• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blog o przyrodzie, naturze, śpiewaniu, historii

Kategorie postów

  • aktywność sportowa (13)
  • basonia (1)
  • bobrowniki (4)
  • bochotnica (12)
  • bonow (2)
  • borowa (16)
  • borowina (5)
  • chrząchów (1)
  • chrząchówek (1)
  • ciekawostki (23)
  • cmentarze (21)
  • delegacyjny i podróżniczy splen (5)
  • dęblin (27)
  • drozdówko (1)
  • epidemie (6)
  • filozofia (68)
  • gołąb (5)
  • góra puławska (3)
  • historia (132)
  • jaroszyn (1)
  • józefów (1)
  • karczmiska (1)
  • kleszczówka (1)
  • końskowola (7)
  • kurów (1)
  • Łęka (1)
  • maciejowice (1)
  • matygi (4)
  • młyny i wiatraki (25)
  • mosty i przeprawy (3)
  • nieciecz (1)
  • obłapy (1)
  • opatkowice (1)
  • osmolice (1)
  • parchatka (8)
  • piskory (1)
  • podzamcze (1)
  • pożó (8)
  • przyroda (46)
  • puławy (50)
  • rodzinne strony (55)
  • rudy (4)
  • sieciechów (3)
  • sielce (1)
  • skoki (6)
  • skowieszyn (7)
  • smaki ryb w puławach (2)
  • spiew (12)
  • starowice (1)
  • technika (5)
  • trzcianki (1)
  • wąwolnica (1)
  • wieprz (2)
  • wierzchoniów (1)
  • wieże wodne- ciśnień (7)
  • wisła (8)
  • witoszyn (1)
  • włostowice (2)
  • wojciechów (2)
  • wolka nowodworska (1)
  • wólka gołebska (6)
  • wskaźniki artyleryjskie (1)
  • wyznania religijne (18)
  • zbędowice (2)
  • ziemia szczecinecka (1)
  • Życie (56)

Strony

  • Strona główna

Archiwum czerwiec 2023

Smaku malinowego pomidora czar....

 

 

 

Taka szeroka plastikowa taśma z zamkiem. To pamiętam. I to bardzo dobrze. Zwijało się ją w walec a zamek łączył jej końce. Tu wsypywało się jakieś ziemi torficznej chyba, lub poderwanego koło Pierwszej Górki czarnoziemu. Tacka plastikowa, niegdyś służyła jako tacka pod kawę noszenie. Tą ohydną w srebrnym opakowaniu. Kawa naturalna. Zatęchła od leżenia bóg wie gdzie. I w tym młynku ręcznym mielona – białym dzielonym ,gdzie z góry wsypywało się przez otwory ziarna kawy i kręciło do upadłego. Chrobotała pod naciskiem kręcenia i dawała się zgrubnie zmielić. Pamiętam jej wątły i mglisty zapach. Tej patery,czy nowszej tacki plastyk. Szklaneczka z koszyczkiem i tu było zawsze różnie. Domowo – koszyczek plastyk, dla gości zdobiony koszyczek metalowy. Patrzyłem w latach 80 jak dorośli pijali tą czarną brzydko pachnącą esencję. Mało tego na czajnik z gwizdkiem był czujny i na dolewkę wody nie żałował…. Bleee. Jak ja nie nawiedziłem myć szklanki po takiej kawowej nasiadówce… Ale gdzie ja snów zabrnąłem …
Na półce w foliaku zawsze było miejsce szczególne. Takie na przejrzałe pomidory i paprykę. Zawsze jako gnój się zastanawiałem po co tam tato odkłada przejrzałe bawole serca i paprykę iglo już dawno mającą jędrność za sobą… Odpowiedź przyszła szybko. Brał deszczułkę i tego pomidora kroił i kazał nam żgajom wydłubywać nasiona. Nie mieściło mi się w głowie po co ten zabieg. Choć wiedziałem ,że jak marzec zimny , ale z pomrukami słońca nadciągnie ciepłem małym to z tatą szliśmy foliak naprawiać. Saletra paliła ręce po workach i deseczka i papiak i dziura załatana…. Wiedziałem co noszenie setki konewek i wiader do podlewania tych pomidorów pachnących z samego rana majowego ranka, gdzieś obok papryka także uwiązana na postronku, obok w grządce sałata wzeszła, rzodkiewka i ogórek długi na sznurku. Jak się uchylało drzwi foliacze w czerwcu buchał zapach pomidorowego znoju,gdzieś akcent ogórka był świeży. A ty noś te konewki wody i wiadra wody. A na foliaku była jeżyny i obok rosły kosztele . Rosły sobie same i dojrzewały z każdym mocniejszym błyskiem majowego słońca. Palącego niekiedy czerwca,gdzie to nad łęcinami ziemniaków ukazywał się kwiat. Piękny, biały, a na nim pojawiały się trzmiele i pszczoły. To był znak ,że czas gracki i jego podkopów się zaczął. I te z foliaku pomidory zaczęły już poważnie konopny sznur obciążać. Tu malinowe, tu zwykłe, tu bawole serca, tam w rogu już sałata przekwitła, gdzieś dojrzewała rodzynka jak to mówiliśmy. Miechunka peruwiańska a dla nas jedna rodzynka o swoistym smaku i zapachu. Takie nowości były pamiętam za szczypiora. Lecz nic nie przebiło rannych lipcowych peregeynacji do tej naszej szklarni z worków po saletrze ulepionej. Rosa otulała kostki ,pachniało wilgocią zmieszaną z ziołami lipcowymi w drodze do tej oazy pomidorowej. I te pierwsze uchylenie drzwi i buch jeden za drugim zapachu dojrzałego pomidora. I ich karmazynowa światłość na łodydze uwieszonej na konopnym sznurku. Taki pomidor jak smakował ? jak 1000 talarów, prosto z krzaka szczypał kąciki ust ,ale buchał pomidorowym światem w ustach. W domu do szczypty soli,czy śmietany,czy na kanapkę z cebulą ułożony był idealny. Smak daleki od tych uprawianych masowo.Tych setek konewek i wiader było wartych tej chwili…
Dziś pochylony w Lidlu nad malinowym ,małym ,szkaradnym ale do cholery pachnącym malinowym sobie wszystko przypomniałem. Te nasiona w te zawinięte pasy foli z ziemią, te pikowanie do większych pojemników, te na parapecie w łazience i kuchni wyrośnięte zieloności pełne pomidory. Te dołki w foliaku i podwiązania sznurem konopnym.Te setki przekleństw i konewek wody ciągniętej ze stawku. Te pnące się pnąca ,małe zielone, i wybrzmiałe później czerwone do granic pomidory, ten zapach otwieranych drzwi od foliaka i smaku na chlebie pszennym z cebulą i solą ….choć trochę przypomina …tylko trochę..

17 czerwca 2023   Dodaj komentarz
rodzinne strony  

Smaku śledzika w nadwiślańskich Puławach...

Jak sprowadzałem się mocno wojskowego Dębina ,Puławy wydawały się o trzy kroki do przodu ze wszystkim. To nie znaczy ,że w Dęblinie zieleni nie było.Była , jest i rzeczka Irenka wijąca się gdzieś ze Stawów do Wieprza. Był i teren przywieprzański. Tam i kajaki,muszla koncertowa i kawiarnia była. Tętniące serce Twierdzy…Dziś to już dom prywatny i chaszcze i las. W nim relikty byłych domków ,wypożyczalni kajaków… Został tylko Wieprz na Masowie i tam się teraz ostały i kajaków mrowie i miejsc na wypoczynek wiele. Puławy miały zieleni pod dostatkiem. Pamiętam, jak na budowanym moim osiedlu na Niwie szumiały jabłonie. Masę jabłoni i dźwig i pustaków setki. Koniec ul Saperów Kaniowskich w trylince popękanej przy garażach i do góry na Armii Ludowej. Bo prosto to Spacerowa pachnąca piachem i jabłoniami. Jam musiał wyglądać tam maj? Gaj w bieli skąpany? Nie wiem, nie zaznałem tego. Lecz pamiętam utworzoną dopiero co ulicę nową Kopernika. Tak te Puławy z parownikami i kominami z oddali i tej zieloności były skąpane wtenczas. Latem masę imprez ,co róż jakieś plenerowe inkantacje,wesoło i radośnie na ulicach było. Pierwszy w Antyku tatar genialny i piwo najtańsze chyba z kija w barze Na Łąkach. Dla VIPów bar Maryna ,czy u Marychy koło dworca PKP miasto. Nie pamiętam ,ale ostrzegano mnie przed nim. Te byłe smażalnie ryb ,jak ta gdzie teraz szkło tną na Słowackiego. Kiedyś już o najlepszych karasiach pisałem z okolic Góry Pulawskiej , czy karczmy w Puławach Ówczesne czasy XX wieku , jego pachnące smażona rybą skrzyżowanie dróg Sieroszewskiego i Słowackiego . Według wspomnień mojego przyjaciela przed smażalnia był plac zielony i płac i targ mięsny . Zieleniak zlikwidowano w latach 90 tych stawiając omawianą smażalnie . Oferowała na pewno 10 różnych dań rybnych , które można było zapijać smaczna Perłą z "kija". Na owe czasy było to miejsce bardzo uczęszczane a tak mało o nim wiadomo. Na dziś być może Sanepid by zamknął ten przybytek , ale wtenczas ...ludziom mniej wszytko przeszkadzało. Po smażalni zostało tylko wspomnienie a miejsce gdzie była zmieniło się diametralnie .Na Lubelskiej Smażalnia „Karolina” nie wiem ,czy tam serce bije w niej. Dawne Puławy te przedwojenne prężyły muskuły i do pięknej sennej przy wiślanej kurortowej miejscowości – miasta działał i przemysł. Był browar Józefa Landau przed I WŚ. W Czasie wojny pozycyjnej częściowo zniszczony. Dało temu życie nowe brzmienie. Produkcja marmolady i powideł.Słód jęczmienny do browaru produkowano w Wólce Profeckiej. A i tam robiono i krochmal z skrobi ziemniaczanej . Po browarze była szklarnia a teraz mieści się Muzeum Polarnictwa. Kominy na Ceglanej wypalały cegłę a były dwie. Prace zaczynały się w maju a kończyło w październiku. Tam przy „carskich” zbiornikach gliny,piachu i wody nie brakło. W mieście wypalano wapno, jedna z nich mieściła się przy Leśnej ,właścicielem był Tarasiewicz. Na mapach z lat PRL na Niwie także wypalano wapno. I był tartak z całą infrastrukturą torów kolejowych ,gdzieś blisko Nowej Hali i Uniwersamu.
Były także octownie. Jedna ze spirytusu była na ulicy Dęblińskiej ( teraz Hugona Kołłątaja) a druga znana nam…Na ulicy Zielonej. Willi Samotnia. Cytując historyka Zbigniewa Kiełba skąd nazwa i jej losy możemy się dowiedzieć :
„ [Łucja Barbara Rautenstrauchowa z Giedroyciów ]Osiadła na stałe w Puławach na początku 1853 r. w dzielnicy Mokradki w willi, którą nazwała Samotnia. Nazwa ta wynikała z chęci odcięcia się Łucji od wielkiego świata, w którym nie zrealizowała swoich oczekiwań. Willę wybudowano w 1. poł. XIX w., według jej projektu jako willę nawiązującą do romantycznego gotyku. Służyła jej nie tylko jako mieszkanie, ale również była salonem kulturalnym elity intelektualnej Puław.”
Kiedy zgasła w wieczności Pani Łucji , willa Samotnia w kolejach losu stała się własnością Gilda i Izaak Kurzbard.Przy tym co widzimy teraz ,pięknie zwieńczona wieża była także wieża drewnienia , w której produkowano ocet. Kurzbardowie obok starej wieży o ośmiu ścianach postawili drugą, okrągłą z bali dębowych wypełnioną wiórami bukowymi.
U szczytu „Samotni" umieścili metalowy zbiornik na wodę. Co jakiś czas podjeżdżały fury ze spirytusem. Zmieszany z wodą kapał powoli przez bukowe wióry. Tak powstawał ocet. Z dębowym smakiem. A dębu tu nie brakowało.
Po wojnie jak pisze historyk Kiełb :”
Towarzystwo Przyjaciół Puław, które już 1962 r. zabiegało u władz centralnych o działania na rzecz poprawy stanu puławskich zabytków w tym willi Samotnia. W latach 70. XX w. podjęło one pierwsze starania o pozyskanie willi na siedzibę stowarzyszenia oraz wpisanie jej do rejestru zabytków. Kolejne tego typu działania podjęto ponownie w latach 80. XX w. Dopiero w 1993 r. Rada Miasta Puławy zdecydowała o przekazaniu tej nieruchomości na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Puław. W następnych latach zarząd towarzystwa podjął działania zmierzające do odbudowy willi Samotnia. W 1998 r. do odnowionej części willi przeniesiono siedzibę towarzystwa, które w 2002 r. udostępniło budynek społeczności Puław, otwierając kawiarnię artystyczna ,,Łucja”.
A ja pamiętam jak była tam czeska knajpa. Nie byłem tam i nie jadłem ,ale po jakimś czasie upadła. Wróciła nazwa Stara Octownia ,która góruje nad parkanem parku i wyznacza drogę na Kazimierz. Dziś poraz drugi byłem z rodziną. Choć wycieczka seniorów była obfita to obsługa Pań sprawna. I to pokazany przez Zbyszka specjał – śledzik . Dziś zjedzony podwójnie i danie dla młodego. Wszystko z klimatem tego miejsca. Pełna estyma i ukłon dla historii. Właściciel nie zapomniał o należytym oddaniu czci i hołdu dla tradycji i historii. Śledzik genialny ,obsługa wyśmienita. I to nie jest żadna reklama. Bo siedzieć na piętrze tej wieży i spoglądać na park,na Żulinki na wystrój odpowiedni,na jakiś przeszywający to miejsce wymiar Łucji …
Dziś śledzik z cytryną przypomina te wielkie puławskie i włostowickie koligacje z Gdańskiem wieku XV,XVI czy XVII…..Idealne połączenie!

05 czerwca 2023   Dodaj komentarz
puławy   Śledzik stara octownia Puławy  
Izkpaw | Blogi