O Kunta Kinte - Jakubie - śpiewają autochtoni...
Uzupełniając post o egzotycznych koloniach.
Tu utwór na chwalę naszego Kuraldzkiego księcia Jakuba i zwierzchnictwa Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
kliknij poniżej na link.
Uzupełniając post o egzotycznych koloniach.
Tu utwór na chwalę naszego Kuraldzkiego księcia Jakuba i zwierzchnictwa Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
kliknij poniżej na link.
Księstwo Kurlandii i Semigalii
Nasze kolonie ? Tak i to bardzo egzotyczne….
A idąc w egzotykę to książę Jakub Kettler lennik Rzeczypospolitej Obojga Narodów i jako książę Kurlandii i Semigalii wysłał 3 ekspedycje na wyspę Tobago, by trzecia z nich w 1654 roku była na tyle ważna , że dzięki niej nazwano na cześć Księstwa poddanego Rzeczypospolitej Obojga Narodów - Kurlandii- Nową Kurlandią. Od 1639 do 1693 roku cześć wyspy należała do nas. Tobago zostało odkryte przez Krzysztofa Kolumba w 1498 roku.
Wyspa Tobago
Właścicielami prócz nas wyspy – była Holandia, Brytyjczycy, Francja. Dwie pierwsze ekspedycje delikatnie mówiąc nam nie wypaliły. Autochtoni Tobago nas „mało przyjaźnie” przywitali i potraktowali – jak można tak to ująć.
Książę Jakub Kettler
Gość obrotny był i biznesmen na owe czasy genialny, posłał w 1651 roku ekspedycję na małą wyspę Kunta Kinte w zachodniej Gambii na rzece Gambia. Tam próbował także na zasadzie współpracy a nie terroru być zwierzchnikiem i zarządcą tych ziem. Wierząc przekazom lokalnym autochtonów to dobrze wspominają te czasy kiedy kondominium było Polsko- Litewskie. Wybudowano tam fort imienia księcia Jakuba (na cześć omawianego Jakuba Kettlera). Pierwszymi, którzy dotarli do tej wyspy byli Portugalczycy, którzy nadali jej nazwę Wyspa Świętego Andrzeja.
Położenie na mapie wyspy Kunta Kinte i fortu Jakuba
Fort Jakuba (wyspa Kunta-Kinte dawniej Wyspa Jakuba ) na rzece Gambi
Takie to nasze egzotyczne wojaże były a Madagaskar był jedną z nich choć ma swoją historię.
Mieczysław Lepecki - podróznik ,pisarz, szef wyprawy na Madagaskar, tu w mundurze kapitana 1 Pułku Piechoty Legionów Józefa Piłsudskiego
Wyprawa majora Mieczysława Lepeckiego naszego wielkiego podróżnika i literata na tę wyspę zaowocowała jedynie raportami i książkami "Madagaskar, Ludzie Kultura i Kolonizacja" oraz zabranego na wyprawę podróżnika i pisarza Arkadego Fiedlera książka „Jutro na Madagaskar" . Powierzono mu misję rządową mającą zbadać możliwości kolonizacyjne wyspy. A działo to się w 1937 roku i z góry była to mało realne – pozyskanie Madagaskaru. Jako ciekawostka historyczna ma wielkie znaczenie. Sam major Lepecki urodził się w Kluczkowicach był synem Leopolda i Bronisławy z domu Depner.Wielki podróznik, otrzymał wiele odznaczeń w tym Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari czy Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Celowo pomijam tu polityczny cel wyprawy i kogo miano tam przesiedlać. O tym poczytajcie sobie we własnym zakresie. Pomysł przedwojenny Francji i Polski zakończył się na wyprawie wyżej opisanej jak i dyskusjach, a wybuch II Wojny Światowej zamknął temat na dobre.
Madagaskar i jego chyba najbardziej aktualna wizytówka
Sam Jakub był wnuczkiem Gotthard Kettler ostatniego mistrza krajowego inflanckiego zakonu krzyżackiego.
Gotthard Kettler - ostatni mistrz krajowego inflanckiego zakonu krzyżackiego.
Gotthard Kettler to bardzo ważna postać bo zarówno on jak i jego poprzednik takie wielki mistrz zakonu Wilhelm von Fürstenberg w XVI wieku z naszym ostatnim z Jagiellonów Zygmuntem II Augustem ( synem Zygmunta I Starego i Bony Sforzy) podpisali pakt antymoskiewski (traktat pozwolski) . Przerodziło się to następnych latach po najazdach wojsk Iwana Groźnego Inflant tym ,że rządzone przez niego ziemie przekazał pod opiekę Wielkiego Księstwa Litewskiego a w finale 1561 roku po sekularyzacji (zeświecczenie) zgodził się na inkorporację (wcielenie) do Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Powstało Księstwo Kurlandii i Semigalii wspomnienie na początku wpisu.
Zdjęcia : Internet
Źródla danych : Wikipedia,Historia bez cenzury ( audycja i książka o tej samej nazwie), Youtube
Nie sposób przejechać obojętnie przez tą cudowność bardzo starej wsi Borowa. Zawsze jadąc do pracy choć na chwilę zwalniam by poczuć ducha przeszłości i zażyć piękna natury tej miejscowości.
Legenda głosi, że miejscowość podzieliła Wisła na od strony Radomia - Borowiec i od strony Bobrownik Borową. Coś w tym jest , bo na starych mapach rzeczywiście widnieje miejscowość Borowiec.....
Postanowiłem udać się pod krzyż w szczerym polu przy drodze prowadzącej do wsi Matygi. A dokładnie do gospodarstwa przed Matygami.
Początek drogi do wsi Matygi w stronę krzyża
Studiując mapy i zapiski w książkach poświęconych historii lokalnej można wyczytać i określić, że tam gdzie gospodarstwo istniała miejscowość Kudłów. Z map dostępnych choćby z 1786 czy 1808 jest to spora wieś. Po 1850 roku ukazuje się w tym miejscu już folwark Matygi. Znika z map i znalezionych póki co zapisków przeze mnie.
Ze analizowanych przeze mnie dostępnych materiałów w postaci książek o regionie pojawia się Kudłów w zapiskach i działaniach Adama Kotowskiego( zmarł 21 listopada 1693 r W Klementowicach) - stolnika wyszogrodzkiego, syna pańszczyźnianego chłopa, który na dworze Jana Wielopolskiego zrobił karierę i uzyskał najpierw szlachectwo szwedzkie w w 1659 r.a w 1673 roku polskie. Cytuję z książki "Bobrowniki 1485-1988" ( Ks. J. Zychora, E.Wąsik,A.Wójcicki) : " Dominikanom warszawskim darował za życia dobra : Borowę [..] i Kudłów[...] ....."
Sad owocowy przy drodze do Matyg, krzyża
Następna informacja pochodzi z książki " Dęblin szkice z dziejów miejscowości i okolicy" (K.Kurzypa), gdzie autor przytacza taką treść :
"Dobra dęblińskie zostały nazwane w ukazie donacyjnym z 20 czerwca 1840 r. "Sieło Iwanowskie".........Iwan Paskiewicz nabył na własność w publicznej licytacji w Trybunale Cywilnym
Lubelskim w drodze działów w dniu 30 stycznia 1843 r. szlecheckie dobra ziemskie Borowa ze wsiami Kudłów i Matygi."
Droga do Matyg ( dawniej droga do Kudłowa) i krzyż
Co do samych Matyg to kilka informacji jakie na szybko udało mi się pozyskać.
Sama wieś przeżyła wiele zmian jej administracyjnego i własnościowego położenia i przynależności. Kiedyś nazywała się Rybaki, gdyż wielu mieszkańców parało się rybołówstwem. Sama miejscowość powstała w XV w. i od początku była wsią dziedziczną. Właścicielami byli m.in. Wielopolscy, Paskiewiczowie, Mierzejewscy. W 1789 roku Matygi sąsiadowała z Gołębiem lecz już pod koniec I połowy XIX wieku wymieniano ją tylko jako folwark Matygi ( w Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego. T. VI: Malczyce – Netreba. Warszawa 1885.) w tym czasie najprawdopodobniej wieś była włączona do folwarku Borowina. w 1927 r. dawny folwark Matygi funkcjonował pod nazwą Borowina. Po II Wojnie Światowej oba te majątki rozdzielono a ziemia matycka została przekazana mieszkańcom Gołębia. Owi mieszkańcy założyli wieś i wrócili do jej historycznej nazwy - Matygi. Reasumując :
Obecna wieś Matygi znajduje się w miejscu folwarku, a na miejscu historycznej wsi Matygi jest miejscowość Borowina.Ciekawostką może być fakt, że w przyległym jeziorze Matyckim w 2006 roku złowiono piranie i sprawa była znana na całą Polskę. Samo jezioro powstało z dawnego koryta Wisły.
Krzyż w szczerym polu...
Dalej poszukuję informacji co się działo z miejscowością Kudłów i kiedy wytarła się z map i mam nadzieję, że nie z pamięci starszych.
Krzyż w polu wraz z drogą do niego uwieczniłem dzisiaj. Opis krzyża pochodzi z grupy FB Wsie Lubelszczyzny - historia i tradycje" :
Metalowy, wysoki krzyż z figurą Jezusa Ukrzyżowanego, rzymskokatolicki, prawdopodobnie z 2009 r.- na borowskich polach tzw. ,,dzierżawy'', na gruncie Pana A.Stefaniaka.
,,Według przekazu tutejszych mieszkańców, fundatorem krzyża jest syn więźnia obozu w twierdzy dęblińskiej, z czasów II wojny światowej. Więzień ten żarliwie modlił się i prosił Boga o przeżycie, a w podzięce obiecał ufundować 10 krzyży.Przetrwał pobyt w obozach i wojnę, nie zdążył jednak wywiązać się ze swojej obietnicy.Wolę zmarłego ojca wypełnił syn''.
,,Piękno kapliczek, figur i krzyży przydrożnych''.Gmina Puławy. Góra Puławska 2014.str.21.
Czy kreowana, ach tworzona lepiej brzmi jest nasza codzienność, świadomość ?
Czy potrafimy czerpać radość z drobin codziennych chwil ?
Czy dajemy od siebie choć troszkę człowieczeństwa ?
Czy nam tak ciężko już się prawdziwie wzruszyć ?
Podeszwa buta codzienności jest dla nas już chyba tak wytarta, że przestaliśmy zwracać uwagę na to gdzie idziemy i co robimy. Jakie mamy cele takie te malutkie dzisiejsze, takie jutrzejsze czy może globalne na skalę zmian w życiu? To dręczy mnie coraz bardziej. Wzbudza niepokój, wzbudza złe demony. Bo przecież lubimy jak się dobrze o nas mówi, ale nie lubimy jak się nas chwali – i to publicznie choćby. Wzrasta w nas poczucie winy i zawstydzenia ba! nawet poczucie swojej małości czy nawet poczucie, że pochwały się nam nie należą. Także wzrasta w nas poczucie często nieszczerej skromności budowanej na tym poczuciu, że tak po prawdzie jest mi bardzo miło, że chwalą ale jak będę bardziej skromny to może bardziej pochwalą? Też tak macie? To chyba syndrom budowania w nas poczucia niższości przez wszystkich dotychczas spotkanych ludzi czy instytucje. Zawsze patrzono na nas z góry , czy to rodzice nakazywali i wydawali polecenia ( wszakże i kochają ponad miarę także) , szkoła – nauczyciel nie kolega ale często dyktator i samozwańczy autorytet ( sam dla siebie). Potem praca i szef ,prezes – znów patrzą na nas z góry itd. Nie możemy łyknąć znikąd tego dobrego słowa, uśmiechu od życzliwych ludzi. Ale co niektórzy sobie obijają tą niższość na wiele sposobów. A to w sklepie wykłócają się o bzdurę, a to w mięsnym grymaszą i każą po plasterku sobie odkrawać wędlinę, a to w aptece, gdzie kolejka na tzw „świński ogon” a oni grymaszą i sami niewiedzą co chcą. Lecz to nic przy tym co potrafią zrobić – znaczy odreagować tą nieporadność życiową w portalach społecznościowych. Tam nikt i nic ich nie zatrzyma. Stają się ekspertami w każdej dziedzinie, mają najwięcej do powiedzenia.Tylko z ukrycia, nie wstawiając żadnych postów tylko czekając jak ktoś zrobi pierwszy ruch i wstawi najlepiej osobisty post. Tacy ludzie siedzący w ciemnym pokoju o niepewnym jutrze zaczynają wieczorem żyć życiem innych. Internet dał im narzędzie jak mało kto. Bez kontroli , bez ograniczeń, bez człowieczeństwa. Każdy z nas pewnie takiego delikwenta miał przez chwilę na barkach, czuł jego ton wypowiedzi, czytał jego komentarze. Można z tym walczyć, ale czy warto? Niektórzy robią z tego otwartą wojnę w sieci i nie wiedzą, że ten co robi „**wnoburzę” nie ma w sumie nic do powiedzenia ale wyznaje zasadę ,że każdy ma prawo do krytykowania. Tak każdy ma prawo. Ma prawo do merytorycznej a nie emocjonalnej krytyki. Ta ostatnia jest dominantą niestety. Takie wachlowanie czyimś stanem emocjonalnym jest bardzo niebezpieczne. Bo przecież choćby FB pod lupę weźmy. Czy nie zmienia nam się nastrój ( czytaj czy inni na FB nie kreują naszego nastoju) kiedy do wg nas ładnego post’a ktoś ze znajomych ( trafnie nazwana grupa ludzi wg mnie) da „tylko” like ? Przecież post był porządny ze zdjęciem a ty tylko like? Co jest z tą osobą co mi to dała. Zawsze daje mi super( status serduszko) a tu tylko like? Już mamy wytworzony nastój i kierunkowe zabarwione emocjonalne nastawienie do tej osoby lub osób. Ale ludzie są też leniwi lub niechętni do podzielenia się opinią o danym wpisie więc używają tylko emotikonek. Klikają często mechanicznie na wpisy by komuś nie zrobić przykrości bo przecież wpis bez choćby like jest postem nieistniejącym wręcz. Taka głupota a jak potrafi człowieka nakierować i zabarwić emocjonalnie do innych. My nie jesteśmy dłużni, jak ktoś tylko lubi nasze posty to ja zrobię tak samo – dam tylko like ….albo nic nie dam o! i będzie dobrze. Ja już naprawdę odżegnuje się od FB i wstawiam raczej neutralne wpisy choć i te potrafią być opacznie zrozumiane. Hehe
Zarzucony jest FB zdjęciami – często moim zdaniem podkoloryzowanymi związanymi z nierównym traktowaniem zwierząt. Szczególnie pieski są wdzięcznym materiałem dla tego typu kampanii. Ubolewam z całego serca nad bestialskim traktowaniem zwierząt, braku funduszy na schroniska czy domy zastępcze. Ja nie o tym tylko to co zapisałem na górze w pytaniu. Całe kampanie reklamowe , całe sztaby specjalistów często stoją za tym by stworzony przez nich film, animacja poprzez przekaz wizualny, muzyczny spowodowały w nas uruchomienie pokładów współczucia, łatwowierności w to co oglądamy i podejmowania łatwiejszej decyzji odnośnie wpłat, czy darowizn. Tu już nie o pieskach ale np. o tym ,że ktoś zbiera na chore dziecko, czy ostatnio głośno znów o grupie krwi dla kogoś. Czy wiele innych totalnie niesprawdzonych przez potencjalnych darczyńców informacji buszujących w sieci. Uważam, że chyba nam się nie chce weryfikować czy ta kampania, zbiórka jest prawdziwa ,czy może jak to było z gościem co niby na chore dziecko zebrał ponad 100 tys. i zwiał z kasą. Mamy coraz twardszą pupę w życiu codziennym , gdzie często odwracamy się od tej prawdziwej misji niesienia pomocy – nawet tej malutkiej i często niepieniężnej. A łykamy jak młody pelikan akcje w sieci czy na tym FB. Wpłacamy łatwo ,ot kilka klików i już czujemy żeśmy filantropi. I dobrze ,że pomagajmy ale sprawdzajmy u źródła czy aby nie zasilamy jakiegoś szarlatana. Wracając do tych emocji jakie wyciskają z nas te filmiki ze zwierzętami , głównie z pieskami to na mnie także działają. Pamiętam jednak, że smutny piesek w schronisku nie może być dla nas ważniejszy niż śmierć człowieka. Czy wy także macie taką raczkującą nieśmiałą tezę (oby nieprawdziwą ) że nam bardziej zwierzątka szkoda niż człowieka? Rozczulamy się nad smutnym wzrokiem pieska a chłodno i bez emocji oglądamy wiadomości jak pożar strawił kilku jego mieszkańców? Jak trudno nam się zaangażować w wartościowe i właściwe pomaganie? Takie nie na pokaz, takie ciche i od serca. Niekiedy wymaga to głośnego krzyczenia przez megafon w portalach społecznościowych- bo one już są częścią naszego życia ,ale pamiętajmy ,że pokora i człowieczeństwo jest w tym najważniejsze.
Dlatego kończąc moje dywagacje chciałbym byście zobaczyli zdjęcie poniżej. I odpowiedzieli sobie sami na pierwsze pytanie jakie postawiłem.
zdjecie : Internet.
156 rocznica Powstania nad powstaniami w Polsce. Powstanie Styczniowe. O nim już tyle napisano, że przytaczam tylko cytat z manifestu - odezwy Komitetu Centralnego Narodowego :
"....Tak, Ty wolność Twoją, niepodległość Twoją, zdobędziesz wielkością takiego męztwa, świętością takich ofiar, jakich Lud zaden nie zapisał jeszcze na dziejowych kartach swoich. Powstającej Ojczyznie Twojéj dasz bez zalu, słabości i wahania, wszystką krew, zycie i mienie, jakich od Ciebie zapotrzebuje..."
Manifest Tymczasowego Rządu Narodowego, 22.I.1983 roku
Ach co to za miejscowość te Bobrowniki. Lokowane już w 1485 roku - jako miasto prywatne Stanisława Tarły syna Zakliki. O mieście napiszę niedługo, bo historia ciekawa i burzliwa ,ale i smutna zarazem.
Dziś o mostach i przeprawach promowych w Bobrownikach. Postarałem się przedstawić w sposób graficzny. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Zdjęcia i na podstawie książki - "Bobrowniki 1485- 1988" oraz strony Internetowej http://schwung.cba.pl/.
Zdjęcie wszystkich chórów i dyrygentów z I Ogólnopolskiego Spotkania Chórów Szczygiełki i Przyjaciele - zdjęcie Internet.
Największym dotychczas przeżyciem związanym z występem wokalnym było Ogólnopolskie Spotkanie Chórów Szczygiełki i Przyjaciele w Poniatowej. Rok 2017, styczeń, ładna zimowa zima. Prowadził nas znaczy chór przy parafii p/w Brata Alberta w Puławach ksiądz Marcin. Z przedstawianego przez niego ze swoistym spokojem tego wydarzenia można było odnieść wrażenie, że to było by spotkanie kolegów i koleżanki po fachu, wymiana doświadczeń, zaśpiewanie kilku kolęd czy pieśni. Na spokojnie i w miłej rodzinnej atmosferze. Było prawie jak mówił…….
Na warsztaty w godzinach rannych przyjechaliśmy do pięknego pałacu w Kraczewicach. Nie byłbym sobą bym nie wtrącił choć ciut jego historii- tu pochodzi ze strony kraina.org.pl:
Pałac w Kraczewicach - zdjecie Internet.
„Jedyną w okolicy secesyjną budowlę wzniosła w latach tuż przed pierwszą wojną światową rodzina Gerliczów. W miejscu Pałacu Kraczewickiego dwory istnieją już od więcej niż sześciuset lat. Rodzina Gerliczów przybyła w Lubelskie w końcu XVIII wieku z Niemiec. Kacper Gerlicz wybudował z Lublinie browar, a jego synowie wybrał dwie różne drogi kariery, z których każda była imponująca. Teofil pozostał w Lublinie i działał zarówno w biznesie, jak i w organizacjach charytatywnych. Jakub brał udział w Powstaniu Listopadowym i polski Rząd Narodowy mianował go wiceprezydentem policji Warszawy. Jego kompetencje docenił także rząd carski mianując go wiceprezydentem Warszawy. Potomkowie Teofila osiedli w Kraczewicach. Gerlicze zapisali się wdzięczną pamięcią w życiu wsi. Zaraz po pierwszej wojnie światowej ofiarowali teren, na którym wybudowano pobliski kościół i utworzono cmentarz. Rodzinę Gerliczów wyrzucili z domu Niemcy, a potem komuniści. W 1983 r. powstaje zamysł urządzenia w zrujnowanym już dworze siedziby dziecięcych zespołów artystycznych "Scholares Minores pro Musica Antiqua" i "Szczygiełków". Początkowe prace porządkowe przy restauracji obiektu zostały wykonane siłami dzieci - członków zespołów i ich rodziców. Następnie z inicjatywy ówczesnego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków i Naczelnika Miasta i Gminy Poniatowa przystąpiono do remontu kapitalnego dworu i restauracji parku. W roku 1988 następuje wprowadzenie do dworu dziecięcych zespołów artystycznych i powołanie do życia "DOMU MUZYKI" w Kraczewicach. Dziś dwór znowu tętni życiem organizując muzyczne spotkania, śluby, konferencje i imprezy kulturalne. Można także wynająć we dworze pokoje.”
Piękny pałac z skromnym, ale bardzo dobrze zaaranżowanym wnętrzem i niespotykaną dostojnością. Zjechały już reprezentanci chórów na warsztaty – reszta dojeżdża na koncert. Poznajemy się i opowiadamy kilka zdań o nas, naszym chórze. Przechodźmy do warsztatów. Prowadzi je na zmianę emisariuszka – heh – świetny sopran od emisji głosu i sama dyrygenta Joanna Garbacz. To znana na cały świat pani dyrygent a jej chóry to ścisła czołówka światowa. Dociera to do mnie i jakoś człowiek staje się mały a zarazem szczęśliwy, że ma okazję zaśpiewać na warsztatach jak i koncercie pod taką batutą. Sześć Chórów, sześć różnych osobowości, sześciu różnych dyrygentów, dających ponad 100 wokalistów. Sala w pałacu wypełnia się po brzegi, zaczynamy urywać po kawałku tort związany z zaśpiewaniem dwóch pieśni na finał. Pani Małgorzata Sobieszek – dyrygentka chóru Cantate Dei Gloriam z Warszawy prowadzi warsztaty i rozczytuje już przez nasz chór rozczytane Misericordias Domini. Na tyle gardeł i taki podziale na „głosy” brzmi to co najmniej dziwnie. Dodatkowy efekt daje dość mała sala. Po jakimś czasie wszystko się układa i zaczyna wybrzmiewać i brzmieć.
Opanowane. Dochodzimy do utworu przez nas w ogólne nie rozczytanego. A utwór nie łatwy o niesamowitym ładunku emocji – kompozytor Michael Bojesen – Eternity. Uczymy się na próbie, chłoniemy, ja podpinam się pod kolegów basów, którzy już opanowali ten utwór. Od razu łatwiej jak jest prowadzący. Doznałem olśnienia z oświeceniem i zarazem pytaniem – co ja tu robię? Tu sami profesjonaliści. Ksiądz Marcin uspakaja i daje otuchy. Nasz chór się odnajduje i wybrzmiewamy już całkiem całkiem. W między czasie kawa, ciastko, podziwianie pałacu i niekończące się rozmowy o śpiewaniu nie tylko chóralnym. Ksiądz Marcin akompaniament na fortepianie prowadzi łagodnie i z czułością o każdy wybrzmiały ton. Dyrygenci, osobistości światka chóralnego i kulturalnego nadają powagi i sznytu temu wydarzeniu. Kogo im udało się zaprosić do wspólnego śpiewania? Proszę poniżej lista chórów:
„Cantate Dei Gloriam” – Warszawa; „Św. Brata Alberta” – Puławy; „Corda Cantando” – Karczmiska; „Cantata” – Opole Lubelskie „Szczygiełki Fenix” Poniatowa, „Szczygiełki Grandi” – Poniatowa i Połączone Chóry Spotkania.
Chór św. Brata Alberta prowadzony przez ks. Marcina z Puław (mój chór, nie wszyscy członkowie)
Warsztaty dobiegają końca i czas szykować się na śpiew w gimnazjum im Jana Pawła II. Tam się ma odbyć finał całego dnia i występy chórów z własnym
repertuarem (przeważnie kolędowym, choć nie tylko) i wspólny śpiew pieśni o których wspomniałem wcześniej. Szybko lokalizujemy się w jednej z sal szkoły. Przebieramy się i szlifujemy nasze utwory na występ. Szlifujemy kolejny raz, bo w pałacu już na piętrze i na korytarzu ćwiczone było…. Na korytarzach szkoły gwar i harmider. Panie w pięknych kreacjach chóralnych dystyngowane i pełne kobiecego piękna. Panowie głównie w garniturach, dostojni i szarmancko się zachowujący. Czuć adrenalinę, czuć podniecenie narastające, czuć trochę strach i tremę, czuć, że niedługo wydarzy się coś wielkiego.
Dyrygent - ks. Marcin
Zaczynamy po słowach wstępu od organizatorów a zarazem wyśmienitych muzyków, pasjonatów muzyki i krytyków muzycznych. Zaczęło się piękne przedstawienie, gdzie kilka kolęd wyśpiewana w niepełnym składzie wybrzmiewa cudownie i pięknie zarazem. Nie czujemy się ani lepsi, ani gorsi. Równi. Słuchamy i przed i po naszym mini występnie innych chórów i ich repertuaru. Łabędzi śpiew słychać i czuć wielkość i kunszt tej muzycznej uczty. Kolejne chóry wchodzą i z pierwszym otwarciem ust intonują nam słuchaczom spektakl barw nut nasyconych głosami chórzystów. Czujemy się jako chór częścią tego spektaklu, tego wydarzenia co nas przerosło na początku by później stało się jednością z nami.
Rozchodzimy się, głosy „chóry” w podkowę na auli. Słuchacze siedzą w środku. Czegoś się spodziewają i wiedzą, że za chwilę nastąpi finał, epitafium. Pani Joasia Garbacz spogląda na nas wszystkich. Mimo, że jest nas ponad 100 to dla każdego znajduje choć ułamek sekundy by się z nim spotkać wzrokiem i drobnym gestem zachęcić i uspokoić. Zapada cisza. Sala milknie. Dłonie dyrygentki uniesione zaczynają falować w swój taniec dyrygenta, który słucha sercem i duszą ten utwór. Panie zaczynają i pierwsza zwrotka niczym lekko uniesione piórko kołyszące się na wietrze przeleciało przez salę, druga zwrotka panowie i niskie głosy damskie. Trzecia wspólnie…zaczyna łapać mnie w gardle i ściskać. Nie do opowiedzenia emocje a wszystko przed nami…… Zaczyna się rzeka emocji, przeplatanych z euforią i staniem najwyższego uniesienia trwającego kilka minut. Głosy, chóry przeplatają się, uzupełniają, podpowiadają i odpowiadają sobie…… Nastała cisza, większość słuchaczy i ja miała zaszklone oczy z emocji. Z tej empatii i tej wrażliwości. Niektórzy płakali i się tego nie wstydzili. Brawa nie mogły zakłócić tego co się wydarzyło przed chwilą. Mnie trzyma do tej chwili a to już prawie dwa lata. Schodzimy się i śpiewamy pod dyrygent Pani Małgorzata Sobieszek – dyrygentki chóru Cantate Dei Gloriam – Misericordias Domini. Wychodzi genialnie! Czuję spełnienie i zadowolenie. Targają mną emocje, bardzo duże emocje i stan uniesienia ba! wręcz spełnienia.
To są emocje, to są wydarzenia, które zapadają bardzo głęboko w pamięć i całe szczęście są cały czas świeże i aktualne. To z nich czerpię swoją siłę do życia, do śpiewania. Mam nadzieję, że uda się wystąpić w takim wydarzeniu, gdzie będzie 5-7 chórów i wyśpiewamy utwory dedykowane dla takiej konfiguracji.
Poniżej zamieszczam linki do tego finału – spotkania w Poniatowej w 2017 roku. Oceńcie sami.
Co do chóru, gdzie uczęszczam i śpiewam to tu przedstawiony Chór św Brata Alberta przekształcił się na powrót w Albertinum pod tym samym wezwaniem. Ksiądz i muzykolog zarazem Marcin otrzymał dar niesienia Słowa Bożego poza granicami kraju. Aktualnie Albertinum jest prowadzony przez Panią Renatę, która prowadziła chór od początku. Przejeła po księdzu misję daszej pracy wokalistów- chórzystów i uświetniania liturgi czy organizację wydarzeń muzycznych jak koncert kolęd. Chór trwa i śpiewa - ba ! śpiewa wyśmienicie!
https://youtu.be/PdoO67sXBIU Eternity
https://youtu.be/ZPvhKvcDc2c - Misericordias Domini
Zdjęcia Internet.
Pierwszym elekcyjnym Królem Polski był - Henryk Walezy.
Młody lubiący przebieranki i imprezy,pachnący perfumami i ubrany w fatałaszki ,które w ówczesnej Polsce były szokiem "w modzie" nie bardzo przypadł do gustu rodakom.To nic ,miał rozmach - jadąc do Polski na koronację i ślub z już sędziwą i nieurodziwą Anną Jagiellonką - jechał w zaprzęgach z 1200 koni w ,masa ludzi,urzędników i panie wolnych obyczajów mu towarzyszyły.
Wawel na owe czasy był trzy razy większy od Luwru co bardzo uszczęśliwiło przyszłego króla.W tamtych czasach Polska była o lata świetlne bardziej ucywilizowana od Francji - przykład ?:
Po raz pierwszy zobaczył wychodek ,wannę i widelce !! - co było dla niego szokiem !!. Zresztą po "ucieczce" z Polski wprowadził na pałace owe "nowości" z Polski.
Po koronacji i dzień po wymuszonych oświadczynach ( pamiętamy o brzydocie Anny Jagiellonki ) dostał informacje,że jego brat Karol IX zmarł i teraz jemu korona Francji się należy. Czym prędzej zabrał się z Polski i bez wytchnienia dla koni i siebie ,świty gnali do Francji niszcząc za sobą mosty ......
Taki to król ,co miał być wżeniony za córkę króla Hiszpanii ,co pogardził naszą Anną Jagielonką by umrzeć od ciosu nożem w brzuch w toalecie czytając list ....
Jakaż przejmująca cisza nad grobem się ściele,
krzyż pochylony zwrócony na ziemie ?!
Czemuż takiś samotny krzyżu człowieczy?
Czemuż pamięci ludzi w nicość odwleczy
To pamiątka po człeku,co życie swe przeżył
jak mógł najlepiej - pamięci nas nie mierzył....
Pamięć nasza wątła ,nie mający wiary
Dla tych co samotnie,skromnie umierali.
A Krzyż dalej od lat pochylony będzie
Póki go nasze sumienie i pamięć nie zdobędzie
Miejmy w sercu Boga Miłościwego
Dajmy tym samotnym krzyżom najlepsze z siebie samego...