę.

Chwilę z nim porozmawiałem, chwilę zaprosiłem do swojego świata. Chwilę w nim był, chwilę poczuł to miejsce i ten świat.Zaciągnął się jak ja nadwieprzańskim powietrzem i poszliśmy razem szukać pomocy za wał, po ciągnik, po linę,po człowieczeństwo...

 

17 października 2019   Dodaj komentarz
skoki   wieprz skoki  

Zamglony morowy sierpniowy świt w porcie...

 

 

Żniwa w pełni. Palący słońcem sierpień smaga plecy  włościan i parobków. Gdzieś w oddali jest ukojenie , bryza Wisły będącej o kilka set łokci od pól zalanych pszenicą i żytem. Jeszcze nie ucichły echa welkości Panów Czartoryskich , którzy jako spadkobiercy rodów i Lubomirskich i wielkich fortun Sieniawskich wryli się w  świadomość i codzienność tego miejsca. W zaborze Pruskim zniesiono już pańszczyznę, tu trwa dalej choć już wiadome, że i w tym - rosyskim jej nie będzie. Echo powstania listopadowego cały czas wyryty w te ziemie, w ludzi . Gdzie rodzina z rodziną walczyła po dwóch stronach....

 

Karawaka parafia Klementowice

 

Jest sierpień 1852 roku....z Galicji przypłynęli marynarze do portu Pulawy. Gorąc sierpnia daje im we znaki. W Kazimierzu nie było mejsca na redzie. Cały czas aktualizują mapy. Przecież prawie 100 lat temu Wisła ich żywicielka wyryła nowe koryto , stracając Stężycę.Prawie 30 lat wcześniej odsunęła się od swojego koryta w Parchatce i Włostowicach na kilka set metrów. Muszą nanosić co chwlę zmiany żeglugowe. Są zmęczeni. Dziś ich statek wiezie przez Wislę zboże z Galicji  i sól z Bochni.  Pamiętają opowiadania swoich dziadów jak to król Batory stracił do reszty nerwy na sprzedawczyków co sól jak złoto traktowali ceną. Kazał Wieliczce i Bochni zasuwać takby starczyło dla całej Korony. I te żupy solne jak grzyby po deszczu powstawały....

Trap udeżyl w piaszczysty brzeg portu. Rwetes portowego życia w już jakże znanych Puławach mieszał się z goryczą zaboczego jarzma. Rosyjski królował i marynarze z Galicji pewni nie byli czy w komorze celnej w Puławach się dogadają. Czuć było jednak w ten sierpniowy dzień mieszankę portowego rybackiego zapachu z wyczuwalną wonią czegoś złego, chorego , niemożliwego do zidentyfikowania. Po odnalezieniu zawiadowcy portu i uiszczeniu kilku monet za miejsce w porcie udali się do tawerny by tam zatopić swe zmeczenie i długie dni w palącym słońcu na statkubez świeżej wody i jedzienia. Tylko ten kaszel im przeszkadzał i wątłość jak na tą porę roku dziwną....

 

Przyportowa kapliczka - 6 Sierpnia Puławy

 

We Lwowie nastała już noc. Pomocnik Ignacego poszedł się zdrzemnąć na kozetce. Jeszcze niedopity kieliszek wina za obronę magstra farmacji stoi na komodzie. Już zapomina jak 30 lipca na Uniwerystecie w Wiedniu odbierał swój pierwszy tytuł magistra. Nad dymiącą lampą oliwną nocą w aptece młody Łukasiewicz pochyla się nad menzurką wypelnioną czarną gęstą substancją. Już jest gotowy , już ma opracowany cały plan ekstracji z tej - ropy naftowej- nafty. Magicznej substancji odartej z tej czarności  . Nie mającej na daną chwilę żadnych zastosowań i celów.Uparty Ignacy czuje ,że jest bliski wielkiego wyalazku....czuł dobrze. Rok poźnej skontruował lampę naftową.....

 

Ale dziś nawet nie spodziewał się ,że Królestwo zaleje fala epidemii ...epidemii cholery. 

 

Na niedawno pobudowanej Cytadeli Twierdzy Dęblin nikt nie spodziewa się wybuchu epidemii. Pamiętają z pzekazów ustnych jak w niedalekich Bobrownikach 1780 roku panowała epidemia ospy, wyniszczając prawie cały odsetek mieszkańców miasta ....Czasy carskie - tarde i okrutne . Mikołaj I Romanow pewny , dynastia Romanowów święci tryumfy. Wojsko, ludzie , wszyscy wpatrzeni w niego CARA. Prócz Polaków sprzedanych przez podstolego Antoniego ,Targowicę i rozszarpaną ojczyznę przez rozbiory. Wypatrywana jutrzenka nadziei w księciu Poniatowskim jedynym marszałku Francji - Polaku na początku XIX wieku została wygaszona wpierw przez wyprawę Napoleona na Moskwę by  później pod Lipskiem  zostać pogrzebana na kolejne lata...długie lata... A i te lata niosły żniwa cholery , dżumy i moru...

 

 

spichlerz Puławy 

 

Port w Puławach przy portach w Kazimierzu czy Stężycy a nawet Janowca był dość skromny by nie powiedzieć marginalny. Więcej w XVI wieku przyjmował port we Włostowicach niżby w Puławach. Do tej pory zachowały się nadbrzeżne budynki a także spichlerz puławski. Te miary nie mają żadnej z Kazimierzem , gdzie ich ilość wieksza i świetność przykrywa całunem milczenia. Nie zawsze też Kazimierz był aż tak handlowo kluczowy. Po wytyczeniu w XIV wieku przez króla Kazimierza Wielkiego szlaku kupieckiego, który przechodził także przez Kazimierz i miasto Wąwolnicę i zauważalnej przewagi na Wiślanym transporcie choćby nad Stężycą w 1573 czy 1574 roku. Nie mówiąc o jego bezsprzecznej dominacji w XVII wieku przy sięgającym 44% całego eksportu zboża i importu śledzi .

Port Puławy w XVII wieku może się poszczycić się około 0,1 % całego eksportu zboża , czyli 204 łaszty . Łaszt około 3 Tony, ca 3200 litrów materiałów sypkich. Koniec XVIII wieku ( lata 1776/1777 ) ośrodek kazimierski stał się niekwestionowanym liderem nad wiślanej wodzie nie tylko w eksporcie zboża ,czy imporcie beczek śledzi ,ale przede wszystkim w spływie tratw oraz towarów na nich. Przegonił coraz prężniejszy ośrodek portowy w Puławach i Józefowie.

 Lecz dziś ten port jakoś złowrogo patrzy, jakoś obco w nim. Tu zaczyna się znów wędrowka śmierci , znó zeszła na ląd. ...... Cholera.....

 

Karawaka Puławy - 6 Sieprnia,.

 

Mrynarze wstali o świcie. Nie czuli się wcale lepiej niżby dzień wcześniej. Ot zwyczajnie, poprosili o śniadanie bo dziś dalej w drogę dalszą. Łaszty zboża z tegorocznego żniwa zasypane w statku już sprzedane. Czas na nich, Rzucili kilka wymiennych niedawno pieniędzy.Jeden z nich – nawigator -dziś wyjątkowo źle się czuł. Coś mowił – zaszkodziło na tych puławskich karczmach. Zaciekawili się grupą mieszkańców Puław. Stara wierzba niepodcinana od lat falowała na sierpniowym wietrze już wczesnego popołudnia. Podeszli bliżej bo ciekawość była wieksza niż bariery czy obyczajowe czy jęzkowe. Po rozmowie w miarę miłej dowiedzieli się , że  stawiana jest kapliczka z karawaką. Bo w mieście wybuchła epidemia cholery. Talizan dobrych i ochronnych sił, Boskiej opaczności  Ludzie znów zaczęli umierać... Przecież tak niedługo bo w 1856 roku gorączka tyfloidalna występowała   w Instytucie Panien w Puławach zbierając żniwo. Ale o tym cicho było , bo nie wypada , nie można było o tym głośno mówić…. Bo jak. Przybita na spichlerzu była lista atakujących miasto epidemii nie budziła zainteresowania lecz trwogę….

 

Gubernia

Data epidemii/czas

Zachorowało

Zmarło

Lubelska

3.8-11.12.1848

15039

6547

Radomska

3.8-11.12.1848

4275

2280

Lubelska

1852

11034

4143

Radomska

1852

9094

4241

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kapitan statku podchodzi pod kapilczkę . Słońce chyli się już za południe . Dziwi się co to za znaki są na tym dziwnym krzyżu. Dwie belki. Pochodzi bliżej , literuje. Brat z klasztoru przybyły z grupką ludzi  tłumaczy kapitanowi …

 

+ Z + D I A + B I Z S A B + Z + H G F + B F R S

+ – Crux-Krzyżu Chrystusów, zbaw mię.

Z – Zelus- Żarliwość domu Twego niech mię uwolni.

+ – Crux-Krzyż zwycięża, krzyż panuje, krzyż rozkazuje. Przez znak krzyża świętego, niech mię uwolni Pan od powietrza tego.

D – Deus - Dajże to, Boże – Boże mój, żebym ja i to miejsce było uwolnione od powietrza tego.

I – In manus-Jezu, najsłodszy Panie, w ręce Twoje polecam ducha mego, serce i ciało moje.

A – Ante-[Wcześniej] aniżeli stworzył Bóg niebo i ziemię, był Bogiem. On mocny Jest wybawić mię od powietrza tego.

+ – Crux-Krzyż Chrystusów mocny jest odpędzić zarazy, powietrza z miejsca tego i od ciała mego.

B – Bonum-Barzo jest rzecz dobra, oczekiwać w milczeniu ratunku Boskiego, aby odpędził zarazę ode mnie nędznego.

I – Inclinabo-Ja nakłonię serce moje do usprawiedliwienia Twojego, abym się nie zawstydził, żem Cię wzywał.

Z – Zelavi-Z wielką żarliwością zapaliłem się na niezbożne, widząc pokój głoszących i w Tobie samym ufność miałem. Krzyż Chrystusów odpędza czartów i powietrze zepsowane niech wyżenie.

S – Salus-Słusznie, zbawieniem Twoim sam jestem, mówi Pan. Wołaj do mnie, wzywaj mię, ja wysłucham cię i wybawię od powietrza tego.

A – Abyssus-Azaś przepaść przepaści nie wzywa i w szumie głosu Twego odpędziłeś czarty i od zarazy powietrza uwolniłeś mię.

B – Beatus-Błogosławiony mąż, który ufa w Panu i nie obrócił oczu swoich na próżność i rozpustę zdradliwą.

 + – Crux-Krzyż Chrystusów, który był przed tym na hańbę i zelżywość, teraz jest na sławę i uwielbienie. Niech mi będzie na zdrowie i niech odpędzi z miejsca tego czarta i zepsowane powietrze i zarazę od ciała mego.

Z – Zelus- Żarliwość czci Boskiej strawiła mię pierwej, niż umrę i przez imię Twoje, wybaw mię od tej zarazy powietrza złego.

+ – Crucis-Krzyża świętego znak uwolni lub Boży i od powietrza tych, którzy Mu ufają.

H – Haeccine- Hej! Także to Panu oddajecie ludzie głupi i bezrozumni? – Oddajcie Najwyższemu śluby wasze i ofiarujcie Bogu ofiarę chwały, i miejście w nim nadzieję, albowiem, którzy w Nim ufają, nie będą zawstydzeni.

G – Gutturi-Gardłu memu i do ust moich przyschnie język, jeżeli Cię wielbić nie będę i sławić Imienia Twojego świętego, które święte jest i wybawia w Tobie ufających. W Tobie nadzieję pokładam. Zbaw mię, Boże mój, z zarazy tej powietrza i miejsce to, na którym wzywają Imienia Twojego.

 

 

......

 

Nie daje ojcu dokończyć tłumaczyć modlitwy. Widział już jednak ją , nie raz krzyż z dwiema belkami. Słyszał , że w porcie gdzie go nie przyjęli w Kazimierzu takowe karawaki były, słyszał jak i na Włostowicach taka była. Nie pojmuje kapitan czy to ma pomóc czy wystraszyć morowe powietrze .Niepokoi się swoim druhem z załogi. Coraz gorzej z nim. A terminy gonią… dylemat … zostawić i nająć nowego członka załogi czy zostać jeszcze dzień dwa….

Podjął decyzję, cholera i tu już zagościła od wielu lat, on ma zlecenie i musi je zrealizować. Na szybko w porcie najmuje nawigatora i ruszają dalej. Do Gdańska. Oby dalej od tego miejsca. Miejsca jak się okaże  za 40 lat odwiedzi znów Puławy i pozna całą historię tego przeklętego portu i epidemii co od 1848 roku pustoszyła i nawiedzała te tereny zbierając ogromne żniwo. O tym wszystkim kapitan się dowie..opowie. Odszuka kapliczkę i siądzie koło niej słuchając jej historii….

 

 

 

Koniec części I.

 

 

 

Fabularyzowane moją narracją. 

Źródło : 

Naruszewicz-Lesiuk D. „Cholera , Choroby zakaźne i ich zwalczanie na ziemiach polskich XX wieku”

 „Cholera , jej dawniejsze epidemije u  nas, przyczyny , objawy, zapobieganie, leczenie”- dr B.Dzieżawski, O.Hewelke, W.Janowski  1892

K.Kurzyp - Stężyca 

o. Paweł Sczaniecki w książce Święty Benedykt (Kraków 2000, wyd. 3, s. 179–182)

eksperci : , G. Bartnik , H. Mielniczenko, H. Czech, Z. Kiełb, śp. M. Spróz 

Zdjęcia własne, prócz spichlerza – autorem zdjęć Robert Sołtan. Trap – Internet. Krzyż - http://parafiaklementowice.pl/

08 października 2019   Dodaj komentarz
puławy   cmentarze   epidemie  

Mroźny pierwszy świt nad Borowcem

Jezioro Borowiec... świt...

 

W końcu moje nozdrza przeszywa świeżość zmarzniętego powietrza. Nie deszczem i wilgocią wszelaką wiatrem smaganą choćby wczoraj. Dziś jest ta chwila , kiedy zaczął się sezon mój najukochańszych ranków. Przesiąkniętych lekkim mrozem, którego odbierają wszystkie komórki mojego ciała. Gdzie w plątaninie myśli jeszcze nocnych , w butach jeszcze letnich stoję ja i stoi przede mną majestat przyrody. Ja marny i wątły, ona tętniąca życiem choć dziś surowa i zimna. Bucha , ciężko oddycha , mgliści się wymownie nad jeziorem Borowiec. Tuż przy Borowinie, przy lotnisku,, przy tych jeszcze niedawno zlanych złotem kłosów parzenicy i żółtością rzepaku. Nogi zatapiają się w brunatną ziemię , już poddaną ręką ludzką, już przerzuconą, już wybronowaną, już na tą jesień i zimę przygotowaną. Młody rzepak wygląda nieśmiało na jej powierzchni. Ziemi od wieków rodzącą i dającą nadzieję na lepsze jutro.

Czuć jej ziemistość, czuć jej majestat, czuć jej godność. Nozdrza przyjmują ponownie dawkę otrzeźwienia i orzeźwienia. Trzymam tą chwilę na wdechu …po woli wypuszczam. Szren wymalował na zielności tego miejsca swoje diamenty lśniące we wstającym słońcu. Gdzieś w oddali zapada milknący odgłos ptactwa.

 

Zimno. Nie Mroźna. Zwyczajnie zimno, ot .

 

Pszeniczno – błękitne niebo na sklepieniu schodząc w dół w pomarańcze i czerwienie. Co za malarz wymiarów. Dziś ich tyle w sobie, załamują się przenikają, wychodzą i wchodzą w siebie. I nagle zatapiają się w zadymionym oddechu jeziora. Buchająca para , niczym z parowozu, niczym ze zmęczonego biegiem sportowca o mroźnym świcie unosi się dając obraz mistyczny, wymowny. Zamykam oczy. Stapiam się w nim – w tym świecie.

Czuję jak ten październikowy świt przeszywa mnie i moje zmysły. Buduje uczucie pełności i dobroci. Napełnia już na wyczerpaniu baterie mojego bytu i bycia. Dopełnia niedopełnione. Zamyka niezamknięte. Buduje niezbudowane. Chwila ulotna ale jakże potrzebna. Jezioro oddycha, oddycha wolno, majestatycznie. Ja z nim w niezmąconej przez lata wielkiej atencji i empatii do matuszki natury. Do przyrody. Tej zarannej, niezałapanej, unikalnej. Czas się zbierać. Wstałem ranniej niżby zwyczajowo by pogościć się w tych październikowych pierwszych przymrozkach właśnie tu. Przy lotnisku, przy jeziorze. Ruszam do pracy….zupełnie inny….

 

 

08 października 2019   Dodaj komentarz
przyroda   Borowiec świt mróz  
Izkpaw | Blogi