Smaku śledzika w nadwiślańskich Puławach...
Jak sprowadzałem się mocno wojskowego Dębina ,Puławy wydawały się o trzy kroki do przodu ze wszystkim. To nie znaczy ,że w Dęblinie zieleni nie było.Była , jest i rzeczka Irenka wijąca się gdzieś ze Stawów do Wieprza. Był i teren przywieprzański. Tam i kajaki,muszla koncertowa i kawiarnia była. Tętniące serce Twierdzy…Dziś to już dom prywatny i chaszcze i las. W nim relikty byłych domków ,wypożyczalni kajaków… Został tylko Wieprz na Masowie i tam się teraz ostały i kajaków mrowie i miejsc na wypoczynek wiele. Puławy miały zieleni pod dostatkiem. Pamiętam, jak na budowanym moim osiedlu na Niwie szumiały jabłonie. Masę jabłoni i dźwig i pustaków setki. Koniec ul Saperów Kaniowskich w trylince popękanej przy garażach i do góry na Armii Ludowej. Bo prosto to Spacerowa pachnąca piachem i jabłoniami. Jam musiał wyglądać tam maj? Gaj w bieli skąpany? Nie wiem, nie zaznałem tego. Lecz pamiętam utworzoną dopiero co ulicę nową Kopernika. Tak te Puławy z parownikami i kominami z oddali i tej zieloności były skąpane wtenczas. Latem masę imprez ,co róż jakieś plenerowe inkantacje,wesoło i radośnie na ulicach było. Pierwszy w Antyku tatar genialny i piwo najtańsze chyba z kija w barze Na Łąkach. Dla VIPów bar Maryna ,czy u Marychy koło dworca PKP miasto. Nie pamiętam ,ale ostrzegano mnie przed nim. Te byłe smażalnie ryb ,jak ta gdzie teraz szkło tną na Słowackiego. Kiedyś już o najlepszych karasiach pisałem z okolic Góry Pulawskiej , czy karczmy w Puławach Ówczesne czasy XX wieku , jego pachnące smażona rybą skrzyżowanie dróg Sieroszewskiego i Słowackiego . Według wspomnień mojego przyjaciela przed smażalnia był plac zielony i płac i targ mięsny . Zieleniak zlikwidowano w latach 90 tych stawiając omawianą smażalnie . Oferowała na pewno 10 różnych dań rybnych , które można było zapijać smaczna Perłą z "kija". Na owe czasy było to miejsce bardzo uczęszczane a tak mało o nim wiadomo. Na dziś być może Sanepid by zamknął ten przybytek , ale wtenczas ...ludziom mniej wszytko przeszkadzało. Po smażalni zostało tylko wspomnienie a miejsce gdzie była zmieniło się diametralnie .Na Lubelskiej Smażalnia „Karolina” nie wiem ,czy tam serce bije w niej. Dawne Puławy te przedwojenne prężyły muskuły i do pięknej sennej przy wiślanej kurortowej miejscowości – miasta działał i przemysł. Był browar Józefa Landau przed I WŚ. W Czasie wojny pozycyjnej częściowo zniszczony. Dało temu życie nowe brzmienie. Produkcja marmolady i powideł.Słód jęczmienny do browaru produkowano w Wólce Profeckiej. A i tam robiono i krochmal z skrobi ziemniaczanej . Po browarze była szklarnia a teraz mieści się Muzeum Polarnictwa. Kominy na Ceglanej wypalały cegłę a były dwie. Prace zaczynały się w maju a kończyło w październiku. Tam przy „carskich” zbiornikach gliny,piachu i wody nie brakło. W mieście wypalano wapno, jedna z nich mieściła się przy Leśnej ,właścicielem był Tarasiewicz. Na mapach z lat PRL na Niwie także wypalano wapno. I był tartak z całą infrastrukturą torów kolejowych ,gdzieś blisko Nowej Hali i Uniwersamu.
Były także octownie. Jedna ze spirytusu była na ulicy Dęblińskiej ( teraz Hugona Kołłątaja) a druga znana nam…Na ulicy Zielonej. Willi Samotnia. Cytując historyka Zbigniewa Kiełba skąd nazwa i jej losy możemy się dowiedzieć :
„ [Łucja Barbara Rautenstrauchowa z Giedroyciów ]Osiadła na stałe w Puławach na początku 1853 r. w dzielnicy Mokradki w willi, którą nazwała Samotnia. Nazwa ta wynikała z chęci odcięcia się Łucji od wielkiego świata, w którym nie zrealizowała swoich oczekiwań. Willę wybudowano w 1. poł. XIX w., według jej projektu jako willę nawiązującą do romantycznego gotyku. Służyła jej nie tylko jako mieszkanie, ale również była salonem kulturalnym elity intelektualnej Puław.”
Kiedy zgasła w wieczności Pani Łucji , willa Samotnia w kolejach losu stała się własnością Gilda i Izaak Kurzbard.Przy tym co widzimy teraz ,pięknie zwieńczona wieża była także wieża drewnienia , w której produkowano ocet. Kurzbardowie obok starej wieży o ośmiu ścianach postawili drugą, okrągłą z bali dębowych wypełnioną wiórami bukowymi.
U szczytu „Samotni" umieścili metalowy zbiornik na wodę. Co jakiś czas podjeżdżały fury ze spirytusem. Zmieszany z wodą kapał powoli przez bukowe wióry. Tak powstawał ocet. Z dębowym smakiem. A dębu tu nie brakowało.
Po wojnie jak pisze historyk Kiełb :”
Towarzystwo Przyjaciół Puław, które już 1962 r. zabiegało u władz centralnych o działania na rzecz poprawy stanu puławskich zabytków w tym willi Samotnia. W latach 70. XX w. podjęło one pierwsze starania o pozyskanie willi na siedzibę stowarzyszenia oraz wpisanie jej do rejestru zabytków. Kolejne tego typu działania podjęto ponownie w latach 80. XX w. Dopiero w 1993 r. Rada Miasta Puławy zdecydowała o przekazaniu tej nieruchomości na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Puław. W następnych latach zarząd towarzystwa podjął działania zmierzające do odbudowy willi Samotnia. W 1998 r. do odnowionej części willi przeniesiono siedzibę towarzystwa, które w 2002 r. udostępniło budynek społeczności Puław, otwierając kawiarnię artystyczna ,,Łucja”.
A ja pamiętam jak była tam czeska knajpa. Nie byłem tam i nie jadłem ,ale po jakimś czasie upadła. Wróciła nazwa Stara Octownia ,która góruje nad parkanem parku i wyznacza drogę na Kazimierz. Dziś poraz drugi byłem z rodziną. Choć wycieczka seniorów była obfita to obsługa Pań sprawna. I to pokazany przez Zbyszka specjał – śledzik . Dziś zjedzony podwójnie i danie dla młodego. Wszystko z klimatem tego miejsca. Pełna estyma i ukłon dla historii. Właściciel nie zapomniał o należytym oddaniu czci i hołdu dla tradycji i historii. Śledzik genialny ,obsługa wyśmienita. I to nie jest żadna reklama. Bo siedzieć na piętrze tej wieży i spoglądać na park,na Żulinki na wystrój odpowiedni,na jakiś przeszywający to miejsce wymiar Łucji …
Dziś śledzik z cytryną przypomina te wielkie puławskie i włostowickie koligacje z Gdańskiem wieku XV,XVI czy XVII…..Idealne połączenie!